Życie lubi zaskakiwać (VI) - Cisza przed burzą

12 lutego 2022

Opowiadanie z serii:
Życie lubi zaskakiwać

Szacowany czas lektury: 1 godz 6 min

Przyszła pora na dalsze losy Mai i Włodiego. Kto lubi tę serię, zapraszam do lektury ;)

 

- Chyba zostanę artystą-malarzem – zaśmiał się Włodi. – Takim… – szukał w głowie odpowiedniego nazwiska – Kandinsky’m na przykład. Widziałaś może jego dzieło – Linia poprzeczna? – zapytał retorycznie, patrząc na pławiącą się w oznakach jego spełnienia partnerkę. Sam natknął się na grafikę i zapamiętał to dzieło zupełnym przypadkiem, przeglądając coś w necie. Jak nic pasowało do sytuacji.

Chwilę wcześniej nerwowo wycisnął z gardła wiele mówiące: “Ja już!”, na co ona zareagowała szybkim zejściem z zajmowanej pozycji na jeźdźca i zaczęła pieścić członka Włodiego ustami, choć wcale o to nie prosił. Wystarczyło kilka rytmicznych ruchów głowy, a on dyszał i mruczał z rozkoszy jak pieszczony kocur.

I teraz patrzył na efekt wytrysku. Gruba struga nasienia przecinała po skosie całą twarz Mai, a kilka mniejszych, powodowane grawitacją, już nabierały nieregularnych rysów i zaczęły spływać po gładkiej skórze czoła, nosa i policzków. Zawsze godnie przyjmowała i przeżywała ten akt jego męskiego spełnienia.

- Naturalizm nie jest zły – podjęła temat o sztuce. – Mdły, ale taki… jakby nie było prawdziwy – odwzajemniła jego uśmiech, ale bardziej zaśmiała się z powiedzianej oczywistej oczywistości. Wciąż jakby nic sobie nie robiła z obfitej ilości spływającego po twarzy lepkiego kleiku. – Miałeś niezłe pokłady… natchnienia, mój artysto – zaśmiała się, zbierając górnymi zębami i wargą porcję ejakulatu z dolnej części ust i go połykając. – Byłbyś płodnym artystą. Baaardzo – spojrzała mu prosto w oczy, wciąż z pogodnym grymasem twarzy.

- Nie trafiłaś – ucieszył się, bo to zazwyczaj ona więcej wiedziała o… wszystkim. – Abstrakcjonizm – oznajmił, wyprowadzając ukochaną z błędu. – Kandinsky reprezentował abstrakcjonizm. Ja – spojrzał wymownie na ukochaną i swoje dzieło – chyba też bym mógł – zaśmiał się, patrząc na bezkształtne żelowe obiekty. – Acha, nie licz dziś na całusy – zapowiedział rozbawiony.

- Sorry, skojarzyłam z Kostrzewskim – usprawiedliwiła się, choć pierwszy raz słyszała o wspomnianym przez partnera malarzu, a Kostrzewskiego pamiętała jeszcze z lekcji polskiego z liceum i tu była pewna, że trafiła z nurtem, który reprezentował. – A tak, już po tym wszystkim, liczyłam na czułości – poskarżyła się, nawiązując do jego zapowiedzi i pokazała oblepiony białawym żelem język.

- Zapomnij. I to przynajmniej do jutra – sprecyzował, śmiejąc się oczami. – Białko długo się trawi – dodał. Zgadywał, ale brzmiało nieźle.

- Nawet to najlepszej jakości? – odgryzła się.

Patrzył jak ukochana liże prącie, jak wysysa z czubeczka wyciskane kropelki, czasem rozmazując wciąż napompowanym krwią kapeluszem zgromadzona na twarzy zawiesinę, by ponownie zatopić szczyt pały w ustach i mruczeć przy tym jakby kosztowała delicje. Nie spieszyła się. Bawiła się prąciem powoli, bezwstydnie, a zarazem beztrosko, niefrasobliwie.

- Na… naprawdę ci to smakuje? – zapytał, drapiąc się przy tym po głowie. – Ale tak poważnie – prosił o szczerą odpowiedź.

- Po co ci to wiedzieć? Jakie to ma znaczenie? – spojrzała z ukosa, jakby nie rozumiejąc do czego zmierzał, nadal zajmując się sterczącym organem.

- Bo… jak nie lubisz, nie musisz… – próbował coś tłumaczyć. – Poważnie – dodał, by to podkreślić.

- No co ty nie powiesz? – zrobiła wielkie oczy. – Od paru lat wysysam z ciebie spermę, a ty dopiero teraz pytasz? No wreszcie wolna! – teatralnie odetchnęła z ulgą, jakby przez lata się do tego typu zabaw zmuszała. I jak na złość, zebrała palcem z policzka porcję nasienia, naniosła je na sterczący przed twarzą przyozdobiony żyłami maszt i zlizała jak wyborną polewę deseru. – Altruista się znalazł – zaśmiała się z jego nagłej i parę lat spóźnionej troski. Ale nie zrobiła tego prześmiewczo. Zrobiła to słodko i sympatycznie, jak zawsze. – Nie lubisz, jak to robię? – odbiła piłeczkę. – Bo… jak nie lubisz…. – powtórzyła za nim, przekomarzając się. Dla efektu połknęła penisa do połowy długości i patrzyła ukochanemu prowokacyjnie prosto w oczy, lekko poruszając głową.

- Przecież wiesz, że uwielbiam – mruknął, bo Maja jak kokietka patrzyła mu teraz w oczy i żuła żołądź, jakby piła niezwykle gęstego shake’a przez grubą rurkę, w dodatku czymś zaczopowaną.

Zazwyczaj miał tak, że kiedy zbliżało się szczytowanie, wpadały mu do głowy najdziwniejsze pomysły (z których wytrysk na twarz był dość często powtarzającym się) i wtedy ogarniała go śmiałość, wręcz perwersja, które dodawały mu skrzydeł. Maja zazwyczaj wszystko aprobowała, bo nie przeginał, zresztą dla niego zrobiłaby wszystko. Z drugiej strony, wiele razy mówiła mu, że po to są dla siebie, by ze sobą spełniać marzenia, a nie mieć do siebie pretensje, że nie ma na to szans, choć się o nich nawet nie wspomniało. Nigdy by jej nie skrzywdził, ale czasem żądza, do której go doprowadzała, dyktowała niechlubne pomysły, które chwilę po zrealizowaniu, odbijały mu się czkawką i obciążały sumienie. Ale tylko do pierwszego pogodnego uśmiechu i, zazwyczaj równie wesołego, komentarza Mai. Kochał ją i tę ich wyjątkową intymną relację.

Teraz patrzył, jak część gęstego nasienia wsiąkło w jej ciemne grube włosy, jak z czoła i policzków kaskadami spływa niczym lawina połyskująca zawiesina, jak cała śliczniutka twarz mieni się od dającej życie substancji, a Maja nic sobie z tego nie robiła. Nadal zdawała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie. Kochał ją nawet taką, a może szczególnie taką. Kochał ją za niezliczone przymioty i ten też był jednym z nich. Teraz mówiła mu kocham nie słowami, a czynami.

- Podaj chusteczki, bo naprawdę miałeś tego dużo – poprosiła wesołym głosem.

- Tak na mnie działasz – odpowiedział komplementem, obracając się na bok i wyciągając rękę po pudełko.

- Pieprzysz głupoty! – skarciła go już nie tylko spojrzeniem za tak oklepane słowa. – Chyba ze dwa tygodnie gromadziłeś ten cenny materiał genetyczny – zassała czubeczek i po wypuszczeniu go z ust, głośno cmoknęła. – No!, ostatni zbłąkany sprinter z ogonkiem u mamusi! – oznajmiła.

Przyklęknęła na materacu, by wreszcie usunąć z twarzy lepką maseczkę.

Nawet jak wycierała buzię z nasienia, robiła to subtelnie i z klasą. Chwilę trwało porządkowanie twarzy, ale po wszystkim promieniała radością i satysfakcją. Kiedy tak przed nim klęczała, podziwiał jej doskonały profil. Łuki pośladków wyglądały tak zmysłowo i erotycznie, że mężczyzna niedowierzał, że trafił w życiu na taką piękność. Wyglądała przy nim, jak bogini zażywająca rozkoszy z niegodnym jej ziemskim bytem. Tak się przy niej czuł – jak byle kto. Przeczesała włosy, poprawiła spinającą je gumkę i Włodi znowu był pewny, że to miłość jego życia. To że była bliską kuzynką, już dawno przestało się liczyć. Klęczała przed nim żywa doskonałość, którą należało wręcz utrwalić w kamieniu, albo odlać z brązu, by mogły się tym widokiem zachwycać kolejne generacje i pokolenia. A tylko on mógł tego wysublimowanego piękna doświadczać. Duma go rozpierała.   

 

Fakt, ostatnie dwa tygodnie to była istna zadaniowa masakra. Wymuszony awarią remont instalacji elektrycznej i towarzyszący temu bałagan, jak na złość oboje więcej czasu musieli poświecić pracy zawodowej, doszło do tego wciąż odkładane przemeblowanie, bo przywiezione od mamy rzeczy, od ponad tygodnia stały wciśnięte w jeden z pokoi. Ale właśnie się z tym całym rozgardiaszem uporali.

- Komoda jakby stąd – pochwalił zmysł partnerki Włodi, patrząc na komponującą się z bielą ściany o strukturze cegieł komodę, choć ta jeszcze nie była po renowacji.

- Chyba taką ją zostawię. Taka trochę podniszczona naprawdę ma duszę. Znak czasu dużo zmienia, nie? – zapytała, choć znała odpowiedź. Chciała znowu być pochwalona za pomysł i aranżatorskie oko.

