Trzy dziewczyny. Justyna (V)
26 sierpnia 2021
Trzy dziewczyny
Szacowany czas lektury: 15 min
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o dziewczynach, o mnie i o tym dlaczego ten tekst się tutaj znalazł, przeczytaj pierwszą historię tej serii.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci nie jest przypadkowe a wszystkie wydarzenia opisane w tekście wydarzyły się naprawdę.
Środa, 17.10.2018, 17:00
Pik- pik
Z popołudniowej drzemki wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Jak ważne, to zadzwoni… - pomyślałem. Z nikim nie byłem umówiony na ten dzień więc założyłem, że to jakiś spam.
Pik- pik
Druga wiadomość w ciągu 2 minut to chyba jednak nie spam. Powoli, leniwie wręcz sięgnąłem po telefon leżący nieopodal. Obie wiadomości były od… Justyny.
Pierwsza, to zdjęcie. Zdjęcie Justyny rzecz jasna. W czarno- czerwonej sukience z głębokim dekoltem. Włosy upięte, makijaż mocny, ciemny. Zalotnie patrzy w obiektyw.
[Nie skomentujesz nawet?]
Jak człowiek zaspany, to i fakty wolniej kojarzy…
[A co to za okazja?]
[No Gala Sportu…]
[To dziś?]
[A ty nieprzytomny jesteś?]
[Sorki, spałem…]
[Justyna przesyła zdjęcie]
[To się obudź!]
Na tym zdjęciu była już cała Justyna. Od góry, do dołu. Lekko podciągnięta sukienka odsłaniała koronkę pończoch. Całość zwieńczyły czarne szpilki.
[Nieźle! Tak idziesz?]
[Sam mi to kupiłeś, pamiętasz?]
[Pamiętam, ale makijaż i włosy to już twoje dodatki…]
[Znowu jesteś zazdrosny?]
[A w życiu. Dobrej zabawy życzę!]
I nastała cisza. Cóż, sam jej taki zestaw skompletowałem i teraz będę tu siedział wkurwiony i zazdrosny. Tym bardziej, że impreza zaczyna się dopiero po 20.00 a ona wychodzi już.
[Ej Justyna, a ty nie za wcześnie wychodzisz?]
[Idę jeszcze z dziewczynami na piwo Tatuśku. Nie martw się, wrócę cała!]
Tatuśku? Aż tak staro wyglądam..?
Justyna już nie pisała, ja też nie chciałem się jej naprzykrzać. Zająłem się czymś w domu, odpaliłem serial, pograłem na konsoli. Ale i tak myśl, że ona jest tam nie dawała mi spokoju.
Ale w zasadzie czemu? Nic mnie z nią przecież nie łączyło. No poza seksem za pieniądze. Mimo to, kiedy ona gdzieś wychodziła, we mnie aż kipiało. Tak samo było na bankiecie firmowym. Dopóki mam ją na oku, problem nie istnieje. Czyżbym się…zakochał? Nie. Chyba niemożliwe.
Wytrzymałem do 23.00. Wsiadłem w auto i podjechałem pod klub.
Jak to było? "Spotkania nie można odmówić"? No więc postanowiłem sprawdzić to w praktyce…
Zaparkowałem auto, wziąłem głęboki oddech i wybrałem numer.
- Co tam? - odezwał się wesoły głos.
- Jesteś w klubie?
- Tak, a co?
- Możesz wyjść na chwilę?
- Ale…po co? Jesteś tu?
- Jestem, wyjdziesz?
- No ale po co?
- Wyjdziesz?
- Wyjde, wyjde… - odpowiedziała niechętnie.
Chwilę później widziałem już jak wychodzi przed budynek i szuka mnie wzrokiem. Nie widzi. Wyciąga telefon.
- Gdzie jesteś?
- Idź w górę, w stronę Placu.
- Ty mnie widzisz?
- Widzę.
- Przyjechałeś popatrzeć?
