RealDoll. Epizod (VI)
7 marca 2024
RealDoll
Szacowany czas lektury: 22 min
Oto jedna z historyjek, które składają się na cykl RealDoll. Acz fabułą się zazębiają, każda może być traktowana jako oddzielna całość. Kolejność publikacji i oznaczenia w tytułach niekoniecznie odpowiadają chronologii wydarzeń.
Profesor David M. Rosendale usiadł ze swoją kawą na ławce w kampusie. To była jego ulubiona ławeczka. Miał z niej widok na główne budynki UT SMC, teksaskiej uczelni biomedycznej. Nikomu się nie przyznawał, że siedząc tu, marzy o tym, że, gdy odejdzie na emeryturę, wdzięczna uczelnia postawi w tym miejscu pomnik: on, profesor D.M. Rosendale, siedzący na ławeczce. Z brązu; w skromnej skali 1:1.
Wszyscy w Wydziale wiedzieli, że w tej szczególnej chwili nie należy mu przeszkadzać w samotności i omijali go szerokim łukiem.
Ale nie dziś.
– Dzień dobry, profesorze – odezwał się doń mężczyzna, który właśnie się dosiadł. Był w podobnym do profesora szarym garniturze, ale oczy krył pod lustrzanymi ray-banami. W ręce ściskał zabytkowy, drukowany tomik Pratchetta. Od ośmiu lat nie ma papierowych książek.
– Dzień dobry.
– Ładny dzień, prawda? – kontynuował nieznajomy, otworzywszy trzymany wolumin. Przechylił go tak, by profesor mógł dojrzeć, na co sąsiad chce zwrócić jego uwagę. Okładka maskowała etui z metalową odznaką FBI i legitymacją.
„SPECIAL AGENT Robert Raskin” – przeczytał Rosendale.
– Chyba nie pogodzie zawdzięczam to spotkanie? – burknął niezadowolony. I z powodu nieposzanowania jego relaksu, i z racji lewicowych poglądów, które pracowników FBI sytuowały gdzieś między gorylami a faszystami. Zwłaszcza ciemnoskórych.
– Jestem pod wrażeniem pańskiej wnikliwości – zakpił agent. – Ale odtąd już bądźmy poważni. Kojarzy pan rosyjską biolożkę, która z pana dużym poparciem dostała wizę naukową i współpracuje z panem nad skanowaniem mózgu i przeszczepami osobowości?
– Jekaterina Palcewa? – W głosie profesora zabrzmiał niepokój.
Agent z twarzą bez grymasu milczał przez chwilę.
– Może. Bo widzi pan, profesorze Rosendale, to jedno z kilku jej nazwisk. Okazała się rosyjskim szpiegiem i została aresztowana.
– Nie wierzę!
– Niestety! Rozmawiam z panem, by nie wszczynał pan alarmu na uczelni. „Wyjechała do Rosji”; taką wersję jej nieobecności proszę podawać.
– I już nie będę z nią mógł… pracować? To niemożliwe! – wyrzucił profesor z groteskową emfazą. Upuścił kubek z resztą kawy i dłońmi zasłonił twarz. W ostatniej chwili wykrztusił „pracować”, choć miał na myśli zupełnie inny rodzaj wspólnej działalności, której początek stanął mu teraz przed oczami.
[On]
Już trzeciego dnia konferencji zaproponowałem Katii posadę adiunkta w moim zespole. Zaofiarowałem się, że załatwię wizę naukową E1. To było odważne zobowiązanie, bo bez zgody i zatwierdzenia przez Zarząd UT SMC nie dotrzymałbym go. Odpowiedziała, że też musi złożyć podanie w konsulacie Rosji, więc jeśli nawet, sprawa zajmie kilka tygodni. Ale bardzo chce ze mną pracować – dodała. Żeby nie musiała wyjeżdżać za trzy dni, bo jej wiza służbowa B1 wygasała w sobotę, razem wypełnialiśmy podanie o jej przedłużenie.
– Nie wiem, jak to będzie – stwierdziła, wygiąwszy smutnie usteczka. Była rozkoszna w tych swoich minkach! Gdy tylko je robiła, z trudem utrzymywałem się w granicach dobrych manier. – Uniwersytet Moskiewski dał nam z profesorem Tołkunowem delegację do niedzieli.
Popatrzyła na mnie i zarumieniła się. Dobrze to rozumiałem; wstydzi się za swoją uczelnię. Ja nie mam wyznaczonych terminów ani kosztów; u nas rozliczenie następuje po powrocie i wszystko zatwierdza administracja pod dyktando Rady Wydziału, czyli w zasadzie bez ograniczeń.
