W końcu weekend (V) – Na drugą stronę

19 października 2022

Opowiadanie z serii:
W końcu weekend

Szacowany czas lektury: 25 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Zapraszam do komentowania. Tylko tak uda mi się rozwinąć

Obudziłam się w środku nocy. Było ciemno i cicho, ale w powietrzu było coś nieznajomego. Poszukałam ręką Pawła. 

– Śpisz? – szepnęłam.

– Nie…

– Coś cię obudziło?

– Hmm… – nie odpowiedział. 

– Chcesz zobaczyć, co tam się dzieje na dole? – zaproponowałam bez namysłu. 

Bez odpowiedzi wstał z łóżka. W dalekim świetle latarni, wpadającym przez okno, widziałam stojącego na baczność penisa. Resztki senności uleciały od razu. Podniosłam się i na gołe ciało założyłam szlafrok, podczas gdy Paweł starał się zmieścić członka w bokserkach.

Na palcach ruszyliśmy po schodach w dół. Dziwnie się czułam, skradając się po własnym domu. Nie wiedziałam, na co liczyliśmy. Że zastaniemy ich na orgii w kuchni? „Przecież nie wejdziemy im z zaskoczenia do pokoju” myślałam. Ale rozpalona ciekawość nie pozwalała mi się zatrzymać. Musiałam dowiedzieć się, czy coś się dzieje na dole. Byliśmy jak dzieci, które usilnie, nie zważając na przeciwności, starają się zdobyć zakazany owoc.

Na parterze panowała głucha cisza. Wydawało mi się, że nasze skradanie odbija się donośnym echem po pomieszczeniu. Każdy szelest był tak głośny, jak szklanka upuszczona na ziemię, a przytłumiony oddech przypominał sapanie. Paweł wskazał głową na drzwi prowadzące po trzech schodkach na dół, do pokoju gościnnego. Stanęliśmy pod drzwiami i nasłuchiwaliśmy. Cisza. Stałam naprzeciwko męża, z uchem kilka centymetrów od drzwi i słuchałam. Nic. 

Zerknęłam na świecącą tarczę zegarka Pawła. Dochodziła trzecia nad ranem. Pewnie, nawet jeżeli po pójściu do pokoju, czwórka naszych gości oddawała się uciechom cielesnym, to zdążyli już skończyć i smacznie śpią. Już miałam dać Pawłowi znak, by wracać do domu, gdy zza drzwi dobiegło stłumione westchnięcie. 

To mi wystarczyło. Elektryzujący dreszcz przeszył moje ciało, a wyobraźnia zaczęła pracować. To było westchnięcie kobiety czy mężczyzny? Nie miałam tego jak sprawdzić, ale w mojej głowie to chłopak dał upust nagromadzonej energii. „Przecież mógł westchnąć przez sen” racjonalizowałam, ale moja wyobraźnia nie dopuszczała takiej opcji. Paweł też usłyszał to westchnięcie i jeszcze uważniej nadstawił uszu. Znów jakiś dźwięk dobiegł do naszej świadomości. Tym razem brzmiało, jakby ktoś przewracał się z pleców na bok, ale w mojej fantazji to dziewczyna wchodziła na chłopaka, by pieścić się w pozycji sześć-dziewięć. Przymknęłam oczy i wyobrażałam sobie powolny seks, w ukryciu przez współlokatorami, tłumione emocje i westchnięcia, niemy orgazm, którego skrywanie powoduje coraz intensywniejsze doznania. 

Klęknęłam przed Pawłem i wyjęłam penisa z bokserek. Był tak twardy, jak wieczorem, gdy soczyście obciągałam mu, wspominając scenkę lesbijskiej miłości między Kasią i Anią. Od razu wzięłam go głęboko do ust. Dopiero lodzik w pełnej ciszy i ukryciu uświadomił mi, ile jest przy nim mlaśnięć, pocałunków i jęków. Starałam się, podobnie jak kochankowie w mojej głowie, robić to jak najciszej. Złapałam obiema dłońmi pośladki męża i pomagając sobie rękami, przyciągałam głowę do jego krocza. Bezszelestnie rozszerzał zaciśnięte usta i kontynuował w stronę gardła, ślizgając się całą długością po języku. Z każdym posunięciem przesuwałam granicę głębokości, na którą pozwalałam mu wejść. Członek zaczynał pulsować, czułam to na całej jego długości. Stawał się coraz większy, a biodra męża wychodziły naprzeciw moim ustom. Wyjęłam go ociekającego śliną i kilkoma szybkimi ruchami ręką, doprowadziłam do wytrysku. Poczułam uderzenie ciepłej cieczy na dekolcie, a strużka nasienia popłynęła między moje piersi. Paweł stał nade mną, oparty jedną ręką o ścianę, drugą ciągle trzymając mnie za włosy.

