Wielkanocne obyczaje. Marta i strażacy (II)
11 kwietnia 2020
Wielkanocne obyczaje
Szacowany czas lektury: 29 min
Wszystkiego najlepszego z okazji Wielkiej Nocy!
Z tej okazji tekst ode mnie poprawiony i zmieniony w porównaniu z tym sprzed roku. Miłej lektury życzę.
I zdecydowanie nie polecam go tym, którzy nie lubią mojej sztampy, gdyż to opowiadanie trzyma się najsilniej moich starych kanonów :)
Tradycja zgodnie z którą strażacy polewają domy w lany poniedziałek, sięgała w tej wsi zarania dziejów. Jak również to, że potem chodzą po domach, aby zbierać pieniądze na Ochotniczą Straż Pożarną. W tym roku szczególnie, gdyż po wiosce poszła fama, że to rycerze św. Floriana są odpowiedzialni za serię podpaleń stodół pod lasem, a to tylko po to, żeby potem zgarniać diety za akcje.
Marta została w domu sama, gdyż jej matka wybrała się do kościoła. Spodziewając się wizyty strażaków, celowo ubrała się dość ponętnie. Od zawsze ubóstwiała mężczyzn w mundurach. Był to wręcz jej fetysz. Silny fetysz...
Ech, te uniformy, ozdobne sznury, skórzane pasy! Dystynkcje, emblematy, ordery! Dziewczyna na samą myśl czuła dreszcze na plecach. Zwłaszcza, że panowie ochotnicy, jak nakazuje dyngusowa tradycja, podczas takich wizyt zwykli mocno polewać wszelkie panny na wydaniu… Ani chybi, mnie to także dziś to spotka. Oj podleją mnie… podleją!
Założyła białą bluzkę, kusząco prześwitującą, a pod nią szykowny, koronkowy stanik. Śnieżnobiały. Wszak, ani chybi, zechcą mi urządzić śmigusowy “mokry podkoszulek”. Przez zmoczony materiał jak nic dostrzegą arcyseksowną koronkę biustonosza…
Jakże ekscytowała nauczycielkę historii myśl o polaniu! Uwielbiała fantazjować o przemocy, która ją dotyka. Nic nie podniecało jej tak, jak opieranie się mężczyznom, protestowanie, kiedy chcą ją zdobyć…
Aby być jeszcze bardziej ponętną, założyła mocno rozkloszowaną, zieloną minispódniczkę. Zieloną, bo to wszak kolor wiosny. Ze sztywnego materiału, żeby według ostatnich trendów mody, sterczała zadziornie. A pod nią? Samonośne pończochy. Cieliste, z szerokimi koronkowymi manszetami. Żeby czuć się jeszcze bardziej seksownie, założyła koronkowe, skąpe, prześwitujące, różowe majtki. Całość stroju uzupełniły czarne szpilki na wysokim obcasie. Cóż, mimo że w domu, trzeba zadawać szyku.
Wszystko to w modelowo wysprzątanym mieszkanku. Zwyczaj na wsi taki, że trzeba zarobić się, ale na święta wychuchane być musi. Na stole obowiązkowa święconka, gustownie wydrapane pisanki oraz już mniej tradycyjny zając z czekolady.
Na komodzie o świętach przypominały kartki z życzeniami. Marta, jako tradycjonalistka, wysyła ich wiele pocztą i dlatego też sama otrzymywała ich niemało. Między nimi stał dzban z baziami, kolejny symbol wiosny.
Kobieta co rusz wyglądała przez okno, nie mogła skupić się na jakimkolwiek zajęciu, czekała tylko na nich. Na dzielnych druhów.
Nagle poczuła przyspieszone bicie serca. Usłyszała wyraźne kroki. Stanowcze. Męskie. To muszą być oni! Podskoczyła jak ukuta szpilką, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Wyjrzała. Tak! To strażacy!
– Zapraszam panów… zapraszam do środka! Ach! To ty Antosiu! – Zaskoczyła się, rozpoznając w młodszym z nich, swojego byłego ucznia. – Uśmiechnęła się szeroko. – Zaraz przyniosę pieniążki, ale może najpierw poczęstują się panowie kieliszeczkiem czegoś mocniejszego, albo coś przegryzą?
Strażacy – starszy, Mieczysław, wielki niczym gladiator, z rogatywką nasuniętą na czoło, pobrzękujący dwoma rzędami orderów oraz młodszy – niski, chudy blondyn, wpatrywali się w Martę jak sroka w kość. Omiatali łakomie wzrokiem to uśmiechniętą, śliczną buzię, to doskonale wyeksponowany biust, to wreszcie długie, zgrabne nogi odsłonięte przez rozkloszowaną spódniczkę.
– A wódeczkę to my chętnie. – Zaświeciły się małe oczka wielkiego strażaka. – Możem i coś przegryźć… O! Widzę, że naszykowała się paniusia na jaja z kiełbaską! – Rzucił okiem na święconkę, uśmiechając się sprośnie.
Rzeczywiście: dwa jajka i kawał kiełbasy ułożyły się tak, że przywodziły na myśl męskie przyrodzenie.
Marta zarumieniła się, a strażak szedł za ciosem.
– Wiadomo co głodnemu na myśli… – I patrząc na pisanki, kontynuował: – Ładne! A nam, pani nauczycielka, też by wydrapała jaja?
Rumieniec Marty wzmocnił barwę. Udała, że nie zrozumiała aluzji.
– No tak… czemu nie… wydrapałabym wam… jajka… – Odczuwała sporą przyjemność z gierek słownych. Peszyły ją, lecz zawstydzenie stymulowało emocje.
– Ha, ha! Ale my tu gadu, gadu, ale najprzódy, to nasza powinność… – Mówiąc to, wyjął sikawkę w kształcie jaja wielkanocnego. – Od kiedy Żydy polały Matkę Boską, od wtedy jest w zwyczaju, żeby oblewać panny na wydaniu!
Martę niezmiernie ekscytowała sytuacja. Rozpoczął się ceremoniał. Strumień wody z sikawki, niby przypadkiem, trafił wprost na jej piersi, choć przy okazji ochlapał także twarz.