Oczywiste, że Włodi dogadzał odpowiednio dobieranymi pochwałami swojej ukochanej.

- Twoja mama dzwoniła, albo coś? – zmienił temat, kiedy trudno było już mu znaleźć słowa szczerego zachwytu nad dekoratorskimi umiejętnościami Mai.

- Nie.

- Ty dzwoniłaś do niej?

- Nie – zaprzeczyła ponownie. – No tylko wtedy z tą dostawą, ale może trzydzieści sekund gadałyśmy – burknęła, jakby tracąc humor. – Dlaczego pytasz? – zapytała chłodno. Nagle z jej ślicznej i sympatycznej twarzyczki wyparował pogodny nastrój.

- Tak tylko… Myślałem, że…

- Że nagle będziemy jak rodzina z obrazka po latach wymuszonej losem rozłąki? Kurwa!, Włodi? – wzburzyła się, jednocześnie kwestionując rzuconą hipotezę, jakby on swoimi pytaniami zrobił jej przykrość. – Przepraszam – spojrzała mu prosto w oczy z żalem, smutkiem, niemocą, kiedy zauważyła, że trochę przegięła – to nie twoja wina.

- Co jest, kochanie? O co chodzi? Czego mi nie mówisz? – objął ją.

Położyła głowę na jego torsie i przez chwilę milczała, jakby czekała na odpowiedni moment, by wyznać trudne do opisania słowami tajemnice. Rzadko kiedy widział ją taką zrezygnowaną, bezsilną, sfrustrowaną.

Przez moment poczuł ukłucie w sercu, ścisk w trzewiach i przechodzące od karku, przez plecy, aż do stóp, zimne ciarki. Nagle wypełnił się po brzegi lękiem, jak wypełnia się wodą podstawiona pod kran butelka. Czyżby Maja coś wiedziała, czegoś się domyślała?

- Przepraszam za ten… wybuch… – spojrzała mu w twarz, jakby niemo licząc na jego pomoc. Wyraźnie szukała odpowiednich słów.

Nie miał odwagi nawet pisnąć, chrząknąć, tym bardziej jej ponaglać. Słyszał, jak serce mu łomocze. Ona też musiała to słyszeć.

I poszło. Z ust Mai zaczął płynąć wartki potok pretensji i niezrozumienia sytuacji.

- Po co nas zapraszała? By teraz znowu zniknąć z mojego życia? Zawsze taka była. Zimna s… – urwała, bo nie chciała tego tak nazywać, nawet w przypływie złości. Czuła się bezsilna. – Czy to normalne, że po latach żadnych relacji, kiedy zdawało się wszystko układać, ona znowu się izoluje? Przecież u niej było OK. Tak się dba o relacje z córką? Myślałam, że chociaż… – Przez kilka minut dzieliła się z Włodim oczekiwaniami i wizjami nowego otwarcia. Przy finiszu zdawała się być sfrustrowana jak dawniej – zaraz po zerwaniu kontaktu z mamą, kiedy ta nie chciała zrozumieć życiowej decyzji córki. 

 


      

Anna codziennie, zaraz po przebudzeniu, długo wpatrywała się w wyświetlacz telefonu. Leżąc na plecach w pościeli i w kółko odczytując zapisany w telefonie kontakt – “Maja – córka”. Wystarczyło tylko nacisnąć zieloną słuchawkę, a kobieta wciąż zastanawiała się, co zrobić. Zadzwonić? Nie zadzwonić? Wybór zawsze był zerojedynkowy, żaden inny, nie było pośrednich wyjść.

Odłożyła smartfon. Robiła tak codziennie od już prawie dwóch tygodni. Czuła, że rani córkę, bo ta w czasie wizyty zdawała się fruwać z radości po całym domu, ale Anna już pewne zależności zrozumiała i coś sobie postanowiła. Co z tego, że kosztem najbliższej osoby.

Długo analizowała Włodiego. Jego słaby punkt (dla niej to była przeszkoda) znajdował się w jednym miejscu – serce – Maja. Musiała więc uderzyć właśnie tam. Doskonale wiedziała, że córka czeka na rozmowę, na usłyszenie choćby: “Cześć córciu, co tam u ciebie?”, na potwierdzenie tego, że kilkudniowe odwiedziny coś naprawiły – cokolwiek. Anna z premedytacją tego nie robiła.

Z premedytacją też nie podejmowała w trakcie pobytu u niej dzieci drażliwego tematu, który je na kilka lat rozłączył. Związek córki ze swoim bliskim kuzynem nadal był dla niej niezrozumiały i nienaturalny. Stała na stanowisku, że taka miłość nie ma prawa zaistnieć, tym bardziej na jej bazie nie dawało się tworzyć partnerskiego związku. Co na to powiedzą rodzina i ludzie dookoła!? I dlaczego to zdarzyło się Mai!? Podobne pytania mnożyły się od lat i kilka wciąż wracało niczym bumerang.

Anna nie mogła powiedzieć, że przychodziło jej to łatwo. Czuła się z tym źle, rozumiała swoją wyrodność i sama często tak to w myślach nazywała, ale… Ale wciąż bardziej niż na zakochaną w kuzynie Maję, była wściekła na Włodiego – na ten “wzór cnót wieścich” (jak to pozwalała sobie prześmiewczo nazywać). Zresztą codziennie lżyła go jak największego oponenta, nawet wroga. Jak mógł mi się oprzeć!? No jak!? – krzyczała w myślach za każdym razem, kiedy wspominała swoje nieprzynoszące skutku uwodzicielskie zabiegi. Czasami po jej domu echo niosło właśnie tego typu krótkie i ze wściekłością wypowiedziane pytania, jakby te były krzykami rozpaczy.

 

Nie rozumiała tego, ale też nie potrafiła tego kontrolować. Często wieczorami napadał ją zazwyczaj obcy jej stan melancholii i tęsknoty za bliskimi. Wtedy włączała głośną bluesową muzykę, napełniała lampkę winem i snuła się po swoim luksusowym domu. Często stawała przed ogromnym lustrem i patrzyła, jak tańczy. Zmysłowo poruszała biodrami, a odwaga przybywała z każdym upitym łykiem wina. Samotny taniec pozwalał jej odreagować i znaleźć cień pocieszenia. Już stało się zwyczajem, że w trakcie spokojnego tańca, powoli pozbywała się ubrań, by znowu stać przed lustrem i podziwiać swoje perfekcyjne ciało. To pozwalało jej poczuć się lepiej. Widząc swoje piękne kształty, czuła dumę i satysfakcję, które przysłaniały inne życiowe problemy. Jej egoizm, zmieszany z narcyzmem i próżnością, tworzył wyjątkową mieszankę. Nie wybuchową, ale zmieniającą ją w nowoczesną niezależną kobietę.

Stała tak i pląsała, a patrząc sobie prosto w oczy, szukała dla siebie dalszej drogi na przyszłość. 

A później w zależności od nastroju, pieściła się ręką, czasem szła po erotyczne gadżety i pławiła się w rozkoszy do utraty tchu, często bezwstydnie i perwersyjnie – tak jak lubiła. Brakowało tylko dreszczyku emocji.

Od kilku tygodni zabawiała się jakby na złość Włodiemu i zawsze szczytowała z myślą o nim. Nie mogła przed tym uciec. Zrozumiała, że myśli o nim obsesyjnie. To jak okazywał Mai czułość, jak o nią dbał, jak na nią z czcią patrzył i z szacunkiem dotykał, to że ją kochał, doprowadzało ja do niepohamowanej burzy zazdrości, która z łatwością zmiatała głębsze i naturalne uczucia matczynej miłości. Chciałaby poczuć chociaż cień tego ciepła i uczuć, którymi mężczyzna obdarzał jej córkę. Tak go sklonować – myślała.

Dziś stała przed zwierciadłem z wyciągniętymi z kieszeni stanika piersiami, które lekko się poruszały od rytmicznych ruchów jej zanurzonej w czarnych koronkowych majteczkach dłoni. Zdjęła je z siebie, bo chciała czegoś więcej. Oczywiście, że w odbiciach swoich płonących oczu, widziała te Włodiego. Dla niego się obnażała. To niby on stał przed nią i ją zachęcał do pójścia na całość.

Teraz bezwstydnie siedziała na podłodze z szeroko rozwartymi udami i palcami trącającymi wargi sromowe niczym klawisze fortepianu. Przez chwilę czuła się młodo, nawet jak świntusząca nastolatka, kiedy rodziców nie ma w domu, a hormony zmieniały ją w niegrzeczną dziewczynkę. Przez chwilę czuła też, że jest… Mają, a penetrujące ją palce to członek Włodiego. Jęczała i mruczała, tym razem ckliwie i erotycznie. Dziś odgoniła perwersyjne zachcianki, jak natrętnego bachora, bo nie tego teraz potrzebowała. Na pstryknięcie palców miałaby męskie towarzystwo, ale żaden kochanek nie dałby jej tego, czego szukała. Dziś chciała czułości i namiętności Włodka, które on bez wątpienia dawał jej córce. Jej też kiedyś to dawał, kiedy wprowadzała go w świat dorosłych. Bała się wyobrazić, jak wyjątkowy musi być seks zakochanych. Nie. Wizualizowała to w myślach i czuła chorobliwą zazdrość.

