Metamorfoza
17 listopada 2024
Szacowany czas lektury: 25 min
Człowiek składa się z plusów ujemnych oraz minusów dodatnich...
Profesor Stolz zamyślił się. Odłożył okulary na blat biurka, a potem zamknął tekturową teczkę z dokumentacją medyczną. Włączył komputer. Spojrzał na drzwi gabinetu, upewniając się, że są zamknięte na klucz.
Dla pewności założył słuchawki. Sięgnął po papierosa, przypalił go pozłacaną zapalniczką i uruchomił odtwarzanie zaszyfrowanego pliku dźwiękowego.
Gdzie ja jestem? Kim ty, kurwa… Kto mnie przywiązał? Że co? Że chcesz mi pomóc? To zabierz tego pająka! Jak to którego? Nie widzisz go? To po co ci te bryle? Na suficie jest! Wszystko jest na suficie! Czego nie kumasz, asshole? Wszystko! Tam jest niebo. Gwiazdy nad Hudsonem i nad Grand Canyon. Co za głupie pytania zadajesz! Na podłodze jest piekło! No, może masz rację. Pod podłogą. I przestań gapić się na moje cycki. Gdzie moje ubranie? I co cię, kurwa, obchodzi, czy byłam w Arizonie? Nie podchodź do mnie! Co jest w tej strzykawce?
Czego dziś chcesz? I powiedz temu w zielonym fartuchu, że kiedy chcę się wysrać albo odlać, to chcę być w kiblu sama! I bez tych bransoletek na dłoniach! Pierdolony zbok! Ty też jesteś zbokiem? Zadajesz zboczone pytania. Chuj cię obchodzi, z kim miałam pierwszy seks! Fuck you! I nie strasz operacją mózgu! Co to znaczy to nero… neurolo… No, to coś, co powiedziałeś? Że co? Że jesteś światowej sławy? A pająków nie widzisz. Na suficie! Nie pamiętasz? Spierdalaj ze strzykawką! I oddajcie mi chociaż majtki!
Dlaczego mnie boli? Nie wiesz, co mnie boli? Co mi zrobiliście? Skąd ten opatrunek na oku? I co to za jebana dyskoteka błyska mi w głowie? A gdzie muzyka? Ja chcę muzy! Nie! Nie chóru anielskiego, debilu! Chcę Black Sabbath! Nie dostanę? Dlaczego? Co ty wiesz o Butlerze? Gówno! Gówno! I wsadź sobie sam strzykawkę w dupę. Chcesz, to ja ci ją kiedyś tam wsadzę. Nie wierzysz? Nie daruję ci tego, co teraz robisz, zboczeńcu! Zabieraj łapy z mojej cipy!
Mówisz, że wyniki badań są okay? I że jeszcze tydzień, a nie będę przywiązana? I że ten zbok w zielonym nie będzie mi podcierał dupy? I żebym pisała pamiętnik? Ja nie umiem pisać. Robię błędy. Za to umiem inne rzeczy. Jakie? Przekonasz się. Dobrze. Będę pisała. Bo żeby pisać muszę mieć zdjęte te bransoletki. Tak. Będę grzeczna. Możesz mnie podotykać. Tym razem nie będę drzeć mordy.
Kliknął w ikonkę playera. Niski, chrapliwy głos pacjentki NN ucichł. Przesunął kursor na inny plik. Otworzył plik tekstowy. No może nie do końca tekstowy, bo trudno skan odręcznych zapisków nazwać tekstowym.
Kurwa ostatni raz pisałam w szkole dobrze że ten huj obiecał mi że nigdy tego nikomu nie pokarze czuje się lepiej zajebisty długopis taki ładny kolor ma ale i tak nie wiem co pisać i od czego zaczońć poprubuje jutro.
Kropki. Jakiś głos mówi mi, że trzeba stawiać kropki i przecinki. Okej… Posłucham go, bo to słodki jak lizak głos. No i zdjeli mi te branzlolety. Mogę chodzić do kibla sama. I pod prysznic.
Nie pisze się „branzlolety”, pisze się „bransolety”. Nie pisałam przez kilka dni, bo w moim środku grała muzyka. Nawet zaczęłam spiewać. Chociaż to nie był blek sabat i nie było batlera. Dziś już nic nie napisze. Muza zaczyna grać. I te dziwne błyskawice widze.
Był. Chuj w białym kitlu z brylami na nosie. Nie wiem sama, skąd teraz wiem, że on nie jest hujem, tylko chujem. Znowu mnie obmacywał. Nie protestowałam. Ta muzyka gra cały czas. W głowie. Mojej chyba tylko. Poza tym pamięć mi wraca, ale o tym napiszę jutro. Albo za tydzień.
Hudson. To taka rzeka. Ciemna, ponura i lodowata. Zwłaszcza, gdy cię do niej kolesie wrzucą w listopadzie. I w ubraniu. Było mi zimno. Brakowało powietrza. I wtedy na gitarze zagrał Geezer Butler. Wypłynęłam na powierzchnię niesiona magiczną antygrawitacją. Potem wrócił mrok. Skąd ja znam słowo „antygrawitacja”?
Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Mój pierwszy chłopak zabrał mnie kiedyś do kina samochodowego. To było w okolicach Bedfort, w hrabstwie Tarrant. Wieki temu. Ale pamiętam, że ekran był ogromny. Taki, jaki teraz widzę. Z każdym dniem robi się coraz większy. W dodatku stał się dziś trójwymiarowy.
Ten psychiatryczny chuj z blond grzywką – kiedy już skończył się ze mną zabawiać i nałożył okulary, powiedział, że jest więcej wymiarów niż trzy. I że jeśli jego eksperyment się powiedzie, to może zobaczę ten czwarty.
Może pierdolił głupoty jak recenzent książek, których nie rozumie, a może nie. Kończę pisać, bo znowu przyszła dyskoteka. Chyba polubiłam te stany odmiennej świadomości. Odmiennej od płaskich czarno-białych obrazów.
Dziś zobaczyłam czwarty wymiar. W dodatku potem okazało się, że jest i piąty. Dałam dupy profesorowi. Sama. Z własnej woli tym razem. Był zachwycony i dyszał.
Jak mój chłopak na tylnym siedzeniu cadillaca. Po tym kinie niedaleko Bedfort. C.C. Catch chyba też chciała być zerżnięta w cadillacu, albo faktycznie ktoś ją tam zerżnął, ale to nie mój problem.
Butler powiedział mi, że tak trzeba. Znaczy, żeby dać dupy profesorowi, nawet gdy nie ma cadillaca w pobliżu. Potem powiedział jeszcze coś. A nawet kilka „cosiów”. I dlatego kończę z pisaniem. Obiecałam sobie, że od teraz będę inna. Nie tylko sobie. Butlerowi również.
Stolz popatrzył na niedopałek rothmansa i zamyślił się. Był świadom ryzyka, ale żądza sławy tłumiła obawy. Lobotomia była od wielu lat zakazana. Ale on przecież ją udoskonalił. Od dawna wiedział, że jest geniuszem godnym dziadka, imigranta podającego się w USA za ofiarę nazizmu.
A tę kobietę przecież ma pod kontrolą. Dokumentację zaszyfrował i jedynym, który może cokolwiek wiedzieć o niektórych mrocznych sekretach prywatnej kliniki, jest poczciwy salowy, Denzel, którego ma w garści. Pacjentkę pokaże światu dopiero we właściwym momencie. Zrzuci ją na kolegów z branży jak Paul Tibbets zrzucił „Little Boy” na japońców z bombowca B-29 Superfortress o wdzięcznej nazwie „Enola Gay”. No właśnie. Ona już nie będzie „NN”. Od teraz będzie miała imię Enola.
Jednak coś go niepokoiło. Ostatnie testy wykazały, że „NN” ma po dwóch miesiącach, od dnia, w którym ją przywieziono z diagnozą upośledzenia umysłowego, iloraz inteligencji 150. Z tendencją rosnącą. Tego nie było w planach. To się miało zatrzymać na 120.
Dźwięk komórki przerwał ciszę.
– Kochanie, czekam z kolacją.
Głos żony zabrzmiał kojąco. Zawsze tak brzmiał. Od dwudziestu lat.
Herman Stolz uśmiechnął się. Kochał i był kochany.
– Fajnie, że jesteś, mój Pigmalionie.
Herman osłupiał.
– Dałem ci komputer i dostęp do internetu, żebyś poznała świat, a ty czytasz antyczne mity?
Dostęp był co prawda ograniczony – pomyślał odruchowo i sam siebie pochwalił za przezorność.
– A co w tym złego? – odparła ubrana w miniaturowe bikini pacjentka kliniki.
– Nic… Po prostu się dziwię.
– Reklamy z seksowną bielizną też przeglądałam. Kupisz mi taką? – zapytała, klikając w zakładkę przeglądarki.
Stolz uśmiechnął się. Jego obawy zniknęły na widok oferty sexshopu. Tym bardziej że ostatni test na inteligencję wykazał wygaszenie tendencji. Enola najwyraźniej osiągnęła pułap wzrostu IQ. Pułap, czyli sufit, na którym na szczęście nie widziała już pająków.
– Kupię.
Trzydziestoletnia kobieta przeciągnęła się jak kotka.
– A zrobisz jeszcze coś? – wymruczała.
Profesor poczuł dreszcz pożądania. Inny niż wcześniej. Wcześniej miał ją jak alfons zniewoloną dziwkę. Na każde życzenie.
Teraz zaczęło go kręcić coś innego. Jej instynkty i jej hormony. Tak przynajmniej mu się wydawało.
– Co byś chciała?
– Pokaż mi swój gabinet. Masz tam biurko, na którym mogłabym się oprzeć i wypiąć dupcię?
Zmrużyła oczy i pogłaskała się po piersiach.
A czym ryzykuję? – pomyślał.
– Teraz? – zapytał.
– Im szybciej, tym lepiej… Skoro mam poznawać realny świat, to dlaczego nie zacząć od twojego?
Nie zastanawiał się długo. Klinika, a przynajmniej ta jej część, nie licząc tkwiącego przy wejściu ochroniarza, była pusta o tej porze.
