KiDs (VII-ost). Najpiękniejszy dzień w życiu.
8 czerwca 2014
KiDs
Szacowany czas lektury: 31 min
Siódma i ostatnia część serii KiDs.
Jest to jednocześnie najpewniej ostatnie opowiadanie z Kamilą, które trafiło na Pokątne. Reszta na moim blogu:
http://falangajons.blogspot.com/
Stali podekscytowani na postoju, w jakiejś dzielnicy Zielonej Góry. Słońce świeciło, ulica była dość pusta, teren należący do jakiejś znajdującej się obok szkoły, też. Damian nie wytrzymał.
- I co? No mówcie, kurwa! – syknął w kierunku dwóch wracających chłopaków.
- Nikogo nie widzieliśmy, flaga się suszy, jest spokój – zameldowali dwaj niemniej podnieceni posłańcy.
- Kurwa, nie ma na co czekać! – Damian ruszył sprintem do przodu, jakby urodził się na Jamajce. Błyskawicznie przesadził płot, wbiegł na plac i rozejrzał się wokół. Faktycznie pusto. Duża flaga znienawidzonego rywala wisiała na płocie otaczającym szkolne boisko do koszykówki. Widocznie naprawdę ktoś rozwiesił ją celem wysuszenia, po ulewie, która zakończyła się niespełna godzinę temu. Dlaczego zmokła? Nie było czasu by się zastanawiać. Damian błyskawicznie zaczął rozwiązywać sznurki. Na szczęście było ich niewiele, ale każdą sekundę odczuł jakby była godziną. W końcu jednak nastąpił ten moment i flaga była w jego rękach. Poczuł taką adrenalinę, jakby zobaczył nagą Jessicę Albę, czy inną taką.
Niemożliwe, niewiarygodne! Skroił flagę Falubazu na ich terenie! Że nie w walce? Mało honorowo? A kij z tym! Może gdzieś na forum, ktoś tam będzie się żalił na takie rzeczy, ale czy w czasach, gdy jedni okradają drugich z zamkniętych pomieszczeń klubowych, skąd flagi wynoszono hurtem, czasem w liczbie nawet kilkudziesięciu, jest sens się tym przejmować? Oczywiście, że nie!
Zwinął flagę i równie szybkim tempem, jak uprzednio, wrócił do busa, gdzie oczekiwali go zniecierpliwieni i zaniepokojeni młodzi koledzy z grupy.
- Hah, kurwa, patrzcie! – z trudem powstrzymał głośniejszy okrzyk triumfu. Czuł, że się spocił, choć wcale nie było upalnie. Niesamowite emocje! Miał niezwykły stać kibicowski, ale to co zrobił teraz... Taką adrenalinę czuł może kilka razy w życiu.
- Wiara, pakujemy się do busa i na stadion. Zaraz możemy mieć na karku nieproszonych gości! – zapędził chłopaków do busa Brazil.
- Aaaaaaaaa! Kurwaaaa! – ryknął już w busie na pełen głos Damian. Siedząca obok Oliwia spojrzała nieco z dezaprobatą. Rozumiała już trochę ten świat kibicowski, no, ale bez przesady... Nie mogła nawet jednak wyrazić swojej opinii, bo w busie zrobiło się niezwykle głośno.
- Ale jaja! Co robimy? Wywiesimy od razu? – Brazil był równie podniecony, jak starszy kolega.
- Nie wiem, pomyślimy. Kurwa, oni może nawet nie będą wiedzieć kto im to zwinął!
- Hehe, ale będą mieli miny... - cieszył się młody Serek.
- Kurwa, taka flaga... Nie ich jakaś czołowa, ale duża jest, ma prawie dziesięć metrów... - gorączkował się Damian.
Cała dziewiętnastka w busie była mocno podekscytowana. Może z wyjątkiem kilku takich, których bardziej od spraw kibicowskich, interesował czysty żużel. No i z wyjątkiem jedynej przedstawicielki płci pięknej, Oliwii.
Nie mogła odmówić Damianowi. Zresztą, zwyczajnie nie chciała. To wszystko co zrobił, czy w Antonówku, czy dwa dni później, przyjeżdżając pociągiem na ich mecz. Niezwykle zapulsował. No i potem, podczas kilku towarzyskich spotkań, w ciągu ostatnich trzech tygodni. Ktoś taki. Kibol. Łysielec w kapturze. Zdobył ją. No, może jeszcze nie do końca.
Dało się pokonać nawet niewygodny termin meczu. W piątek powinna być w szkole, ale o dziwo, rodzice nie stawiali żadnego oporu, gdy oznajmiła, że chciałaby pojechać na wyjazd.
Pojechała sama. Angelika też miała być, ale wybrała inne towarzystwo. Rzecz jasna, znalazła miejsce w busie Mieszka.
Damian jeszcze jej nie zdobył, o nie... Ale potrafił wymóc swoje, hm... Przywileje? Jak zwał, tak zwał, Oliwia uległa i z pewną przyjemnością, ubrana w krótkie, czerwone spodenki wpakowała się do busa pełnego młodych chłopaków. Nie było jakoś gorąco, ale na tyle ciepło, by temperatura nie stanowiła problemu. Gorzej z dyskretnymi, bądź kompletnie bezczelnymi spojrzeniami kilkunastu uczestników wyjazdu.
Całe szczęście, że Damian zachowywał się normalnie, nie jak napalony zwierz. Aczkolwiek i on nie odmówił sobie przyjemności kontemplowania jej nóg. Trochę ją to krępowało.
- Dobry wyjazd, nie? – przy stadionowym parkingu, Damian wreszcie znalazł czas dla koleżanki, która z każdym dniem stawała się kimś więcej. – Dziewiętnaście osób, kumatych, z grupy. Mecz będzie wysoko do tyłu, dodatkowo dzień roboczy, piątek, to pikniki nie jadą i dobrze, nikt ich tutaj nie potrzebuje. A teraz ta flaga, ale będą jajca na stadionie i w drodze powrotnej! – podekscytowany zacisnął pięści.
Ania spokojnie siedziała w fotelu w atelier Orlika. Rozebrana, to znaczy miała na sobie tylko majtki. Nie wstydziła się nagości, tym bardziej, że jedyną osobą, która mogła się tu pojawić był sam właściciel. A on widział ją nagą, już kilka razy. Nie mówiąc o tym, że miał sporo jej rozebranych zdjęć w swej kolekcji.