– Oj! Ojej! – piszczała dziewczyna poczuwszy zimną wodę. Nie potrafiła ukryć emocji. – Ojej… panowie, urządziliście mnie… niczym na konkursie “miss mokrego podkoszulka”!
Mężczyźni przypatrywali się, jak cieniutka bluzka ściśle przylega do biustu. Dostrzegli wyraźnie bogaty wzór koronki stanika, a także rysujące się ciemne zarysy aureoli brodawek. Oraz… prężące się sutki.
– W takim konkursie pani ani chybi by wygrała! – huczał Mieczysław.
– Ależ dlaczego ja? – Prowokująco dopytywała kobieta, świadoma swych atutów.
Choć wiedziała, że zaraz pójdzie zmienić bluzkę, chciała, żeby jak najdłużej patrzyli na zmoczone piersi. Dlatego stawała na głowie, by przedłużać tę chwilę…
– Bo ma paniusia te swoje zalety… ma czym oddychać! – Mietek był w swoim żywiole.
– Och... Co też pan… – Marta załopotała długimi rzęsami, na które naniosła sporo tuszu. Udawała skrajnie zawstydzoną.
– Walory są tak duże, że komisja by się nie zastanawiała nad wyborem miss… Co najwyżej by dumała, jak taka miss powinna się zrewanżować… Ha ha!
Marta przypomniała sobie swój występ z lat studenckich. Doskonale pamiętała twarze podchmielonych mężczyzn gapiących się na nią. A potem garderobę, gdy przebierała się i… ach! Czerwoną twarz podtatusiałego jurora odsłaniającego zasłonkę, tuż przed tym zanim zdążyła założyć stanik!
– Ech wy mężczyźni, myślicie tylko o jednym… – powiedziała opuściwszy głowę. – Przez was muszę iść się przebrać.
– Oj nie trza! Śmigusowe polanie może panienka śmiało nosić… na piersi… ha ha! Jak order!
– Niestety za mocno żeście mi panowie na moją bluzeczkę trysnęli… – i tu Marta zakryła usta, jakby coś palnęła. W rzeczywistości celowo dobrała ostatnie słowo tak, by przywołać aluzję.
– Oj tam, trysnęli, trysnęli… trysnąć to my jeszcze możem! – rechotał Miecio.
Kobieta spuściła głowę, żeby zademonstrować olbrzymią konsternację.
- Przepraszam… sami panowie rozumiecie… Nie będę przecież stała przed wami w takiej mokrej bluzce…
Z wyeksponowanymi, przez ten mokry materiał, cyckami, na które gapicie się, jak sroka w kość! – dodała w myślach.
- Ale nam to wcale nie przeszkadza! – Szelmowsko uśmiechając się, żartował starszy druh. – My nie są jakieś gogusie! A do mokrego to my zwyczajne! Przecie my strażaki! Ha ha ha! – Zarechotał ukontentowany, że tak mu się dwuznacznie ułożył żart.
- O nie… nie… przepraszam, muszę was zostawić samych i udać się do łazienki… muszę zdjąć przemoczone ubranie…
Zdawała sobie doskonale sprawę, jak wpłyną na strażaków słowa: „muszę zdjąć ubranie”, kręciło ją to nie mniej, niż obu mężczyzn.
Ci także dolewali oliwy do ognia.
- No jak już musi paniusia zdjąć ubranie… ale… nieładnie zostawiać gości samych!
Marta wzniosła oczy do sufitu, jakby chciała wołać do nieba o pomoc przed lubieżnikami, prosząc, by tak z niej nie żartowali. Ale, aby jeszcze przeciągnąć chwilę delikatnie kołysząc biodrami, podeszła do szafy. Otworzyła ją celowo w tym miejscu, gdzie wisiały nie tylko skąpe minispódniczki i bluzki, ale także cała gama seksownych damskich fatałaszków – kuszące, prześwitujące koszulki do spania, czy koronkowe body oraz haleczki.
A wiedzcie huncwoty, co takiego zazwyczaj skrywam pod kieckami! A wyobrażajcie sobie mnie, jak w samej koszulce, która tak niewiele zakrywa, kładę się do łóżeczka.
Antek głośno przełknął ślinę. Trącił druha:
- Ale arsenał!
- Takie cóś to żem widział tylko na tych filmikach, coś mi je wtedy pokazywał… Myślałem, że tylko luksusowe dziwki takie fikuśne ciuszki noszą…
Wreszcie, nadal kręcąc tyłkiem, minęła obu mężczyzn, żeby wejść do łazienki.
Celowo nie zamknęła drzwi zupełnie, lecz zostawiła uchylone na tyle, żeby można było zaglądać. Strażacy skwapliwie skorzystali z okazji i cichutko, na paluszkach, zbliżyli się do szpary.
Marta dostrzegła ich kątem oka.
A jednak podeszliście! Hultaje! Pewnie takie podglądanie dziewczyny, w jej własnej łazience, to dla was nie lada gratka!
Mężczyźni jednocześnie przełknęli ślinę, gdy sięgnęła do guzików bluzki. Ale kobieta nie zaczęła jej rozpinać. Zamierzała się nieco podroczyć. Wypięła piersi przed lustrem. Była ciekawa, jak wygląda w przemoczonej bluzeczce. Zdziwiła się, że aż tak dokładnie uwidocznia biust.
Zatem aż tak gruntownie obejrzeliście sobie moje cycunie!? No tak, przecież sama się prosiłam… założyłam tę najcieńszą i najbardziej obcisłą z moich bluzeczek… A jaką ja teraz ubiorę? Nie mam więcej aż tak transparentnych… Ale… przecież mam tę z pokaźnym dekoltem!
Strażaków aż skręcało: No dalej dupeczko! Zdymaj tę szmatkę! – ponaglali w duchu.
Marta jakby odgadła ich polecenia, zaczęła rozpinać bluzkę. Jednak robiła to niezwykle opieszale, jakby się nad czymś zamyśliła.
- Patrz ją! – Szeptał stary druh młodzianowi, wielce zniecierpliwionym głosem. – Zachciało jej się dumania! – Jednak ostatni wyraz wypowiedział na tyle niezrozumiale, że młody zastanawiał się co jego kompan miał na myśli.
