Ilustracja: Andrea Piacquadio

Ogłoszenia (V). Znajomy Moniki

18 sierpnia 2024

Opowiadanie z serii:
Ogłoszenia

Szacowany czas lektury: 22 min

Zawzięłam się! Jak jasna cholera, zawzięłam się nie na żarty! I schudłam całe dwadzieścia pięć kilogramów!
Nie przyszło mi to łatwo. Musiałam włożyć w trud nie tylko upór, ale i też przebiegłość. Stałam się uparta do granic absurdu i nie poddawałam się, nawet gdy głód dręczył mnie w dzień i nie pozwalał spać w nocy. Nie jadłam, piłam dużo wody. Nie spacerowałam z domu do tramwaju, lecz biegłam. W biurze nie robiłam przerw na posiłek, w sklepach nie czyniłam żadnych większych zakupów, w domu wyczyściłam lodówkę, zostawiając w niej tylko jeden posiłek.
Ustaliłam system kar i nagród. Seks był dla mnie ważny, więc nagrodą za każde utracone dwa kilogramy było zaproszenie do mojego domu mężczyznę. Karą oczywiście był jego brak. To działało, ale zbyt wolno, więc dorzuciłam bieg w parku. Chudłam w oczach i byłam z siebie bardzo dumna, przy okazji odkryłam, że duży wysiłek potęgował moje pragnienie seksu i w dziwny sposób łagodził wieczny, dręczący, świdrujący, mdły ból w trzewiach. Im bardziej byłam zmęczona, zbiegana, tym żołądek łagodniej zgłaszał swój protest i rósł apetyt na miłość.
Moja podświadomość najwidoczniej myliła ogromny wysiłek z podnieceniem seksualnym. A może te dwie czynności były do siebie podobne?
Pragnienie mężczyzny towarzyszyło mi za każdym razem, gdy biegałam po alejkach w parku, więc nie dziwiłam się sobie wcale, że zwracałam na nich uwagę.
Zmieniałam trasy tak, by przebiec obok ławki, na której siedzieli, zatrzymywałam się w pobliżu, udając odpoczynek, czasami wykonywałam jakieś ćwiczenia, rozciągałam mięśnie nóg, co swoją drogą bardzo polubiłam, i zerkałam dyskretnie w ich stronę. Nie było w tym nic zdrożnego, nie szukałam ich spojrzeń, nie prowokowałam, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jeden wydawał mi się szczególny. Starszy pan, z pewnością już na emeryturze. Przychodził zawsze w tym samym czarnym płaszczu, z drewnianą laseczką zakończoną srebrną gałką, kapeluszu z rondem i w ciemnych okularach.


Przesiadywał bez ruchu z rozchylonymi nogami, między którymi stawiał laskę, na której opierał dłonie. Gdyby nie jego posępna twarz, poryta zmarszczkami, szeroka szczęka mówiąca o tym, że był kiedyś silnym i odważnym mężczyzną, wyglądałby w tej pozie komicznie. Może komuś innemu wydawał się dziwny i śmieszny, ale mnie nastrajał do nostalgii i nie raz łapałam się na tym, że patrząc na niego, próbowałam wspominać jego życie, dawne czasy, w których żył, ludzi, którymi się otaczał.
Po tygodniu zaczęłam mówić mu – Dzień dobry – na co on zdejmował kapelusz, kłaniał się, coś mruknąwszy pod nosem i powracał w swoją zadumę. Nie przerywałam obserwacji i zmieniłam tak trasę biegu, by zatrzymywać się przy nim trzykrotnie. Wówczas zaczął coś podejrzewać.
Być może był świeżym wdowcem – pomyślałam przy którymś razie – może niedawno stracił kogoś bliskiego i zwyczajnie potrzebował spokoju, czasu na przemyślenia?

Może niepotrzebnie zawracałam sobie głowę jego osobą? Jednak byłam ciekawa, zastanawiało mnie, co jest w tym jednym z wielu staruszków siedzących w parku, że na nim skupiłam swoją uwagę?