Zza drzwi dobiegł dźwięk wibracji wyciszonego telefonu. Ucichł po kilku sekundach, gdy ktoś go wyłączył, a po chwili dotarł do mnie charakterystyczny stuk telefonu odkładanego na szafkę. „Czyli ktoś tam na pewno nie śpi” pomyślałam. Świadomość, że za drzwiami jest przynajmniej jedna nieśpiąca osoba, a my, dorośli ludzie, stoimy i nasłuchujemy dowodów igraszek, była kolejną nowością, której doświadczyłam tamtego weekendu. Wizja przyłapania in flagranti, z fiutem głęboko w gardle lub spermą na cyckach, klęczącą przed wiotczejącym penisem, elektryzowała mnie. Podniosłam się, odwróciłam tyłem do Pawła, podciągnęłam szlafrok i wypięłam pośladki. Złapałam dłoń, którą przed chwilą starał się kontrolować ruchy mojej głowy i wsadziłam między nogi. Palce szybko odnalazły twardą z podniecenia łechtaczkę. Gdy próbował zagłębić się w pochwie powstrzymałam go i bez słów dałam do zrozumienia, że ma nie oddalać się od clitoris. Już mnie tamtego wieczora dwa razy porządnie wyruchał, nie potrzebowałam więcej penetracji, za to rozpalona szparka prosiła o zmysłową masturbację. Posłuchał i całą swoją uwagę skoncentrował na wargach i łechtaczce. Wiedział, jak to robić. Modulował tempo i intensywność pieszczot, dostosowując je do mowy mojego ciała, ruchu bioder i oddechu. Często zwilżał palec w sokach płynących obficie z cipki, by poprawić poślizg i nie sprawić mi bólu, gdy podnosił tempo pieszczot. Idealnie odczytał moment, w którym skończył zabawy i przeszedł do monotonnego i rytmicznego ruchu, kończącego się wspaniałym orgazmem. By kontrolować wydawane odgłosy, ugryzłam się w dłoń. Rozkosz mieszała się z bólem, promieniującym z podstawy kciuka, na której zacisnęły się zęby. Było mi cudownie. Wydawało mi się, że właśnie żyjemy chwilą i też czerpiemy z życia to, na co mamy w tym momencie ochotę, nie zważając na otoczenie. 

Zaspokojeni wróciliśmy ostrożnie do sypialni i położyliśmy się do łóżka. Przytulona do Pawła myślałam, co by było, gdyby „ekipa z Mewy” została z nami jeszcze parę dni. Czy dalej utrzymywałby się ten poziom ekscytacji, czy nieuchronnie spadłby, przytłoczony codziennymi obowiązkami. Z tymi myślami zapadłam w głęboki, spokojny sen. 

 

Obudziłam się później niż zwykle. Na szczęście w poniedziałki rano w pracy było bardzo spokojnie, szczególnie w wakacje, więc nikt nie zauważyłby, że jestem kilka minut spóźniona. Pawła już nie było w łóżku, a z kuchni na dole docierały do mnie wesołe głosy. Poszłam pod prysznic, by zmyć z siebie resztki senności oraz skutki podniecenia i kilku orgazmów poprzedniej nocy. 

Ubrałam się w białą bluzkę i zielone spodnie, a na stopy założyłam buty na obcasie. Profesjonalnie, stonowanie, codziennie. Przyjrzałam się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze. W moich oczach było coś nowego, wcześniej niezauważony błysk. Podobałam się sobie i wiedziałam, że mogę się podobać innym. 

Stół w kuchni zastawiony był śniadaniem, a Paweł z Markiem i Zbyszkiem popijali kawę i śmiali się z opowieści o zakrapianych imprezach towarzyszących studenckim regatom. 

– Jako, że już nie było szans na wygraną i nie było o co walczyć – opowiadał Zbyszek – to zostaliśmy w „Wabędziu”, aż do zamknięcia. I jak przyszła ekipa, mówiąc, że będą zamykać, to my na stoły i śpiewamy „przejmujemy lokal…”

– „…sia la la la la la!” – dokończyli ze śmiechem Marek i Paweł. 

– Hahaha – zaśmiewał się mój mąż – czyli nic się nie zmieniło. Tam, w Wilkasach, to czas się zatrzymał. 

– Dzień dobry – zawołał na mój widok Marek, który siedział przodem do wejścia do kuchni – jak się spało? 

– Świetnie, bardzo dziękuję – odparłam siadając do stołu – pysznie wygląda – pochwaliłam zastawiony stół.

– Smacznego – powiedział Zbyszek – to dziewczyny wcześniej wstały i przygotowały, w podziękowaniu za gościnę. Teraz poszły na spacer po okolicy. A my dziś Pawłowi pomożemy w ogródku. 

– A właśnie – dodał Paweł – postanowiłem nie iść do firmy, a Marek ze Zbyszkiem zaoferowali, że pomogą mi ogarnąć ten burdel w naszym ogrodzie – machnął ręką w kierunku tarasu.

„Czy Paweł czytał w moich myślach, gdy zastanawiałam się, co było, gdyby zostali z nami jeszcze trochę? Czy sam jest ciekawy rozwoju wydarzeń?” Czułam, że widział, jak obecność studentów na mnie działała i postanowił podarować mi jeszcze kilka chwil uniesienia, dać szansę zerwania z rutyną i przeżycia nowych doznań. 

