Remont u Marty
17 stycznia 2019
Remont
Szacowany czas lektury: 17 min
Wcześniej sceny końcowe nie były dość rozbudowane, jednak na prośby czytelników - rozwinęłam je trochę :)
Postanowiłam wyremontować mój mały, drewniany domek. Zamówiłam trzyosobową ekipę. Majster Stanisław, dobrze po czterdziestce, dowodził dwoma młodzieńcami, tuż po zawodówce: Januszem i chłopakiem, na którego wołali Cygan albo Bandziorek. Do wyremontowania kwalifikowały się wszystkie pomieszczenia, także dach i komin.
Mężczyźni od początku wodzili za mną wzrokiem, co nie powiem, schlebiało mi nieustannie. Taka elegancka lalunia jak ja, musiała działać na ich zmysły. Pewnie jako wypindrzona damula, wykształcona, do tego nauczycielka – czyli z wyższym statusem społecznym na wsi – musiałam wydawać się dla nich nieosiągalna. Tym większą wyzwalało to we mnie ochotę – kuszenia ich, podniecania…
Już pierwszego dnia, gdy postawili rusztowania, poprosili, żebym tam weszła i podjęła ważną decyzję w sprawie dachu.
Z góry pokrzykiwał do mnie majster, a chłopcy trzymali drabinę. Tego dnia akurat założyłam rozkloszowaną spódnicę, więc wydało mi się oczywiste, że chodzi im wyłącznie o jedno. By młodzi mogli się napatrzeć do woli… Oczywiście zaprotestowałam. Powiedziałam, że właśnie wróciłam i muszę się przebrać. Jednak rozochoceni mężczyźni nie dawali za wygraną. Twierdzili, że sprawa jest nad wyraz pilna. Uległam.
Powolutku i ostrożnie stawiałam stopy w szpilkach na kolejnych szczeblach. Trudno się wspinać w butach na wysokim obcasie. Kątem oka widziałam, jak chłopcy się niecierpliwią, żądni ciekawych widoków. Muszę przyznać, że jednocześnie peszyło mnie to i podniecało. Zwłaszcza, że akurat miałam na sobie pończoszki, cieliste, zakończone szerokimi manszetami.
Pewnie je zobaczą – myślałam z ekscytacją, a oni rzeczywiście gapili się bezczelnie. Im wyżej się wspinałam, tym stawali się odważniejsi i coraz śmielej starali się podejrzeć jak najwięcej. Oczywiście udawałam, że tego nie dostrzegam. Zastanawiałam się, czy dojrzą moje majtki? Miałam na sobie skąpe i cienkie stringi. Ale czerwona koronka kontrastowała z jasnymi pończochami, więc niewątpliwie musiała przykuć uwagę. Gdy już byłam na górze, usłyszałam jak szepczą coś między sobą. Z trudem wyławiałam słowa.
– Patrz, jakie pończochy! – W głosie Janusza pobrzmiewało wielkie zdziwienie.
– Takie fatałaszki to noszą dziwki, co stoją w lesie na parkingu. Albo może bardziej zawodowe kurwy w burdelach. – Tonem znawcy wypowiadał się Cygan.
Ależ podnieciła mnie ta ocena. Zupełnie nie pojmowałam, dlaczego użycie mocnych słów “dziwki” i “kurwy”, podniecało mnie w tym kontekście.
– Widziałeś jej majtki?
– Nie… A ty, zobaczyłeś coś?
– Pewnie, ale… słabo. Jak będzie schodzić, trzeba się lepiej przyjrzeć.
Dopiero stojąc na górze, poczułam siłę wiatru. Niczym żaglem łopotał moją spódniczką. Oczywiście ku uciesze młodzieńców na dole. Jedną ręką chwyciłam rusztowanie, żeby nie spaść, drugą przytrzymywałam niesforną kieckę. Majster też rechotał, widząc moje nieudolne wysiłki.
– Oj paniusiu, tu jest chybotliwa deska, musisz złapać się obiema rekami. – Doradzał z rubasznym uśmiechem.
