Pani Wisłowska (VIII) - Finał

14 kwietnia 2016

Opowiadanie z serii:
Pani Wisłowska

Szacowany czas lektury: 19 min

W tym miejscu chciałbym przeprosić wszystkich, którzy uznają zakończenie za słabe. Lepszego niestety nie wymyśliłem, lecz jeśli macie jakieś sugestie, chętnie ich wysłucham.

Rok dobiegał końca, a wraz z nim gruchnęła wiadomość, że Marta jest w ciąży. Konrad nigdy nie zapomni, jak Wisłowska rzuciła się na niego i pieprzyła na tę wieść. Chociaż wciąż ukrywała przed nim prawdziwe zamiary, wszystko przebiegało według planu. Nauczycielka nie wiedziała tylko, że plan ten należy do samej Marty.

Nie była w ciąży, ale osobom zainteresowanym właśnie tak mówiła. A dokładnie Łukaszowi i przyjaciółce Lilce. Chociaż Konrad dobrze odgrywał podwójną rolę, ostrzegł Martę, że szpiegów może być więcej. Lilianna nie stanowiła problemu - Marta już dawno pojęła, że dziewczyna przyjaźni się z nią wyłącznie dla pomocy w nauce i poprawianiu swoich notowań w otoczeniu brzydszej koleżanki. Niemal roześmiała się, kiedy Lila udawała zatroskaną i zapierała się, że pomoże jej ze wszystkim, cokolwiek to będzie. Dała do zrozumienia, że aborcja jest łatwiejsza niż się wydaje, ale Marta zniszczyła pomysł w zarodku. Problem pojawił się z Łukaszem.

Żaden licealista nie chce zostać ojcem w tak młodym wieku. Mimo, że wyznawał Marcie miłość przy każdej okazji, a wyjątkowo żarliwie, kiedy dochodził w niej, Konrad wiedział, że chłopak czeka tylko do końca roku. Miał oznajmić, że idzie na studia, nie będą mieli dla siebie czasu i najlepiej jak się rozstaną. Pomysł, że mogliby razem studiować, a przynajmniej w tym samym mieście, zbywał przed Konradem histerycznym śmiechem, wpadając w lekką panikę na myśl, że Marta może coś takiego zaproponować.

W ogóle Konrad stracił z czasem dobrą opinię o koledze. Potrafił kłamać lepiej od niego i tylko z niezrozumiałych pobudek nie zerwał jeszcze z Martą, chociaż flirtował z każdą, która się napatoczyła. Najwyraźniej chciał pozostać w jej oczach rycerzem, a zerwanie miało spaść na karb losu, Boga czy innej potężnej siły, nad którą nie miał kontroli. Kiedy usłyszał, że zostanie ojcem, wpadł w panikę. Problem jednak nie polegał na tym, że Łukasz nie chciał być ojcem, bo Wisłowskiej od początku zależało, żeby porzucił Martę na wieść o dziecku. Chodziło o odegranie przed nim przedstawienia, że Marta chce go przy boku. Łukasz, nieświadomy aktor wielkiej dramatycznej sztuki nie mógł załapać, że to wszystko jest kłamstwem. Sam Konrad miał oczywiście odżegnać go od brania odpowiedzialności za swoje decyzje, co przyszło zaskakująco łatwo.

Na końcu wszyscy byli zadowoleni. Łukasz, bo Konrad zamydlił jego sumienie, wmawiając, że nie jest odpowiedzialny, a matka jego przyszłego/niedoszłego dziecka sama jest sobie winna. Lilianna, bo mogła kreować się na wspaniałą przyjaciółkę, która pomaga Marcie w opałach, chociaż pomoc sprowadzała się wyłącznie do mówienia o niej. Wisłowska, bo jej plan zdawał się przebiegać bez zarzutu, ale również z tego samego powodu zadowolona była Marta. W końcu Konrad, gdyż spisek zbliżał się do finału, po którym otrzyma wybaczenie Marty. Na biologiczce już mu nie zależało, traktował ją wyłącznie jako bank spermy, z niecierpliwością czekając na koniec roku, by tak jak to wymyślił Łukasz, powiedzieć, że życie każe im się rozejść w swoje strony.

