Ilustracja: Darius Bashar

Pamiętnik Marty (I)

18 lutego 2021

Opowiadanie z serii:
Pamiętnik Marty

Szacowany czas lektury: 31 min

Wybrałam bardzo specyficzną formułę - pamiętnika. Ciekawa jestem, na ile to się sprawdzi - dlatego baaardzo proszę o komentarze :)

Pomyślałam sobie, że skoro tyle osób pisze pamiętniki, to dlaczego ja mam nie napisać?

Ale chciałabym, aby ten był wyjątkowy – uwzględniał tylko jeden aspekt mojego życia – erotyczny. W końcu erotyka w moim życiu odgrywa tak ważną rolę…

 

Od kiedy pamiętam, zawsze uwielbiałam się podobać mężczyznom, jakbym gotowa była ich zachęcać – „weź mnie”… Dlatego właśnie bardzo dbałam o wygląd, szczególnie – strój. Pragnęłam być elegancka i kusząca. Co nie znaczy, że zakładałam mini o przesadnie skąpej długości, czy bluzki z dekoltami do pępka. O nie! Dalece obca była dla mnie taka „dziwkarska wulgarność”, tym bardziej że nie przystoiła ona również elegancji… Dlatego miast króciuchnej kiecki wolałam zakładać długie spódnice, z wysokim rozcięciem, dyskretnie odsłaniające udo, miast nachalnego dekoltu, wolałam czasem bluzeczkę z niesfornym guziczkiem, zbyt często rozpinającym się, tylko po to, by wykazać z jak misternej i seksownej koronki uszyty jest biustonosz.

Od zawsze też dbałam o wyszukane wyroby, noszone tam, czego nie widać, gdyż skrywa to spódnica… czyli pończochy i majtki, a także pas do pończoch. Jakąż frajdę sprawiała mi rozmowa z mężczyzną i świadomość, że on nie wie co noszę pod spódniczką…  I że nawet nie wie, jak bardzo chciałby wiedzieć! A są to często stringi z delikatnej koronki jak mgiełka! Tudzież nie mniej finezyjne manszety pończoch z misternymi wzorkami.

To dlatego, tak szybko podniecałam się, podczas rozmowy z mężczyznami…

Zawsze starannie malowałam usta i pazurki, nigdy nie zapominałam o biżuterii, by także w ten sposób podkreślić swą urodę i nadać jej jeszcze bardziej kobiecy charakter.

 

Kolejnym atrybutem mojego erotyzmu, była fascynacja pewnego rodzaju aspektem przemocy. Od zawsze podniecała mnie myśl, że jestem zdobywana, nagabywana, brana bez pytania mnie o zgodę…

Może to efekt czasów szkolnych, gdy jako pierwsza w klasie zaczęłam nosić biustonosz… Chłopcy uwielbiali „strzelać” mi ze stanika. Z czasem pozwalali sobie na coraz więcej. Wytypowali mnie i Anię, jako dwie najatrakcyjniejsze dziewczyny w klasie i na nas skupili swe niecne poczynania. Urządzali sobie na nas „napady” – czyli chwytali którąś z nas i zaciągali w ustronne miejsce, najczęściej do toalety dla chłopców, po to, by tam się nad nami poznęcać, czyli – jak to określali – „zmacać”.

Oczywiście piszczałyśmy wniebogłosy, wzywając ratunku, rzecz oczywista, zazwyczaj – nadaremno.

Oczywiście, mimo wyrażanej całej rozpaczy, w głębi ducha byłyśmy arcyszczęśliwe, że to my zostałyśmy wybrane – nasze koleżanki niewątpliwie nam zazdrościły. Zaś my, prowadzone, jak cielątka na rzeź, doskonale zdawałyśmy sobie sprawę, co nas spotka – że niecierpliwe łapki nabuzowanych hormonami chłopaków wedrą się dosłownie wszędzie… I pod nasze bluzeczki… i pod nasze spódniczki… Nie będziemy ich w stanie powstrzymać, gdyż nasze dwie słabe, dziewczęce  rączęta, przegrają zmagania z kilku parami młodzieńczych łapsk… Które nie spoczną po pokonaniu naszych bluzeczek i spódniczek… dostaną się także, pod nasze staniczki i… majteczki…

Wszystkie nasze wypukłości, a także wszelkie zakamarki, zostawały solidnie spenetrowane…

Niektórzy chłopcy okazywali się być delikatni, ale niektórzy – ani trochę. Ci potrafili dać się nam we znaki… Ściskając… i wciskając… Ugniatając… a nawet szczypiąc…

Mogłyśmy jedynie popiskiwać i pojękiwać…

Jednak na koniec, mimo że nieco obolałe i w pogniecionych spódniczkach i wymiętych bluzeczkach, wracałyśmy z tych miejsc – przeszczęśliwe…

 

Paradoksalnie, podobna sytuacja spotkała mnie dużo później, gdy już byłam początkującą nauczycielką. Dziewczynki poskarżyły mi się, że chłopcy rozpinają im staniki, wciągając uprzednio do męskiej toalety…

Postanowiłam natychmiast zareagować i wytropić nicponi. Gdy weszłam do WC dla chłopców, nagle zgasło światło! Schwyciły mnie jakieś ręce w silnym uścisku. Nie miałam pojęcia jak zareagować, zaskoczenie odebrało mi głos, więc nawet nie pisnęłam – w przenośni i dosłownie. Oszołomiona nie zareagowałam, gdy jakieś zwinne ręce rozpięły, przez bluzkę, mój stanik!

Usłyszałam potem chichot i tupot nóg i w jednej chwili zostałam tam sama.

Wychodziłam z toalety dla chłopców z rozpiętym biustonoszem…

Czułam się wtedy taka upokorzona… i to przez gówniarzy… ale, jeszcze bardziej, podniecona tą sytuacją… Podniecona jak cholera.

Na drugiej przerwie znowu tam poszłam… Ciągnęło mnie jak ćmę do ognia… I znów powtórzyła się scena. Zgasło światło.

Znowu poczułam chwyt kilku par rąk, jednak tym razem wydobyłam z siebie głos.
- Przestańcie… – z przerażeniem spostrzegłam jednak, że ton tego głosu nie wybrzmiał przekonująco. Zabrzmiał raczej jak wyznanie przestraszonej panienki, ogłaszającej wszem i wobec: “jestem bezbronną i słabą kobietką...”
Nic dziwnego że w odpowiedzi usłyszałam chichot.

Tym razem nie rozpięli mi stanika… Za to poczułam, że coś zadziało się z moją spódnicą! Tak. Zdałam sobie sprawę, że mi ją zadzierają!
Poczułam się, jak przed laty, gdy chłopcy zaciągali mnie do swego kibla, by mi tam podcciągnąć spódniczkę, a następnie dotykać, czyli – “wymacać”…
Miałam nadzieję, że teraz, wobec nauczycielki, nie dojdzie do takiego aktu naruszenia cielesnego.


