Pokolenia (III). Wizyta u starszej pani
18 lipca 2019
Pokolenia
Szacowany czas lektury: 10 min
Salon starszej pani wyglądał dokładnie tak, jak powinien wyglądać salon starszej pani. Stylowe meble, lampy z abażurami rzucające ciepłe światło, perski dywan na parkiecie, serwantka z książkami w eleganckich oprawach, koronkowa serweta na bidermajerowskim stoliku, na którym czekała zastawa z herbatą z porcelany Rosenthala: dzbanek, czajniczek, cukiernica, talerzyk z kruchymi ciasteczkami, dwie filiżanki. Tylko na ścianach, zamiast spodziewanego Kossaka albo Brandta, wisiały dwie nowoczesne litografie Geta-Stankiewicza przedstawiające zaułki w starym Wilnie.
- Siadaj, rozgość się. Dobrze, że jesteś punktualny.
Rozglądałem się po wnętrzu, jakby żywcem przeniesionym z dwudziestolecia międzywojennego i wtłoczonym jakimś cudem na ósme piętro wieżowca z wielkiej płyty na warszawskiej Chomiczówce. Nikt nie domyśliłby się, że to mieszkanie carycy seksu, matki chrzestnej najbardziej rozwiązłej rodziny w Polsce, a może i w Europie. Ale pewno sypialnia wygląda inaczej – pomyślałem.
Miała na sobie sukienkę podobnego kroju, jak wczoraj na „piętnastce”, ale z jasnego lnu. Ciekawe, czy dziś też pod spodem nic nie ma?
Nalała herbatę, podsunęła cukiernicę – nie słodzę, ona też nie. Zauważyła, że przyglądam się litografiom Geta-Stankiewicza.
- Urodziłam się w Wilnie, jeszcze przed wojną. Kocham to miasto, nawet dzisiaj, kiedy jest litewskie. Ale trzeba przyznać, że dbają o nie.
Pochwaliłem się, że też byłem w Wilnie z wycieczką.
- Wiem od Alicji, która przyjęła cię do naszej rodziny, że jesteś bardzo zainteresowany naszą historią i chciałbyś mnie wypytać o to i owo. Bardzo jesteś ciekaw naszej tradycji, chciałbyś przeczytać kronikę, którą wczoraj uzupełniała twoja dziewczyna, doceniam to.
- Tak, proszę pani, Co prawda jestem geologiem, a nie historykiem, ale mam zacięcie dziennikarskie. Na studiach redagowałem pismo akademickie, przeprowadziłem wiele wywiadów i tak mi to zostało. Poza tym interesuję się historią.
- Nie mów mi „pani”, jesteśmy już przecież rodziną, i to bliską, zwłaszcza po wczorajszym dniu. Bardzo bliską, nie uważasz? - uśmiechnęła się. - Mów mi imieniu: Iza, Izabela, albo jeśli cię to kręci, możesz mówić mi „babciu”.
Oj, bardzo mnie to zakręciło i poczułem miłe napięcie w górnej części mojej lewej nogawki, które ona też pewno zauważyła.
- Dziękuję, babciu Izo. Tradycja waszej – naszej teraz – rodziny zaczęła się w czasach PRL, które były kołtuńskie, zacofane pod względem obyczajowym, z tłumionymi wolnościami człowieka, więc jak to się stało, że...
- Oj, nie masz racji. Czasy PRL pod wieloma względami są mitologizowane przez ludzi, którzy ich nie pamiętają i znają tylko z zafałszowanych przekazów. Miałam bujne dzieciństwo. Przez pierwsze lata w Wilnie było ono bardzo szczęśliwe, ale podczas drugiej sowieckiej okupacji musieliśmy stamtąd uciekać, z mamą i moją młodszą siostrą. Ojciec został zamordowany w czasie pierwszej okupacji przez ruskich, prawie go nie pamiętam, miałam trzy lata. Przygarnął nas wuj, kuzyn mamy, mieszkał na wsi na Kurpiach. Bardzo katolickiej wsi – zaśmiała się ironicznie, - Mieszkałam tam do 14 roku życia.
