Piękna i Bestia (II)
22 marca 2011
Piękna i Bestia
Szacowany czas lektury: 18 min
Jeśli tajemniczy pałac na zewnątrz sprawiał posępne wrażenie, to w środku to uczucie potęgowało się o wiele bardziej. Wielki hol, w którym się Bella znalazła po przekroczeniu drzwi, tonął w półmroku. Po chwili zachciało jej się przeraźliwie kichać, co było reakcją na zalegający wszędzie kurz. Gdy już oswoiła się z tym, zaczęła rozglądać się dookoła. Tutaj podobnie jak w krypcie, można było zobaczyć mnóstwo rzeźb i obrazów przedstawiających postacie w miłosnym uniesieniu. Tyle, że bohaterami byli nie ludzie, a przeróżne potwory i bestie.
Jakiś podskórny niepokój ogarnął Bellę. Miała wrażenie, że słyszy jakieś szepty, a może to były jęki. Czuła, że nie jest to przyjazne miejsce i postanowiła je opuścić, gdy w oczy rzucił się jakiś przedmiot leżący na drugim stopniu wielkich schodów. Kiedy podeszła bliżej, natychmiast go poznała. To był ulubiony płaszcz jej ojca. Jeśli on tu jest, to musi tu zostać i go odnaleźć.
Powoli, z lękiem w duszy zaczęła się wspinać na kolejne stopnie schodów. Gdy była już na samej górze usłyszała dźwięk. Nienaturalny, zwierzęcy. Poczuła ciepło ogarniającego ją strachu. Jednak, gdzieś tutaj był jej ojciec. Nie mogła zrezygnować i uciec. Krok za krokiem posuwała się w stronę, skąd dobiegały ją tajemnicze odgłosy.
Wreszcie stanęła przy drzwiach, za którymi wyraźnie czuć było czyjąś obecność. Bella miała gardło suche niczym pustynia, spieczone usta co chwila mimowolnie przygryzała z przejęcia. Musi to zrobić! Musi! Nacisnęła klamkę i uchyliła lekko drzwi.
Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Pod ścianą, wisiał bezwładnie na podtrzymujących go łańcuchach jej ojciec. Dyszał ciężko, z wysiłkiem. Z jego spojrzenia wyzierała rozpacz. W komnacie oprócz niego były jeszcze trzy kobiety, choć Bella nie była tego do końca pewna czy na pewno są zwykłymi niewiastami. Wszystkie były piękne, każda inna i na swój sposób przerażająca. Jedna z nich o prostych włosach czarnych jak noc i sięgających ramion uniosła lekko ręce i Bella ze zdumieniem zobaczyła skórzaste błony tworzące skrzydła niczym u nietoperza. Kobieta, a właściwie istota miała skórę tak bladą, że prawie białą, na piersiach zmieniającą kolor w siny błękit. Tęczówki jej oczu razem z źrenicami tworzyły czarne okręgi, z których wyzierała pustka, natomiast usta miały barwę krwistoczerwoną. Druga z towarzyszek ojca nie ustępowała pierwszej w dziwności. Jej ciało w wielu miejscach pokrywały gadzie łuski i tam było zielonkawe, tam zaś gdzie skóra była normalna barwy złocistej. Łuski zdobiły nogi kobiety od połowy ud do kostek, ręce od ramion do nasady dłoni oraz tworzyły odwrócony trójkąt nad jej piersiami, którego czubek znajdował się między nimi. Najosobliwiej jednak wyglądał ten gadzi atrybut na jej plecach, ciągnąc się od góry tyłka wzdłuż kręgosłupa, przez szyję aż na tył pozbawionej włosów głowy. Tutaj pasmo łusek rozdzielało się na boki i zakręcało nad uszami, na skronie. Nieruchome oczy tej istoty były żółtego koloru.
Ciało ostatniej z istot było lekko brązowawe, niczym opalone i na plecach, przedramionach i łydkach pokryte było krótkim, ale gęstym owłosieniem. Najbardziej jednak rzucał się w oczy długi, pozbawiony jakichkolwiek włosów ogon, który wił się na boki. Rude, gęste i kręcone włosy były długie, kończyły się w połowie pleców. Uszy były spiczaste, natomiast oczy tej istoty były zielone i miały niczym u kota wąskie źrenice.
