Ilustracja: Camila Belmar Puchy

Serbski film Reportaż (III)

7 października 2020

Opowiadanie z serii:
Serbski film. Reportaż

Szacowany czas lektury: 20 min

Uwaga! Poniższy tekst zawiera kontrowersyjne sceny!

Jakieś dwa miesiące potem, gdzieś pod koniec roku, sprzedali mnie dalej. Byłam młoda, ładna. Cycki i dupa zgrabne… I nie pyskowałam. A jak chciałam, potrafiłam nawet pieprzyć się tak, żeby było im naprawdę dobrze. Szybko nauczyłam się, że warto. Bo wtedy nie bili, dawali lepiej jeść, można się było przespać w ich łóżkach. I umyć. Wiesz, w gorącej wodzie. Więc obciągałam, dawałam się pieprzyć, brałam w dupę. I bywałam grzeczna. Takie jak ja były w cenie. No, więc puścili mnie – za skrzynkę amunicji.

Trafiłam do kolejnej grupy. Ci to w ogóle się nie przejmowali polityką. Serbowie, Chorwaci, Bośniacy – im było wszystko jedno. Łupili wszystkich. I też mieli “obozowe żony”. Tylko mniej nas było, za to ładniejsze. Jakiś tuzin, wszystkie mniej więcej w moim wieku. I wszystkie ze zdrowym podejściem do otaczającego nas gówna. Zdrowym, to znaczy – wiedziałyśmy: trzymaj cipkę otwartą, a mordę zamkniętą. I dobrze się ruszaj, jak cię rżną, bo to ich podnieca.

Na czele grupy stał Iwan, prawdziwy psychopata. Z każdej pacyfikowanej wioski przywoził sobie trofeum. Odciętą głowę kogoś, kogo zabił własnymi rękami. Najświeższą zawsze trzymał w pustym akwarium. A te starsze wrzucał do mrowiska, a kiedy zostawała sama czaszka, kładł je sobie na półkę, z malutką karteczką z opisem. Miał takich czerepów sporo. Większych i mniejszych. Wiesz, ja byłam twardą kurwą, ale zobaczyłam kiedyś taką małą, malutką czaszkę. Dziecka. Poryczałam się wtedy. Ze złości, ze strachu, z bezsilności.

Pozostali byli po prostu skurwielami. Wojna była dla nich rajem. Życiem. Robili, co chcieli, nie przejmowali się niczym ani nikim. Jeśli brakowało im jedzenia, po prostu jechali do sklepu i brali. Jeśli brakowało im wódy – ściągali z półek całe zapasy. Jak mieli chęć pościgać się samochodami, podchodzili do kierowcy na skrzyżowaniu, wywlekali go na drogę, kopali i odjeżdżali jego wozem. Czasem, dla zabawy po stu metrach po prostu go porzucali i podpalali.

– Nikt się im nie przeciwstawiał?

– Kto niby?

– No, milicja. Wojsko. Ludzie.

– Ty chyba się wczoraj urodziłaś. Milicja się ich bała tak samo jak wszyscy. Zresztą, oni mieli broń maszynową, a policja tylko pałki i jakieś pukawki. A wojsko miało ważniejsze sprawy do martwienia się. Zresztą, wojsko czasem do nas przyjeżdżało, wskazywało cele, którymi się trzeba zająć, zostawiało amunicję, wódę albo broń i czekało, aż nasza banda wszystko załatwi – Milica kręci z niedowierzaniem głową, zastanawiając się, jak mogę tego nie pojmować.

Tak przetrzymałam zimę. Kurewsko zimną zimę. Wiesz, kiedy wszystko pokryte jest śniegiem, to tu jest przerażająco cicho. Ludzie na wsi rzadko wychodzą z domów. Jak mróz ściśnie, to przyprowadzają do domu nawet zwierzęta z obory. Wiesz, cieplej jest. Na tych zapadłych wsiach często jest tak jak przed wiekami. W zimie śpisz, jesz, pijesz i pierdolisz się. A jak w domu jest za mało kobiet, a za dużo rakiji, to chwytasz za nóż albo za siekierę… I wtedy masz więcej kobiet tylko dla siebie. Nikt nie pyta. Nikt się nie dziwi. Bo to, co się dzieje w domu, to prywatna sprawa tych, co w nim mieszkają. Na wiosnę z tych chat wychodzą wychudzeni, ponurzy ludzie. W spiżarniach nie ma już nic, kury pozarzynane, wódy też już nie ma. Nawet drewno do pieca się kończy. I tak zaczyna się kolejny rok. Turyści, co to jadą do Dubrownika czy szusować sobie na Šiljaku, nie wiedzą, co to prawdziwa zima. Zima jest tu, w pokrytych śniegiem wiochach, o których nikt nie chce pamiętać.

