Arystokrata (XI)

31 sierpnia 2019

Opowiadanie z serii:
Arystokrata

Szacowany czas lektury: 45 min

Marta tysięczny raz zerknęła na zakochaną parę przy stoliku za filarem. Kolejne ukłucie zazdrości i kolejne postanowienie, że więcej tego nie zrobi. To wszystko było nie do zniesienia! Rozzłoszczona na młodych ludzi, zbyt ostro odpowiedziała Julii Kanter:

– I co ja mogę na to poradzić?!

Na okrągłej twarzy szatynki pojawił się grymas wymuszonego zrozumienia.

– Doskonale pojmuję, co masz na myśli, kochana, – westchnęła teatralnie – i masz pełne prawo być rozgniewaną. Nikt nie powinien, wtrącać się do naszych kobiecych spraw, żaden mężczyzna czy nawet mąż.

Marta utkwiła w siedzącej naprzeciw kobiecie chłodny wzrok i uśmiechnęła się szeroko, posyłając jednocześnie ukradkowe spojrzenie. Nie potrzebowała dużo czasu, aby odkryć słabe strony arystokratki, przy czym nawet nie spodziewała się, jak ta jest naiwna. Kiedy umawiała się na spotkanie z Julią, miała poczucie winy, że wciąga w swoją grę niczego nieświadomą żonę przewodniczącego, a już po niecałym kwadransie pewność, że wykorzystuje kobietę, osiągnęła maksymalny poziom. Do tej pory uważała panią Kanter za osobę zdystansowaną do swego życia i obojętną wobec niesprawiedliwości, która ją spotykała, skupiającą się na rodzinie i całkowicie oddaną gromadce dzieci. Marta myliła się w ocenie tej skromnej istoty. Dostrzegła, jak bardzo cierpi, będąc tak bezwzględnie podporządkowaną i stłamszoną przez swojego żądnego władzy męża. Zawsze milcząca i trzymająca się z boku, sprawiała wrażenie, że rola żony wysoko postawionego małżonka jest ostatnią, jaką pragnęła odgrywać. Z tego, co zrozumiała, jedynym celem i autentyczną przyjemnością w jej smutnym życiu było poświęcenie się szóstce własnego potomstwa i prowadzenie fundacji na rzecz bezdomnych dzieci. Tak bardzo łaknącej zrozumienia i ciepła osoby panna Rays dawno nie spotkała. Kilka poufałych gestów, parę banalnych żartów i zachwytów nad dwiema najstarszymi córkami, które miała okazję poznać przy jakiejś niezobowiązującej wizycie w domu państwa Kanter wystarczyło, aby kobieta jadła Marcie z ręki.

– Musimy wspomagać się wzajemnie, Julio, inaczej przepadniemy w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Będziemy niezbędnym dodatkiem do wizerunku bogów wszechmogących, a wszystko, na co nam pozwolą, to doglądanie domu. I zapewne sami będą dobierać nam służbę! – Marta specjalnie wspomniała o służbie, wiedząc o sprzeczce, jaka wywiązała się pomiędzy małżonkami podczas wiosennej aukcji niewolników w Radrays Valley.

– O ile już się to nie zdarza – zrezygnowane spojrzenie Julii potwierdziło podejrzenie Marty, że tamto wydarzenie wciąż jest boleśnie żywe w pamięci. – Maksymilian próbował ograniczyć mi środki podczas aukcji w twoim domu. – Upiła trochę wina, aby podkreślić rozgoryczenie. – A czy ja tak wiele chciałam? Też coś od życia mi się należy… – na chwilę zawiesiła głos, jakby dotarła do niej jakaś prawda. – Jakie to banalne!

Marta nie odzywała się, obserwując zmianę nastroju u swojej rozmówczyni. Odniosła wrażenie, że budzi się w tej kobiecie jakiś bunt, jakaś chęć do walki o własną tożsamość.

– Wytłumaczyłam mu, że po pierwsze – takie skąpstwo źle może wpłynąć na jego wizerunek… Rozumiesz… Jakieś kłopoty finansowe albo co innego mogą sobie ludzie pomyśleć. A po drugie – jeśli on może wydawać na swoje przyjemności fortunę, to dlaczego ja nie mogę? No, dlaczego? Też mam swoje potrzeby… Sama wiesz, ile dał za tego twojego niewolnika… Nie pomyślał także, jak źle mogła zostać odebrana manifestacja oszczędzania na tle kłopotów finansowych fundacji. – Tym razem wypiła wino z kielicha do dna. – Od momentu, w którym Maks zaangażował się w spór z sekretarzem Rady, zainteresowanie niesieniem pomocy biednym poważnie przygasło, wycofało się dwóch darczyńców, a trzeci zapowiedział ograniczenie funduszy. Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie to uwłaczające? Rozumiesz mnie? Patrzeć, jak to, co stworzyłaś powoli obraca się wniwecz i jeszcze samej skamlać… o prawo do życia na odpowiednim poziomie.

Panna Rays nie rozumiała, ale sama myśl, aby być od kogoś zależną, przyprawiała ją o dreszcze. Odwróciła mimowolnie wzrok w drugą stronę i całkowicie zatopiła się we wspomnieniu dnia, w którym sprzedała Kaja. Był od niej zależny… tak bardzo zależny.

– Mam nadzieję, że ty i Maks jesteście zadowoleni z niewolników. – Sięgnęła po kieliszek z wodą, a wzrok bezwiednie podążył ku stolikowi za filarem. Rozentuzjazmowany młodzieniec coś szeptał do wsłuchanej w jego słowa drobnej i ślicznej dziewczyny, delikatnie głaszcząc jej drobną dłoń. Z ukłuciem zazdrości obserwowała, jak oboje obdarowują się czułymi gestami i spojrzeniami pełnymi ciepła. Na palcu młodej kobiety już wcześniej dostrzegła pierścionek ze sporym kamieniem, a na specjalnie dostawionym stoliku w wazonie stał olbrzymi bukiet czerwonych róż, oplecionych szeroką czerwonozłotą wstążką. Wszystko wskazywało, że młodzi właśnie się zaręczyli.

Szczęście, miłość… byli nimi otuleni, promienieli. Piękni, młodzi, bogaci, bez trosk, bez zbędnego bagażu, którym obciążyłby ich los, teraz zapewne projektowali swoje życie.

– Oczywiście – szybko odpowiedziała Julia. – Ze swoim praktycznie się nie rozstaję. To mój pierwszy osobisty niewolnik dla przyjemności.

Uwadze panny Rays nie umknął szczególny błysk w migdałowych oczach dojrzałej kobiety oraz fakt, że przystojny, jasnowłosy niewolny towarzyszył jej nie tylko podczas spotkań towarzyskich, ale także oficjalnych wizyt.

– Kaj również nie odstępuje Maksymiliana… w jego sypialni jest częściej niż ja. – Marta ze zdziwieniem odkryła w jej głosie nutę smutku, a nawet rozżalenia. Nie była w stanie pojąć, jakim uczuciem trzeba darzyć takiego człowieka jak Kanter, aby ubolewać nad brakiem jego zainteresowania. – W sumie, nie mogę narzekać, gdyż mój mąż ma potrzeby, którym ja sprostać nie mogę i przekonać się do nich nie potrafię. Sama sobie jestem winna i niewolnikowi miejsce w łożu małżeńskim muszę ustąpić…

– Domyślam się – wtrąciła szybko Marta, nie chcąc słyszeć o potrzebach przewodniczącego Rady ani dociekać, jaką rolę w małżeńskim łożu odgrywa Kaj. – Rozumiem, Julio, że mogę liczyć na poparcie Maksa i zgłoszenie przez niego mojej kandydatury? – Uważnie obserwowała, jak na okrągłą twarz Julii nieśmiało wypływa zadowolenie z docenienia jej wątpliwych wpływów na męża. Nie o poparcie Kantera chodziło pannie Rays, ponieważ tego akurat była pewna, potrzebowała natomiast lojalnego i nieświadomego prawdziwych intencji sojusznika, który dostarczałby Marcie na bieżąco informacji o najmniejszym ruchu i ewentualnych zamierzeniach, jakimi nie chciał się z nią podzielić jej nowy sprzymierzeniec, a w jakiś sposób nie był w stanie dostarczyć ich Kaj. Czujna, odpowiednio nastawiona małżonka przewodniczącego nadawała się do takiej roli idealnie, szczególnie że Maks, lekceważąc swoją połowicę, jednocześnie powierzał jej swoje pomysły i tajemnice. Przewrotność mężczyzny, którym miała posłużyć się do osiągnięcia swego celu, nie dawała dziewczynie spokoju. Wielokrotnie zastanawiała się nad tym, co tak naprawdę chciał ugrać grubas, sprzymierzając się z domem Raysów. Entuzjazm, z jakim podszedł do pomysłu objęcia przez Martę Rays miejsca w Radzie, wakującego po skompromitowanym magnacie, do upadku którego sama się zresztą przyczyniła, dawał do myślenia. Jednak na tę chwilę postanowiła skupić się na zdobywaniu kolejnych sojuszników, pozostawiając prawdziwe zamierzenia przewodniczącego na później. Zakładała, że wizja wzmocnienia decyzyjnej większości w Radzie uczyni go lojalnym, przynajmniej przez jakiś czas, wspólnikiem. Widmo zasiadających w komisji zgromadzenia, wciąż rozgoryczonych i będących w niestabilnej mniejszości przedstawicieli rodów, bez ustanku szukających sposobu na usunięcie wątpliwego pochodzenia arystokraty wybranego na najwyższą funkcję w kontrowersyjnych okolicznościach, było najlepszym gwarantem na ślepe oddanie sprawie. Dla Maksymiliana Kantera silny i wpływowy przedstawiciel z arystokratycznego klanu Raysów, zasiadający w komisji ponownie po kilkudziesięcioletniej przerwie, otwierał szerokie możliwości i nowe powiązania, znacznie poprawiające znaczenie w polityce ambitnego i bezwzględnego nuworysza. Tylko jeden – nie do rozwiązania zdawałoby się – problem, kładł się cieniem na misternie utkanym planie. Otóż w całej historii gildii handlu niewolnikami nie zdarzyło się, aby na tak ważne stanowisko powołana została kobieta.

