KiDs (VI). (Nie)spełnione fantazje

17 maja 2014

Opowiadanie z serii:
KiDs

Szacowany czas lektury: 29 min

Część szósta, przedostatnia.
Część siódma ukaże się 7 czerwca.

Standardowo zapraszam na blog - http://falangajons.blogspot.com/

Damianem targały sprzeczne emocje. Siedział w te późne piątkowe popołudnie w pubie i sączył piwo. Cały czas myślał o jednym. O tym, czy dobrze zrobił, opowiadając policjantce to co zobaczył niedzielnego wieczora. Dobra, wydał przestępcę, gościa, który najprawdopodobniej ciężko pobił niewinną dziewczynę, ale z drugiej strony, te pieprzone zasady kibicowskie, które były tak istotne...

Może nie byłoby tego problemu, gdyby nie jeden fakt. Siedział w pubie, naprzeciw niego Dżygit, który przed sekundą spłacił mu dług a obok... Lelek. Damian wiedział, że obaj znali się dość dobrze, ale nie przypuszczał, że chłopak będzie beztrosko siedział w mieście, w którym dopuścił się poważnego przestępstwa, w mieście, gdzie miał zatarg z liderami grupy kibicowskiej.

I jeśli coś poprawiało humor Damiana, to, to, że Lelek wyglądał nie lepiej. Nagabywany przez Dżygita niewiele mówił o sobie, o swoich sprawach. Na szczęście Damian był tyle ogarnięty, że zrozumiał tyle ile trzeba i dopowiedział sobie resztę. We Wrocławiu gang Kalego znalazł się w defensywie.

Damian zaczął wiercić się na krześle. Coś go nurtowało, myślał intensywnie, chciał o coś zapytać. Tyle, że w cztery oczy. Niecierpliwie doczekał się momentu, w którym Dżygit opuścił stolik wychodząc do WC. Damian zebrał się w sobie, wiedząc, że ma niewiele czasu.

- Słyszałeś o tym, co stało się wieczorem, w parku, w niedzielę? – walnął prosto z mostu.

- Nie bardzo... Co się stało? – tamten drgnął.

- Pobito do nieprzytomności dziewczynę – odparł Damian nawiązując twardy kontakt wzrokowy z Lelkiem. – I nie bawmy się w podchody. Wiem kto to zrobił – podkreślił.

Tamten milczał, usiłując wybadać rozgrywkę.

- Teraz tak... gorączkował się Damian, walcząc z uciekającym czasem. – Chodzi mi o jedną rzecz a ja tobie zdradzę coś. Coś bardzo ważnego, co ci może pomóc w tej sprawie, rozumiesz? Chcę coś wiedzieć.

- Nie wiem o czym mówisz – usłyszał standardową formułkę.

- Powiedz mi o co wam chodziło? Tobie i temu drugiemu? Po co to zrobiliście?

- Z hyclowni jesteś?

- Człowieku, przestań krążyć wokół i powiedz mi. Coś ci powiem. Ja bez twojej informacji przeżyję. Ty bez mojej zginiesz – ostrzegł rozmówcę Damian.

- Co ci tak na tym zależy? – zapytał skonsternowany Lelek. Szybko kalkulował. Skoro tamten wiedział, to ukrywanie tego faktu nie miało większego sensu. A skoro miał coś ważnego do przekazania, to można było pogadać. O ile to nie blef...

- To nieistotne, nie ma znaczenia. Zwyczajnie interesuje mnie dlaczego ją pobiliście? Po co?

- Dużo chcesz wiedzieć...

- Posłuchaj, Dżigyt wróci tu za minutę i będzie koniec rozmowy. Ja się nie dowiem, ty się nie dowiesz. Wbij sobie, kurwa, do głowy, że moja informacja może być dla ciebie dużo ważniejsza.

- Dostaliśmy zlecenie na nią... - niechętnie odparł Lelek.

- Zlecenie? – skrzywił się nieufnie Damian. – Od kogo? Po co?

- Jeden typek chciał. Chciał coś znaleźć na tego dyrektora klubu. My dowiedzieliśmy się, że on zwąchuje się z tą wysoką piłkarką... Śledziliśmy go trochę, w niedzielę też. Widzieliśmy, jak wchodzi do jego mieszkania, wychodzi wieczorem... To było coś, szybka myśl i wiesz... Wiedzieliśmy, że ktoś ją widział jak wchodzi, że on będzie miał syf z tego powodu...

- Komu na tym zależało? - Damian błyskawicznie kalkulował. Teraz to wszystko miało sens.

- Za dużo chcesz wiedzieć.

- Trudno, jeśli się nie dowiem, to ty też uzyskasz niepełne info ode mnie.

- No dobra, to był taki studencina, dość zamożny. Oskar mu jest.

- Oskar? – drgnął Damian. – Ściemniasz... Jak on wygląda?

- Taki czarny, bawidamek, jeździ Clio... Znasz go? Dobra, dawaj teraz ty.

- Zwinęli mnie w poniedziałek po jednej zadymie – ostrożnie zaczął Damian. – Przesłuchiwali mnie, trzymali i takie tam... Usłyszałem, że psy mają zeznania jednego świadka dotyczące tego wszystkiego w parku. I ten świadek podał im twoją ksywę. Zwijaj się z miasta, bo w każdej minucie...

- Akurat, kurwa! – podniósł nieco głos Lelek. – Nie ma żadnego świadka, ty mnie sprzedałeś, żeby ratować dupę, taka konfitura z ciebie?!

- Przycisz się kurwa – ostrzegł zimnym tonem Damian, widząc jak ktoś z boku odwraca głowę a do stolika powoli zbliża się Dżigyt. – Lepiej być czasem konfiturą – wzdrygnął się lekko na samą myśl, że wypowiada takie słowa. – Niż bandytą, co leje dziewczyny do nieprzytomności – spojrzał z niechęcią na rozmówcę

- Bierzemy następne browary? – zapytał beztrosko Dżigyt.