Mimo nieśpiesznego działania, w końcu rozpięła ostatni guzik
– Żeby tylko zdjęła stanik! – szepnął młodszy strażak.
Kobieta doskonale wiedziała o co im chodzi im. Nie chciała zmarnować takiej szansy do podroczenia się, więc nie ściągała biustonosza, lecz wycierała się ręcznikiem.
– Nie zdejmie cyckonosza – zrezygnowanym tonem wyjaśnił koledze starszy strażak.
Gdy druhowie zdążyli się już pogodzić z tym, że nie zobaczą nagich piersi nauczycielki, ta podeszła do szafki, nachyliła się, mocno wypinając pupę i zaczęła grzebać w szufladce. Wyjęła z niej dwa biustonosze. Czarny i fioletowy. Patrzyła to na jeden, to na drugi.
– Zmieni stanik – wyszeptał podekscytowany młody.
Marta postanowiła pograć im jeszcze na nosie. Przykładała do piersi raz jeden, raz drugi biustonosz. Demonstrowała, iż jest kobietą, której bardzo trudno podjąć decyzję.
– No dalej paniusiu, pokaż swoje wielkie cyce! – niecierpliwili się strażacy.
Marta wyłowiła w szepcie sens słów.
Ha! Napaliliście się… Cierpliwości… Zaraz ujrzycie moje atuty! Ale nie myślcie, że napatrzycie się zbyt długo…
Sięgnęła rękami do tyłu, chwytając zapięcie stanika. Strażacy wpatrywali się jak zaczarowani, gdy rozpinała haftki. Zaraz dosięgną wzrokiem jej okazałe, niczym nie osłonięte balony!
Kobieta zdjęła biustonosz. Niestety stanęła tyłem do mężczyzn, więc nie byli w stanie dojrzeć piersi. Ale nawet fakt, że widzą historyczkę, która właśnie na ich oczach zsuwa stanik, działał nadzwyczajnie. Bacznie się wpatrywali. A nuż odwróci się w ich stronę? Lecz Marta celowo dozowała napięcie.
A niech trochę mają! – Odwróciła się bokiem, ale na krótko. Przez moment śmignęły im nagie piersi. Wbili wzrok, lecz zdołali tylko dostrzec, że są jeszcze większe niż im się wcześniej wydawało.
– Ale ma cyce! – szepnął były uczeń Marty. – Jak donice!
Starszy nic nie mówił, tylko sapał.
Kobieta nie mogła się jednak powstrzymać. Odwróciła się, jakby się za czymś oglądała i… panowie zobaczyli nagi biust w pełnej krasie. Rzeczywiście był imponujący: obfity acz foremny.
– Dorodne cyce! Jakby dojne… – szeptał starszy strażak. – Ech, można by takie pociągnąć… podoić!
Długo się nie napatrzyli, bo kobieta szybko założyła biustonosz. Fioletowy. Ale i tak delektowali się oglądaniem jak go zakłada. Po czym szybko ewakuowali się spod drzwi, gdyż nauczycielka już ubierała bluzkę.
Mimo, że ta nie była równie prześwitująca, kobieta wyglądała w niej jeszcze bardziej kusząco. Z dużym dekoltem i stanikiem, który wyraźnie podnosił piersi do góry.
– Przepraszam, że zostawiłam panów, pewnie się panowie w tym czasie nudzili? Jak mogę panom wynagrodzić to, że ich zaniedbałam? – uśmiechała się, łopocząc rzęsami.
– Jakoś tam paniusia może… He He…
– No tak! Przecież obiecałam, że panom dam… – Historyczka celowo bawiła się słowem.
– Oj, pani nauczycielko! Daj nam!
– Ojej panowie… – Kobieta zawstydziła się przemożnie. – Łapiecie mnie za słówka… swawolnicy z was… Dam wam oczywiście nalewki mojej mamy.
A niech się jeszcze bardziej ośmielą.
Marta stawiając butelkę i kieliszki na niskiej ławie, musiała się mocno nachylić. Przesadnie wydekoltowana bluzeczka ukazała w pełnej krasie to, co było w niej najlepszego. Druhowie podziwiali nie tylko rowek między piersiami, ale też obie półkule, do tego owionął ich intensywny i słodki zapach perfum. Młodszy tak się gapił na biust swojej byłej nauczycielki, że aż rozdziawił gębę.
Starszy nie tracił rezonu.
– Ma paniusia czym oddychać, oj ma!
Kobieta, udając wysoce zawstydzoną, próbowała naciągnąć bluzeczkę na piersi, ale skąpy materiał na to nie pozwalał.
– Oj przestańcie panowie… przez was jestem skonsternowana…
– A co? Nieprawdę mówim? Która kobita we wiesce, albo i w całej okolicy ma większe zderzaki?
Historyczka kraśniała z dumy. Tymczasem Mietek, patrzył na kieliszki z niesmakiem.
– Paniusiu, cóś słaba z ciebie dajka. Takie maluśkie szkiełka… Daj nam normalne szklaneczki. No i sami nie będziem polewać. Ha ha… – Mężczyzna chciał, żeby kobieta znowu pochyliła się nad ławą.
– Ach… przepraszam… – Marta podała tym razem spore szklanki koktajlowe.
– O ma paniusia tam pieprzyk! – Zauważył Mietek, gdy dziewczyna nachyliła się podczas polewania nalewki. Speszyła się, bo nie sądziła, że dekolt odsłania aż tyle.
– A może to nie pieprzyk, tylko malinka? – Ośmielił się spytać Antek, ale zaraz potem oblał się pąsem.
– A może i tak być! – Zarechotał Mietek. – Że narzecony paniusię za mocno tam ugryzł! Ha ha ha!
– Nie mam żadnego narzeczonego… – cicho odrzekła zawstydzona kobieta.
– No to wypijem za to, żeby się taki znalazł. Czas, żeby taka panna już chodziła z wózeczkiem po wiesce. Ha ha ha!
Marta z żalem, choć ukrywanym, przyjęła przytyk do jej wieku i panieństwa. W tej konserwatywnej wiosce uchodziła już za starą pannę.