Wsunął kartę w czytnik przy drzwiach izolatki.
– Jak w bajce! – szepnęła, wchodząc do królestwa Stolza. – I jaki masz wielki telewizor! A ma funkcję 3D?
– Wystarczy mi jedno „D”. Twoja dupcia – wychrypiał coraz bardziej podniecony.
– Masz tu jakieś… bransoletki? Albo policyjne kajdanki? Wiesz… Zatrzepotała rzęsami. – Spodobało mi się, co ze mną robiłeś tam, w tamtym pokoju.
Oddech Hermana przyspieszył. Sukces jego eksperymentu na bezdomnej, uratowanej przez patrol wodnej policji kobiecie, przerósł nawet Hiroszimę. Sięgnął do szuflady.
– Mam!
– Daj mi je. Sama zapnę…
Stolz machinalnie spełnił prośbę. Potem poczuł silne uderzenie w głowę. Stracił przytomność.
Gdy ją odzyskał, siedział na podłodze przykuty do grzejnika w uwłaczającej godności pozycji. W jego fotelu, z nogami na blacie biurka, wylegiwała się Enola.
– I co się tak gapisz? – zapytała. – Przecież powiedziałam, że sama nałożę kajdanki. Ale nie powiedziałam, komu – zaśmiała się.
Doświadczony neurochirurg i psychiatra nie dał się zwieść perlistemu śmiechowi. Poczuł niepokój.
– A tego ciosu-niespodzianki mnie kiedyś nauczyli w Bronksie – usłyszał. – Przywróciłeś mi pamięć. Dziękuję. Teraz przywrócisz mi wolność.
– Jeśli uciekniesz, zgłoszę to władzom! Będziesz miała kłopoty!
– Ja?! Za co? A może ty?
Zdjęła nogi z biurka i pochyliła się nad klawiaturą komputera.
– Nie znasz kodu! – zarechotał profesor.
– Jesteś pewien? No to patrz.
Obróciła monitor w stronę okna. Herman poczuł się jak kiedyś pod Stalingradem jego przodek, któremu zabrakło amunicji w palącym się czołgu, a zewsząd biegła rosyjska dzicz z pepeszami.
– Skąd… skąd znasz hasło?! – wrzasnął.
Zielone oczy Enoli nabrały zimnego blasku.
– Od ilu dni robisz mi testy IQ?
Niedoczekawszy się odpowiedzi, uderzyła pięścią w blat.
– A nigdy nie pomyślałeś, że łatwiej jest udawać idiotę niż inteligentnego? Nabierają się na to i mali i wielcy. Ty jesteś wielki, prawda? I wierzysz, że mam tylko 150?
Po plecach Stolza przebiegły ciarki. Powoli zaczął rozumieć. Jednocześnie gdzieś w głębi podświadomości odezwał się demon o imieniu Ego.
– Stworzyłeś nie „Little Boya”, ale bombę termojądrową… – szepnął pocieszająco wysłannik piekieł. Miał rację. Hermanowi pozostało zamilknąć.
– Ładny laptopik. Musiał dużo kosztować – mruknęła kobieta. – A jego zawartość jeszcze cenniejsza jest. Dużo cenniejsza. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli go sobie wezmę na pamiątkę?
Rozejrzała się po gabinecie. Podeszła do szafy.
– Jestem wysoka. Twój płaszcz będzie mi pasował. Wybacz, ale w samym bikini nie będę paradować po mieście.
Spojrzała na fotografię, stojącą na biurku.
– Twoja żona też jest wysoka… – mruknęła. – To dobrze. Uzupełnię garderobę u ciebie w domu. Ten pilot jest od twojego priusa? Dziwisz się, skąd wiem, że takim autkiem jeździsz? W internecie jest wszystko. Wystarczy poszukać. A pęk kluczy to od waszej posiadłości?
– Co chcesz zrobić?! – krzyknął.
– A jak myślisz? Przecież musimy stąd wyjść razem. Ochrona mnie samej nie wypuści, prawda? A poza tym… Mamy rachunki do wyrównania.
– Co ty kombinujesz?!
Enola otworzyła szufladę biurka.
– Zobaczysz. Jest szansa, że ci się to nawet spodoba, zboczeńcu. A to… – potrząsnęła znalezionym w szufladzie przedmiotem – bardzo się przyda. Ładny colt. I naładowany. W dodatku model, który znam. Pewien mój przyjaciel miał taki. Kiedyś… Czasem dawał mi postrzelać do puszek po piwie. To jak, panie Stolz? Chyba czas na nas? Wychodzimy? I bez głupich numerów przy ochroniarzu. Odbezpieczony rewolwer mam w kieszeni płaszcza.
– Moje nazwisko też znasz? Jakim cudem?
– Nie obrażaj mojej świeżo nabytej inteligencji, profesorku. Swoją drogą… „stolz” brzmi dumnie – zachichotała.
– Przecież nie znasz języka niemieckiego!