- Dlaczego bujne? - spytałem.
- Czytałeś „Malowanego ptaka” Kosińskiego? To była właśnie taka wieś. Mieliśmy nawet swojego Makara, który żył ze swoją niepełnosprawną córką i kazał jej kopulować z całym domowym inwentarzem. Nie tylko z kozłem. Także z psami, knurem, trykiem. Konia nie miał. A co niedziela chodził do kościoła i w Boże Ciało niósł baldachim nad proboszczem.
Zaschło mi w gardle. Wypiłem duży łyk herbaty.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że….
- Dzieci na tej wsi bardzo wcześnie poznawały wszystkie aspekty życia, Jeżeli w jednej izbie mieszkała cała rodzina, rodzice i dzieci płci obojga, to jasne, że wcześnie dowiadywały się, skąd się biorą dzieci i czym się różni chłopiec od dziewczynki. Jeżeli na miejscu był zwierzyniec z całym cyklem rozwojowym, od kopulacji po poród, to jasne, że się z nim oswajały. Zresztą… nie zainteresować się tym, co takiego rozwija się pod brzuchem konika w stajni i nie chcieć tego dotknąć - mogłaby chyba tylko święta…
- Czy babcia... czy Ty, Izo?… - jąkałem się.
- Nie miałam końskiego penisa w sobie, jeśli ci o to chodzi, bo nie było najpierw odwagi, a potem okazji. Ale wszystko jeszcze przede mną. Znam natomiast jego jedwabistość, bo brałam go do buzi, i smak jego spermy. Smakuje jak mleko kokosowe i są tego całe litry.
- A mężczyznę? Poznałaś wcześniej czy później?
- Gdzieś w tym samym czasie, Wujek rozdziewiczył mnie, jak miałam 12 lat, bardzo kulturalnie zresztą, miło to wspominam. Stosunkowo późno, można powiedzieć. Moją młodszą siostrę proboszcz zgwałcił podczas przygotowań do pierwszej komunii.
- Jezu!
- Nie używaj przy mnie tego słowa, dobrze? Napijesz się koniaku?
- Bardzo chętnie.
Wyjęła z kredensu butelkę Camusa i dwa kryształowe kieliszki, Nalała.
- Po skończeniu podstawówki pojechałam do liceum do Łomży i zamieszkałam w internacie. Tam dopiero był tartak. Która jeszcze była dziewicą, przestała nią być po pierwszej klasie licealnej. Zresztą w tamtych czasach cnota w wieku 14 czy 15 lat to było coś, czego trzeba się było wstydzić i jak najszybciej pozbyć. Nauczyciele i wychowawcy w bursie chętnie w tym pomagali. Ja już miałam pewne doświadczenie, więc mogłam zachować dystans i nie gzić się z każdym, ale i mnie wtedy spotkało coś nowego. Bo widzisz, na tej mojej wsi z piekła rodem, gdzie pedofilia i zoofilia były na porządku dziennym i nocnym – zresztą te słowa były nieznane i nikt nie uznawał tego za coś nagannego, dopiero późniejsza cywilizacja zaczęła to piętnować– nie były z kolei praktykowane normalne dzisiaj zachowania seksualne, takie jak seks zbiorowy, gangbang i DP. Zaznałam tego dopiero w tym internacie, w okolicznościach dość dla mnie traumatycznych. Chcesz posłuchać?
- Jasne – poczułem, że mój kompan napręża się na maksa.