– Proszę się nie bać, Miss Jekaterino. Na tym formularzu zobowiążę się do pokrycia pani kosztów pobytu – uspokoiłem ją. Bez takiego oświadczenia system wizowy i tak nie przyjąłby wniosku.
– Naprawdę!? – ucieszyła się. – Ale dlaczego wciąż „Miss Jekaterino”? Od szkoły nikt tak mnie nie nazywa! Proszę mi mówić „Kate”.
[Ona]
Wymyśliłam, że „Kate” będzie lepsze niż „Katia”. Skojarzenia z Rosją, wrogim krajem, należy omijać. Było to elementem szkolenia w temacie „Maskowanie”.
[On]
No nareszcie! Kolacja ze śniadaniem się przybliżyła.
– David – odpowiedziałem z delikatnym uśmiechem.
[Ona]
Łyknął!
[On]
Przedłużenie wizy B1 przyszło w piątek. Na szczęście przed południem, bo inaczej nie wiedziałbym, czy brać Kate do Dallas, czy nie. A tak, to zaprosiłem ją na lunch, by to uczcić.
Przyszła rozradowana jak nigdy. Wręcz promieniała.
– Nasz Urząd Migracyjny wyraził zgodę! Kamień z serca! Nie masz pojęcia, jak oni długo rozpatrują podania, a tu dwa dni i proszę! O, migracyjny źle ci się kojarzy? U nas, w Rosji, ten urząd wydaje zgodę na wszystkie przemieszczenia, i za granicę, i wewnątrz Federacji. To nie ma nic wspólnego z waszym prawem migracyjnym. Nie bój się, nie zamierzam osiąść w USA na stałe.
Szkoda – pomyślałem.
[Ona]
Mam nadzieję, że on się nie kapnie, a ci z FBI nie będą ryć jak krety, bo zrozumieliby, że w dwa dni Urząd Migracyjny nie zadziałałby w żadnym trybie. Doszliby wtedy do Nadii, mojej prowadzącej, która na pewno tkwiła w centrali co najmniej 48 godzin bez przerwy, i do operatora sieci informatycznej, który wyłapał podanie, gdy tylko nadeszło. Nie do Urzędu, ale do konsulatu w San Francisco. A potem ręcznie je przepchnął do Urzędu i na terminal Nadii. I zgodę – przez konsulat do mnie.
No to teraz profesorek musi mnie do siebie zaprosić. Od wczoraj wieczór znam jego plan, ale jak go przedstawi? Ciekawe… Czy hormony jeszcze buzują w nim na tyle, by przebić skorupę prezbiteriańskiego wychowania? Obym znowu nie musiała go naprowadzić!
[On]
– Jutro o 12:40 lecimy do Dallas – oświadczyłem. – Już zabukowałem bilety. Przyjadę po ciebie o 10:00, bo musimy dojechać na SFO, a potem jeszcze samochód zwrócić do wypożyczalni.
– OK, będę czekać w holu.
– Po co w holu. Zostań w pokoju, pomogę ci znieść walizkę.
Odwróciła wzrok.
– Mieliśmy z profesorem Tołkunowem pokoje rezerwowane do dzisiaj. Już je zwolniliśmy, a bagaże mamy w recepcji. Nasz lot powrotny do Moskwy startuje o 20:10.
– To gdzie będziesz spać!?
Nie odpowiedziała, za to wykwitł jej rumieniec. Ach jak mi się podobała! Chyba nie miałem dotąd kochanki z taką klasą! Los mi pomógł? Niekoniecznie. O tym jej hotelu wiedziałem od wczoraj. Z szefem recepcji – dawszy mu 500 $ – uzgodniłem, że ma twierdzić: „nie ma wolnych pokoi”. To samo w moim Kissel Uptown, tyle że tu nie musiałem płacić – w końcu mam w Hyatcie kartę stałego klienta i jakieś przywileje.
Postanowiłem być domyślny:
– Nie masz! Nic wielkiego, w moim Kissel Uptown znajdą ci jakiś pokój. Mam nadzieję.
Jak podjechaliśmy wieczorem do Hyatta, wolnego pokoju „nie było”.
– Nie ma sprawy. Przenocujesz w moim, a ja sobie jakoś poradzę. – To był krytyczny moment mego planu, bo mogła się obrazić albo przejrzeć moją intrygę. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
[Ona]
No nareszcie! Już myślałam, że nigdy się nie zdecyduje. Gdybym przejęła inicjatywę, mógłby doszukiwać się premedytacji. GRU wprawdzie kazało recepcjoniście trzymać dla mnie pokój w rezerwie, ale gdybym z niego musiała skorzystać, ktoś mógłby pytać, skąd miałam na to dolary. O tym, że profesorek był tam wczoraj i zapłacił kierownikowi recepcji, wiedziałam, gdy tylko wyszedł, ale niech bałwan myśli, że złapał naiwną!…
Ale, ale! Co on robi!? Będzie spał na fotelu??? Zgeił się? No nie, jego niedoczekanie!