Damian włączył intensywne myślenie. Oskar. O ile Lelek nie kłamał, to... Po co mu to? Kompletnie tego nie rozumiał. Wiedział jedno, że jest teraz w Antonówku razem z Oliwią. Tak, po wyjściu z aresztu, wysłał smsa do małolaty, lakoniczna odpowiedź przyszła z opóźnieniem. Wyczuł lekką niechęć. Zrozumiał, że Oliwia wybiera towarzystwo tego bawidamka. Trudno. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. Tylko szkoda, mimo wszystko. Śliczna, niegłupia, zasadnicza dziewczyna z kimś takim...

Z kimś, kto szukał haka na jej ojca. Po co? No po co?

- Nie – wstał z ławki. – Ja się zwijam.

Oskar z ulgą powitał nadejście wieczora. Ten dzień nie ułożył się do końca tak, jakby sobie tego życzył, ale nie stracił humoru. Już wiedział na czym stoi i co może dla siebie wybrać.

Oliwia była zmieszana, dość chłodna. Trzymała go na duży dystans. Nie naciskał. Nie było sensu. Zrozumiał, że dziewczyna wczoraj mocno przekroczyła wyznaczoną przez siebie granicę i było jej z tym źle. Spróbował trochę swoich czarów, ale nie zmieniło to rezultatu. Wobec tego wiedział jak się sprawy mają. Wiedział, że z Oliwią niczego podczas pobytu w Antonówku już nie ugra. Dziewczyna się nie ugnie. Dlatego w drugiej połowie dnia, pozostawił ją trochę samą sobie. Nie było sensu się narzucać. Powałęsał się tu i ówdzie, popływał trochę, wymieniając kilka spojrzeń z innymi plażowiczkami, z rzadka towarzysząc Oliwii.

Tym samym pozostawała tylko druga pani. Nie przeszkadzało mu to. Oliwia młodsza, zatem piękniejsza, ale Kamila... Spełnienie szkolnych marzeń. No i co z tego, że po czterdziestce? Wciąż piękna, tylko trochę starsza. No i Oskar miał wobec niej mocne argumenty. Nic, tylko czekać do momentu, gdy nauczycielka uda się pod prysznic. Z godziny na godzinę czuł narastające napięcie. Nie na tyle mocne, by uzewnętrzniać je jakoś, wszak zaliczył już tutaj trochę przeżyć, czy to w środę podglądając nagą nauczycielkę, czy to wczoraj, gdy Oliwia popracowała ręką. Nadmiar testosteronu znalazł ujście. A dzisiaj...

Dzisiaj miał zdobyć pełną bazę i był pewny, że to osiągnie.

Daniel nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Chodził w kółko po celi. Ten piątek, przynajmniej od trzynastej, gdy otrzymał niezwykle ważną informację, ciągnął się jak flaki z olejem. Niecierpliwie czekał. Czekał na to, aż przebudzona Malwina będzie w stanie złożyć zeznania. Minuty ciągnęły się jak godziny, godziny, jak dni. Już tracił nadzieję, gdy tuż przed dwudziestą, w celi pojawił się prowadzący sprawę Marek.

- I co? – impulsywnie wypalił zniecierpliwiony Daniel.

- Wyszło na twoje... - wzruszył ramionami oficer, unosząc w górę dłoń z trzymaną w niej kartką. – Zeznała, że nie było żadnego gwałtu.

- Więc wszystko gra, tak? Mogę opuścić areszt?

- Twoje szczęście, że masz znajomości w tym mieście – odparł Marek, wiedząc, że zwykły śmiertelnik czekałby i tak do poniedziałku, bo teraz, w piątkowy wieczór nikt nie podpisałby jego zwolnienia. – I ułatwiły one sprawy formalne. Zbieraj manatki i wychodź.

Pięć minut później Daniel stał, pod niemal już w pełni rozgwieżdżonym niebem. Odetchnął pełną piersią. Stracił praktycznie cały weekend majowy, ale odzyskał życie. Przecież mogło się skończyć dużo gorzej.

Przez sekundą zastanowił się co dalej. Jechać do Antonówka, do żony i córki? Nie było sensu. Nie miał nawet pewności, czy jeszcze tam są. Nawet jeśli, to wrócą jutro, najpóźniej w południe. Komórka rozładowała się i nie mógł nawet zadzwonić.

Najchętniej pojechałby do domu. Przez cztery dni był poza obiegiem, musiał nadrobić zatem zaległości. Ze wszystkiego. Z działalności klubu, pierwszej drużyny, drużyn juniorów każdego szczebla. Ze świata, z wydarzeń najnowszych. Może gdzieś tam wybuchła jakaś wojna a on nic o tym nie wie.

Ale to jeszcze musiało poczekać. Złapał taksówkę, wsiadł i poprosił o kurs do szpitala miejskiego.

Środa, czwartek, piątek. Angelika obawiała się, że trzydniowa wycieczka i skazanie się na towarzystwo Mieszka jak i jego mechanika a zarazem kierowcy, skończy się niewypałem, czy przesytem. Tymczasem... Tymczasem żałowała, że to już prawie koniec. Że stoją kilkanaście kilometrów przed starą granicą czesko-polską i zaraz będą na rodzimej ziemi.

Choć jeszcze nie zaraz. Zatrzymali się przy jakimś uroczym zajeździe. Pablo oświadczył zdecydowanie, że postoją tu co najmniej godzinę, po czym udał się celem zjedzenia czegoś soczystego. Angelika nie czuła głodu. Podobnie jak Mieszko, który dość leniwie, z nieschodzącym z twarzy uśmieszkiem przechadzał się wokół busa, w samych jeansach. Bez koszulki. Promienie zachodzącego słońca dawały wciąż sporo ciepła.

Dobry humor nie opuszczał chłopaka, bo wyjazd okazał się niezwykle udany. Najpierw w środę zdobył we Wrocławiu dziesięć punktów, co dało jego drużynie drugie miejsce na cztery zespoły a dzisiaj... Dzisiaj było gorzej, tylko pięć oczek i dość odległa jedenasta pozycja w młodzieżowym turnieju indywidualnym. Ale nie wynik był tu istotny, tylko wyjazd zagraniczny i zdobywane doświadczenie. No a przede wszystkim trzy dni poza domem. Z dziewczyną...

