Ilustracja: Matheus Bertelli

Metamorfoza

17 listopada 2024

Szacowany czas lektury: 25 min

Człowiek składa się z plusów ujemnych oraz minusów dodatnich...

Profesor Stolz zamyślił się. Odłożył okulary na blat biurka, a potem zamknął tekturową teczkę z dokumentacją medyczną. Włączył komputer. Spojrzał na drzwi gabinetu, upewniając się, że są zamknięte na klucz.
Dla pewności założył słuchawki. Sięgnął po papierosa, przypalił go pozłacaną zapalniczką i uruchomił odtwarzanie zaszyfrowanego pliku dźwiękowego.

 


 

Gdzie ja jestem? Kim ty, kurwa… Kto mnie przywiązał? Że co? Że chcesz mi pomóc? To zabierz tego pająka! Jak to którego? Nie widzisz go? To po co ci te bryle? Na suficie jest! Wszystko jest na suficie! Czego nie kumasz, asshole? Wszystko! Tam jest niebo. Gwiazdy nad Hudsonem i nad Grand Canyon. Co za głupie pytania zadajesz! Na podłodze jest piekło! No, może masz rację. Pod podłogą. I przestań gapić się na moje cycki. Gdzie moje ubranie? I co cię, kurwa, obchodzi, czy byłam w Arizonie? Nie podchodź do mnie! Co jest w tej strzykawce?

 


 

Czego dziś chcesz? I powiedz temu w zielonym fartuchu, że kiedy chcę się wysrać albo odlać, to chcę być w kiblu sama! I bez tych bransoletek na dłoniach! Pierdolony zbok! Ty też jesteś zbokiem? Zadajesz zboczone pytania. Chuj cię obchodzi, z kim miałam pierwszy seks! Fuck you! I nie strasz operacją mózgu! Co to znaczy to nero… neurolo… No, to coś, co powiedziałeś? Że co? Że jesteś światowej sławy? A pająków nie widzisz. Na suficie! Nie pamiętasz? Spierdalaj ze strzykawką! I oddajcie mi chociaż majtki!

 


 

Dlaczego mnie boli? Nie wiesz, co mnie boli? Co mi zrobiliście? Skąd ten opatrunek na oku? I co to za jebana dyskoteka błyska mi w głowie? A gdzie muzyka? Ja chcę muzy! Nie! Nie chóru anielskiego, debilu! Chcę Black Sabbath! Nie dostanę? Dlaczego? Co ty wiesz o Butlerze? Gówno! Gówno! I wsadź sobie sam strzykawkę w dupę. Chcesz, to ja ci ją kiedyś tam wsadzę. Nie wierzysz? Nie daruję ci tego, co teraz robisz, zboczeńcu! Zabieraj łapy z mojej cipy!

 


 

Mówisz, że wyniki badań są okay? I że jeszcze tydzień, a nie będę przywiązana? I że ten zbok w zielonym nie będzie mi podcierał dupy? I żebym pisała pamiętnik? Ja nie umiem pisać. Robię błędy. Za to umiem inne rzeczy.  Jakie? Przekonasz się. Dobrze. Będę pisała. Bo  żeby pisać muszę mieć zdjęte te bransoletki. Tak. Będę grzeczna. Możesz mnie podotykać. Tym razem nie będę drzeć mordy.

 


 

Kliknął w ikonkę playera. Niski, chrapliwy głos pacjentki NN ucichł. Przesunął kursor na inny plik. Otworzył plik tekstowy. No może nie do końca tekstowy, bo trudno skan odręcznych zapisków nazwać tekstowym.

 


 

Kurwa ostatni raz pisałam w szkole dobrze że ten huj obiecał mi że nigdy tego nikomu nie pokarze czuje się lepiej zajebisty długopis taki ładny kolor ma ale i tak nie wiem co pisać i od czego zaczońć poprubuje jutro.

 


 

Kropki. Jakiś głos mówi mi, że trzeba stawiać kropki i przecinki. Okej… Posłucham go, bo to słodki jak lizak głos. No i zdjeli mi te branzlolety. Mogę chodzić do kibla sama. I pod prysznic.

 


 

Nie pisze się „branzlolety”, pisze się „bransolety”. Nie pisałam przez kilka dni, bo w moim środku grała muzyka. Nawet zaczęłam  spiewać. Chociaż to nie był blek sabat i nie było batlera. Dziś już nic nie napisze. Muza zaczyna grać. I  te dziwne błyskawice widze.

 


 

Był. Chuj w białym kitlu z brylami na nosie. Nie wiem sama, skąd teraz wiem, że on nie jest hujem, tylko chujem. Znowu mnie obmacywał. Nie protestowałam. Ta muzyka gra cały czas. W głowie. Mojej chyba tylko. Poza tym pamięć mi wraca, ale o tym napiszę jutro. Albo za tydzień.

 


 

Hudson. To taka rzeka. Ciemna, ponura i lodowata. Zwłaszcza, gdy cię do niej kolesie wrzucą w listopadzie. I w ubraniu. Było mi zimno. Brakowało powietrza. I wtedy na gitarze zagrał Geezer Butler. Wypłynęłam na powierzchnię niesiona magiczną antygrawitacją. Potem wrócił mrok. Skąd ja znam słowo „antygrawitacja”?

Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Mój pierwszy chłopak zabrał mnie kiedyś do kina samochodowego. To było w okolicach Bedfort, w hrabstwie Tarrant. Wieki temu. Ale pamiętam, że ekran był ogromny. Taki, jaki teraz widzę. Z każdym dniem robi się coraz większy. W dodatku stał się dziś trójwymiarowy.

Ten psychiatryczny chuj z blond grzywką – kiedy już skończył się ze mną zabawiać i nałożył okulary, powiedział, że jest więcej wymiarów niż trzy. I że jeśli jego eksperyment się powiedzie, to może zobaczę ten czwarty.

Może pierdolił głupoty jak recenzent książek, których nie rozumie, a może nie. Kończę pisać, bo znowu przyszła dyskoteka. Chyba polubiłam te stany odmiennej świadomości. Odmiennej od płaskich czarno-białych obrazów.

 


 

Dziś zobaczyłam czwarty wymiar. W dodatku potem okazało się, że jest i piąty. Dałam dupy profesorowi. Sama. Z własnej woli tym razem. Był zachwycony i dyszał.

Jak mój chłopak na tylnym siedzeniu cadillaca. Po tym kinie niedaleko Bedfort. C.C. Catch chyba też chciała być zerżnięta w cadillacu, albo faktycznie ktoś ją tam zerżnął, ale to nie mój problem.

Butler powiedział mi, że tak trzeba. Znaczy, żeby dać dupy profesorowi, nawet gdy nie ma cadillaca w pobliżu. Potem powiedział jeszcze coś. A nawet kilka „cosiów”. I dlatego kończę z pisaniem. Obiecałam sobie, że od teraz będę inna. Nie tylko sobie. Butlerowi również.

 


 

Stolz popatrzył na niedopałek rothmansa i zamyślił się. Był świadom ryzyka, ale żądza sławy tłumiła obawy. Lobotomia była od wielu lat zakazana. Ale on przecież ją udoskonalił. Od dawna wiedział, że jest geniuszem godnym dziadka, imigranta podającego się w USA za ofiarę nazizmu.

A tę kobietę przecież ma pod kontrolą. Dokumentację zaszyfrował i jedynym, który może cokolwiek wiedzieć o niektórych mrocznych sekretach prywatnej kliniki, jest poczciwy salowy, Denzel, którego ma w garści. Pacjentkę pokaże światu dopiero we właściwym momencie. Zrzuci ją na kolegów z branży jak Paul Tibbets zrzucił „Little Boy” na japońców z bombowca B-29 Superfortress o wdzięcznej nazwie „Enola Gay”. No właśnie. Ona już nie będzie „NN”. Od teraz będzie miała imię Enola.

Jednak coś go niepokoiło. Ostatnie testy wykazały, że „NN” ma po dwóch miesiącach, od dnia, w którym ją przywieziono z diagnozą upośledzenia umysłowego, iloraz inteligencji 150. Z tendencją rosnącą. Tego nie było w planach. To się miało zatrzymać na 120.

Dźwięk komórki przerwał ciszę.

– Kochanie, czekam z kolacją.

Głos żony zabrzmiał kojąco. Zawsze tak brzmiał. Od dwudziestu lat.

 Herman Stolz uśmiechnął się. Kochał i był kochany.

 


 

– Fajnie, że jesteś, mój Pigmalionie.

Herman osłupiał.

– Dałem ci komputer i dostęp do internetu, żebyś poznała świat, a ty czytasz antyczne mity?

Dostęp był co prawda ograniczony – pomyślał odruchowo i sam siebie pochwalił za przezorność.

– A co w tym złego? – odparła ubrana w miniaturowe bikini pacjentka kliniki.

– Nic… Po prostu się dziwię.

– Reklamy z seksowną bielizną też przeglądałam. Kupisz mi taką? – zapytała, klikając w zakładkę przeglądarki.

Stolz uśmiechnął się. Jego obawy zniknęły na widok oferty sexshopu. Tym bardziej że ostatni test na inteligencję wykazał wygaszenie tendencji. Enola najwyraźniej osiągnęła pułap wzrostu IQ. Pułap, czyli sufit, na którym na szczęście nie widziała już pająków.

– Kupię.

Trzydziestoletnia kobieta przeciągnęła się jak kotka.

– A zrobisz jeszcze coś? – wymruczała.

Profesor poczuł dreszcz pożądania. Inny niż wcześniej. Wcześniej miał ją jak alfons zniewoloną dziwkę. Na każde życzenie.

Teraz zaczęło go kręcić coś innego. Jej instynkty i jej hormony. Tak przynajmniej mu się wydawało.

– Co byś chciała?