Siedział na parapecie, wymachując nogami, jak za szczeniackich lat. W głowie miał kojącą pustkę, nieskażoną żadną myślą. Korytarzem przechadzały się niedobitki uczniów, którzy jeszcze nie zrozumieli, że rok szkolny się skończył i powinni już dawno być gdziekolwiek indziej. Obserwował twarze młodych koleżanek, ukontentowany jak się rumienią i podśmiewają na jego widok. Kiedyś wyśmiałby każdego, kto twierdził, że stanie się popularny wśród płci przeciwnej, a poderwanie dziewczyny będzie tak proste, jak przywitanie się.

- Cześć dziewczyny.

- Hej. - Dwie koleżanki zatrzymały się, wstrzymując oddech.

- Co robicie po południu?

- Idziemy do galerii.

- Mogę do was dołączyć?

Popatrzyły po sobie, jakby chciały od drugiej usłyszeć, że to nie sen i Konrad naprawdę chce się z nimi spotkać.

- Jasne.

- No to świetnie. O siódmej?

- Yhm. - Nie miały siły wypowiedzieć słowa, wciąż nie dowierzając w obrót spraw.

- No to do zobaczenia, moje piękne.

Roześmiały się głupiutko, nie mając odwagi spojrzeć na niego. Ciekawe czy zrozumiały, że chce je zaliczyć w tejże galerii?

Błogi stan przerwał znajomy chrobot drzwi Sali biologicznej. Spojrzał zaniepokojony na Martę, która szła w jego kierunku ze spuszczoną głową. Mimo opadających włosów dostrzegł, że ma zaczerwienioną twarz. Miał ochotę zerwać się i podbiec, ale zmieniła kierunek w stronę schodów, a jemu dała tylko dyskretny znak podniesionego do góry kciuka. Odetchnął.

Odprowadził wzrokiem koleżankę, a sam wszedł do sali, gdzie przy biurku siedziała biologiczka. Nuciła coś pod nosem.

- O to ty, kochany. Wszystko przebiega zgodnie z planem! - Nigdy nie widział jej takiej radosnej na terenie szkoły.

- Co to znaczy?

- Przekonałam Martę, że nie powinna usuwać dziecka i żeby nie przejmowała się Łukaszem.

- Dlaczego tak ci zależy na niej? Po co ci ciężarna nastolatka?

Pytał już kiedyś o to. Zignorowała go, odmawiając odpowiedzi. Lecz wtedy nie byli sobie równi, potrzebowała Konrada, jak myśliwy potrzebuje swojego psa, by pomógł mu odnaleźć zwierzynę. Czy kiedykolwiek któryś z nich chwalił się, że złapał bażanta z pomocą psa? Teraz było inaczej. Konrad awansował z bezmyślnego pomagiera do wspólnika zbrodni, a więc jako taki zasługiwał na wtajemniczenie. Przypomniał jej o tym w tonie, jakim zadał pytania.

Kobieta zamknęła dziennik i popatrzyła badawczo. Zdjęła okulary, przetarła je ściereczką i oparłszy podbródek na dłoni, odezwała się:

- Opowiadałam ci kiedyś o moim narzeczonym. Na bardzo długo zerwałam kontakty z mężczyznami. To był błąd, bo kiedy przyszedł ten moment, było już za późno.

Spuściła głowę i przygarbiła się lekko. Pierwszy raz zobaczył w niej oznakę słabości, niespotykanej kruchości. Pierwszy raz dostrzegł normalnego człowieka z bagażem całkiem normalnych doświadczeń, jednak nic nie powiedział.

- Po kilku latach odezwał się we mnie instynkt macierzyński. Niestety wszystkie próby zajścia w ciążę okazały się porażką. Byłam już za stara, a chętnych na obdarzenie mnie błogosławieństwem brakowało. W końcu przeszłam menopauzę.

- Nie mogłaś adoptować dziecka?

- Mogłam, ale nie chciałam. Adopcja to zbyt duża loteria, jeśli nie znasz rodziców dziecka. A że większość trafiała do domów adopcyjnych z rodzin patologicznych, byłoby wręcz głupotą adoptować takie dziecko. Co innego, gdybym znała biologicznych rodziców.

- Nie rozumiem.

- To proste, głuptasie. Połączyłam Martę i Łukasza, gdyż mogą spłodzić bardzo udane dziecko. Piękne i inteligentne. - Uśmiechała się cały czas.

- Tyle zachodu, żeby urodziło się dziecko idealne? Skąd w ogóle wiesz, że będzie chciała ci oddać dziecko?