Z jednej strony, potwornie się tego bałam, lecz z drugiej… przypomniało mi się to samo uczucie co niegdyś… Niezwykle podniecające… Poczułam dziwne pragnienie, że chcę tego… Chcę poczuć ich dłonie na swym ciele. Mało tego. Chcę, żeby były niedelikatne!
Jednak na to się nie odważyli, przez chwilę trwali bez działania, jakby nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Aż wreszcie, w pewnym momencie jeden ośmielił się – chwycił majtki i szarpnął je w dół. Poczułam, że opadły aż do samych kostek.
Nic nie oddałoby tego wstydu, którego wówczas doznałam. Stałam wręcz oszołomiona, gdy oni wybiegli z łazienki. Te kilka sekund, gdy z powrotem naciągałam majtki na tyłek i przywracałam do ładu zadartą wcześniej spódnicę, wydały mi się wiecznością. Byłam niemal pewna, że zaraz zobaczą mnie uczniowie i nauczyciele z podciągniętą kiecką i gołą cipką…
Uczuciu upokorzenia, wręcz poniżenia, dorównywało jednak potężne podniecenie…

Tu właśnie odkrywam swą kolejną słabość, mój fetysz – pragnienie bycia podglądaną.
Pamiętam, że ukształtowało się ono chyba, gdy kwaterowałam w akademiku. Okazało się, że zamieszkiwał tam też pewien chłopak, który upodobał sobie podglądanie studentek pod prysznicem… Był wysoki, grał ponoć w koszykówkę, jak się później dowiedziałam – miał na imię Paweł. Pawełek zwykł robić “nachwyt” przy ściance prysznica i zaglądać z góry do kabiny kąpiącej się dziewczyny.  
Gdy pierwszy raz, kątem oka spostrzegłam, że ktoś z góry gapi się na mnie – poczułam się jak sparaliżowana. Jednak, o dziwo, wstyd nakazywał mi udać, że tego nie spostrzegłam. Szybko owinęłam się w ręcznik i czmychnęłam. Przez długi czas nie odwiedzałam prysznica.

Jednak po pewnym czasie zorientowałam się, że wspomnienie tej sceny wywołuje we mnie silną ekscytację. Lubiłam przywoływać tę chwilę, delektować się wspomnieniem faktu, że jakiś łobuz widział mnie kąpiącą się pod prysznicem. Że widział mnie kompletnie nagą… Niewątpliwie widział moje piersi… Czy udało mu się dostrzec też moją szparkę?

Wreszcie poczułam pragnienie bycia znowu podglądaną w kąpieli. Przez kilka tygodni, podekscytowana, maszerowałam w szlafroczku pod prysznic. Kąpałam się długo, jak nigdy przedtem. Kierowałam strumień wody na piersi i starannie je myłam. Potem kierowałam go między nogi…

Jednak Pawełek nie zaglądał do  prysznica. Ani razu. Może jakaś studentka go wystraszyła?  

Pewnego dnia wreszcie się pojawił. Znów dostrzegłam nad krawędzią kabiny kędzierzawą czuprynę. Potężny dreszcz przeszedł moje ciało. Czułam wstyd, w końcu zupełnie obcy chłopak oglądał mnie nagą, kompletnie nagą. Mimo to podniecenie robiło swoje. Delektowałam się myślą, że rozochocony gówniarz obserwuje moje obfite piersi, po których spływają strugi wody…

Chyba nie widzi mojej myszki??? A może nieco…?

A może obrócić się tak, żeby stworzyć mu dobrą perspektywę na nią?

O tak! Zobaczy ją! Zobaczy niczym nie osłoniętą, moją piczkę… Wąski paseczek włosków nad nią… Wydepilowaną szparkę…
Ręce mi drżały podczas mycia. Cała drżałam. Jednak przymykałam oczy i wyobrażałam sobie, że to ten Pawełek myje mnie. Suwa dłońmi po moim ciele. Najeżdża na piersi… Ależ intensywnie poczęłam wtedy szorować biust. Wzdychałam. Chłopaczyna musiał mieć niezły widok… Dziewuchy dotykającej się pod prysznicem.

Wkrótce moja dłoń zjechała między nogi. Już nie tylko wzdychałam… Pojękiwałam. Pojękiwałam tym głośniej, im bardziej wyobrażałam sobie, że to ten studenciak pieści moją cipkę.

Nic zaskakującego, że mogło mu się to spodobać.
Chyba nawet mnie zaczął śledzić, bo od wtedy, za każdym razem, gdy wchodziłam pod prysznic, natychmiast spotykało mnie podglądanie przez koszykarza.
Z czasem rozkręcałam się i myłam coraz staranniej moje piersi i pisię. Wręcz bawiłam się swoimi cycuszkami.
Natomiast po jakimś czasie, przyszło mi do głowy, że najbardziej podniecę Pawła, gdy zacznę się pieścić… Tak też zaczęłam się bawić. W sposób możliwie najbardziej erotyczny dotykałam swoich kul… ściskałam je, ugniatałam, głęboko przy tym wzdychając. Zdradzę, że wyobrażałam sobie przy tym, że to koszykarz “maca” moje “bimbały”… Wkrótce potem zjeżdżałam ręką do mojej broszki, którą zaczęłam intensywnie pocierać. Wtedy moje westchnięcia przemieniały się w przytłumione stęknięcia. Kątem oka zerkałam na Pawełka, sprawdzałam, jak bardzo go to nakręca? Odniosłam wrażenie, że chłopak ma minę, jakby zagryzał wargi. Mobilizowało to mnie do śmielszych poczynań. Nawet wsunęłam paluszek do mojej norki i zaczęłam ją penetrować.
- Aaaa… aachhh… – wzdychałam wówczas głośniej, nie zaniechawszy kontrolowania tego co się dzieje z młodzieńcem. Tymczasem okolona kędzierzawą czupryną twarz, najwyraźniej purpurowiała.
Paluszek zintensyfikował swą misję, prowadził ofensywę regularnych ruchów frykcyjnych.
A ja regularnie jęczałam:
- Aaaa… aaaa… chłopcze… co ty mi wyczyniasz… – szeptałam, jakby kierując przekaz do Pawła – ależ ostro mnie penetrujesz!

Potem gdy mijałam koszykarza na korytarzu akademika, patrzyłam mu się w oczy i uśmiechałam, zaś on uciekał wzrokiem. Myślałam sobie wtedy – widzisz durniu, gdybyś nie był tak nieśmiały, nie musiałbyś mnie podglądać, mógłbyś zaprosić mnie na randkę… A na niej? Kto wie, co by się wydarzyło?

 

Kolejny “festiwal” podglądania pamiętam z pewnych wakacji spędzanych nad jeziorem. Kąpałyśmy się wtedy wieczorami z koleżanką – Beti, w zalesionej zatoczce.