– Super, bardzo dziękujemy – uśmiechnęłam się do chłopaków – od wiosny nie możemy się za to zabrać. Mamy fajny ogródek, a przez ten bałagan nie mamy jak z niego korzystać. 

– Jak wrócisz, będzie nie do poznania – obiecał Paweł. 

Kończyłam szybko śniadanie. 

– Panowie, muszę lecieć do roboty. Uważajcie na słońce, w lodówce jest zimne piwko, żeby robota szła dobrze, a ja postaram się wcześniej wyrwać z pracy – cmoknęłam Pawła na pożegnanie w policzek, uśmiechnęłam się do gości i poszłam do garażu po samochód. 

Droga do pracy zajęła mi krócej niż zwykle. Przez weekend nie pojawiły się żadne nowe zadania, więc od rana mogłam się skoncentrować na swoich zaległych tematach, które zawsze schodziły na drugi plan. „To też muszę zmienić. Nie może być tak, że sprawy ważne dla mnie odkładam w nieskończoność” pomyślałam. 

Zajmowałam się tworzeniem nowej platformy zakupowej dla produktów sprzedawanych przez firmę, w której pracowałam. Celem była integracja naszych procesów z procesami oferowanymi przez zewnętrznych dostawców usług logistycznych, skrócenie obiegu dokumentów, automatyzacja procedur i inne. Problem był taki, że system, który mieliśmy „jakoś działał”, a problemy z nim związane najbardziej dotykały mnie i mój zespół, więc skazana byłam na samą siebie w walce o poprawę. 

Czerpałam wiele satysfakcji z mojej pracy. Wiele wysiłku i wyrzeczeń włożyłam w to, żeby znaleźć się na tym stanowisku. Zarwane noce, służbowe wyjazdy, zaniedbany mąż i córka, ale w końcu dopięłam swego. Czasem tylko zastanawiałam się, na ile szanowane jest moje zaangażowanie i praca po godzinach. I czy nie lepiej by było, gdybym założyła swoją własną firmę, tak jak mój mąż? 

Cisza i spokój przedpołudnia przerwały mi tylko dwie wiadomości od Pawła. Jedna to było zdjęcie uprzątniętego ogrodu i wszystkich śmieci zebranych w jednym narożniku, gotowych do wywiezienia. Druga wiadomość to obraz naszego nowego grilla, w końcu złożonego i zainstalowanego, na przeznaczonym na niego miejscu na tarasie, a pod nim podpis: „grillujemy dziś?”. Paweł wiedział, że uwielbiam jedzenie przyrządzone na grillu, nawet bardziej od najwykwintniejszej kolacji w najdroższej restauracji.

Popołudnie zaczynało mi się dłużyć, chciałam jak najszybciej dołączyć do wesołego towarzystwa zostawionego w domu. Zamykałam ostatnie ważne tematy tego dnia, strofując się w myślach, że jak coś dziś pominę, to jutro będzie mi ciężko do tego wrócić. O 15:30 dostałam kolejną wiadomość od męża: „Idziemy nad rzekę, do naszej zatoczki. Spotkajmy się tam, wziąłem Ci ciuchy na zmianę”.

Pisząc „rzekę” miał na myśli strumień wijący się przez las niedaleko naszego domu, który rozlewał się w zaskakująco głęboką „zatoczkę”, skrywającą się w cieniu drzew. Nazywaliśmy ją „naszą”, bo nigdy tam nikogo nie spotykaliśmy i zawsze, w ciszy, mogliśmy poleżeć na wąskiej plaży i miło spędzić popołudnie. To było świetne miejsce na ucieczkę od upału panującego na zewnątrz. Poranek był rześki, a w pracy włączona klimatyzacja, więc skwar poczułam dopiero, gdy wyszłam z biura. Wsiadając do samochodu napisałam mężowi: „Już ruszam. Będę niedługo. Kocham Cię”.

 

Żeby dotrzeć nad rzekę musiałam wyjechać z miasta, skręcić w leśną drogę pożarową, nią przejechać prawie kilometr, skręcić w lewo i na końcu drogi, na małej polance, zostawić samochód. Stąd już było dwieście metrów piechotą do plaży, przedzierając się czasami przez rzadkie krzewy. Z naszego domu szło się na skróty, najpierw do końca ulicy, potem przez las, wydeptaną ścieżką, aż docierało się do miejsca, gdzie skręciłam w lewo samochodem. Spacer zajmował do pół godziny, więc była szansa, że na miejsce dotrzemy w jednym momencie.  

Gdy zatrzymałam samochód na polance przyszła kolejna wiadomość od Pawła: „Widzieliśmy, jak skręcasz na parking. Poczekaj na nas, już do Ciebie idziemy”. Wysiadłam z samochodu, oparłam się o rozgrzaną maskę i czekałam na ich przybycie. Najpierw usłyszałam, że idą, gdyż wybuchy śmiechu wyraźnie docierały do mnie niesione przez echo. Potem cała gromadka wyłoniła się z lasu. Ubrani w stroje kąpielowe szli dziarskim krokiem, niosąc w rękach ręczniki, kilka leżaków i moją torbę plażową. Paweł pocałował mnie na przywitanie, a reszta krzyknęła do mnie wesołe „cześć!”