Kręcił się, to wokół busa, to wchodząc do niego i poklepując motocykle. Angelika wiedziała, że chłopak, gdyby mógł, szedłby z nimi spać. Rozbawił ją nieco fakt, że powinna być zazdrosna o dwie maszyny marki GM. Ale oprócz rozbawienia czuła jeszcze coś innego. Widok nagiej klatki piersiowej chłopaka, jego niezbyt szerokich, młodzieńczych ramion, sprawiał, że ogarniało ją pożądanie. Szczególnie gdy na jego lekko opalonej skórze pojawiała się gęsia skórka wywołana podmuchami chłodniejszego powietrza.

Zastanawiała się, czy Mieszko drażni się z nią celowo, czy robi to zupełnie nieświadomie. Wiele wskazywało na drugą opcję. Czyżby? A co, jeśli nagle z przeciętnego, raczej nieśmiałego chłopaka stał się mężczyzną z krwi i kości zdolnym uwieść niemal każdą kobietę?

Spoglądała w dół. Jego tyłek wyglądał w jeansach całkiem apetycznie. Niewielki, zgrabny. Aż chciało się ścisnąć. Znów zaśmiała się cicho, przypominając sobie mit, że o łapaniu za dupę myślą tylko mężczyźni a kobiety absolutnie nie.

Nie wytrzymała. Wyszła z busa i widząc przeciągającego się na słońcu chłopaka, przylgnęła do jego ciała. Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i objął ramieniem swoją nową dziewczynę. Nową... W zasadzie pierwszą. Dotyk czoła Angeliki na jego barkach i jej oddech na jego piersiach przyprawił go o przyjemne mrowienie. Ale to ona straciła głowę, nie on.

- Przejdźmy się – usłyszał jej lekko cichy głos, świadczący o... O czymś. – Tam, z boku...

„Tam, z boku” był mały lasek, tuż obok zajazdu. Znaleźli się w nim w ciągu minuty. Nie weszli zbyt głęboko. Angelika od razu wtuliła się w Mieszka.

- Co ty mi zrobiłeś? – westchnęła, całując ostrożnie klatkę chłopaka. Znów zobaczyła gęsią skórkę, która sprawiła jej satysfakcję i przyjemność.

- Może dopiero zaraz ci coś zrobię? – ni stwierdził, ni zapytał chłopak, siląc się na pewną twardość, co niespecjalnie mu wyszło.

- Nic mi nie zrobisz – odpowiedziała pewnie dziewczyna. W związku z czym poczuła z tyłu głowy dłoń Mieszka, przyciskającą ją do jego klatki. Angelika nie stawiała oporu. Pocałowała ją raz i drugi a jej dłonie delikatnie pieściły tę cześć ciała. Z sekundy na sekundę zachłanniej. Czuła, że traci rozsądek. Ale półnagie ciało Mieszka działało na nią bardzo mocno. Z dnia, na dzień dopadło ją coś niezwykłego, coś nowego, coś czemu chciała się kompletnie oddać. I teraz temu ulegała totalnie.

Przykucnęła, sama nie wiedząc kiedy. Jej usta jeździły po brzuchu Mieszka, ale ręce, nerwowo rozpinały zamek u jego spodni. Chciała go zobaczyć. Zobaczyć penisa swojego chłopaka. Jego penisa. I jej. Bo od teraz będzie należał do niej i tylko ona będzie go miała na wyłączność. Jej usta otwarły się w nerwowym oczekiwaniu a oddech przyspieszył. Spodnie Mieszka zjechały w dół i zobaczyła wypukłość w jego granatowych, obcisłych bokserkach. Serce zaczęło walić jak bęben. Miała nadzieję, że jemu też. Spojrzała w górę i natrafiła na szeroko otwarte oczy swego chłopaka, wyrażające niecierpliwość i napięcie. To przesądziło sprawę. Wypuszczając z ust gorący oddech, ściągnęła bokserki w dół i jej spragnionym oczom, ukazał się wpół sterczący penis.

Przez chwilę patrzyła jak zahipnotyzowana, jakby miała ochotę pożreć go wzrokiem. Wyglądał tak... No, fajnie. W zasadzie, to niczym się nie różnił od tych, które widziała gdzieś tam, w kilku krótkich filmikach porno, widzianych w internecie. Ale jednak. To był już teraz jej własny penis. To znaczy on był jej władcą a ona jego właścicielką.

Odetchnęła głęboko, dotykając go delikatnie palcami. Wyczuła ciepło. I wyczuła, że przyciąga on jej usta jak magnes. Nie umiała się temu oprzeć. Z obawą, bo robiła to pierwszy raz i nie bardzo wiedziała, czy nie zrobi czegoś głupiego, bądź śmiesznego, ale też z pożądaniem, pocałowała go po raz pierwszy. Potem drugi. Zacisnęła na nim swą dłoń i zaczęła przesuwać. Raz jeszcze spojrzała w górę na Mieszka. Zobaczyła, że i on rozchylił usta, oddychając ciężej. Znów spojrzała na jego członka. Pragnienie wygrało. Zbliżyła swoje usta i wsunęła żołądź do środka. Tylko tak trochę, bo na pozostałej długości powiększającego się penisa, znajdowała się jej dłoń, intensywnie przesuwając się w przód i w tył.

Zamknęła oczy i po chwili poczuła na swojej dłoni, rękę Mieszka. Domyśliła się znaczenia tego gestu. Wypuściła penisa z dłoni i przesunęła głowę w przód, tak, że członek chłopaka, wsunął się głębiej, dużo głębiej. Niemal się zakrztusiła. Ale konsekwentnie nie wypuszczała go z ust. Za bardzo jej się to spodobało. Teraz poczuła dłonie Mieszka silnie obejmujące jej głowę. Podnieciło ją to jeszcze bardziej. Z inicjatorki całego wydarzenia, stała się uległą panną, obciągającą swojemu chłopakowi. Zatraciła się w tym. Gorący penis rozpychające jej jamę ustną, smakował bosko. Obciągała zachłannie, poruszając głową w rytm ruchów rąk Mieszka. Jeśli pojawiło się jakieś skrępowanie, to zostało ono zagłuszone przez dużo silniejsze pożądanie. Przez pewną uległość. Obciągała swojemu chłopakowi, młodemu żużlowcowi, zdobywającemu powoli pewną renomę i swoich fanów. Także fanki. I niektóre pewnie marzyły, by znaleźć się kiedyś w takiej sytuacji jak ona teraz. Nie, nie ma mowy. To jej penis i tylko ona będzie mogła do dotykać, pieścić, całować. I obciągać, tak jak teraz.