W takim to towarzystwie przebywał zaginiony Maurycy. Bella była jak sparaliżowana. Z jednej strony chciała uciekać, z drugiej nie mogła oderwać wzroku od tego co działo się w komnacie.
Nagle ta ze skórzastymi skrzydłami przemówiła.
- Powiedz skąd masz ten zwój!
Z ust Maurycego wydobył się słaby głos.
- Mówiłem już... jestem aptekarzem... szukałem nowych receptur i... przypadkiem natknąłem się... na niego.
Ta z ogonem prychnęła dziko.
- I my mamy w to uwierzyć! Jesteś żałosnym kłamcą!
Ojciec Belli szarpnął się słabo w okowach.
- Mówię prawdę... proszę uwolnijcie mnie... nikomu nie pisnę ani słowem o was - poprosił błagalnie.
Teraz przemówiła ta z łuskami, sycząc przy tym jak wąż.
- Nie ma mowy! Chciałeś sprawdzić prawdziwość tego co było w zwoju, to teraz cierp! - mówiąc wysuwała co chwila długi gadzi język.
- Poza tym, tu wszystko zależy od naszego gospodarza - dodała ta z ogonem.
Bella zobaczyła dość. Musi uwolnić ojca od tych kreatur. Tylko jak?! Musiała to przemyśleć. Postanowiła się wycofać, gdy nagle poczuła potężny ucisk na ramieniu, a potem przerażający, dziki ryk. Ktoś uniósł ją w górę niczym szmacianką lalkę i wrzucił do komnaty. Trzy niby-kobiety podskoczyły nerwowo.
- Mamy kolejnego gościa - oznajmił niski, potężny głos, kogoś kto stał za Bellą.
Trzy istoty podeszły do niej,
- Dorianie, to dziewczyna - stwierdziła odkrywczo ta z ogonem.
- Widzę, nie jestem ślepy - odpowiedział jej właściciel potężnego głosu. Bella nie zdążyła mu się przyjrzeć, usłyszała tylko jak ojciec wymawia jej imię, a potem zemdlała.
Gdy się obudziła, miała nadzieję, że to co się wydarzyło było tylko snem. Jednak, gdy uniosła głowę zobaczyła siedzącego w fotelu gospodarza zamku. Był przerażający i potężny. Większy o połowę od człowieka, który uchodziłby za wysokiego. Jego ciemne ciało było plątaniną mięśni, lśniące niczym naoliwione. Jego jedynym odzieniem był futrzana przepaska na biodrach, sięgająca połowy ud. Gdy się podniósł, Bella dostrzegła na jego plecach ciągnące się wzdłuż kręgosłupa pasmo sierści, które poprzez szyję wspinało się na czubek głowy ku czołu. Na bokach głowa była bezwłosa i uzbrojona w dwa lekko skręcone rogi. Twarz miał paskudną i brutalną, oczy błyskały złowrogo patrząc w jej stronę.
- W końcu się obudziłaś - stwierdził ponuro.
Bella przezornie milczała. Nie wiedziała jak się zachować.
- Według naszego więźnia jesteś jego córką - ni to stwierdził, ni zapytał potwór.
Skinęła głową.
- Domyślam się, że go szukałaś i odkryłaś ruiny w lesie - gdy stwór stanął przy niej wydał się Belli jeszcze większy. - Jesteś dzielna, dziewczyno.
- Cóż, to mój ojciec... - odważyła się odezwać.
Bestia zamilkła na chwilę, wpatrując się w nią.
- Tak... no tak.
Bella odsunęła od siebie swój strach i zapytała:
- Co z nami będzie?
Stwór patrzył jeszcze przez chwilę, a potem odpowiedział:
- Zostaniecie z ojcem w zamku, do czasu, aż wszystko się skończy, potem będziecie wolni - wyciągnął łapę jakby chciał dotknąć twarz Belli, ale cofnął ja po chwili. - Jednak nie wolno wam wchodzić do wieży!
