Ilustracja: Franz Xaver Winterhalter

Arystokrata (IV)

23 czerwca 2019

Opowiadanie z serii:
Arystokrata

Szacowany czas lektury: 16 min

Stała przed nią kobieta wysoka, szczupła, pełna wysublimowanego piękna. Jej wysoko upięte, długie, czarne włosy z granatowym odcieniem, bajecznie kontrastowały z satyną w kolorze starego, ciemnego złota. Prosty krój sukni wieczorowej, delikatnie obcisłej w biodrach i udach, z rozcięciem z boku, dekoltem ramion i pleców, wydobywał idealną smukłość sylwetki, zwłaszcza że satynowy materiał, wiele zakrywając, tak naprawdę wszystko obnażał. I ta przepyszna kolia z rzadkich, żółtych szafirów współgrająca ze złocistą barwą oczu, w których czaił się ledwie uchwytny cień jakby nostalgii.

Odeszła od lustra. Wyglądała lepiej, niż się czuła. Była potwornie zmęczona. Kilka godzin w roli gospodyni na przyjęciu wydanym z okazji rocznicy powstania fundacji, prowadzonej przez żonę przewodniczącego Rady, dało jej się we znaki, ale było warto. Wszyscy widzieli, w jakich zażyłych stosunkach jest z wszechwładnym przewodniczącym Rady Trybunału i jego małżonką. Od dłuższego czasu pracowała nad tym, aby w arystokratycznym światku towarzyskim, co do przyjaźni i szczególnej zażyłości łączącej pannę Rays z Maxymilianem Kanterem nikt nie miał wątpliwości. Wspólne rauty, spotkania w klubach, rozliczne imprezy plenerowe, a przede wszystkim przyjęcie zaproszenia przez przewodniczącego Kantera do objęcia honorowym patronatem najbardziej prestiżowej gonitwy „Mistrzów”, wieńczącej koniec sezonu wyścigowego, było ukoronowaniem jej starań. Nawet zwycięstwo klaczy Diasty, której była hodowcą i właścicielem, i która dzięki triumfowi stała się trzecim trójkoronowanym koniem w historii, nie cieszyło Marty bardziej niż zacieśnione więzi z państwem Kanter. Dziś zebrała pierwsze owoce.... Nie bez znaczenia był naturalnie fakt przekazania przez należącą do niej firmę Radvan niebagatelnej kwoty na konto fundacji wspierającej leczenie biednych dzieci. Oczywiście, ten hojny gest, zgodnie zresztą z jej zamierzeniem, został zauważony i odpowiednio doceniony przez pewne osoby na których Marcie zależało. W duchu uśmiechnęła się do siebie, w świat poszły konkretne informacje. Siew został ukończony, teraz należało tylko cierpliwie czekać na efekty żmudnej pracy. O, tak! Słyszała już w oddali pomruki nadciągającej burzy.

Nie bez przyjemności zrzuciła szpilki z nóg i nalała sobie swojego ulubionego chateau petrus. Potrzebowała rozładować napięcie, a wino zawsze dobrze na nią działało, jednak dziś to za mało, potrzebowała czegoś więcej. Dolała sobie jeszcze do kieliszka cennego trunku i skierowała się do sypialni. Od razu na wejściu została otulona przyjemnym, ciepłym półmrokiem. Jedynym źródłem światła były płomienie świec i blask ognia z dużego, zabytkowego kominka. Zapach jaśminu z kilku świeżych, ukwieconych gałązek mile ją zaskoczył. Jej osobisty naprawdę się starał, bezbłędnie trafiał w gust swej pani. Uśmiechnęła się leciutko, tak bardzo pragnął służyć Marcie na stałe. Rozejrzała się po sypialni i u wezgłowia olbrzymiego łoża, w pozycji uległego, dostrzegła niewolnika dla przyjemności.

