Red Mark (III)

6 marca 2020

Opowiadanie z serii:
Red Mark

Szacowany czas lektury: 51 min

W tym tekście zrobiłem coś raczej niespotykanego przy pisaniu serii, a mianowicie zacząłem pisać w pierwszej osobie. Wybaczcie z góry, jeśli bardzo przeszkadza wam ta nagła zmiana. Raczej pozostanę przy tworzeniu w ten właśnie sposób.
Krytyka jak zawsze mile widziana, mam jednak nadzieję, że od pierwszej części nastąpiła jakaś poprawa!
Miłej lektury!

Depcząca w gównie i błocie wiekowa wampirzyca, Caroline Quiets. Cała ja. Zawsze pełna elegancji. Dlaczego nic nigdy nie jest proste? Dlaczego ta suka nie może mieszkać w pięknym, obrośniętym zielenią lesie? Nie, przecież każdy gość musi przejść próbę. Próbę syfu i brudu.

Mroczne cienie owijały się wokół gałęzi drzew wyglądających, jakby miały własne życie. Nienaturalne życie. Świecący jasno na niebie księżyc tylko potęgował to wrażenie. Które, swoją drogą, prawdopodobnie nie było tylko iluzją. Las skrywający dom wiedźmy mógł nieść ze sobą wiele niespodzianek.

Zatrzymałam się, nasłuchując. Żadnych podejrzanych dźwięków, poza kroplami deszczu bębniącymi o podłoże i cichym szelestem liści. No i oczywiście rażącymi uszy krokami pięknej Natalie Blunt, blondynki kroczącej dumnie zaraz za mną. Uderzyła nieuważnie o moje plecy, nie widząc, jak przestaję się poruszać.

- Cholera... Mogłabyś mnie uprzedzić, wiesz? - narzekała ze zbolałą miną. Widocznie przepadała za tymi cholernymi mokradłami tak bardzo, jak ja.

- Wybacz, księżniczko. Nie przywykłam do podróżowania z ludźmi. - odpowiedziałam z lekkim zniecierpliwieniem na twarzy, odwracając się w jej stronę.

- Jesteśmy blisko. Wyczuwam granicę. Zostań tu i poczekaj na mnie. Gdyby cokolwiek się działo, krzycz. Usłyszę cię.

- Nie ma, kurwa, opcji! Miałaś mnie z tego nie wykluczać. To, że tu z tobą jestem, nie znaczy, że ci ufam, wampirzyco. Muszę sama usłyszeć, co oznacza to znamię. - przybrała bojowy wyraz twarzy, skrzyżowała ręce.

Przez chwilę chciałam ją po prostu przywiązać do drzewa, jednak się powstrzymałam. Primo, co nadal było dla mnie szokujące, bo nie czułam czegoś takiego od stuleci — zaczęło mi naprawdę zależeć na tej dziewczynie, choć minęło tak mało czasu od naszego poznania. Secundo, możliwe, że będę potrzebować jej kooperacji. Nie ma więc sensu użeranie się z obrażoną o malutkie zniewolenie pannicą. Lepiej nie ryzykować. Przy moim boku powinna pozostać bezpieczna. Poza tym, znajdzie się wiele dużo lepszych zastosowań związanych ze skrępowaniem tej słodkiej osóbki...

Przyjrzałam się jej pięknej, lekko zaokrąglonej twarzy schowanej pod kapturem chroniącym złociste włosy przed deszczem. Duże, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, z wyrysowaną w nich gotowością walki o swoje racje. Cóż za silna wola...

Dlaczego jednak Natalie tak bardzo pragnęła dowiedzieć się, co oznacza znamię? Nie mogło chodzić tylko o to, że dzieliła je z nieznaną sobie wampirzycą. Była zbyt uparta. Wiadomości o istnieniu świata nadprzyrodzonego przyjęła zaskakująco dobrze, lepiej niż większość ludzi. W grę wchodziło dużo więcej, niż była skłonna powiedzieć. Sekrety, sekrety... Na wszystko przyjdzie czas.

- Trzymaj się blisko mnie i staraj się chodzić ciszej niż słoń. Łamiesz każdą gałązkę, na której staniesz. Ten trzask słychać na kilometry. Idziemy.

Po krótkim czasie podróży, w końcu wyszłyśmy z bagnistego terenu na równiejszy, bardziej stały grunt. Cóż za ulga. Obcasy na tym cholernym, grząskim bagnisku nie były najlepszym wyborem. Skąd mogłam wiedzieć, jak bardzo ten las się zmienił od mojej ostatniej wizyty?

Prawie weszłam prosto w magiczną barierę. Wyczułam ją moment przed postawieniem decydującego kroku. Była naprawdę dobrze zamaskowana. Zatrzymałam szybkim ruchem ręki idącą koło mnie dziewczynę, rozkazując jej pozostać cicho. Wyciągnęłam przed siebie dłoń, wytężając umysł. Moc wypełniła moje ciało, gdy palce zaczęły wciskać się w niewidoczną ścianę. Po chwili przed naszymi oczami ukazał się rozbłysk zieleni, naelektryzowane powietrze strzeliło głośno, gdy moje ciało inwazyjnie przeciskało się przez zabezpieczenie. Piekący ból pobiegł w górę mojego ramienia, jednak udało się przebić. Zrobiłam wolny krok do przodu, a światło rozbłysło wokół mnie. Drugą ręką chwyciłam Natalie, przeciągając ją przez śmiercionośną pułapkę. Kilka kroków do przodu i byłyśmy bezpieczne.

- Co to było? - zapytała.

- Każda szanująca się wiedźma otacza swój dom barierami. A to naprawdę potężna suka. Pewnie czeka na nas jeszcze kilka niespodzianek. - odpowiedziałam.

Przestrzeń za nami ponownie wypełniła się zielenią, zasklepiając stworzoną przeze mnie dziurę. Samo- regenerująca się tarcza. Nieźle.

Wampiry mają naturalną zdolność przeciwdziałania magii. Niestety nie każdemu jej rodzajowi, jednak z barierami dają sobie radę. Im starszy osobnik, tym większe zasoby mocy posiada. Można ją wykorzystywać na wiele sposobów, jednak przeciwko czarodziejom to jeden z najbardziej podstawowych. Wznowiłyśmy naszą wędrówkę, pozostałam jednak czujna.

- Gdy to załatwimy, muszę wracać do domu. Jeśli nie zamierzasz zrobić ze mnie niewolnicy, nie powstrzymasz mnie, wiesz o tym? Evelyn musi umierać ze zmartwienia... - powiedziała Natalie smutnym głosem. Widocznie bardzo martwiła się o swoją przyjaciółkę.

Dobrze się składało, bo sama miałam cholernie dużo spraw do załatwienia. Pierwszą z nich było przesłuchanie ghoula, który zabił dwójkę moich wampirów. Damon wysłał mi wiadomość, że był skuty toną łańcuchów w lochach kryjówki. Bardzo dobrze. Niech się pomęczy, zanim się za niego zabiorę. To go zmiękczy.

- Dobra. Znajdę cię później. Wiesz, że nie masz szans się przede mną ukryć, prawda? - powiedziałam, zerkając w jej stronę z drapieżnym uśmiechem. Tym razem nie zaszczyciła mnie odpowiedzią.

Kontynuowałyśmy podróż bez większych problemów. Przynajmniej do czasu. Usłyszałam szybki stukot łap na długo przed tym, nim wataha wilków pojawiła się pomiędzy drzewami. Żółte ślepia błyszczały, patrząc na nas z żądzą mordu. Ogromne kły pojawiły się w szczerzących się w naszą stronę paszczach. Cała grupa zbliżyła się do nas, starając się okrążyć dwa łatwe cele.

Kurwa mać. Przecież nie mogłam zabić pupili czarownicy. Wtedy za żadną cholerę nie będzie chciała zamienić z nami słowa. Może chociaż nas nie spopieli...

Natalie z przestraszonym, jednak zdeterminowanym wyrazem twarzy stanęła obok mnie. Schyliła się do swojego buta i wyjęła ukryty w nim nóż. Uśmiechnęłam się z politowaniem. Takim małym nożem przeciwko stadu wilków? Naprawdę waleczna kobieta. Głupia, ale waleczna.

Szybko wzięłam ją na ręce i wyskoczyłam w stronę jednego z drzew, odbijając się nogami od ziemi. Wylądowałam na grubej gałęzi mocniej, niż planowałam, żeby upewnić się, że nie załamie się pod ciężarem blondynki.

- Zaczekaj tutaj.

Opadłam z gracją na trawę, szybciej niż wilki zdążyły do mnie dotrzeć. Pierwszy z nich wyskoczył w górę, rzucając mi się prosto do gardła. Płynnym ruchem wykonałam obrót, unikając ostrych zębisk, jednocześnie uderzając go w żebro. Posłałam go prosto na podłoże. Przez chwilę nie wstanie.

Nie muszę ich zabijać, muszę je zniechęcić. Wystraszyć.

Kły szybko wyskoczyły mi z dziąseł, oczy nabiegły czerwienią, twarz przybrała demoniczny wyraz. Cichy warkot wydostał się z mojego gardła. Zamiast czekać na parę wilków zbierających się już do ataku, szybko pobiegłam w ich stronę. Nie dając złapać się w uścisk silnych szczęk, chwyciłam jednego z nich i rzuciłam nim o pobliski głaz wystający z ziemi. Uderzył mocno, jednak nie na tyle, by doznać trwałych szkód. Dwa z sześciu.

Największe spośród zwierząt skradało się do mnie, wbijając swoje żółte ślepia w moją szyję. Blask księżyca odbijał się od jego lśniącego, czarnego futra. Alfa.

- Hej, Burek. Dobry piesek...

Ogromna bestia skoczyła na mnie samotnie, gdyż reszta wilków nie była już tak pewna siebie. Zaparłam się twardo stopami o grunt i chwyciłam ją za pysk, zwierając szczęki w pewnym uścisku, zanim zdążyły sprawić mi jakąkolwiek krzywdę. Spojrzałam prosto w ślepia zwierzęcia i pacnęłam go w głowę.

- Niedobry! Mama nie nauczyła cię, że nie wolno zjadać gości?

Odrzuciłam go z impetem pomiędzy drzewa. Chyba dość niefartownie, bo przypieprzył o coś z gruchotem. Ciche skomlenie dobiegło do moich uszu. Reszta watahy zaczęła się wycofywać śladem zranionego lidera. Załatwione. Widzicie? Potrafię być delikatna. Zero krwi.

- Możesz mnie już stąd ściągnąć? - krzyknęła do mnie Natalie, gdy skończyłam swoją małą zabawę ze zwierzętami. Chyba wysadziłam ją ciut za wysoko.

Moja twarz wróciła do swojego naturalnego wyrazu. W trakcie walki kaptur spadł mi z głowy, deszcz szybko zmoczył moje czarne, długie włosy. Podeszłam pod gałąź, na której nadal siedziała swobodnie dziewczyna.

- Skacz!

Nie trzeba było długo jej namawiać. Naprawdę, nie zauważyłam w niej jeszcze ani krztyny tchórzostwa. Spadła z gałęzi szybko, prosto w moje ramiona. Ugięłam się, łapiąc ją, amortyzując upadek i położyłam na trawie.

- Chodźmy. Ostatni przystanek — dom wiedźmy.

Chwila błądzenia w ciemnym lesie, bez jakichkolwiek rozmów. Oczekiwanie i napięcie było wręcz wyczuwalne w powietrzu. Każda z nas miała swoje własne powody by dowiedzieć się, czym jest znak na naszych ciałach. Odpowiedzi były już tak blisko...

W końcu wyszłyśmy spomiędzy ciemnych drzew prosto na ogromną polanę. Pierwszym co zauważyłam, był brak deszczu. Po prostu ustał, jakbyśmy weszły do pomieszczenia. Tak samo wiatr. Kompletny spokój. Moje uszy wychwytywały jedynie dźwięki żyjących w ziemi stworzeń i kręcących się pomiędzy trawami zwierzątek. Przestałam słyszeć cokolwiek znajdującego się poza obrębem tej magicznej łąki niczym w dźwiękoszczelnej bańce. Księżyc w pełni rozświetlał piękną chatkę znajdującą się na środku terenu. Cała zbudowana z drewna, dość dużych rozmiarów. Obrośnięta milionem różnych rodzajów kwiatów, lian, krzewów — wszystkiego, co mogłabym sobie wyobrazić. Pomarańczowa łuna wydobywała się z małych okien. Czyli jest w środku, idealnie. Nie znosiłam czekać.

