Komentarze

0
0
سلام (tzn. salami alejkum) @NewRomantic 😉

A a propos miejsca na ekspertmenty, Pokątne się dotego nadaje jak najbardziej;jest bezpieczne. Najgorsze, co może tu spotkać eksperymentatora, to niezrozumienie i brak feedbacku 😉

Co do nie-bezpieczeństw głoszenia bezeceństw religijnych - do Konstancji na sobór się nie wybieram. 😉 No, najwyżej incognito. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-3
Komentarz został usunięty przez moderatora serwisu!
0
-4
Komentarz został usunięty przez moderatora serwisu!
0
0
A to drugie opowiadanie z "Poczekalni", które po odpoczynku od "żmijowiska", super celnego określenia @Vee, która ostatnio popadła w niełaskę "grupy trzymającej władzę", przeczytałem.

Wniosek z lektury i z komentarzy jest jeden. Niektórym CLA, której to "mafii" zresztą jestem chujem... sorry... zbyt wulgarnie... członkiem, odbija palma. A propos - nie nazwałem Rascal chujem. Pomimo czasów gender, rozróżniam zaimki i inne takie. Tak nazwałem hejterów Historyczki. A Rascal zrezonowała nożycami. Dlaczego - nie wnikam i nie chcę. Może powinna udać się ze swoimi behawiorami do tego profesora z opowiadania.
Szczerze mówiąc, nie jestem ani filantropem, ani Matką Teresą i gówno mnie to obchodzi. Przykro mi tylko, że Vee oberwała jakimś chorym rykoszetem.
Dokładniej to biega mi o demona Ego (że wrócę do myśli przewodniej), wspomnianego przez autora "Metamorfozy".
Bo z jednej strony niby go taki Tomp pochwalił łaskawie z pozycji swej, ale za chwilę na logiczne pytanie @unstableimagination zieje żółcią. W dodatku mało profesjonalną, że nie powiem że psycho-niepewną. A jak się okazało, że autor nie daje pokątnie i pokornie dupy, odpowiadając z godną podziwu klasą, to mu stara się dogryźć.
Potem włącza się MrHyde, przechodzący przypadkiem z tragarzami, znany mi z przeszłości badacz cierpliwości "debiutantów", co do których Loża ma dwie taktyki.
Jedna - w przypadku kompletnych analfabetów (słuszna skądinąd) - wyśmiać bez litości.
Druga - w przypadkach, w których ktoś jest podejrzany o zbyt wysokie umiejętności - na wszelki wypadek próbować zdyskredytować go, bo a nuż widelec zagrozi pozycji danego członka w hierarchii stada.
Nie dziwmy się zatem atakom hejterskim na CLA od społeczeństwa, przy czym ja bardzo proszę moich opowiadań ani mnie personalnie z tej przyczyny nie atakować przez generalizację zjawiska.Staram się zachować postawę centrową. Olewać gimbazową twórczość porno i jednocześnie zlewać wymądrzanie się służące li tylko dowartościowaniu się podmiotów owego wymądrzania i czepialstwa.
Bo pomiędzy pomocą debiutantom a zadzieraniem nosa w celach dziwnych jest istotna różnica.

Apeluję - nie zniechęcajmy WSZYSTKICH.

P.S. @marc, wyłącz, proszę łapki pod moim komentarzem, tak jak u Vee. Mnie one wiszą, te łapki, ale po co wkładać wibratory i sztuczne pochwy do rąk dzieci?
Kto ma odwagę cywilną, to się zaloguje i mi na priv nawrzuca chujów. Chociaż wolałbym wrzucane waginy. Nawet metaforycznie. Bo ja jestem hetero i lubię kobiety.
"Kawa "Marago", kobiety nago i tym podobne atrakcje😉
0
0
Człowieku w czerni, wróć tu! Chyba że nie żyjesz. W takim przypadku daj znać w TEN sposób. Dodaj energii. Przynajmniej kilka kWh 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
"Jako pan przedszkolanek przypomnę tylko wierszyk o jajku mądrzejszym od kury. Wskutek przeprowadzonego eksperymentu ugotowało się na twardo".

Nie mylmy dyrektyw unijnych z literaturą. Patrz, wskazuję Ci dyplomatycznie zejście z pewnej drogi argumentacji w bezpieczniejszym kierunku...

A na dokładkę zacytuję dowcip "z brodą". Lubię go, nie wiedzieć czemu.