- To już jest moje zmartwienie. Ale wiedz, że mi się powiedzie, już teraz je mi z ręki. Gdybyś widział, jak płakała... - Zatonęła w niedawnych wspomnieniach, które u normalnej osoby wywołałyby smutek i zgryzotę.

Nie potrafił oderwać się od podłogi. Miał ochotę uciec, ale informacje, którymi się podzieliła Wisłowska, były zbyt szokujące. Wreszcie zrozumiał poziom szaleństwa, które skaziło nauczycielkę, może już wiele lat temu. Lecz nie to było najstraszniejsze. Przerażała go bardziej myśl, że niewinne dzieciątko mogłoby trafić w jej ręce. Już nie chodziło o zemstę i otrzymanie zadośćuczynienia, ale o powstrzymanie jej. Z Martą jej nie wyjdzie, ale co mogło ją powstrzymać przed znalezieniem innego frajera i kolejnej pary rozpłodowej, bo inaczej Marty i Łukasza nazwać nie mógł.

- Masz teraz wolne?

- Jestem umówiony.

- Może szybki numerek? - Uśmiechnęła się zalotnie.

- Wybacz, ale czas mnie nagli. Wieczorem?

- Będę czekać. - Posłała mu buziaka. Świat oszalał, żeby „królowa lodu” cmokała do ucznia w szkole.

Nie powiedział nic o tym, że nie zamierza nigdy więcej się w niej zanurzyć. Wyszedł nonszalancko z pomieszczenia, na koniec mrugnąwszy do niej. Gdy drzwi się zamknęły, zrobiło mu się niedobrze. Jednak zamiast przetrawić nowe fakty, w zasięgu wzroku pojawił się Kamil ze swoimi dwoma przydupasami. „ Czy oni nie mają własnego życia? Co zrobią po szkole, zamieszkają z nim?”, pomyślał o dwóch chłopakach tuż za plecami trzeciego, krzywiąc się na myśl, że kierują się w jego stronę.

- Jest interes.

- To niech będzie, nic mi do tego.

- Odpuść sobie. Nie pożałujesz.

- O co chodzi? - Konrad doszedł do wniosku, że szybciej spławi Kamila, wysłuchując go niż kłócąc się.

- Mamy ochotę na kolejną przygodę z Wisłowską.

- Poważnie? Z tą starą prukwą? Przecież możecie... - popatrzył na pozostałych - możesz mieć każdą w szkole.

- Ale każda nie posiada takiego skila jak biologiczka.

- Sorry, ale nie pomogę ci.

- Jak to? - Przyjął postawę bojową, gotowy wymusić zgodę siłą.

- Nie pomogę, bo nie trzeba ci żadnej pomocy. Cały czas nawija o tym, jak jej dobrze było z wami...

- Serio?

- No raczej. Jestem zazdrosny. - Konrad miał nadzieję, że dobrze udaje oburzonego. - No, ale trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. Znudziłem jej się, więc możesz spokojnie zająć moje miejsce. Czeka w środku. Ale wejdź sam.

Odsunął się i przepuścił Kamila. Nie nasłuchiwał, o czym rozmawiają, nie specjalnie go to interesowało. Śmiał się tylko w duchu z dwóch kumpli, którzy krążyli za Kamilem przez całą szkołę, jak smród po gaciach. Kiedy mózg tej groteskowej trójcy zniknął, tamci stracili zdolność mówienia, ruszania się i w ogóle istnienia. Najwyraźniej byli głupsi ludzie od ograniczonego mięśniaka.

Po kilku minutach drzwi się otwarły, a w nich stanął nowy król świata. Władca życia i pan wszystkich cipek, jak zdawał się pokazać swoją postawą Kamil. Popatrzył dumny po reszcie, szczególną uwagą obdarzając Konrada. Jeśli myślał, że go upokorzy ostentacyjnym okazaniem wyższości, był w błędzie.

- Jak poszło? - zapytał dla odegrania swojej roli do końca.

- Umówiliśmy się na ósmą. - Sztuczna obojętność na swój sukces była tak zabawna, że Konrad z trudem powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu.

- Gratulacje.

Zostawił trójkę naiwniaków, którzy mimo swego wieku, jeszcze długo pozostaną dziećmi. Były sługus Wisłowskiej zaprzątał sobie głowę obmyślaniem własnego planu.

- Czego się dowiedziałeś?