Na wiosnę sytuacja na froncie się zmieniła. NATO zakazało lotów nad Jugosławią, ale i tak wszystko odbywało się na ziemi. Właściwie wszystko było już pod naszą kontrolą, poza samym Sarajewem, które cały czas było w oblężeniu. A jak grupy, takie jak nasza, nie miały kogo pacyfikować, to wzięły się za siebie. Wszystkim odbijało już zupełnie. Może dlatego na początku 1993 roku faszyści odbili sporo terenu na południowym zachodzie Bośni.

To było tak jakoś na początku lata, tuż po moich osiemnastych urodzinach. Iwan wlazł w drogę, czy może po prostu pokłócił się z szefem innej grupy. Niestety, silniejszej. I z lepszymi powiązaniami.

Tamci dogadali się z wojskiem, wypożyczyli od armii dwa czołgi, przyjechali pod naszą szkołę i rozjebali wszystko w drzazgi. Po raz pierwszy dowiedziałam się, co to jest pierdolona wojna. Mnóstwo huku. Wszyscy krzyczą, biegają. Gdzieś padają ranni, leje się krew. Tuż obok nas pieprznął granat. Myślałam, że się dach zawali. Jak tylko się zaczęło, wiedziałam, że trzeba spływać. Wybiegłam na korytarz. Dziewczyna, która moment wcześniej poszła na siku, siedziała pod ścianą i wyła z bólu. A może nie z bólu tylko z przerażenia. Z brzucha wylewały jej się jelita, a ona próbowała je zgarniać i pakować do środka. Uciekłam. Potem nie pamiętam, co się działo. Dobiegłam do schodów, coś jebnęło i zrobiło się ciemno.

Kiedy się obudziłam, wokoło była cisza. Cisza, spokój i swąd spalenizny. Wyczołgałam się z ruin domu i stanęłam wśród trupów jako jedyna, która ocalała. Co miałam robić? Obmyłam twarz i poszłam przed siebie.

– I co było dalej? – gdy zadaję to pytanie, moje wargi są suche, jakby pokrywał je popiół spalonych ciał. Opowieść Milicy jest hipnotyczna. Przykuwa moją uwagę. Angażuje zmysły, świadomość i myśli. Nagle łapię się na tym, że znajduję się tam razem z nią, pośród gruzów i śmierci. Patrzę na to wszystko jej oczami, rozwartymi szeroko ze zgrozy. Ale chcę ŻYĆ. I gotowa jestem uczynić wszystko, absolutnie wszystko, aby to osiągnąć.

– Cóż, narodziłam się na nowo. Znowu. Bo widzisz, pierwszy raz urodziłam się dwadzieścia lat wcześniej. Potem, gdy zgwałcił mnie sapiący zboczeniec w domu dziecka. I po raz trzeci, gdy Anton dał mi namiastkę domu. Czwarty raz przyszłam na świat w domu Stipe, jako młodociana kurwa czasów wojny. A piąte urodziny to był ten moment, gdy powstałam pośród trupów i zgliszcz. Była jesień roku 93. Na froncie – zastój. Oczywiście, trwały walki na wyniszczenie, ale właściwie nic się nie zmieniało. Więc regularne wojsko i oddziały nieformalne dostawały zajoba.

Nie trzeba było długo czekać, zanim nie zaopiekował się mną kolejny gang. Trafiłam do burdelu dla żołnierzy. Jedzenie było przyzwoite, pokoje w miarę czyste, a alfonsi nie byli przesadnie brutalni. Ale moje szczęście nie trwało długo. Zostałam przegrana w karty. Po prostu. Nawet nie wiedziałam kiedy. Któregoś dnia do mojego pokoju przyszedł mój właściciel, rzucił zimno, że mam się ubierać, bo wyjeżdżam. Mruknął tylko, że moim nowym posiadaczem jest facet, któremu lepiej szła karta. U niego też zresztą nie zagrzałam długo miejsca. Nie minęło dłużej niż dwa tygodnie, gdy zostałam oddana jako spłata jakiegoś długu. Tak trafiłam w największe bagno w życiu.

