Miłości (IV). Impreza z niespodzianką
26 lipca 2014
Miłości
Szacowany czas lektury: 14 min
Aula powoli wypełniała się studentami. Kuba jak zawsze wcisnął się w kąt na samej górze. Niezbyt interesowały go zawiłości analizy matematycznej, i zapewne by się urwał z niezrozumiałego wykładu, gdyby nie nadzieja na spotkanie Luizy. Czy też raczej... ujrzenie. Nie spotykali się. Nie wymieniali nawet grzecznościowych powitań. Aula była duża, słuchaczy mrowie. Jak mogłaby go choćby zauważyć...? Nie miał ani urody, ani pewności siebie, ani pieniędzy. Czym mógłby jej zaimponować? Szara mysz w wersji męskiej, mysie włosy opadające na czoło, szara koszula z kołnierzykiem wyłażąca ze spodni, nawet mała, wojskowa torba z demobilu na jego ramieniu wyglądała tak szaro i nijako...
Luiza stała na schodach z grupką przyjaciółek. Paplały coś, ćwierkały jak wróbelki, Kuba ze swojego miejsca nie słyszał słów. Oczywiście grała pierwsze skrzypce, otoczona mniej głośnymi koleżankami wypełniała swoją osobą najbliższą przestrzeń. Ubrana w króciutką sukienkę i starannie, wyraziście umalowana, musiała zwracać uwagę. Z obserwacji i podsłuchanych rozmów Kuba wiedział, że ma wielu rywali. Nawet nie śmiał myśleć, że wybrałaby akurat jego, co mógłby jej ofiarować?
Chyba tylko szczere uwielbienie i bezgraniczne oddanie. Zrobiłby dla niej wszystko, wystarczy że księżniczka kiwnie palcem, a on jako jej sługa stawi się na wezwanie niczym wierny pies i z ukłonem przysięgnie, że spełni każde żądanie. W zamian za odrobinę przychylności, jedno uprzejme spojrzenie, cień uśmiechu...
Nagle, jakby za sprawą niewidzialnej dobrej wróżki, Luiza spojrzała w jego stronę. Mógłby przysiąc, że na moment zatrzymała na nim wzrok. Pochyliła się lekko i szepnęła coś koleżankom. Zamilkły na chwilę i chociaż żadna nie odwróciła się, poczęły kręcić się niespokojnie, jakby ledwie się powstrzymywały.
Wykładowca zajął już miejsce za pulpitem i przez mikrofon poprosił o ciszę, więc Luiza usiadła i zniknęła Kubie z oczu. Zdążył jeszcze pochwycić krótkie zerknięcia dwóch jej koleżanek. Musiała zauważyć, że się na nią gapi, i podzieliła się spostrzeżeniem, a teraz sprawdzały, czy to prawda i o kogo chodzi. Poczuł lęgnącą się nadzieję.
Po wykładzie podszedł do dziewczyn, ale zabrakło mu odwagi, by do nich zagadać. Udawał, że pilnie studiuje zeszyt z notatkami. Bliskość Luizy przyprawiała go o palpitację.
Ćwiczenia mieli w różnych grupach, więc nie mógł cieszyć się jej obecnością, ale na każdej przerwie przekradał się pod salę, w której ona miała zajęcia. W końcu zaczęła dostrzegać, że za nią łazi. Czuł, że powinien to wykorzystać i zawrzeć z nią znajomość, choćby pogadać chwilę o niczym... ale nie potrafił. Po paru dniach zorientował się, że zaintrygowanie w oczach dziewczyny zmienia się powoli w znudzenie i politowanie.
Wreszcie to ona podeszła do niego.
– Cześć, masz może szluga?
Zaskoczyła go kompletnie, z nerwów upuścił torbę, a kiedy próbował ją podnieść, źle uchwycił i wymsknęła mu się drugi raz. Starał się uśmiechnąć w słabej imitacji obracania niezdarności w żart.
– Nie mam, ja nie palę – odpowiedział szybko. – Ale mogę wyskoczyć do kiosku, jeśli chcesz.
Uniosła brwi w zdziwieniu.
– Zrobiłbyś to?
– Jasne. Jakie lubisz?
– Jakiekolwiek – wydała się uroczo zbita z tropu. – Mentolowe.
Kubie zakręciło się w głowie, oszalał ze szczęścia. Trzy razy zapewnił ją, ze zaraz wróci, jakby obawiał się, że mu nie uwierzy i nie zaczeka. Pognał do wyjścia z budynku wydziału, nie zważając na to, że za pięć minut rozpoczną się zajęcia, najwyżej się spóźni.
