Konkurs historyczny
18 grudnia 2023
Konkurs historyczny
Szacowany czas lektury: 34 min
Z góry przepraszam za moją ułomność dywizowo-półpauzową. Podjęłam długotrwały wysiłek, żeby coś wywalczyć, może nawet coś się udało, ale nadal jestem na początku drogi.
To pierwsza część, więc jeśli ktoś ma uwagi co do rozwinięcia akcji lub rozrysowania psychologicznego postaci - bardzo proszę o uwagi, postaram się o tyle rozbudować kolejną część :)
Długo nie dopuszczałam do siebie tej myśli, ale w końcu nie mogłam się oszukiwać. Przyznałam się sama przed sobą, że ten chłopak działa na mnie wyjątkowo. Mój uczeń. W dniach, kiedy miałam lekcje z klasą Mateusza, ubierałam się strojniej niż zazwyczaj. Dwukrotnie dłużej robiłam makijaż, i to bardziej wyrazisty niż zwykle. Dobierałam najelegantsze sukienki czy garsonki, a spódnice zakładałam wówczas najkrótsze, w jakich wypadało przyjść do szkoły. Mało tego, nawet bieliznę dobierałam bardziej seksowną… zazwyczaj koronkowe majtki i staniki. Co więcej, starałam się mieć wówczas na sobie pończochy… Jakoś bardzo zależało mi, aby czuć się bardziej kobieco.
Imponował mi ten gówniarz. Z wyglądu zupełnie przeciętny. Dość niski, chudy blondyn, okularnik, nigdy nie dbał o ubiór. Zakładał niemodne buty i bluzy, mocno znoszone, poplamione jeansy.
Za to był arcyinteligentny. Oczytany, zdolny do formułowania zaskakująco trafnych wniosków i przeprowadzania głębokich analiz.
Często wywoływałam go przed tablicę, bo wręcz uwielbiałam słuchać jak opowiada. Zwłaszcza że zazwyczaj cichy i nieśmiały, gdy perorował – zmieniał się nie do poznania. Wysławiał się wykwintnie, intonował głosem ze swadą, stawiał karkołomne tezy, po czym bronił ich łebsko i błyskotliwie.
Pamiętam doskonale, jak dwa razy starł się ze mną. Raz, gdy stwierdził, że przyczyną zapóźnienia cywilizacyjnego Rzeczypospolitej była dominująca pozycja Kościoła Katolickiego, a drugi, kiedy dowodził, że za wybuch Powstania Warszawskiego decydentom należał się sąd wojskowy… Mimo tego, że byłam uznawana za biegłą historyczkę (niegdyś z najlepszą średnią na studiach), to pojedynki z Mateuszem przegrywałam z kretesem, na oczach całej klasy. Ale było w tym coś niezwykłego i dla mnie niezrozumiałego, że lubiłam je przegrywać…
Zdawałam sobie sprawę, że uwielbiam go nieco prowokować. Sprawiało mi to jakiś dziwny rodzaj przyjemności. Wiedziałam, że przecież to nie rozwinie się nawet we flirt, więc chyba dlatego na to sobie pozwalałam. Na przykład często, gdy coś opowiadałam klasie, celowo sadowiłam pupę na jego ławce. Z lubością zakładałam wówczas nogę na nogę, poprawiając spódnicę. Dostrzegałam wtedy przejęcie na twarzy Mateusza.
Jeszcze bardziej pobudzały go momenty, gdy nisko pochylałam się nad jego zeszytem, udając, że coś czytam, a jednocześnie dając mu dogodny wgląd w głęboki dekolt. Podniecało mnie to jak cholera… zwłaszcza, że przecież to w te dni zakładałam najbardziej seksowne biustonosze. Musiał dostrzegać ich koronki, bo czerwienił się wtedy jak burak…
Obdarzyłam Mateusza sympatią prawdopodobnie z jeszcze jednego powodu. Otóż, jako chłopak nieśmiały, a jednocześnie dobry uczeń, był szykanowany przez kolegów. Dokuczali mu w sposób wręcz upokarzający, na przykład popychali, wyśmiewali przy dziewczynach, czy wysypywali mu rzeczy z plecaka. Kiedyś nawet wyrzucili mu książki przez okno. Szczególnie uprzykrzało mu życie dwóch bezprzykładnych rozrabiaków – Alan i Borys. Pierwszy, zawsze z łobuzerskim uśmieszkiem, synalek szemranego biznesmena, który dorobił się na kradzionych na szeroką skalę samochodach. Drugi, muskularny byczek – był latoroślą rodziców z marginesu. O obu krążyły słuchy, że zadawali się z kryminalnym półświatkiem naszego miasteczka. Stąd też brało się ich poczucie jakby nietykalności.
Ci chuligani próbowali sobie żartować także ze mnie. Kiedyś Alan pozwolił sobie na lekcji powiedzieć dowcip o nauczycielce. – Zakochałem się w pani. – Mówi Jasio. – Przykro mi, ale ja nie lubię dzieci. – Nie ma problemu. Mam kondoma!
Pozwalali sobie też na inne kawały. A to na tablicy narysowali kobietę z olbrzymimi piersiami i podpisali – “Historyczka Marta”. A to na dzień nauczyciela sprezentowali mi czerwony gorsecik o burdelowym wręcz kroju. Dranie trafiły w mój rozmiar!
Pewnego razu w swojej torebce znalazłam zużytą prezerwatywę pełną… nasienia! Nie dość że pobrudziłam sobie dłonie, to sperma zalała rzeczy, które miałam w torebce… Czy miało to jakiś podtekst?
A ten biedak Mateusz nie potrafił się im postawić. Było mi go po prostu szkoda, całą duszą chciałam mu pomóc. Chyba z tego powodu wywoływało to u mnie uczucia opiekuńcze, by nie rzec wręcz macierzyńskie, zwłaszcza że przecież sama nie mam dziecka.
