Czas grozy (V). W posły do Wikingów
18 października 2020
Czas grozy
Szacowany czas lektury: 16 min
Jeśli jest to już monotematyczne, dajcie, proszę znać. Czy ktoś odgadnie, jaka współczesna postać prezentuje poglądy zbieżne z moimi Wikingami? :)
To były dwa ciężkie dni. I dwie ciężkie noce.
Pierwszego, na zamek dotarła wycieńczona niewiasta, przynosząc wieści o zagonie Wikingów. Była wyczerpana. Całą noc gwałcili ją ci bezbożnicy. Musiała przyjąć w sobie chyba z kilkunastu mężczyzn. Po którymś z kolei nawet nie liczyła ilu.
Rozpasani, odurzeni zwycięstwem i łupami, głodni pastwienia się nad brankami, zgotowali im istne piekło. Jakby chcieli wykazać swą jurność, waleczność. Im ładniejsza białogłowa, im większe miała piersi, tym gorzej dla niej. Tym więcej normańskich kutasów musiała w sobie przyjąć.
Uciekinierka Eva, przeciętnej urody, obdarzona średniej wielkości biustem, korzystając z chwili przerwy, czmychnęła pijanym strażnikom.
To co prawiła, zakrawało o pomstę do nieba. Barbarzyńcy usiekłszy mężczyzn, zabrali się za niewiasty. Traktowali je, jak należny im łup wojenny. Brane przemocą, przez tylu wojowników, były ledwie żywe.
Polecono Marthcie, aby ta zajęła się uciekinierką, stąd wszelkie wieści o okrutnych najeźdźcach, w pierwszej kolejności trafiły do jej uszu. Martha wyobrażała sobie, co ją i inne niewiasty czeka, po zdobyciu zamku przez brodatych i dzikich Normanów.
Przecie to, co do tej pory ją spotykało, czyli conocne wizyty wojów ze straży, to jeno sielanka, w porównaniu z tym, co wisi w powietrzu.
A przecież w ostatnich nocach nawiedzali Marthę szczególni wojowie. Najpierw Mark, potem Lucas.
Szczególni, bo Mark był wielką górą mięsa, a Lucas dość brutalny...
Doskonale pamięta, jak ledwie zipała przygnieciona pod wielkoludem. Łoże trzeszczało, jakby zaraz miało się rozpaść. Błagała go o zmianę pozycji, ale Mark chciał czuć ją pod sobą i patrzeć w jej twarz. Sama poprosiła go o możliwość wzięcia mu do ust, wierząc, że zyska chwilę oddechu.
Pozornie zyskała. Ale pyta markowa była tak wielka, że musiała porządnie wytężać szczękę, aby objąć jego główkę wargami. Spodobały mu się te zabiegi, ale musiał je uznać za niewystarczające, bo chwycił za głowę Marthy i... po prostu nabił ją na siebie... Pamięta doskonale, jak dławiła się! Machała rękami, żeby ją uwolnił.
Po wszystkim przysiadł na łożu i snuł opowieść, jak podczas wyprawy do Irlandii, napadli na klasztor i gwałcili młode zakonnice. Jego, monstrualnych rozmiarów oręż, siał straszliwe spustoszenie, kilka dziewcząt straciło przytomność, a kto wie, czy potem nie wyzionęło ducha?
Kolejny dzień okazał się być straszniejszym niż noc. Pod mury podciągnęli Wikingowie. Martha nasłuchiwała stamtąd ich okrzyków.
- Psy! Wyrżniemy was! A wasze żony, matki i córki obrócimy w nałożnice! Wychędożymy wszystkie, jak sprzedajne dziewki! Będą ssać nasze kutasy i przyjmować w swych piczach nasze nasienie! Zbrzuchacimy je i będą niańczyć nasze bękarty!