Obie rozbierałyśmy się zupełnie do naga, zdejmowałyśmy nie tylko spódnice i bluzki, ale też biustonosze i majtki. Już to sprawiało nam nie lada frajdę, gdy obserwowałyśmy jedna – drugą, jak ochoczo zrzucamy z siebie ciuszki. Ja wtedy komplementowałam Beacie jej nienaganną figurę, a ona mi obfite cycki, których mi, jak twierdziła – zazdrości…

Z lubością zanurzałyśmy swe nagie ciała w toni jeziora, często ochlapując się i piszcząc przy okazji. Zwłaszcza gdy pewnego dnia odkryłyśmy, że jesteśmy podglądane przez młodszych kolegów, którzy mieszkali w sąsiednim namiocie.

Oczywiście udawałyśmy, że tego nie dostrzegamy. Jednak o ile Beata starała się znikać pod wodą, to ja na co nieco pozwalałam. Na przykład, żeby góra moich piersi wyłaniała się ponad lustro. Ekscytowało mnie wyobrażanie sobie, jak ci młodziacy reagują na starsze studentki. Zastanawiałam się, co dzieje się wówczas w ich spodenkach, a także jak między sobą o nas rozmawiają. Szeptem dzieliłam się swymi spostrzeżeniami z Beti.

- Ciekawe, czy tam w ich porciętach wznoszą się jakieś maszty? Hi… Hi…

Beatka zachichotała.

- Pewnie marzą o tym, żeby nas zobaczyć zupełnie nagie… Myślę, że wiele by dali, żeby zobaczyć nasze… szczególnie twoje balony! Hi hi hi…

- No wiesz Beatko… Wyglądają mi na takich, co nigdy na żywo nie widzieli nagich cycków… A jak myślisz gadają o nas? Co mówią? Jak?

- Chyba tak… Jak znam takich gówniarzy, może mówią na nas – “suczki”?


Pewnego dnia chłopcy nabrali na tyle odwagi, że zbliżyli się do brzegu podczas naszej kąpieli. Początkowo nadal pluskałyśmy się, udając, że ich nie dostrzegamy. Jednak gdy stanęli nad samym brzegiem, obie jednocześnie zaczęłyśmy piszczeć.

Gówniarze tylko śmiali się z nas, widząc jak zasłaniałyśmy dłońmi nasze biusty.

- Chyba dziewczyny zapomniałyście staników?!

- Wy bezwstydni podglądacze! – niemal z płaczem biadoliła Beata.

- Czy majteczek też zapomniałyście?

Dziwnie ekscytowała mnie ta sytuacja.

- Chłopcy, tak nie można – żałośliwie skarżyłam się, otulając dłońmi piersi. Byłam przekonana, że w ten sposób podniecę chłopców jeszcze bardziej, a to mnie rajcowało. W dziwny sposób rajcowało, jak cholera.
- Jak możecie podglądać nas, gdy jesteśmy nagie!
Ale oni śmieli się i droczyli.
- Możemy do was wskoczyć i umyć wam plecki!
- Albo cycki – zapiszczał najmniejszy z nich.
Byłyśmy nieco zatrwożone, nie wiedziałyśmy, czy przypadkiem, będąc pod wpływem wysączonych browarów, nie przyjdzie im do głowy zrobienie nam jakiegoś psikusa. Dlatego, nieco bardziej przestraszona niż ja, Beatka, zakrzyknęła:
- Idźcie sobie stąd, albo zgłosimy, że nas molestujecie!
Chłopcy może trochę się przestraszyli i nie próbowali do nas wskoczyć, ale za to zaczęli szukać naszych ubrań.

Przeraziło nas to nie na żarty.

- Co jeśli znajdą nasze ciuchy! – panikowała Beti – zabiorą je… i co wtedy zrobimy?! Będziemy wracały zupełnie nagie?! Boże!

- A co jeśli zechcą nas wziąć na przetrzymanie i nie pójdą sobie stąd? – zatrwożyłam się, wyobrażając sobie taką sytuację.

Młodzieńcy wytrwale szukali naszych ubrań. Wreszcie niebezpiecznie zbliżyli się do kępy paproci.

- O Boże! – wyrwało mi się.

- Po nas! Jezu! Po nas… – szeptała rozegzaltowana Beata.

Nagle okrzyki radości zawiastowały, że młodzieńcy znaleźli nasze ubrania.

- Są dwie spódnice! I bielizna!
Ten najmniejszy, ryżawy, wymachiwał moją kiecką jak chorągwią. Jak zdobycznym sztandarem.
- Znaleźlismy, znaleźliśmy spódniczki! I cyckonosze! I majtusie!

- Jak nic, należy nam się znaleźne! – Rezolutnie stwierdzil jakiś dryblas, na którego krzyczeli Dżordan.

Obie, niezmiennie trzymając się za piersi, wpatrywałyśmy się w obraz – fruwające nasze spódnice i staniki.

- Chodźcie dziewuszki do nas, to wam oddamy! Cha cha cha!

- My wam oddamy, to może wy nam cos dacie!

Popatrzyłam na Beatę. Miała bladą twarz. Zakrzyknęła:

- Niedoczekanie wasze! Chcielibyście!

A do mnie dodała:

- Marta… kuźwa… co robimy?!

- No przecież nie wyjdziemy do nich gołe…

Ale pomyślałam sobie, że to byłoby bardzo ekscytujące – ponegocjować z nimi.

- Chłopcy… – mówiłam łamiącym się głosem – dogadajmy się jakoś…

- Ale my właśnie chcemy się dogadać. Niczego nie chcemy. Przyjdźcie do nas, to oddamy wam i spódniczki i majtki… Cha cha cha!

- Nie droczcie się panowie… przecież dobrze wiecie, że nie wyjdziemy do was takie, jak nas Pan Bóg stworzył…

- To nie byłoby takie złe… – rechotali.

- Ale może… – ciągnęłam nie zrażając się – może w jakiś sposób będziemy mogły wam się zrewanżować… damy wam jakieś znaleźne… – uznałam, że warto im nawet zapłacić, byle wybawić się z krępującej sytuacji.

- Damy? Znaleźne? To brzmi interesująco. – Kpili.

- A co nam dacie? – Dopytywał ryżawy, którego nazywali – Wiewióra.

- Nie wiesz, co dziewczyny dają? – Zaśmiał się grubasek, na którego mówili – Misiek.

- Dupki. – Szepnęłam do Beti.