– Pokaż mi swój gabinet. Masz tam biurko, na którym mogłabym się oprzeć i wypiąć dupcię?

Zmrużyła oczy i pogłaskała się po piersiach.

A czym ryzykuję? – pomyślał.

– Teraz? – zapytał.

– Im szybciej, tym lepiej… Skoro mam poznawać realny świat, to dlaczego nie zacząć od twojego?

Nie zastanawiał się długo. Klinika, a przynajmniej ta jej część, nie licząc tkwiącego przy wejściu ochroniarza, była pusta o tej porze.

Wsunął kartę w czytnik przy drzwiach izolatki.

 


 

– Jak w bajce! – szepnęła, wchodząc do królestwa Stolza. – I jaki masz wielki telewizor! A ma funkcję 3D?

– Wystarczy mi jedno „D”. Twoja dupcia – wychrypiał coraz bardziej podniecony.

– Masz tu jakieś… bransoletki? Albo policyjne kajdanki? Wiesz…  Zatrzepotała rzęsami. – Spodobało mi się, co ze mną robiłeś tam, w tamtym pokoju.

Oddech Hermana przyspieszył. Sukces jego eksperymentu na bezdomnej, uratowanej przez patrol wodnej policji kobiecie, przerósł nawet Hiroszimę. Sięgnął do szuflady.

– Mam!

– Daj mi je. Sama zapnę…

Stolz machinalnie spełnił prośbę. Potem poczuł silne uderzenie w głowę. Stracił przytomność.

 


 

 Gdy ją odzyskał, siedział na podłodze przykuty do grzejnika w uwłaczającej godności pozycji. W jego fotelu, z nogami na blacie biurka, wylegiwała się Enola.

– I co się tak gapisz? – zapytała. – Przecież powiedziałam, że sama nałożę kajdanki. Ale nie powiedziałam, komu – zaśmiała się.

Doświadczony neurochirurg i psychiatra nie dał się zwieść perlistemu śmiechowi. Poczuł niepokój.

– A tego ciosu-niespodzianki mnie kiedyś nauczyli w Bronksie – usłyszał. – Przywróciłeś mi pamięć. Dziękuję. Teraz przywrócisz mi wolność.

– Jeśli uciekniesz, zgłoszę to władzom! Będziesz miała kłopoty!

– Ja?! Za co? A może ty?

Zdjęła nogi z biurka i pochyliła się nad klawiaturą komputera.

– Nie znasz kodu! – zarechotał profesor.

– Jesteś pewien? No to patrz.

Obróciła monitor w stronę okna. Herman poczuł się jak kiedyś pod Stalingradem jego przodek, któremu zabrakło amunicji w palącym się czołgu, a zewsząd biegła rosyjska dzicz z pepeszami.

– Skąd… skąd znasz hasło?! – wrzasnął.

Zielone oczy Enoli nabrały zimnego blasku.

– Od ilu dni robisz mi testy IQ?

Niedoczekawszy się odpowiedzi, uderzyła pięścią w blat.

– A nigdy nie pomyślałeś, że łatwiej jest udawać idiotę niż inteligentnego? Nabierają się na to i mali i wielcy. Ty jesteś wielki, prawda? I wierzysz, że mam tylko 150?

Po plecach Stolza przebiegły ciarki. Powoli zaczął rozumieć. Jednocześnie gdzieś w głębi podświadomości odezwał się demon o imieniu Ego.

– Stworzyłeś nie „Little Boya”, ale bombę termojądrową… – szepnął pocieszająco wysłannik piekieł. Miał rację. Hermanowi pozostało zamilknąć.

– Ładny laptopik. Musiał dużo kosztować – mruknęła kobieta. – A jego zawartość jeszcze cenniejsza jest. Dużo cenniejsza. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli go sobie wezmę na pamiątkę?

Rozejrzała się po gabinecie. Podeszła do szafy.

– Jestem wysoka. Twój płaszcz będzie mi pasował. Wybacz, ale w samym bikini nie będę paradować po mieście.

Spojrzała na fotografię, stojącą na biurku.

– Twoja żona też jest wysoka… – mruknęła. – To dobrze. Uzupełnię garderobę u ciebie w domu. Ten pilot jest od twojego priusa? Dziwisz się, skąd wiem, że takim autkiem jeździsz? W internecie jest wszystko. Wystarczy poszukać. A pęk kluczy to od waszej posiadłości?

– Co chcesz zrobić?! – krzyknął.

– A jak myślisz? Przecież musimy stąd wyjść razem. Ochrona mnie samej nie wypuści, prawda? A poza tym… Mamy rachunki do wyrównania.

– Co ty kombinujesz?!

Enola otworzyła szufladę biurka.

– Zobaczysz. Jest szansa, że ci się to nawet spodoba, zboczeńcu. A to… – potrząsnęła znalezionym w szufladzie przedmiotem – bardzo się przyda. Ładny colt. I naładowany. W dodatku model, który znam. Pewien mój przyjaciel miał taki. Kiedyś… Czasem dawał mi postrzelać do puszek po piwie. To jak, panie Stolz? Chyba czas na nas? Wychodzimy? I bez głupich numerów przy ochroniarzu. Odbezpieczony rewolwer mam w kieszeni płaszcza.

– Moje nazwisko też znasz? Jakim cudem?

– Nie obrażaj mojej świeżo nabytej inteligencji, profesorku. Swoją drogą… „stolz” brzmi dumnie – zachichotała.

– Przecież nie znasz języka niemieckiego!

– Nie? To się nauczę, jeśli zechcę, herr Stolz. A teraz popraw marynarkę, zapnij rozporek i ruszamy. I jeszcze jedno. Wiesz, że C.C. Catch to też prawie Niemka? Müller jej nazwisko. To chyba po waszemu „młynarz”, tak? Patrz, mamy tyle wspólnego… Po angielsku „młynarz” to miller…

Stolz zdusił, a właściwie zmełł w zębach wulgaryzm. Uwolniony z kajdanek, posłusznie otworzył drzwi i wyszedł pierwszy.  

 


 

– Twoje szanse na przeżycie rosną, Hermanku. Z ochroniarzem zagrałeś perfekcyjnie. Tylko prowadź to cudo ostrożnie i niech ci do głowy nie przyjdzie mrugać światłami na widok patroli, okej? Ten colt ma więcej niż jeden nabój, a gliniarzy na ogół jest tylko dwóch. Szkoda by ich było, prawda?

Stolz poddał się całkowicie. Wyłączył racjonalne myślenie i zdał się na instynkt. Przypomniał sobie, co kiedyś opowiadał dziadek.

– „Gott mit uns” – wyszeptał, skręcając na podjazd. Od kilku minut w kieszeni płaszcza, którym otuliła się Enola, jego komórka wibrowała i grała muzykę z fimu „Love Story”.

Jego była pacjentka otworzyła bramę pilotem, który trzymała od kilku minut w dłoni. Srebrna toyota zatrzymała się pod sporym, otoczonym zadbanym aż do przesady ogrodem, domem.

– I co teraz? – zapytał.

– Najpierw mnie przedstawisz żonie. Nie znasz zasad savoir-vivre?

– Jako kogo?

– Jestem twoją nową asystentką. Chcesz mnie zaprezentować małżonce i dlatego mnie zaprosiłeś. Czegoś nie rozumiesz?

– Ja rozumiem. Ale Betty rozpozna mój płaszcz, który masz na sobie. Poza tym… nie zdejmiesz go? Pod spodem jesteś prawie naga. Jak to jej wytłumaczymy?

– Nie martw się. Ja to załatwię.

– Jak?

– Nie „jak”, a czym. Tym!

Enola poklepała się po kieszeni.

– Błagam! Nie zabijaj jej! Co ci z tego przyjdzie?!

Stolz szarpnął się, ale widok lufy wycelowanej w głowę, stłumił desperację.

– Nie bój się. Nie zrobię jej krzywdy. O ile żadne z was mnie nie sprowokuje. Może to raczej ona ciebie zechce zabić! A poza tym mam inne plany. Może ja jestem bardziej zboczona niż ty? A teraz zamknij się i powoli wysiądź z samochodu. Masz w bagażniku taśmę klejącą? Każdy kierowca to wozi.

– Mam.

– Wyjmij i mi podaj. Tylko bez gwałtownych ruchów. I jak wejdziemy, nawet nie myśl o przyciskach alarmu. Nie zdążysz! Bywam szybka. Bardzo szybka. Jak wy to kiedyś nazywaliście? Blitzkrieg? I przesuń łapy za plecy. Chyba polubiłeś kajdanki? Przyzwyczajaj się.

 


 

Za przeszklonymi drzwiami pojawiła się sylwetka. Klamka drgnęła i Enola stanęła twarzą w twarz z panią Betty Stolz. Herman, ze skutymi za plecami rękami, starał się ruchami brwi ostrzec żonę. Nadaremnie.

– Herman, dlaczego nie uprzedziłeś, że przywieziesz gościa? I dlaczego nie odbierasz telefonu?

Czterdziestokilkuletnia, dorównująca wzrostem pacjentce męża, lekko rozczochrana blondynka spojrzała na płaszcz i na gołe łydki krótko ostrzyżonej, ciemnowłosej intruzki.

– Pani nosi klapki? W taką pogodę? I płaszcz mojego męża? Co tu się dzieje?!

– Wszystko ci wytłumaczę, kochanie. Zdarzył się… pewien wypadek…

Herman starał się za wszelką cenę nie dopuścić do brutalnej konfrontacji. Weszli do obszernego salonu. Dopiero tam, w pełnym świetle, Betty zobaczyła kajdanki. Serce podeszło do gardła.

– Herman! Kim jest ta pani?!

– To moja… asystentka – wybełkotał profesor.

Milcząca dotąd Enola pchnęła mężczyznę na ogromną kanapę.