Drżała, słysząc te groźby. Już widziała hordę wdzierającą się na mury, wycinającą w pień obrońców, a potem... potem ścigających... bezbronne niewiasty. Ciągnący za włosy do swych legowisk. Wyobraziła siebie, gwałconą przez kilku grubych, brodatych barbarzyńców, gniotących ją, drobną niewiastę, między ich cielskami, jak ziarno między kamieniami żarna...
Całą noc miasto nie spało. Nie spał też Lucas, woj z drużyny, którego kolej na wizytę w komnacie Marthy właśnie przypadała. Chłop z natury był dziki i okrutny, ale teraz atmosfera zagrożenia wikińskiego szczególnie dawała się we znaki. Stał się jeszcze bardziej zwierzęcy.
Kazał się jej wypiąć, szarpnięciem zadarł suknię, klepnął w pośladek, jakby demonstrując, kto tu rządzi, po czym bez ceregieli władował się w Marthę od tyłu. Trzymał ją za biodra, by móc się w nią silniej wbijać.
Komnatę wypełniły dość głośne dźwięki, bo rycerz sapał gromko, jak odyniec, zaś niewiasta, pod wpływem silnych pchnięć, jęczała żałośliwie.
Gdy jedno z dźgnięć okazało się szczególnie dotkliwe, stęknęła: - Ach... boli...
- Ciesz się damulko, że swojemu dajesz i od swojego boli. Jeśli, nie daj Bóg, pobiją nas Wikingi, to wtedy dopiero poczujesz, że masz cipę.
Marthę przeszły dreszcze, co poczuł woj, gdy nagle zacisnęła ścianki pochwy na jego męskości.
- A widzisz! Boisz się wikińskich kutasów! Trochę byś ich poznała! I starych i młodych. I to nie w takiej wygodzie, jak tu masz, że dajesz tylko jednemu żołnierzowi na noc... O tym mogłabyś zapomnieć.
Martha była przerażona.
W tym momencie na jej piersiach zacisnęły się twarde żołnierskie łapska.
- O, ja sobie tylko pomiętole te cycuchy... no może trochę ostrzej! - ścisnął je niedelikatnie.
- Auuaa!
- Przyzwyczajaj się damulko! Na wszelki wypadek przyzwyczajaj.
Lewą ręką gniótł pierś, a prawą brutalnie chwycił za pośladek.
Wymierzył siarczystego klapsa.
- A teraz na kolana!
Martha zrozumiała, że chce, by przyjęła jego maczugę do ust. Posłusznie uklękła przed nim.
- Nie tak! Tyłem. Jak suka! Wychędożę cię teraz jak pies sukę! Tak lubię najbardziej!
Nie spodziewała się, że może być tak rozbuchany, zwierzęcy wręcz. Posuwał ją dokładnie, jak pies kopuluje z suką. Wściekle.
Znów komnata wypełniła się gwałtownym stękaniem i odgłosami jąder uderzającymi o zadek.
Kolejny dzień przyniósł Marthcie kolejne zaskoczenie. Została wezwana przed oblicze księcia. Nawet nie dano jej czasu, by się ogarnąć.
Karol i Theodor wraz z możnymi obradowali w komnacie narad. Na masywnym okrągłym stole leżała płachta wołowej skóry, porysowana siatką rzek i punktami obrazującymi grody.
- Znikąd pomocy! - Grzmiał stary książę. - Trza jeno paktować.
Dowódcy patrzyli z przerażonymi minami. Theodor tylko lekko się uśmiechał.
- No ja mógłbym posłować, ale wiadomo, szkoda by tak walecznego męża jak ja, dlatego poznajcie mój pomysł! Wyślijmy do ich obozu pannę Marthę!
- Babę?! Czyście poszaleli? Toż uznają to za obrazę! - nasrożył się Odon, jeden z możnych.
- Babę. Ale jaką! Martha zna języki, bywała w świecie, negocjowała nawet z takimi potężnymi graczami jak ksiądz arcybiskup!
- Klesze to wystarczyło cycki wystawić...