Pomaszerowałam przodem przed siebie, prosto na patio, do drzwi wejściowych. Natalie była zaraz za mną. Chwyciłam mosiężną kołatkę i uderzyłam trzykrotnie.

Po chwili domostwo stanęło przed nami otworem. Przejście blokowała średniego wieku, niska kobieta. Rude loki okalały jej obrysowaną piegami twarz. Nie odbierało jej to piękności, wręcz przeciwnie. Przez swój mały wzrost wydawała się prawie bezbronna. Największą jednak uwagę przykuwały oczy o kolorze czystego złota z tańczącymi w nich iskrami. Zawsze zazdrościłam jej tych oczu.

Lydia Blackheart przyglądała mi się z drwiną, lekko wykrzywiając wargi. Do tej pory nie byłam pewna, czy jej nazwisko jest jedynie ksywką, czy naprawdę pochodzi z takiego rodu. Naprawdę, czy nie brzmi to na zbyt... oczywiste? Choć muszę przyznać — pasuje jak ulał. Każdy, kto poznał Lydię musiał prędzej czy później zorientować się, że jej serce było czarne jak smoła.

- Dużo czasu straciłaś na pokonanie moich małych barier. Czyżbyś osłabła w ostatnim czasie? - zapytała swoim melodyjnym głosem.

- Ja po prostu nie chciałam cię zbyt szybko budzić, staruszko. Wiem, że wiek potrafi dawać się we znaki. - zripostowałam. Doskonale znałam słaby punkt wiedźmy. Jedynym, czego zazdrościła wampirom była nieśmiertelność. I ich wieczna młodość. Choć jej wygląd wcale nie odpowiadał aktualnej liczbie przeżytych wiosen. Z jej mocą odkryła już zapewne wiele sposobów na odmładzanie się. Znałam ją od ponad stu lat, nigdy nie mając pojęcia, jak stara jest naprawdę.

- Wpuścisz nas, czy muszę cię przekonywać? - spojrzałam na nią wymownie.

- Ależ proszę... Pozwól tylko, że zdejmę barierę. Tej jednej nawet ty nie dałabyś rady złamać. - Z tymi słowami wykonała szybki, lecz skomplikowany gest dłońmi i powietrze w drzwiach zabłyszczało jasną czerwienią. Niewidzialna wcześniej ściana zaczęła opadać.

Bariera krwi. Najpotężniejszy sposób zabezpieczeń czarownicy, wyrysowany kroplami wziętymi prosto z jej własnych żył. Miała rację — tego bym raczej nie przebiła. Nie z jej mocą. Przynajmniej wpuściła nas dobrowolnie. Dobry znak.

Podążyłyśmy za nią prosto do obszernego salonu. Jasny ogień płonący w kominku rozświetlał całe pomieszczenie. Wiedźma machnięciem dłoni rozpaliła lampy naftowe dookoła, zwiększając widoczność dla mojej towarzyszki.

- Usiądźcie na kanapie. Herbaty? - spytała słodko.

- Podziękujemy. - usiadłyśmy blisko siebie. Nat zachowując zdrowy rozsądek, nie odzywała się niepytana. Jednak nie była tylko niedomyślną blondynką.

- Kim jest twoja urocza przyjaciółka, Quiets? Okaż trochę kultury i przedstaw nas sobie.

- Jestem Natalie. - odpowiedziała samodzielnie, zanim zdążyłam wykrztusić słowo. Instynktownie nie chciałam mieszać mojej kochanki w porachunki z wiedźmą. Lydia zawsze była zagrożeniem, nieważne jak słodko i niewinnie mogła wyglądać.

- Człowiek, hmm? Nie spodziewałabym się ciebie w takim towarzystwie, słodziutka. Na pewno masz ku temu dobry powód.

- Nadal jesteś mi winna przysługę. Nigdy jej nie odebrałam. Czy kiedykolwiek słyszałaś o znamieniu w kształcie ptaka dzielonym przez dwie niezwiązane ze sobą osoby? - przerwałam tę zabawę, przechodząc do sedna. Przyszłam tu po odpowiedzi, nie by się droczyć. Poza tym, nigdy nie przepadałam za zbędnym pierdoleniem.

Blackheart znieruchomiała, jej oczy stały się puste. Przy ciszy, która nastała w pomieszczeniu, trzaskający w kominku ogień brzmiał niczym wystrzał z armat. Wyczuwalne w powietrzu napięcie wypełniło obydwie kobiety. Wiedźma podeszła do nich szybko i wysyczała:

- Znak kruka? Pokaż mi go - zażądała.

Wstałam bez słowa, zdjęłam płaszcz i odwróciłam się do niej tyłem. Uniosłam swój czarny top w górę, odkrywając nagą skórę skażoną znamieniem. Złote oczy rozbłysły, przyglądając się tajemniczemu znakowi. Przejechała po nim palcami, delikatnie. Dreszcz przeszył moje ciało. Poczułam się, jak gdyby małe igiełki przebiły skórę. Dotyk samymi opuszkami okazał się wręcz inwazyjny.

- Zdajesz sobie sprawę, kim jesteś, wampirzyco? - spytała cicho Lydia, przestając mnie obmacywać. Odsunęła się, nalała sobie filiżankę herbaty i usiadła na fotelu po przeciwnej stronie drewnianego stolika. Widać było, że powstrzymywała się przed wybuchem.

- Czy kiedykolwiek słyszałyście legendę o Znaku Kruka?

Wzdrygnęłam się na dźwięk samej nazwy, niepewna, czego oczekiwać. Napięcie rosło w moim ciele, sprawiając, że miałam ochotę w obronnym geście wysunąć kły i uciec stąd w cholerę. Z Natalie pod ramieniem.

- Nigdy. Wyjaśnisz? - nie okazałam żadnych emocji przy tych słowach. Kontrola przede wszystkim, prawda?

Nie miałam pojęcia, że to pytanie wyjawi przede mną tajemnice, które nigdy nawet nie przyszłyby mi do głowy. Że zmieni moje dotychczasowe życie o 180 stopni. Że jest dużo bardziej skomplikowane, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Wstrzymałam oddech, gdy Lydia zaczęła opowiadać szaloną historię.

- Pora więc chyba na małą edukację. - zaczęła. - Jeszcze w czasach średniowiecza, w małej wiosce na terenach słowiańskich żyły dwie duże rodziny. Powodziło im się świetnie, nie potrzebowały nikogo poza sobą. Ziemia, na której postawili swe domy, dawała im obfite uprawy, ich łowcy polowali na najgrubszą zwierzynę bez żadnego problemu. Życie kwitło, szczęśliwe i pełne sukcesów. W końcu jednak nastały mroczne czasy. Odkryli, że rasa ludzka nie jest jedyną na tym świecie. Demony porywały członków ich społeczności, odnajdywanie ciał całkowicie wyssanych z krwi lub obgryzionych do kości zaczęło wydawać się codziennością. Próbowali walczyć na wszelkie znane im sposoby — wielu z ich najlepszych wojowników poległo, dzierżąc w dłoniach swoje stalowe miecze. Nie mieli pojęcia, do czego zdolne są wampiry czy ghoule, które w tamtych czasach dużo swobodniej szalały po świecie. Po miesiącach rzezi i życia w strachu, kilku członków z obydwóch rodzin wybrało swoich przedstawicieli. Mężczyznę i kobietę. Najlepszych wojowników, których posiadali, po jednym z każdego rodu. Razem z nimi wybrali się do wieszczki — staruszki uważanej przez nich za wiedźmę. Którą faktycznie była. I to nie byle jaką. Jej moc, według naszych podań, była ogromna. Nikt nie słyszał o takiej potędze. Błagali ją o pomoc, przekonując, namawiając. Ta w końcu użyła swojej mocy,

tworząc prosty znak, łączący parę wojowników. Znak Kruka. Zapłonął czerwienią w dole ich pleców. Znamię to miało na celu połączyć ich umysły. Zsynchronizować je. Wykreować najbardziej zgraną parę, jaką kiedykolwiek nosił ten świat. Parę, która znałaby każdy swój ruch w trakcie walki, jeszcze zanim by go wykonała. To nie wszystko — Kruk potrafił dużo więcej. Ich zmysły się wyostrzały, gdy byli blisko siebie. Ciała stawały się giętsze, sprawniejsze. Nowa siła wypełniała włókna ich mięśni. Zaskakująca szybkość pozwalała przebiegać kilometry w kilka sekund. Wytrzymałość wzrastała niewyobrażalnie. Choć śmiertelni, ze swoim treningiem stawali się prawie niepokonani. Osobno słabsi od wampirów, jednak wspólnie robiący rzeczy, o których świat nie słyszał. - przerwała na moment Lydia, nie odrywając od nas wzroku. - Dwójka zwykłych, ludzkich wojowników wyrżnęła setki nadprzyrodzonych na przestrzeni lat. Tylko kilku lat. Z początku zaczęli od prostej obrony swojej wioski. Skończyły się wyssane z krwi ciała, skończyło się znajdywanie obgryzionych kości. To jednak było dla nich za mało, zaczęli pragnąć więcej. Z defensywy przeszli w ofensywę. Zaczęli polować, szukać przeciwników. Każdy żyjący wtedy wampir czy ghoul wiedział o ich istnieniu. Były to czasy, gdy zaczęła powstawać rada wampirów. Ci bardziej starożytni ogarnęli się, zebrali większą grupę i przygotowali pułapkę na dwójkę niepokonanych dotychczas wojowników. Wyrżnęli ich jak owieczki, używając przytłaczającej przewagi liczebnej. Czy kiedykolwiek słyszałaś o wampirze bojącym się dwójki ludzi, Caroline? - spytała. - Więc wyobraź sobie całą ich grupę. Ci wojownicy sprawiali tak duże zagrożenie, że nie zatrzymano się na zabiciu tylko dwójki — wyrżnięto w pień całą wioskę. Wszyscy myśleli, że nie przeżył nikt. Włącznie ze mną. Do dzisiaj.

Krótka przerwa dała mi chwilę na przetrawienie wszystkiego, co właśnie usłyszałam. Doskonale wiedziałam, do czego zmierzała czarodziejka. Spięta Natalie siedząca tuż obok wyglądała, jakby także się tego domyślała.

- Jak widać, wszyscy się mylili. - wznowiła Lydia. - Jedno dziecko każdej z rodzin musiało przeżyć... I znak musiał się odnowić. Powiązany z krwią każdego z dwóch rodów, powstał na każdej z was. Dzielicie krew wojowników połączonych Znakiem Kruka. Teraz, Quiets, weź wszystko, co powiedziałam pod uwagę. I wyobraź sobie tę moc, która była w stanie tak bardzo wzmocnić zwykłego człowieka... Wyobraź ją sobie w posiadaniu wampira.

Kurwa mać. Musiała dokończyć. Musiała to powiedzieć, żeby potwierdzić, w jak wielkie gówno mogłabym się wpakować, jeśli ktokolwiek się o tym dowie. Ja oraz Natalie.

Spojrzałam na nią troskliwie. Siedziała, nadal spięta, z pustym wzrokiem wpatrując się prosto w czarodziejkę. Jej pełne usta mocno zaciśnięte. Zmarszczka zmartwienia wyrysowana na czole.

Nie dam jej skrzywdzić.

Chwyciłam jej dłoń i podniosłam się z kanapy, ciągnąc ją w górę.

- Jeszcze coś dodasz, czy skończyłaś? - spytałam prawie lekceważąco, co zabrzmiało wręcz śmiesznie przy powadze ciążącej nad nami sytuacji.

- To wszystko.

Poprowadziłam Nat do wyjścia. Otworzyłam szybko drzwi, wypchnęłam na patio i nachyliłam się jej do ucha.

