Ilustracja: Alexandre-Évariste Fragonard

Czas grozy (IV). Prawo pierwszej nocy

18 września 2020

Opowiadanie z serii:
Czas grozy

Szacowany czas lektury: 25 min

Zwracam uwagę na puentę. Polowanie na jelenia w zamian za spędzenie pierwszej nocy, ze świeżo poślubioną żoną, to nie mój wymysł, a fakt historyczny.

Martha wracała z książęcych komnat tuż przed świtem. Cała obolała, w poplamionej i potarganej sukni. Paznokciem skrobała materiał na biuście, jakby próbując zdrapać zaschnięte nasienie olbrzymiego giermka. Mimo, że starała się cichutko przemykać w swych ciżemkach, kupionych od zamorskiego kupca, plaskanie jej stóp o kamienną posadzkę zaalarmowało czujnego strażnika, trzymającego wartę nieopodal jej lokum.

„O Matko! To pierwszy z tych, którzy mieli, na przemian, noc w noc, opiekować się nami i… noc w noc, gościć w mym łożu!”

Woj ożywił się wyraźnie, zobaczywszy Marthę. Już sposobił się do wejścia za nią do sypialni.
- Dzielny rycerzu… pamiętam, że zawarłam z waszym dowódcą układ… ale… dajże mi dziś pokój… Wracam… nie chciałabym mówić skąd wracam… dość powiedzieć, że wezwał mnie sam książę. Zaprawdę ci powiadam, jestem wyczerpana, jak z krzyża zdjęta… poczekaj do kolejnej nocki… niechaj dane mi będzie dojść do siebie.

Niepocieszony żołnierz nasrożył się wielce, jednak skoro dostał czytelny komunikat co do wezwania księcia, nie wiedział co począć.

Zdjął hełm i podrapał się po bujnej czuprynie.
„A zatem sam Karol chyba ją dziś chędożył! Choć… dziwne wieści prawią o księciu… może naszą damę ryćkał też ten olbrzym, normański giermek? O! Wtedy dziewka prawdziwie może być ledwie żywa!”

Grzecznie przedstawił się.  

- Aha, nie rzekłem jak mnie zwą… Zwą mnie Jon. No cóż panno Martho… może i mógłbym pojąć, żeś przeszła drogę przez mękę… - tu uśmiechnął się pod wąsem. – Lecz ja się zbytnio już nastawiłem… naczekałem. I miałoby to być po próżnicy? Nie wiem, czy tera zdzierżę… - patrzył jej pożądliwie w oczy.

„Ależ on jest rozpłomieniony! Dobrze, że choć gada ze mną, przecie gotów bez pytania zawlec mnie do łoża i bez słowa, tęgo wychędożyć! Cóż począć?”

Wojownik wydawał się być wyrozumiały.

- Ano niechaj tak będzie panienko… Bo nie zdzierżę! Puść mnie do środka. Ja niczego od ciebie nie zażądam. Jeno patrzyć chcę. I sam sobie dobrze zrobię, na taką anielicę jak ty pani, spozierając…

„Dobrze prawi! A niech sobie pomęczy kapucyna… cóż, może to nawet być zajmujące…”

- Skoro aż tak rozgorączkowany, panie jesteś, cóż mi biednej białogłowie pozostawać może…

W komnacie Martha patrzyła, jak żołnierz odpiął pas z mieczem i odrzucił na drewniany zydelek. Po czym… dobył zupełnie innego oręża…

Ależ on się prężył!
Jon krzepko ujął swój miecz i dziarsko przystąpił do dzieła. Patrzył się Marthcie prosto w oczy i sapał, jakby walczył z wrogiem. Jakby na niego nacierał, jakby miał przebić dzidą jego pancerz!

- Pani… piękna jesteś! Aaaaa! Marzyłem o tobie, od kiedy zobaczyły cię moje oczy! Podczas tej podróży, gdyśmy was eskortowali, co raz zerkałem na twe dorodne kule podskakujące w rytm jazdy na wybojach. A potem... co raz oddalałem się za potrzebą. Ale… nie za taką potrzebą, o jakiej wszyscy myśleli. Szedłem w krzaki i… wyobrażałem sobie ciebie, pani… Gdy przymykałem powieki, natychmiast miałem przed sobą, twe dojrzałe dynie!

Martha kraśniała z zachwytu, przyglądała się, jak włócznia rycerza bezpardonowo dźga w bitewnym szale niewidzialnego wroga…

- Ja… skromna niewiasta myśleć nie śmiałam, że tako mnie widzi zacny rycerz…

Jon uwielbiał na nią patrzeć i z rozkoszą jej słuchał. Polerując twardą pikę, zdobył się na odważną prośbę.

- Pani… Czzzy zrobisz mi przysługę… Aaaaaa! I uniesiesz nieco suknię, by ukazać mi swe niebiańskie… aaaaa nogi!?

Marthę podnieciła ta sytuacja, a prośba dała dodatkowe bodźce. Widząc rycerza tak mocno pracującego z kuśką w ręku, chciała go dodatkowo rozgrzać.
Czuła, jak bardzo chce zadrzeć przed nim kieckę.

- Cóż, skoro takie jest twe życzenie, panie…  

Udając, że się waha, po chwili chwyciła za materiał sukni i powoli podsunęła go do góry.

Jon przyspieszył ruchy dłonią.

