Niemoralna propozycja (IV)
21 maja 2021
Niemoralna propozycja
Szacowany czas lektury: 6 min
Z góry przepraszam, że piszę krótkimi kawałkami, jeśli ktoś tego nie lubi, niech nie czyta i poczeka na całość. Zaś jeśli ktoś gotów jest zmitrężyć pięć minut, zapraszam.
Spodziewam się, że zaraz na moją rękę chlupnie porcja białej substancji.
Jednak płonne okazują się me nadzieje. Urzędnik nie tylko nie kończy, lecz domaga się jeszcze więcej!
Chce, bym wzięła mu do ust! Żąda tego, wyraźnie cedząc każde słowo:
- Weź go do buzi.
Co za lubieżnik! Ale czy pozostało mi coś innego, niż uleganie jego woli. Oczywiście, że nie. Przecież moją mamę może spotkać kara, która mogłaby ją zabić!
A więc zaraz w moich tak ślicznie pomalowanych ustach znajdzie się to… fajfus starego, obmierzłego urzędasa!
Pochylam nad nim głowę, chwytając się jedną ręką kierownicy. Robię to o tyle nieumiejętnie, że klakson zaczyna trąbić. Przeraźliwie głośno trąbić! Jakby miał zwrócić wszystkim uwagę na nas, jakby miał obwieścić światu:
- Patrzcie! Patrzcie wszyscy! Jak pani nauczycielka, wzór cnót, właśnie będzie połykać wielką pytę starego pryka! Będzie go po prostu obciągać!
Ogarnia mnie potężne poczucie wstydu. Lecz nie wycofuję się. Moja głowa zmierza w wytyczonym uprzednio kierunku. Poczucie zażenowania miesza się z... podnieceniem.
Wcześniej obawiałam się, że poczuję obrzydzenie, a tu, o dziwo, czuję raczej podniecenie… wręcz pożądanie, by mieć w buzi jego twardy człon.
Antoni, jakby nie mógł się tego doczekać. Władczo chwyta mnie za głowę i mocno przyciąga do swego krocza, tak, że mokrą główką dotyka mi policzka.
- Zrób mi loda – wypowiada to tak pewnym siebie tonem, że wydaje się, iż jakikolwiek sprzeciw jest z góry bezzasadny - porządnego loda.
- Ale ja nigdy tego nie robiłam… - okłamuję go. Oczywiście, że nie raz obciągałam. Raz nawet robiłam dobrze ustami właśnie znacznie starszemu facetowi i właśnie w aucie… wielkiej, obszernej limuzynie. Ależ był wniebowzięty. Krzyknął. Zachlapał mi wtedy twarz i włosy, bardzo, bardzo obficie. Pamiętam doskonale, jak zawstydzona, z rozmazanym makijażem, wracałam późnym wieczorem do domu.
Najbardziej jednak zapamiętałam, gdy ssałam pałkę pewnemu studentowi… Maksowi. Znacznie młodszemu ode mnie. Nie chciałam mu pozwolić na więcej, więc musiał się zadowolić laską. Prawdopodobnie była to jego pierwsza laska w życiu, bo... odleciał. Ależ odleciał! Pamiętam, że działo się to w parku w Lublinie, na ławeczce ukrytej za krzakami i pamiętam, jak poplamił mi nowiuśką, czarną spódnicę...
Pan kierownik najwyraźniej nie zamierza ze mną dyskutować. Moją głowę przesuwa tak, że główka jego penisa ląduje na moich wargach.
- Bierz go, laluniu! - znów cedzi słowa.
Już jestem nastawiona na to, by go zaspokoić... by mu zrobić dobrze, tak, by właściwie rozegrał sprawę mamy...
Dlatego odruchowo całuję jego czubek, jakby tym gestem chcąc wyrazić spolegliwość, gotowość do spełnienia oczekiwań.
Westchnięcie Antoniego sygnalizuje mi, że nawet ten drobny gest działa na niego pobudzająco.
Po tym specjalnym pocałunku dotykam czub językiem. Właściwie go muskam, a nie dotykam. Niezwykle delikatnie, samym koniuszkiem języka. Wreszcie, bardzo subtelnie liżę tę głowicę berła, nasłuchując coraz głośniejszych westchnień urzędnika. Unoszę wzrok, by patrzeć mu prosto w oczy, gdy jednocześnie, kolistymi ruchami, omiatam łeb jego węża. Widzę szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny.
„A więc już mu jest dobrze! Niech widzi, że staram się dla niego, choć zapewne już domyśla się, że go oszukałam, iż to nie pierwsza pyta, którą liżę…”
Wreszcie już nie czubkiem, a całym językiem wodzę po żołędzi Antoniego. Ślizgam się po nim coraz namiętniej, aż pan kierownik zaciska zęby.
- Ej ty moja damulko! Fachowo sobie poczynasz! W życiu nie uwierzę, że po raz pierwszy liżesz fajfusa!
Cóż mi pozostaje innego, niż udać zawstydzenie. Jednak sama nie wiem dlaczego, z równą przyjemnością, jaką wprzódy zgrywałam przed nim cnotkę, teraz zajmuję się jego kutasem jak rasowa dziwka.
