Mój mąż i ja (II)
24 lutego 2012
Mój mąż i ja
Szacowany czas lektury: 10 min
Kolejny weekend za mną... Niestety mężowi znów coś się pomieszało i od tamtych akcji seksu nie było ani trochę. Męczy mnie już takie życie i takie huśtawki nastrojów mojego męża. A mówią, że to kobiety są zmienne i niestałe w uczuciach. Znowu nie odzywał się prawie przez cały dzień a na wieczór tylko krótkie "Dobranoc" i obracał się plecami do mnie. Strasznie trudno żyje się z takim człowiekiem, który nawet nie powie co go gnębi i co go boli. Ja zawsze od razu wykrzyczę co mi nie pasuje i przynajmniej sprawa jest jasna. Jego trzeba brać na przeczekanie. Zawsze tłumacze sobie, że widać potrzebuje takiej samotni. W końcu starzy kawalerowie mają swoje durne przyzwyczajenia.
W piątek jak zwykle wieczór spędziliśmy osobno.
Tym razem to ja z przyjaciółkami zawitałyśmy do klubu a mąż z kolegami zostali w domu i grali w pokera.
Hazard.
Co w nim jest że faceci się nim tak ekscytują?
Mało ważne. Ja wytańczyłam się za wszystkie czasy. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Choć początkowo wydawało się, że impreza będzie do bani.
Zaczęło się od telefonu, że jedna z nas nie da rady przyjść. No trudno. Trzy to jeszcze nie mało i damy radę sobie same. Później druga zadzwoniła, że się spóźni. Wnerwiłam się owszem, ale ta trzecia mnie uspokoiła podwójnym drinkiem, który wypiłam na jeden łyk. Od razu zrobiło mi się weselej. Zjadłyśmy najpierw pizze i poszłyśmy na disco. Tam spotkałyśmy się z tą spóźnialską. Na początku było drętwo. Jak to na początku dyskoteki każdy się wstydzi zacząć tańczyć na pustym parkiecie. No to wzięłyśmy sobie mini-boxa, po drinku i usiadłyśmy. I się zaczęło. Jedna koleżanka, dość rozwiązła, zarzuciła tej drugiej, że marnuje życie czekając na jednego jedynego. Ta jej na to, że jest dziwką i puszcza się z kim popadnie. Nie mogłam tego słuchać. Odwieczny problem pomiędzy nimi od kiedy się poznałyśmy. Wkurzona i pewna, że impreza się zaraz skończy poszłam do baru po kolejne drinki. Zerkałam kątem oka do naszego boxa czy aby nie skoczyły jeszcze dziewczynki do siebie. Na parkiecie zaczęły wychodzić pojedyncze osoby. Oczekując na zamówienie podszedł do mnie jakiś facet.
- Coś niezbyt szczęśliwą masz minkę kotku. Na imprezie to się trzeba cieszyć każdą chwilką. - szepnął wprost do ucha a jego ręka już obejmowała mnie w pasie. Popatrzyłam na niego wściekle. Już chciałam mu coś odpyskować, kiedy przypomniałam sobie, że nie mam chwilowo po co do boxu wracać. Zlustrowałam go więc od stóp do głów. Uśmiechnęłam się słodko jak lalka Barbie.
- A chcesz mnie rozweselić przystojniaku czy tak tylko zagadałeś? - spytałam i położyłam swoją rękę na jego ramieniu. Jego mina nie ukrywała zdziwienia. Popatrzył na mnie przeciągle i pociągnął mnie na parkiet. Zdążyłam tylko chwycić swojego drinka i położyć go na stole w naszym boxie. Drinki dziewczyn już zostały. Dziewczyny widząc, że przyszłam do stolika z jedną szklanką przerwały kłótnie i spojrzały na mnie. Kiedy dostrzegły, że nie jestem sama pootwierały buzie.
Co działo się dalej już nie wiem, bo mój nowy towarzysz znów pociągnął moją rękę w stronę parkietu. Grali właśnie nową piosenkę Britney Spears "Till the World ends". Ogólnie fajny kawałek, ale trudny do tańca. Nam to jednak nie przeszkadzało. Tańczyliśmy i tańczyliśmy i ten utwór i kilka kolejnych. Z każdą nową muzyką coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie. W końcu tańczyliśmy tak, że czułam każdy jego mięsień. No i sztywniejący członek oczywiście też. Po kilku szybkich kawałkach marzyłam żeby choć na chwilę usiąść. I najlepiej zapalić jeszcze papierosa.
Pociągnęłam nieznajomego z parkietu do naszego stolika. Tam wypiłam drinka znowu jednym łykiem i w osłupieniu dziewczyn. Wyciągnęłam z torebki papierosy i pokazałam je żeby było wiadomo gdzie idę i po co. Dogadać się już przy głośnej muzyce nie dało. Pociągnęłam mojego tancerza za sobą przed dyskotekę. Zatrzymałam się tuż przed wejściem, ale bramkarz uprzejmie prosił żeby mu nie palić pod nosem.