Był tajemnicą, którą chciałam odkryć, historią, tragedią, którą pragnęłam usłyszeć, lecz byłam zbyt nieśmiała, by do niego podejść i zwyczajnie porozmawiać.
Być może to by wystarczyło, krótka pogawędka, i zaspokoiwszy swoją ciekawość, dałabym mu spokój i nic więcej by się nie wydarzyło.
Któregoś dnia, gdy w jego obecności robiłam skłony, on wstał gwałtownie i ruszył szybkim krokiem w głąb parku. Było to tak nienaturalne, niespodziewane, wręcz sztuczne, że po chwili wahania postanowiłam pójść za nim i sprawdzić, dokąd mu nagle tak śpieszno? Nie mogłam zrobić tego otwarcie, więc udałam, że tym razem nie robię sobie przerwy i pobiegłam dalej, wokół stawu, cały czas śledząc go wzrokiem, przez małe wzniesienie i dróżką w kierunku muszli koncertowej, gdzie powinien przechodzić. Nie miałam specjalnego planu, ani też innego zamiaru jak tylko przekonać się, co zrobi. Podejrzewałam, że przesadziłam i z mego powodu postanowił poszukać sobie innej ławki, bardziej oddalonej od ścieżek, takiej, przy której nie miałabym powodu się zatrzymywać.


Parę razy traciłam go z oczu, ginął za grubym drzewem i zbyt długo nie wychodził po drugiej stronie. Powtarzał ten trik kilka razy, aż zaczęłam podejrzewać, że on również mnie obserwuje. Postarałam się bardziej i pobiegłam w alejkę otoczoną wysokim krzaczastym parkanem, tak by mnie nie widział.
Powinien nadal iść dróżką, ale gdy wybiegłam z alejki, nigdzie go nie mogłam dostrzec.


– Co jest? – spytałam siebie, zdyszanym głosem.
Przystanęłam i rozejrzałam się baczniej. Nie mógł zniknąć tak, bym go nie zobaczyła idącego, chyba że znalazł ławkę po drugiej stronie muszli koncertowej. Rzadko tam biegałam i zauważyłam, że ludzie raczej omijają tę część parku. Zawsze w cieniu, z chłodnym wilgotnym powietrzem przesyconym zapachem butwiejących roślin nie zachęcał do spacerów.
Pobiegłam jednak sprawdzić, czy aby nie zmylił mnie i zwyczajnie uciekł. Zbiegłam z pagórka, przeskoczyłam kilka stopni szerokich kamiennych stopni, zwinnie przeskoczyłam mały murek oddzielający amfiteatr i zatrzymałam się w miejscu.


Stał, kilka metrów przede mną, w długim czarnym prochowcu, z dłońmi oparty o laskę i w kowbojskim rozkroku. Tylko przez ułamek sekundy miałam zamiar się roześmiać, ale jego mina, usta, gruba zmarszczka na czole ostudziły moje rozbawienie na tyle skutecznie, że poczułam na plecach chłód.
– Jesteś natrętna jak mucha – odezwał się z wyrzutem i postąpił krok w moją stronę.
– Uparłaś się, by mnie prześladować – mówił z groźbą w głosie, akcentując każdy wyraz i wciąż zbliżał się do mnie.
Byłam jak sparaliżowana, zdyszana i rozpalona, nie wiedziałam jak odpowiedzieć, jak zareagować na jego oskarżycielskie słowa. Gruba kropla chłodnego potu ściekła mi po kręgosłupie.
– A może ktoś cię na mnie nasłał? – spytał, zmieniając ton na ironiczny. – Może ci tam na górze wpadli na pomysł, że nadal jestem dla nich niebezpieczny?
Oni na górze? – zastanawiałam się gorączkowo. – I niebezpieczny? Dla kogo? Te pytania zawisły w próżni, a jedyną konkluzją, jaką wysnułam, była myśl, że trafiłam na bardzo groźnego człowieka.
– Słabo się do tego zabrali – powiedział lekceważąco, wciąż się zbliżając.
– Ja nie… – zamierzałam zaprzeczyć, ale on nagle podrzucił laskę i zwinnym ruchem oparł srebrną rączkę o mój podbródek. Wówczas dostrzegłam, że górna część była stylizowana na głowę drapieżnego ptaka, już mocno wytarta, ale wciąż posiadająca mocny długi dziób. Przyglądał mi się, przechylając głowę i uśmiechając z drwiną, a mi wydało się, że nagle złagodniał, jakby zdał sobie sprawę, że nie stanowię dla niego niebezpieczeństwa.
– To pomyłka. – W końcu zdobyłam się na jakikolwiek protest, ale nie zrobiłam najważniejszego. Nie cofnęłam się, a on uznał to za moją słabość, lub zgodę, więc opuścił laskę i oparł ją w miejscu, gdzie szyja łączy się z tułowiem.


