Na górze róże, na dole... na górze... Nie mogę się skupić, chodźmy sięEKHEM! (II) Okiełznać
8 września 2021
Na górze róże, na dole... na górze... Nie mogę się skupić, chodźmy się...
Szacowany czas lektury: 46 min
Część II.
Do osób czytających:
Mam szczerą nadzieję, że poniższy tekst Ci się spodoba. Jeśli tak, to na pewno docenię zostawiony komentarz. Jeśli się nie spodoba, to też docenię wyjaśnienie dlaczego.
Generalnie informacje zwrotne są super. Pozwalają na ulepszenie warsztatu i zachęcają [bądź zniechęcają (nie mnie)] do dalszego pisania. To naprawdę istotne dla autorów.
Polecam komentowanie i z góry za nie ogromnie dziękuję.
A jak nie, to chociaż ocenę polecam. To też się przydaje. Zaręczam. I nawet wyskakuje pod koniec lektury to upierdliwe okienko. Tam trzeba 2 (słownie: dwa) razy kliknąć niestety, żeby głos się zapisał (najpierw gwiazdkę, a potem "głosuj").
A tak poza tym...
Zmiana narracji oznaczona tak jak poprzednio "~~".
Słowniczek obcych wyrazów na końcu teksu.
Miłej historyjki. <:
Dźwięk podnoszonych rolet antywłamaniowych nie był najprzyjemniejszym sposobem pobudki. Jednakże wyłączenie upierdliwych lamp UV Jordan przyjęła z wdzięcznością. Nawet, jeśli tym razem była odporna na ich wysysające wampirzą energię działanie, to ich wszechobecna jasność irytowała ją niemniej niż wcześniej.
Od razu zaczęła szukać wzrokiem swojego gościa. A daleko szukać nie musiała, bo Nir leżała na niej połową swojego ciała. Rękę ułożyła jej na klatce tak, że dłoń była częściowo na piersi. Na drugiej zaś, spoczywała głowa dziewczyny. Prawą nogę z kolei zarzuciła na jej uda. Spała w najlepsze, za nic mając szuranie i turkotanie, dochodzące ich uszu.
Jordan uśmiechnęła się do siebie. Całkiem przyjemnie w sumie to wszystko wyszło.
Delikatnie wysunęła się spod małolaty i zanim jeszcze rolety zdążyły unieść się do końca, ona już była na dole.
Oparła się o framugę drzwi do przedpokoju i czekała, aż jej siostra wejdzie do środka.
— Wisisz mi koncert Zimmera! – burknęła na wstępie postać. Przeszła przez próg, zdjęła buty i rzuciła w Jordan swoim płaszczem. — W kieszeni masz worek ze średniej jakości A Rh-. Nic lepszego nie udało mi się dostać — oświadczyła i bez jakichkolwiek konwenansów ruszyła wgłąb mieszkania.
Jordan wywróciła oczami, odwiesiła płaszcz na wieszak i sięgnęła do jego wnętrza. Z obrzydzeniem patrząc na szpitalny worek, podążyła za siostrą do salonu. Tamta już sięgała do barku po butelkę z płynem w tęczowych barwach.
— O. Przynajmniej masz jeszcze tę ambrozję. Dobrze mi zrobi, zanim opierdolę cię z góry do dołu.
Czarnowłosa wywróciła oczami i chciała podać jej szklankę, ale starsza wzgardziła. Zamiast tego odkorkowała butelkę i pociągnęła z gwinta. Po kilku łykach jej twarz zdawała się być zdecydowanie spokojniejsza.
Wciąż trzymając naczynie, zajęła miejsce na fotelu i spojrzała na siostrę. Gospodyni sięgnęła po własne szkło i wlała tam zawartość worka. Nawet czując głód, nie potrafiła się zmusić, żeby wypić prosto z tego obleśnego opakowania. Starczyło na dwie szklanki, więc mały obiad zaliczony. Niesmaczny i jak na tyle czasu postu niedostateczny, ale wystarczający, by przestała odczuwać to upierdliwe pragnienie. W końcu.
— No, dobra. Mów, co się stało. Bo sądząc po… — urwała i pociągnęła nosem. Chwilę węszyła w powietrzu. — Uuu… No wiesz? Wyczuwam obiad najwyższej klasy, a ty właśnie pochłonęłaś te ochłapy — powiedziała z porozumiewawczym spojrzeniem. — Może jednak ci daruję ten koncert… — Odstawiła butelkę i pomknęła prosto do sypialni.
Jordan rzuciła się w pogoń. Wiedziała, że jeśli Cerion spróbuje Nir – będzie miała znacznie więcej do tłumaczenia.
Zatrzymała siostrę chwilę przed rzuceniem się na śpiącą.
— Nie — powiedziała szeptem. — A przynajmniej nie teraz.
Cerion przeszyła ją złowrogim spojrzeniem. Nie lubiła, kiedy ktokolwiek bronił przed nią ludzi. Do tego wyjątkowo nie lubiła podejścia Jordan, która nie traktowała człowieka jedynie jako pokarmu.
— Nie, bo co? — warknęła. — Nie mów, że znów postanowiłaś zapoznać swój obiad.
— Straciła sporo krwi — próbowała ją przekonać. — Jak się nieco zregeneruje, to nie będę ci bronić.
Cerion mierzyła ją chwilę swoimi złotymi oczami, ale w końcu dała za wygraną.
— Dobra. Ale niech się regeneruje szybko — rzuciła i na powrót ruszyła w stronę salonu.
W czasie rozmów, Jordan zdążyła zebrać spory opierdziel za nieodpowiedzialne korzystanie z systemu, za nieodpowiedzialne łowy, za nieodpowiedzialny sposób komunikacji… Generalnie za wszystko, co robiła. Wszystko było nieodpowiedzialne i niegodne pozycji wampira.
Dowiedziała się też, że Cerion była w Bukareszcie, a ich młodsza siostra przebywa obecnie na Alasce. Stąd obu, zupełnie nie po drodze było uwalnianie Jordan z jej własnego mieszkania.
Aczkolwiek, gdy tylko Cerion wyładowała swoje frustracje, przeszły do zwykłej, przyjacielskiej rozmowy. Złośliwości ograniczyły więc do niezbędnego minimum.
~~
Budzę się. I mam to wspaniałe uczucie, w którym nie rozpoznaję mojego otoczenia. Patrzę na wszystko wokoło i za nic nie mogę sobie przypomnieć gdzie jestem.
Za oknem jest ciemno. W ogóle, w pokoju panuje półmrok, co wydaje mi się zaskakujące.
Chwila! Okno. Okno jest lekko uchylone! I widać co jest na zewnątrz!
Wszystko wraca do mnie w oka mgnieniu. Rozglądam się w poszukiwaniu Jordan, ale nie wyczuwam jej obecności.
Wstaję. Nareszcie mogę wyjść! Nareszcie mogę… Chwila. Czemu nie mam spodni?
Znów patrzę po pokoju. Są. Przewieszone przez ramę łóżka.
No, przynajmniej zostawiła je na miejscu. Ale skoro jej tu nie ma, to mam trochę czasu, żeby nieco pobuszować. W końcu… W tej koszuli nie wyjdę na dwór. Przydałoby się coś nieco cieplejszego.
Duże, przesuwne drzwi sugerują szafę. Za nimi widzę jednak nie tyle szafę, co całe pomieszczenie wypełnione półkami i wieszakami z ubraniami. Wchodzę do środka i z ciekawością przyglądam się perfekcyjnie poukładanej garderobie. Widzę wieszak z bluzami. Już nawet wyciągam rękę, kiedy nagle przypomina mi się, że wypadałoby najpierw zapytać właścicielki. Nawet jeśli to, że nie mam się w co ubrać jest ewidentnie jej winą.
Wzdycham więc i wychodzę. Zasuwam drzwi i czuję, jak ktoś na mnie patrzy. Nie pachnie jak Jordan.
Odwracam się.
W drzwiach stoi kasztanowłosa kobieta. Wysoka, szczupła, nieco starsza z rysów niż Jordan. Ale wciąż niesamowicie pociągająca. Z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi. I urodą taką… Nieco indiańską jakby. Ciemne pukle falowanych włosów okalają jej pociągłą twarz. Na nosie i pod oczami ma kilka ciemnych piegów. A oczy… Oczy ma kurczę złote. Nigdy jeszcze nie dane mi było spotkać kogoś ze złotymi oczami. Trochę przypomina mojego kota.
Rzuca się na mnie też jak mój kot.
No kurwa.
Przyciska mnie do ściany obok drzwi do garderoby. I oczywiście wkłuwa się zębiskami w szyję.
No świetnie.
— Odwal się ode mnie! – krzyczę i wolną ręką łapię ją za ucho. Wbijam paznokcie w małżowinę i ciągnę mocno.
Irytuje się. Ale nie odstępuje od ssania. Z impetem wciska palce idealnie w nerwy przy moim łokciu. Ten kurewski prąd, jaki się stamtąd rozchodzi sprawia, że puszczam jej ucho.
Niedobrze. Zasrana pijawa nie odstąpi. Co by tu…
— Mogłabyś się najpierw chociaż kurna przedstawić – mówię. – Żebym wiedziała, kogo mam wyklinać.
A ona odrywa się. Jeszcze zanim ciemnieje mi przed oczami. No wow.
Patrzy na mnie. Nieco rozbawiona. Pewnie moim tekstem. He he.
Ale zdecydowanie bardziej patrzy zaintrygowana. Wygląda trochę jakby zobaczyła ducha. Nie wiem o co chodzi. Ona z resztą pewnie też. Może to, co mówiła Jordan to faktycznie nie jest ściema? Może moja krew serio jest jakaś super dziwna?