- Czekamy w naszym namiocie! – Byli bezlitośni. – Zgadnijcie jakie znaleźne musicie nam zapłacić!?
Zadrżałyśmy. Już widziałyśmy obraz, jak to jesteśmy zmuszone wracać kompletnie nagie! Osłaniając sobie biusty i łona… Ogarnęło nas okropne przerażenie.
Beata była zła, w jej oczach pojawiły się łzy. Jednak nie była z siebie wydusić słowa, już nie grzmiała o molestowaniu.
Natomiast ja, chcąc zrobić wszystko, byle tylko zapobiec “nagiemu marszu”, starałam się iść na jakieś ustępstwa.
- No dobrze… – łagodziłam sytuację – zostawcie nam nasze ubrania… Potem będziemy się umawiać na jakieś znaleźne…  
- A na pewno…? – Misiek był nieprzekonany.
- No tak…
Chłopaczyska podroczyły się jeszcze z nami.
- Patrzcie, jakie koronkowe te gatki! I cieniusie. – Wiewióra rechotał.
- Ale mocno prześwitujące! Pewnie widać przez nie pipkę! I to dobrze widać! – Trzeźwo konstatował Dżordan.
To właśnie komentowali moje majtki…
- A to jakie malusie stringi! Muszą bardzo mało zasłaniać!
- I do tego pewnie nieźle wrzynają się między nogi! Cha cha! – Chichrał się Misiek.
To o bieliźnie Beaty, która wyraźnie się zawstydziła.
Najbardziej jednak dworowali sobie z mojego biustonosza.
- Ale wielki cyconosz! Możnaby w nim nosić piłki na plażówkę! Ha ha!
- Ty, mały, załóż go sobie na baniak! Ha, ha, ha!

Misiek rzeczywiście próbował nałożyć rudemu miseczkę mojego stanika na głowę.

- Widzisz, ale ta panna ma czym oddychać! I co nosić w buzce!

Wszyscy popatrzyli się właśnie na mnie.

- O, to ta z lewej! Porządnie widać jakie ma wielgaśne bimbały! – Dżordan był bezlitosny.

Tym razem to ja poczułam się zawstydzona. Choć jednocześnie sprawiało mi to przyjemność, gdy tak wytykali mnie palcami, jako tą z pokaźnymi cyckami.
Łobuziaki pomachali jeszcze trochę naszymi majtkami i biustonoszami, jakby demostrując światu – “patrzcie jakie mamy łupy”. Po czym schowali je do kieszeni.

Natomiast pochylili się nad naszymi spódnicami i bluzkami, jakby deliberowali nad czymś.

Wreszcie zakrzyknęli, że idą, a kiecki nam zostawiają, żebyśmy mogły przyjść do ich namiotu, co by odebrać staniki i majteczki.
Poczułyśmy się uratowane. Odczekałyśmy chwilę, aż upewniłyśmy się, że młodzieńcy zniknęli za drzewami, po czym ostrożnie udałyśmy się do naszych spódnic i bluzek. Osłaniałyśmy piersi, podejrzewając, że chłoptasie mogą nas obserwować z krzaków.
Gdy Beata pochyliła się nad swą dżinsową miniówką i wyciągnęła rękę (drugą bardzo starannie okrywając cycuszki), spódniczka nagle odjechała!
Moja kiecka podobnie!
To te gnojki przyczepiły do nich sznurki i teraz za nie ciągnęli!
Ależ mieli ubaw, gdy tak, piszcząc i majtając cyckami, biegłyśmy za naszymi spódnicami! Gdy je już dopadałyśmy, one w ekspresowym tempie, odjeżdżały. W asyście śmiechów i komentarzy w stylu:

- Jakie nieopalone te dwie duże pupcie!

Lub:

- Ale tej wyższej dyndają bimbały! – Piszczał głos Wiewióry.


No i niestety. Nie dogoniłyśmy naszych spódnic. Ciągnięte na sznurku, okazały się być znacznie szybsze, niż nasz babski trucht, opóźniany tym, że starałyśmy się dłońmi zakrywać piersi i krocza.
Ale co sobie chłoptasie nas naoglądali – to ich…
Gdy zmęczone, zaprzestałyśmy pościgu – łobuziaki zachęcali nas – Odbierzcie swoje spódnice. Już nie będziemy ich ciągnąć.
Ale to oczywiście był podstęp, obliczony na to, żeby znowu sobie mogli pooglądać nasze cycki… Gdy tylko znów podeszłyśmy, kiecki ponownie “uciekały” po trawie.

Jak niepyszne, wracałyśmy przez las zupełnie gołe. Jedyne co miałyśmy na sobie, to klapki i… kolczyki, do tego miałam naszyjnik, a Beata – łańcuszek. Krępowałam się tego, że koleżanka ogląda mnie kompletnie nagą. Ale z drugiej strony to mnie w specyficzny sposób podniecało. Podobnie jak to, że ja sama ogladałam moją przyjaciółkę bez odzienia. Kiedy kąpałyśmy się – chowałyśmy się pod wodą, a jak z niej wychodziłyśmy – nie oglądałyśmy siebie nawzajem. Teraz było wiele czasu, by jedna drugą mogła poobserwować. Moją uwagę zwróciły u Beti jej kształtne, jak jabłuszka piersi, spore brodawki i bardzo starannie wydepilowana szparka. Widziałam z kolei, jak ona rzuca okiem na moje “balony”. Moje miały bardziej kształt gruszki. Zaś moja szparka, miała podówczas  średniej szerokości pasek włosków nad nią.

Obawiałyśmy się, że ktoś na nas się napatoczy.

Nagle coś trzasnęło pod dębem. Przerażone ukryłyśmy się za młodymi sosenkami.


- Beata, mówiłaś, że tu grasują jacyś niebezpieczni kłusownicy! Wyobrażasz sobie, co by było… gdyby spotkali dwie kompletnie nagie laski…?
- Aż się boję myśleć, Marta… Dali by nam do wiwatu…

Do zmierzchu przesiedziałyśmy w krzakach. Do domu wróciłyśmy pod osłoną nocy.

***

Na drugi dzień, w bojowych nastrojach ruszyłyśmy do chłopców, by odzyskać nasze ubrania. Okazało się, że przed namiotem tych gnojków, na wysokiej tyczce, łopoczą nasze stringi i biustonosze! Zaś te urwisy wszem i wobec ochoczo rozpowiadają, czyją ta garderoba jest własnością! Oczywiście nikomu nie zdradzając, jak ją posiedli, a jedynie robiąc tajemnicze miny. Ich starsi koledzy, z którymi właśnie gadali, najwyraźniej cholernie im zazdrościli… Ale jednocześnie puszczali do nas oko i poczyniali dwuznaczne uwagi:

- Często dziewczyny tak gubicie staniki i majtki?

Ignorując zaczepki, zażądałyśmy od młodszych ancymonków wydania naszej bielizny, bluzek i spódnic.

Łobuziaki odpowiedziały, że i owszem, oddadzą, ale… musimy wejść z nimi do namiotu… i zapłacić znaleźne!

- Co wy sobie wyobrażacie! – Oburzała się Beti.