Milica po raz kolejny otwiera paczkę papierosów i wolno, spokojnie wyciąga jeden z nich. Chwilę patrzy na niego, pieszcząc oczy wysmukłym kształtem chersterfielda, po czym wkłada go do ust i odpala. Wciąga do płuc dym i wydmuchuje go przez nos. Milczy przez moment, po czym podejmuje opowieść.

– Tam, na prowincji, na wierzch wypływały najgorsze ludzkie męty. Totalnie popierdoleni. Mój nowy właściciel nazywał się Dymitr i był najbardziej pierdolonym świrem z nich wszystkich. Miał jakiś odlot na punkcie wampirów i wilkołaków, zresztą podobno pochodził z Rumunii. Chuj zresztą wie, czy to była prawda. No więc, on chciał wyhodować wilkołaka. Takiego prawdziwego. Wyczytał gdzieś, że w latach stalinowskich taki ruski profesor, Iwanow mu było, co krzyżował człowieka z małpami.  Wstrzykiwał małpią spermę kobietom w owulacji, prosto do macicy. Chcieli stworzyć superżołnierza, silnego jak szympans i zdolnego do okrucieństwa jak człowiek. No więc, Dymitrowi zamarzyło się coś podobnego. Cały czas o tym opowiadał. Mówił, że w Transylwanii były od wieków wampiry i wilkołaki. I że to absolutna prawda, tyle że o tym ludzie zapomnieli. Ale że Jugosławii potrzeba wilkołaczej armii, bo wtedy obroni się przed Ruskimi i przed NATO. I że wreszcie będzie porządek, bo się nas będą bali.

Kobieta przez chwilę milczy, jakby przywołując obrazy.

– Dymitr wykupił od innych watażków kobiety. Młode i zdrowe. I założył hodowlę. Pierdoloną, systematyczną hodowlę wilkołaków.

– Jak to? – nie rozumiem.

– Ano, hodowlę. Mieli takie opuszczone gospodarstwo, tuż pod lasem. Okolica pusta, bo wszystkich już dawno zabito lub wypędzono. Kobiety zamknęli w oborze, pod strażą. Mieszkały tam razem, nagie i wygłodniałe. Jak zwierzęta. A oni codziennie przyprowadzali je psom, żeby z nimi kopulowały. Bo, kurwa, oni psy trzymali w domu, w cieple i w dobrych warunkach. To były owczarki niemieckie, duże i trochę dzikie. Więc co dzień brali po trzy dziewczyny do pokoju, kazali im klęczeć na podłodze i wypinać tyłki. Potem wpuszczali psy…

– Jak się o tym dowiedziałaś? – pytam, wiedziona dziennikarską potrzebą ustalenia źródeł, chociaż intuicja zdradza mi, co usłyszę.

– Byłam tam. Byłam jedną z tych dziewczyn.

I znowu milczenie. Tym razem dłuższe.

– Psy zabierały się do nas natychmiast. Były dziko podniecone. Zawsze. Może w tym pomieszczeniu trzymano też cieknące suki? A może po prostu – jak to psy – lubiły się pieprzyć. W końcu samiec to samiec i jedyne, o czym marzy, to wsadzić swojego kutasa w mokrą, ciasną pizdę. Czasem zresztą warczały na siebie i rywalizowały o nas. Ale najczęściej po prostu zabierały się za nas jak za swoją własność. A banda Dymitra stała wokół nas i tylko je zachęcała. Wyobrażasz to sobie? My trzy, na podłodze, na kolanach oddające się kundlom – a wokół nas oni. Pijani i patrzący się na nas. Ale najgorsze były ich kobiety.

– Kobiety też były w bandzie?

– O, tak. Kilka. Podczas tego psiego krycia to one najbardziej się nad nami pastwiły. Wskazywały zwierzakom nasze cipki, zagrzewały je do stosunków. Jedna taka lubiła wręcz pomagać tym pierdolonym owczarkom. Brała psa za kutasa, paroma ruchami podniecała go do szaleństwa i wprowadzała go cipki tej z nas, na którą pies akurat miał ochotę. Mam wrażenie, że te baby podniecało po prostu nasze upodlenie. A potem tuż obok gziły się ze swoimi facetami. Wiesz, mam taki obraz przed oczami: jedna z nich, pijana, z butelką whisky w dłoni ujeżdża takiego porucznika… i śmiejąc się dziko, patrzy na mnie, na rżniętej mnie od tyłu przez napalonego owczarka. Miała straszne oczy. Dzikie. Szalone. Kiedy dochodziła, wyła jak bestia. Może zresztą było w niej więcej zwierzęcia niż w tych pieprzonych owczarkach. Bo ludzkich odruchów nie było w niej wcale.