— Czym ty jesteś? – pyta w końcu.
— Twoją starą – odpowiadam z irytacją. To traktowanie mnie jako przekąski chyba denerwuje mnie bardziej, niż mi się wydawało.
Wlepia mi plaskacza i za gardło przyciska do ściany. Widzę, że już szykuje te swoje oczęta na jakiś hipnotyczny szacher-macher. Wokół nas powstaje ta dziwna aura… Też mi nowość.
— Cerion, puść ją — słyszę głos Jordan. — Wiesz, że nie lubię, jak rządzisz się moim jedzeniem.
Kobieta waha się przez chwilę. Zaciska usta z niezadowoleniem, ale puszcza mnie. Odwraca się do Jordan.
— Co to jest? — pyta zdezorientowana. — Najpierw smakowała tak cudownie, a później… — spojrzała na mnie z odrazą. — Później zaczęła być wręcz toksyczna. I czemu u licha to coś się świeci?! — dorzuca, wskazując na moją głowę.
Jordan wzrusza ramionami. Ale zauważam lekką zmianę w jej zachowaniu. Ta nowa kobieta najwyraźniej potwierdziła jakieś teorie, które wampirka sobie poukładała w głowie. Zakładam, że to te pro-anielskie.
Bożu… Biedne. Myślą, że jestem jakimś mitycznym zjawiskiem. Ach, co ten raw food* robi z człowiekiem? Heh.
Stoimy tak chwilę i każdy chyba czeka na ruch pozostałych. W moim przypadku takie czekanie może się różnie skończyć, więc postanawiam działać.
— Ammm… Nie, żeby przeszkadzała mi ta nasza napięta cisza, ale widzę, że dom już otwarty. Więc… Byłabym wdzięczna jakbyś dała mi coś nieco grubszego, Jordan — wymownie łapię za fragment koszuli. — I… — och shit. Dopiero teraz widzę, co wampirzyca ma na sobie. Niby zwykła, czarna koszulka. W sumie podobna do tej, którą mi dała. Też satynowa i na guziki. I oczywiście rozpięta u góry, przez co zrobił się całkiem spory dekolt. Rozpuszczone włosy zagarnięte na bok. W lekkim nieładzie. Długie, gołe nogi i bose stopy. No zapiera mi dech.
Materiał koszuli spływa kaskadą, co jakiś czas przylegając do jej ciała i uwidaczniając jego kształty. Sięga idealnie do końca pośladków. Czuję, jak robi mi się mokro między nogami. Widok dopiero co obudzonych kobiet działa na mnie lepiej niż najlepsze erotyki tego świata.
Głośno przełykam. Aż w końcu przypominam sobie, żeby oddychać. Nabieram powietrza i odwracam głowę, żeby się otrząsnąć.
— Iii? — ponagla mnie.
— I chciałabym odzyskać moją bluzę. Może uda mi się ją zszyć — mówię, podchodząc do łoża (bo łóżkiem tego ogromu nazwać nie można).
— Wooow, Jordan. No tym razem to naprawdę znakomicie sobie wybrałaś – mówi prześmiewczo Cerion. — Nie dość, że młoda, chłopięca i pyskata, to jeszcze podnieca się na sam twój widok. No gratuluję.
— Nikt się nie podnieca — zaprzeczam, co jest totalnie bez sensu.
— Uhuuum. A ta zmiana zapachu w pokoju, to co, ja? Wampiry nie pachną.
— Ta, jasssne. I dlatego postanowiłaś wylać na siebie całą butelkę perfum? Przykro mi, ale twój zapach po prostu się z nimi wymieszał. I to w nieprzyjemny sposób — odgryzam się.
— To wciąż nie wyjaśnia tego, co tu się zaczęło unosić. Aromat…
— Dobra, skończ — przerywam jej. — No wlazła tu roznegliżowana i mnie zaskoczyła tymi swoimi długimi nogami! Nie rozumiesz, że jestem w szoku? — teatralnie odgrywam rozpacz. Gestykuluję nawet, jak w prawdziwej, greckiej tragedii. — Najpierw rozszarpała pieski, potem mnie prawie zabiła, potem uratowała, potem zamknęła w domu, a teraz jeszcze jakaś stara pijawa przyssała się do mojej szyi! Ty wiesz jakie to jest stresujące? Ciesz się, że nie jestem skunksem!
~~
Jordan parsknęła śmiechem. Cerion popatrzyła na nią z uniesiona brwią. Też się nieco uśmiechała. Założyła ręce na piersi i skinęła w stronę Nir.
— No dobra. Ta ci się udała. Masz więcej? — zapytała.
Młodsza siostra z rozbawieniem pokręciła głową i ruszyła do garderoby. Wyciągnęła z niej grubą, białą bluzę i podała dziewczynie. A kiedy ta ją na siebie zakładała, wampirzyca wykorzystała super szybkość i skoczyła do łazienki, skąd przyniosła poniszczone ubranie.
— Ok. To wymaż jej pamięć i niech idzie, bo mamy trochę do pogadania – rzuciła Cerion.
Jordan uśmiechnęła się do niej wymownie.
— No właśnie… — zaczęła.
— Chciałabyś! — wycedziła Nir. — Wszystko będę pamiętać! Muszę wiedzieć, gdzie mam nie chodzić.
— Na nią to nie zadziała – wyjaśniła czarnowłosa.
— Jak to „nie zadziała”? — niedowierzała Cerion. – Czyli ona faktycznie nie jest człowiekiem?
— Jestem superczłowiekiem – wcięła się, hiperbolizując. – Moja wegańska raw foodowa krew kiśnie jak ktoś ją siłą zabiera, a kwitnie jak jest oddawana dobrowolnie. A mój trening druida pozwolił mi na wykształcenie w sobie leśnego zmysłu. Teraz jestem w jednej trzeciej rośliną. A na rośliny wasze hipnotyczne zagrania nie działają!
Z każdym słowem jedna brew Cerion wędrowała coraz wyżej. Druga natomiast niebezpiecznie zbliżała się do oka. Zerknęła na siostrę, a potem znów na Nir.
— Przesadziłam? – spytała dziewczyna.
— Ale tak odrobinę – ironizowała Cerion. Nawet posiliła się o podkreślenie słów gestem zbliżonych do siebie palców. – Prawie ci uwierzyłam.
— A niech to – machnęła ręką. – Byłam tak blisko. Ale nie martwcie się, nawet jakbym chciała cokolwiek zgłosić, to i tak nikt mi nie uwierzy… Więc raczej sobie daruję. Możecie spać spokojnie.
Obie parsknęły dokładnie w ten sam sposób.
— A tak przy okazji spania… Zostajesz tu na noc, czy masz jakąś swoją hacjendę? – zagadnęła młoda, stając w drzwiach i patrząc na Cerion.
— A czemu miałoby cię to obchodzić?
— Aaaaa… taka tam, ciekawość… – na chwilę zawiesiła wzrok na Jordan. Jakby prosiła ją o uściślenie odpowiedzi. Pani domu uśmiechnęła się widząc jej szczere próby wywarcia na nią wpływu.
— Mieszkam sama – wyjaśniła. – Cerion ma swoją willę, ale wątpię, by zamierzała spać w nocy. Wiesz… wampiryzm i te sprawy. Inna pora aktywności...
Nir całkiem szczerze przypadły do gustu te ich gierki słowne. Cynizm i ironia. Wampirzyce również bawiło jej podejście. A zwłaszcza te jej mało wnoszące docinki.
— No to… pójdę pozbierać resztę moich rzeczy i opuszczam ten mroczny przybytek.
Kiedy dziewczyna wychodziła, chwilę patrzyły sobie z Jordan w oczy. Jakby obie chciały sobie coś powiedzieć, ale jednocześnie obie czuły, że nie wypada. W końcu Nir opuściła domostwo i ruszyła za ogrodzenie. Jordan natomiast z niechęcią przyjęła dalszą obecność Cerion, gdyż jedyne, czego chciała, to śledzić dziewczynę. Zobaczyć gdzie mieszka, dokąd pójdzie. Stanąć jej na drodze i zrobić to wszystko, czego nie zrobiła, kiedy smarkula była obok.
Niestety zamiast spełniania fantazji miała do pogadania z siostrą. A ta już wysnuła kilka podejrzeń co do jestestwa Nir. Posiadała też wiedzę, której Jordan jeszcze nie zgromadziła, więc koniec końców zaufała jej i przedstawiła swoje domysły.
Rozmawiały długo. Rozpatrywały różnego rodzaju teorie i możliwości. Obie były zdania, że dziewczynę można by obserwować, więc przynajmniej Jordan będzie miała pratekst by mieć ją na oku.
Po ustaleniu strategii i kilku opowieściach z życia codziennego, kobiety rozstały się. W zgodzie i obietnicy szybszego i częstszego kontaktu. Jak zwykle.
Jordan patrzyła, jak Cerion odjeżdża swoim Bentleyem. Zaraz potem zamknęła drzwi i chciała udać się do garderoby, by wskoczyć w bardziej odpowiednie ciuchy i wyjść zapolować. Pozbyć się tego niesmaku po szpitalnym worku i wreszcie najeść się do syta. Kiedy jednak była w połowie schodów, usłyszała domowy dzwonek. Cerion na pewno nie dzwoniłaby, gdyby czegoś zapomniała. W końcu miała klucze.
Zaciekawiona zeszła z powrotem na dół i otworzyła drzwi.
Uśmiechnęła się ironicznie, kiedy zobaczyła w nich znajomą, rudą łepetynę.
