Pani Wisłowska (IV)
20 marca 2016
Pani Wisłowska
Szacowany czas lektury: 19 min
Ciężkie jest życie nastolatka, gdy hormony szaleją...
Marta przewracała kolejne strony z wypiekami na twarzy. Jeszcze kilka miesięcy temu nie poniżyłaby się, sięgając po erotyk, uznając ten gatunek za bezwartościowy. Teraz jednak nic i nikt nie potrafił oderwać jej od historii pewnej markizy, która zdobywała władzę przez łóżko. Dyszała płytko, zagłębiając się w kolejnej scenie łóżkowej, kiedy myśli potoczyły się zgoła innym torem.
Ona była markizą, a młodym hrabią Kamil, kolega ze szkoły. Stroje francuskiej arystokracji z siedemnastego wieku zniknęły zastąpione przez dresy i dżinsy. Wielkie łoże z baldachimem przeobraziło się w jej własne łóżko wprost z Ikei. Odłożyła książkę i ułożyła się w stercie poduszek. Oczami wyobraźni widziała umięśnione ciało chłopaka, nieskalane żadnymi bliznami czy znamieniem. Zachwycała się sześciopakiem, umięśnionymi rękami, szerokimi barkami i kanciastą twarzą o silnie zarysowanym podbródku. Spoglądał na nią drapieżnie, jednocześnie odsłaniając swój największy sekret. Stękała z podniecenia na widok sterczącego kutasa.
Marta wsunęła dłoń pod spodnie, ale okazały się za ciasne. Nerwowo zrzuciła je z siebie i wolna od skrępowania, przejechała po cipce, skrytej pod beżowymi koronkowymi majtkami. Poczuła, że jest strasznie wilgotna. Najpierw tylko pocierała się, kiedy wyimaginowany Kamil powoli wchodził na łóżko, pochylając się nad nią. Kiedy wyobraźnia podsunęła miętowy oddech podnieconego kolegi i zapach potu wymieszany z dezodorantem, wsunęła rękę pod majteczki i zagłębiła palce w pochwie. Wierciła nimi przez chwilę, wyobrażając sobie namiętne pocałunki, a wreszcie zwinny język na jej piersiach. Kiedy Kamil wszedł w nią z całą stanowczością, ściskała łechtaczkę, jęcząc wniebogłosy.
Splątana z ciałem kochanka oddawała jego pieszczoty, zaciskając pazury na umięśnionych plecach. Czuła jego ciężar i to, jak się zapierał, by jej nie przygnieść. Wyginała nogi, żeby wszedł na rekordową głębokość. Chciała go poczuć całego, pragnęła by wypełnił ją życiodajnym płynem.
- Kolacja!
Krzyk mamy z dołu wyrwał ją ze snu na jawie. Zdezorientowana rozglądała się wokół, nie rozpoznając własnego pokoju. Dopiero po chwili rozsądek wrócił, niosąc ze sobą potężną dawkę gniewu na własną rodzicielkę, która musiała przerwać w szczytowym momencie. Westchnęła głośno, spoglądając na okładkę książki, która wręcz wzywała obietnicą pikantnych scen. Jednak wszechświat najwyraźniej uparł się na nią, gdyż rozdzwonił się telefon.
- Halo? - wyszczekała z irytacją.
- Marciu, co ci jest?
- Lilka? Przepraszam, jestem jakaś rozdrażniona. - zełgała gładko, mając nadzieję, że przyjaciółka nie wykryje kręcenia.
- W takim razie dobrze, że zadzwoniłam, gdyż mam za-je-bis-tą wiadomość. Siedzisz?
- Tak.
- Kamil zaprosił nas na melanż w tę sobotę. To znaczy mnie, ale powiedziałam, że bez ciebie nie idę. Halo? Jesteś tam?
Marta zamarła po usłyszeniu wieści. To było jak spełnienie największego marzenia i jednocześnie najgorsza tortura. W co się ubierze? Jak ma się zachowywać? Czy w ogóle zwróci na nią uwagę? Kolejne pytania kotłowały się w rozgrzanej głowie.
