Ilustracja: Bruce Mars

Sanatorium. Marta u chrześniaka

29 lutego 2020

Opowiadanie z serii:
Sanatorium. Marta u chrześniaka

Szacowany czas lektury: 18 min

Kolejna odsłona w moim starym klimacie. Kto go lubi, proszę o wskazówki. Kto nie lubi - nie polecam.

Mój ukochany chrześniak Maksymilian znalazł się w sanatorium. Jako chłopiec nieśmiały i niezaradny, często poniewierany przez kolegów, wreszcie wrobiony kradzież-włamanie do sklepiku – wymagał natychmiastowej pomocy.

Pojechałam tam bezzwłocznie. Jego egzaltowana i wiecznie schorowana matka, mogłaby jedynie zaszkodzić.

Sanatorium mieściło się w dużej, podkarpackiej willi. Przedwojennej, nieco zaniedbanej, ale z duszą. Przywitała mnie typowa jesienna aura – mżył deszcz.

Musiałam spotkać się z dyrektorem placówki, błagając o właściwe traktowanie biednego, wrażliwego chłopca.

Wiedząc, że pan dyrektor bywa nieobojętny na kobiece wdzięki, przyjechałam ubrana odpowiednio. Założyłam krótką i obcisłą spódnicę, delikatne, bardzo zgrabne szpileczki, bluzkę z dekoltem, a na nogi porządne włoskie pończochy – żeby poczuć się jeszcze bardziej seksownie.
Pan dyrektor, mężczyzna dobrze po czterdziestce, z lekką nadwagą, zmierzywszy mnie od stóp do głów, uśmiechnął się i przywitał, całując w rękę.
Przyglądał mi się bacznie, wręcz czułam, jak rozbiera mnie wzrokiem. A ja przyjęłam rolę – którą lubię najbardziej – nieśmiałej, bezradnej kobietki. Oczywiście, podziwiającej zdolności organizacyjne i przywódcze pana dyrektora.
Gdy wyłuszczałam sprawę, mężczyzna nie tylko patrzył się mi prosto w oczy. Ewidentnie szukał fizycznego kontaktu. A to pochylał głowę w moją stronę, niemal dotykając twarzy, a to kładł rękę na plecach. A to na kolanie…
Przedstawił swój punkt widzenia. Dawał do zrozumienia, że Maksymilian będzie miał „ciepło” ale… właściwie wszystko zależy od niego – szefa sanatorium. Pocierał palcami mój policzek.
A ja nadal wdzięczyłam się do niego.
„A myśl stary capie, że mnie zdobędziesz. Ale nie dla psa kiełbasa!”
Chciałam stworzyć wrażenie, że jestem bardzo uległa, ale oczywiście planowałam, że gdy tylko sprawa Maksia zostanie załatwiona, zostawię dyrektora z niczym.
Więc gdy ręce dyrektora stawały się zbyt śmiałe i lądowały na moim kolanie – protestowałam i odwodziłam jego dłoń.

Oczywiście nie przestawałam się przy tym uśmiechać i łopotać rzęsami. Na przemian, a to patrzyłam mu prosto w oczy, a to wstydliwie spuszczałam wzrok. To go ośmielało. Oczywiście nie dawał za wygraną. Ręce coraz częściej lądowały na moich kolanach, albo wręcz na udzie. Opędzałam się od nich cierpliwie, demonstrując jednocześnie, jak słabą jestem kobietką…
-Och… prawdziwy z pana mężczyzna… zdobywca… – niewątpliwie zachęcałam go tą oceną… gdy jednocześnie powstrzymywałam jego dłoń przed próbą wtargnięcia pod kusą spódniczkę. Podczas takich zabiegów materiał kiecki przesuwał się delikatnie w górę, ukazując mój kobiecy sekret, czyli koronki pończoch. Bez dwóch zadań, działało to wielce na dyrektora, który z tym większym animuszem przystępował do działania. Chwaląc się swymi osiągnięciami, gładził moje plecy, ramiona, wreszcie talię. Z czasem niebezpiecznie zbliżał się do biustu. Nie mogłam dopuścić, żeby mnie tam chwycił.
- Panie dyrektorze… jest pan zbyt szybki… – jakby dając do zrozumienia, że niczego nie wykluczam, ale “zdobywanie twierdzy” wszak wymaga czasu…
Najwyraźniej, mimo że robił wrażenie nadto niecierpliwego, podobało mu się to, że trochę się będzie musiał postarać. Podobnie jak podobała mu się moja rola bezradnej kobietki, zadanej na jego łaskę. Chociaż dyrektor w sumie nic nie wskórał, to i tak z jego gabinetu wychodziłam w potarganej bluzeczce z rozpiętym guziczkiem i pogniecionej spódniczce…