Spóźnił się, a jakże. Po powrocie zastał opustoszały korytarz. Ani żywego ducha. Nie zaczekała... Z drugiej strony, nie mógł się przecież spodziewać, że przez niego i ona się spóźni. Schował papierosy do torby i wszedł do swojej sali.
Siedział jak na szpilkach w oczekiwaniu na przerwę. Nie rozumiał, co się wokół niego dzieje, młody doktorant prowadzący ćwiczenia równie dobrze mógłby mówić po arabsku. Wreszcie nadeszła upragniona chwila. Luiza stała z koleżankami pod oknem na korytarzu, podszedł więc szybko i mocując się z zapięciami torby zapewnił dziewczynę, że był w kiosku, kupił szlugi i zaraz je wyjmie, niech tylko ta cholerna torba pozwoli się otworzyć.
– Tak w ogóle to Kuba jestem – powiedział wręczając Luizie papierosy. – Z grupy B...
– Dzięki, stary, miło z twojej strony. Co robisz po zajęciach? Masz jakieś plany?
– Nie. To znaczy tak. To znaczy... miałem jechać do domu. Ale jeśli miałabyś ochotę gdzieś pójść ze mną... to nie mam planów.
– Może bym miała. A dokąd?
– Do Empiku może?
Wytrzeszczyła oczy. Kuba zmieszał się, poczuł, że czerwienieje po same uszy.
– Znaczy... tam jest taka kafejka... Na kawę moglibyśmy... albo ciastko, jeśli lubisz. Chyba że wolisz gdzieś na piwo pójść. Albo może do kina? – czuł, że pogrąża się coraz bardziej. A jej spojrzenie bynajmniej nie starało się zapewnić go, że jest inaczej.
– Masz samochód?
– Eee... nie mam.
– Więc może lepiej przejdźmy się gdzieś bliżej, zamiast tłuc się autobusem? Tu niedaleko są ze trzy kafejki.
– W porządku. Będzie jak ty chcesz.
Pozostałe dwie godziny zajęć zmarnował na bazgraniu po zeszycie i wypisywaniu imienia „Luiza” na tysiąc różnych sposobów. Próbował ją nawet narysować, ale brakowało mu chyba talentu, bo na każdym portrecie wychodziła jakoś tak... wiedźmowato. Wyrwał kartki i wychodząc na korytarz wrzucił je do kosza.
Na widok Luizy czekającej koło szatni oblał go zimny pot. Była taka piękna... Długie, brązowe włosy założyła za ucho i rozglądała się po korytarzu. Widać koleżanki już poszły. Zbliżył się, ale nie mógł wykrztusić słowa. Spojrzała na niego z paraliżującym uśmiechem i ruszyła w stronę wyjścia. Kuba pognał za nią.
Kiedy szli ulicą, to ona wypełniała ciszę. Paplała byle co, a on starał się w miarę często przytakiwać, i chociaż nie za bardzo za nią nadążał, w głębi ducha był wdzięczny, że nie musi sam prowadzić rozmowy. Ani odpowiadać na osobiste pytania.
Ale kiedy wieczorem rozpamiętywał przebieg „randki”, doszedł do wniosku, że zachowywał się jak przygłup. Wypowiedział może ze trzy pełne zdania przez całą godzinę spędzoną w kafejce. To pewnie dlatego tak szybko pożegnała się i poszła... Nie dała się namówić ani na drugą kawę, ani na słodki deser.
Na drugi dzień na uczelnię jechał zdruzgotany. Nie śmiał spojrzeć dziewczynie w oczy, unikał więc jej strony korytarza jak ognia, przemykał pod ścianami, kiedy zmieniali sale ćwiczeniowe. Pod koniec zajęć ku jego zdumieniu Luiza sama do niego podeszła. Czuł, że czerwieni się jak zakompleksiony nastolatek.
– Cześć... co słychać? – wydusił.
– Siema. Słuchaj, skończyły mi się fajki, a zapomniałam portfela... Skoczyłbyś do kiosku? Oddam ci za nie w poniedziałek...
– Nie... spoko, nie ma sprawy. Jasne. Zaraz wracam.
Zamotał się potwornie, więc żeby uniknąć dalszego pogrążania się, pobiegł do najbliższego kiosku. Zdążył wrócić zanim skończyła się przerwa.
– Dzięki – dziewczyna wzięła papierosy i obdarzyła go uśmiechem. – A wiesz... Jutro mam wolną chatę i robię taką małą imprezkę, na parę osób. Może byś wpadł?
– Z przyjemnością. Jeśli chcesz, żebym przyszedł, to będę.