- Co za giczka! Ależ zgrabna jesteś, pani! Ach! Ile dałbym za to by nadeszły takie czasy, w których białogłowy mogły by nosić suknie jeno do kolan!

„Ach ty zbereźniku! Takie rozpustne czasy na pewno nigdy nie nadejdą!”

Martha nie mogła się powstrzymać, by nieco nie podjudzać.

- Doprawdy panie? Podobają ci się moje nogi?

- Aaaa… tak! – Rycerz nie przestawał pracować ze swym przyrodzeniem. – Czy się podobają?! Masz tu chyba odpowiedź! Mój wąż wręcz szaleje! Podciągnij, pani, kiecę wyżej! Ukaż swe uda!

Jakże mocno Marthę podniecały takie polecenia.

- Och panie… hoży junak z ciebie… - mówiąc to, zadarła suknię.

Jon znalazł się w siódmym niebie.
„Przecież ona już niedługo rozłoży przede mną te przecudne nóżęta! Oj rozłoży! Ach, wtedy moja włócznia znajdzie prostą drogę ku bramom raju!”

Martha kusząco trzymała suknię, przestępując z nogi na nogę, ukazywała oba uda.

Świeca na stole przebijała się przez mrok i oświetlała nogi, niczym kolumny, czyniąc je jakimiś tajemniczymi… magicznymi.

Wojownik działał jak w amoku.
- Pani! Ooooo! Chcę jeszcze jednegooooo!

- Tak? – uśmiechnęła się przychylnie kobieta.

- Ukaż mi swe… ach, swe duże… piersi!

Martha przestała się uśmiechać, udała zatrwożoną.
„Wszak dziś już wystawiałam cycki na widok… już dwóch rozpłomienionych samców je widziało… dlaczego więc miałby ich nie widzieć trzeci…”

- Och, panie, zawstydzasz skromną białogłowę…

Lecz wkrótce rozpięła broszę i oczom wojownika ukazał się nagi biust.

- Oooo tak! Ależ są wielkie! A jakie foremne! Aaaa! Jak dzbanki z książęcego zamku! Aaaa!

Martha trzymała się za piersi, jakby podawała je żołnierzowi na tacy. Zdawała się mówić – „są twoje”.
Poruszała dłońmi, jakby ważyła swe kule. Zdawała sobie sprawę, jak mocno działa to na wojownika.

- O pani! Gdybyś nie była tak srodze wymęczona… to teraz ja bym cię okrutnie wymęczył! Nie wytrzymam! Muszę mój miecz w co wbić! Daj mi pani… choć swe usta!

Kobieta widziała, że Jon nie rzuca słów na wiatr.

„Jeśli nie udostępnię mu swych ust, gotów zasadzić swój miecz w inną pochwę… A ja jestem zbyt obolała, by to znieść…”

- Cóż panie… skoro twój oręż musi znaleźć lokum…

Podeszła do rycerza i uklękła przed nim. Sama ujęła jego męskość i objęła ustami, po czym przeniosła swój wzrok z jego kroku na twarz. Twarz wykrzywioną w dziwnym grymasie. Świadczącym o niezwyczajnej ekscytacji.

Jon pozwolił tylko przez chwilę, by ssała i lizała językiem obiekt w swej buzi. Potem władował się swą dzidą głęboko. Działał rzeczywiście jak w amoku. Począł pieprzyć usta tej wytwornej damy, niczym piczę pospolitej dziewki lekkich obyczajów.
Ostro, szybko, bezkompromisowo.

Marthę podniecało chwackie działanie junaka. Jednak gdy zaczął wbijać się w jej gardło, traciła oddech.
Próbowała się uwolnić, lecz nadaremno. Rycerz bezpardonowo chwycił jej głowę i nadal, jeszcze silniej, pakował w nią swą męskość.

- Anielskie usteczka! Muszę się w nie spuścić!

Dławiąca się dużą główką Martha, marzyła już, by wytrysnął. Tak chciała móc już swobodnie oddychać.

Jon jęknął. Do gardła Marthy począł pompować niemałą dawkę spermy.
Kobieta ucieszyła się zrazu z finału, ale zatrwożyła, gdy dalej nie puszczał jej głowy. Czekał aż połknie jego nasienie w całości.

Jednak zakasłała. Strumień białej substancji trysnął na wytworną suknię damy i jej obfite piersi.

***

Marthcie nie było dane wyspać się tego dnia.
Niewiele minęło pacierzy, gdy w jej skromnej komnacie zagościło dwóch posłańców.

- Szykuj się pani. Sam młody książę cię wzywa!

Martha, na wpół śniąc, popatrzyła na schludnie odzianych jegomości.
„Ani chybi, dworzanie. Od tego grubasa…”

- W jakimże to celu?

- Wielmożny Theodor sam raczy ci to wyjawić.

- Zatem opuśćcie panowie moją komnatkę… nie chcecie azali bym się przy was odziewała…


„A pewnie, huncwoty, żebyście chcieli, żebym przy was poświeciła gołym zadkiem… a już na pewno cyckami…”

Jeden z typów już chciał rzec co sprośnego, bo aż mu się chytrze zaświeciły oczka, ale tylko machnął ręką, po czym obaj wyszli.

Martha nie mogła, z wiadomego powodu, założyć najelegantszej ze swych sukni, ale miała w kuferku nie mniej wytworną, białą.