Martha zmieszana, przysłuchiwała się dyskusji z otwartymi ustami. Oto chcą ja pchnąć do Normanów! Pewno na zatracenie. Nawet nie pytają o jej zdanie!
Tymczasem syna wsparł Karol.
- Powie się Normanom, że to moja bliska kuzynka. Że bywała na dworze Jego Świątobliwości w Rzymie...
Theodor zacierał ręce.
- Dziurawe wojsko do niczego nam się nie przyda. Ale poseł w spódnicy już tak. Zwłaszcza że będzie przykazane, by tę spódnicę w odpowiednich momentach, odpowiednio zadrzeć!
***
W zdewastowanym kościółku Martha stała przed wodzem wikingów otoczonym starszyzną. Eryk, mężczyzna pod pięćdziesiątkę, z potężną rudą brodą, z zaciekawieniem przypatrywał się kobiecie, która wydała mu się nad wyraz atrakcyjna. Strojna suknia dowodziła, że białogłowa wywodzi się z najwyższego stanu, zaś gładkie lico i wydatny biust prowokowały wodza.
"Ciekawe, czy dlatego podstępnie posłali dziewkę, żebym o niej myślał i łacniej zgodził się na ich warunki?"
Swen, cieszący się największym mirem, spośród jego druhów, perorował.
- Po co nam okup, tyle a tyle złota, czy srebra, jak my to i tak weźmiem, gdy dobędziem gród? No i czy wysłanie do nas z posłowaniem białogłowy, to nie obelga, dla nas mężów?
Martha ukłoniła się grzecznie, jakby specjalnie dać wojom większy wgląd w jej dekolt.
- Możni... nie uchybiam wam w niczym. Kornie się przed wami kłaniam, by wam oddać szacunek. Ja, bezbronna i słaba niewiasta, przy tak słynnych z męstwa wojach... Może u was inne obyczaje, u nas inne, ja posłowałam już na wszelakie, zacne dwory...
Jej skromna i wydawałoby się, życzliwa postawa, o dziwo, udobruchały brodatych, okrutnych łupieżców. Choć jeszcze syn Eryka, Thorwald wyrwał się:
- Nie paktować! Dziewkę wychędożyć, a potem nagą pogonić do ich grodu! Taką dać odpowiedź!
Zawtórował mu jego druh Oleg.
- Wychędożmy tę kurwę! Jak sukę! Wybatożmy, a potem gołą gońmy batami do bram ich grodu, dla jej i ich sromoty!
Okazało się, że były to jednak osamotnione głosy. Większość rady dała Erykowi zezwolenie na pakty.
Wódz powiedział, że chce jednej nocy na przemyślenie. Po czym kazał zabrać Marthę na swoją kwaterę. Kwaterą okazała się złupiona plebania, gdzie, o dziwo, nie zasieczono księdza, a trzymano go w niewoli.
Eryk dość łaskawie potraktował posłankę.
- Spędzimy razem wieczór, chcę pani, abyś mi poopowiadała o swym kraju i waszych obyczajach.
Ogień trzaskał w kominku, a oni z kielichów mszalnych pili mszalne wino.
- Ja uszanuję godność posła. Niech nie myślą, żem taki barbarzyńca. I nie będę nastawał na twoją cześć niewieścią pani... Choć wiedz, że chętnie bym ponastawał! - zaśmiał się.
Martha spłoniła się i po raz kolejny doceniła jego postawę.
- Ale wiedz pani, że jeśli sama byłabyś wobec mnie uległą... ja o tym nie zapomnę i tym łaskawiej potraktuję wasze warunki...
Kobieta pociła się. Pamiętała przykazania księcia i jego syna. - "Pomnij, że to o nasz lud cały idzie! Dlatego, jeśli tylko będzie okazja, poświeć mu cyckami... pomachaj zadkiem... to przecie chutliwy dzikus! Zadrzyj przed nim spódnicę! Nie skąp swego ciała!"