– Nie? To się nauczę, jeśli zechcę, herr Stolz. A teraz popraw marynarkę, zapnij rozporek i ruszamy. I jeszcze jedno. Wiesz, że C.C. Catch to też prawie Niemka? Müller jej nazwisko. To chyba po waszemu „młynarz”, tak? Patrz, mamy tyle wspólnego… Po angielsku „młynarz” to miller…
Stolz zdusił, a właściwie zmełł w zębach wulgaryzm. Uwolniony z kajdanek, posłusznie otworzył drzwi i wyszedł pierwszy.
– Twoje szanse na przeżycie rosną, Hermanku. Z ochroniarzem zagrałeś perfekcyjnie. Tylko prowadź to cudo ostrożnie i niech ci do głowy nie przyjdzie mrugać światłami na widok patroli, okej? Ten colt ma więcej niż jeden nabój, a gliniarzy na ogół jest tylko dwóch. Szkoda by ich było, prawda?
Stolz poddał się całkowicie. Wyłączył racjonalne myślenie i zdał się na instynkt. Przypomniał sobie, co kiedyś opowiadał dziadek.
– „Gott mit uns” – wyszeptał, skręcając na podjazd. Od kilku minut w kieszeni płaszcza, którym otuliła się Enola, jego komórka wibrowała i grała muzykę z fimu „Love Story”.
Jego była pacjentka otworzyła bramę pilotem, który trzymała od kilku minut w dłoni. Srebrna toyota zatrzymała się pod sporym, otoczonym zadbanym aż do przesady ogrodem, domem.
– I co teraz? – zapytał.
– Najpierw mnie przedstawisz żonie. Nie znasz zasad savoir-vivre?
– Jako kogo?
– Jestem twoją nową asystentką. Chcesz mnie zaprezentować małżonce i dlatego mnie zaprosiłeś. Czegoś nie rozumiesz?
– Ja rozumiem. Ale Betty rozpozna mój płaszcz, który masz na sobie. Poza tym… nie zdejmiesz go? Pod spodem jesteś prawie naga. Jak to jej wytłumaczymy?
– Nie martw się. Ja to załatwię.
– Jak?
– Nie „jak”, a czym. Tym!
Enola poklepała się po kieszeni.
– Błagam! Nie zabijaj jej! Co ci z tego przyjdzie?!
Stolz szarpnął się, ale widok lufy wycelowanej w głowę, stłumił desperację.
– Nie bój się. Nie zrobię jej krzywdy. O ile żadne z was mnie nie sprowokuje. Może to raczej ona ciebie zechce zabić! A poza tym mam inne plany. Może ja jestem bardziej zboczona niż ty? A teraz zamknij się i powoli wysiądź z samochodu. Masz w bagażniku taśmę klejącą? Każdy kierowca to wozi.
– Mam.
– Wyjmij i mi podaj. Tylko bez gwałtownych ruchów. I jak wejdziemy, nawet nie myśl o przyciskach alarmu. Nie zdążysz! Bywam szybka. Bardzo szybka. Jak wy to kiedyś nazywaliście? Blitzkrieg? I przesuń łapy za plecy. Chyba polubiłeś kajdanki? Przyzwyczajaj się.
Za przeszklonymi drzwiami pojawiła się sylwetka. Klamka drgnęła i Enola stanęła twarzą w twarz z panią Betty Stolz. Herman, ze skutymi za plecami rękami, starał się ruchami brwi ostrzec żonę. Nadaremnie.
– Herman, dlaczego nie uprzedziłeś, że przywieziesz gościa? I dlaczego nie odbierasz telefonu?
Czterdziestokilkuletnia, dorównująca wzrostem pacjentce męża, lekko rozczochrana blondynka spojrzała na płaszcz i na gołe łydki krótko ostrzyżonej, ciemnowłosej intruzki.
– Pani nosi klapki? W taką pogodę? I płaszcz mojego męża? Co tu się dzieje?!
– Wszystko ci wytłumaczę, kochanie. Zdarzył się… pewien wypadek…
Herman starał się za wszelką cenę nie dopuścić do brutalnej konfrontacji. Weszli do obszernego salonu. Dopiero tam, w pełnym świetle, Betty zobaczyła kajdanki. Serce podeszło do gardła.
– Herman! Kim jest ta pani?!
– To moja… asystentka – wybełkotał profesor.
Milcząca dotąd Enola pchnęła mężczyznę na ogromną kanapę.
– Skończmy grać komedię – powiedziała bardzo spokojnym tonem, uśmiechając się leciutko. – Nie jestem asystentką. Jestem, a właściwie byłam, pacjentką. Tu i teraz chcę tylko trzech rzeczy, a potem się rozstaniemy. W przyjaźni, mam nadzieję.
Oszołomiona pani domu zacisnęła nerwowo palce.
– Jakich rzeczy?
– Po pierwsze, potrzebuję normalnych ubrań.
Rozpięła płaszcz i powolnym ruchem zrzuciła go na marmurową posadzkę. Czarne, o jeden numer za małe, bikini nie zakrywało praktycznie nic.
– Betty, pozwolisz, że będę ci mówić po imieniu, chyba nie muszę tłumaczyć, po co mi ciuchy – wycedziła przez zęby, trzymając w dłoni rewolwer. – Prawda, że mi pożyczysz swoje? Biust urósł ci większy, ale resztę mamy w tym samym rozmiarze.