Gdy znalazłam się w ponurym, mrocznym korytarzu, za plecami usłyszałam komentarze chłopców siedzących na ławeczce. Mówili teatralnie ściszonym głosem, specjalnie, żebym dosłyszała. – Niezła dżaga. Pewnie dyro wziął ją porządnie na warsztat! – A jakie ma walory! Jak myślicie, dlaczego ma rozpiętą bluzkę…? – Boże, ależ mnie te teksty podniecały! Ciekawe co oni sobie o mnie myślą?! Czyżby wyobrażali sobie, że pozwoliłam by doszło do czegoś więcej?
Postanowiłam ich zagadać. Może coś wiedzą o Maksie? Wiedziałam, że takie ancymonki nie muszą być skorzy do udzielania informacji, dlatego postanowiłam ich kokietować. Kołysząc kusząco biodrami, podeszłam do młodzieńców. Zaczepnymi uśmieszkami dowodzili swej zawadiackości. – Dzień dobry chłopcy… czy możecie mi coś powiedzieć o sprawie Maksia… jestem jego chrzestną. – Zrazu milczeli, patrząc wyzywająco. Gdy jednak słodko uśmiechałam się, kusząco łopocząc rzęsami, jeden z łobuziaków, jakby wyczuł jakąś okazję. – A… to ten młody! – I zasugerował, że dużo wiedzą i dużo mogą. Jakby chcąc wzmóc moją ciekawość, zapowiedział, że teraz nic nie powie, ale wieczorem, jeśli przyjdę do „salonu” czyli opuszczonego pomieszczenia z tyłu sanatorium, wiele się dowiem. Trochę mnie przeraziła wizja spotykania się z takimi gagatkami w niezbyt bezpiecznym miejscu, ale o dziwo, z drugiej strony, podnieciła mnie ta perspektywa: oto ja sama i kilku takich huncwotów w odosobnionym pomieszczeniu… – No dobrze… – udawałam, że waham się, ale wyraziłam zgodę.

Od hojnego dyrektora dostałam klucze do pokoju gościnnego. Mogłam przenocować i to na koszt sanatorium.