Coś było innego w zachowaniu mojego męża. Przypominał mi chłopaka, którego poznałam na studiach. Ciągle uważnie na mnie patrzył, a w jego wzroku czułam miłość, ale było coś jeszcze. Beztroska? Wesołość? 

– Masz – Paweł wręczył mi torbę plażową – przebieraj się, a my czekamy na ciebie nad wodą.

– Dzięki – odparłam, przeglądając to, co mi spakował. 

Mogłam się spodziewać, że przyniesiony kostium, to będzie ten sam, który miałam na sobie w sobotę, na wyjeździe nad jeziorko w lesie, nad którym „poznałam” troje z naszych gości. Poczekałam, aż znikną za krzakami oddzielającymi parking od zatoczki. Przyjrzałam się skąpemu materiałowi i znów na moment nabrałam wątpliwości. W sobotę czułam się w nim dobrze, bo byłam sama, a w towarzystwie innych miałam na sobie sukienkę. A teraz będę musiała pokazać się prawie nago nowo poznanym, młodym ludziom. 

„Chciałaś żyć chwilą? To żyj!” upomniałam się w myślach, zdejmując koszulę i rzucając ją na przednie siedzenie. Potem rozpięłam stanik i moje piersi zakołysały się przyjemnie, uwolnione spod materiału. Dopasowałam górę od bikini i przejrzałam się zadowolona we wstecznym lusterku. Szpilki zamieniłam na japonki i jednym szybkim ruchem zdjęłam spodnie razem z bielizną. Chwilkę męczyłam się z ułożeniem skąpego bikini tak, by skutecznie skrywało cipkę i byłam gotowa. Upięłam wysoko włosy, założyłam duże ciemne okulary, które znalazłam w torbie i przejrzałam się w szybie i karoserii samochodu. „Ciekawe co na to powiedzą?”. 

 

 Trochę czasu zajęło mi przedarcie się przez rośliny stojące na mojej drodze. Szłam powoli, bo nie chciałam się podrapać, poza tym musiałam przystanąć i poprawić biustonosz, gdyż przesunął się na skutek wygibasów przy unikaniu ostrych krzewów i odsłonił lewą pierś. Na plaży zastałam rozłożone trzy leżaki, dwa duże koce i całe towarzystwo siedzące po szyję w wodzie. 

„Fiuuu” rozległ się gwizd. To Paweł zareagował tak na mój widok. 

– O rany… Ala! – krzyknął Zbyszek, gdy odwrócił się w kierunku, w którym patrzył mój mąż. 

Przeciągnęłam się w słońcu, jeszcze lepiej prezentując swoje ciało. Czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych w wodzie i pochlebiało mi to.

– Chodź do nas, woda jest wspaniała – zawołała Kasia. 

Zanurzyłam nogi i od razu zrobiło mi się przyjemnie. Dno dosyć stromo opadało w dół i już po kilku metrach woda sięgała do szyi. Zbliżyłam się do czekającej na mnie gromadki. 

– Długo byliście w Indiach? – mój mąż zapytał, ewidentnie kontynuując poprzednią rozmowę.  

– Ponad dwa miesiące – odpowiedziała Ania. – Wyjechaliśmy zaraz po ostatnich regatach chłopaków pod koniec lipca, a wróciliśmy dopiero na początek roku szkolnego, w październiku. 

– Gdzie podróżowaliście? – dociekał – My z Alą ileś razy chcieliśmy się tam wybrać, ale jakoś zawsze było nie po drodze. 

– Prawie nie podróżowaliśmy. Byliśmy cały czas na warsztatach na północy kraju. 

– Warsztatach? – zaciekawiłam się. 

– Tak. Joga, tantra, tego typu rzeczy. 

– Tantra?

– Haha, wiem o czym myślisz – powiedziała Kasia. – Też tylko o tym myślałam, gdy tam jechała. A to okazało się skomplikowane: bóstwa, które nam nic nie mówią, rytuały, medytacje, na których przysypiałam. Tylko na kilku zajęciach naprawdę pilnie słuchaliśmy – mrugnęła do mnie okiem. 

– Na których? – nie dałam się speszyć. 

– Ja bardzo lubiłam codzienną jogę – uśmiechnęła się niewinnie. – Czasem poranną, czasem wieczorną. 

– Przyznaj lepiej, że pojechałaś się tam codziennie stukać – parsknęła śmiechem Ania. 

– Nie! – próbowała bronić się Kasia – przynajmniej nie codziennie – uściśliła i dołączyła do ogólnego śmiechu. 

 – Rzeczywiście było tyle seksu? – rozmowa bardzo mi się podobała. Swobodna, bez skrępowania, naturalna, pokazująca, jak można żyć chwilą. 

– To nie tak – z pomocą Kasi przyszedł Marek. – w tantrze jest dużo różnorodnych elementów, które się w skomplikowany sposób przewijają między sobą. Joga, kontrola oddechu i umiejętność panowania nad wewnętrzną energią są jednym z elementów tantry. A to, że nasza Kasia całą energię kierowała w stronę swojej yoni, to już nie nasza wina – dogryzł jej na koniec.

