Pokolenia (I). Prolog
13 lipca 2019
Pokolenia
Szacowany czas lektury: 15 min
Studia skończyłem jakiś czas temu.
No więc tego dnia oświadczyłem się Ali.
Chodziliśmy ze sobą ponad pól roku, dokładnie od końca października. Zresztą… Chodziliśmy… Już pierwszego dnia, a raczej nocy, naszej znajomości wylądowaliśmy w łóżku i praktycznie odtąd nie wychodziliśmy z niego.
Byłem wtedy na drugim roku, zaś Ala była świeżo upieczoną pierwszoroczniaczką. Na naszej renomowanej uczelni praktykowany był prastary obyczaj otrzęsin dla pierwszoroczniaków. Tradycyjnie otrzęsiny urządzali studenci drugiego roku, którzy mieli świeżo w pamięci numery, jakie rok wcześniej wymyślili im starsi o rok koledzy, więc każdy następny rocznik starał się wymyślić jeszcze coś lepszego. Ja, z moich ubiegłorocznych otrzęsin pamiętam prysznic z rozbitych jajek, a następnie confetti z pierza z rozprutych poduszek, jakie zrobili nam drugoroczniacy, podobno według „przepisu” odnotowanego już w „Kronikach” Długosza – tak się ponoć bawili żacy ówczesnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nasz rocznik postanowił być bardziej nowoczesny i zastosować zasadę „primo non nocere”, gdyż po tym prysznicu z jajek i confetti z pierza nasze ubrania nadawały się do wyrzucenia, a miałem na sobie śliczny garnitur z Zary. Pomyśleliśmy, że warto by też wprowadzić do otrzęsinowych zabaw trochę seksu. Ale jak daleko moglibyśmy się posunąć?
Przeprowadziliśmy ankietę wśród pierwszoroczniaków. Okazało się, że wielu z nich seksualne zabawy urządzało sobie już w gimnazjum, a na balach maturalnych w niektórych liceach były już prawdziwe orgie. Największa ponoć była w żeńskim liceum sióstr zmartwychwstanek. W klubie studenckim nie było na to warunków, ale wymyśleliśmy skromne gloryhole. Zrobiliśmy ściankę z kartongipsu z pięcioma otworami, za którymi stanęło pięciu wylosowanych chłopaków z drugiego roku (ja wśród nich), a pięć pierwszoroczniaczek ochotniczek miało im po kolei obciągać. Jedna runda trwała minutę, po czym pierwsza przechodziła do drugiego otworu, druga do trzeciego… piąta wracała na pierwszą pozycje – i tak dalej, dopóki któryś nie eksplodował. Dziewczyna, która tego dokonała, zostawała zwyciężczynią zawodów i dostawała w nagrodę najnowszego smartfona z nagranym całym występem.
Ja wylosowałem otwór numer 2. Pierwsza robiła to nieźle, ale głównie dłonią, jej wąskie usta były bierne, co nadrabiała zręcznym językiem. Druga, o spęczniałych botoksem wargach, brała aż do migdałków, ale o mało co nie ściągnęła mi napletka aż do krwi, była zbyt łapczywa i w sumie sprawiła mi więcej bólu niż przyjemności. Za to trzecia… no to była poezja. Trudno to opisać… Ta minuta powinna trwać wieki. Czwarta i piąta nie miały już znaczenia, pierwszą i drugą na powtórce przyjąłem jako zło konieczne i czekałem na tę trzecią, moją boginię. Druga tura była w jej wykonaniu jeszcze cudowniejsza niż pierwsza. Jej usta, język i palce były trzema wymiarami niebios. Prowadziłem dotąd dość bujne życie seksualne, poznałem kilka niezłych lachociągów - jedna z najlepszych dotąd była pewna czternastolatka, którą waletowałem w swoim pokoju w akademiku, Spotkałem ją na dworcu, zziębniętą, wygłodniałą - uciekła z domu przed pijanym ojcem, który chciał ją zgwałcić. Przygarnąłem ją, nakarmiłem, dałem jej łóżko i nie chciałem iść w ślady perwersyjnego ojca, ale ona bardzo chciała mi się odwdzięczyć, więc pozwoliłem jej zrobić mi laskę… Pierwszą, drugą, setną… Mieszkała u mnie przez dwa tygodnie, potem pojechała do swojej babci.
