Robert (III)
5 lutego 2023
Robert
Szacowany czas lektury: 9 min
Następny tydzień minął w miarę spokojnie i zacząłem mieć nadzieję, że sytuacja się uspokoi. Niestety, wieczorem w piątek oznajmiła mi, że Sławek zaprosił nas na wycieczkę do jego domku nad jezioro.
Wszystkich… również mnie i dzieci.
Chłopaki oczywiście oszaleli, bo Sławek, to przecież ich ulubiony wujek, a mnie aż zabolało serce, gdyż nie miałem pojęcia, co kombinują?
I ta niepewność, pomieszana ze strachem, dosłownie, paraliżowała mnie z godziny na godzinę.
A do tego, jak zwykle, sam musiałem ubrać dzieci, bo ona tylko się stroiła.
Za to gdy ten przyjechał, to wszedł do domu i jak nic…
– Wszystko gra?
– Oczywiście.
Wtedy… otworzyły się drzwi i moja wyszła ubrana w satynową wiśniową sukienkę do kolan, z perłami na szyi i w szpilkach, tak emanując seksem, że Sławek aż jęknął.
Oczywiście zauważyłem brak stanika, bo jej dość duże piersi mocno się kołysały, a stojące brodawki mówiły wszystko.
No i oczywiście zrozumiałem, że ona nie jedzie na żadną wycieczkę do lasu, tylko na seks i to bez dwóch zdań.
– Zajebiście wyglądasz…
– Wiem.
Na dodatek, gdy przeszła obok niego, to trzasnął ją w tyłek, ale ona nie zareagowała, tylko jeszcze bardziej nim zakręciła.
Oczywiście, my z dziećmi do tyłu, a oni, jakby… w ogóle nas nie było, bo rozmawiali tylko ze sobą, a na dodatek, cały czas się dotykali.
A ja, patrzyłem na idealny obraz zakochanych w sobie ludzi i zastanawiałem się, dlaczego my tak nigdy nie robiliśmy?
A może… to jednak… moja wina, bo za mało okazywałem jej uczuć?
I wtedy zrobiło mi się smutno, bo zrozumiałem, że być może coś nam w życiu umknęło bezpowrotnie i nie będę już w stanie tego naprawić?
A na dodatek… to coś… właśnie dostawała od niego.
Zresztą… widziałem jej uśmiech i spojrzenia, a do tego była tak swobodna i radosna, jakby nasze małżeństwo w ogóle nie istniało.
Czyżbym, naprawdę był aż tak ślepy?
A może… zbyt pełen wiary, że zawsze będzie dobrze?
Jechaliśmy, a oni byli tak szczęśliwi, że w pewnym momencie nawet przysunęła się do niego i… się pocałowali.
A ja dostałem następne uderzenie w głowę, bo mój najmłodszy synek cichutko, jakby do siebie, powiedział…
– A mamusia całuje się z wujkiem…
I nikt tego nie usłyszał, tylko ja, czyli… nadal nikt.
Dojechaliśmy.
Dzieciaki od razu pobiegły do wody, a ja wtedy zrozumiałem, że mam być zwykłą opiekunką, bo oni zaczęli iść w stronę lasu.
– My idziemy się trochę przejść… a ty pilnuj dzieci, szczególnie nad wodą.
Czyli… już się zaczęło.
Smutnym wzrokiem odprowadziłem, ich patrząc, jak moje szczęście oddala się z obcym facetem, by już w chwilę później zwariować. Bo… dosłownie, po kilkunastu metrach, jednym ruchem zdjęła sukienkę i stanęła naga, w samych pończochach.
A potem przytuliła się do niego i pocałowała go bardzo namiętnie.
A ja, co… zobaczyłem?
Zdradzającą mnie żonę?
Nie… ja widziałem tylko jej cudownie idealne ciało.
Jej duże piersi, pełne biodra i wspaniałe mocne nogi, które zawsze mnie fascynowały.
I choć, po dwóch ciążach, kilka kilogramów jej zostało, to przy jej dość wysokim wzroście, dodawały tylko urody.
Jakże ona była kobieca!
Wenus, po prostu piękność.
Gdy skończyli się całować, to Sławek coś jej powiedział i spojrzała w moją stronę.
I nie wiedziałem, czy chodzi o to, aby zobaczyć, co robię, czy, abym właśnie zobaczył, co oni będą robić?
Szybko jednak zrozumiałem, bo rozpiął spodnie, a ona klęknęła i wzięła mu do buzi.
Czyli… sprawdzali, czy patrzę…?
A ja… patrzyłem…
Na to, o co sam ją prosiłem… na realizację moich marzeń.
