Miłości (VI). Na kłopoty finansowe - koledzy
27 lutego 2016
Miłości
Szacowany czas lektury: 9 min
Iwona wracała ze sklepu jak zwykle błądząc myślami gdzieś w chmurach. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób ucieka od problemów, ale cóż... tak było łatwiej. Nie tylko udawała, że ich nie dostrzega. Jej organizm reagował na swój sposób, adekwatnie do obecnej potrzeby – znów chwilowo pogorszył jej się wzrok. Już w markecie miała problemy z odnalezieniem potrzebnych produktów na półkach, a teraz, w drodze do mieszkania, szczegóły otoczenia zacierały się w znaczącym stopniu.
Oczywiście nie na tyle, żeby nie trafiła do domu.
Położyła siatki z zakupami na stole kuchennym i usiadła na stołku, nawet nie zdejmując płaszcza. Musiała w końcu sama przed sobą przyznać, że pora znów zmierzyć się z problemem, który powracał regularnie, wciąż i wciąż, mimo usilnych zaklęć i wizualizacji poprawy. W portfelu zostało jej dwadzieścia trzy złote, na koncie pusto, na karcie w telefonie pięćdziesiąt osiem groszy. Został tydzień na zapłacenie zaległego rachunku, inaczej po prostu odłączą jej prąd.
Ale po kolei, Iwonka, weź się w garść. Dzisiaj masz co jeść, gdzie mieszkać, ciepło ci i zdrowa jesteś, dziękować. Teraz pora się rozpłaszczyć. Płaszczyk na wieszak, buty pod szafkę.
Wypakowała zakupy z trudem tłumiąc wyrzuty sumienia na widok tabliczki najtańszej czekolady. I sera żółtego, bez którego właściwie mogłaby się obejść. Westchnęła. Nie tędy droga do wyzwolenia od problemów finansowych. Z takim nastawieniem nie ma szans na wyjście z dołka.
Włączyła w odtwarzaczu muzykę relaksacyjną i położyła się na podłodze. Chyba krzywo spała, bo po kilku minutach siedzenia bolał ją cały krzyż, ale medytować można i na leżąco. Kiedy w myślach znalazła się już na swojej leśnej polanie, przywołała przewodnika do spraw finansowych, którego osobiście mianowała do tej funkcji kilka miesięcy wcześniej.
Dłuższą chwilę próbowała dowiedzieć się od niego, co robić, żeby wreszcie uwolnić się od finansowych trosk, ale o dziwo, przewodnik wcale nie chciał z nią rozmawiać. Założył ręce na piersi i wpatrywał się w nią z surową miną. Obraził się czy co? Ale przecież oni się nie obrażają, to bez sensu...
Wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że ona sama dobrze wie, co powinna zrobić, zamiast na niego przenosić odpowiedzialność za swoje zachowania. Pozwoliła mu odejść, choć zrobiło jej się trochę przykro.
Na pociechę przywołała Czarną Panterę, która bez żadnych humorów i wyrzutów przytuliła się do niej i polizała ją po policzku. Pantera zawsze ją pocieszała.
Tym razem Iwona nie wróciła tak od razu do rzeczywistości. Z medytacyjnego transu przeszła prosto w sen. A przyśnił jej się zielonooki książę na srebrnym rumaku, który bez pytania o zgodę porwał ją prosto do białego pałacu z granatowym dachem. Iwona obudziła się z łomoczącym sercem i pełną świadomością, o czym śniła.
Cudownie. Książę na rumaku, biały pałac... to ma być rozwiązanie problemów finansowych? Takie rzeczy tylko w bajkach. Rzeczywistość niestety ma swoje wymagania.
Z niechęcią Iwona usiadła przy komputerze i otworzyła przeglądarkę. Podbić ogłoszenie czy nie? Rozsądek mówił „Natychmiast!!”, serce natomiast nieśmiało przypomniało jej o lawinie wiadomości, która zawsze przychodziła na skrzynkę krótko po podbiciu ogłoszenia, a z której najczęściej nie wynikało zupełnie nic. Strata czasu.
Z drugiej strony... kasa potrzebna właściwie na wczoraj. Może tym razem się uda? Przecież kilka razy przyjechał mężczyzna z ogłoszenia. Różni mężczyźni, gwoli ścisłości.
Zaraz. A może wysłać smsa do Bartka? On jeden wracał co jakiś czas. Był sporym, powolnym mężczyzną, i zwykle musiała się trochę napracować, żeby go zadowolić, ale bez udziwnień. Wprawdzie z zasady nie narzucała się facetom, ale z nożem na gardle mogłaby chyba zrobić wyjątek? Najwyżej jej odmówi. Albo w ogóle nie odpisze. To nie dramat.
„Nie miałbyś ochoty wpaść do mnie? Potrzebuję $$$” – wysłała.
Nie odpisał od razu, więc podbiła jednak ogłoszenie i resztę dnia spędziła na odpisywaniu na wiadomości. Sms od Bartka przyszedł wieczorem, kiedy Iwona opychając się czekoladą marzyła o puszce piwa. „Miałbym. A mogę przyjechać z kolegą?”