„Czy to się aby dobrze nie składa, że kiecka jest w kolorze czystości? Ten psubrat, Theodor snuje mrzonki o pierwszej nocy… czyżby to miało być celem mego wezwania? Czyżbym miała zostać nałożnicą i księcia i jego syna? A co powiedzą te łapserdaki, jeśli ich spytam?”

Mimo, że zmęczona i niewyspana, Martha szła między dwoma dworzakami, wytwornie, jak na damę przystało, z gracją stąpając po kocich łbach dziedzińca.

- Zacni panowie nie zdradzą nic, to wiem, ale dyskretnej białogłowie możecie cień jeno rzucić, co ją czeka u możnego Theodora…

Pachołki zaśmieli się tylko, zrazu nic nie mówiąc. Potem jeden, ten sam, co w komnacie sprośnie się gapił, wyszeptał.
- A pomyśl pani, do czego takiemu wybrednemu panu, o wyszukanych gustach, taka urodziwa niewiasta może być potrzebna? Ha ha!

„No tak… do łoża! Jeno do łoża! Tego nie musisz dopowiadać chłystku.
Ach! Biedna ze mnie białogłowa. Wymęczą mnie ci książęta. Wymęczą!”

Theodor już czekał na samozwańczym tronie, specjalnie dla niego, w tajemnicy przed ojcem, wykonanego przez stolarskiego mistrza Eda Woodmaestra. Wkrótce po tej robocie, co prawda, słuch o Edzie nagle zaginął, ale tron pysznił się, jak żaden kiedykolwiek wcześniej na wyspie.

- Witaj pani! Ależ pięknie w tej białej sukni się nam przedstawiasz! Choć blade twe lico! Może ty zbyt długo z mym ojczulkiem biesiadowałaś???

Martha kornie ukłoniła się przed grubasem na masywnym tronie, zawstydzona, odparła.

- Prawda, to panie… Książę wielce gościnność swą okazać mi raczył…

- A ja też dla ciebie pani gościnę urządzę! Pamiętasz nasze dysputy? Ty pani tak zgrabnie szermujesz łaciną, która nijak się mej głowy nie ima… Jak to się zwało?

- Ius primae noctis...

- I cóż to prawo głosi???

- Cóż... prawo pan feudalnego do zdeflorowania świeżopoślubionej żony swego poddanego...

- Widzisz pani, ja je tak nieznacznie zmodyfikowałem. Po cóż czekać do ślubu... ja egzekwuję swoje prawa jeszcze wcześniej... Ha ha!

Martha, co najmniej zmieszana w tej sytuacji, spuściła wzrok.

- Zatem pewnie jesteś pani ciekawa, po com cię przywołał? A widzisz, wiem, żeś kształcona... bystra... bywała... potrafisz się znaleźć w różnych miejscach i... rolach!

- Zatem cóż za rolę... dla mnie panie... rychtujesz?

"Głupie pytanie zadaję... skoro poddane niewiasty chcesz rozdziewiczać, to i mnie zapewne chcesz brać do swego łoża... ale... twój chory umysł chyba nie tylko to dla mnie przeznacza... coś knowasz... coś bardziej perfidnego niż twój rodzic, który kazał mi się oddać giermkowi... cóżże to może być?"

- A to proste... jak widzisz pani, rozmiłowałem się w tym prawie pierwszej nocy... Ale, jak się zapewne domyślasz, najsmakowitsze w tym jest to prawdziwe prawo... wzięcie do łoża prawdziwej świeżoposlubionej dziewki. A to nie takie już łatwe. Nie co dzień mi się tu żenią... a są i takie łotry, że łamią prawo! I zmykają z okolicy na czas jakiś, byle jeno nie dać swemu księciu szansy na to, bym ich zaszczycił tą dla nich niewątpliwą łaską i przywilejem...

- Ale... jakaż ma być ma rola, panie?

- Cóż... kocham sytuacje, w których białogłowa odgrywa jakąś rolę. A tu, trafiła mi się najdoskonalsza niewiasta do takiej inscenizacji!

- Jak to panie, mam odgrywać rolę świeżo poślubionej przez twego poddanego?

"Miałabym wcielić się w biedną małżonkę... którą sam książę chce zdeflorować... posiąść przed jej ślubnym!

Matko! Dlaczego to perwersyjne wyobrażenie, tak silnie mnie podnieca?"

- Wiedziałem pani, żeś bystra! Nóże pachołki, nakarmcie panią Marthę, potem niech dziewki przygotują jej kąpiel, niech dadzą jej suknię ślubną i pomogą się przebrać! Zaraz potem oczekuję cię pani w mej alkowie!

"Ależże z niego lubieżnik! Nawet nie spytał mnie o zdanie!"

- Panie... a nie zapytasz mnie o moją zgodę?

- Pani, a czy kto pyta te dziewki, czy one chcą? Często nie chcą. A ja nawet wolę, jak nie chcą! Ha ha ha!

Dwie służki zaprowadziły Marthę do pomieszczenia z balią. Ciepła woda już na nią czekała. Zaś służki nie czekały, aż się zacznie rozbierać, same rozpięły jej suknię i obnażyły w try miga.

- Zaraz zaraz! Co to za obyczaje?! - Kobieta zasłaniała piersi i  łono przed wzrokiem służebnych.

- Daruj pani, ale my tak przyzwyczajone, mamy nakazane, nie pytać, ale czym prędzej rozodziewać niewiastę, którą nam przyprowadzą...