Usłyszała lekki hałas w pomieszczeniu obok. Zerknęła przez uchylone nieco drzwi i zobaczyła wychodzącą dziewczynę a za nią właściciela agencji. Spochmurniała. Dziewczyną była Klaudia, ta, którą Orlik określił jako jedną z trzech najważniejszych dla niego. Jej obecność w biurze Orlika, w to piątkowe popołudnie, nie było czymś co jej się spodobało.
Kilkadziesiąt sekund później, do atelier wszedł średniego wzrostu brunet, z lekkim zarostem na twarzy, ubrany w jeansy i koszulkę.
- Co tu robiła Klaudia? – uprzedziła jego powitanie Ania.
- Przyszła – wzruszył ramionami mężczyzna, przechodząc w drugi koniec pomieszczenia. – Dlaczego cię to interesuje?
- Tak pytam, czy nie przyszła szukać pomocy.
- Dlaczego interesują cię moja ewentualna pomoc innym modelkom?
- Bo widzę, że mnie, nie do końca chcesz jednak pomóc...
- Aha – skwitował krótko, wciąż krążąc po atelier. – Boli cię to?
- A może przestałbyś odpowiadać pytaniami i zajął konkretne stanowisko? Zresztą, gdy o tym rozmawialiśmy, obiecałeś, że pomożesz. Lubię konkrety i chcę wiedzieć na czym stoję – Ania z odsłoniętym nagim biustem intensywnie wpatrywała się w fotografa.
Ten, przystanął wreszcie przed siedzącą na fotelu modelką. Spojrzał na nią z góry a potem pochylił, opierając się dłońmi o poręcze.
- Powiedz, zatem konkretnie, co oferujesz? – zapytał patrząc modelce prosto w twarz.
- Nie. To ty powiedz czego oczekujesz.
Orlik zrazu nie odpowiedział. Spojrzał na duże, silikonowe piersi pięknej blondynki a potem przejechał po nich, jakby od niechcenia dłonią. Zauważył, że dziewczyna lekko się wzdrygnęła i skierowała oczy w bok. Widocznie, nie było to dla niej takie proste. A on nie ułatwiał jej życia. Jakby bezlitośnie jeździł dłonią po piersiach, przez sekundę pobawił się sutkami a na koniec objął jedną pierś i ścisnął lekko. Znów wyczuł drgnięcie.
- Jeśli biorę się za coś takiego, to oczekuję, że dziewczyna da mi z siebie wszystko – odpowiedział w końcu.
- Więc dostaniesz – Ania kiwnęła głową. Przyszło jej to z zadziwiającą łatwością.
- Dobrze – Orlik wyprostował sylwetkę i odszedł krok w tył. – Dzisiaj. Ale nie teraz. Wieczorem i to późnym. Tak, powiedzmy... Koło dwudziestej trzeciej, dobra?
Na zielonogórskim stadionie panował pozornie dziwny spokój. Ten obiekt z reguły tętniący życiem, tym razem emanował dość senną atmosferą. Nic dziwnego. Gospodarze po trzynastu biegach prowadzili już trzydziestoma punktami, nokautując rywala. Ranga meczu, jak i jego termin, sprawiały, że na trybunach była może połowa tego, co zwykle. Kibicom przyjezdnym to nie przeszkadzało.
- Jaka tu stypa – pochylił się Brazil do Damiana. – Za chwile koniec meczu, jeśli teraz nie wywiesimy, to kiedy?
Miał na myśli rzecz jasna zdobytą przed meczem flagę. Nie chcieli wywieszać jej wcześniej, by nie prowokować rywali. Wprawdzie na stadionie byłoby spokojnie. Monitoring, ochrona, sektory buforowe, stanowiły wyraźne zabezpieczenie. Ale po meczu mieliby ciężki powrót do domu, bo w drodze powrotnej, spotkaliby z pewnością niejeden patrol z miejscowymi chuliganami żądnymi odbicia flagi i przy okazji skrojenia ich własnej. A wywieszając płótno w samej końcówce meczu, dawali przeciwnikowi mniej czasu na zorganizowanie się. Tym bardziej, iż z uwagi na rangę meczu i poziom kibiców gości, miejscowi bojówkarze, być może zwyczajnie olali mecz.
- Dawaj! – zakomenderował krótko Damian, myśląc o tym wszystkim. Tak, paradoksalnie ich własna, kiepska reputacja, być może uchroni ich od niebezpiecznych przygód w drodze powrotnej.
Dwa ostatnie wyścigi, to jakieś dziesięć minut. Tyle wystarczyło, by wywieszoną do góry nogami zdobyczną flagę, wzięli na cel stadionowi fotoreporterzy. Wystarczy, by fotki poszły w Polskę, wzbudzając sensację na forach.
Tymczasem teraz zdążyli wzbudzić sensację na stadionie. W ciągu kilku sekund dość senne trybuny nagle ożyły i popłynęły z nich głośne gwizdy. Szczególnie z sektora dopingującego. Tak podziałała na gospodarzy, zawieszona do góry nogami w sektorze gości flaga ich klubu.
- Słyszycie? – roześmiany Damian sprawiał wrażenie najszczęśliwszego człowieka pod słońcem. Wyglądał jakby wręcz przeżywał orgazm. – Słyszycie jak się wkurwiają? Tak was to, kurwy boli! – krzyknął przed siebie, zdając sobie sprawę, że i tak nikt go nie usłyszy, ale w niczym mu to nie przeszkadzało. – Głośniej, kurwa, głośniej, wkurwiajcie się na nas a i tak gówno nam zrobicie!
Spokojniejsza część publiczności wyciszyła się. Z sektora szalikowców dolatywały jednak jeszcze pojedyncze gwizdy a potem i tam zapanowała cisza.
- Dobra, są warunki dajemy! – Damian chwilowo przejął rolę Brazila. – Jedziemy głośno, pokazać tym pedałom! Wszyscy, kurwa! Hamas! Hamas! Falubaz auf den gas! Hamas! Hamas! Falubaz auf den gas! – krzyczał a niespełna trzydzieści osób w sektorze razem z nim przez chwilę przebijając się swoim krzykiem przez tę ciszę. Po chwili znów pojawiły się gwizdy, choć dużo słabsze, niż poprzednio. To jednak był znak, że zostali usłyszani.
- Co ty ich tak nie lubisz? – spokojnie zapytała Oliwia, z dystansem podchodząca do takich zachowań, ale już na tyle do nich przyzwyczajona, że nie reagowała z jakąś większą niechęcią.
