Ilustracja: Mike Erskine

Wakacyjny obóz harcerski (II). Zaszyfrowana wiadomość

3 grudnia 2022

Opowiadanie z serii:
Wakacyjny obóz harcerski

Szacowany czas lektury: 48 min

To druga część z serii „Wakacyjny obóz harcerski”.

Opowiadanie jest wspomnieniem sprzed lat i dotyczy niezapomnianych wakacji spędzonych w gronie harcerzy i harcerek, pośród pięknych lasów Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Bohater opowiadania miał wówczas szesnaście lat, w skrytości serca wzdychał do Marty, ale okoliczności przyrody pchnęły go do erotycznego spotkania z Karoliną – jej szkolną koleżanką. Ich leśne wprawki opisałem w części pierwszej.

Jednak obóz harcerski się jeszcze nie skończył, a nawet nie był na półmetku. Co wydarzyło się w kolejnych dniach… dowiesz się z tej części.

Miłej lektury.

Poranek obudził mnie nachalnym świergotem ptaków.

        Wygrałem z pokusą przewrócenia się na drugi bok, zakrycia głowy kocem i ponownego zatopienia się w marzeniach sennych. Zaspany rozejrzałem się wokół.

        Reszta mojego zastępu jeszcze smacznie spała, z wyjątkiem Szefowej, której nie było już w namiocie. Jej nienagannie zaścielana prycza świadczyła, że wstała na dobre i albo krząta się po obozie, albo wybyła na chwile poza jego granice, w tylko jej wiadomym celu.

        Poprzedniego dnia nie dostałem od Ani ochrzanu za moje spóźnienie na wieczorny apel i wyglądało na to, że jeszcze chwilę na niego poczekam. Jednak nie to zaprzątało teraz moją głowę.

        Leżałem na pryczy i wpatrywałem się w smętny, brezentowy sufit. Jedna myśl nie dawała mi spokoju. Dręczyła mnie obawa, że wieczorne igraszki z Karoliną, choć fantastyczne, bardzo skomplikują moje życie obozowe i uczuciowe. Jeśli Marta dowie się o mojej przygodzie z Karoliną, to już na pewno nie będę miał u niej żadnych szans – pomyślałem. A trudno było mi uwierzyć, że pozostanie to tajemnicą, szczególnie że dziewczyny były bliskimi koleżankami.

        Z drugiej strony, Karolinę lubiłem, a po wczorajszym wspólnym wypadzie do lasu nawet bardzo. Wiedziałem jednak, że nic więcej do niej nie poczuję. To, co mogłem jej zaoferować to kumpelska sympatia i szczere seksualne pożądanie. Dobrze wiedziałem, że trwałego związku z tego nie będzie, a udawać przed nią coś więcej, tylko po to, aby jeszcze sobie poużywać, wydało mi się nieuczciwe. I tak już czułem się trochę, jak świnia. Zabawiałem się z Karoliną, choć zabujany byłem w jej klasowej koleżance.

        Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Do porannego apelu było jeszcze sporo czasu. Postanowiłem wstać, wyjść z namiotu i dać sobie ostry wycisk fizyczny. Miałem nadzieję, że szybki bieg do źródeł i z powrotem dobrze mi zrobi.

        Nie myliłem się. Wróciłem zmordowany, ale z przewietrzoną głową. W czasie biegu doszedłem do słusznego wniosku, że nie ma co się martwić na zapas. Zdecydowałem, że jeśli Karolina naszą leśną przygodę zinterpretuje jako wstęp do związku, to szczerze z nią pogadam i zdławię sprawę w zarodku. A co do Marty uznałem, że poczekam na dalszy tok wypadków. Nic więcej na ów moment nie byłem w stanie wymyślić.

        Zziajany wpadłem do namiotu i przywitałem się z moim zastępem. Większość dopiero co gramoliła się ze swoich wyrek, a największe śpiochy jeszcze chowały głowy pod kocami. Szefowej nadal nie było. Przebrałem się szybko i gotowy czekałem na poranny apel. Po chwili do namiotu zajrzała Ania.

– Ruchy ekipa. Za minutę zbiórka przed namiotem – zakomenderowała.

– Tak jest! – odpowiedziałem z werwą.

        Zanim Szefowa znów znikła za połą namiotu, rzuciła mi przelotne spojrzenie. Nie było w nim złości, a raczej pewna nuta rozbawienia.

        Jeden kamień spadł mi z serca. Wyglądało na to, że jej wczorajsze zdenerwowanie wyparowało bezpowrotnie. Potraktowałem to, jako dobry znak na rozpoczynający się właśnie dzień.

        I się sprawdziło. Pomimo moich porannych obaw, dzień był naprawdę udany.

        Ania nie wracała do sprawy mojego wieczornego spóźnienia, a Karolina zachowywała się, jakby nic się nie stało. Kilka razy minęliśmy się na terenie obozu, ale nadal odnosiła się do mnie, jak do kumpla. Oczywiście widząc mnie, uśmiechała się, może nawet jeszcze bardziej radośnie niż dotychczas, ale nie robiła wrażenia dziewczyny, która teraz oczekuje czegoś więcej. Pewnie uznała, że młodszy o rok kolega jest dobrym partnerem do leśnych igraszek, ale niekoniecznie do poważnego związku.

        Zachowanie mojej skrywanej sympatii – Marty także nie odbiegało od normy, co oznaczało, że praktycznie mnie nie zauważała.

        Dziwne, ale jakoś przestało mi to przeszkadzać, a moje myśli co już wracały do leśnego koncertu życzeń, którego główną bohaterką była Karolina. Przed oczami widziałem jej napaloną szparkę i przypominałem sobie jej specyficzny smak. Na to wspomnienie penis podrygiwał radośnie. Coraz częściej łapałem się na tym, że moją głowę zaprząta myśl, czy i kiedy będzie okazja do rewanżu, który rozpustna siedemnastolatka poprzedniego dnia zapowiedziała mi na odchodne.

        Wieczorem, gdy cały obóz powoli kładł się spać, Karolina przydybała mnie gdzieś w okolicach środka placu apelowego, gdzie kończyłem właśnie rozmowę z kolegą z innego zastępu. Diablica miała na sobie sportową piżamę, składającą się z dzianinowej bluzy i obcisłych spodenek. Wyglądała naprawdę seksownie.

– Wybierasz się jutro na zakupy? – spytała, gdy zostaliśmy sami.

        Nazajutrz przypadał czwartek, to jest dzień, w którym wszyscy, o ustalonej porze, mieliśmy zgodę na wyjście do najbliższej wsi, celem zrobienia drobnych zakupów, w szczególności słodyczy i kosmetyków.  W inne dni trzeba było mieć na to zgodę kadry lub bawić się w konspirację.

– Jasne – odpowiedziałem bez wahania.

        Karolina zrobiła jeszcze jeden krok w moim kierunku, tak że staliśmy już bardzo blisko siebie. Poczułem specyficzne mrowienie w moich piżamowych spodenkach.

– Mam do ciebie prośbę  – powiedziała przymilnie. – Jutro, jak wyjdę ze sklepu, obserwuj mnie dyskretnie z pewnej odległości. Dobrze? – Jej oczy się śmiały. – Spróbuję ci wówczas przekazać zaszyfrowaną wiadomość. Nie przegap jej – dodała.

        Na koniec rzuciła mi słodki uśmiech, a odwracając się, musnęła dłonią moje spodenki na wysokości krocza, bardzo dyskretnie, niemalże niezauważalnie. Powoli się oddaliła.

        Odprowadzałem ją wzrokiem, aż znikła mi z oczu za połą namiotu jej zastępu. Przez cały ten czas patrzyłem na jej zgrabny tyłeczek, doskonale podkreślony przez obcisły, dzianinowy materiał piżamy. Ten widok wrył mi się w pamięć. Tkwiłem w miejscu, nie będąc w stanie wykonać żadnego ruchu.

        Otrzeźwił mnie dopiero krótki dźwięk gwizdka oboźnego, który obwieścił, że wszyscy maruderzy natychmiast muszą udać się na spoczynek.

        Leżąc w nocy na pryczy, cały czas miałem tyłeczek Karoliny przed oczyma, a mój przyjaciel wierzgał w spodenkach i kipiał żądzą rewanżu. Długo nie chciał dać za wygraną i ułożyć się do snu.   


        Stałem na chodniku, ciągnącym się wzdłuż asfaltowej szosy, przecinającej symetrycznie niewielką wieś. Po drugiej stronie drogi znajdował się skromny sklep spożywczy, do którego prowadziły cztery betonowe schodki, a nad wejściem wisiał wyblakły szyld z nazwą: „Motylek”.

        W przeciwieństwie do sąsiednich nieruchomości niewielki budynek sklepowy znajdował się w pewnej odległości od szosy, dzięki czemu tworzyła się przed nim naturalna zatoczka, zapełniona teraz gwarną zgrają harcerzy, stojących w pomniejszych grupkach i oczekujących na kolegów i koleżanki, którzy jeszcze robili zakupy.

        Karolina była w środku już dość długo. Strasznie się niecierpliwiłem, ale podejrzewałem, że w sklepie utworzyła się spora kolejka i ekspedientka uwija się jak w ukropie.

        Słońce mocno operowało i tylko potęgowało moje udręki. Na szczęście kilka kroków od mnie rosła sporawa lipa, kusząca cieniem rzucanym przez jej konary i gałęzie. Z ulgą oparłem się o pień, mając dość dobry punkt obserwacyjny na plac przed sklepem.

        Kolejni harcerze wychodzili z „Motylka”, śmiali się i gadali. W drzwiach pojawiła się też Marta i jeszcze dwie inne dziewczyny. Nie zwracałem na nie uwagi. Dziś czekałem na kogoś innego.

        Wreszcie dostrzegłem ją – niewysoką, figlarną kotkę, o burzy blond loków, sięgających jej ramion. Ubrana była po harcersku, a na plecy miała zarzucony czarny plecak wypełniony zakupami. W ręku trzymała coś niewielkiego, zawiniętego w foliową reklamówkę.

        Zwinnie zeskoczyła ze schodów i kocim krokiem ruszyła w kierunku Marty oraz innych harcerek, które stojąc w kółeczku, zawzięcie o czymś plotkowały. Niestety stałem zbyt daleko, aby usłyszeć cokolwiek z tego, o czym deliberowały.

        Karolina dołączyła do koleżanek i rzuciła się w wir rozmowy, przeplatanej krótkimi salwami śmiechu. Stała do mnie bokiem, w odległości co najmniej dwudziestu metrów, ale na szczęście nikt nie zasłaniał mi jej widoku.

        Diablica zaczęła powoli odwijać zawiniątko. Foliową torebkę schowała do kieszeni. Następnie dość sprawnie zdjęła papierek i patrzyła przez chwilę na trzymany w ręku lód.

        Charakterystyczny kaktus mienił się różnymi kolorami.

