Chcę więcej, kochanie (IV)
23 września 2021
Chcę więcej, kochanie
Szacowany czas lektury: 22 min
Witajcie po dłuższej przerwie. Wspaniale znów się tutaj pojawić ze swoją skromną twórczością.
Kontynuujemy przygody Klaudii i Rafała.
Ponieważ każda część jest kontynuacją poprzedniej, zachęcam do przeczytania pozostałych części. Obiecuję, że to może być relaksujące ;)
Ten konkretny rozdział jest pewnego rodzaju oddechem po poprzednich mocnych częściach. Ale nie tylko. Stanowi zawiązanie do jeszcze większej przygody i transformacji Justyny w… no właśnie: w kogo? Gdzie ją ta przygoda zaprowadzi? I jak się wszystko zakończy?
Można powiedzieć, że od teraz zaczyna się rozbudowa głównej osi powieści.
Przyjemnej lektury. Proszę o adekwatne oceny i konstruktywną krytykę ;)
Update
Po wielu miesiącach nareszcie kompletna powieść znalazła się w sprzedaży.
https://ridero.eu/pl/books/chce_wiecej_kochanie/
Zdecydowanie kalkuluje się e-book ;)
Proszę Was również o polubienie mojego profilu autorskiego:
https://www.facebook.com/Paul-J-Simmons-strona-autorska-100733725566401/
Dziękuję
P.S. Zostałem zmuszony dokonać jednej korekty w zamieszczonych tekstach. Chodzi o zmianę imienia głównej bohaterki na takie, jakie jest w książce. Poza tym, wszystko jest po staremu ;)
Po wyjściu Rafała zrobiło się nagle pusto. Czuć było jego nieobecność. Jakby istota rzeczy opuściła pokoje. Ta świdrująca cisza wypełniająca pomieszczenie była dojmująca. Zwłaszcza po ekscytującej podróży, przyjeździe i cudownych chwilach spędzonych w pierwszych chwilach, zaraz po wejściu do apartamentu. Dopiero co przeżyte minuty zdawały się zanikać w otchłani upływającego czasu. Pozostawiły jednak po sobie niezatarty ślad rozkosznej ciepłoty, która tak miękko rozlewała się po sercu i okolicy tuż poniżej pępka.
Klaudia stanęła przed wielkim lustrem w przedpokoju i spojrzała na swoje odbicie.
– Jeszcze go kręcisz, dziewczyno – odezwała się do siebie samej. – Brawo. Masz jeszcze trochę w sobie „tego czegoś” – posłała odbiciu uśmiech.
Zadowolona z siebie podeszła do narożnika i sprawdziła komórkę. Mąż nie odpisał jeszcze na jej wiadomość, ale to nie było niczym niezwykłym. W pracy, lub za kółkiem, nie mógł jej od razu odpowiedzieć.
Zastanowiła się przez chwilę.
Cóż takiego miała zrobić? Ano tak. Zwiedzanie.
Rozejrzała się dokładniej po pomieszczeniu. Zaskoczyło ją to, że od razu nie zwróciła uwagi na przepych i luksus, w którym przyszło jej mieszkać przez najbliższe dwie noce. Obszerny salon, przeszklony od zachodniej strony karmił światłem pnące się zdrewniałymi łodygami aż pod sam sufit ogromne dębowce. Potężne, nawoskowane liście błyszczały ciemną zielenią. W ażurowym cieniu przepysznych hoi ulokowany był kącik do pracy. Biurko wraz z całym wyposażeniem. Zapewne tutaj Rafał spędzał pracowite poranki, południa i wieczory. Sama chciała by poprawiać tu klasówki. Na pewno oceny byłyby wyższe i nie stawiała by tylu pał. Za narożnikiem stał wspaniale komponujący się z wystrojem regał upakowany setkami tomów książek. Klaudia przeszła obok niego, głaszcząc woluminy. Poznawała dzieła klasyków, ale nie brakło współczesnej beletrystyki. Tojstoja, Halingera, Bułhakowa. Nie zabrakło dzieł Jane Austin, Conrada, Zajdla. I, co trochę ją zdziwiło, jej ulubionej pisarki. Z całej plejady autorów znała większość, chociaż musiała przed samą sobą przyznać, że nie czytała większości pozycji. A to miejsce aż zapraszało do zatopienia się w lekturze. Miała jednak przeczucie, że nie przyjechała tutaj, by nadrabiać braki w czytelnictwie.
Wyjęła bogato ilustrowaną fotosami biografię znanego aktora i zbliżyła twarz do zadrukowanych kart. Wciągnęła powietrze i poczuła zapach świeżej farby. Czyli ktoś uzupełnia biblioteczkę na bieżąco.
Za regałem pomieszczenie łamało się, chowając za aneks kuchenny, który, jak się okazało, stanowił zabudowaną wyspę odgrodzoną ścianką od drugiej części salonu. Po kilku krokach jej wzrok zatrzymał się na czymś, co sprawiło, że stanęła, jak wryta.