Marta wyglądała całkiem normalnie, jakby jeszcze niedawno nie odgrywała załamanej nastolatki. Opierała się o ścianę i sprawiała wrażenie niemal kompletnie obojętnej.

- Już wiem, o co jej chodzi. Chce twojego dziecka.

- Co?! - Informacja była wystarczająco szokująca, by rozpalić Martę.

- Nie może mieć własnych dzieci, bo nie zdążyła. Wyreżyserowała wszystko, by urodziło jej się dziecko idealne: piękne, mądre i sprawne fizycznie. Manipulowałaby tobą, byś urodziła i oddała brzdąca jej.

- A to suka! Ona jest chora psychicznie.

- Denerwujesz się, jakbyś faktycznie była w ciąży.

- To jest nieistotne! Ważne, że ta kobieta jest zdolna do takiej intrygi. Ale zapomnijmy o niej. Pomyślałeś, jakie życie czekałoby dziecko na jej wychowaniu?

Chciał powiedzieć, że pomyślał, ale zbyt pochłonięta gniewem, kontynuowała:

- Należy ją powstrzymać. Zaraz jej powiem, że ją okłamałam. Tak. Splunę jej w twarz i zaśmieję się. Zobaczymy jak zareaguje. Ha!

- Spojrzy na ciebie chłodno i każe wyjść, po czym wyładuje złość na kimś innym, może na mnie. A gdy już się uspokoi, zacznie od nowa.

- W takim razie co proponujesz?

- Wisłowska ma dzisiaj randkę z twoim byłym.

- Z Łukaszem?

- Nie, z Kamilem.

- Nigdy nie był... z resztą to nieistotne. Co to ma za znaczenie?

- Myślę, że filmik z harcami poważanej nauczycielki i jej trzech uczniów skutecznie zakończy jej karierę.

Obrzydzenie, zaskoczenie, oświecenie i radość. W takiej kolejności zmieniała się twarz Marty, która na końcu doskoczyła do Konrada i pocałowała go w policzek, piszcząc wniebogłosy. Później stali chwilę w kłopotliwym milczeniu, które przerwała sama prowodyrka.

- Jak zamierzasz to zrobić?

- Bardzo dobrze znam jej dom. Bez problemu dostanę się do środka i nagram wszystko.

- Chcę pójść z tobą.

- Oszalałaś?

- Musze to zobaczyć na własne oczy.

- Nie ma mowy!

- Przyjdę czy tego chcesz, czy nie.

- Jesteś niemożliwa, możesz wszystko popsuć.

- Zrozum, że muszę. Po tym jak mnie okłamywała i wkręcała... dzięki tobie z resztą.

- Nie musiałaś mi o tym przypominać.

- Wybacz, ale masz u mnie dług. W ten sposób go spłacisz.

- W porządku.

Prawie ucałowała go drugi raz, ale powstrzymała się zawczasu. Rozeszli się w swoją stronę, dogadawszy wszystkie szczegóły. Kiedy Konrad opuszczał szkołę, dostał wiadomość od nauczycielki, która z ubolewaniem musiała odwołać spotkanie, gdyż ma wpaść do niej kuzynka. Prychnął tylko, nie dziwiąc się, że mimo wszystkiego, co dla niej zrobił, w oczach pani Wisłowskiej wciąż był głupiutkim uczniem, podatnym na sugestie.

***

Nie spotkał się z dziewczynami w galerii. Planowanie każdego szczegółu, wymyślanie kolejnych przeszkód, które mogły nieoczekiwanie pojawić się oraz wmawianie sobie, że postępuje słusznie, były wystarczająco czasochłonne i wyczerpujące, by miał jeszcze ochotę zabawiać się z dwoma małolatami. Oparł się o płot domu nauczycielki, niecierpliwie lustrując okolicę. Umówili się na ósmą, ale Marty nie było nigdzie widać. Wiedział, że trzech żałosnych muszkieterów jest już w domu.

Spojrzał jeszcze raz w mrok skrywający ścieżkę i drzwi frontowe. Najpierw otwiera drzwi kluczem ukrytym pod kamieniem, potem skrada się korytarzem, ale tylko prawą stroną, bo tak nie skrzypi jak lewa. Wyciąga komórkę i...

- Jestem.

Szept Marty był niczym wrzask archaniołów, zwiastujących koniec świata. Uspokoił oddech i z wyrzutem powiedział:

- Nie podkradaj się tak nigdy więcej! Prawie dostałem zawału.