        Zaciekawiło mnie, czy gdy stała przy sklepowej zamrażarce, długo się wahała, zanim dokonała ostatecznego wyboru.

        W międzyczasie Karolina zbliżyła lód do ust. Musiał się jej podobać, bo oblizała się dyskretnie. Miałem nieodparte wrażenie, że choć troszkę się wstydzi, chce jak najszybciej mieć go już w buzi.

        Uchyliła delikatnie usta, ale w ostatniej chwili stawiła opór swojemu pragnieniu. Było bardzo gorąco, więc lód już zaczął się powoli topić po bokach.

        Karolina wysunęła język i polizała kaktusa najpierw z jednej strony, potem z drugiej. Jej dotyk był subtelny. Przebiegała językiem po całej jego długości, od nasady aż po sam czubek.

        Gdy zaspokoiła pierwsze pragnienie, wróciła do rozmowy, coś naprędce odpowiedziała na pytanie koleżanki i nieznacznie się uśmiechnęła.

        Lód czekał cierpliwie na swoją kolej. Wreszcie się doczekał, a Karolina delikatnie nadgryzła jego czubeczek i ponownie zatopiła się w rozmowie.

        Kaktus przyjął to pewnie na chłodno, ale mój penis cierpiał katusze. Dyszał, wierzgał, chciał wyjść i zapłonąć, ale biedak nie mógł. Był dość mocno trzymany w ryzach przez ciasne męskie slipy i materiał spodenek.

        Karoliny cierpliwość także się wyczerpała, bo nagle włożyła sobie kaktusa do buzi. Najpierw tylko jego górną część, ale po chwili miała go już całego w ustach. Chyba była trochę zaskoczona jego wielkością, ale przytrzymała go w buzi dłuższą chwilę. Później zaczęła go rytmicznie wsuwać i wysuwać,  a dopomagała sobie językiem.

        Miałem wrażenie, że sprawia jej to wiele radości, bo lód nie opuszczał jej ust, a ona smakowała go zawzięcie, zaniedbując przy tym swoje koleżanki. Szczęśliwie inne harcerki tak były zajęte rozmową, że nie zwracały uwagi na oralne igraszki ich rozpustnej towarzyszki, która komunikowała mi, co zamierza ze mną uskutecznić w najbliższym czasie.

        Niestety nadawanie zaszyfrowanej wiadomości przerwał gwizdek i komenda drużynowego, nakazująca odwrót do obozu.  Bezładna masa harcerzy sprawnie przyjęła odpowiedni szyk i dziarsko ruszyła chodnikiem we właściwym kierunku.

        Nie mogłem od razu do nich dołączyć, nie narażając się na śmieszność. Pod pretekstem, że zawiązuje buty, odczekałem chwilę, aby dać penisowi potrzebny czas, aby powrócił do stanu spoczynku. Gdy wreszcie byłem gotowy do drogi, zawahałem się. Postanowiłem coś sprawdzić, zanim rzucę się w pogoń za harcerską bracią.

        Przeszedłem ostrożnie przez szosę, wbiegłem po schodkach do sklepu i udałem się wprost do zamrażarki.

        Wybór lodów na patyku był ograniczony, ale oprócz lodów typu kaktus były tam także – znacznie dłuższe – świderki oraz lody w polewie gruszkowej.

– Większy nie zawsze znaczy lepszy – mruknąłem z zaciekawieniem. – Do widzenia! – wypaliłem na pożegnanie do wymęczonej ekspedientki i zlustrowałem ją od pasa w górę. Fajne cyce – dodałem w myślach, a mój penis znów charakterystycznie zadrżał.

        W tym czasie harcerska brać zdążyła się już znacznie oddalić.

        Goniąc ich, gorączkowo myślałem. Karolina odkryła przede mną swoje plany. Wiedziałem już, że lubi lody i mogę się po niej spodziewać wszystkiego, a najpewniej oralnej uczty. Otwartym pozostawało tylko pytanie, kiedy to się zdarzy.

        Odpowiedź przyszła dość szybko.

        Jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem, gdy w piżamach krzątaliśmy się jeszcze po placu apelowym, Karolina zaszła mnie od tyłu, wsunęła mi do ręki papierek po kaktusie i szepnęła:

– Przeczytaj kocurze, co ci tam napisałam.

        Zaskoczony odwinąłem papierek. Choć było ciemno, udało mi się odczytać wiadomość: „Jutro. Północ. Namiot administracyjny”.

        Nogi lekko się pode mną ugięły. Gdy oszołomiony ponownie spojrzałem w kierunku figlarnego kotka, już go nie było, a inni harcerze także powoli znikali za połami poszczególnych namiotów.

        Ponownie wlepiłem wzrok w wiadomość od Karoliny. Kłębowisko myśli przelatywało mi przez głowę. Z zamyślenia wyrwała mnie dopiero Ania, która wyrosła jak spod ziemi.

– O ty nicponiu! W nocy wymykasz się po lodzika? – zwróciła się do mnie trochę z oskarżycielskim, a trochę z kpiącym tonem.

– Ja, yy… – skrajnie zakłopotany szukałem właściwych słów, a serce zaczęło mi szybciej bić.

        Jeszcze nic nie zrobiłem, a już czułem się przyłapany na gorącym uczynku. W ułamku sekundy przemknęła mi lawina pytań, a w szczególności, jak i kiedy Szefowa mogła się dowiedzieć o moim planowanym nazajutrz spotkaniu z Karoliną, skoro dopiero co sam się o nim dowiedziałem.

– Mam nadzieję, że przynajmniej Ci smakował? – Skinieniem głową wskazała na moją dłoń.

         Spojrzałem na papierek po lodzie i zrozumiałem, do czego Ania pije.

– A to… Tak – mówiąc to, odetchnąłem z wyraźną ulgą.

– Kaktus. Mniam. To moje ulubione – oblizała się teatralnie i mrugnęła do mnie okiem.

– Jasne. Warto wiedzieć. – Trochę zmieszany, pospiesznie zmiąłem papierek i zacisnąłem go w pięści.

– Pamiętasz, że jutro nasz zastęp przejmuje wartę w obozie? – Ania na szczęście zmieniła temat.

– No tak, jutro piątek. O której mam dyżur? – spytałem szczerze zainteresowany.

– Przydzieliłam ci wartę między jedenastą a czternastą, a potem między dwudziestą pierwszą a dwudziestą trzecią. Pasuje?

– Pewnie. A w nocy kto po mnie stoi?

– A jak myślisz?

        Ania uśmiechnęła się szeroko. To była wystarczająca podpowiedź.

– Pewnie Ty – odpowiedziałem bez wahania. – Znów będzie horror?

– Bingo. Wzięłam dyżur aż do czwartej. Poszalałam, ale czego się nie robi dla swojego zastępu. – Uśmiechnęła się szeroko. – Dobra. Pakuj się do namiotu i spać. Jutro czeka nas ciężki dzień.

         Miałem już coś powiedzieć, ale ugryzłem się w język i posłusznie wykonałem polecenie.

        Wiedziałem, że Ania wzięła na siebie najgorszą wartę, ale nie tylko z dobroci serca. Kilka dni temu wyjawiła mi swój mały sekret. Okazało się, że jest dziewczyną spragnioną silnych wrażeń, w tym uwielbiała czytać horrory, szczególnie w nocy, a już najlepiej w trakcie samotnej warty, w cichym obozie, otoczonym gęstwiną i ciemnym lasem. Bała się po tym strasznie i nie mogła zmrużyć oka do samego rana.

        Zaproponowany przez Anię układ grafiku, był jednak dla mnie istnym zrządzeniem losu. Mogłem spokojnie założyć, że Ania w trakcie swojej nocnej warty będzie pochłaniać kolejne strony lektury, a narastający strach każe jej grzecznie siedzieć w budce wartowniczej przy wejściu do obozu. W nocy było to jedyne miejsce sztucznie doświetlone niewielką lampką. Natomiast namiot administracyjny znajdował się w znacznej odległości od tego miejsca – a dokładnie rzecz ujmując – w drugim końcu obozu. Prawdopodobieństwo, że Ania coś z niego usłyszy lub zechce się do niego zbliżyć, było niewielkie, a ja miałem już pomysł, jak można to ryzyko zminimalizować prawie do zera.

        Leżąc na pryczy, wsłuchiwałem się w głośne chrapanie Jarka i obmyślałem ostatnie elementy mojego niecnego planu. Wszystko układało się w sensowną całość. Ania miała rację. Jutro czeka nas ciężki dzień, ale też słodko-pikantna noc – zawyrokowałem w myślach.

        Odwróciłem się na bok i usnąłem, a moje sny były równie niegrzeczne, co moje plany na kolejny dzień.


Piątek strasznie się dłużył. Po mojej pierwszej warcie zakończonej o czternastej błąkałem się po obozie tu i tam, nigdzie nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Co jakiś czas nachodziły mnie wątpliwości. Po południu kilka razy minąłem się pospiesznie z Karoliną, ale była trochę inna, jakby nieobecna. Wystraszyłem się, że może się rozmyśliła i ze wspólnych planów nici.

Pomimo to, na wszelki wypadek, wdrażałem w życie moje zamierzenia. W tym celu kilka razy odwiedziłem namiot administracyjny. W ciągu dnia służył on za świetlicę, ale także za magazyn, w którym przechowywane były różnego rodzaju sprzęty: narzędzia, gaśnice, sznury oraz innego rodzaju ekwipunek przydatny na obozie harcerskim.

Upewniłem się, czy jest tam wszystko to, co może być potrzebne o północy. Wyszukałem dwa najczystsze koce oraz sporawą karimatę i zabunkrowałem tak, by nikt mi ich nie sprzątnął sprzed nosa, a ja mógł je szybko odnaleźć w nocy. Przygotowałem też kilka podgrzewaczy bezzapachowych, które już wkrótce miały robić za romantyczne oświetlenie.

Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pozostawało tylko czekać i liczyć, że Karolina się nie wycofa.

Dla zabicia czasu postanowiłem napisać parę słów do rodziców. Rano przyszła do obozu dostawa poczty, w tym do mnie. W liście mama tradycyjnie zrugała mnie za brak wiadomości czy żyję i jak sobie radzę. Uspokoiłem rodzicielkę, że jestem pod troskliwą i czułą opieką, jednak szczegółów jej oszczędziłem. Przy okazji przesłałem pozdrowienia dla całej rodzinki i naszego ulubionego zwierzaka, czyli mojego młodszego brata.

Punktualnie o dwudziestej pierwszej rozpocząłem wartę wieczorną. Zaraz potem podeszła do mnie Karolina. Na szczęście była w zdecydowanie lepszym humorze niż w ciągu dnia.

– Co tam u Ciebie? Jesteś wyspany? – spytała kokieteryjnie – Słyszałam, że czeka cię ciężka noc.

Stanąłem przed nią na baczność.

– Ja zawsze jestem zwarty i gotowy – odpowiedziałem z żołnierskim animuszem. – Mój wierny przyjaciel również – dodałem i dyskretnie spojrzałem w dół.