Aż usiadła na łóżku z wrażenia. Odpisała, że owszem, ale za wyższą stawkę. Bartek zgodził się bez ceregieli i umówili się na ósmą. Iwona wyprysnęła do łazienki, wykąpać się i przygotować, do spotkania została niecała godzina. Zdążyła ze wszystkim na ostatnią chwilę – kiedy kończyła makijaż, usłyszała dzwonek do drzwi. Serce łomotało jej z nerwów. Do tej pory nie przyjmowała dwóch facetów jednocześnie, chociaż brała taką możliwość pod uwagę. Poza tym, nigdy nie umawiała się w ciemno, zawsze żądała zdjęcia i choć ogólnego zarysu oczekiwań, a tu dla odmiany kolega Bartka był zupełną niewiadomą.
Bartkowi jednak ufała, więc chyba nie będzie problemów...
Otworzyła drzwi uśmiechnięta od ucha do ucha. Potrafiła się wyluzować na zawołanie, a raczej założyć odpowiednią maskę. Na te trzy godziny wystarczy.
Kolega Bartka był jego zupełnym przeciwieństwem. Młodszy, dużo szczuplejszy i bardziej energiczny. Ostrzyżony na zero, w szerokim uśmiechu ukazujący równe, zadbane zęby. Przedstawił się jako Darek. I praktycznie od razu przejął inicjatywę. Kiedy usiedli we troje na wersalce w dużym pokoju, wsadził Iwonie rękę pod bluzkę i z uśmiechem przesunął stanik w górę.
– Tak właściwie to nie mamy zbyt dużo czasu, mamy spotkanie za godzinę.
– O dziewiątej?
– Taka tam nieoficjalna kolacja z kontrahentem.
– To może trzeba było umówić się ze mną na jutro?
– Na jutro też możemy się umówić, jeśli chcesz...
Pochylił się i lubieżnym spojrzeniem wniknął w dekolt Iwony.
– Rozbieraj się – zarządził.
Od tego momentu Iwona poczuła się jak na szalonej przejażdżce kolejką w lunaparku. Ledwo zdążyła zdjąć sweter i bluzkę, a już Darek ściągał jej spodnie. Kiedy pozbyła się bielizny, on też już był gotów – ze spodniami spuszczonymi do kostek siedział na wersalce.
– Do roboty.
Klęknęła między jego kolanami na podłodze i wzięła jego członek w rękę. Był duży, jeszcze takiego nie widziała. Nie była to szczególnie dobra wiadomość...
Zaczęła go lizać powoli, od jąder w górę, raz po raz zwilżając język śliną. Darek jednak nie miał cierpliwości. Chwycił ją za włosy i nakierował na czubek, dając jednoznaczny sygnał, by go wzięła do ust. Nie protestowała, ten rodzaj dominacji podniecał ją znacznie bardziej niż jakiekolwiek wyrafinowane pieszczoty. Poczuła, że robi się mokra między nogami. Penis ledwo zmieścił jej się w ustach. Mimo to wsunęła go najgłębiej jak zdołała.
Darek nadawał ostre tempo. Trzymając głowę Iwony poruszał się tak szybko, że omal nie zwymiotowała. Łzy ciekły jej ciurkiem, brakowało tchu. Wreszcie puścił jej włosy, wstał i popchnął ją na łóżko. Klęknęła wypięta w jego stronę, zdyszana i mokra z podniecenia. Ścisnął ją za biodra i wbił się w nią mocno.
– Bierz się za Bartka.
Bartek, dotąd przypatrujący się biernie, rozpiął szybko spodnie i wydobył członek. On nie próbował Iwoną kierować, rozsiadł się wygodnie oparty i pozwolił jej na inicjatywę.
Objęła członek wargami. Odebrali jej wszelkie resztki kontroli nad sytuacją, Darek popychał ją od tyłu, Bartek ściskał pierś. Czuła, że jeszcze chwila i będzie miała orgazm, starała się jednak nie przerywać.
W tym momencie Darek wyszedł z niej i stękając cicho dokończył ręką, Iwona poczuła lepką ciecz na plecach i pośladkach. A więc z orgazmu chwilowo nici... Nie dała po sobie poznać lekkiego rozczarowania, zeszła znów na podłogę, tym razem przykucnęła między nogami Bartka. Ssała jego jądra, jedną ręką pieszcząc penisa, a drugą własne krocze.
Kiedy pociągnął ją w górę i obrócił tyłem, była znów na granicy orgazmu. Oparła się rękami o jego potężne uda i nadziała się na niego z jękiem. Pożądanie zawładnęło nią bez reszty, poruszała się coraz prędzej w górę i w dół, aż wreszcie poczuła silny skurcz wstrząsający łonem. Krzyknęła.
Bartek przeczekał aż ochłonie, i zaczął poruszać się w niej, równie szybko, co ona przed chwilą. Już po chwili odepchnął ją raptownie.
– Wystaw język... – wydyszał.
Zaledwie Iwona zdążyła uklęknąć i otworzyć usta, a trysnął jej nasieniem w twarz. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, patrząc jak Bartek wzdycha, zaspokojony. Pogłaskała go po udzie.