"Spotyka się dwóch psychiatrów.
- Która godzina? - pyta pierwszy,
- Chcesz o tym pogadać?"

Zawsze do usług,
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1

nie istnieją granice eksperymentów


Niby prawda.
Przyroda wiecznie eksperymentuje. Wiecznie wprowadza mutacje genów, które w 99,9999 procentach kończą się niepowodzeniem. Ale w 0,0001 procencie sukcesem. Powstaje nowy gatunek.
Jeśli rajcuje Cię 0,0001 procenta sukcesu, eksperymentuj. Nie wiem, czy pokatne to najlepsze do tego miejsce.
W każdym razie piszę co się sprawdza i uczę na poziomie przedszkolnym. Skoro widzisz się studentem lub skończonym artystą – sorry; nie pomogę. 🙂
Jako pan przedszkolanek przypomnę tylko wierszyk o jajku mądrzejszym od kury. Wskutek przeprowadzonego eksperymentu ugotowało się na twardo.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Do MrHyde, który zapytał:
" O co chodzi z pisaniem pamiętnika. Czy to jakiś powszechny lub modny element terapii?"

Tak! Nad Wisłą, nad Hudsonem, a nawet nad rzeką Rabą... Z Rabą to hermetyczny żart, ale naprawdę jest to element terapii klinicznej.

P.S. W Niemczech w obecnej sytuacji nie jest zbyt ryzykowne głoszenie ("I powiem szczerze jak na spowiedzi na głos przed synagoga, że nie podoba mi się to opowiadanie")?

שלום 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Komentarze są tak zniechęcające, że aż zacząłem czytać. I powiem szczerze jak na spowiedzi na głos przed synagoga, że nie podoba mi się to opowiadanie. Nie podoba narracja/budowa tekstu:
Pierwszy akapit, 6 linii o Stolzu, odtworzenie nagrania. I bum: 10 fragmentów, 100 linii w tym samym stylu, nastroju i z tą samą beztreścią. --> Monotonia nudy. Trzeba było tę wstawkę ograniczyć do zgrabnego minimum i kontynuować główny tok narracji. Pisać o Stolzu i z perspektywy Stolza. Treść z taśmy oddać jego uszami, a nie na sposób długaśnego cytatu.

Im dalej w tekst, tym narracyjnie/spójnościowo gorzej. Sypiesz, autorze, hasłami-tropami z autorskiego rękawa: Enola Gay, Little Boy, Gott mit uns (w połączeniu z płonącym czołgiem - to akurat znajduję zabawnym, a nawet niosącym element edukacyjno-poznawczy) , lobotomia... Dużo i gęsto, ale po co? Jaka jest myśl przewodnia, roter Faden?

Tyle komentarza, a teraz pytanie merytoryczne. O co chodzi z pisaniem pamiętnika. Czy to jakiś powszechny lub modny element terapii? To już drugi tekst literacki, na jaki trafiam w bieżącym ćwierćroczu, w którym pojawia się motyw pamiętnika. Poprzedni tekst był nota bene niemiecki (Eschbach) 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
"Każdy podrozdział musi zaczynać się (mieć w pierwszym zdaniu) wyraźnie wskazaną osobę, z której punktu odbywa się narracja. Narrator może opisać jej (i tylko jej) myśli".

Cenne spostrzeżenie. Co prawda (wybacz, proszę), moim zdaniem, słuszne wyłącznie w określonej konwencji literackiej. Nie istnieją (znowu moim, jakże skromnym zdaniem debiutanta i "pseudopisarza", że zacytuję pewną aluzję z tego i owego), granice eksperymentów. Oczywiście dokonywanych na podświadomości czytelnika. Dodatkowo zauważmy, że w Twoim twierdzeniu:

"Z drugiej strony, jeśli CAŁA narracja ma myć stylizowana na wciąż zmieniającą się psychikę/charakterystykę JEDNEJ OSOBY, to narracja trzecioosobowa nie ma sensu"

jest subtelny błąd logiczny. Nie "CAŁA" narracja ma być stylizowana na "charakterystykę jednej osoby". Trik polega na dynamicznej - właśnie metamorfozie postaci - z którą to postacią narrator w magiczny sposób ma prawo się utożsamiać na bieżąco. A chwyty pisarskie, żeby osiągnąć taki odbiór... sorry... pseudopisarskie są tu "no limits". Gdyby tacy goście jak przykładowo świętej pamięci Jerzy Grotowski zakładali sobie kagańce konwenansów, to nigdy nie powstałby Teatr Laboratorium. Oczywiście nie każdy musiał lubić ten teatr, ale...