Karolina podążyła za moim spojrzeniem i zatrzymała wzrok na dżinsach, które zaczęły mi się delikatnie uwypuklać na wysokości krocza. Na jej odsłoniętych przedramionach pojawiła się gęsia skórka.

– Do północy – wyszeptała drżącym głosem.


Stałem kilkanaście kroków od budki wartowniczej, zadzierałem głowę i podziwiałem rozgwieżdżone niebo, mrucząc pod nosem jakąś rzewną nutę.

– Seweryn… Nie wiedziałam, że jesteś takim romantykiem.

Ania wyrwała mnie z zamyślenia. Stawiła się punktualnie o dwudziestej trzeciej, aby mnie zastąpić na warcie.

– Czas na horror? – postanowiłem szybko zmienić temat. – Dopiero zaczynasz, czy już zbliżasz się do finału? – Spojrzałem na grubą książkę, którą trzymała w ręku.

– Jestem w połowie, ale akcja się rozkręca. Coś czuję, że czeka mnie nieprzespana noc – w jej głosie pobrzmiewała lekka ekscytacja.

– To miłej lektury. Nie będę ci przeszkadzał. – Uśmiechnąłem się do atrakcyjnej dziewiętnastolatki i ruszyłem w kierunku naszego namiotu.

– Nie przeszkadzasz – powiedziała serdecznie, ale bez większego przekonania.

– Jasne – prychnąłem, mijając ją. Nasze barki prawie się zetknęły, a ja poczułem ciepły prąd przeszywający moje ciało.

Zrobiłem jeszcze kilka kroków i nagle odwróciłem się w stronę Szefowej. Z satysfakcją odnotowałem, że odprowadzała mnie wzrokiem.

– Jak wychodziłaś z namiotu, to Jarek dawał po garach?

– Nie, ale znasz go. W każdej chwili może się załączyć. – Ania wzruszyła ramionami. Też nie najlepiej tolerowała chrapanie naszego kolegi. – Nawet rozmawiałam z nim wczoraj, że powinien się przebadać, jak wróci do domu, ale uparcie twierdzi, że przesadzamy – dodała lekko rozbawiona.

– To jak zacznie chrapać, ja uciekam do namiotu administracyjnego. Mogę? – nie do końca udało mi się ukryć lekkie drżenie głosu.

Ania spojrzała na mnie, chwilę się zastanawiała, ale kiwnęła głową na zgodę.

Gdy nasz zastęp miał wartę, mogliśmy sobie pozwolić na taką ekstrawagancję. Przynajmniej ostatnio pozwoliła sobie na to Ania, a ja ją kryłem.

– Jeśli pójdę do administracyjnego, to zapale tam świeczkę, abyś wiedziała, że to ja hałasuje, okay? – dodałem niewinnym głosem.

Obserwowałem jej reakcję. Była lekko zaskoczona.

– No nie wiem… – zawahała się. Zapewne nachodziły ją wątpliwości.

Byłem na to przygotowany.

– Zostawiłem ci koc, abyś nie zmarzła. Masz też świeczki i zapałki, na wypadek jakby lampa padła – powiedziałem, jakby to było coś oczywistego i wskazałem głową na budkę wartowniczą.

Bingo. Jej reakcja była oczywista. Nie wiedziała co powiedzieć.

– yyy… Jasne… Dzięki – tylko tyle była w stanie wykrztusić totalnie zaskoczona moją troską.

– Parę minut temu zrobiłem obchód wokół całego obozu. Wszędzie cisza i spokój – dodałem niby przypadkiem.

– O rany Jesteś kochany! – Ania niemalże się rozpływała. – To ja już sobie daruje i od razu zabarykaduje się w budzie – posłała mi uśmiech, przepełniony wdzięcznością. – A ty bunkruj się w administracyjnym, jeśli chcesz. Tylko bądź tam grzeczny – dodała.

– Dzięki Szefowo. Miłej lektury… to znaczy warty.

            Odwróciłem się na pięcie i energicznie ruszyłem przed siebie. Uśmiechałem się przy tym w duchu, bo upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu. Mogłem sobie bezkarnie hulać w namiocie administracyjnym, bez ryzyka, że Ania będzie z niego cokolwiek potrzebowała, a jeszcze u niej mocno zapunktowałem.

Trochę zrobiło mi się głupio, że moje intencje nie do końca były altruistyczne. Na szczęście przewidziałem ten atak wyrzutów sumienia.

Jakiś czas temu odkryłem jeszcze jeden sekret Szefowej. Bardzo lubiła czekoladowe batony z domieszką papryki, o banalnej nazwie „Dog”. Któregoś dnia z chłopakami zrobiliśmy konspiracyjny wypad do wiejskiego sklepiku po ponadprogramowe zakupy. Kupiłem wówczas jeden taki baton wyłącznie z myślą o Ani, tylko dotychczas nie było jakoś dobrego momentu, aby jej go podarować.

            Idąc do namiotu, odwróciłem się jeszcze raz dyskretnie w kierunku ślicznej blondynki. Wchodziła właśnie do budki wartowniczej, którą żartobliwie nazywaliśmy budą. Nie wiedziała, że tam, na kocyku, czeka na nią „pies”, którego uwielbia.

Cieszyłem się, że Ania oprócz dobrej lektury, też zazna dziś trochę pikantnej słodyczy.


Ostatnie pół godziny przed północą dłużyło mi się niemiłosiernie. Dla zabicia czasu, w rogu namiotu administracyjnego uwiłem gniazdko z karimaty i koców. Na trzech stołkach, które rozstawiłem nieopodal, postawiłem kilka świeczek i zapaliłem knoty. Zapanował całkiem intymny nastrój.

Ostrożnie wyszedłem przed namiot. Z budki wartowniczej dochodziło nieznaczne światło. Wyglądało na to, że Szefowa grzecznie siedzi w „budzie”. Reszta obozu zatopiona była w ciszy i nocnej poświacie księżyca.

Uspokojony wróciłem do środka, usiadłem na sporawym pieńku i oparłem plecy o gruby, drewniany słup, który stał pośrodku pomieszczenia, stanowiąc kluczowy element konstrukcyjny namiotu. Jego owal doskonale wpasował się między moje łopatki.

Rozejrzałem się dookoła. Choć w namiocie stały dwa długie stoły, sporo stołków i pieńków, służących za siedziska, a po kątach zalegało mnóstwo sprzętu, to w namiocie było jeszcze zaskakująco sporo wolnej przestrzeni.

Zacząłem się zastanawiać, czy Karolina w ramach gry wstępnej, zmusi mnie do ganiania jej między tymi szpargałami, zanim pozwoli się złapać, zaciągnąć na rozłożoną karimatę i weźmie mojego penisa w swoje słodkie usta. W efekcie tych rozważań mój przyjaciel wyraźnie drgnął w luźnych spodenkach piżamowych.

Wlepiłem oczy w wejście do namiotu, nie mogąc się już jej doczekać diabełka. Byłem mocno napalony.

Wreszcie usłyszałem szelest odsuwanej poły wejściowej. Zaraz potem ukazała się Karolina. Wyglądała ślicznie w swojej dzianinowej piżamie. Spodnie ładnie opinały jej kształtne biodra i wysportowane uda. Bluza, pomimo że luźna, zdradzała, iż kryje pod sobą nie byle jakie piersi. Oczy jej się świeciły, a kocie ruchy nastrajały optymistycznie. Znów odnotowałem, że choć jest niewysoka, to ocieka seksapilem.

Poderwałem się na jej widok. Gdy podbiegła do mnie, chwyciłem ją łapczywie w pasie, przyciągnąłem do siebie i  zaatakowałem jej usta. Pomimo że stanęła na palcach, musiałem się wyraźnie schylić, bo znaczna różnica wzrostu robiła swoje.

Nasz pocałunek był zachłanny, języki wirowały jak szalone, zdradzając, że oboje nie mogliśmy się doczekać tej chwili.

Moja ręka pośpiesznie zsunęła się na jej pupę i wyczuła jędrną miękkość, zapraszającą do męskiego uścisku. Nie pożałowałem jej tego. Po chwili było mi jednak mało. Bezczelnie wsunąłem dłoń za dzianinowe spodenki dzierlatki i poczułem ciepłą nagość jej pośladków. Penis był sztywny jak pal i wbijał się w podbrzusze Karoliny. Upojony jej kobiecością, chciałem przeć dalej.

Wstrzymała mnie. Przerwała pocałunek i pozostając w moim uścisku, lekko wygięła się do tyłu, opierając ręce na mojej piersi.

– Ho, ho! Widzę, że ktoś tu jest mocno napalony. – Uśmiechnęła się zadziornie.

– Mam nadzieję, że nie tylko ja – odpowiedziałem z udawanym dąsem, a ręka wróciła na wysokość jej lędźwi.

– Puść mnie na chwilę, bo się uduszę.

Wyślizgnęła się z mojego uścisku i rozejrzała dookoła.

– Widzę, że uwiłeś nam tu przytulne gniazdko.

– Podoba Ci się?

– Świeczki, koce… hmm… postarałeś się – mruczała przymilnie. – Czegoś mi tu jednak brakuje.

– Czego? – zapytałem zaniepokojony i rozejrzałem się niepewnie.

Karolina skierowała się pewnym krokiem w róg namiotu, gdzie leżała na kupie sterta różnorakiego sprzętu. Mała blondyneczka chwilę tam szperała. Wreszcie wróciła do mnie, trzymając coś w ręku.

 Spojrzałem zaintrygowany. To był dość spory fragment liny wspinaczkowej.

– A to po co? – spytałem szczerze zaciekawiony.

– Do poskromienia niewyżytego zwierza – odpowiedziała rozbawiona.

– Mam cię związać kotku? – zripostowałem.

– Hmm… może później. Teraz jednak musimy unieruchomić twoje rączki, ty mój napalony kocurze.

Tego się nie spodziewałem. Poczułem lekkie rozczarowanie i niepokój. Liczyłem, że tej nocy znów sobie popieszczę dziewicze zakamarki diabełka, w szczególności planowałem palcówkę, jak tylko ona dogodzi mi ustami. Nadto dać się związać, oznaczało oddać jej pełną kontrolę, a nie byłem pewien czy mogę zaufać temu diabełkowi. Co, jeśli mnie zwiąże, zdejmie gacie i zostawi? Rano cały obóz miałby niezły ubaw moim kosztem – przeszło mi przez głowę.

Namiot w moich piżamowych spodenkach delikatnie zelżał od tych myśli i rozterek.

Konspiracyjna kochanka chyba to wyczuła, bo podeszła i bez krępacji sięgnęła do mojej męskości. Zaczęła go pocierać przez spodnie piżamy. Kilka delikatnych ruchów i mój przyjaciel znów stał na baczność.

Diablica wpatrywała się z zadowoleniem na efekty swojego dotyku. Przez spodnie wyczuła mój worek mosznowy, delikatnie go chwyciła i pociągnęła nieznacznie ku ziemi. Przysporzyło mi to nie lada przyjemności.