– Ja energię do yoni kierowałam? A kto nie przepuścił żadnej yoni, przez całe dwa miesiące pobytu? – Kasia próbowała zmienić obiekt żartów.  

– To wy na warsztatach byliście, czy do burdelu pojechaliście? – parsknął śmiechem Paweł. 

Gdy skończyliśmy się śmiać Marek odpowiedział. 

– No niby na warsztaty. Tylko, nie wiem jak inni, ale ja nie jestem wystarczająco dojrzały, żeby chłonąć i oddawać się w pełni duchowości buddyzmu. Natomiast było jeszcze kilka osób ze Stanów i one miały podobne podejście do nas. Więc jak się dziewczyny rozgrzały, poprzez kierowanie energii na południe, to działo się wieczorami. 

– Bo wiesz – dodał Zbyszek – student to ma zawsze łatwo, chce mu się zawsze i wszędzie – mrugnął do mnie. – Ale dopiero po dziewczynach było widać różnicę – rozmarzył się. 

– Ej, nam też się chce – zaoponowała Ania – tylko jesteśmy trochę bardziej subtelne niż wy – zastanowiła się i dodała – ale tak, tam yoni była wyjątkowo rozpalona. 

Przez całą naszą dyskusję Paweł przysuwał się coraz bliżej mnie. W ciemnej wodzie nikt nie widział, że sprawdzał stan mojej yoni. Była pobudzona, a jego dotyk rozgrzewał ją jeszcze bardziej. Paweł też był twardy. Pomasowałam go przez szorty. 

– A jakieś rady dla lingama były? – zaryzykował Paweł. 

– Były i to dużo – odpowiedział Marek. – To co dla siebie wziąłem to praca mięśniami i głową, żeby móc całą noc. 

– Oj tak, to była duża zmiana – przyznała Kasia – czasem miałyśmy już dosyć. 

Oni w ogóle się nie kryli z tym, że sypiają regularnie każdy z każdym, eksperymentują z innymi, bawią się ciałem, odkrywają swoją seksualność, próbując wszystkiego i nie interesuje ich to, co myślą o tym napotkani ludzie. A może to tylko nam tak zawierzyli? Czy dzień spędzony w towarzystwie mojego męża rozwiązał im języki? To było takie inne niż nasze wychowanie i dotychczasowe życie. Moje rozmowy z Moniką dotykały intymnych spraw, ale w inny sposób, bardziej przyjacielskiej porady niż luźnej „rozmowy na temat”. Za każdym razem celem było rozwiązanie problemu, poprawa sytuacji, podzielenie się czymś nowym. Rozmawiałyśmy o tym tylko we dwie, nie dzieliłyśmy się tym z nikim, nawet z mężami. A tu? Tak sobie gawędziliśmy o niezaspokojonych cipkach, zaspokajanych wiecznie sterczącymi fujarami.

– Wychodzę jeszcze się poopalać, nim zajdzie słońce – zmieniła temat Kasia. 

– A ja idę po piłkę – powiedział Paweł – zagramy? – zwrócił się do Marka i Zbyszka. Zapytani kiwnęli chętnie głowami. 

– A ja popływam, przyda mi się trochę ruchu, po całym dniu w pracy – zakomunikowałam. 

– Mogę płynąć z tobą? – zapytała Ania. 

– Jasne. Tylko uważaj na nurt na środku zatoczki, tamtędy płynie strumień. Nie jest mocny, ale potrafi zaskoczyć – poinstruowałam ją. 

Ruszyłyśmy żabką w kierunku drugiego brzegu niewielkiej zatoczki. Wspomniany przeze mnie prąd zniósł nas kilka metrów w lewo, ale szybko z niego wypłynęłyśmy. 

– Nie przeszkadza wam to? – zapytała Ania, odgarniając mokre włosy, które po wynurzeniu z wody zaplątały się w jej długie, mokre rzęsy. 

– Co? – zapytałam zdziwiona. 

– No to – spojrzała z powrotem na grupkę, którą zostawiliśmy w pobliży plaży – że tacy jesteśmy – krążyła wokół tematu.

– Ale jacy? – wiedziałam, o czym mówi, ale udawałam przed nią, że wszystko jest dla mnie całkowicie naturalne. 

– Ja do nich dołączyłam dopiero ze dwa lata temu – zaczęła, jakby tłumacząc się. – W zasadzie tuż przed tą wycieczką do Indii. To był dla mnie najpierw szok, potem niedowierzanie, a teraz dobrze mi z tym. Ale wiem, jakie to może być dziwne dla „normalnych” ludzi. 

– Masz na myśli wasz styl życia? Z kim sypiacie i jak? 

– No na przykład. Tworzycie niesamowitą parę. Widzę, jak on na ciebie patrzy. Nigdy tak nie miałam i jakbym kogoś takiego poznała, to rzuciłabym, to co mam dziś – wyznała. 

– Nie jesteś szczęśliwa? 