Niewiele z tego zrozumiała, toteż spytała odważnie:
- Co się skończy?
Coś na kształt smutku błysnęło w oczach potwora.
- Będziesz wiedziała, wierz mi.
Podniósł się i zerkając jeszcze raz szybko w jej stronę wyszedł z komnaty.
***
Dni snuły się powoli, ale Bella z ojcem nie narzekali. Cieszyli się, że gospodarze zamku dają im spokój i starają się nie wchodzić im w drogę. Do tego zamek posiadał bogatą kolekcję ksiąg, za których lekturę ochoczo zabrała się Bella.
Spacerując po zamkowym placu często rozmawiali o swojej sytuacji. Na drugi dzień po tym jak Bella pojawiła się w zamku ojciec wyjaśnił jej zagadkę tego miejsca.
Otóż, wiele lat temu pałac tętnił życiem. Zamieszkiwał go młody i przystojny książę, któremu w głowie były tylko miłosne harce. Uwielbiał uwodzić piękne panny i zaciągać je do swojego łoża. Jego pożądanie nie znało granic, a orgie przybierały coraz wymyślniejsze formy. Pewnego razu zorganizował taką imprezę w swoim zamku, dla czterech panien. Jedna się spóźniała, ale ani jemu, ani pozostałym trzem to nie przeszkadzało. Orgia trwała w najlepsze, gdy pojawiła się spóźniona dama.
Okazało się, że nieco naciągnęła fakty, aby wziąć udział w zabawie. Była - delikatnie mówiąc - niezbyt urodziwa. Książę i jego kochanki zaczęli z niej szydzić i to był początek ich tragedii. Brzydula okazała się być adeptką magii. Sprawiła, że całe otoczenie zamku zaczęło się palić. Wszyscy mieszkańcy uciekli, zostali tylko książę i jego trzy kochanice. Gdy oni również próbowali ujść przed gniewem czarownicy, zmieniła ich w to czym są teraz. Serafinę w kobietę z ogonem, Henriettę w skrzydlatą panią, a Matyldę w gadzinę. Legenda, którą Maurycy odnalazł w tajemniczym zwoju mówiła też, że na tym zemsta czarownicy się nie skończyła. Ponoć zostawiła księciu długowieczną różę barwy najczarniejszej nocy, oznajmiając, że jeśli żadna kobieta nie zachce mu się oddać nim opadnie ostatni z jej płatków, on i jego trzy towarzyszki zginą w męczarniach jako potwory.
Bella domyśliła się teraz o co chodziło Dorianowi, bo tak zwał się potworny gospodarz zamku. Zapewne w wieży znajdowała się ta róża, której ostatni płatek, wkrótce opadnie. Pomimo strachu i odrazy nie umiała nie współczuć Dorianowi i jego przyjaciółkom.
Minął chyba miesiąc od przybycia Belli do zamku, gdy nie mogąc spać z powodu gorąca, podniosła się z łóżka, żeby poszukać czegoś do picia. Gdy znalazła się na korytarzu w pobliżu schodów usłyszała jakieś odgłosy. Jej ciekawski charakter sprawił, że ruszyła za źródłem dźwięku i stanęła przed drzwiami prowadzącymi do wieży.
Wahała się przez dobrą chwilę, ale ciekawość przezwyciężyła lęk. Cicho wsunęła się na wąskie schody. Starając się nie robić hałasu wspinała się na górę. Głosy były coraz mocniejsze. Schody kończyły się niewielkim pomieszczeniem, gdzie pod ścianą na marmurowym cokole stała pod szklanym kloszem czarna różą. Legenda był wiec prawdziwa, a Bella domyślała się słusznie. Oprócz łodygi i liści, pozostał tylko jeden smętnie wiszący pomarszczone płatek.
Bella poczuła smutek, ale wciąż była ciekawa bardzo już teraz głośnych odgłosów, dobiegających z góry. W pomieszczeniu z różą były jeszcze zwykłe drewniane schody, które prowadziły do drewniany klapy. Bella wspięła się na schody i uchyliła ją, by stwierdzić, że prowadzą do ciasnego holu. Weszła na górę i usłyszała:
- Aaach... Dorianie!
