Red Mark (II)

4 marca 2020

Opowiadanie z serii:
Red Mark

Szacowany czas lektury: 31 min

I oto jest część druga. Jak poprzednio, proszę o niehamowaną krytykę. Mam nadzieję, że udało mi się wyeliminować, lub chociaż ograniczyć kilka błędów, które pojawiały się w poprzednim tekście.
Miłej lektury!

Caroline Quiets przyglądała się kroplom deszczu bębniących w okno jej małego apartamentu. Pierwsze promienie słońca zaczęły rozświetlać budynki Nowego Jorku.

Jednym z mitów na temat wampirów jest słońce. Faktycznie, za dnia każdy wampir jest słabszy — im młodszy, tym większe ma problemy. Jednak jeszcze żaden, nieważne jak młody pisklak, nie spłonął od działania promieni słonecznych.

Gdy światło dnia dosięgło twarzy Caroline, wzdrygnęła się. Nigdy nie zapomni swoich pierwszych dni jako wampirzyca. Krew, cierpienie, rozpacz... I to znamię. Znamię w kształcie ptaka, które jeden jedyny raz rozbłysło krwistą czerwienią, zaraz po jej przebudzeniu. Znamię, które widnieje nad krągłym tyłeczkiem jej partnerki, nadal śpiącej spokojnie na wielkim łożu.

Co to mogło oznaczać? Zero szans, żeby były spokrewnione. To po prostu, kurwa, niemożliwe. Kobieta była całkowicie pewna, że każdy członek jej rodziny zmarł jeszcze przed jej przemianą. Odpada więc najprostsza możliwość. Dlaczego nic nigdy nie jest łatwe? Do głowy przychodził jej tylko jeden pomysł — zwrócić się do wiedźmy. Jedynej, o której wiedziała, że jej pomoże. Choć oczywiście nie za darmo. To naprawdę chciwa suka.

Caroline odwróciła się na pięcie, podeszła do leżących na podłodze spodni i wyciągnęła z nich telefon. Kilkanaście nieodebranych połączeń od młodszego wampira kierującego jej nowym klubem. Co znowu? Wybrała numer, odczekała moment i usłyszała głęboki głos:

- Szefowo? Mamy problem.

- Co jest, Damon? - spytała cicho, nie chcąc obudzić śpiącej Natalie.

- Grupa ghouli zaatakowała nas zaraz po zamknięciu klubu. Johnson i Scarlett nie żyją - odpowiedział.

- Kurwa mać... Zaraz tam będę. Wszyscy w stanie gotowości do odwołania.

Quiets w swoim życiu mierzącym już kilka dobrych wieków zmieniła niewiele wampirów, dokładnie dziewiętnastu. Teraz została już tylko siedemnastka. Co to za pieprzone ghoule?

Szybko założyła na siebie swój codzienny strój roboczy — buty na obcasie, czarne, obcisłe spodnie i równie czarny top. Nawet nie zawracała sobie głowy bielizną. Sięgnęła jeszcze po kilka sztyletów, które przypasała sobie do ud i miecz. Przewiesiła go przez plecy. Spojrzała na śpiącą na łóżku dziewczynę. Co z nią zrobić? Chwyciła za kartkę i długopis. Napisała, żeby wzięła sobie coś z szafy i śmiało wyszła z mieszkania. Nikt nie będzie jej ścigał.

Caroline szybko ruszyła w stronę Lust. Nie wzięła samochodu, po prostu przemykała między przechodniami jak ledwie widoczna smuga. Po paru minutach dotarła do zaryglowanych drzwi dla personelu, wstukała kod do zamka elektronicznego i weszła do środka. Na wejściu powitał ją jeden z jej wampirzych ochroniarzy — Brian. Jej oczy spoczęły na jego rozerwanej, zakrwawionej koszuli.

- Doszedłeś już do siebie? - spytała prawie troskliwie.

- Wszystko okej, szefowo.

Zadowolona odpowiedzią właścicielka lokalu ruszyła głębiej w budynek, szukając Damona. Wysoka postać o ciemnych, troszkę przydługich włosach zamajaczyła w kącie lokalu. Wszystko dookoła jest zdewastowane. Nic, czego nie można naprawić, ale niesamowicie się wkurwiała, gdy ktoś niszczył jej własność. W tym jej wampiry. To zadziałało na nią najbardziej.

- Damon! - powiedziała ostro do swojego przyjaciela, bez zbędnych powitań. - Opowiadaj, ze szczegółami, co tu się odpierdoliło.

- Grupa piętnastu ghouli wparowała do klubu godzinę po zamknięciu, chwilę przed świtem. Uzbrojone po zęby skurwysyny. Dorwały się najpierw do Johnsona... - grymas wykrzywił jego twarz. Wiadomo już, że poprzysiągł sobie krwawą zemstę. Nie tylko on.

- Położył dwa z nich, zanim go załatwiły. Scarlett starała się mu pomóc, ale zasypali ją srebrnymi kulami i wyrwali serce. Zginęli, walcząc ramię w ramię. Reszta naszych jest tylko poturbowana, już doszła do siebie. Stracili siedmiu z całej piętnastki.

Caroline spojrzała za niego, w kąt, gdzie leżały dwa ciała. Rudowłosa, malutka Scarlett. Wiecznie upierdliwa, naprawdę jak wrzód na tyłku. Obok niej Johnson, barczysty wampir, małomówny, troszczący się o wszystkich wokół mięśniak. Ta dwójka nawet się nie lubiła — zawsze sobie dogryzali. Dzień bez obraźliwych komentarzy był dniem nieudanym. A jednak oddali za siebie życie. Naprawdę będzie jej brakować tej dwójki.

Quiets kopnęła mocno w leżącą na podłodze, połamaną kanapę. Odleciała kawałek i uderzyła w ścianę.

- Zajmijcie się pogrzebem. Muszę ustalić, kim są te ghoule - powiedziała cicho, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zaczęła już iść w stronę drzwi, gdy nagle zatrzymała ją dłoń Damona.

- Nie możesz iść tam sama. Zabierz mnie ze sobą. - Ból wyrysowany na jego twarzy zatrzymał ją na moment - Jeśli cię stracimy, to koniec wszystkiego.

- Zostań tu i zajmij się porządkiem lokalu. Nocą pochowamy naszych, przygotuj wszystko. To tylko rekonesans, nikt nie będzie spodziewał się mnie za dnia. - odpowiedziała. - Zapłacą za to, co zrobili. Wszyscy zostańcie w gotowości.