- Jesteś tam, pizdo?!
- Jestem, jestem.
- No. Jutro idziemy do galerii. Muszę cię jakoś przygotować dla Kamilka. Ups, pardonsik, na jego wielkiego, grubego, śmierdzącego...
- Zamknij się. Skąd w ogóle pomysł, że chcę iść?
Po drugiej stronie rozległ się donośny, szczery śmiech.
- To jest twoja najlepsza szansa, żeby go zaliczyć. I ja ci w tym pomogę.
- Dobra, muszę kończyć, bo wołają mnie na kolację.
- Widzimy się w szkole, suczko.
- Spadaj, latawico.
Gdy rozmowa dobiegła końca, Marta odchyliła się do tyłu, opadając miękko w pościel. Świat, mimo później godziny, nabierał jasnych, pozytywnych kolorów. Przecierała twarz, jakby chciała zedrzeć z siebie niewidzialną zasłonę, która pokarze jej najohydniejszą prawdę. Okaże się, że Liliana kłamała, robiąc sobie okrutny żart z przyjaciółki, Kamil będzie swoim przerażającym przeciwieństwem i w ogóle wyjdzie na jaw, że Marta jest umierająca. Jednak nic takiego nie następowało, a w uszach wciąż brzęczały słowa o imprezie w sobotę. Serce dudniło w piersi, pompując rosnący niepokój.
Dlaczego nie może przestać myśleć o przystojnym koledze? Znała go od pierwszej klasy, a jednak dopiero niedawno rozbudził jej zmysły. W ogóle się zmieniła od pamiętnej chwili w klasie od geografii. Nagle wiele pytań znalazło swoją odpowiedź. Czy była usatysfakcjonowana? Nie, apetyt rósł w miarę jedzenia. Od tygodni miała ochotę na seks, nawet udała się do tego, który odebrał jej dziewictwo. Wtedy też pierwszy raz pomyślała o facetach w najgorszych kategoriach. Robert okazał się nieczuły, obojętny, wręcz ją wyśmiał, gdy zaproponowała spotkanie. Przez kolejne dni obiecywała sobie, że z żadnym facetem nigdy się nie zwiąże. Jednak natura i pragnienie zwyciężyły, a w tym samym momencie na horyzoncie pojawił się on.
Kamil podobał się jej od początku, ale było to zauroczenie czysto platoniczne i nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl, że między nimi może do czegoś dojść. Uczucie było tak obce jak przyjemne, a jednocześnie przyprawiało ją i większy stres niż wszystkie lekcje razem wzięte. Próbowała podejść do sprawy racjonalnie, ale kiedy w głowie pojawiał się obraz Kamila, zdrowy rozsądek wyjeżdżał na wakacje. Pustkę mógł wypełnić tylko on i jego wielki, gruby, śmierdzący... Ach!
W chwilach, gdy nie myślała o wymarzonym kochanku, obserwowała. Siebie, otoczenie - jednym słowem cały świat. Zauważyła, że koledzy i koleżanki zaczęli trochę inaczej ją traktować. W słowach i gestach było więcej podziwu i zachwytu. Żarty, szczególnie te niewybredne, zawsze były podszyte dozą zazdrości i niedowierzania. Chociaż nikomu nie przyznała się do przygody z nauczycielami, w zbiorowej świadomości szkoły przestała być dziewicą. Dojrzała.
Była z siebie dumna. Chociaż stosunek płciowy nie zajmował w jej hierarchii wysokiej pozycji, szybko zauważyła w sobie istotne zmiany, które, co ważniejsze, bardzo jej się spodobały. Ubierała się inaczej, wysławiała, zachowywała i przede wszystkim czuła. Obrastała w piórka za każdym razem, gdy jakiś chłopak obrócił się za nią, albo tak bez powodu zagadał. Niektórzy nawet stali się namolni, jak niepozorny Konrad, ale tylko schlebiali jej mocniej.