Niemal straciła głowę. Jej ruchy stały się coraz szybsze, ręce Mieszka wciąż trzymające ją za głowę, coraz silniejsze. Nie wiedziała jak długo to potrwa, ale mimo pojawiających się, pierwszych oznak zmęczenia, za nic nie chciała kończyć. Z odgłosów wydawanych przez Mieszka, zrozumiała jednak, że jest mu coraz lepiej i ostateczne rozwiązania zbliża się wielkimi krokami. Świadomość, że doprowadza swojego chłopaka do orgazmu, tak szybko, znów ją podnieciła. Nie otwierała oczu, kompletnie oddawała się temu co robi i nie przejmowała się tym, że może to widzieć ktoś trzeci. Jeszcze bardziej przyspieszyła ruchy. Tylko na chwilę, bo nagle Mieszko siłą oderwał ją od swego penisa. Zrozumiała dlaczego. Zobaczyła jak jego dłoń zaciska się na członku, jak na jego rękach nabrzmiewają żyły i napinają się mięśnie. Zobaczyła tylko kilka szybkich ruchów i z penisa poleciała pierwsza salwa. Wylądowała prosto w jej rozchylonych ustach. Mieszko silnie przytrzymywał Angelikę za głowę, nie chcąc, by ta wycofała się przed ostrzałem. Nie było takiej konieczności. Blondynka znów przybliżyła się do jego penisa, tak by nie uronić ani kropli. Jego sperma była dla niej nagrodą, za wykonaną przez nią pracę. Chciała jej i miała to.

Otarła usta dłonią, potem chusteczką, uprzednio wyciągnąwszy ją z kieszeni. Wstała z kolan, czując jak drżą jej nogi. Mieszko silnie ją przytrzymał a ona po raz kolejny wtuliła w niego. Chłopak wciąż miał spodnie opuszczone do kolan, więc Angelika nie mogła nie wykorzystać okazji i sięgnęła dłonią do tyłu, masując pośladek żużlowca i ściskając go lekko. Mrrr... Będzie się czym bawić w nadchodzące wakacje.

- No... Pocałuj mnie... - odezwała się do chłopaka.

- Teraz? Poczekajmy chociaż chwilę – zaoponował, siląc się na delikatny, przepraszający uśmiech.

- Tak, teraz, już! – zarządziła, wobec czego nie mający wyjścia Mieszko, drogą kompromisu złożył soczystego buziaka na policzku dziewczyny.

Było już po dwudziestej pierwszej. Niby nie tak późno, wszak o tej porze, często dopiero zaczynało się życie. Ale Kamila nie była nastolatką, siedzącą gdzieś do trzeciej w nocy. Zwłaszcza, gdy dobijały wydarzenia ostatnich dni a i towarzystwa do posiedzeń brakowało. Oskar o tym wiedział, dlatego już o tej godzinie pilnował tyłów domu, by nauczycielka nie zrobiła mu psikusa i nie poszła pod prysznic wcześniej.

Taki miał plan. Niech ona najpierw się rozbierze i wejdzie pod prysznic. Wtedy będzie łatwiej. Już naga, przygotowana do tego, by spełniać jego polecenia. Na samą myśl o tym, poczuł zamęt w spodenkach. Sam ubrał się luźno, pogoda nie przeszkadzała, wieczorne plany wręcz zachęcały.

A co, jeśli się nie ugnie? Czy weźmie ją siłą? Nie, nie może, to byłby gwałt. Ale nie będzie stawiać oporu. Jest rozsądna i wie, że Oskar ma mocne argumenty.

Czekał niecierpliwie, ale tym razem na pewno krócej, niż dwa dni wcześniej. Minęło może kilkanaście minut i zapaliło się światło a do pomieszczenia naprzeciw weszła licealna nauczycielka.

Oskar poczuł szybsze krążenie krwi. A więc to ten moment. Wejść praktycznie zaraz, czy poczekać, dać się wykąpać nieziemskiej piękności, gapiąc się na jej nagie ciało? O ile uda mu się zobaczyć. Nieważne, za chwilę będzie widział je i tak. I nie tylko widział.

Siedząc na drzewie, dokładnie w tym samym miejscu co dwa dni temu patrzył na chodzącą po pomieszczeniu nauczycielkę. Miała na sobie ten sam szlafrok, co uprzednio. Za chwilę go zrzuci, ale Oskar patrzył spokojniej. Już to przecież widział. Wątpliwe, by zaraz zobaczył coś więcej.

Ale serce nie było w stanie uspokoić się. To jednak wciąż rozbierająca się nauczycielka i to tylko preludium do czegoś więcej.

Pozostając bezpiecznym w ciemnościach nad Antonówkiem, wpatrywał się w oświetlone okienko. Zobaczył Kamilę zdejmującą szlafrok a potem stanik. Tym razem piersi widział niezwykle krótko, może dłużej, niż sekundę. Nauczycielka od razu schyliła się zdejmując majtki i dość szybkim krokiem udała się pod prysznic, ustawiając się tyłem do okna.

Gdyby było to pierwsze podglądanie w wykonaniu Oskara, pewnie by się wkurzył, bo polonistka niemal non stop myła się tyłem do niego, bardzo rzadko, odwracając się bokiem. Wtedy mógł przez chwilę zobaczyć jej nagie piersi z lekko zadartymi sutkami. Chociaż nie wywoływało to przypływu takiej adrenaliny i testosteronu jak przedwczoraj, to kłamstwem byłoby rzecz jasna stwierdzenie, że nie robiło wrażenia w ogóle. Oskar poczuł, że jego penis zwiększył rozmiary dość znacznie.