Zapisał adres i numer telefonu, wniebowzięty. Może to nie randka we dwoje, ale zaproszenie chyba oznaczało, że nie skreśliła go definitywnie...
W sobotnie popołudnie stał przed lustrem, skrzywiony i załamany. Ogolił się, założył dżinsy i koszulę... i wyglądał jak frajer. Może powinien był się ostrzyc? Albo zostawić ten parodniowy zarost?
Zmieniał koszulę kilka razy, porównując i rozważając. Koniec końców, przyszedł na imprezę mocno spóźniony. Wszedł do zadymionego mieszkania, dostał od razu do ręki jakiegoś drinka, zanim jeszcze zdążył zdjąć buty. Podziękował, ale Luiza nie mogła go słyszeć... muzyka zagłuszała nawet myśli.
Mieszkanie było duże, czteropokojowe, sądząc po ilości drzwi. Goście rozlokowali się w salonie – część siedziała na podłodze i kanapie, gadając mimo hałasu, część bujała się w rytm muzyki. Kuba pożałował, że przyszedł.
Parę osób zauważyło jego przybycie, uniósł więc rękę w powitalnym geście. Przycupnął na fotelu, nie mając śmiałości przyłączyć się do żadnej z grupek. „Mała imprezka” gościła na oko co najmniej trzydzieści osób...
Kuba nie wiedział, gdzie się podziać. Pił drinka najwolniej jak umiał, ale i tak zbyt szybko ujrzał dno szklanki. Odstawił ją na niski stolik... i nie wiedział co dalej. Luiza początkowo krążyła to tu, to tam, trochę tańczyła, śmiała się głośno. Obserwował ją ukradkiem, ale nie sprawiało mu to przyjemności, w każdym chłopaku widział bowiem rywala, a praktycznie każdy choć przez chwilę usiłował się kręcić koło niej... Tylko jeden Kuba nie miał odwagi. Był na szarym końcu wyścigu do pięknej dziewczyny, i miał tego druzgocącą świadomość...
W końcu jednak Luiza przypomniała sobie o nim. Usiadła na podłokietniku fotela i nachyliła się ku niemu z troską.
– Nie bawisz się?
Nie bardzo słyszał, co mówi, ale domyślił się słów z ruchu ust i kontekstu. Poczuł od niej zapach alkoholu, zdaje się, że niejednego drinka dziś wypiła. Uśmiechnął się przepraszająco, myśląc gorączkowo, jak się wykręcić od dalszego przebywania w tej sali tortur. Ból głowy? Atak biegunki? Włączone żelazko w domu...?
Alkohol najwyraźniej uderzył dziewczynie do głowy, bo przesunęła ręką po jego karku, tak jednoznacznie erotyczny ruchem, że Kuba natychmiast dostał erekcji. Luiza nie była jednak całkiem pijana, od razu to spostrzegła. Chwyciła za kołnierz jego koszuli i pociągnęła w stronę przedpokoju. Poszedł za nią, chociaż najchętniej zapadłby się pod ziemię. Może chce go wyrzucić, żeby nie przynosił jej wstydu przy znajomych?
I owszem, poprowadziła go w kierunku drzwi wyjściowych. Ale zatrzymała się w połowie korytarza. Zwróciła się w stronę Kuby i przysunęła tak blisko, że w obawie, by nie poczuła wzwiedzionego członka, odruchowo się cofnął. Wyszło dość niezgrabnie i chyba nietaktownie, ale jej to nie zraziło.
– Podobam ci się, co?
– Bardzo – bąknął.
Pocałowała go! Wcale nie kiss-kiss w policzki na do widzenia... Całowała go namiętnie, ocierając się ciałem o jego ciało. Kuba wpadł w panikę. Czego ona oczekuje? Chce uprawiać seks? Tutaj, teraz? Przy tylu ludziach? Czy tylko się z nim drażni?
Mimo silnego pożądania Kuba dałby się pokroić za tę drugą opcję. Sam pocałunek był wystarczającym powodem do zażenowania – gdyby teraz ktoś wyszedł z salonu i natknął się na nich...
Luiza angażowała się coraz bardziej. W końcu otworzyła najbliższe drzwi i wciągnęła chłopaka do sypialni. Czyli jednak to nie miało być jedynie droczenie się... Kuba usiadł na podwójnym łóżku i wpatrzył się w dziewczynę bezradnie.
– No, dawaj... pokaż co tam masz – powiedziała, podkreślając nakaz gestem.