- Może. A może nie tylko…
- Tak myślałam…
W końcu mnie znalazła. Stanęła przede mną, ręce skrzyżowała na piersiach.
- No jestem.
- Martwiłem się.
- O mnie? Czy o siebie?
- Obie odpowiedzi są prawidłowe.
- Marek, nie żartuj. Przecież ja wiem po co przyjechałeś.
- Tak?
- Tak, gdzie stoisz?
- Bezpośrednia jesteś.
- Marek, ja naprawdę chciałabym tam jeszcze wrócić.
Położyłem dłoń na jej biodrze. No dobra, może nieco niżej. W każdym razie po kilku krokach byliśmy już w samochodzie. Justyna postanowiła nie czekać na mnie i od razu, jak tylko usiadłem, zaczęła dobierać się do mojego rozporka.
- Naprawde jesteś bezpośrednia…
- Naprawdę chciałabym tam wrócić.
- Wrócisz nie martw się.
Rozpięła spodnie i wzięła go w dłoń i zaczęła wykonywać powolne ruchy w górę i w dół.
- Marek, po co przyjechałeś? Ale tak naprawdę.
- Po lodzika.
- Akurat… - pochyliła się, żeby wziąć go do ust. Ale po kilku ruchach wyprostowała się.
- Więc po co?
- Justa, kontynuuj proszę.
- To JA ustalam przebieg spotkania. Nieprawdaż?
Tego nie przewidziałem.
- No t...tak.
- Więc?
- Przyjechałem sprawdzić, czy wszystko jest ok.
- Mogłeś zadzwonić i zapytać. - znów zanurkowała, żeby chwilkę possać.
- Justa. Możesz nie przestawać?
- Nie, nie mogę dopóki nie powiesz mi co tu jest grane.
- Siedziałem w domu, nudziło mi się, pomyślałem, że wpadnę.
- Oj Marek… - znów zanurkowała tylko na chwilkę.
- Masz ostatnią szansę. Albo mówisz albo wysiadam.
- Justa…
- Mów!
- Justyna…
- No mów!
- Ale…
W tym momencie Justyna wypuściła go z ręki i złapała za klamkę auta.
- Dobra, dobra…
- A jednak?
- A jednak… A jednak jestem zazdrosny.
- O mnie?
- Nie, o moją byłą żonę. No o Ciebie przecież… Nie śmiej się!
- Hahahaha… Maruś, a czemu?
- Nie wiem. Mogłabyś kontynuować proszę?
Justyna znów wzięła go w dłoń.
- Boisz się, że mogę komuś zrobić tak? - pochyliła się i wzięła go do ust, najgłębiej jak dała radę.
- T...tak…
- A może boisz się, że będę komuś robiła tak? - zaczęła szybką zabawę ręką.
- Tak też…
- A może tak? - tym razem znów wzięła do ust i zaczęła szybko ruszać głową.
Mimowolnie położyłem jej dłoń na głowie
- O nie, nie, nie Mareczku. Nie tak szybko. - nagle wyprostowała się.
- Podobno się spieszyłaś.
- Jak będę chciała dojdziesz w 30 sekund. Ale najpierw powiesz mi czemu jesteś zazdrosny.
- Justa, proszę, pogadamy o tym potem?
- Nie, pogadamy o tym teraz, skoro z tej zazdrości aż przyjechałeś tutaj.
- Ja…ja nie wiem. Po prostu. Jestem zazdrosny i tyle. Nie radzę sobie z myślą, że ktoś inny może Cię mieć…
- Zakochałes się?
- Nie… Nie wiem.
Było ciemno. Justyna trzymała go w dłoni jednak to wyznanie, ta niepewność w moim głosie spowodowała że Justyna całkowicie zamarła. Na ułamek sekundy, ale jednak. Nic już nie powiedziała. Patrzyła mi w oczy i przyśpieszyła zabawę. Kiedy mój wytrysk nieubłagalnie się zbliżał popchnąłem jej głowę w odpowiednie miejsce. Justyna doskonale znała już ten ruch, pochyliła się z szeroko otwartymi ustami tak, żeby przyjąć cały ładunek do środka.
