Niemoralna propozycja (I)
2 lutego 2021
Niemoralna propozycja
Szacowany czas lektury: 14 min
Piszę ten tekst w pierwszej osobie, co nie jest wygodne, ale zostałam do tego zachęcona przez czytelników - mężczyzn... Warto ciągnąć to w ten sposób? Czy pisanie w czasie teraźniejszym przybliża czytelnikowi akcję, czy też niekoniecznie?
Wyobraźcie sobie, jak ja muszę się czuć, w chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia. Innego niż to – muszę mu się oddać…?
Boże, jak ja to przeżywam. Jak to?! Mam pozwolić, żeby ta kreatura, ten ramolowaty urzędas, tak po prostu mnie posiadł? Nie! Nie może tak być! Ten łachudra miałby mnie ot tak po prostu się ze mną przespać?! Ze mną, szanowaną panią profesor, o nieposzlakowanej reputacji? Miałby do woli sobie mnie używać? Jak jakąś ladacznicę?! Niedoczekanie!
Mimo oburzenia oczyma wyobraźni widzę to niemal dokładnie: stoję w jego obskurnym biurze, żywcem wyjętym z PRL-u, przed zabałaganionym papierzyskami biurkiem, a ten typ świdruje mnie małymi, przymrużonymi oczkami, uśmiechając się jednocześnie ironicznie i… sprośnie.
A ja? Elegancko ubrana, zadbana damulka, stoję zawstydzona, skonsternowana. Nie wiedząc, co robić. Czy każe mi się tak po prostu oprzeć o to biurko, a on tymi swoimi grubymi łapskami bezceremonialnie podwinie mi spódnicę? A może będę musiała rozłożyć się na tym blacie na plecach i sama podciągnąć kieckę? A może jego perwersyjny umysł podpowie jeszcze inne rozwiązanie? Gdy on będzie siedział za biurkiem, ja otrzymam polecenie, że mam przy nim kucnąć…
Okropne! Miałabym pewnie sama rozpinać rozporek jego spodni. Od tego wytartego, starego garnituru. Szarego, jak on sam i w dodatku śmierdzącego naftaliną.
Jakże będą mi drżeć palce, gdy będę rozpinać jego rozporek… To byłoby obrzydliwe, gdybym wyłuskiwała jego sflaczałą, pomarszczoną męskość… Ależ to byłoby upokarzające! Zwłaszcza gdybym zaraz musiała ją wziąć do ust…
Wyobrażacie to sobie? Ja, jak mówią o mnie – wytworna damula, zawsze w porządnej, dopasowanej garsonce, eleganckich szpileczkach, z szykownie ułożoną fryzurą, klęczącą przed tym niechlujnym urzędasem w wyciągniętej i wytartej marynarce, trzymająca w buzi jego fiuta?! I odciskająca na nim ślad krwistoczerwonej szminki…
Wyobrażam sobie, jak w tym poniżeniu, klęcząc, ssąc jego wątpliwą męskość, jestem chwytana za głowę, niczym lalka do zabawy, przyciągana…
Ale czy nie mniej poniżające byłoby, gdybym musiała udać się nie do jego gabinetu, ale do jego domu i gdybym musiała tam pójść z nim do łóżka? Ciekawe jak mieszka taki urzędas… Za pieniądze z łapówek ani chybi jest urządzony. I ja tam, być może, musiałabym spędzić z nim całą noc? Całą noc znosić jego tłuste łapska na swoim ciele. Czuć jak maca mi pośladki, jak miętosi piersi, jak bawi się moją cipką… Jak bezpardonowo się w nią pakuje… Kiedy tylko chce… i w jaki tylko chce sposób.
Swoją drogą… Ciekawe, gdzie mieszka?
Czy lepiej tam? Czy już lepiej, żeby wydupczył mnie na tym swoim starym biurku?