- To jest misja szpiegowska, więc co? Miałam iść drogą i głośno śpiewać?

- Nie ważne. Idziemy.

- Czekaj! Tamci już są?

- Tak! - odparował zniecierpliwiony i poprowadził koleżankę przez meandry ogródka.

Napięcie sięgało zenitu, kiedy wkradali się do środka i przemieszczali korytarzem. Nawet gdy słyszeli już pobudzone głosy nauczycielki i jej trzech fagasów, nie tracili czujności. Przykleili się do ściany i wyjrzeli zza futryny.

W całym domu paliły się tylko dwie lampy i były to kinkiety naścienne w salonie. Dawały na tyle dużo światła, by wszystko widzieć, jednocześnie nadając scenie pewnej intymności ciepłym, pomarańczowym blaskiem. Trzech szczęśliwców siedziało na tak dobrze znanej mu sofie i obserwowało nauczycielkę, tańczącą zmysłowo przed niewybredną widownią. Szpilka zazdrości ukłuła Konrada w serce, ale tym bardziej poczuł się dobrze z tym, co robił. Kazał cofnąć się Marcie w głąb, a samemu tylko wystawił komórkę.

Ustawili się tak, by widzieć to samo, co oko kamery, chociaż słysząc jęki, wzdychania, a później rozpustne uderzenia ciał, mieli ogromną ochotę zobaczyć wszystko na własne oczy. Dziwna atmosfera udzieliła się podglądaczom, którzy zerkali na siebie co jakiś czas zawstydzeni i pobudzeni.

Tymczasem Wisłowska dawała pełne przedstawienie. Odsłaniała po kolei każdy atrybut, zachwycona tym, jak pobudza młodych mężczyzn, a przynajmniej mężczyzn w definicji polskiego prawa, potwierdzonego przez dowody osobiste. Masowali się po kroczach, obserwując spektakl z zapartym tchem. Kiedy ostatnie fragmenty poleciały w kąt, kazała im uczynić to samo. Byli w jej garści i z pełną konsekwencją wykorzystywała głupiutkich uczniów. Podeszła do każdego i całując namiętnie, masturbowała po kolei. Gdy byli dostatecznie sztywni, wypięła pupę, zapierając się o stolik na środku i kazała podchodzić pojedynczo. Zaczęła od Kamila, który z lubością rżnął ją, kiedy ona sama drażniła łechtaczkę. Nagle stanowczo krzyknęła, by przerwał i kazała podejść następnemu.

Każdy dostał swoją szansę. Kędzierzawy i rudy nieudolnie naśladowali pierwszego pośród nich i omylnie interpretowali zachwyt biologiczki. Konrad znał ją zbyt dobrze, by nie wątpić, że bardziej od seksu, podnieca ją świadomość władzy, którą dawały jej trzy sterczące kutasy. Kiedy każdy już posmakował gorącej, nauczycielskiej cipki, zawołała Kamila, by wszedł w nią, a pozostali stanęli przodem. W tym miejscu Konrad i Marta musieli uruchomić wyobraźnię, wspomaganą głośnymi jękami i wzdychaniem dwóch młodych, którzy zapewne doznawali oralnej przyjemności z ust Wisłowskiej. Lecz jej było mało.

Kolejne sceny nie były już tak wyreżyserowane i nawet doświadczona kobieta odlatywała do krainy fantazji, pozwalając kochankom przejąć inicjatywę. Podglądaczom zaschło w gardle na widok podskakującej nauczycielki, jednocześnie szarpiącej dwa kutasy. Wszystkie męskie ręce były na niej, szczypiąc, masując i wciskając się w każdą szczelinę. Piersi i pośladki nigdy nie zostały pozostawione same sobie, a wkrótce i każdy otwór kobiety miał swojego mieszkańca. Cztery ciała splecione w miłosnych zapasach, przekraczających wszystkie granice przyzwoitości i szacunku do siebie i innych. W kobietę wstąpił jakiś demon i przestała zważać na czułość. Ściskała i pogryzała kutasy, wyginała ciało, nieraz doprowadzając chłopców do syku i zaciskania szczęki. Odwdzięczali się tym samym i gdyby gęsta atmosfera perwersji nie udzieliła się Konradowi i Marcie, śmialiby się do rozpuku na dźwięk mlaskania, plaskania i innych odgłosów rozpalonych ciał.

