Miłości (VII). Lekarstwo na stres

2 kwietnia 2016

Opowiadanie z serii:
Miłości

Szacowany czas lektury: 13 min

Niewiele czasu potrzeba było, żeby Marcel się pozbierał po ataku chandry, jaka dopadła go w zeszłym tygodniu. Znów stał na nogach, dosyć zdziwiony swoim zachowaniem i czarnymi myślami, jakie go wtedy nawiedzały. Miał się za silnego, twardego faceta, swoje w życiu przeszedł i użalanie się nad sobą bez namacalnego powodu uważał za tchórzostwo.

A on przecież powodu nie miał. Żył jak chciał, wygodnie i bez większych problemów. I lepiej, żeby tak pozostało. Stwarzanie diabła tam, gdzie go nie ma, nie prowadzi do niczego dobrego.

Do klubu zagnała go ciekawość. Wprawdzie poprzedni piątek przegapił, ale nie zaszkodzi sprawdzić, czy zapoznana dwa tygodnie temu dziewczyna stęskniła się za nim. Co prawda na koniec zwyczajnie go spławiła, ale z dziewczynami tak bywa – nie zawsze wiedzą, czego chcą, a jeśli nawet wiedzą, zmieniają zdanie ot tak, bez przyczyny.

Zdziwił się jednak. Anety bowiem w klubie nie znalazł. Pilnował wejścia niczym zakochany uczniak, obawiając się przegapić jej przybycie, oblatywał całą salę na wypadek, gdyby jednak zdołał ją przeoczyć... i nic. Wspomnienie jej ponętnego tańca wciąż nawiedzało go w półmroku, widział ją co krok w innych kobietach, i wściekał się sam na siebie.

O dziesiątej nie wytrzymał i pojechał pod jej dom.

Paliły się prawie wszystkie światła na piętrze, domyślił się więc, że jej rodzice jeszcze nie śpią. Dzwonienie o tej porze do drzwi uznał za duży nietakt. Gdyby chociaż się dobrze znali, może uszłoby mu to na sucho – ale przecież spotkali się raz, i Aneta jasno wyraziła niechęć do kontynuacji znajomości.

Nie umiał jednak tak po prostu odjechać. Najoczywistsze rozwiązanie – wrócić jutro za dnia – nawet nie przeszło mu przez myśl. Rzadko zachowywał się tak jak wszyscy.

Po paru minutach wahania wreszcie się zdecydował. Wiedział, że na podwórku nie ma psa, więc ryzyka właściwie nie było. Pokój Anety znajdował się po przeciwnej stronie domu, Marcel zapragnął choć spojrzeć, czy świeci w nim światło. Posesje przylegały do siebie, więc aby obejść dom, musiał przedostać się na drugą stronę ogrodzenia. Oto wyzwanie. Brama składała się z pionowych prętów, więc nie było na czym nogi oprzeć. Wytężając wzrok Marcel poszedł w bok, wybrał najbardziej zacienione miejsce i wdrapał się na siatkę.

Wymyślając samemu sobie od łamag i leni przelazł na drugą stronę, chyba tylko cudem nie spadł i nie połamał sobie kości. Przemknął pod sam budynek. Przy ścianie potknął się o metalowe wiadro i zaplątał w szlauch. Narobił hałasu, po którym spodziewał się zlotu trzech najbliższych dzielnic i odwózki do komisariatu, ale nic się nie stało.

Dalej skradał się już ostrożniej.

Z tyłu świeciło tylko jedno, przytłumione światło w oknie na parterze. Przez zasłonę nic nie było widać. Marcel usiłował przypomnieć sobie układ pomieszczeń i zlokalizować jakoś sypialnię Anety, ale pewności nie miał, że to właściwe okno.

Niewiele myśląc podszedł bliżej i zastukał w szybę.

Nie doczekał się reakcji, więc zastukał jeszcze raz, trochę mocniej. Nadal nic. Odczekał pół minuty, wszak mogła udać się do łazienki, i już wyciągał rękę w stronę okna, kiedy za jego plecami rozbłysło jaskrawe światło.

Piękna wpadka.

– Nie ruszaj się, gnoju, już dzwonimy na policję! Tym razem się nie wywiniesz!