– Skończmy grać komedię – powiedziała bardzo spokojnym tonem, uśmiechając się leciutko. – Nie jestem asystentką. Jestem, a właściwie byłam, pacjentką. Tu i teraz chcę tylko trzech rzeczy, a potem się rozstaniemy. W przyjaźni, mam nadzieję.

Oszołomiona pani domu zacisnęła nerwowo palce.

– Jakich rzeczy?

– Po pierwsze, potrzebuję normalnych ubrań.

Rozpięła płaszcz i powolnym ruchem zrzuciła go na marmurową posadzkę. Czarne, o jeden numer za małe, bikini nie zakrywało praktycznie nic.

– Betty, pozwolisz, że będę ci mówić po imieniu, chyba nie muszę tłumaczyć, po co mi ciuchy – wycedziła przez zęby, trzymając w dłoni rewolwer. – Prawda, że mi pożyczysz swoje? Biust urósł ci większy, ale resztę mamy w tym samym rozmiarze.

Pani Stolz wbiła wzrok w krocze Enoli. Cieniutki materiał wpijał się w srom jak folia, w którą pracownicy supermarketów owijają owoce, żeby dłużej zachowały  świeżość.

– Pożyczę. Czego jeszcze chcesz?

– Trochę kasy na początek nowego życia. Herman z pewnością trzyma w domu gotówkę. Gdzie jest sejf?

– Nie mamy w domu sejfu.

– Herr Herman, pamiętasz o laptopie? Zostawiłam go w samochodzie, ale wychodząc, zabiorę go. Jako… zabezpieczenie. Rozumiemy się?

Stolz zazgrzytał zębami w bezsilnej złości.

– Jest za tym obrazem – mruknął.

– To na co czekasz? Podaj szyfr.

– Sama nie potrafisz odgadnąć?

– Może i potrafię. Ale chcę ci dać szansę, żebyś udowodnił chęć współpracy. Alles klar, herr profesor?

– Moja data urodzin, tylko w odwrotnej kolejności. Tam jest biżuteria i ponad dwadzieścia tysięcy dolarów. Bierz i daj nam spokój, proszę.

Kręcąc pupą, podeszła do ściany. Ostrożnie zdjęła portret siwego mężczyzny w pruskim mundurze i otworzyła metalowe drzwiczki, taksując zawartość.

Korzystając z okazji, Betty podbiegła do leżącego na półeczce telefonu, jednak Enola była szybsza. Colt wypluł z siebie jeden pocisk, który z zadziwiającą celnością roztrzaskał kosztowny smartfon. Pani Stolz zamarła w bezruchu.

– Przecież powiedziałam, że chcę się z wami rozstać w zgodzie! – rozległ się stanowczy głos. – A biżuterii nie potrzebuję. Wystarczy mi ten plik banknotów.

Zamknęła sejf i podeszła do przerażonej pani domu.

– Nie pytasz o trzecią rzecz, której chcę?

– Czekam, aż sama powiesz – wybełkotała profesorowa.

– Widzisz… Przebywając w klinice twojego męża, uległam fascynacji zawodem psychiatry. Chciałabym też spróbować tego fachu. Być taka jak on. Jak znany psychiatra.

Herman rozkaszlał się, a Betty otworzyła szeroko oczy.

–  Co masz na myśli? – zapytała.

– Sesję terapeutyczną w moim wykonaniu. Wzorowaną na metodach mojego mistrza i idola.

Była pacjentka zaśmiała się.

– Ale zacznijmy od pożyczenia ubrań, OK.?

– Garderobę mam na piętrze. Wybierzesz sobie, co chcesz.

– To może potem. Teraz trzeba powstrzymać profesora, żeby czegoś głupiego nie próbował. Te kajdanki to za mało. Wyjmij z kieszeni płaszcza taśmę i oklej ślubnemu nogi.

Blondynka posłusznie wykonała polecenie.

– I zaklej mu usta. Nie lubię hałasu. O, tak dobrze. A teraz opuść mu spodnie.

– Co?!

– Spodnie. A potem bokserki. Do kolan wystarczy.

Enola od niechcenia pomachała coltem i z satysfakcją obserwowała nieporadne ruchy zastraszonej kobiety.

– Znakomicie! – pochwaliła efekt. – A teraz kwestia ubrań. Zaczniemy od przymierzenia tego, co masz na sobie. Ładne jeansy. Zdejmuj!

– Żartujesz?!

– Nie. Zdejmiesz sama, czy mam sobie urządzić strzelnicę?

– Ty naprawdę nie żartujesz?

W odpowiedzi rozległ się huk. Pocisk trafił w poduszkę, na której skrępowany Herman oparł głowę. Z pluszowego wnętrza posypały się białe kulki materiału. Betty szybko rozpięła suwak, zsunęła pantofle i podała wranglery agresorce.

– Zobacz, pasują jak ulał.

Enola poklepała się po pupie.

– A teraz bluzka! – rozkazała. Tym razem obyło się bez ociągania.

– Trochę luźna, ale mi pasuje.

Już ubrana, przejrzała się z satysfakcją w lustrze.

– Ładną nosisz bieliznę – zwróciła się do rozdygotanej małżonki cenionego naukowca. – Stanik będzie na mnie za duży, ale i tak go zdejmij. Majtki też.

– Naprawdę tego właśnie chcesz? – usłyszała szept.

Zerknęła na kanapę, a zwłaszcza na obnażoną męskość Hermana.

– Nie podnieca cię żona, robiąca striptiz? Terapia nie działa? Poczekam. Mam dużo czasu.

– Już zdjęłam – odezwała się blondynka, stojąc nago pośrodku salonu.

– Widzę. Ładną masz tam fryzurkę. Taki uroczy trójkącik… Ja mam wygoloną. Denzel mnie wygolił, na życzenie twojego męża, wiesz? Nawet był delikatny i podobało mi się, jak to robił, ale mu tego nie powiedziałam. To teraz włożysz moje bikini. Betty, będziesz mną, OK.? Pacjentką kliniki.

Na twarzy pani Stolz wykwitł rumieniec.

– Przecież masz je na sobie – wyksztusiła.

Enola nie odpowiedziała. Zdjęła spodnie i bluzkę, a potem obie części bikini.

– Przymierz! – poleciła, podając dwie mikroskopijne szmatki. Zauważyła, że członek Hermana powiększył się. Niewiele, ale zawsze.

– Przejrzyj się w lustrze – powiedziała. – Nie lubisz stringów? Wpijają się w rowek?

– Wpijają. A góra ciśnie. Ledwo dopięłam. I sutki są odsłonięte. Co to za zboczona zabawa?

– To nie zabawa. To terapia. Zainspirowana pomysłami twojego męża! Spójrz na jego penisa. Rośnie w oczach.

Betty rzuciła się z pięściami na bezbronnego mężczyznę.

– Ty świnio! O czym ona mówi?!

Zakneblowany mógł jedynie wydać z siebie serię nieartykułowanych dźwięków. W trakcie szarpaniny zameczek czarnego stanika pękł i spory biust Betty po raz drugi tego wieczoru ukazał się w całej okazałości.

– Zostaw go!

Enola szarpnęła rozwścieczoną samicę za ramię. Pomimo zbliżonego wzrostu była od niej znacznie silniejsza. Przycisnęła kobietę do siebie, aż ta znieruchomiała.

– Ta kanapa się rozkłada, prawda?

– Bo co?

– Bo potrzebuję przestrzeni do terapii. No już! Rozkładamy!

– O czym ty myślisz, chora kobieto?! Co chcesz z nim zrobić?

– Z Hermanem? A może z tobą?

Dłoń Enoli zacisnęła się na piersi frau Stolz.

– Puść mnie! Ja nie jestem zboczona!

Uciekinierka z zakładu psychiatrycznego zaśmiała się cicho.

– Może sama o tym nie wiesz. Sprawdzimy?

– Jak chcesz, żeby udowodnić, że nie jestem?

– Eksperymentem. Takim klinicznym.

– Sprecyzuj!

– Przecież mówiłam, że profesor Stolz stał się moim idolem. Chcę wypróbować jego metody. Na… jego żonie.

– Co on ci robił?

– Wiązano mnie do łóżka, a on robił wszystko, żeby mnie podniecić. Czasem przyglądał się temu Denzel.

– I co? Podniecałaś się?

– Na początku nie. Ale potem…

– Czyli co chcesz zrobić teraz?

Enola zachichotała.

– Powtórkę z rozrywki. Tyle że teraz ja będę nim, a ty mną, rozumiesz?

– Będziesz próbowała mnie podniecić?

– Tak. Ale musi być tak samo. Zostaniesz przywiązana do podłoża. Gdzie ta taśma?

– Ale ty głupia jesteś. Dlaczego miałabym się na to zgodzić?

– Bo mam to – Enola wskazała rewolwer. – A poza tym chcesz mi coś udowodnić, a to jedyny sposób.

– Kobieta nie jest w stanie mnie podniecić!

– W komputerze Hermana jest wiele dowodów na to, że to możliwe. Zresztą załóżmy się.

Betty wybuchnęła śmiechem.

– O co?

– O tę kasę z sejfu. I o przekonanie. Zakład stoi?

Pani Stolz spojrzała z nienawiścią w kierunku męża. Zastanowiła się przez chwilę.

– Stoi! Co mam zrobić?

– Zdjąć majtki i położyć się na kanapie. Taśma zastąpi tamte szpitalne przybory.

Po kilku minutach na ogromnej, rozłożonej kanapie, kojarzącej się w tym momencie ze średniowiecznym stołem tortur, spoczęło nagie ciało Betty z rozchylonymi szeroko nogami. Obok leżał z opuszczonymi do kolan spodniami i gatkami skulony Herman. Milczał, mrugając powiekami.

Enola delektowała się widokiem. Stała obok i bawiła się coltem, kręcąc nim młynki jak rewolwerowiec z westernu. Dobrze jest mieć władzę… – pomyślała. Potem odłożyła broń i położyła się pomiędzy małżonkami.