Czy uderzy mnie? – zastanawiałam się całkiem poważnie. Rozważałam miejsca, w które mnie ugodzi. Czy to będzie głowa? Twarz? A może tam, gdzie trzyma laskę? Uderzy mnie z całej siły? Czy tylko na postrach, tak bym w końcu uciekła i dała mu spokój?


– Słabo cię przygotowali – powiedział z uśmiechem.
Chciałam ponownie zaprotestować, powiedzieć, że to na pewno jest pomyłka, że nikt mnie nie przygotowywał, że nie jestem nasłana, że zwyczajnie biegam po parku, bo…
Końcówka ptasiego dzioba musiała być cienka i ostra, gdyż udało mu się zahaczyć nim o oczko w suwaku zamka błyskawicznego. Pociągnął w dół. Opinający mnie w biuście materiał dresu powoli ustępował, a ja wciąż stałam i nie mogłam zdobyć się na jedyną słuszną decyzję. Ucieczkę.
To był strach. Paraliżujący i obezwładniający, taki, który nakazywał poddać się w nadziei, że to uchroni przed gniewem napastnika. Jeden z instynktów utrwalonych jeszcze w czasach gdy po ziemi biegały tygrysy szablozębne, ale czy na pewno skuteczny?


Odwagi nabrałam, gdy jego laska odsłoniła dres aż po brzuch, odsłaniając wilgotną od potu koszulkę, która nagle zrobiła się chłodna i nieprzyjemna.
– Pomylił się pan – rzekłam stanowczym tonem, ale wciąż byłam zdyszana po wysiłku i głos lekko mi wibrował.
– To się okaże, młoda damo – odrzekł i bez pośpiechu, leniwym ruchem, odsunął połę dresu, odsłaniając prawą pierś.
– Co pan robi? – spytałam, z lekkim oburzeniem.
– Sprawdzam, co masz tam ukryte?
Srebrna głowa ptaka zaczęła uciskać krągłość ukrytą pod bluzką. Jeździła, okrążając ją wolno i nie omijając żadnego skrawka, a ja zaczynałam przypominać sobie o zmęczeniu fizycznym i podnieceniu.
– Nie może pan tego robić – zaprotestowałam niewinnie i bez większego przekonania.
– Mogę i nawet muszę – mówił spokojnie i bez emocji, jak komornik wystawiający nakaz eksmisji i wówczas pomyślałam, że on jest byłym oficerem, emerytowanym SB-ekiem, lub kimś z dawnych tajnych służb. Jego laska tymczasem obmacała drugą pierś, brzuch, nie pomijając wciąż widocznej oponki tłuszczu wokół pasa.
– Stań twarzą do ściany! – podniesionym głosem wydał rozkaz. – Ręce i nogi szeroko! Szybko!


Był wprawiony w wymuszaniu posłuszeństwa, nawet przez myśl mi nie przeszło nie wykonać jego polecenia.
– Oprzyj dłonie o ścianę!


Serce zabiło mi mocniej. Poczułam się jak złoczyńca złapany na gorącym uczynku i przypomniałam sobie sceny z filmów, w których to policjant dokładnie obmacuje podejrzanego. Nachyliłam się do przodu i oparłam dłonie o wilgotną, brudną, zmurszałą ścianę. Wciąż miałam wątpliwości, co tak naprawdę chce ode mnie, co go skłania do traktowania mnie w ten sposób i dlaczego podejrzewa mnie o złe zamiary? Podszedł do mnie z tyłu, łamiąc przy tym kilka suchych gałązek a ja przy każdym głośnym trzasku, podrygiwałam. Drżałam z niepewności.


– To nieporozumienie. – Próbowałam tłumaczyć. – Jestem zwykłą osobą, nikim ważnym i nikt mnie tu nie przysłał.
Stanął tuż za mną i położył dłoń na plecach, a potem obmacał całą, nie pomijając ramion, bioder i nóg aż po kostki. Odniosłam wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę, tylko jakiś omam, że to niemożliwe w moim świecie i chyba zaraz się obudzę. I obudziłam się, nagle i całkiem w innej roli, gdy jego dłoń wślizgnęła się między uda i ucisnęła mój kwiat. Podniecenie tkwiące w mroku lęku wybiło się na pierwszy plan i opanowało ciało i umysł. Nagle zapomniałam o całym wcześniejszym zajściu, o tym, jak mnie traktował. Nie pamiętam, czy to jego palce, czy moje, pociągnęły za sznurek wiążący spodnie dresu w pasie, ani które z nas, zsunęło je do kolan wraz z majtkami. Poczułam opuszki palców gładzące mnie po pośladkach, przejechał nimi od lędźwi przez biodro i zatrzymał na udzie. Utkwiłam wzrok na ścianę przed sobą i czekałam. Nie miałam wątpliwości, co się zaraz stanie, a jednak nie myślałam o tym źle. Byłam rozpalona, wciąż oddychałam śpiesznie, skóra i mięśnie napinały się, gotując się do wysiłku, a w głowie pamięć odtwarzała wszystkie sceny gwałtu, jakie w ostatnich latach wyprodukowała moja fantazja.