- W trzeciej klasie licealnej nie wyjechałam do domu na Wielkanoc, bo nie miałam już dokąd. Moja mama zmarła, a ci wujostwo, u których mieszkała, wyrzekli się nas, czyli mnie i mojej siostry, Trafiła do domu dziecka. Zostałam więc na Wielkanoc w internacie, który na czas świąt nie prowadził stołówki – sama, głodna… Łomża była od przedwojny miastem garnizonowym, z kilkoma jednostkami wojskowymi. Żołnierze często gościli w naszym internacie, dziewczyny wciągały ich po prześcieradłach. Ale wtedy, w święta, mieli wolny dostęp, bo nawet portierki nie było. W Wielki Piątek przyszło ich trzech – na przepustkach. Przynieśli wódkę, kiełbasę i papierosy. No i tak we trzech obracali mnie aż do wielkanocnego poniedziałku. Po każdym numerze, kiedy zaspokoiłam ich wszystkich naraz, dostawałam kieliszek wódki, plasterek kiełbasy i papierosa. Tak przeżyłam te święta, inaczej chyba bym umarła z głodu, Ale ci powiem, spodobało mi się to.
Dolała koniaku.
- Potem w Warszawie, na studiach, byłam pierwsza do zbiorówek. Pamiętam, jak przyjechałam na egzaminy wstępne, w 1954 roku. Akademik na Kickiego, po jednej stronie ulicy męski, po drugiej żeński, możesz sobie wyobrazić? Po zdanych egzaminach urządziliśmy małą orgietkę, chyba w 8 osób. Mój przyszły mąż zwrócił moją uwagę, bo po pierwsze przyniósł kwiaty wszystkim dziewczynom, po drugie bardzo ładnie złożył swoje ubranie, a po trzecie – miał przyrodzenie grubsze niż mój nadgarstek. Od tego czasu byliśmy z sobą dzień i noc. Z sobą i z innymi płci obojga, bo oboje okazaliśmy się bi.
- No dobrze, ale jak wy się wtedy poznawaliście, dobieraliście... Przecież nie było internetu…
- Nie było tez praktycznie telefonów.
- No właśnie. Ale jak czytałem Tyrmanda z tego okresu – kwitło wtedy bujnie życie towarzyskie i uczuciowe..
- I seksualne na potęgę, Wolnością seksualną rekompensowaliśmy sobie brak wolności politycznej, wolności słowa i w ogóle. Wtedy praktycznie wszyscy się znali. Codziennie były imprezy, w klubach studenckich, kawiarniach, kabaretach, teatrzykach, Bawiliśmy się do rana. Seks był wszechobecny. Sama się teraz trochę temu dziwię, bo środki antykoncepcyjne były praktycznie niedostępne, a przerywanie ciąży było też nielegalne, jak teraz. Tak samo można było iść do więzienia, tyle że nie można było jechać do Czech czy Niemiec. Owszem, były babki przeprowadzające aborcje na dziko, drutami do robienia swetrów, co groziło śmiercią, więc mało kto ryzykował. Ale jakoś się udawał;o.
Nalała po trzecim kieliszku.
- A w 1955 roku nastąpiło coś, co zupełnie przeorało polską obyczajowość seksualną. Kojarzysz może, co?
- Hm, to było tak strasznie dawno…
- To sobie doczytaj w wolnej chwili. Światowy festiwal młodzieży w Warszawie. Na kilka tygodni w ulice tego szarego, stalinowsko-bierutowskiego miasta, w ten koszmarny Plac Defilad, Marszałkowską, MDM – wlały się tysiące kolorowej młodzieży z wolnego świata, wyzwolonej, roztańczonej, bez zahamowań. No to polska młodzież też się ich pozbyła. Wtedy po raz pierwszy poznałam, jak i czym kochają Murzyni, a mojego męża Hinduski uczyły Kamasutry.
Potem wynajęliśmy małe mieszkanko na Muranowie, w którym odbywały się regularnie głośne w Warszawie zbiorowe orgie. Raz naliczyłam 27 osób – tyle, ile metrów kwadratowych miało to nasze mieszkanko. Zbliżał się 1956 rok, kolejny przełom w polskiej świadomości. Okres Gomułki, wbrew jemu z jego kostycznością i zacofaniem, wyzwolił seksualnie kolejne miliony, tym bardziej, że wprowadził możliwość aborcji na życzenie. No ale myśmy wpadli wcześniej, i to podwójnie.
- Babcia Michalina i dziadek Michał – wyszeptałem.