Szczególnie zachowanie Konrada przykuwało jej uwagę, gdyż na pierwszy rzut oka kwalifikował się na telefon do policji. Bez przerwy za nią chodził, odprowadzał ukradkiem do domu i do sklepów niczym wieczorny cień. Nigdy nie zagadywał, a na wszelkie sygnały wykrycia reagował natychmiastową ucieczką. Mimo to podobało jej się, że ma wielbiciela, nawet jeśli od czasu do czasu wzbudzał nieprzyjemne ciarki. W końcu ile dziewczyn mogło pochwalić się własnym prześladowcą? Lilka na pewno nie miała żadnego.
Wstała z łóżka, zmęczona przewijającymi się przez głowę myślami i stanęła przed wysokim lustrem. Zrzuciła resztę ubrań i w stroju Ewy spoglądała w ostre odbicie. W przeszłości unikała takich scen. Uważała się za mało atrakcyjną ze względu na chude ciało i wystające kości żeber czy ramion. Nogi nie były ani długie, ani smukłe, ot ginęły w swej przeciętności. Niemal anorektyczny wygląd odbił się na kobiecych walorach: miała małe, sterczące piersi, przypominające dwa wygięte stożki. Pupa tak wielka, że nawet sukienki o rozmiar za duże nie potrafiły jej ukryć, sprawiała mniej zawodu, ale wciąż dokuczała swym przesadzonym rozmiarem. W zasadzie mogła jedynie poszczycić się delikatną, bladą skórą, niezwykle przyjemną w dotyku. Nawet twarz pozostawiała wiele do życzenia. Brudno-zielone oczy znikały pod okularami, wąskie usta było widać tylko wtedy, gdy się szeroko uśmiechała, co robiła niezmiernie rzadko. Mogła dziękować jedynie za to, że nie ma problemu z trądzikiem. Brązowe włosy jeszcze niedawno upinała w kucyk, lub kok ze względu na wygodę.
Tak było kiedyś. Dzisiaj obracała się na boki i podziwiała młode, nęcące ciało. Piersi może nie były duże, ale jędrne, a różowe, pełne sutki aż się prosiły o pieszczotę. Była chuda, ale wyprostowana mogła zauważyć pewną smukłość, zwiewność sylwetki. Nie była wysoka, ale przynajmniej miała proste nogi i kształtne stopy. Pupa... no cóż, w pewnych kulturach w zasadzie mogła być boginią płodności. Jednak najbardziej dumna była ze swojej twarzy. Za namową Lilianny wystylizowała fryzurę, podkreślając eliptyczny kształt głowy i posągowe rysy. Liczne godziny spędzone z przyborami do makijażu uwypukliły arystokratyczne linie, o których była święcie przekonana przyjaciółka. Ale nawet w tej chwili, gdy nie miała na sobie żadnej kreski, pomadki i pudru, była dumna z darów matki natury. W końcu nie obdarowała jej kulfoniastym nosem, krzywym zgryzem czy odstającymi uszami. Wszystko było na miejscu i wprawiało w ekscytację.
- Marta, kolacja, na miłość Boga!
- Już idę! Jezu. - Ostatnie powiedziała już ciszej.
Ubrała się pośpiesznie i z rozmarzoną miną zbiegła do kuchni.
***
Czwartek i piątek minęły błyskawicznie, kiedy dwie przyjaciółki skupiły się na przygotowaniach. Kiedyś Marta nie pomyślałaby, żeby przesunąć naukę na dalszy plan, a teraz zawaliła sprawdzian oraz kartkówkę i nawet się tym nie przejęła. Jej myśli krążyły tylko wokół Kamila i fantazji o upojnej sobotniej nocy. Obie były podekscytowane i miały podobne plany, tylko o zupełnie innych chłopakach. W duchu Marta była wdzięczna, że o wiele atrakcyjniejsza Lilianna nie interesuje się jej księciem. Nie miałaby szans z o wiele bardziej doświadczoną przyjaciółką, która „zjadała” chłopaków z tą samą łatwością, co piła kawę.