- Panie... dobro mego ludu, dla mnie najwyższym nakazem... - wyszeptała głosem zdradzającym wielką tremę.
"Co uczyni ten Wiking... rad będzie ujrzeć me wdzięki.... zechce ich zakosztować..."
- O pani... rozsądnie prawisz... raduje mnie to, żeś gotowa poświęcić się dla swego ludu...
Patrząc się lubieżnie, wódz odstawił kielich, po czym ujął dłonią podbródek Marthy, a następnie posiadł jej usta. Kobieta oddawała je, bez cienia sprzeciwu.
Chwilę potem klęczała przed potężnym Normanem, dzierżąc w ustach jego przyrodzenie. Wprawnie ssała je rytmicznie, sprawiając wojowi niezwykłą przyjemność.
- Aaa... aaach. - Sapał miarowo. - Wytrawna z ciebie posłanka! Aaaaaa! To na wiele dworów posłowałaś, powiadasz?
Marthę zawstydzały podobne sugestie. Ale nie mogła odpowiedzieć, bo wszak jej usta wypełniała męskość Wikinga. Posłusznie ją zasysała, trzymając obiema dłońmi.
Erykowi to nie wystarczało. Chwycił kobietę za włosy i wpakował swój oręż znacznie głębiej.
- Pewnie niejedne układy trza było prowadzić takiej posłance... Dużo poświęcenia to musiało wymagać i co najgorsze, pewnie na różnych twardych przeciwników można się było nadziać! Ha ha ha! - Zarechotał, ukontentowany tak przaśnym porównaniem.
Martha, nie mogąc złapać oddechu, dławiona, zaczęła kasłać.
- No dobrze... odetchnij pani pełną piersią! - Ulitował się Wiking.
Po czym szarpnął materiał sukni i obnażył jej piersi.
- O! Masz ty pani czym odetchnąć!
Kobieta, zaskoczona gwałtownym ruchem, poczuła się odarta nagle ze swej intymności. Normański wódz delektował się oglądaniem jej półkul. Chwycił je, lekko uniósł.
- Doprawdy! Atrybuty poselskie podziwu godne! Jak sakwy ze złotem!
- Dziękuję panie... - wyszeptała Martha, spuszczając wzrok. - Niegodnam takich pochwał.
- Oj, niewielu jest mężów, którzy widzieli tyle obnażonych dziewek co ja! Napadaliśmy na włości frankońskie i saraceńskie, słowiańskie i fińskie! Jakich to ja cycków nie widziałem! I prawdziwe dynie! I obwisłe aż do pasa! Ale, żeby były takie duże, a jednocześnie takie zgrabne jak u ciebie, to, wierz mi, nigdy!
Kobieta poczuła się doceniona. Dlatego z pokorą przyjmowała ciężkie dłonie Wikinga macające jej piersi. Gdy wreszcie nacieszył się gnieceniem rozkosznych kuli, ulokował między nimi swego kutasa.
Martha, nie czekając na polecenie, chwyciła się za piersi i ścisnęła je, tworząc ciasny tunel dla normańskiego tarana.
Eryk sapał z aprobatą, suwając się w wąskiej przestrzeni.
- Masz ty pani wprawę w posłowaniu, oj masz!
Ponownie zawstydzona kobieta, delikatnie zaoponowała.
- Panie, zbyt hojny jesteś dla mnie w pochwały... Jam skromna i cnotliwa niewiasta... Na takie posłowanie, jak tu nie godzę się... Tu chodzi o lud...
Wódz napierał coraz mocniej, aby było ciaśniej sam ścisnął też jej półkule.
- A posłowałaś już pani w obronie swego ludu? Bo po tym jak ssałaś mojego kutasa, dałbym sobie go uciąć, że tak i to nie raz!
Jakiś dziwny rodzaj rozkoszy ogarniał Marthę, przez to, że najpierw pozowała na cnotliwą, a teraz, że została rozszyfrowana, niemal poczytana za ladacznicę.