Udałam się w stronę tych pokoi dla gości. W korytarzu czekał mały chłopczyk, wyglądało to, jakby specjalnie kogoś wypatrywał. – Zaprowadzić może panią do pokoi dla gości? – Jesteś bardzo miły… – Uśmiechnęłam się do niego z sympatią. – To niech pani idzie za mną, to nie będzie trzeba iść na około, tylko skrótem. – No dobrze. – Byłam nieco zaskoczona, że prowadzi mnie w jakiś ciemny i wąski korytarzyk, a nie głównym przejściem.
Zaskoczyła mnie akustyka w tym korytarzu. Moje obcasy jakby głośniej uderzały o posadzkę i słychać było głośny stukot moich szpilek, z daleka komunikujący, że idzie kobieta i to elegantka… Moje plecy przebiegał delikatny dreszczyk…
Wtem nagle chłopiec jakby rozpłynął się w powietrzu i w tym samym momencie zgasło światło. Przeraziłam się nie na żarty, zwłaszcza, że usłyszałam też, jak zamknęły się drzwi do korytarzyka i wówczas zapadła kompletna ciemność.  
Starałam się iść po omacku. Wtem usłyszałam, że w moją stronę zbliżają się jakieś osoby, idąc, jak najciszej się da. – Co się tu dzieje! – Pomyślałam. Nagle zorientowałam się, że jestem otoczona. – Halo! Czy ktoś tu jest?! – Wykrzyknęłam. Odpowiedział mi szept wydobywający się najpewniej z jakiegoś młodzieńczego gardła. – Niech pani nie krzyczy. Nie ma sensu. – Wtedy pochwycili mnie. Poczułam na sobie kilka dłoni. Zdążyłam krzyknąć. – Zostawcie mnie! Ratunku! – W tym czasie zerwali mi apaszkę i zatkali mi nią usta, jednocześnie trzymając za ręce. Byłam unieruchomiona i ubezwłasnowolniona. Uzmysłowiłam sobie, że prawdopodobnie ci chuligani zechcą mnie zgwałcić. Przeszła mnie fala przerażenia. Ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że jestem podniecona! Że to zniewolenie ekscytuje mnie, ekscytuje jak cholera!  
Jeszcze bardziej podniecałam się, gdy poczułam dotyk ich dłoni na całym moim ciele. Ktoś gładził jeden mój pośladek, ktoś inny drugi. Próbowałam się wyrwać, ale przekonałam się, że trzymają mnie mocno. – Nie szarp się suczko. Nic ci to nie da! – Nie oszczędzali też moich piersi. Zachłannie obłapiały je inne dłonie. Dobiegał mnie szept. – Ale ma cyce. – Pewnie dyro też je jej zmacał! – Coraz łapczywiej obściskiwali mi biust przez bluzkę i stanik. Jednak ktoś był bardziej łakomy moich cycków, szarpnął bluzkę i guziki puściły. Zaborcza ręka wdarła się w mój biustonosz. Znów szarpnęłam się i znów bezskutecznie. – No szarpie się cipa! Już my cię tak łatwo nie puścimy! – Silna łapa ścisnęła moją pierś. – Aaa! – Jęknęłam. Chociaż głos tłumiła apaszka zatykająca usta. – Jędrna mleczarnia! – Delektował się łobuziak z łapskiem w moim staniku. – Niemal natychmiast dołączyły kolejne dłonie. Ugniatali mi cycki bezpardonowo, jakby wyrabiali ciasto. Długo i systematycznie. Żarłocznie miętolili je, skupiając się zwłaszcza na brodawkach i sutkach.
Wreszcie jeden zakomenderował. – Ciekawe co tam ma suka pod spódnicą?! Specjalnie założyła mini, żeby się dyro nie musiał wysilać! – Poczułam jak kiecka wędruje do góry. Znów spróbowałam się wyszarpnąć, ale tylko omal się nie przewróciłam. Mocno trzymali mnie w nadgarstkach. Ich dłonie szybko odkryły, że mam na sobie pończochy. – Specjalnie się tak ubrała dla dyra! A to dziwka! – Ale ma majtki! – Wysyczał głos chłopaka, który chwycił mnie za krocze. Zaraz w tym miejscu pojawiły się konkurencyjne dłonie, Wszyscy chcieli złapać mnie za cipkę. Zacisnęłam uda z całej siły. Ale tylko, żeby się przekonać, kto jest silniejszy. – Patrzcie jaka. Przecież na pewno częściej te nogi nie złącza, tylko rozkłada! Ha, ha, ha! – Chyba nie chcesz trzymać tej pizdy dla dyrektora? Co paniusiu? – Gnojki rozsunęli mi nogi na siłę. Czułam się taka bezbronna. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że nie mam najmniejszej szansy uchronienia piczki przed ich drapieżnymi dłońmi. I ta świadomość podniecała mnie szalenie. Chciałam, ja naprawdę chciałam, żeby mnie tam zmacali. Czego oczywiście, nie omieszkali… Kilka rąk rywalizowało ze sobą w dotykaniu mojej cipki przez koronkowe majtki. Nie powstrzymałam się wtedy by nie jęknąć, mimo zatkanych ust. – Lubi to suka! – Ich zachowanie spowodowało, że stawałam się wilgotna, niezależnie od mojej woli, a wręcz wbrew niej. Czułam się jak zdemaskowana, przez co było mi wstyd. – Patrzcie! Mokra cipa! – Wykrzyknął jeden z nich i natychmiast odsunął majtki na bok. Moja szczelinka stanęła dla nich otworem… Byli brutalni, pocierali ją. Jeden wepchnął w nią palec. – Ciasna psita! – Zakrzyknął. Zaraz dołączył jego kompan. – No to ci ją rozepchamy! – Aaaaa… aaa… – Wtórowałam im jękami. Pod moją czaszką kłębiły się myśli – co ze mną zrobią?! Czy poprzestaną na tęgim zmacaniu mnie?! Czy zaraz zamiast palców poczuję w sobie jakiegoś młodzieńczego, twardego kołka?! Czy oni mnie tu zerżną?! Zerżną? Raczej zgwałcą…
Nagle usłyszałam głośne skrzypienie otwieranych drzwi. W mroczny korytarz wlał się snop światła, który oświetlił postać woźnego.  
Chłopcy otaczający mnie prysnęli w okamgnieniu. Stałam na wprost wąsatego mężczyzny z rozpiętą bluzką. Natychmiast poprawiłam stanik i zaczęłam zapinać guziki, świadoma tego, że zdążył zobaczyć moje nagie cycki.
Mężczyzna uśmiechał się pod wąsem. – Skurczybyki dorwały paniusię… Nic tam pani nie uszkodzili? No bo guziki to się przyszyje… A co innego załatać, to co innego! Raz przyjechała siostra takiego jednego mikrusa. To ją zaciągnęły do kantorka, a potem ona chciała ich oskarżyć o gwałt, ale potem to wycofała.