Trzecia tura – i prawie odleciałem do nieba. Czekałem kolejne cztery minuty, modląc się, by żaden z moich kolegów nie spuścił się wcześniej. Ja byłem już na granicy, ale żadna z czterech pozostałych współzawodniczek nie była w stanie jej przekroczyć. Przy tej z glonojadem zacząłem nawet wiotczeć. Wreszcie wyczekiwana czwarta runda z moją boginią oralu. Wystarczyło, że dotknęła mnie swoją dłonią z wymalowanymi na perłowo paznokciami, wsunęła do ust, musnęła zakolczykowanym językiem, wykonała trzy ruchy – i eksplodowałem niczym wulkan Krakatau w 1883 roku, kiedy wysadził w powietrze całą wyspę. Spiła wszystko do ostatniej kropli i na koniec wsunęła mi czubek języka w rozwarty koniuszek… Rozległy się brawa.
Zapiąłem spodnie, wyszedłem zza ścianki i tak się poznaliśmy. Była drobną, niewysoką brunetką o pięknych oczach, zgrabnych nogach i niezłym biuście. Nie miała stanika. Resztę otrzęsin spędziliśmy razem, tańcząc, pijąc drinki i całując się, a po imprezie pojechaliśmy do mnie do akademika. Pieprzyliśmy się do rana. Rżnęła się tak samo rewelacyjnie, jak ciągnęła fiuta.
Po miesiącu zaprosiła mnie do domu rodziców, żeby mnie poznali. Przyjęli mnie sympatycznie. Ojciec, przystojny facet z klasą, pracujący w banku, matka, superprzystojna czterdziestolatka, prowadząca kancelarię podatkową i młodsza siostra, Werka, czternastolatka w okularkach, o wyglądzie kujonka. Zaakceptowali mnie jako partnera swojej starszej córki. Nie mieli nic przeciw, kiedy postanowiliśmy zamieszkać razem. Jej ojciec pomógł nam wynająć mieszkanie. Matka doradziła w jego urządzeniu. Swoich konserwatywnych rodziców, mieszkających w małym miasteczku na Podlasiu, nie informowałem o tak doniosłej zmianie w moim życiu, gdyż doskonale wiedziałem, że ich zasadą, od pokoleń, było – dopiero po ślubie.
Przez kolejne miesiące w naszym gniazdku robiliśmy wszystko, co tylko mogą ze sobą robić dwie osoby płci odmiennej – chyba tylko za wyjątkiem skatu i ostrego sado-maso. Ala, podobnie jak ja, była otwarta na wszelkie eksperymenty i perwersje. Nie czuliśmy potrzeby, przynajmniej na tym etapie, ubarwienia naszego związku udziałem innych osób. Nie pociągały mnie żadne inne dupy. Mógłbym jej być wierny do końca. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Więc tego dnia oświadczyłem jej się.
Nie odpowiedziała od razu. - Musisz o czymś wiedzieć, wróćmy do tematu za kilka dni odrzekła.
- Masz kogoś innego? Przecież mieszkamy z sobą jak mąż z żoną od pół roku!
- Nie o to chodzi. Teraz pojadę na kilka dni do rodziców i porozmawiamy, jak wrócę.