– O święty Perseuszu – źrenice rozszerzyły się, niczym po zaaplikowaniu atropiny. A nie było w tym nic dziwnego, ponieważ w tej części skomplikowanej bryły salonu pysznił się piękny, błyszczący fortepian. Odebrało jej mowę. Zatkało.
Powoli, celebrując każdy krok, podeszła do instrumentu i usiadła na krzesełku. Wyrównała poziom, kręcąc regulatorem. W końcu położyła dłonie na kolanach i pozwoliła, by wypełnił ją absolutny zachwyt. Tak dawno nie grała na fortepianie.
Podniosła wieko klawiatury, nad którą na czarnym froncie pysznił się dumnie napis: Yamaha. Ułożyła dłonie na klawiszach. Zawsze zachwycała ją ich doskonałość. Ułożone w harmonii, we wprawnych rękach wirtuoza potrafiły rozpalić każde serce, wywołać zachwyt lub gniew. Od razu usłyszała w głowie Petersona, Ellingtona, Komedę. Lub te najlepsze interpretacje klasyków. Tak. Wprawny pianista potrafił porywać miliony. Wlewać w serca słuchaczy uczucia i emocje, bez względu na to, w jakim języku mówił do swoich bliskich. Wpływ tego instrumentu na odbiorcę był niezmierzony. Znowu musiała przyznać, że natchniony pianista ma większy wpływ na ludzi, niż cała armia marketingowców z międzynarodowej korporacji.
Powróciła myślami do początków swojej kariery zawodowej, gdy na zdezelowanym pianinie przygrywała grupie dzieci piosenki o kotkach i chmurkach. Czasem o postaciach z książek. Bywały też hymny, kolędy i inne „szkolne” dzieła. Klaudia nie uważała się za wirtuoza, ale to nie przeszkadzało jej pozostać wierną fanką tego wspaniałego instrumentu. Co cztery lata, podczas konkursu Szopenowskiego miała wyjęty z życia prawie miesiąc. Gdy uczestnicy raczyli publiczność swoją interpretacją dzieł wybitnego polskiego kompozytora, przyrastała do sofy i nikt jej nie mógł nawet ruszyć. Wołami by jej nie odciągnięto od ekranu i muzyki. Przez prawie trzydzieści dni mogła tonąć w brudzie. Nie jeść. Nie myć się. Liczyła się wyłącznie muzyka. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby po finalnym koncercie podczas wstawania z sofy, pozrywała korzenie, które zdążyła przez ten miesiąc zapuścić. Po takim okresie nieobecności Rafał potrzebował porządnej terapii małżeńskiej. Jej zaniedbanie całej sfery życia było powodem kilku potężnych awantur, które wyrzucały ich związek na krawędź rozpadu. Rafał był na skraju wytrzymałości, zwłaszcza, że nie miał zamiaru konkurować z mistrzem Szopenem. Czuł się po prostu pominięty, odsunięty. Trochę, jakby – zdradzony. I ona, gdy tylko konkurs się skończył i wyłoniono laureatów, rozumiała to. Dostrzegała. Ale dopiero po wszystkim. Odbudowanie relacji kosztowało ją kwartał wytężonej pracy. I nie chodziło wcale o seks. Zresztą, Rafał i tak się do niej nie zbliżał, gdy wpadła w muzyczny amok. Wiedział, że jest w innym świecie. W innej rzeczywistości. I że nie jest do końca sobą. Jasne, że musiała to naprawić. To wymagało potężnej pracy i zaangażowania. Ale, już po wszystkim, uświadamiała sobie, że na nikim jej tak nie zależy, jak na Rafale i rodzinie, więc nie miała wyboru.
Powróciła do teraźniejszości i przykryła klawiaturę. Z dziwnym uczuciem szczęścia podeszła do narożnika, na którym jeszcze tak niedawno, a w tak odległym czasie, działo się tyle wyuzdanych rzeczy. Jej aktualny stan pozwalał jej spojrzeć na te wydarzenia z dystansu. Gdy tylko przypomniała sobie lubieżną wersję siebie, zaśmiała się do siebie samej.
– Cholercia – powiedziała na głos, kiwając głową – faktycznie wychodzi na to, że czasem zachowuję się jak rasowa kurwa. Brawo ja.
Na prawo od przeszklonej ściany, naprzeciwko narożnika zauważyła rozsuwane drzwi z mlecznego szkła. Ich lekki stopień zadymienia pozwolił dostrzec kontury pomieszczenia, które odgradzały od głównego salonu. Przez błyszczącą taflę niewyraźnie majaczyły elementy wyposażenia. Od razu domyśliła się, że to sypialnia. Przez szkło widziała zarys wielkiego łoża, chociaż większe szczegóły kradła mleczna struktura szyby.