Kiedy ja byłem zajęty wpompowywaniem kolejnych fal nasienia w jej usta a ona przełykaniem tychże fal ktoś zapukał w szybę auta. Justyna nie podniosła głowy, wręcz schowała ją jeszcze głębiej. Na szczęście nikt się nie zatrzymał. Po prostu stuknął i poszedł dalej. Ale pewnie część akcji widział.
Justyna się wyprostowała. Oblizała usta z resztek tego, czego nie udało się złapać od razu. Patrzyła jak ja zapinam spodnie.
- Mogę już iść? - zapytała.
- Poczekaj… - wyciągnąłem portfel - masz 500 zł. Za tego loda.
- Za loda 400, stówka za co? - zapytała tonem rasowej dziwki.
- Za twoje majtki.
- Marek, no przecież ja na impreze ide.
- W Monachium sama mi je przyniosłaś..
- Ale…No tam wyjechaliśmy…
- Zdejmiesz je i podasz mi je w zębach.
Znów popatrzyła mi w oczy. Podwineła sukienkę i zaczęła zsuwać czarne stringi. Chwilkę jej to zajęło, bo musiała jeszcze rozpiąć pas do pończoch, ale w końcu podała mi je.
- Miało być w zębach.
- Marek… bierz i ja uciekam. Pomyślimy, może następnym razem.
- Mhm… trzymam za słowo!
Justyna wysiadła. Słyszałem stukot obcasów aż zaszła za róg. Posiedziałem chwilę i pojechałem. W domu byłem przed 1.00, kierunek łóżko. Jutro do pracy.
4.30. Dzwoni telefon
Tak samo zaspany jak poprzednio ustaliłem tylko, że to obcy numer. Odebrać? Nie odbierać?
Odebrałem
- Taaaak?
- Ja przepraszam, że budzę ale…
- Hmm…?
- Pan Marek?
- Tak, a kto mówi?
- Agata. Koleżanka Justyny, Pan z moim tatą pracuje. Justyna prosiła żeby do Pana zadzwonić bo…
- Bo? Co się stało?
- No… ona już nie jest w stanie sama wrócić do domu.
- Ale co się stało?
- Chyba za dużo wypiła.
- Przyjadę, gdzie jesteście?
- Na Rynku. Niech Pan do mnie dzwoni jak będzie Pan na miejscu.
Co zrobić. Zebrałem się wsiadłem w auto i pojechałem. O 5.00 byłem już na miejscu. Nie musiałem dzwonić, znalazłem je bez trudu, siedziały pod fontanną.
Obraz nędzy i rozpaczy. Żadna z dziewięciu dziewczyn nie była w stanie stać na obcasach. Większość nie była w stanie stać także bez obcasów. Justyna i dwie inne dziewczyny były całkowicie bez kontaktu. Dobrze, że chociaż Agata była w miarę kontaktująca. Aczkolwiek ona też była w grupie tych, co już nie były w stanie stać.
- Agata, ty wiesz gdzie one mieszkają? - wskazałem na leżące nieopodal zwłoki.
- Chyba tak, miałam gdzieś tu zapisane adresy… - wyciągnęła telefon który ze 3 razy jej wypadł zanim go odblokowała.
- Ktoś po Ciebie przyjedzie?
- Nie, nie dzwoniłam jeszcze do taty.
- Dobra, to ja was zabiorę.
Zaniosłem dziewczyny do samochodu. Żebyście wiedzieli jak ciężko jest ułożyć taką nieprzytomną dziewczynę w samochodzie. Masakra. Agata sama doszła do auta, wspierała się tylko o moje ramię. Najpierw odwiozłem dwie, nieznajome dziewczyny. Spotkanie z ich chłopakami było co najmniej dziwne. Potem Agata, tutaj drzwi otworzył Sławek którego przy okazji poinformowałem, że nie dotrę dziś do pracy. Justynę zabrałem do siebie. Nie obudziła się praktycznie przez całą drogę. Przełożyłem ją do łóżka. Dylemat, rozebrać ją z tej ciasnej sukienki, czy zostawić tak? Zdecydowałem, że ją po prostu rozepnę. Przykryłem kołderką i sam wróciłem do swojego łóżka.