– Jakież to ma być znaleźne?! – Dopytywałam się. – Jak miałybyśmy zapłacić?

- A, to dowiecie się dopiero w środku! – Hardo postawił sprawę Dżordan.

Starsi młodzieńcy podpuszczali nastolatków:

- No, nie dajcie się zbyć, niech wam dziewczyny dobrze zapłacą!

Moja przyjaciółka stanowczo odmówiła wejścia do ich namiotu. Ale mnie, szalenie ekscytowała ta atmosfera, a do tego typowa babska zżerała ciekawość, co takiego od nas zażądają? Może czegoś niestosownego? A może przeszarżują? Czyż nie podniecające byłoby usłyszeć, że żądają, byśmy im “zrobiły lody”?

Mimo powstrzymywania przez Beatę, weszłam do środka. Patrzyłam gówniarzom prosto w oczy.

Nie posunęłi się aż tak daleko, jak sobie wyobrażałam, ale jednak przeginali. Chcieli, żebyśmy im pokazały, jakie dziś mamy na sobie staniki…

Udałam jeszcze większe oburzenie niż rzeczywiście mnie ogarnęło. – Co wy sobie wyobrażacie!

Jednocześnie poczułam falę podniecenia, jaka się przeze mnie przelała, na myśl o ich bezczelnej propozycji, wyobrażając sobie, że rozpinam przed nimi bluzkę i pokazuję biust opięty różowym, koronkowym stanikiem. Że pokazuję to tuż przed ich oczami…

- A możemy… może spodobał nam się wasz gust. Nosicie takie strasznie seksowne te cyckonosze! Koroneczki… wzoreczki… jak laski na filmach, ha ha ha! – Śmiał się Misiek.

Trochę zawstydziłam się. Ale natychmiast zripostowałam., oczywiście solidnie prowokując.

- A co, jeśli na przykład nie mamy dziś na sobie bielizny?

- Macie, macie. Widzę przecież ramiączko stanika. – Wyrywał się ryży.

- Przypominamy, że widzieliśmy was już bez bielizny… – Chłodno dodał Dżordan.

Jeszcze bardziej się zmieszałam. Przypomniałam sobie, jak niedawno oglądali mnie majtającą gołymi cyckami…

O dziwo, tak mnie to podniecało, że miałam przemożną, ale to naprawdę przemożną ochotę, rozebrać się, lub… zadrzeć przed nimi spódnicę.

Tego ostatniego nie zażądali, ale za to koniecznie chcieli widzieć jak rozpinam górną część garderoby.

Czułam, że drżą pode mną nogi. Z jednej strony wydawalo mi się ich oczekiwanie absurdalne, z drugiej – ekscytujące.

A może niech zobaczą gówniarzez bliska mój biust opięty koronkowymi miseczkami?! – Pomyślałam w duchu. Szalenie mnie to kręciło.

Droczylam się z nimi jeszcze.

- No nie chłopcy…, tak nie można…

- A można było kąpać się zupełnie nago? Publicznie? – Argumentował dryblas.

- A tu nie-publicznie. – Cwaniakował ryży. – I nie trzeba do naga, tylko do stanika.

Udawałam, że się łamię, bardziej niż w rzeczywistości się łamałam.

- Ale wstydzę się…

- A tam się nie wstydziłyście  świecić cyckami… od dwóch dni widziałyście, że was podglądamy! Chciałyście tego!

Miał rację, to była prawda, ale przecież nie sądziłysmy, że rzeczywiście zobaczą nas z bliska… a już na pewno nie podejrzewałysmy, że ukradną nam spódnice i majtki…

A co mi tam… – Pomyślałam.

Przecież tego chcesz! – Podpowiadał mój wewnętrzny głos.

Zaczęłam rozpinać bluzkę. Pierwszy guzik bardzo powoli. Słyszałam jak gówniarze przełykają ślinę. Ryży rozdziawił usta.

Po rozpięciu pierszego guzika, zarysował się rowek miedzy moimi półkulami.

Przerwałam

- Chłopcy… może jednak nie?

Chciałam tego. Chciałam, żeby dociskali mnie. Przypierali do muru.

- Rozpinaj… Inaczej wasze majtki będą dyndać na maszcie cały czas. Wszystkim będziemy ogłaszać, że to wasze.

- No dobrze… – Udałam skruszoną.

Rozpięłam kolejny guzik. Chłopcy widzieli już górę miseczek stanika. Najwyraźniej już tym się jarali.

- Różowa koronka… – Z podziwem skonstatował mały.

Czułam, że tak bardzo chcę rozpiąć trzeci guzik… Oczywiście, pro forma, zrobiłam pauzę, by napawać się zniecierpliwieniem w ich oczach. Po czym, ponaglona, rozpięłam trzeci guzik. Mój stanik, ściśle opinajacy biust, mogli zobaczyć w pełnej krasie. Miałam wrażenie, że powstrzymywali się, żeby nie sięgnąć do moich piersi rękami. Na szczęście nie mieli tyle odwagi, żeby mnie tam dotknąć.

- Wiedziałem, że masz czym oddychać – westchnął dryblas – i że lubisz wyszukaną bieliznę…

Rudzielec kiwał głową na boki. Wyczuwałam, że obaj chcieliby zażyczyć sobie, żebym rozpięła biustonosz, ale to znacznie przekraczało ich granice śmiałości.

- To co, napatrzyliście się? – Mówię z przekąsem, ale w pełni uradowana, że tak wypięlam przed nimi swoje cycki. Zwłaszcza w tym moim ulubionym, jakże kuszącym staniku.

- Jeszcze nie. – Rezolutnie odprł Wiewiórka.

Zaskoczył mnie tym, ale tym wiekszą miałam frajdę z tej przygody. Odczekałam krótką chwilę.

- Koniec tego widowiska…

Gdy zapinałam guziki, chłopcy mieli miny, jak po porażce ich ukochanej drużyny. Szybko zmitygowali się.

- Została jeszcze Beata! – Dżordan nie odpuszczał.

- No nie wiem, czy ją przekonam… to chyba tylko ja okazałam się taka głupia, że dałam się wam omamić…

- No bo jej majtki zostaną naszą flagą na namiocie…

Beti wstydziła się, poza tym uważała to za absurdalny pomysł, żeby pokazywać młodziakom stanik na sobie. Wreszcie, szepnęłam jej do ucha.

- A wiesz, że to nawet ekscytujące, jak się gówniarze tak na ciebie gapią?

A głośno dodałam:

- To nie rozpinaj bluzki… Co wy na to chłopcy? Ja jej rozepnę…

Wpadło mi to nagle do głowy, ale jednocześnie jakoś tak specyficznie podnieciło. Oto ja, będę swojej kumpelce rozpinać bluzkę na oczach chłopaczków.

