Ilustracja: Cottonbro Studio

Prowincjonalny folklor (IIa)

23 lutego 2023

Opowiadanie z serii:
Prowincjonalny folklor

Szacowany czas lektury: 15 min

Po ponad dwóch tygodniach od „ruchania” Anety, w piątek o 13:08 na moją komórkę zadzwoniła dyrektorka Domu Samopomocy w R.

– Panie Piotrze, mamy awarię. Musi pan przyjechać. Winda nam nawaliła.

– Jestem we W. na robocie. Mogę być u pani we wtorek.

– Poniedziałek i wtorek odpadają. Mamy inspekcję budowlaną i pożarową. Winda musi być sprawna. Proszę dziś o dowolnej porze. Wpuszczę pana osobiście; wyceni pan pracę jako nocną.

Przeliczyłem w myślach. Kilometry, czas i pieniądze.

– Dobrze, będę o… Między 17:00 a 18:00.

O 17:40 pani dyrektor otwierała mi drzwi Domu. Była sama, w eleganckim kostiumie ze spódnicą kończącą się powyżej kolan i starannym makijażu. Zgrabne nogi trzydziestopięciolatki były optycznie wydłużone przez kilkunastocentymetrowe obcasy. Czy to prawdziwe laboutiny? Czerwona podeszwa czarnych szpilek ostentacyjnie kłuła w oczy. Czyżby wybierała się do teatru (nawet nie wiedziałem, czy w R. jest teatr) lub na uroczystą, prywatną kolację?

Po otwarciu rozdzielnicy okazało się, że trzy przewody od jednego ze styczników są przecięte. Pokazałem to zleceniodawczyni, a ona odwróciła wzrok.

– Cóż… Zajmę się tym. A pan niech robi co trzeba, żeby winda działała.

Łącznie z wypisaniem dokumentów zajęło mi to nieco mniej niż godzinę. Pani dyrektor wręczyła zlecenie, podpisała co trzeba.

– Zjadę z panem.

Włożyła dopasowany do figury płaszcz elegancko oblamowany futerkiem. Na dole zacząłem się żegnać, ale jej najwyraźniej się nie spieszyło.

– Żona czeka z odgrzewanym obiadem? – spytała niespodziewanie, zastawiając drzwi.

– Nie mam żony.

– Pan pewnie głodny po całym dniu pracy…?

– Nie pierwszyzna.

– To ja pana zapraszam na kolację.

Typ awarii, sposób wezwania, strój i teraz zaproszenie. Niby jasne, ale wolałem się upewnić.

– Pani tak pięknie ubrana, na pewno ktoś czeka z winem, świecami. Nie będę mu pani zabierał. No i gdzież mi iść do lokalu w moich roboczych łachach przy pani.

Spojrzała wyzywająco, a twarz jej się wydłużyła.

– Nikt na mnie nie czeka. Rozwiedziona jestem. A zapraszam do siebie. Karkówkę upiekłam. Powinna być dobra. A wino mam! I piwo, jeśli pan woli. Radeberger.

No to moje przypuszczenia się potwierdziły.

– Dziękuję. Skorzystam pod jednym warunkiem, ale wyjawię go dopiero u pani.

Zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem.

– Zaciekawia mnie pan. Jedźmy.

Powyłączała światła, uzbroiła alarm, zamknęła drzwi, szarpnęła klamkę, sprawdzając skuteczność ryglowania, i bez dalszych słów poszła ze mną do skody. Potem pilotowała mnie przez miasto ku peryferiom, aż kazała się zatrzymać przy płocie, za którym w ostatnich zorzach zmierzchu zobaczyłem przeciętną piętrową willę.

– Niech pan wjedzie do środka. Otworzę garaż.

Uznałem to za oczywiste potwierdzenie moich domysłów.

Wprowadziłem auto do pomieszczenia, a ona zamknęła bramy. Weszliśmy do domu. W holu zdjąłem kurtkę i zostałem poprowadzony do salonu z przejściem do kuchni. Stół w salonie był nakryty na dwie osoby. Ładna porcelana, kieliszki i szklanki, stylowe sztućce i lichtarz. Dwie miski z chipsami.