W temacie, który zacytuję:

"Może się wtedy stylizować na jej stan umysłowy, charakter czy wiedzę, ale to NAPRAWDĘ WYŻSZA SZKOŁA NARRACJI i wątpię, czy jej sprostasz".

...mógłbym odpowiedzieć dialogiem z opowiadania:

"Uciekinierka z zakładu psychiatrycznego zaśmiała się cicho.

– Może sama o tym nie wiesz. Sprawdzimy?

– Jak chcesz, żeby udowodnić, że nie jestem?

– Eksperymentem. Takim klinicznym.

– Sprecyzuj!

– Przecież mówiłam, że profesor Stolz stał się moim idolem. Chcę wypróbować jego metody. Na… jego żonie.

– Co on ci robił?

– Wiązano mnie do łóżka, a on robił wszystko, żeby mnie podniecić. Czasem przyglądał się temu Denzel.

– I co? Podniecałaś się?

– Na początku nie. Ale potem…"


Reasumując. Z wielkimi ludźmi (co właśnie z należytym i obopólnym szacunkiem czynię) to warto się czasem nie zgodzić. Podyskutować... Prawda? 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czytam:

Narrator (w mojej eksperymentalnej, nomen omen, koncepcji) koreluje swoim stylem ze stanem umysłu i z rozwijającą się wrażliwością Enoli.


Tak, jak Ty w Metamorfozie tego się nie robi.
Najprościej to opisać w narracji pierwszoosobowej.
Można i w trzecio-, ale wtedy potrzebna jest dyscyplina w operowaniu "dużymi" akapitami, czyli podrozdziałami. Żelazna dyscyplina.
Każdy podrozdział musi zaczynać się (mieć w pierwszym zdaniu) wyraźnie wskazaną osobę, z której punktu odbywa się narracja. Narrator może opisać jej (i tylko jej) myśli.
Może się wtedy stylizować na jej stan umysłowy, charakter czy wiedzę, ale to NAPRAWDĘ WYŻSZA SZKOŁA NARRACJI i wątpię, czy jej sprostasz.
Bo jeśli tak zaczynasz podrozdział:

Profesor z ogromnymi walcami na uszach cierpiał w milczeniu. Z jego oczu strzelały błyskawice nienawiści.

Betty uśmiechnęła się z wdzięcznością.


...to już do końca rozdziału narrator może widzieć tylko myśli profesora i stylizuje się na jego charakter.
Z drugiej strony, jeśli CAŁA narracja ma myć stylizowana na wciąż zmieniającą się psychikę/charakterystykę JEDNEJ OSOBY, to narracja trzecioosobowa nie ma sensu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Witam na Glównej. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bardzo, bardzo dziękuję za miłe komentarze, pomimo że zasada "niechwalenia dnia przed zachodem słońca" sugeruje ostrożność.
Nie wiem, jak długo tu się "zwyczajowo" oczekuje na nobilitację w postaci teleportacji z "Poczekalni" do "Zbioru Głównego". Jeśli widzę komunikat, że "Metamorfoza" uzyskała "wymaganą liczbę głosów", aby tak się stało, to przyznam, że portal i jego aktywiści działają niesamowicie sprawnie oraz z pasją.

Przy okazji pragnę podziękować koledze Tompowi za spostrzeżenia wysłane mi drogą prywatną. Na siedem uwag - trzy dotyczyły rzeczy jawnie oczywistych, w tym zasad interpunkcji.
Już wyedytowałem tekst i wręcz zawstydzony - poprawiłem. Naprawdę dziękuję.
Pozostałe cztery pozwoliłem sobie zapamiętać, kwalifikując je do tak zwanego "protokołu rozbieżności stanowisk", ale i tak uważam, że Tomp to wielki człowiek, z którym warto i znaleźć i zgubić...

