Urodziny Hani (I)
4 marca 2014
Urodziny Hani
Szacowany czas lektury: 28 min
Witam po długiej nieobecności. Wrzucam tekst, tym razem "coś z innej beczki"... Jak nie wyszło to przepraszam, taki mamy klimat ;)
- Noooo, ładny kurs się zapowiada - mruknął Jerzy, kiedy spostrzegł, że od strony klubu w stronę jego taksówki zmierzają trzy rozbawione, tryskające dobrym humorem, popiskujące w niezwykle wysokiej tonacji i duszące się ze śmiechu na przemian, dziewczyny.
Stał oparty o swoje ukochane autko i przyglądał się tętniącemu nocnym życiem miastu. Mam nadzieję, że pójdą do konkurencji, pomyślał. Dziewczyny jednak zmierzały wprost w kierunku jego taksówki. Jak pijane, nie biorę kursu - taką miał zasadę i tym razem, również miał się jej trzymać.
- Dobry wieczór... - zaczęła jedna z nich - Pan, zdaje się wolny? - zapytała a pytaniu temu zawtórowała salwa śmiechu jej towarzyszek.
- Znaczy się... do wzięcia... - dukała - Ufff, jaka ze mnie kretynka - sapnęła - No, o taksówkę mi chodzi, że do wzięcia, prawda? Rozumie pan?
Dziewczyny znów zaczęły się śmiać i to w taki sposób, że i Jerzemu udzielił się ich humor.
Z rozbawieniem przyglądał się dziewczynom, które nazbyt pijane nie były, co najwyżej na lekkim rauszu, pewnie po dwóch słodkich drinkach z parasoleczkami.
- Do wzięcia - odpowiedział Jerzy - A dokąd zamierzają się panie udać?
- No generalnie, to musimy do domku Hani... - zaczęła znów rudowłosa. Pozostałe dwie rechotały jak opętane. To był ten śmiech z gatunku nie do opanowania, więc z rozbawieniem próbował ustalić przyczynę tego śmiechu.
- A Hania mieszka...? - zawiesił pytająco głos.
Śmiech wybuchł na nowo. Rudowłosa lekko się zirytowała. Ofuknęła koleżanki cichym, wysyczanym przez zęby "kretynki", po czym odwróciła się do Jerzego i z szerokim uśmiechem odrzekła, że Hania mieszka w domu odziedziczonym po swojej babci. Powiedziała to z taką powagą, że stwierdzenie to nie zakrawało wcale na żart. Mimo to, salwa śmiechu, jaką wywołała wypowiedź Rudej, umarłego by obudziła. Jerzy nie mógł się powstrzymać i sam roześmiał się głośno. Koleżanki zwijały się z nieukrywanej radości i trzymały za brzuchy. Widać było, że od dłuższego czasu tak się recholą i nie mają już sił. Kręconej łzy ciekły po policzkach. Ta z długimi nogami nie mogła wydusić z siebie słowa. Żadna więc nie sprostowała wypowiedzi rudzielca. Nawet Hania, o której była mowa, nie ujawniła się, ani nie ujawniła też swojego adresu.
- No dobrze dziewczyny, bo w ten sposób nie dojdziemy chyba szybko do sedna sprawy. Która z was to jest Hania? - zapytał Jerzy.
Ruda i Długonoga palcami o długich, połyskujących lakierem paznokciach, wskazały na koleżankę.
- Dobrze. A teraz niech pani Hania powie mi, gdzie mamy jechać?
- Ale ja nie mogę - wysapała Hania.
- Nie może pani podać mi adresu? Żarty jakieś? - zdumiał się Jerzy.
- Nie, Dora jest dziś odpowiedzialna za... gwoździe programu... - po tych słowach dziewczyny, jak na komendę, znów wybuchnęły śmiechem.
- Niieee, ja nic z tego nie rozumiem - zirytował się Jerzy - Żarty sobie stroicie, czy co? - omiótł je podejrzliwym spojrzeniem. Ruda znów spięła się w sobie.
- Przepraszam, trochę nawaliłam, a te mają ubaw... Znaczy się, ja mam się zająć transportem do domu... Dlatego wybrałam pana taksówkę... eeee, a, no tak. Hania! Hania mieszka w domu po swojej babci na - nowa salwa śmiechu zagłuszyła jej słowa - ...owej 134
- No dobrze, opanować się dziewczyny, wsiadajcie do auta... - Jerzy otworzył drzwi do swojego Volvo w przekonaniu, że to je trochę "ostudzi" i po drodze zdoła ustalić, gdzie jest owa "...owa 134".
Kręcona Hania i bezimienna długonoga usadowiły się z tyłu. Ruda wsiadła na przednie siedzenie - mrucząc pod nosem, że nie zamierza siedzieć razem z wariatkami.
Kiedy Jerzy zapuścił silnik spojrzał na Dorę i zapytał - Dokąd?
- No przecież mówiłam już... Willowa 134. Z tylnego siedzenia zaś jak echo padło zdanie "Hania mieszka w domu odziedziczonym po swojej babci" i tym razem Ruda zaczęła się histerycznie śmiać. Kiedy już się opanowała, przepraszająco popatrzyła na Jerzego.
- Bo widzi Pan, Hania, ekhm, ekhm - zakasłała, próbując powstrzymać nową falę śmiechu - Hania ma dzisiaj urodziny. Zobowiązałam się, że zorganizuję jej imprezę urodzinową. Takie małe babskie party w klubie. I to się okazało katastrofą, bo... - zacięła się w pół zdania - BO GWÓŹDŹ PROGRAMU OKAZAŁ SIĘ MŁOTKIEM - ryknęły z tylnego siedzenia przyjaciółki i taksówka Jerzego, takie miał wrażenie, zaczęła drżeć od śmiechu trzech szalonych dziewczyn. Jerzy zerknął we wsteczne lusterko, dziewczyny leżały na siedzeniu i zaśmiewały się w najlepsze. Ruda zaś schowała twarz w dłoniach, ale drgające ciało świadczyło, że bezgłośnie ale i ona się śmieje.