Marta, świadoma oporu zacnego grona i mająca za sobą jedynie Juliena Sandersa oraz Maxa Kantera, już dużo wcześniej podjęła kroki ku zmianie myślenia kilku ważnych osób. Bez większych problemów przekonała dwóch przedstawicieli gildii z granicznych wschodnich landów, zwłaszcza gdy ona zachowa dla siebie pewne szczególne informacje o nielegalnych inwestycjach na terenach uznanych oficjalnie za neutralne. Możni lordowie, po otrzymaniu propozycji nie do odrzucenia, szybko doszli do wniosku, że nie mają nic przeciw kandydaturze panny Rays, a nawet zadeklarowali wszechstronną pomoc przy żmudnej pracy pogrążenia swego odwiecznego wroga – sąsiada. Marta, znając zaciętość i upór, a przede wszystkim chciwość arystokratów z górzystej krainy, z czystym sumieniem mogła zająć się innym członkiem Rady, odhaczając kolejny głos na swoją kandydaturę po nieskomplikowanej, aczkolwiek całkiem sporej transakcji finansowej.

W przypadku lorda Canadavala dopadły ją przez moment skrupuły, gdyż ten młody i dobrze zapowiadający się polityk zaangażował całą swoją charyzmę i odwagę w naprawę skostniałego i skorumpowanego systemu. Potrafiła docenić takie zalety i wolałaby widzieć tego człowieka obok siebie niż przeciw sobie, ale niestety, poglądy mężczyzny na uczestnictwo kobiet w rządzie i polityce były niezłomne. Z przykrością stwierdziła, że nie obędzie się bez wykorzystania sporej wiedzy o starannie ukrywanym, wieloletnim romansie, którego ujawnienie – bez wątpienia – skończyłoby się wielkim skandalem i położyło kres świetlanej karierze, a w konsekwencji doprowadziłoby do kompletnej ruiny dawniej możny klan nieugiętego tradycjonalisty.

Spoglądając kątem oka na nagle zawstydzoną czymś młodziutką blondyneczkę, pomyślała, że przy następnym spotkaniu z panią Kanter, błagając oczywiście o dochowanie tajemnicy, zapyta o wstrętną plotkę, według której dużo starsza lady Canadavala jest zdradzana przez swego męża z jej własną, dużo młodszą przyrodnią siostrą. Oczami wyobraźni widziała już niedowierzającą minę Julii oraz oburzenie malujące się na pyzatej twarzyczce, wywołane współczuciem dla oszukiwanej przez męża byłej przyjaciółki, która uratowała go od całkowitego bankructwa. Ale po ten ostateczny argument sięgnie dopiero wtedy, kiedy przystojny, młody mężczyzna przymuszony przez zrujnowaną rodzinę do ślubu z niechcianą i dużo starszą żoną, wedle opinii wielu świadków, także o skomplikowanej orientacji seksualnej, nie przystanie na sprawiedliwą według panny Rays propozycję: zachowanie w tajemnicy dowodów na jego małą niesubordynację małżeńską w zamian za rezygnację z pełnienia zaszczytnej funkcji członka Rady, tuż przed głosowaniem nad kandydaturą Marty.

– Tak, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby Maks dotrzymał danej ci obietnicy… Widzę, że też zwróciłaś uwagę na księżniczkę bawełny. – Julia zerknęła dyskretnie w stronę rozchichotanej, młodej pary. – Teraz są szczęśliwi, zakochani i tacy ufni, a życie tak brutalnie zweryfikuje marzenia.

– Co masz na myśli? – Marta założyła nogę na nogę, wygładziła brzeg krótkiej spódnicy i przyjrzała się z zaciekawieniem pani Kanter. – Uważasz, że udają? Że grają swoje role?

– Nie, nie! – Julia natychmiast zaprzeczyła. Speszona potarła dłonie, szybko skrywając je, pod stolik. – Nie to mam na myśli. Nie zdają sobie tylko sprawy, jak ulotne są marzenia i że tak romantycznie jest tylko przez chwilę.

Marta odniosła wrażenie, jakby Julia przestraszyła się własnych słów. Znała to uczucie, często sama łapała się na myśleniu, że wszystko, co dobre, kiedyś przeminie, a pozostanie żal i rozgoryczenie. Postrzegała świat w ciemnych barwach, jakby obawiała się chwili, kiedy zauroczenie wygaśnie i pozostanie tylko pustka. Nie dopuszczała do siebie myśli, że cokolwiek może trwać i nigdy się nie kończyć.

– Podobno nie można w ten sposób myśleć, bo przyciągasz te siły, których się najbardziej boisz – stwierdziła bardziej w odpowiedzi na własne rozważania niż na słowa Julii.

– Podobno… – kobieta westchnęła i nagle wyprostowała się, po czym ku zaskoczeniu Marty dodała z mocą, o którą arystokratka nigdy by jej nie posądzała: – Jesteś młoda i wszystko przed Tobą, ale pamiętaj – o miłość i szczęście musisz walczyć, same nie przyjdą. Każde uczucie, każdy gest, każde słowo ma swoją cenę, jeśli nie zadbasz o nie, zgubisz swoje ja, zatracisz się, rozmienisz na drobne i nie poskładasz siebie już nigdy. Wszyscy będą lepsi od ciebie, ważniejsi, a to nie będzie prawda i nie będziesz już z tym mogła nic zrobić. Na nic pieniądze i władza, będziesz samotna i wypalona przez nieodwzajemnione uczucia i znieważoną wrażliwość. Zapamiętaj, że niespełnione marzenia żyją wiecznie.

– Julio, jesteś mądrą kobietą, ciepłą i serdeczną, nie pasujesz do Maksa. Dlaczego wyszłaś za niego? – Marta pod wpływem nagłego impulsu wywołanego usłyszanymi słowami i spontanicznym, radosnym śmiechem dobiegającym ze stolika obok, zadała pytanie, na które w innej sytuacji by sobie nie pozwoliła. Nie chciała słyszeć o przymuszonym małżeństwie, zaaranżowanym przez rodzinę dla dobra interesów. Kilka razy zastanawiała się, czy gdyby rodzice żyli, również wybrano by jej męża? Czy chciano by ją poświecić dla dobra jakiejś sprawy? Na pewno nie pozwoliłaby siebie sprzedać, zrobiłaby wszystko, aby nie dopuścić do takiego małżeństwa.

– Kochałam Maksymiliana – padła cicha odpowiedź. Kobieta, widząc zdumioną minę Raysówny, dodała: – Wciąż go kocham. Możesz mi nie wierzyć, ale on nie zawsze taki był… Dlatego tak bardzo brakuje mi jego zainteresowania, bliskości, dzięki której czułam się ważna i doceniana. Chciałam dawać mu dzieci, miłość… Wiesz, ile znaczą dla niego nasze córki? Ubóstwia je, bawi się z nimi, są jego oczkiem w głowie, tylko o mnie jakby już zapomniał.

Marta miała ochotę roześmiać się. Nie wyobrażała sobie Kantera inaczej niż jako lubieżnego tłuściocha, żądnego władzy i poklasku. Nie chcąc jednak sprawić swojej rozmówczyni przykrości, gorliwie zapewniła: – Wierzę ci, tylko z tego, o czym opowiadasz, wynika, że twój mąż bardzo się zmienił…

– Zmieniła go polityka i ludzie, którymi się otacza – Julia skupiła wzrok na filiżance. Palcem objechała zdobiony brzeg delikatnego naczynia. – A on wierzy im i pozwala sobą manipulować. Ja to widzę i jest mi bardzo ciężko, bo to mój mężczyzna na dobre i złe… Chociaż teraz już więcej złego niż dobrego…

Marta obserwowała ze zdumieniem, jak Julia się rozsypuje. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Nie po wysłuchiwanie wynurzeń odrzuconej małżonki tutaj przyszła, ale nie potrafiła jej przerwać przede wszystkim dlatego, że słowa kobiety ją poruszyły.

– Maks do niedawna był moim jedynym. – Julia nabrała powietrza do płuc i z jakby z nowymi siłami kontynuowała opowieść: – Nawet nie przeszkadzały mi niewolnice, z którymi uprawiał seks. Wiesz, tak inaczej… – zawiesiła na chwilę głos i zerknęła na Martę, szukając w jej oczach zrozumienia. – Ale kiedy zgodził się, żeby służył mi niewolnik do przyjemności… Nic bardziej mnie nie zabolało. Nic… Nawet Kaj, z którym się praktycznie nie rozstaje…

Marta nie wiedziała, co odpowiedzieć, jak pocieszyć panią Kanter. Nigdy z nikim nie rozmawiała tak szczerze na intymne tematy. No, może kiedyś, gdy Tamara odkrywała przed Martą świat cielesności i możliwości, jakie daje seks. Ale to należało do odległej przeszłości…

Zapomniała o drapieżnie wyuzdanej siostrzenicy pierwszej ochmistrzyni rezydencji! Bezwiednie przygryzła wargę, zacisnęła powieki, po czym odetchnęła głęboko. Wspomnienia powróciły – czas, kiedy świat wywrócił się do góry nogami. Znowu spojrzała na młodych przy sąsiednim stoliku, ale zobaczyła ich już w zupełnie innym świetle. Pojęła, skąd pojawiła się ta nagła zazdrość. Dlaczego tak reagowała na ciepłe, subtelne gesty młodego mężczyzny i rozmarzone, ufne do bólu spojrzenia dziewczyny. Marta nigdy nie doświadczyła magii pierwszego razu z ukochanym chłopakiem. Nie doświadczyła uczucia, kiedy nic nie jest zwyczajne. W jej zaplanowanym od początku do końca życiu nie było miejsca dla podziwu, adoracji i czułości. W to miejsce wdarł się strach, poczucie winy i wyuzdane pożądanie. Miała wszystko, czego potrzebowała i każdego, którego tylko zapragnęła, ale nie poznała tej pierwszej miłości, chyba nawet żadnej prawdziwej miłości.