Nie było innej rady, przytrzymałam się też drugą dłonią. Oswobodzona spódniczka fruwała już teraz jak chciała, a chłopcy bezkarnie wpatrywali się w to, co zwykle zakrywała.
– Teraz widzę! Ma czerwone majtki!
– To stringi! – Ucieszył się Bandziorek, kiedy spódnicę podwiało szczególnie wysoko. – Jak będzie schodzić, może przez cienki materiał, uda się zobaczyć jej szparkę!
Coraz bardziej zatrważały mnie ich pogwarki, ale też jeszcze bardziej podniecały. Gdy na dachu rozmawiałam z majstrem o jakimś wyimaginowanym problemie, zachwiałam się i straciłam równowagę. Pan Stanisław w porę pochwycił mnie żelaznym uściskiem, ale zrobił to tak, że jedną ręką złapał za pupę, a drugą za biust. Ewidentnie wykorzystał okazję… Z dołu dopingowali go podwładni:
– Majster, trzymaj paniusię tak, żeby nie zleciała! Ha ha…
I tak też mnie trzymał: pewnie i mocno. Czułam jego silne ręce, jedną zaciśniętą na pośladku, drugą na piersi. Wpił się nimi, jakby sprawdzał jędrność mojego ciała. Miałam wrażenie, że zaraz rozerwie materiał.
– Proszę mnie puścić… – poprosiłam nieśmiało. Od razu zadałam sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znajduję. Na tej chybotliwej desce byłam od niego całkowicie zależna. Bez szans na wyrywanie się. Mógł mnie teraz dotykać do woli. Na oczach młodych pomocników. Z pewnością chciał im zaimponować i z pewnością dopiął swego – chłopcy na dole półszeptem komentowali:
- No to wpadła w jego łapska!
- Pomacał sobie, aż miło!
– Już paniusię puszczam – zadeklarował, nie omieszkał jednak na odchodne pomasować mojej pupy i mocniej ścisnąć pierś. Kiedy zaczęłam schodzić, wiatr ponownie załopotał spódniczką, niczym flagą. Aż zaczepiłam nią o jakiś gwóźdź i porwałam ją na sobie! Rozerwany materiał ukazał chłopcom jeszcze więcej. Schodziłam potwornie speszona, zwłaszcza gdy słyszałam szepty robotników:
– Patrz, czy przez majtki nie przebija jej psitka!
Aż drżałam stawiając stopy na kolejnych szczeblach. Sama nie wiem, czy bardziej z zawstydzenia, czy z podniecenia. Bardzo mnie to nakręcało. Im niżej schodziłam, tym bardziej chciałam, żeby przez prześwitującą koronkę obcisłych stringów zobaczyli zarys warg sromowych.
– Ty! Tam widać jej cipkę! Chyba jest wygolona…
O tak, gnojki… Podniecajcie się! Niech wam stają te wasze młode fiutki…
W ten sposób, przy każdej niemal okazji, robotnicy wzywali mnie, żebym wchodziła na rusztowanie. Każdego dnia znajdowali taki czy inny, najczęściej śmiesznie błahy, powód. Oczywiście, dbali, żebym nie spadła – na dole zawsze stało dwóch trzymających drabinę. O dziwo, problemy z dachem czy ścianami pojawiały się akurat wtedy, kiedy miałam na sobie spódnicę, nigdy, gdy ubrałam spodnie.
Często też zaskakiwali mnie, przychodząc niespodzianie wcześnie rano. Otwierałam im wtedy drzwi, ubrana jedynie w szlafrok oraz koszulkę. Bywało, że szlafroczek rozwiązywał się nieco… Mieli okazję oglądać moje koszulki do spania. A to tę bardzo króciutką, a to tę z dużym dekoltem (majster musiał mi wtedy koniecznie coś powiedzieć na ucho), a to koronkową, niezwykle prześwitującą (Janusz dosłownie rozdziawił gębę), zbyt mocno ukazującą kształt mego biustu i prześwitujące sutki.
Potem przechodziłam zwykle do łazienki i tu przyznaję, często zdarzało mi się zostawiać, niedostatecznie zasłonięte zasłonki w oknie. Przypadek sprawiał, że panowie akurat wtedy mieli do wykonania jakieś prace w pobliżu i zaskakująco często kręcili się przy moim oknie. Kręcili? To mało trafne określenie. Czatowali!