Tak minęły trzy, może cztery minuty. Nie można było dłużej zwlekać, bo Kamila mogła zakończyć prysznic wcześniej, niż uprzednio i zniknąć. A tego Oskar chciał uniknąć. Wszystko miało się rozegrać w tym miejscu, ono nadawało się do tego najlepiej.

Poczuł szybsze bicie serca. Tam myła się naga piękność a on zeskoczył z drzewa. Tylko po to, by za moment zobaczyć ją w całej okazałości. Nadszedł czas na spełnienie licealnych fantazji.

Wszedł do budynku kierując się w stronę pryszniców. Nie spieszył się, jakby chcąc uspokoić emocje, jakby jeszcze raz rozegrać to wszystko w myślach. Ale na próżno. Z każdym krokiem serce biło mocniej, krew płynęła szybciej. Nawet nogi się uginały. Stanął przed drzwiami.

Nacisnął klamkę i wszedł. Do jego uszu dotarł odgłos lejącej się wody. Od razu spostrzegł piękną nauczycielkę stojącą jakieś pięć metrów przed nim, za jednym z murków. Widział w zasadzie tylko jej głowę i dłonie we włosach. Poczuł mocny skurcz w podbrzuszu. Zbliżał się powoli a polonistka nie reagowała, nie widząc go. Miała zamknięte oczy i w ten sposób, cicho stąpający Oskar znalazł się dokładnie vis a vis Kamili.

Miał przed sobą piękną nauczycielkę kompletnie nagą, w strugach wody. Zobaczył wreszcie coś, czego nie widział wtedy. Jej wzgórek łonowy, pokryty lekkim, kobiecym owłosieniem. Tym samym skompletował wszystkie nagie części ciała Kamili.

Z trudem przełknął ślinę. Tysiące licealistów i gimnazjalistów, byłych i obecnych, oddałoby pół życia za widok, którego on był świadkiem. Znów dopisało mu szczęście. Znów dostąpił czegoś niezwykłego. Z odległości nieco ponad metra wpatrywał się w biorącą prysznic nagą nauczycielkę. Trwało to kilkanaście sekund, ale każda z nich była niczym wieczność w raju.

Oskar ciekaw był reakcji nauczycielki, gdy w końcu otworzy oczy. Kiedy to nastąpiło, lekko się zdziwił.

Kamila nie wrzasnęła, nie pisnęła, nie wykonała nerwowego ruchu w stronę ręcznika. Owszem, drgnęła, ale nie wyglądała na przerażoną, czy zbulwersowaną. No, może trochę ujawniło się to drugie uczucie. Ale tylko trochę.

- Co tu robisz? – zapytała z niechęcią w głosie, zakręcając wodę. Tylko z niechęcią. Dopiero po tych słowach, sięgnęła po leżący na murku ręcznik, zakrywając się nim.

- Jak wszyscy pani uczniowie, chciałem zobaczyć panią nago. To było silniejsze ode mnie – odezwał się odważnie i spokojnie.

- Jesteś kompletnie bezczelny – rzuciła nieco groźniej, widocznie bardziej rozdrażniona tonem jego głosu, niż samymi słowami. – Wyjdź stąd. Wiesz, że podglądanie jest karalne? Nie mówię już o tym, gdy Oliwia się dowie...

- A jeśli się nie dowie...? – Oskar rzecz jasna wcale nie zamierzał wyjść. – Podglądanie nie jest karalne, gdy odbywa się za zgodą podglądanej. Jest okno na zewnątrz, przez które wiele widać. Są otwarte drzwi... Poza tym liczę, że zaraz, pani sama zrobi mi tę przyjemność i odrzuci ręcznik.

- Jesteś bezczelny! – rzuciła nieco silniejszym głosem, starając się zachować dystans na linii nauczycielka - uczeń a nie tylko podglądana – podglądający. – Co skłania cię do twierdzenia, że sama odrzucę ręcznik?

- Ufam, że moje argumenty przekonają panią do tego.

- Czyli próżność. Nie myliłam się, gdy oceniałam ciebie na podstawie innych podobnych osób. A teraz wyjdź – nakazała zdecydowanie wciąż zasłaniając się ręcznikiem.

Ale ten wciąż stał i wzrokiem pełnym, kiepsko skrywanego napięcia patrzył na nią. Tym samym do Kamili dotarło, że nie chodzi o zwykłe podglądanie i poczuła lekki niepokój. On liczył na coś więcej. Aż tak był zadufany w sobie? Czy może dopuszczał rozwiązanie siłowe? Gdzie? Tutaj? Przecież w zasadzie obok jest Oliwia, są jakieś inne rodziny. Gdy zacznie krzyczeć, niejedna osoba usłyszy.

- Odrzuć ręcznik – usłyszała w końcu i zrozumiała, że to nie są żarty. Próbowała jednak nie dać poznać po sobie, że ogarnęła ją niepewność.

- Będziesz musiał mi go wydrzeć, bo sama nie mam zamiaru tego zrobić. Poza tym, co to za bezczelne żądanie? Wyjdziesz w końcu, czy mam wyjść ja i zadzwonić na policję?!

- Zdejmiesz – usłyszała suchy głos chłopaka. Ten ton i jego zdecydowanie, jak i pewność rozwoju sytuacji, zaczynały ją już nie tyle niepokoić, ile przerażać. Ale dopiero następne słowa sprawiły, że nogi się pod nią ugięły.– Wiem, co się działo w niedzielę i wiem za co siedzi twój mąż. Jedno pytanie, czy ta wiedza ma pozostać tylko dla mnie, czy także dla innych?

- Jakich innych? – zapytała, choć wiedziała dobrze kogo ma na myśli.

- Choćby Oliwię. Na pewno interesuje ją, czym zajmowali się tatuś z mamusią, gdy ona była na żużlu. Do tego dochodzą liczne media w naszym mieście i regionie.