Konrad tchnięty intuicją, obrócił się w stronę koleżanki i zobaczył, że go obserwuje. Miała lekko rozchylone usta, oddychała, jakby dopadła ją gorączka i miała dziwny, zarazem dobrze znany błysk w oku. Adrenalina popłynęła i przykleił się do jej ust. Wymienili ślinę, jednocześnie zawstydzeni chwilową słabością. Jeszcze niedawno dzieliło ich wszystko, a łączyła wyłącznie chłodna zemsta. On chciał zamknięcia, ona upokorzenia nauczycielki. Po wszystkim mieli się rozejść i nigdy więcej nie zobaczyć, a całą historię zakopać głęboko w pamięci.

W tej chwili byli daleko od dawnych planów, kiedy wsuwał rękę pod jej koszulkę, a ona w jego spodnie. Konrad opamiętał się pierwszy. Odsunął ją i wskazał na komórkę, która cały czas kręciła amatorski film porno. Pokiwała głową i ostrożnie ruszyła w stronę drzwi. Czekał jeszcze przez chwilę, delektując się widokiem trzech penisów, które brutalnie penetrowały usta, cipkę i odbyt pani Wisłowskiej, wprawiając ją w niesłychane podniecenie. Wyłączając nagrywanie, zastanawiał się czy za chwilę nie odgryzie jakiegoś fallusa w szale uniesienia.

Gdy tylko zamknął drzwi frontowe, Marta chwyciła go za kurtkę i pociągnęła do siebie. Ich ręce błądziły po rozgrzanych ciałach, szukając magicznego punktu, pełnego rozkoszy i spełnienia. Potoczyli się w stronę bladego światła, z jedynego rozświetlonego pokoju. Okno było uchylone, a zasłona nie do końca zaciągnięta, więc mogli jeszcze trochę podglądać. Lecz odgłosy dzikiego parzenia czwórki osób działały zbyt upajająco, by jeszcze trzeźwo myśleć. Zrzucili tę część garderoby, która im zawadzała, żeby nie przedłużać koniecznej rozłąki dotyku, a jednocześnie uwolnić popędliwą naturę. Konrad chwycił za słodkie piersi koleżanki, dyszącej zmysłowo od mocnego dotyku. Prężyła się i głaskała go, nie wiedząc, jak samej dostarczyć mu przyjemności. Powiódł rękę do gorącej szparki i zanurzył w niej palce. Zamknęła usta, by nie zdradzić swojej obecności. Trzymał przez chwilę palce w Marcie, po czym przyłożył je do twarzy. Zaciągnął się zniewalającą wonią cipki, by na końcu zlizać śluz. Dziewczyna zagryzła usta i upadła na kolana, dobierając się do ekspresowo sztywniejącego przyrodzenia.

Lizała go z niezwykłym zaangażowaniem. Nie zostawiła nawet kawałka skóry, pocałowanej, czy oblizanej zwinnym języczkiem. Jądra doświadczyły relaksującej kąpieli w ślinie Marty, a zwinne drobne palce zapewniły masaż, o którym wielu mogło tylko marzyć. Obserwował głowę koleżanki w pomarańczowej łunie, nie mogąc uwierzyć w obrót spraw. Wciąż wyraźnie słyszał figle z domu, które powoli zmierzały ku finałowi. Tymczasem on sam był daleko od końca.

Podniósł ją z obawy, że doprowadzi go do szczytowania cudownym fellatio i obrócił do szyby. Pogłaskał przyrodzeniem po pupie, ściskając jędrne i masywne pośladki. Wsunął się gładko i jak kiedyś z Wisłowską, zaczął powoli. Marta wtuliła się w szybę, mrużąc oczy i delektując się wypełniającym ją kutasem. Przyjemne napięcie drażniło ich oboje, kiedy biodra stykały się w delikatnych zderzeniach. Pot spływał po plecach kochanków rządnych większych wrażeń. Jej dłonie mimochodem wędrowały do pasa Konrada, chcąc go pieścić i całować. On masował Martę po plecach, brzuchu i biuście, zachwycając się ciepłą i delikatną skórą.