Nalewka była mocna, ponad osiemdziesięcioprocentowa. Mężczyźni jednym haustem opróżnili szkło.
– Oj, mocne winko! Mocne!
– To ja podam jeszcze ciasteczka… – Marta sięgnęła do niskiej szuflady, wypinając przed nimi pupę. Rozkloszowana spódniczka uniosła się nieco i mężczyźni dostrzegli koronkowe manszety pończoch. Równie erotyczny widok, podziałał na nich piorunująco. Tymczasem Marta długo szukała ciasteczek w szufladzie, coraz bardziej się wypinając.
Ależ to przyjemne… Być przed nimi tak wypiętą… Eksponować wydatny, ale jednak zgrabny tyłek… Stoję tak przed nimi, jakbym się sama prosiła… Ciekawe co widzą? Spódniczka jest sztywna… więc mogli zobaczyć koronkę pończoch…
Strażacy jakby czytali w jej myślach.
– Ja nie mogę! – dyszał Antoni. – Ale ona ma na sobie pończoszki…
– Takie seksowne cóś to noszą chyba tylko dziwki… po to żeby był łacniejszy dostęp do piczy… – szeptał starszy strażak.
Marta słyszała te szepty doskonale. Noszą tylko dziwki – sama nie wiedziała dlaczego te słowa podekscytowały ją jeszcze bardziej.
Na komodzie leżała palma wielkanocna. Długa: miała grubo ponad metr. Mieczysław podszedł cichutko, wziął palmę, a następnie spróbował podnieść nią nauczycielce spódnicę do góry. Sztywny materiał ułatwił mu zadanie. Mężczyźni zobaczyli pupę kobiety w pełnej okazałości. Była spora, ale zgrabna. Biała pupa silnie kontrastowała z ciemniejszym materiałem koronki pończoch. Uwidoczniony wąski paseczek stringów, chował się między pośladkami.
Marta kątem oka dostrzegła jak Mietek podnosi palmę wielkanocną. Gdy poczuła, że coś się dzieje z jej spódniczką, domyśliła się co jest na rzeczy, jednak postanowiła udawać, że nic nie wie.
A to gnojki! Ale niech mają… Ależ musi ich rajcować takie podglądanie kobiety… Zwłaszcza gdy ma taki kuperek jak ja… Ciekawe ile pokazują stringi? Ale pewnie całe moje pośladki… Co sobie wyobrażają, gdy już widzą, że mam i pończochy i stringi? Na pewno myślą, że ubrałam się jak na randkę… I to na randkę, która może się skończyć bardzo owocnie… A z drugiej strony, wiedzą, że nie mam narzeczonego… Więc…? Chyba nie pomyślą sobie, że jestem łatwa…?! Że jestem gotowa dać pierwszemu lepszemu?! A jeśli tak pomyślą?! Boże! Dlaczego to jest takie podniecające!
Marta, chcąc jeszcze bardziej sprowokować strażaków, potrzęsła tyłkiem. Obu mężczyzn aż skręcało.
Miecio nie wytrzymał, cicho zakradł się i jedną ręką nadal unosząc spódnicę, drugą siarczyście przyrżnął w pupę palmą wielkanocną.
– Auuaa! Auuuaaa! – wykrzyknęła Marta, udając niepomiernie zaskoczoną.
– Kto wypina, tego wina! – Mietek z lubością przypatrywał się kobiecie. – A jak to gadają we Wielkanoc, palma bije, nie zabije. – Mówiąc to przykropił pannie po pupie jeszcze dwa razy.
– Ach! Auuu! Ależ pastwicie się nad biedną dziewczyną… – Biadolenie rozochociło strażaków. Starszy, niewiele myśląc, chwycił bazie z dzbanka i przylał nimi Marcie po tyłku.
– Auuuuaaaa! – Kobieta sama była zaskoczona, że taki rodzaj przemocy może równie silnie ją podniecić.
Opuściła spódniczkę i przez materiał, dłonią, rozcierała sobie pupę. Czyniła to z premedytacją. Wyobrażała sobie, jaki efekt może wywoływać na mężczyznach widok kobiety masującej sobie pośladki.
– No tak… palma… wielkanocne obyczaje… panny winne się im podporządkować… – Marta mówiła zrezygnowanym tonem, chcąc zaakcentować swoją uległość, co wzbudzało w mężczyznach wiele kreatywności. Obaj szukali w pamięci, jaka tu jeszcze wiejska tradycja pozwoli popastwić się nad kobietą.
– A zwyczaj wielkanocny, to też trochę polać… ha ha – Miecio zaordynował, w sposób, który wydał mu się przednim żartem, napełnienie szklanek.
A więc jeszcze wam mało… kolejna szklanka zwali was z nóg.
Po toaście mężczyźni usadowili Martę na kanapie między sobą. Alkohol coraz bardziej uderzał im do głów. Mietek jedną rękę położył kobiecie na kolanach, tym chętniej, że nauczycielka usiadła tak, że spódniczka podwinęła się nieco do góry. Drugą objął ją w talii. Młodszy patrzył na to z zazdrością. Obserwował kolegę, który po przyciągnięciu panny do siebie, zyskał doskonały punkt obserwacyjny… jak zapuszcza żurawia w dekolt. A dało się zauważyć, że wydekoltowana bluzeczka miała dodatkowo jeden guziczek rozpięty.
Miecio delektował się pięknym, słodkim zapachem intensywnych, kobiecych perfum. Wciągał go w nozdrza i gapił się w dolinę między pokaźnymi wzgórzami. Dostrzegł tam oryginalny wisiorek. Był to krzyżyk o dość nietypowych kształtach, jakby grecki.
– Co to? Niby krzyżyk, ale jakiś nie nasz…
– To pamiątka z Ziemi Świętej. Przywiozłam go z Jerozolimy, rok temu tam właśnie spędzałam Wielkanoc. W Wielką Sobotę byłam w Bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie i na własne oczy widziałam cud Ognia Świętego, jak samoczynnie, bez udziału czynnika ludzkiego zapala wszystkie świece! Na pamiątkę tego, kupiłam tam sobie ten krzyżyk.