Pani Stolz wbiła wzrok w krocze Enoli. Cieniutki materiał wpijał się w srom jak folia, w którą pracownicy supermarketów owijają owoce, żeby dłużej zachowały świeżość.
– Pożyczę. Czego jeszcze chcesz?
– Trochę kasy na początek nowego życia. Herman z pewnością trzyma w domu gotówkę. Gdzie jest sejf?
– Nie mamy w domu sejfu.
– Herr Herman, pamiętasz o laptopie? Zostawiłam go w samochodzie, ale wychodząc, zabiorę go. Jako… zabezpieczenie. Rozumiemy się?
Stolz zazgrzytał zębami w bezsilnej złości.
– Jest za tym obrazem – mruknął.
– To na co czekasz? Podaj szyfr.
– Sama nie potrafisz odgadnąć?
– Może i potrafię. Ale chcę ci dać szansę, żebyś udowodnił chęć współpracy. Alles klar, herr profesor?
– Moja data urodzin, tylko w odwrotnej kolejności. Tam jest biżuteria i ponad dwadzieścia tysięcy dolarów. Bierz i daj nam spokój, proszę.
Kręcąc pupą, podeszła do ściany. Ostrożnie zdjęła portret siwego mężczyzny w pruskim mundurze i otworzyła metalowe drzwiczki, taksując zawartość.
Korzystając z okazji, Betty podbiegła do leżącego na półeczce telefonu, jednak Enola była szybsza. Colt wypluł z siebie jeden pocisk, który z zadziwiającą celnością roztrzaskał kosztowny smartfon. Pani Stolz zamarła w bezruchu.
– Przecież powiedziałam, że chcę się z wami rozstać w zgodzie! – rozległ się stanowczy głos. – A biżuterii nie potrzebuję. Wystarczy mi ten plik banknotów.
Zamknęła sejf i podeszła do przerażonej pani domu.
– Nie pytasz o trzecią rzecz, której chcę?
– Czekam, aż sama powiesz – wybełkotała profesorowa.
– Widzisz… Przebywając w klinice twojego męża, uległam fascynacji zawodem psychiatry. Chciałabym też spróbować tego fachu. Być taka jak on. Jak znany psychiatra.
Herman rozkaszlał się, a Betty otworzyła szeroko oczy.
– Co masz na myśli? – zapytała.
– Sesję terapeutyczną w moim wykonaniu. Wzorowaną na metodach mojego mistrza i idola.
Była pacjentka zaśmiała się.
– Ale zacznijmy od pożyczenia ubrań, OK.?
– Garderobę mam na piętrze. Wybierzesz sobie, co chcesz.
– To może potem. Teraz trzeba powstrzymać profesora, żeby czegoś głupiego nie próbował. Te kajdanki to za mało. Wyjmij z kieszeni płaszcza taśmę i oklej ślubnemu nogi.
Blondynka posłusznie wykonała polecenie.
– I zaklej mu usta. Nie lubię hałasu. O, tak dobrze. A teraz opuść mu spodnie.
– Co?!
– Spodnie. A potem bokserki. Do kolan wystarczy.
Enola od niechcenia pomachała coltem i z satysfakcją obserwowała nieporadne ruchy zastraszonej kobiety.
– Znakomicie! – pochwaliła efekt. – A teraz kwestia ubrań. Zaczniemy od przymierzenia tego, co masz na sobie. Ładne jeansy. Zdejmuj!
– Żartujesz?!
– Nie. Zdejmiesz sama, czy mam sobie urządzić strzelnicę?
– Ty naprawdę nie żartujesz?
W odpowiedzi rozległ się huk. Pocisk trafił w poduszkę, na której skrępowany Herman oparł głowę. Z pluszowego wnętrza posypały się białe kulki materiału. Betty szybko rozpięła suwak, zsunęła pantofle i podała wranglery agresorce.
– Zobacz, pasują jak ulał.
Enola poklepała się po pupie.
– A teraz bluzka! – rozkazała. Tym razem obyło się bez ociągania.
– Trochę luźna, ale mi pasuje.
Już ubrana, przejrzała się z satysfakcją w lustrze.
– Ładną nosisz bieliznę – zwróciła się do rozdygotanej małżonki cenionego naukowca. – Stanik będzie na mnie za duży, ale i tak go zdejmij. Majtki też.
– Naprawdę tego właśnie chcesz? – usłyszała szept.
Zerknęła na kanapę, a zwłaszcza na obnażoną męskość Hermana.
– Nie podnieca cię żona, robiąca striptiz? Terapia nie działa? Poczekam. Mam dużo czasu.
– Już zdjęłam – odezwała się blondynka, stojąc nago pośrodku salonu.
– Widzę. Ładną masz tam fryzurkę. Taki uroczy trójkącik… Ja mam wygoloną. Denzel mnie wygolił, na życzenie twojego męża, wiesz? Nawet był delikatny i podobało mi się, jak to robił, ale mu tego nie powiedziałam. To teraz włożysz moje bikini. Betty, będziesz mną, OK.? Pacjentką kliniki.
Na twarzy pani Stolz wykwitł rumieniec.
– Przecież masz je na sobie – wyksztusiła.