— Am… Przepraszam… bo jakiś czas temu ktoś mnie napadł i w tym wszystkim zgubiłam telefon – teatralnie się przejmowała. Nawet w zakłopotaniu mięła dół bluzy. – No i nie wiem gdzie jest… Mogłaby pani do mnie zadzwonić i pomóc mi szukać? – dopiero teraz spojrzała na nią spode łba i uśmiechnęła się niewinnie.
Jordan rozpromieniła się w rozbawieniu. Przesunęła się, by zrobić smarkuli przejście i zaprosiła do środka.
— Dzięki. Dobrze mi poszło? – zapytała, wymijając ją. – Bo zastanawiałam się jeszcze nad tekstem „Cześć, pomyślałam, że nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, więc przyszłam jeszcze raz.” – powiedziała, ściągając buty.
— Trzeba było wybrać ten drugi – rzuciła zgryźliwie. – Nie mam twojego telefonu – wyjaśniła.
— Wiem, wiem. Wypuściłam go z ręki, jak zaczęłaś mnie całować. Pewnie leży gdzieś w krzakach…
Jordan zaskoczyło, że nawiązała do tego tak lekko. I właściwie… Co ona tu robi?
Kobieta widziała rozwiązanie. Ale tylko i wyłącznie jedno. Bardzo, ale to bardzo seksualne rozwiązanie. Wszelako nie rozumiała, dlaczego akurat teraz? Dlaczego dziewczyna nie mogła się przełamać wcześniej?
— Czy dobrze rozumiem – analizowała Jordan – Że czekałaś ponad trzy godziny na zimnie tylko po to, by wejść do mieszkania, z którego przez ostatnie kilkanaście godzin chciałaś się wydostać?
— Ale teraz to jest m o j a decyzja – zauważyła dziewczyna triumfalnie. – W pełni świadoma i po… – mimowolnie zmierzyła kobietę pożądliwym spojrzeniem. Zasłoniła sobie oczy ręką i odwróciła głowę.
— I weź się w końcu ubierz! Nie masz spodni, czy coś?
Jordan uśmiechnęła się z zadowoleniem. Już wiedziała, czego młoda tak bardzo potrzebowała. Dlaczego tak się wzbraniała.
Wcześniej faktycznie mogło to wszystko wyglądać, jakby nie miała wyboru. I gdyby jakkolwiek poszły dalej w tej relacji, Jordan pewnie wielokrotnie wracałaby myślami do ich początku. Czy był prawdziwy, czy wymuszony, czy Nir naprawdę coś czuje, czy to syndrom sztokholmski, czy tylko gra?
Teraz jednak, wszystkie te pytania odeszły. Zwyczajnie. Bo wróciła.
Została wypuszczona, a wróciła.
Kobieta podeszła do niej i położyła dłoń na nadgarstku. Nacisnęła, by dziewczyna obniżyła rękę i spojrzała na nią.
— Myślę, że tak naprawdę wcale nie chcesz, żebym się ubierała. Wręcz przeciwnie – powiedziała uwodzicielskim szeptem. Były tak blisko…
Tyle wystarczyło. Ruda wpatrywała się w jej oczy ze szczenięcym pragnieniem. Nawet nieco wyrwała się w górę, chcąc ją pocałować. Jordan odsunęła się lekko. Lekko. Nir znów się przybliżyła. Wciąż wlepiała w nią te swoje ogromne, świetliste oczy. Znów wykonała delikatny ruch do przodu, ale kobieta przytrzymała ją za szyję. Młoda nie wycofała się tylko dlatego, że wyraźnie widziała w nastawieniu Jordan pożądanie. Wyczuła, że kobieta odgrywa się na niej za całonocne trzymanie na dystans. Wiedziała też, że Jordan najpewniej woli sprawować nad wszystkim kontrolę.
Nie naciskała bardziej. Wpatrywała się w nią wyczekująco. Nie objęła nawet. Grzecznie czekała, aż zostanie obdarowana.
W końcu Jordan mocniej zacisnęła dłoń na jej szyi. Kciukiem uniosła podbródek i nakierowała jej usta prosto na swoje. Całując, drugą dłonią chwyciła w talii i przycisnęła jej ciało do swojego.
Z ust Nir wyrwał się cichy jęk zadowolenia, który tak poruszył Jordan, że miała wrażenie, jakby jej serce znów zaczęło pracować.
Nie był to dźwięk pożądania. Był to dźwięk ulgi i radości. Że po tak długim oczekiwaniu wreszcie dostała to, za czym tęskniła. Był to dźwięk osoby, która bała się, że nie uda jej się znów czegoś dosięgnąć, ale w końcu to zrobiła.
Wile, wiele lat minęło odkąd ktoś świadomy tak przy Jordan wzdychał. Ale nigdy nie była to dopiero co poznana osoba. Kobieta aż wycofała się nieco, żeby spojrzeć jej w oczy. Musiała dłonią osadzić ją z powrotem na ziemi, bo dziewczyna nie chciała przestać jej całować. Z zapytaniem patrzyła jej w oczy. A młoda niecierpliwiła się. Dłonie ją zdradzały. Co chwila lekko odrywały się od wampirzych pleców by zaraz potem znów do nich przylgnąć. Zupełnie, jakby małolata nie mogła się zdecydować, czy je zabrać, czy nie.
Kiedy Jordan przez dłuższą chwilę tylko się na nią patrzyła, wzrok Nir zmienił się nieco. Uśmiechnęła się rozmarzona i zadowolona.
— Całą noc się powstrzymywałam, żeby tego nie zrobić. Nie masz pojęcia, jak trudne to było.
— Oooch, myślę, że jednak mam – powiedziała dosadnie.
Odpowiedział jej promienny uśmiech. A potem dziewczyna lekko przygryzła dolną wargę. Przerzuciła wzrok w głąb korytarza.
— To jak? Pójdziemy gdzieś, czy będziemy stać w przedpokoju?
Jordan odstąpiła od niej. Gestem wskazała głąb domu.
— Zapraszam.
Nir szybko objechała ją wzrokiem i poszła przodem.
— Ale gdzie? – rzuciła przez ramię.
— Nie wiem. To ty tu przyszłaś. Chyba wiesz, gdzie chciałabyś się znaleźć najbardziej.
Usłyszała ciche parsknięcie i zobaczyła, jak dziewczyna lekko kręci głową.
— Ok.
Udała się do sypialni, ale od razu weszła do garderoby. Jordan patrzyła, jak wychodzi z zadowoleniem tuląc do siebie biały, puchaty ręcznik.
— Potrzebuję się umyć – oświadczyła, kierując się do sąsiadującej z pokojem łazienki. – Chcesz też?
Zaciekawiona, niby prowokująca, ale jednocześnie niewinna mina wywołała u pani domu nie tylko uśmiech, ale i rozczulenie.
— Dziękuję, ale poczekam. Myłam się wcześniej.
Nir wyglądała na lekko zbitą z tropu. Najpewniej nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Stała chwilę, nie wiedząc jak się zachować, aż w końcu wzruszyła ramionami i wyszła.
Jak tylko młoda zniknęła jej z oczu, Jordan pomknęła do pokoju, w którym trzymała większość swoich seksualnych zabawek i zrobiła generalny przegląd. Wszystko było na swoim miejscu, więc szybko skompletowała najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka sznurów, palcat, ulubionego strap-ona i kilka innych akcesoriów wzięła ze sobą z powrotem do sypialni. Ułożyła pod łóżkiem, spodziewając się, że dziewczyna będzie chciała zostać właśnie tam.
Piętnaście minut czekania wydało jej się dłuższe niż cała poprzednia noc. Ale kiedy Nir w końcu wyszła – wampirzyca nie żałowała tego czasu. Młoda miała na sobie jej satynowy szlafroczek. Przewiązany w biodrach był na tyle luźny, że jego poły ułożyły się na bokach, zostawiając po środku pas golizny. I tak – choć nie widziała piersi dziewczyny, to widok na jej krzaczaste łono miała pierwszorzędny. Rozpromieniła się patrząc, jak niczego nieświadoma ofiara wyciera włosy. Ten szlafrok był specyficzny w obyciu.
Mało kto chodził w jej garderobie. Dla gości, czy przypadkowych kochanków i kochanek miała zwykle przygotowane zapasowe rzeczy, dlatego zapomniała już, jak podniecająca może być taka scena.
— Fajny masz ten prysznic – podsumowała Nir, kończąc osuszać czuprynę. – Gdzie to powiesić? –wskazała na ręcznik.
— A nie widziałaś w łazience takiego grzejniczka? – spytała cynicznie.
Młoda wywróciła oczami słysząc jej ton. Zawróciła na pięcie, by zostawić mokry, już nie tak puchaty kawałek materiału. Kiedy znów się pojawiła, mimowolnie obleciała Jordan wzrokiem. Łapczywie sunęła oczami po każdym centymetrze jej ciała.
— To spojrzenie da się aż fizycznie poczuć, wiesz? – dokuczała wampirzyca. – Równie dobrze mogłabyś podejść i po prostu mnie dotknąć.
Na te słowa dziewczyna zarumieniła się lekko i z uśmiechem odwróciła głowę. Ale podeszła. I wtuliła się w Jordan jakby znały się od zawsze. Objęła ją w pasie, a głowę złożyła przy ramieniu.
— Dziękuję, że dotrzymałaś danego mi słowa – wyszeptała. – To wiele mi ułatwiło. I jednocześnie wiedz, że jestem tu w pełnej… No, może trochę skołowanej, ale pełnej – podkreśliła – świadomości. I jest to mój wybór, nie żaden syndrom sztokholmski czy inna patologia. Jestem tu, bo mnie ogromnie ciekawisz, Jordan. I ogromnie przyjemnie mi się z tobą przebywa.