Spełnił żądanie, rozpiął spodnie i zsunął je trochę, razem ze slipkami, jakimś cudem nie zaplątując się ani nie błaźniąc się w żaden inny sposób.
– Uuu... – skomentowała z nutką podziwu. Wiedział, że przynajmniej rozmiaru nie musi się wstydzić.
Luiza klęknęła i nie pytając go o zdanie zaczęła masować jądra dłonią, jednocześnie wpatrując się w jego przyrodzenie pożądliwie. Zmysłowym ruchem przesunęła rękę w górę i w dół członka, po czym zaczęła go lizać z widoczną wprawą.
Niezupełnie tak to sobie wyobrażał. W fantazjach widział ją bardziej wstydliwą, powolutku przełamującą lody i z wyrozumiałością uczącą go, jak ma jej sprawić przyjemność. A tymczasem siedział na łóżku w sypialni jej rodziców, otoczony dźwiękami „małej imprezy” i patrzył jak dziewczyna jego marzeń wsuwa penisa do ust, jakby robiła to codziennie.
Nie protestował. Podniecony jak gówniarz, pozwalał na wyuzdane pieszczoty, które Luizie najwyraźniej sprawiały równie dużą przyjemność... Spojrzała mu w twarz z lubieżnym uśmiechem. Nie spuszczając wzroku pocałowała członek raz i drugi, po czym wstała i usiadła Kubie na kolanach.
Pod spódniczką nie miała majtek...
Kuba niezdarnie wsunął dłonie pod bluzkę i dotknął jej piersi. Miał niewielkie doświadczenie z dziewczynami, ale jak dotąd nie czuł pod palcami piękniejszego kształtu. Były idealne... okrągłe, napięte, ze sterczącymi sutkami. Zapragnął je całować i lizać, ale nie śmiał jej rozebrać.
Ona tymczasem sięgnęła ręką w dół, między swoje nogi, ujęła członek i przytrzymując go nadziała się na niego bez ceregieli. Wszedł w nią cały, aż pośladki dotknęły ud, dziewczyna jęknęła głośno. A Kubę zelektryzowało.
– Zaczekaj – powiedział pośpiesznie. – Nie mam gumki...
– Spoko. Biorę pigułki.
Poruszała się w przód i w tył szybko, gwałtownie. Nie przerywając zdjęła bluzkę i na powrót przycisnęła jego dłonie do swoich piersi. Nie wytrzymał, wydał z siebie zduszony jęk. Nie umiał być cicho. Dyszał przez zaciśnięte zęby, a Luiza pieprzyła go bez opamiętania. Już był bliski wytrysku, powiedzieć jej czy nie? Z wysiłkiem skierował myśli na inne tory, zamknął oczy i usiłował obraz jęczącej z rozkoszy dziewczyny zastąpić nudnym wykładowcą, nie na wiele się to jednak zdało. Napięcie narastało, Luiza jęczała coraz szybciej i głośniej, Kuba nie zdołał powstrzymać orgazmu. Ścisnął dziewczynę za pośladki, wstrzymał oddech, żeby nie krzyknąć, stęknął... i było po wszystkim.
Nie zdążył się jednak przestraszyć, że ją zawiódł. Jeszcze twardy członek spełnił swe zadanie, po paru sekundach Luiza krzyknęła tak głośno, że niewątpliwie słyszeli ją wszyscy uczestnicy imprezy. Kuba uśmiechnął się radośnie... Co za szczęście.
– Och, Kubuś...
Pocałowała go lekko w usta, zamruczała jak kotka i na chwilę wtuliła się w niego. Odsunęła się jednak, kiedy tylko otoczył ją ramionami.
– Zajebisty fiut – skomentowała mało romantycznie. – Musimy to kiedyś powtórzyć...
Zeszła z niego i założyła bluzkę. Otworzyła szafę, żeby przejrzeć się w lustrze, poprawiła włosy, obciągnęła spódniczkę. Rzuciła Kubie zmysłowe spojrzenie przez ramię.
– Ubieraj się, na co czekasz?
Doprowadził się do porządku.
– Wiesz co... – powiedział zmieszany. – Ja chyba nie mogę tam iść...
– Dlaczego?
– Przecież oni słyszeli... na pewno. Wiedzą, co tu robiliśmy.
– I co z tego?
– Po prostu nie mogę... Pójdę już, dobrze? Nie gniewaj się.
Uniosła brwi w zdziwieniu, najwyraźniej nie pojmowała, w czym problem.
– No dobra, jak chcesz. Do zobaczenia na uczelni.
Nawet nie odprowadziła go do wyjścia. Założył buty i sam za sobą zamknął drzwi.