W kwestii dalszego ciągu "Metamorfozy" (odpowiadając koledze unstableimagination), to zdradzę pewien sekret.
Początkowo to opowiadanie miało być nieco inne. W trakcie pisania coś mi zaświtało. Seria mi zaświtała, więc ciąg dalszy (zgodnie z ostatnim zdaniem: "koniec, albo i nie koniec") - nastąpi. Przy okazji odpowiem Tompowi (i zainteresowanym) co do fabuły i "ostatniej prostej" oraz "wniosków i zakończenia". W takiej koncepcji (kontynuacji fabuły) wszystko stanie się jasne. Proporcje będą inne. Nie będę spoilerował, ale obiecuję, przepraszając jednocześnie czytelników za złamanie zasady, która mówi, że - nawiązując do pewnego "ukrytego" niemieckiego tła opowiadania - "Eine opowiadanie - ein Führer". Chodzi mi tu o "spójność", homogeniczność - czyli, że powinno mieć wszystkie, wszystkie elementy.

Jedno zdradzę. A propos "suchości bułki tartej", bo wiem, o co chodziło Tompowi.
Narrator (w mojej eksperymentalnej, nomen omen, koncepcji) koreluje swoim stylem ze stanem umysłu i z rozwijającą się wrażliwością Enoli. W dalszym ciągu ona (i narrator) zaczną dostrzegać zapachy, szczegóły scenografii, a nawet wiele więcej. Piąty wymiar zobowiązuje...

Jeszcze raz dziękuję.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@unstableimagination
Kudy mi do @Rascal, ale spróbuję się wzorować na jej sążnistych komentarzach krytycznych.

No więc zręby fabuły przedstawiają się następująco:

Zbrodniczy (sugestia autora) psychiatra manipuluje osobowością jakiejś NoName pacjentki w celu (nie, nie seksualnym per se) zrobienia kariery naukowej. Podkręca jej inteligencję niecnymi (domysł) metodami.
Oczekiwania czytelników rosną.
I psychiatra się przelicza, bo obiekt, nazwany przezeń Enolą (uzasadnienie mało przekonujące i bez dalszego ciągu [-1-]) zyskuje inteligencję większą od zaplanowanej i przejmuje kontrolę nad psychiatrą.
Dotąd (wyjąwszy [-1-]) jest OK. Opis tego procesu ciekawy i spójny, acz końcówka (od wejścia do gabinetu) mocno naiwna i mało wiarygodna. Ale dobra; on dostał małpiego rozumu, a ona opanowała wydzielanie feromonów.
Oboje wychodzą z kliniki.
Jak wyżej: mało realne, ale idziemy dalej.
Następują jakieś dywagacje językowe [-2-]. „Gott mit uns” zaliczam do [-2-].
Mamy mało naturalny [-3-] opis zachowania żony. Psychologicznie nierealne uzgodnienia. Pada żądanie odbycia „sesji terapeutycznej”. Jakieś rozbierania, ubierania i ponowne rozbierania. Różnych osób. [-3-]
Cel niejasny; czytelnik stale czeka, do czego to doprowadzi.
Enola chce wypróbować „metody psychiatry na jego żonie”.
Ciekawość czytelnika rośnie.
Zakład o coś, co już jest w posiadaniu Enoli (forsa z sejfu), ale po co? [-4-]
To, co się dzieje między kobietami jest opisane językiem kosmity, który opisuje fakty, których nie rozumie. Dowiadujemy się o jakichś nadzwyczajnych zdolnościach Enoli (supermatematyczka, superpisarka) i czekamy, do czego to wszystko doprowadzi, czekamy na wielkie ŁAŁ! [-5-]
Ale widocznie musimy poczekać, bo teraz autor zadecydował, że musimy poznać historię intymnego życia żony psychiatry. Autor wprowadza dodatkowe osoby: kolegę szkolnego kobiety i mechanika Toma, który był wybitnym jebaką, ale wyjechał. [-6-]
Autor teraz serwuje drętwy opis szukania sfery erogennej u kobiety. Może wreszcie zaistnieje coś emocjonującego? [-7-]
Nie zaistniało.
Enola oświadcza, że idzie „uwolnić burdel od alfonsów”.
Teraz zaczynamy się spodziewać jakiejś Wielkiej Jatki. Świat spłynie krwią, a Enola, jak Behemot z Mistrza i Małgorzaty, będzie strzelać z colta i po każdym strzale dmuchać w dymiącą lufę. Innymi słowy: będzie zajebiście!
Ale zamiast stosów trupów, rzeki krwi i płonących dzielnic rozpusty „wystrojona Enola” schodzi po schodach z torbą i kurtką, a żona psychiatry po niemal rzewnym pożegnaniu biegnie do łazienki. [-8-] Cóż, sikanie rzeczą ludzką, niewątpliwie.
Kurtyna powoli się opuszcza. Na tyle powoli, że w blaskach gwiazd na bezchmurnym niebie widzimy, jak Główna Superinteligentna Bohaterka oddala się ku bezkresnej Ameryce.
A nie, to nie gwiazdy. To zapalają się lampy na suficie osiedlowego kina. Bileterki otwierają drzwi wyjściowe. Pora do domu.