Tu nikt jej nie widział. Tu mogła robić, co jej się żywnie podobało. Siedziała więc na zimnej podłodze, zapierając się za plecami jedną ręką, a drugą masując plastyczny ociekający śluzem srom, wiła się wężowymi ruchami, wciąż przysuwając się i uśmiechając do lustra. Sama dostrzegała na swoim ciele postęp, i tak łaskawego dla niej, czasu, też czuła się głupio, że siedzi w takim miejscu i jak desperatka się masturbuje, ale tak tego potrzebowała, że wszelkie normy przestały mieć znaczenie. Po chwili czuła na plecach chłód podłogi i szarpiąc biodrami, wyła z rozkoszy. Słysząc odbijający się w pomieszczeniu głos, uświadamiała sobie, jak bardzo jest samotna. Ale kiedy w jej duszy zaczęła pojawiać się głębsza refleksja i erotyczny nastrój zdawał się rozwiewać, szarpnął nią spazm orgazmu, a przed oczami pojawił się obraz zadowolonego i uśmiechającego się do niej Włodiego. Wpakowała dwa złączone palce w szczelinę i pocierała jej wnętrze, aż znowu jej biodra wystrzeliły ku wiszącej na suficie nowoczesnej lampie, której światło zaczęło przypominać poświatę ogona lecącej komety. Nie. To jej głowa tak szybko się poruszała na boki, że czuła się jakby była na zatłoczonej drodze w środku nocy, gdzie mijają ją rozpędzone samochody i widzi tylko pozostawione smugi świateł. “Tak Włodi! Taaak! Kochaj mnie!” – krzyknęła na koniec, kiedy ciało zaczęło konwulsyjnie drżeć. Tylko ona znała prawdziwe znaczenie ostatnich słów. Była mowa o uczuciu, czy tylko czynności? Nawet ona bała się odpowiedzi. Nagle wypełniło ją ciepło. Ale nie było to tylko ciepło spełnienia i satysfakcji. Myśląc o Włodim, poczuła ciepło w… Znowu bała się nazwać gdzie. Była tym spostrzeżeniem porażona i przerażona.

 

Po wszystkim, nie miała ochoty uprzątnąć naczyń. Uznała, że winu nie zaszkodzi te kilka godzin w temperaturze pokojowej, lampkę z niedopitą resztką też wstawi do zmywarki jutro. Wszystko to odłożyła do rana. Trzymając w dłoni bieliznę i idąc, a właściwie snując się, po schodach na piętro, postanowiła, że jutro zadzwoni do Mai. Koniec z tymi gierkami – zapewniała swoje wystrzelone do poziomu stratosfery ego. Pierwszy raz chyba rozumiała, co to znaczy prawdziwa… Wciąż nie chciała tego słowa wymówić. Sama myśl napełniała ją przerażeniem. Znowu.

 

A następnego dnia wyszła z domu dumnie, jakby cały świat należał do niej. Wsiadła do białego bmw i z miną arystokratki, odjechała. 

Wjeżdżając na tłoczną wojewódzką, jeszcze raz spojrzała na wybrany kolejny już raz kontakt do córki. Już miała zadzwonić, przecież miała jeszcze pół godziny drogi do celu, a w samochodzie lubiła rozmawiać, ale… Nagle musiała gwałtownie zahamować, bo wyprzedzający ją jakiś gruchot, z lewego pasa niespodziewanie wjechał przed nią. Nie obyło się od ostrych słów w stronę intruza. Ułamek chwili później, docisnęła pedał gazu w i ruchem jednostajnie przyspieszającym oddaliła się od starego zielonego fiata.       

 

 

Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się diabolicznie, po chwili wyraz twarzy wyraźnie złagodniał. Wytarła dłonie w śnieżnobiałą kuchenną ścierkę i odeszła od przyrządzanej przekąski. Inna kobieta, będąc w podobnej sytuacji, czułaby zdenerwowanie i pewnie drżały by jej dłonie, ale ona była inna. Odebrała telefon jakby od niechcenia. Cwaniacki uśmieszek nie znikał z jej ust, dobrze, że on tego nie widział. Nie było z jej strony wesołego: “Halo? Cześć”, ona zaczęła inaczej.

- No wreszcie – powiedziała obojętnie, ale zaczepnie zarazem, i jakby z przyganą, że tyle musiała czekać.

- Dzień… Cześć – przywitał się niepewnie i nagle zamilknął. Nerwy go sparaliżowały.  Raz w życiu rozmawiał z ciotką Anną przez telefon, kiedy Mai rozładował się telefon, a ciocia zadzwoniła wtedy do niego. W sumie poza ostatnim niedawnym pobytem u niej, jeśli kiedyś prowadził z nią jakieś rozmowy, miało to miejsce w łóżku, lub w warunkach zaraz przed, lub po seksie.

- Cześć i… – prowokowała go do kontynuowania. – Ty dzwonisz – przypomniała mu grzecznie, wręcz czarująco. Chciała usłyszeć, z czym do niej dzwoni. Nadal pamiętała ostatni gorący wieczór z Włodim, co z tego, że tylko z wyimaginowanym. Odczucia miała za to niezwykle realne, a efekt późniejszych refleksji i niewypowiedzianych zaskakujących wniosków czuła do dziś. Naprawdę chciała być łagodna i szczerze przyjazna.

Nie spodziewała się tego. Zawsze był taki poprawny, że ją zaskoczył bezpośredniością i przejściem do meritum sprawy. Mówił, jakby był wszystkiego pewny i ją przejrzał.

- Dlaczego to robisz? Wiesz, że ją ranisz – stwierdził. – To przecież twoja córka – zabrzmiał słodko, a ton głosu zamienił się jakby w leczniczy balsam na podrażnienie.

Miała ochotę zaprzeczać i grać cwaną, udawać, że nie ma pojęcia, o co mu chodzi. Mogłaby. Mogłaby, bo już znajdowała słowa, które by właściwie zabrzmiały i każdy inteligentny człowiek przyznałby jej rację, że z jej zachowania nie wynika celowość działania i jakiś plan. Ale nie chciała obrażać siebie i jego, swojej i jego inteligencji. Oni jedyni byli wtajemniczeni i doskonale byli zorientowani w sprawie, nie wymagało to zbędnych podchodów.

- Tak ci na niej zależy? – rzuciła fałszywie zdziwiona.

Czuł, że Anna uderzy za chwilę mocniej, że to słyszane w głosie ciotki ciepło, jest zdradliwe. Zaraz uderzy z wysokiego C – był tego pewien. On już czuł zbliżającą się falę niszczycielskiego podmuchu słów, które jeszcze nie zostały wypowiedziane.

- Tak, bardzo, jak na nikim innym na świecie – potwierdził bez zastanowienia i z przejęciem, z premedytacją, jakby nieświadomie wbijał też szpilę Annie ostatnim swoim stwierdzeniem. Był pewny, że właśnie odbezpieczył granat.

- A wie, o twojej przeszłości? Tej ze mną? – zaśmiała się poirytowana. – Też mi prawdziwa niby czysta miłość. Z brudnymi tajemnicami – burknęła. – Dlaczego jej nie powiesz?

- Przecież wiesz – zamilkł zawstydzony.

- Zraniłbyś ją, nie zniosłaby cierpienia, wstydzisz się? – wymieniła. – Czy może… – jeszcze przez chwilę ważyła słowa – czy może wasza wielka miłość – tu ironizowała – by tego wstrząsu nie przetrwała? Co mi odpowiesz, wzorowy partnerze? – podsumowała uszczypliwie.

- Anna! – podniósł ton głosu, by ją trochę przytemperować, po czym szybko się zreflektował, nie chciał jej rozdrażniać. – To chyba nie jest sprawa na telefon, co? Dajmy z tym spokój. Przecież…

- Przecież już mi wszystko mówiłeś? – znowu dopowiedziała za niego. – Tak, niby wszystko wiem – odpowiedziała sobie sama. – Naprawdę zrezygnujesz z takiego ciała i z możliwości… no wiesz? Naprawdę nie chcesz – przez chwilę się zawahała, ale nie zrezygnowała z ostrzejszego słowa – zerżnąć takiej jak ja? – zaczęła prawie mruczeć do telefonu. Nie mógł wiedzieć, że ona się śmieje, że to kolejna prowokacja, teraz bardziej nawet zabawa. – Wiesz ilu marzy o takim ciele i umiejętnościach? – zakończyła retorycznie.

- Proszę, skończmy to. To… twoja córka… – chwytał się najbardziej obrazowego argumentu. – Wiesz… – próbował coś dodać, ale weszła mu w słowo.

- A twoja kuzynka. Przypominam tylko – zaznaczyła ostrzej. – Pieprzysz ją, a nie powinieneś – wytknęła. – Mnie też posuwałeś, a nie powinieneś. I co niby mam wiedzieć? Co tu rozumieć, hę? Posuwałeś najpierw matkę, w dodatku swoją ciotkę, później córkę – swoją kuzynkę. Kto wie, czy nie obie na zmianę. I niby co mam wiedzieć? – wzburzyła się.

- W pierwszej kolejności to… ją kocham, a nie posuwam – podkreślił stanowczo. – Naprawdę nie możemy o tamtym naszym… zapomnieć? To było dawno, uwiodłaś mnie, to…

- A tobie się podobało, przypominam po raz kolejny. Słabą masz pamięć – stwierdziła, wchodząc mu w słowo. – Mam ci przypomnieć, jakie rzeczy ze mną robiłeś? To poniżej mojej godności – zaśmiała się gorzko. – Tak w ogóle, jak ty na dłuższą metę sobie wyobrażasz związek z kuzynką? – zagadnęła jakby z innej strony, jakby sobie teraz przypomniała istotę problemu, który ich poróżnił. Zabrzmiała trochę jak zatroskana o przyszłość dziecka matka.