- Zaczekaj tutaj. Nawet nie próbuj się sprzeczać. - warknęłam.

Moje oczy po raz kolejny ujawniły swoją demoniczną moc, białka zapełniły się krwistą czerwienią. Małe, czarne żyłki wykwitły pod powiekami, rozchodząc się w dół. Śnieżnobiałe, długie kły wyskoczyły z dziąseł, doskonale widoczne przez rozchylone wargi. Z wampirzą prędkością, w ułamku sekundy wbiegłam z powrotem do budynku. Chwyciłam wiedźmę za gardło i przyparłam ją do ściany, wbijając w nią płonący żądzą mordu wzrok.

- Nikomu nie powiesz o tym, co tu widziałaś. Odbieram swoją przysługę. Jeśli szepniesz komukolwiek choć słowo, będę wiedzieć. Znajdę Cię wszędzie. A moja zemsta będzie druzgocąca. - wysyczałam, nie kontrolując się w żadnym calu.

Lydia szybko machnęła dłonią. Nie zdążyłam tego powstrzymać, zbyt rozproszona emocjami, które nagle we mnie wybuchły. Strach o Natalie. Zdziwienie, po raz kolejny, że tak bardzo mi na niej zależy. Szok przez informacje o mojej dawno zmarłej rodzinie, o której dotychczas prawie nic nie wiedziałam.

Odleciałam na przeciwległy koniec pomieszczenia, uderzając mocno o półkę z książkami. Roztrzaskała się pod impetem mojego ciężaru. Książki spadły na ziemię. Niewidzialna siła trzymała mnie nieruchomo, przyciśniętą, z rękami po bokach ciała. Czarownica zaczęła iść w moją stronę z ręką wyciągniętą przed siebie. Skupiłam całą swoją moc, przełamując jej zaklęcie. Opadłam na ziemię, gotowa do ataku.

- Czekaj! - krzyknęła, unosząc drugą dłoń do góry w geście poddania. - Nikomu nie powiem słowa. Jestem jedną z niewielu czarodziejek pamiętających o Znaku Kruka. Nikomu nie zdradzę tej tajemnicy - dokończyła.

Byłam niesamowicie blisko rozerwania jej gardła. Albo przynajmniej próby. Gdy odrobinę ochłonęłam, zdałam sobie sprawę, jak źle mogła potoczyć się dla mnie cała sytuacja. A jeśli ja nie przeżyję, Natalie nie będzie miała szans. Nie, jeśli ktokolwiek dowie się o mocy znamienia.

- Dobrze. Uznajmy, że jesteśmy kwita. - wykrzywiłam wargi w zabójczym uśmiechu. Nawet się nie wzdrygnęła. Widocznie będę musiała popracować nad tym wyrazem twarzy.

Miałam szczęście, że wyświadczyłam tej suce przysługę lata temu. Pierwszy raz spotkałam ją, gdy samotnie walczyła z trójką wampirów. Krwiożerczych sukinsynów, na które akurat miałam zlecenie. Byli naprawdę starzy i doświadczeni, chodzące maszyny do zabijania. Choć ich osłabiła, byli niepowstrzymani. Trafiłam na nich przez głupi przypadek, to miał być jedynie rekonesans. W normalnej sytuacji bym się wycofała, nie miałam szans sama jedna na całą trójkę. Nadziałam się jednak prosto na tę stukniętą wiedźmę, w samym środku walki. Gdybym się tam nie pojawiła, już dawno gryzłaby piach. A tak, we dwie, udało nam się ich wyeliminować.

Moją ceną za uratowanie jej życia była prosta przysługa, którą odebrałam właśnie dziś. Choć nigdy się nie znosiłyśmy, umowa to umowa. Lydia może i jest wredną szmatą, ale nie można mieć żadnych zarzutów co do jej honoru.

- Do zobaczenia. - powiedziałam i skierowałam się ponownie w stronę wyjścia.

- Oby jak najpóźniej. - usłyszałam za plecami. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do Natalie. Nic nie słyszała. Najwidoczniej zaklęcia czarownicy były jedynym, co powstrzymało blondynkę od wparowania do środka. Założyłabym się, że gdyby usłyszała dźwięki jakiejkolwiek walki, wbiegłaby tam, wymachując małym, srebrnym nożykiem.

- Wracajmy.

Droga powrotna przez las była dużo prostsza. Nie musiałyśmy się ponownie przebijać przez barierę wiedźmy, zdjęła ją na nasze przejście. Wilki nie wyskoczyły spomiędzy drzew, bagniste tereny nagle porosły trawą. Wszystkie te magiczne sztuczki nadal mnie zadziwiały, choć już dawno powinnam przywyknąć.

Samochód, którym tu przyjechałyśmy, zaparkowany był na samym skraju lasu, przy drodze prowadzącej z powrotem do Nowego Jorku. Natalie cały czas milczała, zapatrzona w szybę, zamknięta w sobie. Sama nie próbowałam zaczynać żadnej rozmowy — też miałam wiele do przetrawienia.

- Nigdy nie powiedziałaś mi, gdzie mieszkasz. - spojrzałam na nią. - Odwiozę cię.

- Nie sprawdziłaś mojego dowodu? Szokujące. - odpowiedziała Nat z pustym wyrazem twarzy, bez jej zwykłego, droczącego się tonu.

Podała mi adres a ja bez słowa zawiozłam ją, gdzie chciała. Zatrzymałam się w centrum, pod małym blokiem.

- Muszę zająć się paroma sprawami. Potem cię znajdę. Musimy pogadać. Poważnie pogadać. - powiedziałam jej na odchodne. Ta tylko kiwnęła głową, chwyciła małą torebeczkę, wyszła z samochodu i skierowała się w stronę swojego mieszkania.

Bez chwili zwłoki ruszyłam do kryjówki Damona. Nie miałam czasu na powolną analizę całego dzisiejszego dnia. Musiałam ogarnąć cały syf, który powstał jeszcze przed wycieczką do Lydii. Wszystko po kolei. Samochód ruszył z piskiem opon, gdy wcisnęłam gaz do oporu. Miałam ghoula do przesłuchania.

 

Odwróciłam się w drzwiach wejściowych mojego bloku, przyglądając się, jak Caroline szybko odjeżdża. Noc dobiegła już swemu końcowi — światło księżyca zostało zastąpione pierwszymi promieniami słońca budzącymi Nowy Jork.

Weszłam do budynku i wjechałam windą na najwyższe dostępne piętro, gdzie znajdowało się moje mieszkanie. Nic specjalnego — malutki salon wypełniony głównie artykułami z gazet, zdjęciami i paroma książkami. Warta uwagi była jedynie otwarta kuchnia, ładnie komponująca się z resztą pomieszczenia.

Szybki prysznic. Tego właśnie potrzebowałam.

W toalecie zdjęłam swoje mokre ciuchy i szybko wskoczyłam do skromnej kabiny. Ciepła woda ukoiła moje zmęczone mięśnie. Zamknęłam oczy, opierając się o ścianę i pozwalając przyjemnym kroplom spływać w dół mojego ciała.

Czy śmierć mojego ojca miała jakikolwiek związek z tym, czego się dziś dowiedziałam? Byłam pewna, że mama nic o tym nie wie. Ot, zwykły wypadek samochodowy. Nie okłamałaby mnie w tej sprawie.

Co to wszystko dla mnie oznacza? Jestem jakimś nadczłowiekiem z wielkimi mocami? Jeszcze przed paroma dniami nie miałam nawet pojęcia o istnieniu pieprzonego, nadprzyrodzonego świata. Chciałabym móc zapaść się pod ziemię, zapomnieć o Caroline i całym tym gównie.

Caroline... nadal nie wiedziałam, jak się czuć. Całkowicie obca mi osoba, a jednak wydająca się tak znajoma. Czy to znak przyciągał nas do siebie? Czy może było to coś więcej? Przy ogromie pytań nasuwających się mi do głowy, jednego byłam pewna. Nie będę w stanie trzymać się daleko od wampirzycy, przy niej wyparowywał cały mój zdrowy rozsądek. Obudziła we mnie emocje, do których nadal bałam się przyznać. Których nie potrafiłam określić.

Co za gówno...

Wytarłam się szybko po opuszczeniu prysznica i w końcu założyłam na siebie swój ulubiony strój. Znoszone dresy i pomięty podkoszulek. Czysta wygoda. Opadłam na kanapę, wyjęłam z rzuconej na nią uprzednio torebki telefon i włączyłam go. Dobrze, że podładowałam go w apartamencie Care.

Kilka nieodebranych połączeń od Jacoba. Brak jednak jakichkolwiek wieści od Evelyn. Dziwne...

Wybrałam szybko jej numer. Abonament nie odpowiada. Wyłączony telefon. Dziwne uczucie zrodziło się w moich trzewiach. Zadzwoniłam do Jacoba. Po chwili usłyszałam znajomy głos. Rany, wydawało się, że ich ostatnie spotkanie w klubie było w całkowicie innym życiu.

- Natalie! Chryste, gdzieś ty była? Dzwoniłem do ciebie miliony razy. Nie możesz tak olewać jedynych znajomych na rzecz pracy... - zaczął.

- Nikogo nie olewałam, padł mi telefon. Po prostu miałam kilka zwariowanych dni. - przerwałam mu zmęczona. Postanowiłam zataić przed przyjacielem wszystko, co się działo. Kto normalny uwierzyłby w istnienie świata nadprzyrodzonego, przygodny seks z wampirzycą i magiczny znak? Zamknęliby mnie u czubków.

- Okej, okej, wyluzuj. Musimy się spotkać. Słyszałaś może cokolwiek o Eve? Też zniknęła. Nie jesteście może razem?

Przeszył mnie kolejny dreszcz niepokoju. Jej zniknięcie, akurat teraz, wydawało się podejrzane.

- Nie. Nie odezwała się ani słowem? Od kiedy? - zapytałam szybko.

- Mniej więcej od nocy w klubie, razem z tobą. Całkiem wyjebało was z radaru.

- Jacob, obiecuję, że spotkam się z tobą jak najszybciej. Muszę teraz uciekać. Papa! - rozłączyłam się i usiadłam prosto na kanapie. Co mogło się stać? Jedyną osobą, która mogłaby udzielić mi jakichkolwiek odpowiedzi byli jej rodzice. Miała z nimi niesamowicie dobre kontakty, rozmawiali prawie codziennie. Szybko wybrałam numer jej matki.

- Dzień dobry pani Smoke. Nie kontaktowała się może pani z córką? Nie mogę się do niej dodzwonić, a byłyśmy umówione. - skłamałam szybko. Mama nie widziała ani nie rozmawiała z nią od tej samej pory, co my wszyscy. Moje zmartwienie tylko wzrosło. Uspokoiłam ją, że na pewno nic jej nie jest i pożegnałam się ciepło.

Szybkie porządki życia prywatnego i powrót do Caroline. Musiałam odnaleźć przyjaciółkę. Przejrzałam ostatnie nieprzeczytane wiadomości. Pytanie mamy, czy wyjdziemy na wspólny obiad. Jacob próbujący się skontaktować. Sms z nieznanego numeru...

Witam! Z tej strony galeria Every Day Photography. Przejrzeliśmy pani portfolio i chcielibyśmy wyrazić nasze zainteresowanie współpracą. Na początek bylibyśmy skłonni zaoferować małą wystawę próbną z pani dziełami. Zapraszamy do naszego budynku w celu omówienia szczegółów, najlepiej do końca tego tygodnia.

Pozdrawiam, Ann Miller.

Gapiłam się przez chwilę na telefon. To tak, jakby marzenie stało się prawdą. Moja pierwsza wystawa! Choć w jednej z mniejszych galerii, to bardziej prestiżowych. Spodobały im się moje zdjęcia! Po chwili ekscytacji wróciłam jednak na ziemię. Jak miałam się teraz tym zająć, skoro wyskoczyło na mnie całe to magiczne gówno? Akurat w takim momencie. Całe życie marzyłam o takiej chwili. Ciężko studiowałam fotografię. Pracowałam jak szalona, żeby ułożyć sobie życie z aparatem w dłoni. A teraz, gdy miałam okazję w końcu spełnić to pragnienie... Kurwa mać, brak słów.