Rodzice zaniepokoili się jej stanem, ale, co było dla niej nowe, wyłgała się wyjątkowo nieprzyjemnym okresem. Niedawno odkryła, że miesiączkowanie u młodej dziewczyny jest niebywale skuteczną bronią w wymuszaniu na innych pewnych zachowań. Nauczyciele dawali jej fory, nawet kobiety; z lekcji wychowania fizycznego coraz częściej rezygnowała, za każdym razem mniej starając się o wiarygodność swoich kłamstw. Rodzice nie okazali się wyjątkiem i na hasło „okres” mieli ochotę zniknąć pod ziemią, gdzie bezpiecznie przeczekaliby kilka następnych dni. Marta była tak pochłonięta przygotowaniami, że nawet nie zauważyła zniknięcia gamoniowatego prześladowcy.
W końcu wybiła godzina największego egzaminu w życiu Marty. Wyposażona w kobiecą broń: obcisłą miniówę, zbyt wysokie szpilki, wylakierowaną fryzurę i wyzywający makijaż, wkroczyła do domu Kamila pod rękę z Lilką. Przyjaciółka oczywiście przewyższała ją w każdym aspekcie wyglądu i fizycznych warunków, ale Marcie nie przeszkadzało skupienie męskiej uwagi na Liliannie, dopóki wśród zainteresowanych nie było Kamila.
Wkroczyła do rozedrganego i błyskającego kolorowymi światłami domu z lękiem w duszy i wątpliwościami w sercu. Co rusz atakowały ją myśli, że nie wygląda dostatecznie atrakcyjnie, że dobrała źle makijaż, Kamil okaże się gejem, albo na okolicę spadnie wielki meteor i wszystkich zabije. Kiedy dostrzegła chłopaka, przez moment zapragnęła, by wielka kosmiczna skała jednak uderzyła w ziemię.
Wyglądał zjawiskowo w obcisłej metalicznej koszuli z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami. Zapragnęła chwycić go za ciemne włosy postawione na żelu i zaciągnąć do pierwszego lepszego pokoju, w którym spędziliby upojną noc. Przebrała nogami, skupiając wzrok na przylegających do ciała dżinsach, a szczególnie na kroczu, które zwiastowało nieopisane rozkosze. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegła, że w półokręgu, którego centrum stanowił obiekt jej westchnień, znajduje się również Konrad, który z niesamowitym luzem dyskutował z pozostałymi. Dziwna myśl przeszyła Martę. Podejrzenie, że chłopak tak naprawdę nie podkochiwał się w niej, a śledził na czyjeś zlecenie, zaczęło kiełkować. Skoro tak swobodnie rozmawiał z Kamilem i jego kumplami, oznaczało to, że jej ukochany zlecił podstęp. Miała ochotę wyć z radości do księżyca.
Na razie była niewidoczna, o ile można tak powiedzieć o młodej, seksownej dziewczynie w podpitym towarzystwie. Jednak Kamil jej jeszcze nie dostrzegł, więc było to równoznaczne z niewidzialnością. Tylko Konrad ją zobaczył, co wywołało dziwną reakcję. Uśmiech zniknął z jego twarzy i wyglądał jakby chciał uciec. Zamiast tego spuścił głowę.
Mijały godziny, a impreza coraz bardziej zdawała się dla Marty najgorszą klęską. Książę z niezliczonych fantazji kompletnie ją ignorował, mimo, że kręciła się bez przerwy w pobliżu. Pozazdrościła Lilce, która bardzo szybko przystawiła się do jej celu i zniknęła gdzieś w zakamarkach sporego domostwa. Chciała posiadać odwagę przyjaciółki i wziąć sprawy w swoje ręce. Zamiast tego piła kolejne drinki, wkurzona na samą siebie za bezradność.
Gdy przygnębienie osiągnęło apogeum, los uśmiechnął się do dziewczyny. Już zamierzała opuścić towarzystwo, które wyraźnie zbliżało się do limitu tolerancji na alkohol, kiedy usłyszała metaliczny, niski głos.