Czasem sprowadzali gości, którzy płacili za to, żeby oglądać, jak jesteśmy rżnięte. Ale to wtedy, jak Dymitra nie było w pobliżu.

– Dlaczego?

– Bo tego chorego typa nie interesowała kopulacja. Dla niego to nie był seks. On naprawdę traktował nas po prostu jak bydło do zapłodnienia. Bo mu się, kurwa, stado wilkołaków marzyło. Jego interesowało tylko zestawienie, która z nas ile razy była kryta. I w jakim dniu cyklu. Pieprzony zootechnik. A reszta bandy to były zwykłe zboki, dla nich liczyła się tylko wóda, seks i rozróba. Ale Dymitra się bali. Bo to był wielki facet, potwornie silny. I podejrzliwy. No i psy go kochały. Miał takie trzy wielkie rottweilery. Nie obsługiwały nas, były do wyłącznej dyspozycji Dymitra. Kiedyś widziałam, jak na jego jedno słowo zagryzły faceta. Po prostu rozszarpały go. Żywcem. Wszyscy w obozie panicznie się ich bali.

Milica przymyka oczy i przełyka głośno ślinę. Nawet teraz, nawet dziś samo wspomnienie tej grozy napawa ją panicznym strachem.

– No więc, dla nas były tylko te wilczury. To znaczy: to my byłyśmy dla nich. A ludzie z bandy czasem nas filmowali. Sprzedawali te filmy za gruby szmal, bo wszystko, co przynosiło kasę, było dla nich dobre. Zresztą nie trwało długo, zanim pierwsze z nas zaszły w ciąże.

– Jak to? Z psami?

– No, oczywiście, że nie. Głupia jesteś? Ale chyba nie sądzisz, że cały oddział Dymitra podzielał jego chore idee? To była grupa facetów, nabuzowanych testosteronem, bez żadnej kontroli nad sobą. A w stodole były dziewczyny. Dostępne bez ograniczeń. Więc w dzień pieprzyły nas psy, a w nocy musiałyśmy gzić się z wartownikami. Byłyśmy młode, płodne, a tu żadnych zabezpieczeń, tylko non-stop ruchanie. Więc po prostu zachodziłyśmy. Wszystkie wiedziałyśmy, że to ci faceci są za to odpowiedzialni, tylko ten głupi Dymitr ubzdurał sobie, że jego eksperymenty przyniosły rezultat i wychowa sobie wilkołaki. Myślę, że ci jego kumple mieli z tego niezłą zabawę.

Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Po prostu nie umiem. Te sceny są tak niewyobrażalne, tak odarte ze wszystkich ludzkich cech, że zbiera mi się na wymioty. Czy kogoś, kto zmusza innego człowieka do takiego upodlenia, można nazwać człowiekiem? Skąd biorą się tacy zwyrodnialcy? Co sprawia, że ci ludzie – wychowani przecież w cywilizowanych warunkach, w dwudziestym wieku – zmieniają się w bestie? Czy to efekt grozy wojny? Świadomość beznadziei? A może bezkarność?

Tymczasem Milica ciągnie dalej, cały czas swoim pustym, beznamiętnym tonem, jakby opowiadała mi koszmar albo fabułę jakiegoś pokręconego, chorego filmu, a nie własne wspomnienia.

– Zaszłam w ciążę na jesień 1994 roku. Kiedy przestałam mieć okres, zrobili mi test. To było jak wyrok. Chciałam umrzeć. A najbardziej chciałam, żeby umarło we mnie to dziecko. Nawet nie wiedziałam, który z tych zwyrodnialców jest ojcem. Czepiałam się więc każdej nadziei, że poronię. Odmawiałam sobie jedzenia, żeby zagłodzić rosnącego we mnie bachora. Piłam wódę. Koszmarne ilości. Pieprzyłam się z psami, mając nadzieję, że to zaszkodzi dziecku. Robiłam to nawet w połowie ciąży. Rozumiesz to? Rozumiesz, kim jestem? Chciałam, żeby zachorowało. Nie wiem zresztą. Liczyłam, że to jakoś wywoła poronienie. I wszystko na nic. Urodziłam córkę. Był 1 czerwca 1995 roku. Pierdolony Dzień Dziecka. To znaczy, wedle starej rachuby, bo teraz świętujemy Dzień Dziecka w listopadzie. Nawet to, skurwysyny, mi zabrali.