Po tych słowach wampirzyca była wręcz zmuszona, by odwzajemnić uścisk. Nawet, jeśli planowała do końca zgrywać oschłą i zimną wersję siebie. Małolata poruszała w niej takie struny, które od dawna pozostawały nietknięte. Zupełnie tak, jak Słońce, o którego przyjemnym cieple już dawno zapomniała.
— Wybacz Słoneczko, ale nie mam ochoty na opowiadanie sobie teraz historii życia. Bo do tego to teraz chyba zmierza… – powiedziała, odsuwając ją lekko od siebie.
Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała na nią z błyskiem w oku. Nie przestała obejmować.
— Na co w takim razie masz ochotę? – zapytała prowokująco.
Jordan przez chwilę wpatrywała się w to żywe, kuszące i świeżo wykąpane mięso. Ponad wszystkie szampony i żele do mycia przebijał się słodki aromat niebiańskiej krwi. Zastanawiała się, czy mogłaby tego jeszcze raz spróbować.
— Bo wiesz… Może mnie źle zrozumiałaś? Jakbym chciała się teraz z tobą wymieniać takimi historiami, to najpewniej poszłabym do salonu… – postanowiła uściślić, kiedy ciemnowłosa nie odpowiadała.
I tyle wystarczyło. Kobieta błysnęła kłami w złośliwym uśmiechu i mocno wbiła palce w pośladki dziewczyny. Podniosła ją, przekręciła się na pięcie i rzuciła młodą na łóżko. A ta, z cynicznym wyrazem uniosła na chwilę brwi i uśmiechnęła się prowokująco.
— Uhuhu. Jaka silna.
Jordan wywróciła oczami słysząc ten komentarz. Jednym susem wskoczyła na Nir i przycisnęła ją do łóżka. Zaczęła całować po wciąż wilgotnej szyi, a dziewczyna drżała pod wpływem napływającej przyjemności. I zaraz wycofała się lekko.
— Jordan, poczekaj. Jest coś, co musisz o mnie wiedzieć – powiedziała, wspierając się na łokciach i wysuwając spod kochanki.
Jordan patrzyła na nią z niecierpliwością, ale i odrobiną zmartwienia.
— Co? – zapytała, rozkładając ręce, bo Nir nie reagowała na jej pytający wzrok.
— Mam ogromną zdolność do psucia wszystkich momentów, w których jest jakiekolwiek napięcie. Nieważne czy dobre, czy nie, zawsze palnę wtedy coś głupiego.
Jordan mrugała oczami z niedowierzaniem.
— Mniej więcej tak, jak t e r a z ? – zapytała kąśliwie.
Udając, że rozważa zagadnienie, młoda pokiwała głową na boki, robiąc przedziwne miny.
— Tak. Dokładnie tak, jak teraz.
Pani domu wyprostowała się i uśmiechnęła, bo właśnie znalazła pretekst, żeby posunąć się jeszcze dalej niż początkowo planowała.
— Wiesz… – zaczęła, obejmując ją powłóczystym spojrzeniem. – Są na to sposoby – powiedziała łagodnie, odgarniając do tyłu niesforny kosmyk, który opadł młodej na twarz.
Nir zaniemówiła, widząc jej nagłą zmianę. Oprogramowanie nie było na to przygotowane i teraz usilnie próbowało wybrnąć z błędów poznawczych.
~~
Ona ewidentnie coś kombinuje! Nie odzywaj się! Za nic się nie odzywaj! To pułapka.
— Prawie zhakowałaś mój cwaniacki software*, wiesz?
No i chuj.
Uśmiecha się jeszcze bardziej cwaniacko niż mój software kiedykolwiek.
Ups?
~~
— Musiałam spróbować – odpowiedziała wampirzyca. – Żeby nie było, że od razu zaczynam ze wszystkim bez potrzeby.
I schyliła się lekko, by wyciągnąć coś spod łóżka.
— Ze wszystkim? – zdziwiło się Słońce. – Jakim „wszystkim”?
W odpowiedzi Jordan wyprostowała się, trzymając w ręce ciemny kawałek materiału. Chustę, ale ze ściśniętym na środku całkiem sporym supłem. Nir chwilę zajęło, zanim zrozumiała co to jest i do czego Jordan chce tego użyć.
— Coś ci się tam zawiązało – wypaliła, mimowolnie ją prowokując. – Odplątać? – uśmiechnęła się niewinnie.
Jordan parsknęła śmiechem i z niedowierzaniem pokręciła głową. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w tak dziwnie komfortowej sytuacji. Niby komentarze Nir psuły zabawę, ale z drugiej strony dodawały Jordan pewności, że dziewczyna jest i będzie w pełni sobą. A to z kolei niebywale ją nakręcało.
— Jeśli możesz, to poproszę – rzuciła zgryźliwie. – Ale językiem.
Siedząc okrakiem na podpartej na łokciach ofierze, wyginając plecy w łuk, pochyliła się w jej stronę. Trzymając chustę w palcach lewej ręki, ujęła dłonią policzek rudej i pocałowała. Szybko, acz namiętnie. Młoda lekko się za nią uniosła, kiedy kończyła, co mocno wampirzycę zadowoliło.
— A teraz…
— Nawet o tym nie myśl – uprzedziła ją Nir – Nie wsadzisz mi… tghm! – nie dokończyła, bo Jordan wsunęła w jej usta dwa palce i od razu zaczęła powoli nimi poruszać. Słońce automatycznie, zupełnie odruchowo zaczęło napierać na nie językiem. Wzrok nagle zrobił się mglisty i rozmarzony.
— Widzisz? – zagadnęła ciemnowłosa – Masz przynajmniej dobre odruchy. Jeszcze jakbyś tylko… O. O właśnie – pochwaliła ją, kiedy młoda mocno zacisnęła usta, obejmując jej palce. – Mogłam od razu wpakować ci tam knebel, ale stwierdziłam, że zdecydowanie przyjemniej nam będzie, kiedy weźmiesz go dobrowolnie.
Rudzielec chciał coś odpowiedzieć, ale kobieta znacząco uniosła brwi i penetrowała jej buzię głębiej, aż smarkula poddała się i wróciło jej to maślane spojrzenie. Te oczarowane, wpatrujące się w nią duże oczy. Wyczuła, kiedy dziewczynie lekko przyspieszył oddech i po chwili zabrała dłoń. Jeszcze mokrą wsunęła w jej włosy na karku i złapała, nieco odchylając głowę.
Nir westchnęła cicho, a po twarzy przebiegł jej cień uśmiechu. Wampirzyca z lubością patrzyła na wijące się pod nią ciało. Już prawie. Już prawie ją miała.
Kciukiem drugiej dłoni lekko rozchyliła jej usta. Słońce nie protestowało. Na chwilę straciło kontrolę. Zupełnie, jak pod wpływem hipnozy. A niby taka na hipnozę odporna.
Patrząc kochance w oczy, delikatnie przesunęła dłoń dalej i wpakowała jej do budzi zawiązany na chuście supeł. Nachyliła się jeszcze bardziej, żeby związać materiał z tyłu i wykorzystała ten moment, by szepnąć coś do ucha.
— Grzeczna dziewczynka. Mówiłam, że będzie przyjemniej.
Zaraz poczuła, jak ciało pod nią się spina. Jak przechodzi po nim dreszcz rozkoszy. Była pewna, że zbyt duży, by wywołać go mógł tylko oddech. Dobór słów też miał najwyraźniej duże znaczenie.
Kiedy się wyprostowała, małolata wpatrywała się w nią z jeszcze większym rozmarzeniem. Jordan niezwykle się to spodobało. Spojrzenie miało w sobie mix tego, co najlepsze. Oddanie, pragnienie i oczarowanie. Dokładnie to, co miał wzrok omamionych ofiar. Ale przyprawiony był głęboką świadomością, której otumanieni ludzie nigdy nie mieli.
— Ktoś tu chyba lubi być chwalony – zauważyła, lekko złośliwie. – Na resztę pochwał musisz zasłużyć – stwierdziła, schodząc z niej i z łóżka. Dziewczyna podniosła się zaskoczona. Lekko niespokojna. Chciała coś powiedzieć, ale knebel jej przeszkodził. Wywróciła oczami i już sięgała do niego ręką…
— A, a, a! – Jordan pogroziła jej palcem. – Rączki na kołderkę.
Tymi słowami znokautowała dziewczynę, która bezgłośnie chichocząc opadła na pościel.
Ciemnowłosa kucnęła i zaczęła wybierać spośród przygotowanych wcześniej akcesoriów. Celowo przeciągała decyzję. Chciała trochę młodą zniecierpliwić.
„Co tam robisz?” usłyszała w myślach. „Chodź do mnie!”
Kobieta sięgnęła po palcat i linę i wyprostowała się. Od razu smagnęła dziewczynę po brzuchu.
— Nie po to cię kneblowałam, żebyś mi paplała w głowie. Wynocha – rozkazała i wyrzuciła ją ze swojej przestrzeni mentalnej. Boleśnie. I zamknęła się, na wypadek ponownej próby.
Słońce skrzywiło się lekko i udało oburzenie. Ale twarz wciąż miało lekko roześmianą. Sceptycznie patrzyło na liny i palcat. Już chciało swoim cwaniackim stylem dokuczyć Jordan, ale nie zdążyło. Nim się obejrzało już było nagie i całkiem związane. Bez jakiejkolwiek możliwości, by zaprotestować.
Jordan finezyjnie przerzuciła dłonią opadające na jej bark włosy. Uśmiechnęła się triumfalnie.
— Wszystko mogę robić super szybko – pochwaliła się i pociągnęła sznur, wiążący nadgarstki niewolnicy.