Speszona pozwoliłam woźnemu odprowadzić się do pokoju.

Gdy przekroczyłam drzwi, ujrzałam dość przyjemnie, eklektycznie urządzone pomieszczenie, z przedwojennymi meblami, kominkiem i łożem. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Maleńki przedmiot przytwierdzony w rogu, między ścianą a sufitem. Oblały mnie poty. Przeraziłam się, że to jakaś minikamerka. Ale, o dziwo, ta myśl mnie jednak podnieciła. Czy może to, że taki napaleniec – dyrektor podglądałby mnie, być może nawet się onanizując? Pomyślałam wówczas, że przecież to działałoby absolutnie na moją korzyść! Szef sanatorium nakręcony na mnie, byłby o wiele bardziej skory do pomocy… A mi w to graj. Co mi tam! Przecież muszę się odświeżyć. Rozpięłam bluzkę. Miałam świadomość, że w tym włoskim staniku muszę wyglądać seksownie, że doskonale widać jak obfite mam piersi… Coś mnie podkusiło. Półgłosem wypowiedziałam słowa: – Panie dyrektorze… jaka szkoda, że to nie przed tobą tak się rozbieram… ależ uroczo byłoby tak zrzucać me ciuszki przed tak szarmanckim dżentelmenem… prezentować swe wdzięki tak interesującemu mężczyźnie…

Pomyślałam, że jeśli to jest kamerka, to na pewno zbiera też taki dźwięk…
Powoli rozsunęłam zamek spódnicy i jeszcze wolniej zsuwałam ją wzdłuż nóg. Wkrótce leżała na podłodze, a ja nachyliłam się, żeby ją podnieść i odrzucić także na szafkę. Moja pupcia musiała prezentować się kusząco w skąpych stringach, zaś pończochy niewątpliwie uwypuklały zgrabność  długich nóg w szpilkach.
- Och… panie dyrektorze… czyż nie wspaniale byłoby zdejmować spódniczkę na twoich oczach… czy nie spodobałabym ci się w tych pończoszkach?
Jakby na potwierdzenie tego, pokręciłam kuperkiem, stojąc przed lustrem. Po czym sama sobie przycięłam delikatnego klapsa.
- Auuaa! – zakrzyknęłam – Panie dyrektorze… czyż nie miałby pan ochoty, przyrżnąć mi w mój zgrabny tyłeczek? Zwłaszcza gdybym, specjalnie dla pana kołysała biodrami lub wypinała się?
Wreszcie zaczęłam głośno się zastanawiać, specjalnie się przekomarzając.
- Czy ja powinnam zdjąć biustonosz?
Pomyślałam sobie, że jeśli dyrektor rzeczywiście śledzi widok z kamerki, pewnie nieźle się nakręca. Może nawet pokrzykuje w swym gabinecie: – No dalej damulko! Szybciutko ściągaj stanik!

Więc na głos odpowiedziałam wyimaginowanemu rozmówcy.
- No cóż… skoro mam ściągnąć staniczek… niechaj tak będzie…  
Po czym chwyciłam paluszkami haftki i go rozpięłam. Pomyślałam sobie, że jeśli rzeczywiście stary pryk śledzi mnie w kamerce, to teraz nie może się doczekać widoku moich nagich piersi.
A cóż może być przyjemniejszego w takiej chwili, niż droczenie się… nakręcanie napaleńca.
Dlatego chodziłam po pokoju z rozpiętym stanikiem, nie zdejmując go z piersi. W uszach wręcz słyszałam nagabywanie dyrektora. – Suczko! Nie daj mi czekać! Ukaż mi swe słodziutkie bimbałki!
Zatem nadal drocząc się, bawiłam się biustonoszem na piersiach, jakbym sprawdzała czy dobrze leży.
- Panie dyrektorze… czyżby chciał pan ujrzeć moje piersi? Ocenić, czy są foremne? Zatem… proszę.
Po czym zamaszystym ruchem odrzuciłam stanik, tak, że upadł na podłogę.
- Szkoda, że tego nie widzisz panie dyrektorze… oglądałbyś sobie moje duże… jędrne… cyce…
Ujęłam je w dłonie i “zamajtałam” nimi, najpierw w lewo, potem w prawo. Porządnie. Jakbym chciała zademonstrować ich możliwości. Jakby po to, żeby potencjalny obserwator mógł wyobrazić sobie, jak zachowują się podczas stosunku…