Opanowałam się odrobinę i drżącymi palcami wystukałam odpowiedź.

Dzień dobry! Dziękuję bardzo za docenienie mojej pracy, z największą chęcią odwiedzę budynek, by omówić detale. Chciałabym jednak bardzo prosić o przełożenie terminu na przyszły tydzień. Czy byłoby to możliwe?

Może się uda. A jeśli nie, będę próbowała do skutku, aż moje zdjęcia ujrzą światło dzienne. Teraz pora zająć się mamą. Musiałam ją delikatnie spławić, nie miałam przecież czasu na cokolwiek w obliczu wszystkich naglących spraw.

Relacje z moją matką zawsze były dobre. Same dwie, bez męskiego autorytetu jej męża w domu, stałyśmy się wręcz przyjaciółkami. Zawsze była osobą, której mogłam się zwierzyć. Wypłakać w jej ramię. Przytulić, gdy tego potrzebowałam. Oraz w drugą stronę. Było mi przykro, że prawie nie pamiętam swojego taty, ale mama była najlepsza pod słońcem. Jeśli komukolwiek miałabym powiedzieć o tym, co naprawdę się dzieje, tą osobą byłaby właśnie ona.

Odkąd skończyłam studia i znalazłam swoje małe mieszkanko, nasze relacje trochę ostygły. Kontaktujemy się może rzadziej, jednak nie mniej wylewnie. Wspólny obiad był dla mnie wręcz musowy. Jakiś czas już jej nie widziałam, brakowało mi tych spotkań. Szybka wiadomość z zapewnieniem, że wszystko u mnie w porządku, oraz że gdy tylko urwę się z pracy, przyjadę do niej.

Podniosłam się i złapałam z szafy kilka ciuchów. Komplet czarnej bielizny, ciemne, przylegające ciasno do ciała jeansy i jasna bluzeczka. Wyczyściłam z błota glany z ukrytym w nich sztyletem od Caroline i wyszłam z mieszkania. Pora zająć się przyjaciółką.

Ja, Evelyn, Jacob i Mark znaliśmy się od zawsze. Najlepsza paczka znajomych, która powstała już w szkole średniej. Od tamtej pory trzymaliśmy się ze sobą, studia czy praca nie zdołały nas rozdzielić. Wiecznie imprezująca Eve, lekkomyślny rudzielec, który potrafił wywołać uśmiech na twarzy każdego. Uwodzicielska, śliczna, szalona dziewczyna.

Jacob, którego znała odrobinę dłużej niż resztę, był wysokim blondynem z krótką grzywką. Całe życie bawił się z lekkoatletyką, można by nazwać go hobbystycznym sportowcem. Od zawsze próbował dobrać się do moich majtek. Raz nawet spróbowaliśmy czegoś więcej niż przyjaźni, jednak nie wyszło. Był dla mnie zbyt jak brat. Cichy, inteligentny, zawsze z tym irytującym uśmieszkiem na twarzy.

Mark...z nim miałam najluźniejsze kontakty. Najlepszy przyjaciel Jacoba. Niski, barczysty brunet z piegowatą twarzą. Jego ulubionym zajęciem było pakowanie na siłowni i podrywanie dziewczyn. Jakoś jednak swoim humorem udało mu się wpasować do naszej paczki.

Za całą trójkę mogłabym oddać życie. Nie mogłam jednak powiedzieć im prawdy — musiałam trzymać ich jak najdalej od zagrożenia jak tylko to możliwe. Teraz gdy Evelyn zaginęła, byłam gotowa zrobić wszystko, żeby ją odnaleźć.

Ruszyłam szybkim krokiem na przystanek autobusowy. Musiałam szybko dotrzeć do Lust, czy gdziekolwiek była Caroline. Dlaczego, do cholery, nie zostawiła mi swojego numeru? Dobrze byłoby się z nią teraz skontaktować. Zsynchronizowane umysły, też mi coś. Już powinna pojawić się w moim progu, gdyby to działało — pomyślałam z goryczą. Nienawidziłam tego pieprzonego znamienia. Sprawiało same problemy, nie dając nic w zamian.

Telefon zawibrował mi w kieszeni. Wyciągnęłam go i spojrzałam na ekran. Nieznany numer.

- Halo? - spytałam niepewnie zaraz po odebraniu.

- Natalie! Muszę się z tobą spotkać, szybko. - usłyszałam przestraszony głos swojej przyjaciółki.

- Evelyn! Boże, tak się o ciebie martwiłam. Co się dzieje? Gdzie jesteś?

Roztrzęsionym tonem podała mi adres. Niedaleko, mogłam tam dobiec. Rzuciłam się pędem w odpowiednim kierunku, cały czas trzymając słuchawkę przy uchu.

- Eve, mów do mnie. Nic ci nie jest? - wydyszałam.

- Jest tu jakiś facet... Oczy świecą mu na czerwono. Nat, on wygląda jak demon! - wyszeptała przyjaciółka przerażonym tonem. Usłyszałam cichy krzyk i linia została przerwana.

Przyspieszyłam kroku. Teraz bardziej niż kiedykolwiek przydałby mi się ten cholerny znak. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, oddychając nierówno, tupiąc głośno glanami o podłoże. Prawie wpadłam pod jadący samochód, gdy przecinałam drogę. Cała szaleńcza podróż ratunkowa zajęła mi kilkanaście minut ciągłym sprintem. Już tak blisko, tuż za rogiem.

Evelyn znienacka wypadła zza winkla zderzając się ze mną. Z łzami w oczach przytuliłam ją, ogarnięta ogromną ulgą, że nic się jej nie stało. Odsunęłam ją od siebie na długość ramion, trzymając ją mocno dłońmi. Szybka inspekcja, obejrzałam całe jej ciało, jednak nie dojrzałam żadnych widocznych ran.

- Kurwa, strasznie mnie wystraszyłaś... - zaczęłam. - Co się stało? Gdzie on jest? - spytałam, mówiąc o wampirze, którego widziała moja przyjaciółka. Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie z dziwnie pustym wyrazem twarzy. Bez jakichkolwiek wymalowanych na niej emocji. Jeszcze nigdy nie widziałam tak obojętnego wyrazu u żadnego człowieka. Jej wargi wykrzywił nienaturalny uśmiech, gdy chwyciła mnie mocno za nadgarstek.

- Musisz iść ze mną.

- Ała, to boli! Puść mnie! - krzyknęłam, zszokowana siłą drobnego rudzielca. Ciągnęła mnie w stronę domu nieopodal, idąc pewnie. Próbowałam wyrwać dłoń, jednak zatrzasnęła się wokół mojej ręki z siłą imadła.

- Co ty wyprawiasz? Zwariowałaś? - przestraszone słowa wydostawały się z moich spierzchniętych warg. Zmęczona biegiem, nie miałam sił wyrwać się przyjaciółce. O co tu chodziło? Dlaczego jej twarz wyglądała żywcem jak z Nocy Żywych Trupów?

- Muszę spełnić rozkaz swojego pana. - usłyszałam w odpowiedzi. Pana? Jakiego, kurwa, pana?

CAROLINE! Pomóż mi! - pomyślałam mimowolnie, przerażona zachowaniem Evelyn.

Natalie? To Ty?

Słowa w moim umyśle rozległy się tak nagle, że nie mogłam powstrzymać szoku. Usłyszałam głos swojej kochanki brzmiący krystalicznie czysto, jakby stała tuż obok. Albo oszalałam, albo właśnie dowiedziałam się, co oznacza synchronizacja umysłów, o której mówiła wiedźma.

Evelyn kompletnie pojebało. Ciągnie mnie do jakiegoś domu, nie mam siły, żeby ją powstrzymać! Gdzie jesteś? Strach wypełniał moje myśli, próbowałam mentalnie przesłać obrazy do wampirzycy, żeby mogła mnie zlokalizować.

Zaraz tam będę. Wyrwij się jej. Wierzę w ciebie.

Ręka przyjaciółki mocno ciągnęła mnie w stronę domostwa. Nie odzywała się już słowem, po prostu uparcie szła przed siebie, niewzruszona, niepowstrzymana. Próby jakiegokolwiek oporu z mojej strony spełzły na niczym. Zapierałam się stopami o ziemię, szarpałam ręką, nic. Jakimś cudem dziewczyna nabrała niezrozumiałej dla mnie siły.

Pieczenie w miejscu znaku pojawiło się tak nagle, że nawet nie zdążyłam tego poczuć. Przyjemne ciepło rozlało się od niego, promieniując na całe moje ciało. Wypełniła mnie nowa, nieznana mi dotychczas energia. Silnym szarpnięciem wyrwałam się z uścisku, zatrzymując się w miejscu. Evelyn odwróciła się zdezorientowana w moją stronę, by po chwili zacząć na mnie szarżować. Nadlatująca w kierunku mojej twarzy pięść wyglądała, jakby była puszczona w zwolnionym tempie. Uchyliłam się bez większego problemu. Kolejny wycelowany w głowę cios zniwelowany prostym unikiem. Próbowała mnie kopnąć, jednak obiema dłońmi zablokowałam jej nogę, trzymając ją zszokowana tym, co udało mi się zrobić.

W tej samej chwili burza czarnych włosów pojawiła się tuż za moją przeciwniczką. Rozwścieczona wampirzyca oderwała ode mnie przyjaciółkę, odrzucając ją na pobliską ścianę. Uderzyła w nią mocno i osunęła się na ziemię, tracąc przytomność.

- Kurwa mać! - krzyknęłam i podbiegłam do leżącego na ziemi ciała. Przyłożyłam palce do szyi i sprawdziłam puls. Dzięki bogu żyje. Jej rude włosy delikatnie zmokły z tyłu głowy od krwi. Musiała naprawdę solidnie przypieprzyć o mur.

- Pojebało cię? Mogłaś ją zabić! - zawarczałam na stojącą za mną Caroline. Jej długie kły przestały mnie już dezorientować. Teraz, zamiast strachu, wypełniała mnie wściekłość.

- Ona próbowała zabić ciebie. Śmierdzi wampirem na kilometr - wysyczała. - Idziemy stąd. Niedaleko jest kryjówka jednego z moich.

- Nigdzie nie pójdę bez niej. Coś jest z nią nie tak - powiedziałam.

Caroline przybrała dziwny wyraz twarzy, budzący we mnie spory niepokój. Ona coś wiedziała, jednak nie chciała tego zdradzić. Wycisnę to z niej, takim czy innym sposobem, jak tylko znajdziemy się w bezpiecznym miejscu.

Wampirzyca szybko przerzuciła sobie bezwładne ciało przez ramię niczym worek ziemniaków.

- Czujesz to? - spytała mnie. Wiedziałam, o co jej chodziło. O znak, dający mi niewyobrażalne dotąd umiejętności. Gdziekolwiek spojrzałam, wszystko było wyraźniejsze. Każdy zapach przybrał na sile, mogłam poczuć nawet woń świeżego potu na mojej skórze, czy dezodorantu człowieka przechodzącego kilkadziesiąt metrów dalej. Nie zauważył nas. Chłodna bryza wiatru obiegająca moje ciało była jak lekka pieszczota na nagich fragmentach skóry. Taka wrażliwość...

- Tak. To znak, prawda? - spytałam.

- Owszem. Teraz sprawdzimy choć trochę z tego, co potrafi. Biegnij za mną. Najszybciej, jak umiesz. - odpowiedziała Caroline. Wykrzywiła wargi w wyzywającym uśmiechu i ruszyła pędem.

Nie czekałam. Po prostu instynktownie podążyłam za niewiarygodnie szybką brunetką. Moje stopy z siłą jakiej nigdy wcześniej nie czułam, odbijały się od ziemi. Biegłam, nabierając coraz większej prędkości, nie tracąc partnerki z oczu. Czułam przez nasze połączenie, że się powstrzymuje, i to znacznie. Jednak to, co właśnie robiłam, było dla mnie całkowicie nowe. Wszystko dookoła przy takiej szybkości powinno być rozmazane, jednak widziałam wyraźniej niż kiedykolwiek. Każdy drobny szczegół każdego mijanego budynku. Pęknięcia na ich ścianach. Minimalne zarysowania na samochodach. Drobinki kurzu unoszące się w powietrzu. To było oszałamiające. Tak, jakby cały świat zwolnił. Cały świat, wyłączając gnającą przede mną Caroline.