– I jak? Podoba ci się, zboku? – zwróciła się do mężczyzny. –  A jak twój penisek? Ooo… nabrał wigoru. Mogę go pocałować? Nie odpowiadasz? No tak. Jesteś zakneblowany. I niech tak zostanie!

Pochyliła się nad kroczem profesora i polizała całkiem spory organ.

–  Odpieprz się od mojego męża! – rozległ się syk. – To na mnie miałaś eksperymentować!

– Oj! Zazdrosna jesteś, czy nie możesz się doczekać?

– Rób, co masz robić, zapłać za przegrany zakład i wynoś się z tego domu! – krzyknęła Betty.

– Uspokój się… Zrelaksuj… – szepnęła Enola, głaszcząc udo pani Stolz. – Zaczynamy. Z kim miałaś pierwszy seks?

– On cię o to samo pytał?

– Tak.

– I odpowiedziałaś?

– Za pierwszym razem nie. Dopiero, gdy mnie nafaszerował prochami.

– A mnie też nafaszerujesz prochami?

– Nie. Ale ołowiem sporego kalibru mogę.

– Wtedy twój eksperyment się nie uda. Martwi nie odpowiadają na pytania.

– W takim przypadku uznam akcję za porażkę i poszukam innego obiektu. Poza tym, skąd wiesz, że to ciebie nafaszeruję ołowiem?

Pani profesorowa naprężyła mięśnie. Spróbowała się uwolnić, lecz bezskutecznie.

– Nie!

Enola wbiła w nią wzrok.

– Ty naprawdę kochasz męża. Pomimo że przed chwilą chciałaś go bić… Interesujący przypadek. To z kim miałaś pierwszy seks?

– Odpowiem, ale on nie może tego słyszeć. W ogóle nie chcę, żeby słyszał, co mówię!

– Robi się ciekawie. Czyli jesteście kochającą się parą, ale macie przed sobą tajemnice?

– Mówisz jak terapeutka. Kim ty właściwie jesteś? Zaczynam podejrzewać, że to wtargnięcie jest ustawką, którą wymyślił Herman! Uwolnijcie mnie!

– Byłby do tego zdolny? – uśmiechnęła się naga kobieta z rewolwerem w dłoni. – Zmartwię cię, albo pocieszę. To nie jest jego ustawka! A ja nie jestem terapeutką. W zasadzie nie jestem do końca pewna, kim jestem. Świadomość z czasów przed szpitalem mi wraca w miarę szybko, ale porcjami. Za to błyskawicznie coś się zmienia w innych obszarach. Potrafię wykonywać skomplikowane działania arytmetyczne w pamięci, potrafię pisać bezbłędnie długie teksty, mimo że nie bez problemów ukończyłam jedynie elementary school. Potrafię również…

Urwała nagle. O tym nie będzie mówić.

Betty odwróciła głowę. Starała się pojąć sytuację.

– Czy te dziwne rzeczy w twojej głowie są efektem terapii Hermana? – zapytała cicho.

– Tak. I pewnego zabiegu, a właściwie operacji. Zdążyłam przejrzeć zawartość jego komputera. Jest tam folder o nazwie „Galatea”. To nazwa szatańskiego projektu neurochirurgicznego. Herr Stolz jest geniuszem, przyznam. I ja na jego geniuszu skorzystam!

– Nie jesteś więc psycholką?

– A kto to jest „psychol”? Ktoś inny niż otoczenie? Przestań mnie zagadywać! Odpowiadaj na pytania!

– Odpowiem na wszystkie, ale… Proszę, zabierz stąd Hermana!

– On ma patrzeć. Za to mogę mu wyciszyć bodźce audio. Nawet je zmienić. Te słuchawki są bezprzewodowe? A w telewizji leci program Oprah Winfrey?

 


 

Profesor z ogromnymi walcami na uszach cierpiał w milczeniu. Z jego oczu strzelały błyskawice nienawiści.

Betty uśmiechnęła się z wdzięcznością.

– Pierwszy seks był z kuzynem. Mieliśmy po piętnaście lat, a on był bardzo przystojny.

– Oszczędzę ci pytania o szczegóły. Za to zadam inne. Ilu facetów miałaś przed ślubem?

– Pięciu.

– A po ślubie?

– Muszę odpowiedzieć?

– Musisz.

Betty ze wstydu zamknęła oczy. Przez chwilę milczała.

– Dwóch…

– Jednym z nich był mąż?

– Nie. Tak licząc, byłoby trzech.

– Zdradziłaś Hermana? Dlaczego i kiedy?

– Pierwszy raz rok po ślubie. Z dawnym kolegą po spotkaniu klasowym. Upił mnie.

– A gdzie był profesorek?

– W klinice. Zapewne eksperymentował. On jest szalenie pracowity i wiecznie zajęty.

– Miałaś romans potem z tym kolegą?

– Nie. To był jednorazowy wybryk. Za to ten drugi facet…

Enola zdała sobie sprawę z faktu, że pomimo fizycznego skrępowania taśmą klejącą, jej „pacjentka” pozbywa się psychicznych ograniczeń. Tak trzymaj, mała… – pomyślała z satysfakcją, milczeniem zachęcając do dalszych zwierzeń.

– Ten drugi to był… – kontynuowała pani Stolz – Tom. Mechanik samochodowy. Miałam z nim najlepszy seks w życiu. Szkoda, że wrócił do Europy…

Enola pogłaskała brzuch profesorowej. Nie cofnęła dłoni. Muskała gładką skórę opuszkami palców.

– Kiedy wyjechał?

– Miesiąc temu.

Samozwańcza terapeutka położyła się przy blondynce, której włosy stawały się coraz bardziej rozczochrane.

– Tęsknisz za nim? – szepnęła wprost do ucha.

– Szczerze? Tak. I za jego dotykiem. Zwłaszcza za dotykiem.

– Takim jak mój? – Enola przesunęła dłoń z brzucha na pierś i musnęła brodawkę, która powiększyła się niespodziewanie. Betty zadrżała.

– Ty naprawdę chcesz wygrać zakład? Grasz nie fair.

– A jak byłoby „fair”?

– Nie wiem… Nie znam terapeutycznych metod Hermana.

– Terapeutycznych? A czym się różni terapia seksuologa od pieszczot?

– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może… Może chodzi o etykę?

– Teoretycznie masz rację. A w kwestiach technicznych czym to się różni?

– Nigdy nie byłam u seksuologa.

– Przecież to jedna ze specjalności medycznych twojego małżonka. Więc nie tylko byłaś, ale jesteś non stop u seksuologa od… Kiedy się pobraliście?

– Dwadzieścia lat temu. I nie pytaj o dzieci. Nie mamy. Jestem bezpłodna. Ciekawe wnioski wyciągasz.

– Nie ja. Mój podrasowany mózg. A teraz powiedz coś. Jaki jest twój seks z tym, który leży metr od nas i wygląda, jakby miał puścić pawia?

– Naprawdę on słyszy tylko program Oprah?

– I to na maksymalnym poziomie głośności.

– Jesteś sadystką!

– Bywam. Odpowiesz? Powiesz, jak wygląda gra wstępna?

Betty wbiła wzrok w sufit. Przez moment milczała.

– Jest dość subtelna, ale schematyczna. On zna moje miejsca erogenne. Aktywuje je i potem mnie… rżnie.

– Które to miejsca?

– Nie ułatwię ci wygrania zakładu!

– A jeśli sama znajdę?

Enola zajrzała w rozszerzone źrenice. Skupiła się, marszcząc czoło. Zbliżyła usta do ucha. Polizała małżowinę, wwiercając się językiem w jej krętą i bogatą strukturę.

Pani Stolz wyprężyła się i jęknęła.

– Nie rób tak! – krzyknęła.

– Bo co? Bo przegrasz zakład?

– Grasz nieczysto!

– To mam przestać?

– Nieee…

– A mogę cię pocałować?

– Gdzie?!

– Na początek w usta…

– Fuck you! Możesz!

Enola dostrzegła rozchylone wargi. Potem poczuła ciepły język, który wyszedł na spotkanie z eksperymentem. Całowały się przez pięć minut albo dłużej. Dłoń pani sytuacji zawędrowała na podbrzusze, a potem pomiędzy inne wargi. Istna powódź – pomyślała z dumą.

– Przegrałam, prawda? – zajęczała jej laboratoryjna małpka, oddychając ciężko.

– Na to wychodzi. Wiesz, co robił Herman na początku terapii? Podniecał mnie, ale przerywał tuż przed…. Mam to samo zrobić z tobą? Ja wtedy byłam związana i nawet sama nie mogłam dokończyć.

– Nie będziesz aż taką sadystką!

– Zastanowię się. Co mi za to dasz?

– A co chcesz?

– Odrobinę wzajemności.

– A rozwiążesz mnie?

– Tego nie zaryzykuję. Ale poradzimy sobie…

Zmieniła pozycję. Teraz tuż przed oczami miała przystrzyżony trójkącik i różową, gotową na wszystko szparkę. W zamian oddała swoje wygolone krocze, którym przylgnęła do twarzy Betty.

– Chyba obie wiemy, co robić? – zapytała.

– Taaak!

 


 

– Czyli ten plik banknotów jest jednak mój?

Enola ubierała się powoli, patrząc na rozpalone policzki pani Stolz. Herman wciąż leżał obok żony na rozłożonej kanapie. Po początkowej erekcji nie pozostał ślad. Program Oprah trwał wciąż i zdawał się nie mieć końca. Może emitują serię powtórek? – pomyślała ze współczuciem.

– Co czujesz? – zapytała.

– A jak myślisz?! Wstyd!

– Tylko wstyd?