Quiets z zaciśniętymi ustami wyszła z Lust. Stanęła w bocznej alejce, wciągnęła powietrze nosem. Wyczuła smród ghouli ciągnący się w stronę przedmieści. Naprawdę? Nawet nie próbowali tego zamaskować?

Ruszyła tym tropem, zatrzymując się co jakiś czas, żeby upewnić się co do drogi. Jasne słońce poranka świeciło jej w twarz, gdy zmierzała po zemstę. Dobrze wiedziała, że to może być pułapka, jednak nic jej nie powstrzyma. Zapach zaprowadził ją na przedmieścia, w okolice starego cmentarzyska, na którym stoczyła walkę z trzema ghoulami. Trzema ghoulami, na które dostała zlecenie od anonimowego wampira. Sprawdziła je — jak każdy kontrakt, który dostaje. Nic nie wskazywało na coś podejrzanego. Zwykła trójka brutali, żerujących nie tylko na padlinie, ale też na ludzkim mięsie.

Istnieją dwa rodzaje ghouli: te, które konsumują martwego człowieka niesamowicie rzadko, jedynie by zachować swoją siłę oraz te, które nieustannie na nich żerują. Pierwsza kategoria nie różni się tak bardzo od wampirów. Zachowują swoje jestestwo, są szybcy, silni, z wyostrzonymi zmysłami. Co najważniejsze, pozostają tym, kim byli przed przemianą. Druga to już trochę inna sprawa. Przez ich brak samokontroli i nieustanne polowanie, ewoluują. Ich paznokcie zmieniają się w długie, zakrzywione szpony służące rozszarpywaniu ciała ofiary. Zęby stają się niebezpiecznymi, ostry kłami. Jakiekolwiek owłosienie znika z ich ciała, a skóra przybiera trupią, szarą barwę. Są inteligentne, jednak głównym bodźcem kierującym ich działaniami jest głód. Niczym zwierzęta. Wszystko to może uczynić ich naprawdę dobrą bronią w rękach odpowiedniej osoby, jeśli tylko jest w stanie ich kontrolować. Zazwyczaj trzymają się w pięcio, może sześcioosobowych grupach. Cała piętnastka w klubie Caroline, zaraz po wykonaniu tego zlecenia nie może być przypadkiem.

Wznowiła trop, idąc dalej, za przedmieścia, w las. Po jakimś czasie dotarła do jaskini. Wytężyła umysł, usiłując wyczuć obecność w środku. Pięć ghouli. Za mało... To musiała być pułapka. Jednak nie odpuści, dotarła zbyt daleko.

Z determinacją wyrysowaną na twarzy ruszyła prosto w kierunku wejścia do jaskini. Zanurzyła się w ciemnościach, w swoim żywiole. Widziała wszystko lepiej niż w świetle słońca. Białka jej oczu nabiegły czerwienią, kły wysunęły się z dziąseł. Weszła do jednego z kamiennych korytarzy, podążając za zapachem potworów. W końcu dotarła do dużej pieczary, z rozpalonym na środku ogniskiem. Smród zgnilizny wykrzywił jej nos. Gdzieś tu musiało leżeć naprawdę sporo padliny. Ludzkiej.

Dwóch przeciwników odwróciło się w jej stronę. Gdzie jest pozostała trójka? Wyczuwała ich w głębszych częściach jaskini. Drapieżny uśmiech wykrzywił jej wargi, gdy wyszarpnęła miecz z pochwy na plecach.

Napastnicy z warkotem ruszyli w jej stronę. Ona zaś, zamiast odwzajemnić natarcie, pobiegła kołem wokół nich. To ich zdezorientowało — liczyli na bezpośrednie zwarcie. Caroline powoli zacieśniała okrąg, biegnąc szybko, wytrącając ich z rytmu. Jeden z ghouli tracąc cierpliwość, skoczył w jej stronę. O to jej właśnie chodziło. Zatrzymała się gwałtownie, pozwalając mu się ominąć. Gdy lecisz w powietrzu, nie możesz zmienić kierunku. Wylądował kilka metrów dalej. Jeszcze zanim jego stopy dotknęły podłoża, wampirzyca już znalazła się przy drugim oponencie. Z szybkim półobrotem zamachnęła się, celując prosto w jego szyję. Klinga przecięła starającą się zablokować uderzenie dłoń, przeszła gładko przez ścięgna i kręgi celu, zbijając z nóg przeciwnika. Głowa potoczyła się po podłodze.

Odwróciła się szybko, słysząc biegnącego w jej stronę wroga. Wyskoczyła w jego stronę, kopiąc go w powietrzu prosto w klatkę piersiową. Odleciał na przeciwny koniec pieczary, uderzając mocno w ścianę. Posypały się na niego kawałki gruzu. Usłyszała trzy pary szybko zbliżających się kroków od strony korytarza, którym tu przyszła. Z drugiego wyjścia, z głębszej części jaskini kolejni trzej napastnicy.

Kurwa mać. Nie zginę w pieprzonej, śmierdzącej trupem dziurze.

Rzuciła się biegiem w stronę ogłuszonego ghoula, przyparła go do muru w momencie, w którym się podniósł. Ostrze miecza oburącz przycisnęła do jego szyi. Próbował zablokować je dłońmi, jednak nie był w stanie przezwyciężyć jej siły. Popchnęła mocno, eliminując kolejnego przeciwnika.

Usłyszała strzały dużo szybciej, niż je poczuła. Jedna z kul zdążyła trafić ją w ramie, nim zaczęła biec slalomem po jaskini. Srebro. Płonący ból rozszedł się po całej ręce. Cholera. To ją spowolni.

Wyszarpnęła dwa noże z pochwy na udzie i rzuciła je w stronę napastnika z pistoletem. Stał nieruchomo, więc trafiła idealnie, prosto w oczy. Jeden oślepiony, przynajmniej na jakiś czas.