Obudziły mnie powolne kroki na piętro. Cóż. Drewniane schody skrzypią… Szczęk klamki i drzwi powoli się otwierają. Wchodzi Ona. Nasza Dama. Bez sukienki, ale za to w pończochach. Podartych pończochach.
- O, widzę że ktoś wstał przede mną! - wykrzyknąłem radośnie na jej widok
- Boże Marek, nie krzycz błagam…
- Czemu?
- Już ty wiesz czemu. Mogę? - wskazała głową na łóżko.
- Od kiedy się pytasz czy możesz mi wejść do łóżka?
- Cicho… - wślizgneła się pod kołdrę i przytuliła.
- Opowiesz jak było?
- Umieram…
- Masz kaca, nie umierasz. Opowiesz?
- Nie obciągałam nikomu.
- Pytam ogólnie…
- Marek, prześpię się i pogadamy okej?
I zasneła. W międzyczasie wstałem, pojechałem na zakupy, ugotowałem rosół. Tak, rosół to absolutnie jedyna zupa którą potrafię ugotować. Justyna z łóżka zwlekła się gruuubo po 14.
I przyznam, jest w tym coś pieknego. Już kiedyś to pisałem, ale cholernie podoba mi się widok takiej sponiewieranej małej istotki. Ze schodów zeszła tak, jak na nie weszła, w podartych pończochach. Jej majtki miałem ja, stanika nie miała wcale a sukienka została na dole. Włosy rozczochrane, makijaż to tylko wspomnienie. To jednak wcale nie przeszkadzało jej najpierw dać mi buziaka a potem przetoczyć się na kanapę. I położyć.
- Marek… jak ja się tu znalazłam?
- Przywiozłem Cię.
- Domyśliłam się… ale skąd ty…
- Skąd wiedziałem? Agata zadzwoniła. Podobno ty jej kazałaś zadzwonić do mnie.
- Mhm… A Agata?
- Ją też odwiozłem. I jakieś dwie koleżanki, w stanie takim samym jak twój. Chodź do stołu, ciepły rosół jest.
- Rosół…?
- Tak, ugotowałem jak spałaś.
Powoli, niezgrabnie usiadła przy stole i łyżka za łyżką jadła.
- Nie chcesz się ubrać? - zapytałem.
- Przeszkadza Ci?
- Nie.
- To nie chce.
Justyna powoli dochodziła do siebie. Większość czasu spędzała oczywiście w pozycji leżącej i pod kocykiem, ale od czasu do czasu musiała wstać i przejść przez salon. A ja mogłem popatrzeć na jej zgrabne ciało.
- Marek…
- Hm?
- Bo ja sporo myślałam o tym…
- O czym?
- O tym co powiedziałeś w samochodzie…
- No akurat nie miałaś za dużo czasu na myślenie, nie?
- Czy ty się naprawdę we mnie zakochałeś?
- Nie wiem. Czemu pytasz?
- Chciałabym wiedzieć
- Czemu?
- Po prostu.
- Nie wiem Justa. Nie chcę…boję się o tym myśleć.
- Boisz się zakochać?
- Boję się straty.
Justyna znów patrzyła na mnie tym wzrokiem. Tym pożądliwym wzrokiem.
Została na cały dzień. Wieczorem, w sumie późnym wieczorem, zapytała czy mógłbym ją podrzucić do domu. Oczywiście zgodziłem się. Justyna zdjęła strzępki pończoch jakie jej zostały, wzięła kąpiel i w ręczniku poszła na górę się ogarnąć.
- Mareeeeek! Możesz podejść?
Jak woła, to idę.
Siedziała na łóżku. Noga zarzucona na nogę, pierś wysunięta do przodu. Mokre włosy.