Wziąłem głęboki wdech i z drżeniem wypuściłem powietrze z płuc.

– Chyba nie sądzisz, że planuję zrobić ci krzywdę? – mówiła to, patrząc na mnie czule. – Nie ukrywam, że zamierzam się z tobą zabawić, ale na pewno nie zostawię cię tu samego na pastwę innych niewyżytych harcerek.

– A takowe są w obozie? – mile połechtany rzuciłem dla podtrzymania rozmowy i odwleczenia tego, co nieuniknione.

– O… zapewniam Cię, że tak. Nawet spora grupka.

– Zdradzisz nazwiska?

– Widzę, że trafił mi się niewyżyty harcerz. Przykro mi. Ochrona danych. Sam rozumiesz. – Uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na moje krocze. – Ale my tu gadu gadu, a twój penis chyba się niecierpliwi. – Jej ręka znów chwyciła moje przyrodzenie przez materiał piżamy.

Natychmiast wysunąłem ręce przed siebie, w geście zgody na związanie nadgarstków.

– Mądry kocurek. Twój koteczek się tobą zajmie, tylko zdejmij jeszcze podkoszulkę.

Dwie sekundy później moja góra od piżamy leżała na ziemi.

– Jaki raptus! – Karolina mówiąc to, przyglądała się mojemu torsowi.

W duchu dziękowałem sobie za samozaparcie i sumienne robienie kilkudziesięciu pompek każdego dnia, przez ostatnie sześć miesięcy. Dzięki temu łatwiej było mi znieść jej wzrok, błądzący właśnie po mojej dość skromnej, ale przynajmniej trochę umięśnionej klacie.

– A teraz rączki za siebie – rozkazała. Jednocześnie minęła mnie z prawej strony i stanęła tuż za moimi plecami.

Posłusznie wykonałem polecenie i poczułem, jak szorstka lina owija się wokół moich nadgarstków. Karolina była obyta z węzłami, więc szybko i skutecznie mnie skrępowała, nie pozostawiając złudzeń, że mam coś jeszcze do gadania. To ona od teraz miała dyktować warunki.

Szybko się o tym przekonałem. Nagle poczułem silne szarpnięcie, które zmusiło mnie do zrobienia kilku kroków w tył. Zanim zrozumiałem, co się stało, Karolina kończyła właśnie przywiązywać drugi koniec liny do słupa, mocno osadzonego w ziemi i sterczącego pośrodku namiotu, przy którym jeszcze parę chwil wcześniej wyczekiwałem jej przyjścia.

Zyskała nade mną pełną kontrolę. Mogłem się swobodnie poruszać tylko na odległość dwóch kroków i ujadać jak pies na krótkim łańcuchu. Moje ręce skutecznie zostały wyłączone z gry i grzecznie tkwiły za plecami. Tylko palcami dłoni nerwowo ruszałem, w sumie nie umiejąc sobie wytłumaczyć, dlaczego to robię.

            Karolina stanęła naprzeciwko mnie i chwilę mi się przyglądała. Dzieliła nas odległość kilku kroków.

Spojrzałem w jej oczy i coś mnie zaniepokoiło. W jej źrenicach dostrzegłem diabliki.

– No to pa kocurze. Miło było – wypaliła bez ostrzeżenia i skierowała się szybkim krokiem do wyjścia.

W pierwszym odruchu chciałem krzyknąć, ale z tego skołowania wywołanego podnieceniem i oburzeniem, zaniemówiłem. Jedyne co byłem w stanie w tej chwili uczynić, to wziąć głęboki wdech i wypuścić gwałtownie powietrze nozdrzami jak rozzłoszczony byk, szykujący się do ataku na torreadora.

Ty mała zdziro! Ja ci jeszcze pokażę!– odgrażałem się w myślach. Na końcu języka miałem już kąśliwą uwagę na jej temat, ale się powstrzymałem.

Ostatni przebłysk świadomości podpowiedział mi, aby nie pyskować i pozwolić jej jak najszybciej wyjść. Miałem jeszcze na sobie piżamowe spodnie i wolałem nie zmieniać tego stanu rzeczy, zwłaszcza jeśli Karolina nie planowała dalszych igraszek.

Odprowadziłem ją wzrokiem do wyjścia. Patrząc na jej oddalające się plecy i pupę czułem się jak ostatni frajer. Naprawdę ją lubiłem, a ona planowała wykręcić mi taki numer. Nie miałem cienia wątpliwości, że jest do tego zdolna.

Gdy chwyciła za połę namiotu, odwróciła się do mnie na pożegnanie. Nasze spojrzenia się spotkały. W moich mogła wyczytać tylko niemą złość, rozczarowanie i żal.

Postanowiłem jednak nie dawać jej żadnej satysfakcji i gryźć się w język do samego końca. Spuściłem tylko głowę, wzrok wlepiłem w ziemię, a moje mięśnie żwaczy zaczęły rytmicznie pulsować, w efekcie nerwowego zagryzania zębów.

Świat się dla mnie zatrzymał. Jednak tylko przez chwilę.

Nagle Karolina podbiegła, wpiła się we mnie ustami i z całą mocą zaczęła napierać językiem na moje wargi. Zaskoczony uchyliłem usta, a jej ozorek wtargnął we mnie z impetem. Nasze zęby, aż się zderzyły. Nigdy później nie miałem okazji uczestniczyć w takiej oralnej młócce, jaka właśnie nastąpiła.

Nie wiem, czy ten atak namiętności Karoliny sprawił mi przyjemność, ale z pewnością wywołał zawrót głowy. Gdy się wreszcie ode mnie oderwała, zrobiłem krok do tyłu, szukając oparcia o drewniany słup, do którego byłem przywiązany. Ciężko dyszałem. Patrzyłem na nią, jak na wariatkę i sam czułem, że wariuję.

Policzki jej płonęły, a piersi skrywane pod materiałem piżamy, unosiły się i opadały w nerwowym rytmie.

Chciałem ją ukarać. Chwycić, szarpnąć, a najlepiej pchnąć na podłużny stół, który stał kilkanaście kroków za nią, przygnieść swoim ciężarem, wsadzić w jej szparkę mojego kutasa i dać upust wszystkim emocjom, które się we mnie kołatały. Nic jednak nie mogłem zrobić. Postanowiłem stać i czekać, gotowy na wszystko.

Podeszła  i przywarła do mnie całą sobą. Złapała rękoma za moje pośladki, ugniotła, a potem docisnęła do siebie. Znaczna różnica wzrostu spowodowała, że moje podbrzusze wpiło się w jej brzuch, trochę poniżej pępka.

Przez chwilę wdychała mój zapach, a potem zaczęła niespiesznie całować moją nagą klatkę, jednocześnie pazurkami drapiąc moje barki i ramiona.

Przeszyła mnie fala podniecenia. Plecami przywarłem do słupa, ale biodra instynktownie wypychałem w jej kierunku, by poczuć penisem jej ciało. Chciałem, żeby zdarła ze mnie piżamowe spodnie i zrobiła ze sterczącym penisem, co tylko zechce.

Diablica chyba czytała mi w myślach. Szybkim ruchem pozbyła się moich gaci. Na końcu dopomogłem jej, podnosząc sprawnie to jedną, to drugą stopę i już po chwili moje piżamowe spodnie poleciały gdzieś w kąt namiotu.

Karolina zrobiła dwa kroki do tyłu. Stałem przed nią kompletnie nagi, nie mogąc się zakryć. Była pierwszą kobietą, która mnie takiego widziała, może z wyjątkiem mojej mamy.

Wydało mi się to dziwne, ale nie czułem wstydu ani zażenowania. Byłem tak rozpalony, że interesowała mnie tylko ona. Penis dumnie podrygiwał, czekając, by ją posiąść.

A ona stała przede mną, skanując moje ciało. Chciałem, by wreszcie się rozebrała, podeszła, odwróciła tyłem, wypięła dupcię i zanurzyła penisa w swojej szparce. Przeorałbym ją chyba na wylot.

W tym momencie miałem wywalone na to, że jeszcze pół godziny temu planowałem tylko palcówkę i zabawy oralne, bo gdzieś tliła się myśl, że pierwszy raz chciałbym przeżyć z dziewczyną, którą kocham i takie tam. Hamulce właśnie poszły się jebać i ja chciałem jebać Karolinę jak pies sukę. Może to chamskie i wulgarne, ale z pewnością prawdziwe.

– Ale ty na mnie działasz kocurze. Dobrze, że cię związałam, bo nie wiem, czy bym ci się oparła, jakbyś mnie… – mówiąc to, powoli zaczęła zdejmować swoją górę od piżamy. – Chciałbyś mnie teraz dopaść? – spytała filuternie, zakrywając jedną ręką piersi, a drugą odrzucając dzianinową bluzę na bok.

– Tak – raczej wychrypiałem, niż powiedziałem.

– I co byś wtedy zrobił? – jej ręce zaczęły wodzić śmiało po obfitych piersiach. Znałem już ten widok.

– Byłbym niegrzeczny. – W głowie kołatały mi się przeróżne pornograficzne obrazy, ale bałem się je wypowiedzieć na głos.

– Bardzo niegrzeczny? – dopytywała, a jej paluszki coraz silniej napierały na twarde sutki.

– Nawet nie wiesz jak bardzo…

– A o czym konkretnie myślisz? – nie dawała za wygraną.

Wyczułem, że nasza rozmowa nakręca ją. Stała przede mną tylko w spodenkach, a ręce wodziły przeróżne, erotyczne zaklęcia na jej dorodnych piersiach, wyczekując moich sprośnych wyznań.

Nie chciałem jej tego pozbawiać, ale mówienie o tym, co bym z nią robił, krępowało mnie. Nadto byłem napalony jak dzik na orzechy i trudno było mi skupić myśli.

– Co byś zrobił, jakbyś mnie dopadł? – Karolina drążyła temat jak rasowy wiercipięta.

– Spójrz na mojego kutasa i się domyśl? – wypaliłem.

– Chciałbyś go we mnie umościć, o tam… – spojrzała w kierunku swojego krocza, a lewa ręka zjechała z piersi na brzuch i zatrzymała się na górnej krawędzi jej piżamowych spodni.

– Karolina, proszę Cię…

– Mów! – diablica traciła cierpliwość.

– Przecież wiesz…

– Chce to usłyszeć kocurze…

– Tak. Chciałbym cię poczuć – dałem za wygraną.

– Poczuć? – Lewa dłoń dziewczyny zwinnie zniknęła pod materiałem spodni i zaczęła powolny taniec na kroczu. – Tu chciałbyś mnie poczuć…?

            Oczami wyobraźni widziałem, jak jej palce wnikają w dziewczęcą szczelinę i wyczuwają słodką wilgoć. Ten obraz rozwiązał mi język.

– Od samego patrzenia na ciebie chcę wytrysnąć – powiedziałem. – Uwielbiam patrzeć, jak sobie dogadzasz.