Moja zabawa podniecała mnie niemożebnie, czułam się jak w transie. Miałam olbrzymią ochotę kontynuować spektakl, nie mogłam się powstrzymać.
- Panie dyrektorze… oczywiście nie muszę zdejmować moich skromnych majteczek? – udałam przy tym wielkie przerażenie, jakbym autentycznie obawiała się takiego polecenia.
- Ojej! Doprawdy??? Muszę zdjąć te śliczne, koronowe stringi?
Aż złapałam się za głowę z zakłopotania.
- Ale czy przypadkiem nie będzie mnie wówczas można podejrzeć? Dostrzec moje intymne skarby???
Jakoś strasznie podnieciła mnie wtedy myśl, że obcy facet oglądałby sobie moją szparkę. Pomyślałam, że obiekt na ścianie to jednak nie jest kamera. Ale… Co jeśli jest?! Wtedy dopiero ogarnęło mnie niesamowite podniecenie. Natychmiast schwyciłam paluszkami sznurek stringów. Zsuwałam je powoli, wzdłuż nóg w pończochach. Aż do kostek. Po czym ujęłam je w dłoń i rzuciłam w kierunku potencjalnego obiektywu kamerki.
- Cóż… zatem proszę…  jestem obnażona…

Z nagim biustem, z gołą cipką paradowałam po pokoju i rozpakowywałam bagaże. Nie omieszkałam wybierać bielizny – seksownej, koronkowej. Pomyślałam, że jeśli podejrzany obiekt jest kamerką, to przy monitorze dyrektor ani chybi, jak to mówi młodzież – “trzepie sobie kapucyna”…
- Ach… panie dyrektorze… mam nadzieję, że nie chciałbyś mnie takiej zastać...ależ bym wówczas umarła ze wstydu…
Wzdychałam przy tym teatralnie.
- Achhh… panie dyrektorze, mam nadzieję, że nie nabrałbyś wówczas na mnie chrapki… a już nie daj Boże, nie poczyniłbyś żadnych kroków w kierunku dobierania się do mnie… Ach…
Nabrałam wielkiej ochoty na rozłożenie się na łóżku i popieszczenie swej muszelki. Nie odważyłam się. Bo co, jeśli jednak to jest kamerka?  
Weszłam do łazienki aby zażyć kąpieli. Nad prysznicem, tuż pod sufitem znajdował się identyczny owalny przedmiot jak w pokoju. Czyżby to jednak miał być tajny monitoring?
Chyba już się z tym oswoiłam… Bo bardziej mnie to podniecało, niż krępowało. Ochoczo wskoczyłam pod prysznic, podniecając się myślą, że stary pryk ogląda sobie mnie w kąpieli… Bardzo dokładnie ogląda…

Jedną ręką trzymałam prysznic, kierując strumień wody na swoje piersi. Drugą myłam je. Pocierałam je namiętnie, nie jak zazwyczaj pod prysznicem, lecz tak, jakby dotykał ich spragniony mężczyzna. Pocierałam brodawki i sutki, zgarniałam je całe palcami. Próbowałam też je ściskać do siebie.
Potem odwiesiłam rączkę prysznica i zaczęłam namydlać biust. Pomyślałam, że całkiem seksownie musi wyglądać w takiej napuszonej pianie, wydaje się zapewne większy niż jest, a zakrycie go, musi pobudzać potencjalnego podglądacza. Namydlałam też nogi, wypinając się dość prowokacyjnie… Zdawałam sobie jednak sprawę, że ta kamerka – niekamerka jest na górze, więc nie daję wglądu wówczas na moją cipkę…
Jednak i tu zawędrowała moja dłoń, która całą mnie namydlała. Bardzo delikatnie zajęła się szparką, o wiele dłużej niż standardowa pielęgnacja tego wymagała. Nie mogłam powstrzymać się od westchnień…  
Jedną dłonią rozprowadzałam pianę po cycuniach, drugą po piczce… Jestem przekonana, że na każdym mężczyźnie taki widok robiłby wrażenie. Zwłaszcza pocieranie mojego ślimaczka…