Patrzę na Milicę, nie potrafiąc się odnaleźć w tym, co mówi.

– Urodziłam ją, mając niespełna dwadzieścia lat. Kobieta, akuszerka z jakiejś wiochy, która odbierała poród, powiedziała, że dziecko jest słabe i nie wie, czy przeżyje. I żebym lepiej szybko dała jej imię. Ale wiesz… kiedy ją… kiedy zobaczyłam moją córeczkę, coś we mnie pękło. Jeszcze tydzień wcześniej chciałam, żeby zgniła we mnie, w środku. Chciałam ją wyrwać z siebie i zapomnieć o niej. A teraz trzymałam na ręku tego dziwnego, czerwonego, pomarszczonego niemowlaka, który jeszcze przed chwilą był częścią mojego ciała. I w jakimś dziwnym odruchu powiedziałam, że ją kocham.

Milica milczy, ale w jej oczach widzę zmianę. Gdzieś tam, w jej duszy, mieszka coś innego. Jakby na chwilę, na moment ta zniszczona kobieta, której życie było nieprzerwanym koszmarem na jawie, stawała się po prostu matką.

– Nie wiem, dlaczego przeżyła. I wtedy, wiedziona jakimś impulsem, nazwałam ją Nadia. Nadieżda. Nadzieja. Wzięłam ją w ręce i przytuliłam, ogrzałam własnym oddechem. A potem dałam jej jeść. Dałam jej ssać pierś, w której było moje własne mleko.

– Co wtedy myślałaś?

– Masz dzieci? – Milica odpowiada pytaniem.

– Nie.

– Głupia jesteś. Powinnaś mieć dzieci. Każda z nas powinna. Wy, Polacy, powinniście to rozumieć, przecież jesteście katolikami.

– Jestem agnostyczką.

– Nie pierdol. Jesteś z Polski, musisz być katoliczką. Jesteś nią, nawet o tym nie wiedząc. Tak jak Ruscy są prawosławni, choćby nawet byli politrukami czy enkawudzistami. To jest w genach. Pod skórą. To jest w powietrzu, którym oddychasz. W wodzie, którą piłaś.

Nie podejmuję dyskusji.

– Nadieżdę oczywiście mi zabrali. To znaczy, mogłam ją widywać, raz na dwa, trzy dni. Czasem nawet po kilka godzin. Karmiłam ją, bawiłam się z nią i opowiadałam, co będzie, jak wojna się skończy. A wojna, czy może jej pierwsza część, miała się ku końcowi. Bo w lipcu 1995 roku wydarzyła się Srebrenica. Dużo się u nas, u Dymitra w oddziale, o tym mówiło.

– Masz na myśli lipcową masakrę? Jak to było? Co o tym wiesz?

– Masakrę? Kurwa, gdzie ty żyjesz. To wszystko jest według ciebie takie czarno-białe? Ach, tak – ty przecież jesteś Polką, a Polska to dumna służąca NATO, nie? Dajecie dupy i liżecie jaja Amerykańcom i Niemcom. I tego, powiem ci, kurwa, nie rozumiem. Przecież Hitler zgotował wam piekło jeszcze gorsze niż nam. I co, wy teraz razem z Wehrmachtem?

– Bundeswehrą… – mruczę cicho, ale Milica słyszy.

– Wehrmachtem. Przecież to są ci sami Niemcy, tylko dwa, trzy pokolenia później. Na jakim świecie ty żyjesz? Niemcy zawsze byli i zawsze będą skurwysynami spod znaku swastyki. A Chorwaci lizali im tyłki już za czasów drugiej wojny. Wiesz, kto to byli ustasze?

– Kolaborowali z Niemcami, tak?

– Kolaborowali, kolaborowali… Tu, u nas, każde dziecko wie, kim byli. To byli najgorsi bandyci. Nacjonaliści i faszyści. No i jeszcze jezuici. Przed wojną ich szef, Ante Pavelić, używał takiego samego tytułu jak Hitler czy Mussolini. Eksterminowali żydów i prawosławnych. Ale najbardziej lubili rzeź Serbów. Wiesz, co to jest Czarny Legion?

– Nie.