Skupiłam się, przyspieszając tempa. Nie mogłam jej zgubić, nienawidzę wychodzić na słabą.

W końcu dotarłyśmy do obskurnej części miasta, pełnej podniszczonych domów, starych kamienic, brzydkich bloków. Odór ścieków, narkotyków, spalin i innych paskudztw dotarł do moich nozdrzy. Zatrzymałyśmy się pod budynkiem, który nie wyglądał na zbyt piękny. Trochę jak stara, zniszczona kaplica. Brakowało tylko krzyża.

- To tutaj? - spytałam z niedowierzaniem. Po luksusach serwowanych mi przez wampirzycę, tego się nie spodziewałam.

- Tak. Chodź za mną.

Posłusznie za nią podążyłam, wchodząc przez podniszczone wejście. W środku nogą kopnęła leżący na podłodze dywan, odwróciła się i podała mi nadal nieprzytomną Evelyn. Miałam ogromną nadzieję, że z tego wyjdzie. Schyliła się do stalowej klapy ukrytej pod materiałem, wstukała kod do zamka elektronicznego, pociągnęła za zamek i uniosła ją do góry. Moim oczom ukazały się schody prowadzące w dół. Zeszłyśmy po nich i po chwili znalazłyśmy się w obszernym, tak luksusowym, jak wszystko dotychczas związane z wampirami salonie. Oświetlone wieloma rzucającymi delikatne światło lampami ściany błyszczały swoim ciemnoczerwonym kolorem. Mieniły się wręcz. Ogień trzaskał w kominku. Nieznajomy mi mężczyzna siedział pośrodku pomieszczenia na aksamitnej, czarnej kanapie nachylony do stołu. Przeglądał jakieś dokumenty. Szybko podniósł wzrok na nasze nadejście.

- Caroline! - powiedział. - Szybko się uwinęłaś.

- Przecież wiesz, że jestem wybitna. - uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.

Rozpoznałam, że jest wampirem. Każdy z ich rasy miał nienaturalny sposób bycia. Zaczęłam wyczuwać w nich... to coś. Ich skóra była nieskazitelnie gładka, bez żadnej skazy. Każdy ruch był pełen gracji jakby ćwiczony latami. Zwykłe przekręcenie głowy, prosty krok czy poprawienie się na kanapie. Płynne, idealne. Najwięcej jednak zdradzały oczy. Wiekowe, pełne mądrości, skrzące się magią. Dużo starsze niż ciało właściciela.

Odłożyłam delikatnie nieprzytomną przyjaciółkę na kanapę, przyglądając się jej. Musiała się otrząsnąć. Nie było innej opcji.

Wampir spojrzał na mnie, lustrując mnie swoim wszystkowidzącym wzrokiem.

- Ty musisz być Natalie. Szefowa mnie wprowadziła, częściowo. Nadal nie wiem wszystkiego. - spojrzał na nią z ukosa z lekkim wyrzutem. Podszedł do mnie i podał mi dłoń, po męsku. Uścisnęłam ją.

- Tak, to ja. A ty jesteś?

- Damon. Przeważnie zajmuje się ochroną. - odpowiedział.

- Skurczybyk jest naprawdę skromny. Praktycznie dowodzi całym moim małym klanem, gdy ja zajmuję się swoimi sprawami. To urodzony lider, ja jestem raczej typem samotnego wilka. - dodała Caroline z ciepłym tonem w głosie, spoglądając na podopiecznego. Podeszła do Evelyn i wzięła ją na ręce. - Musimy ją zakuć. Przynajmniej dopóki nie dowiemy się czegoś więcej. Otwórz lochy.

- Zakuć? Zwariowałaś? To moja najlepsza przyjaciółka! - warknęłam na nią, znów czując wypełniający mnie gniew. Na pewno można by znaleźć lepszy sposób na bezpieczeństwo, niż umieścić biedną Eve w cholernych łańcuchach...

- To jedynie środki ostrożności. Zaraz dam jej swoją krew, nic jej nie będzie. - odpowiedziała zmartwiona. Coś było cholernie nie tak.

Podążyłam jednak za nią kolejne piętro w dół, jeszcze niżej w podziemia. Lochy wyglądały jak zwykłe więzienie. Poza panującą tu ciemnością. Nasze wejście automatycznie uruchomiło jasne lampy, świecące rażącym światłem. Zmrużyłam oczy. Caroline położyła Evelyn na łóżku w jednej z cel, skuła obydwa z jej nadgarstków kajdankami przymocowanymi do ściany. Łańcuch był długi. To samo zrobiła z kostkami u nóg. Nakłuła swój nadgarstek i przyłożyła jej do ust. Kilka kropel widocznie wystarczyło do uzdrowienia. To nadal było dla mnie niepojęte.

- Wróćmy na górę, musimy obgadać kilka rzeczy. - powiedziała Care, zamykając za sobą posrebrzane drzwi celi.

Po powrocie do ekskluzywnego salonu usiadłam na kanapie. Znak przestał działać, nawet nie wiedziałam kiedy. Zmysły nadal były wyostrzone, jednak poczułam, jak nieludzka siła opuściła moje ciało. Ciekawe, czy dało się... zachować te efekty? To byłoby cholernie przydatne.

- Więc, Damon. Nie zdążyliśmy dogadać szczegółów. Jakiekolwiek incydenty, choćby najmniejsze, zdarzyły się w czasie mojej nieobecności? - spytała wampirzyca.

- Nie. - odpowiedział. - Cisza w eterze. Po tym, jak samodzielnie rozpieprzyłaś tę grupę ghouli wątpię, żeby ktokolwiek chciał z tobą zadrzeć. - skrzywił się. - To była cholerna jatka. Nadal ciężko mi uwierzyć w to, że poradziłaś sobie z nimi na własną rękę.

- Pomogła mi obecna tu waleczna blondynka. Przynajmniej przy końcu. - uśmiechnęła się do mnie Care. Odwzajemniłam się delikatnym skrzywieniem warg. Nie czułam się zbyt rozbawiona ze wszystkim, co się działo. - Tylko nikomu ani słowa, nie mogę stracić opinii twardzielki. - dokończyła.

Obydwa wampiry przez jakiś czas dyskutowały o detalach ochrony ich posesji, co niezbyt mnie interesowało. Nie miałam pojęcia o większości z tego, co mówili. Wyłączyłam się więc, zagłębiając we własnych myślach.

To, co przekazała nam czarownica Lydia, okazało się prawdą. Przynajmniej część z tego zdążyła się sprawdzić. Mentalne połączenie? Jest. Nadludzkie umiejętności? Jest. Wyjdzie w praniu, jakie jeszcze sztuczki krył znak. Chciałabym chociaż potrafić go kontrolować.

Mój telefon zawibrował. Wyjęłam go z kieszeni. Dwie nieodczytane wiadomości. Mama odpisująca, że rozumie i czeka na termin, w którym będę wolna. W porządku.

Drugi sms nie był jednak tak swobodny. Galeria Every Day Photography dała mi znać, że wybrany przeze mnie termin rozmowy jest niestety zbyt późny i wycofują ofertę. Kurwa mać.

Pozwoliłam sobie na chwilę zawodu, jednak otrząsnęłam się szybko. Teraz musiałam się zająć przyjaciółką. Skuta w lochu Evelyn zdecydowanie wymagała mojej priorytetowej uwagi.

- Co ukrywasz na temat Eve? Widzę, jak się krzywisz, gdy mówię, że z tego wyjdzie. - zapytałam z nieznoszącym sprzeciwu tonem w głosie czarnowłosą piękność. Spojrzała na mnie, przerywając swoją rozmowę z Damonem. Wyglądała na dość smutną.

- Twoja przyjaciółka... Twoja przyjaciółka może być straconą sprawą. - uciszyła mnie gestem, gdy chciałam jej przerwać. - Daj mi skończyć. Wampiry posiadają pewną... odrażającą umiejętność. Jednak nie wszystkie z nich uważają to za tak ohydne, jak ja. Nasze kły mają pewne właściwości... właściwości odurzające. Gdy ugryziemy człowieka, wypuszczając zbyt dużą dawkę enzymów do jego organizmów, ten może się od tego uzależnić. To, w połączeniu z nasyconą mocą krwią podawaną mu po kilku ugryzieniach, wraz z wpajaniem w jego umysł bezwarunkowego oddania sprawia, że taka osoba staje się pusta. Jak niewolnik. Jego jedynym pragnieniem jest służenie swojemu panu, w zamian za kolejne ugryzienia dające im przyjemność. Zatracają się, przestają być tym, kim byli wcześniej. Jeśli twoja przyjaciółka jest w tym zbyt głęboko, nie ma już dla niej ratunku. - znów przerwała moje próby zaprzeczania. - Nie mówię jednak, że nie spróbujemy. To może zająć naprawdę dużo czasu, ale postaramy się ją przywrócić. Obiecuję ci. - skończyła, patrząc mi w oczy.

To, co właśnie usłyszałam, było okropne. Moja najdroższa Evelyn, martwa? Jako kukiełka wykonująca rozkazy jakiegoś skurwiela? Co jeszcze potrafiły te potwory? Do jakich okropności mogły się posunąć? I dlaczego, cholera, dlaczego to spotkało właśnie ją?

- Pomogę, jak tylko potrafię. - powiedziałam drżącym głosem, pragnąc odzyskać przyjaciółkę. Zrobiłabym dla niej wszystko, na pewno więc nie zrezygnuję. Wiedziałam, że byłaby gotowa do każdego poświęcenia dla mnie.

Caroline nachyliła się i pocałowała mnie w policzek, próbując dodać mi otuchy. Cóż za troskliwa wampirzyca. Po chwili powrócili z Damonem do swoich rozmów, omawiali szczegóły, o których nie miałam żadnego pojęcia. Minęło trochę czasu, zanim nastąpiło coś, czego nie spodziewało się żadne z nas.

 

Było mi szczerze przykro z powodu przyjaciółki Natalie. Nie znałam jej, nie zależało mi na niej... Jednak mojej kochance tak. Coś okropnego we mnie budziło się, gdy widziałam, jak ona cierpi. Chciałam jej ulżyć w jakikolwiek dostępny sposób. Dlatego, choć nie wierzyłam, że uda nam się wyciągnąć Evelyn z jej stanu, wręcz reanimować jej umysł i duszę, postanowiłam spróbować. Jeśli się nie uda, Nat dostanie chociaż trochę czasu na oswojenie się z myślą, że jej bliskiej osoby już nie ma.

Obmówiliśmy wraz z Damonem szczegóły ochrony każdej z naszych posiadłości. Klub Lust, ta kryjówka, domy każdego wampira naszego małego klanu, poza moimi własnymi. Wolałam zachować prywatność, sama potrafiłam zająć się zabezpieczeniami swoich apartamentów.

Poczułam wstrząs, podłoga zadrżała. Ostry dźwięk zgrzytu metalu, potem głośny huk dobiegł moich uszu. Mój podopieczny zerwał się momentalnie na nogi, Nat spięła się obok mnie, czujnie rozglądając.

Ktoś jakimś cudem rozpieprzył umacnianą klapę służącą za wejście.

- Nie ma szans, żeby dał radę zrobić to jeden wampir. Czy ghoul. To musi być pułapka. Uciekajmy do tunelów. - powiedział Damon, czytając mi w myślach. Nie mogłam jednak zostawić tu ani przesłuchiwanego potwora, który nie zdążył wykrztusić z siebie informacji, ani Evelyn. W końcu złożyłam obietnicę.

- Zabierz stąd Natalie. Ja zajmę się intruzami. - powiedziałam, stojąc już pewnie na nogach. Podeszłam do ściany ozdobionej małą kolekcją broni. Zdjęłam z niej jeden długi sztylet oraz jednoręczny miecz. Obydwie bronie zakończone srebrnymi ostrzami. Idealnie wyważone. Zakręciłam klingą w powietrzu, rozgrzewając nadgarstek.