Uwielbiałam się do niego uśmiechać. Czyżbym robiła to przesadnie często i zbyt serdecznie? Szybko wyczułam, że mu się bardzo podobam i to chyba nawet więcej niż bardzo. Podejrzewałam, że się we mnie zakochał.
Pewnego dnia wezwała mnie sama dyrektorka. Do szkoły przyszło zaproszenie na konkurs historyczny o wysokiej randze. Szefowa powiedziała mi, jak ważne jest, by zaznaczyć tam nasz udział. Obie zgodnie uznałyśmy, że to znakomita szansa dla Mateusza.
Przejrzałam pismo. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że turniej pilotuje Maurycy, mój dawny kolega ze studiów. Natychmiast ogarnęły mnie wspomnienia. Przecież to z nim rywalizowałam o miano najlepszego studenta na roku. Nienawidziłam go. Sprytna bestia, blefiarz, mimo że to ja miałam lepszą średnią, on zawsze umiał czarować, zrobić lepsze wrażenie i to jego uznawano za tego niedoścignionego. Nie dość, że czaruś, to przystojniak, wysoki, zgrabny brunet. Wszystkie się w nim kochały. Ja też.
Natychmiast gdy dowiedziałam się o konkursie, zostawiłam Mateusza po lekcji i zaproponowałam, żeby wziął w nim udział. Uradowany zgodził się bez chwili wahania. Od tej pory często zostawaliśmy we dwoje po lekcjach. Podpowiadałam mu lektury, a on zdawał relację z poczynionych przygotowań. Za moją pomoc sprezentował mi pewnego razu bombonierkę. Innym razem przyniósł mały bukiecik kwiatków. Bardzo mnie to rozczuliło. Poniosło mnie i dałam mu całusa w policzek. Chłopiec promieniał i… natychmiast oblał się pąsem.
Pewnego razu zaprosiłam Mateusza do swojego mieszkania pod pretekstem pożyczenia mu materiałów do nauki.
Samo to, że paradowaliśmy razem ulicą, sprawiało mi przyjemność. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a moje biodra kołysząc się przesadnie, wykonywały prawdziwy taniec. Gdy przechodziliśmy obok parku, obserwujący nas mężczyźni, popijający z ukrywanej flaszki, niechybnie zastanawiali się, co to za para – ofermowaty nerd i atrakcyjna damulka? Widziałam dumę, jaka biła od twarzy Mateusza.
Nie mijała mi ochota na prowokowanie chłopca, mimo, że sama uważałam to za naganne. Ale uznałam, że przecież nasza znajomość i tak nie rozwinie się w relację damsko-męską, więc na niewinny flirt mogę sobie pozwolić. Na przykład teraz – wcześniej celowo przygotowałam w domu mały, niewinny podstęp. Otóż na krześle przy stoliku zostawiłam moje majtki, używane poprzedniego dnia. Bardzo skąpe i z cienkiej, różowej koronki. Gdy zaprosiłam chłopca do pokoju, posadziłam go na krześle obok, udając, że nie widzę mojej “zguby”. Sama poszłam do kuchni zaparzyć kawę i szykować przekąskę. Mateusz wychwalał moje mieszkanko. Podobała mu się i mapa świata – reprodukcja z XVII wieku, która wisiała na ścianie obok obrazu Napoleona i pani Walewskiej i stary globus. Podziwiał mój zakątek do czytania – wygodny fotel z lampką dającą wyjątkowo nastrojowe światło.
W lustrze przyglądałam się młodzianowi. Widziałam, że niby wychwalał inkrustowany stolik kawowy, a po długich wahaniach wziął do ręki moje majtki. Lustrował je. Rozciągał i oglądał z każdej strony. Wreszcie powąchał. Już miał je odłożyć, gdy znów przysunął do nosa, tym razem jakby zaciągając się zapachem. Odłożył. Po czym znów niepewnie po nie sięgnął i ukradkiem schował do kieszeni. Sprawiło mi to zaskakująco sporą frajdę, pokazało, że nie jestem mu obojętna.
Gdy rozmawialiśmy o przygotowaniach, chłopiec był zmieszany i dukał. Mówił, że bardzo zależy mu na sukcesie, ale obawiał się, że jest słabo przygotowany. Może myślał, że przypomnę sobie o moich majtkach i zwrócę mu uwagę? Nie przypomniałam sobie… W duchu tylko myślałam: “Ech, ty złodzieju kobiecej bielizny, ciekawe co ty będziesz z nimi wyczyniał dziś wieczorem?! Chyba zresztą się domyślam.”
Ale, by pogrillować atmosferę, powiedziałam. – Ojej… Mateusz! Teraz sobie przypominam… czy ja aby nie zostawiłam tu czegoś na krześle? – A co takiego? – Chłopiec rozglądał się, cały czerwony, udając, że czegoś szuka. – A nie, nic, nic…
Tego dnia uczeń nie zabawił u mnie długo, siedział jak na szpilkach i jak najszybciej postarał się opuścić moje mieszkanko.
***
Czasem wpadaliśmy z Mateuszem do biblioteki, gdzie pomagałam mu wyszukiwać książki. Lubiłam te chwile. Niekiedy przy nim kucałam, żeby sięgnąć do niższych półek, dawałam mu wtedy dobry wgląd w dekolt. Raz nawet celowo, przed wejściem do budynku, rozpięłam dwa guziki.
Ale czasem trzeba było sięgnąć wyżej. Tu znów ujawniła się moja prowokacyjna natura. Pewnego razu wcześniej zaplanowałam, że będę wchodziła po drabince do wyższych półek i przyszłam wtedy w mocno rozkloszowanej spódniczce. Śmiałam się nawet sama z siebie, że wyglądam jak Calineczka.