- Podobam Ci się?
- Podobasz. No przecież wiesz…
- A chciałbyś…?
- Co bym chciał?
- Hm… - zdjęła nogę z nogi i zaczęła je lekko rozchylać - no nie wiem… może mnie przelecieć?
- Zawsze chce
- No to… - opadła na łóżko szeroko rozkładając nogi - nie każ mi czekać.
- A ty co taka chętna? - zapytałem podchodząc do niej jednocześnie zdejmując spodnie.
- Bzykaj, nie marudź…
Nie kłóciłem się. Wziąłem go w dłoń, ustawiłem w odpowiednim miejscu i powoli wepchnąłem aż do końca. Justyna jęknęła przeciągle. Kolejne ruchy były już coraz szybsze i szybsze. W pokoju słychać było tylko ciche pomruki i charakterystyczny odgłos kląskania ciała o ciało. Położyłem sobie jej nogi na swoich barkach żeby móc wchodzić w nią jeszcze głębiej. Lubiła to, lubiła głęboką penetrację. Ręce podsunęła sobie pod głowę i potulnie odbierała przyjemność jaką dawała jej ta pozycja. Zamknęła oczy, palce wplotła we włosy. Widziałem zbliżający się orgazm, więc trzeba było przerwać tę zabawę. Wyszedłem z niej i łapiąc za nogi obróciłem na brzuch. Leżała na skraju łóżka więc teraz, z opuszczonymi nogami, była perfekcyjnie wypięta. Ustawiłem się za nią i znów powoli wepchnąłem jej penisa mocno aż do samych jąder.
- Marek…
- Hm?
- Daj mi klapsa…
Nie musiała mi powtarzać. Solidny klaps wylądował na jej tyłku. A potem drugi, trzeci, piąty… Przy każdym razie Justyna syczała głośniej, ale jednocześnie prosiła o kolejny. W końcu złapałem ją za mokre włosy i pociągnąłem do siebie. Odchyliła głowę razem z orgazmem. Dość silnym orgazmem. Czułem jak jej ciało zadrżało, jak jej mokra cipka pulsowała na moim penisie. Puściłem włosy, dałem jej złapać oddech, złapałem za pośladki i już po chwili kontynuowałem penetrację. Justyna przestała już hamować swój głos, nasz seks brzmiał jak scena z dobrego pornosa. To już nie było ciche pojękiwanie, to było dziwkarskie głośne jęczenie. Kochaliśmy się tak naprawdę długo, była to całkiem przyjemna i wygodna pozycja. Tyłek został obdarowany jeszcze kilkoma solidnymi klapsami. Justyna chyba zbliżała się do kolejnego orgazmu bo zaczęła lekko dopychać tyłek do mnie. Nie zamierzałem jej przerywać tym bardziej, że ja też byłem już całkiem blisko. Doszliśmy wspólnie. Ona tak samo jak wcześniej zaczęła drżeć i pulsować, ja zaś cały ładunek spermy zbierany przez cały dzień patrząc na jej ciało, oddałem wprost do jej cipki. To był pierwszy raz kiedy skończyłem w niej. Wyciągnąłem go a ona momentalnie obróciła się i usiadła zmęczona na podłodze patrząc na jeszcze stojącego penisa przed swoją twarzą. Nie myśląc wiele zbliżyłem się i zacząłem wpychać jej go do ust. Stojąc przed nią złapałem rękoma za głowę i bezczelnie zacząłem posuwać jej usta. Justyna nie reagowała. Utrzymywała kontakt wzrokowy i grzecznie poddawała się tej aktywności. Wiadomo było, że już nie dojdę. A przynajmniej nie tak szybko. Justynie nie przeszkadzało to jednak zlizać wszystkiego co znajdowało się na moim penisie. Kiedy penis zaczął już wiotczeć wstała i przyciągnęła moje usta zatapiając je w namiętnym pocałunku. Wciąż smakowała spermą i cipką.