Przed jej wyjazdem pokochaliśmy się, jak zawsze, a kiedy zostałem sam w naszym pięknym wynajętym mieszkanku pachnącym jej sokami, moją spermą i naszym moczem – bo złoty deszczyk też stał się naszą wspólną pasją – miałem galopadę myśli. Niemożliwe, żeby miała kogoś, żeby prowadziła podwójne życie. Przecież jesteśmy z sobą praktycznie non stop, jeździmy razem na uczelnię i wracamy razem, kochamy się kilka razy dziennie, mamy nawet taki swój codzienny rytuał: rano wstaję, robię kawę, przynoszę do łóżka, Ala robi mi laskę, ale nie do końca w ustach, moje mleczko zabiela kawę w obu filiżankach – często jest kłótnia o to, kto dostał więcej – wypijamy ją, potem Ala robi śniadanie, kiedy smaży jajecznicę, wypina tyłeczek, ja ją zapinam od tyłu, wspólna kąpiel – jak zajęcia są później, to jeszcze jeden numer pod prysznicem – droga na uczelnię, jak mamy jakieś okienko, to szybki numerek gdzieś w toalecie, powrót do domu, obowiązki i seks w każdej wolnej od nich chwili. Obliczyliśmy, że kiedyś jednego dnia bzykaliśmy się osiem razy…
Owszem, kilka razy opuszczała nasze gniazdko miłości na dzień-dwa-trzy, ale za każdym razem były to obowiązki rodzinne. Nie dociekałem, czy musiała się zająć babcią, czy zostać z młodszą siostrą, kiedy jej rodzice gdzieś wyjeżdżali, Wystarczało, że za każdym razem dzwonił jej ojciec albo mama i prosili mnie, żebym pozwolił jej przyjechać, „bo obowiązki rodzinne wzywają”. Oczywiście bardzo skwapliwie się godziłem. Co za kultura u tych ludzi, moich przyszłych teściów – myślałem sobie.
Te myśli mnie uspokoiły. Domyślając się, że Alę znowu wywołały obowiązki rodzinne, zrobiłem sobie podwójnego drinka, rozłożyłem się na kanapie i włączyłem trzygodzinną kasetę z naszymi wspólnymi nagraniami, począwszy od otrzęsin, po filmik sprzed kilku dni, na którym próbowaliśmy z powodzeniem wzajemnego fistingu analnego. Fisting pochwowy, najpierw pojedynczy, potem oburęczny, był na kasecie kilkadziesiąt minut wcześniej. Onanizowałem się prawie do rana. Szkoda, że Ali nie było ze mną tej nocy…
Po trzech dniach wróciła. Zarumieniona, podniecona, taka jaką kocham. Otworzyłem wino.
- I co tam w domu? - spytałem
- Wszystko OK. Rodzice cie pozdrawiają i Werka też. Było trochę zamieszania, bo przygotowujemy dużą uroczystość rodzinną, ale wszystko jest pod kontrolą.
- To super… Aaaaaaaaaaaaaaa co z nami? - spytałem trochę lękliwie.
- To znaczy?
- No, czy zostaniesz moją żoną, czy się pobierzemy?
- Oczywiście, głuptasku, zgadzam się. Moi rodzice też, zresztą już traktują cię jak swojego syna, zwłaszcza mama, bo swojego nie mają. Ale pod warunkiem, że i ty się na coś zgodzisz.
- To znaczy?
Ala upiła duży łyk i wyciągnęła nogi na kanapie. Miała na sobie tylko legginsy, pod którymi wyraźnie odznaczał się kształt jej cipki. Poczułem, jak zaczyna mi pęcznieć. Nie kochaliśmy się wszak trzy dni.
- Posłuchaj. Pochodzę z nietypowej rodziny. Nie mówiliśmy o tym, bo byliśmy w wolnym związku. Ale jak chcesz się ze mną związać na stałe i wejść do mojej rodziny, musisz zaakceptować zasady, które w niej obowiązują.
- To znaczy? - upiłem duży łyk.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, bo nigdy dotąd nikt mi się nie oświadczył, kogo bym była skłonna przyjąć dlatego musiała skonsultować się z rodzicami. Przede wszystkim z mamą. Chciałam wiedzieć, jak powiedziała o tym ojcu, kiedy jej się oświadczył, bo to ojciec wszedł do naszej rodziny.
- Nadal nie rozumiem.
- No to słuchaj, nie będę owijać w bawełnę. Kto wchodzi do naszej rodziny, musi zaakceptować fakt, że żyje jak z mężem albo żoną ze wszystkimi jej członkami… Rozumiesz?
- To znaczy z kim?
- Z każdym, kto jest w rodzinie i zaakceptował jej warunki.
- Czyli z…?
- Mówię, z każdym.
- Czyli na przykład z… twoimi rodzicami????
- Nie tylko. Ze wszystkimi z rodziny. Wujkami, szwagierkami, ciotkami, teściami, babcią, dziadkiem. I prababcią.
- Co??????
- W naszej rodzinie jest swoisty matriarchat. Najważniejsze są kobiety. Głową rodu jest moja prababcia od strony mamy. Ona zresztą z moim pradziadkiem, już nieżyjącym, zainicjowała tę formułę naszej rodziny, dawno temu.
