Niemoralna propozycja (V). W motelu
28 października 2021
Niemoralna propozycja
Szacowany czas lektury: 9 min
Wreszcie zajeżdżamy do tego cholernego motelu. Typowy przybytek dla kierowców tirów, nieopodal stoją wielkie ciężarówki. Gdy tam wchodzimy, odczuwam nieodparte wrażenie, że czuję na sobie wzrok wszystkich mężczyzn. Zwłaszcza, że Antoni daje im powód do tego – lokuje rękę na moim tyłku. Zawstydzona, odtrącam ją, ale gdy podchodzimy do recepcji – stary, siwiutki portier łypie na mnie okiem i porozumiewawczo mruga do urzędnika, jakby zdając się mówić – “Niezłą cizię sobie pan przywiózł! Czyżby zapowiadała się gorąca noc?!”
Uśmiechając się – staruszek przelizuje wargi… tym razem jakby pokazując mi, gdzie najchętniej pooperowałby tym jęzorem. Jestem skonsternowana, zawstydzona. W dodatku kierownik znowu kładzie dłoń na moich pośladkach. Nie mam wątpliwości, że widzą to kierowcy tirów biesiadujący z piwem przy stolikach.
Żeby nie robić kolejnej sceny z odpychaniem ręki, sama odsuwam się nieco.
Antoni, z triumfującą miną, głową pokazuje na mnie staremu, jakby się chwalił – widzisz, jaką sztukę upolowałem?! I rzeczywiście nachyla się do jego ucha i szepcze: – Zdrowa dupa! Co nie?
Obserwuję, jak portier, szczerząc zęby, wznosi kciuk do góry i podaje klucz do pokoju. Myślę sobie, że to klucz, który symbolicznie pieczętuje mój los…
- Sam bym ją chętnie przedupcył! – odpowiada szeptem, a głośno – Ten sam numer co zawsze! – Na wpół kpiąco, a na pewno sprośnie uśmiecha się staruszek.
O Boże! – Myślę. – A więc niejedną nieszczęsną kobietkę ten drań już tu zwabił, niejedna musiała właśnie w tym motelu dać mu tyłka. Tak samo, jak teraz ja… Do tego, przecież dokładnie na tym samym łóżku, na którym już niejedną wyobracał.
O tym samym pomyślał najwidoczniej portier, bo rzucił:
- Miłego wieczora! I… długiej nocy! Życzę panu. I… pani!
No tak – myślę – na pewno będzie miła… Dobrze, że choć ty staruszku, mnie, jak to raczysz nazywać, nie “przedupcysz”.
Wyobrażałam już sobie, jak będę szła na górę po schodach, prowadzona przez urzędnika, klepiącego mnie w zadek, na oczach tych kierowców, jak prostytutka wybrana przez klienta w domu uciechy. Kto wie, czy nie odprowadzą mnie jakieś gwizdy podchmielonych kierowców?
A jednak nie idziemy na górę. Antoni decyduje się zaprosić mnie na obiad. Proponuje kaczkę, gdyż jak twierdzi – serwują tu całkiem niezłą, w buraczkach. Domawia butelkę wódki… Wyborowej. A więc już staje się jasne, że nie przywiózł mnie tylko na godzinę – czy dwie, byle tylko mnie “wydupczyć”, ale, że chce korzystać ze swego łupu całą noc…
Ledwie na stole ląduje wódka, przysiada się wielki i gruby tirowiec.
- Benek jestem. – Przedstawia się.
Widać, że zapewne od dawna pozostaje w zażyłych stosunkach z Antonim, bo klepie go po plecach.
- Marta. – Podaję rękę, którą ten cmoka, a gdy chcę ją zabrać, przytrzymuje i cmoka jeszcze dwa razy.
- A pani, kim jest dla Antoniego? – Świdruje mnie oczkami.
No i co ja mam odpowiedzieć? No przecież nie, że narzeczoną! A jak powiem, że prawie się nie znamy – to na kogo wyjdę, skoro przyjeżdżam z tym kimś do motelu?! Nie muszę sobie odpowiadać, że wyszłabym na cichodajkę…
Wiję się przy odpowiedzi. Jakich tu słów użyć – “sympatia”? Głupie! “Dziewczyna”? Bez sensu. W takiej sytuacji – myślę wkurzona na samą siebie – adekwatne jest chyba tylko słowo – “fuck girlfriend”!
Wtedy następuje chwila przebłysku. Przecież takie to proste.
- Znajoma. – Uśmiecham się.
- Zarezerwowaliście państwo już nocleg, widziałem… – zagaja.
A to drań, zacznie drążyć temat. Możliwe, że zaobserwował również, że wzięliśmy jeden klucz, a nie dwa.
- No tu mają wygodne pokoiki – ciągnie tirowiec – tylko wyrka cholernie skrzypią! Ha ha! – Gapi się prosto na mnie. Gnojek! Jakby już słyszał przez ścianę, jak pode mną skrzypi łóżko!