– O to bardzo ciekawe! Choć o ogniu to my trochę wiemy…
- I o rozniecaniu ognia… takim… samoczynnym – wypsnęło się młodemu.
- W takim razie, daj no pani nauczycielko obejrzeć to cudo – poprosił starszy.
Miecio był dumny ze swego pomysłu. Miał świetny pretekst, żeby włożyć kobiecie łapę w dekolt. Co zresztą niezwłocznie uczynił, wpychając olbrzymią dłoń między piersi, aby wyłowić krzyżyk. Nie omieszkał długo go łowić… żeby poeksplorować dekolt. Przy okazji rozpiął się kolejny guzik… Martę to niezwykle podniecało. I to, że ją oglądają i że dotykają jej piersi.
– Antoś, ty też sobie zobacz, jakie insze to cudo…
Antek wstydził się, ale gdy była nauczycielka ochoczo wystawiła biust w jego stronę, alkohol i pożądanie wzięły górę. Chłopiec włożył drżącą rękę między potężne okrągłości historyczki, jednak nie tak śmiało jak poprzednik.
– To prawda… cudo… wielkie cudo…
Przeciągał oglądanie w nieskończoność. Zastanawiał się, czy nauczycielce sterczą sutki pod wpływem jego dotyku. Gdy już zabierał rękę, mimo że robił to delikatnie, puścił kolejny guzik bluzeczki.
Mietek był nakręcony, myślał wyłącznie o biuście historyczki. Marzył o tym, by się nim zająć. Dotykać. Ściskać. Całować. Gotowy był na wszystko, byle tylko dosięgnąć celu.
– Pani Marto, z okazji Święta Zmartwychwstania warto by było ucałować zmartwychwstałego…
Kobietę niezwykle podniecały takie podchody. Nie opierała się, gdy mężczyzna pochylił się nad piersiami i ustami przyssał do rowka.
O tak… piękny to hołd oddajesz mej kobiecości…
– Ochh… piękny hołd oddaje pan Zmartwychwstałemu…
Mężczyzna był wniebowzięty. Dokumentnie wylizał rowek między jej piersiami.
– Teraz Antoś!
Chłopak pochylił się, natychmiast uderzyła go słodka woń perfum. Zaciągnął się nią, przymknął oczy i ustami szukał krzyżyka. Delikatne dotykanie wargami skóry na biuście pani Marty wywoływało w nim stan najwyższego podniecenia. Celebrował moment składania pocałunku.
Marta była zachwycona, jako ucznia, zawsze darzyła go sympatią, mimo że nieśmiały i niezbyt lotny, to zawsze szczery i życzliwie usposobiony.
Dobrze, że zapisał się do tej straży…
Mietka pobudził widok nauczycielki wypinającej biust i chłoptasia z twarzą w jej dekolcie. Gdy młodzian odsunął się, dało się zauważyć, że kolejne guziczki bluzki puściły.
Pewnie celowo ubrała takie fatałaszki, żeby szybko odsłonić cycki…
– No dobra. Tera czas na dwóch ukrzyżowanych łotrów po prawicy i lewicy…
– Co ma pan na myśli – Marta wyraziła zaniepokojenie, lecz tak naprawdę przypadł jej do smaku kolejny, frywolny podstęp Miecia.
Drań chce dalej całować moje piersi… Boże! Dlaczego to jest aż tak podniecające…?!
Strażak coś zabełgotał i silnie schwycił kobietę, przysysając się ustami do lewej piersi.
– Och… nie… niech pan przestanie!
Mężczyzna co prawda nie odważył się na zsunięcie stanika z biustu, ale piersi i tak wystarczająco wyglądały z biustonosza. Odważył się natomiast wsunąć język pod miseczkę i ślinił na potęgę cycki Marty.
– Ach… nie… nie… proszę mnie puścić! – błagała nauczycielka, w duchu zaklinając: O tak… jak wspaniale być w taki perfidny sposób niewoloną…
– Tera czas na drugiego łotra! – Tym razem, podochocony Mietek był o wiele odważniejszy. Jego usta sięgnęły szczególnie wrażliwych krawędzi brodawki.
– Achhhh! Achhh! – wzdychała w egzaltacji.
Mężczyzna przyssał się do piersi i długo jej nie puszczał. Lizał, wreszcie pozorując, że rozpędził się przypadkiem, liznął jej sutek, mocno już nabrzmiały.
– Ojej… nie! Do czego pan się posuwa?!
Podniecona i skonsternowana historyczka odepchnęła nieco strażaka. Ten otrząsł się i upomniał o młodszego kolegę.
– Niech młody też wycałuje obydwu łotrów!
Marta, udając skrajnie zażenowaną, pokręciła głową, zdając się mówić: no niechże wam już będzie i podstawiła piersi pod twarz młokosa.
Ten znów delektował się długo. Myślał tylko o tym, żeby sięgnąć ustami głębiej pod miseczkę i schwycić sutki ulubionej nauczycielki. Na to się jednak nie zdobył. Za to buszując przy piersiach Marty, spowodował, że jej bluzka rozpięła się niemal zupełnie. Mężczyźni napatrzyli się porządnie, skąpy stanik odsłaniał bardzo dużo. Widzieli kształtne uformowanie jej obfitych piersi, opiętych seksownym biustonoszem. Wydawało się, że niewiele trzeba, żeby wyskoczyły z uwięzi. Marta śledząc ich nienasycony wzrok, uznała że to najwyższy czas, żeby sprowokować druhów swoim rzekomym oporem.
–Ojej! Co za niesforna bluzeczka! Przepraszam panów! – Wstała i zaczęła powoli zapinać guziki.
Na mężczyzn podziałało to jak na psa, któremu wydziera się przed chwilą podarowaną kość. Efekt zwielokrotniał wypity alkohol (gdy młodziak całował piersi, Mietek dolał sobie szklankę). Znów szukali starych zwyczajów, które dałyby im pretekst do kolejnych działań.
Mam! – Uradował się stary strażak.
– W moich czasach, to nie było tak grzeczniutko… Sikaweczka, może jeszcze perfumy?! Lało się dziewusze czy to babie wiadro wody pod spódnicę!