A wszystkie te dywagacje z jednego, głupiego powodu. Pan kierownik raczył nałożyć na moją mamę niebywale wysoki mandat karny, oraz obowiązek spłaty domniemanego należnego VAT-u wraz odsetkami. Jak to możliwe? Żeby to spłacić, nie wystarczyłoby sprzedać dom. Trzeba by mieć kilka domów do sprzedania. Jak do tego doszło?
Czy mogłam narazić moją biedną mamę na taki dramat?
Niestety nie mam czasu na zwłokę, już jutro muszę dać odpowiedź.
Bardzo długo nie mogę zasnąć, wciąż myślę tylko o nim. Rozważam wariant, co by się stało, gdybym nie przyjęła jego “propozycji nie do odrzucenia”… No nie! Mama by tego nie przeżyła! I tak jest poważnie chora na serce. To by ją zabiło.
Jest niestety chyba tylko jedno, jedyne wyjście. Po prostu… zgodzić się. Zgodzić, czyli mu się oddać…
Natychmiast przed oczyma staje mi obraz, tego jak właśnie do niego idę. Jeszcze dumna i elegancka, a już złamana… Idąc, czuję na sobie wzrok przechodniów. Mam nieodparte wrażenie, że wszyscy, którzy mnie mijają, doskonale wiedzą, że idę mu dać.
Jak powinnam się ubrać na takie spotkanie? Na pewno szeroka spódnica… No tak, luźna, bo nie wiadomo wszak, w jakich okolicznościach zechce mnie wyobracać… Pończochy? Bezapelacyjnie. Po to, żebym nie musiała ich ściągać… Może kabaretki? Nie… niech nie myśli, że jestem jakąś dziwką…
Powoli orientuję się, że te myśli zaczynają w jakiś przedziwny sposób mnie ekscytować.
Wspominam chwilę, kiedy pierwszy raz pojawiłam się w jego gabinecie… Jak wbijał we mnie wzrok, niczym drapieżnik szpony w ciało ofiary.
Komplementował mnie.
- Jest pani najatrakcyjniejszą i najelegantszą kobietą, jaka tu do mnie trafiła. Prawdziwa dama.
Schlebiało mi to. Aż do momentu, gdy zasugerował, że mama może uniknąć mandatu i spłaty nienależnego zwrotu VAT-u. Ale nie za darmo…
Sugestia była zawoalowana, lecz czytelna. Jeśli byłyby jakiekolwiek wątpliwości, rozwiewało jego spojrzenie – pożądliwe, zaborcze. Jasno komunikujące – Laluniu, muszę cię mieć! Nie wypuszczę cię ze swych łapsk, dopóki nie wezmę cię na warsztat. Dopóki cię nie zaliczę!
Zaliczę? O nie. Z pewnością w myślach nie użył tego słowa. – Dopóki nie prześpię się z tobą? – To też zbyt delikatny wariant… – Próbowałam przeniknąć jego umysł i odnaleźć wulgarne słowa, które się w nim kołatały – Dopóki… cię nie wyobracam! – Nie… też nie, raczej – Dopóki cię porządnie nie przedymam…
O tak… złowieszczość wzroku jasno to komunikowała.
Lubił bezceremonialnie gapić mi się w dekolt. Potem, znów sprośnie uśmiechając się rzucać – pani Marta ma czym oddychać.
Zgrywał nieco dżentelmena, nawet odprowadził mnie do drzwi, ale chyba głównie po to, żeby napatrzeć się na moją pupę. Fakt, miałam wtenczas dopasowaną, obcisłą spódnicę ołówkową, więc mógł doskonale obejrzeć sobie kształt mojego tyłka.