Beata zaniemówiła. Nie powiedziała ani tak, ani nie. Dała się zaciągnąć nastolatkom do namiotu. Była zszokowana, ale tylko pro forma protestowała, gdy zaczęłam rozpinać jej bluzkę. Na bank, też się podjarała.

Okazało się, że ma na sobie czarny biustonosz, z fiszbinami, chyba o numer za duży na nią. Dlatego miseczki nieco odstawały od jej piersi.

Podziałało to, zdaje się na smarkaczy, zabawnie to wygladało z bou, gdy tak starali się zapuścić żurawia w stanik Beti. A tej dziewusze najwyraźniej się to spodobało, bo udawała, że tego nie widzi.

- Bajerancki cyckonosz – skomentował rudy.

- Na fajnych jabłuszkach – dodał Misiek.

Beata żachnęła się i chwyciła dłońmi za biust. – Już dostaliście to co chcieliście! Ściągajcie nasze rzeczy z tyczki!

Widać, że chłopcy jeszcze coś kombinują, żeby opóźnić sprawę.

- No niby tak… ale czy my mówilismy, że to tylko to ma wystarczyć na znaleźne…? – Przeciągał grubasek.

- Ojej! – Udałam bardziej oburzoną niż byłam. – Co jeszcze od nas chcecie?

W duchu dodając. – Będą domagać się, żebyśmy im pokazały majtki? No chyba do tego się nie posuną…

- Skoro mamy oddać i staniki i majtki, to logiczne jest, żebyscie pokazały to i to. – Chłodno wykalkulował Dżordan.

- Nie przeginacie aby? – Nieco się zatrwożyłam, pamietając, że mam na sobie białe stringi z bardzo prześwitującej koronki.

- Ale dlaczego przeginamy? Przecież na plaży kobiety chodzą w bikini… pokazują majtki… – Dowodził dryblas.

-O to, to – wtórował rozochocony Misiek.

Wtedy stała się rzecz dla mnie zaskakująca. Beata, ni stąd ni zowąd zgodziła się!

- A niech wam już będzie.

Po czym podwinęła do góry obcisłą, dżinsową minispódniczkę. Pod nią miała właśnie kąpielowe majtki…

Cwaniara! – Wkurzyłam się w duchu. – Najlepsza przyjaciółka nie pomyslała o mnie, że mogę mieć pod spódniczką zupełnie inną bieliznę… Albo, że mogę w ogóle nie mieć…

Chłopcy patrzyli się jak w obrazek – na ładnie wcięte majtki Beti.

- Czarne, pod kolor jak stanik. – Z miną znawcy szepnłą ryży.

Dziewczyna szybko z powrotem poprawiła spódnicę.

Chłopcy natychmiast popatrzyli na mnie.

Wydało mi się to bardzo podniecające, gdy chwytałam brzegi mojej rozkloszowanej, beżowej spódniczki. Czułam ich drapieżny wzrok. Podroczyłam się chwilę, po czym ponaglona przez dryblasa: – No weź… – Powoli zaczęłam podciągać ją do góry.

Pomyślałam – a co, a niech widzą, jakie seksowne mam majtki! A czy zobaczą coś więcej? Czy dostrzegąpionową kreskę przez materiał? Koronka jest cienka, a moja pipka wydepilowana… A co! A niech im opadają szczęki!

Czułam przyjemne mrowienie w brzuchu. Zadarłam kieckę do góry.

Rzeczywiście, gdyby metafora się ziściła – słychać by było głośny gruchot upadających szczęk.

Ryży mlasnął z uznaniem:

- Ja cię nie mogę! Ale widok!

Po czym szybko przywróciłam spódnicę do poprzedniego stanu, układając ją starannie.

- I co? Zadowoleni? – Popatrzyłam na ich twarze. Wyrażały młodzieńcze napalenie, ostrą samczą chuć.

 

***************

 

Kolejnego dnia, w niedzielę, właśnie wracałyśmy z Beti z kościoła. Obie oczywiście odpowiednio elegancko ubrane, czyli w szpileczkach i dłuższych spódnicach. Beti miała rozkloszowaną, do kolan, a ja miałam taką długą, aż do kostek. Za rogiem już na nas czekali chłopcy.

- Chcemy was porwać do naszego grodu w lesie! Zobaczycie jak zarąbiście go urządziliśmy!

Rzeczywiście sama im podpowiedziałam taki pomysł wcześniej, dlatego byłam go niesamowicie ciekawa. Zachwycił mnie też ich koncept porywania nas.

- Cóż – odparłam – zatem bierzcie nas w niewolę…

Czterech chłopców prowadziło nas fachowo, dwóch z przodu, pośrodku my we dwie i dwóch ananasów z tyłu.

Ekscytowało mnie to. Celowo kręciłam mocniej tyłkiem, żeby ci z tyłu sobie pooglądali. Gdy skręciliśmy do lasu, chłopcy wdrożyli kolejny element planu.

- Musimy was związać, żebyście nie uciekły!

Beti wzdrygnęła się, ale mi to się bardzo spodobało.

- Cóż, jak mus, to mus… w końcu, jako branki, nie mamy wiele do gadania.

Chlopcy mieli przygotowane sznurki, związali nam ręce z przodu i przytroczyli nam do nich powrozy, znalazłyśmy się w położeniu godnym prawdziwych niewolnic.

Prowadzona na sznurze, byłam niezwykle podniecona. Nie mogłam powstrzymać się od grania swej roli.

- Ach, my biedne niewiasty… ciężki nasz los… jesteśmy skazani na łaskę i niełaskę swych zdobywców…

Chłopcy czuli się wyraźnie wbici w dumę.

Zaś nam niewygodnie szło się w szpilkach po fatalnej leśnej drodze, w dodatku ze związanymi rękoma.

- Olaboga… olaboga, jakiż to los nas czeka… – zawodziłam.

- Zobaczycie! – zaśmiał się szyderczo Wiewióra. I… podszedł do mnie i klepnął mnie w tyłek.

- Auuuaaa! – krzyknęłam, chciałam dodać – “co ty sobie gnojku wyobrażasz”, jednak z jakiegoś powodu, sama nie wiem jakiego, tego nie zrobiłam. Zamiast tego, zakrzyknęłam – Ach, macie nad nami pełną władzę!

Wówczas drugi, delikatnie, jakby chcąc wyczuć sytuację, klepnął w tyłek Beti.

- Co robisz?! – krzyknęła, lecz tylko tyle, chyba też wczuwała się w rolę.

Chłopcy bawili się nami. Wiewióra pociągnął sznurek tak, że musiałam nieźle drobić w tych moich szpileczkach, żeby się nie przewrócić.

Chłopakowi z tyłu tak się to spodobało, że się zaśmiał.

A ja nadal kręciłam pupą. Wtedy gnojek mnie uszczypnął w pośladek.

- Auuaaa! Achhh! – Zawodziłam, coraz bardziej podniecona. – Patrz Beti, mogą z nami robić co chcą!