Marta zadrżała, sama nie wiedziała, czy bardziej ze strachu, czy z podniecenia.
Są tak rozochoceni, że gotowi mi okrutnie polać pod kieckę…
– Panowie, chyba nie użyjecie sikawki pod moją spódnicą?!
To ich sprowokowało, podniecony Mieczysław sięgnął jeszcze raz po sikawkę.
– Patrz młody i ucz się, jak prawdziwie podlewa się panny! Przytrzymaj mi tę gołąbeczkę.
Sam złapał kobietę za jedną rękę, za drugą schwycił Antoni. Nauczycielka piszczała w niebogłosy, z wielkim trudem ukrywając, że sprawia jej to nie lada przyjemność. Starszy strażak włożył sikawkę pod spódnicę i patrzył swej ofierze prosto w oczy.
– Nie! Nie! Błagam! – prosiła historyczka.
Miecio był jednak nieprzejednany.
– Żeby rola była płodna, trza ją podlać. Najlepiej w samą bruzdę. Ha ha!
W tym momencie Marta poczuła na udach uderzenie strużki zimnej wody.
– Ojej! – pisnęła przerażona.
– Znaczy się, trafiłem! – Zarechotał strażak. – Zobaczmy! Trzymaj Antoś dobrze naszą sikorkę!
Zadarł dziewczynie spódniczkę do góry. Nie mogła przeciwdziałać, bo młody trzymał jej ręce niczym w imadle. Mężczyźni ujrzeli skąpe, koronkowe stringi opinające krocze dziewczyny. Były tak transparentne, że doskonale widzieli zarys szparki i paseczka włosków nad nią. Starszy strażak siknął strumieniem wody prosto na jej cipkę. Poczuła to intensywnie.
– Auuaa! Och! – Marta udała, że próbuje się wyrwać z uścisku Antoniego, lecz tylko po to, by wykazać, jak bardzo jest zniewolona. – Nie! Przestańcie… już jestem tam mokra…
Mężczyźni z lubością wpatrywali się w to, jak zmoczone majteczki przylegają do łona nauczycielki, idealnie eksponując kształt warg sromowych.
Marta z przemoczoną spódnicą stała zawstydzona, ale też niemożebnie podniecona sytuacją. Czuła, że jest gotowa im ulec. Natychmiast. Tym bardziej podziałały na nią słowa Mietka:
- Młody! Jak pani nauczycielka sama mówi, że jest mokra, to znaczy, że dobrze podlana… i że jest gotowa na coś więcej! Ale teraz to musisz ją sprawdzić! Najlepiej, jak to się mówi – organoleptycznie. Znaczy się jak? Językiem! Dawaj nura pod kieckę!
Marta droczyła się. Trzymała za spódnicę, żeby nie wpuścić tam Antosia. Jednak oczywiście bardzo chciała przegrać tę batalię. Patrzyła na głupawą minę młodego strażaka, z jednej strony krępującego się, z drugiej popędzanego przez Mietka, a także przez zapalczywe, młodzieńcze pożądanie. Dlatego jego dłonie powoli sunęły po udzie kobiety. Gdy minęły koronkę pończoch i wjechały na gołe, mokre ciało, nauczycielka podniosła jeszcze większe larum:
- Ach nie… Antosiu… cóżże czynisz…
Lecz teraz już nawet wołami nie odciągnąłby hożego junaka. Wkrótce sięgnął przemoczonych majtek.
- Nie… nie… proszę… Antku… tak nie można…
Historyczka udawała, że próbuje się wyrwać, ale potężny uścisk Mieczysława, trzymającego za nadgarstki, nie rokował najmniejszych szans powodzenia.
- No młody… opowiadaj! Nasza paniusia ma mokro między nogami?
- Jak panu nie wstyd… – wzdychała ku niebu upokorzona belferka.
- Wstyd to by mi był, jakbym jej dobrze nie zmoczył! Co młody? Badasz tę kuciapkę?
Antek, pośpieszony przez druha, przesunął palcem po mokrej koronce stringów.
- Ano… przemoczone te majteczki na fest! – Wypowiadał, jakby z podziwem, gdy odważywszy się, suwał wzdłuż szparki po materiale.
Nawet nie wiedział, jak sporą przyjemność sprawiało to kobiecie.
- Ale jak mówiłem, że masz sprawdzać? Organoleptycznie! Pchaj tam jęzor!
Marta miło się zaskoczyła, gdy pod spódniczką pojawiła się głowa byłego ucznia. Poczuła jak nieśmiało i delikatnie jego język przesuwa się przez materiał po cipce.
- Achh… ach… – wzdychała.
- I co młody? Smakuje nauczycielska psitka?
Antoś wstydliwie coś zabełgotał.
- No to teraz odsuń się! Moja kolej!
Kobieta znów protestowała, gdy pod jej spódnicą pojawiła się głowa, tym razem starego strażaka.
- E! Młody! Ty ją przez majtki lizałeś? Nawet dobrze nie zobaczyłeś jak wygląda pipka? To teraz przyglądaj się!
Szybkim ruchem odsunął stringi na bok.
Zażenowana nauczycielka nawet nie wiedziała jak zaprotestować. Jedynie szeptała:
- Nie… nie… – śledząc wzrok młodego, skierowany pod jej kieckę.
- Co się tak gapisz? Pewnie żeś pierwszy raz w życiu zobaczył babską kuciapkę? To teraz patrz…
Stary przejechał językiem nachalnie po całej długości szparki.
- Ach! – zakrzyknęła Marta. Fala ciepła przeszła jej całe ciało.
Miecio lizał zachłannie i szybko, jak kot pijący mleko.
- Aaaa… aaaaa… – nauczycielka pojękiwała.
Strażak wprzódy lizał po wierzchu, tak, jakby chciał wchłonąć całą wilgoć, potem, stopniowo, zaczął zagłębiać się coraz bardziej w rowek, przyprawiając nauczycielkę o dreszcze.
- Aaaaa… achhh! – postękiwała zrazu cicho, lecz im głębiej w sobie czuła ozór mężczyzny, tym głośniej pojękiwała. – Aaaaa! Aaaaaa!
