Czas grozy (I)

29 czerwca 2020

Opowiadanie z serii:
Czas grozy

Szacowany czas lektury: 33 min

Współautor tekstu to Max80, którego poznałam na portalu Cyberromans.

Pisanie w dwójkę, na przemian, jest dość ekscytujące. Jednak wadą jest mieszanie czasów i chyba nieco tempa.
W każdym razie Max miał ciekawy pomysł na umiejscowienie akcji.

Rozdział pierwszy

Martha jest oddaną przyjaciółką żony właściciela ziemskiego – Philipa, w królestwie Wessex. Pomaga Alfredzie w jej codziennych obowiązkach, w szczególności przy wychowaniu dwóch córek oraz dwóch synów.

Nie lubi prawić o swym pochodzeniu…

 

Czas płynie dość beztrosko w małym zameczku otoczonym lasem, położonym nieco na odludziu. Rzadko zaglądają tu goście.

 

Od paru lat Wikingowie nawiedzają wybrzeże nagłymi atakami na wsie i klasztory. Każdego roku ich wypady są coraz śmielsze. Król Wessex postanowił zwiększyć nakłady na armię, a co za tym idzie, również i podatki. Dotknęły one szczególnie Philipa, który ma dość małe ziemie, a że ostatnie lata były mało urodzajne, skutki wojny domowej są wciąż odczuwalne.

Philip to poczciwy człowiek, ponad 50-letni, darzy Marthę szacunkiem. Czasami, jak każdemu mężczyźnie, przydarzy mu się spojrzeć na nią, na piersi czy biodra, ale nic poza tym. Jest pragmatyczny we wszystkim. Gdy dowiaduje się o nowych podatkach, natychmiast zaczyna szukać możliwości pomniejszenia kosztów.

Postanawia odwiedzić swojego dalekiego kuzyna, który ma syna pierworodnego na wydaniu. To stara i majętna rodzina, ale o synu – Theodorze - krążą plotki, że to pijak i nikczemnik i że tylko czeka śmierci swojego ojca, by przejąć po nim schedę.

Cel tej wyprawy jest oczywisty – Philip chce wydać jedną ze swoich córek.
Alfreda, przeciwna tej inicjatywnie, wie jednak że nic nie wskóra, więc prosi Marthę, żeby pojechała razem z Philipem i jej córkami: Edith i Rosemary. Prosi, by miała baczenie na panny i po powrocie zdała relację. Jej mąż chętnie się zgadza. Trwają przygotowania do podróży.

Martha jest niezamężna. Takiej pannie, jak ona, niezwykle trudno byłoby znaleźć męża. Choć piękna, zgrabna, z dużym biustem i zawsze wytwornie ubrana. Bogaci nie chcieliby takiej niemajętnej, no może zaciągnąć do łoża, co by nastawać na jej cześć niewieścią... Zaś chudopachołkom nawet nie przyszłoby do głowy iść w konkury do tak oświeconej panny, która w świecie bywała, nawet czytać i pisać przyuczona... Co najwyżej powzdychać sobie mogą i powyobrażać, że zakradają się do jej sypialni, by podejrzeć jak, się przebiera... bo o chędożeniu onej, śnić jeno mogą...

Trwają przygotowania do wyjazdu nad wybrzeże. W tym czasie Martha, obeznana z modą, zawsze strojnie odziana w kuszące kiecki, podkreślające jej kształty, doradza dwóm siostrom jakie suknie wziąć ze sobą. Obydwie nie kwapią się z wyborem, żadna nie chce zostać żoną Theodora, ze względu na jego złą opinię.
Kobiety ruszyły wozem we trójkę, na koniach zaś Philip i jego pięciu rycerzy. Podróż potrwa cały dzień, dlatego wyjazd ma miejsce o wschodzie słońca, w piękny majowy dzień. Droga jest wąska i wyboista.

Szlaki są niebezpieczne, a wszyscy wciąż mówią o wymordowaniu nieodległego klasztoru zeszłej jesieni przez ludzi z północy. Nikt o nich nie wie zbyt wiele, poza tym, że przypływają na długich łodziach i że zawsze atakują znienacka. Wikingowie… widocznie w końcu znaleźli drogę i do Wessex.
Pod wieczór na horyzoncie pojawia się paru jeźdźców.

Ojciec uspokaja:
- Spokojnie, to najpewniej kuzyn wysłał po nas swoich wojów.
Edith, młodsza z dziewczyn, niespokojnie kręci się i bierze rękę Marthy w swoją….
- Nie jestem taka pewna jak nasz ojciec, a co jeśli to ci ludzie z północy???

Martha zadrżała. Jej kobieca intuicja nakazywała niepokoić się. Odmówiła dwa krótkie zdania modlitwy półszeptem. Drżała z niepokoju, ale czuła też dziwny rodzaj ekscytacji.
"A co jeśli to ci słynni łupieżcy? Podobno słyną z tego, iż biorą niewiasty gwałtem... A co, jeśli je to spotka???"

Oczyma wyobraźni już widziała, jak we trzy są wywlekane z wozów przez roześmianych i pobudzonych zbójców. A potem, jak we trzy leżą na poboczu drogi z zadartymi, drogimi sukniami,
Odpowiedzialność nakazywała jej jednak uspokajać podopieczne.
- Spokojnie drogie panny... Miejcie ufność w Najwyższym...

Ta nieznośna niepewność trwa dobrych parę minut. Philip powoli wyciągnął swój miecz, kropa potu spadła po jego policzku. Czuć napięcie na twarzach jego towarzyszy, którzy również przygotowują się na najgorsze.
Potem słychać znajomy odgłos trąbki, to znak królestwa Wessex, to musi być patrol królewski!
I rzeczywiście, ojciec z niekrywaną ulgą chowa miecz i zaczyna się gromko śmiać.
Po chwili podjeżdża eskorta licząca dwunastu rycerzy w barwach i herbie królewskim.

Witają się z ojcem.
- Przysłał nas tutaj książę Karol, czekamy na was od paru dni. Czasy niespokojne – mówi dowódca eskorty, z widocznym akcentem, po czym ściąga hełm ukazując swoją twarz cudzoziemca. Jego ciemna twarz i ciemne oczy robią piorunujące wrażenie. Wygląda na jakieś czterdzieści lat. On sam jest postawny i dość barczysty.
Zwraca się do córek Philipa.
- Theodor przesyła Wam piękne i zacne damy pozdrowienia i chce, abyście bezpiecznie z nami do zamku trafiły – Martha czuje, jak Edith, starsza z córek Philipa zaciska jej dłoń na jego widok.
- Oto me córki, przedstawcie się proszę panu…
- Jestem Albert, służę w drużynie króla Wessex. Stacjonujemy w zamku Winchester.
- Ach, a czemu to, czyżby przez wikingów?
- Objeżdżamy wybrzeże i patrolujemy. Jesteśmy na tych niewiernych przygotowani jak nigdy, proszę niech damy się tym nie przejmują… - odpowiada pewnie Albert kłaniając się nisko. Martha czuje również, że nie spuszcza z niej oczu, patrzy jak zahipnotyzowany… czuje także jak gwałtownie Edith odpycha rękę, pewnie zauważyła, że zainteresowanie Alberta nie było na nią skierowane….