Gdyby ktoś akurat uprawiał seks w tym łożu, pomyślała, miałabym wspaniały widok, który z braku szczegółów tylko podsycałby moją wyobraźnię.
Rozsunęła podwójne skrzydła i weszła do środka. Faktycznie, pośrodku na oko trzydziestometrowej sypialni, naprzeciwko wejścia, stało wielkie łoże. Nie łóżko. Nie jakieś tam wielkie łóżko, lecz prawdziwe łoże. Kwadratowy materac przypominał małe boisko do piłki nożnej. Lub, to skojarzenie przyszło od razu – do uprawiania innych dyscyplin. Na przykład zapasów. Na połaci przepastnego materaca zmieściło by się pół tuzina ludzi i nikomu nie byłoby ciasno. Chociaż (znowu ta wyobraźnia) chyba wszystkim akurat wtedy byłoby „bardzo ciasno”. Tak. Uśmiechnęła się i odwróciła.
Rzeczywiście. Przy otwartych na całą szerokość drzwiach sypialni, ulokowany w sąsiednim pomieszczeniu na narożniku widz zostałby uraczony doskonałym przedstawieniem. A gdyby zgasić w salonie światło, widok byłby tym bardziej elektryzujący. Zwłaszcza, że główni aktorzy spektaklu mogli by nie wiedzieć, kto siedzi na widowni. Nawet pozostawienie lekkiej szpary pomiędzy niedomkniętymi skrzydłami pozwalało z tamtej perspektywy dostrzec naprawdę dużo. A gdyby domknąć szklane drzwi całkowicie i zapalić nad główną sceną światło, odbiorca widząc jedynie rozmyte sylwetki i przebieg całej akcji, z pewnością mógłby zwariować z podniecenia.
Jej wyobraźnia szalała, gdy pogłaskała atłasową narzutę materaca. Chciała przeżyć tu, właśnie na tym łożu jakąś ekscytującą przygodę. Zwłaszcza, że zagłówki, uchwyty i pilastry pozwalały na wykorzystanie naprawdę wielu dodatkowych erotycznych elementów, akcesoriów i dodatków.
Poczuła mrowienie pomiędzy nogami. Znowu.
Reszta sypialni była nie mniej ciekawa. Na prawo od łoża, tuż obok toaletki którą nie pogardziła by Paris Hilton, spostrzegła wejście do kolejnego przestronnego pomieszczenia.
Nieźle, pomyślała z podziwem, mamy tu własną siłownię i sprzęt do fitness. Ale, odwróciła się i spojrzała na rozległy, niczym pokład fregaty materac, to właśnie tam będziemy ćwiczyć.
Wyszła do salonu. Żadnych wiadomości od Rafała.
Poczuła, że ma ochotę na kawę.
Rozbebeszyła walizkę i wyciągnęła kilka kiecek. Rozłożyła je na oparciu narożnika i poddała analizie. W co się ubrać do restauracji?
Wybrała elegancką, ołówkową sukienkę udekorowaną we wzory, które wytrawny projektant, autor tego kroju, określił na początku sezonu jako „imancypantne”. Cokolwiek to miało znaczyć, sukienka jej się podobała. Prosta, ale elegancka. Kobieca. Sięgająca do połowy ud. Tak, pomyślała przeglądając się w lustrze i kręcąc biodrami w analizie tego, jak układa się rozkloszowany materiał, doskonale.
– Świetna z ciebie dupeczka – powiedziała do siebie samej zadowolona z widoku. Po czym chwyciła torebkę i wyszła na korytarz, kierując się wprost do ulokowanej na parterze restauracji.
Po wyjściu z windy skręciła w prawo. Miejsce, w którym chciała skosztować kawy ucieszyło ją rozmieszczonymi w ośmiokątnym schemacie stolikami. Barman zajęty polerowaniem szklanek uśmiechnął się do niej. Przeszła przez salę, której umeblowanie nie przytłaczało przepychem. Lekki zapach polnych kwiatów z bukietów ulokowanych na każdym stoliku przyjemnie drażnił jej zmysły.
Podeszła do najdalszego od wejścia stolika i usiadła. Po minucie pojawił się kelner z kartą. Zamówiła latte.
– I coś na przekąskę – doprecyzowała zamówienie.
Czekając na obiecaną kawę i kawałek ciasta z czekoladą, cieszyła się chwilą spokoju. Celebrowała te kilka minut relaksu. Przed udaniem się do strefy SPA chciała nacieszyć się kulturalną, umiarkowanie dystyngowaną atmosferą miejsca. Chciała wyczuć ten hotel. Jego atmosferę. Tego, co „szepczą” mury. Oraz tego, jak szybko płynie czas w miejscu przeznaczonym dla zaspokajania potrzeb gości bardziej wyszukanej kategorii.