- Tak, pani. Często nam się pannice, oj, już nie panice, wyrywają, mocują... czasem trza wołać pachołka... alibo i kilku!

- To teraz nie wołajcie żadnych obwiesi! Sama się ukąpię...

Dziewczyny z zazdrością spozierały na Marthę.

- Pani... piękna jesteś!

- I masz czym dychać! Nie dziwota, że książę cię sobie upatrzył... do łoża!

- Miłe z was dziewki... Ale wam takoż niczego nie brakuje. A może i wy musiałyście służyć w książęcej łożnicy???

Panny zmieszały się i zarumieniły.

- Cóż... nic nie rzekniecie? Pojęłam. Pewnie nie raz każda z was była tam wzywana. Może jakoweś rady z książęcej alkowy mi podarujecie?

Wyższa i starsza, Ana, szepnęła:

- Pani... to ja radzę być w pełni uległą... książę to uwielbia.

- I jeszcze jedno... - ośmieliła się niższa, Helen, choć jej głos zdradzał spore zmieszanie. - Pan lubi patrzeć... patrzeć jak niewiasta... jak niewiasta... sama sobie robi dobrze...

- O Matko! - wyrwało się Marthcie.

Ana pomagała w myciu. Nachyliła się do ucha Marthy.

- Pani, uważaj na tę niszę w ścianie. Stamtąd lubi podglądać kąpane białogłowy, Rodryk, prawa ręka księcia, ale to szuja, przebrzydły charakter...

- Dzięki!

Kobieta zrazu okryła swe nagie piersi i zanurzyła je pod powierzchnią spienionej wody.
Z czasem jednak poczuła, że wydaje się jej to dość podniecające.

"Ach ty łajdaku! Chcesz sobie popatrzeć, na to co twój pan będzie sobie dziś używał? A bardzo proszę! Zobacz sobie, jak okazałe i kształtne są moje cycki! I tak to nie dla cię! Nie dla psa kiełbasa!"

Po czym Martha wstała i myła się już w pozycji na stojąco. Celowo, bardzo powoli szorowała swe piersi z każdej strony, szczególnie w rowku pod nimi... Potem przyszedł czas na łono. Myła je niezwykle starannie, aż zdało jej się, że służki przypatrują się w podejrzany sposób.

"A gap się pomagierze tłuściocha, jak dama myje sobie psioszkę... Widzisz, jak delikatnie suwają się palce po mych wargach? Zapewne nigdy nie widziałeś, by w tym miejscu białogłowa była wystrzyżona i miała jeno pasek kędziorków... Zapewne chciałbyś skorzystać z mojej szczelinki... Tak zadbanej, świeżej... zapewne oczyma wyobraźni już widzisz, jak mierzysz tam swym sztylecikiem? Ulokowałbyś go tam sobie... ani chybi! Ale... kiełbasa nie dla psa!"

- Dziewoje miłe, jużem ukąpana. Rada, nie rada, taka ma dola, że czas na mnie do alkowy książęcej... dalibóg, nie wiem, co tam mnie czeka...

- Pani, tu jest dla cię wyrychtowana suknia ślubna, ale Rodryk nakazał nam, byśmy cię oblekły w twą suknię. Też biała, ale ileż szykowniejsza.

- Ze złotą nicią! Musiała kosztować krocie! Zdradź nam pani, gdzieś owo cudo posiadła?

- Dzięki moje panny za takie pochwały! Kupiec frankoński mi ją przywiózł. Zza morza. Znacie się kumoszki na sukniach... rzeczywiście sporo złota za nią kupiec zaśpiewał...

***

Alkowa młodego księcia tonęła w mroku, rozbijanym przez trzy pochodnie i kilka świec porozstawianych na podłodze i w świecznikach. Tworzyło to iście magiczny nastrój. Posypane wonne kwiecie miło drażniło zmysł węchu.

- Wyglądasz pięknie moja pani! Niczym pogańska bogini, których rzeźby ostały się po starożytnych Rzymianach!

- Dzięki ci, o panie. - Martha pokłoniła się kornie.

- Miło mi, żeś przybyła do mej łożnicy, prosto z kaplicy, gdzie odbyły się zaślubiny!

"A więc już gra! Jest w tym coś podniecającego! Zatem ja też zacznę! Nie powiem, że bez przyjemności!"

- Panie... mój, wiem, że to twe prawo, ale... błagam cię uniżenie, oszczędź mój wianek... ostaw go dla mego pana męża...

- Ha ha! Lubię, jak o coś proszą mnie białogłowy! A już dziewice, to zwłaszcza! No nie wiem, nie wiem...

"Ciekawe, jaką gierkę ze mną podejmie? Aż mu się świecą oczka! Rozpustnik!"

- Panie, uczynię, co zechcesz, bylem jeno mogła uchować swą cnotę... Wszak mój pan mąż, nawet nie widział jeszcze mego łona, a tu ktoś przed nim, posiadłby mnie... me dziewictwo...

"Jakże to jest podniecające! Błagać! Korzyć się! I... udawać dziewicę!"

- Hm... cóż... wobec tego, gotowem przemyśleć jeszcze me prawa... Skoro prawisz, że uczynisz, co zechcę... Zatem, niech i tak będzie... Oto mam życzenie, abyś czyniła to, co niezamężne kobiety czynią w swych łożach, nie mogąc się doczekać zamążpójścia... i rolę męża, przejmują ich własne rączęta!