Szarpnięta wstała, ale wciąż przyglądała się sobie ze zdziwieniem. Wszystko stało się tak nagle…
~~
Jak ona do cholery to zrobiła?! Przecież obwiązanie całego ciała zajmuje… No nie wiem, ile zajmuje, ale na pewno dłużej. Zdecydowanie dłużej. A to, to nie jest byle co. To prawdziwe, skomplikowane dzieło sztuki. Mam węzły tuu… i taaam…
Wiercę się chwilę. Nic nie przeszkadza mi jakoś mocno. Choć lina wżyna się trochę przy nadgarstkach i w pachwinach. Pewnie celowo.
Najbardziej cieszy mnie, że cycki nie są obwiązane w ten dziwny, a tak popularny sposób. Z góry i z dołu. Ściśnięte. I siniejące, jak wymiona zanadto eksploatowanej krowy mlecznej. Bożu. Dziękuję, że tego nie zrobiła. Zamiast tego podwójna lina idzie od boków do środka, unosząc nieco piersi. Łączy się później z linami znad barków, schodzącymi się nieco nad mostkiem i idącymi dalej w dół. Podoba mi się też ta nieoczywista pajęczynka na brzuchu. Trochę jak w łapaczu snów. Tego jeszcze nie znam. Ale co ja tam wiem o shibari? Gówno wiem. Wiem za to, jak wykonać dobre węzły, żeby się chrust nie rozpierdzielał, jak się go z lasu niesie. Ciekawe… Jakby tak związać drwa, to też by się pewnie nie rozwaliły…
Heh. He he.
Już widzę oczy wszystkich leśników jak sobie nosze patyki. Bożu. O czym ja w ogóle myślę teraz?
Spoglądam na nią kątem oka. I już. Tyle wystarcza.
Płonę.
Lepiej niż najlepszej klasy chrust.
Ech.
~~
Jordan z zadowoleniem obserwowała, jak zniewolona analizuje nie tylko poszczególne węzły ale i całą sytuację. Powoli poprowadziła ją do wzniesionej ramy łóżka i ustawiła przodem do drewna i tyłem do siebie. Oparcie kończyło się niewiele niżej niż obwiązane łono Nir.
Kobieta przylgnęła do niej mocno. Miała w głowie całą masę pomysłów. Jedna pozycja natychmiast zastępowała poprzednią. Najbardziej lubiła, kiedy jej ofiary były skrępowane dość ciasno i zwarcie. Ale skrzyżowane na plecach ręce uniemożliwiłyby skierowanie tam batów i… zakryłyby miejsce, które Jordan chciała mieć na widoku; łopatki Nir. Wcześniej to właśnie z tych okolic wydobywało się to dziwne światło. Wampirzyca liczyła, że może po raz kolejny uda jej się coś dostrzec. Zdecydowała się więc na inną pozycję. Obejmując od tyłu szybko rozdzieliła związane uprzednio dłonie i przytrzymując w biodrach, mocnym ruchem pchnęła dziewczynę na łóżko. W mgnieniu oka przywiązała jej ręce do nóżek przy zagłówku. Jedną po jednej stronie, drugą po drugiej.
Usłyszała ciche parsknięcie, kiedy kończyła. Widziała, jak małolata szykuje się do jakiegoś komentarza. Nawet z kneblem w ustach. No zacięte to to przeogromnie.
Wlepiła jej więc kilka mocnych razy i z lubością patrzyła, jak próba docinku zamienia się w próbę powstrzymania jęku. Spinające się raz po raz ciało przyprawiało kobietę o coraz to nowe fale satysfakcji.
Przygodny seks już dawno stracił dla Jordan ten powiew świeżości i ekscytacji. Była z wieloma ludźmi, wilkołakami, wampirami… ba! nawet udało jej się przelecieć jedną wiedźmę. Jednak po dwóch wiekach niewiele już mogło zaskoczyć. A przynajmniej pozytywnie zaskoczyć. Zwłaszcza, kiedy wszędzie dominowały te same scenariusze. Albo napaleni, którzy zrobią wszystko, by tylko zaliczyć, albo pruderyjne dziewczęta… które również zrobią wszystko, żeby zaliczyć, albo szczerze zaskoczone i do samego końca gwałcone wręcz ofiary (oczywiście z wymazaną późnej pamięcią), albo już na początku zahipnotyzowani, którzy zrobią wszystko, czego ich pani sobie zażyczy. Z tego jakże ”szerokiego wachlarzu możliwości” najbardziej lubiła pruderyjne dziewczęta. Ale w dobie wyzwolenia i feminizmu było takich coraz mniej. A za nic nie mogła się przekonać do instruowania zahipnotyzowanych, by udawali strach i zniechęcenie. Nic nie smakowało wtedy autentycznie. Ani ich krew, ani ich orgazmy.
Wampiry z kolei były zwykle dumne i snobistyczne. Nie znosiły czuć nad sobą władzy, dlatego też zawsze walczyły. Mało było wampirów, które czerpały faktyczną przyjemność z bycia podporządkowanym. No i picie ich krwi podczas seksu było zupełnie bezowocne. Ani to przyjemne, ani sycące. A Jordan uwielbiała przekąsić coś w trakcie stosunku. Uwielbiała, tak jak większość wampirów z resztą, czuć własną dominację. Lubowała się w poczuciu wyższości i siły.
Wilkołaki natomiast, choć nieco bardziej uległe… miewały te upierdliwe, psie odruchy. I krew ich była niesmaczna. I ten lekko zwierzęcy, psi swąd. A kiedy już udało się jakiegoś sobie podporządkować… Stawał się ogromnie przywiązany. Raz zdominowany wilkołak rzadko kiedy się później buntował. Wierny jak pies. To określenie aż nadto pasowało do większości doświadczeń Jordan. Dlatego przestała wchodzić z nimi w seksualne relacje. Ciężko jej się było później od nich odkleić. Zwłaszcza, jak się polubili i tak naprawdę nie chciała nikogo urazić. Ale inaczej się nie dało. Ani razu. Choć próbowała, bo całodobowe zgrywanie ostatniego dupka bywało nieprzyjemne.
Niezależnie od gatunku partnera, seks nigdy nie był tak przyjemny jak wtedy, kiedy coś faktycznie do kochanka, bądź kochanki czuła. A czuła bardzo, ale to bardzo dawno temu. Niedługo po swojej przemianie.
Dlatego właśnie dziwiło ją, jak reagowała na dziewczynę. Spodziewała się, że będzie to coś innego, ale nie spodziewała się, że jej ciało będzie korespondować z rudzielcem tak mocno. Chłonęła najdrobniejsze niuanse w zachowaniu. Uśmieszki, mrugnięcia, westchnięcia. Ale nade wszystko chłonęła jej świadomość. Połączenie idealnie dobranej do niej uległej i faktu, że dziewczyna była w pełni trzeźwa, okazało się niesamowitą mieszanką. No, nie oszukujmy się, niewiarygodnie smaczna krew i odporność na hipnozę z pewnością dodawały smaczku całemu zajściu.
„Na bogów. Reaguję jak nastolatka na pierwszych łowach. No bez przesady” skarciła się w myślach i wlepiła Słońcu kolejnego bata. Wstrzymany oddech i odsapnięcie po raz kolejny rozgrzały jej ciało.
Podeszła do zniewolonej i lekko przejechała paznokciami po jej udzie. Z rozkoszą przyglądała się wypiętemu, obwiązanemu i lekko zaczerwienionemu już tyłeczkowi. Związane plecy też prezentowały się pięknie. Większość węzłów skupiała się na przedniej stronie, dzięki czemu grzbiet pozostawał w miarę pusty i gotowy na przyjęcie batów.
Wampirzyca pociągnęła nosem i uśmiechnęła się, jak tylko jej nozdrza wypełnił zapach napalonej i spragnionej jej dziewczyny. Z apetytem przejechała językiem po zębach, przygryzła wargę. Odeszła kilka kroków i lekko poklepała ofiarę palcatem po wnętrzu ud.
— Rozstaw trochę te nogi – rozkazała. — Są takie długie. Na pewno całkiem szeroko mogą stanąć.
Usłyszała westchnięcie. Jakby rozbawione. I z ociąganiem, powoli, ale młoda wykonała polecenie. Zachowywała się, jakby wcale nie była uległa. Jakby ”pozwalała” jej na to wszystko. Jakby w każdej chwili mogła wyjść.
O nie. Nie, nie. Tak nie będzie.
Jordan nie mogła się dłużej powstrzymać. Musiała sprawdzić, jak dziewczyna zareaguje, kiedy jej dotknie.
Ponownie podeszła więc, nachyliła się i zawisła swoim ciałem tuż nad ciałem podlotka. Palcat położyła na kołdrze, by mieć wolne ręce. Prawą chwyciła smarkulę tuż przy żuchwie i uniosła jej głowę. Lewą natomiast trzymała w zawieszeniu. Czekała. I kiedy Słońce chciało na nią spojrzeć, kiedy Jordan widziała tę cwaniacka minę… dokładnie w tym momencie przejechała palcami po jej kroczu. Raz. Kończąc miedzy pośladkami.
Czystą ambrozją było dla patrzenie, jak Nir spina się, niczym rażona piorunem. Jak traci nad sobą kontrolę. Jak łapie i zatrzymuje powietrze.
Jordan zaśmiała się gardłowo.
— No proszę, proszę… A ktoś tu udawał takiego twardziela… Już? Jak przejadę tak drugi raz to dojdziesz? – drwiła jej do ucha.
Chwilę młodej zajęło, nim wróciła do siebie. Ale w końcu parsknęła lekko, rozbawiona. Z niedowierzaniem pokręciła głową. A Jordan przygryzła jej ucho.