– Czarny Legion to najbardziej znany oddział ustaszy. Pierdoleni mordercy. Zabijali z takim okrucieństwem, że nawet hitlerowcy się ich brzydzili. Potrafisz to sobie wyobrazić? Nawet Gestapo uważało, że przesadzają. W 1942 roku aresztowali ich szefa. Za zbrodnie na ludności serbskiej. Na moich rodakach. Ale Pavelić wstawił się u Hitlera za swoim psem łańcuchowym i go puścili. A ustasze natychmiast zrobili z niego dowódcę swoich sił. Tacy to są twoi uciśnieni Chorwaci.

– Sporo wiesz o historii.

– Tu wszyscy to wiedzą – nagłym ruchem podsuwa mi pod nos nadgarstki, pokazując delikatną siateczkę żyłek. – To jest tu. Pod skórą. We krwi. W genach. Mogę być dziwką i kurwą, mogę się wycierać po łóżkach każdego faceta i kobiety, która chce mnie rżnąć, ale jestem Serbką. I nikt tego ze mnie nie wydrze, rozumiesz?

– Chyba tak – zgadzam się z pokorą.

– Wam, Euroludkom – Milica wypowiada to słowo z zimną pogardą – wydaje się, że wszystko wiecie. Że siedzicie sobie w tej zasranej Brukseli, w Paryżu czy Warszawie i wiecie, na czym polegała wojna w latach dziewięćdziesiątych. Że to źli Serbowie rzucili się na miłujących wolność i pokój Chorwatów. Gówno wiecie. Chorwaci to kurwili się zawsze z silnymi. A jak silni chcieli, to mordowali nas, Serbów, bez zmrużenia oka. Wiesz, gdzie powstał Czarny Legion?

Pytanie jest retoryczne, zadane dla większego dramatyzmu – ale Milica nie mówi tego dla czystego efektu. Ona jest do bólu szczera w tym, co przeżywa. Dla niej gwałt, który jej zadano przez kilkunastu laty, jest tak samo prawdziwy, tak samo jest częścią jej realnego świata, jak druga wojna światowa, Habsburgowie czy imperium osmańskie. Jest jej rzeczywistością, elementem wszczepionym w jej geny. Kiedy mówi o wydarzeniach sprzed lat, widzę w jej oczach autentyczny płomień. Pal sześć, czy jest patriotyczny, nacjonalistyczny czy po prostu fanatyczny – ale jest. Jest – i tak jak mówi Milica – jest częścią jej duszy. Ten żar jest nieudawany, jest autentyczny. Przez chwilę zastanawiam się, czy i w dalekiej Polsce można się z tak wielką współczesnością historii spotkać.

Milica wyciąga rękę i wskazuje ścianę.

– Tam. Za murem. Czarny Legion powstał w 1941 roku w Sarajewie.

Spojrzenie kobiety przygasa, tak jakby odległa historia była jej bliższa niż jej własne życie. Swoją drogą, to fascynujące i przerażające zarazem, że Milica, która jest prostą dziewczyną z zapadłej wsi, która nigdy nie skończyła żadnej szkoły, jest istną chodzącą encyklopedią historii własnego narodu. Czy to jest właśnie siła patriotyzmu? A może – nienawiści do wszystkiego, co obce?

– NATO zawsze było po stronie tych chorwackich skurwieli. Wiesz, że twój kurewsko demokratyczny Zachód sponsorował ustaszy po wojnie? Jako bojowników, kurwa, antykomunistycznych! Przecież oni nie walczyli z komunizmem! Oni po prostu budowali swoją wymarzoną, Wielką Chorwację. A jedyne, czym się różnili od Hitlera, to było to, że nie mieli takiej siły.

Od 1992 roku, czyli mniej więcej od tego czasu, gdy zginął mój Anton, wokoło Srebrenicy wrzało. Rządzili tu wasi miłujący pokój Chorwaci i ich Bośniacy. Więc było jak zwykle. Mordowali Serbów, jak chcieli. I kiedy chcieli. Potrafili zastrzelić człowieka na ulicy, ot tak – dla zabawy. W trzy lata zabili tu trzy tysiące ludzi. Trzy, kurwa, tysiące. Rozumiesz? Słyszałam kiedyś wywiad z taką młodą dziewczyną z jakiejś wiochy pod Srebrenicą. Rozwalili całą jej rodzinę. Wszyscy poszli do piachu. Została tylko ona i jej siostra, dziecko zaledwie. Dowódca oddziału, kompletnie już pijany, powiedział jej, że mogą odejść, pod warunkiem, że odda się każdemu z jego podwładnych. Ona albo jej siostrzyczka. Mogła wybrać. Więc zrobiła to. To było trzydziestu facetów, a ona musiała każdego zaspokoić. W tym samym domu, gdzie stygły trupy jej ojca i braci. Jej mała siostra musiała na to wszystko patrzeć. I po każdym razie głośno mówić, że jej się podobało to, co ci zwyrodnialcy robili.