[On]
I tak oto spała w moim pokoju hotelowym w Oakland. Łóżko było potężne, dwuosobowe, ale jedno. Szarmancko zacząłem się mościć w fotelu.
Widziałem, że nie wie, co ma zrobić, ale w końcu usłyszałem:
– Davidzie, to byłoby doprawdy nieprzyzwoite z mojej strony, gdybym ja rozwalała się na dwuosobowym posłaniu, a ty kurczyłbyś się w fotelu. Łóżko jest olbrzymie, zmieścimy się razem.
Na to właśnie czekałem. Po krótkim krygowaniu się, dołączyłem do niej.
Okryliśmy się kołdrą i z całych sił powstrzymywałem się, by nie przybliżyć się do niej z nabrzmiałym członkiem. Widziałem, że kładła się w półprzeźroczystej koszulce, co samo w sobie dawało jakąś nadzieję. Aby być gotowym na najlepsze, cichcem zdjąłem spodnie od piżamy. Czekałem na jakąś inicjatywę z jej strony. Delia już dawno dałaby do zrozumienia, czego chce, ale Kate była nieśmiała albo mniej wyzwolona. Czeka na moją inicjatywę? Co mam robić?
[Ona]
Na co ten głupek czeka? Co za jołop! Ma w swoim łóżku najładniejszą kobietę, jaką widział, nagą, naiwną, i NIC? Za co zapłacił te pięć stów? Żeby obejrzeć mnie w dezabilu? Ci Amerykanie chyba wymrą jak pandy z braku popędu płciowego! Mam mu jakieś porno puścić? Nawet nie dał poznać, że mu stoi! I co tu zrobić? Ja mam go zgwałcić? Toż to męskie zadanie!…
Dobrze, że choć położył się obok.
No ale coś muszę wymyślić… Myśl, Wieroczka, myśl… Czego cię uczyli…? Środki techniczne i farmaceutyczne na libido – nie mam… Wizualne – nie… Gdybym teraz mu striptiz odstawiła jak Waśce, toby chyba uciekł! Jakaś opowieść… à la Szeherezada? Odpada, mam być naiwna i senna… O! Senna! Już wiem.
[On]
Wkrótce poczułem, jak oddycha równo, tak jak to robią ludzie we śnie. Trudno.
Jednak wciąż nie mogłem zasnąć. Przez głowę przelatywały mi brudne myśli. Wyobrażałem sobie Kate nago, dorabiałem sobie historie, jak przybliża się pod kołdrą, dotyka mnie, przytula, jak zdejmuje z siebie koszulkę, jak rozpina mi piżamę, by później zsunąć ją z mego torsu. Mój członek był w ciągłej – rzekłbym, w coraz większej – erekcji, a gorące sceny przelatywały przez mą jaźń jak kadry filmu. Oto jej piersi falują, gdy siada na mnie i obejmuje mnie nogami. Jej ręce wspierają się o moje barki, a pochwa szuka wypełnienia. Znajduje je, bo prąciem czuję śliską wilgoć jej wnętrza. Obciskuje mnie, a ja nie mogę się powstrzymać i rozpoczynam ruchy frykcyjne. Odpowiada pupą, gdy równocześnie ręce przesuwa na moje sutki, i później – wyprostowawszy się, co zapewniło mi niesamowite doznania górnej krawędzi żołędzi i rowka podżołędnego – ujeżdża. Jej pochwa jest niesamowita! Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem – wsysa mnie i wypluwa, wsysa i wypluwa, a wszystko to w niespotykanej harmonii ze mną, z moimi odczuciami, z pragnieniami i z marzeniami sennymi. Nigdy sen i ułuda nie zdawały mi się tak bliskie rzeczywistości przez siłę doznań, a zarazem tak dalekie przez irrealną iluzję doskonałego aktu seksualnego. Moje dłonie usiłowały objąć jej pośladki i odtąd sam nie wiedziałem, co podnieca mnie bardziej, bo z jednej strony członek był jej domeną, a z drugiej – rękoma wyczuwałem miękkie krągłości i macałem krzywizny, które mogłyby zachwycić nie tylko biologa, ale i geometrę, i matematyka. W jednym momencie zrozumiałem zachwyt astronomów obserwujących ciała niebieskie; ja miałem nad nimi przewagę – nie obserwowałem niebieskich, a macałem zmysłowe; ręce przesuwałem, badając strukturę jej bioder nade mną, na mnie, i znajdowałem ideał, zgłębiając go umysłem i członkiem.