– Proszę siadać. Zaraz wszystko ogarnę. Karkówka musi się dopiec, za moment wrzucę jarzyny na grilla i uruchomię frytkownicę. – Weszła do przyległej kuchni. Drzwi nie było, więc nie tylko ją słyszałem, ale i z salonu widziałem, jak się krząta. – To potrwa pół godziny, ale zaraz podam… Co pan woli, wino czy radebergera? Zresztą przyniosę jedno i drugie; ja wolę wino. Jak pan chce umyć ręce, ubikacja z umywalką jest z holu.

– Nie zapomniała pani, że przyjęcie zaproszenia było obwarowane warunkiem?

Wychynęła z kuchni zaniepokojona i zaciekawiona.

– Co pan wymyślił? Że mam się przedstawić? Mam na imię Małgorzata. Proszę mi mówić Gosia.

– Świetnie, ale dla mnie to dyskomfort nie móc być równie elegancko ubranym jak kobieta, która mnie gości. Ani ja nie mam tu dziś garnituru, ani pani roboczego kombinezonu. Widzę tylko jeden sposób, by zaradzić dysproporcjom. Rozbierzemy się oboje i będziemy ucztować nago.

Moja propozycja ją zszokowała. Gosia zamarła, potem oparła się o ścianę i o mało co nie wypuściła z ręki butelki wina. Wzrok wlepiła we mnie, jakby zobaczyła ducha. Tak wytrwała parę sekund. Potem oznajmiła:

– Aneta nic nie przesadziła… Ma pan tupet i klasę. A jak się nie zgodzę?

– Ależ Gosiu! Przecież wiem, że już się zgodziłaś. Pokażesz mi teraz łazienkę, w której się wykąpię, a jak zejdę na dół, zastanę cię nagą jak ja. Wtedy albo wyznaczysz mi jakąś rolę w przygotowywaniu kolacji, albo będę się rozkoszował widokiem kobiety tańczącej w kuchni.

Pięknie się ją oglądało podczas kuchennej krzątaniny. Często nachylała się do piekarnika, a to wymagało wypięcia pupy dokładnie w moją stronę. Z początku nie zorientowała się, bo gros uwagi poświęcała zakrywaniu biustu, niby to mimochodem. Raz sama się złapała na tym, że robi to ścierką, i prychnęła śmiechem. Potem niewygodnie dla siebie stawała bokiem do mnie, a ja podglądałem te jej manewry z rosnącą przyjemnością. Usiłowała ukrywać częste spojrzenia w kierunku mojego członka, a specjalnie dla jej przyjemności tak przemieściłem krzesło, by stół go nie zasłaniał. Od połowy przygotowań miała już na co popatrzeć. Wnosząc główne danie, zapomniała o wstydzie (zresztą wtedy nie miała czym zasłonić piersi o sterczących brodawkach) i zaczęła zachowywać się naturalnie.

Karkówka była przednia, frytki w sam raz, a radeberger chłodny. Zapalona świeca robiła nastrój, ponad pół butelki wina też dołożyło swoje i Gosia się rozluźniła. Siedzieliśmy naprzeciw siebie; tak były rozłożone nakrycia, a zresztą to był etap uczty dla oczu i brzuchów. Na rozkosz ciał przyjdzie kolej potem. Wraz z ostatnimi łykami drugiego piwa nadszedł czas na zmaganie umysłów.

– Jesteś perfekcyjną kucharką i umiesz zadowolić mężczyznę w jadalni – zagaiłem. – Nakryłaś stół i wszystko przygotowałaś, nie wiedząc, czy mnie skusisz. Czy równie starannie przygotowałaś sypialnię?

Odwróciła wzrok.

– Za kogo mnie masz? Za dziwkę?

– Za kobietę stęsknioną mężczyzny. Prawdziwego mężczyzny.

Z nagłą złością wyrzuciła z siebie:

– Prawdziwego? Nie ma prawdziwych mężczyzn. Chyba że prawdziwy to ten, który pije, zdradza i jest grubiański.

– Prawdziwy mężczyzna robi z kobietą co chce.

– I ty jesteś taki?

– Tak. Zawsze robię z kobietą czego ona chce, bo i ja tego chcę. Oboje chcemy tego samego. Z każdą kobietą to robię; z każdą co innego, bo każda jest inna.