To racja, że na wizytę do niego ubrałam się jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj, choć i na co dzień staram się ubierać bardzo kobieco. Ale to nic dziwnego, zależało mi na tym, by załatwić pozytywnie sprawę mamy. Liczyłam, że dobrze umalowana, elegancko i powabnie ubrana, swoim wdziękami wpłynę na decyzję urzędnika. Tymczasem sprawy przybrały wprost biegunowo odległy przebieg. Moje wdzięki istotnie podziałały na pana kierownika, lecz, tylko umocniły jego nieprzejednane stanowisko. Oczywiście po to, by móc mi złożyć ową niemoralną propozycję…
Ależ się wtedy oburzyłam.
- Co też pan sobie wyobraża?! Że kim ja jestem? Nie ma mowy.
Teraz jednak, nie mogąc zasnąć, zdecydowanie mięknę… moje stanowcze “nie” się ulatnia się jak kamfora.
Ja też się rozpływam…
Ale co to?! Pan Ignacy włazi do mojego pokoju. Patrzy na mnie z obleśną miną, tak drapieżnie…
- Ależ co pan tu robi?
- Przyszedłem cię wreszcie nawiedzić, moja ty damulko…
- Ależ ja jeszcze nie wyraziłam zgody…
- Ale nie kłopocz się, po co twoja zgoda… sikoreczko? – Jego twarz wyraża jeszcze bardziej sprośnie jego podniecenie.
- Nie… proszę… jeszcze nie zdecydowałam się, czy się panu oddam…
- Oddasz, oddddasz. Dasz mi, paniusiu… Wiesz dobrze, że mi dasz…
Brutalnie popchnięta na łóżko, padam na plecy. Sprężyny skrzypią niemiłościwie.
Zadziera mi spódnicę, mimo, że trzymam ją rozpaczliwie dłońmi.
- Nie… nie… proszę…
- Co my tu mamy? Seksowne pończoszki-kabaretki! Ładnieś się wystroiła i przysposobiła do dawania dupy!
Z lubością zrywa moje stringi, a ich strzęp chowa do kieszeni.
- A to będzie mój łup!
W mgnieniu oka mnie dosiada… Czuję na sobie ciężar, który sprawia, że nie mogę się nawet ruszyć. Za to moje nogi rozsuwają się na boki… Natychmiast między nimi czuję coś obcego. Obiekt wielki i twardy. Czuję jak szoruje po mojej szparce… jak próbuje się w nią wedrzeć, napiera… Wreszcie moja świątynia kobiecości kapituluje i wpuszcza agresora. Ten wtłacza się bezpardonowo. Wkrótce wypełnia mnie potężny pal. Wielki! Długi i gruby. Mam wrażenie, że przebija mnie na wylot! Czuję jak rozpycha moją piczkę, rozciąga jej ścianki wręcz do granic fizycznej wytrzymałości!
- Nie… nie… proszę…
Lecz wkrótce moje – “nie” – zastępują żałośliwe jęki – “aaaa aaaaa!”
Nikczemnik okazuje się być wyjątkowo wulgarny.
- Ty zdzirowata damulko. Rozepcham ci tę “sakwę”, że nie będzie już taka ciasna! Będziesz miała dziurwę, jak rozjechana rozjebunda!
Chce mnie drań poniżyć! Z roli damulki sprowadzić do roli jakiejś lafiryndy!
Ależ brutalnie mnie ładuje! Stary dziadyga, a pracuje jak młot pneumatyczny! Tak mocno i… szybko! Cóż za łomot sprawia mojej piczce! A co będzie, jak mi zmajstruje dzieciaka! Pełna przerażenia zaczynam go błagać, aby przestał.
- Panie Ignacy! Niech pan uważa… Chyba nie chce pan ze mnie zrobić mamusi…
Nikczemnik tym bardziej przyspiesza!
- A dlaczego by nie?! Dlaczego nie przyozdobić eleganckiej paniusi gustownym brzuszkiem! Aż się prosi, żeby takiej panience zmajstrować akuratny prezencik – bobasa!
I cóż ja mogę na to począć??? Nic. Zupełnie nic.
Mogę tylko sobie pokrzyczeć…
W wyniku moich stękań i krzyków, do pokoju wparowuje… moja mama!