Czy zakochani obok mieli za sobą już ten pierwszy raz czy płonęli niecierpliwie w gorączkowym oczekiwaniu spełnienia?

Prawdopodobnie dziewczyna jeszcze nie zasmakowała ciała mężczyzny, jak nakazywały pielęgnowane wciąż w wielu możnych domach zasady dobrego wychowania. Natomiast co do chłopaka pewności żadnej Marta mieć nie mogła, ale mimo wszystko wydawało jej się to urocze i podniecajace.

Nerwowo odrzuciła włosy do tyłu, nie chciała wracać do przeszłości, wmówiła sobie, że jest jej niewyobrażalnie dobrze i nie widziała potrzeby, żeby coś zmieniać. Nic nie czuła i niczego nie pragnęła, podążała ku jednemu celowi i nie miał on nic wspólnego z pięknem. Tylko co jakiś czas pojawiała się nie wiadomo skąd tęsknota. Taka nagła i gwałtowna siła, burząca całe poczucie bezpieczeństwa, które mozolnie tworzyła wokół siebie przez wszystkie lata, dopadała ją od jakiegoś czasu i Marta z coraz większym trudem odrzucała niechciane uczucie w najciemniejszą głębię duszy. Ale wtedy pozostawała nieznośna świadomość bezsensownej egzystencji, na jaką sama się skazywała. Czy po części nie doprowadziła do tego, być może całkiem nieświadomie, starsza od dojrzewającej dopiero Raysówny, zawsze roześmiana, pomocna i odgrywająca rolę starszej siostry – Tamara? Ta oddana przyjaciółka, za jaką pragnęła być uważana, niezastąpiona i jedyna powiernica dziedziczki fortuny, uczyniła wszystko, co tylko mogła, aby osaczyć i podporządkować sobie zauroczoną jej temperamentem Martę. Dziewczyna o posturze chłopca, z kompleksem niższości, a jednocześnie z niezwykle silną potrzebą sprawowania władzy nad słabszymi od siebie odkryła, że przy boku wychowanicy swej ciotki, może realizować swe skrzętnie skrywane fantazje i potrzeby. Otoczyła dystyngowaną, chłodną i nieco zagubioną Martę opieką oraz kobiecą, niemalże matczyną czułością, której w tamtym czasie osieroconej wcześnie dziewczynie bardzo brakowało. Wspólnie spędzane wieczory i noce w jednym łóżku, wypady do miasta na zakupy, których wcześniej panna Rays nie doświadczała ze względów bezpieczeństwa, a przede wszystkim wprowadzenie w środowisko rówieśników, do którego w tamtym czasie nie miała dostępu. To za sprawą lady Tami, jak kazała się nazywać w towarzystwie obrotna dwudziestodwulatka, Marta Rays odkryła swoją wyjątkowość i seksualność. Armia eunuchów-niewolników, mających za zadanie roztaczać opiekę i strzec bezpieczeństwa, powiększyła się o niewolnice. Od posługiwania w sypialni odsunięta została stara niania z niewolną pomocnicą, a ich miejsce zajęły młode służki, do których należał obowiązek dbania o wygląd swojej pani i zapoznawania jej z najnowszą modą. Czas spędzany do tej pory w stajni przy trenowaniu koni i doskonaleniu sztuki jeździeckiej oraz godziny ślęczenia nad nauką z dobieranymi bardzo starannie nauczycielami, został mocno ograniczony na rzecz stylistek paznokci lub fryzur. Pojawili się osobiści masażyści i instruktorzy fitness; świat dziedziczki Rays zmienił się niemalże z dnia na dzień. Za sprawą przyjaciółek Tamary, przedstawicielek złotej młodzieży mającej bogatych rodziców, w życie nastolatki wtargnęła również seksualność. Dostrzegła własną atrakcyjność i zaczęła odnajdować ją u innych, pojawiły się fantazje. Obserwowanie młodych, swobodnych w zachowaniu mężczyzn sprawiało Marcie ogromną frajdę. Do tej pory stykała się jedynie z pokornymi niewolnikami zachowującymi się jak automaty, całkowicie pozbawionymi osobowości, a w świecie, do którego weszła, chłopcy całowali ją na powitanie, dotykali, obejmowali i było to czymś zwykłym. Seks i rozmowy o swoich potrzebach były naturalnym następstwem wieku dojrzewania. Ze zdumieniem odkryła, że potrzebuje bliskości płci przeciwnej, że chce trzymać się za ręce z chłopakiem i ukradkiem całować, a drobne pieszczoty sprawiają przyjemność.

Oczywiście, taka nagła swoboda nie mogła długo trwać. Żyjąca w zagrożeniu sierota nie pasowała do środowiska rozpuszczonej młodzieży; ciągle towarzysząca jej ochrona i inwigilacja zniechęcała młodych ludzi do uciążliwej arystokratki. Teraz Marta nie miała najmniejszej wątpliwości, że do udziału w odsunięciu od niebezpieczeństw grożących nastolatce przyczynił się nie tylko Martin. Tamara, zazdrosna o swoją pozycję i popularność Raysówny wśród własnych przyjaciół i znajomych, również przyłożyła rękę do sprowadzenia na łono rodziny coraz bardziej rozzuchwalonej podopiecznej. Słusznie obawiała się o utratę swoich wpływów na nią na rzecz ewentualnej nowej przyjaciółki.

Odseparowanie od świeżo poznanych uroków życia poza rezydencją nie sprawiło większych trudności i obyło się bez większych histerii, gdyż jeszcze inne, nowe doświadczenia pochłonęły obie dziewczyny całkowicie. Nic nie mogło się równać z podglądaniem osób uprawiających seks…

Lady Tami zadomowiona w rezydencji, na równi spoufalona ze służbą cywilną, jak i niewolną, bardzo szybko zorientowała się w zwyczajach panujących w wielkim domu. Bystremu oku i ciekawskiej naturze dziewczyny nie umknęły skrzętnie ukrywane flirty, a nawet długotrwałe romanse pomiędzy służącymi. Nieużywane apartamenty, pokoje, pomieszczenia dla służby w suterenie i na poddaszu dawały wiele możliwości spragnionym swego ciała kochankom. Nie były to liczne przypadki, gdyż konsekwencje wyciągane w stosunku do niewolników należały do najostrzejszych kar i skutecznie odstraszały zakochanych. Niewolników trzebiono, a następnie wysyłano do najcięższych robót na plantacji lub w gospodarstwie rolnym, natomiast niewolnice zostawały sprzedane na zwykłych aukcjach, gdzie ich losem nikt się nie przejmował. Zaś osoby z personelu cywilnego dostawały wymówienie z wilczym biletem, a niejednokrotnie zdarzało się, że zostawały oskarżone o korzystanie z prywatnej własności i musiały ponosić zadośćuczynienie na rzecz właściciela niewolnika.

Pomimo restrykcji dochodziło jednak do takich aktów, a jeden szczególny przypadek Marta z Tamarą obserwowały przez kilka dni. Młody niewolnik z ekipy konserwującej w całej rezydencji urządzenia elektryczne dość często miał okazję do spotkań z pokojówką obsługującą piętro, na którym prowadzono remont. Mieli jednak pecha, wybierając na swoje schadzki odległy apartament w zachodnim skrzydle na piętrze. Pomieszczenia, doskonale znane dwóm dziewczynom szukającym wrażeń, dawniej należały do kuzyna babki Roberta i Marty, który po odrzuceniu go przez bliską rodzinę ze względu na chorobę umysłową został przygarnięty przez Roberta seniora. Otoczony przez specjalnie przeszkoloną służbę rezydował w pokojach przez długie lata, oddając się zaspokajaniu chorobliwego popędu seksualnego. Zdiagnozowana choroba osobowości wielokrotnej wyjaśniała nasilające się dewiacje i aktywność seksualną, ale brak odpowiednich leków powodował, że najlepszym rozwiązaniem było utrzymywanie nieszczęśnika w zamknięciu i dostarczanie mu ofiar obu płci. Apartament na końcu zachodniego skrzydła dostosowano do obserwacji pacjenta z pomieszczeń sąsiadujących i wykorzystywanych przez lekarzy badających zachowanie mężczyzny potrafiącego stwarzać pozory zupełnie zdrowego człowieka. Mówiono, że ukryte w ścianach wizjery akurat najmniej służyły medykom, ale tym się już nikt nie przejmował i prawdy nie dochodził. Po śmierci lokatora pokoje zostały zamknięte i unikano przebywania w nich ze względu na krążące opowieści o rozgrywających się tam tragediach. Następnie popadły w zapomnienie, a sprzyjała temu rozbudowa podziemnej części rezydencji, tworząca sieć zaplecza technicznego dla wygodnego funkcjonowania olbrzymiego domu oraz przebudowa zamieszkanego przez właścicieli wschodniego skrzydła i unowocześnienie centralnej części budynku.