- Ach... No raz tak... Gdy byłam na północy... U Piktów.
Wiking rozochocił się.
- Opowiadaj, pani...
- Cóż... ci barbarzyńcy nie uszanowali obyczaju nietykalności poselskiej...
- Nastali na twą cześć niewieścią! I poselską. Tknęli cię!?
- To prawda... Znieważyli...
Potężny woj przyspieszył posuwanie piersi, podniecało go opowiadanie.
- Chcę posłuchać. Opowiadaj ze szczegółami!
- Cóż... wodzowie tych barbarzyńców, przywiedli mnie na polanę, wokół takich wielkich głazów, sterczących w górę, widno umieszczonych tak ręką ludzką, po czym... tam... na oczach swych wojowników porwali na mnie szaty...
- Ooo! To się rozpalili, jak zobaczyli twe piękne i obfite cyce!
- Niestety... dotykali mnie wszetecznie... brutalnie...
Eryk nie przestając suwać swego miecza pomiędzy kopułami, począł je jednocześnie gnieść dłońmi.
- O tak! Zapewne! Nie dziwię im się, że dotykali tych twoich dzbanuszków! Dotykali? Nie! Miętosili pewnie!? Całą czeredą?!
- Ano tak...
Oboje byli szalenie podnieceni sytuacją, wyznaniami. Marthcie sprawiało przyjemność nadstawianie biustu na pchnięcia Wikinga.
- Co jeszcze... co jeszcze ci robili???
- Wyzywali...
- Jak? Mów dokładnie!
- O Boże... to takie upokarzające...
- Mów!
Boleśnie zacisnął dłonie na jej piersiach.
- Mówili... krzyczeli... anglosaska kurwa... suka do jebania przez psy!
- Aaaa! Piktowie! Oni lubią okrucieństwa! Nie straszyli cię nimi???
Pika Normana dźgała mocniej, jakby sama miała zadawać okrutne ciosy. Trafiała w podbródek Marthy.
- Panie... toż to diabły wcielone... zapowiedziały mi, że wbiją mnie na pal...
"Ach ty moja suko! Ja też cię zaraz wbiję na pal! I to jaki twardy! Poczujesz! Wbiję, aż pomyślisz, że rozdzieram twoją cipę!"
- Ale tylko straszyli... przecie byś pani nie przeżyła tego...
Kolejny sztos trafił ją w usta, poczuła na nich mięsistą główkę tarana.
- Nie tylko straszyli... obawiam się, że to już zamiarowali... powstrzymał jeno ich kapłan.
- Jak to?
- Zamiast nadziewać mnie na pal... postanowili mnie nanizać na kamienną figurkę...
- Jaką?!
- Obrazującą męskie przyrodzenie... wielkie przyrodzenie...
Wiking wyobraził sobie okrutną scenę, stojącego na kamieniu druida z siwą brodą, a obok niego... kamiennego kutasa, wielkości karła. Do którego dzicy, ubrani w skóry wojownicy z maczugami, prowadzą nagą Marthę.
Podniecił się tym niemożebnie, poczuł chęć jak najszybszego ujrzenia kobiety nabitej na takiego fallusa.
- A wiesz pani... ja też tu trzymam waszego kapłana... jak to mówicie na niego - księdza... Zwą go Robert. A... przywołam go! Niech patrzy, jak chrześcijanka jest przyjmowana przez poganina!
Martha zawsze z bogobojną czcią odnosiła się do duchowieństwa. Zapewne dlatego tak łatwo uległa wpływom arcybiskupa. Dlatego też teraz, ze zdwojonym wstydem przyjmowała zapowiedź oglądania przez sługę kościoła jej hańby...
Przywołany pleban przeżegnał się, ujrzawszy półnagą niewiastę.