- O mój Boże! – Załamuje ręce. – Córuchno, co ty robisz pod tym panem?!
Czuję potworny wstyd. Przyłapana przez rodzicielkę… w takiej pozie! Z podciągniętą spódnicą, z rozłożonymi nogami, dźganą przez otyłego urzędasa.
Który ani myśli zaprzestać pracy swych lędźwi! Usilnie szturcha mnie bez wytchnienia!
Wtem mama dostrzega, że to pan referent z urzędu skarbowego, do którego tyleż razy pielgrzymowała!
- Pan Ignacy! Co pan robi mojej córce?!
- Jak to co… – sapał, nadal nie przestając mnie piłować, ani nawet nie zwalniając, wywołując potworne moje skrępowania – córuchna rozchyliła mi kalafiora, to jej robię przegazówkę!
- Mamusiu! Ratuj! – wzywam pełna nadziei.
Jakże okazuje się krucha! Napastliwy urzędas wciąga interweniującą rodzicielkę, a wszak to szczuplutka kobietka, razem ze mną pod siebie! Jej spódnica solidaryzuje się z moją… rychło zostaje podciągnięta.
Jurny referent ładuje na przemian raz jedną z nas, raz drugą.
- Każdą z was wygrzmocę po równo! Każdej z was zostawię pamiątkę. Będziecie spacerowało po swojej wiesce z równo sterczącymi bębenkami!
Słychać naprzemiennie moje popiskiwanie i głośne stękanie mojej rodzicielki.
Nagle jęki cichną z wolna i jakby rozmywają się… wszystko się rozmywa…
O Boże! Jak to wspaniale, że to był tylko sen…
Z drugiej strony – miałabym to już za sobą.
Zwlekam się z łóżka, myśląc wyłącznie o czekającej mnie decyzji. Staję na wprost lustra. W odbiciu widzę całkiem zgrabną kobietę, o długich nogach, w różowej, seksownej, prześwitującej koszulce nocnej. Dość dobrze widać przez nią piersi. Kształtne półkule, zarysowujące się brodawki i sterczące sutki. No może są nieco za duże są te moje cycki… Odwracam się tyłem… pupa zgrabna jednak również spora, lecz czyż mężczyźni nie tego właśnie szukają? Czyż nie kręcą ich takie krągłości?
Zatem, jeśli się zdecyduję na ten krok, chyba nieodzowny, będę dla tego łachudry niewątpliwie niezłym łupem… O którym będzie rozpamiętywał do końca życia… i… to niestety bardzo możliwe – chwalił się kolegom. Kuźwa! Przy jakimś piwsku miałby opowiadać o tym, jak mnie podszedł? Jak mnie sobie używał?! Potworne!
Ale czy jest inna droga? No nie… Nie ma. Nic mi nie przychodzi do głowy.
Nie pozostaje mi nic innego, jak zdecydować się na ten okropny i uwłaczający krok. O dziwo – sama się zaskakuję – ta myśl już nie budzi we mnie takiego przerażenia jak jeszcze dzień wcześniej. Mało tego, mam wrażenie, że zaczyna mnie… O nie, tego nie mogę dopuścić do siebie!
Gdy kąpię się pod prysznicem, szczególnie starannie myję piersi i… cipkę. Porządnie namydlam i szoruję moje cycki, jakbym chciała, aby prezentowały się jak najkorzystniej…
To samo z moją szparką. Najpierw przycodzi mi myśl, że wymywam z niej pozostałości po niechlujnym urzędasie… Z czasem, moja dłoń pracująca w linii – góra – dół – rozpędza się. Niespodziewanie, ten zabieg niezwykle mnie podnieca, zaczynam silniej trzeć piczkę, niemal do bólu. Nie mogę powstrzymać jęków.
