Miłości (V). Wszystko źle

7 grudnia 2015

Opowiadanie z serii:
Miłości

Szacowany czas lektury: 12 min

Zapadał wieczór, powoli się ściemniało. Marcel szedł chwiejnie ulicą, świadom, że jest pijany i że absolutnie nie powinien być. Ileż by dał teraz za upragnioną obojętność... Żeby tak móc osunąć się bez czucia pod ławkę na skwerku i, gapiąc się apatycznie w niebo, czekać aż obrabują go z portfela i komórki, może nawet z markowych ciuchów... i mieć wszystko w dupie.

Z tą pieprzoną miłością tak właśnie jest. Spodziewasz się przynajmniej akceptacji, a zamiast tego dostajesz histeryczną zaborczość i wymówki przemieszane z obietnicami... złotej klatki. Ozdobionej kwieciem i michą dobrego żarcia. Naczytał się w życiu dostatecznie wielu książek, by wiedzieć, że miłość żąda prawa własności. I to na piśmie.

A skoro tak, czym były jego uczucia, jeśli nie miłością?... On niczego nie żądał. Potrafił się dzielić, nie rozumiał sensu zazdrości. Chyba był jakimś cholernym kosmitą. Tyle już razy słyszał, że jest dziwny, może to i prawda? Lubił ludzi, umiał się z nimi dogadać, nawet z nieznajomymi, ale najwyraźniej nie świadczy to o społecznym dostosowaniu...

Na umówione spotkanie już był spóźniony pół godziny. Samochodem nie mógł pojechać, z przyczyn oczywistych, a autobusy uciekały mu jeden po drugim, bo przysypiał na przystanku. Do chrzanu takie podróżowanie, po co w ogóle pił? Mimo wysilania mózgownicy, za nic nie mógł sobie przypomnieć, co go pchnęło do wlania w siebie półtora litra wina. Jedno było pewne. Na wkurwienie nie pomogło.

Zanim dotoczył się wreszcie pod blok Justyny, zdążył trochę przetrzeźwieć. Już nie myliły mu się kierunki i szedł prawie prosto. Wcisnął przycisk domofonu.

– To ja – powiedział w miarę wyraźnie.

– Wchodź.

Z zimną furią wsłuchał się w brzęczyk otwierający drzwi, ale nie wyciągnął ręki. O nie, nie pozwoli by mu ktokolwiek rozkazywał... Odczekał kilka sekund i znów wcisnął przycisk. Tym razem się nie odezwał.

– Marcel? Wchodzisz czy nie?

Brzęczenie przedłużało się irytująco, Marcel zgrzytał zębami w milczeniu. Justyna nasłuchiwała, czy otwiera drzwi, więc zorientowała się, że nawet nie drgnął.

– Marcel... proszę cię...

Uśmiechnął się krzywo.

– Zrób kawy – rzucił beznamiętnie, po czym wszedł do środka.

Całe szczęście mieszkała na parterze, niewielką liczbę schodków pokonał dość szybko i sprawnie. Nacisnął klamkę i bez zaproszenia wparował jak do siebie. Zamknął zasuwę. Justyna nie wyszła mu na spotkanie, ale słyszał, że krząta się w kuchni, więc był skłonny puścić jej to płazem. Robiła w pośpiechu kawę.

Spojrzała na niego lękliwie, kiedy stanął w drzwiach kuchni. Już się zorientowała, w jakim jest nastroju... dał jej to odczuć jednoznacznie. Ani słowem nie wspomniała o ponad godzinnym spóźnieniu.

Wpatrywał się w nią długą chwilę. Miała na sobie luźne dżinsy i zbyt duży T-shirt. Na nogach domowe papucie. Włosy opadały jej bez żadnego ładu na ramiona.

– Mąż ci na to pozwala? – wycedził.

Zerknęła na niego, nie mając pojęcia, o co mu chodzi. A Marcel się nakręcał.

– Jak ty wyglądasz? Jak wsiowy flejtuch! Zostaw tę cholerną kawę i idź się doprowadzić do porządku!