- Trzymam tu tego klechę, żeby mi opowiadał o waszych obyczajach, ale przede wszystkim o religii. Dziwna to religia, niewiarygodna. Przegrany, zakatowany człek staje się bogiem! Kapłanom nie wolno się żenić, a zawołaniem waszej wiary jest - gdy uderzą cię w jeden policzek, nadstaw drugi! Niesłychane! To może jak uderzę w jedną dziurkę dziewki, to ona musi nadstawić też drugą! Ha, ha, ha!
- Panie, nie kpij z naszej wiary... - oponowała Martha.
- Nie kpię! Staram się zrozumieć... a na dowód, że nie kpię - po to ściągnąłem tego katabasa. Jak paniusiu nagrzeszysz, to on cię wyspowiada! Ha, ha, ha!
Stary księżulek przewracał oczami i zerkał, jakby lubieżnie.
Kobieta pomyślała, że czymś musiał się wkupić w łaski Wikingów - "może zdrajca?"
Wódz pociągnął Marthę za rękę.
- Patrz klecho, co poganie czynią z waszymi chrześcijańskimi owieczkami!
Po czym zasiadł na zydlu i pociągnął na siebie posłankę.
- Nadziewamy wasze dziewki na pal!
Dokładnie to samo zrobił z Marthą. Bez zbytecznego ociągania się, nabił ją na swojego kutasa.
- Aaaaaaa! - krzyknęła.
Poczuła w sobie twarde i niemałe przyrodzenie wojownika a na sobie świdrujący wzrok duchownego.
Wiking unosił ją za biodra i opuszczał z impetem, by jak najgłębiej nawlec na swą kuśkę.
Kobieta stękała po każdym nabiciu się na członka.
- Aaaaa! Jezus, Maria!
Potężny Norman sapał.
- Patrz księżulku, jak traktuję możną panią, czci godną posłankę! Aaaa! A pomyśl jak obchodzimy się z dziewkami z pospólstwa!
"Co za dzikus! Ależ się nade mną pastwi... możni doskonale wiedzieli co mnie tu czeka... poświęcili mnie dla swej wygody..."
Plebanowi oczy wychodziły z orbit, lekko rozdziawił usta.
- Widzisz klecho! Widzisz jak jej cyce podskakują! Jakby chciały odlecieć! Piękne ma! Czyż nie? A wy, głuptaki się nie żenicie!
Duchowny patrzył tak, jakby żałował swego celibatu. Jęki wydawane przez Marthę wypełniały ciasną klitkę plebanii, napawając rozkoszą starego księdza, który sprośnie się uśmiechał.
- A, bezżenność to jedno, a zgrzeszyć czasem i księżulo może... przecie potem wyspowiada się...
Eryk sapiąc, nie przerywając podrzucania kobiety, rozweselił się.
- Tak?! No to przyznaj się katabasie! Co miałeś na kutasie! Ha, ha, ha! - Ucieszył się własnym rymem. - Pewnieś chędożył tu na plebanii, jakąś hożą, młodą dziewkę! Pewno tę służkę? Nie tylko posługiwała ci z jadłem, ale i w łożu?!
- A posługiwała! - Obleśnie zarechotał pleban. - Posługiwała. Nie tylko przy jadle!
Wiking szczerzył zęby.
- No to wypróbujemy teraz twoje księżowskie łoże. Prawda pani posłanko? Posłanka na posłanie, ha ha ha!
Martha chciała zmienić pozycję, w tej zbyt mocno poczuła wbijanie się w nią potężnej męskości.
Ułożyła się na plecach w księżej alkowie.
Pleban ochoczo przyglądał się, jak potężny wódz ładuje się na śliczną niewiastę. Ależ mu zazdrościł. Ależ wiele by dał, by znaleźć się na jego miejscu! Móc radować się jej obfitymi cycami! Ucapić je, miętosić! A cóż dopiero wbić się w jej, cudną, niewieścią jamkę!
Obserwował, jak zgrabne nóżęta, w kosztownych ciżemkach, rozsuwają się na boki szeroko, jak przyjmują pomiędzy siebie, cielsko krzepkiego woja.