Moje oddechy stały się bardziej namiętne. – Ach… panie dyrektorze… czy nie miałbyś przypadkiem chętki na podejrzenie mnie w kąpieli? A może… na ujrzenie jak myję jabłuszka…  muszelkę…? Mam nadzieję, że nie dopuściłbyś się do ich dotykania…? W tym momencie silniej przejechałam paluszkami po szparce, aż jęknęłam. – Ojej… panie dyrektorze… czyżby miał pan ochotę mnie poobmacywać? – Chwyciłam się dłońmi za piersi i zaczęłam je ściskać, dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie, że międliłby je nagrzany dyrektor. Gniotłam je i wzdychałam. – Ach… ach… pańskie dłonie są takie mocarne… – szeptałam ściszonym, namiętnym głosikiem – od początku myślałam o tym, że w nie wpadnę, a zwłaszcza moje  cycuszki… Czy podobają się panu? Czy nie są za duże?  – Trzymałam się lewą dłonią za lewą, prawą za prawą pierś. Potem przyciskałam je do siebie. Wreszcie, włożyłam między nie rączkę prysznica. Wyglądało to tak, jakbym przyjęła tam penisa… którego ścisnęłam obiema półkulami równocześnie. Wzdychałam i suwałam go między nimi. – Ach… ach… panie dyrektorze… nawet pan nie wie, jak ja się przy panu czuję… – Gdy czubek prysznica wysunął się mocniej z rowka między moimi piersiami, niespodziewanie dotarł do moich ust… Ujęłam go namiętnie wargami.

W tym uniesieniu działałam jak w transie. Skierowałam dłoń na moją myszkę. Zrazu pieściłam ją, jeżdżąc wzdłuż niej paluszkami. – Ach… ach… panie dyrektorze… tak nie można… proszę zabrać stamtąd rękę… – Drażniłam muszelkę nieprzerwanie. – Ach… chyba nie zamierza mnie pan posiąść?! – Po czym złączyłam palec środkowy i wskazujący i z lubością wsunęłam je sobie wgłąb. – Aaaa… aaaaachhh! – jęczałam w rytm penetracji – a jednak zdobył mnie pan!
Najpierw powoli palce drażniły moje najwrażliwsze miejsce, by z upływem czasu nabierać śmiałości. – Ach… panie dyrektorze… ależ jest pan ekspansywny… aaaa… ach… – Robiłam sobie już regularną palcówkę, pojękując równomiernie. – Ach… ach… panie dyrektorze… chyba od początku chciał mnie pan po prostu… zaliczyć! – Nogi miałam rozłożone szeroko, a moje palce grasowały jak szalone. Nigdy dotąd nie zaznałam takiej satysfakcji samodzielnie. Jęczałam jak wariatka. Bałam się, że słychać to na korytarzu. – Aaaa! Aaaa! Panie dyrektorze! Cóż za raptus z pana! Wykołatał mnie pan, jak jakiś dzikus! Albo zwierz! – Długo dochodziłam do siebie. Chyba nigdy w życiu nie wycierałam się tyle ręcznikiem. Byłam cała rozdygotana. Drżącymi rękami zakładałam majteczki, potem biustonosz i spódnicę.

Teraz czekało mnie nie lada spotkanie. Z buńczucznymi młodzieńcami, być może sprawcami tej nieprzyjemnej rozróby z włamem do sklepiku.  
Musiałam udać się w nad wyraz przygnębiające miejsce – do „salonu” – jak na to mówili, czyli do ruiny jakiegoś garażu czy magazynu. Pomieszczenie miało niewiele okien, ale te które były, miały powybijane szyby. Na podłodze walały się sterty cegieł i zakurzonych desek.
Poczułam tam gęsią skórkę. Zwłaszcza gdy ujrzałam ich twarze.
Wydali mi się bezczelni. Szybko wyjaśnili, jak dużo od nich zależy. Demonstrowali, że jeśli zależy mi na losie Maksia, to właściwie mają mnie w garści.  
- Damulko. Musisz się z nami dogadać!
W dodatku bezczelnie sugerują, że w gabinecie szefa sanatorium pozwoliłam mu na dużo…
Co za dranie! Co oni sobie wyobrażają! Że jestem jakąś cichodajką?! No tak… zauważyli, że miałam rozpiętą bluzkę, że spódnica była pognieciona. Dlatego teraz stać ich na taką impertynencję.
Zażądali, żebym rozpięła bluzkę i pokazała im cycki!  
Co za arogancja! Ale jakże podniecająca arogancja… Zostałam przyparta do muru… a przecież musiałam chronić biednego Maksia…
Upokorzona, powoli rozpinałam guziki. Patrzyłam na ich twarze – jakby młodych wilczków, wypuszczających ślinę z pyska. Droczyłam się z nimi. Pokazując biust, ale opięty nowiuśkim, koronkowym stanikiem, mówiąc, że to powinno im wystarczyć. Wtedy dali popis wulgarności i zacietrzewienia. Stanowczo zażądali zdjęcia biustonosza.