Nie spodziewała się, że aż tak dogłębnie wniknie w nią język Mieczysława. Zaczęła wić się, jak w transie.
Podniecony pożarnik wreszcie odstąpił, ale myliłby się ten, kto uznałby, że wyciągnięcie głowy spod spódnicy, oznacza danie spokoju.
- Paniusiu… w naszej robocie najważniejsza jest praca pompy, ale, żeby pompowała, napierw trza zassać! To do dzieła!
Nim spostrzegła się, już, przywiedziona krzepką dłonią Mietka, którą bezpardonowo chwycił ją za kark, klęczała przed strażakami na podłodze. Zaskoczona, nie była w stanie wydusić z siebie słowa, jedynie rozdziawiła usta ze zdumienia, zorientowawszy się, że Mietek rozsuwa rozporek.
- Zobacz pani nauczycielko prawdziwy wąż strażacki!
Rzeczywiście okazał się wielce pokaźny. Jej zdumienie i rozdziawienie ust, znacznie się powiększyło.
- Antek! Nie ociągaj się! Wyciągaj sikawkę! Nie daj czekać pani profesorce! Pewno już się nie może doczekać!
Marta, mimo, iż cicho protestowała, nie wstawała z kolan. Istotnie była ciekawa kształtu i rozmiarów Antosiowego węża. Okazał się znacznie mizerniejszy, jednak jego kształt – wyrazisty czubek i wygięcie w górę, wydał jej się nadzwyczaj kuszący.
- No dzieweczko! Możesz wybrać od którego zaczniesz.
- Panowie… nie żartujcie sobie ze mnie tak sromotnie… – Udała, że próbuje wstać z kolan, co jedynie rozsierdziło Mietka. Ponownie chwycił żylastymi rękoma kobietę za kark i zmusił do pozostania w pozycji klęczącej.
- Damulko, nie igraj z nami! Zwyczaje wielkanocne to świętość. Oblaną dobrze pannę czeka pomyślność. Nie odpłacaj nam się niewdzięcznością!
Marta nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała się jeszcze przekomarzać.
- Panowie… ja wysoko cenię tradycję… ale… chyba nie można porządnej niewiasty nakłaniać do tak zawstydzających uczynków…
Jednak, widząc srogi, złowrogi wręcz wzrok Mieczysława, skapitulowała niemal natychmiast.
- Ach… cóż… biedna ze mnie dziewczyna… widzę, żem przyparta do muru… wobec tak bezlitosnego dyktatu, mogę jedynie ulec…
Nic nie podniecało jej bardziej, jak takie właśnie sytuacje przymusu, uciemiężenia. Znalazła się w swoim żywiole.
Udając, że robi to wbrew sobie, chwyciła “sikawkę” Antka i ujęła ustami. Delikatnie obejmowała czubek, obchodząc się z nim jak z jajkiem.
- I jak ci się widzi paniusiu Antosiowy wężyk?! Bierz głębiej! Ssij!
Marta, z ociąganiem, spełniała polecenia. Połykała męskość młodziana i zasysała ją.
Jej były uczeń czuł się jak w niebie. Zresztą ku niebu wznosił oczy, jakby dziękując za świąteczny prezent. Gdy spuszczał wzrok niżej, obserwował klęczącą przed nim nauczycielkę, w tej jakże miłej pozycji dla niego, robiącej mu “dobrze” ustami i… nie dowierzał temu widokowi.
Kobieta zaskoczyła się tym, że tak bardzo podnieca ją robienie loda swojemu byłemu uczniowi. Jego męskość wydała jej się tak słodka, niezwykle prężna, że coraz łapczywiej ją ssała. Próbowała ją połykać, gdy przerwał to starszy strażak. Mietek wręcz nie mógł doczekać się swojej kolejki.
- Dosyć tego dobrego gówniarzu! Gra w kolejarza ma swoje prawa. Starszeństwo daje mi większe prawa.
Marta ledwie się zorientowała, a miejsce małego, zgrabnego członka zajęła wielka pyta starego. O wiele mniej delikatnego w obejściu strażaka, który chwycił ją brutalnie za głowę i wbijał swą męskość najgłębiej jak mógł. Kobieta zaczęła się krztusić. Jej usta ściśle wypełniał członek Mietka, jego czub czuła głęboko w gardle. Czuła się wykorzystywana. Traktowana przedmiotowo. Szybkie ruchy starego powodowały u niej obawę, że ten zaraz dojdzie w jej buzi. Bała się, jak to zniesie…
Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Nie tam chciał kończyć Miecio.
- Paniusiu, czas na prawdziwą akcję strażacką!
– Nie… nie… co pan chce zrobić? – wyszeptała. A pomyślała: O tak!
– Panie Mieczysławie, jak panu nie wstyd! Wie pan, że jestem porządną dziewczyną… – Droczenie się sprawiało jej równie dużą przyjemność, co zgrywanie cnotki.
Staremu druhowi brakowało już jednak cierpliwości na damskie gierki.
– No już damulko! Na wersalkę! Kiecka w górę, majtki w dół!
Przaśny tekst ukuł historyczkę.
– O Boże! Jak pan śmie…
Staremu zdecydowanie nie uśmiechało się czekać. Rozochocało go, że może użyć wobec nauczycielki przemocy. Ona poudaje, że się opiera, on poudaje, że ją gwałci… Po czym kobieta ulegnie, a on sobie porządnie podupczy. Wszyscy wyjdą zadowoleni.
Marta zamarkowała próbę ucieczki, ale strażak szybko chwycił ją za ramię. I tak w jednej ręce trzymając swoją sikawkę, w drugiej dziewuchę, zmierzał w stronę wersalki.
– Nie, nie… – biadoliła dziewczyna. – Antosiu… ratuj mnie… proszę… przecież byłam twoją nauczycielką… nie pozwól, żeby ten pan pohańbił moją cześć niewieścią…
Młody junak miał zagwozdkę: z jednej strony, lojalność wobec towarzysza, z drugiej rycerskie zapędy. Zastanawiał się czy błagania historyczki to szczera prośba, czy babska gierka…
Zwyciężyła trzecia siła: podniecenie. Scena z wleczoną, na wpół obnażoną, nauczycielką wprawiała go w stan najwyższej ekscytacji. Chciał zobaczyć finał. W tym celu nawet ukuł naiwną teoryjkę.