Dziewczęta takoż samo uwielbiały Marthę, co jej zazdrościły. Była zawsze adorowana przez rycerzy i możnych. Podziwiana tyleż za wygląd - jej wielkie piersi, które umiała podkreślić dopasowanymi, eleganckimi sukniami, co za jej intelekt. I... tajemniczość. Tak niewiele o niej wiedziały. Nawet to, ile ma lat. Zapytana o swój wiek, kobieta twierdziła, że nie wie. Stara piastunka twierdziła, że Martha ma 36 lat, ale z kolei klucznik zaprzysięgał się, że ma tylko 28 wiosen.

I komu tu wierzyć???
To samo z pochodzeniem Marthy. Tu już krążyły prawdziwe legendy. A to, że to nieślubna córka królowej, a to że służki, którą zbrzuchacił tajemniczy możny pan. Ta druga wersja wydawała się wielce prawdopodobna, ale nigdy nie udało jej się zweryfikować. Mocną hipotezą było też to, że Marthę spłodził jakiś dostojnik Kościoła...

Dowódca podjazdu nie spuszczał wręcz wzroku z Marthy, a raczej jej biustu. Spodobała mu się od pierwszego wrażenia.
"Ciekawe, kto ona zacz??? Piękna suknia i klejnoty ozdabiające jej twarzyczkę i dekolt, sugerują możne pochodzenie... Co za śliczne lico! I inteligentne! Ale nic to w porównaniu z jej donicami! Przednie! Ech! Wkraść się do jej sypialni!"

Martha kusząco uśmiechała się do wojów, a zwłaszcza do ich dowódcy.
Łopocząc rzęsami, komplementowała ich.
- Panie rycerzu, przy waszej zbrojnej protekcji, tak potężnych mężów, czujemy się tak bezpieczne... My, bezbronne białogłowy, wiemy dobrze ile wam zawdzięczamy, wiemy co takiego by nas spotkało i naszą cześć niewieścią, gdybyśmy wpadły w łapy tych niecnych łotrów...

Wiedziała, że jednocześnie połechtała ich próżność i przedstawiła wyobrażenie zacnych niewiast niewolonych przez Wikingów. Sama wyobraziła sobie, jak to legł na niej gruby Norman, uprzednio zadarłszy jej suknię...
Wyposzczeni, po długiej żegludze, srodze dawaliby upust swym chuciom...
Aż przymknęła oczy, fantazjując, że przed groźnym łupieżcą, musi szeroko rozłożyć nogi...

Rycerze spojrzeli po sobie. Jeden szepnął na ucho do dowódcy.
- Oj. Takie krasne niebogi chędożyliby psiajuchy aż do upadłego!

Martha usłyszała ten półszept i uśmiechnęła się w duchu.
"Wikingów tu, póki co, nie ma, ale ten dowódca straży, też niczego sobie... Pod takim też bym sobie pojęczała..."

Niewiasta słynęła z pobożności i cnotliwej reputacji, o którą nad wyraz poważnie dbała. Jednak w jej głowie, nie raz, roiły się zupełnie niepobożne myśli...
Bardzo rzadko pojawiały się jedynie opinie, że Martha jeździła kiedyś coś łatwić na dworze biskupim, z dobrym skutkiem zresztą, co nie takie proste pono było... Kilka dni i nocy podobno na tym zmitrężyła. Złe języki prawiły, że Jego Ekscelencja solidnie to wykorzystał...

Konwój powoli sunął na południe, ku zamku położonemu tuż przy wybrzeżu.
Rycerze z drużyny królewskiej, jak się okazało, wszyscy, jak i dowódca, pochodzenia byli obcego. Mówili między sobą w obcym języku, używając sprośnych słów, bo któż mógłby w Wessex ich zrozumieć. Dowódca to ich stary druh, jeszcze z wojen za Karola Wielkiego, niejedno z nim przeszli i on im na takie niecności zdecydowanie pozwalał. Ta kobieta, nie wiedzieć czemu i jak, zmieniła nastrój wojów. On sam nie rozumiał, ale wręcz nie mógł oderwać od niej oczu. Niby ładna, niby ładne lico, ale coś było w niej takiego, jakaś aura, zmysłowość, której nie potrafił ujarzmić. Jadąc na koniu, nagle zrozumiał, że jego męskość wzwiodła się tak mocno, że aż musiał się wyprostować na chwilę.

Popatrzył się zażenowany na kompanów i zrozumiał, że także oni wpatrzeni są w tę kobiecinę. Pomyślał sobie, że pewne i oni myślą teraz jeno o tym, jak by się do niej dobrać. Lepiej to, niż te siostry tego ubogiego feudała, bo to by był skandal, ale przecież ta Martha była tylko ich opiekunką….
- Co by mi się zdaje mości panie, że ona to by dała rady całej naszej kompanii – rzekł jeden Frankoński rycerz a reszta zarechotała na jego słowa.
- A co by tam, ja bym dał radę sam, a co – odpowiedział najstarszy z rycerzy po frankijsku – aż mi się cała stara krew rozruszała, jak tak patrzyłem na jej piękny zadek.
- A o czym to tak żartują, mości panie, owi zacni rycerze – zapytała się, cała czerwona, Edith. - A o tym jak pięknie będzie puścić z dymem łodzie pogan z północy, o pani, proszę im wybaczyć.

Pod eskortą przed zmierzchem wozy dojeżdżają do zamku. Posiadłość ta, może zrobić duże wrażenie, bo jest znacznie większa od zameczku Philipa, jeżeli można go tak nazwać. Eskorta wraz z wozem z damami przejeżdża przez bramę obronną świeżo wykończoną, wciąż widać rusztowania wokół niej. Trwają gorączkowe pracę wykańczające murów obronnych. Na południowej stronie, mur jest już wykończony, wysoki na około trzy metry, jednakże od strony, od której nadjechała eskorta, ściana jest znacznie mniejsza i do tego drewniana.
Na dworze siedzi parunastu rycerzy z barwami królewskimi, którzy witają się rubasznie z rycerzami z patrolu królewskiego. Na murach widać łuczników obserwujących okolicę z herbem niedźwiedzia. To muszą być woje miejscowi.
Na dziedzińcu wita kuzyn Philippa, Karol. Córki Philippa znają go z lat dziecięcych, gdy często ich odwiedzał w drodze do biskupstwa w Yorku. To łysiejący pięćdziesięciolatek, z lekkim brzuszkiem i jowialnym uśmiechem. Wita się szybko z Philippem i jego córkami:
- Wybaczcie panny, ale mój syn wyruszył na polowanie i wróci niech bóg da na wieczór przywita się ze wszystkimi nieco późnej. Ale musicie być głodne i zmęczone podróżą. Wieczerza czeka, umyjcie się i przebierzcie i zapraszam was wszystkich, łącznie i z panią Marthą, nic się pani Martha nie zmieniła – mówi uroczym głosem Karol.
Kobieta otrzymała osobny pokój, bardzo mały, z wąskim łóżkiem i widokiem na niedalekie morze, z którego można usłyszeć nieprzerwany dźwięk falo rozbijających się o kamienny brzeg. Ma trochę czasu na przygotowanie się do uczty. Jednakże, gdy już miała wejść do swojego pokoju, nagle przed drzwiami pojawia się dowódca patrolu wciąż w ciężkiej zbroi i godle Wessex na piersi i mówi łagodnym głosem z frankońskim akcentem:
- O pani, już dawno żem nie widział tak pięknej niewiasty, chciałem się zapytać, czy mogę coś dla panny zrobić, cokolwiek… proszę mi powiedzieć teraz… jestem zawsze i będę zawsze pani służyć, jeśli zajdzie taka potrzeba…. - całuje nagle dłoń i patrzy się prosto w oczy – chciałem pani Marcie coś pokazać, coś pokazać ważnego w pani pokoju…, czy mogę…? – pyta się rycerz – chodzi o pani bezpieczeństwo…