– Na to pytanie nie odpowiem! Wybierz sobie z garderoby ciuchy, ubierz się i spadaj. Wyglądasz jak dziwka!

– Próbujesz mnie obrazić? Nie potrafisz. Zresztą każda kobieta ma coś z dziwki. I to nie kurestwo. To cenny atawizm. Naucz się go wykorzystywać.

– A mężczyźni? Kim są?

– Samcami. A świat to ich burdel. W dodatku często zbyt brutalny.

– Dokąd pójdziesz, gdy stąd wyjdziesz?

– Posprzątać burdel. Uwolnić go od alfonsów.

 

Dziesięć minut później wystrojona Enola zeszła po schodach. W dłoni trzymała podróżną torbę i puchową kurtkę. Podeszła do kanapy z kuchennym nożem w zębach. Chyba lubię efekty z horrorów – zaśmiała się w duchu.

– Nie! Nie rób tego! – wrzasnęła Betty. – Byłam przecież posłuszna!

Brunetka parsknęła śmiechem.

– Mam nie rozcinać taśmy?

Uwolniła swoją ofiarę i patrzyła, jak pani profesorowa rozciera zdrętwiałe kończyny i wstaje. Przyciągnęła ją do siebie i pogłaskała po pupie.

– Polubiłam cię. Może kiedyś się jeszcze spotkamy – szepnęła.

– Oby nie! – odrzekła pani Stolz. Jednocześnie zajrzała Enoli w oczy i pocałowała w usta. Potem pobiegła do łazienki.

 


 

Delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Popatrzyła w niebo, na którym nie było już deszczowych chmur. Pojawiły się gwiazdy. Takie jak nad Hudsonem. Albo nad Grand Canyon. Sprężystym krokiem ruszyła przed siebie.

 

Koniec. Albo i nie koniec…

 

 

Ten tekst odnotował 5,848 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.17/10 (23 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (29)

+1
-1
Fascynująco wspaniałe! Nie zgadzam się, by to był koniec. Enola jest zbyt fajną postacią.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Super.
Klikam na Główną
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
Dawno (jeżeli w ogóle) nie było na pokatne tak poprawnego debiutu. Pod względem językowym wynotowałem zaledwie siedem usterek, które przesyłam na priv. Edycyjnie też bez zarzutu. Gratulacje.
Językowo i narracyjnie dzieło jest bardzo dojrzałe. Do tego stopnia, że aż nie mogę uwierzyć, że autor jest debiutantem, bo sposób narracji jest lepszy niż w większości wydawanych drukiem opowiadań. Odnoszę intuicyjne wrażenie, że coś tu nie gra.
Ale że nobody’s perfect, mam zastrzeżenia fabularne. Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść. Skończyłem czytanie i zadałem sobie pytanie: Ale co autor chciał przekazać? A że – cytując klasyka – mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym, jak kończy, rzutuje to na ostateczny odbiór całości.
Bardzo rzutuje. Sam autor ma chyba takie samo odczucie, bo pisze w ostatnim zdaniu:

Koniec. Albo i nie koniec.


O seks nie chodzi, bo w jego opisach autor nie tylko nie błyszczy, ale je pomija. O nastrój też, wszystkie opisy są suche jak tarta bułka. Emocje? Zaskoczenie? Cliff hanger (to ze słownika @Rascal)? Brak. Rytm opowiadania, początkowo nieźle się rozwijający (zapisy z nagrań), w momencie przejścia do realnej akcji nie tyle zamiera, co wchodzi na prostą, która równo prowadzi do mety, jak w rutynowej przebieżce po alejkach Central Parku:
Tu ktoś się onanizuje (aha…), tu leży jakiś pijak (fuj…), tam parka obściskuje się w krzakach (hmmm…), skądś dobiega krzyk „ratunku” (nie moja sprawa, ja biegam…), mijam kobietę w jednym buczie (cóż…) i… koniec. Jaki czas? 25’15’’?. Aha.
Dzień jak co dzień. Nieźle. Może jutro poprawię wynik.
Otwieram drzwiczki mojego forda i odjeżdżam.

I dlatego wystawiam notę „bardzo dobre” Tylko „bardzo dobre”, bo poprawność językowa to nie wszystko, czego od autora wymagam.
Pisza dalej, Autorze. Pisz, bo masz dobrą technikę, tylko tematu jej godnego jeszcze nie znalazłeś.
Czekam na Ciebie i liczę na TEN temat.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Tomp "Pierwsze jest takie, że zabrakło mi jakiegoś wniosku, zakończenia, które uzasadniałoby całą opowiadaną treść."
Tego zarzutu nie rozumiem. Ucieczka Enoli jest przecież jakimś zakończeniem. Co byś przykładowo widział jako zakończenie, które Ciebie by usatysfakcjonowało?
A rytm też mi się podoba...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@unstableimagination
Kudy mi do @Rascal, ale spróbuję się wzorować na jej sążnistych komentarzach krytycznych.

No więc zręby fabuły przedstawiają się następująco:

Zbrodniczy (sugestia autora) psychiatra manipuluje osobowością jakiejś NoName pacjentki w celu (nie, nie seksualnym per se) zrobienia kariery naukowej. Podkręca jej inteligencję niecnymi (domysł) metodami.
Oczekiwania czytelników rosną.
I psychiatra się przelicza, bo obiekt, nazwany przezeń Enolą (uzasadnienie mało przekonujące i bez dalszego ciągu [-1-]) zyskuje inteligencję większą od zaplanowanej i przejmuje kontrolę nad psychiatrą.
Dotąd (wyjąwszy [-1-]) jest OK. Opis tego procesu ciekawy i spójny, acz końcówka (od wejścia do gabinetu) mocno naiwna i mało wiarygodna. Ale dobra; on dostał małpiego rozumu, a ona opanowała wydzielanie feromonów.
Oboje wychodzą z kliniki.
Jak wyżej: mało realne, ale idziemy dalej.
Następują jakieś dywagacje językowe [-2-]. „Gott mit uns” zaliczam do [-2-].
Mamy mało naturalny [-3-] opis zachowania żony. Psychologicznie nierealne uzgodnienia. Pada żądanie odbycia „sesji terapeutycznej”. Jakieś rozbierania, ubierania i ponowne rozbierania. Różnych osób. [-3-]
Cel niejasny; czytelnik stale czeka, do czego to doprowadzi.
Enola chce wypróbować „metody psychiatry na jego żonie”.
Ciekawość czytelnika rośnie.
Zakład o coś, co już jest w posiadaniu Enoli (forsa z sejfu), ale po co? [-4-]
To, co się dzieje między kobietami jest opisane językiem kosmity, który opisuje fakty, których nie rozumie. Dowiadujemy się o jakichś nadzwyczajnych zdolnościach Enoli (supermatematyczka, superpisarka) i czekamy, do czego to wszystko doprowadzi, czekamy na wielkie ŁAŁ! [-5-]
Ale widocznie musimy poczekać, bo teraz autor zadecydował, że musimy poznać historię intymnego życia żony psychiatry. Autor wprowadza dodatkowe osoby: kolegę szkolnego kobiety i mechanika Toma, który był wybitnym jebaką, ale wyjechał. [-6-]
Autor teraz serwuje drętwy opis szukania sfery erogennej u kobiety. Może wreszcie zaistnieje coś emocjonującego? [-7-]
Nie zaistniało.
Enola oświadcza, że idzie „uwolnić burdel od alfonsów”.
Teraz zaczynamy się spodziewać jakiejś Wielkiej Jatki. Świat spłynie krwią, a Enola, jak Behemot z Mistrza i Małgorzaty, będzie strzelać z colta i po każdym strzale dmuchać w dymiącą lufę. Innymi słowy: będzie zajebiście!
Ale zamiast stosów trupów, rzeki krwi i płonących dzielnic rozpusty „wystrojona Enola” schodzi po schodach z torbą i kurtką, a żona psychiatry po niemal rzewnym pożegnaniu biegnie do łazienki. [-8-] Cóż, sikanie rzeczą ludzką, niewątpliwie.
Kurtyna powoli się opuszcza. Na tyle powoli, że w blaskach gwiazd na bezchmurnym niebie widzimy, jak Główna Superinteligentna Bohaterka oddala się ku bezkresnej Ameryce.
A nie, to nie gwiazdy. To zapalają się lampy na suficie osiedlowego kina. Bileterki otwierają drzwi wyjściowe. Pora do domu.

W miejscach od -1- do -8- wskazałem to, co niszczy fabułę, bo albo prowadzi donikąd, albo zostało spieprzone opisowo. I tak jak napisałem: niech ktoś mi powie, o co autorowi chodziło?
Czyżby alfonsi, którzy to czytali, zadrżeli? Alfonsi, odezwijcie się!
Po co „wodorowa Enola”, po co ma super- zdolności, po co zakład o forsę z sejfu, po co Tom i ten drugi, po co te całe przebieranki, dlaczego w finałowej scenie najważniejszy jest bieg do łazienki i jak Enola będzie naprawiać świat?
To jest, chciałem powiedzieć, burdel. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bardzo, bardzo dziękuję za miłe komentarze, pomimo że zasada "niechwalenia dnia przed zachodem słońca" sugeruje ostrożność.
Nie wiem, jak długo tu się "zwyczajowo" oczekuje na nobilitację w postaci teleportacji z "Poczekalni" do "Zbioru Głównego". Jeśli widzę komunikat, że "Metamorfoza" uzyskała "wymaganą liczbę głosów", aby tak się stało, to przyznam, że portal i jego aktywiści działają niesamowicie sprawnie oraz z pasją.

Przy okazji pragnę podziękować koledze Tompowi za spostrzeżenia wysłane mi drogą prywatną. Na siedem uwag - trzy dotyczyły rzeczy jawnie oczywistych, w tym zasad interpunkcji.
Już wyedytowałem tekst i wręcz zawstydzony - poprawiłem. Naprawdę dziękuję.
Pozostałe cztery pozwoliłem sobie zapamiętać, kwalifikując je do tak zwanego "protokołu rozbieżności stanowisk", ale i tak uważam, że Tomp to wielki człowiek, z którym warto i znaleźć i zgubić...

