Trzy dziewczyny. Martyna (II)
25 stycznia 2024
Trzy dziewczyny
Szacowany czas lektury: 9 min
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o dziewczynach, o mnie i o tym dlaczego ten tekst się tutaj znalazł, przeczytaj pierwszą historię tej serii.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci nie jest przypadkowe a wszystkie wydarzenia opisane w tekście wydarzyły się naprawdę.
Pik-pik
[Jak Ci się podobało?]
[Czemu piszesz?]
[Chciałam się dowiedzieć jak było]
[Powiedziała Ci, że była u mnie?]
[Tak]
[Było fajnie]
[Co Ci zrobiła?]
[Hm? Przyjedź to Ci opowiem, może zrobisz to lepiej]
[Wiesz, że nie mogę…]
[Nie chcesz]
[Chce…]
[To zapraszam]
[Marek...]
Poniedziałek rano. Najgorsza chwila z całego tygodnia. Trzeba wstać, doprowadzić się do chociaż względnej kultury, ogarnąć, wyjść z domu. I po co to komu…?
Poniedziałki zawsze wloką się niemiłosiernie długo. Spływają raporty z poprzedniego tygodnia, trzeba zrobić planowanie na kolejny tydzień. Dużo klikania, dużo tabelek, dużo wszystkiego, co dałoby się zautomatyzować gdyby tylko szefostwo patrzyło szerzej. Ehh… Marek, a kiedy ty byłeś na urlopie ostatnio? No właśnie… Kiedy ja byłem na urlopie? Nie byłem. Od rozwodu nie byłem na urlopie. Tzn, brałem urlop (bo musiałem), ale spędzałem go w domu, sam.
Jest poniedziałek, jeszcze przed śniadaniem a ja wpisuje w firmowy system wolne na piątek i następny poniedziałek, z weekendem 4 dni. Gdzie wyjechać? Zakopane! Trochę daleko, ale ostatni raz byłem tam…. w podstawówce? Szybko obdzwoniłem pensjonaty na miejscu i okazało się że znalezienie wolnej kwatery wcale nie jest łatwe. A jak już jest, to albo cena jest bezsensownie wysoka. No ale po dłuższej chwili znalazłem hotel z jeszcze wolnymi pokojami. Nic nadzwyczajnego, ale planowałem tam w sumie tylko spać i się kąpać. Pozostała tylko jedna kwestia…
- Pokój chce pan jedno czy dwu osobowy?
- Yyyy…. Dwuosobowy…
- Z jednym łóżkiem?
- Tak.
Wziąłem dwuosobowy. Wypadało więc zjawić się tam ‘w dwie osoby’. Dzwonię więc do Martyny, ale nie odbiera. Po chwili dostaję smsa ‘Oddzwonię’. Czekam więc, w międzyczasie sprawdzając co jest ciekawego do zrobienia w Zakopanem w lutym.
Telefon milczy, ja wróciłem do pracy. Po pracy pojechałem na zakupy. Z zakupów wróciłem do domu. W domu zastał mnie wieczór, później noc. Odkładam głowę na poduszkę gdy…
- No hej, oddzwaniam!
- C..co?
- No dzwoniłeś. To oddzwaniam!
- Martyna, dzwoniłem jakieś 12h temu.
- No, ale nie mogłam oddzwonić. Wpaść do Ciebie?
- Eee.. nie. Propozycje miałem.
- Propozycje? Jaką?
- Martyna, jest prawie północ, zadzwonie jutro.
- Ok.
I zasnąłem.
I wstałem.
I codziennie to samo. Budzik, toaleta, garderoba, samochód, praca. O 8.00 dzwoni Martyna.
- Miałeś zadzwonić!
- Ale nikt nie mówił, że rano…. daj mi kawę wypić….
- Ale ja muszę jakoś dzień rozplanować.
- Dzień? W sensie?
- No żeby do Ciebie przyjechać.
- Martyna, czekaj, moment. Wbrew pozorom nie chciałem cię dziś posuwać a pogadać. Chociaż skoro sama proponujesz, to możesz wpaść po południu.
- A możemy się umówić na loda w aucie?
- Ale połkniesz?
- Może…
- Połkniesz czy nie?
- No połknę…
- To przyjade po pracy.
- A o czym chciałeś pogadać?
- Co robisz od piątku do poniedziałku?
- Chyba nic, zajęcia na uczelni mam.
- Wyjeżdżamy w czwartek w nocy, wracamy w poniedziałek w nocy. Spakuj walizkę i wpadnij w czwartek.
- Ale co? Gdzie?
- Resztę opowiem jak będziesz się bawić moją spermą w ustach. Pa!
I rozłączyłem się. Dzień zleciał zdecydowanie szybciej niż poniedziałek. Może to zasługa propozycji jaką złożyła Martyna, może to po prostu już nie był poniedziałek.
Po pracy podjechałem pod kamienicę w której mieszkała Martyna. Dzwonię raz, nie odbiera. Po chwili ponawiam telefon ale znów nie odbiera. Poczekałem dobre 5 minut i zadzwoniłem trzeci raz.
- Stoimy na parkingu.