"Cóż za mąż! Myślałam o tym, że chciałabym pod takim pojęczeć... ale tak naprawdę, chciałabym pod takim krzyczeć! Mocny jak tur! Zapewne ma też mocny miecz... och... mógłby nim zadawać zaiste mocne pchnięcia..."

- No cóż, azali dotyczy to bezpieczeństwa... to zapraszam do mojej komnaty... choć komnata to zbytnio okazałe słowo... raczej zapraszam, do mojej... ciasnej norki...

Aż uśmiechnęła się do siebie w duchu, że udało jej się tak zgrabne i przyjemnie dwuznaczne porównanie.

- Proszę waszmość za mną.

Otworzyła drzwi i z racji niskiego otworu drzwiowego musiała się pochylić, a tym samym mocno wypiąć tyłek.
Dopasowana suknia z drogiego materiału doskonale uwypukliła jego kształt i wielkość.

Marcie ta sytuacja przypomniała analogiczną, gdy kiedyś ich zameczek odwiedził wędrowny rycerz. Ależ jej wpadł wtenczas w oko. Prawił jej przyzwoite, a potem nieprzyzwoite komplementy, a nawet śpiewał pieśni miłosne. Dano mu do spania worek siana w stajni, lecz miłosierna dama ulitowała się nad wojownikiem i zaprosiła go do swej komnaty, choć wcześniej bardzo się pilnowała, żeby nie gościć tam żadnych mężczyzn.
Wobec litościwej białogłowy, wędrowny rycerz okazał się wielce nielitościwy. Marta dobrze pamiętała, że całą noc nie dał jej wytchnienia... tak bardzo spragniony był kobiecego towarzystwa. Nawet połamał jej łoże...

"A napatrz się wojaku na mój zadek! Duży. A jednak zgrabny. Czyż nie? Czyż nie tak o nim wyrażaliście się podczas jazdy?! Ech wy frankijscy żołdacy... wiem dobrze, co to znaczy dla kobiety wpaść w wasze łapska...
To jak to mówiliście? Zad? Klacz? Do ujeżdżania? Do zajeżdżenia???"

Nikt zdrowy na umyśle nie mógł podejrzewać nawet, że córka służącej może znać obcą mowę. A znała!
Tajemniczy ojciec miał wyjawiać jej matce - Jak nawet zostawię dziewce trochę złota i srebra, to znajdą się tacy obwiesie, co jej to rozgrabią. A nauki, którą jej dam, nikt jej nie odbierze. Dlatego Martha, nie dość, że nauczyła się pisma i łaciny, to jako nastolatka odbyła podróż z delegacją kościelną do Rzymu. Jako bystre dziewczę, poznała kraj i mowę Franków i mieszkańców Italii.

Dlatego doskonale rozumiała sprośne żarty wojów, gdy rechotali, prawiąc o pozbawianiu wianków dzierlatek, albo o nadziewaniu na pikę...

Myślała sobie wtedy - "pewnie każdy z was miałby ochotę ostro nabić mnie na swą ostrą włócznię po kolei... pojęczałabym sobie wtedy, postękała… jak nawleczona na pal... Wasze mieczyki łacnie znajdowałyby drogę do pochewki... W niejedną by się władowały z iście żołnierską gracją i zapałem..."

Inne żarty, o zostawianiu białogłów z pamiątkami... bębenkami... napełniały ją przestrachem, lecz, o dziwo, podniecały jeszcze intensywniej.

Rycerz aż zadrżał z podniecenia, gdy zobaczył tak pięknie ukształtowany zadek Marthy. W czasie jazdy na zamek, mógł poobserwować sobie jej pełny biust – dwie wielkie kule skaczące niemiłosiernie na wyboistej drodze, a teraz do kompletu doszedł ten zgrabny tyłek kobiecy i to niemałych rozmiarów. I znowu jego ciało zawiodło go, a jego męskość stanęła w gotowości. Skądinąd, nie mógł się powstrzymać. Wciąż tylko myślał o niej. Ale miał tutaj inne zadanie, chodziło w końcu o zabezpieczenie bezpieczeństwa w zamku, jak również utrzymanie dyscypliny w jego królewskiej drużynie. Nie po to mu płacił krocie król Wessexu, żeby teraz doszło do jakiegoś nietaktu, przestępstwa.
- Dziękuję – powiedział grzecznie i przeszedł przez próg drzwi. Spojrzał najpierw przez okiennicę na morze, a potem na łóżko. Była tu jeszcze szafka drewniana i nic więcej. Pokój znajdował się blisko dwóch pokoi gościnnych dziewcząt, w rogu zamku.
- Mości pani, pani Martho. Jestem prostym żołnierzem, niejednom już przeżył i widział, więc proszę wybaczyć mi bezpośredniość, ale inaczej nie potrafię. Więc najpierw powoli wytłumaczę co i jak.
Podszedł o krok w kierunku Marthy.
- Tutaj na tym odludziu nie ma kobiet. Moja drużyna zaczęła więcej pić i dyscyplina się rozluźniła.
Przystał i zawiesił przemowę. Wyraźnie zabrakło mu słów.
- Ja znam takie klejnoty, rzadkie klejnoty jak mości pani Martha. Skrywana naturalna predyspozycja pani… od razu jam to wyczuł, że pani narodziła się by być dla mężczyzn ich inspiracją. Niech pani Martha nie robi takiej miny, niech pani mi tu mnie mdleje, pani Martha doskonale wie o czym ja mówię i to nie jest nic złego, absolutnie nic, to dar naszego