- Ile ona ma lat?
- Osiemdziesiąt parę. Ale żebyś widział, co ona wyprawia w łóżku.
- No sorry. Co może takiego wyprawiać… taka staruszka? Obciągać dziąsłami, jak wyjmie sobie szczękę, hihi…
- Nie kpij sobie. Ona jest bardzo nowoczesna i otwarta. Śledzi na bieżąco porno w necie i jak znajdzie coś nowego, zaraz chce to wypróbować. Prawie tak jak my, tyle że niekoniecznie w relacji jeden na jeden. Parę lat temu spodobało jej się bukkake. Kazała zorganizować sobie taki seans. Była wielka mobilizacja całej męskiej części rodziny i wszystkich znajomych, bo zażyczyła sobie minimum czterdziestu wytrysków. Było ich, jak później dokładnie policzyłam na filmie – bo wszystko filmujemy do naszego rodzinnego archiwum – dokładnie 56. Odtąd prababunia powtarza to co roku. Mówi, że każdy seans odmładza ją o 5 lat. Więc niedługo będzie w moim wieku, hihi.
Zaschło mi w gardle, sięgnąłem po kieliszek. Ala kontynuowała.
- A całkiem ostatnio zafascynowały ją trzy kutasy w jednej dziurce. Przećwiczyła to zaraz w różnych układach z męska częścią naszej rodziny, ale na tym nie poprzestaje. Wiesz, ona w młodości trenowała jazdę figurowa na lodzie. Tam królem skoków przez długi czas był potrójny axel. Kto go pierwszy wykonał, stał się mistrzem. Ale z czasem to już spowszedniało i kolejnym mistrzem stał się ten, kto pierwszy wykonał poczwórnego axla. I teraz prababunia chce być tą pierwszą, która zmieści w cipce albo pupie cztery członki. Na pewno da radę, ale wymaga to od mężczyzn niesamowitego wygimnastykowania i zgrania. Więc chłopcy ćwiczą z prababunią, a ja trzymam za nią kciuki.
- Jezus Maria!
- A propos, Żadnego ślubu kościelnego, żebyś sobie nie myślał. Bierzemy cywilny i jesteś nasz. Zgadzasz się?
- Teraz ja to muszę przemyśleć… A co z moimi rodzicami?
- O nich się nie bój. Oni nie wchodzą do naszej rodziny.
- A mój brat?
- Chyba, że się ożeni z kimś z naszej rodziny. Ile on ma lat?
- 17.
- Może poznamy go z Werką, moją siostrą, jak już będzie po inicjacji.
- Po czym?
- To właśnie ta uroczystość rodzinna, o której ci wspomniałam. Za trzy dni Werka kończy 15 lat. To w naszym kraju prawny wiek przyzwolenia. Jak ktoś w naszej rodzinie kończy 15 lat, w tym dniu organizujemy wielkie święto jego albo jej inicjacji seksualnej. Zwiemy je potocznie „piętnastką”. Ponieważ mi się oświadczyłeś, i jeśli dasz mi to na piśmie, będziesz mógł, jako już członek naszej rodziny, wziąć w tym udział.
Otworzyłem druga butelkę wina.
- A na czym to polega? – spytałem. - Kto że tak powiem...inicjuje?
- Dobre pytanie. Odpowiadam. To jest równie ważne, jak wybór ojca chrzestnego i matki chrzestnej. Inicjatorem Werki będzie wujek Adam, brat mojej mamy, cudowny facet, uwielbiam go. A jego asystentem stryjek Felek, brat mojego ojca, który był moim inicjatorem. Asystował mu dziadek Michał, ojciec matki.
Wypiłem cały kieliszek duszkiem.
- I oni ją… ciebie… rozdziewiczają?
Zaśmiała się.
- Najczęściej mamy to już za sobą, ale jest to oficjalne potwierdzenie dorosłości. Takie jak Bar Mycva i Bat Mycva u Żydów, tyle, że u nich następuje to w młodszym wieku, 13 lat.
- Ale to jest przecież uroczystość religijna!