Nie zakładałam, że Mateusz zdobędzie się na odwagę, by zajrzeć mi pod kieckę, ale sama myśl o tym przez cały dzień wywoływała we mnie niemałe podniecenie. Gdy szliśmy razem do biblioteki, przez plecy przebiegał mi przyjemny dreszczyk. Rozmawiając z chłopcem o okupacji radzieckiej na naszym terenie i patrząc mu prosto w oczy, w myślach wizualizowałam sobie, jak jego głowa wykluwa się pod moją spódnicą… Wyobrażałam sobie, że dostrzeże koronkowe zakończenia pończoch, nagie ciało nad nimi, wreszcie koronkowe, granatowe majtki… Boże, jak mnie to rajcowało…
W bibliotece szybko skierowałam się do drabinki i poprosiłam chłopca o jej przytrzymanie. Stał blisko, gdy się wspinałam. Czułam, jak uginają się pode mną kolana. Udawałam, że muszę wyszukać kilka tytułów, narzekałam na bałagan w ustawieniu książek. Wszystko to wydłużało czas. Co raz zerkałam w dół, żeby zobaczyć, jak zachowuje się Mateusz. Młodzieniec był nienagannie grzeczny. Czym nieco mnie rozczarował, sądziłam, że choć spróbuje zerknąć mi pod spódnicę.
W tym czasie w bibliotece nieoczekiwanie pojawiło się dwóch gagatków. Jakież było moje zaskoczenie – Alan i Borys. Przecież to uczniowie z gatunku takich, którym nie czytanie w głowie. Szukali jakichś czasopism modelarskich, które, pech chciał, znajdowały się akurat nieopodal nas.
– Dzień dobry, pani profesor! To my przytrzymamy pani drabinkę!
Po czym, nie pytając nikogo o zgodę, zajęli miejsce Mateusza. Borys odepchnął go obcesowo. Teraz dopiero zadrżały mi nogi. Byłam co prawda nastawiona na podglądanie mnie, ale przecież nie przez nich. Zresztą to byli chłopcy, których ja się po prostu bałam.
Oni nie mieli najmniejszych oporów, żeby zajrzeć mi pod spódnicę, co kątem oka doskonale widziałam. Wręcz bezczelnie gapili się pod kieckę! I to na oczach Mateusza. Udawałam, że tego nie zauważam, ale tu stała się rzecz zadziwiająca. Podnieciłam się. I to podnieciłam się jak cholera. Wiedziałam od dawna, że ekscytuje mnie myśl, że jestem podglądana. Wiedziałam to z czasów studenckich, gdy byłam podglądana przez chłopaków z akademika podczas kąpieli. Ale nie myślałam, że wywoła to tak silne podniecenie. Zastanawiałam się, czy nie był to efekt tego, że zdarzeniu przyglądał się mój ulubieniec – Mateusz…
Zatem przeciągałam szukanie. Nawet mocniej się wypięłam, wyraźnie wystawiając pupę w ich stronę. Wtedy wręcz wydało mi się, że ich oczy obmacują mój tyłek… Zdawało mi się, że usłyszałam jakiś szmer. To chłopcy cicho szeptali do siebie, choć nie byłam w stanie ich zrozumieć. Miałam wrażenie, że wyławiam poszczególne słowa lub kwestie, typu: “Ale ma zad!” czy “Ale bym klepnął!” Zalała mnie kolejna fala podniecenia. Nie mogłam się powstrzymać i… rozsunęłam nieco nogi… Teraz dobiegły mnie nieco głośniejsze komentarze: “Ale z niej sucz!” “Pizda..” Pomyślałam sobie, że koronka majtek jest cieniutka… ale chyba nie na tyle transparentna, żeby mogli zobaczyć pionową szparkę… Poczułam, jak wilgotnieję. Zerknęłam na Mateusza – był czerwony jak burak.
– A może podtrzymamy panią profesor? Żeby miała pani wygodnie.
– Dziękuję, nie trzeba.
Schodziłam nieco się chwiejąc. Jeden z chłopców wykorzystał sytuację i chwycił mnie za pupę, aby “mnie podtrzymać”.
Mało tego, przytrzymał mnie tak, trzymając za spódnicę, że gdy znalazłam się na dole, kiecka zsunęła mi się na biodra.
Co za wstyd! W dodatku działo się to na oczach jeszcze kilku uczniów. Wszyscy mogli zobaczyć nie tylko całe moje nogi w pończochach, ale chyba nawet seksowne stringi.
– Przepraszam najmocniej! To niechcący. – Szelmowski uśmieszek na twarzy Alana wyjaśniał prawdziwe intencje.
Przez moment zastanawiałam się, czy nie dać mu w twarz, ale się powstrzymałam.
– Jak mogłeś coś takiego zrobić… – Cicho ganiłam go, jednocześnie w pośpiechu poprawiając spódnicę.
– Następnym razem będę bardziej się starał –rzucił dwuznacznie.
***
W sobotę, gdy miał do mnie przyjść Mateusz, szykowałam się dość długo. Założyłam mini, w jakiej nigdy nie odważyłabym się pójść do szkoły. Do nich dobrałam czarne kabaretki. I to takie do pasa do pończoch. “Stroję się jak na jakąś randkę!” – Zganiłam się w myślach. Ale dokładnie tak było. Nawet założyłam czarne szpilki, mimo, że przecież nie chodzę w nich codziennie po domu. Chyba przesadnie się wypachniłam. Do tego w pokoju ustawiłam kadzidełka i świece, tworząc dosyć romantyczny nastrój.
– Ale pani elegancka! – Zachwycił się moim wyglądem po przekroczeniu progu i podarował mi kwiaty.
– Ależ mnie zaskoczyłeś! Dziękuję za tak piękny bukiet! Czymże sobie zasłużyłam?! – Uśmiechając się szeroko, podeszłam, uściskałam go serdecznie i ucałowałam w oba policzki. Na jednym nawet zostawiając ślad szminki, co wydało mi się niezwykle urocze.