W oddali usłyszałam lądującego na wodzie ptaka. Musiał być ogromny, bo dźwięk, jaki przy tym zrobił, wytworzył echo między drzewami. Liście na stojącym opodal dębie zaszumiały pod nagłym powiewem, zza parkanu słychać było przejeżdżającą na sygnale karetkę. Położył zimną, wręcz lodowatą dłoń na mojej pupie i nagle wszystko w oddali ucichło. Było tylko mój oddech i bicie serca w skroniach.


Wpatrzona w ścianę, zgadywałam, co robi za moimi plecami. Wytężałam słuch, ale nic z tego, był bezgłośny, i to przez niezręcznie długi czas, aż nagle pochwycił mnie w biodrach i gwałtownie pociągną ku sobie. Poczułam penisa tuż przy mojej szparce, a po chwili już wchodził we mnie. Westchnęłam z wdzięczności, że już to się stało, że nie muszę więcej czekać, że skończyło się prześladowanie, a zacznie pieprzenie i zaraz poczuję jego ruch w sobie, będzie wpychał się głębiej, uderzał we mnie biodrami, zaciskał dłonie na moim ciele. Stało się. Byłam gwałcona w parku przez obcego mężczyznę. Zmuszono mnie do tego, wbrew mojej woli, skazano na to, bo tak chciał obcy człowiek. Nie słyszałam, by ciężko oddychał, albo to mój oddech zagłuszał jego. Nie wiedziałam, czy jest mu dobrze, czy cieszy go moje ciało, czy daje mu rozkosz, po której osiągnie orgazm, za to ja szybko szłam na szczyt. Tłumiłam jęki, zagryzłam wargi, by nie krzyknąć, udać, że jest mi obojętny, ale on miał moje ciało w dłoniach i odgadł bez pudła, że już doszłam.
Wyszedł ze mnie i odszedł w stronę swej ławki, jakby nic się nie stało, jakby tylko tędy przechodził.


Stałam z opuszczonymi spodniami i patrzyłam za nim ze zdumieniem. Czułam się wykorzystana, zgwałcona i porzucona, a jednak sprowokowałam kolejne z nim spotkania. Coś mi dawał, myślę, że właśnie gwałt, a właściwie spełnił moją fantazję, jednocześnie nie krzywdząc mnie przy tym. Tylko moje ego buntowało się i żądało czegoś w zamian, może nie zemsty, ale chociaż jakieś rekompensaty. Robiliśmy to dwa razy w tygodniu, przez dwa miesiące aż w końcu uległam swym myślom i usiadłam obok niego.
Miałam ułożoną całą rozmowę, zaplanowaną każdą możliwą ripostę, byłam przygotowana na ostrą wymianę słów, a jednak pierwsze co powiedziałam, zaskoczyło mnie samą.


– Dobrze mi z tobą.
Po tych słowach miałam ochotę uciec i nigdy nie wracać do tego parku. Jak mogłam przyznać się, że mi dobrze robi?
– Wiem o tym – odparł, wpatrując się przed siebie.
Wstałam gotowa odejść, lecz on zatrzymał mnie słowami.
– Zostań, proszę.
– Po co? – spytałam obojętnym tonem, patrząc na niego z góry. Jego dłonie na lasce lekko drżały. Był starcem, wyglądał na siedemdziesiąt lat, choć serce miał mocne i potrafił mnie zawsze zaspokoić, to zdałam sobie sprawę, że jest już słabym człowiekiem. Życie, które ja znam, jest już za nim. Usiadłam i spytałam ponownie:
– Po co mam zostać?
– Wyjeżdżam i chcę ci kogoś przedstawić.