– Jestem, ale wiem, że to nie potrwa wiecznie. Można oszukiwać się, że przyszłość nie ma znaczenia, ale wszyscy wiemy, że to nieprawda. Każdy ci to powie, tylko nie jak jesteśmy razem – zaśmiała się. 

Nie patrzyłam na to z tej strony i dopiero wtedy zaczęło układać mi się wszystko w głowie. To, że miałam ułożoną codzienność i było mi w niej dobrze, powodowało, że szukałam dreszczyku nowości i przygody. Oni, żyjący przygodą i emocjami, szukali ostoi i spokoju. I wszyscy trwali na swoich wybranych ścieżkach, bojąc się zmienić kurs, wystraszeni wizją utraty tego co mieliśmy, przeszłymi doświadczeniami czy wychowaniem. 

– Wasz styl życia pokazuje nam – zaczęłam ostrożnie – że, to co my mamy i za co jesteśmy wdzięczni, nie koniecznie jest wszystkim, co można w życiu robić – nie bardzo wiedziałam, gdzie z tym zmierzam. 

Nie odpowiedziała. Skręciłyśmy w prawo wzdłuż drugiego brzegu zatoczki. Nie było na nim plaży, a zejście do wody było bardzo nieprzyjemne, więc nigdy nie wychodziłam tam na ląd. 

– Widziałaś ich przedwczoraj nad jeziorem? – przerwała ciszę i spojrzała na minie. 

Zarumieniłam się. Oczywiście, że widziałam, od dwóch dni nie mogłam przestać o tym myśleć. Chodziłam jak na szpilkach, podniecona, rozkojarzona. 

– Nie powiem im, nie martw się, choć wiem, że im to obojętne. 

– Skąd wiedziałaś? 

– Wczoraj przy obiedzie pogubiłaś się w opowieści. I reagowałaś śmiesznie na wspomnienie lasu i jeziora – kontynuowała, jakbyśmy znały się lata. – A potem zniknęłaś w łazience, w której Paweł musiał cię naprawdę dobrze przelecieć. Wybacz – dodała po pauzie – ale sama powiedziałaś, że ci nie przeszkadza nasz sposób bycia – skwitowała, zerkając na mnie. 

– Nie przeszkadza, tylko się z nim oswajam – zbierałam myśli. – Do tej pory ta strefa była tylko nasza, moja i Pawła, z nikim się nią nie dzieliłam. 

– Z nikim? Nawet z przyjaciółką? – zapytała zaskoczona.

– No dobra, z przyjaciółką tak – przyznałam – ale tylko z jedną i znamy się bardzo długo. 

– Co cię w tym tak podnieciło, że nie mogłaś przy stole wysiedzieć? – Ania wróciła do wydarzeń znad jeziora i poprzedniego wieczora.

– Nieskrępowanie, realizacja pragnień – wyliczałam coraz spokojniej. Jej dystans i traktowanie seksu, jako czegoś naturalnego i ludzkiego zaczynały mi się udzielać. – Jej orgazmy, wytryski chłopaków, podglądanie. Poczucie, że przekraczam jakieś moje bariery – otwierałam się. 

– Magiczne, prawda? – zapytała retorycznie. – Daj znać, jakbyś chciała w czymś pomocy – zaoferowała, choć na razie nie wiedziałam co – bardzo was wszyscy polubiliśmy, jesteśmy wdzięczni za gościnę i jakby dało się jakoś odpłacić… – zawiesiła głos, a jej ręka dotknęła pod wodą mojej. Przypadkiem?

Skręciłyśmy w kierunku plaży. Panowie podawali sobie piłkę jak w grze w siatkówkę, stojąc po kolana w wodzie i co jakiś czas rzucając się bohatersko w toń, ratując nieudane podanie. Kasia siedziała na leżaku, tyłem do nas i wygrzewała się w słońcu. Stąd widziałam tylko czubek głowy i wyciągniętą nogę. 

W miejscu, w którym poprzednio staliśmy i rozmawialiśmy, zaczęłam nogami szukać gruntu. Stanęłam na dnie i nie czekając na Anię ruszyłam na ląd. Zamyślona nad naszą rozmową i ofertą pomocy „w czymś” szłam w kierunku leżaków, odprowadzana wzrokiem chłopaków, którzy na chwilkę przestali grać w piłkę. 

Podeszłam do Kasi. Leżała z przymkniętymi oczami i lekko rozłożonymi nogami. Nie miała na sobie stanika, a jej duże piersi pięknie modelowało światło popołudniowego słońca. 

– Też powinnaś pójść popływać – usłyszałam, jak Ania zwraca się do Kasi. Odwróciłam głowę w jej stronę. Też była topless. Jej piersi nie były tak duże jak moje, czy Kasi, ale schłodzone i ozdobione mieniącą się wodą, wyglądały bardzo apetycznie. W wodzie nie zauważyłam, że była półnaga. Gdy widziałam je przy samochodzie, wydawało mi się, że obie miały staniki bez ramiączek, więc brak sznurków wokół szyi nie wydawał mi się podejrzany. 