Poczęstowałam go sernikiem.
– A wiesz, że upiekłam go specjalnie dla ciebie? – Okłamując chłopca, łopotałam rzęsami. Sprawiło to piorunujący efekt.
– Nie myślałem, że ktoś zechce coś zrobić dla mnie…
– O jeszcze jednej kwestii pamiętałam, związanej wyłącznie z tobą! Mateusz, czy ty jakoś na dniach nie skończyłeś aby osiemnastu lat…?
– Tak! Skąd pani wie?!
– Uczcijmy to! Oto pigwówka mojej mamy, niezwykle łagodna. – Z barku wyjęłam nalewkę istotnie delikatną w smaku, lecz zabójczo mocną co do procentów.
– No tak… Ale nie wyprawiałem osiemnastki…
– Dlaczego?
– Nie miałbym kogo zaprosić…
– To w takim razie niech to będzie twoja osiemnastka. Twój krok w dorosłość! Aha, skoro wiedziałam, że miałeś tę ważną rocznicę. Dlatego mam coś dla ciebie! – Dałam mu prezent, drogie, męskie perfumy Hugo Bossa. Wybrałam je, bo miały tak zdecydowany, męski zapach. – Wszystkiego najlepszego! – Cmoknęłam go ponownie najpierw w lewy, potem w prawy policzek. Teraz już na obydwu pojawił się ślad szminki.
Chłopak cieszył się z prezentu jak dziecko. Natychmiast go użył.
– Jakie wspaniałe! – Przybliżyłam nos do jego twarzy. Miałam wrażenie, że wyczuwam nuty świeżości, jakby cytrusów, oraz drzewne akcenty, jakby drewno sandałowe nadające głębi.
– Bardzo męsko pachniesz Mateuszu! – Szepnęłam kokieteryjnie, uśmiechając się równie kusząco.
Odczuwałam przemożną ochotę, by go pocałować jeszcze raz. Tym razem już nie w policzek, ale w usta. Jednak powstrzymałam się.
Gdy zasiedliśmy na kanapie, moja kusa spódniczka podsunęła się do góry i ukazała chłopcu koronkę pończoch. Wzrok Mateusza niemal bez przerwy tam wędrował. A ja celowo nie poprawiałam miniówki…
“Głupia pipa! Po kiego diabła kusisz chłopaka! Przecież i tak ta relacja nie przerodzi się w nic poważniejszego!” – Opieprzałam w duchu samą siebie.
Ledwie zrugałam się w myślach, a już nalewając trunek, pochylałam się przy nim na tyle mocno, żeby mógł sycić wzrok moimi półkulami.
Luźna atmosfera okraszona nutą erotyki, którą subtelnie wprowadzałam, połączona z działaniem alkoholu, spowodowała, że języki obojgu nam się rozwiązały. Mateusz naopowiadał mi o sobie. Dowiedziałam się, że matka samotnie go wychowuje, że jest chorobliwie nieśmiały wobec dziewczyn – czerwieni się, gdy tylko któraś odwróci głowę w jego kierunku. Natomiast jego wielką pasją są książki, które chłonie na potęgę.
Czułam, że jednak przy mnie przełamywał nieśmiałość. Odważył się nawet zapytać:
– Pani Marto, a co nauczyciele mówią o mnie?
– Cóż… dostrzegają twój introwertyzm. – Nie chciałam sprawiać mu przykrości, mówiąc, że uważają go za mameję. No, ale przede wszystkim doceniają twoją wiedzę i talent!
– Naprawdę? Ale co dokładnie mówią?
– Ależ oczywiście! A dokładnie? Na przykład, że daleko zajdziesz. Że studia będą dla ciebie pestką.
W tym momencie założyłam nogę na nogę i spódniczka zrobiła to, czego oczekiwałam, znów podjechała nieco w górę, pokazując więcej koronki na moich udach.
Wzrok chłopca znów stał się niewolnikiem pończoszek… Zwłaszcza, że młodzianowi chyba na tyle uderzył do głowy alkohol, że przestawał udawać, że tam nie patrzy.
– Mateusz. A teraz powiedz ty mi, co myślą o mnie uczniowie!
– No o pani… wiadomo. Że jest pani najatrakcyjniejszą i najelegantszą nauczycielką w szkole.
– Naprawdę? – Zrobiło mi się niezmiernie miło, gdy to powiedział. Położyłam rękę na kolanie Mateusza, jednocześnie pochylając się mocno ku niemu. Oczywiście dało to chłopcu doskonały wgląd w dekolt. Musiał zobaczyć spory kawałek biustu. – Ale powiedz, co dokładnie.
Chłopak z trudem przełykał ślinę patrząc się na moje piersi.
– No ale wie pani… ci chłopcy to niezłe łobuziaki, oni nie używają parlamentarnego języka.
– Wiem. Mów dokładnie.
Jak ja chciałam wiedzieć, co faktycznie o mnie mówią. Spodziewałam się jakichś wulgarności, typu “niezła sucz!”. Nawet tym bardziej mnie to nakręcało.
– No bo oni mówią, bo mówią… że jest pani niezłą laską… z dużymi piersiami… – Wydukał to i natychmiast zrobił się cały czerwony.
– Hmmm… obawiam się, że to mogą być inne słowa…
– No tak… ale naprawdę mam mówić?
– Jako nauczycielka powinnam znać swoich uczniów… To dla mnie ważne. Nie bój się. Nie odpadną mi uszy. – Uśmiechałam się, gładząc go po ramieniu.
– No dobrze… to tak… mówią… na przykład “niezła suczita”, albo “z wielkimi dojami”.
– No ok. A co jeszcze mówią? Co ich intryguje? Co chcieliby wiedzieć?