Jerzy też śmiał się pod nosem i wiózł wesołą ferajnę w kierunku Willowej. Nocne kursy miały to do siebie, że człowiek miał wrażenie, że jeździ po zupełnie innym mieście. Puste ulice, bez wielokilometrowych korków, które przemierzał w dopuszczalnej przepisami prędkości, dawały mu poczucie wolności. Jakby ktoś rybkę akwariową wypuścił nagle do stawu...
- No to o co chodzi z tym gwoździem programu? - próbował dociekać
- Katastrofa - mruknęła Dora. - Bo postanowiłyśmy zrobić Hani super prezent. Bo widzi pan, Hania ma 27 lat, a od 3 jest sama i postanowiłyśmy zadbać o to, żeby w taki ważny wieczór... no rozumie pan... no żeby nie była sama...
- Dora! - wrzasnęła z tylnego siedzenia oburzona Hania.
- Oj, no postawmy sprawę jasno - dołączyła się bezimienna - chciałyśmy, żeby Hania zaznała trochę fizycznej miłości... - nie zdążyła dokończyć, bo Hania sprzedała jej mocnego kuksańca w bok.
- Myślę, że to pana w ogóle nie interesuje - powiedziała Hania.
- No i czemu to taka katastrofa? - zapytał Jerzy
Dora roześmiała się i z tonem osoby, która zaliczyła niezłą wpadkę, zaczęła opowiadać dalej ignorując protesty Hani.
- No cóż, wpadłam na pomysł, że zaproszę mojego kolegę z Wydziału i zaaranżujemy to tak, żeby wyszło, no, że to tak przypadkiem, ale ten idiota wszystko zrujnował! - sarknęła - Stanął przed nami i powiedział "A to ty jesteś tą laską, która mieszka w domu odziedziczonym po swojej babci?", otaksował ją spojrzeniem i powiedział, że ostatecznie może z Hanią spędzić ten wieczór.
Jerzy zaczynał już rozumieć o co w tej całej historii ze śmiechem chodziło. Zerknął na Hanię, która na wpół urażona, na wpół rozbawiona siedziała z dumnie uniesioną głową i oglądała uciekający za oknem świat.
- Nie trzeba chyba dodawać, że Hania, której cięty język bywa w takich sytuacjach bezlitosny, odparowała... - "Ach, to ty jesteś tym chłopakiem z najmniejszym fiutkiem na Wydziale... wiesz, nie jestem aż tak zdesperowana, żeby zapraszać cię do domu odziedziczonego po mojej babci..." - wyrecytowały, z tym samym sarkazmem w głosie, dziewczyny z tylnego siedzenia.
Pędząca taksówka znów zadrżała od śmiechu. - Prawnicy to najgorszy gatunek faceta pod słońcem! Jak mogłaś o tym nie wiedzieć, Dora? - zapytała Hania.
- No w sumie... ja też się nie zadaję z prawnikami... Mówiłam, że katastrofa? - zwróciła się Ruda do kierowcy.
- Oj nie taka straszna... - odrzekł przez śmiech taksówkarz.
Kiedy ulica Willowa była prawie u celu Hania poprosiła, żeby zatrzymać się na rogu, przy bankomacie. - Kolejnej katastrofy Dora nie zniesie. Za taksówkę powrotną płacę ja - dodała ze uśmiechem. Gdy wysiadła i pewnym krokiem zmierzała w kierunku bankomatu dziewczyny przypuściły szturm. Bezimienna przechyliła się przez siedzenie i wyszeptała prosto w ucho lekko zaskoczonego Jerzego.
- A pan o której kończy robotę? Dora, przekonajmy pana, żeby poszedł z nami, co? - zachęciła przyjaciółkę.
- Dziewczyny, wy to naprawdę jesteście szalone! - popatrzył na nie z niedowierzaniem. - Obcego faceta namawiacie na seks z przyjaciółką, która może wcale tego nie chce...
- Oj chce, chce... Myśli pan, że jak się parę dobrych lat faceta w łóżku nie miało, to się nie chce? - sączyła w ucho bezimienna.
- Nie podoba się panu Hania? Przecież ma wszystko na swoim miejscu. I jest cholernie inteligentna i błyskotliwa. Poza tym to demon, nie kobieta. Nie pożałuje pan! - dodała jednych tchem Dora.
- Ale to nie chodzi o to, czy ja chcę, czy mi się podoba, czy ja będę żałował, czy nie, ale o waszą przyjaciółkę... - przerwał, bo lekko się zirytował i miał ochotę wyprosić dziewczyny za drzwi taksówki. - Wiecie jak to wygląda? Jakbyście mięso jakieś chciały sprzedać a nie sprawić przyjaciółce przyjemność!
- No przepraszamy. W sumie ma pan rację! Jednak znamy się z Hanią od dawna i wiemy, że naprawdę tego potrzebuje. Mieszkamy razem. Jak pan chce... Ja wiem, że to szalony pomysł, ale... niech się pan da przekonać... Prosimy... - błagalnym wzrokiem patrzyły na kierowcę taksówki. Hania tymczasem wracała już w stronę auta. Była to dziewczyna delikatnej urody. Z pewnością nie należała do tych, które rzucają się w oczy, ale miała w sobie sporo powabu i prawdziwej kobiecości. Patrzył to na dziewczyny, to na Hanię i jakby nie dowierzał, że to się dzieje naprawdę.