Zamykam oczy. Usiłuję wyprzeć to ze świadomości.

– Ich szefem był taki miły Bośniak Naser Orić. Komendant. Robił takie rzeczy, że nawet wasze trybunały oskarżyły go w końcu o zbrodnie wojenne na Serbach. Oskarżyły i uniewinniły. Bo to, kurwa, skurwysyn – ale WASZ skurwysyn. Europejski. Jesteście pierdolonymi hipokrytami, wiesz?

– Nie ja go uniewinniłam – protestuję nieśmiało.

– Jasne. I nikt od was nie jest. Wy macie ten piękny, demokratyczny świat, w którym są samotni kowboje, szlachetni Indianie i tylko Ruscy są skurwysynami. No i oczywiście my, Serbowie – bo jesteśmy takimi sługusami Moskwy. A Chorwaci są waszymi pupilkami.

– Posłuchaj, wolna prasa…

– Weź mnie, kurwa, nie irytuj. Wolna prasa? Jak napiszesz coś pozytywnego o Serbii, to cię wyleją z roboty. Zresztą… nawet nie mam ci za złe, że nic nie rozumiesz. Tu są Bałkany, tu nic nie jest proste. Tu wszystko ma piąte, szóste dno. Oglądałaś kiedyś filmy z Jamesem Bondem?

To pytanie jest tak zaskakujące, tak nieoczekiwane, że nie bardzo wiem, co odpowiedzieć. Ale Milica nawet nie zwraca uwagi na moje potakujące mruknięcie.

– Bond… Wiesz, trochę jestem z niego dumna. Bo oryginalny, prawdziwy Bond był Serbem. Moim rodakiem. Nazywał się Duško Popov. Urodził się w Titel, ale pochodził z Karlova. Był agentem dla wszystkich możliwych wywiadów – niemieckiego, angielskiego, serbskiego, jugosławiańskiego. Zabójczo przystojny, wykształcony, znający języki i mający stosunki w najlepszych rodzinach… To właśnie jego sportretował Fleming w swoich książkach o agencie 007.

– Skąd tak dobrze znasz tę historię?

– Bo to, że jestem prostą kurwą, którą gwałciło pół Europy, ani to, że nie kończyłam szkół, nie oznacza, że jestem bezmózgiem. Jestem Serbką, kocham swój kraj. Mam oczy i uszy otwarte. A o Popovie opowiadał mi kiedyś Anton. Poza tym – chciałam być taka jak ten nasz serbski Bond. Tyle, że czasy były już inne… Mniej, kurwa, romantyczne.

– Chciałabyś żyć wtedy, w czasie wojny?

– Głupia jesteś – wzdycha Milica. – Dla was wojna to historia z opowiadań dziadka czy ojca. U nas wojna to nasze doświadczenie. Wojna domowa. Podstępna, okrutna i mordercza. Hitlerowcy, Stalin – oni byli dawno. Kto o nich pamięta? U nas działo się to kilka lat temu. I te wszystkie rzeczy robili nie obcy, którzy odeszli, ale MY. My sami. Nasi bracia, nasi sąsiedzi, nasi rodzice. To my mordowaliśmy, gwałciliśmy, paliliśmy. Każdy z nas ma to w sobie. My, Chorwaci, Bośniacy… Wszyscy jednakowo. Tu nie ma podziału dobrzy-źli. Srebrenica też nie jest taka jednoznaczna, jakbyś to sobie chciała wyobrażać.

– Dlaczego chcesz mnie do tego tak mocno przekonać?

– Opowiadam ci to, żebyś zrozumiała choć trochę, co działo się wtedy w naszych duszach. I że nie wszystko jest tak proste, jak w waszych telewizorach.

– No, ale przecież siły serbskie naprawdę dokonały masakry – usiłuję słabo zaprzeczyć.