- Możesz opowiadać bzdury, kto w nie uwierzy?! – podniesionym głosem i zawartą w nim agresja spróbowała ukryć strach.

- Wszyscy. Jeśli tylko przekażę im dowody – Oskar czekał na ten moment. Wyjął telefon i kilkoma sprawnymi ruchami, odpalił niewielki obrazek. Powiększył go i pokazał jawnie zaniepokojonej nauczycielce. – Oto kopia analizy badań DNA wykonana przez lekarza sądowego. Nazwisko zidentyfikowanego człowieka jest nam doskonale zdanie. Oto one – przesunął obraz w dół.

Zszokowana Kamila patrzyła, nie będąc w stanie niczego powiedzieć. Jak on to zdobył? Zresztą nieważne. Teraz zrozumiała, jakiego pokera miał w ręce. Mógł wszystko. Spojrzała na niego z nienawiścią, ale niczego nie mogło to zmienić.

- Czego chcesz? – zapytała głucho.

- Już powiedziałem. Odrzuć ręcznik – jego głos brzmiał jeszcze bardziej zdecydowanie.

Kamila poczuła przez chwilę taką słabość, że niemal nie była w stanie utrzymać w dłoniach tego ostatniego skrawka materiału. To, podświadomie dopomogło w podjęciu decyzji. Zwolniła chwyt i ręcznik poleciał w dół. Stała niespełna metr, przed swoim byłym uczniem. Nago. A on swoim wzrokiem gwałcił jej piersi, jej wzgórek, ją całą.

Teraz poczuła, jak wielką ma przewagę nad nią.

Poczuła niewiarygodny ucisk w podbrzuszu. Przecież to mógł być dopiero początek. Zobaczyła, jak prawa dłoń Oskara zbliża się i próbuje zacisnąć na jednej z jej piersi. Momentalnie strąciła ją, cofając się, ale natarczywy młodzieniec, był wciąż przy niej. Pole manewru skończyło się, za plecami była już ściana i okienko.

- Dostałeś co swoje, zostaw już mnie! – odezwała się, sama nie wierząc, że agresor poprzestanie na samym gapieniu.

- Dopiero zaczynamy, chyba nie myślałaś, że tak łatwo ci pójdzie, no nie bądź taka – odparł, mając na myśli to, by dopuściła go do swojej piersi, bo znów nieustępliwie odgoniła jego dłoń.

- Nie ma mowy. Dostałeś i kończymy to – odpowiedziała zdecydowanie i przecisnęła się między murkiem a Oskarem, który o dziwo nie próbował zatrzymać jej siłą. Nie musiał.

- Jeśli chcesz to wyjdź – oznajmił, odwracając się w kierunku nauczycielki. – Ale jutro o całej sprawie będą wiedzieć wszystkie media w mieście. Wszystkie. Gazety, portale, telewizja i radio. Twój mąż będzie spalony, nie mówiąc o tym, że i w areszcie zrobi się niewesoło... - zrobił niedwuznaczną minę.

Bezsilna Kamila zatrzymała się. Bez dwóch zdań, chłopak miał w ręku wszystkie atuty. I wyglądał tak, jakby faktycznie miał zamiar spełnić swe groźby. Nie mogła wyjść. Nie chciała tu z nim dłużej przebywać, ale wyjście skończyłoby się katastrofą.

- Czego chcesz? – zapytała głucho, stojąc nago frontem do byłego ucznia. – Chcesz mnie rżnąć? Tego chcesz?

- Tak, chcę cię rżnąć – podkreślił Oskar, czując narastające podniecenie spowodowane tak pojedynkiem, w którym pewnie zmierzał po zdecydowane zwycięstwo, jak i słownictwem nieziemskiej nauczycielki. – Rżnąć tak, jak twój mąż rżnął tę małolatę z drużyny...

- I co dalej? Zerżniesz mnie i? Jaką mam pewność, że to zakończy sprawę?

- Nie masz. To czysty deal. Przelecę cię a potem skasuję to – pokazał na wyświetlacz w telefonie.

- Nie mam zaufania do takich gnoi!

- To nie mój problem. Musisz mi zaufać, to jedyne wyjście.

- Daniel cię zabije...

- Heh... Nie boję się jakoś.

Domyślił się, iż nauczycielka zrozumiała, że nie może sobie pozwolić na opuszczenie pomieszczenia. Ale nie jest w stanie wykonać także tego czego domagał się Oskar. Wobec tego postanowił pomóc jej w podjęciu decyzji. Nie myślał już racjonalnie. W głowie kłębiła się tylko jedna myśl, że ma przed sobą piękną nauczycielkę, kompletnie nagą. Nagą i zdaną na jego zachcianki. Zrobił dwa kroki w przód i jedną ręką objął w talii a drugą ścisnął za pośladek. Wzdrygnęła się, ale opór, który stawiła, nie wyglądał zbyt silnie i dalej bezkarnie trzymał rękę na jej tyłku.

Zrozumiał, że wygrał. Myśl ta doprowadziła go niemal do szaleństwa. Teraz czekały go minuty niezwykłej rozkoszy z prawdziwą królową, obiektem fantazji całego miasta.

- Na kolana! – odezwał się chrapliwie, załamującym się głosem. Ponieważ polonistka stawiała nieznaczny opór, postanowił użyć siły i po trzech sekundach bezradna nauczycielka znalazła się w takiej pozycji, jakiej oczekiwał. Jej bezsilność, chwila szamotaniny, wprawiły go w niezwykłą ekstazę. Drżącymi rękoma, zsunął z siebie nieco spodenki, nie wyciągając jeszcze kompletnie już twardego penisa. Cienki skrawek materiału, nie był zresztą w stanie ukryć erekcji i Kamila znajdująca się w odległości kilkudziesięciu centymetrów od prześladowcy dobrze widziała efekt pożądania, jakie rozbudziło się w chłopaku.

- Ściągnij! – nakazał uległej nauczycielce, mając na myśli swoje spodenki. Ta jednak nie wykazała entuzjazmu i nie ruszyła się. Wobec czego Oskar sam musiał opuścić swoje spodenki, uwalniając wreszcie swojego sterczącego penisa. Ten widok znów zaparł mu dech w piersiach. Jego sterczący fiut, kilkanaście centymetrów przed twarzą nauczycielki! A zaraz, za chwilę...