Mimo zakazu odwrócił się powoli i podniósł ugodowo ręce. Włamać się nie włamał, więc chyba nic mu nie zrobią. Zmrużył oczy, oślepiony ręcznym reflektorem.

– Marcel? – usłyszał zdziwione pytanie. Rozpoznał ten głos, to Aneta, widać przyszła razem z ojcem.

Wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco.

– Stęskniłem się.

– Tato, to nie on.

– Jesteś pewna?

– Przecież widzę.

Dziewczyna wyszła zza reflektora, chwyciła Marcela za rękę i pociągnęła w stronę wejścia do domu. Wyczuł, że jest wściekła. Mijając reflektor, ukłonił się w jego kierunku, chociaż ojca Anety nie mógł widzieć. Dał się zawlec aż do sypialni.

– Zgłupiałeś?? – dziewczyna warknęła półgłosem, przez chwilę nawet sądził, że plaśnie go w pysk. Ze złości marszczyła brwi i zaciskała pięści.

– Możliwe – odpowiedział ostrożnie. – Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem.

– A owszem!

Aneta zamknęła drzwi, a Marcel usiadł na krześle przy biurku.

– Niezłe miałem zapoznanie z twoim tatą. Nie dość, że nadal nie wiem, jak wygląda, to jeszcze wziął mnie za włamywacza...

– Nie o to chodzi.

– Włamywacze nie stukają w okno? – domyślił się.

– Mój chłopak się tu kręci ostatnio. Przyłazi po ciemku i rzuca mi w okno żwirem.

– Ten chłopak? Znaczy znów jest twoim chłopakiem?

– Były chłopak. Nie może przeboleć rozstania.

Marcel zmarszczył brwi.

– Przecież to on z tobą zerwał?

– Chyba spodziewał się, że będę błagać, by wrócił.

– Nie błagasz?

Spojrzała na niego z wyrzutem, ale uśmiechnęła się. Marcel miał ochotę scałować ten uśmiech z jej ust. Nie ruszył się jednak. Patrzył tylko, jak Aneta niedbale wiąże włosy gumką, rozgląda się skrępowana po pokoju i w końcu siada na brzegu łóżka.

– Nie chcę go już. To bez sensu.

– Powiedziałaś mu?

– Jasne. Ze dwadzieścia razy. Wydzwania do mnie po kilka razy dziennie. W końcu przestałam odbierać, więc wysyła SMS-y i przychodzi pod dom. Nie mam już siły do niego... – westchnęła.

– Masz ochotę na spacer?

– Zwariowałeś? A jeśli on znowu się tu kręci?

– Zobaczy cię ze mną i się odczepi.

– Nie sądzę. Prędzej cię pobije...

Na bójkę Marcel nieszczególnie miał ochotę. Nie mógł tego jednak tak zostawić. Aneta wyglądała kiepsko, zauważył to od razu po wejściu do domu, kiedy tylko światło przedpokoju ukazało cały jej stres i przemęczenie.

– Pogadam z nim.

Uniosła brwi w zdumieniu.

– Lepiej się nie wtrącaj... To świr, jest zdolny do wszystkiego. W ogóle nie powinnam cię obarczać swoimi problemami – westchnęła.

– Jestem specjalistą od rozwiązywania problemów. Daj mi adres. Pojadę do niego.

– Przestań... to naprawdę kiepski pomysł...

– Nie pytałem cię o zdanie.

Ostatnie słowa zawisły w powietrzu. Aneta wahała się, a Marcel nie zamierzał jej ustąpić. Ostatecznie, nie wszystkie problemy trzeba załatwiać ręcznie, są inne sposoby. Dziewczyna w końcu sięgnęła po komórkę i przepisała znaleziony w niej adres na kartkę. Marcel schował ją do kieszeni.

– Nic się nie bój... – powiedział, przyciągając Anetę do siebie. Krzesło zaskrzypiało nieprzyjemnie. – Załatwię to.

Tylko westchnęła nad jego uporem. Pozwoliła się przytulać i gładzić po włosach, wyraźnie potrzebowała kogoś, kto ją pocieszy. I zdejmie z niej odpowiedzialność za tę sytuację.

– To nie twoja wina, że on nie rozumie odmowy.

– Wiem... Nie mówmy już o tym.

– Chodź w takim razie na spacer.

– Nie mam ochoty.