– A ty byś spokojnie czekała, gdybyś wiedziała, czego dopuszcza się ta chorwacko-muzułmańska banda? Tysiące ludzi zabitych. Gwałcone dziewczyny i młode chłopaki. Ludzie wyłapywani i sprzedawani handlarzom niewolników albo na organy… Myślisz, że pod Srebrenicą Chorwaci zachowywali się lepiej niż ci, którzy gwałcili mnie w domu dziecka? Przecież tam, kurwa, mieli pełną władzę! Nikt ich nie karał, a nawet więcej: zachęcano ich! Myśmy mogli tylko patrzeć. A jeszcze wszystko to działo się pod okiem skurwysynów z NATO. Przecież tam utworzono tę, no, “enklawę”. Holendrzy tego pilnowali. Enklawa, dobre sobie. To były tereny łowieckie. Dla morderców, zboczeńców i pedofili. Czy ty wiesz, że w Holandii jest oficjalna partia, która domaga się legalizacji gwałcenia dzieci?

Milica przerywa na chwilę. Jej oczy płoną teraz blaskiem. Złym, mrocznym ogniem. W tej chwili rozumiem, czemu nazywano ją później Serbską Wilczycą.


KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ


Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.

Opowiadanie premierowo ukazało się premierowo w serwisie NajlepszaErotyka.com.pl

Kontakt do autora:.
i.ravenheart@gmail.com

fb.com/raven.heart.5667

Ten tekst odnotował 47,451 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.9/10 (28 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (7)

0
0
Świetnie oddaje optykę różnych narodów. Autorze, poznałeś Serbów? Czy może to efekt solidnego oczytania?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+9
-3
Ciekawe opowiadanie, ale co to ma wspólnego z erotyką??
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-4
@kacperw, zacytuję ci podtytuł tego portalu:
,,Pseudoliteracki, a może coraz częściej erotyczny zbiór tekstów tworzonych pokątnie przez naszych czytelników już od 17 lat!" - z naciskiem na: coraz częściej!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-2
@Czytelnik, no popatrz, podtytulu nie dojrzalem.
Musiala mnie zmylic nazwa portalu, ktora wedlug glownej strony portalu brzmi nastepujaco:
pokatne
opowiadania erotyczne
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Dziękuję za te komentarze.

Tak, to prawda - cykl Serbskiego Reportażu jest mało erotyczny. Są tu sceny seksualne - mniej lub bardziej perwersyjne, ale świadomie pisane trochę zza szyby, jakby chłodnym okiem kamery. Zdaję sobie sprawę, że to jest jeden z moich najtrudniejszych tekstów w odbiorze - jest brudny, jest zły, jest filozoficzny (trochę tak, jak dzieła markiza de Sade).

Przepraszam tych, których zawiodłem - we wstępie do pierwszej części starałem się uprzedzić, że nie będzie to treść łatwa. Serbski film ma też stawiać pytania. Pytania o istotę zła, o odpowiedzialność, o sumienie. Chciałem też pokazać tragedię człowieka, tragedię narodu i zestawić ją z obojętnością Europy. Ktoś powie: czy dla takich tekstów powinno być miejsce na portalu erotycznym....? Odpowiem: nie wiem. Niektóre moje teksty są proste, są czystą erotyczną rozrywką inne mają trochę odmienny charakter.

Jeśli się Wam moje "zróżnicowanie" podoba - będę szczęśliwy, wiedząc, że sprawiłem Wam przyjemność. Jeśli macie zdanie przeciwne - z pokorą pochylę głowę. Na Pokątnych i na Najlepszej Erotyce KAŻDY może znaleźć opowiadania, które akurat jemu przypadną do gustu. I to jest właśnie piękne, prawda?

PS Obiecuję, że jeśli znajdę czas na następne opowiadanie, to będzie krótsze 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Tak jak pisałem, mnie Twoje opowiadanie się podoba ale jest bardzo poruszające, na portal mieniący się erotycznym za bardzo moim zdaniem.
Być może inni czytelnicy tego właśnie oczekują, w końcu poziom opowiadań tutaj jest bardzo wysoki. Ja akurat oczekiwałem czegoś bardziej na luzie, bo poważne tematy i problemy to mam na codzień na każdym portalu z wiadomościami. No, ale to tylko moje subiektywne zdanie, proszę się nie przejmować i pisać dalej 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Jak na razie jedyne opowiadanie (seria?) na tym portalu napisane z talentem. Podziwam i gratuluję autorowi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.