Tylko że wyobrażać to sobie, a widzieć na żywo, to zupełnie coś innego.
Szybko zerknąłem na dzieci, ale spokojnie bawiły się w piasku, więc wróciłem do nich…
A widok był obłędny…
I niestety, ale walnęło mną takie podniecenie, że wyciągnąłem i zacząłem… to robić.
Co prawda, na chwilę przyszła mała zazdrość, bo mi zawsze robiła to… tak jakoś nijako, a jemu brała i się starała, ale to było nic, bo sam fakt tego widoku był niesamowity.
I to taki, że gdy Sławek zaczął strzelać, to zrobiłem to samo.
Tylko że mi… jak zboczeńcowi poleciało na piasek, a jemu w usta mojej żony.
Oczywiście od razu zacząłem w duchu przeklinać swoje poniżenie, ale zarazem dziękowałem losowi, że w końcu pozwolił mi doświadczyć tego wspaniałego widoku i uczucia.
Bo zawsze tego pragnąłem… widzieć ukochaną, gdy bierze obcemu do buzi.
I nawet byłem dumny, że taka piękna kobieta, a zrobiła to bez oporu.
Tylko że gdy wrócili i spojrzałem na nią, to zobaczyłem taką dumę w jej oczach, że zdałem sobie sprawę, iż tak naprawdę… zrobiła to po to, aby… mnie upokorzyć.
A przy okazji… naszą miłość i wspólne życie.
I na dodatek, była z tego zadowolona.
A ja zachodziłem w głowę… jak można rodzinę i dzieci tak nagle odstawić?
Przecież są rzeczy ważniejsze niż chwilowa przyjemność, czy nawet najpiękniejszy seks.
– To, co, opalamy się – zapytała moja?
– Oczywiście – odparł Sławek.
– To ja idę się przebrać.
I poszła do domku, a on rozebrał się przy mnie.
I wtedy… dotarła do mnie następna prawda.
Otóż Sławek był dużo lepiej zbudowany ode mnie, był wyższy i o kilkanaście kilogramów cięższy.
A ja, no cóż…?
Ważyłem 73 kg przy wzroście 180, więc zawsze wyglądałem chudo, a że nigdy nie ćwiczyłem, to i nie było, czego oglądać.
I to do tego stopnia, że gdy wychodziłem do ogrodu bez koszulki, to moja wielokrotnie wołała, abym uważał na bezdomne psy.
Tylko że wtedy… śmieliśmy się z tego, a może… był w tym inny sens?
I ciekawe, czy to również było powodem jej odejścia?
Ale patrząc na Sławka, podejrzewałem, że tak.
Co prawda, nie był idealny, bo brzuszek mu odstawał, ale w porównaniu do mnie… to wyglądał normalnie, jak heros.
I wtedy… wyszła… tylko w dolnej części stroju, bez stanika.
O cholera.
I niby, było to następne moje pragnienie, ale… jakby było tego już za dużo.
– Co za piękny widok kochanie – powiedział Sławek.
Kochanie?
Przecież to jest Moja żona!!!
– No właśnie… kochanie – również dodałem.
– Daruj sobie – syknęła – nasmarujesz mnie Sławku?
– Z przyjemnością.
I powiem tak… widok, gdy smarował olejkiem jej piersi, a potem uda i pośladki… był naprawdę przyjemnym widokiem.
Dla niego, ale i również dla mnie.
A gdy mała plamka wilgoci pojawiła się na jej jasnych majteczkach i brodawki powiedziały swoje, to znowu mi stanął.
Ale odwróciłem się, ze wstydu, do dzieci.
Po dziesięciu minutach wstał i powiedział, że idzie do wody.
I popłynął na środek jeziora, a mnie znowu zakuło, bo nigdy nie nauczyłem się pływać i moja o tym wiedziała.
Czyli… jednak byłem cieniasem, a do tego chudym i pewnie marną pierdołą.
Co prawda nigdy nie użalałem się nad sobą, ale wtedy po prostu rozumiałem, że takie były fakty.
A do tego, gdy wyszedł z wody, to naprawdę wyglądał jak Apollo, bo mięśnie miał tak napompowane, że aż biła z nich siła.
Moja natychmiast się zerwała i zaczęła go wycierać, a gdy dojechała do bioder, to powiedziała na głos…
– Weź mnie, bo nie mogę już wytrzymać…
A on bez słowa klepnął ją w pośladek i powiedział…
– Zawsze i wszędzie.
O Boże…
Zwyczajnie powinienem szaleć z rozkoszy, bo znowu spełniało się marzenie, ale… poczułem… jakbym drugi raz oberwał od niego w gębę.