Nagle Marta oderwała się od okna i wskoczyła na kochanka. Była leciutka, waga piórkowa w porównaniu do Wisłowskiej, więc utrzymał równowagę, nabijając ją jednocześnie na penis. Znów jęknęła, ale na tym etapie już nie przejmowali się czy ktoś ich usłyszy. Podniecenie kolegów z wnętrza udzieliło się Konradowi i przyspieszył. Marta zagryzała usta i ręce na głowie kolegi, po równo z bólu i przyjemności. Szorstka ściana wbijała się w jej skórę, gdy tymczasem głęboko we wnętrzu zbliżał się wielki finisz. Drżenie obojga rosło i kiedy przez uchylone okno usłyszeli wrzask nauczycielki, sami doszli w tym samym momencie. Zsunęła się na ziemię i usiadła na trawie, zbyt słaba, by ustać. On zaparł się o ścianę, chcąc pokazać, że jeszcze może, chociaż fallus wyraźnie już opadał. Zapadła cisza zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Spojrzał przez szczelinę i zobaczył, że tamci skończyli, a prze szczęśliwi koledzy powoli ubierają się.

- Musimy iść.

Odszukali garderobę i wymknęli się błyskawicznie z podwórka nauczycielki. Nie padło żadne słowo, tylko krótki uśmiech, jeszcze krótszy pocałunek i rozeszli się w swoją stronę.

Epilog

Całe miasto wrzało. Z początku zaczęło się niewinnie: ktoś otrzymał na maila filmik z przygodą nauczycielki, pokazał go komuś innemu i tak się wszystko potoczyło. Seks Wisłowskiej z trzema uczniami naraz był szkolną atrakcją tylko przez dzień. Potem kolejno stał się wydarzeniem w mieście, województwie, a pod koniec tygodnia w głównych wiadomościach mówiono o aresztowaniu kobiety za seks ze swoimi uczniami. Media wszystko wyolbrzymiły, Kamil i reszta byli już pełnoletni i w zasadzie kończyli edukację w szkole. Wisłowska mogła też wykorzystać filmik na swoją korzyść, oskarżając trzech muszkieterów o szantaż czy nawet gwałt, ale to już nie miało znaczenia.

Konrad i Marta spotykali się przez chwilę podczas wakacji, zostawiając przygodę z biologiczką za sobą. Nawet jeśli wyszłaby z całej sytuacji obronną ręką, jej pozycja jako nauczycielki była spalona i mogła zapomnieć o zrobieniu sobie idealnego dziecka. Męska część mimowolnych aktorów z początku była zadowolona. Świadomość, że cały kraj, a przynajmniej ta jego część, która fantazjuje o seksie z nauczycielem, kibicuje im, szybko odbiła się czkawką. Szczególnie Kamil podupadł na zdrowiu psychicznym, kiedy co chwilę ktoś wypominał mu seks z kobietą, która na nagraniu odbiegała od modelu atrakcyjności. Chłopak zaliczył starą babę i z taką metką przedzierał się przez życie przez następne kilka lat. Kędzierzawy i rudy zmyli się i słuch po nich zaginął. Podobno jeden został księdzem i wyjechał do Afryki, a drugi wylądował w Holandii przy roślinach niekoniecznie legalnych w większości krajów.

Cisi bohaterowie całej afery cieszyli się, że nikt nie grzebał w sprawie dostatecznie głęboko, by połączyć ich z wydarzeniami, którymi żył cały kraj przez kilka tygodni. Ta zresztą zatoczyła szersze kręgi. Wydało się, że nauczyciel geografii Robert miał wielokrotne kontakty seksualne z uczennicami. Za sprawą stała Lilianna, która w całej sprawie dostrzegła swoje pięć minut. Kłamać nie musiała, bo zaliczyła nauczyciela, chociaż opisywała zdarzenia z perspektywy niewinnej ofiary, a nie napalonej na starszego mężczyznę, wyuzdanej pannicy. Z resztą ludzie szybko poznali się na dziewczynie i kiedy w następnych latach sprawa wracała na języki, przyrównywano ją do filmowej Lolity, celowo przekręcając imię. Sława okazała się tak wielka, jak i zgubna. W atmosferze upokorzenia wyjechała z miasta i więcej nie wróciła. Zaczęła jakieś studia, ale nie skończyła, wydalona po odkryciu, że próbuje uwieść i sfilmować jednego z profesorów. Co się z nią działo później, pozostaje zagadką.