- Pewnie dyro ostro ci damulko wymacał te bimbały! On takim nie przepuszcza.

Ich słowa przeszywały mnie na wskroś. I tak samo mocno podniecały…

Stanik rozpinałam bardzo powoli. Czując się, jakbym robiła striptiz. Bardzo mnie to podniecało.

Popędzali mnie ostro.
-Szybciej, szybciej… zdejmuj ten cyckonosz.
Zsuwałam stanik, wystawiając nagie piersi na ich pożądliwy wzrok. Czułam się taka zawstydzona, poniżona… I bardzo podniecona.

Ale na pewno nie tak, jak te szczyle. Szczęki opadły im do samej podłogi.

- Ale zarąbiste zderzaki!
- Jak to mówią… Cyce jak donice!

Przestraszyłam się, że za bardzo się podniecą, więc czym prędzej z powrotem założyłam biustonosz i zapięłam bluzkę. Ale to nie był koniec mego utrapienia.

Napaleńcy byli zawiedzeni zbyt krótkim pokazem. Domagali się dłuższego, lecz ja droczyłam się, twierdząc, że przecież spełniłam ich polecenie. Wtedy ujawnił się talent przywódczy ich prowodyra. Igor, tak miał na imię ich lider, tonem nie znoszącym sprzeciwu zażądał. – To teraz damulko, pokaż nam swoją cipkę. – Słowa uderzyły mnie jak smagnięcie bicza. A jednocześnie poczułam jak tam wilgotnieję… Długo się z nimi frymarczyłam, ale gdy zagrozili, że sami zadrą spódniczkę, skapitulowałam. Schwyciłam za brzegi kiecki i podciągałam do góry.  
-Jeeee! -chłopcy zakrzyknęli widząc moje majtki. Ich czerń kontrastowała z moimi jasnymi udami. – Następnie w jednej ręce trzymając spódnicę, drugą ujęłam stringi.
-Dalej! Pokaż cipę! – Dlaczego ja tak bardzo chcę im ulegać? Na zawołanie zsuwam majtki… Boże, co to za wstyd, kiedy oni tak się gapią na moją piczkę…
- Jaka wygolona!  
- Pewnie dobrze zadbana…
- Ciekawe jaki ma przebieg, ha ha… Na pewno była bita…
- I przechodziła z rąk do rąk… ha ha!

Speszona szybko z powrotem naciągnęłam majtki i opuściłam spódniczkę.
Ale im dalej było mało!
-A teraz paniusia nam obciągnie!
Nie wierzyłam własnym uszom. A więc ci gówniarze chcą, żebym wzięła ich penisy do buzi! Co za upokorzenie!

Ale czego się nie robi dla Maksia. Wkrótce posłusznie klęczałam na brudnej podłodze zrujnowanego magazynu. Czułam się taka osaczona, gdy podchodzili do mnie i rozpinali rozporki. Z przerażeniem patrzyłam się, jak wyłaniają się z nich, różnej wielkości, ptaszki…
Nigdy nie byłam wielką entuzjastką miłości francuskiej, zwłaszcza teraz, w tak obmierzłych okolicznościach. Cóż jednak miałam za wybór?
Igor patrzył mi w oczy, gdy podsuwał mi pod nos niezbyt dużego, ale dość grubego fiuta. Chwilę ociągałam się, lecz ponaglona ujęłam go ustami.

