Trzy dziewczyny. Martyna (III)
22 kwietnia 2024
Trzy dziewczyny
Szacowany czas lektury: 5 min
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o dziewczynach, o mnie i o tym dlaczego ten tekst się tutaj znalazł, przeczytaj pierwszą historię tej serii.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci nie jest przypadkowe a wszystkie wydarzenia opisane w tekście wydarzyły się naprawdę.
Hotelowe łóżka to przedmioty największych paradoksów. Niby niewygodne, ale jak już się na nich kładziesz, to od razu zasypiasz. Niby zawsze za małe, ale jak potrzeba, to na jednym i 3 osoby się wyśpią. Kołdra zawsze za cienka, ale w nocy i tak będzie za gorąco. No i mniej więcej tak było i tym razem. Po przyjeździe i bezładnym rozrzuceniu rzeczy po pokoju nazwanym przeze mnie szybkim rozpakowaniem wpadłem w objęcia Morfeusza. Chwilę później do Morfeusza dołączyła też Martyna i tak w trójkę w dobrych nastrojach spędziliśmy noc.
Nie ustawiałem budzika, bo kto normalny ustawia budzik na urlopie? A tym razem, chybaby się przydał, bo wstałem o… No było już za późno, żeby zejść na śniadanie. Martyna oczywiście nie wpadała na pomysł, żeby mnie obudzić, ale to wcale nie przeszkadzało jej pójść na śniadanie samej.
– Jak już byłaś na dole, mogłaś, chociaż przynieść mi kanapkę…
– O, nie śpisz? Banana przyniosłam, możesz wziąć.
– Banana to ty zaraz będziesz miała wiesz, gdzie, za to, że mnie nie obudziłaś na śniadanie…
– Mówiłeś, że nie lubisz hotelowych śniadań. I w sumie ciesz się, że tam nie byłeś, bo było ohydne.
No i miała racje. Nie lubiłem hotelowych śniadań, nie lubiłem hotelowych obiadów. Nie lubiłem hotelowej kuchni w ogóle, jednak zazwyczaj, zanim ogarnąłem, gdzie jestem i gdzie jest dobre jedzenie w okolicy to jedno śniadanie trzeba było jakoś przeżyć. Ale jest już 12.00 więc spokojnie możemy wyjść na lunch. Zebraliśmy się i wyszliśmy, i nie będę was zanudzał Drodzy Czytelnicy opisem szlajania się po Krupówkach w marcu, bo ani nic szczególnego się nie wydarzyło, ani nic szczególnego nie ma tam do oglądania o tej porze roku. Ostatecznie wylądowaliśmy w jakiejś góralskiej knajpie, zamówiliśmy ‘lokalne’ potrawy które przyznam były całkiem smaczne i zaczęliśmy planować jak spędzić najbliższe 3,5 dnia.
– Morskie Oko?
– Dupa mi odmarznie.
– Giewont?
– Nie.
– Gubałówka?
– Ale kolejką?
– No może być kolejką…
– To tak.
– Jakieś inne propozycje?
– Hmm… Jakieś górskie Spa?
Spa… Szybki rzut oka w to, co proponuje Google i mamy. Piwne Spa. No mi się podoba, Martyna też nie ma nic przeciwko, więc tak chyba będzie wyglądało nasze dzisiejsze popołudnie. Po lunchu poszliśmy na spacer i okrężną drogą trafiliśmy do hotelu. Dziś moja partnerka nie wzbudzała już takiego zainteresowania u obsługi, ale prawdopodobnie tylko dlatego, że było po prostu normalnie ubrana. Szybki prysznic i idziemy na piwo. To znaczy do Spa.
Akt 1. Sauna i masaż.
A dokładnie to najpierw sauna, w której byliśmy tylko my, więc bez skrępowania mogliśmy całkiem nago delektować się wspólnie gorącą parą, a ja dodatkowo delektowałem się delikatną dłonią Martyny, która rozpoczęła masaż wcześniej, niż było to w oficjalnym programie. Później także ona miała okazję na nieoficjalny masaż jednej z najbardziej wydepilowanych części swojego ciała.
Kolejny krok to masaż, tym razem jak najbardziej oficjalny. Wykonywany przez dwie panie fizjoterapeutki, przy którym o mało nie zasnąłem. Serio, był bardzo przyjemny.
Akt 2. Piwna kąpiel.