Ruchy przyspieszały zgodnie z moimi wizjami, członek zaczynał swędzić w przedsmaku ejakulacji, gdy Kate docisnęła się do mnie, a jej wnętrze zaczęło pulsować. Nie wytrzymałem i strzyknąłem nasieniem; raz, drugi, trzeci…
Przy trzecim oprzytomniałem. Jak wytłumaczę, że poważny mężczyzna zmoczył się w łóżku? Ostatni raz senny wytrysk miałem jako dwudziestolatek! Ale… czuję przecież JĄ!!! Czuję ciało kobiety! Nadal mnie dosiada, wciąż ujeżdża, jej pochwa cały czas pulsuje, wysysa ze mnie spermę, a usta krzyczą głośnym jękiem spełnienia!
To nie senna mara, to rzeczywistość!
Rozkoszowałem się tym nowym aspektem nocnej przygody.
[Ona]
Obudził się wreszcie na dobre? Pewnie już dawno, tylko udaje. Dobra, będzie łatwiej się wytłumaczyć z tego gwałtu, nie wychodząc z roli. Spermy niemało, ale utrzymam, żeby całej nocy nie leżeć na mokrym prześcieradle. No to na zakończenie pomacham mu trochę cycami, niech się cieszy! Pytanie, czy mam podnieść powieki. Seksomnicy mają oczy otwarte, bo jakże inaczej złapaliby babę i zgwałcili na ulicy, co się zdarza, ale on chyba o tym nie wie. Cholera! Jest biologiem – może wie? A jak nie? Lepiej nie otwierać, mniejsze ryzyko.
[On]
Mdłe światło sączące się z miasta przez szpary wokół zasłon ukazało, ze wciąż tańcząca nade mną kobieta wypełniona moim członkiem ma piersi godne seksawatarów AI. Jej pełne usta rozchylały się w przeżywaniu rozkoszy, a oczy miała zamknięte w ekstazie. W pamięci przelatywały mi obrazy innych moich kochanek, ale żadna nie mogła się z nią równać. Delia miała wprawdzie pełniejsze usta, Colette zachwycała fryzurą, Daisy uwodziła dziewczęcą wstydliwością, ale czy któraś mogła konkurować z Kate w zakresie całości piękna, seksu, mądrości i charakteru? Zdecydowanie nie!
[Ona]
No dobra, towarzyszu Rosendale! Kończymy ten teatrzyk. Jak długo można zaciskać pochwę! Wprawdzie Lin Qizao umiała trzy godziny, a ja ponad trzy kwadranse, ale dla ciebie nie będę się męczyć.
[On]
Minęła minuta, gdy Kate, wydawszy ostatni jęk, opadła piersiami na mnie. Przez tę chwilę bezwładu mogłem czuć twardość jej sutków na mojej skórze. Niebawem sturlała się ze mnie na swoją połowę materaca i już po chwili oddychała miarowo, sennie.
Bez słowa.
Byłem zdezorientowany, ale zachwycony.
[Ona]
I co? Nie zaciekawił się, co to się porobiło? Może domyślił się tej seksomni? Jeśli nie, to lepiej. Chyba mogę mieć nadzieje na spokojną noc… Takie pierniki jak on, po seksie i spektaklu, jaki odstawiłam, powinny spać jak zabite.
A jeśli wziął viagrę? Od początku miał twardego… E tam! Najwyżej mnie obudzi. Co wtedy? Hmmm… Coś wymyślę.
Rano ocknęłam się kwadrans przed nim. Nie potrzebuję do tego zegarka; wystarcza odbyte przeszkolenie. Udając sen, czekałam, aż się obudzi. W końcu się doczekałam.
[On]
Rano obudziłem się tuż przed nią. Usiadłem na brzegu łóżka, zapiąłem górę piżamy, odszukałem dół i włożyłem. W tym momencie za sobą usłyszałem stłumiony okrzyk. Obejrzałem się. Siedziała naga i ręką zasłaniała usta.
– Czy…?
Uśmiechałem się do niej radośnie.
– Dzień dobry.
– Powiedz! – wyrzuciła ekspresyjnie. – Powiedz, czy napastowałam cię w nocy?!
– Nie nazwałbym tego napastowaniem. Spełniłaś moje marzenia.