Była zadowolona, że wybrała miejsce, pozwalające podziwiać naturalny rytm tego miejsca. Samotny stolik, tuż przy oknie otwierającym widok na połacie ogrodów, kortów tenisowych i majaczących w oddali ścian lasu. Po rozległych, unoszących się i opadających falami łąkach tańczył blask wiosennego słońca co i rusz upstrzony cieniem chmur, które zazdrośnie przesłaniały światłu dostęp do tego, co pod nimi. Błękit nieba rozcinały pląsy ptaków, kreślące pierzaste esy-floresy. Widok uspokajał i napawał radością.
Nagły zachwyt zaburzył widziany peryferyjnie ruch. Odwróciła głowę. Od strony kuchni wynurzyła się dziewczyna niosąca kawę i ciastko. Klaudia od razu poznała w niej Agatę. Twarz recepcjonistki i, jak się okazało, również kelnerki, zdobił serdeczny uśmiech, a z oczu dało się wyczytać szczerą sympatię. Klaudia zupełnie automatycznie, zgodnie ze swoja naturą, odpowiedziała uśmiechem, dziwiąc się, że to właśnie ona, a nie kelner, przynosi jej zamówienie. Podejrzewała, że Agata potrzebowała tylko pretekstu, by wyrwać się zza kontuaru. Albo po prostu chciała ją wybadać.
Podejrzenia okazały się słuszne.
– Proszę, oto pani kawa i poczęstunek – odparła całkowicie swobodnie. – Jak się pani u nas podoba? – To pytanie zabrzmiało całkiem niewinnie.
Taca wylądowała na stoliku.
Klaudia przeczuwała, że Agata ewidentnie oczekiwała konkretnej odpowiedzi, ale na pytanie, które miało dopiero paść. Dlatego nie odpowiadała. Czekała na to, które Agata chciała zadać naprawdę. Nie pomyliła się.
– Apartament przypadł pani do gustu? – Wreszcie zadała właściwe. – Czy oby wystarczająco wygodny i – uśmiechnęła się szerzej – zadowalający?
O ty cholero, pomyślała Klaudia. Nie pojawiły się w niej jednak żadne oznaki negatywnych emocji. Była raczej rozbawiona i skora do podjęcia wyzwania. Chcesz się bawić w te gierki, pomyślała? Dobra.
– Jest wspaniały, Agato. – Bezpośrednie mówienie do niej po imieniu miało odnieść właściwy skutek, świadczący o relacji klient – gość. – Pomieszczenia są wystarczające.
Rozmówczyni jednak nie dała się zbić z pantałyku. Jej zadziorna pewność siebie nie gasła.
– Tylko wystarczające? – Na jej ślicznej twarzy zagościła strapiona mina.
Ale Klaudia znała te numery na wylot. W końcu pracowała w szkole, w której takie wyskoki kreatywnej młodzieży to codzienność. Udawana troska, fałszywe emocje i przesadna pewność siebie demaskowały oszusta w sekundę.
– Rafałowi zdaje się wystarczać – uniosła ręce, jakby chciała szybko pospieszyć z uspokajającą nowiną – i ja jestem przekonana, że gdy pracował tu sam, apartament był wręcz doskonały. I taki jest w rzeczywistości, spokojnie. Naprawdę. Martwię się tylko… – zawiesiła teatralnie głos i przyłożyła palec do ust, jakby niepokoiła ją jakaś myśl.
– O cóż się pani martwi, Pani Klaudio? – Agata natychmiast przystąpiła do diagnozowania usterki i odkrycia przyczyny niewygody swojej rozmówczyni.
Tego typu obiekcje u gości przebywających w najlepszym apartamencie należało zawsze traktować priorytetowo. Narzekania, nawet wyimaginowane, były niedopuszczalne i należało je natychmiast usunąć. Gdyby do uszu jej szefa doszły plotki o tym, że ignoruje potrzeby gości, miała by porządne kłopoty.
– Wiesz, Agato… – Klaudia posłała jej zuchwałe i jednocześnie powłóczyste spojrzenie. – W zasadzie to mogę ci o tym powiedzieć, bo przecież jesteś z obsługi, prawda? I możesz znać kogoś, kto potrafi rozwiać moje rozterki? Prawda? Na pewno znasz kogoś takiego, Agato – stwierdziła, nie zapytała.
Na ustach recepcjonistki pojawił się ledwo widoczny grymas. Jednak panowała nad sobą doskonale. Klaudia, jakby od niechcenia niespiesznie mieszała kawę w filiżance.
Agata spojrzała dyskretnie najpierw na brzęczącą łyżeczkę, a później na nienapoczęte torebki z cukrem i pokiwała głową w z uznaniem. Czyli to ostentacyjne, powolne mieszanie kawy bez cukru było tylko teatralną zagrywką. Czymś, co miało wywołać określony efekt. Brawo, pomyślała Agata. Jej rozmówczyni okazała się naprawdę interesującą i godną uwagi osobą. Piekielnie ostrą i nieziemsko przebiegłą. Przebiegłą tak, jak potrafi być tylko kobieta.