Boga wszechmogącego… - rycerz szybko żegna się parę razy – na Boga ja wiem co mówię!
- Na czym to ja stanąłem… acha, no więc, moja drużyna, to dobre chłopy, ale proste i zaczynają mi ujadać i dyscyplina się rozpuszcza, a jak dzisiaj oni panią zobaczyli, to ja się boję, powiem pani, jestem pewien, ze te sukinkoty już planują, jak tu panią dopaść gdzieś w jakimś ciemnym kącie i wezmą siłą i przemocą, skrzywdzą panią i pewnie oberwie się im i mnie i wszyscy stracimy pracę, zamek zostanie bez obrony, a pani straci cześć i pewnie będzie musiała szukać pracy gdzie indziej… niby skrzywdzona ale wina będzie jakoś przypisana pani… no więc wszyscy przegramy, wszyscy….
- Ja tutaj jestem od tego, żeby był porządek…. – podchodzi rycerz znowu o krok w kierunku Marthy, jakby się wahając, znowu szukając odpowiednich słów
- Proponuję więc pani następujące rozwiązanie…. – proszę mi nie przerywać – dodaje po chwili twardym i stanowczym głosem. Staje już przed kobietą i odgarnia pasek włosów.
- Pani Martho, proszę się nie sprzeciwiać.
Znowu przerywa i patrzy prosto w oczy. Jego oczy świecą jakąś mądrością i smutkiem.
- Wikingowie tutaj są. Zaatakują wcześniej czy później, cała moja drużyna jak co, ochroni życiem pannę… ja nie rozumiem, czemu Philipp tu przyjechał, w takie niebezpieczeństwo. ale nic, to nie moja sprawa.
- Znowu zgubiłem wątek, bo pani tak mnie rozprasza – dotyka policzka Marthy – przy drzwiach pani będzie zawsze jeden rycerz strzegł, niby dziewczyn oficjalnie, ale to o panią będzie chodzić. Każdego wieczoru inny rycerz. W nocy, gdy już będzie cisza i gdy dziewczyny będą spać, zapuka trzy razy w pani drzwi. A pani wtedy ma cały pacierz, żeby się przygotować… proszę zawsze drzwi trzymać otwarte, no więc pani przyjmie spragnionego rycerza w swoim łożu…. Ja tym łotrom przekażę, żeby byli przygotowali…, żeby nie zabierać zbyt dużo z panny snu… Każdej nocy inny rycerz z mojej drużyny. Tak musi być, proszę mi powiedzieć, że pani rozumie... inaczej będzie katastrofa… ja nie ogarnę ich psiego zacietrzewienia, oni są jak jurne byki… a pani jest dla nich teraz jedyną okazją, piękną niewiastą, jak anioł w ich zasranym życiu…. Czy pani Martha mnie zrozumiała?

Podczas monologu rycerza Martha, a to wznosiła oczy ku niebu, a to udawała, że omdlewa.
Targały nią emocje gwałtowne jak nawałnica.
"Cóż za szelma! Nikczemnik! Jak on mnie traktuje?! Jak sprzedajną dziewkę! Jak tanią ladacznicę, która ma nadstawiać zadka dosłownie wszystkim żołdakom... Wszystkim, którym po prostu zechce się wyżyć... zwyczajnie ulżyć sobie w niej... w jej, udostępnianej dla wszystkich, piczy... Och... mój Boże!"
Zrazu gotowa była spoliczkować dowódcę. Lecz baczyła na groźbę, co ją czeka, jeśli się nie zgodzi. Zostanie dopadnięta... wzięta zapewne brutalnie, okrutną przemocą... wtedy dopiero nie szczędziliby jej piczki... Wtedy dopiero, by sobie na niej poużywali... Dopiero wtedy spotkałby ją srogi łomot...
I wtedy stała się, rzecz niebywała, przerażenie związane z tym wyobrażeniem, w niewytłumaczalny sposób ulegało przemianie w potężną rozkosz...
"Wychędożyliby mnie jak dziwkę. Wygrzmocili! Moją kuciapkę spotkałoby istne pandemonium... Nie patyczkowano by się ze mną, takoż samo nie dbano by, w najmniejszym nawet sposób o to, czy oby nie sprawią, że będę niezabawem w stanie odmiennym..."
Martha, przymykając oczy, wyobraziła sobie zajście w "ciemnym zaułku", widziała wręcz, jak jest chwytana przez wiele żylastych, silnych par rąk..., jak jej wytworna suknia wędruje do góry, jak obnażane są jej biust i łono... Jak nielitościwym torturom poddawane są jej piersi... jakie potężne tarany szturmują jej norkę...
Westchnęła.
Pomna tego, jak upokarzającą propozycję złożył jej dowódca, zamiarowała pokazać mu dłonią drzwi. Lecz pomna jeszcze była tego, co prawił o jej reputacji...
"No tak... wszyscy dowiedzieliby się o naruszeniu mojej czci niewieściej... jaki prawy mąż chciałby się zadawać z białogłową, o której wiedział, że posiadło ją wielu żołdaków... Spaliłabym się ze wstydu, gdyby wytykano mnie palcami... A w takich przypadkach wiadomo, jak bywa… Jak z tą karczmarzówną... naszli ją... wykorzystali, a potem i tak gadano, że to jej wina... że nieskromna, że łajdaczyła się... że sama zadka nadstawiła do wychędożenia... żałosny los takiej panny o zszarganej opinii... No i została nieboga, karczmarzówna, z brzuszyskiem... Kto będzie wychowywał małe bękarciątko..."

Doświadczony dowódca wiedział, co robi, nie dopuszczając panny do głosu. Reakcje mogłyby być nieprzewidywalne, od wybuchnięcia szlochem... do wytrzaskania po gębie. Choć obserwując wcześniej dystyngowaną, opanowaną i bywałą w świecie Marthę, nie spodziewał się u niej skrajnej reakcji.
Natomiast obserwował jej twarz, zdradzającą emocje. Co raz to inne emocje. Od strachu, przez upokorzenie, do ekscytacji.

Po monologu komendanta nastąpiła długa chwila ciszy.
Wreszcie kobieta, łamiącym się głosem przemówiła. Dość cicho i powoli.

- Proszę mi wybaczyć... ale po tym co pan mi powiedział, muszę dość do siebie... Zdaje pan sobie sprawę, jak bardzo mnie upokarza? Wie pan, jak jestem w okolicy szanowana... że jestem słynna z cnotliwości... Odprawiałam spod mojej łożnicy nie takich możnych jak pan... zawsze dbałam o moją cześć niewieścią... Oczywiście pojawiały się pewne plotki szkalujące mą nieskalaną opinię... ale im proszę nie dawać wiary...
Tymczasem pan przedkłada takie rzeczy... chce, żebym była jak sprzedajna dziewka... jak ladacznica najpodlejszego autoramentu... która ma do swego łoża wpuszczać wszelkich żołdaków...
W swoim życiu zaznałam wiele upokorzeń ze strony mężczyzn, ale tak wielkiego - nigdy.
Do tego ma pan czelność grozić mi pohańbieniem przez pańskich kamratów... zarówno przez nastawaniem na mnie przemocą... w ciemnych zaułkach, jak to pan zgrabnie raczył wypowiedzieć, jak i rozpuszczając wraże oszczerstwa na temat mej cnoty...

Martha znowu wznosiła oczy ku niebu.
- Ach Boże miłościwy, cóżże mnie spotyka?!