– No Ala – teraz Kasia podniosła głowę i patrzyła na mnie – uwalniaj dziewczyny – spojrzała wymownie na mój biust – widać, że same garną się do słońca – parsknęła śmiechem, a Ania do niej dołączyła. 

W czasie pływania trójkąty stanika przesunęły się na bok i cały lewy cycek był odsłonięty. Stałam zakłopotana, nie wiedząc co zrobić: zakrywać się, czy dołączyć do dziewczyn. A co na to Paweł? 

– Co się przejmujesz – Ania odczytała o czym myślę – przecież i tak już widzieli – spojrzała na Zbyszka, Marka i Pawła, którzy ciągle gapili się na nas. 

– Piłka wam odpływa – krzyknęłam w ich kierunku, przełamując wstyd. Złapałam węzeł łączący stanik w całość i jednym ruchem odwiązałam go, pokazując górę w całej okazałości. Rzuciłam nonszalancko skąpy materiał na leżak i usiadłam obok Kasi. 

– Ładne – Kasia pochwaliła mój biust. – I to po wykarmieniu dziecka? – niedowierzała – tylko posmaruj, bo sobie spalisz. 

Ania siadła obok mnie.

– Założę się, że za trzy minuty tutaj przyjdą – powiedziała Ania – takich melonów, to chyba jeszcze nie widzieli. 

– Przegrałaś – zachichotała Kasia spoglądając przez ramię – już idą. Ciekawe, jaki pretekst wymyślą. 

Rzeczywiście, po chwili pojawili się panowie. Przynieśli ze sobą koce i położyli się koło nas. 

– Chcecie pić? – zwrócił się do nas Marek – mamy piwko.

– Nie, dzięki – odparłyśmy zgodnie. 

Przez przymknięte oczy, schowane za ciemnymi okularami, bacznie obserwowałam otoczenie. Kasia i Ania zasłoniły twarze koszulkami, chroniąc się od słońca i leżały niewzruszone. Panowie, nieświadomi, że na nich patrzę, rozłożyli się na przyniesionych kocach i rozmawiali o ostatnim wyjeździe Pawła na rower. Ale ich oczy krążyły. Paweł przeskakiwał wzrokiem z jednych piersi na drugie. Jakby nie mógł się zdecydować. Po chwili porównywania jego wzrok najdłużej zatrzymał się na biuście Ani. Jej piersi różniły się od moich o wiele bardziej niż duży biust Kasi. „Ewidentnie urozmaicenie jest ważniejsze od wielkości” uśmiechnęłam się do niego w myślach.

Za to młodzi gapili się tylko na mnie. Czy to z uwagi na to, że biusty koleżanek opatrzyły im się już? Wolałam myśleć, że moje były po prostu najładniejsze. Zerwał się lekki wiaterek, który przyjemnie schłodził rozgrzane słońcem ciała. Poczułam, jak skóra na piersiach kurczy się, sutki twardnieją, a całe cycki zaczynają celować w niebo. Powiew wiatru miał podobny efekt na walorach moich koleżanek. 

Wszyscy panowie nagle przewrócili się na brzuch i zaczęli poprawiać się na kocu. Nie zdawałam sobie sprawy, że moje ciało może mieć taki efekt, na pewnie dziesięć lat młodszych ode mnie studentach. Obok mnie leżały dwie piękne dziewczyny, z ciałem ewidentnie młodszym od mojego. A oni jednak patrzyli się na mnie i przegrywali walkę z budzącymi się penisami. Za każdym razem, gdy taksowali mnie wzrokiem, moja pewność siebie rosła. Nigdy nie wstydziłam się nagości przed Pawłem, ale niewielu mężczyzn poza nim oglądało moje nagie piersi. A tamtego popołudnia leżałam półnaga pożerana wzrokiem przez dwóch młodych byczków i rosłam. Czułam, że mogę wszystko osiągnąć, jestem silna, świadoma i mam władzę. Postanowiłam się trochę z nimi pobawić. 

Poruszyłam się i otworzyłam szeroko oczy. Widziałam, jak wszyscy uciekli gdzieś wzrokiem. Przeciągnęłam się i spojrzałam przeciągle na leżących na ziemi chłopaków.

– Panowie – zwróciłam się do nich – zaraz wam spodenki rozerwie. 

Nie czekając na reakcję ruszyłam w kierunku wody. Za sobą słyszałam stłumiony śmiech dziewczyn. Liczyłam, że chłopaki patrzą na mnie, jak odchodzę. Specjalnie kręciłam biodrami, zdając sobie sprawę, że wysoko wycięte bikini podkreśla kształt mojego tyłka i wydłuża nogi. Sprawdziłam, czy cipka była szczelnie przykryta delikatnym materiałem majteczek. Cycki to jedno, ale moja budująca się kobieca moc, nie była jeszcze na tyle silna, by pozwolić mi paradować z gołym kroczem. 

Weszłam ostrożnie do strumienia i powoli się zanurzałam. Woda za mną wzburzyła się. To wbiegał Paweł robiąc, jak zwykle, masę szumu i chlapiąc we wszystkich kierunkach. Zawsze śmieszyła mnie ta różnica między nami. Ja wchodziłam do wody powoli, ostrożnie, a on wbiegał do niej jak szalony. 