Ku jego zaskoczeniu, Aneta sięgnęła dłonią w dół i zaczęła go pieścić przez spodnie.

Taki rozwój sytuacji niezupełnie leżał w jego planach, ale Marcel umiał dostosować plany do okoliczności. Seks jest równie dobrym sposobem na rozładowanie stresu jak każdy inny – a skoro to ona wyszła z inicjatywą...

– Jesteś pewna, że tego chcesz?

– Chcę...

Pocałował ją delikatnie. Kiedy spojrzał z bliska w jej oczy, zalała go fala czułości, ujął jej głowę w ręce i pocałował znowu.

– Niewygodnie tu trochę – szepnął.

Przenieśli się na łóżko. Aneta tuliła się do niego, nie puszczała go nawet na chwilę na odległość większą niż parę centymetrów. Tym razem Marcel niczego nie popychał naprzód. Położył ją na sobie, starał się wyczuć jej potrzeby i dostosowywać się na bieżąco. Co nie było łatwe, zważywszy, że właściwie wcale jej nie znał. Póki się przytulała, pieścił ją delikatnie po pupie i biodrach, całował, kiedy tylko uniosła głowę, i czekał na sugestie, choćby najmniejsze. Po paru chwilach jednak sytuacja utknęła.

– Czego pragniesz? – zapytał szeptem, chociaż bardzo nie lubił tego robić.

– Ciebie.

Właśnie dlatego. Bardzo rzadko otrzymywał konkretną odpowiedź. Równie dobrze mogła odpowiedzieć „Zgadnij” – dowiedziałby się dokładnie tyle samo. Zgadywał więc.

Wsunął palce pod jej majtki, dotknął nagiej skóry. Aneta obróciła się lekko, więc rozpiął jej spodnie i zsunął do połowy ud. Pieścił ją bez pośpiechu. Długo nie reagowała, Marcel pomału zaczynał przyzwyczajać się do myśli, że dzisiaj nic z tego nie wyjdzie.

– Nie musimy tego robić, jeśli nie masz ochoty – powiedział cicho. – Zrozumiem.

– Sama nie wiem...

Marcel rozejrzał się po pokoju i na fotelu pod oknem zlokalizował ozdobny koc. Nada się. Wydostał się spod Anety, przetoczył na brzeg łóżka i sięgnął po niego bez pytania. Przytulił dziewczynę ze zdziwieniem obserwującą jego manewry i przykrył oboje.

– Mogę zostać choćby i do rana. Nie mam żadnych planów.

– Ona nie będzie miała nic przeciwko?

– Kto?

– Panna, do której dzwoniłeś z mojego podjazdu.

– Nie – odpowiedział twardo.

– Kochasz ją?

Marcel skinął bez słowa głową. Dobrze wiedział, że ta rozmowa go nie minie, musieli sobie parę rzeczy wyjaśnić, żeby nie było nieporozumień. Jak zawsze na początku nowej znajomości. Aneta nie patrzyła na niego, wtulona w jego tors.

– Czemu więc ją zdradzasz?

– Nie zdradzam. Ona wie, że nie jest jedyna.

– I zgadza się na to?

– Tak.

– Dziwne.

– Widocznie uznała, że warto.

– Albo ją zmanipulowałeś.

– Nie potrzebuję nikogo trzymać przy sobie za wszelką cenę.

– A nie chciałbyś dzielić z nią życia? Skoro ją kochasz...

Marcel westchnął. Marzył o tym, żeby kiedyś w życiu spotkać choć jedną osobę, której nie będzie musiał się tłumaczyć...

– Nie zrozumiesz.

– Skąd wiesz?

Z doświadczenia... miał ochotę odpowiedzieć, ale milczał. Pocałował ją w czoło chcąc odwlec konieczność odpowiedzi na niewygodne pytania, ale dziewczyna nie dawała za wygraną.

– Spróbuj.

– Po prostu nie pasujemy do siebie. Nie wytrzymalibyśmy ze sobą nawet miesiąca.

– Dziwię się, że możesz to tak na chłodno oceniać.

– Muszę. Po co mamy się nawzajem unieszczęśliwiać?

– Ty chyba się boisz zaangażowania.

– Przeciwnie. Zbyt łatwo i zbyt mocno się angażuję.