            W odpowiedzi diablica zintensyfikowała ruchy dłoni na cipce, a oddech jej przyśpieszył.

– Kipisz takim erotyzmem, że chcę więcej. Chcę cię chwycić…

Mówiąc to, zrobiłem dwa szybkie kroki w jej kierunku, ale długość sznura natychmiast ostudziła moje zapędy i gwałtownie zatrzymała kilka kroków od Karoliny. Wrzynająca się w nadgarstki lina sprawiła, że syknąłem z bólu.

– I co byś wówczas zrobił?

Jej pytanie zdradzało, że niewiele sobie robi z mojego dyskomfortu. Pieściła się coraz mocniej, patrząc na mnie, a jej oczy płonęły żądzą.

Skrępowany obserwowałem jej rozpustne poczynania i nie mogłem zrobić nic więcej. Postanowiłem ulżyć sobie w tych katuszach i opowiedzieć jej co teraz kreśliła moja wyobraźnia.

– Jakbym mógł, chwyciłbym cię… pchnął na tamten stół… odwrócił i dobrał się do twojej cipki. – Przełknąłem ślinę. – Najpierw zrobiłbym to językiem… Spijałbym twe soki, bo wybornie smakujesz. Ale długo by to nie trwało… – kolejne słowa wyrzucałem wyraźnie, ale szybko. Może nawet za szybko, bo nie byłem w stanie ich kontrolować. Poddałem się chwili.

– Dlaczego? – Jej głos przywrócił mi świadomość, że ona nie tylko oddaje się pieszczotom, ale nadal wsłuchuje się w moje słowa.

– Bo nie umiałbym się dłużej oprzeć…

Już otwierała usta, aby coś powiedzieć, może zapytać, ale nie pozwoliłem na to.

– Smak twoich soków zachęciłbym mnie do czegoś więcej. Stojąc za tobą, chwyciłbym cię za biodra i przyjrzał się z satysfakcją wypiętej dupci… A potem… – urwałem.

– Co potem…? – wydyszała, a jej ręka skrywana pod materiałem spodenek, wręcz szalała na wysokości krocza.

            Przyglądałem się jej uważnie i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Czerwień jej policzków i dekoltu, nierówny oddech i towarzyszące mu charakterystyczne westchnienia świadczyły, że doprowadzam ją do szaleństwa, choć nawet jej nie dotknąłem.

Oczy miała zamknięte, zapewne wyobrażając sobie, jak pchnięta na stół, spoczywa na nim, wypięta gołym tyłkiem w moim kierunku, a ja właśnie skończyłem jej robić dobrze językiem i przykładam penisa do jej skarbu, by dać jej to, czego pragnie.

– Naprawdę chcesz wiedzieć, co zrobiłbym potem…? – postanowiłem się z nią chwilę podroczyć.

– Tak, proszę…

– A co chcesz usłyszeć?

            Jej ręka na kroczu wyraźnie spowolniła. Zaskoczona spojrzała na mnie.

– Jeśli myślisz, że od razu wszedłbym w ciebie i cię posuwał, to się mylisz… – Znów zawiesiłem głos.

            Oboje przełknęliśmy ślinę. Karolina zastygła w wyczekiwaniu, gapiąc się na mnie z niedowierzaniem i niepewnością.

            Powoli skierowałem wzrok na penisa, sterczącego jak pal, a potem na jej krocze.

– Zdejmij swoje spodenki, to powiem ci, co bym zrobił dalej…

Zwinnym ruchem pozbyła się dołu od piżamy. Stała całkiem naga, piękna, bezbronna. Dzieliły nas może trzy kroki.

– Dobrze. A teraz podejdź do stołu, oprzyj się o blat i wypnij się do mnie tą zgrabną dupcią – mówiąc to, ruchem głowy wskazałem na drewniany stół, który stał za nią, w niedalekiej odległości.

Karolina zawahała się.

– Co ty kombinujesz?

– Rób, o co proszę, a obiecuję, że powiem ci, co bym z tobą zrobił. Chyba że nie chcesz tego wiedzieć?

            Kobieca ciekawość i próżność zwyciężyła, bo Karolina po kilku sekundach odwróciła się i ochoczo podbiegła do stołu, oparła się o blat  i wypięła dupcię w moją stronę, stając przy tym w lekkim rozkroku.

Choć pomieszczenie rozjaśniało tylko kilkanaście małych świeczek, to i tak dość wyraźnie widziałem jej wargi sromowe i kakaowe oczko, otoczone krągłymi pośladkami.

Widok był nieziemski i odbierał dech w piersiach. Syciłbym się nim godzinami, ale zniecierpliwienie Karoliny dawało o sobie znać. Odwróciła się przez ramię i napięła pośladki.

–  A teraz zamknij oczy i wyobraź sobie, że ja stoję za tobą – starałem się mówić wolno i wyraźnie, nadając mojemu głosowi ciepły i czuły ton. – Pochyl się głębiej. Jedną rękę połóż na blacie i oprzyj o nią głowę… Dobrze. A drugą rękę wsuń między uda… Twój paluszek, który teraz położysz na swojej cipce, to będzie mój penis. Tak. Właśnie. Przyłóż go tam…

            Zgodnie z moim poleceniem palec środkowy dziewczyny zawitał na jej sromie, subtelnie się o niego ocierając, prawie niezauważalnie.

– Gdy skończyłbym orać językiem twoją cipkę i spijać z niej soki, przyłożyłbym tam sterczącego kutasa.

Palec dziewczyny drgnął wyraźnie, wyczekując, że zaraz wsunie się do pochwy.

– Choć bardzo bym tego chciał, nie wszedłbym do środka… Przynajmniej nie od razu… O nie kociaku. Najpierw wodziłbym nabrzmiałym czubkiem po twoich wargach… drażnił je… chłonął mym orzechem ich nektar.

W odpowiedzi palec Karoliny zaczął sunąć ochoczo po sromie, zgodnie z rysowanym przeze mnie obrazem poczynań. Widziałem, jak lśni, naoliwiony jej wilgocią.

– Z każdym ruchem główki penisa po twym sromie, napierałbym coraz mocniej… Żołądź byłaby purpurowa, skrajnie nabrzmiała i błyszcząca od twoich soków…

            Czułem, że dziewczyna resztkami sił broni się, aby nie wsunąć palca do środka, do jej rozpalonej cipki.

– Aż wreszcie wyczułbym wejście do pochwy…

– Tak…

– Delikatnie naparłbym nim…

W odpowiedzi diablica z radością wsunęła opuszek palca do pochwy, lecz nie pozwoliłem jej na więcej.

– Jednak nie wszedłbym głębiej. Wpierw chciałbym, abyś poczuła tam tylko czubek penisa, jaki jest gorący, nabrzmiały, spragniony ciebie…  

Karolina na te słowa wstrzymała dalsze zanurzanie palca w szparce, ale tylko przez chwilę.

– Seweryn, proszę… nie wytrzymam… ja muszę… – zanim skończyła, w jej cipce grasował już cały palec środkowy. Bezwstydnie w nią wchodził i wychodził, wydając przy tym specyficzny dźwięk chlupotania.

            Wpatrywałem i wsłuchiwałem się w to cudo jak zahipnotyzowany, podniecony przy tym do granic możliwości.

– Seweryn… o rany… ale jestem tam mokra… – jej głos drżał i co chwilę się urywał.

Nagle wyciągnęła palec z cipki, oblepiony lśniącą mazią, uniosła się energicznie i odwróciła do mnie przez ramię. Nasze rozpalone spojrzenia natychmiast się spotkały.

– Chcesz mnie tam poczuć?

– Tak – wypaliłem bez zastanowienia, nie wiedząc w sumie, co ona dokładnie ma na myśli.

Odwróciła się całkiem w moją stronę, ale nie pozwoliła mi nacieszyć się swoim nagim widokiem. Zwinnie podbiegła, minęła mnie z boku i stanęła tuż za moimi plecami. Wyczułem jej ciepłą dłoń na moich palcach, które nakierowała na cipkę.

Po raz pierwszy w życiu wodziłem opuszkami palców po wargach sromowych, a po chwili, dzięki jej pomocy, natrafiłem na wejście pochwy. Zaskoczyła mnie jej mięsistość i ciepło. W sunąłem wpierw jeden palec, a następnie kolejny. Skrępowany, miałem ograniczony zakres ruchów, ale Karolina dopomagała mi tańcem swoich lędźwi. Coraz wyraźniej nabijała się na moje palce, które śmiało sobie w niej poczynały.

Głowę wsparła na moich nagich plecach, a jej dłonie powędrowały na moje barki. Czułem, jak ciężko oddycha, miednicą zatacza szalone kręgi, a soków w jej waginie wyraźnie przybywa.  

Wierciłem palcami w jej pochwie, wyobrażając sobie, że to mój penis penetruje jej dziewiczy skarb. Nie widziałem, co właściwie robię, ale może dzięki temu moje doznania były jeszcze silniejsze. Nieuchronnie zbliżałem się do granic swoich możliwości, a wyraźny ból jąder zapowiadał potężny wytrysk.

 Karolina także doświadczała skrajnego podniecenia. Dyszała ciężko, a paznokcie coraz mocniej wbijała w moje barki.

– Co ty ze mną robisz…? Twoje palce… To cudowne…

            Nie odpowiadałem, lecz jeszcze gorliwiej ruszałem palcami w jej cipce.

 – O jejku… Seweryn…

            Po tych słowach Karolina wydała z siebie słodki, cichy jęk, a ścianki pochwy zaczęły zaciskać się intensywnie na moich palcach. Nie widziałem, ale czułem, że przeszywa ją fala spazmów, wprowadzając jej ciało w specyficzne drżenie.

            Gwałtownie wysunęła moje palce z pochwy i przylgnęła do mnie całą sobą. Czułem jak jej kształtne piersi, miło rozlewają się na moich plecach, a ciepło jej ciała przenika mnie i dodatkowo podnieca. Trwaliśmy tak przez chwilę.

            Nagle jej usta zaczęły intensywnie całować moje łopatki i ramiona, a jej prawa ręka powędrowała z mych barków na brzuch, na wysokości pępka. Ostała się tam tylko sekundę i pomknęła dalej w dół, w dość oczywistym celu. Gdy jej dłoń wreszcie natrafiła na penisa, objęła go u nasady i zaczęła energicznie trząść jak puszką z napojem gazowanym.

            Na efekty tej lekkomyślności nie trzeba było długo czekać.

– Karolina długo nie wytrzymam…

– Spokojnie, mamy czas… – odpowiedziała zza moich pleców, nadal przywierając do mnie swoim ciałem.

Nie zrozumiałem, co konkretnie ma na myśli, ale ja dłużej czekać nie mogłem. Czując z tyłu jej nagie, rozpalone ciało, a z przodu sprawną pracę jej ręki, na sterczącym na baczność penisie, odpłynąłem w niebyt. Jedyne co pamiętam, że zdążyłem tylko odchylić głowę lekko do tyłu i zamknąć oczy.