– Och! Wybacz! Powinnam uprzedzić, że cierpię na seksomnię. Nie wiem, co robię przez sen! To poza mną, naprawdę! Mój Boże, co ty sobie o mnie teraz myślisz!
Zasłoniła twarz rękami.
[Ona]
Czy nie przesadziłam? Spojrzałam przez palce, ale kupił to! Brawo ja!
[On]
– Myślę, że było wspaniale. Szkoda, że ty nic nie pamiętasz. Wyglądałaś na zadowoloną.
– Nie pamiętam, ale moje ciało pamięta – wyjaśniła. – Dawno nie byłam tak odprężona.
– W takim razie może powtórzymy?
– Nie dziś. – Zerwała się w pąsach i zaczęła ubierać. – Zjadłabym coś, bo w samolotach porcje są niewielkie, a po seksie czuję głód. Ale… – uśmiechnęła się filuternie – …jeśli nie czujesz się zgwałcony ani wykorzystany, to… Może w Dallas? Ale już na jawie.
[Ona]
Muszę go utrzymać w tym sztubackim otumanieniu! Od tego zależy powodzenie zadania. Minki, rumieńce itp. nic nie kosztują, a je lubi. Jednak dawać będę mu rzadko; niech mnie zdobywa. W końcu nie dał mi dotąd żadnej przyjemności i pewnie nie da. Ale kto wie? Może zaryczy w nim lew? Spróbuję go w nim obudzić, bo nie lubię nudy, a już na pewno nie w łóżku.
– Wiem, co pana z nią łączy, profesorze – upewnił Rosendale’a agent Raskin. – Proszę mi wierzyć, że z jej strony była to tylko gra szpiegowska. Ona nigdy nic do pana nie czuła, a wszystko, co pan profesor czuje do niej, to zaplanowany efekt tej gry.
Profesor Rosendale próbował zebrać myśli. Jego ukochana Kate udawała? Cały czas?… A gdyby nawet, to co? Ognie namiętności palą go jak nigdy dotąd, przeżywa drugą młodość, czuje żar miłości, i… koniec? Jak poradzi sobie bez niej? „Wymyśl coś. Jakiś argument, jakiś sposób… Przecież to nie może się tak skończyć!” – dopingował swój umysł.
I umysł podpowiedział rozwiązanie.
– Jak Agencji wiadomo, w moim Wydziale Inżynierii Biomedycznej zajmuję się skanowaniem mózgu. Nie jesteście ciekawi, co ta agentka w nim ma?
Grał va banque. Nie umie poznać zawartości mózgu. Na obecnym etapie zaledwie identyfikowane są elementy skanu odpowiedzialne za pewne typy działalności. Fragmenty te rozpoznawane są zgrubnie, znane dotyczą: mowy, sterowania motoryką, odczuć podstawowych, jak ból, zimno i głód; popędów, jak agresja i libido, uczuć wyższych; natomiast prace nad innymi trwają. Inaczej mówiąc – ani on, ani prawdopodobnie nikt inny na świecie nie umie poznać motywacji ani wspomnień. Niektóre obszary i ich fragmenty można wykasować, niektóre zaintrodukować. Ale o tym te tłuki – miał na myśli FBI – nie wiedzą.
Miał nadzieję, że złapią się na ten haczyk. Totalitarna władza zawsze jest łasa na totalną wiedzę poza kontrolą społeczeństwa.
– O ile wiem, nie jest to możliwe – skomentował jego oświadczenie Raskin.
Jednak nie są zupełnie głupi – zdziwił się Rosendale, ale grał dalej:
– Nie było – zaakcentował. Silił się na kategoryczność. Liczył, że nie dał poznać, że blefuje. – W zasadzie to dopiero początki, ale obiecujące. Nie będę pana nudził, agencie specjalny Raskin, ale warto spróbować.
– Jak pan, profesorze, taką próbę sobie wyobraża?
– Sprowadzicie ją do Pracowni Bioinżynierii Mózgu, założę elektrody… Zobaczymy, czy to wystarczy.
– A jak nie wystarczy?
– Jak nie wystarczy, to ponowimy próbę w BrAIn, w San Jose. Tam jest potężniejsza aparatura i znakomici badacze.
Da się nabrać?
– Tak, wiem. Te znakomitości produkują tam biolalki. Przedstawię pańską propozycję Firmie. A co pan, profesorze Rosendale, będzie z tego miał?
Ależ go korciło, by powiedzieć, że to dla idei i dla rządu, ale się powstrzymał. Na pewno znają jego poglądy. Taki zjadliwy żart nastawiłby FBI nieprzychylnie, a tego chciał uniknąć.