Mówiąc to, Martha tonem głosu ukazywała, jak bardzo czuje się upokorzona, jednak w głębi ducha zaczynała się podniecać wyobrażeniem wcielania w życie propozycji.

"Wchodziliby do mojej komnaty codziennie, za każdym razem kto inny. Musiałabym przyjmować ich w swym łożu... winnam im być uległą... oddawać się im... kiedy tylko by zapragnęli... i jakby zapragnęli...
Boże Wszechmogący!!! Jakie to poniżające... a jednocześnie... podniecające...
Każdy byłby inny, każdy zapewne miałby inny mieczyk, który chciałby zapakować w mojej pochewce... Jeden długi... drugi gruby... ileż doznań by mnie czekało...
Zapewne jedni byliby mili, lecz inni wulgarni i... ach! Brutalni... Dlaczego to mnie tak ekscytuje...? I co ja mam odpowiedzieć?"

- Łaskawy panie... to dla mnie zbyt wielka zniewaga... muszę odmówić...

Patrzyła w jego marsową twarz, mówiącą jednoznacznie, że sprzeciw nie jest przychylnie widziany...

Biła się z myślami.
Druga strona jej natury kusiła.
"Pomyśl. Codziennie nowy junak w twoim łożu. Codziennie nowy twardy kutas, gotowy do pakowania się w twoją kuciapkę... A to nie jakieś mydłki! Tylko doświadczone w boju żołdaki! Ostre chędożenie gwarantowane! Wręcz grzmocenie!"

- Muszę odmówić... ale z drugiej strony rozumiem, że nie rzuca pan, jako rycerz słów na wiatr... i jeśli prawi pan o owym "ciemnym zaułku" to wiem, że to spotkałoby mnie niechybnie... Nieunikniona byłaby też utrata czci przez mnie... Ach ja nieboga... cóżże mnie czynić?
Martha spuściła wzrok.

Druga jej natura natychmiast usłużnie przyszła z radą.
"Pomyśl, codzienne nadstawianie zadka... codzienne goszczenie takich chwatów. Kogutów! Może to hańba... Ale jakże rozkoszna..."

- Panie naczelniku... no ja rozumiem... względy bezpieczeństwa... to szlachetna i honorowa sprawa... Ale wszak ja jestem niewiastą słynną z cnotliwości... i jakże to tak, miałabym prowadzić się jak białogłowa lekkich obyczajów...?

"Boże Wszechmogący, jakże to tak, miałabym dawać niczym jakaś nierządnica? Tylko dlaczego, samo to, że o tym myślę, tak niezwyczajnie mnie rajcuje..."

Martha odnosiła wrażenie, że ten dialog, nie mniej niż ją, rajcuje również rozmówcę. Widziała wybrzuszenie w jego kroku. Widziała pot na jego twarzy. Jakby z trudem powstrzymywał się, żeby się na nią nie rzucić.

Kamienna twarz komendanta nie zwiastowała chęci do negocjacji, ba, nie zwiastowała litości.
Fakt przyparcia do muru powodował, że Martha nie mając wyboru, stawała się bardziej spolegliwa.

- Dostrzegam panie naczelniku, żeś nielitościw dla bezbronnej białogłowy... Jestem samotna, zatem nie ma nikogo, kto wstawiłby się za mną, bronił mojej czci... Dlatego...

Dowódcy brew nawet nie drgnęła.
Speszona Martha, głosem zdradzającym olbrzymią konsternację kontynuowała.

- Dlatego proponuję może takie rozwiązanie... Tu ściany mają uszy... wiem, że co rusz jestem podsłuchiwana... Nie chciałabym stracić swej reputacji w tak nierozsądny sposób... Może byłoby tak, że ja nie zamykałabym się, nie opierała waszym wojom, ale... przynajmniej udawałabym protestowanie... prosiłabym ich, błagała, żeby zaniechali nastawania na moją cześć niewieścią... a oni... i tak wtargnęliby do mojego łoża...
Na razie tak tylko głośno myślę... nie wiem, czy bym się na to zgodziła. Panie... ile mam czasu na przemyślenie?

Dowódca patrolu królewskiego zachował kamienną twarz i milczenie w czasie, w którym stopniowo Martha zmieniała zdanie na temat jego propozycji. Dobrze wiedział, jak ludzie reagują na zmiany i że zmiana zdania i akceptacja trudnego wyboru wymaga cierpliwości i czasu. Nie spodziewał się jednak, że Martha tak łatwo ulegnie. Myślał, że będzie musiał dłużej tłumaczyć kobietce nieuchronność jej losu. Podejrzewał, że musiałbym użyć innych argumentów, może bardziej siłowych. Ale, wystarczyło nieco stanowczości oraz parę celnych argumentów. Tak więc dobrze odgadł naturę Marthy. Gdy już poczuł, że osiągnął to, po co tu przyszedł, uśmiechnął się troszeczkę i tylko na chwilę.
Cały czas będąc w tej komnacie czuł przeogromne podniecenie:
„ach dopadłbym ją, przycisnął do ściany i mocno przeleciał tą miłą, uległą kobietkę, och ona taka miła, ona tego chce, czuję to, że chce, żebym ją zmusił, chce żebym ją przeleciał mocno, bez czułości, od tyłu, bez miłosierdzia, zalał jej dziuplę całą parę razy…”
Westchnął tylko na samą myśl, poprawił swój miecz, który zawadzał o jego stojącą twardo męskość, i z wielkim żalem po chwili jej odpowiedział:
- Pani Martho, ja rozumiem, wiem, że to dla pani może upokarzające, że to wręcz niebywałe, to o co ja proszę, ale proszę mi uwierzyć, że to mniejsze zło, ale nawet to nie jest dobre słowo, to przyjemne rozwiązanie, dla wszystkich dobre, i dla mojej drużyny i dla miłościwej pani, bo taka kobietka jak pani, nie powinna się marnować, pani Martha, te piersi i ten zadek… och pani nawet nie wie jakie skarby posiada… i proszę sobie wyobrazić, jak lepiej będą walczyć moi rycerze, i to dla pani, a nie dla króla i żołdu…
Milczy znowu patrząc na ma kobietę co raz blednącą co raz zarumienioną
- Ja nawet myślę, że ten żołd to i pewnie trafi w pani ręce… i proszę tutaj w ramach gwarancji moich najlepszych intencji, żeby pani wynagrodzić tą nieprzyjemną rozmowę, proszę oto mieszek srebra… - rzuca ciężki woreczek na Marthy łoże – i coś więcej dodam, na dowód, że mnie nie chodzi o mnie, o mój interes, widzi pani Martha, ja bym teraz mógł Pannę sam wziął teraz i wykorzystał, ale nie zrobię tego, żeby Pani zrozumiała moje intencje… chodzi o zamek i moją drużynę i zapewnienie ochrony, o nic więcej
Podchodzi o krok, a Martha odchodzi o krok, czując kamienną ścianę za plecami, wiedząc, że nie ma już więcej miejsca za nią, zaś przed nią stoi on, rycerz patrolu królewskiego, postawny, brutalny i bezwzględny Albert.
- Co do pani pomysłu, jeżeli pani Martha chce się sprzeciwiać w słowach, to oczywiście może pani, ale proszę mi uwierzyć, że nikt nie usłyszy pani ani moich rycerzy, a to dlatego, że po obu stronach pani pokoju to my stacjonujemy, to nasze patrolowe pokoiki, gdzie moi rycerze którzy mają obowiązek straży, stacjonują. Tutaj nikt nie chodzi, bo to, że tak powiem, zaułek…. w sumie to mogę rzec, że to ja zajmuję się zakwaterowaniem i to z mojego rozkazu pani tutaj trafiła. Ja bym jednak wskazywał, aby pani miłościwa nie była zbyt głośna, bo to może rozjuszyć innych rycerzy, którzy muszą czekać swojej kolei, a oferta moja to jeden rycerz na noc…. Żeby pani, moja najdroższa, nie przemęczyła się i była w jak najlepszych humorach zawsze każdego poranka...
Dowódca patrzy się z podnieceniem prosto w oczy kobiety:
-A jeżeli pani boi się zbrzuchacić, to radzę odwiedzić na podwórzu mieszka wiedźma, ona poradzi na ten problem o ile pani go ma….
Rycerz zakończył swoje przemówienie. Wziął rękę damulki i delikatnie ucałował.
- Jest pani wspaniałą niewiastą… uczyni pani wiele dobrego… proszę więc zostawić drzwi otwarte dzisiejszej nocy. My już się całą resztą zajmiemy. A teraz proszę się przebrać i udać na wieczerzę. Nie ma pani miłościwa zbyt wiele czasu. Widzę, że Philipp już idzie z córkami na sali kominkowej ….
Powoli, nie odwracając się wychodzi z małej komnatki i zamyka za sobą drzwi.