Kilka ruchów dłoni później wytrysnąłem, a z ust wyrwał mi się donośny jęk. Sperma bezwstydnie poszybowała, gdzieś w dal i tylko ostatnia salwa spłynęła z czubka prącia na palce diablicy, dając jej niezbity dowód mojego orgazmu. Zaraz potem nogi się pode mną ugięły.

Karolina zwinnie przesunęła się w bok i pozwoliła mi opaść na pieniek, stojący przy słupie, o który teraz oparłem plecy. Oddychałem ciężko. Nie miałem siły otworzyć oczu. A może to wstyd mnie przed tym wstrzymywał. Nie wnikałem. Cieszyłem się chwilą.

Nie otworzyłem oczu nawet wtedy, gdy usiadła okrakiem na moich kolanach, a jej ciepła szparka przylgnęła do mojego wymęczonego przyjaciela. Jednak na niego, ten intymny dotyk podziałał motywująco. Natychmiast drgnął i przykuł uwagę Karoliny. Odsunęła się troszkę, aby móc mu się przyjrzeć.

– No proszę… niby raptus, ale jaki niezłomny – ujęła penisa w dłoń, a on zaczął powoli twardnieć. Wykonała kilka delikatnych ruchów ręką.

– A ja myślałam, że wy po wytrysku potrzebujecie trochę czasu, aby dojść do siebie…

            Otworzyłem oczy. Nasze spojrzenia znów się spotkały.

– Z reguły tak, ale widocznie nie jest to konieczne przy takim seksownym kociaku jak ty. – Uśmiechnąłem się do niej serdecznie, a dotyk jej dłoni sprawiał mi coraz więcej przyjemności.

– Bajery szmery! – odpowiedziała mi dziewczęcym uśmiechem, zdradzającym, że komplement przypadł jej do gustu.

            W tym momencie usłyszałem jakiś szelest, dochodzący od strony wejścia do namiotu. Odruchowo spojrzałem w tamtym kierunku, ale Karolina drugą dłonią chwyciła mnie za podbródek i nakierowała moją twarz na wprost swojej.

            Zamknęła oczy, w charakterystyczny sposób delikatnie odchyliła głowę w bok i zbliżyła twarz do mojej. Nasze usta spotkały się w wilgotnym pocałunku. Jej język drażnił mój język, a jej dłoń troskliwie pracowała na moim przyrodzeniu.

            Gdy wreszcie oderwaliśmy od siebie wargi, penis ponownie stał na baczność, gotowy do śmielszych poczynań.

– Nie będziesz miał żalu, jeśli dziś tego nie zrobimy?

– Czego? – spytałem trochę zdezorientowany.

– No wiesz… on w mojej szparce… – spojrzała niepewnie na sterczącego penisa.

– Oczywiście, że nie! Tylko… – urwałem o sekundę za późno.

– Tylko co? – spojrzała na mnie zaniepokojona.

            Chwilę się wahałem, ale postanowiłem postawić na szczerość.

– Bardzo się nastawiłem, że mi go weźmiesz… wiesz… do ust – mówiłem lekko zakłopotany. – Jednak jeśli nie chcesz, zrozumiem – dodałem zdecydowanie pewniejszym tonem.

– Niegrzeczny kocur chce dać kici mleczka?

– Aha.

            Nie do końca rozumiałem, o co jej chodzi z tym kocurem. Wolałbym, aby zwracała się do mnie trochę inaczej. Mogłem być na przykład jej lwem, czarną panterą, a przynajmniej tygrysem, ale jeśli miała mi wziąć penisa do ust, uznając mnie za kocura, to nie zamierzałem polemizować.

            A Karolina mnie nie zawiodła. Zsunęła się z moich kolan i uklękła między nimi. Ja nadal tkwiłem na pieńku, oparty o słup, złączony z nim liną wspinaczkową.

– Może mnie rozwiążesz? – spytałem, zanim zdążyła wziąć się do oralnej pracy.

– Jeszcze nie. Jesteś zbyt napalony. Musimy najpierw cię rozładować – mówiąc to, patrzyła na mnie i pieściła ręką twardego penisa. – Nie martw się. Kicia już wie, czego kocurek potrzebuje. – Ścisnęła przy tym trzon fallusa, a na jego czubku pokazała się ostatnia kropla nasienia z poprzedniego wytrysku.

Chcąc dodać sobie animuszu, Karolina najpierw pocałowała moją klatę, brzuch i wreszcie skierowała usta do mojej nabrzmiałej żołędzi. Zlizała z jej czubka przezroczystą kroplę i powiodła językiem po całej długości trzonu penisa z góry w dół i z powrotem.

– Jak lubisz być pieszczony? – spytała przymilnie.

Zaskoczyła mnie. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, bo byłem debiutantem w tej dziedzinie, ale postanowiłem improwizować.

– Weź go do ust.

Zrobiła to nieśmiało, trochę nieporadnie, ale i tak przeszedł mnie dreszcz ekscytacji. Całkowicie odsłonięty żołądź zawitała w jej buzi, a ona powoli zaczęła wykonywać ruchy głową góra – dół. Uruchomiłem delikatnie biodra, aby dopomóc jej w pieszczotach i umościć w jej ustach także część trzonu penisa.

Jednak po krótkiej chwili czułem lekkie rozczarowanie. Nie wiem, czy sprawił to wcześniejszy wytrysk, czy też pewna nieporadność Karoliny, ale jej wysiłki nie dawały mi takiej przyjemności, jakiej się wcześniej spodziewałem.

To dziwne, ale złapałem się na tym, że większe podniecenie czułem, gdy kilka dni wcześniej to ja smakowałem ustami jej cipkę oraz gdy kilka chwil wcześniej nabijała się na moje palce.

Z coraz większym zniecierpliwieniem przyglądałem się jej oralnym wprawkom. Moja frustracja sięgnęła zenitu, gdy Karolina do katalogu pieszczot dołączyła język i zaczęła nim intensywnie kręcić kółka na żołędziu. Jęknąłem i wstrzymałem spinanie pośladków.

– Co jest? – spytała zdezorientowana.

– Po wytrysku czubek penisa jest trochę podrażniony.

– To jak mogę mu pomóc? – w jej głosie dało się wyczuć stres i desperację.

            Nabrałem ochoty na pewien eksperyment.

– Rozchyl usta i wysuń język.

            Kotka posłusznie wykonała polecenie.

– Postukaj penisem o język kilka razy… mhh… dokładnie tak. A teraz poliż go jak kaktusa przed sklepem, od dołu w kierunku czubka, po bokach, a potem od spodu.

– Czy tak? – równocześnie z pytaniem Karolina dokładnie wykonała kolejne etapy mojego polecenia. Lizała penisa wolno i zmysłowo, patrząc mi przy tym w oczy.

– O tak… właśnie tak – szczerze cieszyłem się jej dotykiem. Powtórzyła te pieszczoty kilka razy. – A teraz weź go do buzi, ale językiem nie dotykaj żołędzi… Aha… I ruszaj głową góra-dół… Cudownie…

            Karolina gorliwie stosowała się do moich wskazówek, ale penis żądał czegoś więcej. Najchętniej rękami naparłbym na jej głowę, aby zapoznać dziewczęce migdałki z nabrzmiałym czubkiem penisa, ale nadal byłem związany.

– Im weźmiesz go głębiej, tym lepiej – zasugerowałem zdecydowanym tonem.

            Kociak się zawahał, ale już po chwili miałem wrażenie, że żołądź głębiej wita się z jej gardłem, a wargi sięgają coraz dalszych partii trzonu twardego członka. Wzmocniłem intensywność napinania pośladków, by zwiększyć siłę słodkich zderzeń czołowych.

            Moje podniecenie gwałtownie wzrosło, ale chciałem spróbować jeszcze czegoś innego.

– A teraz nie wyjmując go z buzi, dołącz ruch ręki u jego nasady… o tak…

Byłem w szoku, jak Karolina w lot złapała, o co mi chodzi. Teraz dolna część penisa była stymulowana ręką, a górna gościła w jej ustach, czerpiąc radość z panującej tam wilgoci i miękkości języka. Moje pośladki i biodra nadawały rytm, a ona się do nie go dostosowała i sama się nakręcała.

Kątem oka dostrzegłem, że wolną rękę skierowała między swoje nogi i zaczęła buszować po sromie.

Tego było mi trzeba. Moje zmysły szalały, a świadomość, że „loda” robi mi starsza o rok koleżanka, stosująca się grzecznie się do moich poleceń i która czerpie z tego przyjemność, powodowały, że podniecenie sięgało zenitu. Spodziewałem się, że jeszcze kilkanaście sekund takiej zabawy, a drugi wytrysk stanie się faktem.

            Nagle Karolina zmieniła strategię. Wyjęła penisa z buzi, wysunęła język i ponownie zaczęła o niego obijać moją męskość.

– Podoba mi się to – dałem jej znać o moich odczuciach.

– Mhh… mi też – odpowiedziała. – A wiesz, na co mam właśnie ochotę? – mówiąc to, trzepała mi go teraz ręką, a jej druga dłoń powoli pieściła srom.

– Na co? – spytałem zaintrygowany.

– Byś mnie tam poczuł…

Nie zdążyłem jeszcze nadać znaczenia jej słowom, a Karolina już siedziała okrakiem na moich udach i przykładała penisa do swojej rozpalonej cipki. Zaczęła nim powolutku wodzić po wargach sromowych, w górę i w dół.

– Pamiętasz, co mówiłeś jak byłam wypięta na stole? Tak chciałeś się o nią ocierać?

– Mhh… – zszokowany i skrajnie podniecony nie byłem w stanie więcej z siebie wydusić.

– Czujesz, jaka jest rozpalona? Ty chciałeś od tyłu, ale ja zdecydowanie wolę jak jesteśmy do siebie zwróceni twarzami… O jak ja go lubię tu czuć… 

Sterowała penisem pewnie, a on coraz śmielej rozchylał jej wilgotne wargi.

– Ale jestem napalona – oczy miała przymknięte, a zaczerwieniony dekolt i rozpalone policzki potwierdzały prawdziwość jej słów.

– Ja też – udało mi się wykrztusić przez zaciśnięte gardło.

Wilgoć jej sromu, którą czułem na żołędziu, hipnotyzowała. Nie panowałem nad niczym. Miała mnie w garści i nie chciałem nic zmieniać. Wpatrywałem się w jej twarz, wyrażającą skrajne podniecenie, a czubkiem penisa chłonąłem każdą kroplę jej kobiecości i cieszyłem się z każdego dotyku jej warg sromowych.

Nagle poczułem, że Karolina naprowadziła żołądź na przedsionek wejścia pochwy. Wiedziałem, że jakbym teraz wykonał ruch bioder, to pomimo ciężaru jej ciała na mych udach, wbiłbym się w nią co najmniej na głębokość kilku centymetrów.