Dopiero Tamara szpiegująca śliczną pokojówkę, która odważyła się odrzucić awanse nachalnej kuzynki ochmistrzyni o wyraźnych lesbijskich skłonnościach, trafiła za nią do dawnego miejsca rozpusty, a potem całkiem przypadkowo odkryła pokój obok i możliwość obserwowania wnętrz, a tym samym odbywajacych się w nich schadzek. Kiedy pierwszy raz przyprowadziła w to miejsce Martę, pomiędzy niewolnikiem i służącą do niczego nie doszło. Bardzo przejęta para o czymś po cichu rozmawiała i skończyło się tylko na kilku pocałunkach. Zaciekawione dziewczyny jednak na tym jednym razie nie poprzestały, a ich wścibskość rosła w miarę obserwacji i odkrywania kolejnych potajemnych spotkań nie tylko na terenie domu.

W taki właśnie sposób Marta dowiedziała się, że istnieje także seks pomiędzy mężczyznami, a było to pewnego letniego wieczoru, gdy wracały dość późno z lekcji jazdy konnej. Gdy wychodziły z krytej ujeżdżalni, na przejściu łączącym ją z budynkiem stajni i zapleczem paszowym Tami spostrzegła co najmniej zastanawiające zachowanie dwóch niewolników. Wzajemne poklepywanie po tyłkach i całowanie w kark nie należało do codziennych widoków. Pociągnęła Raysównę za rękę i dziewczyny szybko obiegły budynek od zewnątrz, aby tylnymi wrotami oraz schodami dostać się na poddasze, gdzie składowano siano. Marta do dziś zapamiętała zapach świeżo zwiezionego siana i pieczenie podrapanych gołych nóg, ale przede wszystkim widok dwóch, półnagich, imponujących muskulaturą mężczyzn, z ust których wydobywało się dojmujące dyszenie. Dziewczyny z przejęciem obserwowały, jak wyższy z niewolników, ciemnowłosy, opalony na ciemny brąz klęknął przed umięśnionym od ciężkiej fizycznej pracy blondynem, chwycił masywny członek i zaczął ssać. Arystokratka oderwała na chwilę oczy od lśniących potem pośladków mężczyzny rytmicznie wbijającego się w usta drugiego i spojrzała na przyjaciółkę. Ta odwzajemniła się wymownym spojrzeniem i uśmiechnęła dwuznacznie, ale króciutki i stłumiony jęk ekstazy blondyna w chwili, gdy brunet krztusił się i połykał jego spermę, sprawił, że Marta zapomniała o dziwnym zachowaniu Lady Tami. Jeszcze jakiś czas po odejściu niewolników pozostały na miejscu, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu… to znaczy Marta, bo dla Tamary, jak się później okazało, nie było to czymś nowym.

– Nad czym się tak zamyśliłaś? Kochanie… – Słowa Julii przywróciły pannę Rays do rzeczywistości. Zapatrzona w młodych ludzi pogrążyła się w przeszłości, zapominając o otaczającym ją świecie.

– Ach, tak o tym wszystkim, co mi powiedziałaś – ożywiła się. – Bardzo ci współczuję i chciałabym jakoś pomóc, może porozmawiam z Maksem? – Marta nie wierzyła w to, co właśnie mówiła. – Przecież rodzina jest najważniejsza, a on tak wiele ci zawdzięcza…

– Nie, nie, bardzo cię proszę, nie rób tego! – Pani Kanter gwałtownie zaoponowała. – On strasznie nie lubi, gdy ktoś się wtrąca w nasze prywatne sprawy. Uważa, że sprawy rodzinne to tylko i wyłącznie nasza rzecz i nikomu nic do tego. Odsunął od nas nawet własną matkę, gdy stanęła w mojej obronie.

Marta ze zdziwieniem dostrzegła w oczach kobiety autentyczny strach i rozgoryczenie. Bez namysłu zadała pytanie: – Czy Maks cię bije, Julio?

Przez okrągłą twarz szatynki przemknął nerwowy skurcz, a jej dłonie ponownie schowały się pod stolikiem.

– Nie mogła bywać w naszym domu przez dobre pół roku… Dzieci bardzo tęskniły za babcią…

– Czy Maks cię bije, Julio? – Marta powtórzyła z naciskiem, pochylając się w stronę wyraźnie zaniepokojonej kobiety.

– Nie… To znaczy, raz czy dwa zdarzyło się, że mnie uderzył, ale on już taki jest, jak się bardzo zdenerwuje – westchnęła zrezygnowana. – To choleryk i zawsze musi odreagować swoje emocje… – Julia mocno angażowała się w tłumaczenie męża. – Swoją agresję wyładowuje na niewolnikach, ale ja go rozumiem, Maksa ta praca wyczerpuje, zewsząd atakowany broni się… Cieszę się, że będziesz po jego stronie, on tak bardzo potrzebuje wsparcia.

– Julio, w przeciwieństwie do swojego męża jesteś potomkinią wysokiego rodu, on jest ci winien szacunek, takie są zasady. – Marcie nieobce były przypadki złego traktowania kobiet pochodzących z arystokratycznych rodów przez swoich mężów i najczęściej, czego nie mogła pojąć, działo się to za przyzwoleniem samych kobiet i ich rodzin. – Przysługuje ci prawo odwołania do Rady starszych. – Słowa, które padły, zdumiały ją samą: – Możesz się rozwieść z człowiekiem nie traktującym cię należnie do twego stanu.

Młodzi przy sąsiednim stoliku zaczęli szykować się do wyjścia. Kilka kroków za dziewczyną stanął jej osobisty niewolnik, jak się domyśliła – pełnił również obowiązki ochroniarza. Niewątpliwie młoda dama pochodziła z możnego rodu.

– Za kogo mnie uważasz?! – pani Kanter wysiliła się na słabe oburzenie. – To przecież mój mąż, a dla władzy i wpływów trzeba ponosić ofiary. Skoro Maksymilian tego potrzebuje…

Marta, aby uniknąć błagalnego wzroku Julii, skierowała spojrzenie na odchodzącą parę i westchnęła. Uznała, że też powinna się już zbierać, rozmowa z żoną przewodniczącego wyczerpała ją psychicznie. Zdecydowanie panna Rays wolała działać niż mówić.

– Przepraszam, nie chciałam cię urazić – odezwała się, przerywając chwilowe milczenie i z trudem powstrzymując przed uświadomieniem biedaczce, że ktoś, kto nie walczy o siebie, staje się dla innych przedmiotem. – Powinnam wracać już do domu, zrobiło się późno, a przede mną daleka droga.

– Oczywiście! – Obie panie podniosły się jednocześnie. – Przykro mi, Marto, że zanudziłam cię swoimi problemami, – Julia rzeczywiście wydawała się zakłopotana – ale jesteś osobą, która budzi zaufanie…, a ja… tak naprawdę…

Panna Rays podeszła i objęła wzruszoną kobietę.

– Nie zanudziłaś mnie, jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy czy choćby zwykłej rozmowy, pamiętaj, że możesz się do mnie zwrócić.

– Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Nigdy nie miałam prawdziwej przyjaciółki i nigdy nie pozwoliłam sobie na takie chwile słabości, ale sprawiłaś, że otworzyłam się przed tobą i błagam – nie osądzaj mnie… Dla mnie rodzina jest najważniejsza i zrobię wszystko, aby dzieci były szczęśliwe.

„Tylko jakim kosztem” – przemknęło Marcie przez głowę, a pani Kanter, jakby czytała jej w myślach, dodała: – Pewnie uważasz mnie za głupią gęś…, – Julia powstrzymała gestem dłoni Martę, gdy chciała zaprzeczyć – ale pozwól, że dam ci jedną radę – ujęła pannę Rays za dłoń i mocno ścisnęła: – nie przegraj życia, na miłość nigdy nie jest za późno, ale na samotność zawsze za wcześnie.

Ostatnie słowa mocno zapadły Marcie w umysł, szczególnie te o samotności. Powróciła do wcześniejszych rozmyślań i doszła do wniosku, że od zawsze samotność była jej nieodłączną towarzyszką. Wyjątek może stanowił krótki okres, gdy życie nabrało innego wymiaru, kiedy świat stanął na głowie i to niejednokrotnie; kiedy zapłonął i kiedy się skończył. Za każdym razem stała za tym Lady Tami, tak jak w tamto słoneczne przedpołudnie, gdy Marta chciała skorzystać z niewątpliwie ostatnich ciepłych, jesiennych dni i wybrać się na przejażdżkę. Wbrew złożonym sobie obietnicom aktywnego spędzenia czasu na końskim grzbiecie, po usilnych namowach przyjaciółki znalazły się w zachodnim skrzydle. Arystokratka niechętnie uległa towarzyszce, zwłaszcza że ostatnim razem były świadkami wymuszonego seksu na niewolnicy. Marta, zniesmaczona brutalną postawą starego nadzorcy, wciąż biła się z myślami, czy tą wiedzą nie podzielić się z Martinem, ale naciskająca na nią Tamara, w obawie przed ujawnieniem ich niecnego procederu, skutecznie torpedowała ten pomysł. Tym razem było zupełnie inaczej. Kiedy zajrzały przez wizjer, rozochocona i uśmiechnięta służka okraczyła kochanka i powoli opuszczała się na jego członek, po czym opierając dłońmi o klatkę piersiową leżącego na plecach mężczyzny, odchyliła głowę i z widoczną przyjemnością zaczęła go ujeżdżać. Niewolnik, całkowicie oddany rozkoszy, ugniatał spore, poruszające się w rytm ruchów na penisie piersi, masował sutki, od czasu do czasu przenosząc dłonie na drobne, jasne uda i łydki.