- Bo to pedały – krótko i treściwie wyjaśnił Damian. – Za wszystko, za ich podśmiechujki i kupę innych takich...
- Będą niespodzianki po drodze? – zapytał Brazil.
- Nie możemy wykluczyć – westchnął lekko Damian, któremu wracała trzeźwość umysłu. – Nasza szansa w tym, że zostali zaskoczeni, że do teraz nie wiedzieli, co stało się z ich flagą. Więc mają mało czasu na zorganizowanie się. To nie Lech, Legia, czy tam Ruch, żeby w kilka minut zorganizować kilka fur i ścigać nas w głąb Wielkopolski.
- Odpuszczą sobie flagę? – powątpiewał Brazil.
- Zobacz jak oni tam wyglądają – wskazał w kierunku sektora szalikowców. – Widać, że mało ich. Jak na nich – uzupełnił. – Poza tym nie widzę tam za bardzo jakiejś konkretnej ekipy, zwykli kibice, dzieciaki co przyszły pokrzyczeć. Jest szansa, że dadzą trochę dupy.
- I pozwolą sobie na taką wtopę? – indagował nieufnie kolega.
- Niekoniecznie – wzruszył ramionami Damian odpalając papierosa. – Będą szukać nas na innych wyjazdach. Pamiętaj, że jeszcze jedziemy do Gorzowa w lipcu. Jeśli nie dzisiaj, to będą nas tam próbowali przechwycić gdzieś pod samym Gorzowem, albo w drodze. No, albo przy okazji innych meczów.
Oliwia, niespecjalnie zadowolona z tego, że Damian poświęca uwagę na inne rzeczy, skupiała się na samym sporcie. Niestety i tu nie miała powodów do satysfakcji, bo brat spisywał się równie kiepsko, co cała drużyna. Z tym, że do niego, jako do najmłodszego z ekipy, nikt nie miał większych pretensji.
Pierwsza godzina drogi powrotnej upłynęła w trochę nerwowym nastroju. Damian z Brazilem, dość uważnie patrzyli to przed siebie, to w tylną szybę, spodziewając się małej kawalkady samochodów z dobrze zbudowanymi osobnikami dyszącymi żądzą rewanżu za straconą flagę. Kilometry jednak mijały a do żadnego kontaktu trzeciego stopnia nie doszło. Za Głogowem trochę odetchnęli z ulgą. W okolicach Leszna, na ich twarze wrócił uśmiech. Nabrali pewności, że w tym dniu nie spotkają się z żadną niemiłą niespodzianką.
Zatem atmosfera w busie, po chwilowej nerwówce, znów się rozkręcała. Mimo niezwykle miłego towarzystwa, Damian nie mógł usiedzieć w miejscu. Przeciskał się na tył, rozmawiając z Brazilem, czy co bardziej zorientowanymi młodszymi chłopakami. W końcu, jakby coś sobie przypomniał i wrócił na swoje miejsce, stając nad Oliwią.
- No to jak? – zagadnął z uśmieszkiem. – Gotowa na chrzest?
- Dziękuję, posiedzę – odparła śliczna brunetka z lekkim niepokojem w oczach. – Chcesz mnie lać pasem na oczach tych dzieciaków?
- Takie dzieci, jak i ty... Chłopaki, dziewica na pokładzie – krzyknął aż Oliwia spojrzała na niego z kompletną dezaprobatą. – Wyjazdowa, rzecz jasna – dodał, ale nie powstrzymał tym lekkiego śmiechu młodych kibiców.
- Pasy! – krzyknął z tyłu, jakiś ożywiony małolat.
- Pasy, pasy... O, Zielony, ty też do kompletu, nieprawdaż? – odwrócił się w bok, do lekko speszonego młodzieńca, wyglądającego na gimnazjalistę.
- Ja mam drugi wyjazd dzisiaj – bronił się chłopak.
- A przy pierwszym przeszedłeś chrzest? Nie pamiętam. Wstawaj więc i nie dyskutuj – uciął krótko Damian a wskazany, ze zbolałą miną podniósł się z siedzenia. Wciąż uśmiechający się Damian, zwrócił się twarzą w stronę Oliwii. Jego mina mówiła więcej, niż słowa.
- Zdejmę ci kiedyś ten uśmieszek z twojej gęby – wycedziła dziewczyna również wstając z siedzenia. Nie bała się samego chrztu, ale wypinanie tyłka w stronę podnieconych małolatów, było jej trochę nie w smak.
- Ciekawe co mi wkleisz w to miejsce – odpowiedział zadowolony Damian. Szybko zorganizował miejsce chrztu. Dwóch chłopaków z przedostatniego rzędu wstało z siedzeń i zrobiło miejsce dla obojga nieszczęśników.
- Zielony, ty pierwszy. Wypnij dupsko i każdy po kolei wali pasem – zarządził Brazil. Po czym, dając przykład swoim podwładnym, sam jako pierwszy przywalił młodemu koledze, przekazując pas Serkowi. Ten powtórzył wyczyn szefa i oddał pas następnemu. Jako ostatni, debiutantowi przywalił Damian, wkładając w uderzenie całą swą energię, aż z ust ofiary wydobył się jęk, wzbudzający śmiech kolegów i niepokój Oliwii.
- No, Zielony, oficjalnie stałeś się kibolem, wyjazdowiczem w naszej ekipie – uroczyście oznajmił Damian a kilku chłopaków klasnęło w dłonie. Zielony otarł pot z czoła i z dumną miną wrócił na swoje miejsce.
Ustąpił tym samym miejsca Oliwii, która siląc się na lekki uśmiech stanęła w przejściu tyłem do grupy, opierając ręce o siedzenie. Z lekkim biciem serca oczekiwała uderzeń. Trochę bała się, że będzie bolało, ale przede wszystkim krępowało ją to, że jej, zasłonięty, lekkimi, czerwonymi spodenkami tyłek stał się przedmiotem spojrzeń prawie dwudziestu dorastających chłopaków. Lekki śmiechy, ciche komentarze i niedwuznaczne pomruki, sprawiły, że na jej twarz wypłynął drobny rumieniec.
- No to jazda – zachęcił kolegów Damian. – Sami sobie uznajcie, czy walicie mocno, jak w przypadku kolegi, czy inaczej... - dodał, niedwuznacznie przypominając wszystkim, że mają do czynienia z dziewczyną. I poskutkowało, bo uderzenia były niespecjalnie mocne, czasami nawet tylko symboliczne. On sam, na końcu przyładował mocniej, niż koledzy, lecz i tak wyraźnie słabiej, niż w przypadku Zielonego.