Klaudia odłożyła łyżeczkę i zamoczyła wargi w piance swojego latte.
– Rafał wróci do mnie po południu i, rozumiesz, zastanawiałam się, czy sypialnia, łazienka i salon są – upiła większy łyk, patrząc w oczy rozmówczyni – jakby to rzec? Odpowiednio wytłumione.
Odstawiła filiżankę i patrzyła na Agatę wyraźnie oczekując odpowiedzi. Gdy ta nie nadchodziła, postanowiła doprawić intrygę.
– Lubimy z mężem dużo, często i bardzo głośno. Martwimy się o spokój pozostałych gości hotelowych – dokończyła i tryumfująco, niby od niechcenia odkroiła kawałek ciasta.
Agata postanowiła się odsłonić. Jej rozmówczyni pokazała odpowiednią klasę i zasługiwała na pełne szacunku uznanie. Dlatego też, pomijając całkowicie protokół obsługi gości hotelu, zaryzykowała bezpośredni kontakt. Taki, który pokaże Klaudii, że nie tylko przejrzała jej grę, ale winszuje pomysłowości i sprytu. Takie coś, chciała tego, czy nie, zasługiwało na szacunek i uznanie.
– Winszuję tej wspaniałej gry – powiedziała nie spuszczając wzroku – to imponujące prowadzić ją z tobą, Klaudio – zwróciła się bezpośrednim imieniem, co zaskoczyło imienniczkę. – Gra, którą prowadzisz jest naprawdę rozkoszną odmianą od tego, co mam na co dzień. Będę cię wypatrywać po mojej zmianie. Myślę, że na pewno się spotkamy. W tych, lub innych okolicznościach. Mamy chyba sporo do omówienia. I – oplotła wzrokiem jej sylwetkę – wiele ze sobą wspólnego.
– Wygląda na to, że tak – odpowiedziała Klaudia, która wyłapała w mig jej słowa i kryjące się za nimi intencje.
Agata wstała. Ponownie przybrała oficjalną służbową postawę i manierę.
– Zapewniam, że cały apartament jest doskonale wytłumiony. Nic niepokojącego i rozkosznego – Klaudia mogła by przysiąc, że dziewczyna puściła do niej oczko – przepraszam, chciałam powiedzieć: zbyt głośnego, nie wydostanie się poza jego mury. Chyba, że postanowicie państwo otworzyć okno i uraczyć nas odgłosami swoich, jakby to rzec? Przygód? Ale to zależy od państwa decyzji. Gwarantuję jednak, że cokolwiek miało by się wydarzyć w murach tego przybytku, nie zgorszy nas i nie zaskoczy. Zapewniamy profesjonalną obsługę i pełną dyskrecję. – Znowu przybrała ten oficjalny ton.
– Dziękuję za wyjaśnienie – uśmiechnęła się do niej również rada z tak wybornej rozmowy – będę o tym pamiętać.
Agata odwróciła się i skierowała w stronę zaplecza. Po kilku krokach odwróciła się niespodziewanie, łapiąc Klaudię na tym, jak ta gapi się na jej tyłek. Uśmiechnęła się zadowolona z reakcji.
– Do wieczora sporo może się wydarzyć. Prawda? – dodała.
Klaudia lekko spłonęła, przyłapana na bezczelnym wpatrywaniu się w zgrabną dupkę Agaty, ale szybko przybrała pokerową minę.
– Prawda – uśmiechnęła się, czując chęć spotkania tej dziewczyny jeszcze raz – oby.
Agata opuściła pomieszczenie restauracji zgrabnie kołysząc biodrami. Klaudia była pewna, że trasa, którą obrała nie była najłatwiejszą drogą do wyjścia. Byłą za to najbardziej efektowną. Zdecydowanie to przedstawienie z kołysaniem biodrami i kręceniem tyłkiem było zarezerwowane właśnie dla niej.
Na chwilę zapadła cisza.
– Ach ten personel – usłyszała nagle wydobywający się zza jej pleców baryton – czasem mam wrażenie, że za bardzo się spoufalają. Nie uważa Pani?
Odwróciła się gwałtownie i wciągnęła powietrze. Pierwszym zmysłem, który zarejestrował przyjemne bodźce był węch, pobudzony delikatną wonią wody kolońskiej i, chociaż to wydawało się niemożliwe, pieniędzmi. Na drugim miejscu zdecydowanie ucieszone zostały oczy, poczęstowane eleganckim i schludnym wyglądem stojącego przed nią (nie mogła od razu oprzeć się temu skojarzeniu) dżentelmena. Wiek mogła jedynie szacować, ale wyglądał na trzydziestolatka. Lub zadbanego trzydziesto-pięciolatka. Po pobieżnym zlustrowaniu sylwetki jej wzrok zatrzymał się na jego twarzy. Gdyby nie gładko ogolone oblicze, to z tą mocną kwadratową szczęką, dołeczkiem w podbródku i niebieskimi oczami mógłby pozować na twardziela. Albo ogorzałego kowboja. Zdawała sobie sprawę, że każda kobieta ma swój wyidealizowany model mężczyzny doskonałego. Takiego, który nawiedza je w snach, fantazjach i grzesznych wędrówkach po krainie wyobraźni. Którego jednego spojrzenia wystarczy, by rzucić wszystko i uciec na sam kraniec świata. Z nim. Przy jego boku. Każda kobieta ma taki ideał w głowie, na widok którego miękną jej kolana, ręce zaczynają drżeć, a serce kołatać, niczym spłoszony cietrzew.