Obserwując zmagania kochanków, Marta pierwszy raz doświadczyła, jak jej ciałem zawładnęło jakieś nieznane dotąd uczucie. Oparła się dłonią o ścianę, a drugą dotknęła gorącego policzka. Z przerażeniem stwierdziła, że każde tchnienie sprawia jej dużą trudność, a na domiar złego nie wiedzieć czemu, ale bała się, aby stojąca obok Tamara usłyszała jej nierówną walkę o miarowy oddech. Im dłużej przyglądała się miłosnemu spektaklowi, tym bardziej wstydziła się reakcji własnego organizmu. Im mocniej służka ujeżdżała członek niewolnika, napinając się i jęcząc, tym więcej wilgoci wypływało na bieliznę Marty, co w tamtym momencie było dla nastolatki zupełnie nowym doświadczeniem.

Gdy mężczyzna gwałtownie chwycił silnymi rękoma kochankę za biodra, przekręcił na plecy i szybkim ruchem wszedł w nią głęboko, pod rozgorączkowaną dziewczyną ugięły się nogi i bezwiednie jęknęła.

Nie uszło to uwadze Tamary, stanęła tuż za pobudzoną przyjaciółką, jedną ręką chwyciła Martę w pasie, a drugą wsunęła za pasek spodni. Raysówna nie miała nawet siły zaprotestować, zapatrzona w coraz szybsze ruchy bioder penetrującego dogłębnie dochodzącą kobietę.

W chwili, gdy Marta poczuła przez materiał spodni na swej gorącej i śliskiej od soków kobiecości rękę dyszącej w jej kark przyjaciółki, niewolnica wygięła się w łuk, ściągnęła kurczowo zaciśniętymi palcami narzutę i opadła na poduszkę. Natomiast mężczyzna wykonał jeszcze dwa ruchy miednicą i wyciągnął pospiesznie członek, aby spuścić się na duże krągłe piersi, po czym zmęczony opadł na łóżko obok partnerki, ciężko dysząc. Zafascynowana nowym doznaniem, jak przez mgłę obserwowała już parę niewolnych zza ściany i pomimo tego nie była w stanie odwrócić wzroku od wyczerpanych kochanków. Jeszcze mocniej przylgnęła plecami do piersi przyjaciółki i poddała się pieszczocie. Początkowe wahanie ustępowało miejsca nieznanej euforii. Serce biło jak oszalałe, a w piersi brakowało tchu, nie wiedziała tylko czy od widoku nagich ciał niewolników, czy od doznania, którego dostarczyła Tamara, kiedy chwyciła w prawą dłoń długie włosy Marty, a lewą zaczęła głaskać udo. Zmysłowość dotyku zniewoliła nastolatkę. Oszołomiona, ku swemu zdumieniu pragnęła kontynuacji tej intrygującej pieszczoty, choć równocześnie starała się nie dać tego po sobie poznać. Tamara nie pozwoliła się zwieść, niczym wytrawny łowca wykorzystała przychylność rozemocjonowanej przyjaciółki i pociągnęła ją na stojącą obok starą kozetkę. Sprawnie ułożyła dziewczynę na plecach, używając niewielkiej perswazji i przytrzymując za uniesione nad głową nadgarstki, usiadła przy niej, dając znak, że zamierza dominować. Marta targnęła się, ale gorące, natarczywe pocałunki na szyi, a po chwili na mostku i pomiędzy na wpół obnażonymi piersiami odbierały jej siły. Lady Tami zamglonym spojrzeniem nakazała nastolatce trzymać ręce u góry, a sama powoli podwijała krótką bluzeczkę, wodząc językiem po płaskim i gładkim brzuchu. Wprowadzona w błogi stan arystokratka odchyliła się, pozwalając, aby młoda kobieta rozpięła zamek błyskawiczny przy spodniach i wsunęła najpierw długie palce, a potem dłoń pod skąpą bieliznę. Marta, rozsunęła minimalnie nogi, lekko podkurczając w kolanach, i to wystarczyło, aby Tamara nakryła dłonią cały wzgórek łonowy kochanki, jednocześnie niecierpliwie, ale powoli wślizgując dwa palce do rozpalonego i mokrego środka. Subtelna, chociaż nabierająca chaotyczności z powodu gwałtownie narastającego podniecenia kobiety stymulacja lekko nabrzmiałej dziewiczej łechtaczki doprowadziła ciało nastolatki do niekontrolowanych dreszczy. Przestraszona odepchnęła opiekunkę i poderwała się gwałtownie, lecz mocno pobudzona Lady Tami przytrzymała ją za rękę i niemalże siłą przycisnęła do siebie. Dysząc ciężko, przystawiła Marcie do twarzy ociekające wilgocią palce i oblizując je łapczywie, wymamrotała łamiącym się głosem:

– Jesteś gotowa, kochanie…

Młoda arystokratka szarpnęła się ponownie i wyrwała rękę z uścisku, podnosząc się z zakurzonego mebla.

– Niby na co? – warknęła zażenowana. Poprawiając ubranie, zerkała na Tamarę, która zadowolona z siebie, wędrowała wygłodniałym wzrokiem po kształtach podopiecznej.

– Taka piękna… Taka słodka… – Kobieta oparła się o ścianę i uśmiechnęła prowokacyjnie, a po chwili, nie spuszczając ze skrępowanej nastolatki oczu, włożyła dłoń między nogi i zacisnęła mocno uda. Westchnęła przeciągle i na moment przymknęła powieki. – I tak bosko smakujesz. Gdybyś tylko chciała…

– Co ty mówisz, Tami?! Proszę cię! – Zdumiona Marta odsunęła się jeszcze kilka kroków dalej od dziwnie zachowującej się przyjaciółki.

– Sprawię ci przyjemność, jakiej nie da ci żaden facet, będę cię pieścić i wielbić… Będziemy się karmić sobą, staniemy się jedną całością… – w drżącym z podniecenia głosie dało się wyczuć pewien rodzaj wzruszenia, jakby namaszczenie. – Zamkniemy obwód naszej kobiecej energii, tylko pozwól mi na to. Pozwól nam na to…

– Ty jesteś nienormalna. – Marta przerażona zachowaniem coraz bardziej rozochoconej kobiety skierowała się ku drzwiom. – Nacisnęła klamkę i odwróciła się ku pochłoniętej sprawianiem sobie przyjemności, aby powtórzyć z naciskiem: – Ty naprawdę jesteś nienormalna!

Kiedy zamykała za sobą ciężkie, drewniane podwoje, dobiegły ją jeszcze uszczypliwe słowa:

– Nie zgrywaj niewiniątka… Bój się tego, co w tobie drzemie! Kochanie…

Od tamtego zdarzenia minęło kilka dni i przez cały ten czas dziewczyny nie rozmawiały o zbliżeniu, chociaż uspokojona już Marta bardzo tego pragnęła. Pomimo onieśmielenia kilka razy starała się skierować rozmowę na intymny epizod w zachodnim skrzydle, ale Tamara szybko zmieniała temat lub zwyczajnie ją zbywała. Czuła wtedy rozgoryczenie, ale jednocześnie, ku własnemu zaskoczeniu także podniecenie. Teraz, po latach zachowanie przyjaciółki nie stanowiło już dla panny Rays zagadki.

Ta wyrachowana i przebiegła osóbka realizowała swoje perwersyjne fantazje i najzwyczajniej w świecie uczyniła sobie z niedoświadczonej dziewczyny obiekt seksualnych ekscytacji. Nie mając odwagi zbliżyć się fizycznie do młodziutkiej arystokratki, po tym jak sprawdziła, że nie posiada ona najmniejszych nawet skłonności do drugiej kobiety, postanowiła zabawić się w inny sposób.

Kiedy Tamara uznała, że Marta rozbudzona emocjonalnie, ale całkowicie zdezorientowana własną seksualnością, dojrzała do kolejnego kroku w dorosłość, zaczęła naciskać na zbliżenie z mężczyzną. Na efekty swej pracy nie musiała długo czekać. Młoda dziewczyna, obawiając się ośmieszenia w oczach starszej i doświadczonej koleżanki, pozwoliła się sprowokować, chociaż wewnętrznie nie była jeszcze gotowa przeżyć swojego pierwszego razu. Przede wszystkim poważną przeszkodą stał się dobór odpowiedniego kandydata na partnera dla młodziutkiej arystokratki i miejsca, w którym miało dojść do inicjacji. Nie doceniła jednak pomysłowości przebiegłej Lady Tami, która skrupulatnie obmyśliła każdy szczegół tego wydarzenia. Wkroczenie panienki Rays w „dorosłe życie” zostało zaplanowane na wczesne popołudnie w od dawna nieużywanym pałacyku dla gości położonym na drugim końcu parku, z wybranym już niewolnikiem. Marta niechętnie, ale przystała na propozycję. Obejrzały miejsce i wybrały konkretny dzień, a panna Rays miała pozbyć się towarzyszącej jej zawsze poza rezydencją ochrony.

Gdy w końcu nadeszła chwila, która przyprawiała Martę zarówno o dreszcz podniecenia, jak i mdłości ze strachu, i dziewczyna ujrzała tego, który miał pozbawić ją dziewictwa, nabrała podejrzeń co do zamiarów Tamary. Sama nieudolnie skrywana chęć przyglądania się podopiecznej w tak intymnej sytuacji wydawała się Marcie nie do przyjęcia, a całkiem prawdopodobna możliwość dołączenia się do nich – obrzydliwa.