- No zgadzaj się! - syknęła bezimienna. Było w niej coś, co strasznie go irytowało. Jakaś taka despotyczność, której u kobiet nie znosił. Jej pewność siebie wynikała zapewne z jej niezaprzeczalnej urody, bo, jakby nie patrzeć, była z nich trzech najładniejsza. Smukła sylwetka, długie nogi, długie, proste, ciemne i niby niedbale upięte włosy, ładnie wykrojone, pełne usta i śliczne, inteligentne oczy. Miała też jeszcze coś, co przyciągało uwagę - rysujące się pod obcisłą bluzką, niezbyt duże ale krągłe jak piłeczki piersi.
- Błagaaam - dodała Ruda. Złożyła dłonie w błagalnym geście. - Zgodzimy się na twoje warunki, ale chodź z nami...
Jerzy nadal wgapiał się w nie z otwartymi ustami. Rany! Który inny facet miałby wątpliwości stojąc przed perspektywą spędzenia nocy w towarzystwie tych trzech szalonych, ha! i mógł się o to założyć, wyposzczonych dziewczyn. Choć przemknęła mu przez głowę myśl, że to może jakieś naciągaczki, które odstawiają szopkę, a potem skroją mu auto, albo odurzą narkotykami, zrobią kompromitujące zdjęcia i będą go straszyć ich publikacją.
- A gdzie pan ma iść? - zapytała Hania, która usłyszała chyba część rozmowy przez uchylone okno - Pan ma zdaje się odwieźć nas na Willową 134.
- Bo... No tak... - Ruda znów zaczęła się plątać w zeznaniach, na ratunek przyszła jej bezimienna
- Widzisz Haniu, pod twoją nieobecność zaprosiłyśmy pana... - zawiesiła głos, bo zdała sobie sprawę, że nie wie nawet jak się ów zaproszony pan nazywa - ... do nas na noc, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Hania opadła na siedzenie.
- Wy jesteście naprawdę popieprzone! Zapraszacie obcego faceta do domu? - Ja bardzo pana przepraszam za moje przyjaciółki - zwróciła się do Jerzego - Zdaje się, że desperacja bardziej rzuciła się im na mózg, niż można by się spodziewać. Proszę wybaczyć i proszę już jechać. Sądzę, że im szybciej położą się spać, tym lepiej dla nich!
Jerzy bez słowa uruchomił silnik. Dziewczyny też zamilkły, kiedy po pierwszych jękach "ale Haniu..." dziewczyna ucięła krótkim, "Cicho, kretynki!". Kiedy zatrzymał się pod wskazanym adresem, powiedziała sucho - Wysiadać!
Dziewczyny z cichym "dobranoc" i ledwo słyszalnym "przepraszam" opuściły taksówkę i powędrowały w stronę furtki. Hania wysiadła od strony kierowcy i stanęła przy drzwiach. Jerzy uchylił okno - Ile się należy? - zapytała, po czym podała mu przez okno banknot i dodała - Reszty nie trzeba, niech to będzie rekompensata za straty, nazwijmy to, moralne, spowodowane przez nasze towarzystwo.
- Ale naprawdę nie trzeba, miło się z wami podróżowało... naprawdę.
Hania uśmiechnęła się przepraszająco.
- Mimo wszystko, czuję, że powinnam pana przeprosić. Wstyd mi za nie, bo kompletnie zwariowały. I co pan sobie teraz pomyśli, że się dziewczyny nawaliły i desperacja im doskwiera do tego stopnia, że gotowe uprowadzić bezdomnego z parku, żeby sobie dogodzić...
- Niech pani nie przesadza - przerwał jej wywód - Pani koleżanki chciały dobrze.
- Tak, wiem. Ale nie uważam, żeby seks... przerwała zmieszana, bo zdała sobie sprawę, że rozmawia z zupełnie obcym facetem, na pustej, ogarniętej nocą ulicy o sprawach, których z taksówkarzem się raczej nie mówi po piętnastu minutach kursu.
- Ja też mam podobne zdanie. Próbowałem im nawet uświadomić, że raczej to pani powinna wybrać, zdecydować, uznać, że... - przerwał, gdy dostrzegł bezsens swoich słów. - Przepraszam, chciałem tylko powiedzieć, że jest pani piękna i że nie powinien to być pierwszy lepszy, prosty taksówkarz, który przywiózł panią do domu, odziedziczonego po swojej babci - dodał z uśmiechem.
Hania uśmiechnęła się szeroko... a po chwili zawadiacko łypnęła oczami w stronę domu. W oknach salonu rozbłysło już światło zapalone przez przyjaciółki.
- Ma pan u mnie plusa! I wie pan co, mam pomysł na utarcie nosa tym łobuzicom...
- To znaczy? - zapytał nie bardzo rozumiejąc o czym mówi.
- Skończył pan już pracę? - zapytała
- Właściwie to nie...
- Nieważne, zapłacę panu za "niewykonane" kursy, załóżmy, że będziemy dalej jeździć po mieście...
- No dobrze, ale co dalej? Co to za pomysł? - dopytywał
- Proszę dać znać, że jest pan już niedostępny i idzie pan ze mną... - powiedziała i ruszyła w stronę furtki.
Jerzy dał znać przez radio, że bierze kurs "dookoła miasta" i podał adres ostatniego postoju. Hanię dopędził przed drzwiami. - Nie mam pojęcia w co się pakuję! Ale liczę, że nie da mi pani zrobić krzywdy.