- Cześć Marta.
Odwróciła się powoli, jakby spodziewała się, że za plecami znajduje się niesłychana groza. Gdy zobaczyła uśmiechniętego Kamila, nie pomyliła się wiele. Stała jak wryta, spijając cudowny widok i zapominając o rzeczywistości.
- Jak się bawisz?
- Wyśmienicie. - „Proszę, weź mnie”.
- Fajnie, że wpadłaś.
- Yhm. - „Chcę ci się oddać”.
- Wybacz, że nie porozmawialiśmy wcześniej, ale wiesz, muszę pilnować, żeby nikt czegoś nie uszkodził. Starzy nie daliby mi żyć.
- Zupełnie rozumiem. - „Dlaczego jeszcze nie zerwałeś ze mnie ubrania?”.
- Moglibyśmy pójść w jakieś bardziej ustronne miejsce?
- Oczywiście! - Za późno ugryzła się w język.
Poprowadził ją pomiędzy niedobitkami do pokoju na uboczu. Wbrew logice nie zapalił światła, więc jedynym blaskiem były latarnie, przebijające się nad równo posadzonymi i przyciętymi drzewkami. Mimo mroku rozpoznawała kontury mebli i szybko zrozumiała, że znajdują się w sypialni. Zrobiło jej się gorąco.
Chłopak usiadł na łóżku i poklepał pościel, dając jej znak, by się dosiadła. Jak spłoszona łania, zbliżyła się powoli, zapominając o całej zmysłowości i seksapilu, który trzymała na tę chwilę.
- Wyglądasz pięknie.
- Dzięki, ty też nieźle się wystroiłeś.
- Słyszałem, że ci się podobam.
- Od kogo?
- Od Konrada. Mówił, że za mną szalejesz.
Nie odpowiedziała, ciesząc się w głębi serca, że ciemność skrywa jej rumieńce.
- Schlebia mi, że się mną interesujesz. Szczególnie, że wyglądasz bosko.
Zaśmiała się, ale nie miała odwagi spojrzeć na rozmówcę.
- Wiesz, chętnie bym cię lepiej poznał, ale to niemożliwe.
- Dlaczego?! - Stalowy sopel przeszył jej serce.
- Mam kogoś. Nie powinienem robić takich numerów.
- Może nie jesteście dla siebie stworzeni? W końcu jesteś tutaj ze mną, nie z nią.
- To prawda. - Zaśmiał się. - Ale... no nie wiem.
- Jak mogę cię przekonać?
- Pocałuj mnie.
Pochyliła głowę i poczuła delikatne muśnięcie męskich ust, a po nim rozkoszny język, który wśliznął się jak włamywacz. Całował lepiej niż w najśmielszych fantazjach. Marta miała pustkę w głowie.
- Fajnie całujesz. Jednak to nie wystarczy. Nie mogę być z tobą, gdyż nie wiem czy mogę ci ufać.
- Jak mogę udowodnić, że możesz?
- Musisz przekonać moich kumpli.
Zanim zdążyła zapytać, o co mu chodzi, rozbłysła lampa boleśnie ją oślepiając. Gdy odzyskała świadomość, zrozumiała, że nie są sami. Obok masywnej szafy stało dwóch kolegów, z którymi Kamil rozmawiał wcześniej. Zerkali po sobie i podśmiewali się obleśnie. Ich spojrzenia wystarczyły, by zrozumiała, w jaki sposób ma zaskarbić sobie zaufanie Kamila.
- Nie podoba mi się to. Wychodzę.
- Dokąd idziesz? Zabawa się dopiero rozkręca - odrzekł ten stojący bliżej drzwi, jednocześnie odcinając drogę ucieczki.
Odwróciła się do Kamila z błagalnym wyrazem twarzy. Ten jednak nic nie rzekł, tylko zaczął się rozbierać. Po chwili zupełnie bezwstydnie stał przed nią nagi, masując penis.