Potwory próbowały zamknąć ją w okręgu, piątka z nich. Wyciągnęła kolejne dwa noże, rzuciła je w pierwszego, szarżującego na nią ghoula. Dwa trafienia w czaszkę, nie trafiła w oczy. Uniknęła biegnącego i wyskoczyła w powietrze, za plecy kolejnego przeciwnika. Szybkim ruchem wbiła mu ostrze w szyję, gwałtownie przekręciła, pozbywając się go. Drugi, próbujący go uratować, dostał druzgocące uderzenie w kolano. Satysfakcjonujący trzask rozległ się po pomieszczeniu. Zdążył jednak uderzyć ją w dłoń, wytrącając jej miecz. Reszta próbowała ją dogonić, lecz ta szybko dopadła do oślepionego wroga. Wskoczyła na niego od tyłu, oplotła głowę udami i chwyciła mocno za szczękę. Szarpnęła gwałtownie w górę, jednocześnie kręcąc jego głową, starając się ją urwać. Po chwili się udało, fontanna krwi wylała się prosto na nią. To na moment ją oślepiło, co kosztowało ją naprawdę dużo. Poczuła silne uderzenie w klatkę piersiową wysyłające ją prosto na ziemię. Ogromne ciało opadło na nią, próbując rozszarpać ją pazurami. Wyszarpnęła kolejny sztylet, wbiła w bok jego szyi i zaczęła przekręcać, jednocześnie drugą ręką powstrzymując jego dłonie. Chwilę zajęło, zanim udało jej się go pozbyć. Zbyt długą chwilę. Potężne kopnięcie w żebro, zaraz po tym, gdy strąciła z siebie martwe ciało, posłało ją w przeciwległy kąt pieczary. Uderzyła mocno głową o ścianę. Obraz dookoła zamazany — czaszka musi być pęknięta. Dojdzie do siebie w parę sekund, tyle że nie ma paru sekund.

Dwójka potworów dopadła do niej momentalnie, chwytając jej ręce, przytrzymując ją odsłoniętą. Trzeci, ten, który był zraniony w głowę, już zdążył się pozbierać. Biegł rozpędzony w jej stronę, chcąc zabić ją jednym silnym ciosem w serce. Wybiła się w idealnej chwili, by obiema nogami kopnąć go prosto w mostek. Ponownie przeleciał przez całe pomieszczenie. Kopnęła w nogę tego ze zranionym kolanem i wyrwała rękę z silnego uchwytu. Szybko chwyciła głowę drugiego i popchnęła ją na ścianę, używając całej siły, jaką miała. Czaszka pękła, jednak to niewystarczające. Uderzyła znów. I znów. Głowa ghoula wyglądała jak galareta, jednak nie była pewna, czy zginął. Nie miała czasu na przeskanowanie go umysłem, musiała się skupić. Odwróciła się w stronę przedostatniego wroga w momencie, gdy ten dopadł do niej z warkotem. Pazury trafiły ją w szyję, wydzierając jej spory kawał. Zablokowała drugi cios i obracając przeciwnika, uderzyła nim o ścianę. Wyszarpnęła szybko ostatni ze swoich srebrnych sztyletów i trafiła go w szyję, wbijając go po rękojeść, przerywając kręgi. Na moment wyeliminowany. W tej samej chwili poczuła uderzenie w potylicę, jej twarz przywaliła prosto w ścianę. Ogłuszyło ją to na tyle, że ostatni z przeciwników rzucił nią o podłogę i opadł na nią okrakiem. Nie zdołała zablokować dłoni zmierzającej do jej serca. Pazury gwałtownie wbiły się między jej piersi, zagłębiając się coraz bardziej. Chwyciła jego dłoń, usilnie próbując powstrzymać nieuniknione. Czuła przeszywający ból, gdy końcówki jego szponów wdzierały się zbyt głęboko. Wszystko pociemniało przed jej oczami, gdy kurczowo zaciskała dłoń na nadgarstku potwora...


Natalie Blunt przeciągnęła się leniwie na łóżku. Czuła się obolała, przyjemnie obolała. I usatysfakcjonowana. Spełniona.

Otworzyła oczy i zorientowała się, że jest w nieznanym sobie pokoju. W końcu wszystko zaczęło do niej wracać jak przez mgłę. Wszystkie wspomnienia ubiegłej nocy.

Kurwa mać! - pomyślała. - Nie, nie, to nie może być prawda...

Podniosła się gwałtownie, szukając wzrokiem pięknej kobiety. Potwora. Demona. Któremu tak ulegle się oddała. Pierwszy seks od lat uprawiała z wampirem. Do tego z kobietą. Co było z nią nie tak? Przebiegła dłonią po wewnętrznej stronie swojego uda, po miejscu ugryzienia. Brak jakichkolwiek zewnętrznych śladów, jednak... Czuła przyjemny ból. Upajający. Boże, przestań o niej myśleć w ten sposób! - skarciła sama siebie.

Po chwili zauważyła karteczkę leżącą obok niej.

Musiałam wyjść. W garderobie znajdziesz wszystko, czego zapragniesz. Możesz opuścić mieszkanie, nikt nie będzie cię ścigał. Znajdę cię.

Caroline

Niedowierzająca Nat dalej czujnie nasłuchiwała, czy nikt się nie zbliża. Spędziła tak wiele minut, siedząc nieruchomo na łóżku. Po przedłużającej się ciszy, w końcu odważyła się na ucieczkę. Jednak nie wybiegnie nigdzie nago, więc będzie musiała skorzystać z oferty... Jej podarte ubrania rozrzucone są po całym pokoju.

Podniosła się szybko i podeszła do drzwi garderoby. Znalazła komplet białej bielizny, szare dresy i zwykłą, białą koszulkę. Ubrała się i znalazła swoją rzuconą na ziemię małą torebkę. Telefon, dzięki Bogu, nadal był w środku.

Bateria padła. Dlaczego, do kurwy, muszę mieć takiego pecha?

Schowała go szybko do kieszeni spodni i wyszła z sypialni. Po drodze napotkała lustro, nie mogła się powstrzymać przed zerknięciem na siebie. Całkowicie rozczochrana, zarumieniona. Nie wyglądała tak nawet po najlepszym seksie. Jednak też nigdy nie miała takiego orgazmu...

Pobiegła szybko do drzwi wyjściowych i opuściła mieszkanie. Na zewnątrz udało jej się zorientować, chociaż trochę, gdzie jest. Kamienica, z której właśnie wyszła, wyglądała znajomo. Przedmieścia, musi być na przedmieściach. Jak taka wariatka schowała tak piękny apartament w tak obskurnym budynku?

Ruszyła szybko w stronę przystanku autobusowego nieopodal. Podeszła do jednego z przechodniów, starszego, miło wyglądającego człowieka i zapytała:

- Przepraszam pana bardzo... Mogłabym skorzystać z komórki? Moja się rozładowała.

- Nie ma problemu...

Miły staruszek dał jej swój telefon, odeszła odrobinę na bok i wybrała szybko numer do Evelyn. Nie odbiera. Dlaczego nie odbiera! Szybko wystukała wiadomość, że musi się z nią pilnie spotkać, że stało się jej coś strasznego i oddała telefon mężczyźnie.