- No więc i ty jesteś teraz naszą Diablicą – oznajmił z uśmiechem odwracającej się, zaczerwienionej piękności, nawiązując do nazwy grupy. – Obyś kiedyś mogła pochwalić się takim licznikiem jak twój wódz! – przepuścił wracającą na swoje miejsce, patrzącą trochę spode łba dziewczynę.
- Teraz będziesz musiał siedzieć przed nią na kolanach i mocno się starać... - skomentował roześmiany Brazil.
- Młody jesteś... - odciął się zawadiacko uśmiechnięty Damian. – Jak laska nie dostanie pasem, to myśli, że facet jej nie kocha. Teraz już dobrze wie, kto jest jej władcą. No... Ale racja, trzeba się nią zająć trochę.
Damian, nie wiedział, że niesłysząca tych słów Oliwia poczuła się niemal dokładnie tak, jak to opisał. Serce zabiło jej trochę mocniej z powodu tych nadprogramowych przeżyć. Niby głupota, niby drobnostka a jednak poczuła władzę Damiana. Z jednej strony wkurzyło ją to, z drugiej w dość przyjemny sposób zniewoliło. W zasadzie pierwszy raz poczuła coś takiego. Poczuła, że Damian jest władcą a bycie jego służącą jest... Tak denerwujące, jak i rozkoszne. Nie rozumiała dlaczego, ale tak to odbierała. Gdy siadał obok niej, obok drobnej wściekłości, czuła lekki dreszcz podniecenia.
- No już, nie gniewaj się, wszyscy to przerabiali, niektórzy dużo gorzej, wiesz przecież... - wraz ze specyficznym zapachem czystego ubrania, zmieszanym z wonią nikotyny, dotarł do niej pojednawczy głos Damiana. Na twarzy wciąż widniał zalążek sympatycznego, acz zawadiackiego uśmiechu. – W tamtym roku wracaliśmy z wyjazdu z Grudziądza, to zrobiliśmy chrzest dwóm laskom, które załapały się na wyjazd z nami dość przypadkowo. Typowe żużlofanki, w ogóle nie w klimacie. No, ale względnie wyluzowane. Tyle, że nie było pasów, to stwierdziliśmy, że do chrztu użyjemy własnych dłoni. Zgodziły się bez problemu. Tak mi się teraz wydaje, że można było wymyślić jeszcze ciekawsze rzeczy z nimi... Tak, czy inaczej, nie pojechały już z nami na żaden wyjazd - zaśmiał się na koniec.
- Skończ już z tym opowieściami, w których dręczysz niewinne kobiety. Poza tym nie gniewam się, jestem twarda i bardzo szczęśliwa – odparła, przygryzając zadziornie wargę.
- Skoro tak, to będziemy powtarzać ten manewr na każdym kolejnym wyjeździe – zripostował chłopak.
- Tak? A rzecz jasna, ja mam na każdy wyjazd jeździć w krótkich spodenkach?
- To źle? Nie widziałaś, jaką furorę zrobiłaś wśród chłopaków, na postojach i na stadionie? – dogryzał lekko Damian.
- To może lepiej, bym pojechała nago, co?
- Nie no... Nago, to tylko przed swoim mężem – skomentował, niedwuznacznie sugerując kogo konkretnie miał na myśli w tej roli..
- Coś podobnego... A szanowny pan uważa się za męża właśnie od dzisiaj?
- Coś w tym dziwnego? Kiedyś dziewczyna wychodziła za maż, za tego, który najmocniej palnął ją kijem i zaciągnął do jaskini. Dzisiaj wystarczą bardziej cywilizowane metody, jak uderzenie pasem na tyłek. To jest postęp, prawda? – droczył się z nią w najlepsze.
- Jestem pod wrażeniem...
- No i nie od dziś, tylko od jutra – zastrzegł.
- A dlaczego akurat od jutra?
- Bo żeby wejść w związek małżeński trzeba być pełnoletnim a ty masz jutro drugą inicjację dojrzałości, po tej dzisiejszej – wybrnął sprytnie, nie mówiąc prawdy. Wszystko dlatego, że dziś miał jeszcze coś do zrobienia i „związek małżeński” stałby się dość przykrą przeszkodą.
- Interesuje mnie zatem, jakimi bezcennymi prezentami obsypie mnie mój małżonek...
- Mało ci ich? – skrzywił twarz w uśmiechu. – Zaopiekował się tobą dzisiaj na dalekim, niebezpiecznym wyjeździe. Dyskretnie uchronił przed nadmierną eksplozją testosteronu dorastającej młodzieży... I z pełną ofiarnością zająłby się najbardziej bolącymi miejscami na ciele swojej żony...
- Jakie to przewrotne... Zmasakrować a potem zaofiarować pomoc... - zakpiła, złośliwie uśmiechnięta Oliwia.
- Przewrotne to jest... No, nieważne – uciął nagle.
Oliwia nie wiedziała czemu, ale w takiej sytuacji, nagle stanął jej przed oczyma obraz z Antonówka. Ona, robiąca dobrze Oskarowi. Spuściła nieco głowę. Miała dwóch kandydatów, zabiegających o jej względy i powodowana różnymi emocjami, wybrała źle. Wzdrygnęła się lekko na to wspomnienie. Wtedy było fajnie, przyjemnie, podniecająco, choć wiedziała, że przekracza granice. Dzisiaj wspominała to wydarzenie z niechęcią. Źle wybrała i wiedziała o tym. To Damian na to zasłużył. Jeżeli w ogóle w takich sytuacjach można mówić o jakichś zasługach.
Wiedział o wszystkim. Jakoś wydobył to z niej, gdy relacjonowała mu wydarzenia z pobytu w Antonówku. I nie spodobało mu się to. Nie czynił jej rzecz jasna wyrzutów, nie miał prawa, była wolna i mogła robić co chciała. Ale trochę go to zabolało. Nic dziwnego, ją w pewien sposób bolało też.
- Powiedz coś jeszcze – odezwała się, chcąc odegnać niezbyt przyjemne myśli.