Przez moment zawahała się – była taka zmęczona i wypalona. Jednak im dłużej przyglądała się młodemu mężczyźnie… Szerokie ramiona, umięśnione i wytrenowane ciało obiecywało przyjemność…

Do tego pięknie wyrzeźbiona twarz, zbyt piękna, by móc o niej powiedzieć po prostu: „przystojna”.

Napięcie, w którym żyła od jakiegoś czasu, potrzebowało ujścia, a seks stanowił jeden z najlepszych środków na odprężenie, chociażby na krótką chwilę.

W momencie, gdy podeszła bliżej i poczuła bardzo delikatny, ulotny zapach piżma ze zmysłową nutą wanilii, jej ciało obudziło się i zaczęło żyć własnym życiem, a całe zmęczenie gdzieś znikło.

Musnęła dłonią ramię niewolnika. Poczuła, jak leciutko zadrżał pod tym dotknięciem, a jego ciepło przeniknęło przez palce. Wydawał się taki mocny i silny. Miała tylko nadzieję, że nie został jeszcze złamany. Nie znosiła kochać się z niewolnikami spętanymi strachem lub tak odurzonymi afrodyzjakami, że pieprzyliby wszystko, co się rusza.

– Pani, jestem tu, by sprawić ci radość i dać rozkosz. – Oświadczył niskim, ciepłym głosem. Wiedział, jak go używać.

– Zapewne… – mruknęła i zdjęła mu z szyi łańcuszek z kluczykiem od kajdanek, jednocześnie odstawiając na mały stolik kieliszek.

Powoli, delektując się narastającym, dobrze jej znanym napięciem, z dłonią muskającą gładką, błyszczącą skórę ramion, a potem pleców niewolnika, uklęknęła tuż za nim, aby rozkuć mężczyźnie dłonie. Bardzo powoli… Jej długie paznokcie, trochę bardziej niż mocno, przeorały skórę po całej długości, od ramienia do skutych nadgarstków, pozostawiając cztery długie, białe rysy. Widziała, jak przeszył go dreszcz, zadrgały leciutko mięśnie; jak potarł policzek o ramię; jak palce jego dłoni poszukały kontaktu z jej dłońmi…

Kajdanki opadły z rąk blondyna. Nachyliła się na moment ku niemu, by jeszcze raz poczuć jego zapach.

- Intrygujący... - zamruczała jak głodna kotka, czując nadchodzącą, przyjemną falę ciepłego rozluźnienia. Podniosła się z kolan. Satyna stała się jakoś bardziej chłodna i jeszcze bardziej śliska… Uwielbiała tę chwilę, kiedy jej ciało stawało się wrażliwe i wyczulone na bodźce w oczekiwaniu na rozkosz.

Niewolnik też wstał, lekko, sprężyście, ale jakby z sennym ociąganiem. Był wyższy od niej i pięknie zbudowany. Miał ciało już nie chłopca, ale jeszcze i nie całkiem dojrzałego mężczyzny, wyczuwała w nim świeżość niewinnej młodości. Odwrócił się do niej, ale nie podniósł głowy, rozcierał zdrętwiałe nadgarstki w taki sposób że… oblizała językiem wargi i przymrużyła oczy.

W jego ruchach było coś tak miękkiego i jednocześnie drapieżnego…

Zanim ich wzrok spotkał się, zanim głęboki brąz jego tęczówek spotkał się z wyniosłością jej złocistych, w których już grało niebezpiecznie pożądanie, pomyślała, że naprawdę potrzebuje go na dzisiejszą noc i oczekuje spełnienia tej obietnicy; obietnicy, którą składał całym sobą. Posłała niewolnemu wyzywające, przenikliwie ostre spojrzenie, na które spokojnie zareagował, przyciągając ją mocno do siebie.

Stała się czujna i żądna, krew pulsowała jej w żyłach, a całe ciało zalewało cudowne ciepło.