- Naprawdę ją kocham – wyznał. – Ona mnie też. I co mamy zrobić? Udawać, że tak nie jest. Nic złego nie robimy! – uniósł się, nie kontrolował wzburzenia. Szybko nabrał głębokiego wdechu i już spokojniej kontynuował. – To całe… kiedyś, z tobą, było wyjątkowe. Tak, podobało mi się. I racja – do niczego mnie nie przymuszałaś. Seks był super. Ale teraz sama widzisz, że życie pokierowało mnie w stronę Mai, tak na dobre. Kochamy się, zrozum. – Kończąc pełen emocji wywód, prawie łagodnie szepnął. Czuł, że brzmi staromodnie, jak nie z tej epoki, ale nie widział innego sposobu na przekonanie ciotki, jak tylko szczerym wyznaniem.

Nastała głucha cisza. On liczył, że tym desperacko brzmiącym wybuchem, a finalnie łagodnością, coś zmieni, ona rozważała odpowiednią ripostę.

Cisza trwała i trwała, przeciągała się w nieskończoność. Anna długo ważyła słowa.

- Chcesz, żebym zaakceptowała ten związek? To musisz na to zapracować. Wiesz jak. Ona nie musi o niczym wiedzieć – powiedziała zdenerwowana. – Wtedy Maja będzie miała najwspanialszą mamusię na świecie. Dobrze wiesz, że mnie na to stać. Codziennie będzie chodzić w skowronkach. Wystarczy, że…

- Że będę cię posuwał, tak? – Tym razem to on wyprzedził jej myśl. – Ty siebie słyszysz? Kobieto, opanuj się! To twoja córka, kurwa! – uniósł się, bo już nie potrafił zareagować inaczej. – Nie zrobię jej tego, dobrze to wiesz.

- Jak wolisz – udała obojętną i się rozłączyła.

Czuła jak żółć podchodzi jej do gardła. Na początku chciała mu powiedzieć, że nie będzie już go nagabywać, że odpuszcza. Nawet chciała mu obiecać (co jej się chyba nigdy nie zdarzyło), że tajemnica na zawsze nią pozostanie, ale już po chwili rozmowy znowu chciała go mieć tylko dla siebie. Chociaż przez chwilę, chociaż raz. Znowu poczuła emocje, tym razem pożądanie, wręcz zwierzęcy zew. Dlaczego jestem tak emocjonalnie rozchwiana!? – krzyczała w myślach, wspominając ton i barwę głosu Włodiego. Zarzekała się, że jeśli chociaż raz da jej to co kiedyś, to ona odetnie się od tego całego absurdu. Ale niech tylko raz będzie tylko dla niej.    

Była pewna, że on wkrótce zadzwoni.

Miał rację, Maja była jej córką, ale od zerwania z nią relacji kilka lat temu, jakoś przywykła do bycia samej sobie. Nawet doceniała tę wyswobadzającą niezależność. Tylko czasem tęskniła za swoją wiecznie pogodną latoroślą. Dostrzegła moment, w którym z zadzierającej nosa nastolatki, zmieniła się w szczęśliwą i empatyczną dziewczynę i zaczęła rozpromieniać otoczenie dobrocią. Wtedy nie znała powodu tak drastycznej zmiany, ale kiedy zrozumiała w tym wszystkim rolę Włodiego, wpadła w szał. Zmusiła Maję do wyznania prawdy, a później to już się nie kontrolowała i powiedziała stanowczo za dużo. Gdyby nie obecność męża, z radością i satysfakcją wykrzyczałaby córce prosto w twarz, co Włodi wyczyniał z nią w łóżku, i jak to lubił. Jedyne co ją powstrzymało, to wizja przegranej sprawy w sądzie i orzeknięta obopólna wina za rozpad małżeństwa. Jak sobie policzyła, mąż dużo później zaczął spotykać się z jakąś tam Elką, niż ona zaczęła podchody do Włodiego. A Bóg jej świadkiem, że rozwścieczona, chciała zmyć tę pewność zakochanym z ich zawstydzonych młodych twarzyczek. Widziała też pełne chorobliwego lęku spojrzenia Włodiego, kiedy ona wkurzona, zaczęła krzyczeć. Strzępkami rozsądku powstrzymała impulsywną reakcję.

Wiele razy już myślała odpuścić, dać spokój staraniom i znaleźć sobie inny obiekt pożądania. Obrać kierunek w życiu, gdzie Maja na powrót miałaby mamę, ona córkę. Włodi by odetchnął i mógł uszczęśliwiać jej córkę, którą na swój sposób zawsze kochała i nadal kocha. Takie życie byłoby wszystkim na rękę. Tak… spalić tajemnice ogniem nowej relacji – myślała wiele razy, widząc przed oczami obrazy sielskiego rodzinnego życia w pełnej zgodzie.

Zazwyczaj taki stan trwał kilka minut. Później pojawiał się w myślach Włodi i jego niewinny wyraz twarzy w trakcie uprawiania seksu. Takim go zapamiętała. Ależ ona go pragnęła! Z każdym kolejnym dniem jakby bardziej.

 

Kolejny nostalgiczny wieczór, a ona siedziała jak zbuntowana nastolatka na podłodze oparta plecami o kuchenną szafkę i dopijała kolejną lampkę wina. Butelka stał tuż obok, a na podłodze odznaczały się czerwone kręgi – ślady nieuważnego dolewania trunku. Ale ona się tym nie przejmowała. Wzniosła niemy toast, uderzyła kieliszkiem o butelkę i przeczesując włosy, przechyliła przezroczyste naczynie, by przełknąć ostatnią porcję płynu.

Siedziała w wytartych jeansach i luźnej bluzce, która obnażała jedno z ramion, odkrywając smukły pasek stanika. Dziś nie miała ochoty na erotyczne zabawy. Dziś załapała wisielczy humor, który wielokrotnie nazywała stanem wieczornej depresji. Zauważyła, że tylko myśli o Włodim, nawet te przejaskrawione i nierealne, tylko one, dawały jej cień ulgi, wytchnienie, jakąś nadzieję.

Często nad tym myślała. Jej życie wcale nie było tak doskonałe, choć próbowała do tego przekonać cały otaczający ją świat. Fakt, była piękna, atrakcyjna i inteligentna. Te cechy pozwalały jej czuć dumę, dzięki nim poczucie własnej wartości szybowało w górnych partiach atmosfery. Pieniędzy nigdy jej nie brakowało. I nie zabraknie, bo dzięki towarzyskim koneksjom potrafiła je dobrze inwestować. Ale na tym pozytywny obraz się kończył. Cała reszta była względnie poprawna, a relacje z bliskimi po prostu tragiczne. Nie brała pod uwagę pogardy, którą czasem do siebie czuła, za sprawą prowadzenia specyficznego życia towarzyskiego. Ale tylko ona wiedziała o tym, że niekiedy nie czuła do siebie należnego szacunku. Może po prostu w pewnych okolicznościach, nie chciała go czuć, a bardziej miała ochotę go nie czuć. Wspomnienia ostatniego weekendu tylko to potwierdzały. Nie. Była przekonana, że ten szacunek się jej po prostu czasem nie należał.

Nie wiedziała skąd wtedy pojawiło się u niej takie nastawienie. Zazwyczaj w takich sytuacjach robiła na przekór i kiedy facet zdradzał chorobliwe zainteresowanie określoną sferą życia, ona przeciągała czas swoich prowokacji do granic absurdu, czasem celowo rozpalała w nim nadzieje na gorący wieczór, a finalnie odprawiała z niczym. A właśnie ostatniej soboty jeden z jej znajomych – Adam, właściciel sporo znaczącej w regionie firmy spedycyjnej, na szczęście dość przystojny, walczył o jej względy jak lew. Wiedziała w jakim celu, zawsze to wyczuwała. Był napalony jak młokos. Faceci nie są w tym względzie skomplikowani.  

Dawno już tak nie miała, ale jak tylko, siedząc w restauracji, kelner nalał do kieliszków wino, a oczy wpatrującego się w nią czarusia, zdradzały niezdrowe zainteresowanie raczej dalszą częścią wieczoru niż smaczną kolacją, ona po prostu zapragnęła się pieprzyć. Wiedziała już, że Adama nagrodzi, tak przynajmniej on będzie myślał, że to nagroda. Bardziej to ona chciała wykorzystać jego pożądanie do swoich celów, pokierować wszystkim.  Bez uwodzenia, bez kokietowania, i bez tanich (choć dla niej miłych) komplementów, których od mężczyzn nie znosiła. W sumie już zgadzając się na spotkanie, postanowiła, że dziś odreaguje.

 

“Rżnij! Rżnij mnie jak szmatę! Wiem, że lubisz! Przecież tego chcesz” – mówiła przez, jakby ze złości zaciśnięte usta, prawie krzyczała. Ona klęczała na tylnym siedzeniu samochodu, a on potrząsał nią mocno i powtarzalnie, jak maszyna. “O kurwa!, tak! Właśnie taaak! Bierz, co twoje!” – mruczała i jęczała przeciągle, jakby na ziemię zstąpił bożek cielesnej rozkoszy i spotkał właśnie ją, by sobie ulżyć. Nie bożek cielesnej rozkoszy, a agresywny bóg rypania. Tak, ona chciała zapomnieć o wszystkim i być cieleśnie poniewierana. W tym stanie to chuć targała jej ciałem, zamieniając je w maszynę do seksu. Przecież doskonale wiedziała, czego tacy jak on chcą, czego szukają i nie był to zwyczajny szybki seks w krzakach. Tacy potrzebowali czegoś więcej. Ona też chciała więcej.

Po wyjściu z restauracji nawet nie przejechali kilometra, a odważna dłoń Adama – dość płytkiego i nachalnego w obyciu czterdziestolatka, wjechała ze spokojem między jej uda, jakby sięgała do samochodowego schowka po odświeżające oddech pastylki. Tylko spojrzał z ukosa, co ona na to, a kiedy na jej dostojnej twarzy nie zatańczył żaden mimiczny mięsień, szybko się tryumfalnie uśmiechnął. Kontynuował podróże ręki.