W ciemności rozpoznała kontur małych drzwiczek. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale było to silniejsze od niej. Uchyliła je i zaczęła obserwować.
Zobaczyła klęczącego na szerokim łożu Doriana. Mięśnie prężyły się na jego plecach i lśniły od potu, gdy potężnymi pchnięciami wbijał się w Serafinę. Podkulone nogi kochanki były szeroko rozchylone, podczas gdy jej długi ogon owinął się wokół jego bioder. Tworzyli wspaniale współgrającą i jęczącą jedność. W drugim końcu łoża Matylda pieściła swoim długim, gadzim językiem krocze Henrietty. Scena ta zrobiła na Belli piorunujące wrażenie. W jednej chwili poczuła falę gorąca rozchodzącą się po całym ciele. Tylko ze strachy przed zdradzeniem swojej obecności, powstrzymała się przed włożeniem dłoni między nogi i zrobieniu sobie dobrze palcami. Z przejęciem patrzyła co będzie się działo dalej.
Tymczasem Serafina uwolniła się na chwilę od Doriana i cicho pomrukując uklękła podpierając się rękami i wypinając zgrabny tyłek. Ogon zawinęła w górę, tak że ułożył się na jej plecach. Dorianowi nie trzeba było więcej. Złapał Serafinę za biodra i podsunął się bliżej. Wtedy oczom Belli ukazał się jego penis. Potężny, znaczony grubymi żyłami kutas. Wbił go w lśniącą od soków cipkę Serafiny i z głuchymi jękiem szybko doprowadził ją na szczyt. Małą komnatę wypełnił dziki jęk rozkoszy. Serafina bezsilna chciała opaść na łoże, ale Dorian trzymał ja w swoich łapach mocno. Dopiero, gdy jego ciało wyprężyło się w spazmie rozkoszy zwolnił swój uścisk. Po chwili oboje leżeli obok siebie dysząc z uniesienia.
Bella była tak podniecona, jakby to ona była na miejscu Serafiny. Z trudem przychodziło jej zachować bezwzględna ciszę. Jej oddech gwałtownie przyśpieszył, serce biło jak oszalałe. Co więcej, kochankowie, których podglądała nie zamierzali wcale kończyć. Minęło kilka minut i po Serafinie przyszła kolej na Henriettę.
Gdy członek Doriana zaczął zdradzać oznaki ponownej gotowości, usiadła okrakiem na udach potwora i ujęła go w dłoń. Jej szczupłe, blade palce z wielką wprawą stawiały go do pionu. Gdy stan dorianowego penisa wydał się Henrietcie odpowiedni oplotła go swoimi krwistoczerwonymi wargami. Potwór jęknął cicho. Znów budziła się w nim żądza. Położył łapę na głowie Henrietty i zaczął na nią napierać.
- Ssij... o tak... ooo - wymruczał.
Gdy oboje mieli już dość tej pieszczoty, skrzydlata kochanka podeszła do ściany i oparła się o nią plecami.
- Chodź do mnie! - powiedziała cicho rozkładając ręce.
Dorian podszedł i wielkim łapami otoczył sino-błękitne piersi kochanki. Pieścił je, a ona powoli składała ręce na jego plecach, otaczając go peleryną swoich skrzydeł.
Bella mimowolnie westchnęła, gdy ciało Henrietty uniosło się gwałtownie w górę, a na jej twarzy wykwitł grymas rozkoszy. Dorian właśnie w nią wszedł. Powolnymi ruchami bioder nadawał tempo ich pełnej żądzy grze. Tymczasem pozostałe dwie uczestniczki zabawy zajęły się z wielką wprawą sobą. Matylda jak zwykle korzystała ze swojego języka, penetrując nim wszystkie zakamarki ciała Serafiny i trzymając w jednej z dłoni ogon przyjaciółki, którego koniec wił się między jej rozłożonymi nogami, w rozkosznej szparce.