Niewolnik, jedną ręką obejmując ją w pasie, drugą gładził kształty ciała skryte w opinającej Martę sukni. W tym czasie jego usta wędrowały po szyi, karku i dekolcie, smakując językiem skórę. Robił to niespiesznie, ale z taką pożądliwością, że tchnienie kobiety stawało się coraz bardziej nieregularne, a podniecenie nie do opanowania. Czuła jego przyspieszony oddech wszędzie i poddawała mu się z zachłanną satysfakcją, czerpiąc z tego jak najwięcej przyjemności, która rozluźniała napięte ciało i umysł. Otulił swoim ciepłym oddechem jej usta, język. Do tej pory tak delikatny i nieśmiały, stał się natarczywy i gwałtowny, czuła jego smak, słodki, subtelny i pobudzający zmysły. Wplątała palce w gęste, jasne włosy, chcąc zatrzymać to doznanie, jak najdłużej. Błądzące po jej pośladkach i ślizgające się po satynie ręce wzmagały pożądanie na tyle, że gdy gwałtownie i brutalnie rozerwał zapięcie sukni, nie zareagowała, za to on cichutko jęknął z chwilą, kiedy pojął, że nie miała na sobie bielizny, którą uważała za grzech śmiertelny w połączeniu z majestatyczną frywolnością tkaniny. Gdy piękna, ciemnozłota suknia spływała po jej pobudzonym ciele, Marta pomyślała tylko, że było to bardzo odważne posunięcie ze strony niewolnika, i powinna wyciągnąć z tego konsekwencje… surowe konsekwencje… ale to później… teraz nie mogła…. teraz – rozbudzona podsycaną namiętnością wyobraźnia zaczęła działać…

Westchnęła, gdy ustami objął najpierw jedną, a po chwili drugą brodawkę piersi. Drżała z rozkoszy, gdy osuwał się powoli niżej i coraz niżej, coraz bardziej pożądliwy w swej zachłanności. Całował, muskał delikatnie jej wzgórek łonowy, gładził palcami wrażliwą skórę wewnętrznej strony ud, drażnił coraz bardziej pozbawione kontroli zmysły i… wycofywał się.

Był doskonale wyszkolony. Wiedział, że dla kobiety w seksie drugim najważniejszym czynnikiem jest skóra, ale na pierwszym miejscu zawsze jest jej umysł, więc zniewalał ją, przejmując kontrolę nad jej doznaniami. Uchylał przed nią bramy rozkoszy, lecz nie pozwolił przejść dalej i zatracić się w niej całkowicie, dopóki nie pozna granic bólu i szaleństwa swojego pożądania.

Gdy przylgnęła do silnego, rozpalonego ciała mężczyzny, aby wchłonąć w siebie jego ciepło, by karmić się trzymanymi jeszcze na wodzy żądzami niewolnika, on bez żadnego wysiłku uniósł swą panią i delikatnie ułożył na łóżku, przez krótką chwilę sycąc się jej widokiem. Szybko i sprawnie pozbył się spodni, ciągle nie odrywając od Marty wzroku. W oczach osobistego sługi widziała podziw i fascynację, pobudzające jej kobiecą, egoistyczną próżność. Świadomość, że jest pożądana, sprawiała, iż mogła osiągnąć najwyższe spełnienie, bo tak naprawdę nie kochała się z ciałem mężczyzny, ale z jego duszą, emocjami i namiętnościami.

– Powiedz, Pani, czego pragniesz, a ja to spełnię. – To, co powiedział, i to, w jaki sposób na nią patrzył, było bardzo śmiałe jak na niewolnego. Ryzykowna pewność siebie dodawała mu uroku, tylko że... Nie znał jej i jej oczekiwań, ale poufałość, z jaką ją traktował, oraz przejmowanie inicjatywy pozwalało sądzić, że jak do tej pory nie poniósł porażki w grach, w których sam ustalał reguły.

Tak, ten niewolnik nie został jeszcze złamany, jeszcze był mężczyzną o niewypalonym wnętrzu, świadomym swej wartości.

W odpowiedzi posłała mu wyzywające, pełne napięcia spojrzenie, w którym zawarła również ostrzeżenie. W tej rozgrywce dla własnego dobra musiał bezwarunkowo wygrać.