Łukasz, mimo, że sprawa w żaden sposób go nie dotyczyła, uległ metamorfozie. Z rozhulanego psa na baby przeobraził się w gorącego erudytę moralności, który studia prawnicze dzielił pomiędzy różne organizacje polityczne i katolickie. Jeszcze na studiach założył rodzinę, niemalże wzorcową. Przynajmniej tak się wydaje, kiedy telewizja pisze o stawiającym pierwsze kroki polityku.

Jednak zanim to nastąpiło, fala niedowierzania przelała się po mieście i okolicy. Rozpoczęły się śledztwa, kolejni „poszkodowani” zgłaszali się na policję i wkrótce w całym województwie wielu nauczycieli straciło posady, a w kilku przypadkach nawet wolność. Dyrektor szkoły, do której uczęszczali Konrad i Marta został zawieszony za rażące zaniedbania. Jego następczyni wprowadziła rządy silnej, katolickiej ręki, chociaż kilka lat później i na nią padł cień podejrzenia o niestosowne kontakty z uczniami. Młodość i jurność mimo upływu tysięcy lat wciąż pozostawały silnym afrodyzjakiem.

A co z głównymi, a jednak w ogóle niezauważonymi aktorami skandalicznego przestawienia? Ich życie potoczyło się wbrew oczekiwaniom mało zaskakująco, chociaż nie bez wrażeń. Pamiętna noc, w której Wisłowska została na wieczność upamiętniona w objęciach trzech jurnych młodziaków, była również początkiem życia. Marta zaszła w ciążę z Konradem. Tym razem dla odmiany musieli faktycznie przeżyć to, co nauczycielka dla nich planowała. Rozmawiali długo, rozważając wszystkie za i przeciw, by na końcu podjąć jedyną słuszną decyzję, przynajmniej w ich mniemaniu.

Marta dokonała aborcji. Wybaczyła Konradowi intrygę, w której kłamał i wykorzystywał ją. Pogodzili się z tym, rozumiejąc głupotę swego wieku i uczucia, które potrafiły z taką łatwością nimi zawładnąć. Jednak uśmiercone przedwcześnie dziecko było jak cień, który padał na skołowane młode umysły, dopiero wchodzące w dorosłość. Gdy zrozumieli, że mają więcej do siebie żalu niż sympatii, zakończyli związek. Rozeszli się w swoje strony i nigdy więcej się nie spotkali.

Ten tekst odnotował 30,091 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.62/10 (56 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (9)

0
0
Zakończenie faktycznie trochę takie na siłę i osobiście średnio mi się podoba.

Z całej tej ferajny Wisłowska była dla mnie najciekawszą postacią i mimo wszystko szkoda, że kiepsko skończyła. Jakoś Marta i Konrad mnie do siebie nie przekonali. Pierw pchali jej się do łózka, a potem mieli żal, że nauczycielka nie jest takim ideałem jak sobie wyobrażali, za co postanowili ją zresztą ukarać.
Poza tym pomysł z idealnym dzieckiem dla Wisłowskiej nieco naciągany...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Twój komentarz odnośnie Marty i Konrada idealnie oddaje podejście nastolatków do życia, więc dziękuję 🙂
Czy pomysł z idealnym dzieckiem jest naciągany? Może, ale z drugiej strony nie brakuje większych wariatów. Z trzeciej strony samotna kobieta, bez dzieci, ma sporo wolnego czasu, dlaczego więc nie gnać za niespełnionymi pragnieniami, popadając w szaleństwo?
Dziękuję za twe uwagi i cieszę się, że przynajmniej jedna postać przypadła do gustu.
Pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
A mi się podobało - i to bardzo. Psycholi nie brakuje, szaleńców też nie, więc wątek można przełknąć...
Jedynie Konradowi
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nędza ..bardziej infantylnego opowiadania tu nie czytałam....
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A ja czytałem i zazdroszczę ci twojej niewinności 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
"...ale osobą zainteresowanym..." - to celownik, nie narzędnik, więc "osobom"
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dziękuję, błąd poprawiłem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Końcówka w miarę ciekawa, za wyjątkiem dwóch ostatnich akapitów. Rozważania na temat moralnych skutków aborcji zbędne. Wręcz humorystyczne wziąwszy pod uwagę inne postępki bohaterów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czułem powinność zakończenia tej historii, stąd epilog. Jakościowo nie jest to najlepsze zakończenie i wydaje mi się, że aborcja wpisywała się w historię, ale chyba źle ją wkomponowałem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.