Zwyczajowo brałam prysznic. Lubię długie prysznice. Bardzo długie. Dokładnie myję wszystkie zakątki swojego ciała, zwykle odwrócona tyłem do okna.
Często dobiegały mnie stamtąd przytłumione komentarze chłopaków. Wypowiadane oczywiście szeptem, ale okno miało małą szczelinę, więc swobodnie mogłam je słyszeć.
– Jeju! Ale ona ma dupę! Jak malowanie! Taką dużą! I zgrabną!
- Fajnie byłoby jej tak kołatnąć mocnego klapsa w ten śliczny, goły zadek!
– No, kurna… mogłaby się suczka odwrócić przodem!
Domyślałam się, że czyhają na moment, kiedy uda im się zobaczyć moje obnażone piersi. Celowo się z tym nie spieszyłam. Zazwyczaj musieli obejść się smakiem: brałam ręcznik i szybko się nim okrywałam. Z czasem ośmielałam się. Wręcz poczułam ochotę by mnie bardziej podejrzeli. Raz i drugi celowo mignęłam im nagim biustem. Miło było wówczas usłyszeć szmer za oknem.
- Jezuśku! Ale ona ma cycki!
- Kuźwa! Jakie wielkie! Balony! Ale by ją tak złapać ze te cyce!
- No kształtne! Aż się same proszą o zmacanie!
Takie komplementy – pogróżki niesłychanie mnie podniecały. Czułam wtedy, że wręcz chcę by je dokładnie obejrzeli. A jeszcze dokładniej… zmacali! O tak! Dotyklali, ściskali… Gnietli!
Po prysznicu celebrowałam ubieranie się. Przesadnie długo nakładałam pończochy, a zawsze je zakładałam! Powoli naciągałam nylonki na nogi, wysoko podnosząc stopy. Zyskiwałam na czasie układając je, następnie sprawdzając, czy równo leżą, zwłaszcza szew z tyłu… Nadsłuchując szeptów zza okna, skonstatowałam, że to chyba najulubieńszy moment panów. Gwizdali sobie wtedy, wzdychali głośno i wygłaszali najbardziej dosadne komentarze.
– Ale ma nózie! Nie dość, że zgrabniusie, to jeszcze bosko wyglądają w tych pończochach! Stworzone do rozkładania ich! – Bandziorek prawił rozmarzonym tonem.
– Chciałbyś, żeby rozłożyła przed tobą, frajerze. Nie dla pasa kiełbasa! – Janusz reagował podniesionym głosem.
– A ciekawe, przed jakimi frajerami je rozkłada?! – zadumał się Stanisław.
Zdania o rozkładania przeze mnie nóg, działały na mnie szczególnie. Co oni sobie myślą o samotnej, dojrzałej nauczycielce? – zastanawiałam się – wyobrażają sobie elegancą damulkę rozkładającą szeroko nogi, oczywiście w pończochach? Ale przed kim? Przed dyrektorem szkoły? Tym podtatusiałym gamoniem? A może przed panem Tadziem, listonoszem? A może przed samym księdzem proboszczem? Opasłym tłuściochem, sapiącym głośno… Cóż… niewątpliwie chcieliby wiedzieć, który z nich mnie przeleciał?
Gdy zakładałam spódnicę, długo przeglądałam się w lustrze. Potem, bardzo często, zmieniałam zdanie co do kreacji i zamiast, na przykład, granatowej kiecki, zakładałam czerwoną. Zamiana spódnicy zazwyczaj pociągała za sobą zmianę pończoch. A mam ich cały arsenał: cieliste, czarne, grafitowe, brązowe, beżowe, a nawet białe. Teatr z układaniem pończoch zaczynał się od nowa.
Zamiana spódnicy pociągała też zazwyczaj zmianę bluzki, a to z kolei, bardzo często, zamianę stanika. Ten moment: zakładanie i zapinanie biustonosza, też celebrowałam dość długo; przeglądałam się w lustrze, patrzyłam jak stanik leży na biuście, jak go unosi. Wtedy też za oknem słyszałam bardziej rozemocjonowane głosy, a nawet widziałam na szybie rozpłaszczone nosy. Oczywiście starałam się stać tyłem, żeby tylko narobić im smaka na moje piersi.