W kwestii dalszego ciągu "Metamorfozy" (odpowiadając koledze unstableimagination), to zdradzę pewien sekret.
Początkowo to opowiadanie miało być nieco inne. W trakcie pisania coś mi zaświtało. Seria mi zaświtała, więc ciąg dalszy (zgodnie z ostatnim zdaniem: "koniec, albo i nie koniec") - nastąpi. Przy okazji odpowiem Tompowi (i zainteresowanym) co do fabuły i "ostatniej prostej" oraz "wniosków i zakończenia". W takiej koncepcji (kontynuacji fabuły) wszystko stanie się jasne. Proporcje będą inne. Nie będę spoilerował, ale obiecuję, przepraszając jednocześnie czytelników za złamanie zasady, która mówi, że - nawiązując do pewnego "ukrytego" niemieckiego tła opowiadania - "Eine opowiadanie - ein Führer". Chodzi mi tu o "spójność", homogeniczność - czyli, że powinno mieć wszystkie, wszystkie elementy.

Jedno zdradzę. A propos "suchości bułki tartej", bo wiem, o co chodziło Tompowi.
Narrator (w mojej eksperymentalnej, nomen omen, koncepcji) koreluje swoim stylem ze stanem umysłu i z rozwijającą się wrażliwością Enoli. W dalszym ciągu ona (i narrator) zaczną dostrzegać zapachy, szczegóły scenografii, a nawet wiele więcej. Piąty wymiar zobowiązuje...

Jeszcze raz dziękuję.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Witam na Glównej. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czytam:

Narrator (w mojej eksperymentalnej, nomen omen, koncepcji) koreluje swoim stylem ze stanem umysłu i z rozwijającą się wrażliwością Enoli.


Tak, jak Ty w Metamorfozie tego się nie robi.
Najprościej to opisać w narracji pierwszoosobowej.
Można i w trzecio-, ale wtedy potrzebna jest dyscyplina w operowaniu "dużymi" akapitami, czyli podrozdziałami. Żelazna dyscyplina.
Każdy podrozdział musi zaczynać się (mieć w pierwszym zdaniu) wyraźnie wskazaną osobę, z której punktu odbywa się narracja. Narrator może opisać jej (i tylko jej) myśli.
Może się wtedy stylizować na jej stan umysłowy, charakter czy wiedzę, ale to NAPRAWDĘ WYŻSZA SZKOŁA NARRACJI i wątpię, czy jej sprostasz.
Bo jeśli tak zaczynasz podrozdział:

Profesor z ogromnymi walcami na uszach cierpiał w milczeniu. Z jego oczu strzelały błyskawice nienawiści.

Betty uśmiechnęła się z wdzięcznością.


...to już do końca rozdziału narrator może widzieć tylko myśli profesora i stylizuje się na jego charakter.
Z drugiej strony, jeśli CAŁA narracja ma myć stylizowana na wciąż zmieniającą się psychikę/charakterystykę JEDNEJ OSOBY, to narracja trzecioosobowa nie ma sensu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
"Każdy podrozdział musi zaczynać się (mieć w pierwszym zdaniu) wyraźnie wskazaną osobę, z której punktu odbywa się narracja. Narrator może opisać jej (i tylko jej) myśli".

Cenne spostrzeżenie. Co prawda (wybacz, proszę), moim zdaniem, słuszne wyłącznie w określonej konwencji literackiej. Nie istnieją (znowu moim, jakże skromnym zdaniem debiutanta i "pseudopisarza", że zacytuję pewną aluzję z tego i owego), granice eksperymentów. Oczywiście dokonywanych na podświadomości czytelnika. Dodatkowo zauważmy, że w Twoim twierdzeniu:

"Z drugiej strony, jeśli CAŁA narracja ma myć stylizowana na wciąż zmieniającą się psychikę/charakterystykę JEDNEJ OSOBY, to narracja trzecioosobowa nie ma sensu"

jest subtelny błąd logiczny. Nie "CAŁA" narracja ma być stylizowana na "charakterystykę jednej osoby". Trik polega na dynamicznej - właśnie metamorfozie postaci - z którą to postacią narrator w magiczny sposób ma prawo się utożsamiać na bieżąco. A chwyty pisarskie, żeby osiągnąć taki odbiór... sorry... pseudopisarskie są tu "no limits". Gdyby tacy goście jak przykładowo świętej pamięci Jerzy Grotowski zakładali sobie kagańce konwenansów, to nigdy nie powstałby Teatr Laboratorium. Oczywiście nie każdy musiał lubić ten teatr, ale...

W temacie, który zacytuję:

"Może się wtedy stylizować na jej stan umysłowy, charakter czy wiedzę, ale to NAPRAWDĘ WYŻSZA SZKOŁA NARRACJI i wątpię, czy jej sprostasz".

...mógłbym odpowiedzieć dialogiem z opowiadania:

"Uciekinierka z zakładu psychiatrycznego zaśmiała się cicho.

– Może sama o tym nie wiesz. Sprawdzimy?

– Jak chcesz, żeby udowodnić, że nie jestem?

– Eksperymentem. Takim klinicznym.

– Sprecyzuj!

– Przecież mówiłam, że profesor Stolz stał się moim idolem. Chcę wypróbować jego metody. Na… jego żonie.

– Co on ci robił?

– Wiązano mnie do łóżka, a on robił wszystko, żeby mnie podniecić. Czasem przyglądał się temu Denzel.

– I co? Podniecałaś się?

– Na początku nie. Ale potem…"


Reasumując. Z wielkimi ludźmi (co właśnie z należytym i obopólnym szacunkiem czynię) to warto się czasem nie zgodzić. Podyskutować... Prawda? 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Komentarze są tak zniechęcające, że aż zacząłem czytać. I powiem szczerze jak na spowiedzi na głos przed synagoga, że nie podoba mi się to opowiadanie. Nie podoba narracja/budowa tekstu:
Pierwszy akapit, 6 linii o Stolzu, odtworzenie nagrania. I bum: 10 fragmentów, 100 linii w tym samym stylu, nastroju i z tą samą beztreścią. --> Monotonia nudy. Trzeba było tę wstawkę ograniczyć do zgrabnego minimum i kontynuować główny tok narracji. Pisać o Stolzu i z perspektywy Stolza. Treść z taśmy oddać jego uszami, a nie na sposób długaśnego cytatu.

Im dalej w tekst, tym narracyjnie/spójnościowo gorzej. Sypiesz, autorze, hasłami-tropami z autorskiego rękawa: Enola Gay, Little Boy, Gott mit uns (w połączeniu z płonącym czołgiem - to akurat znajduję zabawnym, a nawet niosącym element edukacyjno-poznawczy) , lobotomia... Dużo i gęsto, ale po co? Jaka jest myśl przewodnia, roter Faden?

Tyle komentarza, a teraz pytanie merytoryczne. O co chodzi z pisaniem pamiętnika. Czy to jakiś powszechny lub modny element terapii? To już drugi tekst literacki, na jaki trafiam w bieżącym ćwierćroczu, w którym pojawia się motyw pamiętnika. Poprzedni tekst był nota bene niemiecki (Eschbach) 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Do MrHyde, który zapytał:
" O co chodzi z pisaniem pamiętnika. Czy to jakiś powszechny lub modny element terapii?"

Tak! Nad Wisłą, nad Hudsonem, a nawet nad rzeką Rabą... Z Rabą to hermetyczny żart, ale naprawdę jest to element terapii klinicznej.

P.S. W Niemczech w obecnej sytuacji nie jest zbyt ryzykowne głoszenie ("I powiem szczerze jak na spowiedzi na głos przed synagoga, że nie podoba mi się to opowiadanie")?

שלום 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1

nie istnieją granice eksperymentów


Niby prawda.
Przyroda wiecznie eksperymentuje. Wiecznie wprowadza mutacje genów, które w 99,9999 procentach kończą się niepowodzeniem. Ale w 0,0001 procencie sukcesem. Powstaje nowy gatunek.
Jeśli rajcuje Cię 0,0001 procenta sukcesu, eksperymentuj. Nie wiem, czy pokatne to najlepsze do tego miejsce.
W każdym razie piszę co się sprawdza i uczę na poziomie przedszkolnym. Skoro widzisz się studentem lub skończonym artystą – sorry; nie pomogę. 🙂
Jako pan przedszkolanek przypomnę tylko wierszyk o jajku mądrzejszym od kury. Wskutek przeprowadzonego eksperymentu ugotowało się na twardo.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
"Jako pan przedszkolanek przypomnę tylko wierszyk o jajku mądrzejszym od kury. Wskutek przeprowadzonego eksperymentu ugotowało się na twardo".

Nie mylmy dyrektyw unijnych z literaturą. Patrz, wskazuję Ci dyplomatycznie zejście z pewnej drogi argumentacji w bezpieczniejszym kierunku...

A na dokładkę zacytuję dowcip "z brodą". Lubię go, nie wiedzieć czemu.

"Spotyka się dwóch psychiatrów.
- Która godzina? - pyta pierwszy,
- Chcesz o tym pogadać?"

Zawsze do usług,
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A to drugie opowiadanie z "Poczekalni", które po odpoczynku od "żmijowiska", super celnego określenia @Vee, która ostatnio popadła w niełaskę "grupy trzymającej władzę", przeczytałem.