– Tak? – powiedziała zadziornie. – Pan alfa i omega, pan wszystkowiedzący?

– Podoba mi się ten „pan”. Wolę tak, niż per ty. Aneta umie tego „pana” wymawiać przez duże „P”. Też tak umiesz?

– A już byliśmy tak blisko…

– Nie rozumiesz. Z Anetą byłem najbliżej jak można, a ona mówiła mi „Pan”. Przez duże „P”.

– To może pan teraz pójdzie ze mną na górę i mnie wyrucha?

– Nie bądź wulgarna, to ci nie pasuje. Nie jesteś Anetą, tylko wykształconą kobietą na stanowisku, która chce się odprężyć po szarym, wyczerpującym tygodniu w biurze. Opisz mi swoją sypialnię. Jak przygotowałaś ją dla nas?

Chwilę milczała.

– Mam łóżko małżeńskie; zostało po… Założyłam świeżą pościel. Kupiłam… To takie śmieszne, jak teraz o tym myślę! Przecież nie mogłam się spodziewać, że już tu, nago… – Zamilkła na moment, zanim zdecydowała się kontynuować: – Kupiłam piżamę… Męską; na wszelki wypadek… Wiedziałam, że nie będziesz miał nocnej bielizny.

– I co jeszcze? To przecież nie wszystko…

– Aleś ty mądry! Tak, na obu stolikach położyłam prezerwatywy i lubrykanty, a na moim wibrator.

– Mów: „Ależ pan mądry”, jak prosiłem. Wkrótce zrozumiesz, dlaczego mi na tym zależy.

– No to ależ pan mądry!

– O właśnie! Ten wibrator jest jednak dowodem braku zaufania. Nie tyle do mnie, bo mnie nie znałaś, co do Anety.

– Aneta mogła fantazjować.

– Zdarzyło się to już przedtem? Nie znam się na upośledzeniach umysłowych tak jak ty, ale w jej stanie chyba problemem jest nadmierna szczerość, a nie konfabulacja?

– Aleś ty… No niech ci będzie; ależ pan mądry!

– I co jeszcze przygotowałaś?

Spojrzała zaskoczona.

– A czego jeszcze Panu brakuje? – Przez zamierzoną ironię wyszło jej duże „P”.

– Sznura, kajdanek, maseczki, knebla, klamerek, pejcza, szpicruty…

– Żartujesz??…

– „Pan żartuje”.

– No nie! Nie będę panować komuś, z kim siedzę nago od półtorej godziny i z którym mam nadzieję pójść dziś do łóżka!

– Dlaczego?

– Ty pytasz!?

– Tak, pytam. Co ma do rzeczy seks z mówieniem per pan? Aneta to umie, a ty nie?

– Aneta i Aneta! – Zdenerwowała się, dolała sobie wina i upiła duży łyk. – Nie jestem Anetą!

– Oczywiście. Cieszę się z tego, bo z Anetą nie mógłbym uprawiać takiego seksu, jak z tobą.

– Znaczy jakiego? – zapytała podejrzliwie.

– Przepojonego intelektualnymi aluzjami BDSM.

Akurat sączyła znów wino i się zachłysnęła.

– Że co?!

– BDSM. Chcę cię skrępować, ograniczyć ruchowo i sensorycznie i w efekcie pomóc ci osiągnąć niezapomniany orgazm.

– Jak Anecie?… – spytała drapieżnie.

– Aneta jest inna i ty jesteś inna. Żadna z was nie chciałaby, bym z jedną robił to, co z drugą. Aneta by twojego seksu nie zrozumiała, a ty jej uznałabyś za prostacki i niesatysfakcjonujący. Powiedz, jak wyobrażałaś sobie noc ze mną?

Milczała pół minuty, dopijając wino. Przelała do kieliszka resztkę z butelki.

– Nie wiem. Pewnie naczytałam się romansów. Sama nie wiem, czego chciałam.

– W romansach nie ma opisów seksu. Romanse grają wyobraźnią czytelnika. Jak sobie wyobrażasz dobry seks?

– Myślisz, że to się da opisać słowami?

– Nie wiem, spróbuj.

Znów długie milczenie.