Gdy już wysztafirowana, kręcąc tyłeczkiem, opuszczałam dom, żegnały mnie komentarze pełne komplementów.
– Ależ pani nauczycielka dziś odsztafirowana! Prawdziwna eligantka! Jest na czym oko zawiesić! Niejednemu chłopu może pani w głowie zawrócić! – komentował Stanisław.
- Uczniowie nie będą myśleli o lekcjach! – szyderczo rzucił Cygan.
Rumieniąc się, wylewnie dziękowałam za komplementy, które, przyznaję, sprawiały mi sporą frajdę.
- Panowie… ależ wy jesteście mili… prawdziwi z was dżentelmeni! A ja jestem jedynie skromną nauczycielką. Ale… o czymże takim mają mysleć moi uczniowie? – kokietowałam.
Odpowiedzi nie dosłyszałam. Bandziorek cedził ją między zębami. Ale mogłam się domyślać. Odniosłam wrażenie, że “skromną nauczycielkę” zastąpiła “wypindrzona suka”, zaś uczniowie mieli mysleć o “wypiętej dupie i wysuniętych do przodu cyckach”…
Kiedy wracałam z pracy, robiłam panom robotnikom kawę i piliśmy ją na werandzie. Bardzo chcieli mnie zagadywać, ale jakby nie mieli pomysłów, albo śmiałości.
– A pani tu tak sama mieszka? – pytał Stanisław.
– Z mamą, tylko mama przebywa obecnie w sanatorium.
– A to nie ma pani męża ani narzeczonego?
– Niestety nie, jestem samotna… – mówiłam tonem zdradzającym, jak bardzo brakuje mi mężczyzny.
Dopytywali, czy oni nie nadawaliby się na kandydatów. Nie tylko z wrodzonej uprzejmości, ale też dla podkręcenia atmosfery, komplementowałam ich:
– Panom niczego nie brakuje… Panowie są tacy przystojni… tacy silni… tacy męscy…
Albo:
- Doskonale się czuję w panów towarzystwie. Pewnie niejedna kobieta mogłaby przez panów zostać zbałamucona! Aż boję się, czy przypadkiem to ja nie zostanę zbałamucona…
Miło było obserwować, jak się wtedy puszą. Brak im jednak było na tyle odwagi, żeby na przyskład, zaprosić mnie na randkę.
Często po męczącej pracy musiałam ucinać sobie poobiednie drzemki. Z lubością informowałam ich, że muszę “pójść do łóżka” lub “przespać się”. Celowo dobierałam te słowa, działały na nich, jak płachta na byka. Szybko meldowali się pod oknem sypialni, ja tymczasem zakładałam jakąś seksowną koszulkę do spania. Kusą, koronkową, prześwitującą. Z lubością podsłuchiwałam ich rozmowy zza okna.
– Ciekawe, czy pani nauczycielka by dała?
Podniecały mnie te prostackie dywagacje.
– Po mojemu, to Marta chętnie by rozłożyła nogi – komentował Cygan – widzicie, jaka z niej kicia, jaka prowokatorka?!
– Oj, nie, na nią w szkole mówią cnotka-niewydymka. Podobno dyrektor ostro ją rwał, ale nie dała mu się przelecieć – nieśmiało wtrącił Janusz.
Szalenie ekscytowały mnie te spekulacje dotyczące mojej reputacji – cnotka czy dziwka?
– A ja słyszałem, że jeździ co wakacje za granicę. Po co by tam jeździła? Na pewno, żeby się puszczać, żeby dawać dupy bogatym frajerom. – Bandziorek chciał koniecznie udowodnić, że ma rację – A teraz się przy nas położyła do łóżka. Po co? Nie żeby którenś teraz tam poszedł i jej przeszorował komin?
– Jak żeś taki mądry, to idź. – Majster zmierzył młodziana surowym wzrokiem.