W tym momencie poczuła silne pieczenie w dole pleców, nad pośladkami. Piekący ból w miejscu, gdzie znajduje się jej znamię. Zamknęła oczy i do jej umysłu wdarły się obrazy. Ogarnęła ją wściekłość, ogromna wściekłość. Jednak nie było to jej odczucie. Zobaczyła cmentarz. Po chwili napływ jeszcze większego gniewu, bieg przez las. Wszystko tak rozmazane, tak niewiarygodna prędkość...

Natalie próbowała otrząsnąć się ze wszystkiego, co widziała, jednak nie była w stanie. Walka z tym tylko potęgowała ból w miejscu znamienia. Czuła przymus, wewnętrzny przymus podążenia za postacią z wizji. Nie wiedziała, gdzie ona jest, jednak potrafiła to wyczuć, jak gdyby ciągnęła ją do niej niewidzialna nić. Ruszyła bez słowa w tym kierunku. Biegła truchtem przez przedmieścia, ciągnięta ogromną siłą. Widziała dwa światy — swój własny i ten, do którego stara się dotrzeć. W końcu zobaczyła ścianę drzew, wbiegła w las.

Ogromny ból szarpnął jej ciałem. Poczuła, jak gdyby ktoś ją postrzelił. Po chwili uderzenie, pazury rozszarpujące jej skórę. Mogła to wszystko odczuć, zobaczyć. Z mokrymi oczami przyspieszyła kroku. Po chwili, przez łzy dostrzegła wejście do jaskini. Instynktownie wiedziała, że musi tam wejść. Nie mogła się już wycofać, znak jej nie pozwalał.

Wbiegła szybko do środka. Gdy była w kamiennym korytarzu, usłyszała odgłosy walki. Nieludzkie krzyki, warkoty czegoś, czego nawet nie potrafi nazwać. Aż w końcu krótki, kobiecy okrzyk bólu. W tej samej chwili poczuła, jak gdyby ktoś usiłował wyrwać jej serce.

Dobiegła do pieczary i to, co ujrzała, przeraziło ją okropnie. Kilka leżących, bezgłowych ciał. Łysy, dziwnie wyglądający mężczyzna oparty o ścianę, wyciągający sztylet ze swojej szyi. I ogromny potwór siedzący na kobiecie, wciskający dłoń w jej klatkę piersiową.

- CAROLINE! - zawyła rozdygotana, nie wiedząc co robić.

Facet od sztyletu w gardle podniósł się szybko, gdy usłyszał jej krzyk. Ruszył momentalnie w jej stronę, zbliżając się jak torpeda. Natalie z nieznaną sobie prędkością i determinacją wykonała szybki unik, odskakując na bok. Jednak niewystarczająco szybki. Ogromna dłoń zakończona zagiętymi szponami uderzyła ją w bok, odrzucając jej ciało. Przeturlała się po podłodze, obficie krwawiąc z nowo otwartych ran. Nie mogła złapać oddechu, gdy potwór powoli, z obrzydliwym uśmiechem wyrysowanym na twarzy zbliżał się w jej stronę, szczerząc ohydne zęby...


- CAROLINE!

Gdy wampirzyca usłyszała ten krzyk, odwróciła szybko głowę w stronę majaczącej w mroku postaci. Przez krew w oczach ledwie cokolwiek widziała, jednak ją rozpoznała od razu. Natalie, głupia Natalie, jakimś cudem znalazła się w tej jaskini.

W tej samej chwili poczuła piekący ból w miejscu jej znamienia. Ciepło, które rozprzestrzeniło się na całe jej ciało, wypełniając jej mięśnie i ścięgna nową siłą. Otwarte rany zaczęły goić się szybciej, wszystkie zmysły momentalnie się wyostrzyły.

Ghoul siedzący na niej, z uśmiechem triumfu na twarzy na moment się zawahał. Wyczuł, że coś jest nie tak.

Caroline zacisnęła mocno dłonie na nadgarstku, miażdżąc jego kości. Wyciągnęła jego rękę, odsuwając ją od serca a drugą wymierzyła prosto w jego szyję. Wbiła w nią palce i zaczęła szarpać, na tyle mocno, że głowa potwora szybko oddzieliła się od reszty ciała. Nadal ranna, szczególnie przez zranione serce szybko skoczyła na nogi i spojrzała na Natalie. Ghoul był już niecały metr od niej, szczerząc swoje paskudne zębiska. Nie spodziewał się jednak, że wampirzyca zdoła się uwolnić ze śmiertelnego uchwytu. Szybciej niż kiedykolwiek wcześniej pobiegła w jego stronę i jak taran uderzyła w niego barkiem. Odleciał gwałtownie na sam koniec pomieszczenia, waląc z gruchotem kości w ścianę. Nie zwolniła, tylko dopadła do niego jeszcze zanim osunął się na podłogę i chwyciła mocno obie jego ręce. Nogą zaparła się o jego klatkę piersiową, obcas wbił się w nią na całej długości. Szarpnęła z całej siły, ciało napastnika uderzyło kamień. Wyrwane ręce odrzuciła na bok i poprawiła uderzenie kolanem, miażdżąc jego czaszkę. Gdy leżał, szybko kopnęła go w kark, łamiąc go jak zapałkę. To wyeliminuje gnoja na dłużej niż parę minut.

Odwróciła się szybko w stronę Natalie, leżącej parę metrów dalej na zimnej podłodze pieczary. Podbiegła do niej, przegryzła swój nadgarstek i przycisnęła do jej ust.

- Pij, kochana, pij.. - wyszeptała, przytulając ją do siebie jak dziecko, podtrzymując głowę. Spojrzała na jej bok — kilka żeber kompletnie strzaskanych, mnóstwo straconej krwi, prawdopodobnie zapadłe płuco.

Gdy upewniła się, że dziewczyna wypiła wystarczająco, ponownie przegryzła nadgarstek, który zdążył się już zasklepić i skropiła rany swoją krwią. Na jej oczach wszystko zaczęło się goić, kości regenerować, skóra zrastać. Rany wewnętrzne zajmą trochę dłużej, jednak wszystko powinno już być w porządku.

- Co... Mi zrobiłaś? - wyjęczała Nat, patrząc się na nią przestraszona. Wiedziała, że nie chodzi jej o krew. Musi pytać o znak.

- Wszystko po kolei, najpierw musimy cię stąd zabrać. - odpowiedziała. Blondynka szybko straciła przytomność.

Caroline wyszarpnęła swój telefon z kieszeni i zadzwoniła do Damona.