Przedstawił zatem uzasadnienie bardzo bliskie prawdy:
– Jak pan wie, jestem w niej zadurzony! Oprócz skanu mózgu wykonamy i skan biologiczno-genetyczny. Przekażę go do RealDoll, żeby mi zrobili replikę. Chociaż coś mi po Kate zostanie… – Załamanie głosu przy ostatnim słowie nie było udawane.
FBI się zgodziło. Oba skany wykonano. Profesor Rosendale przesłał je Delii, by RealDoll Co. wydrukowało biofizyczną replikę Kate na przyszłą środę. Dla zachowania pozorów odczekał kilka dni, zanim połączył się fonicznie z Raskinem.
– Agencie specjalny, w skanie są luki w interesujących was obszarach. Czy możemy się umawiać na powtórkę w BrAIn Co.?
Po zakończeniu rozmowy profesor odetchnął z ulgą. Realizacja jego planu osiągnęła półmetek. Dr Delia Ramirez została weń wtajemniczona i obiecała współpracę, przez co szanse na sukces były spore.
Do niedawna, zanim poznał Kate, Delia była jego prawą ręką w Wydziale, ale cztery miesiące temu przeforsował, by została kierownikiem naukowym BrAIn Co. Pretekstem było śledztwo w RealDoll Co., które policja wszczęła przeciw dotychczasowemu kierownictwu i paru pracownikom oskarżanym o współudział w aferze w kwestii dostaw biosurowca. Dla niej był to awans finansowy i równocześnie zsyłka pod względem naukowym, ale nie mógł dopuścić do otwartego konfliktu między dwiema swoimi kochankami. Dr Ramirez była mu nieobojętna; poszli kilka razy do łóżka, a nawet doszły go plotki, że jest w nim zakochana. Jako kobieta jest atrakcyjna, jako osobowość – typowo południowa, a więc pełna seksapilu i energii, jako naukowiec – świetnie się zapowiada, ale wobec Kate musiała ustąpić.
W BrAIn Co. w fabryce RealDoll w San Jose wszystko było przygotowane. Denerwując się nadchodzącym punktem krytycznym swego planu, profesor Rosendale włożył odzież ochronną i wszedł do pomieszczeń introdukcyjnych sam, na długo przed umówionym spotkaniem z Raskinem. I z Kate.
Wszystko było tak, jak to uzgodnił z dr Ramirez. Stanowisko skanointroduktora, najnowocześniejszego urządzenia tego typu, jedynego z głowicą rewersyjną, było odkażane przed przyjęciem nowego obiektu. Biokopia Kate, przygotowana do podmiany na Rosjankę, leżała w przyległej salce w hipnonarkozie pod namiotem osłonnym. Na monitorze odczytał, że jej funkcje życiowe mieszczą się w normie. Operator był na stanowisku i przeglądał pliki. Profesor zajrzał mu przez ramię, czy w pamięci urządzenia jest właściwy zestaw danych. Gdy niebawem weszła Delia, odsunął się; nie chciał sprawiać wrażenia, że ją sprawdza.
W końcu na podglądzie śluzy dopływowej pojawili się strażnicy, agent Raskin i Kate. Rosjanka szła skuta. Uśpią ją w przyległym pomieszczeniu. Na innym ekranie widział, że technik anestetyk już czeka. Nawet dwóch techników; wyglądali na silnych, zapewne na wypadek trudności z więźniem. Prace z obiektem prowadzono zawsze w stanie hipnonarkozy; chodziło o rytm fal mózgu.
Widział, jak ją usypiają, potem rozbierają i transportują do skanointroduktora. Już niedługo, Kate – pomyślał. Zacisnął kciuki. „To się musi udać!…” Wózek na chwilę zniknął z ekranu, by po kilkunastu sekundach pojawić się w drzwiach sali.
Dwóch osiłków w medycznych maskach i fartuchach pod nadzorem techniczki posadziło ją w fotelu urządzenia. Potem kobieta zajęła się zakładaniem zespołu sond, który przypominał rozdętego jeżozwierza obejmującego całą głowę obiektu. Ponad setka przewodów łączyła go z szafką, za którą przy wielomonitorowym panelu funkcyjnym siedział operator. Doktor Ramirez zapewniała, że najlepszy. Rosendale nie oparł się pokusie, by stanąć obok niego i przypatrywać się postępowi operacji, ale Delia złapała go za łokieć.
– Nie! – szepnęła mu w ucho. Jej głos, stłumiony przez maseczkę, był stanowczy. – Nie pesz go, bo popełni błąd.
Zgodził się i odsunął.
Skupione twarze obsługi niebawem dały znać, że procedura się zaczęła.