– Wymyśliłam sobie, że jestem kimś w rodzaju księżniczki. Adorowaną przez wszystkich, ale pożądającą tego jednego. Że tęsknię i wypatruję, a on przybywa. Że rozwala drzwi, za którymi czekam zamknięta, samotna. Że bierze mnie na ręce, obsypuje pocałunkami, przytula i unosi. Że jadę z nim gdzieś… A potem on rzuca mnie na łoże, zadziera suknię… Pod spodem nie mam nic… i wchodzi we mnie, nie przestając głaskać i całować. A ja czuję go wszędzie, na zewnątrz i w środku. I już… już… I wtedy, kurwa, bateria w wibratorze się skończyła i zostałam na tym moim łóżku sama, tu i teraz, bez orgazmu, bez złudzeń, bez księcia. Sama i bezpańska. Kurwa jasna!! Od tego czasu już nie próbowałam… Aż do dziś. A dziś ty, Panie Książę, dręczysz mnie, chcesz mnie wiązać, kneblować i pewnie bić. Dość tego! Wynoś się!

Gwałtownie podniosła się z krzesła i gniewnie stanęła naprzeciw mnie, czekając, aż stulę uszy i… I co? Ucieknę? Zacznę ją przepraszać, bo przesadziła z alkoholem?

Podałem jej szklankę po piwie.

– Zechciałabyś nalać mi wody? Tobie też się przyda.

Rzuciła nią z rozmachem o podłogę. Szkło się rozprysło.

– Służącą sobie znalazł, prawdziwy mężczyzna, kurwa! Sam sobie przynieś! Mnie też, Panie Książę!

Nie zdążyłem jej ostrzec. Zrobiła krok ku swojemu nakryciu, ale bosą stopą nadziała się na kawałek szkła, straciła podparcie, złapała za krawędź stołu, chcąc je odzyskać, ale zamiast tego ściągnęła serwetę, a wraz z nią całą zastawę. Świeca na szczęście zgasła. Większość naczyń się stłukła, resztka wina wylała, a chipsów rozsypała. Ona zaś zamarła w przedziwnie wygiętej, niemal poziomej pozycji nieopodal stołu jedną ręką wsparta o podłogę, drugą o krzesło.

– Nie ruszaj się!

Wszedłem na blat i stamtąd wciągnąłem nań i ją. Oceniłem, że krwawi, ale nie jakoś zatrważająco intensywnie.

– Zostań tak. Zaraz cię ewakuuję.

Używając naprzemiennie dwóch krzeseł (klęcząc na jednym przestawiłem drugie, przeniosłem się nań, przemieściłem pierwsze w kierunku holu, ukląkłem na nim, przestawiłem drugie i tak parę razy) dotarłem do wyjścia z salonu i pognałem na górę. Znalazłem sypialnię i zrzuciłem kołdrę z łóżka na podłogę. W łazience wzułem moje robocze buty, zwinąłem dwa ręczniki i zbiegłem do Gosi. Karnie leżała na stole.

Obejrzałem stopę, wyjąłem tkwiący w niej odłamek szkła, przetarłem. Przecięcie, ze względu na swoje usytuowanie, raczej nie naruszyło ścięgien. Wyciągnąłem drugi, mniejszy odprysk z dużego palca. Stopa OK. Teraz lewa dłoń, którą się wsparła o podłogę. Czerwona, ale nie od krwi. Wino. Namoczyłem ręcznik i przemyłem ją, sprawdzając, czy to wszystko. Tak. Miałem nadzieję, że żaden okruch nie został w ranie.

– Masz jakiś opatrunek i plaster?

– W kuchni w szufladzie na lewo od piekarnika jest prestoplast. I nożyczki.

Zakleiłem dwa zranienia. Palcowi to wystarczyło; obrażenie było drobne. Rozcięcie na podeszwie dłuższe i głębsze.

– Masz podpaskę?

Nie kryła zdziwienia.

– W łazience, z lewej na półce.

Bez niej opatrunek stopy na pewno przemókłby. Całość obandażowałem czystą kuchenną ścierką, którą umocowałem znalezionym w łazience poloplastem. Usiadłem na krześle przodem do stołu, ustawiłem odpowiednio drugie i zsunąłem Gochę  na siebie. Brzuch na uda; pierś, a raczej głowę, na drugie krzesło.