Smukły, acz dość muskularny jak na swój wiek niewolnik czekał na arystokratyczną kochankę nagi i wystraszony. Krótko ostrzyżony blondyn, o zgrabnych pośladkach, z mocną opalenizną i ładnych dłoniach kogoś przypominał… Jedno spojrzenie w jego oczy i na żałośnie skurczone genitalia wystarczyło, aby nawet taka nowicjuszka jak Marta domyśliła się, że umiera ze strachu. Zerknięcie na siostrę pana życia i śmierci mogło się skończyć tęgim biciem, przypadkowe dotknięcie – zesłaniem na plantacje, a samo pomyślenie o tym, czego żądano…

Dlaczego Tamara to zrobiła? Co z tego miała lub czego nie otrzymała? Służka niewolna była taka śliczna… Marta nie chciała rozdygotanego chłopaka; nie chciała już słuchać przyjaciółki; nie chciała być narzędziem w niczyich rękach, a tym bardziej skrzywdzić kochanków z zachodniego skrzydła. Dość! Nie teraz i nie tutaj! Wszystko odbędzie się na warunkach Marty Rays!

Od tego czasu psuły się relacje między dziewczynami. Lady Tami powoli odkrywała swoje prawdziwe oblicze, ale Marta nie była jeszcze na tyle silna, aby odsunąć od siebie jedyną osobę, z którą łączyło ją tyle sekretów i która tak doskonale rozumiała samotną nastolatkę. Wreszcie jeszcze jeden raz uległa, ostatni raz, komukolwiek.

Aby udowodnić przyjaciółce, że jest już dojrzała i wcale nie gorsza od niej, pod wpływem wzburzenia, złości i zwykłej przekory sama wybrała sobie mężczyznę. Od tak! Pierwszego lepszego, bo w sumie, co za różnica, czy pójdzie do łóżka z tym czy innym niewolnikiem? Z żadnym z nich nie było szansy na jakiekolwiek uczucie, o którym zresztą w tamtym momencie zupełnie nie myślała. Pragnęła mieć w końcu za sobą ten pieprzony pierwszy raz i dołączyć do grona dorosłych, doświadczonych kobiet… Żeby głupota miała skrzydła…

Spotkany przypadkowo po drodze do rezydencji przez wściekłą i upokorzoną pannę Rays, niewolny ogrodnik stawił się na rozkaz w prywatnym apartamencie dziedziczki.

Wiedział, po co przyszedł, i orientował się, że jego chwile zostały policzone, ale wydawał się pogodzony ze swoim losem, mając świadomość, że jest jednym z wielu kaprysów swoich panów.

Z perspektywy czasu, wspominając ten dzień, Marta była przekonana, że Martin na bieżąco informowany o poczynaniach rozpuszczonych pannic sprawował pieczę nad ich zamierzeniami. Pierwszy wieczór niewolnika w prywatnych pokojach mógł mu umknąć przez króciutki czas, ale za to wszystkie kolejne musiały już być przez niego akceptowane. W tamtym czasie bez jego wiedzy nie miało prawa się wydarzyć nic bezpośrednio dotyczącego bliskich mu dzieciaków. Prawdopodobnie uznał, że po Robercie, którego dojrzewanie przebiegło dość burzliwie i gwałtownie, przyszedł czas na panienkę Rays i wolał dyskretnie sprawować kontrolę nad tym, co i tak było nieuniknione.

Patrzyła na wyższego od siebie, trzydziestokilkuletniego człowieka, ślizgała wzrokiem po umięśnionej sylwetce w opiętej koszulce i zastanawiała się, o czym myśli. Czy tak jak ona próbuje zagłuszyć strach i czy pomimo obawy czuje to dziwne mrowienie w dole brzucha? Powinna podejść do niego, a może on powinien pierwszy wykonać krok w jej stronę? Ale czy niewolnik odważy się? A jeśli to ona musi zacząć? Przecież nie miała najmniejszego pojęcia… Gdy obserwowała z ukrycia miłosne zmagania kochanków, wszystko wydawało się takie proste, przyjemne i doskonałe… Pragnęła doświadczać, zaspakajać rozbudzoną i wygłodniałą wyobraźnię, ale gdy mogła sięgnąć po fantazje i je przeżyć, to na miejsce umykającej ciekawości, wdarło się zażenowanie i wstyd, a przede wszystkim zwątpienie. Kto wie, czy nie dałaby pretekstu Tamarze do drwin, gdyby mężczyzna nie przejął inicjatywy. Podszedł do bezwolnej dziewczyny i ujął jej twarz drżącymi z emocji rękoma. W ciemnobrązowych oczach niemalże drugie tyle starszego od siebie mężczyzny ujrzała pożądanie, które sprawiło, że poczuła się atrakcyjna, zupełnie jak tamta służka dla swego kochanka. Kiedy złożył na jej ustach delikatny pocałunek, w brzuchu pojawiły się nieśmiało pierwsze motyle, a z każdym następnym muśnięciem warg napięcie spowodowane wahaniem, powoli ustępowało. Duże, męskie dłonie objęły z czułością ramiona i kark Marty, powodując jakąś dziwną ociężałość między nogami. Wtuliła się w szeroką pierś, chłonąc ciepło i zapach mężczyzny, jakże inny od tego, który czuła od tych wszystkich poznanych dotąd młodych chłopców.

Gdy zażenowana Marta opuszkami palców nieśmiało zaczęła gładzić jego tors pod koszulką, odsunął ją na chwilę i jednym, szybkim ruchem ściągnął z siebie ubranie, po czym ponownie przygarnął do siebie nastolatkę i pogładził po policzku. Zadrżała, czując jego język w swoich ustach, a wyczulony na wszelkie bodźce organizm zaczął reagować w nieznany jej dotąd sposób.

Niewolny podwinął do góry sukienkę i objął szorstkimi, spracowanymi dłońmi sterczące, nabrzmiałe piersi. Nie protestowała, poddawała się bezwolnie obcemu mężczyźnie i magii bliskości, która ich łączyła, kiedy gorącym językiem łapczywie wodził po niedojrzałych jeszcze sutkach, a palce zachłannie podążały w dół ku jej majteczkom. Powiew chłodu na nagich pośladkach sprowokował ją do sięgnięcia do rozporka u spodni niewolnika. Jęknął przeciągle i zamarł na chwilę, po tym jak poczuł dotyk delikatnych palców arystokratki na swoim przyrodzeniu. Zerwał z Marty śliski materiał skąpej tuniki i z fascynacją graniczącą z szaleństwem przyglądał się ciału, które było spełnieniem erotycznych marzeń. Czuł skurcz w rdzeniu penisa, pragnął poznać najmniejszy zakamarek tej doskonałej istoty, każdą komórkę i najmniejsze westchnienie, za które przyjdzie mu zapłacić najwyższą cenę. Poderwał dziewczynę z niewyobrażalną siłą na ręce, aby przenieść na łoże, a Marta, wystawiona na wszystkie lubieżne możliwości, całą swoją wrażliwością dygotała w oczekiwaniu na tę osławioną przyjemność. Lekko rozchylone uda, sterczące sutki i długie, jasne palce błądzące po zarośniętej klatce piersiowej dały znak, że młodziutka kochanka otwierała się na przyjęcie nowych doznań. Szybko ściągnął spodnie, a Marta w pełni ujrzała rozkwit jego męskości. Zauważył jej niepokój, uśmiechnął się rozbrajająco, przytulił i szepnął kilka słów, których przejęta nie zrozumiała. Ale to wystarczyło, aby przegonić strach i dać poczucie bezpieczeństwa, aby z ulgą i spokojem przyjąć jego palce na śliskiej łechtaczce. Drżąc z podniecenia, łagodnie wnikał w jej rozgrzane, wilgotne wnętrze. Znów pocałował ją namiętnie w usta, tym razem poczuła jego gorący puls. Nieznana dotąd bliskość męskiego ciała i ciepłe tchnienie na twarzy, potem na szyi rozluźniały Martę, koiły onieśmielenie, zapewniały o trosce i uwielbieniu. Jęknęła i wygięła się, kiedy palce wniknęły trochę głębiej, nie mogła zapanować nad oddechem, spięła się, chciała jeszcze więcej.

Mężczyzna poczuł, że podniecenie i tętno raptownie podniosło się, zapanowanie nad tłumionym od lat żądzami stało się niemożliwe. Nie miał już sił się powstrzymywać.

Marta w chwili, gdy uzmysłowiła sobie, że nabrzmiały członek powoli wślizguje się w jej dziewicze, trawione gorączką wnętrze, zacisnęła powieki przed spodziewanym bólem. Główka członka zagłębiła się, a dziewczyna zacisnęła palce na spoconych ramionach niewolnego. Stężała, zatrzymując oddech w niemym zdziwieniu na łatwość przyjęcia twardego, gładkiego organu. Wyczytana w brązowych oczach wdzięczność rekompensowała dyskomfort zbliżenia, kiedy naparł na błonkę…

Wyczytał z twarzy kochanki błogą uległość, pchnął, aby wejść do końca w wilgotne, ciasne wnętrze i zamarł. Oszołomiony i zaskoczony stwierdził, że dotarł do miejsca łączącego dziewczęcość z kobiecością.

– Pani, ty jesteś dziewicą! – wyszeptał zduszonym głosem. – Ja…

– Zrób to – Marta ze zdziwieniem usłyszała własne słowa i to były jedyne słowa, jakie padły tego wieczoru pomiędzy Panią a służącym jej niewolnikiem.

Oplotła nogi na jego biodrach i pozwoliła sobie wsunąć pod pośladki poduszkę. Wiedział, co trzeba zrobić, aby sprawić jak najmniej bólu. Jeszcze raz przyłożył penis do lekko nabrzmiałej waginy i naparł, ale ponownie zatrzymał się i nie będąc pewny, czy zasługuje, zajrzał pytająco w złociste oczy Marty.