Nie odpowiadając na pytanie, przeciągam językiem po całej długości masztu – od dołu – do góry.
Urzędas najwyraźniej delektuje się nie tylko tą przyjemnością, ale także taką, że ma mnie w garści, że może pytać mnie, o cokolwiek chce, a ja przecież muszę być pokorną…
- Paniusiu, przyznaj się, ilu facetom robiłaś dobrze ustami?!
Gdy chwilę milczę, ponawia pytanie.
- No?! Ciekawym! Ilu ciągnęłaś druta?!
- Ależ… - zmitygowana ponownie kłamię – tylko jednemu…
- Kto to był?! Na Boga! Ależ mu zazdroszczę! Tylko tego jednego, że jako pierwszy wsadził freda do tych piękniutkich usteczek!
Czuję, jak podnieca mnie to jego dopytywanie, to jego podniecanie się moimi ustami…
Znów nie odpowiadam. Za to ujmuję jego żołądź delikatnie wargami.
- Ochhh… - wzdycha - mów… mów, kto wjechał pierwszy w twój dzióbek?
Badam ustami jego berło, połykam je już głębiej, lecz słysząc pytanie – wypuszczam.
Chwilę jeszcze celowo milczę, aby silniej zaintrygować, wreszcie wyjawiam.
- Ach… taki tam facet… Dłużej z nim chodziłam… Tadeusz…
- Ech! Tadzio chyba nie wie, co stracił! A teraz… bierz go mocniej!
Posłusznie biorę go do buzi, połykając znacznie głębiej. Bardzo uważam, by nie potraktować męskości zębami. Gdy zanurzam penisa do połowy, zaczynam znów drażnić jego czubek koniuszkiem języka.
Antoni szaleje z radości.
- O tak! O taaaak!
Jednocześnie zaciskam dłoń na jego trzonie i poruszam nią. Zaczynam ssać jego żołądź. Urzędnik jest w siódmym niebie.
- Ja zwariuję! – krzyczy – jesteś w tym cholernie dobra! Jak zawodowa, rasowa dziwka!
Nie wiem, jak potraktować taki komplement. Bycie porównanie do dziwki, to wszak nie zaszczyt, z drugiej strony, cholernie podnieca. Bez słów robię swoje.
Biorę go głębiej do ust, zaciskam wargi i poruszam miarowo. Moja głowa pracuje: góra – dół.
Kierownik sapie głośno.
- Ja pierdolę! Aaach! Tak cię chciałem! Od kiedy do mnie weszłaś! Ale tego to się po tobie nie spodziewałem! Umiesz dogodzić chłopu!
Ta pochwała wywołuje miłe odczucia. Ponadto chcę, by się poczuł dobrze, przecież jedynie to jest gwarancją, że odczepi się od mojej mamy… Zaniecha bezlitosnych procedur.
Dlatego moja dłoń zaczyna pieścić jądra starego…
Jest wniebowzięty.
- O żesz kurwa! Kurwaaaa!
Wtedy próbuję lizać językiem i ssać jednocześnie… Nie jest to łatwe, oj nie jest, ale… nauczyłam się tego, gdy spotykałam się z pewnym wymagającym panem prezesem... Każda randka... każde spotkanie w jego biurze zaczynało się od namiętnego loda. Pamiętam, jak czasami musiałam klęczeć pod biurkiem... A ten drań wymagał mojego olbrzymiego zaangażowania.
Dlatego teraz, chyba całkiem nie zgorzej, mi się udaje.
Najwyraźniej tak, bo Antoni wariuje.
- Aaaa! Aaaa… Nigdy nie miałem tak… opierdalanego kutasa! Nawet żadna jebana kurew mi tak nie robiła! Aaa!
Moja głowa pracuje: góra - dół. Góra - dół! Coraz szybciej.
Przeczuwam się, że zaraz się spuści. Ale co tam. Chcę, by był maksymalnie zadowolony.
Bardziej już się nie da podnosić tempa. Mimo pracy głową staram się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. Niech widzi moje oczy. Pewnie dostrzega w nich oddanie?
Pan kierownik sapie… nie, dyszy! Wreszcie wyczuwam jego punkt kulminacyjny. Spełnienie. Antoni krzyczy:
- Aaaaaa!
Potężna lawa wlewa mi się do ust. Domyślam się, czego może ode mnie oczekiwać. Połykam jego nasienie. Ssąc, połykam wszystko.
Na koniec, nawet wtedy nie tracąc kontaktu wzrokowego, językiem zlizuję resztki spermy z jego męskości, szczególnie dokładnie omiatając żołądź.
Antoni długo nie może ochłonąć. Najpierw sapie, potem jeszcze jakiś czas ciężko oddycha.
- Jak dobrze, że cię dorwałem w swoje łapska! Jak dobrze, że się zgodziłaś mi dawać... Jak dobrze, że potrafisz obciągać tak mistrzowsko, jak zawodowa kurwa!
A ja biedna milczę. Bo co mogłabym powiedzieć? Ale nadal patrzę się mu prosto w oczy.
Czy zdradzają one mu to, co czuję i myślę? O nie! Tak nie może być! Miałby wiedzieć, że ta przedziwna i upokarzająca sytuacja podnieca mnie?!
Że podnieca, jak cholera...