- Czy nasza cześć niewieścia nie ucierpi?

Dostałam mocniejszego klapsa.

- Czy my nie zostaniemy pohańbione…? Czy nasza cnota, nasza czystość dziewicza nie zostanie skalana?

- Ano zostanie! Myślałyście naiwne, że uchronicie wasze cnotki?

- Do czego będziemy zmuszane, jako niewolnice?

- Niewolnice! – bardzo spodobał im się ten wyraz.

- Czy nie zostaniemy obrócone w nałożnice?

- Taka wasza rola!

- Taka nasza dola? Taka nasz rola? Służyć wam w łożu?

Gdy ciągnął sznur w dół, mogli zaglądać mi w dekolt.

Potem okazało się, że branki trzeba zrewidować, sprawdzają mi za pończoszkami, Beti za stanik, potem tym bardziej mi – o ona ma tu chyba coś schowane – tak wypchane!

potem przesłuchać.

- O co tu je przepytać?

- Na pewno cnotliwe jesteście?

- Nie jesteśmy szpiegami… To nieprawda, że do naszych komnat przychodził wojewoda i kasztelan. To kalumnie wyssane z palca!

- To że trzeszczało łoże… bo stare…

- To nieprawda, że miałyśmy schadzki z margrabią Zygfrydem…

- Mówić prawdę!

- No może z raz…

potem torturować!

klapsy najpierw przez spódnicę, potem przez majtki, potem na gołą pupę…

- jaka tortura – ściskanie cycków! aż zsunął mi się stanik

- O, ta ma mokro! A ta? – przez majtki

potem nabijanie na pal

Nie wierzyłam własnym oczom – wlożył mi palec w cipkę.

 

Wreszcie przypomnieli sobie o moim pytaniu – Jak to powiedziałaś? A tak chyba… – Czy obrócicie nas w nałożnice?

Tak się składa, że mamy łoża.

****

Kolejny mój fetysz, czy raczej słabostka, to fakt, iż uwielbiam się bać. Już jako mała dziewczynka ubóstwiałam horrory.
Podobnie kochałam wyobrażać sobie, że elegancko ubrana, w szpileczkach i minispódniczce, tudzież w pończoszkach, przemierzam jakąś okrutnie niebezpieczną dzielnicę. Ciarki przechodzą mi po plecach, gdy czuję, że lada moment stukot moich obcasów zwabi jakichś meneli, obwiesi, czy jakiekolwiek podejrzane typy. Zakomunikuje im: “Oto jakaś nieostrożna dziunia zapętała się w okolicy. Nierozważna lalunia jest jedynie na wyciągnięcie waszych łapsk! Sama się prosi o kłopoty.”

A jestem o krok od wpadnięcia w tarapaty. Oczywiście na tych wysokich szpilkach i w obcisłej kiecce, nie mam najmniejszych szans czmychnąć… Jak tu biec? Wpadnę jak nic w ich plugawe szpony…
Ten strach tak mnie podnieca. Przecież będę zdana na ich łaskę i niełaskę… Ich wszędobylskie, robociarskie ręce chwycą mnie krzepko i już nie wypuszczą, dopóki się mną nie nasycą. Bez wątpienia te łapy znajdą się wszędzie… I pod bluzeczką, i pod spódnicą… Bluzka ani stanik nie ochronią mojego biustu… podobnie jak spódniczka i cieniuśkie majtki – mojej różyczki… To, że moja cześć niewieścia zostanie zszargana, to pewne.

Zrobią ze mną co zechcą. Wykorzystają.

Zmacają mnie… i to brutalnie.

Wyobracają mnie… i to ostro. Moje prośby i błagania, mogą ich tylko nakręcać… Nawet jeśli będę błagać ich na kolanach…

Mogę sobie tylko wyobrażać, w jakiej kondycji będzie moja spódniczka i bluzka, w drodze powrotnej do domu…


Właśnie dlatego, że podniecało mnie niebezpieczeństwo, jako lokalna dziennikarka chciałam napisać materiał o więzieniu.
Pensjonariusze tego przybytku, o dziwo, zgodzili się na spotkanie z dziennikarką. Łypali na mnie złowrogo oczami, ale… nie za bardzo chcieli opowiadać. W końcu, jeden z nich, jakby ich lider, zapowiedział mi:
- Coś za coś. My coś tam pani odpowiemy. To może i my o coś tam panią redaktorkę zapytamy i… pani nam odpowie…
- Ale cóż takiego ja mogłabym wam opowiadać… – nie ukrywałam zaskoczenia.
- Ano… wiesz paniusiu, jak to chłopom jest w wiezieniu… bez baby… myślą tylko o jednym… a tu przychodzi taka lalunia, ładniutka, zgrabniutka, w obcisłej spódniczce i pokazuje długie nóżki…  
No i koniec końców, zgodziłam się być przepytywaną… to ta moja natura, z jednej strony ciekawskiej baby, z drugiej… jak ćma do świecy, lecącej do niebezpieczeństwa… Cholernie byłam ciekawa, o co będą mnie pytać. Podskórnie czułam, że będą to pytania intymne, ale tym bardziej mnie to ekscytowało. Czekałam wręcz na nie.
Najpierw opowiedzieli mi co nieco o zwyczajach więziennych, ale wkrótce… zaczęli sami indagować.
Pierwszy zadał pytanie ich prowodyr – czy mam męża, albo chłopaka? Na stałe, czy przelotnie.

Zaskoczyli się, że nie.  
Drugi pytał pewien czterdziestolatek.
- Taka pani jest wybredna? Tak trudno panią zdobyć?
Uśmiechnęłam się. Sprawiło mi przyjemność, to, że facet mówił o zdobywaniu mnie. Korciło mnie zagranie zarówno cnotki-niewydymki, jak i kobiety łatwej.
Pomyślałam sobie: “To by ich dopiero rozpaliło! Myśl, że mają przed sobą “foczkę” gotową się puszczać, ale poza ich zasięgiem z racji miejsca w jakim są, podjarałoby ich do granic, a tym samym, może uczyniło chętniejszymi do rozmowy? Ależ na pewno! Ani chybi to rozwiązałoby im języki.”
No i w tym momencie włączyła mi się kolejna z moich fascynacji… udawać łatwą. Swoją drogą, często lubię także grać niedostępną… ale to inna bajka.

Zaczęłam się bardziej kusząco do nich uśmiechać, frywolnie zakładałam nogę na nogę, poprawiając spódniczkę, oczywiście tak, że pokazałam im większy kawałek uda…

No i to działało! Opowiadali znacznie więcej. Ale też zdobywali się na śmielsze pytania.
- To pewnie brakuje pani chłopa?!
- Ach… tak… czuję się samotna… – podjudzałam ich.