– No to nie raz na przykład mówili, ale… niech się pani nie obraża… “ciekawe, czy ktoś ją regularnie posuwa?” albo “ciekawe, czy łatwo daje?”.
– No proszę! No i co o mnie myślą?
– A to różnie. Jedni mówią na panią “cnotka-niewydymka”, a inni… proszę mi wybaczyć… “taka sztuka, to musi się puszczać jakimś kasiastym gogusiom”. A, no i nam ten Grzesio, kierowca autobusu, mówił, że… że… przepraszam, ale ja cytuję… że panią “puknął” na wycieczce do Krakowa.
– A to jaki gnojek! – Aż krzyknęłam.
Dobrze pamiętałam tę pieprzoną wycieczkę. Wieczorem, gdy wróciliśmy z teatru, ta szuja przyszła do mnie z butelką wina. Musiał tam mi do tego wina coś dodać, bo… urwał mi się film. Rano obudziłam się z podwiniętą sukienką, bez majtek, a za pończochą miałam wetkniętą zużytą prezerwatywę. Do tej pory nie wiem, co on tam ze mną robił. No i teraz może sobie rozpowiadać, jak to zaliczył panią profesor od historii… No ale tego przecież Mateuszowi nie mogłam powiedzieć. Natomiast cholernie byłam ciekawa, co ta gnida tam jeszcze narozpowiadała.
– Co on tam jeszcze bajdurzył? Szczegółowo opowiadał?
– No szczegółowo… ale wstydzę się przy pani mówić…
– Ależ bardzo proszę, tylko cytujesz, a rozumiesz chyba, że kobieta w takiej sytuacji chce wiedzieć co o niej natrzepano ozorem…
– No tak… no rozumiem… To on tam przechwalał się… – Popatrzył jeszcze na mnie, czy przyzwalam, ale ja kiwałam głową. – On tam chełpił się, przepraszam, cytuję, że panią długo wyobracał…
– A to kanalia! Co on tam jeszcze nałgał?
– Że pani… że pani… głośno jęczała…I krzyczała: “Tak! Tak!”
– Co za cham! – Zdenerwowałam się nie na żarty. – Jeszcze jakieś szczegóły ten łachmyta zmyślał? Cytuj proszę, tak jak mówił.
– No tak… pewnie… mówił, przepraszam, ale to cytuję… – W tym momencie zmienił głos na grubszy i wolniejszy. Bardzo udanie naśladował mowę kierowcy.
– Ale miała ta wasza historyczka cycuchy! Mógłbym miętosić godzinami! Wielkie, ale jędrne!
– Boże! Co za szmaciarz! Ale, jak ty go naśladujesz! Jakbym tego gnoja słyszała! Kontynuuj! Koniecznie kontynuuj. Proszę.
– Ta wasza Marta to niezła suczka! – Ton głosu ucznia był idealnie taki sam, jak Grzesia. – A jaką miała ciasną cipkę… Idealną! Dokładnie taką, jak lubię! Zapinać taką to czysta słodycz!
Myślałam, że pęknę ze złości. Do tego widziałam u Mateusza coś na kształt wyczekiwania, czy zdementuję te historie? Coś musiałam powiedzieć.
– Ależ to wierutne bzdury! Mam nadzieję, że chłopcy nie dali temu mitomanowi wiary?
– Hmm… jakby to pani powiedzieć…
– Że dali?!
– No bo taki Mariusz z tej wycieczki do Krakowa opowiadał, że spał w sąsiednim pokoju i słyszał kobiece jęki… Mówił, że z pani pokoju…
“O cholera! Możliwe, że moje… Przecież ja w takich sytuacjach potrafię być głośna… Chyba rzeczywiście ten Grzesio mnie tam sponiewierał…”
– A, przepraszam, że dopytuję… Rzeczywiście Grzesiek przyszedł do pani…?
– No przyszedł… – Co miałam mu powiedzieć?
– Do pani pokoju?
– No tak… – Trochę wkurzało mnie to dopytywanie ucznia.
– Rzeczywiście z winem?
– No z winem… – Zrozumiałam, że Mateusz jest po prostu zazdrosny. A to mi się nawet spodobało… A nawet podniecało… Chciałam, żeby drążył…
– I rzeczywiście to pani go zaprosiła?
– No cóż… niestety… sama się sobie dziwię, że byłam taka głupia…
– I wszystko pani pamięta, co się wydarzyło?
– Ano właśnie chyba nie…
– Może on coś pani dosypał?!
– Może…
Mateusz popatrzył na mnie wzrokiem, mówiącym, że wszystko dla niego jest jasne, ale zwłaszcza dowodzącym, jak cholernie jest zazdrosny. Ależ mnie ta jego zazdrość podniecała! Sprawiała mi przyjemność myśl, że Mati wyobraża sobie jak kierowca sprawdza, jaka jestem ciasna.
Podobnie jak gęstniała atmosfera w moim mieszkanku, gęstniała również za oknem. Wiatr silnie poruszał konarami drzew, pociemniało z powodu ciężkich, granatowych chmur. Z dala pojawiały się na niebie jakby błyski.
Zobaczyłam, że karafka z nalewką dość istotnie się opróżniła. To tłumaczyło nasze obopólne ośmielenie w rozmowie. Wykorzystałam to.
– Mateusz, potrzebna mi męska pomoc. Właściwie to męskie oko. Za tydzień idę na wesele, dlatego pożyczyłam dwie sukienki od koleżanki, obie bardzo szykowne, ale nie wiem, którą z nich wybrać. Pomożesz?
– Nie wiem, czy jestem właściwą osobą…
– Jesteś mężczyzną! Więc będziesz mógł po męsku ocenić, w której kiecce lepiej wyglądam… – Dostrzegłam błysk w oku chłopca.