- Podobam ci się? Twoje milczenie uznam za „tak”. Chciałbym cię spróbować, ale moi kumple nie wybaczyliby mi, że nie spytałem ich o zdanie.
Odwróciła się i z przerażeniem zrozumiała, że znajduje się w pokoju z trzema nagimi, napalonymi chłopakami. Całe pożądanie gdzieś uleciało, pozostawiając wyłącznie lęk. Umysł odzyskał sprawność i brutalnie dawał jej do zrozumienia, że może albo się poddać woli kolegów, albo walczyć. Tylko, że walka z trzema sportowcami mogła skończyć się naprawdę źle.
- Pomocy!
- Oj, rozczarowujesz mnie. Kto cię usłyszy przy tej muzyce? Z resztą wszyscy są już pijani. - Podszedł bliżej, hardo gapiąc się na zszokowaną Martę. - Posłuchaj, nikt nikomu nie chce wyrządzić krzywdy. Chcemy się zabawić. Podobasz nam się, serio. Gdyby tak nie było, nie zamknęlibyśmy się z tobą w pokoju. Cały wieczór o tobie rozmawialiśmy. Nakręciłaś nas. Z reszta sama zobacz, jaki jestem sztywny. Chcesz go dotknąć?
Chwycił ją za rękę. Próbowała stawiać opór, ale ciepły kutas pod palcami przełamał chęć walki. Przecież tego pragnęła. Dotknąć go, poczuć, pozwolić się wypełnić nasieniem. Marzyła o tym od tygodni i właśnie marzenie się urzeczywistniało. Nie było idealnie, nie chciała mieć towarzystwa, ale czy zadowolenie jego kumpli nie było małą ceną za noc z Kamilem? Przecież była strasznie napalona, nieraz fantazjowała o kilku naraz. Co zaszkodzi spróbować? Załatwi tamtych szybko i resztę nocy spędzi ze swoim księciem.
Objęła sztywną pałkę i pomasowała ją. Kamil znów przyssał się do jej ust, bardziej stanowczo i brutalnie, ale wciąż przyjemnie. Zatraciła się w tańcu ich języków i zesztywniała dopiero, gdy poczuła obce dłonie na swoim ciele. Przez ułamek sekundy chciała stawiać opór, ale przypomniała sobie o stawce. Spróbowała się delektować chwilą. Tamci nie byli zbyt delikatni, szczypiąc i ściskając jej pośladki, ugniatając i szturchając piersi. Mimo wszystko przeszyły ją dreszcze, gdy na szyi poczuła usta, a czyjaś ręka wśliznęła się pod sukienkę. Ta z resztą długo na niej nie pozostała i wkrótce kręcąc powolne piruety, traciła kolejne części garderoby, wpatrując się w zadowolone miny chłopaków. Wtulali się w nią, całowali i macali. Próbowała odwzajemnić doznania, ale była tylko szmacianą lalką w ich objęciach. Czasem pochwyciła jakiegoś kutasa, ale traciła orientację, kogo całuje. Wtedy ktoś ją pchnął na łóżko.
Upadła miękko, obserwując z obawą trzech rosłych chłopaków. Wciąż uśmiechnięci w ten specyficzny sposób zarezerwowany dla oprawców, mających swoją ofiarę w garści, otoczyli ją. Pierwszy z nich, krępy i niski, o kręconych ciemnych włosach, klęknął przed nią i bezwstydnie przyglądał się zaróżowionej cipce, nakładając jednocześnie prezerwatywę. Gumka była pierwszym przyjemnym widokiem w całej scenie. Zasłoniła piersi, czekając trwożnie, co też zrobi. Bez krzty delikatności wszedł w nią, aż jęknęła. Widok sapiącego z podniecenia kolegi, zasłonił drugi z nich. Lepiej zbudowany, prawie jak Kamil, mógłby być nawet przystojny, gdyby nie straszna opryszczka i rude włosy. Nie lubiła rudzielców.