– Pozwolisz, że pójdę się umyć...
– Jasne. Daj jakieś chusteczki jak możesz...
Przyniosła z kuchni rolkę ręczników papierowych i poszła do łazienki. Opłukała całą twarz, starając się zmyć makijaż, a nie rozmazać. Z lustra nad umywalką spojrzał na nią niezbyt piękny czerwonooki stwór, ale machnęła ręką. Już nie musi wyglądać pięknie.
Kiedy wyszła do przedpokoju, panowie już kompletnie ubrani szykowali się do wyjścia. Bartek wcisnął jej w rękę zwitek banknotów. Pożegnali się i poszli.
A Iwona spojrzała na zegarek. Wpół do dziewiątej...
Zdążyła obsłużyć dwóch facetów w pół godziny. Przeliczyła pieniądze, kwota się zgadzała. Widać istnieją mężczyźni, którym jest najzupełniej w świecie obojętne ile płacą za czas dziewczyny... Muszą mieć kasy jak lodu.
Iwona odetchnęła głęboko, jeszcze nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. Zaledwie parę godzin temu goniła resztkami, a teraz może zapłacić zaległy rachunek i zrobić porządne zakupy. Usiadła w swoim ulubionym fotelu i zamknęła oczy, żeby się trochę uspokoić, bo serce biło jej wyjątkowo szybko. Nigdy nie lubiła się spieszyć. Dzisiejsi klienci narzucili zdecydowanie zbyt duże tempo, Iwona w żaden sposób nie mogła się wyciszyć. Nadal była nabuzowana.
Zdecydowała się w końcu wyskoczyć do sklepu. Piwko powinno załatwić sprawę. Kupiła czteropak, na wszelki wypadek, i na zapas, bo nie piła zbyt często. Nie zaszkodzi mieć w lodówce.
Wchodząc do klatki schodowej, omal nie potknęła się o jakiś czarny przedmiot. Rozbłysło światło i jej oczom ukazała się kupka błyszczącego futerka, która uniosła w górę pyszczek i powiedziała „miau”.
– Życie ci niemiłe? – burknęła z naganą Iwona, w głębi ducha skrywając ulgę, że nie rozdeptała kota. – Tędy ludzie chodzą. My nie widzimy tak dobrze w ciemnościach, w końcu ktoś ci zrobi krzywdę.
Spacer do sklepu i z powrotem trochę pomógł jej się zrelaksować. Mimo to jedna puszka powędrowała od razu do zamrażalnika. Niech się szybko schłodzi, samotny wieczór z filmem zawsze jest przyjemniejszy z pewną ilością alkoholu we krwi...
Iwona pogasiła światła i już miała włączyć telewizor, kiedy nagle poczuła nieodpartą potrzebę sprawdzenia, czy aby na pewno zamknęła drzwi wejściowe na zasuwę. Przy takim roztrzepaniu lepiej sprawdzić trzy razy niż raz zapomnieć.
Nacisnęła klamkę, drzwi ani drgnęły. Świetnie.
– Miau – usłyszała zza drzwi. Nie żadne upierdliwe „miiiiiau” ani błagalne „miauuuuuu”. Zwykłe, uprzejme „miau”. Odsunęła zasuwę i wyjrzała na korytarz. Czarny kot siedział na wycieraczce i gdy tylko mieszkanie stanęło otworem, wszedł jak gdyby nigdy nic do środka.
Iwona zbaraniała. Zamknęła drzwi i zapatrzyła się w żółtawe kocie oczy.
– No i co teraz? – spytała szorstko.
Kot w odpowiedzi rozmruczał się głośno.
– Nie mam nic kociego do jedzenia – zastrzegła. – Mięsa nie jadam, ani suchej karmy. Nie spodziewałam się gościa. Mogę ci co najwyżej nalać wody.
Nie przerywając mruczenia kot otarł się o nogi Iwony.
– Dobra, to chodź do kuchni.
Nalała wody do szklanki i schyliła się, żeby postawić ją na podłodze, ale w tym samym momencie kot wskoczył na stół.
– A łapy masz czyste?
– Miau.
– Niech ci będzie. Tylko nie zrzuć na podłogę. I nie zsikaj mi się w mieszkaniu, kuwety też nie mam. Idę oglądać film.
Z puszką w miarę schłodzonego piwa Iwona usadowiła się w fotelu i włączyła film z płyty. Chciała odłożyć pilota na stolik, ale poczuła, że to miejsce jest już zajęte, jej ręka natknęła się na miękkie futerko.
– Jesteś jak duch. Oglądasz ze mną?
Kot z chęcią skorzystał z zaproszenia, umościł się na kolanach mrucząc zawzięcie. Iwona odłożyła pilota i niezbyt dyskretnie zajrzała pod ogon. Nie miała w życiu zbyt wiele do czynienia z kotami, ale ten zdaje się był dziewczynką.
– A masz ty jakoś na imię, czarna pantero?
Kotka westchnęła ostentacyjnie i zamknęła oczy. Chyba jutro trzeba będzie poszukać właściciela.