Masując jej krocze, wciąż przechwalał się nowiutkim mercedesem, opowiadając o doborze wszelkich udogodnień i systemów wspomagających komfort jazdy, o których ona nie miała, i nie chciała mieć, pojęcia.

Normalnie, taka niegrzeczność, spotkałaby się z zupełnie inną jej reakcją, ale nie dziś. Dziś nie była sobą. A może właśnie była? Nie chciała tego rozstrzygać. Rozszerzyła tylko przyzwalająco uda i nadal zerkała na przelatujące za boczną szybą pasażera obrazy.

- Tu blisko jest fajny zakątek – zagadnął podekscytowany i wyraźnie zadowolony z przebiegu podróży.

- Może być – odpowiedziała zamyślona, na chwilę obracając twarz w stronę kierowcy i wymuszając uśmiech. Widziała, że mężczyzna już cieszy się jak dziecko. Jej też pasowała taka pierwotna sceneria. Poczuła dreszczyk emocji, bo już dawno nie robiła tego w terenie. Dziś będzie obracana jak te tanie kurewki przy drogach. Tak, dziś będę tanią kurwą – pomyślała, czując nierówności drogi i widząc gęsto rosnące drzewa i krzaki. Na tę myśl poczuła ciepło w podbrzuszu i niżej.

- Możesz już… zacząć – zaproponował i spojrzał na wyrastającą w kroczu wypukłość, nadając słowom sznytu prowokacji, niewinnego żartu.

Szczęśliwiec prowadził samochód po leśnych bezdrożach, a ona ciągnęła mu laskę, aż miło. On zamiast na leśną drogę, patrzył, jak kobieca głowa rytmicznie się unosi i opada. Już nie mógł wytrzymać – wzdychał, jakby właśnie szczytował. Zrezygnował z dotarcia do znanego mu placu przy jeziorze, zatrzymał auto na środku drogi i odchylił fotel.

- O nie, tak to nie będzie! – uniosła głowę i wyprostowała plecy. – To ty się mną zajmiesz, nie ja tobą – powiedziała prawie władczo i tak dostojnie, że mężczyzna poczuł się przy niej jak uczniak. – Zacznij od… – oparła się o drzwi i rozchyliła uda, bezwstydnie odsłaniając wąski paseczek czarnej przezroczystej bielizny, pod którą wyraźnie widać było nierówną linię warg sromowych i idealnie wyprofilowany paseczek włosów łonowych.

Prawie zerwał z niej majtki.       

Częściej patrzyła na sufit wnętrza samochodu, niż na liżącego ją znajomego, co chwilę instruując go, by starał się bardziej i używał przy tym palców.

Po kilku minutach, kazała mu się zerżnąć, a  później co chwilę mu o tym przypominała, by się nie hamował. Nie powstrzymywała wulgarnie brzmiących słów. On to lubił. Lubił też smagać jej pośladki otwartą dłonią, na co ona mu pozwalała, czasem głośno się tego domagała, mówią: “Daj mi klapsa, no dawaj!”.

 

Stojący gdzieś w środku lasu samochód kołysał się od mocnych ruchów, co chwilę dawało się słyszeć rytmiczne plaski zderzających się ze sobą ciał i te pojedyncze – uderzeń dłoni o jędrny tyłek Anny. Już oboje głośno i wulgarnie komentowali, by satysfakcja rosła, a nowe bodźce wciąż napływały. Anna wciąż wydzierała się wniebogłosy, a chcący spełnić jej pragnienia facet, rżnął ją zachwycony z takiego spotkania. Nie spodziewał się aż takich atrakcji. Traktował teraz tę piękną kobietę jak najgorszą dziwkę, a ona jęczała, mruczała i wiła się w spazmach rozkoszy. Takiej to jej nie znał.

Po przeciągającym się w wieczność seksie, wreszcie osiągająca spełnienie niczym rozpalona nimfomanka Anna, opadła bezwładnie na skórzaną tapicerkę. Naprawdę wyglądała, jak wydymana dziwka. Nic jej nie obchodziło.

Potrząsał nią jeszcze kilka minut, a kiedy z niej wyskoczył, chciał jej wetknąć pałę w usta.

Zaprotestowała. Bardzo stanowczo. Wystarczyło chłodne spojrzenie.

 

Wracali nie rozmawiając. Grało tylko radio.

“To do następnego” – pożegnał się lekkim i zdradzającym nadzieję na kolejne spotkanie głosem, kiedy zatrzymał mercedesa przy granitowych schodach jej domu. “Kto wie” – odpowiedziała, nawet nie patrząc w jego kierunku i zatrzasnęła drzwi połyskującego wehikułu.

Mimo że dziś właśnie taki cel chciała osiągnąć – na chwilę zapomnieć, wciąż czuła się jak prawdziwa dziwka. Brakowało tylko, by chciał wcisnąć jej jakiś prezent, albo zapłacić jej za leśną atrakcję.

Kiedy weszła do domu, nie myślała już o sobie zbyt krytycznie. Wciąż czuła pieczenie pośladków, ale odnajdywała w tym pewnego rodzaju satysfakcję i spełnienie. Stając przy lustrze, podciągnęła sukienkę i z zainteresowaniem przyglądała się czerwonym śladom. Chciała, dostała, a Adam rżnął ją naprawdę doskonale. Na moment do jej głowy wdarł się obraz zachwyconego perwersyjnym seksem i spełnionego mężczyzny, który nagi i spocony siedział na tylnej kanapie samochodu i głośno dyszał. Nie przeszkadzało mu nawet, że nowiutkie skórzane obicie siedzeń skropione było licznymi strużkami spermy. Spojrzał na nie i tylko się tryumfalnie roześmiał. Miał do tego prawo, bo szczytowała wielokrotnie, a on jej nie odpuszczał, aż sam drugi raz w końcu doszedł.  Nie miała ochoty na więcej, on również.

Biorąc prysznic po leśnym ponadgodzinnym incydencie, ogólnie czuła satysfakcję, była zadowolona, sama twierdziła, że udało się jej trochę zrelaksować. Mogła mieć sobie wiele za złe, bo puściły jej hamulce, ale właśnie tak chciała. Sam perwersyjny seks nie był powodem do pretensji. Największy żal miała do siebie za to, że nie zareagowała, kiedy Adam, już ją odwożąc, jakby nic, ponownie wsunął dłoń między jej uda i bawił się muszelką jak małolat. Miał świetne warunki, bo jej majtki spoczywały zmięte w torebce, a jej się nie chciało tego, co on robił, nawet skomentować. Nie dała mu po łapach. Ta bijąca z jego oczu satysfakcja i cwaniaczkowatość, wciąż nie dawały jej spokoju.

 

Po tych erotycznych wspomnieniach, wstała z podłogi i zrobiła kilka kroków, lekko się chwiejąc. Dziś posprzątała po samotnej balandze i czując przenikliwą samotność, udała się na piętro. Dziś, pomimo podniecenia, nie pieściła się. Dziś marzyła o wrażliwym i czułym partnerze. Dlaczego znowu do jej świadomości wdzierał się niechciany teraz Włodi?   

 


 

To było jak urodzinowa niespodzianka w amerykańskich filmach, gdzie nagle w zaciemnionym pokoju wyskakują znajomi i przyjaciele z głośnym: “Surprise!!!” i wesołymi uśmiechami zapewniają jubilata, że są szczęśliwi, że tu są. Tyle że dziś gości nie było. Było jednak przeszywające trzewia zaskoczenie – sprawa zdawałoby się niemożliwa.

 

Dziś skończył wcześniej pracę, szef nie miał nic przeciw, nawet sam przypomniał mu, że w taki dzień już ma znikać z firmy. W końcu tylko raz w roku obchodzi się urodziny.

W taki dzień Włodi chciał coś upichcić i przygotować kilka drobiazgów, by spędzić wyjątkowy dzień z zapracowaną ostatnimi czasy Mają.  

Otworzył drzwi mieszkania. Rzucił klucze na stolik, ten orzechowy przywieziony od Anny, który idealnie pasował do wnęki w ścianie przedpokoju. Uniósł brew, bo na blacie leżała mała czerwona koperta.

Może już coś przeczuwał, domyślał się, ale dawał sobie szansę na bycie zaskoczonym i udawał, że nie czuje ekscytacji. Kiedy zdążyła to zostawić? Jak? – dziwił się, bo wyszli rano z domu razem i liścika tu na pewno nie było. Spryciula – uśmiechnął się pod nosem z uznaniem, mniemając, że wpadła do mieszkania, poświęcając przerwę na lunch.

Otworzył listową przesyłkę, gdzie przywitały go napisane kształtnymi literami słowa:

“Wszystkiego naj! Przygotowałam ci coś smacznego. Nie wymaga podgrzania. Buziaczki”. I odręczny rysunek emotki – uśmiechniętej.

Liczył na coś ciekawszego niż smaczny obiad, ale… Był pewny, że na tym się nie skończy i w nocy ukochana go zaskoczy. Jednak nie mógł wyzbyć się dziwnego uczucia lekkiego rozczarowania. Super, że pamiętała – podsumował, doceniając nawet ten drobny kulinarny gest. Przecież po tylu latach nie może liczyć na bycie nieustannie zaskakiwanym. Szczerze, nawet tego nie potrzebował. Ona sama mu wystarczała za prezenty. 

Powąchał i odłożył kopertę. Tylko nie kokos – marudził w myślach, bo ten zapach kojarzył mu się tylko z jednym – balsamem kiedyś używanym przez Annę. Kiedyś czując go, był wniebowzięty, obecnie ta woń przywoływała niechciane skojarzenia. Gdyby tylko Maja o tym wiedziała.