Instynktownie uniosła miednicę i wyszła naprzeciw mężczyźnie. Zaskoczyła tym nie tylko samą siebie, ale i niewolnego. Nie mógł już powstrzymać lawiny przyjemności i nie zastanawiał się już ani chwili. Przemógł drżenie rozpalonego ciała i pchnął. Czuł, jak pod naporem członka ustępuje cienka błonka.

Marta skurczyła się, choć ból nie był tak silny, jak się spodziewała. Zaskoczyło ją uczucie rozlewającego się wewnątrz ciepła i przyjemne doznanie otulania przez ścianki ciasnej pochwy sporego penisa.

Niewolny poruszał się w niej powoli i delikatnie, z każdym pchnięciem wnikając coraz głębiej, a z każdym ruchem Marta pojękiwała coraz głośniej. Wcześniejszy ból ustępował miejsca rodzącej się przyjemności. Daleko jej było do całkowitego rozluźnienia i otwarcia, ale szczelne wypełnienie i delikatny masaż oraz tarcie ślizgającego się od soków i krwi członka, budziło w już kobiecie jakieś utęsknienie, nienasyconą pożądliwość, którą tłumiło jeszcze mimo wszystko poczucie wstydu i bólu. Jednocześnie pragnęła, żeby to się skończyło i trwało…

Ruchy mężczyzny, którego ciało bezwiednie drapała na plecach do krwi, przyspieszyły, oddech zrobił się płytszy, a penis zanurzając się w niej coraz szybciej, zaczął pulsować …

Niewolnik dobił do końca i zatrzymał się na chwilę, znajome mrowienie i pulsowanie było sygnałem nadchodzącej ekstazy. Pierwszy skurcz w kroczu, zapowiedź nadchodzącego orgazmu, był niezwykle silny, a spragniony mężczyzna tak bardzo odczuwał potrzebę pozostania w chętnym i ciepłym wnętrzu…

Sięgnął ustami do zamkniętych powiek tej, która dała mu tę niewyobrażalną rozkosz, o której nie miał prawa już nawet marzyć, i poczuł słone łzy, zlizał je z namaszczeniem .

Drugi skurcz uwolnił jądra od nadmiaru nasienia, wydobywając z krtani przeciągły jęk ulgi i pozbawiając mężczyznę sił.

Opadł całym ciężarem na Martę, kiedy trzeci skurcz rozniósł jego ciało i osobowość.

* * *

Wyłączyła silnik, zerknęła odruchowo we wsteczne lusterko, gdy zgasły światła w aucie zaparkowanym tuż za jej pojazdem. Nie chciało jej się wysiąść z nagrzanego środka, po trosze nie miała już sił. Trzej towarzyszący Marcie ochroniarze, czujnie zerkając raz po raz w stronę samochodu panny Rays, przekazywali swoje obowiązki strażnikom wewnętrznym. Dzisiejszy – spojrzała na wyświetlacz – a właściwie wczorajszy dzień, obfitował w wydarzenia. Do najważniejszych należało spotkanie z Paulem, a otrzymane od niego bezcenne informacje, na które niecierpliwie czekała, przyspieszą znacznie bieg pilnym sprawom. Jedynie sposób, w jaki weszli w ich posiadanie, mącił satysfakcję.

Świadomość, przez co przechodził teraz Kaj, nie dawała Marcie spokoju. Cena, jaką przyszło zapłacić, okazała się wysoka. Uchwyciła się nadziei, że taka sytuacja nie potrwa długo i wyciągnięcie niewolnika z rąk Maksa jest tylko kwestią czasu. Ale póki co nie miała nawet odwagi spytać o niego Paula. Ciągle miała przed oczami twarz Kaja i przelotne, pełne oddania spojrzenie, kiedy padały za niego coraz większe kwoty. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie tłustej dłoni Koeniga na nagich plecach niewolnego, gdy wychodzili po aukcji.

Sięgnęła gwałtownie po neseser. Świadomość, na co skazała bezwarunkowo oddanego jej człowieka, była nie do zniesienia. Kaj nie otwierał listy tych, których zgubiła lub nie potrafiła obronić. Czy zdoła sprawić, aby ją zamknął?

Za beztroskę rozkapryszonej pannicy zapłacili nie tylko kochankowie z zapomnianego apartamentu i dwóch przystojnych niewolnych ze stajni, gdy Tamara z premedytacją doniosła strażnikom, ciekawa czekającej nieszczęśników egzekucji. Nie ochroniła też ogrodnika, choć na długi czas stał się przyjacielem oraz kochankiem. To on otworzył oczy Marcie na prawdziwe oblicze przewrotnej i okrutnej Lady Tami, gdy zazdrosna o arystokratkę nalegała na wydanie niewolnika w ręce strażników. Początkowo, gdy opadły emocje, okazało się, że wyobrażenie przeżycia „pierwszego razu” odbiegało od radosnych uniesień podglądanych par. Na dodatek skrupulatnie utwierdzona przez Tamarę o fakcie egoistycznego wykorzystania Marty przez nieopatrznie wybranego niewolnego, rozgoryczona i zawiedziona zbliżeniem z mężczyzną Raysówna na kilka dni zaszyła się w swoich pokojach, lecząc nie tylko ból fizyczny. Niemalże dała się namówić przyjaciółce na oskarżenie sługi o gwałt w rewanżu za niespełnienie oczekiwań i wyimaginowanych wyobrażeń nastolatki. Na szczęście, kiedy zniknęło poczucie wstydu oraz fałszywe poczucie wykorzystania, pojawił się popęd i pragnienie przeżycia „drugiego razu”. W całkiem innym świetle zobaczyła mężczyznę, który pozbawił ją niewinności. Przypadkowo wybrany, zwykły niewolnik przeznaczony do wykonywania ciężkich prac fizycznych okazał się delikatnym i czułym partnerem, wrażliwym na budzące się potrzeby młodziutkiej kobietki. Był w pełni świadomy, jaki wpływ mogą mieć pierwsze relacje seksualne Marty na jej późniejsze życie erotyczne. Pomagał w poznaniu reakcji własnego ciała, uczył pieszczot i swobodnego wyrażania fantazji. Bez pośpiechu, tłumiąc własne żądze, tworzył nastrój i subtelnie stymulował zmysły nastolatki, aby po długim czasie od rozpoczęcia współżycia z mężczyzną mogła wreszcie przeżyć swój pierwszy orgazm.

Panna Rays już jako dorosła kobieta, potrafiła docenić wysiłek obcego człowieka, który spodziewał się przecież nieuchronnej kary za fizyczny kontakt z dziedziczką, wynikający z kaprysu rozpuszczonej małolaty. Mimo tego zamienił zmierzający do katastrofy seksualnej falstart w intymny początek ekscytujących doznań, które dopiero miały zostać odkryte. A przecież mógł wykorzystać okazję i wyładować własne żądze, zaspokoić chuć w najbardziej wyuzdany i brutalny sposób, nie przejmując się sprawczynią nieubłaganego i bolesnego końca, jakiego zapewne i tak by doświadczył.

Dzięki zaufaniu do partnera, wynikającemu z jego zdecydowania i wyrozumiałości dla sprzecznych emocji nieśmiałej, a przede wszystkim niedoświadczonej partnerki, dokonała się w Marcie przemiana postrzegania samej siebie. Długie rozmowy, pieszczoty oraz wspólne masaże w nastroju rozluźnienia i fantazji pozwalały dziewczynie kształtować oczekiwania, a przede wszystkim model, jak powinna i chciałaby być traktowana przez mężczyzn w przyszłości.

W nagłym pośpiechu, jakby pragnąc uciec przed myślami, wysiadła z samochodu. Owiało ją rześkie, nocne powietrze, pod wpływem którego zadrżała na całym ciele. Z rozświetlonej rezydencji dochodziły jakieś krzyki. Domyśliła się, że impreza Roberta trwa w najlepsze.

Gdy tylko weszła na pierwszy stopień, otworzyły się drzwi.

– Dobry wieczór, Pani.

Jak zwykle, jej osobisty trwał na posterunku. Musiała przyznać, że był wyjątkowy: cichy, dyskretny, zawsze pod ręką, odnosiła wrażenie, że momentami czytał jej w myślach. Niezwykle szybko dostosował się do codziennego rytmu nowej właścicielki, biorąc pod uwagę, że nigdy przedtem nie służył jako osobisty. W lot przyswoił nawyki swojej Pani, co lubi, czego nie znosi, kiedy jest zła i lepiej nie pokazywać się jej na oczy, a kiedy potrzebuje jego towarzystwa. Bystry, inteligentny i oddany spełniał wszelkie oczekiwania Marty. Zarządca trafnie dobrał pannie Rays osobistego niewolnika za pierwszym razem, będąc świadomy, że ogłady nie da się zastąpić najlepszym wyszkoleniem.

– Witaj, Alanie.

– Pani, zarządca Shultz od kilku godzin próbuje się z tobą skontaktować...

Zapomniała. Dzwonił kilka razy, ale nie mogła wtedy odebrać, zresztą domyślała się, o czym chciał z nią mówić. Robert wysyłał Martina na dzielnice, a dla nikogo nie było tajemnicą, że starszy mężczyzna zupełnie się tam nie odnajdywał, więc prawdopodobnie zamierzał wpłynąć na Martę, aby interweniowała u swego brata. Nie mogła jednak wchodzić ciągle Robertowi w drogę, szczególnie po rozmowie na temat Rady i jego ewentualnego przewodnictwa. Niestety, wbrew całemu szacunkowi, jakim darzyła Martina, nie mogła mu pomóc. Przez moment zastanawiała się nad celem wysłania potrzebnego tu, na miejscu szkoleniowca na misję, lecz nie znalazła żadnego logicznego rozwiązania poza tym, że podjęta decyzja była spowodowana jakimiś prywatnymi rozgrywkami.