- Jaskinia w lesie na przedmieściach. Masz tu ghoula do zgarnięcia. Zamknij go i nie daj mu uciec. Przesłucham go osobiście. Wysyłam namiary. - rozkazała szybko i rozłączyła się bez zwłoki. Wysłała mu namiary smsem i schowała telefon. Wzięła dziewczynę na ręce jak dziecko i wybiegła z jaskini. Z wampirzą prędkością udała się z powrotem do swojej ulubionej kryjówki. Otworzyła drzwi i wbiegła do sypialni. Położyła nieprzytomną ranną na łóżku i delikatnie zdjęła jej koszulkę. Rozerwała stanik i odrzuciła go na bok. Uważnie przyjrzała się ranie, z zadowoleniem stwierdzając, że kończy się leczyć. Wampirza krew potrafi zdziałać cuda.

Odgarnęła włosy z jej twarzy i przez chwilę z rozczuleniem przyglądała się ślicznotce. Te delikatna twarz na zawsze wyryje się w jej pamięci.

W końcu, mając chwilę wytchnienia, gdy cała adrenalina opuściła jej ciało, odczuła, jak bardzo wyczerpała ją ta walka. Przez chwilę było blisko. Zbyt blisko. Potrzebowała krwi, żeby całkowicie dojść do siebie, jednak nie chciała zostawiać Natalie samej. Wytrzyma.

Od naprawdę dawna nikt nie wzbudzał w niej takich emocji jak ta dziewczyna. To pożądanie, troskliwość, niecierpliwość. Nieustanna chęć trzymania jej blisko.

Poszła do toalety i zdjęła ubrania z obolałego ciała. Weszła pod prysznic, żeby zmyć z siebie zaschniętą krew i smród ghouli. Ciepła woda spływająca po jej skórze koiła zmęczone mięśnie.

Wytarła się szybko i zaczęła przeglądać w lustrze. Odwróciła się tyłem, obserwując blaknące znamię. Musiało znów rozbłysnąć czerwienią. Jak przy jej przemianie. Co to jest?

Zarzuciła na siebie sięgający połowy uda, krótki, bordowy szlafrok i wróciła do sypialni.

 

Natalie nie była pewna, na jak długo straciła przytomność. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła wchodzącą do pokoju piękność w skąpym szlafroku. Momentalnie odczuła delikatne mrowienie między nogami, od jednego prostego spojrzenia na nią. Wszystkie erotyczne myśli jednak szybko uleciały jej z głowy, gdy uświadomiła sobie, że znów została zamknięta w pokoju ze swoją porywaczką. Tylko czy naprawdę nią jest? Przecież teraz uratowała jej życie.

Spojrzała w dół, na swoje ciało. Nawet nie oburzyła się, że znów jest półnaga — zbyt zszokowało ją, że jej rana już praktycznie zniknęła. Przecież była ogromna. Odczuwała ból, jednak nie tak agonalny, jak w jaskini. Był wręcz delikatny. Brak nawet śladu, jedynie lekkie zaczerwienienie.

- Co...

- Wampirza krew ma lecznicze właściwości. Potrafi uzdrowić prawie wszystko. - odpowiedziała na niedokończone pytanie Caroline. - Za chwilę będziesz jak nowa.

Stanęła obok łóżka, przyglądając się Natalie z konsternacją.

- Co mi zrobiłaś? Dlaczego miałam te obrazy w swojej głowie? Skąd wiedziałam, gdzie jesteś? - spytała zniecierpliwiona i przestraszona fotografka.

Wampirzyca bez słowa odwróciła się do niej tyłem i uniosła szlafrok, ponad pośladki, odsłaniając swoje znamię. Pomimo rozpraszającego widoku jędrnego tyłeczka, Nat zagapiła się wyłącznie na znak. Taki sam jak jej. Blaknący już, gasnący jak lampka. Odebrało jej mowę.

Co to znaczy? Jesteśmy rodzeństwem? Nie, przecież ona nawet nie jest człowiekiem... - jej umysł błądził szalenie, próbując zrozumieć cokolwiek z tego, co się dzieje.

- Ja... Nie rozumiem. - powiedziała

- Ja też nie. Wykluczyłam już pokrewieństwo, tym więc nie musisz się martwić. Znajdę odpowiedzi. Nie myśl o tym teraz, tylko odpocznij. Nic ci tu nie grozi, nie zamierzam cię skrzywdzić... - urwała nagle Caroline, gdy Nat odgarniała swoje włosy. Przechyliła wtedy delikatnie głowę, eksponując niechcący szyję. Gdy spojrzała na wampirzyce, zanim ta odwróciła się w drugą stronę, dostrzegła błysk czerwieni wydobywający się z jej głębokich, brązowych oczu.

Boże, jest głodna. Co teraz? - pomyślała skonsternowana dziewczyna. Bała się, nadal, jednak to uczucie zaczęło powoli zanikać. Czuła się coraz bezpieczniej w towarzystwie demona.

Co z nią nie tak?

Jednak, w końcu, uratowała jej życie. Sama była ranna... Od czegoś takiego zginąłby każdy człowiek. Nie może więc być całkiem zła.

Może moja krew mogłaby jej pomóc? - szalone pomysły krążyły po jej umyśle. - Przecież to nawet nie boli... Nie bolało wczoraj. Powinnam jakoś odwdzięczyć się za uratowanie mi życia. Choć to przez nią znalazłam się w takiej sytuacji...

Natalie czując wewnętrzny przymus, podjęła decyzję. Nie wiedziała, co tak bardzo ciągnie ją do Caroline, jednak nie mogła temu zaprzeczyć. Coś w niej obudziło się już w momencie, gdy zobaczyła ją w tym klubie. I to coś tylko przybierało na sile.

Zbliżyła się do krańca łóżka i klęcząc, sięgnęła dłonią w jej stronę. Delikatnym ruchem dotknęła jej pleców zakrytych materiałem szlafroka, chcąc zwrócić jej uwagę. Ta wzdrygnęła się, jednak jej oczy spojrzały znów na twarz Natalie. Wyciągnęła nadgarstek w jej stronę.

- Potrzebujesz krwi, prawda? Chcę ci pomóc. - powiedziała, rumieniąc się i drżąc delikatnie. Ze strachu, oczekiwania i czegoś, czego nie potrafiła określić.

Oczy wampirzycy ponownie nabiegły czerwienią, zobaczyła końcówki kłów wystające z jej dziąseł. Jak zahipnotyzowana przyglądała się jej opalonej, cienkiej skórze na nadgarstku. Była widocznie głodna, jednak coś nadal ją powstrzymywało.

- Proszę... - szepnęła Nat.

Na te słowa, Caroline momentalnie usiadła na łóżku obok niej, trzymając jej nadgarstek. Uniosła go do swoich ust i zaczęła delikatnie całować skórę. Po chwili dziewczyna poczuła, jak kły zagłębiają się w jej ciele. Krótki moment kłującego bólu zniknął szybko, zastąpiony przez rozlewające się po ciele ciepło. Przyjemność. Ekstazę.

Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, cichy jęk wydostał się spomiędzy jej różowych warg. Ugryzienie było... Niesamowicie przyjemne. Erotyczne wręcz. Wolną rękę położyła na głowie wampirzycy, gładząc jej piękne, czarne włosy, przytulając ją do swojej nagiej piersi.

Karmienie trwało tylko chwilę, choć Natalie pragnęła, by nigdy się nie skończyło. Całe jej ciało było jak naelektryzowane, buzujące hormonami, pragnące więcej i więcej. Ranki po kłach zniknęły na jej oczach, gdy Caroline uwodzicielsko oblizała je językiem. Po chwili uniosła się i obydwie spojrzały głęboko w swoje oczy, bez słowa. Ich twarze dzieliło teraz tylko kilka centymetrów, gdy tak siedziały razem na krańcu łóżka.

Nat nieśmiało, kierowana pożądaniem i czymś jeszcze, pochyliła się do przodu. Jej usta spotkały się z ustami partnerki, nieśmiało ich kosztując. Powolny, delikatny pocałunek odczuła jak uderzenie pioruna — podniecenie rozbiegło się po całym ciele, odbierając jej zdrowy rozsądek. Pogłębiła pocałunek, nieśmiało wsuwając język w usta Caroline, krążąc nim w środku, wokół nadal wysuniętych kłów. Swoją dłoń położyła na jej udzie, nieśmiało przesuwając nią po nagiej, aksamitnej skórze, w górę i w dół, bojąc się zabrnąć dalej. Poczuła, jak ta chwyta jej rękę i przesuwa ją pomiędzy swoje nogi, wprost do centrum jej kobiecości. Dreszcz przeszył ciało blondynki, gdy palce napotkały tę miękkość, wilgoć... Zaczęła powoli, odważniej, samodzielnie eksplorować ciało kochanki. Rozchyliła płatki wspaniałej szparki, sunąc po nich delikatnie opuszkami palców. Poczuła, jak ta drży pod jej dotykiem. Tak bardzo pragnęła więcej...

Odsunęła się na moment, tylko po to, by zsunąć swoje dresy, nie spuszczając nieśmiałego, jednak płonącego pożądaniem wzroku z Caroline. Ta nie była dłużna, szybkim ruchem pozbyła się swojego rozchylonego szlafroka, całkiem ujawniając swoje zgrabne ciało. Wsunęła się dalej na łóżko, kładąc kusząco na plecach, rozchylając nogi. Delikatna rosa błyszczała na jej wydepilowanej cipce, jędrne piersi unosiły się z każdym głębokim oddechem. Natalie oniemiała na ten widok, nie wiedząc, co robić dalej.

W końcu podążyła na ogromne łoże śladem kochanki, docierając do niej powoli. Nachyliła się nieśmiało między jej zgrabnymi nogami, z bliska oglądając to, czego tak bardzo pragnęła spróbować. Zbliżyła swoją twarz i wysunęła mały języczek, delikatnie kosztując tego kwiatu rozkoszy. Wspaniałe...

Jęk Caroline rozszedł się po pokoju, gdy Nat coraz odważniej operowała językiem. Nigdy nie robiła tego kobiecie, jednak instynktownie wiedziała, jak się zachować. Jej dłonie delikatnie gładziły uda partnerki, gdy język niespiesznie eksplorował całą, piękną szparkę. Przesunęła nim w górę, do guziczka i zaczęła zataczać intensywne, małe kółeczka. Wampirzyca cicho krzyknęła. Po chwili tej zabawy fotografka odważyła się na jeszcze więcej. Nie przerywając pracy ustami, wsunęła dwa palce pomiędzy mokre płatki, zanurzając je głęboko w ciepłej, mokrej cipce. Kolejny krzyk, głośniejszy niż wcześniej, rozbiegł się po całym mieszkaniu.

Palce Natalie coraz szybciej wbijały się w Caroline, posuwając ją mocniej, ostrzej. Czuła, że tego właśnie pragnie, więc właśnie to chciała jej dać. Dołożyła trzeci paluszek, mocno penetrując ciasną pochwę. Jej usta wytrwale pracowały nad łechtaczką, liżąc guziczek, ssąc, nawet delikatnie go przygryzając. Poczuła, jak uda zaciskają się wokół jej głowy, jak stanowcza dłoń mocno chwyta ją za włosy, nie pozwalając jej się odsunąć. Nie zamierzała tego robić.

Po chwili tej pysznej zabawy cipka wampirzycy zaczęła konwulsyjnie zaciskać się na jej palcach. Całe jej ciało dygotało, gdy krzyk zatrząsł oknami mieszkania. Nat przyspieszyła tempa, chcąc dać jej jak najwięcej. Wsuwała palce tak głęboko i tak szybko, jak potrafiła. Nogi prawie miażdżyły jej głowę, gdy jęk za jękiem wydobywał się z ust partnerki. Soki zaczęły zalewać jej twarz, nie było przed nimi ucieczki. Dłoń mocno trzymała jej włosy, cholernie mocno przyciskając ją do swojego ciała.

- Kurwa mać! - usłyszała krzyk Caroline, krzyk pełen rozkoszy i spełnienia. To niesamowicie ją usatysfakcjonowało. Na tyle, że sama czuła się bliska orgazmu, choć nawet się nie dotknęła.


Zaskoczona nagłą namiętnością Quiets nie potrzebowała wiele czasu na orgazm. Podniecał ją już sam widok blondynki, jej bliskość, a co tu mówić o seksie. Mogłaby z nią szczytować całą dobę i nie mieć dość.

Jej głośny krzyk wstrząsnął apartamentem, odczuła ten długi orgazm w każdym nerwie swojego ciała. Po wszystkim, z lubieżnym uśmiechem, podniosła dziewczynę za włosy i przyciągnęła do swojej twarzy. Pocałowała ją namiętnie, kosztując swoje własne płyny, mrucząc w jej usta. Ułożyła ją tak, by usiadła na niej okrakiem. Przygryzając jej wargi, wirując umiejętnie językiem, puściła jej głowę, by zjechać dłońmi po smukłych plecach w dół, prosto na pośladki. Ścisnęła mocno ten jędrny tyłeczek, powstrzymując się jednak by jej nie zranić.