- Nie będę czekał tu do rana – odezwał się spokojniej, lecz nieco surowym tonem. Zobaczył, że nauczycielka jakby się ocknęła, sięgając ręką w kierunku jego członka. Zetknięcie było doznaniem niemal elektrycznym. Dotyk jej dłoni na jego penisie sprawił, że ten niemal urósł jeszcze bardziej. Oskar westchnął z przejęcie.

- Masuj... O, tak... - mruknął pełnym pożądania tonem. Widział, że nauczycielka wzdragała się, ale posłusznie przesuwała swą dłoń po jego penisie. To tak na rozgrzewkę. Nie po to tu ją ma, by mu tylko zwaliła.

- A teraz pocałuj... - zażądał, z rozchylonymi ustami oczekując wykonania polecenia. Polonistka wydawała się być coraz bardziej uległa. Tak, jakby była przyzwyczajona do wykonywania poleceń. Takie odniósł wrażenie. Nieważne... Ważne, że jej usta dotknęły skóry jego penisa. Po raz pierwszy, potem drugi i trzeci. Nieśmiało, niemrawo, ale jednak. Piękna nauczycielka całowała jego kutasa!

- O, Boże... - jęknął. Nie mógł się jednak doczekać pełnego triumfu. Niecierpliwość zwyciężyła. Nie wydając polecenia, umiejętnie nakierował żołądź w środek ust nauczycielki. Ta jeszcze opierała się, wiedząc o co mu chodzi. Jeszcze nie chciała przyjąć. Ale Oskar nie ustępował i lewą ręką, złapał polonistkę za włosy, przyciągając ją bliżej siebie. Nauczycielka jęknęła i zdeterminowany chłopak wsunął czubek w jej usta a potem... A potem wszedł już cały. Oskar nie mógł powstrzymać jęku. Trzymał swojego penisa w ustach Kamili! Coś, co kiedyś było tylko fantazją nastolatka, opowiadaną w towarzystwie szkolnych kolegów, teraz stało się rzeczywistością!

Trzymał... I już nie tylko. Nieco oprzytomniała Kamila, jakby nieporadnie, ale jednak, widocznie pogodzona ze swą sytuacją zaczęła przesuwać swe gorące usta po członku Oskara. Ten stracił jakiekolwiek poczucie rzeczywistości. Najpiękniejsza kobieta w mieście klęczała przed nim nago i bezsilnie obciągała mu penisa. Czyż mogło istnieć bardziej boskie uczucie? Tym bardziej, że bezsilność doprowadziła nauczycielkę do chyba już całkowitego posłuszeństwa. Oskar zauważył, że polonistki nie trzeba było do niczego zmuszać, ani zachęcać. Z zamkniętymi oczyma przesuwała swe usta po jego rozgrzanym penisie. Wykorzystał to, by jeszcze bardziej poniżyć nauczycielkę a jednocześnie podniecić siebie.

- Ciągnij mojego kutasa... Ciągnij... Dobrze... Lubisz mojego kutasa, prawda...? – nie oczekiwał odpowiedzi. Zwyczajnie kierowanie takich słów, do niezdobytej królowej, która jeszcze przed chwilą była jego nauczycielką, dawało mu nieprawdopodobną satysfakcję. I poczucie totalnej władzy nad nią. Zresztą ta nie reagowała, przyjmując to poniżenie mimo uszu. Oskar odlatywał. Naprawdę czuł się właścicielem tej nieziemskiej piękności potulnie robiącej mu teraz loda. Ale nie mógł pozwolić na zakończenie w ten sposób. Za wszelką cenę chciał zasmakować jej cipki. Może nawet i tyłka, o ile siły pozwolą. Choć wizja wytryśnięcia w usta nauczycielki była niezwykle podniecająca, to wyciągnął swego wilgotnego penisa z jej ust. Kamila otwarła oczy.

- Połóż się! – nakazał, wskazując na kafelki.

- Nie ma mowy! - Kamila zaprotestowała ruchem głowy.

- Nie stawiaj oporu, kładź się – nakazał bardziej zdecydowanie Oskar.

- Nie dam ci się przelecieć, to co zrobiłam, wystarczy! – upierała się gwałtownie nauczycielka.

- Głupia suko...! – zdeterminowany Oskar pchnął silnie klęczącą polonistkę, ale ta utrzymała pozycję. – Chcę cię zerżnąć! Mam ci przypomnieć, co zrobię w przypadku odmowy?!

- Daj mi już spokój, zrobiłam, co chciałeś – broniła się Kamila.

- Chcę więcej, mówiliśmy o tym... - perorował gorączkowo, nie chcąc używać siły, ale nauczycielka sprawiała wrażenie upartej, jakby zawziętej. Chcąc, nie chcąc, Oskar uznał, że musi zastosować przemoc. Ta, opierając swe dłonie z tyłu, nie dawała się przewrócić. Ta szamotanina działała na Oskara tak denerwująco, jak i podniecająco. Nagle przerwał ją jednak nieoczekiwany odgłos. Oskar spojrzał przed siebie i z osłupieniem zobaczył znajomą postać wkraczającą do pomieszczenia.

- Tu cię mam, gnojku! – usłyszał wypowiadane słowa. Tak, nie mogło być pomyłki. To ten kibol. Skąd on się tu wziął? W takim momencie...