- Jak chuj! Nawet nie próbuj mnie dotykać, wampirze. Zostaję z Caroline. - krzyknęła dziewczyna. W tej samej chwili drzwi prowadzące z góry zniknęły. Roztrzaskane potężnym kopnięciem stojącego za nimi wampira. Trzech wrogów, których nigdy dotąd nie widziałam w moim mieście, wparowało do środka. Potężni. Oceniałam przez moment ich moc, gdy wszystko w pokoju zamarło. Mierzyliśmy się wzrokiem.

Jeden z krwiopijców skoczył w stronę Nat, jednak zasłonił ją Damon, zręcznie wykorzystując siłę swoich mięśni. Nie miałam czasu na obserwację tej walki. Miałam własną do odbycia.

Drapieżny uśmiech wykrzywił moje wargi, kły wyskoczyły z dziąseł, czerwone oczy przybrały zabójczy wyraz. Zakręciłam mieczem, nie czekając na atak. Pobiegłam w stronę przeciwników, dezorientując ich obu. Rzuciłam prawie bez celowania, jednak z idealną precyzją w stojącego z tyłu wampira długim nożem. Srebro wbiło się prosto w jego serce. Stęknął, z zaskoczeniem, zdając sobie sprawę, że jego życie dobiega końca. Upadł na ziemię.

Drugi z nich nie był tak łatwy do wyeliminowania. Uniknął mojego sztychu, obracając się z niewiarygodną szybkością i znalazł się za moimi plecami. Instynktownie wykonałam unik, schylając się przed jego nadlatującą ręką uzbrojoną w kastet ze srebrnymi kolcami. To mogłoby zaboleć. Kopnęłam go z półobrotu, prosto w kolano. Satysfakcjonujący trzask rozszedł się po pomieszczeniu. Miałam sekundę, by spojrzeć na Damona siłującego się z wampirem. Mój podopieczny krwawił na twarzy. Niedobrze.

Ta sekunda nieuwagi kosztowała mnie ranę na głowie. Nie zdążyłam uchylić się przed nadlatującą pięścią, kolce wbiły mi się w czaszkę, zatoczyłam się do tyłu. Zablokowałam drugi cios, ledwie. Barczysty przeciwnik był silny jak skurwysyn. Miecz wypadł mi z ręki.

Znak znów zaczął działać. Jego pulsująca czerwień rozlała po moim ciele nowe zasoby energii. Wyprostowałam rękę wampira, trzymając ją w silnym uścisku i uderzyłam w nią mocno od dołu, łamiąc w łokciu jak zapałkę. Kilka szybkich, mocnych ciosów w jego tors. Na zakończenie kopnięcie z wyskoku, prosto w głowę, druzgocące czaszkę. Odleciał kawałek, uderzając z impetem o ścianę. Podniosłam szybko swój miecz i rzuciłam nim jak siekierą. Zakręcił się, przecinając szybko powietrze, zanim dotarł do celu. Wbił się w jego szyję w momencie, gdy wstawał na nogi. Przybił go do ściany.

Doskoczyłam do niego w ułamku sekundy i wykorzystując impet prędkości, wbiłam dłoń w klatkę piersiową. Wyczułam mięsień sercowy, zacisnęłam wokół niego palce i wyrwałam. Blask zgasł w jego oczach, gdy został pozbawiony trzymającego go przy życiu narządu.

Jest niewiele sposobów na zabicie wampira. Dekapitacja, spalenie żywcem, zniszczenie serca srebrem lub usunięcie go z ciała.

Odwróciłam się prędko w stronę swojego podopiecznego, trzymającego swojego przeciwnika w silnym uścisku, blokującego jego ręce. Natalie z bitewnym krzykiem skoczyła w ich stronę, trzymając w dłoni zakrzywiony nóż. Srebrne ostrze zatopiło się głęboko w mostku skurwiela, kończąc jego męki. Naprawdę fascynująca kobieta. Jej odwaga nie przestawała mnie zadziwiać.

Podeszłam do nich szybko, kopiąc na bok opadające na ziemię zwłoki.

- Wszystko w porządku? - chwyciłam ją za rozdygotane dłonie.

- Ja... nigdy nikogo nie zabiłam. To... czy... - wyjąkała, roztrzęsiona przez płynącą w niej adrenalinę.

- Nie martw się. Ten gnojek nie zasługiwał na życie. Spisałaś się świetnie. - pocieszyłam ją.

- Lubię ją, szefowo. - dodał Damon.

Prawie niesłyszalnie w zniszczonych drzwiach pojawiła się samotna postać. Ubrany w garnitur mężczyzna, wysoki, postawny. Długi, szary kucyk opadał mu za ramiona. Twarz porośnięta delikatnym zarostem wykrzywiała się w obojętnym uśmiechu. Jednak to, co przykuwało największą uwagę i wprawiało w niepokój, były jego oczy.

Całkowicie białe. Emanujące przerażającym światłem. Pozbawione jakichkolwiek ciepłych emocji, jednak wyraźnie płonące zainteresowaniem. Stał nieruchomo, wpatrując się w całą naszą trójkę. Uwagę głównie skupiał na Natalie, co budziło moje opiekuńcze instynkty. Zasłoniłam ją swoim ciałem.

- Kim jesteś? - spytałam drapieżnie, nie spuszczając z niego oczu.

- Macie mojego ghoula. - usłyszałam zimny głos. Tymi słowami potwierdził, że właśnie on sterował wszystkim, co stało się w Lust. Jego sługusi pozbawili mnie wieloletnich przyjaciół. Ogarnął mnie obezwładniający gniew.

- To przez ciebie nie żyje dwójka moich ludzi. Ty skurwielu! - z okrzykiem ruszyłam pędem w jego stronę. Nieuzbrojona, chcąc rozszarpać go na kawałki. Znamię dodawało mi ogromnej ilości siły, którą zamierzałam teraz wykorzystać, żeby rozerwać gnoja na pół.

Nie zauważyłam silnej ręki nagle łapiącej mnie za gardło. Zatrzymałam się w miejscu, moja tchawica została zdruzgotana od nagłej utraty prędkości połączonej z siłą białookiego. Uniósł mnie w górę, stopy oderwały się od ziemi. Szarpałam paznokciami jego ramię, wierzgałam, kopałam próbując się wyrwać. Nie dałam rady. Silne uderzenie w tors posłało mnie na przeciwległy koniec pokoju. Ogłuszona, przez moment nie mogłam się podnieść. Damon chwytając dwa toporki ze ściany, rzucił się w stronę wampira. Ten, jakby od niechcenia, uniknął każdego ciosu mojego podopiecznego. Bawiąc się z nim. W końcu zablokował nadlatującą w jego kierunku rękę i wygiął ją mocno, powalając go na kolana. Uderzył go w kark, głośny trzask łamanego kręgosłupa rozległ się po pomieszczeniu. Damon opadł bezwładnie na ziemię, nieprzytomny.

Nieznany nam dotąd przeciwnik wolnym krokiem zmierzał w stronę Natalie. Ta, nie poddając się bez walki, z nowo odkrytą w sobie prędkością zamachnęła się trzymanym w dłoni nożem. Po prostu chwycił jej rękę, palcami miażdżąc kości nadgarstka. Usłyszałam nieprzyjemny chrzęst, a po nim słowa.

- Tobą, słodziutka, zajmę się później.

Mocne trafienie w głowę powaliło moją kochankę na podłogę.

Odbiłam się od ziemi, wystrzeliłam w jego stronę jak torpeda. Uderzyłam go barkiem, niczym taran, używając całej siły, jaką w sobie skrywałam. Odleciał na ścianę, jednak jakimś cudem nie rozpieprzył się o nią jak arbuz, tylko delikatnie odbił i zwinnie opadł na stopy. Podbiegłam do niego i zamaszystym sierpowym wycelowałam prosto w tę nienawistną twarz. Zaciśnięta pięść jednak nigdy nie dosięgła celu. Bez większego wysiłku uniknął uderzenia i nagle znalazł się tuż za moimi plecami. Poczułam dłoń w tyle głowy, pchającą mnie prosto na ścianę. Uderzyłam w nią z ogromną siłą. Raz, drugi, trzeci. Odwrócił mnie do siebie i jego kolano wbiło się w moje podbrzusze, gruchocząc wnętrzności. Trzymając mnie za włosy, rzucił mną przez całą długość pokoju. Odbiłam się od ściany i opadłam na ziemię, zdruzgotana. Podszedł do leżącego na ziemi miecza, po czym stanął nade mną. Srebrne ostrze przebiło moją klatkę piersiową, tuż nad sercem, zatapiając się po samą rękojeść. Zostałam przybita do podłogi. Niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

Skurwiel bez żadnego wysiłku zdjął całą naszą trójkę. Krew zalewała mi oczy, gdy patrzyłam na ten zimny uśmieszek. Zniknął za drzwiami prowadzącymi do lochów. Usłyszałam krótki ryk bólu, szarpnięcie, potem wszystko ucichło. Białooki po chwili wrócił do pokoju trzymając urwaną głowę ghoula w ręce. Rzucił nią we mnie, upadła tuż przed moją twarzą.

- Do rychłego zobaczenia. - uśmiechnął się zimno w moją stronę, po czym zerknął lubieżnym wzrokiem na nieprzytomną Natalie. Z niepojętą prędkością wybiegł przez zniszczone drzwi, nawet dla mnie wyglądając jak rozmazana smuga.

Zebrałam się w sobie i oburącz chwyciłam rękojeść miecza. Płonący ból trującego dla mnie srebra osłabiał całe ciało, odbierał mi energię. Resztkami sił powoli, jęcząc z bólu, wysuwałam klingę z piersi, centymetr za centymetrem uważając, by nie uszkodzić serca. Wszystko pociemniało na moment, gdy obezwładniająca kończyny agonia ogarnęła mój każdy nerw. Zranienie srebrem w serce jest dla wampira bólem nieporównywalnym z żadnym innym. Zabójczym. Ostrze ocierało się o krawędź mięśnia, prawie pozbawiając mnie przytomności. Kilka długich minut później odrzuciłam od siebie zakrwawiony miecz, nareszcie uwolniona. Potrzebowałam jednak jeszcze paru chwil nim udało mi się ruszyć. Doczołgałam się do leżącej Natalie, szybko oglądając jej rany. Pogruchotany nadgarstek i pęknięta czaszka. Żyje. Nic, czego nie mogłabym naprawić. Szybko rozerwałam skórę na ręce i przyłożyłam jej do ust, wlewając resztki cennej krwi, którą w sobie miałam. Osłabiona, zerknęłam w stronę Damona. Jedynie skręcony kark, niedługo powinien się ocknąć.

Nie mogłam stracić przytomności, nie, gdy kryjówka była spalona. Musieliśmy uciekać. Nie byłam w stanie odbyć kolejnej walki. Tym, co mnie ocuciło, był ledwie słyszalny, chrapliwy wdech jednego z leżących na ziemi wampirów.

Skurwysyn, któremu rzuciłam sztyletem w serce. Widocznie ostrze nie rozerwało go wystarczająco. Żyje. Zaczęłam czołgać się w jego stronę z agonią, chcąc go obezwładnić, zostawić przy życiu. Zyskać cokolwiek, co mogłoby stworzyć przewagę nad białookim przeciwnikiem.

Zauważył, jak się zbliżam. Jeszcze tylko kilka centymetrów, już wyciągnęłam dłoń do ostrza...

Wampir zaczął wierzgać jak szalony, zbierając wszystkie swoje siły. Ostrze noża drgało w jego sercu, rozrywając je bardziej, pozbawiając go życia. Światło zgasło w jego oczach.

- Skurwysyn... - wycharczałam, opadając z sił. Wszystko pociemniało. Moją ostatnią myślą przed utratą przytomności był strach o Natalie i Damona.