Kąpiel poprzedzona była kolejnym wejściem do sauny. Scenariusz niemal taki sam, jednak teraz, kiedy nabraliśmy pewności, że w tej chwili jesteśmy tu sami Martyna postanowiła saunować w pozycji klęczącej.
A potem przyszedł czas na kąpiel. W dużej dwuosobowej wannie przygotowano nam gorącą wodę z olejkami, gdzie mogliśmy zaznać pełnego odprężenia. Szczerze? To było naprawdę romantyczne doświadczenie, dopóki Martyna się nie upiła. Bo chyba nie napisałem, ale w pakiecie z kąpielą dostępne były nielimitowane ilości piwa i wina, ja wybrałem zimne piwo, Martyna wybrała wino, a rozgrzane po saunowaniu ciało zdecydowanie szybciej przyjmowało alkohol. No i już po drugim kieliszku hamulce zaczęły puszczać, a jej tyłek niebezpiecznie zbliżał się do mojego sztywnego przyjaciela. Czemu sztywnego? Bo moja współurlopowiczka zaczęła zmysłowo bawić się piersiami, zarzucać mi nogi na ramiona (i nachlapała mi do piwa) a także robić wszystko, co się dało, żeby już po chwili nabić się w tej wannie na mojego penisa i z winem w ręku, po kilku ruchach, wydać z siebie przeciągły jęk orgazmu. Kto z nas panowie nie marzył o seksie w kąpieli piwnej? Cóż, mi się poszczęściło.
Po tym miłym, jednostronnym finale przyszedł czas, aby opuścić wannę i zaznać odpoczynku na przygotowanym sienniku. Martyna, wychodząc z wanny wywinęła spektakularnego orła i śmiejąc się z siebie do rozpuku na czworaka weszła na łózko. Chyba mi też alkohol poluzował hamulce, bo położyłem się za nią i mocno chwytając za pośladek dałem do zrozumienia, czego teraz oczekuje. W odpowiedzi wygięła plecy w nieco większy łuk dokładnie, wiedząc co za chwilę się wydarzy. Nie pomyliła się, chociaż moje plany były nieco inne, niż jej i mając przed sobą obie dziurki zdecydowałem, że zaatakuję tę ‘drugą’.
– Maaarek…
– Hm?
– Nie w tyłek…
– Czemu? – główka penisa była już w środku i z każdą sekundą była coraz głębiej.
– Bo… bo….
– Bo?
– Marek, pchaj….
Nie musiała powtarzać. Dopchnąłem biodra do końca, a potem wyjąłem i dopchnąłem jeszcze raz. I kolejny, i kolejny… Podciągnęła kolana, pozwalając mi na jeszcze głębszą penetrację, z czego skorzystałem od razu. Pod wpływem kolejnych pchnięć odchyliła w tył głowę, a nasze usta spotkały się w pocałunku. Widziałem i czułem, że zbliżamy się do końca. Zatkałem jej usta dłonią, drugą z biodra przełożyłem na szyję i mocno trzymając brutalnie wykonałem jeszcze kilka pchnięć. To musiał być silny orgazm, czułem jak jej tyłek zaciska się na tryskającym spermą przyrodzeniu. Czułej, jak obejmuje go mocno, jakby nie chciał wypuścić żadnej kropli białego płynu, który kolejnymi falami wlewał się do środka. Aż w końcu ten taniec ciał ucichł i zastygliśmy w bezruchu. I wszystko zaczęło wracać do normy, oddechy spowalniały tak jak i bicie serca, krew odpłynęła tam, gdzie powinna. Usiadłem na tym sienniku, patrząc, jak po pośladku Martyny spływa kropla nasienia zmieszanego z sokami jej mokrej cipki i resztkami piwnej kąpieli. Po chwili ona też wstała i w milczeniu poszliśmy pod prysznic. Tam nasze usta znów się spotkały. Ubieraliśmy się także w milczeniu. Dopiero w taksówce zapytała, czy mamy plany na jutro. Rozmowie przysłuchiwał się kierowca, który zasugerował nam wyjazd na Słowację.
Kolacji hotelowych też nie lubiłem, ale tym razem uległem, bo nie miałem już ochoty na wychodzenie z domu ani na zamawianie jedzenia. Martyna wcale nie miała ochoty na kolacje, więc poszedłem sam. Po powrocie spodziewałem się zastać ją śpiącą albo prawie śpiącą i nie pomyliłem się. Dołączyłem więc do niej i dzień dobiegł końca.