- Jestem Hania - wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Jerzy - powiedział i odwzajemnił jej mocny uścisk. Hania uśmiechnęła się i wpuściła gościa do środka.
Weszli do domu urządzonego w ciekawym stylu. Masywne, drewniane meble ładnie kontrastowały z nowoczesnymi grafikami na ścianach. Salon był bardzo przestronny i urządzony ze smakiem. Na kanapie w głębi salonu siedziały nachmurzone dziewczyny. Otworzyły oczy ze zdziwienia, kiedy spostrzegły, że Hania przyprowadziła ze sobą gościa.
- Nooo, Hanka, będą z ciebie ludzie - powiedziała bezimienna, której imię dane było Jerzemu poznać w kilka sekund później.
- Zuza, nie bądź bezczelniejsza, niż jesteś - zripostowała całkiem uprzejmym tonem Hania.
- Uuuuu, już nic nie mówię...
- Mądra dziewczynka - skwitowała Hania.
- Przyprowadziłam Jerzego, ponieważ z okazji moich urodzin, ja też mam dla was niespodziankę.
- Jerzego... no, no, noo - wyrwało się Zuzie.
- A jaką niespodziankę? - zapytała rzeczowo Dora.
Hania podeszła do barku, wyciągnęła szklaneczki i wlała do nich solidne porcje ulubionego Jack'a Daniels'a.
- No jak na trzeźwo nam to nie wejdzie, to zanosi się na mocną sprawę... - nie mogła powstrzymać się od uwagi Zuza.
- Owszem - odrzekła Hania, podając Jerzemu pustą szklankę, w którą na jego oczach wlała alkohol.
Upiła solidny łyk ze swojej szklaneczki po czym wyciągnęła dłoń do góry "Za 27 urodziny!" - wzniosła toast. Wszyscy w salonie zgodnym chórem odrzekli "Za Hanię!".
I przyszedł ten krytyczny moment, kiedy zapada głucha cisza i nikt ze zgromadzonych nie bardzo wiedział jak i czym ją przerwać. Niewyparzony język Zuzy okazał się niezastąpiony jednak w tej kwestii. - To co, zrzucamy łaszki i bara bara na dywanie?
Wszyscy spojrzeli na nią, ni to z konsternacją, ni to z wdzięcznością za wypowiedziane na głos myśli ich wszystkich.
- Może zaczniesz? - zapytała Hania i roześmiała się - A poważnie, dojdziemy i do tego, ale na ten moment mam inny pomysł. - Moje urodziny - moje zasady - dodała, widząc, że Zuza już otwiera usta, żeby wyrzec kolejne oczywistości.
Hania zniknęła na chwilę, by pojawić się w drzwiach salonu z kapeluszem w dłoni.
- Zrobimy losowanie, co wy na to? - omiotła wzrokiem dziewczyny i szczerze speszonego Jerzego. Nawet nie ukrywał, że dla niego ta sytuacja jest, nie tyle krępująca, bo w końcu był facetem. Który mężczyzna nie marzył czasem o takiej sytuacji - ale właśnie to, że marzenia, lada moment, miałyby się ziścić, tak, to go trochę deprymowało. Nie mógł złapać tzw. "luzu", pomimo solidnej porcji alkoholu. - Chłopie, weź się w garść - powtarzał sobie w myślach.
Hania też była zdenerwowana. A dziewczyny? Zaintrygowane. Chyba dotąd nie widziały swojej koleżanki w akcji - w dodatku, w TAKIEJ akcji! - Na początek sobie pogramy w tradycyjne "Pytanie, czy wyzwanie?". Dla utrudnienia, ekhm, ekhm, Jerzy będzie mógł żądać zdejmowania garderoby od nas wszystkich, natomiast od Jerzego będę, lub nie - mrugnęła zawadiacko - tylko i wyłącznie ja...
- A po co ten kapelusz? - Zapytała Dora
- Macie tu karteczki. Dwie. Z częścią ciała Jerzego, za pieszczenie której będziecie odpowiedzialne - Tylko dobrze ciągnij... los - mrugnęła do Zuzy i wyciągnęła w jej kierunku kapelusz.
- Ja pikolę, nie poznaję koleżanki! Z kim ja mieszkam??? - sarknęła Zuza ale chętnie zanurzyła dłoń w kapeluszu i zamieszała palcami karteczki. Wyciągnęła los i szeroko uśmiechnęła się - USTA!
- Gratuluję Dorcia - Hania wysunęła kapelusz w jej stronę
- Hankaaaa, to nie fair, a ty? - jęknęła Dora, przypuszczając, jaki będzie wynik losowania.
- Ja wyznaczam reguły - zaśmiała się w odpowiedzi
Jerzy przyglądał się temu z lekkim uśmieszkiem. Perspektywa całowania się z Zuzą nie była kusząca, jej język był jak brzytwa w wyrażaniu myśli, zaczął się lękać o swój.
- No pokaż co tam masz - niecierpliwiła się Zuza. Dora drżącymi dłońmi rozwinęła karteluszek z wypisanym słowem
- Uuuuu, myślałam, że będzie gorzej... - odetchnęła z ulgą Ruda.
- A co masz? SUTKI??? Hehehehe, to gdzie jest strategiczna część mężczyzny??? Eeeee, nie wierzę!!! Nasza grzeczna Hania, śliczne dziewczyniątko-niewiniątko zostawiła sobie, to co najlepsze? - wysypała Zuza z niedowierzaniem w oczach.
Jerzego naprawdę ucieszyła ta myśl, że "strategiczna część" nie została poddana losowaniu. Sam w tej chwili nie wiedział, czy chciałby posunąć się tak daleko. Może na tym się skończy, na wspólnych, drobnych pieszczotach podczas gry w "Pytanie, czy wyzwanie?