"A więc prawdę prawiły dziewki służebne! Ten sprośny wieprz, chce popatrzeć, jak sama ze sobą się zabawiam..."

- Panie... wiedz, żem prawą wyznawczynią naszego Kościoła, a ten takich praktyk broni! Słusznie, grzesznymi je zowiąc.

"Ciekawe, jak wybrniesz z tego lubieżny capie! Ale już widzę, jak świecą ci się oczka! Lubisz, jak musisz pokonywać przeszkody rzucane niewieścią ręką."

- Cóż pani... w ten sposób sama sobie odmawiasz szansy...

"Dobry jesteś spaślaku, w takie gierki! Też mnie to rajcuje!"

- Cóż... zatem wyznam swą skrytą tajemnicę... gdy pozostawałam sama w komnacie... zdarzało się, że uchylałam sukni... i... oczekiwane męskie dłonie, zastępowałam swoimi...

- Wyznawaj pani... wyznawaj... i jakżeż to poczynały sobie pani rączki?

"Ależ cudnie być tak dopytywaną! Ależ to rajcuje!"

- Panie... wstyd odbiera mi mowę...

- Ależ droga niewiasto, wiesz, co cię czeka... a może ja będę sporo sroższy dla mało spolegliwej białki?!

- Tak, tak... już prawię, co trza... Oto... chwytałam w swe dłonie me obie piersi... tak, jakby to czynił mężczyzna, młody, jurny, pobudzony...  

"Cóż za przyjemność, tak wyjawiać najskrytsze tajemnice..."

- I cóż czyni ów jurny samczyk?

- Cóż... mocno obejmuje... ściska, wręcz gniecie me cycunie...

- Tylko cycunie?!

- Nie tylko... wkłada rękę pod suknię!

- Dość opowieści! Chcę to ujrzeć!

"Jeszcze nigdy nie pieściłam się na oczach mężczyzny... co za wstyd... a zdrugiej strony... jakżesz to podniecające! Mam sama sobie ściskać cycki, podczas, gdy ten sprośny knur będzie się temu przyglądał!"

Nie zdejmując sukni, chwyciła piersi dłońmi. Gdy ujmowała je, materiał zgrabnie eksponował ich kształty. Bawiła się nimi, jakby badała je, jak wyrostek, który pierwszy raz dotyka biustu dziewczyny.

Theodor sapał.

- Czyż to nie ujmujący widok, gdy białogłowa sama siebie obmacuje. Stęskniona już swego pana męża, na którego poślubienie dopiero czeka. Pewnie coś tam sobie wtedy pomrukuje pod nosem!

"Rozpustniku! Wiesz, co znaczy granie postaci! Wiesz doskonale, jak to smakuje!"

Martha silniej chwyciła się za piersi.

- Ach... mój ty oblubieńcu! Kiedyżże wreszcie to ty mnie tak chwycisz! Już nie mogę się doczekać, kiedy zostanę żoną! Będziesz mógł wyczyniać z moimi cyckami, czego tylko zapragniesz!

Po czym klępnęła się sama w tyłek, który uprzednio wypięła jak do klapsów.

- Achh! Nie tylko cycunie będą do twej dyspozycji!

Wreszcie włożyła dłoń pod suknię i sięgnęła ud.

- Wszystko! Najintymniejsze zakątki mego ciała, będą służyły dla twej uciechy, mój przyszły mężu! Aaaachhh!

Syn księcia był wniebowzięty.
"Psiakość! Jeszcze żadna z dziewek, nawet te najbystrzejsze, nie wczuwały się tak w swe role jak ona!"


- Moja droga... ale suknię to w takich sytuacjach chyba się z siebie rozodziewa?

Martha kiwnęła głową.
- Jesteś panie praw... absolutnie.

Jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki, rozpięła broszę. Zsunęła suknię z góry, obnażając biust.
"Na toś pewnie nie mógł się doczekać, mimo tej gry. Na to, aż ujrzysz moje cycki!"

Theodor nie powstrzymał emocji.
- Ależ dorodne! Piękne! Czy twój mężuś widział je przed ślubem?!

"No piękna gra! Ciekawe kto nią się bawi bardziej? Ja? Czy on?! Teraz jawi się genialny moment, by wykazać swą cnotliwość i dramat srogiego prawa pierwszej nocy."

- Panie! Ależ w żadnym wypadku! Jam bogobojna i cna chrześcijanka! Nigdy bym na to nie zezwoliła, by mój, wówczas przyszły mąż, zaglądał pod mą suknię! A już zwłaszcza, spozierał na me nagie piersi!

- Takiej odpowiedzi żem pożądał! Że twój mężuś nie widział jeszcze twych skarbów! Ni cyców, ni piczy! Tym bardziej nie wsuwał ci swych łap pod kiecę? Prawda?

- Prawda absolutna! Gdzież ja, pobożna i cnotliwa, wierna kościołowi, mogłabym pomysleć choćby o takim bezeceństwie... Ręce żadnego z mężów nie zagościły pod mą spódnicą...

"Jesteś świetna! Wczułaś się w swą rolę, że gotówem przysiąc, żeś właśnie z uczty weselnej została do mnie doprowadzona! I żeś nieskalana jak jakaś kościelna święta! Oj, takie właśnie najpyszniej smakują!"

- No to dzierlatko, baw się tymi twoimi wielkimi cycuchami, których nie widział biedny mężuś!