Wracał do domu na piechotę, musiał trochę ochłonąć. Właśnie przydarzyła mu się najbardziej idiotyczna i surrealistyczna przygoda w całym dwudziestoletnim życiu. Został dosłownie zerżnięty, na imprezie, w sypialni – ściana w ścianę z tłumem obcych ludzi. Po prostu klasyka. Czy takie rzeczy w ogóle zdarzają się w prawdziwym życiu? I to komu? Takim nieśmiałym, niepewnym facecikom jak on?
No i ta inna... zaskakująca Luiza... Może lepiej było pozostawić ją w sferze marzeń? Tam była taka, jaką chciałby ją widzieć. Spokojna, uśmiechnięta, cierpliwa. Na pewno nie wyuzdana i wulgarna...
Z drugiej strony... była mocno podpita, a kobiety przecież też mają swoje potrzeby. Ale miała tylu przystojnych, męskich i towarzysko atrakcyjnych facetów do wyboru, czemu zrobiła to z Kubą? Ciężko nazwać męskim chłopaka, który kupując piwo w sklepie, zawsze musi się legitymować dowodem osobistym...
Do domu dotarł pełen sprzecznych uczuć i kłębiących się w głowie niejasności. Niedzielę prawie całą przespał, chociaż matka usiłowała go wyciągnąć z łóżka. Po każdej jej wizycie w pokoju desperacko chwytał uciekający sen jak tonący chwyta powietrze. Za trzecim razem się nie udało. Wstał więc, wysłuchał szeregu wymówek i poszedł pod prysznic.
A potem z lękiem wyczekiwał poniedziałku. Zdawał sobie sprawę, że spotka Luizę, czy tego chce czy nie chce, i nie miał pojęcia, jak się ustosunkować do wczorajszego wydarzenia. Może ona jakoś wyklaruje ich wzajemne relacje? Czy chce kontynuować znajomość i na jakich zasadach? Skoro sprawdził się w seksie, to może mogliby nawet zostać parą?
Przecież w końcu to jego wybrała ze wszystkich uczestników imprezy...
Po drodze na uczelnię wszedł do kiosku. Nie myślał o tym, co robi, zatrzymał się wyłącznie po to, by odwlec chwilę nieuchronnego spotkania. Sprzedawca, niewiele od niego starszy, uśmiechnął się na jego widok.
– Papierosy? Jakiekolwiek, mentolowe? – zażartował.
Kuba zmieszał się. Co miał powiedzieć? Że nie zdążył wymyślić pretekstu dla wejścia do kiosku, bo w środku nie było kolejki? Przytaknął nerwowo, zapłacił. I umknął mamrocząc pod nosem „do widzenia”.
Guzdrał się w szatni niemożliwie, ale i tak nie udało mu się spóźnić na zajęcia. W drodze do swojej sali musiał minąć salę Luizy, i już z daleka ją spostrzegł. Napotkał jej wzrok, więc nie mógł udawać, że jej nie widzi. Nawet pomachała mu ręką. Uśmiechnął się lekko. Pora wziąć życie za rogi. Zachęcony przyjaznym gestem podszedł do niej i wręczył jej papierosy, jemu i tak do niczego niepotrzebne.
– Pomyślałem, że może ci się przydadzą... – powiedział z udawaną nonszalancją. Wyszło dosyć sztucznie, ale starał się nie przejmować.
– O, dzięki, Kubuś – odrzekła zdziwiona. Prezent jednak przyjęła. – Za tamte ci zwrócę, ale po ćwiczeniach. Zostawiłam portfel w szatni.
– Daj spokój – machnął ręką. – Nie trzeba.
Przyglądała mu się chwilę z namysłem.
– Lubię cię, wiesz? Jesteś zupełnie inny niż wszyscy faceci.
Te parę słów dodało mu skrzydeł, euforia zaś dodała mu odwagi.
– Ty też jesteś wyjątkowa. Niesamowita. To, co się wydarzyło w sobotę... to było niesamowite.
Roześmiała się.
– To był spontan. Nie planowałam tego.
– Więc czemu to zrobiłaś?
– Lubię seks. A ty nie wyglądasz na takiego, co by mnie chciał wykorzystać dla własnej przyjemności.
– Nie, oczywiście... – zapewnił szybko.
– No właśnie... Sorry, muszę już iść.
Studenci wchodzili już do sal, więc i Kuba pofrunął do swojej. Może ta krótka z konieczności rozmowa nie wyklarowała zbyt wiele, ale przynajmniej nabrał nadziei, że jednak ma jakieś szanse u Luizy. Polubiła go. To już coś.