Enola nie odpowiedziała. Zdjęła spodnie i bluzkę, a potem obie części bikini.
– Przymierz! – poleciła, podając dwie mikroskopijne szmatki. Zauważyła, że członek Hermana powiększył się. Niewiele, ale zawsze.
– Przejrzyj się w lustrze – powiedziała. – Nie lubisz stringów? Wpijają się w rowek?
– Wpijają. A góra ciśnie. Ledwo dopięłam. I sutki są odsłonięte. Co to za zboczona zabawa?
– To nie zabawa. To terapia. Zainspirowana pomysłami twojego męża! Spójrz na jego penisa. Rośnie w oczach.
Betty rzuciła się z pięściami na bezbronnego mężczyznę.
– Ty świnio! O czym ona mówi?!
Zakneblowany mógł jedynie wydać z siebie serię nieartykułowanych dźwięków. W trakcie szarpaniny zameczek czarnego stanika pękł i spory biust Betty po raz drugi tego wieczoru ukazał się w całej okazałości.
– Zostaw go!
Enola szarpnęła rozwścieczoną samicę za ramię. Pomimo zbliżonego wzrostu była od niej znacznie silniejsza. Przycisnęła kobietę do siebie, aż ta znieruchomiała.
– Ta kanapa się rozkłada, prawda?
– Bo co?
– Bo potrzebuję przestrzeni do terapii. No już! Rozkładamy!
– O czym ty myślisz, chora kobieto?! Co chcesz z nim zrobić?
– Z Hermanem? A może z tobą?
Dłoń Enoli zacisnęła się na piersi frau Stolz.
– Puść mnie! Ja nie jestem zboczona!
Uciekinierka z zakładu psychiatrycznego zaśmiała się cicho.
– Może sama o tym nie wiesz. Sprawdzimy?
– Jak chcesz, żeby udowodnić, że nie jestem?
– Eksperymentem. Takim klinicznym.
– Sprecyzuj!
– Przecież mówiłam, że profesor Stolz stał się moim idolem. Chcę wypróbować jego metody. Na… jego żonie.
– Co on ci robił?
– Wiązano mnie do łóżka, a on robił wszystko, żeby mnie podniecić. Czasem przyglądał się temu Denzel.
– I co? Podniecałaś się?
– Na początku nie. Ale potem…
– Czyli co chcesz zrobić teraz?
Enola zachichotała.
– Powtórkę z rozrywki. Tyle że teraz ja będę nim, a ty mną, rozumiesz?
– Będziesz próbowała mnie podniecić?
– Tak. Ale musi być tak samo. Zostaniesz przywiązana do podłoża. Gdzie ta taśma?
– Ale ty głupia jesteś. Dlaczego miałabym się na to zgodzić?
– Bo mam to – Enola wskazała rewolwer. – A poza tym chcesz mi coś udowodnić, a to jedyny sposób.
– Kobieta nie jest w stanie mnie podniecić!
– W komputerze Hermana jest wiele dowodów na to, że to możliwe. Zresztą załóżmy się.
Betty wybuchnęła śmiechem.
– O co?
– O tę kasę z sejfu. I o przekonanie. Zakład stoi?
Pani Stolz spojrzała z nienawiścią w kierunku męża. Zastanowiła się przez chwilę.
– Stoi! Co mam zrobić?
– Zdjąć majtki i położyć się na kanapie. Taśma zastąpi tamte szpitalne przybory.
Po kilku minutach na ogromnej, rozłożonej kanapie, kojarzącej się w tym momencie ze średniowiecznym stołem tortur, spoczęło nagie ciało Betty z rozchylonymi szeroko nogami. Obok leżał z opuszczonymi do kolan spodniami i gatkami skulony Herman. Milczał, mrugając powiekami.
Enola delektowała się widokiem. Stała obok i bawiła się coltem, kręcąc nim młynki jak rewolwerowiec z westernu. Dobrze jest mieć władzę… – pomyślała. Potem odłożyła broń i położyła się pomiędzy małżonkami.
– I jak? Podoba ci się, zboku? – zwróciła się do mężczyzny. – A jak twój penisek? Ooo… nabrał wigoru. Mogę go pocałować? Nie odpowiadasz? No tak. Jesteś zakneblowany. I niech tak zostanie!
Pochyliła się nad kroczem profesora i polizała całkiem spory organ.
– Odpieprz się od mojego męża! – rozległ się syk. – To na mnie miałaś eksperymentować!
– Oj! Zazdrosna jesteś, czy nie możesz się doczekać?
– Rób, co masz robić, zapłać za przegrany zakład i wynoś się z tego domu! – krzyknęła Betty.
– Uspokój się… Zrelaksuj… – szepnęła Enola, głaszcząc udo pani Stolz. – Zaczynamy. Z kim miałaś pierwszy seks?
– On cię o to samo pytał?
– Tak.
– I odpowiedziałaś?
– Za pierwszym razem nie. Dopiero, gdy mnie nafaszerował prochami.
– A mnie też nafaszerujesz prochami?
– Nie. Ale ołowiem sporego kalibru mogę.
– Wtedy twój eksperyment się nie uda. Martwi nie odpowiadają na pytania.