Przemknęła koło niego jak zbity pies i zniknęła w sypialni. Usiadł przy stole w kuchni i wypił niedokończoną kawę, krzywiąc się z obrzydzenia. Nie znosił czarnej, bez cukru, fuj. Stanął nad zlewem i przepłukał usta wodą z kranu, żeby pozbyć się podłego smaku.

Justyna wróciła po paru chwilach, przeobrażona zupełnie. Umalowana z przesadną wyrazistością, z wysoko upiętymi włosami, w mini spódniczce i koronkowej, prześwitującej bluzeczce, którą jej kiedyś kupił. I w szpilkach. Uśmiechnął się łaskawie. Podszedł do niej i wsadził rękę pod spódniczkę. Odsunęła się gwałtownie.

– O, Boże, jesteś pijany.

– Zamknij się, dziwko.

– Możesz przyjść innym razem? Proszę...

– Miałaś się zamknąć. Wypnij dupę.

Lewym ramieniem przycisnął ją bokiem do siebie, prawą rękę wsunął pod majtki. Palcami dotykał jej wydepilowanych warg.

– Wypnij tę dupę – podniósł głos.

– Nie... Nie chcę... Boję się jak jesteś pijany, proszę cię...

Klepnął ją z rozmachem w tyłek, więc pochyliła się trochę w jego objęciach. Nadal nie był zadowolony.

– Nie słuchasz się mnie.

Obrócił się razem z nią i pchnął ją na kuchenny stół. Natychmiast wykorzystała sytuację i uciekła w kąt. Chwyciła ze stojaka nóż do chleba.

– Nie podchodź – pisnęła.

Wyszczerzył się radośnie. Właśnie na to miał ochotę, na walkę. Przetrzepie cholerną dziwkę i nauczy, jak się powinna zachowywać. Podszedł do niej powoli. Wystawiła nóż ostrzem w jego stronę, ale wiła się pod jego spojrzeniem jak wystraszona myszka.

– Jeśli to zrobisz, zadzwonię do męża...

– O, zadzwoń – zgodził się. Chwycił ją za nadgarstek i wykręcił rękę. Nóż upadł na podłogę. – Zerżniemy cię we dwóch.

– Tylko mnie nie bij...

– Przestań... – Zacisnął palce na jej włosach i przysunął twarz do swojej. – Ja nie jestem taki... Uderzyłem cię kiedykolwiek?

– Nie... ale zawsze byłeś trzeźwy...

Zamknął jej usta gwałtownym pocałunkiem. Wpychał język głęboko, ich zęby zderzały się co chwilę. Czuł, jak dziewczyna napina całe ciało, chcąc się wyswobodzić, odpycha go rękami... Puścił ją. Pozwolił uciec. Na razie.

Próbowała zamknąć się w sypialni, ale nie zdążyła, przytrzymał drzwi i bez trudu wszedł tam za nią. Wcisnęła się w wąską przestrzeń między łóżkiem a szafą i zasłoniła poduszką.

– Marcel, proszę... nie złość się...

– Ja się nie złoszczę – wycedził zimno. – To ty mnie złościsz.

– Co ja ci zrobiłam?

– Jesteś nieposłuszna.

Zbliżył się do niej, wyciągnął rękę, żeby podnieść ją na nogi, a ona rzuciła w niego poduszką i wskoczyła na łóżko z zamiarem ominięcia go i wydostania się z sypialni. Nic z tego. Pochwycił ją bez trudu. Wyrywała się z krzykiem, ale był silniejszy. Zamknął ją w ramionach, przycisnął nabrzmiały członek do jej pośladków i zaczął się o nią ocierać.

– Czujesz, co narobiłaś? To twoja wina, ty mała kurewko. Ledwo mąż wyjedzie na delegację, a już dzwonisz po prawdziwego fiuta, który cię porządnie zerżnie, co? I zaraz dostaniesz to, po co dzwoniłaś. Ze mną nie ma żartów. Nie ma, że ja przyjeżdżam, a ty skamlesz, że zmieniłaś zdanie. A teraz wypnij dupę.