- Tak. Urodzili się dwa miesiące po wprowadzeniu tej ustawy. Gdyby ją uchwalili wcześniej, zapewne bym z nierj skorzystała, ale jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi, że mam takie cudowne dzieci, I to dzięki nim jest nasza rodzina.
- Dzięki nim? - zdziwiłem się.
- Ich przyjście na świat skomplikowało nam życie, ale mieliśmy szczęście. Zmarł ten mój wuj z Kurpiów, który się nas wyrzekł i ciotka po jego śmierci miała wyrzuty sumienia wobec mnie. Zaproponowała, że zajmie się bliźniakami – swoich dzieci nie miała. Skwapliwie z tego skorzystaliśmy. Dzieci mieszkały u ciotki, gdzie były szczęśliwe, a myśmy prowadzili najgłośniejszy w Warszawie salon seksu, z pierwszymi filmami pornograficznymi, czarno- białymi, bez dźwięku, wyświetlanymi z charczącego projektora na prześcieradle.
- Skąd wtedy się brało filmy porno?
- Niektóre pochodziły jeszcze z przedwojennych zapasów – mój mąż pracował w Filmotece Narodowej i miał dostęp do archiwów; inne z przemytu z Zachodu, ale też kręciliśmy własne, ręczną amatorską kamerą „ósemką”. Zabawy było co niemiara.
- A ta pierwsza rodzinna... inicjacja? Od czego to się zaczęło?
- Kiedyś pojechaliśmy bez uprzedzenia odwiedzić nasze bliźniaki, żeby im się pochwalić naszą świeżo nabytą „syrenką” - to był taki samochód, kojarzysz? Zajeżdżamy, drzwi zamknięte, pusto, ciotki nie ma w domu, patrzymy przez okno, a nasze bliźniaki baraszkują w łóżku na całego. Miały wtedy po 11 lat. Nie przeszkadzaliśmy, pozwoliliśmy im dokończyć zabawę, a po powrocie uzgodniliśmy z mężem, żeby je w cywilizowany sposób wprowadzić w świat seksu, jak skończą 15 lat. Wtedy to była uroczystość bardzo kameralna, tylko my i dzieci. I moja siostra jako świadek, rejestrowała wszystko amatorska ósemką – to pierwszy film w naszym archiwum rodzinnym. Ja zainicjowałam Michała, a mój mąż Michalinę. On i ona zostali potem kochankami. Wkrótce zaczęła zaczęła mu przyprowadzać swoje koleżanki, tak jak Michał mnie swoich kolegów. W czasie zabawy z udziałem trzech panienek plus nasza córka, kiedy bardzo starał się im wszystkim dogodzić, zmarł na zawał serca… - po pomarszczonej twarzy starej damy popłynęły łzy. Nie wiedziałem, jak się zachować. Przypadłem do rąk Izabeli i zacząłem pokrywać je pocałunkami. Starsza pani wsunęła mi dwa palce do ust i zaczęła muskać mój język i podniebienie. Drugą dłoń wsunęła za koszulę, sięgając moich sutków. To już miało wyraźny charakter. Przesunąłem głowę niżej. Starsza pani rozsunęła nogi. Odgarnąłem suknię... tak jak przypuszczałem, nie miała majtek. Ująłem wargami jej penisokształtną łechtaczkę, Zacząłem ją ssać,,,
Nagle Izabela odepchnęła moją głowę. - Przecież niewygodnie tutaj. Jak masz trochę czasu, to idź do łazienki, ja będę czekała w sypialni. Łazienka jest tam,
- A gdzie sypialnia?
- Znajdziesz. Tu są tylko trzy pokoje.
W łazience na półce pod lustrem stała kolekcja wibratorów, sztucznych penisów i dildo. Białe, cieliste, czarne, różowe i szklane. Wziąłem jeden do ręki.
- Weź ten, który ci się najbardziej podoba – usłyszałem jej głos – bo ty też będziesz nim używany, Czekam.
Wybrałem czarny.