Mężczyzna, który uśmiechał się do Klaudii miał wiele tych idealnych cech. Nie był, co oczywiste, TYM ideałem. Był przecież prawdziwy. Ale, cholera, pomyślała, całkiem smakowite z niego ciacho.
Co było dla niej intrygujące, do doskonale skrojonego garnituru nosił pod czarnymi oxfordami krzykliwie kolorowe skarpety. I obie nie pasowały do siebie. Były z innej pary.
– Specjalnie tak je noszę – wypalił nagle, całując jej dłoń, którą już zdążyła mu podać – gdy kobiety widzą moje skarpety, nie zwracają uwagi na to, że mam krzywy nos.
Rozbroił ją. Przez moment patrzyła na niego z głupią miną. Widząc jednak radosne ogniki w jego oczach, oraz to, że jego nos jest doskonale prosty, od razu zrozumiała, że ten, który całuje jej dłoń jest urodzonych żartownisiem. Parsknęła śmiechem i po chwili uśmiechnęła się lekko. Zależało jej na tym, aby ten ćwiczony latami uśmiech był zabójczo rozbrajający. Chyba jej się udało.
– Przepraszam – usprawiedliwiła swoje zachowanie – nie mogłam się powstrzymać. Widzę, że lubi pan wyrafinowany żart.
– Ależ nie ma za co przepraszać. Pięknej kobiecie wiele można wybaczyć – odparł rozbawiony. – Maksymilian Kownacki – przedstawił się.
– Klaudia Wysocka – odpowiedziała – miło mi, panie Maksymilianie.
– Ależ – uniósł dłoń w geście sprzeciwu – Maks w zupełności wystarczy. Będę zaszczycony, jeżeli pani zechce mi mówić po imieniu.
– Pod jednym warunkiem – usiadła na podsuniętym przez niego krześle.
– Oczywiście – usiadł po jej prawej stronie i rozpiął guzik marynarki. – Spełnię każde życzenie.
– Każde? O, czyżby? Naprawdę?
Zdała sobie sprawę, że palnęła to na głos. Idiotka, skarciła się w myślach. Zauważyła, że brwi Maksa uniosły się lekko, a kąciki ust powędrowały do góry prawie niezauważalnie.
– Mój warunek jest następujący – podjęła desperacką próbę zatuszowania swej gafy – jeżeli ty również nie będziesz mi „panował”.
– Panował? – Uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. – To słowo, wypowiedziane z pani ust mógłbym odebrać opacznie. Być może nie do końca tak, jak by się pani spodziewała. Lub oczekiwała. Jeżeli piękna kobieta mówi o panowaniu, mężczyzna czuje zobowiązanie, by tę kobietę głębiej poznać.
– Głębiej?
– Oczywiście – rozłożył dłonie, jakby tłumaczył sprawy oczywiste. – Jak inaczej mógłby to życzenie spełnić? Każdy mężczyzna powinien znać swoją kobietę. Zwłaszcza, jeżeli jest to piękna kobieta.
Już trzeci raz użył tego słowa. Zastanawiała się, czy ten komplement był przeznaczony dla niej, czy wręcz przeciwnie. Mógł przecież mówić o szczególnej urody rodzaju kobiet, do których przecież ona nie musiała się zaliczać. Postanowiła to zweryfikować. Mężczyzna może mówić różne komplementy i kokietować, niczym Adonis, ale to nie oznacza, że robi to szczerze. Ale ciało nie kłamie. Pora przetestować hipotezę.
Założyła nogę na nogę, eksponując udo i wypięła piersi. Lekko, ale piorunująco skutecznie. Ten ćwiczony latami gest nie był wulgarny, ani ostentacyjnie uwodzicielski. Był niewinny. Oczywiście tylko z pozoru. Ale i tym razem ten kuszący barometr zadziałał, ponieważ jej przedstawienie natychmiast przyciągnęło jego wzrok. Zauważyła, że w dyskretnej, lecz absolutnie nie udawanej wędrówce jego spojrzenia po jej zakrytych i odkrytych krągłościach, zatrzymał się przez sekundę na błyszczącym się na jej kostce łańcuszku. Uśmiechnął się, jakby coś sobie uświadomił, po czym spojrzał w jej oczy i całkowicie skoncentrował się na niej.
– Mów mi po imieniu – powiedziała to wreszcie, kończąc wątek ich rozmowy.