I tak jak wtedy, zostałem sam z dziećmi… bez słowa, bez zgody, bez niczego.
Oczywiście celowo nie zamknęli drzwi, więc niedługo byłem świadkiem jej pierwszego, drugiego i trzeciego orgazmu, bo krzyczała, abym tylko usłyszał.
I choć było cudownie, bo stanął mi jeszcze raz, to zacząłem go ignorować, gdyż zrozumiałem, że to dzieci będą dla mnie jedynym szczęściem i radością, a nie ona.
I, że to ich miłość, będzie musiała mi wystarczyć.
Po jakimś czasie zmęczone wtuliły się we mnie i pozasypiały, a ja siedziałem i zastanawiałem się nad życiem, oraz nad tym, jak sam, na własną prośbę, je spieprzyłem.
Wtedy z zarośli wyszedł jakiś człowiek, niosąc ryby.
– Jest Sławek?
– Jest, ale zajęty.
– A czym?
– Jakby tu panu powiedzieć, a co tam… właśnie zabawia się z moją żoną.
– A tobie biedaku tylko dzieci zostały?
– Tak… na całe szczęście, w tym nieszczęściu.
– Nie martw się, wiele już dziewczyn tu było, więc i ona mu się znudzi.
– Tak pan myśli?
– Znam go, chociaż mężatkę przy mężu, to brzydko.
– No właśnie.
– Oj widzę, że robi się coraz gorszy, ale powiem ci dzieciaku… los jest nierychliwy, ale zawsze sprawiedliwy.
– Akurat.
– Nie martw się, miałem podobną sytuację z moją, gdy poszła za majątkiem do młynarza.
– I co?
– Pokochałem łowienie ryb i dzięki temu nie zwariowałem.
– Ja jestem, blisko… ale na szczęście mam dzieci.
–Dzieci to za mało, bo szybko dorastają, więc też musisz znaleźć sobie coś, co pochłonie cię bez reszty i dopiero wtedy, oderwiesz się od kłopotów.
– Jakoś ciężko to widzę…
– Powiem ci prawdę o życiu… baby nie są w życiu najważniejsze, bo są głupie i nie warto, za tymi, co odchodzą, nawet czekać.
– Ale ja ją kocham.
– Nie chcę cię martwić, ale będzie tylko gorzej.
– To, co mam zrobić?
– Zwyczajnie żyj, jak i ja żyłem, a potem się śmiej.
– Z czego?
– Jej facet umarł dziesięć lat temu, a młyn już dawno zbankrutował i teraz jest sama jak palec, bo dzieci zachodzą tylko do mnie, więc… słyszysz ironię losu?
Uśmiechnąłem się…
–Widzisz, tak trzymaj… pójdę, bo chyba się nie doczekam.
I poszedł, a ja zostałem i słuchałem, jak Sławek wali moją od tyłu, bo był tylko plask i plask, a potem mocno się zdziwiłem, gdy usłyszałem…
– Tylko wszystko połknij suko…
O…!!!
Pełna kultura z jego strony… przed chwilą kochanie, a teraz suko…
Zacząłem się śmiać, bo ja nigdy nie odezwałbym się tak do niej, ale… sama chciała.
Zajebisty kochanek, naprawdę zajebisty…
Potem była cisza i zastanawiałem się, co robią, ale w końcu wyszli, a on rzucił mi kluczyki.
– Jestem po trzech piwach, więc poprowadzisz.
Też jak do psa, ale może to i dobrze, bo z pijakiem się nie jeździ.
Zebraliśmy się i po kilku kilometrach… po raz trzeci, coś zrozumiałem.
Otóż… jego dwuletni mercedes prowadził się dużo lepiej niż moje dziesięcioletnie Audi.
Co prawda, jego ojciec miał dużą stolarnię i naprawdę byli bogaci, ale ja nigdy nie byłem o to zazdrosny, a tym bardziej o samochód.
Tylko że mojej musiało to zaimponować i dlatego nazwała mnie biedakiem.
Ale przecież fakt, że ktoś jest bogatszy, nie powinien mieć żadnego znaczenia w przyjaźni, bo to nie pieniądze określają, jakim jest się człowiekiem, tylko jego uczynki.
No właśnie… mówię o słowach, które powinny istnieć, czyli przyjaźń i uczciwość,
ale najwidoczniej… dla nich to były obce słowa.
Po dojechaniu do domu, o dziwo, nie było żadnego i pocałunku, a ona poszła od razu spać.
A ja… zostałem jak zawsze sam z dziećmi, ale i z małą radością, bo najwidoczniej… coś im nie wyszło.
Zapraszam do sklepu wiernoscwniewiernosci.pl