Pochyliła się tym razem mocniej, oparła się rękami o łóżko i wypięła pupę seksownie. Nie próbowała już uciekać, ale na wszelki wypadek trzymał ją mocno za włosy. Podwinął spódniczkę do góry i spojrzał na ponętny rowek osłonięty tylko cienkim paskiem stringów. Rozpiął spodnie.

– Coś długo nie dzwoniłaś do mnie... Musisz być wyposzczona. Ten twój krawacik to pewnie tylko po misjonarsku i przy zgaszonym świetle, mam rację?

Przesunął twardym członkiem między jej pośladkami. Teraz dzielił ich jedynie materiał majtek. Który w każdej chwili można usunąć z drogi.

– Zadałem ci pytanie – warknął Marcel.

– Masz rację... – jęknęła cicho.

– Oczywiście. I na dodatek pewnie szepcze ci czule do uszka, jak niewinnej pensjonarce. Ale ty nie jesteś słodką dziewicą, co? To dlatego mnie wzywasz. Żeby ktoś ci przypomniał, do czego kutas służy.

Włożył palec pod stringi i zagłębił go między wargi, sprawdzając, czy jest już dostatecznie wilgotno.

– I żeby pokazał, gdzie twoje miejsce. Pokazał, do czego dziwka służy. No więc? Po co mnie wzywasz?

Nie odezwała się, więc wepchnął dwa palce głęboko i szarpnął za włosy.

– Znowu mnie wkurwiasz.

– Żebyś mnie zerżnął – powiedziała półgłosem. Jej oddech przyspieszył.

– Aha... czyli jednak chcesz fiuta?

– Chcę...

Nie zawracał sobie głowy rozbieraniem jej, ani siebie. Odchylił stringi na bok i czubkiem członka dotknął nabrzmiałych i śliskich już warg.

– Wystarczy?

– Chcę go w środku...

– Co się mówi?

– Proszę...

Jęknęła, gdy wsuwał się w nią powoli. A kiedy zatrzymał się i znieruchomiał, zaczęła wiercić się i kręcić pupą.

– Pieprz mnie mocniej – jęknęła błagalnie.

– Nie wiem, czy zasłużyłaś – powiedział, wyjmując penisa. – Muszę to przemyśleć.

Odwróciła się i spojrzała na niego z rozczarowaniem w oczach. Usiadła na łóżku i bez słowa wzięła członek do ust. Marcel uśmiechnął się ironicznie.

– Widzę, że bardzo chcesz zasłużyć. Przyłóż się, a może w nagrodę dostaniesz fajne ruchańsko.

Ręką pieściła jego jądra, a penis prawie cały zniknął w jej buzi. Zaczęła poruszać rytmicznie głową, ale nie brała go już tak głęboko. Marcel skrzywił się.

– Nie tak, źle to robisz. Przecież wiesz, jak lubię.

Spojrzała na niego błagalnie. Westchnął ostentacyjnie i chwycił ją znów za włosy. Przytrzymał głowę i sam zaczął się ruszać. Tak jak lubił. Głęboko i prędko, wbijał się w jej gardło bez litości, patrząc z satysfakcją, jak z oczu spływają jej łzy, a usta rozchylają się lekko, żeby wypuścić nadmiar powietrza. I tak się zakrztusiła, a jej ciałem wstrząsnął pusty odruch wymiotny.

Zatrzymał się, pozwolił jej odkaszlnąć, po czym znów wepchnął się do ust. Oparła dłonie na jego biodrach, usiłując go trochę przyhamować, co tylko podnieciło go jeszcze bardziej. Ale nie był sadystą. Po drugim zakrztuszeniu puścił włosy i popchnął dziewczynę na łóżko.

Dyszała ciężko na boku, nie patrzyła na Marcela.

– Co jest? Masz dość? Spójrz na mnie.

Obróciła się na plecy, a w jej oczach dostrzegł dziką, lubieżną satysfakcję. Teraz patrzyła na niego wyzywająco.

– I jak? Zasłużyłam? Jesteś zadowolony?

– O, tak... jestem zadowolony. A ty?

– Uwielbiam twojego fiuta.

W to nie wątpił, ale doskonale wiedział, że ona nie lubi tak ostrego seksu oralnego. Jednak gdyby dostrzegł w jej zachowaniu choć cień niechęci... wsadziłby jej w gardło jeszcze raz. Już dawno nauczyła się, czego od niej oczekuje.