Wniosek z lektury i z komentarzy jest jeden. Niektórym CLA, której to "mafii" zresztą jestem chujem... sorry... zbyt wulgarnie... członkiem, odbija palma. A propos - nie nazwałem Rascal chujem. Pomimo czasów gender, rozróżniam zaimki i inne takie. Tak nazwałem hejterów Historyczki. A Rascal zrezonowała nożycami. Dlaczego - nie wnikam i nie chcę. Może powinna udać się ze swoimi behawiorami do tego profesora z opowiadania.
Szczerze mówiąc, nie jestem ani filantropem, ani Matką Teresą i gówno mnie to obchodzi. Przykro mi tylko, że Vee oberwała jakimś chorym rykoszetem.
Dokładniej to biega mi o demona Ego (że wrócę do myśli przewodniej), wspomnianego przez autora "Metamorfozy".
Bo z jednej strony niby go taki Tomp pochwalił łaskawie z pozycji swej, ale za chwilę na logiczne pytanie @unstableimagination zieje żółcią. W dodatku mało profesjonalną, że nie powiem że psycho-niepewną. A jak się okazało, że autor nie daje pokątnie i pokornie dupy, odpowiadając z godną podziwu klasą, to mu stara się dogryźć.
Potem włącza się MrHyde, przechodzący przypadkiem z tragarzami, znany mi z przeszłości badacz cierpliwości "debiutantów", co do których Loża ma dwie taktyki.
Jedna - w przypadku kompletnych analfabetów (słuszna skądinąd) - wyśmiać bez litości.
Druga - w przypadkach, w których ktoś jest podejrzany o zbyt wysokie umiejętności - na wszelki wypadek próbować zdyskredytować go, bo a nuż widelec zagrozi pozycji danego członka w hierarchii stada.
Nie dziwmy się zatem atakom hejterskim na CLA od społeczeństwa, przy czym ja bardzo proszę moich opowiadań ani mnie personalnie z tej przyczyny nie atakować przez generalizację zjawiska.Staram się zachować postawę centrową. Olewać gimbazową twórczość porno i jednocześnie zlewać wymądrzanie się służące li tylko dowartościowaniu się podmiotów owego wymądrzania i czepialstwa.
Bo pomiędzy pomocą debiutantom a zadzieraniem nosa w celach dziwnych jest istotna różnica.

Apeluję - nie zniechęcajmy WSZYSTKICH.

P.S. @marc, wyłącz, proszę łapki pod moim komentarzem, tak jak u Vee. Mnie one wiszą, te łapki, ale po co wkładać wibratory i sztuczne pochwy do rąk dzieci?
Kto ma odwagę cywilną, to się zaloguje i mi na priv nawrzuca chujów. Chociaż wolałbym wrzucane waginy. Nawet metaforycznie. Bo ja jestem hetero i lubię kobiety.
"Kawa "Marago", kobiety nago i tym podobne atrakcje😉
0
-4
Komentarz został usunięty przez moderatora serwisu!
0
-3
Komentarz został usunięty przez moderatora serwisu!
0
0
سلام (tzn. salami alejkum) @NewRomantic 😉

A a propos miejsca na ekspertmenty, Pokątne się dotego nadaje jak najbardziej;jest bezpieczne. Najgorsze, co może tu spotkać eksperymentatora, to niezrozumienie i brak feedbacku 😉

Co do nie-bezpieczeństw głoszenia bezeceństw religijnych - do Konstancji na sobór się nie wybieram. 😉 No, najwyżej incognito. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Mrhyde, że się wtrącę i rozszyfrowałem ten hebrajski tekst, to uważaj, bo Cię spotka niesprawiedliwość karmiczna. Znaczy - oberwiesz od wszystkich 😀 Za użycie słowa "bezeceństwo". Każdy to weźmie do siebie. A ode mnie prywatnie też. Za prowokacje...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
@Tomp
Dzięki za komentarz à la @NiutonNaMetrKwadratowy. Łezka w oku się zakręciła, bo podróba zacna, a jutro równa, smutna data.
Twoje zarzuty co do treści są zrozumiałe, uzasadnione i przyjemnie przedstawione. Do mnie, jako czytelnika jednak nie przemówiły i dla mnie to opowiadanie to i tak dycha. Tam, gdzie nie widzisz nic emocjonującego, ja widzę. Twój komentarz też dycha.

Jeszcze odnośnie zarzutów co do “elementów, które prowadzą donikąd”. Ostatnio, dzięki @Vee, dowiedziałem się, co to są strzelby Czechowa. Tak wiem, wstyd.
Jaki czytelnik wolę kilka strzelb, które nie wypalą, choćby tylko po to, bym do końca nie wiedział, które wypalą, a które nie. A może wypalą w kolejnej części? A może tylko sobie wiszą, wycelowane w głowę czytelnika, żeby mu się lepiej czytało?

@NewRomantic
"W trakcie pisania coś mi zaświtało."
Doskonale to rozumiem. Mnie tez tak świta cały czas i przestać nie chce...
Twoje opowiadanie ma w sobie coś. Coś z Rascal i dla mnie jest to komplement.

@MrHyde
“100 linii w tym samym stylu, nastroju i z tą samą beztreścią. --> Monotonia nudy”
Dla mnie jako czytelnika, bo tylko w taki sposób mogę się wypowiadać — ta metamorfoza pacjentki, napisana jest ciekawym stylem, innym w każdym akapicie. Nie chciałbym, by autor coś tam skracał. To i tak dość krótkie opowiadanie.
Prawdziwą beztreść lub jak mawia @Vee pustosłowie — można znaleźć u mnie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@unstableimagination "dzięki @Vee, dowiedziałem się, co to są strzelby Czechowa. Tak wiem, wstyd."

Scyzoryki Hemingwaya też mają rację bytu, tylko czytelnikowi musi się chcieć w nie wczytywać. 😉 Mnie osobiście najczęściej brakuje takiego zapału.

Co do metamorfozy oddanej w pliku audio: Może i dobrze oddana. Miejscami dziwnie, np. wtedy, kiedy z zapisu znika interpunkcja (ciekawy zabieg, swoją drogą, eksperymentalny), ale nawet nawet. Jako czytelnik jednak - czytelnik niecierpliwy i z wytresowanymi refleksami - oczekiwałem, że wprowadziwszy osobę (Stolz), narrator nie zapomni o niej na 10 akapitów (rozdziałów?) powyróżnianych poziomymi kreskami, tylko zacutuje kawałek audio i dalej opowie o Stolzu. Potem by mógł znów wrócić do taśm, jeśli taka jego wola, ale lepiej żeby je dawkował w mniejszych porcjach. Albo gdyby zaczął od taśm i dopiero potem wprowadził Stolza. A tak, jak jest teraz, na mnie działa nużąco. Na mnie osobiście. Takie mam gusta. 🙂

Inny minus to to, że opowiadanie się nie kończy. A nawet zwiastun serialu powinien mieć jakąś puentę.

A że językowo tekst jest poprawny i kreski dialogowe mają odpowiednią długość, co wytłuścił Tomp tompowym drukiem, to fakt. Na pewno zasługuje na wyjście na główną.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Witaj na Głównej @NewRomantic.
Z komentarzy już wiesz co Cię tu czeka 🙂
Z mojej strony (jeśli mi wybaczysz pierwszy, lakoniczny komentarz) uważam, że jesteś powiem świeżości na tym portalu i możesz jeszcze zawstydzić publikujących tu autorów.
Co do opka uważam go za spójną i zamkniętą całość. Kontynuacje zawsze niosą takie ryzyko, że trudno jest czymś zaskoczyć czytelnika, niemniej życzę Ci powodzenia.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Miło przywitać się z nowym autorem na głównej 🙂

Jestem tu nie od dziś, ale mam nauczkę – nie czytać komentarzy przed lekturą! Nie uważam, by tekst był chociaż w połowie tak głęmboki, jak zostało to opisane (i bardzo dobrze), natomiast po początkowych obawach opowiadanie okazało się całkiem ciekawe. Do czytania przekonała mnie tematyka psychiatrii, którą ostatecznie uznaję za słaby punkt. Gryzie mnie ta lobotomia. Stosowano ją głównie (nie tylko!) do leczenia zaburzeń osobowości, depresji czy innych schizofrenii, no i jeśli już Enola miała zinteligentnieć od jakiegoś fikcyjnego zabiegu, mogłeś oprzeć się na elektrowstrząsach. Przy tym to tylko czepialstwo. Enolę dosyć lubię, a o innych bohaterach nie mam zdania. Akcja rozwija się naprawdę fajnie, Ty piszesz ciekawie i tylko szkoda, że tekst nie kończy się jakimś mocniejszym akcentem. Nie chodzi mi nawet o konkretne „zakończenie”, co zwyczajnie rozczarowało mnie zachowanie pani Stolz (jej się ten napad zaraz zacznie podobać!) i rzucenie na odczepnego tych seksowych ochłapów. Wchodząc na ten portal szukam jednak treści 18+ :-)

Niech największym komplementem będzie, że dyskusji pod tematem nie zdominowała dyskusja o błędach językowych. Gratuluję udanego debiutu i życzę powodzenia w pokątnej przygodzie. Będę z zaciekawieniem przyglądać się Twoim liczbom, kiedy minie efekt świeżości. Kto wie, tekstom może też 😉

EDIT: @Senseih, mój apel, błędnie (lub nie) zrozumiany przez Marka dotyczył wszystkich komentarzy, nie tylko mojego. Funkcję tę uważam za bardziej szkodliwą niż pomocną, ale nie chcę się na ten temat rozwodzić. Na pewno nie pod tym opowiadaniem :>
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Unstableimagination, za poniższe słowa masz u mnie jakiś zacny trunek w klimacie bliskości podejścia do lektury czegokolwiek oprócz instrukcji obsługi lodówki 🙂

"Jaki czytelnik wolę kilka strzelb, które nie wypalą, choćby tylko po to, bym do końca nie wiedział, które wypalą, a które nie".

Dziękuję wszystkim komentującym, nawet tym (nielicznym), którzy dla jaj chyba podkładają pinezki pod zadek.