W przeciwieństwie do kumpla cechowała go nerwowość. Oddychał szybko, przygryzając dolną wargę. Klęknął nad brzuchem Marty i bez skrępowania zaczął pocierać fallusa o jej piersi. Wyglądało to obrzydliwie, ale nie powiedziała nawet słowa. Chciała, żeby skończyli jak najszybciej. Rudzielec szybko zrozumiał, że biust Marty nie nadaje się do hiszpańskiej miłości. Przybliżył się
i unosząc jej głowę, wsadził kutasa do ust. Próbowała się zapierać, ale nie miała szans. Pozwoliła, żeby śmierdzący potem i moczem penis penetrował jej usta, mając nadzieję, że brak oporu pobudzi dodatkowe bodźce. Cały czas myślała o wielkim finale z Kamilem w roli głównej.
Kędzierzawy ruchał, bo to słowo najlepiej pasowało do przesuwającego się na boki łóżka, kiedy niewprawiony w miłosnych igraszkach chłopak napierał na nią całym ciałem. Rudy jegomość również nie pozostawał w tyle, wprowadzając Martę w konsternację. Przypuszczała, że gdyby zobaczyła tę scenę z boku, roześmiałaby się do rozpuku. Jednak zamiast wybuchnąć szyderczym chichotem, uzbroiła się w cierpliwość.
- Moim kumplom nie podoba się, jak ich traktujesz. - Znajomy głos z tyłu przemówił zimnym tonem.
Nie miała wątpliwości, że chłopaki świetnie się bawią, zapychając jej otwory, ale teraz chodziło o danie przedstawienia dla jednego bardzo pożądanego widza. Dlatego rozluźniła nogi, by pierwszy wchodził głębiej. Objęła pośladki drugiego i zaczęła jęczeć jak na filmach porno. Szybko przekonała się, że pomysł był bardzo dobry, gdyż obaj jęczeli wniebogłosy. Nie czerpała z seksu żadnej przyjemności. Dopiero teraz doceniła umiejętności i rozmiary nauczyciela geografii. Kędzierzawy i rudy potrafili tylko walić na oślep biodrami, wymachując kutaskami godnymi pożałowania. Wmawiała sobie, że sytuacja jest przyjemna, doświadcza zbliżenia po tygodniach abstynencji, a jednak nie potrafiła odnaleźć radości. Pozostało czekać na księcia.
Pierwszy doszedł nerwus. Zapiszczał dziecinnie, kiedy wyładował całe napięcie w usta Marty. Zebrało jej się na wymioty, ale dzielnie przełknęła gęstą, słoną spermę. Chłopak zwalił się nieprzytomny. Masywny chłopak doszedł wkrótce po kumplu, ale domyśliła się tego wyłącznie po wyrazie jego twarzy, która zdawała się topić od rozkoszy. Podniosła się niepewnie i podkuliła nogi pod siebie, obracając się w stronę Kamila. Uśmiechał się z satysfakcją i masturbował. Z radością zauważyła, że góruje nad tamtą dwójką, przynajmniej jeśli chodzi o kawał pały sterczącej między nogami.
- Szybko ich obrobiłaś. Musisz być niezłą kurewką. - Nie spodobała jej się ta uwaga, ale nie okazała dezaprobaty.
- Czas, żebyś spróbowała prawdziwego faceta. Ssij mi chuja.
Podszedł do krawędzi łóżka z miną pełną pogardy. Nie tak sobie wyobrażała pierwsze zbliżenie z chłopakiem jej marzeń. Miało być intymnie, romantycznie; chwile pełne oddania i uwielbienia miały wydzielać kolejne godziny spojenia dwóch gorących ciał. Zamiast tego objęła ustami penis, który nie pachniał kwiatami jak w jej fantazjach. Pracowała językiem, dumna, że wreszcie może skosztować Kamila. Ten jednak nie podzielał jej podejścia i najwyraźniej naoglądał się zbyt wiele pornosów. Chwycił ją za głowę i wpychał kutasa tak głęboko, jak potrafił.
- O tak, zdziro, ssij go.