Gdy trwała już dłuższą chwilę, przyszedł sygnał połączenia. W najgorszym momencie! Musiało to być coś ważnego, bo większość grup zablokował przed wejściem. Zaczął się miotać, bo zaciśnięte rękawy fartucha odcinały go od iWatcha, a i iPhon był poza zasięgiem w kieszeni marynarki, gdy Delia rozkazująco syknęła mu w ucho:
– Wyjdź! Natychmiast, bo przez ciebie coś spieprzą!
…i niemal wypchnęła go na korytarz.
Dzwonił przewodniczący zarządu całego UT SMC, szef szefów. Miał w gabinecie agentów CIA. David musiał odpowiadać na pytania o miejsce pobytu. Tłumaczył, że CIA powinna wszystko wiedzieć, że jest w kontakcie z FBI, że jego pobyt w Kalifornii jest z nimi uzgodniony… Trwało to o wiele za długo, bo przewodniczący był podenerwowany i o niektóre rzeczy pytał kilkukrotnie.
Gdy Rosendale skończył rozmawiać i wrócił do pracowni skanointrodukcyjnej, obiektu już nie było na stanowisku, a głowica była na stojaku. Spojrzał na Delię, by upewnić się, że wszystko poszło zgodnie z planem. Kiwnęła potwierdzająco i uniesionym kciukiem dała znać, że tak. Podeszła do niego i powiedziała:
– Już jest w sali wybudzeń.
– Tak, dobra dziewczynka. Wszystko się zgadza. A teraz: kim jesteś?
– Kate.
– Źle. Na pytanie „kim jesteś”, odpowiadasz: „Jestem RealDoll Kate” i pokazujesz ramię. Więc jeszcze raz: kim jesteś?
– Jestem RealDoll Kate.
Do salki wszedł mężczyzna. Dr Ramirez opisała go dokładnie, więc Mary Sorrensen, technik anestezyjna, poznała w nim profesora Rosendale’a. Zresztą spodziewała się go. Szefowa przewidziała i zaplanowała wszystko precyzyjnie.
– Dobra dziewczynka. Wlej sobie do buzi zawartość tej buteleczki i połknij… Dobrze. I jeszcze tej… Teraz chodź. Tu usiądź. Wypróżnij się i wysikaj.
– Tak, madam.
– Dobra dziewczynka… Już…? Teraz usiądź tu. Nie podskakuj, to tylko woda. Masz, wytrzyj dupcię.…
– Tak, madam.
– Tu wrzuć ręcznik i idź za mną.
– Tak, madam.
Weszli Bob i John z odzieżą więzienną.
– Teraz się ubierzesz. Pomogę ci. To spodnie… Jedną nogę włóż tu… O tak. Dobra dziewczynka. A drugą… Bardzo dobrze. Teraz ręce podnieś do góry… Tak. Dobrze… Ci panowie przyjechali po ciebie. Idź z nimi… Założą ci takie obręcze; o właśnie. Ładnie ci w nich. Dobra dziewczynka. A wy bądźcie łagodni, po wybudzeniu wszystkie są zdezorientowane i łatwo się stresują. Bye, bye, Kate!
Pół godziny później profesor D.M. Rosendale stwierdził, że chyba już może zabrać Palcewą. Nie było jej w pomieszczeniu obok skanointroduktora, gdzie się spodziewał ją znaleźć, ale techniczka, która dezynfekowała pracownię, poprowadziła go kilkanaście jardów korytarzem do innej sali. Wszedłszy, zdziwił się. Stały w niej cztery Kate. Wszystkie były identyczne. Wszystkie miały ręce spięte z tyłu, wszystkie były w pasie objęte luźnymi półobręczami przytwierdzonymi do ściany. Nad każdą z nich widniała tabliczka z kodem QR.
Nie tego się spodziewał. Obejrzał się zdezorientowany. Gdzie jest Delia? Przecież nie może egzaminować tych czterech, bo kamery wszystko rejestrują. Gdy FBI zorientuje się, że dostało biolalkę zamiast Rosjanki, to agenci przejrzą monitoring działu postprodukcji RealDoll i będą mieli i jego, i Kate na widelcu.
Naraz do sali weszła doktor Ramirez z… agentem specjalnym Raskinem i jakąś niską kobietą z personelu. FBI tu?… Dawidowi zrobiło się gorąco.
– Dobry wieczór, profesorze Rosendale. Widzę, że pan się waha?… Za duży wybór? – zakpił przybyły.