Potem wsłuchiwał się, w zrazu ciche, miarowe, pojękiwania niewieście oraz równie jednostajne skrzypienia jego własnego łoża.
"To moje łoże! To mi się przynależy chędożenie tej powabnej białogłowy! To mój kutasina winien fedrować jej boską szczelinkę!"
Nie powstrzymał się. Włożył rękę pod sutannę.
Tymczasem jęki Marthy, podobnie jak skrzypienia łoża, przybierały na tempie i na intensywności.
"Pogańskie nasienie! Tarabani w nią, jak jurny buhaj! Szkoda dla niego takiej krasawicy! Ależ pracuje jego wielka dupa! Zajeździ biedną ślicznotkę! Spustoszy, rozbije na miazgę jej bezbronną piczkę..."
Nagle usłyszał, przebijający się miedzy jękami i stęknięciami, szept - Proszę, uważaj panie... nie kończ we mnie...
"No tak! Nie miałaby damulka łatwego żywota, z brzuchem po pogańcu! Sromota z takim bękartem. Ciekawe czy dzikus się na to zgodzi... ja bym z rozkoszą spuścił się właśnie w jej słodkiej psioszce!"
- Paniusiu... - dobiegało sapanie - u nas się mówi, że kiedy mąż napełnia niewiastę swym nasieniem, to ona przejmuje stan jego umysłu... jego poglądy... a ja chcę, żeby posłanka negocjowała na naszą korzyść...
- Nie... proszę...
Pleban podniecał się szeptami dobiegającymi z alkowy. "Co za głupi pogląd! Żeby sperma robiła zawrót głowy u białogłowy... a to się rymuje... Zatem, zaleje jej kuciapkę, zaleje!"
***
Okazało się, że nasienie Eryka nie było ostatnim, które trysnęło w cipce Marthy.
Jeszcze tej samej nocy czekało ją spotkanie ze Swenem i Thormundem. Przyszli razem do wodza, po czym biesiadowali z posłanką, przekonując ją co do wielkości okupu, jakie winni zapłacić oblężeni.
Kobieta próbowała zaniżać wartość daniny. Twierdziła, że plony były kiepskie, że kupców coraz mniej, bo niebezpiecznie na szlakach morskich...
Jednak dwaj wojowie wzięli ją w dwa ognie. W przenośni i dosłownie. Młody, czyli syn wodza, okazał się niezwykle jurny, miał to zapewne po ojcu. Zaś Swen uparł się na ciaśniejszą dziurkę niewiasty.
Długo nie zmrużyła oka. Chędożyli ją naprzemian. Zrazu napalony młodzian, gdy skończył w niej, przychodziła kolej Swena. W ten sposób posiedli ją pięć razy - Thormund - trzy, Swen - dwa. W tym raz mieli ją jednocześnie.
Martha krzyczała w niebogłosy, gdy dwa tłoki pracowały w niej symultanicznie i harmonijnie. Ani razu się nie zlitowali. Za każdym kończyli w niej.
***
W komnacie zamkowej trzaskały polana w kominku. Stała przed księciem i Theodorem w pogniecionej sukni, niewyspana, wymęczona. Nie pozwolono jej ogarnąć się, słudzy przechwycili ją natychmiast przy bramie.
- Powiedz! Jak było! Co ci dzicy Wikingowie zamiarują? - dopytywał Karol.
- Sądząc po twoim stanie, zbóje dali ci pani popalić... ilu cię miało??? - z rozpalonymi oczami wnikał syn księcia.
Pominęła to pytanie.
- Przystaną na okup. Ale... ja bym im tak do końca nie ufała, obawiam się, że mogliby zagarnąć złoto, a i tak wrócić do oblężenia...
- Co zatem radzisz?
- Jest jeden sposób, by się ich pozbyć... Tak postąpić, by już nie mieli po co szturmować murów grodu. Oddać im całe złoto i srebro ze skarbca...