Po chwili chwyciła ją stanowczo za krągłe pośladki, opadła na łóżko i uniosła nad siebie. Tak, by ta usiadła na okrakiem na jej twarzy. Ujrzała nad sobą malutką, mokrą już szparkę i nawet nie czekała. Przyciągnęła ją do siebie, wychylając głowę do góry i przywarła do niej mocno ustami. Język zaczął swój szalony taniec, wirując namiętnie po całej słodkiej łechtaczce. Usłyszała jęki Natalie, gdy ta opierała się o krawędź łóżka, siedząc na twarzy wampirzycy.

Caroline już teraz poczuła, że dziewczyna zaczyna dochodzić. Tak szybko? Taką zabawę trzeba przedłużyć...

Gwałtownie wsunęła swój języczek do cipki partnerki, zanurzając go w ciasnym aksamicie. Zakręciła nim w środku, błądząc po śliskich ściankach. Dłonie nie przestawały jeździć po udach, tyłeczku, gdzie tylko mogły sięgnąć, wiecznie pragnące dotyku.

Czuła, jak cipka partnerki konwulsyjnie zaciskała się na jej języku, słyszała krzyki wydobywające się z jej gardła. Nie przestawała jej pieprzyć w ten sposób, wsuwa i wysuwa go na zmianę, najgłębiej jak potrafiła. Zlizywała każdą kroplę rosy wydobywającej się z jej ciała, nie chcąc zmarnować niczego. Długi, intensywny orgazm wstrząsał ciałem Nat raz za razem, gdy wampirzyca z wiekowymi umiejętnościami pieściła ją najlepiej, jak się da.

Już po wszystkim, gdy poczuła, że ta się uspokaja, zdjęła ją z siebie i odsunęła na bok. Położyła się obok niej na łóżku i pocałowała ją w usta, dzieląc się z nią jej własnymi sokami. Uśmiechnięta odsunęła się, nie spuszczając z niej wzroku.

Przez chwilę leżały razem, po prostu rozkoszując się swoją bliskością, w ciszy. Po czasie relaksu przyszedł jednak moment na rozmowy.

- Nie zaczniesz wrzeszczeć i uciekać? Myślałam, że się mnie boisz. - spytała Caroline, ciekawa reakcji dziewczyny, gdy pożądanie powoli przestawało mącić w ich umysłach. Jej dłoń bezwiednie błądziła po nagiej skórze ślicznotki.

- Nadal się boję. Jesteś pieprzonym wampirem! Nie powinnaś istnieć. - odpowiedziała Natalie, jednak w jej głosie nie słychać już strachu. Raczej błogość. - Co jeszcze jest prawdziwe?

- Och, słodziutka, to bardziej złożone pytanie niż myślisz. Jednak w skrócie... Jak już wiesz, wampiry istnieją. Tak samo ghoule, choć nie są zwykłymi trupojadami jak w większości książek. Istnieją też wiedźmy i zmiennokształtni... Choć tych ostatnich nie widziano od lat. Możliwe, że wyginęli - zaczęła opowiadać.

- Pierdolisz! Magia? Wilkołaki? - przerwała jej ciekawska.

- Uważaj na język, młodziutka. Nie wiesz, że przy starszych wypada zachować kulturę? - droczyła się z nią Caroline.

- Jeśli starsi cię nie porywają, nie piją twojej krwi i nie pieprzą do nieprzytomności, wtedy może tak. - odpowiada. - Ile właściwie masz lat?

- Nie powinno się też pytać kobiety o wiek, ale ten jeden raz ci odpuszczę. Zasłużyłaś. - uśmiechnęła się do niej wampirzyca. - Około sześciuset lat. Sama już przestałam dokładnie liczyć.

Natalie zagapiła się na nią z otwartymi ustami, nie mogąc wykrztusić słowa.

- Akurat to w książkach jest prawdą. Wampiry się nie starzeją. Ale wracając.. - kontynuowała. - Pomijając więc zaginionych zmiennokształtnych, wiesz już o trzech istniejących, starożytnych rasach. Każda inna, jednak podobna do siebie. My żywimy się krwią ludzi, żeby podtrzymać swoją moc. To nas napędza, tego potrzebujemy. Tak jak człowiek je krowę. Po prostu jesteśmy najwyżej w łańcuchu pokarmowym.

- Wegetarianie mogliby się nie zgodzić... - znów przerywa jej Natalie. - Musicie zabijać?

- Przecież żyjesz, nieprawdaż? - uśmiecha się Caroline. - Ludzie też mają swoich morderców. Wampiry przynajmniej zabijają dla pożywienia, nie z czystego okrucieństwa. Zapytaj sama siebie, kto jest gorszy? - dogryzła jej poważnym tonem. - Wracając, ghoule są naszą bratnią rasą. Nie mówię o tych, które widziałaś w jaskini. To ich podrzędny, nieumiejący się kontrolować gatunek. Obrzydlistwo. - skrzywiła się na samą myśl. - Jednak... Że tak to ujmę, normalny ghoul nie różni się tak bardzo od nas. Zależnie od swojego wieku, jest tak samo silny, szybki, z wyostrzonymi zmysłami. Brakuje mu jedynie mocy. To coś, co czyni wampiry najpotężniejszą rasą. Przynajmniej tak lubimy uważać, jednak czarownice mogłyby się z tym nie zgodzić. Wiem sporo o magii, jednak... Niektóre z nich dalej przyprawiają mnie o dreszcze. Rzeczy, które potrafią zrobić, bywają wręcz zatrważające. - przerwała Caroline, myśląc o tym, co czeka ich jutrzejszego dnia. Wizyta u wiedźmy... Bardzo sukowatej wiedźmy, jeśli może wyrazić swoją opinię.

- I ludzie nie mają o tym niczym pojęcia? Jak to możliwe? - spytała Natalie.

- Każda nadprzyrodzona istota się ukrywa. To niepisany pakt. Ludzie mnożą się jak króliki, a ich technologia jest już wystarczająca do pokonania nas. Na szczęście są na tyle głupi, że nigdy nie pomyśleliby o tym, skąd wzięły się ich legendy... - odpowiedziała. - Około 8% populacji całego świata to istoty nadprzyrodzone. Żyjemy na każdym kontynencie, w każdym kraju, niewidoczni dla was, choć obok was.

Caroline przebiegła delikatnie palcem po biodrze blondynki, widząc, jak na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Uśmiechnęła się lubieżnie do siebie, nie mogąc się doczekać, aż znów zajmie się tym słodkim ciałem. Teraz jednak da jej odpocząć. Musi też zająć się poważniejszymi sprawami.

- Care... Jak zamierzasz dowiedzieć się, o co chodzi z tym znakiem? Dlaczego go dzielimy? Nie wykluczaj mnie z tego.