– Tylko odwróć się, proszę… i nie podglądaj, gdy będę się przebierała! – Zaśmiałam się. Pomyślałam, że gdyby nie nalewka, nie zachowywałabym się tak śmiało.
– Obiecuję! – Mateusz patrzył na mnie, jak na obiekt westchnień.
Wyjęłam suknię z szafy. Jej drzwi osłaniały mnie od chłopca, jednak nie na tyle, by uniemożliwić podglądanie mnie.
Zdjęłam spódnicę i bluzkę. Zerknęłam, czy Mati spoziera na mnie. Spozierał! Oto mój ulubiony uczeń widzi mnie tylko w majtkach, staniku i pończochach! Bardzo mnie to ekscytowało. Wsunęłam się w długą, ciemnozieloną suknię. No i oto znalazłam miły pretekst.
– Mateusz. Pomożesz mi zasunąć zamek?
Stanęłam do chłopca tyłem. Mógł zobaczyć moje nagie plecy. Czułam, jak drżącymi palcami niezdarnie próbuje zasunąć suwak. Zatrzymał się na chwilę, gdy dotarł do zapięcia biustonosza, jakby nie mógł się powstrzymać i marzył o tym, żeby mi go rozpiąć… A ja natychmiast sobie zwizualizowałam, jak ten nieśmiały kujon rozpina stanik swej nauczycielki. Ależ mnie to rajcowało.
Wreszcie stanęłam przed nim i jednocześnie przed lustrem w tej eleganckiej sukni, długiej, aż do kostek. Rzeczywiście zadawała szyku.
– Wygląda pani jak milion dolarów! Wytworna. Mogłaby tak iść na bal prezydencki.
– Mati, jesteś wielce łaskaw. – Uśmiechałam się rozpromieniona. – Tylko, czy ta suknia aby nie ma zbyt odważnego dekoltu?
– Hmmm… – Chłopak nie wiedział, co powiedzieć, najprawdopodobniej dlatego, bo istotnie miała. Dość dobrze było widać spory obszar moich piersi. Mateusz najwyraźniej chciał mnie oglądać w tej kreacji, ale zastanawiał się, czy powiedzieć prawdę. – A z kim pani idzie na to wesele? – Wypalił nagle.
– Zaprosił mnie pan Gienio, geograf z naszego LO. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty z nim iść, ale on pełni funkcję wicedyrektora, czyli ustawia nam grafik. Z takim nie warto zadzierać. – Uśmiechnęłam się.
Mateusz nie potrafił ukryć zazdrości. Pewnie dodatkowo drażniło go to, że Gienio miał opinię podtatusiałego donżuana, co to żadnej spódniczce nie przepuści. Mimo że pierdołowaty, opowiadający nieodmiennie nieśmieszne, ale mocno nieprzyzwoite żarty, rzeczywiście próbował, zwykle z miernym skutkiem, podrywać większość nauczycielek naszej szkoły.
– Proszę pani… ale to przecież staruch! Stary kawaler, zdaje się…
– No tak, dlatego nie miał z kim iść na wesele. No i w końcu ja, to stara panna. – Zaśmiałam się.
– Ale jak pani może tak porównywać… Przecież on to ramol po pięćdziesiątce, a pani jest młodą kobietą! No i o nim różne rzeczy gadają… że on… że jest łasy na kobiece wdzięki…
– Ojej! Obawiasz się, że mógłby się połasić też na moje…? – Jednocześnie poprawiłam materiał na piersiach. Rzeczywiście mój obfity biust wręcz wylewał się z dekoltu. – Gdyby to była moja sukienka, poszłabym do krawcowej, żeby ją tu poprawiła, ale nie mogę porządzić się nieswoją kiecką. – Pomyślałam, że istotnie, pan Gienio nie odrywałby wzroku od moich cycków w tej kreacji… ani chybi zainspirowałby się do jakiegoś niecnego działania…
Obróciłam się wokół własnej osi. Dał o sobie znać jeszcze jeden śmiały akcent sukni. Otóż miała ona niezwykle wysokie wycięcie na nodze. To dawało kolejny pretekst.
– Mati… obawiam się, że ten rozporek jest tak wielki, że może być widać przezeń zakończenia moich pończoch… Wiesz co, przejdę się po pokoju, a ty obserwuj.
Przeszłam się możliwie najseksowniejszym krokiem, wywijając pupą, która w tej obcisłej sukni była szczególnie wyeksponowana. Mateusz gapił się, jak zauroczony.
– Widać koronkę… – Powiedział cicho. Zazdrośnik dbał o to, żeby pan Gienio nie zyskał tak podniecających widoków.
– No szkoda… tak mi się podoba ta kreacja. – Wyobraziłam sobie, jak na weselu mężczyźni wodzą za mną wzrokiem, a pan wicedyrektor próbuje wsunąć dłoń w rozporek sukni. – Trudno, przymierzę inną. Mateusz, rozsuniesz mi suwak?
Znów drżącymi rękami guzdrał się z zamkiem.
– Tylko przypadkiem nie rozepnij mi stanika… – Uśmiechnęłam się. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak takie słowa mogą na niego działać. Sama sobie dziwiłam się, że tak się zachowuję. Ech, ta nalewka od rodzicielki…
A Mati znów się zaczerwienił. Oj, chyba wyobraził sobie swoją historyczkę z rozpiętym biustonoszem.
Tymczasem za oknem dało się słyszeć pierwsze grzmoty, zapowiedź nadciągającej burzy. Po plecach przebiegły mi mrówki.
Powtórzyłam zabieg przebierania się za szafą. Tym razem Mateusz zdawał się podglądać jakby zuchwalej. Co było tym bardziej intrygujące, bo druga suknia miała odkryte ramiona, zatem uznałam, że do niej nie założę stanika. Więc cóż, rozpięłam go i zdjęłam. Zerknęłam kątem oka. A jakże. Chłopaczyna śledził każdy mój krok. Przez moment chyba miał szanse zobaczyć moje nagie cycki.