- No i ścianki działowe są cieniutkie! – jakby czytał w moich myślach – jak jakaś pani jest głośniejsza, to też ją dobrze słychać. Oj, dobrze! Ha ha!
Pewnie łachmyto właśnie zastanawiasz się, czy ja jestem głośna? Pewnie już wyobrażasz sobie, jak słyszysz wydawane przeze mnie jęki!
Boże! Przecież to jest moja przypadłość. Przecież zazwyczaj jestem zbyt głośna. Dobrze pamiętam ten mały hotelik w Krakowie… Gdy na śniadaniu okazało się, że jestem jedyną kobietą – wszyscy tak dziwnie się na mnie patrzyli. Wtedy ani omlet, ani parówka nie mogła mi przejść przez gardło… W myślach wyłącznie odtwarzałam – co wtedy wykrzykiwałam w nocy?! Zaś ten dupek, który ze mną siedział, wprost puchł z dumy, jakby się pysznił: “No i co, słyszeliście, jak jej ostro dawałem do pieca?!”
Natomiast teraz to tirowiec nie dawał mi spokojnie zjeść kaczki. Zachęcał:
- A wieczorem, leci tu śliczna muzunia. Wpadniesz, pani Marto? Taką lalę, jak ty, chętnie zaprosiłbym w tany! Oczywiście za zgodą naszego kierownika.
A to jaki – “za zgodą kierownika”… A mnie to o zgodę nikt nie pyta, czy chcę zostać “wzięta w tany”… Zwłaszcza, że taki wstawiony drab, w tańcu pewnie nie trzymałby grzecznie łap przy sobie…
- A pewnie, że się zgodzę! – Wyrwał się Antoni. – Ja tam się lubię dzielić słodyczami… Ha ha ha! A co to, ubędzie mi? To mydło? Się nie wymydli!
No tak. Znam to powiedzenie – cipka nie mydło, się nie wymydli… Dranisko. Czy on naprawdę chce się mną podzielić?
Benio ucieszył się i wreszcie nas zostawił, wypił tylko kielicha z kierownikiem.
Skończyliśmy obiad, Antoni w szybkim tempie wypił całą butelkę.
- No paniusiu. Czas na nas!
Zadrżałam. A więc to teraz przyszedł na to czas. Urzędnik nieco wstawił się, będzie pewnie bardziej nachalny. Cóż tam, niech się zatem stanie, co ma się stać. Niech mnie przeleci… będę miała to wreszcie z głowy.
Gdy wstaję od stolika, świat wiruje jak zwariowany. Antoni puszcza mnie przodem i ruszam w kierunku schodów.
Gdy mijamy stolik z kierowcami tirów, podchmielony Benio krzyczy do współbiesiadników:
- A to właśnie jest ta pani Marta!
- Uuuuu! – Trzej koledzy tirowca urządzają mi głośną owację.
- Panna Marta, grzechu warta! – zakrzyknął chudy dryblas.
- Chętnie się z paniusią zapoznamy! – piszczy rudy mikrus w okularach.
- Nawet bliżej zapoznamy! – rechocze gruby jak baryłeczka gość z beretem z antenką.
Nie wiem, jak się zachować. A więc już im o mnie nagadał. Ciekawe co takiego? Ani chybi coś nałgał…
Silę się na sztuczny uśmiech. W tym samym momencie lekkim klapsem, na oczach tych mężczyzn, ponagla mnie Antoni.
- Paniusia teraz nie ma czasu! – Sprośnie mruży oko do kolegów Benio. – Ma inne zajęcie! Ale obiecała, że przyjdzie wieczorem z nami potańcować!
A to cham – myślę – przecież nic nie obiecywałam!
- A to już my z nią potańcujem! Oj, potańcujem! Aż ją nóżki rozbolą! – Rozochoca się rudy konus.
- Spokojnie Maniu, teraz to ją co innego zaboli! – ryczy Grubasek.
Cóż za prostaki! – pomyślałam, wchodząc na schody – “co innego mnie zaboli!”.
W tym samym czasie, wesolutki Antoni uszczypnął mnie w tyłek. Oczywiście tak, żeby kierowcy to doskonale zobaczyli.
- Auuć! – krzyknęłam, czemu towarzyszył rechot tirowców, oraz piskliwy głosik mikrusa:
- Kto wypina, tego wina!
Ech ty! Kurduplu! – pomyślałam – już ty chciałbyś, żebym się tobie wypięła!
Kiedy przekraczam próg pokoju, nogi pode mną się ugięły. Teraz jestem w pełni, w jego władaniu.
Rozglądam się po pomieszczeniu, skromne, lecz przytulne. Fototapeta z zaułkiem włoskiej uliczki, wraz z niezwykle nastrojowym światłem, tworzy ciepłe, wręcz romantyczne wrażenie.
Patrzę na uradowanego kierownika – jak zacznie? Czego ode mnie oczekuje? Czy mam się rozbierać?
Kurczowo zaciskam dłonie na torebce, jakby ona mogła być dla mnie jakąkolwiek ochroną.
Patrzy na mnie, jak drapieżnik na ofiarę, którą zamierza pożreć.