Wszyscy patrzyli się na ten akt, jak na jakąś ceremonię. Powoli pieściłam go ustami i językiem. Prowodyr był zachwycony. Stracił ze mną kontakt wzrokowy bo przymknął powieki. Jednak skończył zbyt szybko. Zdążył tylko wykrzyknąć.
- O kurwa!
Po czym zachlapał mi całą bluzkę. A nawet spódnicę… Poczułam się jak terytorium naznaczone przez samca …
Drugi skończył jeszcze szybciej. Zostawiając spermę w moich ustach.
Trzeci, najbardziej podekscytowany obserwowaniem poprzedników, okazał się być agresywny. Chwycił mnie za głowę i posuwał buzię jak cipkę. Na koniec spuścił się  prosto na twarz! Zachlapując okulary… włosy…

Czułam się znieważona, pohańbiona… Ale to i tak nie było wszystko. Chcieli mnie przelecieć!

- Paniusiu! Dyro cię wyobracał!  To nam by się nie należało?!

Byłam potwornie oburzona. Zapewniałam ich, że do żadnego “wyobracania” nie doszło. Nie wiadomo czy uwierzyli, ale na odchodne rzucili mi, że jeśli jednak dyro sobie “zamoczył”, to mam przechlapane i dorwą mnie na bank.

Czułam się taka zbrukana, gdy wracałam stamtąd. Wydawało mi się, że wszyscy, widząc moją poplamioną bluzkę i spódnicę, wiedzieli doskonale, co mnie spotkało.

 

Ten tekst odnotował 26,011 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.14/10 (25 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (7)

0
-1
Uwielbiam pani opowiadania pani Historyczko!
Ale czy chrześniak nie mógłby kiedyś odegrać większej roli? Ciągle się przewija mimochodem a chciałbym aby kiedyś odegrał znacznie większą rolę. Podobnie jak w opowiadaniu Marta i trener które jest boskie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dziękuję Mati za sygnał, pomyślę o Twojej sugestii, może coś da się zrobić 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
A czy Marta może zajść w ciążę ?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2

Bez dwóch zadań




, ale wieczorem, jeśli przyjdę do „salonu” czyli opuszczonego pomieszczenia z tyłu sanatorium,


Dołączając do klubu przecinkowców - nie powinno być tak:
, ale wieczorem, jeśli przyjdę do „salonu”, czyli opuszczonego pomieszczenia z tyłu sanatorium,


zaś pończochy niewątpliwie uwypuklały


podkreślały? uwidaczniały? wypukłe uda jakoś mi tu zgrzytają... 😛


śliczne, koronowe stringi


Należy uważnie operować stwierdzeniami zawierającymi "koronę" w sobie, gdyż łacno można trafić na bardzo nieprzyjemne, szczegółowe badania i dlugą kwarantannę... Na niekompetentnych lekarzy, znających się dobrze tylko na jednym poleceniu "Proszę się rozebrać" i chamskich pielęgniarzy, potrafiących godzinami trzymać niewinnego człowieka pod prysznicem, lub zarządzić kontrolę ścisłości przeprowadzonego odosobnienia o nieludzkiej porze w środku nocy, gdy nikt nie usłyszy anonimowego wołania o pomoc, w wydzielonej dla tego celu, a wcześniej niewykorzystywanej, zaniedbanej części starego szpitala.... Nawet często przeprowadzane wizytacje w ciągu dnia czy to przez dyrekcję, czy lokalny oddział Sanepidu, reprezentowanego przez dziarskiego aktywistę i jego nieodłącznego znajomego, mogłyby nie przynosić właściwej ulgi zaplątanej w tak niezwykłą sytuację, niewinnej kobiecie... ;P


Próbowałam też je ściskać do siebie


przyciskać wydaje się naturalniejsze... chyba, że to część "stylu"...


Proszę o wybaczenie, ale cała historia wydaje się niedokończona. Niepozamykane wątki, niektóre wręcz nie otwarte, tu zgodzę się co do Maksymiliana, który powinien zostać przynajmniej odwiedzony.
W sumie mętne przesłanki służą zaspokojeniu wyuzdanych myśli bohaterki... Brzmi trochę tak, jakby to ona przebywała w odosobnieniu ze swoimi myślami i kieliszkiem wina, wyobrażając sobie nierealne sytuacje i swoje w nich miejsce.
Mi bardzo brak drobnych szczegółów uprawdapodabniających niektóre wydarzenia. To jednak wydaje się być częścią "stylu" niech więc tak zostanie. 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kiedy ciąg dalszy przygód Marty podczas szukania ojca jej dziecka?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kiedy kolejne opowiadanie? Tak bardzo brakuje tu Twojego stylu
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jak zwykle pani Historyczka w formie, opowiadanie poprostu rewelacja, aż chce się więcej, pobudza zmysły, a to przecież chodzi
Pozdrawiam gorąco
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.