Dlaczego przy takich facetach zapomina języka w gębie?
– Ależ oczywiście, Klaudio – jego matowy baryton sprawiał, że odczuwała ciarki pod kolanami.
– Świetnie, Maks – rozluźniła się nieco. – Cieszę się, że mamy to za sobą. Napijesz się czegoś?
– Chętnie – ta odpowiedź na grzecznościowe pytanie trochę ją zaskoczyła, ale również ucieszyła.
W tej właśnie chwili do ich stolika podeszła Agata, niosąc taki sam kawałek ciasta, którym raczyła się Klaudia. I do tego zestaw espresso. Zastanawiała się, kiedy zdążył to zamówić? Skąd Agata wiedziała co, dokąd i komu podać? To ją zaintrygowało.
– Jak ci się podoba w hotelu Eden? – rzucił chyba standardowe pytanie na zagajenie rozmowy.
– Dopiero przyjechałam. – Klaudia upiła łyk kawy. – Ale jak do tej pory? Doskonale.
– Bardzo się cieszę, że tak właśnie jest – odparł, jakby mu na tym zależało. – Skoro dopiero przyjechałaś, to czeka na ciebie całe mnóstwo atrakcji.
– Mówisz tak, jakbyś sprzedawał przy śniadaniu usługi świadczone w tym hotelu – pomimo oficjalnego stylu, którym się nosił i trochę dystyngowanego języka było w nim coś, co sprawiło, że poczuła się swobodnie.
– Naprawdę tak to zabrzmiało? – roześmiał się serdecznie. – Wybacz. Trochę zboczenie zawodowe. Czasem trudno to kontrolować. Dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę, Klaudio – upił łyk espresso i zatoczył ręką – to miejsce po prostu jest niesamowite.
– Często tu bywasz – stwierdziła. – Znasz pewnie wszystkie zakamarki tego miejsca? Jego sekrety. Tajemnice. Mam rację, Maks?
Ten zamyślił się chwilę, chcąc oddać jej satysfakcję oczekiwania na zadane pytanie.
– Tak – odrzekł w końcu. – Ale tylko połowicznie. Wiesz, to specyficzny hotel. Ma mnóstwo tajemnic, ale żadne nie wydostają się na zewnątrz.
– Też tak słyszałam.
– Zatem ten ktoś dobrze cię poinformował. Twoje i wasze tajemnice również pozostaną w tych murach.
– Skąd wiesz, że nie przyjechałam tu sama? – spojrzała na niego prowokacyjnie.
Zamiast odpowiedzieć, Maks upił łyk espresso, ciągle się jej przyglądając. I milczał, jak zaklęty. Zamiast usłyszeć odpowiedź otrzymała serdeczny uśmiech. Po chwili zrozumiała, że jej rozmówca nie piśnie ani słówka. W sumie podobało się jej to. Ta stanowczość.
– Jesteś tajemniczy, Maks.
– Czyż nie jest prawdą, że niektóre kobiety kochają tajemnice?
– A co się stało z „piękne kobiety”?
– O, moja droga – od razu miał gotową odpowiedź – powiedziałem „niektóre”, ponieważ te piękne często same z siebie stanowią bardzo mroczną lub fascynującą tajemnicę. Mistycyzm, otulający ich istotę, niczym płaszcz czarodzieja, przyciąga uwagę i hipnotyzuje. Nas, oczywiście. Mężczyzn. Ta zagadka, którą pachną piękne femme fatale jest uszyta z ich tajemnic. I tajemnice te trzeba dopiero odkryć. O ile na to zezwolą. I pod warunkiem, że mają w tym przyjemność. Czyż nie jest tak, Klaudio? Czy ty, pytając hipotetycznie, dałabyś się odkryć?
Nagle, była pewna, że jej się nie przywidziało, jego oblicze zmieniło się na moment. Odniosła silne wrażenie, jakby rozbierał ją wzrokiem. Dosłownie obmacywał ją spojrzeniem, a ona czuła to wyraźnie. Natarczywy, mocny impuls błąkający się po jej ciele. Wędrująca uwaga o wyraźnym zabarwieniu erotycznym kąsała jej udo, biodro, piersi. Zawędrowało nawet między jej nogi. Uderzenie gorąca sprawiło, że na moment straciła oddech. Sięgnęła po filiżankę kawy.
Postanowiła nie odpowiadać na tę bezczelną prowokację. Milczała.
Maks po chwili ponownie stał się dystyngowanym Maksymilianem. Dżentelmenem.
– Coś czuję, że odkryłeś tutaj wiele tajemnic, o których chciałbyś zapomnieć, albo nie możesz pisnąć ni słóweczka – zaszczebiotała dochodząc do siebie po fali gorąca – mam rację?