Dławiła się i to nie na żarty. Położyła ręce na biodrach Kamila, chcąc się odeprzeć, ale wysiłki spalały na panewce. Skupiła się wyłącznie na oddychaniu, błagając w duchu, by szybko doszedł lub się znudził. Słyszała jego jęki i pokpiwania pozostałych, kiedy czerwieniła się i wierciła od nadmiaru mięsa w buzi. Wreszcie odpuścił jej.
- Odwróć się, przelecę twoją dupę.
Nic nie mówiła, tylko posłusznie się obróciła. Widząc miny tamtych, spuściła głowę. Ciarki przebiegły po plecach. Kamil nie okazał się lepszy od kumpli i wszedł w cipkę bez ostrzeżenia całym ciężarem. Poczuła nieprzyjemne pieczenie i zrozumiała, że seks wcale jej się nie podoba. Musiała jednak grać do końca.
- Och, ale jesteś ciasna. Ale ja już cię poszerzę.
Chciała wyparować, że nie jest to możliwe, co by wiedział, gdyby uważał na lekcjach biologii, ale zdusiła chęć wchodzenia w konflikt. Mimo wszystko tym razem poczuła kutasa w sobie. Kamil był trochę bardziej wprawiony, ale wciąż seks dla niego oznaczał jak najszybciej i jak najmocniej. Nie mogła tego nie poczuć i mimowolnie jęczała. Chłopak dyszał ciężko i walił ją w pośladki, odbierając ostatnie resztki rozkoszy, które jeszcze się w niej tliły. Postanowiła mu pomóc.
- O tak, ale jesteś wielki. - Aktorstwo nie było jej mocną stroną, ale była dostatecznie zmotywowana. - Rżnij mnie, jestem cała twoja.
- Tak jest! Jesteś moją dziwką, moją niewolnicą.
- Jestem, a teraz zrób ze mną, co chcesz. Zalej mnie spermą.
Nie miała pojęcia, że ostatnie zdanie było prorocze. Gdy było za późno, zobaczyła, że tamci dwaj masturbują się i powoli zbliżają do klimaksu. Niespodziewanie Kamil wyskoczył z niej i mocnym chwytem przewrócił na plecy. Leżała tak zaskoczona, obserwując obleśne miny trzech niedorobionych muszkieterów. Chwilę później spryskali ją nasieniem, jęcząc, wzdychając i wzywając imiona wszystkich świętych.
Zdezorientowana wstrzymała oddech i cierpliwie czekała, aż skończą. Po wszystkim, jakby na dowód ich ułomności, podeszli do okna i zapalili papierosy, śmiejąc się i komentując coś pod nosem. Wykorzystała ten moment i starła z siebie spermę, po czym ubrała się szybko. Gotowa do wyjścia rzuciła jeszcze okiem na Kamila. W pierwszej chwili go nie poznała. Nie widziała gorącego przystojniaka o boskim ciele i wyrazistej twarzy, a mięśniaka pozbawionego honoru, dzieciaka, który musi się jeszcze wiele nauczyć. Pokręciła głową, nie wiedząc czy śmiać się czy płakać. Gdy zbliżyła się do drzwi, usłyszała:
- Niezła z ciebie suczka. Wkrótce to powtórzymy.
- Twoje niedoczekanie.
Nie została, by zobaczyć jego reakcję czy usłyszeć co ma do powiedzenia. Kamil oficjalnie dla niej umarł. Ruszyła między zapitymi imprezowiczami, by jak najszybciej opuścić to małe piekiełko. Kątem oka zobaczyła Konrada, ale nie poświęciła mu nawet sekundy. W pewien sposób był jeszcze gorszy od tamtych - bezmyślny piesek na usługach kumpla. Na co liczył? Kamil miał go poklepać po ramieniu? A może po wszystkim, to on miał się jeszcze z nią zabawić? Zimny dreszcz przebiegł od stóp do głów, więc opatuliła się rękami.
Mrok nocy przyjęła ze zbawienną ulgą.