– Ale nie do końca. Przecież jeśli się kogoś kocha, pragnie się dzielić z nim wszystko.

Marcel uśmiechnął się z przekąsem, czego ona nie mogła widzieć. Ileż to już razy słyszał podobne bzdety...

– Wszystko? Nawet bieliznę i szczoteczkę do zębów?

– Oj, przecież wiesz o co mi chodzi.

– Nie wiem – odparł poważnie. – Nie zakładaj z góry, że myślę tak jak ty. Zakochujesz się w jednym mężczyźnie, więc sądzisz, że miłość jest wystarczającym powodem, żeby się z nim związać. Ze mną jest inaczej. Nie mogę się związać ze wszystkimi kobietami, które kocham, bo musiałbym założyć harem. I wszyscy męczylibyśmy się ze sobą...

– Aż tyle kobiet kochasz? – spytała ironicznie. – To chyba nie wiesz, co to znaczy.

Marcel zamilkł, poczuł gwałtowny ucisk w żołądku i rosnącą złość. Rozmowę uznał za skończoną. Nie odezwał się nawet, gdy Aneta zniecierpliwiona czekaniem uniosła się lekko i spojrzała mu w twarz.

– Chyba się nie obraziłeś?

– Chcesz się pieprzyć? – uciął.

Musiało zaboleć, bo zmarszczyła lekko brwi i położyła się z powrotem.

– Jeśli po to przyszedłeś...

– Nie po to.

Bez słowa rozpięła mu spodnie i znów zaczęła pieścić. Członek reagował, chociaż chęć na seks przeszła Marcelowi jak ręką odjął. Aneta znów popatrzyła mu w oczy, tym razem jakoś tak... niepewnie, jakby miała wyrzuty sumienia, że sprawiła mu przykrość. Zsunęła się w dół i zaczęła go lizać.

Marcel musiał się mocno pilnować, żeby nie wyładować złości w brutalnym seksie.

Kiedy był gotowy, rozebrała się niespiesznie. Pieczołowicie odkładała ubrania na bok, zerkając na niego spod oka, chyba liczyła, że on w końcu przejmie inicjatywę. Może i by przejął, ale Aneta to nie Justyna, mogłaby się przestraszyć i zrazić do niego.

– Mogę? – spytała.

Skinął głową. Ukrył emocje pod maską zimnego drania i obserwował wysiłki dziewczyny. Na różne sposoby próbowała go podniecić, ale leżał niewzruszony z rękami skrzyżowanymi pod głową.

Nie zareagował, kiedy nieśmiało lizała go i całowała po genitaliach, ani wtedy gdy włożyła całego penisa do buzi. Pilnował się. Aneta skonsternowana zamrugała oczami.

– Nie podoba ci się?

Minę miała niewyraźną, więc zlitował się nad nią.

– Nie przerywaj. Rób to, na co masz ochotę, a ja popatrzę, w jaki sposób używasz fiuta.

Zawstydziła się trochę, położyła głowę na jego brzuchu. Lubił takie dziewczyny. I lubił je zmuszać do eksploracji granic ich własnego wyuzdania. Od razu złagodniał.

– Do roboty. Sama najlepiej wiesz, co lubisz.

– Podobały mi się twoje pieszczoty...

– Wiem. Ale dzisiaj twoja kolej. Jestem do twojej dyspozycji, rób tak, żebyś miała orgazm.

Uniosła się niechętnie, zasłaniając skrępowanie słabym uśmiechem. Usiadła na Marcelu okrakiem i zaczęła ocierać się o niego kroczem, raz po raz wydając z siebie zduszony jęk. Udawała, ale na początek może być.

– Dobrze – zachęcił ją. – Przyłóż się. Musisz to poczuć. Zamknij oczy.

Była już mocno wilgotna, kiedy pomagając sobie ręką nasunęła się na członek Marcela.

– O, właśnie. Zrób sobie dobrze. Nie myśl o mnie, pieprz się sama. Tak jak lubisz.

Ruszała się coraz szybciej i przestała jęczeć. Jej oddech przyspieszył, a ona z zamkniętymi oczami koncentrowała się na własnym wnętrzu i własnej przyjemności. Nie wyglądało to zbyt efektownie, ale Marcel nie był zdziwiony. Wielokrotnie obserwował kobiety w takiej chwili i nieraz przekonywał się, że zewnętrzne objawy rozkoszy przeznaczone są na pokaz dla mężczyzny.