Ubiór dobieram tak, jakbym już zdecydowała, że mu się oddam, stojąc przed lustrem – zakładam skąpe, koronkowe stringi, grafitowe pończochy i koronkowy stanik zapinany z przodu.
Którą spódnicę wybrać? Tak, jak już wczoraj o tym przemyśliwałam – jakąś porządnie rozkloszowaną. Taka będzie najwygodniejsza… Natychmiast sama łapię się za słowo. – Najwygodniejsza do czego?!
Decyduję się na tę granatową. Przypominam sobie moment, gdy kupowałam ją w galerii i zakładałam w przymierzalni. Wtedy też pomyślałam sobie, że taka kiecka może być szczególnie użyteczna w sytuacjach pewnego typu…
Teraz zakładam ją powoli, obserwując swoją czynność w lustrze. Wreszcie układam materiał na sobie. – Ależ ta spódniczka ładnie na mnie leży! Do tego prezentuje się całkiem seksownie!
Patrząc na swe odbicie, chwytam za brzegi materiału i unoszę kieckę na wysokość do połowy ud. To musi być mega kuszący widok dla mężczyzn! Teraz zadzieram spódnicę wysoko. O tak! To byłby dopiero arcypodniecający widok dla tego urzędasa – długie nogi w pończochach, zwieńczonych koronkowymi manszetami, pupa widoczna doskonale, bo wszak ileż mogą zakryć stringi?
No i cycki… łatwo mi rozpiąć ten stanik… Przed lustrem rozpinam go, jakby na próbę. Miseczki łatwo uwalniają dwie ciężkie półkule.
Zawstydzam się, jakby rzeczywiście moje nagie, dyndające piersi zobaczył teraz nagle obcy mężczyzna.
Bluzka rozpinana. Tak, niech będzie na zatrzaski, kto wie, czy ten rozpustnik nie będzie chciał jej szarpać?
Jeszcze tylko szpilki. Czarne, klasyczne, ale na całkiem wysokim obcasie, pewnie ze trzynaście centymetrów. Wydam się mu wyższa, niż jestem…
Wygładzam spódnicę i górę. – Ależ ja się prezentuję! Niby skromnie… a jednak dzięki klasycznemu stylowi – bardzo elegancko… niby zwyczajnie, a jednak dzięki kuszącemu krojowi kiecki i opiętej na biuście bluzce – bardzo seksownie.
Ostatnie chwile na decyzję.
No i co tu zrobić? Ale… czy ubierając się w taki sposób – przypadkiem właśnie nie zdecydowałam? Czy nie zdecydowałam się, że mu się oddam? W myślach międlę inne określenie – bardziej kolokwialnie – że mu najzwyczajniej dam?
Ignacy Surowy – ależ drżą mi ręce, gdy wybieram numer telefonu.
- Więc… cóż… chyba nie mam innego wyjścia… Muszę się zgodzić na pańską propozycję…
W słuchawce słyszę przełykanie śliny.
- Przyjadę po panią jeszcze dzisiaj, po pracy.
Tego dnia, kompletnie nie mogę się skupić na prowadzeniu lekcji. Jakbym sama nie słyszała swojego głosu, myślę tylko o tym co czeka mnie po zajęciach. Gdzie mnie zabierze? Jak się będzie wobec mnie zachowywał? Czy będzie nadal nieco zgrywał dżentelmena, czy może natychmiast zacznie się do mnie brutalnie dobierać?
Odruchowo układam bluzkę na biuście. I od razu w głowie świta mi obraz – jak tłuste paluchy rozrywają jej guziki… Jak rozpięta bluzka odsłania biust w koronkowym staniku…
Odruchowo też gładzę spódnicę, przy czym natychmiast wyobrażam sobie, że ta kiecka ma posłużyć jednemu – ma zostać zadarta.
Myślę sobie – a ja? ja do czego mam posłużyć? Jaka będzie moja rola? Mnie, tu na lekcji – taką ważną, dowodzącą wszystkimi w klasie, ma spotkać rola nie ważniejsza niż dmuchanej lalki – zaspokojenia samczych chuci!