- U nas też. Jeden z wujków nieco dalszych, jest księdzem i on zawsze bierze w tym udział i odmawia modlitwę, Kto chce odmawia razem z nim.
- A ty…
- Co ja?
- Miałaś to za sobą… przed inicjacją? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
- No i super, bo jak mnie chłopak pyta, ilu miałam przed nim, to go skreślam. Ale twoje pytanie jest teraz na miejscu. My dosyć wcześnie oswajamy się ze swoimi ciałami, całujemy się, pieścimy, uprawiamy petting i jedna moja starsza kuzynka pozbawiła mnie dziewictwa paluszkiem w czasie jakiejś zabawy jak miałam jakieś 12 lat. Ale pierwszy mój prawdziwy stosunek był dopiero z wujkiem w czasie inicjacji.
- A Werka? Jest dziewicą?
- Nie wiem. Pytałam ją o to, ale nie odpowiedziała. Wprawdzie liże jak stara mineciara, ale do swojej cipki nie pozwoliła mi nawet zajrzeć. Podejrzewam, że mogła stracić cnotę z ojcem, ale nie chce o tym mówić, żeby w razie czego nie robić mu kłopotów.
- To wy się… liżecie?
- A ty ze swoim bratem nie obciągaliście sobie?
- No co ty! Ja z facetem?
- Bosz, na kogo ja trafiłam. Ale spoko, nadrobisz. Mam tylu fajnych kuzynów i wujków i dziadków, którzy lubią młodych chłopaków, że będę musiała ich od ciebie odciągać, żeby i dla mnie coś zostało.
Wypiłem kolejny kieliszek, zanim odważyłem się zadać kolejne pytanie.
- A swojemu tatusiowi…?
- Czy obciągałam, o to ci chodzi? Pierwszy raz dopiero podczas inicjacji. I kochałam się z nim też dopiero wtedy. Tak samo jak z mamą. Wiesz, jesteśmy dość konserwatywni. Inni z rodziny nazywają nas wręcz moherami.
- Kto?
- Na przykład moja babcia od strony mamy. Rozdziewiczyła swojego wnuka, mojego kuzyna Piotrka, jak miał 12 lat. Trzy lata później była jego inicjatorką i pieprzy się z nim od dziesięciu lat, a od niedawna z nim i z jego żoną Klaudią. Mało im rodziny, to chodzą razem, ona sześćdziesięcioparolatka i Klaudia, w moim wieku, do klubu swingersów i tam się pieprzą ze wszystkimi. A Piotrek patrzy i spija im spermę z cipek.
Po kolejnej butelce padłem.
Następnego dnia nie zdążyłem na zajęcia. Gdy się obudziłem, około jedenastej, zastałem list od Ali na blacie kuchennym. „Szkoda, że się tak szybko upiłeś. Musiałam zrobić sobie dobrze paluszkami. Masz czas na odpowiedź do wieczora”.
Usiadłem i napisałem. „Zgadzam się na warunki. Jutro składamy papiery w USC”.
Otworzyłem komputer, wklepałem „Roksa.pl” i zamówiłem prostytutkę, podobną do Ali. Zdradziłem moją dziewczynę po raz pierwszy od naszego poznania. Prostytutka bardzo się starała, ale w porównaniu z Alą była beznadziejna. Ja też się chyba nie spisałem, bo cały czas myślałem o Ali – co teraz robi i z kim, w swojej wielopokoleniowej rodzinie.
Willa rodziców Ali była pięknie udekorowana balonikami we wszystkich kolorach tęczy. Na frontonie rozciągał się baner z napisem: „Werka wita”, a po bokach ułożone z kwiatów dwie liczby „15”. W ogrodzie, pod namiotem i na ławkach, było kilkadziesiąt osób. - Będziesz mnie przedstawiać? - zapytałem Alę, ściskając jej dłoń. - W swoim czasie – odpowiedziała. Ukłoniłem się mamie i ojcu Ali. Po kilku minutach przed fronton willi zajechała biała limuzyna i wysiadła z niej Werka ubrana w białą sukienkę, coś pośredniego między komunijną a ślubną, wyprowadzana przez przystojnego czterdziestoparoletniego bruneta w eleganckim garniturze. Domyśliłem się, że to wujek Adam, brat mamy Ali.
Weszliśmy do środka.