– Co chcesz, żebym z nim teraz zrobił?

– Chcę go w środku...

Podwinęła spódniczkę do góry, zdjęła szybko stringi, nakryła dłonią krocze i zaczęła masować powoli. Marcel się przyglądał.

– Bardzo ładnie to robisz. Może sama sobie paluszkami zrobisz dobrze? A ja popatrzę...

– Mmmm... obiecałeś...

– Ty zawsze dotrzymujesz obietnic?

– Ja nie... ale ty tak.

– Wiedźma – burknął i przyklęknął między jej udami.

– Ale i tak mnie kochasz...

Nie odpowiedział. Uniósł jej biodra i przyciągnął bliżej, a ona objęła go nogami tak ciasno, że zabrakło mu miejsca, żeby wcelować członkiem we właściwe miejsce. Roześmiała się drwiąco na widok niezbyt skutecznych prób. Marcel aż zatrząsł się ze złości. Uderzył zołzę otwartą dłonią w twarz, żeby zetrzeć ten paskudny, kąśliwy uśmiech. Hamował się, więc wyszło niezbyt mocno, ale i tak w efekcie zobaczył czerwony ślad na jej policzku i nagły przestrach w oczach. Owszem, dotąd jej nie uderzył, właśnie miał miejsce pierwszy raz.

Marcel poczuł się znacznie lepiej. Wykorzystał, że rozluźniła chwyt, ujął ją pod kolana i nadział na swój członek.

– Sama widzisz, że nie warto ze mną walczyć – wydyszał poruszając się w niej coraz szybciej. – Nawet nie próbuj ze mnie kpić, wkurwia mnie to potwornie.

Nic nie odpowiedziała, odwróciła głowę i wbiła wzrok w ścianę.

– Nie możesz na mnie patrzeć?

Położył się na niej i zmusił do spojrzenia mu w twarz.

– Zadałem pytanie.

– Mam patrzeć na swojego oprawcę?...

– Tak. I błagać o więcej.

Poruszyła biodrami.

– Nie patrz tak na mnie... już wolę, żebyś mnie ukarał...

– Pewnie, że zasłużyłaś na karę. Wiesz, co bym ci zrobił? Przywiązał cię do słupa na środku centrum handlowego, tak żeby każdy chętny mógł ci wsadzić za darmo. I zakneblowałbym cię własnym fiutem, żebyś nie mogła krzyczeć.

– To kara czy nagroda? – uśmiechnęła się lubieżnie.

– Zapraszałbym po dwóch. Rżnęliby cię w obie dziury jednocześnie.

Podkreślił wizję mocnym pchnięciem, Justyna jęknęła głośno.

– Wyuzdana, mała dziwka. Dopiero wtedy byłabyś zadowolona, co?

– Jeszcze, proszę... – wydusiła, bo znów zastygł w bezruchu.

– Trzy fiuty naraz, podobałoby ci się?

– Tak... Marcel, błagam!

Zacisnął palce na jej nadgarstkach, bo nagle zapragnął zrobić coś absolutnie szalonego i ledwo powstrzymywał się przed wprowadzeniem pomysłu w czyn. Miał chęć sprawdzić, jak dalece Justyna mu ufa, doprowadzić ją na sam skraj poczucia zagrożenia życia – chwycić ją za gardło by całkiem... albo prawie całkiem odciąć dopływ powietrza. I pieprzyć ją tak mocno, jak lubi.

Powstrzymał się resztką zdrowego rozsądku. Nie był zwierzęciem, żeby nie móc zapanować na własną chucią i perwersyjnymi pomysłami. Pragnienie jednak było tak silne, że Marcel warczał jak wściekły, nie mogąc go zaspokoić, i wbijał się w Justynę bez opamiętania. A ona już nawet nie jęczała... ryczała z rozkoszy na całe gardło, wygięta w łuk, z głową odchyloną do tyłu. Aż się prosiła o zatkanie tej rozdartej buźki...