– W takim przypadku uznam akcję za porażkę i poszukam innego obiektu. Poza tym, skąd wiesz, że to ciebie nafaszeruję ołowiem?
Pani profesorowa naprężyła mięśnie. Spróbowała się uwolnić, lecz bezskutecznie.
– Nie!
Enola wbiła w nią wzrok.
– Ty naprawdę kochasz męża. Pomimo że przed chwilą chciałaś go bić… Interesujący przypadek. To z kim miałaś pierwszy seks?
– Odpowiem, ale on nie może tego słyszeć. W ogóle nie chcę, żeby słyszał, co mówię!
– Robi się ciekawie. Czyli jesteście kochającą się parą, ale macie przed sobą tajemnice?
– Mówisz jak terapeutka. Kim ty właściwie jesteś? Zaczynam podejrzewać, że to wtargnięcie jest ustawką, którą wymyślił Herman! Uwolnijcie mnie!
– Byłby do tego zdolny? – uśmiechnęła się naga kobieta z rewolwerem w dłoni. – Zmartwię cię, albo pocieszę. To nie jest jego ustawka! A ja nie jestem terapeutką. W zasadzie nie jestem do końca pewna, kim jestem. Świadomość z czasów przed szpitalem mi wraca w miarę szybko, ale porcjami. Za to błyskawicznie coś się zmienia w innych obszarach. Potrafię wykonywać skomplikowane działania arytmetyczne w pamięci, potrafię pisać bezbłędnie długie teksty, mimo że nie bez problemów ukończyłam jedynie elementary school. Potrafię również…
Urwała nagle. O tym nie będzie mówić.
Betty odwróciła głowę. Starała się pojąć sytuację.
– Czy te dziwne rzeczy w twojej głowie są efektem terapii Hermana? – zapytała cicho.
– Tak. I pewnego zabiegu, a właściwie operacji. Zdążyłam przejrzeć zawartość jego komputera. Jest tam folder o nazwie „Galatea”. To nazwa szatańskiego projektu neurochirurgicznego. Herr Stolz jest geniuszem, przyznam. I ja na jego geniuszu skorzystam!
– Nie jesteś więc psycholką?
– A kto to jest „psychol”? Ktoś inny niż otoczenie? Przestań mnie zagadywać! Odpowiadaj na pytania!
– Odpowiem na wszystkie, ale… Proszę, zabierz stąd Hermana!
– On ma patrzeć. Za to mogę mu wyciszyć bodźce audio. Nawet je zmienić. Te słuchawki są bezprzewodowe? A w telewizji leci program Oprah Winfrey?
Profesor z ogromnymi walcami na uszach cierpiał w milczeniu. Z jego oczu strzelały błyskawice nienawiści.
Betty uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Pierwszy seks był z kuzynem. Mieliśmy po piętnaście lat, a on był bardzo przystojny.
– Oszczędzę ci pytania o szczegóły. Za to zadam inne. Ilu facetów miałaś przed ślubem?
– Pięciu.
– A po ślubie?
– Muszę odpowiedzieć?
– Musisz.
Betty ze wstydu zamknęła oczy. Przez chwilę milczała.
– Dwóch…
– Jednym z nich był mąż?
– Nie. Tak licząc, byłoby trzech.
– Zdradziłaś Hermana? Dlaczego i kiedy?
– Pierwszy raz rok po ślubie. Z dawnym kolegą po spotkaniu klasowym. Upił mnie.
– A gdzie był profesorek?
– W klinice. Zapewne eksperymentował. On jest szalenie pracowity i wiecznie zajęty.
– Miałaś romans potem z tym kolegą?
– Nie. To był jednorazowy wybryk. Za to ten drugi facet…
Enola zdała sobie sprawę z faktu, że pomimo fizycznego skrępowania taśmą klejącą, jej „pacjentka” pozbywa się psychicznych ograniczeń. Tak trzymaj, mała… – pomyślała z satysfakcją, milczeniem zachęcając do dalszych zwierzeń.
– Ten drugi to był… – kontynuowała pani Stolz – Tom. Mechanik samochodowy. Miałam z nim najlepszy seks w życiu. Szkoda, że wrócił do Europy…
Enola pogłaskała brzuch profesorowej. Nie cofnęła dłoni. Muskała gładką skórę opuszkami palców.
– Kiedy wyjechał?
– Miesiąc temu.
Samozwańcza terapeutka położyła się przy blondynce, której włosy stawały się coraz bardziej rozczochrane.
– Tęsknisz za nim? – szepnęła wprost do ucha.
– Szczerze? Tak. I za jego dotykiem. Zwłaszcza za dotykiem.
– Takim jak mój? – Enola przesunęła dłoń z brzucha na pierś i musnęła brodawkę, która powiększyła się niespodziewanie. Betty zadrżała.
– Ty naprawdę chcesz wygrać zakład? Grasz nie fair.
– A jak byłoby „fair”?
– Nie wiem… Nie znam terapeutycznych metod Hermana.
– Terapeutycznych? A czym się różni terapia seksuologa od pieszczot?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może… Może chodzi o etykę?
– Teoretycznie masz rację. A w kwestiach technicznych czym to się różni?