- Choć przespacerujemy się trochę - zaproponował chłopak i odpalił mi papierosa. Zgodziłam się kiwnięciem głowy i mocno zaciągnęłam się papierosem. Nie palę dużo, tylko przy alkoholu czy jakiejś imprezie dlatego od razu zakręciło mi się w głowie. Drinki wypijane na jeden łyk też pewnie miały w tym swój udział. Na szczęście mogę pochwalić się silną głową i pamięcią więc wszystko miałam pod kontrolą. Przynajmniej tak mi się wydawało. Szliśmy i opowiadaliśmy trochę.
Dowiedziałam się, że mój rozweselacz ma na imię Arek i jest młodszy o 6 lat ode mnie. "Małolat cholerny" pomyślałam i uśmiechnęłam się do swoich myśli. On chyba tego nie zauważył. Jako że byłam już trochę wypita więc i śmielsza no i trochę znowu przeposzczona spytałam go o seks. Okazało się, że jeszcze tego nie robił z prawdziwą kobieta.
Miał kiedyś dziewczynę, ale to był ich obu pierwszy raz. Stres i niewiedza zakończyła ponoć sprawę nim się naprawdę zaczęła. Tuż po tym się rozstali i o dalszym ciągu nie było mowy. Stwierdził, że wolałby teraz z jakąś starszą kobietą. Nic nie powiedziałam. Szliśmy, gadaliśmy
i w końcu zorientowałam się, że jesteśmy już dość daleko. Nawróciłam, ale jemu się to nie spodobało.
Popatrzył na mnie zawiedziony i spytał czy chce wracać.
- A na co liczyłeś maluchu? - zapytałam ze śmiechem. Popatrzył na mnie i podszedł do mnie bardzo blisko. Objął mnie w pasie i spojrzał w twarz.
- Myślałem, że mnie czegoś nauczysz. Widzę jaka jesteś nerwowa, to by Cię odstresowało. Pewnie masz ciężki tydzień za sobą. Pójdziemy do mnie. Zajmiemy się sobą. - każde zdanie mówił coraz ciszej i coraz bardziej gardłowo. Jego ręce zacieśniały uścisk a usta spełzły na szyje.
- Chyba śnisz młody. - powiedziałam krótko i wyrwałam się z jego uścisku. Popatrzył zaskoczony, ale nie zrobił nic. I dobrze. Jeszcze mi brakowało jakiegoś małolata na sumieniu. Nauczycielkę sobie znalazł. Do lokalu wróciłam sama. Kiedy dziewczyny mnie zobaczyły spytały co się stało.
Opowiedziałam im pokrótce co się stało a one wybuchły śmiechem. Obie stwierdziły, że mogłam go jednak nauczyć czegoś. Młodzież garnie się do wiedzy a nie ma skąd się uczyć. Powiedziałam im gdzie został i że mogą go same podszkolić jeśli maja ochotę. Nie chciały.
Incydent jednak miał dobre strony. Dziewczyny przestały się kłócić więc rozpoczęłyśmy wspólną zabawę. Bawiłyśmy się bez przerwy do 2.30 kiedy to DJ powiedział "Dowidzenia". Miałam ochotę jeszcze się gdzieś pobawić, ale dziewczyny miały już dość. Zamówiłyśmy taksówkę i porozjeżdżałyśmy się do domów.
Tam czekało na mnie tylko mnóstwo szklanek do pozmywania i dym po papierosach, tak gęsty, że można by go kroić nożem. Pootwierałam wszystkie okna jakie miałam w domu i poszłam do łazienki.
Szklanki zostawiłam na rano. Z łazienki naga poszłam do łóżka. Lubię spać nago. Szczególnie jak jestem wypita, bo strasznie mnie wtedy rozgrzewa. W łóżku jednak nikogo nie było.
Spojrzałam na zegarek - 3.27. Chciałam zadzwonić do męża co się z nim dzieje, ale nie umiałam namierzyć swojej komórki. Stwierdziłam, że nie mam siły jej szukać i poszłam spać. A niech robi sobie co chce i tak dostanie burę za szklanki i dym to i przy okazji odświeżę mu zasady umowy piątkowej.
Przebudziłam się o 5.43. W łóżku byłam nadal sama. Zawołałam za nim myśląc, że może jest w kuchni albo w łazience. Nikt się nie odezwał.
Zaniepokoiłam się trochę. Pomyślałam, że coś mogło się stać. Miałam jednak taka ciężką głowę i w ogóle wszystko. Nie miałam siły wstać.
Pomyślałam, że złe wiadomości już by do mnie dotarły i zasnęłam znowu.