Tak poznałam Jerzego, jego miłość do kart i przez długi czas, ponad pół roku, byłam towarzyszką przy stole do pokera. Nie grałam, nie wymagano tego ode mnie, wystarczyło, że byłam w pobliżu. Nie chodziło wyłącznie o seks, choć on był wkalkulowany, a raczej o dobre przedstawienie. Każdy z graczy miał dziewczynę, kochankę, lub utrzymankę. Przychodził z nią do kasyna lub prywatnego domu.


Zabierał mnie samochodem, czasami podsyłał taksówkę. Nie odwiedzał mnie, nie rozmawiał o niczym innym prócz o pieniądzach i kartach. Był próżnym człowiekiem, nieciekawym w rozmowie i łóżku, ale dzięki niemu poznałam wielu interesujących ludzi w tym kobiet podobnych do mnie, a w szczególności Monikę.

Wysoka, szczupła blondynka o pięknych oczach, w których można było się zapomnieć. Spokojna, inteligentna, o ostrym i przenikliwym spojrzeniu była ideałem kobiety doskonałej. Gdy ją poznałam, wciąż walczyłam z kilogramami; nie byłam już duża, moja pupa zmniejszyła obwód, biust lekko utraciwszy masę, uniósł się, uda przestały wyglądać jak pnie dębu, ale talia wciąż ukrywała się pod oponką. Gdy zobaczyłam Monikę, mój upór wzmógł się jeszcze bardziej i po kilku tygodniach wytężonej pracy uzyskałam idealną figurę.


Wraz z prawidłową wagą zdobyłam pewność siebie. Już nie lękałam się spojrzeń ani przytyk w stronę mojej wagi, nie dręczyłam się myślami, co też powie mężczyzna, gdy mnie zobaczy na pierwszej randce i nie obawiałam się rozebrać przed nim w pełnym świetle, gdy mnie o to ładnie poprosił. Byłam wolna od kompleksów i korzystałam z tego garściami. Zapraszałam do swej sypialni coraz to nowych facetów, brałam ich z ogłoszeń, wybierając coraz to piękniejszych i nie bacząc zbytnio na ich wiek. Z czasem było ich tylu, że niekiedy zapominałam ich twarze i wcale mnie to nie martwiło. Byli motylkami, które łapałam, bawiłam się nimi przez jedną noc, a potem wypuszczałam i zapomniałam. Miałam swoje ogłoszenie, ze zdjęciami mojego ciała i ukrytą twarzą. Dostawałam mnóstwo propozycji, mężczyźni byli gotowi przyjechać z końca polski, oferowali prezenty i czasami gotówkę, inni udawali miłość i oferowali małżeństwo. Łudzili się, że można mnie kupić lub zwabić obietnicą, a ja przecież chciałam tego samego co oni. Seksu i tylko seksu.
Wybierałam, nie czytając ich zachęcających listów, ale patrząc w oczy i na usta, przyglądając się ich dłoniom, które miały mnie pieścić i oceniając siłę ramion, które miały mnie tulić. Nie zawsze musiał być to osiłek, czasami pragnęłam chłopca zamiast mężczyzny, bo w przeciwieństwie do tych drugich, było w nich więcej gorliwości, pragnienia, a nawet głodu. Upijali się samą myślą, że mogą mnie mieć, dotykać, drżeli z podniecenia, spalała ich gorączka, gdy mieli mnie pod sobą i prawie mdleli, dochodząc we mnie.


Wybrałam go z wielu jemu podobnych i gdy zjawił się w progu moich drzwi, nie poznałam go wcale. Przywitał się grzecznie, wręczył kwiaty i uśmiechał się dziwnie, jakby porozumiewawczo, konspiracyjnie. Powiedział, że ma dziewiętnaście lat, ale nie miał ich i nawet na tyle nie wyglądał. Zaprosiłam go do środka, kazałam usiąść na wersalce, spytałam, czego się napije, a on odpowiedział, całkowicie mnie zaskakując:
– Tego samego, co przy pierwszym spotkaniu.
Przyjrzałam mu się bacznie, próbując przypomnieć sobie jego twarz.
– W kasynie. To znaczy… – Próbował wyjaśnić, widząc, że go nie poznaję. – To znaczy… byłem z Moniką, a potem…
– To ty?!
– Nooo, tak – odparł trochę speszony, jakby poczuł się winny, i spuścił wzrok, co wyglądało niewinnie uroczo.
– No coś ty! Ale niespodzianka!
– Kazałaś się odnaleźć – powiedział, unosząc oczy na mnie i wówczas dostrzegłam w nim młodzieńca, który stał zalękniony pośrodku pokoju w jednych z domów gry.
– Mówiłaś, że… mam szukać Amandę.
– No przecież! – wypaliłam radośnie, trochę udając radość, trochę ciesząc się ze zbiegu okoliczności i trochę przypominając sobie, jak wielką ochotę miałam na niego tamtego wieczoru. Nie był męski i całkowitym przeciwieństwem siedzących wówczas przy stole dojrzałych samców. Patrzył na mnie dyskretnie, pożerał oczami moje piersi, strzelał ognikami w moją talię, pupę, nogi i gasł jak spłoszony płomień, gdy łapałam jego spojrzenia. Był słodki, wydawał się niewinny, czysty i nieodkryty i gdy znikł mi z widoku, uprowadzony przez jedną z koleżanek, poczułam ukłucie zawodu i żalu.