Wielki, dwupoziomowy hall willi udekorowano podobnie jak jej fronton. Po środku wznosiło się podwyższenie obite białym materiałem, na którym stało łóżko wodne. Po obu stronach podwyższenia stały krzesła i fotele. Jeden z nich, ustawiony w centralnym miejscu, różnił się od pozostałych: przypominał królewski tron. Wszyscy tłoczyli się przy wejściu, czekając, aż zasiądzie na nim najważniejsza osoba i skinieniem da znak, że można zająć miejsca.
Czekałem, aż Ala wskaże mi krzesło, na którym mogę usiąść. Zdziwiłem się, gdy posadziła mnie na fotelu w pierwszym rzędzie, a sama zajęła miejsce tuż obok tronu.
Spoczęła na nim wiekowa dama o pięknej, wręcz arystokratycznej twarzy, pokrytej naturalnymi zmarszczkami znamionującymi doświadczenie, z długimi, siwymi włosami upiętymi w kok. Miała na sobie luźną, jedwabną suknię w kolorze burgunda, spiętą pod szyją, która jednak podkreślała zgrabną sylwetkę starszej pani. Rozcięcie uwidaczniało zgrabna nogę w czarnej szpilce, widoczną aż do połowy uda. Oczy z delikatnym makijażem, szczupłe dłonie bez żadnej biżuterii, tylko na nadgarstku prawej ręki mieniła się skromna bransoletka z brylantami.
Domyśliłem się, że to Nestorka Rodu, prababcia Ali.
Poszukałem wzrokiem ojca i matkę mojej narzeczonej – siedzieli przytuleni w pierwszym rzędzie po drugiej stronie podium. Po ich obu stronach siedziało czworo sześćdziesięciolatków – domyśliłem się, że to dziadkowie Ali, zstępne pokolenie Nestorki. Inni byli młodsi. Wśród nich dostrzegłem mężczyznę w koloratce. „Aha, to ten kuzyn ksiądz, ciekawe, kiedy będzie się modlił” - pomyślałem.
Gdy wszyscy zajęli miejsca, wielu z kieliszkami w dłoniach, Nestorka podniosła dłoń i natychmiast ucichł gwar, Przemówiła, twardym, zdecydowanym głosem, znamionującym jednak, że nałóg palenia tez nie jest jej obcy.
- Witajcie kochani, moja rodzino, na kolejnej naszej piętnastce. Prawie dokładnie czterdzieści pięć lat temu, w czerwcu, odbyła się pierwsza z nich, która dała początek naszej tradycji. Jej bohaterami były moje ukochane dzieci, Michał i Michalina, które wspólnie wydałam na świat w pamiętnym dla Polski 1956 roku. To one będą strażnikami i kontynuatorami naszej tradycji. Chodźcie tu moje aniołki – rozłożyła ręce.
Z pierwszego rzędu przeciwnej strony foteli podniosło się dwoje opalonych sześćdziesięciolatków, których wziąłem za dziadków Ali. W rzeczywistości dziadkiem był Michał, a kobieta obok niego okazała się jego siostra bliźniaczką, niepodobna zresztą do brata. Przypadli do rąk damy na tronie i okryli je pocałunkami. Wszyscy bili brawo.
- A teraz najważniejsza część dzisiejszego święta. Oto jego bohaterka, moja kolejna prawnuczka Weronika. Dziękuję jej rodzicom, że ją wydali na ten piękny świat i dziękuję za przybycie wam, którzy będziecie świadkami jej wielkiego dnia.
Kolejne oklaski towarzyszyły drodze Werki, prowadzonej przez wuja Adama, ubranego tym razem po prostu w biały szlafrok, do łóżka na podwyższeniu. Z drzwi po drugiej strony hallu wyszedł drugi tak samo ubrany mężczyzna. Domyśliłem się, że to stryjek Felek.
- Protokolantką uroczystości będzie moja prawnuczka Alicja, która obchodziła swoją piętnastkę pięć lat temu – anonsowała dalej prababcia. Ala wstała, ukłoniła się i puściła do mnie oko. To dlatego zajęła tak strategiczne miejsce. Odłożyła notatnik i wyjęła kamerkę.
Nestorka klasnęła w dłonie. - Zaczynamy.