Hania odwróciła się teraz w stronę Jerzego
- Teraz twoja kolej.
- Ja też mam losować?
- Tak. Jedną z nas będziesz mógł całować, jednej z nas będziesz pieścił piersi i jednej z nas zrobisz dobrze językiem...
- Ooooo, to się zapowiada... - zaklaskała w dłonie Ruda.
- Czegoś tu nie rozumiem... Skoro Jureczek, ma którąś z nas pieścić, no tam, to czemu nie działa to odwrotnie? - dopytywała się Zuzka.
- Oj, Zuza... To jest bonusik. Jerzy sam sobie wybierze, którąś z nas na deser, w nagrodę, jak się ładnie spisze - mrugnęła w jego kierunku Hania.
Nie poznawała samej siebie. W życiu nie podejrzewała, że znajdzie się kiedyś w takiej sytuacji, ale odrzuciła swą pruderyjność, zresztą o wątpliwej jakości - wyczyniała już w łóżku różne szaleństwa i postanowiła się zabawić, skorzystać z możliwości, jaką podsuwał jej los. Jerzy był całkiem fajnym facetem. Nie zachowywał się jak jakiś napalony zboczuch. Nie był obleśny, nie był chamski, nie był wulgarny. Był..., był zupełnie normalnym facetem. I urzekała ją w pewien sposób jego lekka nieśmiałość, albo nie nieśmiałość a raczej niepewność, jaką w nim wzbudzała cała ta sytuacja, która nie wiadomo, w jakim kierunku miała podążyć...
- No to losuj, Jurek - ponagliła Zuzka.
- Masz trzy karteczki i trzy imiona, które wypowiesz przed losowaniem. Imię - karteczka i wiadomo, co która ci ofiaruje ze swego dobrodziejstwa. - Spojrzała mu głęboko w oczy, aż poczuł ciarki na plecach. Pożądanie drgnęło w nim nagle i zaczęło nabierać kształtów.
- No dobrze, żeby było sprawiedliwie - powiedział w końcu Jerzy - polecę alfabetycznie. Co wy na to? - zapytał, ale nie czekał na ich przyzwolenie.
- Dora, biorę twoje... USTA - odczytał i zademonstrował karteczkę - Hania - od ciebie chcę - zawahał się przez moment nad wyborem karteczki - Od ciebie chcę... WAGINĘ? - Zapytał, jakby nie wierzył w to, co przed chwilą przeczytał. - Jak fachowo określone... - mruknął i zaśmiali się wszyscy w głos.
- Zuzanno, a ty co mi ofiarujesz? - zanurzył dłoń w kapeluszu, łowiąc ostatnią karteczkę... - PIERSI - The winner is.. - pomyślał sobie w duchu ciesząc się z rezultatu losowania. Cycki Zuzy były naprawdę kuszące, i gdyby nie była taka kąśliwa, już by się koło niej zakręcił.
- No to już mamy jasność. Daję wam teraz 15 minut na odświeżenie się, jeśli ktoś jest głodny zapraszam do kuchni - zakomenderowała Hania.
- Chętnie bym coś zjadł, skoro noc taka długa - Jerzy znacząco zawiesił głos patrząc na nie radośnie.
Dziewczyny szybko się odświeżyły. Jerzy też skorzystał z łazienki dla gości i wrócił do rozbawionego na dobre towarzystwa. Kończyły przygotowywać zgrabne i ładnie udekorowane kanapeczki. Dora układała na tacy owoce, dzieląc je na mniejsze, poręczniejsze kawałeczki. Hania podała mu wino i korkociąg, czyniąc go panem ceremonii otwarcia butelki całkiem niezłego wina. Co jak co, ale dziewczyna miała gust i kasę - widać to było po wystroju domu. Nawet kuchnia miała swoisty klimat, niby pełna nowoczesności, ale czuć w niej było prawdziwie domową, ciepłą atmosferę. Lubił, kiedy w kuchni pachniało życiem.
Kiedy Jerzy rozlał wino do kieliszków, najbardziej do tej pory zmieszana, Dora zaproponowała bliższe zapoznanie. Upiła łyk wina i podeszła do Jerzego, pozwoliła mu się objąć i posmakować jej ust. Były delikatne, nieśmiałość nie pozwalała jej na więcej niż jeden, powierzchowny pocałunek. Zuza ustawiła się w kolejce ze swoim kieliszkiem, stuknęli się szkłem i posmakowali swoich warg. Usta Zuzki były bardziej śmiałe, choć jeszcze nie tak śmiałe, jak jej słowa. Hania stała oparta o kuchenną zabudowę. Jerzy podszedł do niej, stuknął brzegiem kieliszka o jej kieliszek.
- Wszystkiego najlepszego - wyszeptał w ucho i delikatnymi muśnięciami ust rozchylił jej niepewne usta. Miał wrażenie, że lada moment powie, że się rozmyśliła i każe mu opuścić dom, zapomnieć adres, całą tą sytuację. Dlatego nie był nachalny w swym pocałunku, choć czuł, że chce dużo więcej. Hania po chwili odpowiedziała na delikatną pieszczotę, odwzajemniła pocałunek, który trwał i trwał, aż chrząknięcie Zuzy przywróciło ich do "porządku". Jerzy w tym właśnie momencie postanowił, że jeśli ma się kochać, z którąś z nich, to będzie to Hania. I nie dlatego, że miała dziś urodziny i powinna być z tego tytułu uprzywilejowaną, nie dlatego, że była panią domu. Jerzy czuł, że jest coś takiego w tej dziewczynie, coś wyjątkowego, coś, czego przedsmak poczuł już w tym, całkiem niewinnym pocałunku.