- A ilu facetów pani miała?
- Cóż… spotykałam się z różnymi chłopakami… mężczyznami…
- A z iloma poszła pani do łóżka?!
- No wiecie co… zbyt intymne pytania mi zadajecie… – udałam speszoną, zakrywałam twarz dłońmi.

Jednak oni byli już skrajnie rozochoceni. Najbardziej najmłodszy z nich, chłopak tuż po dwudziestce, nazywany przez nich – Kocurem. Wcześniej siedział cicho, a teraz nie mógł się powstrzymać. Syczał:
- Powiedz to suczko… ilu cię wypiżgliło???
Starszy wzrokiem przywołał młodzieńca do początku. Potem go wytłumaczył.
- Nie dziw się paniusiu… nie dziw… i nie miej za złe… No i w końcu sama się zgodziłaś odpowiadać…

Cała czerwona na twarzy, zawstydzona, spuszczałam wzrok. Wyszeptałam:
- No tak… istotnie… zgodziłam się… Ale pozwólcie mi na to pytanie nie odpowiadać…

Kocur jednak, patrząc na mnie dzikim wzrokiem, gotów ciskać we mnie pytania jak gromy, cedził kolejne:
-No to powiedz suniu, kiedy ostatnio ktoś cię ładował?!

Te obcesowe pytania podniecały mnie tak bardzo, że bałam się, iż nie będę umieć tego ukryć. Nadal wbijałam wzrok w podłogę.
Ale ten był nie ustępliwy.
- No powiedz, suczko… Kiedy… ci zakisił ogóra? Kiedy ci zakutasił…?

Milczałam, ale już szykowałam się do odpowiedzi.

- No powiedz… chyba wyjawienie tego, kiedy ostatni raz poszłaś z kimś do łóżka nie jest czymś dziwnym? – dopingował mnie starszy.

- No dobrze… – skapitulowałam – dwa tygodnie temu…

- Aaaaa! – zawył tryumfalnie Kocur – Dwa tygodnie temu! Dwa tygodnie temu rozchyliłaś kalafiora! Ukuło cię żądło!

Wyznawanie tak intymnych spraw powodowało, że czułam się jakbym się przed nimi obnażała, odkrywała swe sekretne tajemnice. Czułam się, jakbym siedziała na szpilkach… A jednocześnie, tak tego chciałam! Pragnęłam wręcz, żeby zadawali mi kolejne bardzo niedyskretne pytania.

Tym razem zaktywizował się czterdziestolatek, nazywany przez nich Katabasem.
- A lubisz paniusiu ostrą przegazówkę?! Lubisz być ostro przegazowana???

Celowo dłuższą chwilę przemilczałam. Jednak wkrótce uniosłam delikatnie głowę i odrzekłam:
- Owszem… lubię…

Panowie to fetowali.
- Co za sucza!
- Ech! Połamał ja bym ci miednicę!

Wywołało to istną lawinę pytań.
- Kto to był?! Kto ostatnio spuścił ci roletę?!
- A kto cię przebolcował w tej przegazówce?!

Stremowana, z delikatnie opuszczoną głową, cicho, acz skwapliwie odpowiadałam.
- Ostatnio przespałam się z pewnym dyrektorem, po czterdziestce.
Nie omieszkałam też wyznać więcej.
- Ten ostry mężczyzna, z którym poszłam do łóżka, to mundurowy… młodszy ode mnie…

Zareagowali z furią.
- Pies! Glina! O nieeee!
- Mamy przed sobą taką sztukę! Taką szprychę! I nic! A jakiś szmaciarz tak po prostu sobie jej zapuścił mrówkojada!
- Żeby tylko! I ostro wyrypał!

Sprawiało mi przyjemność słuchanie takich tekstów. Oni stawali się o mnie najzwyczajniej w świecie – zazdrośni!

Wreszcie, zamiast zadawać kolejne pytanie, wystosowali prośbę.
- Wie pani, że w więzieniu w cenie są wszystkie przedmioty związane z kobietami… Jeden nawet sprzedawał włosy łonowe… On to do czasu, jak chłopaki zobaczyli pod prysznicem, że się wydepilował. Ha ha ha! Ale od pani redaktor coś byśmy mogli dostać. Na przykład – majteczki!

Ależ się skonsternowałam. Ale też sprawiło mi frajdę to, że moje majtki mogą ich doprowadzać do szału.
Chwilę się jeszcze podroczyłam, oponując, że “nie ma mowy!” itp. Ale już wkrótce zdejmowałam z siebie stringi. Włożyłam dłonie pod spódnicę i zsuwałam je w bardzo erotyczny sposób, jak na striptizie.
Więźniowie rozdziawili gęby. Niemal się pobili, gdy je im rzuciłam, a cisnęłam je w sposób godny tancerki go go.  
- Ale cieniusieńkie!
- Koronkowe i seksowne jak majtki kurewki!

Kocur dyszał, kiedy je wąchał. Natomiast Katabas założył je sobie po prostu na głowę i sycił się nimi.
Nie miałam wątpliwości, co zrobią z moimi gatkami, gdy sobie pójdę.

Całe szczęście, klawisz właśnie wtedy zakończył widzenie, bo nie wiem, w jakim kierunku przebiegłaby dalsza część spotkania.

Ten tekst odnotował 21,777 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.52/10 (19 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (8)

+1
0
Oj, Marta, Marta. Bardzo interesująca z Ciebie kobieta. Nie czytałem wszystkich opowiadań z Tobą w roli głównej, ale będę musiał szybko to zaniedbanie nadrobić. Coraz bardziej zaczyna mi się podobać.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Forma pamiętnika jak najbardziej wporzadku.
P.S: Chyba każdy chciałby poznać się z taką Martą...😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dziękuję obu Panom D. za sympatyczne komentarze. 🙂

Swoją drogą, nie wiem, czy w swoich tekstach nie przesadzam z prezentowaniem zbytnie ilości myśli, rozterek, odczuć bohaterki? Co Wy na to?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Historyczka Mi to osobiście nie przeszkadza w niczym a nawet miło trochę liznąć harakterystyki bohatera ( bohaterki) 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mnie także nie przeszkadza.
Przynajmniej bohaterka ma jakąś głębię, a nie jest płaska, jak deska.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Z opisu bohaterki wiemy, że płaska jak deska to ona na pewno nie jest 😛 A tak poważnie to opis myśli i odczuć bohaterki jak najbardziej wskazany i pożądany jak sama Marta😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Naprawdę lubię te Twoje opowiadania, mimo tej przemocy której osobiście nie lubię, nigdy nie poczułem się obrzydzony, co nie raz miało miejsce u innych autorów. Ciekawe na ile spójne są wspomnienia z tego opowiadania z Twoim własnymi fetyszami. Osoba o takich upodobaniach, gdyby wyszły one na jaw i jej tożsamość, bałaby się wyjść z domu xD
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Kubusiu... Doprawdy? Bałaby się wyjść z domu? Z jakich powodów?
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.