- Boże, jak ja czekałem na właśnie tę chwilę. Że będę cię miał skazaną na mnie. Trochę przerażoną, ale… już gotową mi się oddać. Jak ja uwielbiam te sytuacje. Mógłbym się nimi napawać bez końca.
Nie odpowiadam. Nie wiedziałabym, co powiedzieć.
Przełyka ślinę.
- Obróć się. Obróć się, powoli, wkoło. Niech się na ciebie napatrzę…
Poczułam się, jak branka na targu niewolnic. Na szczęście, jeszcze nie byłam naga, bo zapewne tak musiały występować niewolnice, przed swymi potencjalnymi panami… Choć słowo “jeszcze”, wydaje mi się jak najbardziej trafne…
Nie ulegam od razu jego rozkazowi. Mija chwila, ale on mnie nie ponagla. Wreszcie sama, powoli, okręcam się wokół własnej osi.
- Ależ ty jesteś ponętna! Elegancka! Zgrabna!
Poczułam lekkie zażenowanie tymi komplementami. Ale też zaczęłam odczuwać ekscytację… – Co będzie dalej?
Podszedł bliżej.
- A teraz chcę, żebyś zrobiła dla mnie striptiz,
Zadrżałam. A więc chce, bym teraz rozbierała się przed nim. Chce się mną delektować…
- Tylko niech się pani rozbiera powoli.
Oczywiście, że jesli już – to tylko powoli – myślę. Stoję przed nim, nie wiedząc, jak zacząć. Jestem potwornie stremowana. Obcy chłop będzie oglądał, jak się przed nim obnażam. Boże! Co za wstyd!
- Najbardziej lubię ten moment, kiedy kobieta rozpina pierwszy guzik. To tak, jakby naruszenie jej głównej linii obrony. Pierwszy wyłom! – Szczerzy zęby.
No cóż, trzeba zacząć. Ten moment musiał kiedyś nastąpić. Ależ drżą mi ręce!
Piekielnie drżą. Czy ja w ogóle dam radę rozpiąć ten cholerny – pierwszy guzik?!
A ten pryk, jakby się delektował moją konsternacją! Smakuje ten moment.
- Ma pani piękne, długie i ślicznie pomalowane pazurki! – Komentuje moje zmagania z bluzką. – Oczywiście nie będę pomagał się pani rozbierać. Uwielbiam, gdy kobietka sama przede mną zrzuca ciuszki… Od początku, do końca.
Wreszcie rozpinam pierwszy guzik. Pewnie widzi już rowek między moimi piersiami, ale jeszcze nie widzi stanika.
- No brawo! – Zaklasnął dłońmi. – A więc wyłom został dokonany! Danie zostało napoczęte!
Na pewno wiedział doskonale, jak peszą mnie te słowa.
- Ciekawe, czy zdarza się pani “zapomnieć” czasem na lekcji zapiąć ostatniego guziczka? Oj, uczniowie wtedy pewnie popuszczają swe wodze fantazji!
Nie przestaje mnie konfudować. A jednak, właśnie w takiej chwili odczuwam specyficzny rodzaj podniecenia… ekscytacji tym, że jestem taka… osaczona. Że właśnie wkroczyłam na równię pochyłą, która… skończy się tym, że będę stała przed nim zupełnie naga!
- Czas na drugi guzik!
Teraz ręce drżą mi jakby mniej, chociaż odsłaniam przecież więcej.
- Cóż za słodki rowek między tymi kulami! Rowek? Prawdziwy rów mariański! A jaki śliczny kolorek biustonosza! Ależ żem ciekaw jego koronki!
Trzeci guzik rozpięty.
- Nie zawiodłem się! Cudna! Wyrafinowana koronka! Jakie to motywy? Jakieś róże… Ależ ślicznie prezentują się na pani piersiach… zdobią je. Pani boskie kopuły są wręcz stworzone do prezentacji takiego materiału, prawdziwa sztuka!
Zaczęłam odczuwać specyficzny rodzaj dumy. Rzeczywiście miałam na sobie stanik najdroższej chyba firmy – Victoria’s Secret. Koronka w punkt – nieco prześwitująca, lecz nie pokazująca też zbyt wiele. Wyjątkowo wyszukane wzory.
- Pani Marto… ale nie możemy spocząć na laurach…
Rozpinam czwarty guzik.
Teraz zapewne wyraźnie widzi kształt mojego biustu, koronka stanika opina go bardzo dokładnie.
- Cóż za widok! – W jego głosie słychać odczuwalny podziw. – Co za kształty! Wzorcowa forma biustu. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę go bez zakrycia… Ale właśnie dlatego, wspaniałe jest to stopniowanie doznań!
Potem kolejne guziki. Wreszcie moja bluzka i spódnica leżą obok siebie na podłodze.
Do tej chwili było stosunkowo łatwo. Teraz będę musiała rozpiąć przed nim stanik. Pozwolić, by obcy mężczyzna oglądał moje nagie cycki! Jestem potwornie stremowana.