– Albo jedno i drugie. Zresztą, wiele z nich sprowokowałem sam – odparł skromnie. – A wierz mi – przewiercił ją świdrującym spojrzeniem – dzieją tu się rzeczy wręcz fenomenalne. To, czego umysł statystycznego zjadacza chleba nie jest w stanie pojąć.
Ta odpowiedź wręcz ją zelektryzowała eksplodującymi obrazami kreowanymi przez wyobraźnię. Od razu stanęły jej przed oczami sceny, które widziała na filmach z katalogu „Podatki i zestawienia”. Ostre, wyuzdane orgie. Kłębowisko wijących się w lubieżnych spazmach ciał. Brak wszelkich hamulców moralnych i społecznych. Obraz stał się w pewnym momencie tak rozbudowany, że zaczął pachnieć absurdem. Przecież, tak na logikę, to cóż takiego fenomenalnego może dziać się w hotelu? No, dobra. Wiadomo, że to hotel inny, niż reszta. Ale co to zmienia? Po prostu dzieje się to samo, co w pozostałych, lecz może w trochę większej skali? Skali dostosowanej do statusu, władzy i ego swoich gości. Nagle do niej dotarło. Cholera. Jeżeli ukrywają się tu przed światem politycy, możni i wpływowi, to to miejsce w niektórych obszarach musi przypominać przedsionek piekła. Lub przedpole raju.
Hotel Eden.
– Widzę, że zrozumiałaś – odezwał się do niej po tej chwili zadumy – to wspaniałe obcować z tak fascynującą kobietą – widząc jej zaskoczenie, po chwili dodał – mam głównie na myśli doskonałe kojarzenie faktów, moja droga. Nic zdrożnego, bynajmniej.
Pogroziła my palcem na tę wyraźną dwuznaczność i dopiła kawę. Natychmiast dostała propozycję.
– Jeżeli masz ochotę, mogę oprowadzić cię po tym skromnym przybytku – zaoferował się Maks. – Poznam twoje potrzeby i być może zdołam coś zrobić, by je zaspokoić – nie skrywał się z tą dwuznacznością. – Wiem, że nie jest komfortowo, gdy wpadnie się w zupełnie nowe otoczenie, w którym czasem trudno się odnaleźć. Co ty na to?
Klaudia zastanowiła się przez chwilę. W zasadzie nie był to taki głupi pomysł. Te pół godzinki mogła poświęcić na poznawanie terenu i otoczenia. I do tego w świetnym towarzystwie. To był ten bonus, który przechylił czarę.
– Jasne, tylko wejdę na chwilę na górę – wstała i poczekała, aż jej towarzysz również się podniesie od stolika. – Narzucę coś na siebie, bo kusa sukienka z odsłoniętymi ramionami to jednak trochę za chłodny strój na wiosenny klimat.
– Oczywiście – odpowiedział, idąc za nią niej w kierunku lobby. Klaudia czuła, gdzie w tej chwili wędruje jego wzrok. – Chociaż osobiście uważam, że twój strój, chociaż pewnie nie potrafi zatrzymać temperatury twojego ciała – ponownie prześlizgnął się spojrzeniem po jej krągłościach – ale zdecydowanie potrafi ją podnieść.
Skąd w nim tyle frywolności, pomyślała Klaudia. Czy w tych sferach to normalne, że wyrażają aluzje w tak bezpośredni sposób? A co mi tam? To tylko spacer. Krótki.
Niemniej jednak ta dwuznaczna natura jej towarzysza intrygowała ją coraz silniej.
– Ty chyba jesteś niezłym kobieciarzem, Maks – to nie było pytanie, wiec nie oczekiwała odpowiedzi. Od razy złożyła propozycję – poczekaj więc na mnie 10 minut, Dobrze?
– Już nie mogę się doczekać – odparł szarmancko i usiadł w fotelu w lobby. Klaudia nacisnęła guzik kabiny windy i po chwili wznosiła się do apartamentu.
Gdy „pudrowała nosek” i rozbebeszała walizki w poszukiwaniu jakichś ciepłych swetrów i legginsów, Maks cierpliwie czekał w lobby. Nagle podeszła do niego Agata.
– Szefie – odezwała się usłużnym tonem – wszystko już przygotowane. Czy plan pozostaje bez zmian?
Mężczyzna przywołał w pamięci smukłe uda Klaudii, krągłe biodra i apetyczne piersi. Ale najbardziej urzekły go jej oczy, przenikliwa inteligencja i łańcuszek na prawej nodze. Potwierdziło się to, co mówił Rafał. Zdecydowanie nie czuł się zawiedziony. O nie. Czuł się w całości zafascynowany tą kobietą. Wykreował obraz, jak wyglądały by jej oczy, gdyby wsadził jej w usta swojego penisa i pchnął aż do gardła. Spodobała mu się ta, miał nadzieję, prorocza wizja. Zastanowił się nad odpowiedzią. Recepcjonistka czekała cierpliwie.
– Myślę, Agato – odpowiedział milczącej dziewczynie – że trochę zmienimy zasady gry.