- Care? Nikt nigdy mnie tak nie nazwał, a żyję naprawdę długo. Mało kto odważa się zdrabniać moje imię. - zmrużyła oczy z groźnym wyrazem twarzy, jednak wesołe iskierki nie przestawały tańczyć w jej oczach. - Nie wykluczę, też w tym siedzisz. Potrzebuję cię, żeby wszystko wybadać. I tutaj wchodzi sprawa czarodziejek... Jutro wybierzemy się do jednej, razem.

 

Obydwie kobiety leżały tak przez chwilę, tuląc się do siebie. Pochodzące z całkiem innych światów, praktycznie się nie znające, połączone przez tajemniczy znak. Nie miały pojęcia, co czeka je już kolejnego dnia. Nie miały pojęcia, że ich historia jeszcze nawet się nie zaczęła. Nie miały pojęcia o białookim mężczyźnie, obserwującym ich mieszkanie w tym właśnie momencie...


Natalie wstała z łóżka, uwalniając się z ramion śpiącej piękności. Starała się jej nie obudzić, nie wiedząc, że ta wcale nie śpi. Gdy poszła w stronę toalety, poczuła płonący wzrok na swoich pośladkach.

- Nie możesz przestać się gapić? Jeszcze nie przywykłam do paradowania tu nago. - powiedziała dąsając się.

- Kochanie, jeśli mam cokolwiek do powiedzenia, przy mnie zawsze będziesz naga. - uśmiechnęła się do niej drapieżnie wampirzyca.

Blondynka weszła do toalety, wzięła szybki prysznic i przejrzała się w lustrze. Wyglądała jakoś... Inaczej. Dojrzalej? Bardziej... Pełna? Sama nie była pewna.

Wysuszyła i rozczesała swoje włosy, założyła jeden ze skąpych szlafroków wiszących na ścianie i wróciła do sypialni. Podeszła do leżących na ziemi dresów i wyciągnęła z nich telefon.

- Masz tu może ładowarkę? - spytała Caroline. Ta wskazała ruchem głowy kąt pokoju. Dziewczyna szybko podłączyła do niej urządzenie i odwróciła się w stronę kochanki. Ta znienacka pojawiła się tuż za jej plecami. Wzdrygnęła się.

- Boże, nigdy tak nie rób! - krzyknęła oburzona. Ich twarze ponownie dzieliły jedynie centymetry. Quiets jedynie się uśmiechnęła. Pochyliła się i niespiesznie pocałowała Natalie prosto w usta. Dreszcz przyjemności przebiegł całe jej ciało. To się chyba nigdy nie zmieni...

Dzwonek telefonu rozległ się po pomieszczeniu. Nat odwróciła się szybko, podniosła go i ujrzała kilkanaście nieodebranych połączeń i parę wiadomości. Większość od Evelyn, kilka od Jacoba.

- Kurwa mać... Całkiem o nich zapomniałam. - powiedziała zdenerwowana. Przecież jej przyjaciółka musiała się o nią niesamowicie zamartwiać, szczególnie po wiadomości, którą jej wysłała. Szybko znalazła jej numer i oddzwoniła — brak sygnału. Napisała jej kolejną wiadomość, że wszystko jest w porządku, że niedługo się do niej odezwie.

- Nie martw się, wszystko załatwię tak, że nikt nie będzie się o ciebie niepotrzebnie zamartwiać. - powiedziała Caroline.

- Chcesz ich zabić?! - krzyknęła oburzona dziewczyna, po chwili orientując się, jakie palnęła głupstwo.

- Odrobina hipnozy wystarczy, żebyś nie miała niepotrzebnych problemów. - zaśmiała się w odpowiedzi wampirzyca. - Czas się zbierać, Twoją przyjaciółką zajmiemy się później.

Para wspólnie zaczęła się przygotowywać. Care przyniosła małe śniadanie dla Nat. Choć sama nie potrzebuje tego typu posiłków, dla zachowania pozorów jej lodówka zawsze jest bogato wyposażona. Ludzkie jedzenie jej nie szkodzi, czasem nawet smakuje, jednak nie ma dla niej żadnych wartości odżywczych. Zdarzało się jej przyprowadzać tu wiele osób, mężczyzn i kobiet... Nigdy na dłużej niż jedną noc.

Obserwowała, jak blondynka uroczo przeżuwa jajka na miękko, myśląc znów o tych słodkich ustach.

Nie uszło to uwadze Natalie, znów się zarumieniła. Taka pruderyjna, grzeczna dziewczynka. A jednak wampirzyca wyzwoliła w niej jakąś dziwną, seksualną bestię. Przy niej czuje się niewiarygodnie seksowna, choć to pożeranie wzrokiem jest kłopotliwe.

Quiets włożyła na siebie swój standardowy strój roboczy, z małymi dodatkami. Buty, które wybrała miały obcas ze srebra, pomalowany na czarno. Obcisłe, skórzane, równie czarne spodnie powtórnie obtoczyła nożami. Tym razem jednak bardziej zadba o ich ukrycie, nie potrzeba im ludzi gapiących się na nią jak na płatną zabójczynie. Chociaż okazjonalnie jest kimś w tym rodzaju. Krótki, czarny top i płaszcz sięgający kolan dopełniły jej wizerunku.

Blunt w końcu mogła ubrać coś, co zakrywało więcej ciała niż przez ostatnie dwa dni. Wybrała glany, obcisłe jeansy i ciepły sweter. Dzisiejszy dzień jest dość chłodny, więc wzięła też czarną, skórzaną kurtkę.

Caroline schyliła się do jej nogi, pomajstrowała chwilę przy bucie i odsunęła się z powrotem. Z tyłu glana wystawała malutka rękojeść.

- Czy to... Nóż? - spytała Nat.

- Owszem. W razie jakichkolwiek wypadków. Sprytna skrytka, nieprawdaż?

- Prawie jak na filmach. - zaśmiała się blondynka w odpowiedzi.

- Musimy załatwić to dziś. Mam ghoula do przesłuchania zaraz po powrocie. - twarz wampirzycy na moment przybrał zabójczy wyraz. - Ruszajmy. - dokończyła.

Kobiety razem, ramię w ramię opuściły mieszkanie. Wyruszyły na poszukiwanie odpowiedzi, których tak desperacko potrzebowały. Nie miały pojęcia, że ich przygoda nawet nie zdążyła się zacząć. Nie miały pojęcia o czyhającym na nie niebezpieczeństwie. Nie miały pojęcia, co jeszcze dziś ma się wydarzyć.
 

Ten tekst odnotował 12,958 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.86/10 (20 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.