Martha wręcz nie mogła się doczekać, kiedy rozpocznie pokaz.
Najpierw podłożyła dłonie pod piersi i jakby je ważyła.

- Widzisz, mój mężusiu - celowo użyła sformułowania przywołanego przez Theodora - nawet nie wiesz, że twa żoneczka ma takie obfite cycuszki...

Następnie posuwistymi, okrężnymi ruchami rąk, pieściła je delikatnie. Wzdychając cichutko.

- Achh... ach... gdybyż to były twe mocarne dłonie!

Potem starała się jakby objąć każdą pierś dłonią. Lecz okazywały się za duże.

- Widzisz mój luby, są zbyt duże, byś je pomieścił w ręce... Czy na pewno zechcesz niewiastę ze zbyt dużymi cycuniami?

Theodor aż zaklasnął.
Zaraz potem rozdziawił gębę, gdy zobaczył jak Martha po wypieszczeniu sutka opuszkami palców, zagarnęła go do ust i zaczęła ssać.

- Oż choroba! - mruknął po nosem. "Zaraz jeszcze mocniej ci possę!"

Kobieta z pasją gładziła swe piersi, co rusz chwytając je do ust.
- Ach... mój mężulku, że też to nie ty masujesz moje piersiątka... nie gnieciesz ich...

Syn władcy rozpalił się.
- A teraz rączka między nogi!

Martha zadrżała. Zawstydziła się pod wpływem tak nagłego i zdrożnego polecenia.

"O Matko! Raptus z ciebie spaślaku! Lecz cóż... taki pokaz może być wielce namiętny..."

- Panie... jako rzekłam, gotowam na twe rozkazy... ale ten, tak srogo wydałeś...  

Surowy wzrok możnowładcy nie pozostawiał pola na droczenie się.
Kobieta chwyciła za suknię i powoli unosiła ją ku górze. Prawa dłoń damy zręcznie wsunęła się pod materiał i trafiła na wrażliwe miejsce.

- Ach... - wzdychała Martha. - Że też mój mężusiu to nie ty wkładasz rękę pod mą suknię... może nawet nie będzie ci dane, byś jako pierwszy dotknął mego łona.

Theodor zagryzał zęby.
"No pewnie! No pewnie, głupia dziewko, że nie będzie mu dane, jako pierwszemu, nie tylko dotknąć ale i zamoczyć! Ha ha!" - zaśmiał się w duchu, zdumiony że tak mocno wczuł się w sytuację.

Tymczasem Martha pieściła się namiętnie.

- Aaaa... aachh... aaaa...

- W górę kiecę! Do stu tysięcy diabłów! Chcę to widzieć! - krzyknął rozogniony diuk.

Drżące ręce kobiety podsunęły suknię wyżej. Theodor wreszcie mógł dostrzec zgrabną, kobiecą dłoń miedzy udami. Poruszała się powoli...

Władca nie wytrzymał. Jakaś siła zmuszała go by podejść jak najbliżej, by jak najlepiej obserwować kapitalne widowisko.

Ciężko stąpał, jak na otyłego mężczyznę przystało. Sapał, idąc w kierunku zmieszanej Marthy.

- Szerzej nogi! - polecił rozgniewany, gdy zobaczył, że kobieta stara się mu zmniejszyć pole obserwacji.

Gdy skonsternowana kobieta, po krótkiej chwili wahania, spełniła polecenie feudała i rozchyliła uda, oczom Theodora ukazała się fantastyczna scenka. Paluszek dziewoi raźno hasał po szparce, sądząc po jej minie, sprawiawszy niemałą przyjemność.

Najwyraźniej, nie mniej rozkoszne doznania wzbudzał ów widok u diuka.

- Mocniej! - ponaglał ją.

Martha posłuchała się władcy. Przyspieszyła ruchy palca.
Jednocześnie otworzyła usta, jakby w niemym krzyku i wygięła się do tyłu, jak kotka.
Pieściła się w tak szybkim tempie, że Theodor odniósł wrażenie, że niewiasta przetrze swą kobiecość.

- Oooo! Ooooo! - jęczała.

- O tak! Tak! - zakrzyknął rozgorączkowany możny. - A teraz... wsadź palce do cipy!

Kobietę przeszył kolejny dreszcz.
Natychmiast posłusznie wypełniła zadanie. Dwa palce wjechały w jej cipkę.

- Achhh! - krzyknęła, jakby została zaskoczona taką agresją.

Wsuwała palce w tę i we wtę. Symulowała ruchy frykcyje wyjątkowo realistycznie, przy tym z niesamowitą gracją.

- Aaaaa... aaaaaa... aaaaaa!

Martha wbijała palce głęboko i energicznie.

- Ach... mój miły! Nawet nie wiesz, że w hołdzie dla ciebie to czynię! Aaaaa... aaaa! Wyobrażam sobie, że to twa męskość tęgo dźga me łono!

Theodor aż mlaskał z zachwytu.

- A wyobrażaj sobie damulko, wyobrażaj że to mężusiowa kutasina... Tymczasem zaraz tam się pojawi prawdziwy kutas, prawdziwego rycerza!

Rozpalony mężczyzna natychmiast zaczął rozpinać pas.

- Panie, ach nie! Wszak mówiłeś, że jeśli na twych oczach zrobię, to co zrobiłam, rozważysz zaniechanie mnie...

- I rozważyłem. Nie zaniecham!