Przeszli do salonu, rozstawili tace i na nowo napełnione kieliszki, porozrzucali wszystkie dostępne w salonie poduchy i usiedli w kręgu. Wprawiona w ruch ręką jubilatki pusta butelka po winie zaczęła się obracać i zatrzymała się na wprost Zuzy.
- Pytanie, czy wyzwanie? - zapytała Hania.
- Poproszę pytanie, na początek. Tylko pamiętaj, butelka za moment się znów zakręci - próbowała być groźna. Hania pomyślała przez chwilkę - Z iloma facetami poszłaś na całość?
- Ha! Poczekaj, bo się doliczy - zażartowała Dora.
- Poczekaj na swoją kolej - z dumnie uniesioną głową Zuza w głowie odliczała swoich facetów...
- To sobie poczekamy do świtu - dokuczała jej Ruda
Jerzy z rozbawieniem obserwował miny dziewcząt. Nie znał ich wcale, niewiele o nich wiedział a teraz miał się stać powiernikiem ich najintymniejszych sekretów. I nie ukrywał, że był ich bardzo ciekaw.
- Razem pięciu - oznajmiła z szerokim uśmiechem po sztucznie przedłużanej ciszy Zuzanna i zakręciła butelką, która wycelowała w Jerzego. - Pytanie, czy wyzwanie? - zapytała przesłodkim tonem.
- Pytanie.
- Która z nas podoba ci się najbardziej? - zapytała Zuza
Szczerze spodziewał się takiego pytania z jej strony. Odpowiedź nie była prosta - bo co mógł powiedzieć. Każda miała coś intrygującego w sobie. Ruda była bardzo soczystą kobietą, już sam płomiennie rudy kolor włosów świadczył o jej temperamencie. Zuza była piękna w swej powierzchowności a Hania, Hania miała piękną duszę i delikatną, jeszcze pełną dziewczęcej niewinności urodę. Nie prowokowała nią, tak jak Zuzka.
- Ale wiecie, że nie mam jednoznacznej odpowiedzi - zaczął Jerzy - Każda z was jest piękna, każda na swój sposób. I podobacie mi się wszystkie...
- Słowo najbardziej coś ci mówi Jureczku - przerwała mu Zuza. Zdaje się, że wiedziała, że ma nad współlokatorkami przewagę w kwestii urody. I chciała potwierdzenia. Nie podobała mu się jej zarozumiałość, postanowił utrzeć jej trochę nosa - Tak, właśnie chciałem powiedzieć, że najbardziej podoba mi się Hania - dodał patrząc Zuzie pewnie, prosto w oczy.
- No Hanka, widzę, że jednak dobrze wybrałyśmy ci towarzystwo na wieczór - odcięła się Zuza. Widać było, że nie była zadowolona z odpowiedzi. Jerzy zakręcił butelką a los sprawił, że wypadło na Zuzę. - Pytanie, czy wyzwanie? Może już czas na podkręcenie atmosfery? - zapytał
- Może za chwilę, poproszę o pytanie Jureczku - sposób w jaki wymawiała jego imię też wprawiał go w irytację. Spojrzał na Hanię, która z rozbawieniem przyglądała się tej wymianie zakamuflowanych złośliwości.
- Czy kiedykolwiek pozowałaś nago do zdjęć? - zapytał.
- Nie, to znaczy, nie do profesjonalnych. Prywatnie się zdarzyło raz, czy dwa. - odpowiedziała kręcąc jednocześnie butelką. Tym razem Ruda miała się wykazać inicjatywą.
- Pytanie, czy wyzwanie - Zuza zrobiła słodką minę do Doroty - Dawaj, wyzwanie? Wyzwaaanie... Wyzwanie - kusiła
- Pytanie, pytanieee, moje kochanie - odrzekła Dora.
- Uważasz, że nasz Jerry da radę zaspokoić nas wszystkie - Zuza chyba wzięła sobie za punkt honoru, by mu dokuczyć i w dodatku zepsuć atmosferę wieczoru. Ruda zachichotała i z powagą odrzekła, że owszem, dobrze rokuje. Zakręciła butelką i wycelowała nareszcie w Hanię.
- No, nareszcie! Pytanie, czy wyzwanie Haniu?
- Może jakoś ukrócę te wasze złośliwości - spojrzała wymownie na Zuzę. - Chcę wyzwanie, ale Dora, bądź człowiekiem, mam dziś urodziny - błaganie złożyła dłonie
- To ja proszę, żebyś... - zastanawiała się nad wyzwaniem - O! Żebyś zdjęła stanik, oczywiście przez rękawek. Jerzy zaśmiał się razem z nimi. Zawsze go intrygował ten sposób pozbywania się garderoby przez dziewczyny.
- Banalne - mruknęła Hania, wsuwając dłonie z tyłu pod materiał koszulki. Wykonała kilka nieznacznych ruchów a po chwili przez rękaw wyciągnęła czerwony, koronkowy biustonosz. Odrzuciła go niedbale ponad głową Doroty. Przez koszulkę widać było sterczące sutki. Jerzy oblizał wargi. Kusiło go, żeby je móc pieścić, nawet tak jak w tej chwili, przez materiał drażnić językiem. Hania wyczuła chyba jego spojrzenie kiedy pochylała się nad podłogą, by zakręcić butelką. Długo wirowała, by zatrzymać się naprzeciwko Jerzego.
- Wyzwanie - odpowiedział na pytające spojrzenie Hani.