Bella nie potrafiła się powstrzymać. To było dla niej za wiele. Wsunęła dłoń pod koszulę nocną i odnalazła pulsującą z podniecenia cipkę. Gdy włożyła w nią palce poczuła, jak bardzo opanowała ją żądza. Jej palce stały się lepkie od wilgoci.
Podglądani przez nią lokatorzy zamku dalej oddawali się swoim żądzom. Ruchy ciał Doriana i Henrietty stawały się coraz mniej skoordynowane. Po twarzy potwora płynęły krople potu. Z twarzy jego kochanki nie znikał grymas rozkoszy, zębami przygryzała swoje rubinowe usta, kręcąc mimowolnie głową na boki. Jej wątłe w porównaniu z dorianowym ciało, zaczęło się osuwać ze ściany. Potwór uniósł ją bez wysiłku i opuścił na podłogę, tak aby mogła oprzeć się o łoże.
Henrietta krzyknęła z rozkoszy, gdy potężny kutas Doriana wbił się w jej mokrą szparkę jednym, silnym pchnięciem. Jego wielkie łapska oparły się na bladych pośladkach uskrzydlonej kochanki i dodatkowo nabijały ją na penisa. Raz za razem, systematycznie, aż po sam szczyt. Tym razem oboje kochanków osiągnęło orgazm prawie w jednym momencie. Ich głosy zlały się w jeden potężny jęk. Potworny kochanek znalazł siłę na tyle, aby wyjść z Henrietty i usiadł na podłodze opierając się plecami o łóżko. Dyszał z wysiłku, a wzrok miał zmętniały z przeżytej ekstazy.
Tym razem Bella musiała uzbroić się w cierpliwość dłużej, zanim ostatnia z kochanek upomniała się o swoje prawa. Pomimo to była pełna podziwu dla sił witalnych Doriana. Gdzieś w głębi duszy jej strach ustępowała miejsca pożądaniu i zaczęła sobie wyobrażać siebie z nim. Jak pieści ją swoimi wielkimi łapami! Jak jego wielkie, umięśnione ciało napiera na nią, a potem...! Och!
Przygryzła wargi, by nie wydać żadnego głosu, bo nadszedł orgazm, wywołany obrazem wielkiego, prężącego się penisa wbijającego się w jej cipkę. W końcu nadeszła chwila Matyldy. Kobieta o skórze węża na czworakach zbliżyła się do leżącego wciąż na podłodze potwora. Kucnęła między jego nogami i nieco się pochyliła. Wysunęła swój długi język i oplotła nim członka bestii. Owijała go tak wokół niego, aż począł zdradzać oznaki ożywienia. Gdy tak się stało, zmieniła technikę i zaczęła pieścić fioletowy czubek penisa. Dorian mruknął coś cicho, otwierając oczy. Był niesamowity! Na jego twarzy znów wykwitł grymas pożądania i zadowolenia.
Pozwolił jednak popracować Matyldzie jej sprawnym językiem, stworzonym jakby do pieszczot. Przeciągała nim po całej długości członka, nie zapominając o wielkich jajach. Henrietta po pieprzeniu z Dorianem nie była już w stanie kontynuować dalszych igraszek. Leżała na łożu bezsilna, wpatrując się w zaczynającą zabawę parę, albo w robiącą sobie dobrze ogonem Serafinę.
Tymczasem Matylda doprowadziła penisa Doriana do rozmiarów ją zadowalających i mając wzgląd na to, ile go kosztowały igraszki z Serafiną i Henriettą, sama nabiła się na sterczący członek. Wtuliła się w potężny tors kochanka i rozpoczęła taniec. Z początku leniwie, kręcąc ponętnie pupą, by stopniowo zwiększać tempo. Łuski na jej plecach lśniły zielonkawym blaskiem, gdy tak się poruszała. W Dorianie przebudziła się wreszcie siła żądzy i objął swoimi łapami tyłek Matyldy. W jego żelaznym uścisku praca jej bioder nabrała większego tempa. Matylda zaczęła szybko dochodzić. Wypuściła ze swoich objęć szyję Doriana i bujając się na jego kutasie, prężyła ciało i pieściła dłońmi swoje piersi. Z każdą chwilą jej westchnięcia stawały się coraz głośniejsze, by przemienić się w urywane jęki. Trwało to jeszcze kilka chwil, aż jej ciało wygięło się w łuk i z gardła wydobyło się dzikie syknięcie. Ona również tej nocy osiągnęła szczyt.