Pieścił całe jej ciało, gładził piersi, brzuch, błądził dłońmi wzdłuż wewnętrznych części ud, zakręcając wokół stóp i powracając, wzdłuż pośladków, żeber i szyi, by rozpocząć wędrówkę od nowa. Kiedy nie mogła już znieść pieszczot; kiedy pragnęła rozpaczliwie mocniejszego dotyku, który przyniósłby chociaż na moment odprężenie; i kiedy miała mu to już rozkazać, wykrzyczeć, wybłagać, zamknął jej usta pocałunkiem, tłumiąc ich wspólne jęki i westchnienia. Dłonie kobiety zapalczywie wędrowały po plecach, ramionach i karku młodego mężczyzny. Dotyk jego penisa przy łonie wywołał szaleństwo zmysłów. Nie była w stanie powstrzymać jęku, gdy nagle, delikatnie, choć zdecydowanie wszedł w jej wilgotne już od dawna wnętrze i zatrzymał się…

Pozwolił jej rozluźnić się. Nie miała pojęcia, że aż tak się spięła. Oderwała się od jego ust i utkwiła w nim zamglone oczy, pełne błagalnego szaleństwa, żeby wreszcie spełnił obietnicę rozkoszy. Objęła jego biodra nogami, desperacko próbując wciągnąć go w siebie jak najgłębiej. W chwili, gdy i on, nie panując już nad pożądaniem, wszedł w nią do końca, mocno, chciwie, zawłaszczając ją całym sobą, dała się ponieść upojeniu. Świat przestał istnieć, wszystko tańczyło wraz z nią na fali uniesienia, z każdym pchnięciem zatracała się coraz bardziej, a jego pojękiwania i mruczenie dodatkowo ją stymulowały. Po chwili jednak wróciła do siebie, odpowiadając na jego pchnięcia. Zaczęli się zestrajać, czerpiąc z tej wspólnej gry maksymalną przyjemność, jednocześnie podsycając pożądanie.

Nie miała pojęcia, jak długo zatracała się w namiętności targającej jej zmysłami przy każdym jego ruchu, ale gdy wyślizgnął się z niej, była niesamowicie wyczerpana, niespełniona i zła. Ciągle grali na jego zasadach, jednak pożądanie, które tak strasznie ciążyło jej między nogami, wołało o jeszcze i jeszcze. On również był zmęczony, słyszała jego ciężki oddech. Skóra zresztą, tak jak i jej, była mokra od potu. Wpił się w jej usta, zaplotła dłonie na jego karku, palcami przesuwając po obroży. Serce powoli przestawało walić, odprężała się pod jego dotykiem, lecz gdy kciukiem musnął jej stwardniały sutek, jęknęła przeciągle, a potem drugi raz, głośniej, gdy cofnął dłoń. Podniosła kolano i dotknęła jego penisa – był w pełnej gotowości, jeszcze wilgotny, drżący i chętny. Dawał sobie czas na ochłonięcie. W końcu mało który mężczyzna tak naprawdę był w stanie wytrzymać wystarczająco długo, by w pełni zaspokoić kobietę świadomą swej seksualności; w dodatku kobietę, od której zależał jego los. Do tego byli szkoleni niewolnicy dla przyjemności, bo kobiety, którym służyli, tylko brały i bardzo rzadko kiedy cokolwiek dawały.

Nagle poczuła, że coś spłynęło jej między piersiami. Jasnowłosy wylał na nią chateau, po czym łapczywie zaczął zlizywać wino. Zapach mężczyzny zaczął się mieszać z zapachem trunku i jej własnego podniecenia. I gdy tak zjeżdżał coraz niżej, jej ciało coraz bardziej sztywniało, by w końcu, gdy dopadł ustami łechtaczki, wygiąć się w łuk. Instynktownie złapała głowę niewolnego. Złocisty wzrok powędrował w kierunku olbrzymiego lustra. Patrzyła, jak ją obsługiwał i jak jej ciało całkowicie mu się poddało. Znów ją posiadł, powoli, delikatnie, leniwie. Podarował Marcie rozkosz, o której istnieniu nie miała pojęcia, a kiedy wreszcie pozwolił na spełnienie, nie mogąc zapanować nad własnym pożądaniem i pragnieniem, oddał całego siebie.