-O mój Boże! Ach ja biedna! Chcesz mnie panie pozbawić cnoty, przed mym mężem?!

Martha grała swą rolę przekonująco. Wznosiła oczy ku niebu, załamywała ręce.
Syn księcia był wniebowzięty. Tym bardziej się nakręcał.

- Dziewko! Pewnie, że chcę! I to mnie jara najbardziej! Że twój mężuś dostanie połowicę już rozdziewiczoną!

- Panie, jakże to tak można...? - biadoliła, autentycznie chlipiąc.

- Można, mocą prawa! To mi się należy przywilej zdeflorowania cię! To moja buława ma rozpieczętować ten skarb!

Marthę szalenie podniecała taka gierka słowna. An myślała jej zaprzestać.

- Ach panie! Jestem przerażona! Toż to takie okrutne, by obcy mężczyzna miał mnie jako pierwszy... by jako pierwszy wdzierał się w me łono...

- Dura lex...! Sama dokończ pani, ponoć żeś oczytana... Ale to słodkie prawo! To ja mam przywilej rozdarcia twej błony dziewiczej! Patrzenia w twą twarz, gdy ów akt się dokonywa. A mężuś... cóż... otrzyma białkę bez hymenu!

Kobieta nie przestawała załamywania rąk...

- Srogie to prawo... okrutne... a tyś panie, jeszcze okrutniejszy. Nielitościwy... Zatem przyjdzie mi jedno... oddać ci mój wianek...

Theodor zatarł ręce.
"Tę chwilę kocham najbardziej. Gdy przerażona dziewka, zaczyna rozumieć, że jedyne wyjście, to mi ulec! To posłusznie rozłożyć nogi!"

- Rozsądnie prawisz. Ułóż się wygodnie w moim łożu i podciągnij suknię.

Martha nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła najbardziej podniecającego ją wątku.
Udała wielce przerażoną.

- Panie! A co jeśli spłodzisz mi dziecię???

Taka perspektywa rozpalała syna księcia.

- Ano tak to jest. Kto to wie, ile osesków mego dzieła, właśnie ssie cycki swych matek? Jedno w tę, jedno w tę... Bękarty były, są i będą... A jeśli mojego będzie wychowywał twój mężulek... to miła memu sercu droga... Zatem, cóż, chętnie uczynię cię brzemienną! Ha ha ha!

- Panie...nie...

Kobieta genialnie grała zrozpaczoną.

- Chyżo moja dziewko! Do łoża!

Martha, z opuszczoną głową, powoli, udawała się we wskazane miejsce.
Zrezygnowana ułożyła się na plecach, po czym podciągnęła suknię do kolan.

Władca, z tryumfalnym błyskiem w oku, stanął nad nią i patrzył z góry.

- Wyżej kieca!

Kobieta podciągnęła materiał do połowy ud.

-Wyżej! Chcę widzieć twe łono!

"Ech, ty sprośny wieprzu! Chcesz obejrzeć sobie moją cipkę, zanim wbijesz tam swoj mieczyk... A popatrz sobie... pewnie nie widziałeś nigdy tak zadbanej piczki..."

Podciągnęła suknię wysoko. Możnowładca zdołał dostrzec pionową kreskę.

- Rozłóż nogi! Szeroko!

Martha udała, że się potwornie krępuje. Zamarkowała rozchylanie ud, ale rozsunęła je ledwie o cal...

- Ach, ty cnotko! Pierwszy raz rozwierasz nóżęta przed mężem. To miłe... lubię, jak się wtedy dziewka kryguje! - Zaśmiał się. - Możesz uchylać swego sekretu powoli... Możesz. Ale nie przestawaj rozpościerać swych aksamitnych nóżek.

Cedził słowa powoli, jakby napawając się wstydem dziewiczym.

Kobieta oblała się rumieńcem.

- Panie... ach... cóż to dla mnie za sromota...

"Czyż nie to cię tłusty capie rozpala?! Czyż nie strach dziewicy przed utratą swego najcenniejszego skarbu?"

Wreszcie rozchyliła uda szeroko, jakby manifestując - "Zapraszam panie... zapraszam do uczty..."

Syn księcia, jakby chcąc napawać się swą władzą, uchwycił Marthę za krocze.

- Ach! Panie... - zakrzyknęła z przestrachem.

Theodor oblizał się lubieżnie, po czym wsunął palec wskazujący w kobiecą norkę.

- Ojej! Panie! - jeszcze głośniej krzyknęła niewiasta.

"I co, sprośny prosiaku, zadziwiłeś się, jakem ciasna?!"

- Mmmm... takie lubię! Wąskie kuciapki cnotek! Do zdeflorowania! Do rozepchania!

Wykonał kilka ruchów palcem, symulując ruchy frykcyjne.

- Aaaa... aaach! - jęknęła Martha.

- O tak! Szykuj swoją dziewiczą psioszkę do przyjęcia czegoś większego od palca!

"No ciekawe, czym tam jego otyła wielmożność wypełnia portki? Ale, co by nie było, i tak podniosę srogi lament z powodu olbrzymmich rozmiarów tarana, rychtującego się do deflorowania mojej wąziuteńkiej kuciapki..."

Rycerz pogmerał przy spodniach, po czym wygrzebał z nich przeciętnej wielkości męskość.

- Boże mój umiłowany! Co za potwór! Błagam, nie! Książę, on jest za duży na mą niewieścią dziurkę!