– Nigdy nie byłam u seksuologa.
– Przecież to jedna ze specjalności medycznych twojego małżonka. Więc nie tylko byłaś, ale jesteś non stop u seksuologa od… Kiedy się pobraliście?
– Dwadzieścia lat temu. I nie pytaj o dzieci. Nie mamy. Jestem bezpłodna. Ciekawe wnioski wyciągasz.
– Nie ja. Mój podrasowany mózg. A teraz powiedz coś. Jaki jest twój seks z tym, który leży metr od nas i wygląda, jakby miał puścić pawia?
– Naprawdę on słyszy tylko program Oprah?
– I to na maksymalnym poziomie głośności.
– Jesteś sadystką!
– Bywam. Odpowiesz? Powiesz, jak wygląda gra wstępna?
Betty wbiła wzrok w sufit. Przez moment milczała.
– Jest dość subtelna, ale schematyczna. On zna moje miejsca erogenne. Aktywuje je i potem mnie… rżnie.
– Które to miejsca?
– Nie ułatwię ci wygrania zakładu!
– A jeśli sama znajdę?
Enola zajrzała w rozszerzone źrenice. Skupiła się, marszcząc czoło. Zbliżyła usta do ucha. Polizała małżowinę, wwiercając się językiem w jej krętą i bogatą strukturę.
Pani Stolz wyprężyła się i jęknęła.
– Nie rób tak! – krzyknęła.
– Bo co? Bo przegrasz zakład?
– Grasz nieczysto!
– To mam przestać?
– Nieee…
– A mogę cię pocałować?
– Gdzie?!
– Na początek w usta…
– Fuck you! Możesz!
Enola dostrzegła rozchylone wargi. Potem poczuła ciepły język, który wyszedł na spotkanie z eksperymentem. Całowały się przez pięć minut albo dłużej. Dłoń pani sytuacji zawędrowała na podbrzusze, a potem pomiędzy inne wargi. Istna powódź – pomyślała z dumą.
– Przegrałam, prawda? – zajęczała jej laboratoryjna małpka, oddychając ciężko.
– Na to wychodzi. Wiesz, co robił Herman na początku terapii? Podniecał mnie, ale przerywał tuż przed…. Mam to samo zrobić z tobą? Ja wtedy byłam związana i nawet sama nie mogłam dokończyć.
– Nie będziesz aż taką sadystką!
– Zastanowię się. Co mi za to dasz?
– A co chcesz?
– Odrobinę wzajemności.
– A rozwiążesz mnie?
– Tego nie zaryzykuję. Ale poradzimy sobie…
Zmieniła pozycję. Teraz tuż przed oczami miała przystrzyżony trójkącik i różową, gotową na wszystko szparkę. W zamian oddała swoje wygolone krocze, którym przylgnęła do twarzy Betty.
– Chyba obie wiemy, co robić? – zapytała.
– Taaak!
– Czyli ten plik banknotów jest jednak mój?
Enola ubierała się powoli, patrząc na rozpalone policzki pani Stolz. Herman wciąż leżał obok żony na rozłożonej kanapie. Po początkowej erekcji nie pozostał ślad. Program Oprah trwał wciąż i zdawał się nie mieć końca. Może emitują serię powtórek? – pomyślała ze współczuciem.
– Co czujesz? – zapytała.
– A jak myślisz?! Wstyd!
– Tylko wstyd?
– Na to pytanie nie odpowiem! Wybierz sobie z garderoby ciuchy, ubierz się i spadaj. Wyglądasz jak dziwka!
– Próbujesz mnie obrazić? Nie potrafisz. Zresztą każda kobieta ma coś z dziwki. I to nie kurestwo. To cenny atawizm. Naucz się go wykorzystywać.
– A mężczyźni? Kim są?
– Samcami. A świat to ich burdel. W dodatku często zbyt brutalny.
– Dokąd pójdziesz, gdy stąd wyjdziesz?
– Posprzątać burdel. Uwolnić go od alfonsów.
Dziesięć minut później wystrojona Enola zeszła po schodach. W dłoni trzymała podróżną torbę i puchową kurtkę. Podeszła do kanapy z kuchennym nożem w zębach. Chyba lubię efekty z horrorów – zaśmiała się w duchu.
– Nie! Nie rób tego! – wrzasnęła Betty. – Byłam przecież posłuszna!
Brunetka parsknęła śmiechem.
– Mam nie rozcinać taśmy?
Uwolniła swoją ofiarę i patrzyła, jak pani profesorowa rozciera zdrętwiałe kończyny i wstaje. Przyciągnęła ją do siebie i pogłaskała po pupie.
– Polubiłam cię. Może kiedyś się jeszcze spotkamy – szepnęła.
– Oby nie! – odrzekła pani Stolz. Jednocześnie zajrzała Enoli w oczy i pocałowała w usta. Potem pobiegła do łazienki.
Delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Popatrzyła w niebo, na którym nie było już deszczowych chmur. Pojawiły się gwiazdy. Takie jak nad Hudsonem. Albo nad Grand Canyon. Sprężystym krokiem ruszyła przed siebie.
Koniec. Albo i nie koniec…