- No dobrze, to ty zdejmij stanik Dorocie i Zuzie - podkręciła atmosferę. Jerzy zapytał tylko, czy też ma to zrobić przez rękawek, bo nie bardzo potrafi. Hania sprecyzowała, że ma wolną rękę w tej kwestii. Warunek jest jeden - dziewczyny mają zostać bez staników.
Poderwał się i przykucnął za Dorotą. wsunął dłonie pod koszulkę, na plecach odszukał zapięcie i zgrabnym ruchem rozpiął zatrzaski. Po czym zsunął ramionka i oswobodził piersi Rudej z koronkowej "uwięzi". Było to łatwe, bo Dorota miała na sobie sukienkę na cienkich ramionkach. Jej długie, kręcone włosy ładnie pachniały. Chłonął ich aromat, kiedy pochylał się nad jej ramieniem, niby sprawdzając, że jej piersi są już oswobodzone. Spod materiału sukienki wychyliły się na moment blade krągłości. Był ciekaw jakie są w swej pełnej okazałości. Ale starał się nie robić nic poza regułami gry, której tempo wyznaczały dziewczyny. Inaczej, już miałby je w sowich dłoniach, już smakowałby je koniuszkiem języka. Czuł, jak podniecenie rośnie w nim niecierpliwie. Odsunął się od Doroty. Z Zuzką nie zapowiadało się łatwo. Siedziała napięta, kiedy uklęknął za nią miał wrażenie, że zesztywniała jeszcze bardziej, jakby na samą myśl o tym, że ma jej dotknąć, ale pozwoliła jego dłoniom wędrować wzdłuż jej pleców. Dostała gęsiej skórki. Z nieukrywanym zdziwieniem odkrył, że z tyłu nie ma żadnego zapięcia.
- A to niespodzianka - zamruczał jej w ucho i odwrócił ją razem z poduchą w swoją stronę. Zuza zasłaniała się ramionami. - To jest moje wyzwanie, nie utrudniaj mi - mruknął jej w usta - bo będę zmuszony użyć siły. Jego usta były już niebezpiecznie blisko. Ręce Jerzego już wędrowały pod bluzką, wprost do zagłębienia pomiędzy piersiami, gdzie ukrywało się zapięcie od stanika. Patrzył jej w oczy a ona wyzywająco wydęła wargi, jakby tym gestem chciała pokazać, że może ją dotykać, ale to tylko gra. W innym razie mógłbyś o tym pomarzyć - to mówiły jej oczy. Nie wytrzymał i wpił się w jej usta a dłońmi wciąż niby majstrował przy zapięciu. Przerwał pocałunek, którego nie odwzajemniła, oswobodził jej kształtne piersi. Nie mógł i nie chciał się powstrzymywać od chwycenia ich w swoje dłonie. Kciukami potarł jej drobne sutki, które pewnie wbrew jej woli zareagowały na pieszczotę. Przesunął dłonie w górę i wysunął ramionka biustonosza, które Zuza zsunęła sama z ramion i oswobodziła się ze stanika, skracając tym samym przeciągające się wyzwanie Jerzego. Wycedziła w jego stronę - Gotowe. Nie chciała mu pokazać, że jego pieszczoty robiły na niej wrażenie. Wkurzał ją, najbardziej tym, że był odporny na jej wdzięki. Jej wygórowana ambicja i pewność siebie nie znosiły niepowodzeń. Miała świadomość swojej urody!
Dziewczyny gapiły się na nich popijając wino.
- Widzę, że coś nieźle iskrzy. - skwitowała Dorota.
- Kto kręci? A tak, sprytny Jerry - odparowała Zuza
Jerzy zakręcił i butelka wybrała na ofiarę Hanię.
- Wyzwanie - zgodziła się, popijając wino z kieliszka.
- No to... - Haniu, zdejmiesz z siebie i z koleżanek koszulki. Chyba atmosfera zrobiła się na tyle gorąca, że stają się zbędne, prawda? - Mrugnął do dziewczyn i nie mógł się doczekać, kiedy nasyci wzrok ich nagimi ciałami.
Hania wstała i stanęła plecami w stronę Jerzego i kocimi, leniwymi ruchami zdjęła koszulkę, kręcąc przy tym biodrami, jak rasowa striptizerka. Nie odwróciła się pomimo protestów dziewczyn o pełną prezentację przed gościem. Podeszła do Zuzy i bez zbędnych ceregieli zdjęła z niej koszulkę z widoczkiem na wieżę Eiffla i błyszczącym napisem Paris. Zuza uwielbiała Paryż i wszystko, co wiązało się z tym miastem. Dziwne było, że jeszcze nie zdecydowała się na to, by się tam przenieść. Po studiach doktoranckich na pewno to zrobi.
Zuza zakryła piersi ramionami. Jerzy był trochę rozczarowany, że nie może nimi nasycić wzroku. Dora nie miała takich obiekcji i kiedy jej sukienka zsunęła się na jej biodra, siedziała wyprostowana, a jej piersi wyzierały spod rudych loków.
- Przepiękne - mruknął Jerzy bardziej do siebie, ale Dora uśmiechnęła się i powiedziała skromnie: - Dziękuję.
Miał je wszystkie trzy, półnagie w zasięgu ręki. Atmosfera zagęściła się zdecydowanie, butelka znów wirowała i każdy z uczestników w głowie układał kolejne zadania. Butelka zatrzymała się na wprost Doroty, która z radością zaklaskała w dłonie - Jerzy, chciałabym, żebyś dokończył to, co zaczęła Hanka... To znaczy, nie rozbieranie - zachichotała - a zadania z kapelusza. Jerzy uśmiechnął się na samą myśl, że Ruda sprawia mu nie wyzwanie a bonus przyjemności. Masz na każdą 3 minuty i zaczynasz alfabetycznie.