– Nie dotykaj podłogi; jest nadal pełna szkła.

Oparłem się łokciem o jej plecy, unieruchamiając tułów. Z nogami w powietrzu nie miała jak się uwolnić.

– Obraziłaś mnie i za to cię ukarzę.

Wymierzyłem jej pięć klapsów w pośladki. Wierzgała rozkosznie jakby pedałowała i pokrzykiwała niewyraźnie, ale nic konkretnego.

– Drugie pięć za to, że straciłaś panowanie nad sobą i zachowałaś się nieodpowiedzialnie.

Ponowiłem klapsy.

– A trzecie pięć za wydawanie mi rozkazów. Tę formę zachowaj na kontakty służbowe.

Przy trzeciej piątce już nie pedałowała, tylko unosiła uda ku górze po każdym klapsie. Za to krzyki w rytm uderzeń się wzmogły. Kutas przyciskany jej podbrzuszem ponownie mi stwardniał.

Na piętnastu skończyłem. Pośladki Gosi były już wystarczająco czerwone, a i mnie dłoń piekła, bo waliłem mocno. Obróciłem ją twarzą do sufitu, podjąłem rękami i powiedziałem:

– Obejmij mnie za szyję. Zaniosę cię na górę, do sypialni.

Po chwili rzuciłem ją z rozmachem na łóżko.

– Potrzebuję sznura do suszenia bielizny. Gdzie go znajdę?

Trwało pięć sekund, zanim wydukała:

– W pralni w piwnicy.

Cóż za zmiana zaszła w Małgosi! Zawsze tak jest. Kobieta zerżnięta staje się miła i pokorna. Nieważne czy w cipę, czy w dupę, czy po dupie; byle dobrze.

Oto drugi etap miałem za sobą. Kobieta gotowa do trzeciego. Ja też – pomyślałem, prężąc członek.

Każda jej ręka osobno za nadgarstek sznurem dookoła zagłówka. Tak samo nogi w kostkach do tylnych nóg łóżka. Jak litera X. Łóżko z tyłu było otwarte. To lepiej, będę miał dostęp z trzech stron. Przyniosłem z łazienki miskę z ciepłą wodą. Wstawiłem do niej lubrykant i dildo, które leżało przy wibratorze. Ręcznikiem obwiązałem Gosi głowę tak, by zasłonić oczy.

Przysiadłem się do niej na łóżko. Zacząłem głaskać wnętrza ud.

– Zdarza ci się oglądać filmy porno?

– Te świństwa? Te w których kobiety są gwałcone przez Murzynów, a na końcu czarnuchy strzelają im w twarze spermą? A one, całkiem zeszmacone, na klęczkach rozglądają się z uśmiechem za następnym? Nigdy!

Na toaletce leżał laptop.

– Nie wierzę ci. Zaraz sprawdzę historię stron na twoim komputerze.

– Nie! Nie pozwalam! – Poprawiła pokorniej: – Niech pan tego nie robi. – Po trzech sekundach dodała: – Dobra! Zdarza mi się. I co z tego.

– To dobrze. – Nie przerywałem masowania ud. Drugą ręką sprawdziłem, czy lubrykant już się ogrzał. Odwróciłem go zakrętką do dołu. – Będziemy mieli o czym porozmawiać.

– A o czym tu rozmawiać? To się ogląda, a nie omawia.

– Zdarza ci się wracać do ulubionych scen?

Pięć sekund ciszy.

– Zdarza…

– Na przykład do jakiej?

Znowu przerwa.

– Ona pracuje w kuchni. Czeka na męża. Nie może się doczekać jego przyjścia. Wygląda za nim przez okno. Parter. Zdejmuje kolejne części garderoby, głaszcze się, aż w końcu zostaje w samych szpilkach. W kuchni… Nie wie, że podgląda ją obcy mężczyzna. On wyciąga kutasa na wierzch i masturbuje się. Nie wytrzymuje, wchodzi do tej kuchni i rypie ją od tyłu, gdy ona wygląda przez okno. Ona myśli, że to mąż. Mąż się pojawia przed nią w ogrodzie, gdy ona, zdezorientowana zupełnie, ma tamtego w sobie. Mąż podnieca się, wsadza członek do jej otwartej ze zdziwienia buzi. Po chwili ona i ten z tyłu mają orgazm, a mąż myśli, że to dzięki niemu i po chwili tryska na jej twarz. Ten obcy wykorzystując sytuację, ucieka.