Sajmon, Tobie też dziękuję za zaufanie co do przyszłości i postaram się spełnić (w miarę wolnego na to czasu) Twoje oczekiwania. Chociaż tak naprawdę nie chcę nikogo "zawstydzać". Niech każdy pisze opowiadania po swojemu i niech będzie dumny, że dokłada do wspólnej biesiady.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
@Vee Spoko, lobotomii nie bierz zbyt dosłownie do serca. bo przecież Stolz ją "udoskonalił", co w moim szalenie oszczędnym (w tej części serii) operowaniu otoczką może oznaczać wszystko. No może oprócz wycięcia wyrostka robaczkowego 🙂 Dobrze, że wspominasz o elektrowstrząsach, bo to pasuje do "błyskawic", które "widzi" Enola... 😉

"Lobotomia była od wielu lat zakazana. Ale on przecież ją udoskonalił. Od dawna wiedział, że jest geniuszem godnym dziadka, imigranta podającego się w USA za ofiarę nazizmu".

No i ważna uwaga. Tekst (w wyniku mojej spontanicznej decyzji podjętej w trakcie pisania go) - nie kończy się. To znaczy kończy, ale pojawia się obietnica kontynuacji... Słowo się rzekło - kobyłka u płotu.

A co do zachowania pani Stolz.... Pogłaskałem ją blitzkriegowym syndromem sztokholmskim oraz skrywanymi przed samą sobą fantazjami. No i lufą colta 😉 I rozwinę ten motyw w drugiej części.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
@Vee, w odniesieniu do tego:
"EDIT: @Senseih, mój apel, błędnie (lub nie) zrozumiany przez Marka dotyczył wszystkich komentarzy, nie tylko mojego. Funkcję tę uważam za bardziej szkodliwą niż pomocną, ale nie chcę się na ten temat rozwodzić. Na pewno nie pod tym opowiadaniem :>"
... powiem tak, po researchu, o co kaman. Chodzi o składankę defekacji z endorfinami. Anonimowo, jak to tu ktoś zauważył. Łapka w górę oznacza endorfiny, a ta w dół to sprawdzanie, czy kupa aby na pewno spadła 😉

Edit: Już dwie kupy spadły. Grawitacja działa 😉 A propos... w czasie pandemii zamaskowani (dosłownie) ludzie rzucili się do sklepów. Artykułem pierwszej potrzeby okazał się... papier toaletowy, co jest symbolem naszych zarówno realnych, jak i pokątnych czasów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jeśli chodzi o mnie, to daleki jestem od zachwytu. Nie to, żeby opowiadanie było złe, wręcz przeciwnie. Zręcznie, płynnie i wartko tocząca się akcja przykuwa uwagę. Więc o co chodzi? O dwa punkty, które powodują, że opisane wydarzenie nie powinny dojść do skutku.

Skąd… skąd znasz hasło?! – wrzasnął.


Niestety inteligencja nawet >150 tu nie wystarczy. Zwykle wymaga to dużej wiedzy i odpowiedniego oprogramowania. A i to nie gwarantuje sukcesu. Gdyby złamanie hasła było takie proste, nikt w hasła by się nie bawił. To tylko w filmach tak ładnie wygląda. No, chyba że hasło jest typu „Admin123”. Jednak tego autor nam nie mówi. W ogóle nic nie mówi, skrzętnie omijając problem.

I kolejna mielizna:

Twoje szanse na przeżycie rosną, Hermanku. Z ochroniarzem zagrałeś perfekcyjnie.


Perfekcyjnie, to znaczy jak? Znowu autor tego nie wyjaśnia. A ja chciałbym wiedzieć, jak można wydostać się ze strzeżonego obiektu, nawet „zagrywając perfekcyjnie”? Jak to możliwe? Bo pan Stolz ma przepustkę, ale pani pacjentka jej nie ma. Owszem, pan doktor jest znany, więc wyszedł bez sprawdzenia przepustki, ale pani? Ochroniarz jest takim idiotą, że nie sprawdził, czy pani ma? Narażając się w razie czego na wywalenie z roboty z wilczym biletem i może jeszcze odsiadkę?

Takie to myśli mi przyszły do głowy, gdy czytałem opowiadanie. A powyższe wątpliwości, których autor nie rozwiał, czyniły z dalszej opowieści bajeczkę, a nie thriller/kryminał/sensację (niepotrzebne skreślić).
Właściwie należałoby jeszcze dodać mało realne zachowanie żony doktora, w żaden sposób nie umotywowane, ale już to sobie daruję.
Dlatego stawiam ocenę 7, choć gdyby nie wspomniane mielizny, mogłoby być nawet 9.

O zauważonych błędach nie będę wspominał, bo pewnie zrobił to Tomp.

Aha, byłbym zapomniał, co znaczą słowa „Posprzątać burdel. Uwolnić go od alfonsów”. Autor tego też nie wyjaśnia, chociaż można go w tym usprawiedliwić. Skoro babka była świrnięta, to mogła gadać od rzeczy. Nie… To kiepskie wyjaśnienie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Indragor
"Takie to myśli mi przyszły do głowy, gdy czytałem opowiadanie. A powyższe wątpliwości, których autor nie rozwiał, czyniły z dalszej opowieści bajeczkę, a nie thriller/kryminał/sensację (niepotrzebne skreślić)."
Zaraz, zaraz, a co złego jest w bajeczkach??? 😉
Ja całą swoją niewiarę grzecznie zawiesiłem na kołku przed czytaniem i widzę to tak:
1) W łamaniu haseł często najsłabszym ogniwem jest człowiek. Enola najprawdopodobniej domyśliła się kodu po wielu rozmowach z nieostrożnym profesorem, lub jakoś sprytnie wydobyła go od niego.
2) To jak wydostali się ze strzeżonego budynku, mnie po prostu nie zastanowiło. Przychodzi mi do głowy pare pomysłów. Czy warto wydłużać opowiadanie z tego powodu, nie wiem. Ale jeśli Ciebie to uderza, to być może krótki akapit by się przydał.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
W bajkach nie ma niczego złego, tylko że to nie jest bajka o złym kopciuszku, jeszcze gorszym królu, który mieszka w domu razem z ropuchą. A dwa, trzy zdania nie wydłużyłyby zauważalnie opowiadania, a przydałyby wiarygodności. Gdyby jeszcze w opowiadaniu był błyszczący niczym diament opis seksu, to pewnie przymknąłbym jedno oko na niedoskonałości. Jednak tego też nie ma. W moim odczuciu autor poszedł po prostu na łatwiznę. A ochroniarza można było się pozbyć prostym zabiegiem. Wystarczyłoby, gdyby Enola powiedziała: „Ochroniarz ma dwadzieścia minut przerwy o północy, wtedy wyjdziemy”. Albo: „Wyjdziemy tylnym wyjściem ewakuacyjnym. Masz kartę do drzwi, więc alarm się nie włączy”.
I już jest lepiej.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
Do Tompa, który popłynął w Hudsonie i pyta: "dlaczego w finałowej scenie najważniejszy jest bieg do łazienki".

Po pierwsze - nie jest "najważniejszy". Najważniejsza w "finale" jest zapowiedź zemsty na ludziach wspomnianych tu: "Hudson. To taka rzeka. Ciemna, ponura i lodowata. Zwłaszcza, gdy cię do niej kolesie wrzucą w listopadzie."

Będzie o tym w jawnie zapowiedzianej części drugiej. A druga część nie może bazować na spoilerowaniu w pierwszej. To chyba uczciwe podejście?

Po drugie, w pewnym (może i stereotypowo pojmowanym, choć uzasadnionym badaniami świecie seksualnych odchyłów) ofiary przemocy seksualnej w pierwszym odruchu biorą prysznic. O ile w pobliżu jest łazienka, oczywiście. W domu Stolców jakimś bajkowym cudem była.

Najście Enoli na dom Stolzów i doprowadzenie Betty do lesbijskiego kontaktu nie było typowym gwałtem. To też oczywiste. Mniej oczywiste, choć do domyślenia się, jest pozornie nielogiczne i niekonsekwentne zachowanie pani Stolz. Ale...
Gdy zastanowimy się nad mechanizmem polegającym na szukaniu autousprawiedliwienia dla realizacji swoich fantazji oraz ukrytej w podświadomości biseksualnej natury i założymy, że "przymus" jest znakomitym "excuse", to rzecz zaczyna wyglądać nieco inaczej, prawda?

I O TO chodziło autorowi. No, może nie tylko o to...

Zaś wspomniany przez kolegę Indragora hipotetyczny imperatyw wyjaśniania, czy Enola przeszła przez drzwi kliniki schodami ppoż, czy po prostu korzystając z zastraszenia profesora, który (jak można się domyślić) jest nie tylko szefem kliniki, ale jej właścicielem, zatem cieć w recepcji (BTW dość laboratoryjnej części budynku, co wynika z wcześniej użytego opisu) wydaje się naprawdę nieistotny. Stolz miał po prostu nie robić głupstw przy ochroniarzu. I zagrał swoją rolę perfekcyjnie. Po prostu.

I jeszcze a propos "bajek" i niewiarygodności behawioralnej. Czy ktoś, zanim Stanley Milgram przeprowadził swój słynny eksperyment, uwierzyłby, że przeciętny, statystyczny człek zachowa się w taki sposób?
Pewnie nie. A w sferze seksualności jest jeszcze dziwniej i mroczniej, zapewniam....

P.S. Dzięki unstableimagination za uważne czytanie "Metamorfozy", I I Tyi Sajmon widzicie to, co chciałem pokazać, nie pokazując zbyt wiele detali, póki co. W następnej części - cytując Kabaret Moralnego Niepokoju - " "Będzie pan zadowolony, małżonka będzie zadowolona, wszyscy będą zadowoleni".
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.