Dowodziło tego wybrzuszenie w jego spodniach.
– No Mati? Jak ci się podobam w tej sukni?
Ta nie była aż tak długa, jak tamta, ale również za kolana. Niezwykle szeroka, idealna do wirowania w tańcu.
– Jaka zwiewna… Wygląda pani przepięknie. Prawdziwa dama. Arystokratka udająca się na bal! Na pewno pan geograf na taką nie zasługuje!
– Dziękuję. Twoje komplementy są takie niebanalne. Ale zaskakuje mnie twoje podejście do pana dyrektora…
Obróciłam się energicznie przed lustrem, kiecka powędrowała wysoko. Bardzo wysoko. Wzwód chłopca nie malał, wręcz miałam wrażenie że się powiększał.
– Pewna krawcowa powiedziała mi, że szeroka sukienka sama tańczy… I jest w tym wiele prawdy. No cóż. Znów liczę na twoją pomoc, Mateuszu. Spróbujmy zatańczyć. Zakręcisz mną mocno, tylko w ten sposób sprawdzę, czy ta sukienka aby nie za wysoko fruwa i nie nazbyt wiele pokazuje…
– Ale ja nie potrafię tańczyć…
– To zafundujemy ci szybki kurs. Uwielbiam uczyć tańca… Najpierw zatańczymy wolno…
Włączyłam romantyczną muzykę i uśmiechając się, objęłam chłopca. Zdawałam sobie sprawę, że to alkohol powoduje moją śmiałość. Przytuliłam Mateusza jak do wolnego tańca, tak że moje piersi ściśle przylgnęły do jego torsu. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy i poruszaliśmy się powoli w rytm muzyki. Poczułam wtedy na udzie jego wzwód. Odniosłam wrażenie, że to bardzo krępuje młodzieńca.
– No, co mnie oszukujesz? Mateuszku, tańczysz świetnie! Teraz podkręcimy tempo i będziesz mógł mnie wyobracać…
– No nie wiem, nie wiem… może będę za mało energiczny… Ale… lepiej, żeby ten pan Gienio pani nie wyobracał…
Zaśmiałam się i ustawiłam muzykę z gorącymi rytmami. Młodzian istotnie nie był dość energiczny, więc ja sama okręcałam się wokół niego. Obracałam się jak fryga, a wtedy sukienka wirowała jak szalona. Wysoko. Pomyślałam, że to dla mężczyzn musi być dość ekscytujące doznanie. Przypatrzyłam się wyraźniej. W odbiciu lustra było widać koronki pończoch. Mało tego, przy bardziej żwawych ruchach niewiele brakowało, żeby można było dojrzeć moje majtki!
– I co, nie za wysoko unosi się sukienka? – Dopytywałam.
Chłopiec patrzył na jego wirującą nauczycielkę jak wryty. Jego wzwód nie malał…
Postanowiłam obrócić się najmocniej, jak potrafiłam. Trzymając się w górze dłoni Mateusza, zakręciłam się na maksa. Świat zawirował. W lustrze widziałam, że kiecka poszybowała powyżej moich bioder. Przy kolejnym obrocie zachwiałam się. W odbiciu zobaczyłam wyraźnie majtki. Jednocześnie za oknem rozległ się straszny grzmot. Piorun uderzył gdzieś blisko. Straciłam równowagę. Zdążyłam krzyknąć:
– Mati, łap mnie!
Po czym runęłam jak długa na kanapę. Chłopiec próbował mnie chwytać, ale tylko pociągnęłam go na siebie… Oboje wylądowaliśmy na miękkim podłożu. Ja na plecach, a mój uczeń na mnie. Jego broda wbijała mi się w biust, okryty jedynie cienkim materiałem sukienki, bo przecież pozbawionym stanika. Oddychałam głośno po szaleńczym tańcu. Mateusz także sapał, czułam, jak po każdym oddechu jego twardy kijek przesuwa się po mojej nodze.
Niebywale mnie to podniecało, że oto ulubiony uczeń leży na mnie, że czuję na sobie ciężar tego młodego mężczyzny. Cholernie mnie to ekscytowało. Zwłaszcza jego twarz tkwiąca na moich piersiach, nieco wysuniętych z sukni. Nastrój tworzył też deszcz za oknem, gęste krople zaczęły dudnić w szybę.
Początkowo powtarzałam w duchu: “Trwaj chwilo, jesteś piękna.” Przez moje myśli przebiegały wizualizacje tego, co młodzian mógłby ze mną wyczyniać, całować piersi, albo nawet próbować mnie posiąść. Wiedziałam jednak, że na to jest zbyt nieśmiały, mimo, że ugrzęzłam tam pod nim z rozłożonymi nogami… A on znajdował się między nimi.
Gdy tak tkwiliśmy tak długo bez ruchu, zaczęło mi się wydawać to krępujące.
– Zejdziesz w końcu ze mnie? – Zażartowałam.
– Nie! Dopóki mi pani nie obieca, że nie pójdzie z tym wicedyrektorkiem na wesele!
– Ha, ha, ha! – Zaśmiałam się. – Czyżbym wyczuwała tu nutkę zazdrości?
Sprawiało mi to przyjemność, wszak dowodziło, jak bardzo chłopak się we mnie zadurzył. Dodatkowo podniecało mnie to przekomarzanie się gówniarza. Dzięki temu, dłużej leżał na mnie… Leżał między moimi udami, a jego pałeczka nie zamierzała opadać… “Trwaj chwilo, jesteś piękna.”
– Mateuszu! Czuję się zniewolona!
Owo zniewolenie niezwykle mnie ekscytowało. Oto leżę w eleganckiej sukni pod własnym uczniem, zadurzonym, którego armatka sterczy, jakby się gotowała do strzału.