– Wiem – odparła krótko. Nie zamierzała ingerować w sprawy dotyczące ich wzajemnych sporów.

– Pani, zarządca…

Marta dała znak, że nie chce rozmawiać.

– Nie teraz, Alanie, nie teraz! Jestem zmęczona.

– Pani, ale on... – ponownie starał się zwrócić uwagę Marty na to, co ma do przekazania, ale gdy raptownie odwróciła się w stronę niewolnego, zamilkł natychmiast. Nie zdążył spuścić wzroku i skulił się w sobie jak przed uderzeniem. Kobieta westchnęła, służył jej już tyle czasu i nigdy nie zrobiła niczego, aby musiał drżeć przed swoją właścicielką, a mimo to nie był w stanie, wyzbyć się paraliżującego go strachu. Obawiała się, że przeżyta trauma pozostawi w nim swe piętno na zawsze.

– Przygotuj mi kąpiel – zwróciła się łagodnie do osobistego. – Taką, jak lubię.

Gorąca woda, piana, świece, kojąca muzyka... to powinno ją odprężyć i pozwolić przestać myśleć choć na chwilę o minionym dniu.

– Pani, wszystko już gotowe – drżenia w głosie nie zdołał ukryć. Zerknęła podejrzliwie na niewolnego. Wyglądał na spiętego. Jakby odczytując myśli swojej właścicielki, dodał pospiesznie: – Wino też podałem, gdyby zechciałaby Pani, skosztować.

Z postanowieniem, aby nie wnikać w dziwne zachowanie Alana, udała się do salonu, po drodze oddała teczkę z dokumentami podążającemu za nią słudze i z ulgą pozbyła się wreszcie butów na wysokim obcasie. Odsyłając zniecierpliwionym ruchem dłoni oczekujących na powrót Panny Rays masażystę i kosmetyczkę, sama rozplotła warkocz i potrząsnęła głową, aby włosy swobodnie rozsypały się, tworząc kruczoczarny wachlarz, otulający Martę jedwabistym dotykiem. Teraz miała chwilę dla siebie; teraz mogła stać się zwykła młodą kobietą spragnioną po ciężkiej pracy wytchnienia, ciszy i żeby nikt od niej niczego nie chciał.

Alan zdawał sobie sprawę, jak cenne są dla jego Pani te nieliczne chwile bycia samej ze sobą i chronił ją, jak nikt dotąd. Marta zdejmowała z siebie wtedy maskę zimnej, niedostępnej i wyrafinowanej osoby gotowej na wszystko, by móc przez krótki moment znów stać się beztroskim dzieckiem tańczącym na dywanie w rytm jakiejś muzyki, zaśmiewającej się i zajadającej lodami przed ekranem telewizora, na zmianę ze szlochaniem w poduszkę ze wzruszenia lub żalu. Tym razem planowała wziąć gorącą kąpiel i spać, spać, choćby do południa. Rozpięła już większość guzików bluzki w drodze do sypialni, gdy jej wzrok przykuła klęcząca w rogu salonu postać.

– No, nie! – wykrzyknęła po części przestraszona i zdziwiona. Nie przypominała sobie, aby zadysponowała jakiegoś niewolnika dla przyjemności… Chyba że zapomniała… Nie, niemożliwe! – Alan! – zawołała osobistego, chcąc wyjaśnić nieporozumienie.

Niewolny pojawił się błyskawicznie, z pewnością tuż za ścianą oczekiwał na jej wezwanie.

– Pani...

– Co on tu robi?! – Niepewny wyraz twarzy, wzrok wbity w podłogę i nerwowo zaciśnięte palce na teczce z dokumentami upewniły Martę, że niewolnik nie do końca ma czyste sumienie. – Czy ja coś przeoczyłam? A może jest już ze mną tak źle, że ktoś nie może ze mną wytrzymać i przysyła mi niewolnika dla przyjemności? – zadawała pytania, coraz bardziej ściszając głos i postępując kilka kroków ku Alanowi.

– Pani, to nie tak… – pospiesznie starał się wyjaśnić. – Ja chciałem... to znaczy… – zająknął się – ja…

Marta szorstko przerwała to żenujące dukanie: – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to ty wpadłeś na ten pomysł? – Dostrzegłszy, jaką konsternację wzbudziły w chłopaku jej słowa, dodała łagodniej: – Mam nadzieję, że to nie ty.

Niewolny pokręcił głową w geście zaprzeczenia.

– Pani, nie śmiałbym. To zarządca Shlazing przysłał niewolnika. Nie mógł się skontaktować i twierdził, że wszystko wyjaśni później, prosił... – Alan mówił szybko, na jednym oddechu, jakby obawiał się, że nie zdąży wyjaśnić, zanim znów Marta mu przerwie – ...żeby Pani go przyjęła, że on musi i nie ma wyjścia... że jak wróci, wszystko dokładnie wyjaśni...

– Pomału – ponownie przerwała rozgorączkowanemu niewolnemu, gdyż rozpędzał się coraz bardziej, a ona coraz mniej rozumiała. – Dobrze pojmuję, Martin uznał, że potrzebuję niewolnika dla przyjemności, tak?

– I tak, i nie... – Alan nabrał powietrza, przeniósł wzrok z podłogi na Martę i w desperackim akcie odwagi wydusił z siebie: – Zarządca przysłał go tu, aby ochronić go przed panem Raysem.

Zdziwiona powoli odwróciła się w stronę klęczącego niewolnika, a potem na powrót spojrzała na swojego osobistego.

– Mam chronić niewolnika? – Nieodparte wrażenie, że ktoś knuje za jej plecami, wywołało w niej zdecydowany sprzeciw. – A co ja mam do tego?

Zwężające się złociste tęczówki panny Rays i coraz niższy ton głosu nie wróżyły niczego dobrego. Martin próbował nią manipulować lub w najlepszym razie posłużyć. Nie mogła tolerować takiego zachowania, nikt nie miał prawa stawiać Marty przed faktem dokonanym. Nikt! Nawet Martin Shlazing.

– Odeślij go natychmiast z powrotem do rezydencji! – rozkazała bez wahania i wzburzona, uznając temat za zamknięty, skierowała się do sypialni.

– Pani... on nie może wrócić do rezydencji...

Zdecydowany sprzeciw i fakt, że osobisty niewolnik zwrócił się do niej, kiedy ucięła dyskusję i zakończyła sprawę, spowodował, że zatrzymała się, ale przez kilka chwil nie zareagowała na niesubordynację Alana. Kiedy już się odwróciła i utkwiła w nim zimny wzrok, niewolny cofnął się krok, a za chwilę jeszcze jeden. Wyraz jej twarzy sprawił, że osobisty padł przed nią na kolana i opuścił głowę.

– Pani, nie wysyłaj go tam… proszę… – napięte mięśnie barków i pleców oraz wstrzymanie oddechu wskazywało na nerwowe wyczekiwanie jej decyzji.

Podeszła bliżej do pokornego sługi i cichym, pozornie pozbawionym emocji głosem, nakazała:

– Podaj mi jeden powód, dla którego chciałabym zmienić zdanie. – Spojrzała z góry na klęczącego, położyła dłoń na ramieniu dotąd uległego sługi i dodała: – Dla twojego dobra, to musi być bardzo dobry powód…

Widziała, jak spiął się, szukając w myślach odpowiednich słów. Marta odwróciła się ku drugiemu niewolnikowi, to wszystko było zastanawiające. Martin bez polecenia przysyła „zabawkę”, Alan ośmielił się zakwestionować jej rozkaz…

– Pani, zarządca prosił tylko o kilka dni… nie odsyłaj go. – Drgnęła na dźwięk słów swojego osobistego, skupiła się na niewolniku dla przyjemności, który z trudem zachowywał pozycję uległego. – Panno Rays, wiesz przecież, co czeka odrzuconego niewolnika…

Marta przez chwilę stała zdezorientowana, coś tu nie pasowało. Liczne nieodebrane połączenia telefoniczne od Martina, niejasne tłumaczenie Alana, niesubordynacja z niewolnikiem dla przyjemności i dziwne zachowanie Roberta… Ostrożnie podeszła do uległego, z wysiłkiem uniosła głowę mężczyzny, który z jeszcze większym trudem się wyprostował. Na widok tego co ujrzała, zamarła i z odrazą cofnęła dłoń.

– Drugi?!

– Pani, zarządca Shlazing dzwoni, odebrać?

Przerażona i zaskoczona w pierwszej chwili nie spostrzegła Alana z telefonem w dłoni i nie zdążyła zareagować, gdyż jasnowłosy niewolny, straciwszy nagle podparcie ręki Marty, runął całym ciężarem swego ciała u jej stóp.

Ten tekst odnotował 22,196 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.96/10 (26 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (3)

0
0
Atmosfera się zagęszcza 😀

PS Taka malutka uwaga - nazwisko Schultz / Schulz powinno być pisane właśnie przez CH, a nie H, jak Bruno Schulz. Chyba, że celowo ma tak być?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
P.S.
Nazwiska mają to do siebie, że nie muszą podlegać ogólnym zasadom pisowni: np. Górka i Gurka, Chudy, Hudy, ale również Hódy, Chódy i o dziwo każda wersja jest poprawna.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Niby tak, ale mimo wszystko jakoś dziwnie się czyta nazwisko odbiegające od jego typowej formy.

PS Coraz bardziej ciekawi mnie, jak ta cała historia się zakończy. Happy endu oczywiście się nie spodziewam, ale czy będzie to tylko lekka drama, czy sieka jak u Tarantino? Chyba tylko jedna Violett wie 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.