Aż zadrżałam, gdy usłyszałam kroki w mojej sypialni. Czy Cygan będzie miał tyle odwagi, żeby wtargnąć do mojego łóżka? A jeśli tak, to jak się zachowa? Jak ja sama się zachowam?!
Udawałam, że śpię. Nie zdobył się na to, by władować się do pościeli.
Najpierw, niby nieświadoma, zsunęłam kołdrę, umożliwiając chłopcu przyjrzenie się seksownej koszulce. Wiedziałam, że przez cieniutki, koronkowy materiał, doskonale widzi moje cycki. Że ma je tuż przed nosem.
Poczułam wielką chęć podniecania go. Zastanawiałam się, jakby to uczynić. Przyszło mi do głowy, że mogę odegrać sen erotyczny! Aż ciarki mnie przeszły na tę myśl! Przecież to rozegra się na jego oczach!
Zaczęłam wzdychać, cichutko pojękiwać.
– Och… Oooooch… – Szeptałam „przez sen”. – Nie… nie… ach… proszę… niech mi pan tego nie robi… jestem bezbronną kobietką… proszę mnie nie wykorzystywać… – Odsunęłam kołdrę i przez materiał koszulki pieściłam piersi. – Proszę zostawić mój biust… ależ pan jest brutalny!
Zsunęłam rękę niżej.
– Nie… tylko nie tam… jest pan okrutny… niech pan nie wkłada ręki pod moją spódnicę!
Wzdychałam głośno, jakbym nie mogła się wyzwolić z żelaznego uścisku. Udając, że mój sen wchodzi w bardziej intensywną fazę, odsunęłam kołdrę na bok, a nogi rozłożyłam szeroko, jak podczas stosunku. Wsunęłam dwa palce do cipki.
– O Boże! Co pan robi… chyba nie chce pan mnie zgwałcić…
Dłonią symulowałam ruchy frykcyjne. Jęczałam miarowo, jakby w rytm pchnięć:
– Aaaa… aaaa… aaa… Jest pan taki nielitościwy! Aaaa… aaa… aaa…
Kątem oka patrzyłam na Cygana. Stał przy moim łóżku. Miał rozpięte spodnie i… członka na wierzchu! On też się onanizował!
Zaczęłam jęczeć głośniej.
– Aaaa! Aaaaaaaa… Ach! Jest pan jak zwierzę! Dziki samiec! Jest pan bezwzględny… Taki drapieżny! Jeszcze nikt mnie tak barbarzyńsko nie potraktował…
Cygan był maksymalnie podniecony, trzepał kapucyna jak oszalały. Miałam wielką ochotę poczuć tego chłopaka w swoim łóżku, chciałam go jakoś sprowokować.
– Zdobył mnie pan… dostał wszystko, co chciał… Niech pan teraz przynajmniej uważa, żeby nie zrobić ze mnie mamusi…
Udałam, że nadszedł finał.
– O Boże! Jak tak można!? Skończył pan we mnie…
Mówiąc to , poczułam na sobie fontannę mokrej substancji. Cygan finiszował. Zostałam spryskana po twarzy, biuście, włosach. Sama nie wiem dlaczego sprawiło mi to ogromną przyjemność.
Udałam, że się wybudzam. Chłopak zdążył odskoczyć, ale nie zdążył zapiąć rozporka.
– Co pan robi w mojej sypialni?! – Zawstydzona, okryłam piersi kołdrą.
– Przyszłem mierzyć podłogę… – był potwornie stremowany.
– A już się bałam, że chce pan wtargnąć do mojego łóżka! I dlaczego ma pan rozpięty rozporek?
Ech, gnojku, gdybyś wpakował się do mojej pościeli, mógłbyś sobie nieźle poużywać. Ciekawe jakby to było, zostać “wyryćkaną” przez robotnika we własnym łóżku…
– A spodnie mi tak puściły… to poprawiam… A do łóżka… to… jakby mnie pani zaprosiła… to mogę… ten… wtargnąć. – Uśmiechnął się dziwnie.
Spodobała mi się jego odwaga i ta gierka słowna. Ale oczywiście udałam oburzenie.