Prawie nie słyszę odpowiedzi uczniów, zdaje mi się że oni snują się, jakby za mgłą. Coś prawią o rozbiorach, o upokorzeniu Polski.
Niedługo to ja będę rozebrana… i nie mniej upokorzona…
W pewnym momencie dostaję sms-a. Ku mojemu zdziwieniu – od Surowego.
“Nawet nie wie pani jak się cieszę, że się Pani zgodziła. Ale, żebym miał pewność, może Pani wysłać potwierdzenie sms-em?”
A to drań! Co on sobie wyobraża?! Pechnie chce się nasycić moim upadkiem. Chce się delektować poczuciem, że jeszcze dziś będzie mnie miał.
Początkowo postanawiam zignowrować informację. A co to, mam obowiązek odczytywać na lekcji sms-y? Po chwili jednak czuję potrzebę odpowiedzeniu mu, ale tylko zdawkowo – “tak” – wpisuję. Lecz nie wysyłam tego. Wkrótce jednak wymazuję wiadomość, a wklikuję – “Zgadzam się. Jeszcze dziś będzie pan mnie miał.”
Sama się zaskakuję, że to wpisałam. A jednak, z jakiegoś powodu mnie to ekscytuje, choć nie chcę się przyznać sama przed sobą.
Szybko dostaję odpowiedź: “Doskonale! A czy mogę wiedzieć, jak się pani ubrała na nasze spotkanie? Co ma pani na sobie?”
Zadrżałam. Ten zbok autentycznie jara się na mnie. Na to, że do niego przyjdę. A to wywołuje we mnie dziwny rodzaj emocji.
“Spódnicę i bluzkę” – wpisuję tekst. Ale po chwili dodaję “oraz pończochy”.
Pewnie drań jest ciekaw moich majtek i stanika…
Odpisuje natychmiast – “Czy mogę prosić o zdjęcie?”
Początkowo decyduję się zignorować prośbę. Jednak powoli uświadamiam sobie, że wszak to ja jestem od niego zależna… to ja winnam zabiegać o jego dobrą wolę… Tym bardziej czuję się zniewolona… osaczona… Tylko dlaczego to mnie w jakiś dziwny sposób działa…
Na przerwie, w łazience, wyczekuję aż nikogo tam nie będzie, po czym robię sobie fotkę. Najpierw jedną z góry, potem drugą – odbicie w lustrze.
Kurcze… w tym ujęciu, w szkolnej łazience, odnoszę wrażenie, że biust wydaje się większy, że kiecka bardziej seksowna, że wyglądam jeszcze apetyczniej, niż rano, kiedy w domu przegladałam się w lustrze.
Wysyłam zdjęcie.
Ta kanalia, pewnie teraz, śliniąc się, pożera mnie wzrokiem tak samo jak wtedy gdy byłam u niego w biurze… A może nawet, jak to mówi młodzież “marszczy freda” patrząc na moje zdjęcie? Z drugiej strony – po co? Skoro już za kilka godzin, będzie miał mnie na żywo… Słowo – miał – to trafne określenie…
Podrywa mnie dźwięk sms-a. Wysłał odpowiedź.
“- Dziękuję! Fenomenalnie Pani wygląda! Jaka szkoda, że nie w minispódniczce, choćby takiej, w jakiej kiedyś u mnie Pani była. Ale i tak przezentuje się Pani nad wyraz powabnie! Nie mogę się już doczekać spotkania. Niech mi Pani wierzy, odliczam każdą minutę. A propos. Czy to są rajstopy, czy pończochy?”
Zbok! – myślę sobie – ciągle myśli o mnie… i o tym co skrywam pod spódnicą…
Ponownie pierwotnie decyduję się zignorować pytanie, ale znów, jakaś siła pociąga mną, jak za sznurki…