Kiedy wracał do mieszkania i był sam, miał zwyczaj wchodzić do kuchni w butach. Dziś zrzucił je w przedpokoju, taki gest w stronę nieobecnej partnerki, za pamięć.

Wyciągnął z kieszeni telefon, by sprawdzić, czy Maja czasem coś nie napisała, ale poza kilkoma informacjami ze społecznościówek z życzeniami urodzinowymi od znajomych, nie znalazł nic wymagającego specjalnej uwagi.

Opuścił przedpokój i zastygł.

“O kurwa!” – Ta myśl sama uderzyła go z mocą naturalnej wulgarności użytego słowa.  Stanął jak wyryty, a układ nerwowy zdawał się notować niebezpieczne przeciążenie. Kolejny poziom mógł nosić już tylko nazwę – “zwariowałem – przypadek kliniczny”. Przez chwilę myślał, że pomylił mieszkania, albo przeniósł się do świata… marzeń? A może śnił? Zgłupiał. A więc to jest ten smakołyk – zaśmiał się cwaniacko, jednocześnie ganiąc się, że wątpił w pomysłowość Mai.

Stał i patrzył. Przez moment był przekonany, że sycenie się widokiem wystarczy mu za wszystko inne. A kiedy się już nasyci, będzie mógł już tylko umrzeć, nie będzie silniejszego bodźca, w jego życiu już nic bardziej doniosłego jak śmierć, się nie zdarzy. Nawet nie wykonał ruchu. Znieruchomiał, jak człowiek w czasie spaceru po lesie, kiedy dostrzega w pobliżu dzikie zwierzę i chce przez chwilę je obserwować, skraść swoistą intymność tej chwili i nacieszyć się nią na przyszłość.

W czarnym zawsze wygląda doskonale – wyraził w myślach podziw, czując jak pierś napełnia się nadmiarem wciąganego powietrza. W brzuchu erotyczne bodźce zdawały się poruszać po przypadkowo rozsianych drogach, niczym rozbiegane mrówki dookoła kopca.

Nie ruszała się, nawet nie drgnęła. Leżała na boku, tyłem do niego – piękna, zmysłowa, doskonała. Leżała jak na ołtarzu, złożona jemu w ofierze. Zjawisko. Nadprzyrodzone. Bogini Inana. Bogini cielesnej miłości. Przepięknie pachniała – kokosem, egzotyką. Teraz ta woń przestała go drażnić, a zaczęła podniecać.

Włodi, kiedy przebudowywali mieszkanie, nie był przekonany co do pomysłu wyburzenia jednej ze ścian i otworzenia przestrzeni. Jego zdaniem nie pasowało to do charakteru mieszkania w starej kamienicy. Co innego w nowym budownictwie, tam rozwiązanie by się sprawdziło. Ale nie mógł odmówić Mai. Od samego początku był też przeciwnikiem zainstalowania wyspy kuchennej jakby oddzielającej strefy kuchni od wypoczynkowej pokoju dziennego, ale teraz już wiedział, że to był jeden z najlepszych pomysłów ukochanej. Właśnie dziś zrozumiał, że niektóre projekty zdradzają swoją przemyślność po czasie, a w zasadzie w pewnych okolicznościach. Już kilka razy blat służył im za miejsce do “małżeńskich” zabaw, ale dziś Włodi dostrzegł oryginalność zastosowania tego obiektu. Dziś jego funkcja zmieniła charakter z użytkowego na kultowy, ceremonialny, wręcz mistyczny.

 

Znowu liścik, tym razem pozostawiony na brzegu blatu, tuż za stopami partnerki, ubranymi w czarne pończochy i szpilki. Maja wciąż jakby spała i nie reagowała na jego obecność.

Rzadko zakładała tego typu wysokie obcasy w domu, nawet na jego prośby. Po prostu była przeciwniczką butów w łóżku. Jej to nie kręciło, a zachcianki ukochanego w tej materii ograniczała do bezwzględnego minimum. Dziś założyła je dla niego. Czuł się z tym wspaniale. Zresztą nie tylko z tym, bo sporą długość doskonałych nóg okrywały czarne nylonowe pończochy, opinając uda wzorzystym ściągaczem. Ciało okrywała, jakby stanowiąca drugą skórę, albo jej naturalną wierzchnią warstwę, przezroczysta jak mgła tkanina – była perfekcyjnie dopasowana do sprężystej jędrnej skóry. To erotyczne body musiało zostać skrojone przez jakiegoś arcymistrza, bo doskonale pasowało do ciała Mai, wzmacniając odbiór bodźców wzrokowych, co w jego zmysłach wywoływało istne spustoszenie.  

 

Nie miał ochoty otwierać koperty. Nie, kiedy widział to zjawisko, nie kiedy zmysłowe body zmysłowo opinało zmysłowe ciało Mai. Wciąż szybciej oddychał. Zniewalał go zapach, już nie wiedział, czy Mai, czy Anny.

Już kiedyś bawili się w sprośną korespondencję. Pomysł ciekawy, choć już nie oryginalny. Teraz bardziej skupiał się na haftowanych elementach, stanowiących brzegi wycięcia erotycznej bielizny w okolicy tyłeczka. Zwężające się ku przedziałkowi krawędzie dołu pozornego okrycia, nagle niknęły, jakby wżynając się zacienioną strefę.  

Zobaczmy, co tam pisze – stwierdził, wciąż nie mogąc oderwać oczu o płynnej giętej linii pośladków i kontrastujących z gładką, lekko opaloną skórą, czarnych koronkowych elementów nęcącego i rozpalającego wyobraźnię body. Otwierał kopertę, patrząc na ukochaną jak na zjawę. Przecież znał na pamięć każdy skrawek jej ciała. Znał lokalizację każdego pieprzyka, każde zagięcie, każde znamię, ale patrząc na nagość Mai w tej odsłonie, czuł emocje, jakby poznawał te intymne zarysy obnażonego ciała pierwszy raz.

“Jestem w głębokiej hipnozie. Niczego nie będę pamiętać. Hipnoza ustąpi na hasło: Kocham cię. Używaj rozważnie. Nie ciała, hasła” – zapisała na kartce. I jeszcze narysowała podobny do wcześniejszego uśmieszek.

Kochana, wspaniała, jedyna – pomyślał.

Tego to jeszcze nie przerabiali.

A jednak wciąż mnie potrafi zaskoczyć – śmiał się rubasznie i cwaniaczkowato, już wyobrażając sobie kilka możliwych do realizacji scenariuszy.

Jednego był pewny. Jeśli Maja zdecydowała się na taką niespodziankę, nie stawiając żadnych ograniczeń i warunków, on może zrobić z nią wszystko. Naprawdę wszystko. To był bardzo trafiony i warty docenienia pomysł, w zasadzie lepszego prezentu nie mógł dostać. Wiedziała o tym, na pewno wzięła pod uwagę jego liczne uwagi, które w intymnych rozmowach rzucał jako żarty, a ona wybijała mu to z głowy trafnymi ripostami. A dziś dawała mu wolną rękę. Teraz nie był w stanie wybrać drogi, którą podąży.

 

Odruchowo podszedł do blatu od strony jej stóp. Chciał sprawdzić jej determinację i nastawienie. Obrócił ją na plecy i rozsunął nogi, tak, by wąski paseczek czarnej bielizny, zdawał się być zupełnie niepotrzebny, bo przez przezroczysty materiał widział równe linie rynienek sromu. Wszystko widział.

A Maja nadal leżała z zamkniętymi oczami. Może tylko raz zauważył niewielki ruch ust i cień psotnego uśmieszku.

Przejechał językiem po gładkim nylonie, czując każde wzniesienie i każde zagłębienie krocza. Materiał smakował sztucznie, syntetycznie. Jednak zapach należał do tych wyjątkowych i porażających zmysły.

Znał ten zakątek doskonale, mógłby go odtworzyć z pamięci w wosku, glinie, jakimkolwiek plastycznym tworzywie. Nagle poczuł potrzebę czucia jego pierwotnego smaku, którym jego zmysły się upijały i dzięki którym jego pała twardniała jak glina wypalona w piecu. Odsunął więc pasek bielizny na bok i aż westchnął z zachwytu. Cipka Mai zawsze budziła w nim największy podziw. Doskonała różyczka, aż prosiła, by ją liznąć, całować, zasysać. Zrobił to, przy okazji wpił się w nią, a język próbował wśliznąć się do różowiutkiego przedsionka. Wystarczyła chwila, a płatki sromu mieniły się naturalną wydzieliną – waginy, czy śliną z jego ust, nikt nie byłby w stanie tego stwierdzić. Nierówne krawędzie biły po oczach erotycznymi refleksami, zamieniając Włodiego w zafascynowanego obserwatora i degustatora w jednym.

Błyskawicznie, lekko rozchylając kciukami ciemnoróżowe kurtynki sromu, dostrzegł nabrzmiały uroczy koralik, który zaczął finezyjnie i łagodnie atakować, jakby jego język był motylimi skrzydłami. Muskał łechtaczkę – szybko i powtarzalnie, jakby chciał ją wypolerować. Poczuł już pierwsze nerwowe ruchy bioder partnerki. Uśmiechnął się dumnie, bo to była najlepsza informacja zwrotna. Nie spieszył się. Bawił się, czasem celowo droczył.

Ten pomysł chodził mu już od jakiegoś czasu po głowie. Pieścił partnerkę oralnie i czasem przyglądał się zmieniającym ułożenie wargom sromowym jak najdoskonalszemu dziełu. Nęcił go, i nęcił ten pomarszczony skórny pierścień nieco poniżej pochwy, a Włodi był już w takim stanie, że rozpoczął pozornie przypadkowe odwiedziny palców w tamtym unerwionym obszarze. O dziwo partnerka specjalnie nie reagowała. Tylko raz wyczuł niekontrolowane drgnięcie jakichś mięśni głębokich w jej ciele, ale odruchowa reakcja szybko ustąpiła.  Wciąż była posłuszna i zahipnotyzowana. Zaczął więc krążyć i pocierać kciukiem delikatne słoneczko, bezsprzecznie działał celowo. Uśmiechał się sam do siebie, kiedy dziurka pulsowała od reagujących na dotyk mięśni.