— No dobrze. To teraz się troszkę zabawimy. W końcu muszę sobie odbić za to twoje haniebne zachowanie ubiegłej nocy. Bardzo, ale to baaardzo – celowo stylizowała głos na przerysowanie seksualny – nie podobało mi się, co wczoraj robiłaś. Przez dziewięć godzin, zamiast się mnie słuchać, rzucałaś się na wszystkie strony i jeszcze przyszło ci do głowy, by nie tyle mnie obrażać, co podnosić na mnie rękę – mówiąc to, przesunęła dłoń z pośladków na pierś dziewczyny i ścisnęła. Lekko uszczypnęła w sutek.
Młoda zacisnęła zęby, ale widać było, że nie sprawiło jej to zbyt dużo bólu. Znów chciała spojrzeć na Jordan.
— Za takie rzeczy należy ci się sowita kara. — Uśmiech nie schodził z twarzy smarkuli, więc Jordan mocniej ścisnęła jej sutek, a zaraz po tym płaską ręką wlepiła na tyłek pięć soczystych klepnięć. Celowo zwiększała ilość siły. Chciała zobaczyć, kiedy jej niewolnicę faktycznie zaboli.
Na ludziach nigdy nie mogła użyć nawet całej swojej normalnej siły, nie mówiąc już o magicznej. Ale Nir wydawała się osobą potrzebującą większych wrażeń. I sądząc po jej reakcjach… Była szansa, że Jordan faktycznie się zmęczy. Taka sposobność po raz kolejny przyprawiła kobietę o przyjemne mrowienie.
— No dobrze. Zanim przejdziemy dalej, to posłuchaj mnie uważnie – zaczęła, kiedy Nir nieco ”spoważniała” pod wpływem klapsów. – Na chwilę zdejmę ci knebel, żebyś mogła odpowiadać na moje pytania. Ale jeśli odezwiesz się nieproszona, albo wyskoczysz, z którymś z tych swoich głupawych tekstów, to zaręczam, że po prostu wyjdę. Wstanę i wyjdę. I cię tu tak zostawię. Na dziewięć godzin minimum. Rozumiesz?
— Uhum – odparła i kiwnęła wciąż przytrzymywaną głową.
Jordan wstała z satysfakcją. Puściła ją i obeszła łóżko. Usiadła bokiem, przed dziewczyną. Poluzowała jej węzeł na potylicy i wyciągnęła z ust chustę. Jedną ręką oparła się o materac, a drugą chwyciła rudzielca pod brodę.
A ten, poruszał chwilę ustami, ale nic nie powiedział. Wlepił te swoje duże, szczenięce oczy w Jordan i czekał. Cała twarz promieniała.
— Teraz pobawimy się po mojemu – oświadczyła pani domu. — W końcu nie mogę puścić płazem takiego marnowania czasu. Zamiast się męczyć, mogłyśmy całkiem miło spędzić poprzednią noc.
Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale widok prowokującej twarzy Jordan zaraz ostudził jej zapał. Przypomniała sobie co czeka ją, gdy odezwie się nieproszona.
— No proszę, proszę. Ktoś tu naprawdę szybko się uczy. To dobrze — pochwaliła. — To teraz spójrz — puściła jej głowę i wyciągnęła dłoń tak, by dziewczyna dobrze ją widziała. Na płasko złączyła wszystkie palce po czym małego i serdecznego zetknęła opuszkami z kciukiem, tworząc w ten sposób coś na kształt okręgu. — Potrafisz tak zrobić?
— Potrafię – padła odpowiedź.
Jordan uśmiechnęła się podstępnie. Sięgnęła po palcat i zaszczyciła jej wypięty tyłek sowitym uderzeniem.
— Potrafię… co? — spytała porozumiewawczo.
— Um… Potrafię… tak zrobić? — dopowiedziała Nir niepewnie.
Ciemnowłosa zaśmiała się cicho. I po raz kolejny rozległ się świst i klapnięcie. Ręka z palcatem chwyciła młodą za wciąż wilgotne włosy i odchyliła jej głowę do tyłu.
— Lepiej. Ale wciąż nie o to mi chodzi. Nie udawaj, na pewno się domyślasz. O czym zapomniałaś?
Nir zaśmiała się, widząc jej porozumiewawczą minę. Przygryzła dolną wargę i spuściła wzrok.
— Potrafię tak zrobić… Pani? — spróbowała, po czym lekko prowokacyjnie spojrzała na nią spode łba.
— No i widzisz? Mądra dziewczynka. Rób tak dalej, to może zasłużysz na coś więcej niż tylko karę. A teraz pokaż. Chcę zobaczyć jak to wygląda w twoim wykonaniu.
Więc Słońce wykonało gest najpierw lewą, a później prawą ręką.
— Świetnie — pochwaliła. — Domyślasz się, po co ci to pokazałam?
~~
Żebym mogło się zgłosić na lekcji? Pffff!
Bożu. Nie, nie mów tego. Nie mów. No nie mów. Nie dość, że mega słabe, to jeszcze poskutkuje mega słabym zakończeniem. Nie. Nie mów, nie warto.
Udaje mi się zachować w miarę poważnie. Ale kryję przez chwilę twarz w pościeli. Kiwam głową dla potwierdzenia.
Ale Jordan nie jest zadowolona. Łapie mnie za włosy i szapie, by na nią spojrzeć. Wlepia mi soczysty policzek.
No nie powiem, nie wygląda, jakby wkładała w to sporo siły, a całkiem mocno mi się obrywa. To te wampirze moce, czy co?
— Nie po to wyciągnęłam ci z gęby ten knebel, żebyś mi tu teraz kiwała w odpowiedzi — słyszę.
Och jej. Czy mogła być bardziej idealna?
Chyba nie.
— Domyślam się, pani — poprawiam się szybko.
Uśmiecha się. Chwyta mnie pod brodę i zniża się lekko.
— No to powiedz. Sprawdzimy, czy masz rację.
Czy ktoś jej powiedział, że bardzo dużo kosztuje mnie mówienie o takich rzeczach? Skąd ona to wie, do licha? Dobra. Skup się. Power-self-mode on*. Jestem niezależną istotą i mogę mówić o czym mi się żywnie podoba. Nie. Nie zawstydzisz mnie, ty złośliwa pijawo. Nie dam się.
— Żebym… — no i niepotrzebnie na nią patrzę. Jej przeszywające spojrzenie przyprawia mnie nie tyle o motyle, co kurna jakiś motyli sztorm w podbrzuszu. Głos mi się łamie. Odchrząkam. Dobra. Weź się do kupy. Dasz radę. Tak. Dam radę. — Zamiast słowa bezpieczeństwa, pani — mówię szybko.
Kiedy podnoszę na nią wzrok widzę… Ją taką piękną. Jej wyraz przez chwilę jest nieco inny. Nie tak złośliwy i prowokacyjny. Bardziej przepełniony troską i miłością.
— Dokładnie — mówi, wciąż nie zmieniając podejścia. — Więc jakby było to dla ciebie za dużo, to wystarczy jeden gest, a nieco przystopuję. Zapamiętasz?
Patrzę z oczarowaniem. Ktoś mówił, że ideały nie istnieją?
Szach mat, niedowiarki!
— Zapamiętam, pani — odpowiadam. Trochę chyba zbyt rozmarzonym głosem, bo widzę, jak na jej usta wpełza ten drwiący uśmieszek. Myśli, że mnie już ma.
Hmm… No w sumie to ma rację. Ale może jeszcze uda mi się poudawać?
— Świetnie — i wraca do zwyczajnego sobie wyrachowanego wyrazu. — Z tym dodatkiem możesz sobie protestować, ile chcesz. Udawaj, że ci się nie podoba ile wlezie. — Czy ona czyta mi w myślach, czy co? — Wyrywaj się, szarp. Co tylko ci przyjdzie do głowy. A sądząc po ostatniej nocy, lubisz sobie trochę pozaprzeczać swoim pragnieniom.
Wstaje. A ja się lekko śmieję.
Och. Nie tym razem. Już chcę jej to powiedzieć, ale w ostatniej chwili przypominam sobie o konsekwencjach. I tylko łapię powietrze. Zauważa to. I parska cicho.
— Możesz powiedzieć — pozwala. — Jeśli oczywiście nie jest to jeden z komentarzy nie-na-miejscu.
Gryzę się w ramię i patrzę na nią.
— Nie tym razem, pani — mówię. Widzę, jak z zaciekawieniem unosi brwi. — Tym razem zależy mi na tym, byś wiedziała, jak bardzo cię pragnę. Pani — dodaję szybko. — Jak bardzo cię pragnę, pani — powtarzam dla pewności.
~~
Jordan aż zaniemówiła na chwilę. Niby tekst klasyczny, zagranie w sumie bez zbytniej oryginalności, a kobiecie aż zawrzało między nogami. I nie tylko tam. Cieplej zrobiło się też w okolicach serca. Znowu.
— Tym razem? — zagadnęła złośliwie, nie chcąc dać nic po sobie poznać. — Słodko.
I sięgnęła po prowizoryczny knebel. Już miała wsadzić go Nir do buzi, kiedy ta zrobiła unik i spojrzała na nią błagalnie.
— O nie, nie, kochanie. Było nie gadać tyle wcześniej, teraz nie będę już ryzykować — oświadczyła i mocno odchyliła jej głowę w tył.
— Pani? — nie wytrzymała dziewczyna.
— Słucham?
— Mogę cię więc najpierw pocałować?
Jordan zatrzymała się. Patrzyła na to szczenięce oblicze i przyszła jej do głowy specyficzna odpowiedź. Miała wrażenie, że będzie to strzał w dziesiątkę, na drodze do całkowitego pozbawienia dziewczyny kontroli nad sobą. Przygryzła wargi i cmoknęła lekko, wracając do jednostronnego uśmiechu.