Dorian nie potrzebował kolejnych orgazmów. Podniósł umęczoną Matyldę i położył na łożu, obok pozostałych kochanek. Wszyscy czworo wtulili się w swoje nagie, zmęczone seksem ciała i najwyraźniej postanowili, że czas na sen.
Bella odczekała chwilę i po cichu wymknęła się ze swojej kryjówki. Gdy wróciła do swojego zimnego łóżka, nie mogła zasnąć, wciąż przed oczami mając sceny, które udało jej się podejrzeć.
***
Bella spała długo, odsypiając nocne podglądanie. Obudziło ją łomotanie do drzwi jej komnaty. Na pół obudzona otworzyła je i ujrzała ojca. Z jego twarzy wywnioskowała, że dzieje się coś niezwykłego.
- Co się stało, tato? - spytała.
- Nigdzie nie ma naszych gospodarzy! - w głosie Maurycego słychać było podniecenie. - Byłem w każdym kącie oprócz wieży! Myślę Bello, że nadchodzi czas naszego powrotu! W jednej chwili dotarło do Belli, że wczorajsza noc mogła być pożegnaniem kochanków. Nie bacząc na to, że jest tylko w krótkiej koszuli nocnej biegiem popędziła w stronę wieży. Za plecami słyszała głos ojca.
- Bello, tam nie wolno! Bello, nie idź tam!
Otworzyła drzwi prowadzące na wieżę i nakazała Maurycemu:
- Zostań tu tato! - starała się by jej głos brzmiał spokojnie. - I nie martw się o mnie! Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Przesłała mu pocałunek na odległość, przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi.
Wejście na górę zajęło jej dużo mniej czasu niż w nocy. Pędziła po schodach, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. W przelocie rzuciła okiem na różę, której ostatni płatek trzymał się ledwie na małym skrawku. Koniec mógł nastąpić w każdej chwili.
Wspięła się na górę i ujrzała ta samą komnatę co w nocy, w dziennym świetle. Gospodarze zamku nie wyglądali jednak tak samo. Ich twarze postarzały się jakby o wiele lat. Serafina i Matylda leżały na podłodze zwinięte w pozycjach embrionalnych. Henrietta oparła głowę na brzuchu Doriana i jako jedyna z kobiet zdawała się być jeszcze przytomna. Książę w ciele potwora dyszał ciężko i patrzył nieprzytomnym wzrokiem przed siebie.
Bella podeszła do łoża. Henrietta wyciągnęła z wysiłkiem rękę i szepnęła:
- Tylko ty... możesz nam... jeszcze pomóc - dłoń skrzydlatej piękności była
zimna jak lód. - Błagam cię...
Wcześniejszy lęk Belli przed lokatorami zamku, ustąpił miejsca fascynacji i podnieceniu. Winna temu była wczorajsza noc. Poza tym uważała, że przewinienie księcia i jego kochanek nie zasługiwało na taka karę. Było ich jej żal.
Weszła na łoże i spojrzała na straszliwą twarz Doriana, która teraz wyglądała mizernie. Usłyszała bicie swojego serca. Próbowała odzyskać spokój, ale nadaremnie. Zrezygnowała z tego i wzięła w dłoń penisa bestii. Nawet teraz, gdy Dorian był niepodniecony, jego kutas wydawał się jej potężny.