Rozemocjonowana Martha biła się z myślami.

„Dlaczego nie odpowiedział na moje pytanie??? Zachował się tak, jakbym już wyraziła zgodę na oddawanie się im po kolei… A przecie zapytałam o to ile mam czasu na zastanowienie się… jakby zupełnie zignorował moje pytanie…”

Niewiasta rozebrała się, by przyodziać na wieczerzę najpiękniejszą z sukni, jaką miała.

Stała naga. Oglądała bransolety i naszyjnik, który zamiarowała nałożyć na ucztę. I gładziła swoje piersi. Przejechała dłonią po udach i pośladkach…

„No zgrabny mam ten mój zadek… i jaki wielki biust… Działać to musi na chłopów niechybnie!

Chcieliby sobie pomacać takie doje, oj chcieliby!”

Chwyciła w dłonie swe cycki. Zaczęła je ściskać tak, jakby robił to jakowyś rozochocony junak.

- Aaaaa aaaaa – pojękiwała.

Nie wypuszczając z rąk piersi, wciąż myślała o tym co przed chwilą zaszło.

„A może… może powinnam grać w tym kierunku… Zaproponować, że tylko jemu się oddam. Tym samym uniknęłabym nieobliczalności tych srogich wojów. Wiadomo to, jak który potraktowałby mnie w łożu? A tak, tylko on będzie mnie chędożył. Kiedy będzie chciał. Wygląda na męża z ogładą, on nie grzmociłby mnie tak brutalnie, jak ten niedźwiedź… największy z jego wojów, ten z wybitymi zębami i przekrwionymi oczami…”

Cały czas pieściła piersi. Im intensywniej pieściła, tym bardziej podniecające myśli targały jej głowę.

„Dowódca, niby taki miły… a rzucił mi mieszek srebra… tym samym potraktował jak białogłowę lekkich obyczajów… Tak Martha, w ten sposób zostałaś sprzedajną dziwką!”

Tak bardzo ją to podnieciło, że stękając i ściskając biust wykrzyknęła głośno:

- Tak! Jestem pospolitą, sprzedajną dziwką!!!

W tym czasie usłyszała, jak drzwi skrzypnęły. Ktoś ewidentnie stał za progiem.

 

 

Rozdział drugi

 

Martha zatrwożyła się.

„Boże! Któż to?!”

Chwyciła suknię, by osłonić swą nagość, lecz zbyt późno. Brodaty woj wtłoczył się przez drzwi, sprośnie gapiąc się na nagie piersi i łono niewiasty.

- Hej panno, chyba spóźnisz się na wieczerzę.

- Jak tak można podglądać nagą białogłowę?! – obruszyła się Martha, zakrywając materiałem sukni biust i brzuch. „Pewnie huncwot słyszał wyraźnie jak jęczę i jak wykrzykuje te sromotne słowa… co za wstyd!”

- Panienko… słyszałem cóś jak krzyk, a to mój obowiązek baczyć co się dzieje. A że spotkał mnie tak miły oczu męża widok… nie moja to wina…

„No tak… to moja wina, że wystawiłam ci na widok moje gołe cyce… winnam pomnić, że wartownik pełni straż… Ale, cóż on dalej się na mnie tak gapi???”

- No tak… dzięki ci panie za baczenie… Ale pozwól mi się teraz przebrać… i nie wchodź proszę bez pukania, by nie narażać mnie na taką sromotę…

- No niechaj tak będzie… ale… cóż to za sromota? Jaki wstyd?! Masz panienko czym dychać… takie prawdziwe dynie, to na miły Bóg, widok niepospolity.

Martha ubóstwiała wprost komplementowanie jej biustu. Spłoniła się. Zwłaszcza przypomniawszy sobie „propozycje” komendanta.

„No tak… ja tu się zawstydzam, że wojak zobaczył sobie moje gołe cycki, a tymczasem kroi się na to, że będą do mnie przychodzić dzień w dzień, a właściwie noc w noc, żeby nie tylko mnie sobie oglądać…”

Założyła najstrojniejszą suknię, jaką miała. Była niezwykle dopasowana, uwydatniała szerokie biodra, zwłaszcza gdy idąc, kołysała nimi. Rękawy miała poszerzane i wydłużone. Zakończenia rękawów, wycięcie przy szyi przyozdobione misternie haftowanym obszyciem. Suknia iście godna możnej damy.

Największy efekt robiła góra stroju, wyraźnie eksponowała biust.

Gdy Martha znalazła się na wieczerzy, usadzoną ją w poślednim miejscu, jako córkę służki, w dodatku nieślubną nie mogły czekać splendory, honorowe stolce… Siedzący obok niej, wyraźnie pośledniejszego stanu, nie praktykowali tak dworskich manier, jak bliskie otoczenie księcia. Toteż nie tylko łypali oczami w jej stronę, sprośnie się uśmiechając, lecz także co rusz, rzucali rozpustne żarty. Z jednej strony drażniło ich luksusowe odzienie Marthy, godne księżnej, a z drugiej podniecało… tak bardzo eksponujące jej walory.