Ponownie usiadła przed Słońcem na łóżku. Tym razem jednak, obie nogi ułożyła na materacu. Wyprostowała lewą i przenosząc ją nad Nir, ułożyła po jej prawej stronie.
Miała rację. Widziała, jak zielono-niebiesko-złote oczy wręcz zaiskrzyły ze szczęścia. Słyszała, jak oddech jej niewolnicy przyspiesza. Widziała, jak mimowolnie zaczęła mleć ustami.
Podsunęła swoje nagie łono tuż pod jej nos. Z lubością patrzyła, jak małolata ze wszystkich sił stara się na nią nie rzucić. Jak więzy stają się coraz mniej komfortowe, bo uniemożliwiają zabranie dogodnej pozycji. Obserwowała, jak się wije, jak co chwila zerka na nią w oczekiwaniu na pozwolenie.
— Chciałaś mnie pocałować — powiedziała, podciągając poły koszuli, by zapewnić dziewczynie lepszy dostęp. — Całuj więc — zezwoliła, opierając się wygonie na dłoniach.
I dokładnie tak, jak przypuszczała, Słońce wręcz rzuciło się na nią. Od razu wpakowało swój ciepły język pomiędzy jej wargi. Zaczęło ssać jej łechtaczkę, czym przyprawiało Jordan o więcej nagłej przyjemności, niż ta się spodziewała. Zwłaszcza, że język Nir dostarczał tego samego, dziwnie elektryzującego ciepła, co cała reszta jej ciała. A odczucie tego na łonie okazało się silniejsze, niż zakładała.
Mocno chwyciła uległą za włosy i oderwała od siebie. Wymierzyła jednego policzka na otrzeźwienie, czym wyegzekwowała kontakt wzrokowy.
— Mówiłam „pocałować”, nie rzucać się, jak troglodyta na mięso — zrugała ją. — I to pocałować raz! Jak będziesz grzeczna, to może później pozwolę ci skosztować więcej. Zrozumiano?
— Tak, pani — wyjątkowo ochoczo pokiwała głową.
A Jordan uśmiechnęła się w duchu. Słońce już było jej. Już było całkowicie jej. Przeszło przez granicę samokontroli i najpewniej już za nią nie wróci. Teraz pozostało jej tylko uważać, by nie posunąć się za daleko.
— Świetnie. Więc spróbuj jeszcze raz. Jeden, długi i namiętny pocałunek. Namiętny — zaznaczyła. — Nie „dziki” — i z przyzwoleniem skinęła dłonią w kierunku swojego łona. Z lubością przyglądała się, jak nowa zabawka powoli zanurza twarz między jej nogami. Z kolejnym dotknięciem tego świecącego wręcz ciepła, błogość rozlewała się po całym ciele.
Tym razem ruchy dziewczyny były wolniejsze, ale nie mniej spragnione. I faktycznie bardziej przypominały pocałunek. Długi, leniwy, ale jakże gorący pocałunek.
Jordan westchnęła cicho, poddając się przyjemności. Zaraz jednak oderwała małolatę od siebie i pochwaliła skinieniem. Wstała i nie bacząc na więcej tego błagalnego spojrzenia, ponownie wsadziła jej w usta supeł i zawiązała chustę na potylicy.
Kiedy ją obeszła i znów stanęła przy rozstawionych nogach, zacmokała drwiąco.
Delikatnie sięgnęła palcami do jej mokrej, wręcz ociekającej sokami cipki i ponownie przesunęła nimi aż między pośladki.
— Z takim poślizgiem, to można i… — zawiesiła głos, zastanawiając się. W sumie nie planowała zabaw analnych, ale może? Taka ilość soków mogłaby zapewnić bezproblemowe wejście nawet bez wazeliny. Rozmyślając, zaczęła delikatnie masować jej odbyt i co chwila zerkała na dłonie.
Raz po raz przenosiła więcej śluzu z jednej dziurki do drugiej. Celowo niewiele dotykała jej przednich rejonów. Na chwilę tylko delikatnie wsunęła w nią palec. Ciasne, ciepłe wnętrze przyjęło ją z ochotą.
~~
Jezu Chryste! Gwałtownie chwytam powietrze. Co ona ze mną zrobiła? To ona? Czy tyle czasu wstrzemięźliwości, że już najmniejszy dotyk staje się dla mnie niczym spełnienie?
Gdzie ja jestem?
No nie! Chwila! Czekaj! Stój, proszę! Nie wyciągaj tego! N-nieee…
No i wyciągnęła.
Yhyymmm.
Płynę.
Ok. Tam w sumie też możesz dotykać. Tylko się nie zapę… Czuję, jak coraz mocniej naciera palcem na mój odbyt. Zaraz. Chwila. Nie, nie, nie. Nie tam. No wróć do przo…
No i weszła.
I wchodzi coraz głębiej… To nie tak… Nie tak miało…
Moje wewnętrzne, bezskuteczne protesty jedynie prowadzą mnie coraz głębiej i głębiej. Zapadam się w dziwną, rozległą przestrzeń.
Nie ma czasu, nie ma odległości. Nie ma dźwięków, choć przecież słyszę choćby jej oddech.
Jej oddech…
~~
Wszystko było tak nawilżone, że Jordan nie miała większych problemów z wciśnięciem jednego palca, choć czuła, jak wnętrze napiera na niego ze wszystkich stron. Uśmiechnęła się do siebie, patrząc na wiercącą się dziewczynę. Zaczęła delikatnie wsuwać i wysuwać palec. Drugą dłonią natomiast mocno odchylała to jeden, to drugi pośladek.
— Brał cię już ktoś kiedyś analnie? — zapytała, wciąż z lubością przyglądając się naruszonemu rectum*.
Dziewczyna przecząco pokręciła głową i wydała z siebie stłumiony dźwięk, mający najpewniej znaczyć – „Nie, pani”.
W Jordan aż zawrzało pod wpływem tej wiadomości. Uwielbiała rozdziewiczać ludzi. Niezależnie z której strony.
Zaczęła więc coraz mocniej naciskać na ścianki od środka, kręcić palcem. A jednocześnie wciąż kątem oka zerkała na jej dłonie. Bo im głębiej wchodziła, tym bardziej młoda uciekała od jej dotyku. Przy ostatnich kilku pchnięciach musiała ją chwycić za biodra, żeby dobrze wejść.
— Mmmm… — mruknęła do siebie. — W takim razie musimy to dziś nadrobić — oświadczyła, klepiąc ją na zachętę i wysunęła z niej palec. — Zaczniemy od czegoś małego. W końcu nie chcę cię skrzywdzić… Aż tak — dodała po chwili napięcia. — Zaczekaj tu chwilkę. Zaraz wracam.
I wyszła. Szła powoli. Chciała, żeby niecierpliwie na nią czekała.
Kiedy wróciła, związana próbowała na nią spojrzeć, ale nie miała do tego warunków. Podwyższone oparcie łóżka blokowało widok.
Jordan podeszła do szarpiącej się dziewczyny i delikatnie dotknęła jej pośladków.
— Spokojnie. Przecież powiedziałam, że zaczniemy od czegoś małego — powiedziała, wodząc palcami wzdłuż opinających skórę więzów.
Przyniesiony przez nią szklany korek analny naprawdę był niewielki. W najszerszym miejscu średnica nie przekraczała piętnastu minimetrów, przez co był niewiele szerszy od kciuka Jordan. Dłuższy też był niewiele, bo jakby się Jordan uparła, to na sześć centymetrów też by sięgnęła. No ale nie chodziło o to, by się upierać. A już na pewno nie o to, żeby stale trzymać komuś palca w dupie. A przecież jeśli chciała później wsadzić tam coś większego, musiała najpierw trochę dziewczynę… rozluźnić.
— Stanowczo odradzam to spinanie się — powiedziała, patrząc na tańczące (pewnie z niepokoju) pod skórą mięśnie uległej. — Tylko sobie utrudnisz całą sytuację.
— Fie fem fo fy fam pflauef, fafe fafofo fe fie fafam! — dobiegło jej uszu. Do wtóru z buntowniczym zarzuceniem tyłkiem.
Zaśmiała się. Nie tylko złośliwie, ale i szczerze rozbawiona.
— Urocze — skomentowała. — Nie wiem co tam fafloczesz, ale rozumiem, że się już bardzo niecierpliwisz. Dobrze, dobrze. Nie będę dłużej przeciągać.
— Fej! Fie! Fie o fo…Fmh! — gwałtownie wciągnęła powietrze pod wpływem mocnego klapsa, skierowanego prosto miedzy nogi. Zaraz po tym, w miejsce zabranej dłoni, Jordan przyłożyła szklany gadżet. Zimny.
— No już. Juuuż — mówiła, dokładnie nurzając całą powierzchnię w sokach dziewczyny. A było ich aż nadto.
Stojąc przy boku niewolnicy, przełożyła nad nią jedną rękę i odchyliła pośladek. Drugą, zaczęła stopniowo, co raz to mocniej i dalej wsadzać zabawkę. Mimo sowitego poślizgu wcale nie było to takie proste. Zwłaszcza z coraz to bardziej spiętą uległą.
Jordan co chwila zerkała na dłonie Nir, ale były dalekie od ułożenia się w umówiony symbol. Wpijały się w pościel, zaciskały, prostowały, ale kciuk ani na chwilę nie zbliżył się do zewnętrznych palców.
„A jednak. Wiedziałam, że lubisz sobie troszkę poudawać. Czyli masz nieco aktorskich zdolności” pomyślała. Przyglądając się jej górnym kończynom, zapomniała o dolnych. I kiedy już prawie udało jej się przecisnąć najszerszą część, młoda najwyraźniej przypomniała sobie, że ma wolne nogi i wierzgnęła nimi. Kilka razy tupnęła w podłogę, a później, kiedy trafiła, wielokrotnie podeptała stopę Jordan.