- My?
- No ja i mój mniejszy przyjaciel. Idziesz?
- Hahahah… chwila i będę.
Po kolejnych kilku minutach Martyna wyszła z klatki ubrana w chyba najkrótszą spódniczkę jaką miała. Dość powiedzieć, że gdy szła na wprost mnie, byłem bez problemu w stanie podać kolor i krój jej bielizny. Do tego mocno wymalowane oczy i usta w kolorze ‘kurewskiej’ czerwieni.
- Ale tu nagrzałeś…. – stwierdziła po wejściu do samochodu.
- Nie chciałem żeby zmarzł.
- Szybko przechodzisz do rzeczy….
- Ja? Przecież to ty już rozpinasz moje spodnie.
- No po to przyjechałeś, nie?
- Przyjechałem przedstawić ci moją propozycję. Loda proponowałaś ty o ile dobrze pamiętam.
- Mhm… – odpowiedziała już z moim penisem w ustach.
Martyna robiła wybitnie dobrego loda. Nie żebym miał jakąś dużą grupę kontrolną ale kiedy brała go do ust wiedziała dokładnie co i jak robić żeby wycisnąć maksimum przyjemności a i żeby cała zabawa nie była ani za krótka ani nie ciągnęła się w nieskończoność. Po kilku minutach kiedy mój organizm był już na skraju ekstazy postanowiłem zrobić jej niespodziankę i nie informować jej o nadchodzącym wytrysku. Cóż, przyjęła go z zaskoczenia ale i z godnością. Nie uroniła ani kropli!
- To co to za propozycja? – zapytała wycierając usta chusteczką.
- Jedziemy do Zakopanego.
- A…ale my? Jak? Czemu?
- Bo dawno nie byłem na urlopie. Jest wtorek, w czwartek w nocy ruszamy żeby być w piątek od rana na miejscu.
- Czy….ja mam coś ze sobą zabierać?
- Weź co chcesz. Jak dla mnie możesz jechać nago.
- Nago..może w samochodzie. Pomyśle. A tak serio?
- No serio. Weź co chcesz. Jak dla mnie to możesz nie brać nic. Na miejscu z pewnością są sklepy. Tylko, że wtedy będziesz skazana na to co ci wybiorę.
- A jak znam facetów, to będę wtedy chodziła po Krupówkach ubrana jak dziwka.
- I przeszkadzałoby Ci to?
- Niby nie…
- No właśnie. To co, widzimy się w czwartek po pracy? Przyjadę po Ciebie.
Martyna się zgodziła. Zresztą, nie bardzo miała wybór. Oczywiście mogła nie jechać, przecież bym jej nie zmusił, ale chciała też zarobić.
Zgodnie z ustaleniami w czwartek przyjechałem po Czarną. Wyszła z niewielkim plecakiem, więc założyłem, że pogodziła się z wyglądem taniej dziwki. Chwilę później byliśmy już w drodze.
- Czarna, a co ty ze sobą wzięłaś?
- Poza kosmetyczką? Nic.
- Mhm… Czyli jednak zakupy?
- Sam proponowałeś!
- Pamiętam. To w czym chcesz jechać?
- Zakładam, że masz jakiś plan na mnie.
- Oh, oczywiście, że mam. Jedziemy do galerii…
W galerii poza szybkim żarciem zrobiliśmy też szybkie zakupy. Do kompletu mógłby jeszcze wpaść szybki numerek, ale niestety…. Nie tym razem.
Czarna była zdecydowanie łatwiejsza w obsłudze niż Justyna. Jak pokazałem jej szpilki, to bez słowa poszukała swojego rozmiaru, przymierzyła i tyle. Analogicznie było ze spódniczką i resztą garderoby. Ostatecznie Czarna wyszła z nowymi szpilkami, pończochami, spódniczkami, koszulkami i obiecała zrobić mi loda w zamian za komplet bielizny, więc nie śmiałem się nie zgodzić. Ktoś mi zaraz zarzuci, że to taki sam zestaw jak dla Justyny ale co ja poradzę, że taki zestaw właśnie lubię? W lato pomyślę nad innym ;)
W domu czekało mnie jeszcze dopakowanie paru drobiazgów, Czarna, jako że nie bardzo miała co pakować zajęła się przymierzaniem swoich nowych szmatek i szykowaniem nam kolacji. Na sen także pozwoliliśmy sobie szybciej niż zwykle. Z Poznania do Zakopanego jest 7 godzin jazdy, jedna albo dwie przerwy, na 12.00 planowany przyjazd. Brzmi obiecująco.
Budzik zadzwonił o 3.00. Wyjątkowo nieludzka godzina. Przez myśl przemknęło mi czy może nie olać tego wyjazdu i nie zostać w domu. Tutaj tak przyjemnie, cieplutko…
Nie, trzeba wstawać. Nie wiadomo kiedy pojawi się kolejna okazja więc trzeba korzystać póki się da. Czarna też ledwo zwlekła się z łóżka. Pół godziny później, ubrana jak typowa przydrożna tirówka była już gotowa do wyjazdu. Nawet zdążyła zrobić sobie odpowiedni makijaż.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy we Wrocławiu. Martyna większość tego odcinka przespała i na stacji na której się zatrzymaliśmy wyglądała jak po dobrej imprezie, zaspana z nieco rozmazanym tuszem. Na szczęście kawa nieco ją obudziła więc druga część drogi minęła nam szybciej i przyjemniej. Drugi przystanek zrobiliśmy pod Krakowem. Znów stacja benzynowa z doklejonym parkingiem dla tirów.