– Proszę pana, jest pan chyba nadto śmiały… – nie chciałam go odstraszyć, zastanawiałam się, jak pociągnąć rozmowę, żeby z nim poflirtować. – Sądzi pan, że kobieta tak od razu zaprasza nowopoznanego mężczyznę do łóżka?
Cygan podrapał się w głowę.
– Może jedna tak, druga nie… a pani by zaprosiła? – mimo, że nieco wystraszony, chciał zawadiacko grać kozaka.
–Och, mężczyźni! Myślicie tylko o jednym, jak zbałamucić dziewczynę i zaciągnąć ją do łóżka.
– No bo jak się na panią patrzy, to się myśli o jednym… ale panią to nie trzeba zaciągać… bo pani już jest w łóżku… – Uśmiechnął się szelmowsko.
Patrzcie jaki nicpoń! Podoba mi się jego gierka… faktycznie, już jestem zaciągnięta do łóżka…
– Spryciarz z pana… Dziękuję za komplement… Ale doprawdy, czyżbym istotnie mogła się podobać? – Czułam, że umiejętnie prowadzę gierkę, teraz będzie musiał skomplementować mój wygląd!
Ta rozmowa sprawiała mi niesamowitą przyjemność, zwłaszcza, że leżałam w łóżku i miałam na sobie jedynie koronkową koszulkę.
– Pani to się nam tak podoba, że aż nam staje…
– Że aż co wam staje? – teatralnie zdziwiona dopytywałam, udając nieświadomą.
Pewnie pomyślał: “Głupia cipo, że kutasy nam sterczą jak maszty!” A wydukał:
– Że staje… nam… robota.
Podczas tych wszystkich prac wykorzystywali każdą okazję, żeby się o mnie ocierać, żeby otrzeć się w wąskim przejściu, a to o moją pupę, a to o biust. Widziałam wybrzuszenia w ich spodniach. Dwa razy wręcz celowo pobrudzili mi spódnicę. Wiedzieli, że zaraz pójdę do łazienki, żeby się przebrać.
Raz, niby przypadkiem, jeden złapał mnie za tyłek, brudząc spódnicę jakąś zaprawą. Bardzo przepraszał i zaczął mnie wycierać, ale w taki sposób, żeby tylko mocniej wymacać pupę. Oczywiście udawałam, że nie dostrzegam jego podstępu. Wręcz przeciwnie, wypięłam się mocniej, poddałam pośladki ruchom jego ręki… i serdecznie podziękowałam, że tak dba o mój wygląd. Później pochwalił się kolegom, że zmacał nauczycielkę, aż miło. Pozazdrościli mu i sami częściej zasadzali się na mnie, urządzali swoiste polowanie.
Wychodząc do pracy, celowo zostawiałam w łazience bieliznę. I to zarówno świeżo wypraną, suszącą się na sznurze, jak i już używaną. Najczęściej seksowne, koronkowe stringi leżały na koszu, zostawione niby przypadkiem, w pośpiechu. Podobnie biustonosz. Dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze z delikatnej, prześwitującej koronki. Musiało to działać na ich wyobraźnię. Wiedzieli, że przez taki materiał doskonale widać moje brodawki… i moją szparkę. Chyba dlatego potem tak się nad nimi pastwili. Po moim powrocie ze szkoły i stanik, i majteczki całe się lepiły. Jakby miseczki stanika służyły jako zbiorniczki na spermę… Nie chcę domyślać się, co robili z moimi majteczkami, można było je wręcz wyżymać! Strasznie mnie podniecało, gdy pytałam ich, czy nie wiedzą co się stało, że mój staniczek jest taki mokry. Wtedy tak uroczo, głupawo się uśmiechali i znajdowali wybitnie durne wytłumaczenia. Że na przykład nieśli wodę i się wylała. Natomiast jeszcze bardziej podniecało mnie, gdy po powrocie z pracy przebierałam się i zakładałam na siebie mokry stanik, czułam na piersiach lepką substancję… A najbardziej, gdy nasuwałam na tyłek mokrutkie stringi… Czułam się wtedy, jakby zalali mi cipkę. Raz nawet nie omieszkałam im tego zakomunikować.