Nie chciałem, a może bałem się to zrobić bez zgody Karoliny. Wyczekiwałem w napięciu i jednego byłem pewien. To jej pozostawiłem decyzję co stanie się dalej. Godziłem się na każdy scenariusz.

Spojrzała mi głęboko w oczy.

– Ale on jest twardy. Jakby go tam chciała…Ohh… Jeszcze tylko troszkę… Dobrze?

W odpowiedzi kiwnąłem głową, ale chyba tego nie widziała, bo sekundę wcześniej znów zamknęła oczy i odchyliła głowę. Naparła na mnie delikatnie, a cała żołądź w niej zagościła.

– Karolina… – wydusiłem oszołomiony mieszanką podniecenia i strachu.

            To ją otrzeźwiło. Nagle się poderwała, gwałtownie rozszerzyła moje nogi, uklękła między nimi i wzięła nabrzmiałego penisa głęboko w usta.

Zaskoczony patrzyłem z góry na jej burzę blond loków między moimi nogami, która rytmicznie unosiła się i opadała, a penis coraz głębiej sięgał jej gardła.

– O tak… Nie przerywaj…          

Tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić, choć diablica obsługiwała mnie z taką wprawą, jakby w międzyczasie odbyła wielogodzinny kurs praktyczny z robienia mężczyźnie idealnego lodzika. Penis wył z radości i sygnalizował, że długo tej słodkiej tortury nie zniesie.

– Karolina zaraz dojdę… – wyszeptałem.

        Wysunęła go z buzi, ale nie przerwała robótki ręcznej na trzonie, u jego podstawy. Trzepała go, a ja w napięciu czekałem rozładowania. Jednak niespodziewanie ta chwila się przeciągała.

Znów wysunęła język i przysunęła go do penisa. Zaczęła lizać wędzidełko napletkowe.

– O kurde… zaraz ci trysnę kotku.

– O tak… Daj mi mleczka. Koteczek na to czeka… mhm… – odrywała się na chwilę od penisa, wyrzucała kolejne słowa i wracała do lizania wędzidełka lub stukania spodu żołędzi o jej miękki język.  

Tego było dla mnie za dużo. Spiąłem silniej pośladki i wreszcie wytrysnąłem, a sperma trafiła na jej język, górną wargę i policzek pod lewym okiem. Teoretycznie powinno mi się zrobić głupio, ale w skrytości ducha czerpałem z tego widoku dodatkową satysfakcję.

Karolina także nie straciła rezonu. Jeśli całkiem spora ilość ejakulatu na twarzy ją zaskoczyła, nie dała tego po sobie poznać. To, co nie trafiło wprost do ust, zgarnęła palcem i zlizała zalotnie, mrucząc przy tym, jak rasowa kotka, a zmordowany fallus omdlał urzeczony w jej drugiej dłoni.

Nie mogłem oderwać wzroku od diablicy. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a moje nozdrza zachłannie wciągały powietrze do płuc. Czułem się spełniony i tylko iskry w jej oczach wywoływały we mnie lekki niepokój.

W tym momencie Karolina poderwała się, pociągnęła mnie za włosy, zmuszając tym samym, abym z pieńka osunął się na kolana.

– A teraz zaspokojony kocur wyliże swoją kotkę, jak należy.

            Zanim zdążyłem otworzyć japę ze zdziwienia, jej cipka już była przy moich ustach. Karolina stanęła w rozkroku nade mną, trzymając mnie mocno za włosy i odchylając głowę do tyłu. Na klęczkach, ze skrępowanymi dłońmi czułem się skrajnie zdominowany, ale i podekscytowany. Wysunąłem posłusznie język na spotkanie jej cipki, a Karolina się powoli na niego nadziała.

Rozpocząłem niespieszny, oralny taniec.

– O tak kocurze… Właśnie tak…


Kilkanaście minut później leżeliśmy wtuleni na karimacie, odziani w piżamy i przykryci kocem. Pozycja łyżeczki, którą przyjęliśmy, pozwalała mi wdychać zapach jej włosów. Nie umiałem go zdefiniować, ale kojarzył mi się z polną łąką, skąpaną w słońcu i usłaną setkami kolorowych kwiatów.

– Wiesz, że nie możemy zasnąć – dotarły do mnie jej słowa, ale jakby z drugiego krańca łąki.

– Mhm – odpowiedziałem resztkami świadomości.

            Nagle poczułem jakieś szturchnięcie w żebra.

– Seweryn nie śpi!

– Nie śpię!

Ponownie dostałem z łokcia.

– Śpisz, bo chrapiesz. – Karolina słodko zachichotała. – Ach wy mężczyźni. Gdy dostaniecie, co chcecie, od razu zasypiacie – w jej głosie pobrzmiewała nutka żalu.

            To mnie trochę przywołało do porządku.

– A skąd czerpiesz tę wiedzę? Z doświadczenia, czy z mądrych książek? – spróbowałem rozpocząć rozmowę, ale bez przekonania.

– Z doświadczenia innych harcerek…

            Gdy znaczenie jej słów przebiło się do mojej świadomości, otworzyłem oczy i uniosłem się na łokciu. Patrząc z góry na jej profil, powiedziałem:

– No to mnie zaintrygowałaś! Których harcerek? Znam je?

– Podobało ci się dzisiaj? – Karolina zmieniła temat, a ja głupi nawet tego nie zauważyłem.

– Bardzo.

– A co najbardziej?

– Ty – wypaliłem bez zastanowienia.

– Nie żartuj – odwróciła się na plecy i spojrzała mi w oczy.

            Wytrzymałem jej spojrzenie. Chwilę myślałem, a potem szczerze odpowiedziałem.

–  Mówię poważnie. Właśnie zdałem sobie sprawę, że najbardziej kręci mnie twój widok i jak się zabawiasz. Jak dotykasz swojej cipki i piersi – odruchowo moja ręka zanurkowała pod jej bluzę i ścisnęła delikatnie jedną pierś. – I uwielbiam lizać twoją szparkę – dodałem po chwili.

– A nie podobało ci się, jak cię pieściłam ustami?

– Bardzo mi się podobało – mówiąc to, opadłem na plecy, podłożyłem ręce pod głowę i przeciągnąłem się. – Jeśli chcesz, to ja jestem otwarty na kolejne podejście – Instynktownie zacisnąłem pośladki i uniosłem delikatnie miednicę.

            Tym razem to Karolina obróciła się w moją stronę i uniosła na łokciu. Chwilę przyglądała się moim zębom, wyszczerzonym w szczerym uśmiechu. Potem powoli przeniosła wzrok na moje oczy. Czułem, że chce o coś zapytać, ale się waha. Wreszcie nie wytrzymała.

– A ja ci się podobam?

Natychmiast spoważniałem. Poczułem, że rozmowa zbacza na niebezpieczne rewiry, a ja chyba nie jestem na to gotowy.

– Przecież wiesz.

– Co wiem?

– Że mi się podobasz.

Jeszcze chwilę na siebie patrzyliśmy z poważnymi obliczami na twarzach. Nagle Karolina się uśmiechnęła, sprzedała mi buziaka w policzek i położyła się znowu na boku, wypinając do mnie tyłek i zapraszając, abyśmy wrócili do pozycji łyżeczki.

Chętnie skorzystałem z jej zaproszenia. Klatą przywarłem do jej pleców, a podbrzuszem do jej zgrabnej pupci, odzianej w dzianinowe spodenki. Jedną rękę podłożyłem sobie pod głowę, a drugą zdecydowałem się  ponownie zanurkować pod jej bluzę i poczuć jędrność młodziutkich, ale pokaźnych piersi dziewczyny.

Leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę w milczeniu, a ja zacząłem kreślić oczami wyobraźni scenariusze naszych kolejnych, nocnych schadzek.

– Seweryn…?

– Ychy…

– Muszę ci coś powiedzieć…

– Wiem kotku… też bym chciał, ale dziś już więcej nie dam rady – jednak wbrew swej deklaracji mocniej zacisnąłem dłoń na jej piersi.

Kolejny raz tej nocy szturchnęła mnie łokciem w żebra.

– A to za co?

– Ja nie o tym głuptasie – mówiła to wyraźnie rozbawiona, ale w głosie wyczułem szczyptę szczerego smutku. – Chce ci coś powiedzieć… coś ważnego – dodała po kilku sekundach.

Otworzyłem oczy i wpatrywałem się w tył jej głowy, okryty szczelnie pięknymi blond lokami. Serce zaczęło szybciej bić. Czułem podskórnie, że to, co za chwilę usłyszę, może mi się nie spodobać.

– Pojutrze wyjeżdżam – wyszeptała, ale na tyle wyraźnie, że nie miałem wątpliwości, co próbuje mi przekazać.

– Jak to? – Podniosłem się energicznie na łokciu i wpatrywałem się w jej profil.

Nie odwróciła się w moją stronę, tylko patrzyła gdzieś przed siebie.

– Muszę w niedzielę popołudniu jechać. Tata po mnie przyjedzie.

– Ale gdzie jechać? Po co?

– Do domu.

– Do domu? – powtórzyłem jak smutne echo i nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. – A kiedy wracasz na obóz? – dopytywałem.

– Już nie wrócę.

- Jak to? Dlaczego? Coś się stało? – w moim głosie pobrzmiewał szczery niepokój.

            Przymknęła oczy i milczała, a otaczająca nas cisza rozsadzała mi głowę. Nie mogłem tego dłużej znieść. Chwyciłem jej ramię i spróbowałem diabełka obrócić na plecy. Po krótkim oporze uległa. Nasze spojrzenia się spotkały.

– Dostałam dzisiaj list…

– I dlatego musisz jechać?  Co się dzieje? Powiedz! – wyrzucałem z siebie kolejne słowa, a serce drżało coraz wyraźniej.

– Sprawy rodzinne… – Jej oczy się zaszkliły. – Wybacz, ale nie chcę więcej mówić. Nie teraz.

Z trudem, ale przełknąłem tę gorzką odpowiedź.

– Rozumiem – skłamałem. – Mogę ci jakoś pomóc?

– Tak. Przytul mnie… Proszę.

***

        Pozostałe dwa dni pobytu Karoliny na obozie harcerskim nie obfitowały w wiele erotycznych uniesień. Ten czas poświeciliśmy raczej na spacery, dojrzałe rozmowy i szczere wyznania, nie zawsze łatwe.

        Ostatniego dnia, skutecznie ciągnięty za język, powiedziałem jej, że mnie pociąga, ale nie wiem, czy w dalszej perspektywie poczuję coś więcej. Ona zdradziła, że w niej coś drgnęło, ale z drugiej strony w moich oczach nie odnajduje tego, czego szuka u tego jedynego, któremu chciałaby się w pełni oddać.

– Chcę faceta, którego wzrok nie tylko mówi: chętnie cię przelecę skarbie, ale przede wszystkim: kocham cię kotku. Rozumiesz?