- Ej Czarna, chcesz spłacić dług za ten komplet? – zapytałem bezpośrednio przy ekspresie do kawy.
- Tutaj? – nie wydawała się zaskoczona
- No… na parkingu.
- Jeśli chcesz….
- Chcę. I chcę żebyś ty była na kolanach przed samochodem.
- Robisz ze mnie dziwkę….
- Ubrałaś się jak dziwka, pomalowałaś jak dziwka. Kasę też bierzesz jak dziwka.
- Mhm. Z tego wynika że jestem dziwką?
- Nie, ale zachowujesz się jak dziwka.
- Czyli… mogę się zachowywac jak dziwka ale nie być dziwką?
- A możesz zamiast roztrząsać tą filozoficzną kwestię zająć się tym, co robisz najlepiej?
- Czyli robieniem laski?
- Tak. I niezłą prezencją.
- Ty po prostu chcesz się pochwalić najlepszą dziwką na parkingu?
- Nie zaprzeczę…
- Oh, Marek…
Czarna wzięła swoją kawę i przewracając oczami wyciągnęła mnie z budynku stacji. O 9.00 rano na parkingu nieopodal lotniska było całkiem sporo ludzi. Czarna chyba trochę się speszyła, dostała rumieńców na twarzy ale muszę przyznać, że bardzo się starała żeby nie było tego widać. Wzięła łyk kawy i nie odkładając kubka klęknęła przede mną. Jej głowa rytmicznie pracowała pomiędzy moimi udami, kubek z kawą rytmicznie chlupotał w jej dłoni co chwilę polewając palce kroplą ciepłego płynu. Mocno wypięty tyłek eksponował wszystko czego krótka spódniczka nie dała rady zakryć. Niewielkie piersi pozbawione stanika stanika delikatnie falowały pod koszulką, drażniąc jej sutki fakturą materiału.
Z pewnością, dla obserwatora z zewnątrz był to wspaniały spektakl. Obserwatora, który rzecz jasna się pojawił. Wyglądał jak stereotypowy kierowca TIRa, stał niedaleko z papierosem. I obserwował. Czarna nie wiedziała o jego istnieniu, mi jego wzrok nie przeszkadzał. Ale każdy spektakl kiedyś się kończy i ten także nieuchronnie zbliżał się do finału. Finału w ustach Martyny rzecz jasna, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo jak się okazało, ona miała inny plan. Jaki? Bardzo prosty, chciała kawę z mlekiem, a kupiła bez mleka. Kiedy minąłem już ‘punkt bez odwrotu’ cały mój wytrysk został skierowany wprost do kubka z kawą, ostatnią kroplę spermy zlizała patrząc mi prosto w oczy.
- Kolana mnie bolą… – zaczęła marudzić po wykonanej pracy
- Odwróć się, to zaboli cię coś jeszcze. – wzrokiem wskazałem obserwatora, który w tej chwili kierował swoje kroki w naszą stronę
- O kurwa… – szepnęła – czy on…
- Tak, cały czas patrzył. – powiedziałem zapinając spodnie – wsiadaj do auta…
Niestety, zdrętwiałe nogi i wysokie obcasy nie pozwalają na zbyt szybkie przemieszczanie się. Obserwator zdążył podejść.
- Ej, Młoda, mi też tak zrobisz? – krzyknął z lubieżnym uśmiechem.
- Nie, nie zrobi… – tylko tyle zdążyłem z siebie wydobyć bo Czarna znów przejęła inicjatywę.
- Tobie? Jak ty wgl wyglądasz? Myślisz, że takie zabawy są dostępne dla każdego? – wzięła łyk kawy. – Mylisz się. A poza tym, nie stać cię na mnie…
Gość przez chwilę zaniemówił co Czarna wykorzystała żeby wskoczyć do samochodu. Od razu odjechaliśmy. Chwilę później, wybuchnęliśmy śmiechem i w takiej radosnej atmosferze upłynęła nam ostatnia część podróży. Szczerze mówiąc, myślałem że Martyna wyrzuci tą kawę, jednak wypiła ją do ostatniej kropli. Cóż, grzeczne dziewczynki połykają.
Dojechaliśmy. Meldunek w hotelu, kilka ‘dziwnych’ spojrzeń na Martynę i jesteśmy w pokoju. W pokoiku dokładnie. Poza dwuosobowym łóżkiem i niewielkim biurkiem z TV nic już się nie zmieściło. Oczywiście biurko w moment zostało zajęte przez zawartość kosmetyczki (dziewczyny, czy wy macie dno w tych kosmetyczkach…?), drobne rozpakowanie i po nieprzespanej nocy poszliśmy do łóżka. Spać. Tym razem tylko spać.