– Właśnie… – wydukał. Nie wiedział jak zareagować. Wciąż spozierał w oczy czwórki nagich kobiet i wciąż zastanawiał się, po czym można odróżnić Rosjankę od kopii. Na pewno nie po wyglądzie… A więc po zachowaniu. Wszystkie stały w podobnych pozach. Owszem, niektórzy nazwaliby je wyzywającymi, ale Kate mogła przybrać każdą z nich. Oczy…? Ich wzrok błądził losowo między nim, a pozostałą trójką w szpitalnych fartuchach. Grymas twarzy?… To na nic.
W tym momencie wszedł kolejny mężczyzna, prowadząc na krótkiej smyczy piątą lalkę. W spodniach i koszuli. Nieskutą. Był jednym z tych strażników, którzy pół godziny temu zabrali tamtą… czy tę?… Kate.
Na oczach pozostałych, w tym zdumionego Rosendale’a, z pomocą obecnej niskiej kobiety zdjął z niej koszulę i spodnie, nadgarstki dłoni za plecami skrępował silikonowymi opaskami i spytał dr Ramirez:
– Gdzie ją wstawić?
Zapytana podeszła do świeżo wprowadzonej, nagiej już biolalki z ręcznym skanerem. Zapytała:
– Kim jesteś?
…na co ta pokazała ramię i w czasie, gdy biolożka skanowała kod, odpowiedziała:
– Jestem RealDoll Kate.
– Dobra dziewczynka – pochwaliła ją Delia i skierowała skaner na tabliczki nad wolnymi stanowiskami obok stojących przy ścianie biolalek. – Tu! – wskazała palcem na miejsce między pierwszą a drugą.
Mężczyzna przypiął ją do ściany, oznajmił: „Wracam do siebie” i wyszedł.
– Jak widzę, mamy komplet – stwierdził agent i zwrócił się do profesora: – Ale pańska rozterka chyba wzrosła? Teraz ma pan pięć sztuk do wyboru.
– Może ci pomóc, kochanie? – odezwała się Delia, z przekąsem akcentując ostatnie słowo.
„Kochanie”!?!? Cóż to ma znaczyć?
Zaniemówił, ale jego była kochanka i asystentka nie czekała na odpowiedź. Podeszła do pierwszej spośród przykutych do ściany, zeskanowała kod z tabliczki i zreferowała:
– Wszystkie parametry w normie. Nawet znakomite. Średnia odchyleń standardowych od optimum 13 ppm. Maksymalne 67 dla sprawności układu trawiennego. W górę. – Podeszła do drugiej. – Ta też. Średnia 11 ppm. Maksymalnie 39 dla włosów. W dół. Ciekawe, co nie zadziałało… – Złapała lalkę za włosy, zmięła. – No nic, na dotyk tego nie sprawdzę. Trzecia: średnia…
– Przestań! – przerwał jej Rosendale. – To nie ma sensu!
– Też tak myślę. Są praktycznie nie do odróżnienia. Wszystkie są kopiami Jekateriny Palcewej. Ma tak doskonałe ciało, że jej skan włączyliśmy do oferty. Klienci czekają w kolejce, ale ty masz pierwszeństwo wyboru.
Nie wiedział, co powiedzieć.
– Czyżby nie o to chodziło? – udał zdziwienie Raskin po kilku sekundach ciszy.
– Zawsze możesz wziąć dwie, trzy lub nawet pięć – wycedziła zjadliwie dr Ramirez. – Zwróć się o zniżkę dla zakupu hurtowego. Będziesz mógł je ciupciać szeregowo, równolegle i ruchem konika szachowego. Powodzenia!
Obróciła się na pięcie i wyszła.
– No proszę! – odezwał się Raskin. – Tak się kończy, gdy porzuci się dumną kobietę na rzecz lalki. Jekaterina, Wiera czy taż Maria, bo takich imion używała pańska Rosjanka, jest też lalką, tyle że inaczej i gdzie indziej zaprogramowaną. Czeka ją długa seria przesłuchań, profesorze Rosendale, bo na skan nie ma co liczyć. Wiemy o tym obaj.
Opuścił pomieszczenie w ślad za kobietą.
Profesor David M. Rosendale wyskoczył za nim, chcąc zapytać, gdzie właściwie jest jego Kate, ale zrezygnował, zobaczywszy, jak oboje z Delią przybijają sobie piątkę. Patrzyli na siebie i śmiali się radośnie, jakby udał im się jakiś dowcip. Mimo dojrzałego wieku wyglądali jak zakochani w sobie studenci.
– Mister Rosendale! – dogonił go głos tej niskiej, która została w sali. – Bierze pan którąś? Jeśli tak, to dziś, bo na jutro mam umówionych odbiorców.