 

***

 

Obudziła mnie krew spływająca mi do gardła. Upojna, pyszna, słodka krew rozgrzewająca każdą zbolałą część mojego ciała. Moje kły się wysunęły, wbiłam je mocno w podsunięty do ust nadgarstek, zwiększając przepływ tego wspaniałego nektaru. Zacisnęłam dłonie na ręce karmiciela, nadal mając zamknięte oczy. Lekki warkot wydostał mi się z gardła, gdy karmiłam się ogarnięta oszałamiającym głodem. Tym, co wyrwało mnie z amoku, był cichy jęk mojej partnerki. Natalie. Słodkiej Nat.

Opanowałam się szybko i przestałam pić. Oderwałam kły od aksamitnej skóry, nacięłam o nie język i przebiegłam nim po otwartych ranach. Zagoiły się na moich oczach. Spojrzałam w górę, na jej twarz. Lekko wystraszona, jednak zdeterminowana.

- Wybacz mi. - powiedziałam niepewnie, spodziewając się ataku strachu na tak brutalną chęć karmienia. - Przez rany straciłam na moment kontrolę.

- Nic ci nie jest? - spytała po prostu.

- Teraz już wszystko dobrze. Gdzie jesteśmy? - rozejrzałam się gwałtownie dookoła, nie wiedząc, co się stało. Rozpoznałam otoczenie - Lust. Jeden z prywatnych pokoi. Bogato urządzony, wyglądał jak małe mieszkanie. Dominujące ciemne kolory wraz z delikatnym światłem lamp tworzyły przyjemny półmrok. Wraz z Nat byłyśmy na ogromnym łożu.

- Damon dość szybko się ocknął i przyniósł nas tutaj. Jest na dole, organizuje ochronę. Zabrał też Evelyn i przykuł ją do ściany w którymś z pomieszczeń. Nie chciał powiedzieć mi gdzie, żebym jej przypadkiem nie uwolniła. - skrzywiła się zdenerwowana. - Kim był ten wampir, Caroline? Czego od nas chce?

- Nie mam pojęcia. Może chodzić jedynie o znak. Nigdy wcześniej nie widziałam faceta. - wspomniałam płonące, białe oczy wpatrujące się we mnie bezlitośnie. Sponiewierał mnie jakbym była niczym więcej niż lalką. Gniew wykrzywił na moment moje wargi.

- Nie przejmuj się tym teraz. Musimy dojść do siebie i zorganizować ochronę. Ogarnę się i zejdę do Damona. - kontynuowałam. Nadal miałam na sobie porwane, zakrwawione ubranie z miejsca walki. Wstałam szybko, w większości zregenerowana i poszłam do toalety. Zrzuciłam brudne ciuchy na ziemię. Przez moment przeglądałam się w lustrze. Wszystkie rany zdążyły się zagoić, jednak zakrzepła krew nadal była doskonale widoczna na skórze. Głównie na twarzy. Naprawdę solidnie wyrżnęłam o ścianę.

Wkroczyłam do obszernej kabiny prysznicowej i włączyłam gorący natrysk. Szybko się obmyłam, pozbywając się całego brudu. Ciepła woda spływająca po ciele koiła zbolałe mięśnie. Rozkoszowałam się tym odczuciem, gdy usłyszałam, jak Natalie wchodzi do pomieszczenia. Odwróciłam się w jej stronę.

Stanęła na środku toalety, nie spuszczając ze mnie wzroku. Rozebrała się niespiesznie, ubrania powoli opadały na ziemię, odsłaniając jej jedwabistą, opaloną skórę. Chłonęłam wzrokiem każdą nagą krzywiznę ciała, która się ukazała. Po chwili dołączyła do mnie powoli, jakby nieśmiało. Gorąca woda zwilżyła także i ją, blond włosy szybko stały się mokre. Położyła dłonie na moich biodrach, sunąc po ciele opuszkami palców.

- Potrzebuję... Ciebie. - wyszeptała. Duże, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie. Odwzajemniłam jej dotyk, szybko przyciągając ją do siebie. Wargi zetknęły się w początkowo delikatnym pocałunku, jednak szybko języki zaczęły swój pożądliwy taniec. Namiętność wybuchła niepowstrzymaną siłą. Położyłam dłonie na jej smukłych udach i uniosłam w górę, przypierając wspaniałe ciało do ściany. Oplotła mnie nogami, a ręce zarzuciła na kark, nie przerywając pieszczot. Zsunęłam usta niżej, powoli badając nimi zarys szczęki. Jeszcze niżej, na szyję. Lizałam delikatnie mokrą, aksamitną skórę. Przygryzłam ją lekko, drażniąc płonącą z pożądania Natalie.

Nie był to seks wywołany jedynie naszym wzajemnym przyciąganiem. To była potrzeba bliskości, bezpieczeństwa, odczucia partnerki w najgłębszych zakamarkach duszy. Nasze znamiona rozpaliły się odrobinę, wyostrzając zmysły. Każdy dotyk, każda pieszczota była po stokroć przyjemniejsza.

Przyssałam się do szyi ustami, pozostawiając na niej małą malinkę, oznaczając ją jak swoją własność. Opuściłam jej ciało z powrotem na ziemię. Stanęła o własnych siłach, choć nadal przyparta mocno do ściany. Dłoń szybko zjechała w dół, między zgrabne nogi, odnajdując zaczerwienione wargi. Rozchyliłam je i zaczęłam powoli pocierać Nat opuszkami palców, obserwując, jak zamyka oczy z rozkoszy. Wsunęłam w nią dwa paluszki, czując tę aksamitną wilgoć. Ciasna cipka konwulsyjnie zacisnęła się, jakby chcąc zassać mnie do środka. Głośny jęk dobiegł do moich uszu. Zaczęłam powoli, jednak tempo szybko wzrosło. Pieprzyłam ją ręką, wbijając zgrabne palce najgłębiej, jak potrafiłam. Przesuwając nimi po rozkosznych ściankach wnętrza kochanki. Schyliłam się do jędrnej piersi, język zatoczył kilka kółeczek wokół sutka. Ssałam go, przygryzałam, aż stał się twardy i ciemnoczerwony. Powtórzyłam operację z drugą piersią. Nie zaprzestając silnych ruchów dłonią, opadłam na kolana. Przywarłam twarzą do jej krocza, zaczynając eksplorację ustami. Język zawirował namiętnie na guziczku, wywołując kolejny głośny jęk. Poczułam, jak soki zaczęły wypływać obficie ze źródła jej kobiecości, gdy niepowstrzymana fala przyjemności wstrząsnęła całym ciałem. Rozkoszna cipka zaciskała się na moich palcach, drżała konwulsyjnie pod językiem. Krzyk wstrząsnął kabiną. Natalie chwyciła mnie mocno za mokre, czarne włosy nie przestając trząść się od nieustającego orgazmu, trwającego dobrych kilka minut. Zlizywałam każdą wypływającą kroplę nektaru, przyciśnięta między nogi kurczowym chwytem za włosy. W końcu poczułam, jak zaczyna się uspokajać. Podniosłam się z powrotem na nogi i szybko przylgnęłam ustami do jej ust. Posmakowała swojego własnego ciała, ochoczo odwzajemniając pocałunek. Jej dłoń szybko zawędrowała między moje mokre uda, odnajdując cipkę. Poczułam pieszczące mnie nieumiejętnie, jednak z naturalnym talentem palce. Dreszcz przyjemności wycisnął ze mnie donośny jęk. Kły wyskoczyły mi z dziąseł, gdy odważyła się spenetrować kilkoma z nich moją ciasną, różową dziurkę. Przegryzłam swój nadgarstek i podsunęłam go do jej twarzy, zachęcając wzrokiem do spróbowania. Jednocześnie chwyciłam jej rękę, wbijając w nią kły. Wypuściłam solidną dawkę wampirzych enzymów, wstrząsając jej światem. Pożądliwe wargi przyssały się do mnie. Druga dłoń zawędrowała w dół, ponownie odnajdując ten wspaniały kwiat.

Wymiana krwi, środki zawarte w kłach i ręczne pieszczoty wstrząsnęły światem Natalie. Było to bardziej erotyczne, niż dało się to wyobrazić. Drżała, gdy kolejny orgazm przejmował kontrolę nad jej ciałem, orgazm silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęłam szczytować w tym samym momencie, nie zaprzestając silnych, okrężnych ruchów palcami na łechtaczce. Uda spłynęły mi wilgocią, tym razem niewywołaną wciąż kapiącą na nas wodą. Oderwałam od niej kły, wyrywając też dłoń z uścisku zachłannych warg. Puściłam rozkoszną cipkę, dłonie przenosząc na twarz. Przylgnęłam do niej całym ciałem, ponownie rozpoczynając namiętny taniec języka. Odpowiedziała ochoczo, odwzajemniając pocałunek. Przeniosła obydwie dłonie na moje jędrne pośladki. Razem jęczałyśmy, gdy nieprzerwane fale przyjemności nie chciały się skończyć. Choć nie zajmowałyśmy się już swoimi szparkami, orgazm nie ustawał. Nieubłagalnie, nieustannie, nieprzerwanie wysyłał płynące przez nas fale rozkoszy. Nawiązane połączenie umysłowe tylko wzmagało odczucia, sprawiając, że wszystko było po stokroć silniejsze. Wyczuwanie ekstazy wariującej w kochance wyolbrzymiało tylko moją własną przyjemność. Nie miałam pojęcia, ile to trwało. Czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, liczyły się tylko nasze przyciśnięte do siebie ciała, nasze złączone usta, nasza dzielona między sobą euforia. Po wielu długich minutach w końcu wszystko się uspokoiło. Pocałunek stał się delikatniejszy i pełen uczuć głębszych, niż czułam od stuleci. Oderwałam się od Natalie i spojrzałam głęboko w jej uszczęśliwione oczy.

- Dziękuję. - wyszeptałam. Dziękowałam nie tylko za nieziemski seks, ale też za to, że otworzyła się dla mnie. Tym aktem pokazała bezgraniczne zaufanie, chęć bliskości, potrzebę właśnie mojej osoby. W jej oczach wyczytałam, że doskonale zrozumiała, o co mi chodzi.

- Lepiej nie zawiedź mojego zaufania. - zagroziła jednak, dłonią błądząc mi po policzku.

 

***

 

- Niczego, kurwa, nie wiemy. - warknął Damon do siedzącego z nami nowoprzybyłego wampira. Stanley, wszyscy wołają na niego Stan. Jeden z najstarszych w mojej ekipie. Wysoki, szczupły blondyn. Zawsze cichy, wiecznie poważny. Wyśmienity wojownik. Zajmował się głównie wywiadem, gdy tego potrzebowaliśmy. Miał swoje tajemne sposoby zdobywania informacji.

- Musi być coś, co naprowadzi nas na ślad tego faceta. - odpowiedział. - Każdy zostawia ślady. Znajdziemy trop. Prędzej czy później na niego trafimy.

Chciałabym się z nim zgodzić, jednak byłam tak samo sfrustrowana, jak Damon. Nie znosiłam przegrywać. Musiałam się opanować.

- Póki co wiemy tyle, co nic. Pozbył się jedynego źródła informacji, które posiadaliśmy. Nie znamy nawet jego imienia. Jedyne co jest pewne, to, że musi być starożytny. Taka siła nie bierze się znikąd. - zaczęłam. - Z racji tego, że nie mamy żadnego śladu, którym moglibyśmy podążać, nie będziemy marnować na to środków. Od tej chwili każdy musi być w stanie gotowości. Pozbądźcie się prywatności, bo tworzę trzyosobowe drużyny. Wychodzicie na łowy? Robicie to razem. Chcecie się pieprzyć? Reszta będzie to słyszeć, bo macie pozostać na terenie wybranej posiadłości. Broń zawsze dostępna pod ręką, cały czas przygotowani do walki. Jeśli którakolwiek grupa zobaczy coś podejrzanego, informuje resztę. Komunikacja będzie tu kluczem — jeśli białooki skurwysyn znowu się pojawi, osaczymy go. A ja zajmę się nim osobiście. - wykrzywiłam wargi w zabójczym grymasie. - Jest też prawdopodobne, że znowu posłuży się sługusami. Ghoule, wampiry, cokolwiek co może na nas nasłać, musi zostać rozgromione. Zabijajcie wszystkich, poza jednym. W końcu któregoś przesłuchamy. Damon, zajmij się rozkładem drużyn. Stan, najpierw mu pomóż, a potem uruchom swoją siatkę i spróbuj dowiedzieć się wszystkiego, co zdołasz. Ktoś musiał słyszeć o tym gościu, białe oczy nie są zbyt często spotykane.