– Panowie… właśnie założyłam moją bieliznę, która leżała w łazience, a ona jest jakaś mokra…
Ich miny mówiły wszystko. Oto ich nasienie moczy moją szparkę.
– To może my jakoś na paniusi wysuszymy te majteczki i cyckonosz? – zaproponowali.
Następnego dnia zalane były nie tylko stringi używane, które leżały na koszu, ale także czyste, które wisiały na sznurze.
***
Gdy robota osiągnęła odpowiedni etap, majstrowie zarządzili wiankowe. Musiałam postawić wódkę i z nimi pić. Mężczyźni przy alkoholu stali się bardziej odważni. Zaczęli mnie komplementować, że mam czym oddychać i na czym siedzieć. Ekscytowały mnie te ich przaśne pochwały.
– A jaki to rozmiar miseczki? – wypalił Bandziorek.
– Widzę, że zna się pan na damskiej bieliźnie. – Udałam zawstydzoną i cichutko odparłam: – D.
Pomruk zadowolenia wydali wszyscy.
– A co znaczy D? Jak duże, dorodne?
Udałam jeszcze bardziej zawstydzoną, ale coraz bardziej nakręcała mnie ta dyskusja.
– Och panowie… zawstydzacie mnie… Powiem wam tylko, że źle być kobietą z dużymi piersiami.
– A to dlaczego? – Gapili się łakomie na mój biust, jakby go mieli zaraz zjeść.
– Jest się narażoną na przykład na zaczepki na ulicy ze strony niekulturalnych mężczyzn…
– A my też jesteśmy niekulturalni… ha ha ha. Też możemy panią zaczepiać. – Stanisław położył rękę na moim kolanie.
Uśmiechnęłam się do nich.
– No, do was panowie mam zaufanie.
– To ja też chcę pomacać kolanko – wyrwał się Bandziorek i złapał mnie za drugie kolano, ściskając dość mocno.
–Ojej, panowie, tak wam się spodobały moje kolana? – Zastanawiałam się, czy odpychać ich dłonie, czy nie?
– No pewno, że tak! Zgrabniutkie! – Stanisław zaczął wsuwać rękę wyżej, chwytając mnie za udo.
– Ojej… co pan robi? – Udając oburzenie, odpychałam jego rękę.
W tym czasie Bandziorek zrobił to samo, również wepchnął dłoń pod moją spódniczkę, jeszcze wyżej niż Staszek, i chwycił mnie za udo. Teraz musiałam się zmagać z obiema dłońmi. Jednak celowo wykazałam się taką nieudolnością, że nie zdołałam odepchnąć ich rąk.
– Nasza pani nauczycielka ma na sobie seksowne, koronkowe fatałaszki! – wykrzyknął Bandziorek, dotykając podwiązek pończoch.
– Musi nam to pani pokazać! – zakomenderował Stach.
– Nie, nie, panowie, ta zabawa rozkręca się w złym kierunku… – protestowałam, ale oczywiście nawet nie podnosiłam głosu. Szalenie byłam ciekawa w jakim kierunku to się naprawdę rozwinie. Niezwykle podniecał mnie sam fakt, że ich natarczywe dłonie wdarły się pod spódniczkę.
Stanisław trzymał mnie za ręce i rozkazał Bandziorkowi, żeby podciągnął spódniczkę, tak, żeby zobaczyli koronki moich pończoch. Oczywiście udawałam, że chcę wyrwać ręce z żelaznego chwytu mężczyzny, ale w ten sposób tym bardziej go przekonywałam, jak wielką ma nade mną przewagę.
Robotnicy ujrzeli koronkowe manszety opinające moje uda w pełnej krasie.
– Ooo! Nieźle! Chyba wiesz paniusiu jak takie cóś działa na facetów?!
– Panowie, puśćcie mnie już… proszę…
– Pewno dziewuszki zakładają takie pończoszki, jak wybierają się na randki? Wybiera się pani może na randkę?
– Na randkę z nami! – zaśmiał się Bandziorek.
– A na randce to trzeba się całować! – zażartował Janusz, dotychczas nieśmiały, ale alkohol najwyraźniej uderzał mu do głowy.
– Całować albo i co więcej! – głośno komentował Cygan.