Prostaczkowie nie wiedzieli nic na temat Marthy. Nie dotarła do nich jej sława, a zwłaszcza opinie o jej cnotliwości. Dlatego w swych wszetecznych szyderstwach dworowali sobie lekko z niej, sugerując że na takie fatałaszki musiała sobie czymś zasłużyć, i w tym momencie mrużyli znacząco oczy. Kobietę deprymowały tego typu kąśliwości. Odniosła wręcz wrażenie, że dwóch chudopachołków uwierzyło w tę narrację i uznali ją za niewiastę lekkich obyczajów. Jeden z nich, po wypiciu głębszego hausta miodu, wręcz zaproponował białogłowie, by udała się z nim w ustronne miejsce. Gdy ta stanowczo odmówiła, próbował nawet chwytać ją za biust, ale ta zdecydowanie odepchnęła nieudacznego zalotnika.

Ci jednak nie dawali za wygraną. Gdy Martha w pewnym momencie musiała udać się na stronę, ci jak cienie podążali za nią. Dopadli ją w wąskim i ciasnym przejściu.

- Cichaj dziewko! W sali gromka wrzawa, to i tak cię nikt nie usłyszy! – syknął niedoszły konkurent kobiecie do ucha.

Obaj schwycili Marthę tak krzepko, że nie mogła się uwolnić.

- Poniechajcie mnie nicponie! – protestowała, lecz poczuła, że są zbyt silni i zdeterminowani, by zdołała się uwolnić.

Najwyraźniej już wcześniej obmyślili plan działania, gdyż jeden trzymał kobietę za nadgarstki, a drugi mógł wówczas swobodnie zająć się jej biustem. Stojąc za plecami Marthy, chwycił od tyłu jej półkule przez materiał sukni.

- Nie, nie… - prosiła.

Lecz rozochocony łajdak ściskał jej piersi, delektując się ich rozmiarami i kształtami.

Martha zaskoczyła się, że poczucie bezradności, tego, że nie może przeciwdziałać, cholernie ją podnieciło. Czuła, że chce być wymacana…

I tego właśnie doświadczała… Napaleniec obmacywał ją jak opętany. Wreszcie zsunął suknię w dół i dzięki temu w jego łapy trafiły zupełnie nagie piersi Marthy. Krzyknęła.

- Nie! Jak możesz!

W półcieniu zdołali dostrzec jej nagi biust. Obaj się tym nakręcili. Drugiemu z mężczyzn już nie wystarczało trzymanie kobiety za nadgarstki. Rzucił się na jej cycki jak szalony. Żeby je gnieść, miętosić. Ściskać sutki.

Tymczasem jego kompan uniósł suknię Marthy i wepchnął po nią rękę.

- Ojej! – krzyknęła gdy poczuła ją na udzie, sunącą w jasno określonym kierunku. W stronę jej kobiecości…

Niewiasta podjęła próbę wyrwania się, ale przyniosło to wręcz przeciwny skutek. Dłonie ciemięzców zacisnęły się na jej piersiach i kroczu…

Macali ją brutalnie, nie zważając, że może ją to boleć.

- No dzierlatko! Nie próbuj nam się wywinąć! I tak nic nie wskórasz!

- Masz cyce stworzone do uszczęśliwiania mężów.

- I piczę takoż samo. Zaraz nas nią uszczęśliwisz!

W tym momencie poczuła brutalną jazdę palców agresora po wargach sromowych.

Jęczała.

- Nie... ach... nie...

Wówczas poczuła siarczystego klapsa na pośladku.

- Nawet nie próbuj nam się przeciwstawiać!

Napastnik, jakby chcąc dodać powagi swym słowom, wepchnął dwa palce wgłąb jej pochwy.

- Auuaaa! Nie! Co wy mi robicie???

- Dopiero zrobimy. Ha ha ha!

Palce penetrowały cipkę, suwały się w tą i z powrotem, symulując ruchy frykcyjne. Coraz szybsze i mocniejsze.

- Tylko nie myśl paniusiu, że na zmacaniu się skończy!

Potwierdził to ciemięzca z tyłu, który cały czas pastwił się nad jej biustem, mietosząc go niemożebnie. Co raz zjeżdżając do pośladków.

- To dokąd ją zgarniamy?

- Dawaj ją do tej izdebki! Tam zajmiemy się nią porządniej!

Martha nie miała złudzeń co do tego, co ci łotrzykowie zamierzają uczynić jej w owej izdebce.

- Olaboga! Olaboga! – wykrzykiwała, zdając sobie sprawę, że i tak jej nikt nie usłyszy.

Prześladowcy, chwyciwszy półnagą niewiastę pod pachy, poczęli ją wlec, mimo, że ta starała się zapierać nogami.

- Nie opieraj się damulko, nic ci to nie da. I tak zostaniesz solidnie przechędożona! Jak na taką wypindrzoną dziewkę przystało!

- A juści! Nie po to, zapewne, tak się stroiłaś, żeby nie nadstawić jakiemuś panu zadka! Ha ha ha!

- Jeno, nie na możnego pana trafiłaś, a na chudopachołków! Ha ha ha!

Wtem, jak na zawołanie, jak spod ziemi wyrósł wojownik, ten sam, który pełnił straż pod drzwiami komnaty Marthy. Ten sam co już raz zobaczył jej nagie piersi. Teraz zobaczył po raz drugi.

- Wynocha obwiesie! Bo was przeżegnam mieczem!

W jednej chwili rozpłynęli się w powietrzu.

Zawstydzona kobieta na oczach rycerza naciągała suknię na biust. Poprawiała ją, bo łotrzyki srodze ją pognietli.

- Nie wiem, jak mam łaskawemu panu dziękować… Niechybnie ci niegodziwcy pohańbili by mnie…

- Widziałem jak śmignęli za panną. Od razu było jasne, co im się roiło w głowach. Wcześniej nie spuszczali z panienki oczu…

„Ty chyba też nie spuszczałeś, skoro tak to łacnie wyłowiłeś… Pewnie już ci komendant mnie przyobiecał, więc pilnowałeś jak swojej własności… i własności swoich kamratów…”

- Cóż za nikczemnicy! Jak tak można… Zszargać cześć niewieścią…

- Ano. Poszargali cześć białogłowią… poszargali takoż suknię. O tu, rozerwało się.

Martha spostrzegła teraz, że naderwali materiał, akurat na dekolcie, przez co większą część biustu dało się teraz zobaczyć. Jeszcze mocniej skonfundowała się kobieta.

Gdy wtem, jak spod ziemi, pojawił się sam Theodor.

- A więc to jest ta piękna i sławna towarzyszka córek Philipa! Ale cóż to za czmychanie z wieczerzy. Zapraszam natychmiast do stołu. I to musi pani usiąść koło mnie! Taka urodziwa niewiasta! Palce lizać…

- Ależ panie… toż to byłby dworski skandal… - ukłoniła się Martha.

- A ja właśnie jestem, można tak rzec… specjalistą w dworskich skandalach! – zarechotał otyły syn księcia – zapraszam!

Dłonią nakierował kobietę w stronę sali. Specjalnie tak, by móc dotknąć jej pleców i… tyłka.