Dłonie jej drżały, gdy powolnymi ruchami, podszytymi lękiem zaczęła go pieścić. Czuła jak rumieńce rozpalają jej policzki. Po małej chwili z zadowoleniem stwierdziła, że penis twardnieje. Zerknęła na Doriana i dostrzegła coś, jakby błysk w jego oczach. Może było to tylko złudzenie, a może nie, ale potwór wciąż leżał nieruchomy niczym głaz. Ruchy dłoni Belli stawały się coraz szybsze. Coraz mniej też było w niej lęku. Pomimo tragizmu sytuacji czuła falę gorącego pożądania pod skórą. W końcu członek bestii zesztywniał na tyle, że stał bez pomocy Belli. Ujęła go u nasady i zaczęła przesuwać językiem po ciemnym łepku, pieszcząc jednocześnie drugą dłonią jaja. W końcu z trudnością, ale powoli wsunęła go sobie do ust. Miała wielką chęć celebrować ten moment, ale okoliczności jej na to nie pozwalały, tak więc, gdy tylko doszła do wniosku, że kutas Doriana większy i sztywniejszy już nie będzie, przestała zabawiać się nim w ten sposób.
Płonęła pożądaniem, ale z lękiem patrzyła na sterczący w górę członek. Bohaterskie czyny wymagają wyrzeczeń, wytłumaczyła sobie i kucnęła nad tym potężnym palem. Opuszczała ciało powoli. Pierwszy spazm poczuła, gdy mokre płatki jej cipki zetknęły się z czubkiem penisa. Naparła lekko i ze zdziwieniem przyjęła fakt, że jej szparka poddała się bez oporów. Kolejny spazm i uderzająca fala gorąca. Drugie pchnięcie było mocniejsze i poczuła niewielki ból.
"Powoli, Bello, powoli!" - szepnęła cicho.
Rozchyliła płatki cipki, licząc, że to coś pomoże i opuściła tyłek trochę niżej. Znów ból, ale i zagłuszająca go rozkosz. Bella jęknęła mimowolnie, a potem pchnęła następny raz i kolejny, kolejny, kolejny...
Oczy zaszły jej mgłą, ciało spalało się wewnątrz od żądzy. Ból wymieszany z rozkoszą okazał się piorunującą mieszanką. Gdy Bella poczuła, że ma w sobie całego kutasa Doriana, była zdziwiona, że ból ją opuścił. Została tylko rozkosz. Jej ciało płonęło, więc pozbyła się koszulki nocnej. Tańcząc na wielkim członku, jedną dłonią ściskała swoją pierś i sutek, a drugą pieściła łechtaczkę. Miała wrażenie, że unosi się w powietrzu, tak było jej cudownie. Bez skrępowania pozwoliła swoim ustom krzyczeć. Potem był już orgazm. Zapierający dech, zabierający wszelkie myśli. Ona i wypełniająca ją rozkosz. Cała drżała unosząc się do góry. Była zadowolona spełnieniem, ale chciała doprowadzić sprawę do końca. Chwyciła w drżące dłonie kutasa i nieco niezdarnie zaczęła go pieścić. To jednak wystarczyło. Po małej chwili poczuła lekkie drgnięcie i w górę wystrzeliła fontanna ciepłej spermy. Bella patrzyła na to z fascynacją, nie czując jak duże krople przylepiają się do jej ciała. Były wszędzie, we włosach, ma twarzy, piersiach, naprawdę wszędzie.
Czuła się zmęczona i ułożyła się na łożu, obok Doriana, licząc, że gdy się przebudzi spełni się przepowiednia.
Jednak po przebudzeniu przemieniony książę i jego trzy towarzyszki wciąż leżeli w tych samych miejscach, nie dając oznak życia. Bella zaklęła za złości i rzuciła się w stronę pomieszczenia z różą, zapominając nawet o tym, że jest naga.
Koszmarne przeczucie, że się spóźniła spełniło się. Pod szklanym kloszem tkwiła tylko zielona łodyga, a na dnie ścieliły się ciemne płatki. Łącznie z tym ostatnim. Wzięła w ręce klosz i nieprzytomna za złości i żalu zeszła na dół.
Gdy Maurycy ją zobaczył krzyknął przerażony:
- Coś ty zrobiła córeczko?!
Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem i pokazała klosz z różą.
- Za późno... za późno - wydukała tylko.
Szklany klosz wypadł z jej rąk i poturlał się po podłodze, rozbijając się o nogę stolika. Bella poczuła, że jej nogi uginają się w kolanach i, że ojciec ją łapie. Zemdlała.
C.D.N.