Schlebiło księciu takie zawołanie. Wyraźnie schlebiło. Na jego twarzy rozlał się promienny i szeroki uśmiech.

- Nie bój się, moja pani. Nie z takimi ciasnymi dziurkami sobie radził! Ten oręż jest zaprawiony w boju! Zwłaszcza z cnotkami! Ha ha ha! Niejedne wrota ów taran szturmował... niejedną świątynię złupił!

Wysapawszy swą kwestię, począł włazić na przerażoną kobietę.

- Panie... nie...

"Góra mięsa się na mnie gramoli... poczuję na sobie solidnie ciężar mężczyzny... oj... poczuję..."

- Panie... jeszcze możesz mnie zaniechać... - biadała Martha.


- Mogę... ale ani o tym myślę! - zipał.

- Panie... pomyśl o mym biednym mężu... któremu się ostanie białogłowa... popsowana... - żałosliwie desperowała.

- Ale, rzecz w tym - dyszał władca - że ja o nim właśnie myślę... właśnie o tym, że to ja osobiście... - łapał tchu - żoneczkę mu popsowam!

"Matko! Ależ ja się wczułam w tę rolę! Ależ ten dialog mnie podnieca! Wydaje mi się, jakbym rzeczywiście została wydarta jakiemuś mężulkowi..."

Mężczyzna ulokował się wygodnie na swej zdobyczy. Zmusił Marthę, by jeszcze szerzej rozchyliła uda. Łyknął chaust powietrza, po czym, bez ostrzeżenia, naparł swą kuśką na obnażoną cipkę.

- Ach! Ja biedna! Panie... oszczędź mą cnotę!

Theodor, pocierając żołędzią o wargi sromowe, sapał.

- Nie oszczędzę! Trafiłaś gołąbeczko w me szpony... już cię nie wypuszczę. Wezmę, co według prawa, do mnie przynależy!

Martha udała, że próbuje zrzucić z siebie ciężkiego mężczyznę, jednak będąc przyszpiloną, mogła jedynie manifestować wolę oporu.

- Nie... nie... proszę...

- Widzisz dziewko! Nie tak łatwo wysadzić mnie z siodła! - Theodor chcąc zademonstrować swój ciężar, całą sobą oparł się na kobiecie.

- Ach... nie! Zagnieciesz mnie panie... - utyskiwała Martha.
"Pod takim kopcem sadła każda drobna dziewka mogłaby wyzionąć ducha!"

- Lubię dziewki, które opór stawią! A jeszcze bardziej lubuje się w tego oporu łamaniu! I przymuszaniu dziewek do uległości!

- Panie... ledwie zipię! Sfolguj... bo ducha wyzionę! - niemal łkała.

- Zatem poddajesz się?! Będziesz mi już spolegliwą?! - wysyczał.

- Azaliż mam inne wyjście? Będę...

- O tak! Powtórz to wyraźnie, niech się tym nasycę!

- Będę... będę spolegliwą... będę ci uległą...

- Jeszcze raz!

- Panie... będę posłuszną... i uległą... w pełni uległą...

"Tak! Tak! Chcę być ci uległą! Chcę być tak zmuszoną, sprowadzoną do uległości! Zupełnej uległości! Posiądź mnie..."

- To lubię! - Theodor mlaskał wpychając główkę swej kuśki w ciasną norkę.

- Ach... ach! - wzdychała kobieta. - Oto bierzesz, mój panie, me dziewictwo...

W ślad za główką, w głąb wąskiego tunelu, podążył trzon męskości Theodora.
Martha silnie poczuła rozpychanie ścianek pochwy.

"Ależ bosko jest czuć go w sobie... tak samo cudnie, jak grać dziewicę..."

-Ach! Panie! Ależ mocno wszedłeś we mnie! Aż boli! Naparłeś na mą dziewiczą błonkę!

Takie wyznania doprowadzały możnego do ekstazy. Natarł z całej siły, jakby chciał przeszyć kobietę na wylot.

- Tak! Tak! Rozpruję twój hymen, jak ostra włócznia harata wroga bez zbroi!

Po czym wycofał się i znów przystąpił do gwałtownego szturmu.

- Auuaaa! Panie! Uczyniłeś to! Posiadłeś mnie. Odebrałeś mi dziewictwo!

- Tak! Tak! Ius primae noctis zostało wypełnione!

- Ach mój biedny mężuś, dostanie mnie taką... rozpieczętowaną... popsowaną...

- Nic to. W dowód łaski pozwolę mu złowić jednego jelenia z mych lasów. Tak jak i innym mężulkom pozwalałem na to, na otarcie łez. Kto wie, może po wiekach, będą mówić o takich mężach, że przyprawiono im rogi! Ha ha ha!

Ten tekst odnotował 22,366 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.98/10 (13 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (3)

+1
0
Pięknie jest dostawać "jedynki". Jakież to inspirujące do szukania mankamentów - cóż takiego czytelnikom nie podoba się, aż tak bardzo?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A ja bardzo lubię Twoje opowiadania, w szczególności wdzięczne opisy damskiej gustownej garderoby i figlarne kokieterię 🙂. Aż chciałoby się przeczytać wcześniejsze losy panien służebnych, co za tajemnice skrywały za swoimi fartuszkami 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Może niektórzy myślą że im mniej tym lepiej. Tak chyba oceniają w Niemczech piłkarzy bundesligi :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.