– Pani Marto… uwielbiam panią… ale… taka tradycja… samotna panna… w pani wieku… przynależy się zasłużonemu strażakowi…
– O Jezuniu! Znikąd pomocy! Och ja bidulka… nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ulec! – lamentowała popychana przez starego na wersalkę.
Niemal natychmiast poczuła na sobie wielkie cielsko w mundurze. Dwa rzędy ciężkich pożarniczych orderów uderzyły w jej piersi.
– No damulko… teraz trochę większa sikawka trafi pod twoją spódnicę! Popamiętasz tę Wielkanoc bardziej niż tę w Ziemi Świętej! Tam rozniecają ogień, a my tu też umiemy! Co nie Antoś?!
- Też bezosobowo… Ale… Druhu! Miało się nie wydać… – zafrasowany junak najwyraźniej nie zrozumiał dwuznaczności.
W tym czasie Marta poczuła mięsistego węża, sunącego po jej udach. Nieubłaganie. W jednym, wiadomym kierunku.
– Nie… nie… proszę… jest… taki duży… za duży… jestem… ach… ciasna…
– Jak ja lubię ciasne! – Mietek naprowadził pytona na cel. – A myślisz paniusiu, że po co my mamy takie porządne sprzęty? – Główką zsunął stringi ze szparki, co wywołało u kobiety dreszcze na plecach. – Żeby torować przejście w trudnych warunkach! Ha ha ha! – I zaczął forsować łbem węża wejście do norki.
– Nie… nie! – Marta czuła bolesne wtargnięcie. – Aaaaa! Ach! – Potężne cielsko bezlitośnie rozpychało ścianki pochwy.
Chciała tego. Chciała być wziętą brutalnie i ostro. Bezpardonowo. Chciała czuć w sobie ogromnego drąga i czuć, jak się w nią wbija coraz głębiej. Chciała czuć się bezbronną. Nie móc nic innego, jak tylko przyjmować pchnięcia… i… jęczeć.
– Aaaaa…. Aaaaa… aaaaaaaaa…
Jęczała, zdając sobie sprawę, jak te dźwięki działają na zmysły obu mężczyzn.
Poczuła, że wtłoczył się do końca. Zdobył ją dokumentnie. A był na tyle długi, że mógłby penetrować dalej… Zdawało się, że dno pochwy nie stanowi dla niego żadnej granicy… Nauczycielkę to ogromnie rozpalało. To, że czuje się niczym nadziana na pal… Jak Azja Tuchajbejowicz… Ale Azja na pewno nie miał tak grubego pala…
O dziwo, potężnie podniecało ją, że nie ma żadnego zabezpieczenia. Jak również to, że był zwierzęcy i dziki. Do tego stawał się wulgarny.
– No i co cipko? Ciasna? Oszukiwałaś… już ci ją trochę jakieś fagasy rozepchały!
Martę to również kręciło: sugestia, że jest łatwiejsza niż twierdziła.
– Ochh… ochhh… – wzdychała nie próbując się tłumaczyć.
– Ale tę Wielkanoc popamiętasz bardziej niż tę w Ziemi Świętej! Bo zostaniesz porządnie prześwięcona! Tego pewno chciałaś, jak nas wpuszczałaś do środka. Chciałaś strażaków wpuścić nie tylko do domu, ale jeszcze gdzieś?!
Ależ on się rozkręca… Chce dosłownie i w przenośni wyżyć się na mnie…
– Panie Mietku… ależ z pana brutal… ależ pan sobie na mnie używa…
– O tak! Tak lubię! Lubię czuć, że suczka jest w mojej władzy! Co pani nauczycielko? Jesteś moją suczką?! – W tym momencie wykonał mocny sztych w jej cipkę, jakby chciał ją przebić.
– Aaach! Ojej… Ależ z pana dzikus! – Ledwie to powiedziała, a kolejne pchnięcie poczuła głęboko w sobie.
– Mów dziewucho!
– Ach…. Tak… Aaaaa! Jestem… jestem pańską… aaaa… suczką…
Miecio czuł się ukontentowany. W pełni kontrolował sytuację. Ale spełnienie odczuwała też historyczka, stając się skrajnie uległą…
Mieczysław nie na darmo nosił odznakę wzorowego strażaka. Jego moce zdawały się być niewyczerpane. W przeciwieństwie do nadwątlonych sił potwornie skrzypiącej wersalki, konkurującej z Martą na decybele.
– Aaaaa… Panie Mietku… wyeksploatuje mnie pan do cna… aaaaa…
– Sama się o to prosiłaś! Cóś mi się zdaje, że specjalnie tak wystroiłaś się po to, żebyśmy ci nie przepuścili! Przyznaj to, suczko! – Znów ciężki taran uderzył w dno pochwy.
Zmuszanie do uległości, do takich wyznań, rozpalało Martę do granic.
– Taakk… ach… chciałam tego… chciałam, żebyście mi nie przepuścili…
– Powtórz to suko! Pełnym zdaniem. Powiedz, że chciałaś nam dać! Powiedz, że jesteś dziwką!
Matka Marty zagadała się pod kościołem z koleżankami. Spóźniona pospiesznie wracała do domu. Jakże się zdziwiła, gdy tylko otworzyła drzwi!
Ujrzała swoją córkę z rozpiętym stanikiem, zadartą do góry spódnicą, obściskiwaną przez dwóch mundurowych. Córka jęcząc, wykrzykiwała:
– Tak… aachh… Od początku chciałam wam dać… chciałam się puścić… Tak! Jestem dziwką!
Rodzicielka, podobnie jak Marta, była zgrabna, obdarzona pokaźnym biustem i zmysłem eleganckiego ubierania się. Miała na sobie czarne kozaczki na szpilce, czarne pończochy i długą, fioletową spódnicę. Liczyła sobie czterdzieści osiem wiosen, lecz wyglądała na znacznie mniej. Zaś podpitym i rozochoconym strażakom wydała się jeszcze młodsza i nad wyraz atrakcyjna…
brak komentarzy