A ona nic. Jak leżała z rozłożonymi nogami, tak leżała nadal.

Nie, nie dzisiaj – powiedział do siebie, nie chcąc do niczego przymuszać ukochanej. Jeśli… miałby tam wejść, to tylko wspólną decyzją. Może i chciał znowu skosztować tej perwersji, ale nie dzisiaj, na pewno nie teraz, nie w taki sposób. Sam się dziwił, bo nieraz aż go skręcało, by tam wejść, ale dziś chciał się nie pieprzyć (choć mógł robić wszystko), a się kochać. Sam się dziwił, bo sprośne pomysły wciąż się w głowie mnożyły. Jak miało być inaczej mając na co dzień do czynienia z piękną i seksowną kobietą. Ale on chciał dzielić ten jubileusz z przytomną i świadomą partnerką, tylko wtedy miałby przyjemność z takiej zabawy. Bezgraniczne zaufanie, którym go dzisiaj obdarzyła, dało mu do zrozumienia, że nie może go zaburzyć swoimi samczymi nieprzyzwoitymi zachciankami. Nawet przy aprobacie Mai. Źle by się z tym czuł. Bałby się jej spojrzeń, nawet jeśli oddawała mu całą siebie na czas hipnozy. Poza tym taka forma seksu nijak do nich pasowała, na pewno nie do pięknej i uroczej Mai. W toczącej się grze niby niczego nie będzie pamiętać, jednak ślad pozostanie w życiu, choć Maja nigdy mu tego nie wypomni. Tego był pewny, że rolę odegra perfekcyjnie. Zabrał więc palec z anusa i łapczywie ścisnął obiema dłońmi jędrne pośladki, jakby to miało stanowić rekompensatę. Chlipał dalej smaczną brzoskwinkę, którą jakby nie mógł się nasycić. Pochylając się nad wybornym pucharem kobiecej tajemnicy, lizał ją zawzięcie i nieustannie. Wciąż smakowała intymnymi nutami feromonów, które zderzały się z kubkami smakowymi i jakby wywołując falę uderzeniową, rozprowadzały erotyczne impulsy po całym ciele. Aż sam zaczął mruczeć i dyszeć. Szybko zauważył, że ona zachowuje się podobnie.

I wtedy poczuł, że musi w nią wejść. Najlepiej szybko. Musi w tę ociekającą szparę włożyć wyrywającego się do tego członka. Potrzebował tej miękkiej ciepłej otuliny, jak powietrza. Przez chwilę się nie kontrolował, miał wrażenie, że jeśli nie wciśnie się tam w przeciągu chwili, umrze.

Rozwarł mocno jej ugięte w kolanach nogi. Poddały się jego woli. Poczuł doskonałość i gładkość nie tylko pończoch, ale też skóry uda, które gładził na zmianę i rozkoszował się odczuwaniem różnicy w ich strukturze.

Poprawił odsunięty z krocza na bok pasek nylonu, bo nie chciał rozpinać zatrzasków łączenia body. Śliznął się kilka razy czubkiem penisa wzdłuż szparki i przyciągany magnetyzmem rozgrzanego oralnie wnętrza, wszedł płytko, głębiej, a w końcu po samą nasadę. Pochwa była doskonale wilgotna. Wtedy usłyszał pierwszy głośny jęk zahipnotyzowanej i pierwszy raz dostrzegł u niej otwarte oczy. Patrzyła w sufit, jakby w jeden punkt, niemo, jak lalka.

To trwało tylko kilka minut. Nie był w stanie się opanować, nad napływem doznań nie panował wcale. Każde kolejne pchnięcie, każde zafalowanie skrytych pod prześwitującym nylonem wypukłości piersi, każdy głuchy plask, zbliżał go do spełnienia.

Przypuszczając ostateczną szarżę, trzymał ukochaną za szczupłą talię, łokciami utrzymywał jej rozchylone nogi w dość szerokim rozwarciu i pożerając oczami mocno kołyszące się cycki. Tak, teraz to były dla niego nie doskonałe piersi, a gorące cyce.

Chyba widział na jej ustach specyficzny grymas, ale widział to jakby przez mgłę obojętności spływającej na niego rozkoszy.

Kiedy wrócił do siebie, wiedział, że mina Mai oznaczała zawód. Zawód, że ją tak rozpalił, ale już nie wygasił buchającego w niej płomienia żądzy. Widział też, jak jej twarz nagle przybrała neutralny wyraz, wracając do trybu swojej gry – roli. Pragnął jej się odwdzięczyć i dogodzić, tylko to się teraz liczyło. Potrzebował tylko chwili na zebranie się do kupy i kolejny atak.

 

Za drugim razem rozpoczął od drugiej strony blatu, gdzie leżała głowa partnerki. Jej wzrok nadal zdawał się należeć do nieprzytomnej, lub odurzonej, kochanki. Pocałował ją namiętnie, niestety jej język nie odwzajemnił ruchów. Nawet kiedy wsunął jej w usta powoli napełniający się krwią członek, nie rozpoczęła pieszczot.

Nie kłamała w liściku – działała jak zahipnotyzowana.

“Pieść go ustami” – powiedział, a ona posłusznie zabrała się do oralnych pieszczot.

 

Patrzył na pożądliwą minę Mai, jak z uporem nimfomanki ciągnęła mu laskę, samej walcząc z oznakami podniecenia, że aż robiło mu się jej szkoda. Po przeciwnej stronie stołu, tuż obok ściśniętego i przesuniętego w stronę pachwiny nylonu, widział cudowny wąski paseczek włosów łonowych, w których dziś już brodził nosem, ale nie docenił dostarczonych dzięki temu wrażeń. Teraz widział i na nowo podziwiał lekko zaczerwienione wypustki sromu i znowu zapragnął wejść do środka.

Zanim jednak wyrwał z ust łakomej Mai nabrzmiałego członka, wypieścił jej cycki, aż zaczęła wić się na blacie, jak będąca w erotycznym transie kobieta. Kazał też jej samej się pieścić, tam na dole. Robiła to niezwykle zmysłowo i profesjonalnie, a on patrząc, dyszał jak po wyczerpującym biegu. Napawał się tym widokiem.

Kiedy Maja się masturbowała, on ślizgał się dłońmi po koronkowej mgiełce z łatwością i fascynacją. Kochał to połączenie – syntetyku i natury, szczególnie na tak doskonałym ciele.                

 

 

- Cześć kocha… – urwała nagle, widząc siebie w niecodziennej pozie i, w ogóle, sytuacji. Powiedział hasło, słyszała wyraźnie. Zdawało się, że ocknęła się z głębokiego snu. – Co jest? Jak?- pytała skonsternowana, kiedy zauważyła, że to ona siedzi na partnerze i szybko i rytmicznie skacze na członku rozbawionego kochanka. 

- Skończmy tę grę – zaśmiał się, widząc udawane zmieszanie Mai. Nie była złą aktorką, ale na Oskara długo musiałaby pracować.

- Jaką grę? Dlaczego ja… na tobie…? Jak…? – udawała zdziwioną, jakby naprawdę doznała amnezji. Jej uśmiech zdradzał, że sama nie wierzy w swoją wersję.

Roześmiał się tylko, nie miał ochoty tego tłumaczyć, przecież wiedziała. W sumie partnerka, w tej całej swojej roli, wypadała przekonywująco.

- Ale dokończymy, nie? – zapytał dla zasady, poprawiając chwyt na jej sprężystej fałdzie biodrowej, w której zatapiał palce.

- Skoro zacząłeś… – spojrzała między nogi, gdzie powtarzalnymi ruchami jej miednicy, gościła w sobie miecz kochanka. Nie musiała mówić nic więcej.

Seks z już świadomą Mają trwał jeszcze ponad kwadrans. Do samego końca towarzyszyły im ochy, achy i powtarzalne serie plasków zderzających się ze sobą ciał.          

         

- Naprawdę mogłem robić wszystko? Pozwoliłabyś? Tak bez… niczego? – dopytywał kolejny raz, kiedy już leżeli całkowicie zaspokojeni. Jej głowa spoczęła na jego torsie, a on gładził jej ramię grzbietem swojej dłoni.

- W ogóle nie pamiętam, jak to się stało, że… – przekonywała go, choć chytry uśmieszek zdobił jej magnetyzujące pełne usta. Zrobiła wymowną pauzę. – Gdyby tak jednak było, jak mówisz, logicznym jest, że będąc w stanie hipnozy, nic bym nie pamiętała. A więc nie miałabym o nic pretensji. O nic – zaznaczyła. – Przecież hipnoza tak działa. Chyba. – Znowu na chwilę zamilkła. – Nie mam pojęcia o czym mówisz – nagle zmieniła ton głosu na pretensjonalny. – Nie no… Opowiedz, co ze mną robiłeś, bo nic nie kojarzę. Byłeś nieprzyzwoity? Świntuszyłeś? Skorzystałeś?