- Nie chcę nic mówić. Wolę się całować – usłyszała niespodziewanie. Spojrzała uważnie, czując, jak serce skoczyło. Zobaczyła pochylającego się ku niej Damiana. W pierwszej chwili, wrodzona zasadniczość kazała Oliwii uchronić się przed tym atakiem. W drugiej, w umyśle wybiło się, że on na to zasłużył. Choć nie o zasługi tu chodziło. Może o to wrażenie pana i władcy, którym się dzisiaj, nie pierwszy zresztą raz, okazał.
Na ulicach było już ciemno, w busie też. Grupa była zajęta swoimi sprawami, więc ich usta zetknęły się ze sobą, w bezpiecznym, intymnym klimacie. Oliwia zresztą momentalnie zapomniała o otoczeniu. Usta Damiana zdobyły ją w ciągu sekundy. Świadomość, że całuje się pierwszy raz w życiu, z kimś kto jest tego wart podziałała na nią elektryzująco. Bezlitośnie stłumiła w sobie jakieś resztki przyzwoitości i oddała się tej rozkoszy. Nie chciała kończyć. Nie chciała odrywać dłoni Damiana, która znalazła się na jej kolanie. Pocałunek przedłużał się, bo sama tego pragnęła, wpijając się ustami w wargi Damiana. W końcu zetknęły się także ich języki, co Oliwia skwitowała stłumionym jękiem, który przywrócił ją do rzeczywistości.
Oderwali się od siebie, ale tylko ustami. Ich ciała pozostały w przybliżeniu, dłoń Damiana, wciąż delikatnie masowała kolano Oliwii, nie chcąc przekraczać kolejnych barier. Oboje ogarnął lekki żal, że od celu podróży dzielą ich już tylko ostatnie kilometry.
Ania z bijącym sercem przekraczała progi mieszkania Orlika. Mieszkania będącego jednocześnie studiem fotograficznym. Wybiła już dwudziesta trzecia. Zjawiła się posłusznie, jak jej nakazał.
Przez całą drogę usiłowała sobie przypomnieć wszystkie złe uczynki Tomka. Nie było ich zbyt wiele, ale były... Źle ją czasem traktował. Czasami, złośliwie, czy nie, dawał do zrozumienia, że gdy jest szansa na seks, to był dla niej w porządku a w dniach, gdy było to wykluczone, zachowywał się opryskliwie. No i ta jedna sytuacja, o której dowiedziała się z opóźnieniem, zresztą z drugiej ręki, że Tomek przelizał się w szkole z taką Dagmarą. Nie jadła wtedy przez ponad tydzień, tracąc na wadze kilka kilogramów. W taką depresję wpędziła ją ta historia. Dzisiaj oceniłaby to jako głupotę, ale wtedy... Szaleńczo zakochana w Tomku, nie była w stanie znieść myśli, że on mógłby dotknąć innej kobiety.
Ale dzisiaj to wspomnienie mogło się przydać.
- Wejdź do atelier, rozbierz się – polecił krótko Orlik.
Tak po prostu? Cóż, skoro tak chce...
W środku usłyszała jakąś cichą, nastrojową muzyczkę. Nie poprawiła jej nastroju. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej udobitniała co ją czeka.
Postarała się odgonić nieprzyjemne myśli, choć przyszło jej to z trudem. Na stoliku stał jakiś naprędce przyrządzony drink. Pociągnęła spory łyk, po czym niespiesznie zdjęła buty, zrzuciła lekkie spodnie i rozpięła białą koszulę. Niby robiła to powoli, ale w oka mgnieniu została w samej bieliźnie. Z wahaniem rozpięła stanik. Rozbierała się już wcześniej w tym pomieszczeniu, ale w zupełnie innych celach. A teraz...
Jeszcze wolnej wsunęła palce pod majtki. Mógłby ten Orlik już tu wejść i sam dokonać dzieła. Ale gdzieś się podział. Zatem sama, powoli zsunęła ostatni skrawek materiału ze swego ciała. Stanęła prosto, biorąc głęboki oddech, czując się bardziej nago, niż kiedykolwiek. Nagle poczuła się tu dość obco. Niepewnie przechadzała się po pomieszczeniu, zastanawiając się, gdzie jest ten cholerny Orlik?
W końcu wszedł. I od razu przylgnął do niej, całym swoim ciałem. Pocałował ją w usta, choć starała się tego uniknąć. Wyczuł to.
- Obiecałaś, że dostanę wszystko... - skomentował z nutką rozczarowania.
- Więc skoro masz wszystko, po co bierzesz się za całowanie? – Ania niedwuznacznie skierowała jego uwagę w kierunku swego nagiego ciała.
- Nie dostanę ani skrawka czułości, namiętności? Tylko mechaniczne ruchanie?
Ania wyczuła lekką złośliwość ze strony fotografa. W kolejnej sekundzie oddała pocałunek dużo bardziej intensywnie. I dopiero w tym momencie poczuła się jak ostatnia dziwka.
- Powiedz, że będzie długo... Obciągniesz mi, tak? Pamiętam, jak Tomek kiedyś na jednym forum napisał, że robisz to mistrzowsko - nawijał Orlik, jakby nieco drocząc się złośliwie. A może tylko upewniał się, dbał o swoje przywileje w całej tej umowie?
- Obciągnę, jeśli chcesz – odparła sucho. – Tylko tyle?
- Nie no... Przecież mówiłem, że długo... - Orlik ujął w dłoń silikonową pierś modelki, pieszcząc i ściskając ją lekko. – A jak chciałabyś bym cię wyruchał? – zapytał znienacka.
- Ty zdecyduj – Ania lekko zdenerwowała się tym nieporadnym wprowadzeniem. – Ja się dostosuję.
- No dobrze... - Orlik zatopił usta w sutkach blondynki, jednocześnie ściskając pośladki. Udało mu się odciągnąć uwagę dziewczyny od czegoś a raczej kogoś... Kogoś, kogo zauważył za jej plecami, w drzwiach do pomieszczenia. Był tam, czekał. Specjalnie zostawił drzwi otwarte. Przyszedł niemal punktualnie. Te kilka minut, w tą, czy w tą...
Nie wiedział jak długo ma ciągnąć tę scenę, ale sprawa rozwiązała się sama. Ania wyczuła, że coś jest nie tak i zerknęła za siebie. Drgnęła, odskakując od fotografa.
- Co on tu robi?! – zażądała wyjaśnień ostrym tonem, zakrywając się dłońmi po czym bezpośrednio zwróciła się do Damiana – Przyszedłeś sobie popatrzeć na gołą dziewczynę? Brakuje ci tego w życiu tak.