Gdy zasiedli za stołem, ręce Theodora co rusz błądziły w okolicach Marthy. A to ujął ja za ramię, a to za kolano.

Miał już mocno w czubie, toteż z łatwością zdobył się na odważne słowa.

- A czy panna wie, co to jest prawo pierwszej nocy?

Kobieta struchlała.

- Tak… gdy ma dojść do ślubu…

- No taaa, ale ja u siebie to prawo, że tak rzeknę... rozszerzyłem. Ha ha ha! – rechotał obleśnie grubas – każda panna, która znajdzie się na moich włościach, winna mi ofiarować swój wianek!

Martha zadrżała, ale próbowała nie dać znać po sobie.

- A co jeśli panna nie miałaby wianka?

„Ach… jakbym zasugerowała, że ja jestem panną, którą już ktoś pozbawił wianuszka…”

- To nic by jej nie dało… i tak musiałaby się przewinąć przez moją łożnicę! Obowiązek każdej damy, to tam się zameldować.

- Ależ mości panie… pono w większości ziem, możnowładcy nie korzystają z tego prawa…

- To ich strata! Ha ha ha! A ja zamierzam sobie z niego korzystać! I każdą niewiastę, oczywiście taką do rzeczy, wykorzystać! Ha ha ha!

Martha domyśliła się do czego pije. Chce zasugerować, że liczy iż także ona stawi się w jego łożu…

„Zasugerować...? On wręcz tego ode mnie zażąda! Ach ja nieboga! Wszyscy, od chudopachołka, przez rycerzy do syna księcia… wszyscy… wszyscy tylko czekają, by mnie wykorzystać…”

Theodor nakazał Marcie, żeby pochyliła się w jego stronę, by mógł jej coś powiedzieć. Kobieta wzdrygnęła się, oczekiwała słów na podobieństwo: „Po tym tańcu oczekuję cię w mojej łożnicy. Rozodziej się i czekaj na mnie w stroju Ewy.” Jednak przerwał im sam książę Karol.

- A cóż to?! Mój syn zaprasza do swego stołu najpiękniejszą pannę w królestwie?! – zaśmiał się.

Martha kornie ukłoniła się, cicho dziękując za wysublimowany komplement.

- Panie… niegodnam twych łaskawych słów…

- Panno Martho, pani sława dobiegła tu przed panią! Wiem, że jeździła pani do samego arcybiskupa, by zażegnać spór o jakoweś ziemie, czy tam łąki… Ksiądz arcybiskup mocno pannę wspominał… że zagościła pani u niego parę ładnych dni… że jest urodziwa i… wielce przekonująca! – śmiał się, licząc, że dwuznacznością zawstydzi niewiastę.

I tak stało się istotnie. Kobieta spuściła wzrok i zarumieniła się. Często wszak wspominała pobyt na dworze arcybiskupa.

- W takim razie, skoro już tu pannę mamy, proszę ją do tańca! Grzech byłoby taką dziewoję niepowyobracać! Ha ha ha!

W tańcu Martha ukazywała swoje liczne walory: gibkość, zgrabne i dystyngowane ruchy. Cały czas uśmiechając się, patrzyła księciu w oczy.

Ten z góry spozierał w jej dekolt. Nieco rozerwany materiał umożliwiał księciu staranne obserwowanie piersi Marthy. Książę skwapliwie korzystał z tej sposobności. Potężnie wpłynęło to na jego podniecenie. Wreszcie nie opanował się i szepnął partnerce do ucha.

- Chętnie przekonałbym się o panny licznych talentach, dokładnie tak samo jak ksiądz arcybiskup… Moja panno, za dwa pacierze oczekuję cię w mojej komnacie.

Martha zdębiała.

„Zatem zanim Theodor wykorzysta swe naciągane prawo pierwszej nocy, już znajdę się w łożu jego ojca… zostanę tu wyobracana szybciej niż się spodziewałam…”

Ten tekst odnotował 20,963 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.35/10 (21 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (15)

+1
0
chciałem dać Historyczce 10, współautorowi 5, ale średnia wyszła by zbyt słaba🙂 ciekawy pomysł i jak zawsze interesująco napisane...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
zastanawialem się nad poprawnością słowa "pono" zamiast "ponoć"..
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
Od zawsze zastanawiają mnie te skrajne głosy - jedynki. Rozumiem, że każdy ma prawo je postawić, ale tak bez jednego choćby słowa wyjaśnienia?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@historyczka, nie spodziewaj się wyjaśnienia od kogoś, kto daje jedynki dla jaj.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
Indragorze, moje pytanie chyba zdziałało cuda 🙂 Ktoś zamienił jedynkę na trójkę, a to już coś 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kubo:
pono daw.; zob. ponoć - tak pisze Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego

Autentyczne przykłady użycia w piśmie i mowie:

... Falka ją zwą. Od tego lata ze Szczurami jeździ. Też pono ziółko nieliche...
Ziółko nieliche, jak ocenił Tuzik, nie było wiele...
... Panie Czirne... Ja...
- Panie Nostitz! - przerwał ostro Hayn. - To pański pono krewny. Niechże więc pan sprawi, by się uciszył.
Reynevan dostał...
... rakietowym blaskiem - i zgasło! Polaków czad owej rakiety odurzył - - i pono nieprędko z głów sarmackich wywietrzeje!... Gdyż jest w naturze Polaków...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Niko - na jakie zamieniłbyś słowo - "kuciapka"?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie do mnie pytanie, ale...
kuciapka (1)
kuciapka (2)
kuciapka (3)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Nie bardzo zrozumiałam Indragorze... jest "cipka", jest "kobiecość" a nawet "krocze"...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Takie tam przykładowe zamienniki do wyboru 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Kobiecość synonimem cipy? Umarłem ze śmiechu... Pochowajcie mnie na Wawelu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
No właśnie, Starski, racja, tak jak "męskość" - synonimem "kutasa".

Za jakie zasługi ten Wawel?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No to tak nie działa. Można kutasa nazwać kogutem, ale cipy kurą już też bym nie nazwał. Nazwanie cipy kobiecością jest takie...marne i wsiowe (gdzie wsiowość nie ma związku z miejscem zamieszkania czy rustykalnym stylem ubikacji - chodzi raczej o coś w stylu makatki na stole, albo bozi w oknie).

A co, znów trzeba mieć zasługi, żeby na Wawel?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Dzieląc się ogólną refleksją. W tekstach stylizowanych na historyczne trudno o dobór stosownej słownictwa opisującego akt seksualny. Mnie zawsze śmieszy słowo cipka w takich tekstach. Cipa wydaje się zbyt wulgarne. Przejście na słownictwo łacińskie - udziwnione. Używanie terminów staropolskich - jeśli autorka/autor ma odwagę i chęć wyszukania takowych - może być źle odebrane przez czytelnika. I tu pojawia się cały problem wyżej opisanej "kuciapy", albo pospolitego "kiepa" (lub kiepu - jakkolwiek się odmienia to stare polskiej słowo 😉 )
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
bardzo mi się podoba
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.