Usiadła na łóżku z szeroko rozchylonymi nogami. Kropla spermy spłynęła na prześcieradło.
- Skończyłeś we mnie… - powiedziała patrząc jak ta kropla wsiąka.
- No…tak.
- To było…
- Jakie?
- Inne…przyjemne.
- Uważaj, bo jeszcze to polubisz.
- Na razie się rozmarzyłam. - powiedziała opadając na łóżko.
- Czemu?
- Nie sądziłam, że cokolwiek poczuje.
Zebrałem swoje ubrania rozrzucone w międzyczasie. Justyna leżała tak przede mną i jeszcze delikatnie masowała palcami swoją łechtaczkę. Co chwilę wkładała palce do ust i znów masowała.
- Mareeek… mogę zostać jeszcze na noc?
- Jasne, rano Cię podrzucę
- Mhm…
Przeszła na poduszkę, nakryła się kołdrą i widziałem, że chyba kontynuowała tę zabawę.
Kiedy wróciłem spod prysznica, Justyna już spała. Położyłem się za nią i też odpłynąłem.
Rano nie obudził mnie budzik. Obudziło mnie coś mokrego i ciepłego na moim penisie. Oczywiście, były to usta Justyny które chwilkę już pracowały, bo penis był w pełnym wzwodzie. Zauważyła, że się obudziłem. Puściła mi oczko i trzymając w ustach tylko główkę zaczęła się szybko zabawiać ręką. Orgazm przyszedł bardzo szybko. Justyna przełknęła cały ładunek spermy jaki wytrysnął w jej ustach, przysunęła się do mnie i pocałowała. Tym razem smakowała tylko spermą.
- Marek, ja w sumie to nie mam się w co ubrać… - powiedziała po chwili.
- Hm. to wróć nago do domu.
- Jasne…
- A sukienki nie możesz założyć?
- No będę musiała. Nic innego nie mam.
Zadzwonił budzik.
Wstaliśmy z łóżka. Justyna nago zrobiła nam kawę, ja w międzyczasie ogarnąłem się do pracy, ona zaczeła zakładać sukienkę.
- Za wiele do zakładania nie masz. - skwitowałem patrząc jak wciąga ją na siebie
- Pończochy podarłam, została sukienka i majtki.
- Tylko sukienka, majtek Ci nie oddam.
- Trofeum?
- Jeśli tak chcesz to nazwać…
- Hahaha… Zapniesz mi sukienkę?
Podszedłem do niej i zanim zacząłem robić to o co zostałem poproszony, złapałem za cycki i jeszcze chwilę je pomacałem.
- To bardzo odprężające tak od rana…
- No dobra, dobra, ale już zapinaj.
Zapiąłem więc. Justyna założyła szpilki, związała włosy. Byliśmy gotowi do wyjścia.
Podjechałem pod blok, zaparkowałem. Justa wysiadła, ja też jeszcze wyszedłem na chwilę z auta. Pojedyncze osoby już kręciły się po parkingu.
- Ej Lalka… - zwróciłem się do zaskoczonej Justyny.
- Hm?
- Poczekaj jeszcze. - sięgnąłem z portfela plik banknotów i zacząłem odliczać. - To za wczoraj, a to za dzisiaj.
- Zabiję Cię… - wysyczała przez zaciśnięte zęby
- Nie marudź. O, tu masz jeszcze plamkę. - wskazałem na plamkę przy dekoldzie.
- To chyba…
- To chyba pamiątka po lodzie w samochodzie.
- Ciszej przecież tu się ludzie kręcą…
- Leć już Laleczko, do zobaczenia później.
- Pa! - dostałem buziaka i wpatrzony w jej tyłek opięty tylko materiałem sukienki poczekałem aż stukot szpilek ucichnie za drzwiami klatki. I pojechałem do pracy.
Pik- pik
[Aśka wszystko widziała…]
[I co?]
[Pytała czy dorabiam jako dziwka]
[I co odpowiedziałaś?]
[Nic…]