Nie oznaczało to koniecznie, że są udawane. To tylko element gry erotycznej, zbędny, gdy jedna ze stron ma pozostać zupełnie bierna.

Aneta jęknęła tylko raz. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się lekko. Marcel odpowiedział uśmiechem, zadowolony, że zdołała poczuć się na tyle swobodnie, żeby przełamać stereotypowy schemat stosunku seksualnego i zrobić coś zupełnie innego. To dobrze wróżyło na przyszłość.

– Bardzo ładnie. Zadowolona?

– Tak...

– Chodź tu, przytul się.

Skorzystała chętnie, położyła się na boku, przywarła do Marcela całym ciałem.

– A ty?

– Spokojnie. Spieszy ci się gdzieś?

– Nie.

– Więc poleż ze mną.

Obejmował ją jednym ramieniem, wolną ręką przesuwając powoli po skórze na jej plecach. Dostosował się do rytmu oddechu Anety, ich klatki piersiowe unosiły się w tym samym tempie.

– Zaraz zasnę... – mruknęła niewyraźnie.

– Nie zasypiaj. Pomożesz mi.

– W czym?

– Nabroiłaś i teraz musimy to jakoś odkręcić.

Zrozumiała. Ujęła nadal wzwiedziony członek w rękę i zaczęła poruszać nią leniwie w górę i w dół. Marcel zachichotał i pocałował ją w usta.

– Ty moja śpiąca królewno...

Popatrzyła na niego półprzytomnie. Oczywiście. Po rozładowaniu dużego napięcia spowodowanego stresem jej organizm poczuł się zmęczony, normalne. Ale Marcel nie zamierzał jej odpuścić, co najwyżej potraktować ulgowo. Zrzucił ubranie.

Ułożył Anetę na plecach, a sam wcisnął się między jej nogi, których nawet nie rozsunęła zbyt szeroko. Całował delikatnie jej piersi i powoli poruszał się w jej wnętrzu.

– Niech ci będzie – powiedział z uśmiechem. – Możesz spać, jakoś sobie poradzę. Postaram się nie przeszkadzać – zażartował.

– Przepraszam...

– Kiedyś mi to wynagrodzisz, słodka królewno.

Zapomniał o przykrościach, jakie mówiła. Wpatrywał się w jej owalną twarz, zamknięte jak do snu oczy, rozluźnione usta... i czuł się dobrze. Podniecenie seksualne zlało się z wewnętrznym ciepłem płynącym z okolicy serca. Tylko z niektórymi kobietami potrafił od czasu do czasu osiągnąć ten stan. Z żadną nie trwał on dłużej niż parę minut...

Marcel położył głowę między piersiami Anety, starając się nie przygniatać jej ciałem, i poruszał się bez pośpiechu, zatopiony po uszy w niecodziennym doznaniu. Zachował jednak przytomność umysłu na tyle, by w ostatniej chwili wycofać się i zalać nasieniem łóżko między jej nogami zamiast pochwy. Dziewczyna nie zareagowała, przez chwilę nawet zastanawiał się, czy naprawdę nie zasnęła.

Poruszyła się jednak, kiedy układał się ostrożnie obok.

– Chodź, wstań na chwilę.

Zamruczała coś niewyraźnie i nawet nie otworzyła oczu. Zerknął pod łóżko w poszukiwaniu jakiegoś pojemnika z pościelą i wysunął stamtąd plastikowe pudło. Wyjął z niego poduszki i kołdrę.

Po chwili oboje zasnęli, przytuleni nago pod kołdrą.

Następnego dnia po południu Marcel naładowany pozytywną energią i pełen irracjonalnego optymizmu pojechał beztrosko pod podany przez Anetę adres. Miał pecha. Jej eks popijał piwko przy osiedlowym trzepaku z trzema kumplami. Na dodatek facet już z daleka rozpoznał Marcela, nasrożył się i poczuł chęć wyładowania frustracji na rywalu...

Ten tekst odnotował 12,884 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.42/10 (21 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (3)

0
0
Cienkie. ..
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A mi się podoba i czekam na ciąg dalszy
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mi się podoba powiem szczerze że bardzo chce żeby Aneta i Marcel byli razem
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.