W miejscach od -1- do -8- wskazałem to, co niszczy fabułę, bo albo prowadzi donikąd, albo zostało spieprzone opisowo. I tak jak napisałem: niech ktoś mi powie, o co autorowi chodziło?
Czyżby alfonsi, którzy to czytali, zadrżeli? Alfonsi, odezwijcie się!
Po co „wodorowa Enola”, po co ma super- zdolności, po co zakład o forsę z sejfu, po co Tom i ten drugi, po co te całe przebieranki, dlaczego w finałowej scenie najważniejszy jest bieg do łazienki i jak Enola będzie naprawiać świat?
To jest, chciałem powiedzieć, burdel. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Tomp "Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść."
Tego zarzutu nie rozumiem. Ucieczka Enoli jest przecież jakimś zakończeniem. Co byś przykładowo widział jako zakończenie, które Ciebie by usatysfakcjonowało?
A rytm też mi się podoba...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
Dawno (jeżeli w ogóle) nie było na pokatne tak poprawnego debiutu. Pod względem językowym wynotowałem zaledwie siedem usterek, które przesyłam na priv. Edycyjnie też bez zarzutu. Gratulacje.
Językowo i narracyjnie dzieło jest bardzo dojrzałe. Do tego stopnia, że aż nie mogę uwierzyć, że autor jest debiutantem, bo sposób narracji jest lepszy niż w większości wydawanych drukiem opowiadań. Odnoszę intuicyjne wrażenie, że coś tu nie gra.
Ale że nobody’s perfect, mam zastrzeżenia fabularne. Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść. Skończyłem czytanie i zadałem sobie pytanie: Ale co autor chciał przekazać? A że – cytując klasyka – mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym, jak kończy, rzutuje to na ostateczny odbiór całości.
Bardzo rzutuje. Sam autor ma chyba takie samo odczucie, bo pisze w ostatnim zdaniu:

Koniec. Albo i nie koniec.


O seks nie chodzi, bo w jego opisach autor nie tylko nie błyszczy, ale je pomija. O nastrój też, wszystkie opisy są suche jak tarta bułka. Emocje? Zaskoczenie? Cliff hanger (to ze słownika @Rascal)? Brak. Rytm opowiadania, początkowo nieźle się rozwijający (zapisy z nagrań), w momencie przejścia do realnej akcji nie tyle zamiera, co wchodzi na prostą, która równo prowadzi do mety, jak w rutynowej przebieżce po alejkach Central Parku:
Tu ktoś się onanizuje (aha…), tu leży jakiś pijak (fuj…), tam parka obściskuje się w krzakach (hmmm…), skądś dobiega krzyk „ratunku” (nie moja sprawa, ja biegam…), mijam kobietę w jednym buczie (cóż…) i… koniec. Jaki czas? 25’15’’?. Aha.
Dzień jak co dzień. Nieźle. Może jutro poprawię wynik.
Otwieram drzwiczki mojego forda i odjeżdżam.

I dlatego wystawiam notę „bardzo dobre” Tylko „bardzo dobre”, bo poprawność językowa to nie wszystko, czego od autora wymagam.
Pisza dalej, Autorze. Pisz, bo masz dobrą technikę, tylko tematu jej godnego jeszcze nie znalazłeś.
Czekam na Ciebie i liczę na TEN temat.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Super.
Klikam na Główną
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Fascynująco wspaniałe! Nie zgadzam się, by to był koniec. Enola jest zbyt fajną postacią.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Moim zdaniem dobre. Trochę trzeba styl podciągnąć i może treści dodać, ale opisy seksu bardzo realistyczne.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wszystko ok, ale nie da się zabić tak łatwo seksem. Co z tego że pokrwawiła nieco? Brak mi realizmu. Nie jest też wyjaśnione zbyt wiele, ale też nie można się domyślać. Ogólnie klimat ok, ale jakoś razi ta śmierć taka niejasna i mało prawdopodobna.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.