- Kurwa...! – jęknął Oskar, podciągając spodenki. W mózgu włączył się alarm. Widział, że przeciwnik szybko zmierza w jego kierunku. Był podminowany i Oskar wolał nie ryzykować starcia. Nie miał jednak szans go uniknąć. Nim stanął wyprostowany, Damian był już przy nim, wymierzając mu cios w twarz. Już ten pierwszy kontakt uświadomił Oskarowi, że szanse na uratowanie się są niewielkie. Dopisało mu jednak szczęście. Przy drugiej próbie, napastnik nie dość, że zahaczył o znajdującą się tuz obok nauczycielkę, to jeszcze pośliznął się lekko, tracąc równowagę. Oskar wykorzystał to w ułamku sekundy, błyskawicznie ruszając w kierunku otwartych drzwi. Uciekając, zerknął za siebie. Widział, jak Damian się pozbierał, ale zachował się tak, jakby nie wiedział, czy gonić uciekającego przeciwnika, czy zająć się zdemolowaną nauczycielką. Dobrze, da mu to przewagę. Oskar nie czekał, aż kibol podejmie decyzję, tylko dalej kontynuował ucieczkę, wybiegając na podwórze.

Damian faktycznie nie gonił. Nie było sensu. Strata tych kilku sekund okazała się nie do odrobienia. W ciemnościach i tak nie dogoniłby uciekającego, zresztą tamten łatwo mógłby go zgubić. Zerknął, na gramolącą się kobietę.

W zasadzie nie znał jej za bardzo, widział, może dwa razy w życiu, na stadionie, czy raczej w budynkach klubowych, gdy była razem z mężem. Od razu wpadła mu w oko. Wysoka, piękna, kobieca. Teraz patrzył na nią inaczej. Jak na ofiarę gwałciciela, aczkolwiek nie wiedział, czy do czegoś doszło.

- Zrobił coś pani? – zapytał spokojnie.

- Nie... - odparła krótko kobieta. Damian, mimo, że starał się patrzyć z pewnym współczuciem, nie mógł nie zauważyć jej nagości. Przeleciał wzrokiem, po nagich piersiach, pośladkach. Ech...

Jego uwadze, nie uszło też, że matka Oliwii okrywając się ręcznikiem, otarła dłonią usta. Raz i drugi. Hm... No, nieważne.

- Dasz mi się ubrać? – usłyszał pytanie.

- Poczekam na zewnątrz, on może tu jeszcze wrócić – odparł i udał się w kierunku drzwi, raz jeszcze zerkając na okryte tylko niewielkim ręcznikiem nagie ciało pięknej kobiety, która w przyszłości mogłaby zostać jego teściową. Raczej nie miał nic przeciwko temu.

Niedzielny poranek nie był zbyt ciepły, nie był też jednak zimny. Dziewczyny powoli wychodziły z szatni. Ostatni mecz sezonu, ligi juniorek. Były na stadionie Victorii we Wrześni. Mecz bez znaczenia w tabeli, ale one podchodziły do tego inaczej.

- Dla Malwiny! – mobilizowały się w szatni i już na boisku.

Oliwia czuła się wyjątkowo skoncentrowana. Tym bardziej, że na prawym ramieniu dumnie zawiesiła opaskę kapitana drużyny. Miała coś do udowodnienia. I sobie i drużynie. Wydarzenia z ostatnich dni, nie dawały o sobie znać. Znała przebieg wydarzeń z opowieści matki i...

- Patrz tam! – wyrwała ją z zamyślenia Angelika, wskazując jakieś miejsce na trybunach. – Chyba mamy doping! – zaśmiała się cicho podekscytowana.

Oliwia spojrzała. Na pustych trybunach znajdowało się może trzydziestu widzów. Na wskazanym przez koleżankę sektorze, tylko jeden. Pod nim, na płocie zobaczyła wywieszoną flagę kibiców klubu żużlowego. Serce zabiło jej mocniej. Kompletnie zaskoczona, z lekko rozwartymi ustami, powoli podchodziła w kierunku sektora, łapiąc kontakt wzrokowy z nieoczekiwanym gościem.

- Co ty tu robisz? – zadała najprostsze pytanie, uśmiechając się promiennie.

- Przyjechałem na ten mecz stulecia – odparł Damian, gasząc papierosa. – Coś w tym dziwnego?

- Normalni ludzie w niedzielę o jedenastej jeszcze śpią, albo dopiero wstają z łóżka a nie jadą sto kilometrów na jakiś dziecinny meczyk...

- Widać paliło mi się, by przy następnej okazji dołożyć sto dziesiąty pas na twój powabny tyłeczek – odparował.

- Jak będziesz mnie tak straszył, to nie dam ci okazji nawet do jednego... Więc mówisz, że przywiodły cię tu moje cztery litery...

- W tych spodenkach wyglądają tak bosko, że prosto z meczu, biorę cię z sobą na pociąg, bez wizyty w szatni – ripostował Damian.

- A skąd wniosek, że mam zamiar wracać z tobą, hm? – odparła zaczepnie, zaskoczona propozycją brunetka.

- No chyba mi nie odmówisz, po tym, jak tak bardzo się poświęciłem, nie jesteś tak okrutna, prawda?

- Muszę to przemyśleć...

- Przemyśl. W ramach przekupstwa dodam hamburgera na dworcu w Poznaniu – rzucił Damian do odchodzącej Oliwii.

- Nie rób jaj, chyba mu nie odmówisz? – szepnęła do koleżanki Angelika.

- Nie wiem, zastanowię się po meczu... - odparła, ale wiedziała już co zrobi. Odwróciła się raz jeszcze i spojrzała na młodego mężczyznę dumnie stojącego nad długą flagą, z której, obok nazwy klubu, bił w oczy znany już jej slogan „Tu się urodziłem i tu nastąpi koniec. Całe życie na stadionie”

Ten tekst odnotował 29,446 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.8/10 (32 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (4)

0
0
Ehhh, panie, tyle czekania. ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
"Siedział w te późne piątkowe popołudnie w pubie i sączył piwo." Proszę Cię, zmień 'te' na 'to'. 'Te' jest zarezerwowane dla liczby mnogiej i nie mam pojęcia dlaczego ten błąd się tak rozprzestrzenił. :/ Jest obrzydliwy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Uwielbiam tą serię 😉 mam nadzieję że skończy się to wszystko happy endem 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zaiste opowiadanie! 🙂 Czekam z niecierpliwością na VII część, baaaaardzo mnie ciekawi rozwiązanie pomiędzy Oliwią i Damianem... nie oszczędzisz nam chyba tego na co wszyscy (chyba) czekamy 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.