W trakcie tej relacji nabrałem ciepłego lubrykantu i przesunąłem masującą rękę na srom. Zareagowała zmianą kąta pupy, cipa poszła ku górze.

– Opowiedz jeszcze coś.

Wargami i językiem zacząłem pieścić jej sutek. Po półminucie kontynuowała.

– Plaża dla nudystów. Ona z ręcznikiem na twarzy opala front, a partner dobiera się do jej pochwy. Początkowo delikatnie, potem coraz intensywniej. Dookoła gromadzą się inni mężczyźni, ale ona się ich nie domyśla, nie widzi, ma ręcznik na twarzy. A on zaprasza do niej jednego z obserwujących. Ten wchodzi w nią, a ona myśli, że to partner.

W tym momencie mój kciuk wszedł w jej cipę, a usta zassały cypelek łechtaczki. Drugą ręką sięgnąłem po dildo. Małgorzata westchnęła i kontynuowała w nieco zmienionym tempie.

– Potem następny i następny, a ona się nie domyśla, że jest ich wielu. Ci, którzy schodzą, spuszczają się na ręcznik. Aż wreszcie wchodzi w nią partner…

Tu zastąpiłem kciuk dildem, co leżąca zaakceptowała mocniejszym wyprężeniem. Nie przerywałem stymulowania łechtaczki.

– …Dochodzi, ręcznik spada, a ona, rozanielona, nie domyśla się niczego.

– Mów dalej…                                    

– Ona leży naga na łóżku. Pieści się. Znienacka za nią pojawia się trzech facetów. Zarzucają jej szmatę na głowę, więc ich nie widzi. Dwóch ją trzyma za ręce, a trzeci posuwa…

Założyłem prezerwatywę, ułożyłem się w pozycji klasycznej i zastąpiłem dildo swoim członkiem. Stęknęła rozkosznie i po kilku moich ruchach zaczęła współdziałać. I kontynuowała:

– …Ma orgazm. Ona.

Znów przerwała, skupiając się na ruchach; ich amplituda rosła. Wróciła do relacji. Jej głos już był rwany.

– Mężczyźni… wymieniają się… Ma orgazm… z drugim.

Przyspieszyłem; ona też. Teraz już posuwanie można było nazwać rypaniem.

– Gdy… zabiera… się… za nią… trzeci… ona… ze szmatą… na… głowie… już… nie… jest… trzymana… za… ręce… ale… pieści… nimi… dwa… kutasy… z trzecim… jest… w środku…

W jej prawą dłoń włożyłem dildo. Zacisnęła ją na nim spazmatycznie. Drugą, pustą, też.

– Cztery… orgazmy… na raz…

Zamilkła, z zapamiętaniem oddając się dochodzeniu do celu. Naraz wyprężyła się, jej dupa podskoczyła i zawisła nad materacem. Miałem tyle przytomności umysłu, że złapałem poduszkę i złożoną na pół wsunąłem pod jej krzyże. Teraz jej cipa i odbyt wypinały się nad materacem na trwałe. To się może później przydać, a i kąt się poprawił.

– Ona! – krzyknęła, nie wiadomo co mając na myśli.

Członkiem poczułem pulsowanie mięśni pochwy. Obściskiwała mnie znacznie mocniej niż Aneta; lata masturbacji zrobiły swoje. Wzmogłem swoje ruchy. Po około dziesięciu silnych skurczach Gosia na chwilę przerwała orgazmiczny galop, ale gdy nie ustawałem w swoim, za minutę wznowiła go. To był raczej stęp. Poduszka spowodowała, że nowa pozycja eksponowała łechtaczkę, dociskając ją do mnie. Poczynałem sobie dalej, aż i ona, rozgrzana i rozochocona ledwo co zakończonym szczytowaniem, uwierzyła w swoje możliwości i ponownie weszła w cwał. Doszliśmy niemal równocześnie; właściwie ona chyba była pierwsza, bo ja trysnąłem, poczuwszy skurcz jej pochwy. Ach! Jak ładnie mnie nią stymulowała! Nie ma porównania z młódkami!