Dopiero o 7.16 coś wgramoliło się do łóżka, budząc mnie przy tym. Wściekła i nie wyspana obróciłam się tylko plecami i zasnęłam z powrotem. Wstałam dopiero o 11 i doznałam szoku. Wszędzie porozrzucane były ciuchy męża. Kilka szklanek, które widziałam w nocy były tylko wierzchołkiem góry lodowej. Na podłodze w salonie było pełno popiołu z papierosów a w całym domu niemiłosiernie śmierdziało. Wściekłam się strasznie i chciałam obudzić męża żeby go opierniczyć, ale stwierdziłam, że to i tak nic mi to nie da. Pokrzyczę sobie, on to wysłucha a sprzątanie i wietrzenie i tak spadnie na mnie. Ubrałam się więc i napisałam kartkę żeby zadzwonił jak dom będzie wstanie w jakim go zostawiłam wczoraj, bo wcześniej to się tam nie pokaże i wyszłam. Trochę byłam skacowana, ale nigdy jakoś mnie to strasznie nie ograniczało. Na ból głowy jakaś pigułka, butelka wody pod pachę i po kacu. Poszłam na zakupy do centrum handlowego. Zrobiłam zakupy na cały tydzień na spożywce. Połaziłam trochę po butikach. Kupiłam kilka koszulek nocnych i trochę bielizny mając nadzieję na rozruszanie męża.
Niestety on nie dzwonił z przeprosinami a ja już w tym centrum miałam wszystko obejrzane.
Zadzwoniłam więc do kumpeli i pojechałam do niej na kawę. Spędziłam tam całe popołudnie.
Dopiero po 18 przyszedł sms od męża, że jest głodny jak wilk i chętnie by coś zjadł. "No jasne" pomyślałam "przyznać się, że się narozrabiało i już jest posprzątane to trudna sprawa. Lepiej zasłonić się jedzeniem". Pożegnałam się więc z koleżanką i pojechałam do domu. Tam owszem, szklanki były pomyte i poodkurzane, ale nadal strasznie śmierdziało i podłoga jeszcze lepiła się od rozlanych trunków. Opierniczyłam go z góry na dół. Za bałagan. Za dym. Za późny powrót.
Przypomniałam mu jaka była umowa. On wysłuchał mnie bez słowa. Jak skończyłam to spytał czy będę coś gotować czy ma zamówić coś na telefon, bo naprawdę jest głodny i zaraz padnie jak czegoś nie zje. Oczywiście wnerwiłam się jeszcze bardziej. Zafundowałam mu kolejny wykład. Też bez rezultatu a raczej bez reakcji.
Wkurwiłam się i poszłam do sypialni po odświeżacze elektryczne i jak je załączyłam wzięłam się za zmywanie podłóg. Odsuwając sofy żeby i tam powycierać, znalazłam pomadkę.
- Były tu wczoraj jakieś kobiety? - spytałam bez ogródek. Wydawało mi się, że się trochę zmieszał, ale szybko kiwnął głową, że nie, nie patrząc mi nawet w oczy. - To co to jest? - pokazałam mu znalezisko.
- Mi to wygląda na babskie malowidła. Pewnie któraś z Twoich zwariowanych przyjaciółek zapomniała albo zgubiła.
- Nie skarbie. Żadna z nich nie używa takiego koloru. - powiedziałam rzeczowo. Szminka była krwisto czerwona. Patrzyłam jak zbladł na ułamek sekundy czekając na wyjaśnienia.
- Nie wiem. Ja tego nie używam w ogóle więc moje to nie jest z pewnością.
- A gdzie byłeś do rana?
- O ludzie już jakieś teorie spiskowe znowu w tej Twojej głowie się tworzą. Zabrakło nam alkoholu to poszliśmy do Leszka a tam stawki tak urosły, że od stołu nie można było odejść. Wiesz jak to jest przy pokerze.
- Jakoś nie układa mi się to w całość.
- Kobieto daj mi spokój. Jestem zmęczony i niewyspany. Skacowany i głodny. Daj mi dzisiaj spokój. - Do drzwi zadzwonił dostawca jedzenia więc rozmowa się urwała. Dokończyłam wycierać podłogę, później zjadłam przeznaczoną dla mnie porcję. Aż dziw, że i mnie się dostało, że nie zapomniał o mnie jak zamawiał jedzenie. Później padnięta poszłam spać.
Niedziele spędziliśmy przed telewizorem nie odzywając się prawie w ogóle do siebie. Jak rozładowywałam zakupy w kuchni, w półce znalazłam pełniutką butelkę whiskey. Nawet nie tknięta. Znowu we mnie zawrzało. Czyli jednak alkoholu nie brało. Ciekawe czy Leszek wie, że mój mąż był wczoraj u niego. Już miałam telefon w ręku żeby do niego napisać, kiedy do głowy przyszło mi hasło "męska solidarność". Pewnie nawet jak nie wiedział to w ciemno by powiedział, że było tak jak mąż mówi. I prawdy się tu kobieto nie dowiesz.
Swoją drogą - dlaczego mężczyźni nigdy nie mogą powiedzieć prawdy tylko próbują ściemniać do samego końca. I ta ich solidarność. Żaden prawdy o drugim nie powie. Spytasz - Był u Ciebie mój mąż? Odpowie - Tak był. Powiesz - A on twierdzi, że był u kogo innego. A on na to - No tak. Byliśmy tam razem. ¬le zrozumiałem poprzednie pytanie.
Trochę szczerości i prawdy jeszcze nigdy nikogo nie zabiło. Ewentualnie następstwa. Panowie - nie okłamujcie żon, kochanek, partnerek. Prawda i tak wychodzi zawsze na jaw.