Szybko dobiegł do mnie i przytulił się. 

– Jesteś niesamowita – szepnął mi do ucha i dał nurka do wody, a za nim wbiegła reszta naszych kompanów. Zbyszek z Markiem wskoczyli z prędkością podobną do Pawła i szybko popłynęli za nim na drugą stronę zatoczki. Dziewczyny biegły za chłopakami, a ich wolne piersi podskakiwały w rytm kroków. Obie, tak jak ja, zwolniły przed wejściem do wody, zanurzyły się ostrożnie i dołączyły do mnie. 

– Ale ich podkręciłaś – powiedziała do mnie Kasia – masz naprawdę zajebiste ciało. Ja też nie mogę się napatrzeć – kontynuowała z podziwem. 

– Dbasz o nie jakoś specjalnie – Ania wskazała na moje cycki – że wyglądają lepiej niż u wszystkich dziewczyn u nas na roku? 

– Mogę dotknąć? – Kasia nie czekała, aż odpowiem Ani. Nie czekała również na pozwolenie i złapała dłonią moją prawą pierś. Zaskoczyła mnie tym. Pierwszy raz kobieta dotykała mojej piersi. Trzymała ją delikatnie, ważyła w dłoni, sprawdzała jędrność i uszczypnęła delikatnie sutek. 

– Ja pierdolę – mruknęła. W tym momencie odzyskałam rezon. Również nie pytając o pozwolenie złapałam Kasię za cycka. Był miękki w dotyku, moje palce zagłębiały się w skórę, a twardy sutek drażnił środek dłoni. 

– I co? – zapytała Kasia, podnosząc na mnie wzrok.

– Nic… chciałam zobaczyć, jak to jest – odpowiedziałam lekko zawstydzona odruchem sprzed chwili. Nie puściłam jednak jej piersi i lekko uniosłam ją do góry, oceniając wagę. 

– Nigdy cycków nie dotykałaś? – zdziwiła się Ania. 

Pokręciłam głową w zaprzeczeniu. Ania złapała mnie za drugą rękę i położyła na swojej piersi. 

– To teraz macałaś już dwa różne – zaśmiała się. 

O ile cycek Kasi nie mieścił mi się w dłoni, to pierś Ani mogłam prawie objąć. Była lżejsza, jędrniejsza z dumnie sterczącą brodawką. Ania, uznała, że skoro ja dotykam jej biustu, to ona może dotknąć mojego. Poczułam, jak obejmuje wolną pierś i powtarza badanie, które przed chwilą wykonała Kasia. 

Znów dziwnie się poczułam. Przekroczyłam kolejną granicę, ale nie było koło mnie Pawła, który by mnie w tym wspierał. Podejrzewałam, że nie miałby nic przeciwko niewinnemu macaniu biustów, ale wolałam nie kontynuować, bez omówienia tej kwestii z ukochanym. Odsunęłam się powoli i puściłam piersi towarzyszek, dając im znać, że zabawa skończona. Zrozumiały i grzecznie zabrały dłonie. 

– Popływajmy chwilę i zwijajmy się – zaproponowałam – zaczynam być głodna, a jeszcze trzeba wrócić do domu i rozpalić grilla. 

Spędziliśmy jeszcze dwadzieścia minut w wodzie, osuszyliśmy się, zebraliśmy rzeczy i zanieśliśmy do samochodu. Czułam wzrok chłopaków błądzący po moim ciele, które okryłam dopiero przed samym opuszczeniem plaży. Bawiłam się nimi i coraz bardziej mi się to podobało. 

W samochodzie nie było miejsca dla nas wszystkich, więc Paweł poprowadził gości na piechotę przez las, a ja samochodem zabrałam wszystkie ich rzeczy. Byłam w domu przed nimi.

Weszłam pod prysznic, by odświeżyć się przed kolacją. Wycierając się przed lustrem patrzyłam na swoje ciało. Wiedziałam, że mogę podobać się mężczyznom, ale zaskoczeniem był fakt, że takie wrażenie zrobiłam na studentach. A jeszcze większą niespodzianką było zainteresowanie ze strony dziewczyn. „Ciekawe, czy tylko cycki je interesowały” rozmyślałam, przyglądając się uważnie nagiemu ciału. Czułam się dobrze, frywolnie i chciałam, żeby mój strój wyrażał samopoczucie. Zdecydowałam się na obcisłe szorty i luźną koszulę, która starała się ukryć fakt, że moje piersi nie były okryte stanikiem. Zastanawiałam się, czy tamten wieczór przyniesie ze sobą kolejne nowości.

 

Ten tekst odnotował 9,732 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.97/10 (40 głosy oddane)

Z tej samej serii

Komentarze (3)

+1
0
Wow! Świetnie napisane opowiadanie, podoba mi się jak dobrze opowiadasz tę historię. Nie mogę się doczekać kolejnej części
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
dzięki! myślę, że uda mi sie wrzucić kolejną część już w tym tygodniu
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czekam z niecierpliwością 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.