 

***

 

Obudziło ją dotknięcie dłoni.

– Pani…

Otworzyła oczy. Stał przy niej osobisty, nie wiedziała, co się dzieje.

– Coś się stało? – spytała zaspana, siadając na łóżku i otulając się szczelniej kołdrą. Rozejrzała się po pokoju – niewolnik do przyjemności spał, klęcząc w nogach jej łoża.

– Martin chce się pilnie z Panią widzieć, od rana straszne zamieszanie – chłopak starał się pokrótce wyjaśnić sytuację.

– Podaj mi coś do picia. – Przypomniała sobie minioną noc i ogarnęło ją rozmarzenie po przebytej niedawno rozkoszy.

– Podobno aresztowano jakąś bardzo ważną osobę, która była tutaj wczoraj na przyjęciu – informował swoją właścicielkę, podając szklankę z wodą.

A więc zaczęło się.

– Czy państwo Kanter już wyjechali? – spytała z nadzieją, że zaprzeczy.

– Nie, Pani. W związku z tą sprawą zostali jeszcze i rozmawiali z Martinem. Pan przewodniczący też czeka na rozmowę.

Przyjrzała mu się uważniej, był zadziwiająco dobrze poinformowany i kompetentny w tym, co robił.

– Widzę, że się starasz – pochwaliła go. Mogła być zadowolona. Zostawi sobie tego osobistego, naprawdę się stara. Wiadomość, którą jej przekazał, wprawiła Martę w doskonały humor. Wielki pan przewodniczący czekający na audiencję u pani Rays. Doskonale!

Słysząc ich głosy, obudził się niewolnik dla przyjemności. Zażenowany natychmiast przyjął pozycję uległego. Popatrzyła na niego i właśnie zdała sobie sprawę, że nawet nie wie, jak ma na imię. Wspomnienie nocnych doznań miłym ciepłem rozlewało się po jej ciele… Coraz mocniej. Może nawet nie wyciągnie konsekwencji za spanie w jej obecności… A może jednak wyciągnie?… Jeśli sprawi jej taką samą przyjemność…

– Wpuść Martina, ale tylko na chwilę – zwróciła się do osobistego – i przynieś mi śniadanie… Nie, każ przynieść dwa śniadania. – Nie spuszczała wzroku z tego, który podarował jej rozkosz. Sam jego widok sprawiał, że serce przyspieszało coraz mocniej. W blasku dnia wydał się jeszcze atrakcyjniejszy. – A pan przewodniczący niech jeszcze czeka, jestem zajęta.

Pomruki burzy stawały się coraz mocniejsze…

Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. Zerknęła w olbrzymie okno zalane słońcem. Dzień zapowiadał się pięknie.

Ten tekst odnotował 13,588 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.91/10 (21 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (2)

0
0

zażyłości łączącej pannę Rays z Maxymiliana Kanterem


tu pasuje kilka opcji ale ta akurat nie

chateau petrus


Chateau Petrus

był w pełnej gotowości, jeszcze wilgotny,


raczej już wilgotny
Drażnią mnie również te stale powracające w każdym odcinku oczy w kolorze ,,starego złota". Nie uważasz, że czas najwyższy nazwać inaczej tę barwę?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Czytelniku, miło Cię ponownie widzieć pod moim tekstem.
Lubię tę barwę, jednak może przychylę się do Twej sugestii 🙂
Z nazwą wina z wielkiej litery nie mogę się z Tobą zgodzić. Nazwy marek zawsze piszemy z wielkiej, np: Napila się wina marki Chateau Petrus. Jednak jeśli piszemy o wyrobie: " nalała sobie swojego ulubionego chateau petrus" z malej litery.
Pozdrawiam serdecznie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.