Był już zerwanym owocem, posmakowano go i on posmakował innej, ale miałam nadzieję, że wciąż tkwi w nim ten pierwszy głód, ciekawość nieodgadnionego kobiecego ciała, żądza rozkoszy i spełnienia za wszelką cenę, bez hamulców, bez ustanku i bez wytchnienia.
Takiego pragnęłam tej nocy.


Usiadłam obok niego, blisko, by poczuł moje ciepło i zapach.
– Cieszę się, że tego dokonałeś – powiedziałam, uśmiechnąwszy się do niego, po czym położyłam dłoń na jego kolanie. Nie drgnął, spojrzał mi w oczy i uśmiechnąwszy się przyjaźnie, rzekł:
– Marzyłem o spotkaniu z tobą, strasznie mi się spodobałaś, jesteś tak piękna, że aż… – Zabrakło mu słów, usta poruszyły się niemo, oczy wpatrzone we mnie poruszały się szybko, skacząc z oczu na usta, na blond grzywkę nad czołem, na nosek, to znów w oczy i tak w kółko.
Uroczę – pomyślałam – pragnie mojego piękna, a nie tylko ciała, nie przyszedł tu po rozkosz, ale po wszystko, co mam.


Ubrana byłam w prostą sukienkę z czerwonego materiału, pod spodem biały stanik bardotka bez ramiączek, koronkowe figi z małą ozdobną różyczką, a na nogach samonośne pończochy pasujące kolorem do reszty bielizny.
Mój typowy plan był zawsze taki sam, zaproponować kandydatowi prysznic i ewentualnie dołączyć do niego już bez sukienki i stanika. Ewentualnie rozebrać się i poczekać w salonie lub sypialni. Pomyślałam, że tym razem przełamie rutynę. Wypiliśmy po dużym drinku, chwilę rozmawialiśmy o sprawach całkowicie niezwiązanych za czekającymi nas przeżyciami i gdy obydwoje poczuliśmy się swobodnie, pocałowałam go szybko w usta.
Zaskoczony, zesztywniał i zamilkł.

– Pragnę kochać się z tobą – szepnęłam mu do ucha.
Widziałam, jak ciężko przełknął ślinę. Spojrzał mi w oczy, potem spuścił wzrok na mój biust, lewą dłoń położył na moim kolanie.
– Jesteś taka piękna – powiedział z rozmarzeniem, nie odrywając oczu od ukrytych pod materiałem krągłości.
– Chcesz je zobaczyć?
– Tak – odparł szybko.
– Dotknąć?
– Tak. Bardzo chcę, tęsknie za tym od chwili, gdy cię ujrzałem.
– A ja? – spytałam lekko zaniepokojona uprzedmiotowianiem mojej osoby.
Spojrzał mi w oczy pytająco i od razu zrozumiał, co mnie niepokoiło.
– Cała jesteś piękna. Przepraszam, ale… to silniejsze ode mnie… to takie kuszące.
– Dlaczego? – Byłam ciekawa.
– Sam tego nie rozumiem, ale w głowie mi aż krzyczy, by dotknąć, objąć dłonią, poczuć opuszkami placów, pieścić i całować.
– Przecież miałeś już to? – spytałam, mając na myśli Anastazję, która zabrała go tamtej nocy i z którą na pewno się kochał.
Spojrzał na mnie gniewnie, jakby poczuł się urażony i pomyślałam szybko, że może mu tego nie dała, może przeleciała go, nie dając mu całej siebie. Już to widziałam, byłam świadkiem zdrady kontrolowanej.