            Znów mnie świdrowała tymi swoimi zadziornymi oczkami.

– Rozumiem. I jestem pewien, że takiego chłopaka na pewno znajdziesz. Zasługujesz na to – ostatnie zdanie wypowiedziałem, patrząc już nie na nią, ale gdzieś przed siebie, oparty o naszą sosnę, w leśnej kryjówce, odliczając ostatnie godziny do przyjazdu jej taty.

– Jesteś naprawdę wyjątkowa. Żałuję, że musisz jechać. – mój głos wypełniał szczery smutek.

– To miłe. Też chętnie bym została, ale muszę wracać do domu.

– Wiem, wiem.

        Korciło mnie, żeby znów zapytać ją o przyczyny wyjazdu, ale ugryzłem się w język. Już wcześniej kilka razy próbowałem to od niej wyciągnąć, z marnym skutkiem, a każde podejście kończyło się coraz większym rozdrażnieniem dziewczyny. Nie chciałem sprawiać jej kolejnej przykrości.

        Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem w górę. Nad konarami drzew dostrzegłem białe chmury niemrawo sunące tu i ówdzie po błękitnym niebie, zalanym słońcem. Lubiłem ten widok, ale tym razem nie dodał mi otuchy.  Westchnąłem ciężko.

– Nie martw się, obóz się jeszcze nie kończy, a ja zostawiam cię pod dobrą opieką – Karolina  powiedziała to z pewną nutą żalu.

– Co masz na myśli? – odpowiedziałem zaskoczony.

Dostrzegłem na jej twarzy lekkie skrępowanie.

– To, co powiedziałam. Tyle tu troskliwych harcerek. Jakaś na pewno się tobą zajmie.

– Ta… na pewno.

– Nie bądź już taki skromny kocurze – Jej ręka powędrowała sprawnie na moje krocze.

– Kotek… – wymruczałem.

– No, no, no. Czuję, że raptus nie śpi.

– Co ja poradzę, że tak na niego działasz.

– Mhh… Naprawdę?

– Słowo harcerza! Poza tym coraz twardszy dowód masz pod ręką – uśmiechnąłem się do niej zalotnie.

– To pozwól, że zanim pojadę…  – Jej paluszki zwinnie rozpięły rozporek. – Jeszcze raz się nim troskliwie zajmę…

            Mój dziadek kiedyś wspominał, że dżentelmeni nie odmawiają prośbom grzesznych dam. Dlatego ochoczo pozwoliłem, aby jej dłoń zwinnie wyjęła penisa na światło dzienne, a słodkie usta objęły go czułą opieką.

        Kilka minut później, w rewanżu dopieściłem jej cipkę manualnie i oralnie, doprowadzając ją sprawnie do bram orgazmu, choć początkowo trochę się przed tym broniła.

        A potem leżeliśmy wtuleni, wsłuchując się w nostalgiczny śpiew ptaków i dyskretny szum drzew.

        I choć pewnie wówczas bardziej przypominałem ślepego kurczaka, któremu trafiło się przypadkiem pyszne ziarno, ja czułem się co najmniej jak Superman lub inne mega ciacho, zdolne do zaskakujących podbojów i wielkich czynów, ku chwale niewieścich ciał, a mym koronnym dowodem była ona  – spocona, spełniona, we mnie wtulona.

        Niestety nigdy więcej nie posmakowałem Karoliny. Z drugiej strony warto odnotować, że ona kilka lat później szczęśliwie znalazła to, czego szukała, choć droga do celu, nie zawsze była usłana różami.

        Ale to już zupełnie inna historia.

Ten tekst odnotował 30,089 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.96/10 (110 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (13)

+6
-3
Moja ocena zaniżyła średnią ale średnia już wynosiła prawie 10... opowiadanie jest bardzo dobre. Tak szczerze to zgrzytało mi trochę to wiązanie, ale ogólnie jest OK (a ostatnio dobre opowiadania erotyczne stały się rzadkością na stronie z opowiadaniami erotycznymi). Pisz dalej.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-1
Brawo. Świetnie napisane. Interesujące i wciągające.
Pozdrawiam i powodzenia.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+7
0
Opowiadanie napisane świetnie. Ostatnio rzadko się wypowiadam, ale Wakacyjny obóz harcerski przyciąga uwagę nie tylko wyjątkową tematyką, ale też lekkim piórem Autora, bo tekst czyta się - tu powrót do pierwszego zdania - świetnie.
Niestety zgodzę się z marudkiem, że scena w administracyjnym, mimo umiejętnie budowanego napięcia, jak dla mnie, zgrzyta i trochę nie pasuje do nastolatków. Jeśli byliby to dorośli opiekunowie, którzy już życie poznali i przyszła pora na małe fanaberie, eksperymenty i poszukiwania dreszczyku emocji, byłoby OK., wyszłoby genialnie, jednak przy impulsywnych małolatach, scena wyszła trochę naciągana. Mam świadomość, że każdy ma swoje fantazje, może młodziutka Karolina też, ale... Nie byłbym szczery z Autorem, gdybym nie dorzucił małego (zaznaczam - mikroskopijnie małego) kamyczka, co nie zmienia mojego zdania, że teks jest napisany świetnie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Brawo brawo i jeszcze raz brawo. Świetna kontynuacja, sposób w jaki budujesz napięcie zmusza do przeczytania tekstu jednym tchem. Oczywiście 10/10, chylę czoło. Mam nadzieję, że powstanie kontynuacja 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
W sumie mam mieszane uczucia wobec tego wiązania. Nie żeby mi przeszkadzało ale po pierwszym opowiadaniu zapowiadało się raczej na odkrywających świąt seksu nastolatków w całkiem podniecającej atmosferze harcerstwa i obozu letniego. I w sumie tego oczekiwałem w kolejnej części. Wiązanie nie podpasowało mi w tej historii, choć można je logicznie wyjaśnić iż Karolina nie chciała aby Seweryn zapędził się za bardzo i przejął kontrole nad sytuacją jak w części 1. W ten sposób to ona kontrolowała rozwój wypadków. Z drugiej strony w jedynce była bardziej uległa więc znów mi nie pasuje ten motyw wiązania. Myślę że czytelnikom bardziej przypadło by to do gustu na późniejszym etapie np. Ania wiąże Seweryna aby go ukarać, Sereryn podgląda kadrę która się tak zabawia, Marta wiąże Seweryna. Myślę że wtedy bardziej rozpaliłbyś swoich czytelników wplatając inne fantazje. Natomiast proszę, kontynuuj tematykę obozu harcerskiego bo mnie mega kręci, a twoje pióro jest jedno z lepszych na tym portalu. Z niecierpliwością czekam na 3 cześć i dalsze losy Seweryna i jego przygód. Czy Seweryn nakryje swoją miłość z tą szychą z hufca? Czy może przeżyje swój pierwszy raz z równie niedoświadczoną jak on Martą?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Fabuła wciąga.
Mnie wątek wiązania nie razi. Wręcz jest logiczny i chyba Karolina go wyjaśnia. Dla mnie chciała mieć kontrolę, bo bała się, że jak poniesie ich namiętność, a Seweryn będzie parł i nalegał na więcej, to ona może się nie oprzeć, a chciała przeżyć swój pierwszy raz z kimś kto ja kocha, nie tylko chce wydupczyć. A uczuć Seweryna nie była pewna. Stąd wiązanie.
Czekam na kontynuację.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
Genialne, jedno z najlepszych jakie miałem okazję przeczytać
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Dziękuję za pochlebne komentarze. Bardzo budujące. Super się to czyta. Nawet nie wiecie, jak super.

Jestem bardzo zaskoczony, jak skrajne oceny wywołał temat wiązania, jaki pojawił się w opowiadaniu. Spodziewałem się, że coś będzie czytelnikom zgrzytało, ale zupełnie w innym miejscu. A tu taka niespodzianka.

Każdą opinię szanuję i w sumie cieszę się, że są rozbieżności w odbiorze, bo to tylko pokazuje, jak się różnimy w tym co nam zgrzyta, a co akurat trafia w punkt. I to bardzo dobrze.

Dlaczego mi wiązanie nie zgrzytało? Odpowiem z lekkim przymrużeniem oka…

Opowiadanie autora to wspomnienie, a autor zapamiętał wiązanie, to o nim pisze… Nadto w harcerstwie (przynajmniej, które pamięta autor) obcowanie z linami i sztuka wiązania węzłów to była oczywista oczywistość. Może dlatego wiązanie wyszło jakoś tak naturalnie… A na koniec - Seweryn to niewyżyty zwierz i Karolina dobrze go wyczuła 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Kaktus przyjął to pewnie na chłodno, ale


Cieszyłem się, że Ania oprócz dobrej lektury, też zazna dziś trochę pikantnej słodyczy



Tekst o kaktusie genialny! A inne fragmenty też niczego sobie. Brawo.

Tylko ten/ta żołądź jakiś/jakaś taki/taka transformatorski/a - raz pan żołądź, raz pani - nie może się biedny/a zdecydować, z którą płcią gramatyczną zostać. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Rozejrzałem się dookoła. Choć w namiocie stały dwa długie stoły, sporo stołków i pieńków, służących za siedziska, a po kątach zalegało mnóstwo sprzętu, to w namiocie było jeszcze zaskakująco sporo wolnej przestrzeni.


„w namiocie”, „w namiocie” – może zamiast drugiego napisać „tam”?
Opowiadanie dobre, ale znacznie lepiej czytało mi się pierwszą część. Chyba to wiązanie lekko zgrzyta, ale nie zamierzam dyskutować ze wspomnieniami 😉
Myślę, że ciekawym eksperymentem byłoby przedstawienie tej historii z perspektywy Ani – w paru fragmentach można to ładnie połączyć…:

Reszta mojego zastępu jeszcze smacznie spała, z wyjątkiem Szefowej, której nie było już w namiocie.


– co robiła?

Zanim Szefowa znów znikła za połą namiotu, rzuciła mi przelotne spojrzenie. Nie było w nim złości, a raczej pewna nuta rozbawienia.


W nocy wymykasz się po lodzika?


Z satysfakcją odnotowałem, że odprowadzała mnie wzrokiem.


I moje ulubione niekontynuowane:

W tym momencie usłyszałem jakiś szelest, dochodzący od strony wejścia do namiotu.

Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
I to już koniec? Nie będzie trzeciej częsci?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zenon żyjesz?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Cześć Wam po dłuższej przerwie. Odpowiadając na pytania ze wcześniejszych komentarzy:
1. Żyję, ale co to za życie 🙂. A tak na poważnie, to wszystko u mnie okey, ale byłem potwornie zapracowany.
2. Będzie kontynuacja. Zdradzę, że trzecia część jest już napisana, ale wymaga solidnej korekty. Nie wiem kiedy znajdę na nią czas. Nie chcę składać żadnych pustych deklaracji, bo z czasem wolnym u mnie trochę krucho. Trzymajcie kciuki. Nie zaszkodzi.
Pozdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.