- Gotowy? Start!- dopingowała go Dorota. Zuza i Hania zaniemówiły i obydwie jak na komendę upiły solidny łyk z kolejnej butelki wina. Dorota tymczasem już zginęła w ramionach Jerzego i oddawała pocałunki, jakby spotkała pierwszego mężczyznę po powrocie z bezludnej wyspy. Muskali się ustami, przygryzali wargi, by chwilę później namiętnie je pieścić i żarliwie całować.
- Mam ochotę oddać jej mój czas - mruknęła Zuza. - Też wymyślił nasz głupiutki rudzielec.
- Nie bądź złośliwa Zuza, wyluzuj, to tylko zabawa, choć w sumie, jeżeli ci się nie podoba, jeżeli masz coś robić wbrew sobie, to możesz pójść spać - powiedziała jej na ucho Hania. - Myślisz, że ja nie jestem tym zaskoczona? - wskazała na tych dwoje pochłoniętych całowaniem. Za parę minut mam pozwolić sobie na tę odrobinę szaleństwa, spróbuj zrobić to samo. A jutro będziemy się z tego śmiać.
Zuza spojrzała na Dorotę. Wyglądała na wniebowziętą razem z pantofelkami. Jerzy już mierzył wzrokiem piersi Zuzy. Ale najpierw miał zasmakować w kobiecości Hanny. Podeszła do kontaktu przy ścianie i zmieniła oświetlenie w salonie. Delikatny półmrok spowił pokój. Zrobiło się jeszcze bardziej klimatycznie a w powietrzu rozchodził się zapach pożądania. Hania podeszła do kanapy i wyciągnęła dłoń w kierunku Jerzego, który ni stąd ni z zowąd, odwrócił się do siedzącej Zuzki, pochylił się i przygryzł delikatnie jedną pierś. Drugą schował w dłoni i poczuł jak sutki nabrzmiewają pod wpływem jego dotyku.
- Zaraz do was wrócę - szepnął, ogrzewając oddechem delikatną skórą pomiędzy piersiami.
Hania, z rozbawieniem patrzyła na zaskoczoną minę Zuzy. Jerzy podszedł pewnym krokiem do Hani, ściągnął po drodze koszulkę a potem scałował uśmiech z ust lekko zdenerwowanej dziewczyny.
- Nic wbrew tobie - szepnął jej w ucho i odszukał usta. Odwzajemniła pocałunek. Dłonie Jerzego muskały delikatną skórę, by po chwili zatrzymać się na pasku jej spodni. Hania odsunęła go od siebie. Spojrzała na dziewczyny, które rozsiadły się na poduszkach, jakby szykowały się na oglądanie ulubionego serialu.
- Słowo się rzekło - ponaglała Zuza. - Jerry, masz swoje 3 minuty, chyba nie poświęcisz ich tylko na zdejmowanie jej spodni, co?
Nie czekał na kolejne ponaglenia ze strony widowni. Rozpiął pasek i zamek dżinsów. Hania sama je z siebie zsunęła, pozostając jednak w kusych majteczkach. Usiadła na kanapie. Jakoś nie mogła się przemóc do pełnej nagości w obecności dziewczyn. Co innego było wejść razem pod prysznic po basenie, albo wspólne przymierzanie bielizny w sklepie, co innego zaś oddawanie się tak intymnym pieszczotom z mężczyzną w ich obecności.
Jerzy czuł, że Hania nie potrafi się przełamać, postanowił ją przekonać. Uklęknął przed nią tak, że dziewczyny ze swoich pozycji widziały tylko jego plecy. Delikatnymi pociągnięciami języka wodził po skórze łydek. Kreślił wzory na smukłych udach dziewczyny, by w końcu, bo czas przecież naglił, dotrzeć do ich zwieńczenia. Pociągnął Hanię do siebie, tak, że opadła plecami na kanapę. Skryta pod satynowymi majteczkami cipka kusiła zapachem kobiety. Jęknął i odsunął na bok materiał jednocześnie głębiej zanurzył głowę pomiędzy jej udami i już mógł językiem smakować sączący się nektar. Hania zapomniała o całym skrępowaniu, o dziewczynach siedzących tuż obok. Język Jerzego sprawiał, że stała się jeszcze bardziej wilgotna. Pożądanie zaczęło pulsować jej w żyłach. Wplotła dłonie w jego włosy i wyginając biodra dała mu do zrozumienia, że jest jej przyjemnie. Jęczała z rosnącej rozkoszy, kiedy nagle obydwie dziewczyny stanęły nad nimi i zakomunikowały, że czas minął. Ani Hania, ani tym bardziej Jerzy nie mieli ochoty przestawać w momencie, w którym zrobiło się naprawdę gorąco. Zuza usiadła obok Hani na kanapie i wyraźnie podekscytowana, pociągnęła Jerzego za włosy w kierunku swoich sterczących dumnie, jak cała Zuza, piersi. Lizał je zachłannie, wsysał i kąsał, kiedy poczuł na swojej twarzy usta Rudej, która domagała się uwagi. Z serdecznym uśmiechem oddał się pocałunkom. Starał się trzymać zasad nadanych podczas losowania, chociaż miał ochotę na to, by zasmakować wszystkich trzech dziewczyn. Ale może cały był w tym urok i zamysł, żeby mimo ogarniającego ich pożądania, jednocześnie nad nim panować i przedłużać w nieskończoność każdą pieszczotę, dzieląc każdą z nich po równo. A gra przecież wciąż trwała...
CDN.