Marcel szalał. Po tym cholernym winie nie mógł dojść. Normalnie już dawno głupie fantazje odpłynęłyby razem z wytryskiem. Po przerywanych, zduszonych okrzykach rozpoznał orgazm Justyny, a sam jeszcze długo po tym łomotał ją jak maszyna, nie mogąc ani skończyć ani przestać.

Wreszcie poczuł nadchodzący orgazm. Ostatnie parę pchnięć, punkt kulminacyjny i w końcu... obezwładniająca ulga. Był całkiem mokry, koszulka kleiła mu się do pleców, jakby wlazł w niej pod prysznic. Jasna cholera.

Położył się obok Justyny i z przestrachem wsłuchiwał się w obłąkańcze tempo bicia własnego serca. Jeszcze tylko zawału by mu brakowało, w wieku dwudziestu ośmiu lat, rewelacja. Zmusił się do uspokojenia. Przecież był zdrowy, nie miał kłopotów z sercem, odżywiał się przyzwoicie. Nie ma powodu do paniki.

Justyna dyszała ciężko niczym po intensywnym sprincie i nawet nie próbowała się do niego przytulić, jak to zwykle bywało. Może jednak przesadził trochę i naprawdę się przeraziła?

– Nie rób tego więcej... – powiedziała cicho, ale stanowczo.

Z trudnością uniósł się na łokciach, żeby spojrzeć jej w twarz.

– Nie przychodź pijany...

– Przepraszam. Nie wiem, co mi odbiło.

– Właśnie, odbiło. I śmierdzisz.

Opadł bezsilnie z powrotem na łóżko. Miał nadzieję, że u Justyny trochę się rozładuje, a tymczasem zaczynały go kąsać wyrzuty sumienia. Niepotrzebnie się upił. Niepotrzebnie ją uderzył... Owszem, był wściekły, a ona tę wściekłość celowo podsycała, ale... przecież nie ona wywołała te emocje. Wszystko źle.

Justyna westchnęła.

– Będzie drugi raz?

– Nie wiem – burknął. Ostatnie, czego by teraz pragnął, to jeszcze bardziej pogorszyć sytuację.

– Nie dasz rady – odparła oskarżycielsko. – Nawet nie byłeś taki twardy jak zawsze.

Zatrząsł się ze złości. Przekroczyła granicę. Nie zastanawiając się już, czy mówiła co myśli, czy tylko próbowała go sprowokować do dalszej zabawy, podniósł się i wyszedł z sypialni. W drodze do drzwi zapiął spodnie, zarzucił kurtkę byle jak na plecy i już go nie było. Sprawdził tylko, czy ma przy sobie pieniądze, czego nie mógł być pewny zważywszy na stan upojenia, i poszedł w stronę ulicy z zamiarem złapania taksówki.

Chyba tylko szczęściu zawdzięczał, że nie przeziębił się tego wieczora. Dzwonił zębami przez całą drogę. Dopiero na widok domu poczuł się zacznie lepiej. Zostawił taksówkarzowi napiwek przewyższający opłatę za kurs, żeby już nie czekać na wydanie reszty. Byle jak najszybciej do wanny.

Zanim jednak dotarł do łazienki, otworzył jeszcze jedną butelkę wina, pełnym rozczarowania westchnięciem kwitując fakt, że to już ostatnia w barku. Rozbierając się od razu wrzucał ubranie do prania. Alkohol w żyłach, pełna wanna gorącej wody i cichy szum pralki uśpiły Marcela... omal się nie utopił. Ocknął się nagle z nosem i gardłem pełnym wody, usiadł, odkrztusił. Wylazł niemrawo z wanny, okręcił się grubym szlafrokiem i poczłapał do sypialni, gdzie padł na łóżko i zasnął już bezpiecznie.

I tylko drewniane papugi przyglądały się, co też ten facet wyprawia.

Ten tekst odnotował 22,919 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.72/10 (28 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (2)

0
0
Do targania wacego ten tekst zupełnie się nie nadaje
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Po pierwszym tekscie pomyślałam o Marcelu krótko i zwięźle - przychlast. Ale po tym, tutaj... Pokaż mi go więcej. Daję 10, bo chcę, bo mogę, bo podoba mi się.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.