Nastąpiło coś, czego Ania się nie spodziewała. Damian wszedł zdecydowanym rokiem i nieoczekiwanie pchnął ją w kierunku fotela. Modelka rozpłaszczyła się na nim bezwładnie. Nim pozbierała myśli. Damian stał tuż nad nią.
- Nie wstawaj! – ostrzegł stanowczo. – Ta pozycja jest adekwatną do rozmowy, którą odbędziemy. I nie zasłaniaj. Nagle dopadł cię wstyd? – zadrwił.
- Pojebało cię! – rzuciła mu w twarz, ale poczuła, że coś jest nie tak. Dlaczego Orlik wpuścił tego gnojka? I czemu teraz nie reagował, przyjmując obronną postawę?
- Mnie? To ty jesteś niespełna rozumu! – rzucił wzgardliwie. – Ale przynajmniej odkupisz dzisiaj swoje winy – świadomie, czy nie, zbliżył się nieco, tak, że zamek w jego spodniach znalazł się kilka centymetrów od twarzy siedzącej dziewczyny. Ta zrozumiała aluzję.
- Jesteś naprawdę nienormalny, jeżeli liczysz na jakieś atrakcje z... - urwała wzburzona.
- Z kim? – podchwycił Damian. – Z tobą? A może chciałaś powiedzieć, z dziwką?
Milczała przez chwilę. Zrozumiała, że chłopak wie o wszystkim. Z nieznanych jej powodów Orlik się wygadał.
- Dlaczego? – kontynuowała myśl, zwracając się do fotografa.
- Nie bawią mnie takie akcje. Może dlatego, że mam dziewczynę, o czym mogłaś nie wiedzieć – wzruszył ramionami. – A u niego...
- A u mnie ma pewien dług – dokończył Damian. – Zresztą nieistotne. Istotne jest to...
- Że skoro tak, to wychodzę! – Ania wstała z fotela, sięgając po ubranie. Nie zdążyła. Damian chwycił ją mocno za ręce. Ania szamotała się chwilę, ale nie miała szans. Damian szeroko rozłożył jej ręce i przygwoździł swoim ciałem do oparcia fotela, chcąc uniemożliwić ewentualny atak kolanem w krocze.
- Puszczaj zboczony erotomanie...! - krzyknęła rozzłoszczona blondynka.
- Nagle erotomani zaczęli ci przeszkadzać? – zadrwił po raz kolejny. - Nigdzie nie wyjdziesz, przynajmniej przez chwilę. Potem sama zdecydujesz... No więc wyłóżmy karty na stół. Wyjdziesz a całe nagranie trafi do twojego chłopaka! – Damian wypluwał swe słowa pełnym głosem, prosto w twarz zaskoczonej dziewczyny.
- Nagranie? – Anie spojrzała na Orlika, ale ten nie zdążył się odezwać.
- Chcesz zobaczyć jego dyktafon? – zapytał spokojniej Damian. Wiedział, że nie musi. Puścił ręce dziewczyny, ale nie cofnął ani o krok.
- To szantaż? – Ania była na tyle bystra, by w lot domyślić się czego będzie oczekiwał ten łysielec w kapturze. – Taki jesteś dobry dla Tomka? Tak się o niego troszczysz? – sama próbowała zadrwić i dopiec prześladowcy.
- Ktoś musi być dobry, skoro jego własna laska daje dupy na lewo – odciął się dobitnie.
- Ale nie chcesz lecieć do niego z nagraniem, prawda? Chcesz to wykorzystać, by mnie szantażować i mnie zerżnąć, tak?
- Prawidłowa logika. Ale nie uwzględnia jeszcze jednego faktu, o którym z pewnością wiesz.
- Jakiego faktu?
- Takiego, że nie dbam rzecz jasna o interesy twojego chłopaczka. On nie dba o moje a wręcz przeciwnie... - zaciął się, po czym przyspieszył. – Dobra, nie czas na zabawy. Mam spore znajomości w tym mieście, o czym tamten powinien wiedzieć. I z opóźnieniem, ale jednak dotarłem do prawdy – uznał, że nie musi informować jej o rozmowach przeprowadzonych przez Dżigyta, bo było to rzecz jasna zbyteczne. - To znaczy do tego, co było powodem... Powodem ataku na mnie. Takich dwóch typów, wiesz o czym mówię?
- Nie wnerwiaj mnie...
- Nie wiesz... Może tak, może nie, do rzeczy... Dwóch typów, których zorganizował sobie twój koleżka. Nie znasz? Nie wiesz więc, że dwaj ludzie, którzy zaatakowali mnie w parku niecały miesiąc temu, zostali wynajęci przez twojego Tomeczka? No tak, nie wiesz...
- Nie wiem, nie interesuje mnie, rozumiesz? – wypaliła zdenerwowana.
- To niech cię zainteresuje, że takie rzeczy są karalne, wiesz?! – huknął Damian prosto w twarz wylęknionej blondynki. – Gdyby chodziło o kibiców, zaprosiłbym ich na solo, trudno, taki świat. Ale jego nie zaproszę, bo nie jest tego wart. W jego przypadku sprawa jest prosta. Zgłaszam to tam gdzie trzeba. I teraz wiesz już wszystko...
Milczała zdruzgotana. Spuściła wzrok. Damian dopiero teraz przyjrzał się nagiemu ciału dziewczyny, która kiedyś tam była dla niego całym światem. Jej piersiom, brzuchowi, schowanemu w dole wzgórkowi łonowemu, wygolonemu na zero...
- No więc sprawa jest prosta – powtórzył spokojniej. – Wychodzisz stąd, to najpierw stracisz chłopaka a potem on stanie przed sądem. Zresztą może i wraz z tobą. Jeśli zatem chcesz, to wychodź. Sama zadecydujesz o swoim losie.
Milczała w dalszym ciągu. Prowokowanie tekstów typu „nie odważysz się”, nie miało sensu. Nie w przypadku zdeterminowanego łysielca. Wygrał i to zdecydowanie. Miał zbyt wiele atutów. Przez dłuższą chwilę nie potrafiła podnieść wzroku. Poczuła spory ucisk w podbrzuszu. Dobrze wiedziała co się zaraz stanie. Przecież nie mogła wyjść z tego pokoju, choć oddałaby wszystko, by znaleźć jakieś wyjście.
Ale takiego nie było. Pozostała już tylko jedna sprawa. Podniosła oczy, napotykając stalowy wzrok łysego kibola.