Partner jednej z nas przegrał dziewczynę. To się zdarzało. Poprosiła, abym jej towarzyszyła w pokoju, nie proponowała trójkąta, chciała, bym tylko była przy tym. Nalegał też jej towarzysz, jak się później dowiedziałam, był jej mężem. Byliśmy w pokoju we troje, reszta rozjechała się do domów, partner dziewczyny czekał w kuchni. Pozwoliła zdjąć z siebie bluzkę i spódniczkę, nie broniła mu dotykać swego ciała, pieścić pupę i całować w usta, z ochotą pochwyciła członka w dłoń i masowała go z wprawą, aż ten stwardniał. Pomogła mu rozebrać się, a potem cofnęła się w stronę łóżka, zdjęła majtki i oparła o jego krawędź, szeroko rozchylając uda. Pieprzył ją w prezerwatywie i na kolanach, a ona cichutko pojękiwała, patrząc mi w oczy, udawała miłość i do końca, aż mężczyzna skończył w niej, nie pozwoliła mu zdjąć stanika.
Nie rozumiałam, czemu broniła mu tego, czemu dała mu swoje wnętrze, a nie dopuściła jego dłoni do piersi? Nie musiała się ich wstydzić, a jednak coś jej na to nie pozwalało.
Być może on jeszcze nigdy – pomyślałam i aż zapłonęłam z ciekawości.
– Dotknij – zaproponowałam nieśmiało, jakbym sama miała doświadczyć tego po raz pierwszy.
Spojrzał mi szybko w oczy, coś w nich zabłysło i położył dłoń na mnie, rozpostarł palce, chcąc objąć całą krągłość i lekko ucisnął. Rozpromienił się, usta mu zadrżały, chyba chciał coś powiedzieć, ale nie zdobył się na słowo.
– Pocałuj mnie – zażądałam, a on spełnił moją prośbę, całując namiętnie, wchodząc we mnie językiem. Ręką odnalazłam jego krocze, wymacałam twardość schowaną w pachwinie i zacisnęłam na nim palce. Przez kilka warstw materiału wydał mi się bardzo gruby, byłam ciekawa go, jego kształtu i wielkości, ale nie sięgnęłam za suwak spodni, postanowiłam poczekać, aż on zrobi to sam. W pokoju zrobiło się nieznośnie gorąco, więc zdjęłam przez głowę suknie, na co on zdjął marynarkę i koszulę. Spodobała mi się ta ostrożność, czy może brak pośpiechu z jego strony, naturalność, z jaką podchodził do czekającego nas aktu. Nie wyprzedzałam go zbytnio, tylko wskazywałam odpowiedni kierunek, a on wolno podążał tam, gdzie go prowadziłam. Tym mnie zaskoczył, bo sądziłam, że szybko ulegnie pożądaniu i łapczywie rzuci się na mnie jak wygłodniałe zwierze. Moje piersi były mocny magnesem dla niego i długo trzymał je w dłoniach, podziwiał wzrokiem, a gdy uwolniłam je ze stanika, szybko przywarł do nich ustami, całował, smakował językiem, drażnił sutek, aż sama już nie mogłam wytrzymać i pociągnęłam go do sypialni, gdzie padłam przed nim w łożu na wznak.
Stał przede mną w spodniach i mimo słabego światła widziałam wybrzuszenie, podniecenie chcące wydostać się z pęt i zaatakować moją słabość. Patrzyliśmy sobie w oczy, gdy wolno ściągałam figi i potem on rozpinał guziki, pozbywając się ostatniej bielizny.
– Chodź do mnie – wyszeptałam, podciągając się na łóżku i nie zerknęłam w dół, wciąż trzymając jego wzrok, podałam mu dłoń, a on wszedł między moje nogi, palce zacisnął na piersi i przylgnął gorącym ciałem do mego ciała. Męskość parzyła mnie w brzuch, parzyło własne wnętrze, gotowałam się w środku, niczym w chorobie, a on całował mi usta, szyję, piersi, zapominając, że nie zbraknie mu tego, gdy wypełni mnie sobą, przynosząc ukojenie mojemu pragnieniu.
– Chcę cię w sobie – wyszeptałam między pocałunkami – wejdzie we mnie. Proszę, zrób to teraz, już!
I, nie czekając, nie umiałam dłużej, zmusiłam go, unosząc biodra, wiercąc się pod nim, aż jego penis utkwił łbem w moich wargach. Spojrzał mi w oczy z dziwnym namysłem jakby wahaniem i zrozumiałam, że długo to nie potrwa, że jest już blisko orgazmu.