Kobieta z irytacją zmrużyła oczy. Westchnęła głośno i głośno też klepnęła dziewczynę po tyłku.
— Tak chcesz się bawić? — wysyczała groźnie. — Proszę bardzo.
I używając wampirzej prędkości pobiegła do gabloty ze sprzętem i wróciła z długą, cienką rózgą i dodatkowym pękiem lin.
Od razu zajęła miejsce przy jednej z kolumn łoża i zaczęła precyzyjnie okładać pośladki i nogi niesubordynowanej.
— Już — uderzenie — ja — uderzenie — ci — i kolejne — wybiję — wyjątkowo mocne i soczyste, bo tuż na początku ud. — Takie — jeszcze niżej — zachowanie – zakończyła w zgięciu kolan.
Dziewczyna spinała się i z całych sił wgryzała w chustę. Przy ostatnim ciosie, kiedy odruchowo zgięła kolana, dodatkowo rypnęła nimi w ramę łóżka. Wkurzony i stłumiony dźwięk bolesnego sapnięcia był dla Jordan niczym muzyka.
Dla pewności wlepiła jej jeszcze trzy razy na tyłek, po czym przeszła bliżej środka materaca i sięgnęła ku niej. Pewnym ruchem wsadziła rękę we włosy i podniosła, by dziewczyna na nią spojrzała.
— Już? — zapytała surowo. — Uspokoisz się?
Odpowiedział jej wyzywający wzrok. Ściągnięte brwi i zmarszczona, niby gniewna twarz. I wściekłe parsknięcie.
— Jak chcesz — puściła jej głowę i natychmiast zajęła dogodne miejsce do powtórnych ciosów.
Nie mówiła. Szybko zostawiła na bezbronnym ciele dziesięć nowych, czerwonych pręg i wróciła na przód.
— To jak? — zagadnęła, unosząc jej buntowniczą łepetynę. — Przeprosisz mnie ładnie?
Minę miała już mniej zaciętą, ale gdy usłyszała, że oczekuje się od niej przeprosin, ponownie zacisnęła zęby i zmarszczyła nos. Jej pani zaśmiała się, widząc to zachowanie.
— No chyba nie myślałaś, że puszczę ci to płazem? — szczerze niedowierzała jej naiwności. — To co? Jak wyciągnę ci ten supeł z buzi, to przeprosisz?
Nir mierzyła ją przez chwilę zmrużonymi oczami i twardym spojrzeniem. Acz ostatecznie szarpnęła głową z prawdziwą pogardą i odwróciła twarz.
— O ho hooo! – wyrwało się ciemnowłosej na tę reakcję. — Jaka dumna. Dobrze — przystała na jej warunki. — Uwielbiam sobie takich podporządkowywać. Łamanie was i pozbawianie tej wielkiej buty to czysta przyjemność.
I tym razem, już wolniej, skierowała się ku wypiętym częściom swojej ofiary.
~~
Zaraz. Chwila. Co? Dumy? Jakiej dumy? Ja nie mam żadnej dumy! Łamać? Nie!
Wyrywam się z tego dziwnego stanu. Jakby mnie ktoś z wody wyciągnął.
Nie miałaś mnie teraz łamać… Jezusku Nazareński, no i mnie wciągnęła w te sado-maso gierki. Nieeeee. Nie tak miało być. No a tak mi zależało, żeby wiedziała… Ech… Dobra. Jeszcze nie jest za późno. Dobrze, że tak naprawdę nie mam dumy. I jestem bezwstydnym…
Czuję, jak kuca przy moich nogach. Sprawnie oplata kostkę i odciąga na bok. Mocuje. Najpewniej do nogi łóżka. Z drugą robi to samo.
No świetnie. Stoję teraz w całkiem szerokim rozkroku. A ta wiąże jeszcze nogi między sobą, już całkowicie uniemożliwiając mi najmniejszą zmianę pozycji. Sprawdzam, czy aby na pewno. Napinam to jedną, to drugą… No i chuj. Nic już nie zrobię. Mogę sobie palcami pomachać.
Słyszę, jak się cicho i drwiąco śmieje. Pewnie obserwując, jak się wiercę. Wstając, lekko muska językiem moje krocze.
Nagły, rozchodzący się od tego szybkiego dotyku prąd, wstrząsa całym moim ciałem. Przenajświętsi święci! Ona mnie na skraj szaleństwa doprowadzi!
Znowu zaczynam odpływać…
Nie! Halo! Skup się!
Wracam.
Skupiam się. Tak.
Teraz już, jak pani zapyta, to nie istnieje żadna duma. Żadna! Żaden nie będzie się jej sprzeciwiał. Żaden.
Spadający na wnętrze lewego uda cios wywołuje kolejne drżenie. Przyznaję, dość bolesne, ale w sumie całkiem przyjemne…
Jak to żaden? Właśnie napierdziela cię po super wrażliwej części ciała. Serio? Nie możesz się tak po prostu poddać!
Cisza! Mogę. Mogę i zrobię to!
Kolejne świsty przecinanego powietrza kończą się coraz bardziej dotkliwie. Kuszą tą wspaniałą, kosmiczną przestrzenią...
Nie dam się…
A właśnie, że dasz.
Dam?
Dam.
Rozmawianie ze sobą bywa zgubne.
Właśnie, że się jej dam. Koniec. To nie miał być pokaz, ile kto weźmie na klatę, tylko szczere oddanie, z uznaniem i szacunkiem. To miało być zapewnienie, że jej pragnę. Bardzo. Z pełną samoświadomoś…
Nosz cholera jassssna, ile jeszcze będziesz mnie tak lać? Już. Wygrałaś. Przeproszę.
Z sykiem wciągam powietrze przy entym przyłożeniu.
Wszystko dla ciebie zrobię. Tylko nie wciągaj mnie już w te gierki, bo się nie kontroluję tam, noo.
Słyszę, jak zmienia pozycję. Jak znów idzie ku mnie.
Dobra. Skup się. Nie ma dumy. Null. Zero. Brak.
Wsuwa swoją chłodną dłoń w moje włosy i zaciska w pięść. Echh… Wspaniałe uczucie. Szapie. Lżej niż wcześniej. I podnosi.
Wszechświecie, ona jest taka wspaniała…
~~
Jordan z lekkim zaskoczeniem przyjęła zmianę w oczach Nir. Spodziewała się uległości. I zobaczyła ją. Ale nie była to uległość pod wpływem złamania tak, jak oczekiwała. Było to spojrzenie pełne podporządkowania i ufności. Oczarowania i samoświadomości. Bez ani odrobiny wstydu, czy zażenowania. Czyli jednak. Nir potrafiła wrócić przed granicę utraty kontroli.
Wampirzyca z zaciekawieniem przekrzywiła nieco głowę i mrugnęła, by się otrząsnąć.
— To jak? Przeprosisz? — spytała, choć już znała odpowiedź.
Otrzymała potwierdzające kiwnięcie. Ani zanadto ochocze, ani zanadto powstrzymywane.
Sięgnęła więc do chusty i rozwiązała jednym ruchem.
Oczy dziewczyny znów promieniały tym szczenięcym zachwytem. Ba. Cała twarz jej promieniała. Jordan miała wrażenie, że nie uśmiechała się tylko dlatego, że byłoby to nie na miejscu w sytuacji, w której miała za coś przeprosić.
— Przepraszam, pani. Już nie będę — powiedziała łagodnie.
Wampirzyca nie mogła się nadziwić tej sytuacji. Jej twarz nie wyrażała niczego. Przez chwilę zastanawiała się, co tak w zasadzie ją intryguje. Czego nie może pojąć.
— Już nie będziesz, co? — dopytała machinalnie.
— Już nie będę się rzucać, pani — padło szczere zapewnienie. — Przepraszam za tamto.
— Czyli rozumiem, że teraz dobrowolnie weźmiesz w tyłek, tak? — postanowiła wypróbować jej pewność siebie.
Młoda parsknęła cicho. Zacisnęła usta i odwróciła na chwilę wzrok. Ale spojrzała na Jordan powtórnie.
— Tak — przyznała. — Pani — dodała z należytym szacunkiem.
— I zrobisz, co rozkażę?
— Jeśli będzie to w mojej mocy, pani.
„No proszę. Mam niewolnika, który wcale nie jest zniewolony. A jednocześnie jest. Tyle poszukiwań… Tyle zrezygnowania, aż w końcu, całkiem przypadkiem… Oj, dziewczynko, wejdziesz w ten stan raz jeszcze. Bardzo spodobał mi się twój subspace*. ”
Kobieta patrzyła na nią podejrzliwie i wystudiowanym gestem chwyciła młodą za brodę.
— Czym ty jesteś, do cholery? — zastanawiała się na głos.
Odpowiedział jej wesoły, do bólu szczery uśmiech.
— Sobą — padło zapewnienie. — T y l k o i a ż sobą.
Choć stwierdzenie oczywiste, wydało jej się niewiarygodnie prawdziwe.
C.D.N.
Słowniczek:
* raw food – https://pl.wikipedia.org/wiki/Witarianizm
*software – https://pl.wikipedia.org/wiki/Oprogramowanie
* Power-self-mode on – tryb samo-potęgi/pewności siebie włączony;
* rectum – odbytnica;
* subspace – specyficzny stan naturalnego upojenia, w który wchodzą osoby uległe w trakcie różnorakich aktywności. Najczęściej opisywany jako uczucie dryfowania, lub latania. Mózg osoby doświadczającej subspace przełącza się na częstotliwości zbliżone do głębokiej medytacji. Osoby przebywające w tym stanie mogą nie być zdolne do podejmowania racjonalnych decyzji.