- Jaką mam gwarancję? – zapytała spokojnie, pogodzona z losem.
- Orlik odda ci taśmę. Co do mnie – wzruszył ramionami. – Swojej wiedzy nie skasuję z mózgu.
Spojrzał na nią. Wiedział, że wygrał. Sprawiała wrażenie przegranej i uległej. Kiedyś... Kiedyś w takiej sytuacji zwariowałby z nadmiaru emocji a dzisiaj... Dziś po prostu poczuł jak penis w jego majtkach przybiera nieco większe rozmiary.
Nie czekał. Widział, że Ania stała się apatyczna, wiec nie mógł liczyć na jakąkolwiek inwencję z jej strony. Chwycił ją i błyskawicznie odwrócił tyłem do siebie. Wyczul tylko minimalny opór, ale nie zważał na niego. Spojrzał w dół na wypięte pośladki jego byłej miłości. Zgrabne, na pewno. Może trochę blade, cóż photo shop w internecie zawsze nadrobi braki. Ale tutaj nie dało się ich ukryć. Nieważne, przecież kolor jej tyłka miał tu drugorzędne znaczenie. Poczuł nieco szybsze bicie serca i krążenie krwi. Rozpiął zamek w spodniach, uwalniając twardniejącego penisa. Uderzył nim w wypięte pośladki dziewczyny, która drgnęła czując ten niecodzienny kontakt. Szybko założył kondoma i przesunął skórką kilka razy, przygotowując się do akcji.
Władczym gestem, rozsunął nogi dziewczyny i nakierował swego członka. W jednej chwili stanęło mu wspomnienie kilku scen sprzed pięciu lat. Wtedy uznałby, że złapał Boga za nogi. Teraz po prostu wszedł, przy nerwowo drżącej blondynce. Nie kręciło go to tak jak kręcić mogło. Jedyne co go nakręcało, to po prostu naga kobieta, którą bezceremonialnie rżnął delektując się swoim zwycięstwem. Nie ruchał dla przyjemności, jako takiej. Ruchał, by wykonać wyrok. By zdobyć ją, tak jak kiedyś zdobyć nie mógł. A teraz ona zasłużyła sobie na takie traktowanie w całej rozciągłości. Posuwał ją, napawając się jej wymuszoną uległością, jej bezradnością, jej porażką, ba, klęską. Wymierzał karę, tak na niej, jak i jej chłopaku. Teraz w tym momencie oboje dostawali za swoje.
Przesuwał swoje dłonie wzdłuż ciała Ani, macając uda, by następnie ścisnąć silikonowe piersi. A potem wracał dłońmi w dół, by chwycić ją mocno za biodra i zwiększyć tempo posuwania. Tempo, któremu uległa blondynka poddawała się kompletnie biernie. Była w jego władaniu i wiedział, że to czuje. Dawało mu to sporą satysfakcję. Jeszcze większą to, że teraz za żadne skarby nie poświęciłby dla tej suki Oliwii. Oliwia była z innej bajki. Choć czy Ania kiedyś też się taką nie wydawała? Ech, nie czas na takie rozkminy...
Dymał ją coraz mocniej, uderzając w pośladki a przesuwające się ciało dziewczyny dostarczało mu coraz mocniejszych wrażeń. W końcu przyspieszył tempo i ruchając jeszcze szybciej poczuł jak napinają się wszystkie mięsnie z wnętrze prezerwatywy wypełnia się cieczą. Westchnął głęboko, zwalniając nacisk swych dłoni a na zakończenie strzelił soczystego klapsa.
- No to sprawa załatwiona... - skwitował nieco jękliwym głosem. – Jak się czujesz, po tym jak jednak cię zerżnąłem? – zapytał złośliwie.
Nie doczekał odpowiedzi. Udając się w kierunku kibla, zobaczył modelkę starającą się ubrać tak szybko, jak to tylko możliwe. Unikała jego wzroku. Gdy spuszczał kondoma w muszli, usłyszał tupot kroków na korytarzu i trzask drzwi.
Flaga Falubazu, soczysty buziak z Oliwią i zerżnięcie dawnej, niespełnionej miłości, która tak bardzo chciała mu skomplikować życie. Nie był w stanie opanować szerokiego uśmiechu pojawiającego się na jego twarzy.
W niedzielne południe słońce grzało jak w Afryce. Nic dziwnego, że Mieszko i Pablo uwijali się po parku maszyn w samych spodenkach. Konkretnie uwijał się mechanik, przeglądając oba silniki młodego żużlowca. Mieszko, choć z jednej strony chciał być przy tym, to z drugiej nie miał o sprzęcie takiego pojęcia jak rok starszy kolega i częściej przesiadywał na ławeczce. Cóż, wpływ na to lenistwo miała też pewnie wczorajsza osiemnastka.
- No i co z tym? – odezwał się w końcu, zniecierpliwiony milczeniem mechanika.
- Rezerwowy jest zdrowy, nic dziwnego, mało na nim śmigałeś. Pierwszy jest do porządniejszego przeglądu u tunera – zawyrokował tamten.
- Tak? I co, wieziemy go do Hollowaya? – zakpił nieco Mieszko.
- Wykręć z dwa komplety w lidze, sprzedaj dom i jedź. Może cię przyjmie – wzruszył ramionami mechanik. Holloway był w tym momencie najlepszym tunerem w żużlowym światku. Co za tym idzie, także najdroższym. I sam wybierał sobie klientów, którymi byli czołowi żużlowcy świata.
- Więc gdzie?
- Nie wiem kurwa, jutro podejmiemy decyzję, OK? Nie ma szans na załapanie się do kogoś z pierwszej ligi tunerów, pojedziemy do jakiegoś krajowca – oznajmił Pablo i odszedł gdzieś w dal.
Mieszko jeszcze szerzej rozpłaszczył się na ławce. To oznaczało konieczność wydania kilku tysięcy złotych. W sumie nie tak źle, ci lepsi brali tyle samo, ale w euro. Tu, za jakieś dwa, trzy tysiące będzie miał zrobiony jakiś w miarę profesjonalny przegląd. Dla żużlowca chcącego jeździć choćby na przyzwoitym poziomie, nawet młodego, nie może to być i nie jest jakiś poważny wydatek.
Sięgnął po butelkę coli. Nie pił wczoraj za dużo, więc kac nie dokuczał, gorzej z dzisiejszym słońcem.