Uśmiechnęłam się do niego, wsunęłam dłoń między nas i mocno zacisnęłam palce na podstawie męskości. Przez chwilę patrzył na mnie, nie rozumiejąc, co mu robię i w jakim celu.
– Prezerwatywa? – spytał niepewnie.
Więc to nie to, źle oceniłam sytuacje.
– Oczywiście, ale to nie jest konieczne – odparłam, puszczając męskość.
Sięgnął do spodni leżących na podłodze, wydobył z kieszeni szeleszczący pakunek, rozerwał go zębami.
– Mogę? – zaproponowałam.
Oddał mi gotową prezerwatywę, powracając do pieszczenia moich piersi. Naprawdę uwielbiał to robić, a ja w tym czasie, założyłam mu kondoma i ułożyłam pupę tak by, jak najszybciej mógł wejść we mnie.
– Już kochany – upominałam niecierpliwa.
– Jesteś taka cudowna – wypowiedział drżącym głosem i zatopił się we mnie cały, ciężko westchnąwszy. Uczułem niebiańską ulgę i zarazem rozkosz rozlała się we mnie. Pisnęłam głośno i szybko objęłam nogami jego biodra, nie chcąc dopuścić, by nawet drgnął w powrotną drogę.
– Cudownie czuć cię w sobie – wymknęło mi się, a on wtulił twarz w moje piersi, wsunął ramiona pode mnie i mocno przytulił. Czułam jego miłość do mnie, choć tylko chwilowa, była ona wielka i mocna. Trzymał mnie w uścisku ramion, oddechem palącym drażnił okolice serca, aż wydało mi się, że to kochanie już nie jest tylko miłostką, ale początkiem czegoś wielkiego.
Poruszył się we mnie ostrożnie, jakby czekał na moje przyzwolenie, lub czerpał z tego silną rozkosz.
– Zostań przez chwilę – zażądałam naprędce – nie ruszaj się jeszcze. – I przytrzymałam dłońmi jego twarde, naprężone pośladki.
Milczał, skupiony na swoim szczęściu, nie ponaglał mnie, jakby wiedział, że dam mu tej nocy wszystko.
Uwolniłam jego biodra, a on wyszedł ze mnie, by po sekundzie wejść ponownie, dając nam posmakować tej pierwszej chwili raz jeszcze. Silne uczucie rozkoszy rozpłynęło się w moim ciele, on westchnął przeciągle, wsparł na prawym ramieniu, lewą rękę zacisnął na mej piersi i zaczął poruszać biodrami. Nie pamiętam, czy nasz wysiłek trwał kilka sekund, czy długie minuty, czy doszliśmy razem, czy on tuż po mnie, ale pamiętam jego rozgrzaną skórę, gorące prącie poruszające się w mej kobiecości i mocno obejmujące mnie ramiona, jakby chciał mnie ratować przed upadkiem. Orgazm zbliżał się do mnie szybko, ale nie dopadł od razu, czułam go, jak czai się niczym za drzwiami, mruczy do mnie pogróżkami, szydzi z mojej niecierpliwości, karmi obietnicą i grozi odejściem, aż nagle rusza z impetem, z krzykiem dopada mnie, łapie w swe ramiona i długo nie pozwala wydostać się z jego objęć.
Gdy było już po wszystkim, a on wciąż tkwił we mnie, tulił mnie ramionami, dociskając biodrami, zaśmiałam się szczerą radością.

Byłam naprawdę szczęśliwa, czułam miłość, jakbym nagle się zakochała, jakbym znalazła klejnot i zamarzyłam, by mieć go na zawsze, tylko dla siebie.
Twarz ukrył w moich piersiach, oddychał spokojnie i bez wysiłku, wciąż rozpalony jak piec hutniczy, z napiętymi mięśniami i nadal twardo tkwiąc we mnie.
– Doszedłeś? – spytałam, choć znałam odpowiedź .
– Tak i było cudownie – wyszeptał, a potem uniósł piękną twarz i zobaczyłam radość w jego oczach.
Nie odprawiłam go tej nocy i nie pozwoliłam mu zapomnieć o sobie, a on coraz rzadziej opuszczał mnie o poranku. Coraz częściej spędzaliśmy razem czas, aż pewnego dnia został na stałe, a ja przestałam udawać Amandę, Agnieszkę, Jolę, stałam się sobą i nią zostałam dla niego.

Koniec.

 

Ten tekst odnotował 20,424 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.51/10 (30 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.