 

Trochę ją rozczarował. Z drugiej strony… doceniła przyświecające mu motywy, którymi nie omieszkał się po wszystkim podzielić. Naprawdę była gotowa na wszystko, wszystko by dla niego zrobiła. Jak prezent, to prezent. Otworzyła mu nielimitowany rachunek, z którego on skorzystał w jakimś niewielkim procencie. Mógł wygrzmocić ją na wymarzone sposoby, zrealizować perwersje, które na pewno tłoczyły jego męskie myśli, pragnienia, a on… zadowolił się tym, co było zwykłe. Penetracja cipki i ust mu wystarczyły, nawet specjalnie nie wydziwiał z pozycjami i zachciankami. Chyba w żadnym momencie planowania tej zabawy, nie bała się o fantazję, którą dysponował partner. W sensie, że przesadzi, że zrobi coś nieakceptowalnego. A może właśnie tego chciała dać mu tę swobodę? Ufała mu bezgranicznie.

Przypadkowo, czy celowo tak szybko ją odczarował? – pytała sama siebie. Nie mogła pojąć, że już w trakcie drugiego podejścia, kiedy najpierw chwilę potrząsał jej bezwładnym ciałem (leżącym na kuchennej wyspie), a finalnie, kiedy pochwycił ją w ramiona i przeniósł do salonu na sofę, kiedy kazał się dosiąść, już po chwili wydyszał hasło. Nie mogła udać, że tego nie słyszała, bo oznajmiał miłość do niej nie tylko jej, a chyba całemu światu. A ona w tych kwestiach była zasadnicza – reguły gry, to reguły, więc musiała się wybudzić z niby amoku. Jego ekspresja sięgała szczytów, tak jak jego potężne sztosy, choć to ona dosiadała jego, a nie on wpychał biodra między jej uda leżąc nad nią, czy biorąc ją od tyłu. A tak chciała… Nie – ucięła dywagacje. Dobrze, że się tak zachował, że opanował żądzę, że nie wykorzystał biletu do świata atrakcji, po którym ona może nie była jeszcze gotowa go oprowadzać. Wciąż pamiętała masujący jej anus palec Włodiego i drżenie mięśni na myśl, że ją przygotowuje. A może to nie był obawa, a oczekiwanie?

 

EPILOG

 

Tegoroczne urodziny obszedł w wymarzony sposób. Najpierw niespodzianka – leżący na kuchennej wyspie smakołyk w body, pończochach i szpilkach, którego obraz na długo wyrył się w jego pamięci. Później kolacja we włoskiej knajpce, lodzik w trakcie powrotu samochodem do domu z finałem na parkingu przed kamienicą, gdzie po chodniku przemieszczali się ludzie. Istne szaleństwo. Na szczęście była już dość późna pora i aura zmierzchu sprzyjała takim zabawom. Wychodząc z auta, oboje tryskali energią i się dziwnie uśmiechali do mijanych ludzi, którzy nie mieli pojęcia, co jeszcze chwilę temu działo się kilka metrów stąd w samochodzie. Oczywiste, że biorąc później wspólny prysznic, znowu zaczęli się kochać, a kontynuując w sypialni, a później jeszcze w salonie, bawili się ponad godzinę.

Czekał na Maję, właściwie to leżał w salonie z założonymi za głowę rękami i wspominał miniony dzień.

Nie, seksu już dzisiaj dość – zaśmiał się, kiedy tryskająca energią i zdająca się być w skowronkach partnerka, cała naga przeszła przez salon do kuchni. Tam, przy wyspie, na której się wcześnie kochali, napełniła szklankę wodą i pijąc ją, udała się do sypialni. Uwielbiał ją nagą, uwielbiał kiedy puszczał mu oczko. Kochał ten gest i tę jej pogodę ducha. Jej piersi zachwycały go od zawsze. Kiedy lekkimi krokami przemykała do sypialni, tak zmysłowo się kołysały, że nie mógł, nie patrzeć z podziwem. 

Film na powrót go zainteresował, bo kiedy się zaczynał, on pompował Maję i nie patrzył na ekran, słyszał tylko odgłosy strzelanin i pościgów. Kiedy brał kochankę na pieska, tylko czasem z ukosa zerknął, by choć na chwilę odwrócić uwagę od zmysłowego ciała Mai. Ona też w trakcie stosunku zerkała na ekran. Ale teraz zdawało się na powrót załapał sens akcji i poskładał fabułę.

Doskonała partnerka, dobrze urządzone mieszkanie, dobra praca – pomyślał. Jesteś szczęściarzem – podsumował. Czuł przepełniającą go błogość.

Radość nie trwała długo. W głowie nagle pojawił się ciemna chmura – wesele Gabrysi, na którym będzie cała rodzina. Pozostawało jeszcze trzy miesiące czasu, ale nerwy czuł już od momentu otrzymania zaproszenia. Nietaktem byłoby nie pojawić się na uroczystości. Z drugiej strony, tyle razy już unikał familijnych spotkań, że stawało się to podejrzane. Nawet rodzice prosili go, by tym razem nie próbował się wymawiać.   

        

Wystarczy tych życzeń – pomyślał, kiedy telefon wydał dyskretny dźwięk. Jednak ciekawość zwyciężyła. Sięgnął po leżące na stole urządzenie. Odczytał wiadomość i fala ciepła przeszła przez wszystkie narządy wewnętrzne. Długo patrzył na wyświetlacz.

“Wszystkiego naj. Tracę cierpliwość” – napisała Anna.

Ta to zawsze potrafi zaskoczyć! – skomentował w myślach zgryźliwie, czując lęk, który wraz z odczytaniem wiadomości, przeszył go jak błyskawica niebo. Słowa ciotki odebrał jako groźbę, a na pewno ultimatum.

W ułamku chwili błogość po udanym seksie z Mają, zastąpiły stres i nerwy. Ta wyrodna ciotka wciąż, i wciąż, co jakiś czas dokładała łyżka dziegciu, nie pozwoliła cieszyć się prawdziwą słodyczą szczęśliwego życia. Gdyby nie Anna, jego życie byłoby doskonałe. No prawie, bo byłoby, gdyby Maja nie była jego kuzynką, ale… Najwyraźniej musiał pokutować i cierpieć za błędy nastolatka, które wtedy nie były błędami, a spełnieniem marzeń. Oczywiście do czasu. Jak tu zachować spokój? Czy ja się kiedyś od niej uwolnię!? – myślał o ponownym, tym razem niepożądanym, pojawieniu się w jego życiu Anny. 

Przez ostatnie tygodnie walczył z myślami o ciotce z uporem i determinacją Johna McClanea ze Szklanej pułapki, widząc w prowokacjach Anny wręcz terrorystyczne działania. Unikał, odganiał, ucinał każdą myśl. Kontynuując filmową analogię, radził sobie z każdą niechcianą refleksją, jak Bryan Mills – postać z serii filmów Uprowadzona. Pokonywał wspomnienia i tworzące się w głowie wizualizacje, tak samo bezwzględnie i fachowo, jak były szpieg przeciwników.  

Chyba podświadomie wybrał tych dwóch twardzieli, dla niego ikony kina akcji – Bruce’a Willisa i Liama Nieesona. Uświadomił sobie, że gdyby był do nich choć trochę podobny, problem zdefiniowany jako ciotka Anna, już dawno zostałby rozwiązany. Wtedy na pewno znalazłby na to mniej, lub bardziej, wyrafinowany (bezwzględny) sposób.

Ostatnia telefoniczna rozmowa z ciotką nie przyniosła żadnego postępu. Niestety ze szkodą dla Mai, która ukrywała rozczarowanie zachowaniem się mamy. Relacje matki i córki zaczęły przypominać stan napięcia porównywalny do zimnej wojny. Widział, jak ukochana cierpi i to cierpienie dusi w sobie, udając, że nie ma to dla niej znaczenia. Nie chciał nawet myśleć, jak bardzo by ją zawiódł, gdyby… przeszłość wyszła na jaw. Musiał ją przed tym jakoś uchronić. Musiał.

 

– Dzisiaj śpię w tym body! – usłyszał dochodzący z sypialni uwodzicielski wesoły głos Mai.

- Myślisz, że będziesz spać? – Pytaniem kwestionował prawdziwą intencję. Insynuował, że zakładając taki erotyczny wabik, na pewno nie myśli o spaniu. Nie wierzył, by przed porankiem podjął jakiekolwiek próby, ale poflirtować mógł. 

Szedł do sypialni z myślą, że trafił w życiu na dwie kobiety o wyjątkowych osobowościach. Wciąż nie dopuszczał do siebie prawdy, że Anna ma w sobie coś magnetycznego.

Położył się, przytulił do pleców ukochanej i czułym pocałunkiem w kark podziękował za wspaniały prezent.     

Jego życie naprawdę zaczęło mu przypominać film, niestety thriller psychologiczny, nie romantyczną komedię. W zasadzie ostatnio to... kompilację obu gatunków.

 

 

 

Ten tekst odnotował 33,391 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.95/10 (28 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (3)

0
0
Wow! Włodi i Maja wrócili na dłużej, dla miłośników tej serii to dobra wiadomość. Ale kierunek, w którym (chyba) zmierzasz nie podoba mi się. Zaczyna przypominać Harlana Cobena, demony przeszłości wyłażą z szafy i raczej nie da się nad nimi zapanować. Moja wyobraźnia podpowiada mi kilka scenariuszy, ale wszystkie kończą się poturbowaniem części lub wszystkich bohaterów. Poczekamy, zobaczymy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@SugoEre
Swojego czasu "trochę" Cobena czytałem, ale nie czerpię z niego schematów na budowanie fabuły (przynajmniej świadomie). Mam już pewien pomysł na finał cyklu, ale... różnie to może być (w sensie - nie wiem, czy się odważę). Jak napisałeś: "Poczekamy, zobaczymy". Ale finału jeszcze nie będzie. W nieodległej przyszłości będzie na pewno kolejna część.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Piekny prezent na walentynki 😍 jako twoja czytelniczka serdecznie dziękuję za kolejną dobrze napisaną przygodę 😘😘😘
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.