Zresztą wczoraj było w sumie spokojnie. I grzecznie. Towarzystwo raczej nieskłonne do większych wygłupów. Tym bardziej pod względnie czujnym okiem matki, nauczycielki. Trochę tańców, trochę alkoholu i finał.
A no i lodzik od Angeliki w ramach prezentu. Kurde, coraz bardziej zależało mu na tej trochę zadziornej blondynce. Miała charakter dziewczyna, ale z drugiej strony często mu ulegała. Choć nie uległa jeszcze w tej najistotniejszej kwestii. Ale to chyba już tylko kilka, może kilkanaście dni...
No i trzeba przyznać, że wyjątkowo zajebiście wyglądała w krótkich spodenkach, w których lubiła chodzić, może właśnie dzięki niemu. Tak, zajebiście, jak ta która... Mieszko skierował wzrok w prawo słysząc jakieś kroki w parku maszyn.
- Cześć, przepraszam, widziałam, że ktoś tu jest a szybko potrzebuję, by ktoś mi rozmienił sto złotych na drobne – przybysz o długich włosach koloru blond uniósł okulary i wtedy Mieszko od razu rozpoznał z kim ma do czynienia. To była ta modelka, ta, która pozowała do CKMu i jakichś innych pism. Drgnął lekko, nieco speszony przyjmując pozycję obronną a jednocześnie przejechał się wzrokiem po jej nagich nogach, białych spodenkach z materiału i zielonej koszulce, pod którą rysował się dość obfity, jak na tak zgrabną dziewczynę biust.
- Nie wziąłem pieniędzy ze sobą niestety, nie pomogę – odezwał się z pewnym respektem. – Nie wiem, może mechanik ma...
- No szkoda, cóż... Ty jesteś żużlowcem, prawda? Widziałam cię na meczu... - Mieszko drgnął, czując się niezwykle mile połechtany. Poczuł także przyjemną gęsią skórkę, gdy dziewczyna z niezwykłą atencją skierowała swe niebieskie oczy, na stojący obok motocykl. – Boski... Zawsze marzyłam, żeby ktoś mnie przewiózł maszyną żużlową... - skomentowała z nieskrywaną zazdrością i lekko załamującym się głosem a gdy skierowała swe oczy ponownie na Mieszka, ten poczuł, że znów musi sięgnąć po butelkę coli.
Dokładnie w to samo południe w budynku klubowym a konkretnie w niemal opustoszałej już szatni należącej do drużyny piłkarek, będąca w samej bieliźnie Oliwia wzięła w dłoń ręcznik i udała się pod prysznic. Tam zrzuciła z siebie resztkę ubrania i odkręciła kurek z wodą.
Drużyna była po ostatnim treningu. Sezon zakończyła trzy tygodnie wcześniej, wygrywając mecz we Wrześni, co Oliwia pamiętała doskonale, bo strzelając jednego gola i rozdzielając udanie piłki, walnie przyczyniła się do zwycięstwa swojej drużyny. Przed chwilą, rozgrywając towarzyską gierkę między sobą, oficjalnie zakończyły sezon.
Stojąc pod prysznicem i obmywając swe ciało Oliwii stał jednak przed oczyma obraz meczu nie we Wrześni, tylko tego wcześniejszego, przeciw Koronie, w którym spisała się tak fatalnie. Wtedy to, dzień po osiemnastce u Klaudii czuła się kompletnie nieswojo. I dzisiaj było podobnie. Acz i nastrój inny.
Od dwudziestu czterech godzin była pełnoletnia i od dwudziestu czterech godzin miała chłopaka. Pierwszego w życiu. I dość zaskakującego. Ten kontrast między nim a nią strasznie ją napędzał. Łapała się na tym, że nie umie spojrzeć na Damiana bez uśmiechu. Uśmiechu wyrażającego oczekiwanie. Oczekiwanie na niespodziankę, zaskoczenie, wręcz zasadzkę. Cokolwiek.
W takt lejącej się wody, próbowała przewidzieć co przyniesie jej ta znajomość. Nawet bała się używać określenia związek. Było w jej życiu takie niecodzienne, że brzmiało nadzwyczaj dziwnie. Przez chwilę zastanowiła się, czy Damian będzie naciskał na to, na co chłopacy z reguły naciskają zauroczone w nich dziewczyny. Cóż, naczeka się chłopak, oj naczeka...
A jeśli nie? Jeśli znajdzie jakiś sposób i przedziwnym trafem wyląduje z nim w łóżku szybciej, niż jej się wydaje? Rozbawiona, zachichotała na samą myśl o tym.
Zakręciła wodę i do jej uszu dobiegła jakaś krzątanina w szatni. Domyśliła się, że to pewnie Malwina. Niepisaną tradycją był fakt, że gramoląca się Oliwia opuszczała szatnię ostatnia a przed nią wychodziła kapitan drużyny.
Trochę zdziwiła się słysząc kroki w kierunku prysznicy. Spojrzała i faktycznie ujrzała wysoką brunetkę. Dziwne, bo wydawało się jej, że Malwina jest już po kąpieli. Widocznie się pomyliła. Albo... Zaskoczona patrzyła jak Malwina kieruje się w jej stronę by w końcu zatrzymać się w odległości metra od Oliwii, patrząc jej prosto w oczy. Była kompletnie naga, tak jak świeżo upieczona osiemnastolatka.
Skonsternowana Oliwia poczuła się nieswojo. Choć wyjątkowo, jak na dziewczynę nie lubiła plotkować, to nie mogła nie słyszeć niektórych głosów, szepczących o tym, że Malwina przekłada towarzystwo dziewczyn, nad chłopaków. Mimowolnie przejechała wzrokiem po nagim ciele wysokiej i szczupłej koleżanki. W oko rzuciło się kilka nie do końca zagojonych blizn po tym okropnym napadzie. Oczy Oliwii przyciągnęły także piersi Malwiny. Miała jakieś zboczenie by porównywać swój niezbyt wielki biust z innymi. I niestety tutaj wypadała gorzej, bo piersi Malwiny były nieco większe.
W dalszym ciągu intrygowało ją, czego chciała kapitan drużyny. Oliwia poczuła się naprawdę nieswojo wykonując pół kroku w tył. Wykonała gest, jakby się chciała zakryć dłońmi, ale ręcznik wisiał dalej. Zresztą uznała, że byłoby to bez sensu.
Dwie piłkarki stały nago pod prysznicem i w milczeniu patrzyły sobie w oczy.