Po chwili skończyliśmy. Oboje odsapnęliśmy po wysiłku.

Gdy wycofałem się, kołdrą nakryłem ją po szyję i usiadłem na jednym z dwóch krzeseł. Ona dyszała, obmyty kutas jeszcze sterczał, a ja obmyślałem ciąg dalszy. Dalszy dla niego i dla Gosi, a przede wszystkim dla siebie.

– Jesteś tu? – Obwiązaną ręcznikiem głowę obracała niespokojnie z boku na bok.

– Czy pan tu jest – poprawiłem.

– Muszę cię… Pana wypuścić. Garaż otworzyć.

– Jeszcze z tobą nie skończyłem.

– Kurwa…

Zamilkła, a za chwilę usłyszałem z Gosinej krtani pierwsze chrapnięcie; dwa orgazmy i ponad promil alkoholu we krwi robiły swoje. A wino i chrapanie wysuszają gardło.

Ten tekst odnotował 18,298 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.06/10 (39 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (6)

0
0

Wychynęła z kuchni


Szacunek za słowo, którego nie znałam; sądziłam, że jest gwarowe lub regionalne, a tu proszę 😉

Druga część jest o niebo lepsza od pierwszej, pierwsza była, jak dla mnie ,,przeruchana", druga, w początkowej części przegadana. To jednak moja subiektywna ocena; wolę, kiedy opowiadanie dzieje się w głowach bohaterów, a mniej na językach.
Podsumowując: masz swój specyficzny styl, z jakim do tej pory się tu nie spotkałam, pomału ale konsekwentnie budujesz klimat w opowiadaniu. Jestem bardzo ciekawa kolejnych części i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Życzę drugiego głosu ZA wypuszczeniem z Poczekalni i zapraszam na główną.

Krystyna
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Drugi głos ZA. Powodów jest wiele, z których niektóre jawią się oczywistymi, a dwa mnie ujęły szczególnie.
Pierwszy to unikalny zabieg w tym:

Przyspieszyłem; ona też. Teraz już posuwanie można było nazwać rypaniem.

– Gdy… zabiera… się… za nią… trzeci… ona… ze szmatą… na… głowie… już… nie… jest… trzymana… za… ręce… ale… pieści… nimi… dwa… kutasy… z trzecim… jest… w środku…



I można zastąpić "ochy i achy" czymś lepszym, dającym wizualizację? Można! Szacuneczek.

Zaś drugi powód jest osobisty. Zbiegiem okoliczności gdzieś tam, kiedyś... napisałem coś takiego:

"- Cześć Pies – powiedziałem pojednawczo i z naciskiem na wielką literę w słowie „pies”.
W odpowiedzi usłyszałem warknięcie, ale jakby mniej agresywne".

Cieszę się, gdy widzę, że ktoś jeszcze zauważył, że tak można 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czy ktoś mi powie, dlaczego tekst (IIa) identycznie formatowany jak (I) i (IIb) nie ma takich wcięć, jak tamte? Przeklejałem w taki sam sposób, a wcięcia znikły. 🙁
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
W edytorze jest opcja wcięć akapitowych, na pasku narzędzi po prawej stronie. Zaznacz cały tekst, klijnij, zobacz efekt. Powinno zadziałać, a jak nie, to wklej go jeszcze raz od zera i wtedy sformatuj.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Novvak Dziękuję, zadziałało. Wcięcia są trochę głębsze, niż w innych częściach (I i IIb) ale moim zdaniem lepiej z takimi niż bez.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Tomp - widzę. Prawdopodobnie masz jakiś konflikt z formatowaniem tekstu źródłowego z Pokątnymi. Jeśli chcesz mieć pewność, musiałbyś zrobić reset formatowania: kopiujesz treść do całkowicie nowego pliku worda opcją "wklej jako zwykły tekst" i dopiero wtedy formatujesz od zera, a potem wklejasz na Pokątne w edycji też po usunięciu wszystkiego. Trochę to upierdliwe, ale poprawki po poprawkach powodują zwykle jeszcze większe problemy.

Aczkolwiek i tak pewnie nikt tego nie zauważy 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.