- A co z tobą, szefowo? - zapytał Damon, przyswajając rozkazy.

- Zajmę się trenowaniem Natalie. Musimy odkryć, co potrafi ten znak. - wprowadziłam wcześniej podopiecznego w większość tego, co powiedziała nam wiedźma i co same odkryłyśmy. Spojrzałam na jej zarumienioną twarz. Oczy zabłyszczały nagle, gdy usłyszała o nauce walki. - Poza tym, nauczy się bronić. Dodatkowo trzeba zająć się Evelyn. Niech zostanie w podziemiach Lust, to będzie nasza główna baza operacyjna. Zostawcie ją na kilka dni w odosobnieniu, może uda się jej oczyścić samodzielnie. Zależy, jak głęboko w to wpadła. Jeśli nie, spróbuję dotrzeć do jej umysłu. - skończyłam.

Nat spojrzała na mnie z wdzięcznością. Oczywiście, że nie przestała nawet na chwilę martwić się o swoją przyjaciółkę. Lojalna do bólu.

Po rozdaniu rozkazów razem z dziewczyną ruszyłyśmy do najstarszej z moich kryjówek, których jeszcze nie widziała. Właściwie nikt nie widział, nawet moi najbliżsi. Wróg nie mógł wiedzieć, gdzie się ukryjemy. Głęboko w lasach za Nowym Jorkiem, gdzie czekał ją intensywny trening i żmudna nauka o słabościach każdej z nadprzyrodzonych ras. Musiałyśmy przygotować się na to, co nadchodzi. Odkryć, jak potężne tak naprawdę może być czerwony znak. Znak Kruka. Stawką były nie tylko nasze życia, ale istnienie całego mojego klanu. Determinacja wyrysowana na obu naszych twarzach potwierdzała, że nikt nie zamierzał poddać się bez walki. Prawdziwa praca dopiero się zaczynała.
 

Ten tekst odnotował 10,449 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.91/10 (24 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (21)

+1
0
Odpowiadając na pytanie z przedmowy - nie uważam, by przejście na narrację pierwszoosobową było problemem, ale trzeba lepiej zaznaczać zmianę punktu widzenia: na początku jakby w paru miejscach "zjadło" gwiazdki ( *** ), dopiero potem się pojawiają.

Aha, i wszystkie części polecam przepuścić przez wspomnianego sentencecheckera, bo jest trochę przecinków do ogarnięcia. Przydałoby się też przejrzeć tekst pod kątem powtórzeń, np. zaraz obok siebie padają formy charakterystycznego słowa "wyrżnąć" i można jedną z nich na coś zamienić.

Poza tym całkiem znośnie sie to czyta, ale ja mam słabość do takich wampirzych (wybacz, autorze) pierdół 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie czuję się obrażony w żadnym stopniu, dziękuję za opinię 😀 Ale miło, że pojawiła się poprawa.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To jest swietne. Pisz. Czekam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bardzo mi się podoba. Nie jestem fanem narracji pierwszoosobowej, a zwłaszcza narratora pierwszoosobowego wszechwiedzącego ("Nie miałam pojęcia, że to pytanie wyjawi przede mną tajemnice, które nigdy nawet nie przyszłyby mi do głowy"), jednak jest to pewien w miarę arbitralny wybór stylistyczny.

Myślę natomiast, że gdyby dopracować szczegóły i złagodzić erotykę, seria jak najbardziej nadawałaby się do opublikowania na standardowych stronach z opowiadaniami, nie tylko na stronie z opowiadaniami erotycznymi. Uniwersum zawiera kilka ciekawych elementów (m. in. przedstawienie ghouli w pozytywnym, a przynajmniej neutralnym, świetle) i jest wewnętrznie spójne. Pomyśl o tym,
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ogólnie moje plany są ciut bardziej ambitne. Ta seria jest... zarysem książki, którą zamierzam napisać. Zwykły szkic, na którym ćwiczę umiejętności stylistyczne. No i chciałem też podzielić się tym z ludźmi, dowiedzieć, czy w ogóle ma to sens. Książka będzie oparta na tej fabule, jednak inna. Dużo bardziej zmieniona.
Naprawdę się cieszę, że się podoba. Miło usłyszeć słowa uznania!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bardzo fajne. Podobało mi się. Czekam na dalej. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
0
Pierwsza i trzecia część są na stronie głównej. A gdzie się druga zapodziała? Wampiry zeżarły? Czy raczej ghoule? 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego jedynie dwójka została w poczekalni :/
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Podejrzewam, że II nie otrzymała wystarczającej liczby głosów. Mimo to kolejność powinna być zachowana, bo tak to trochę bez sensu.

OK. Kliknąłem "dwójkę", może to wystarczy 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Indragor Wystarczyło. Wkrótce druga część powinna znaleźć się w zbiorze głównym.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A nie mogłeś, drogi autorze, wymyślić jakiegoś tytułu w języku polskim?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Myślałem nad tym, ale że sam czytam głównie anglojęzyczne książki, to też na nich się wzorowałem. Włącznie z tytułem. Czerwone znamię brzmi dla mnie jakoś gorzej niż Red Mark. Mój błąd ;p
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
"Czerwone znamię" Brzmi wyśmienicie. "Red Mark" - efekciarsko i przede wszystkim, jako tytuł tekstu napisanego po polsku, nieznośnie. Jesteś kolejnym autorem, który wstydzi się polskiego, czy kolejnym Polakiem, któremu jest przykro, że nie jest Amerykaninem?
Jasne, że można użyć zagranicznego słowa lub zwrotu jako tytułu, (sam napisałem opowiadanie pod tytułem "belle-sœur") jeśli ma to uzasadnienie w treści, a u ciebie ma?
Jeśli ma, to już się nie czepiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Cóż, wzorowałem się głównie na amerykańskich powieściach fantastycznych, co jest jednym z wielu powodów, które zainspirowały mnie do wybrania anglojęzycznego tytułu. Jeśli czytałeś z odrobiną uwagi, łatwo się też zorientować, że akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Nazwiesz mnie kolejnym autorem, który wstydzi się polskiego, bo główne postacie nie żyją w Warszawie? Imiona postaci też nie brzmią zbyt polsko. W planach jest dużo treści nawiązującej do lokalizacji, które znajdują się właśnie w Ameryce. Może wtedy nabierze to dla ciebie więcej sensu.
Pomijam już sam fakt, że urąganie angielskiemu tytułowi polskiego tekstu jest całkowicie bezsensowne. Ale jeśli sprawia to taki problem, mogę przełożyć to na angielski.
Jeżeli jeszcze komuś przeszkadza tytuł, z chęcią poproszę o zabranie głosu. Dla mnie jest on tylko ozdobnikiem (w jakiś sposób odzwierciedlającym fabułe), który ma zachęcić do zgłębienia treści - tego, co naprawdę ważne. Więc sam wybrałem to, co moim zdaniem było lepsze. Nie jestem profesjonalistą, po prostu wybrałem coś, co podobało mi się bardziej. Nijak ma się to do mojego patriotyzmu, czy czegokolwiek. Wolałem to i tyle. Ale jeśli jak mówiłem przeszkadza to większej grupie osób, zmienię tytuł na polski.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Zgadzam się z tobą, że tytuł musi być atrakcyjny i jego zadaniem jest przywoływanie czytelników, dlatego jestem pewien, że gdybyś cały tekst przetłumaczył na angielski, byłby on bardzo trafiony. To, co razi mnie, jako czytelnika i nie tylko, to właśnie nadużywanie angielskiego do wywoływania tego efektu.
Patriotyzm nie ma tu nic do rzeczy. Pisać można o jakichkolwiek realiach, jeśli ma się o nich pojęcie, zdobyte osobistym doświadczeniem, czy poprzez lekturę, jak w twoim przypadku.
Nie czytałem tekstu, (zniechęcił mnie anglojęzyczny, efekciarski tytuł) stąd moje pytanie, czy był to wybór konieczny i uzasadniony, czy właśnie, jedynie efekciarski.

pozdrawiam

AS
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Efekciarski nie znaczy zły. Przyciąga oko? Jak widać, tak. Ciężko też nazwać dwa angielskie słowa nadużyciem tego języka. Podałem już kilka z powodów, dla których ten tytuł wybrałem (czy było to konieczne, nie wiem, ale uzasadnione moim zdaniem tak) i póki nie zostanę zlinczowany przez znaczną grupę czytelników, taki pozostanie. Bo po prostu podoba mi się bardziej.
Także pozdrawiam i życzę miłej lektury!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Jakie znowu "czerwone znamię"? A nie "czerwony Marek"? Ale mnie oszukali w szkole oszusty! 😀

A bardziej serio, nie przeszkadza mi angielski tytuł, a przynajmniej nie w tym przypadku. Jasne, można było go przetłumaczyć - albo umieścić akcję w Wąchocku, a bohaterów nazwać: Sebek, Graża i Karyna, ale taka decyzja autora. Chociaż przyznam, że odniesień na razie jest niewiele i to raczej do wyłapania przez w miarę zaznajomionych z tematem czytelników - choćby imiona Caroline, Damon, Jacob. Kojarzę też postać nazywającą się Quiets, ale nie wiem skąd.
Raczej zastanawia mnie w jaki sposób docelowo te opowiadania zostaną połączone w jedną, spójną całość, bo innej opcji niż ich napisanie całej historii od zera na razie nie widzę. Ale to już pozostawiam na głowie twórcy 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Właściwie, dokończę to w kolejnych kilku częściach, a potem myślałem nad zrobieniem czegoś podobnego do ciebie. Repack, wszystkie części po edycji, z paroma zmianami, zmieszczone w jednej potężnej księdze 😀
Tych oczywiście nie usunę, niech znak mojej amatorszczyzny zostanie tu na wieki!
Co do imion, to ma to dwa dna, ale nie ma sensu dla mnie się nad tym rozwodzić. Choć szanuję, że Caroline kojarzysz z Forbes 😛 No i Quiets nie mam pojęcia skąd kojarzysz, bo tu się wzorowałem na kimś bliskim w świecie rzeczywistym. Ale jak sobie przypomnisz, to daj znać!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Też jestem przeciwnikiem nadawania tytułów w obcym języku, skoro całość opowiadania jest po polsku. To jest nie tylko śmieszne, ale i głupie, takie pochwalenie się autora „o patrzcie, znam angielski”.
Jednak każda reguła jest dobra tylko wtedy, gdy dopuszcza wyjątki. Np. tytuł jest cytatem lub pełni rolę nazwy własnej. W przypadku fantasy, tym bardziej że akcja tego opowiadania nie toczy się w Polsce (po pobieżnym przejrzeniu tak mi się wydaje), jest to uzasadnione.
A jeśli już tłumaczyć, to dlaczego dosłownie? To często spotykany błąd. Klasycznym przykładem jest film „Red Sonja”, który został przetłumaczony po najmniejszej linii oporu, ale bez sensu, jako „Czerwona Sonja”. Jak powinien brzmieć? „Rudowłosa Sonja” lub „Ruda Sonja”.

Więc może nie „Czerwone znamię”, a „Czerwony ślad / zwiastun / omen /piętno”…
Niemniej ja nie widzę powodu, abyś Autorze akurat w tym przypadku musiał zmieniać tytuł.

No to się nawymądrzałem 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Czekam na następną część
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mnie się podobało. Ale ja jestem fanem fantasy i lubię wszelkie wampiry (wampiry, a nie świecące jak psu jajca wampirolodobne twory).
Zmiana narracji w tym przypadku jest plusem, bo pozwala bardziej odczuć, co czują bohaterki, przez ten znak. Plusem na pewno są poprawione sceny erotyczme, mają w sobie więcej pikanterii. Nie pozostaje mi nic, jak tylko przeczytać resztę części :p
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.