– A dlaczego to tak ci zależy, żebym nie szła z panem Gieniem?
– Bo się o panią obawiam?
– Ale o co, że niby co mi zrobi pan Gienio?
W duchu dodałam: “Że mnie trochę poobściskuje w tańcu? Nawet spróbuje poobmacywać? To nawet może okazać się ciekawe… Nie bój się, cnoty mi już nie skradnie…”
– Boję się… boję się… że zrobi pani to, co Grzesio… ten kierowca…
O proszę! – Pomyślałam. – Jak to zapamiętał! Rzeczywiście musi być cholernie o mnie zazdrosny.
Wiadomo, że nie pozwoliłabym się przelecieć panu Gieniowi, no bez przesady… A to, że by próbował, cóż… czyż to nie jest urocze?
– Chłopcze, cenię twoją troskę… ale ja naprawdę jestem już dużą dziewczynką…
Spróbowałam się wydostać, ale miało to mierny skutek, ponieważ chłopak leżał na mnie i przygważdżał swoim ciałem. Mało tego, gdy się szarpnęłam, materiał sukni zsunął się z biustu na tyle, że odsłonił kawałek brodawki. Mateusz głośno przełknął ślinę.
– Mateuszu… czuję, że jestem w dość krępującej sytuacji…
Jednak ten nie reagował, tkwił jak zamurowany. Nie pozostało mi nic innego, jak działać.. Gwałtownie szarpnęłam się. Niestety. Jakim kosztem. Materiał sukni zupełnie zsunął się z biustu i młodzian miał przed nosem obie nagie piersi.
– O Matko! – Zakrzyknęłam.
Teraz już pozwolił mi się wyrwać. Szybko w pierwszym odruchu zasłoniłam cycki, a potem nasunełam na nie materiał sukni i wstałam. No ale tego co zobaczył, już nie “odzobaczy” – Pomyślałam.
Mateusz przepraszał mnie wylewnie.
– Pani Marto, nie wiem co we mnie wstąpiło. Co za kretyn ze mnie!
***
Tymczasem burza dawała się coraz mocniej we znaki. Deszcz spadał gęsto i uderzał o okno, wydając przerażający dźwięk, jakby próbował sforsować przeszkodę. Błyskawice rozdzierały niebo, rozświetlając na chwilę całą scenerię, odsłaniając drzewa wyginające się pod naporem wiatru i płoszące ptaki, które próbują znaleźć schronienie przed szalejącą burzą. Grzmoty huczały jak dzikie bestie.
– W taką pogodę nawet nie ma mowy, żebym cię na dwór wypuściła!
– Nie chciałbym robić pani kłopotu…
– Ależ nie tylko nie na robisz kłopotu… Wyznam ci, że boję się burzy… zwłaszcza zostawać wtedy sama… w nocy…
– Naprawdę… no dobrze, wyślę matce sms-a, że nocuję u kolegi.
– Ładnie tak oszukiwać mamusię? – Uśmiechnęłam się. – No ale racja, dopiero by było, jakbyś napisał, że nocujesz u jakiejś baby…
Mateusz był wniebowzięty. Chyba sama myśl, że zostaje na noc u kobiety, gdy do tej pory nawet nigdy się nie całował, powodowała u niego napływ dumy i radości.
– Ojej! Znowu te straszne grzmoty!
Podeszłam i przytuliłam się do niego.
– Zobacz, jak bije mi serduszko.
Dotykając mnie nie mógł nie zaczepić o pierś. Ręka drżała mu jak osika.
“Co ty głupia pindo wyczyniasz” – Karciłam się w myślach.
– Pani Marto, ale gdzie ja będę spał?
– Połóż się w mojej sypialni, ja jestem mniejsza, prześpię się na kanapie.
Poszłam przebrać się do łazienki. Znowu nie powstrzymałam swojej prowokacyjnej natury i założyłam najseksowniejszą koszulkę nocną, jaką miałam. Czarną, z haftem kwiatowym na biuście. Kupiłam ją sobie jeszcze w czasach, gdy spotykałam się z Sewerynem. Koniecznie chciałam go oczarować. Pamiętałam doskonale chwile, gdy byłam z nim właśnie w niej. Twierdził, że lubił przez cienki, półprzezroczysty materiał patrzeć na moje piersi.
Teraz zobaczył mnie w niej na moment Mateusz. Zdumiony otworzył usta. Poczułam się, jakby znowu patrzył się na mój nagi biust.
W nocy burza nie ustawała. Nawet jakby się zbliżyła. Potworna błyskawica i grzmot, niemal tuż za oknem przestraszyły mnie nie na żarty. Nie powstrzymałam się i pobiegłam do sypialni i wskoczyłam do łóżka, tuląc się do Mateusza.
Co rusz błyskawica mocno rozświetlała pokój. Wtedy chłopak doskonale mógł sobie oglądać mój biust w tej prześwitującej koszulce. Boże! Jak mnie to podniecało. Udając jeszcze większy strach niż w rzeczywistości, tuliłam się mocno do chłopaka. Mimo, że starałam się tonować, jakiś diabełek w moim umyśle nakazywał mi mówić:
– Mati… przy tobie czuję się taka bezpieczna…
Chłopiec nic nie mówił, tylko głośno przełykał ślinę i ciężko oddychał. Na udzie wyczuwałam twardy kołek… A ja, po każdym grzmocie, coraz mocniej tuląc się do niego, rozgniatałam swoje piersi na jego torsie.
– W twoich ramionach, Mateusz, jest mi tak dobrze…
Czułam, jak wilgotnieję. Serce biło mi jak opętane. Czułam, jak bardzo chcę mu się oddać. Na szczęście resztki przyzwoitości powstrzymywały mnie przed uczynieniem jakiegoś głupstwa…
Długo nie mogłam zasnąć, mimo, że burza powoli cichła. Nieustannie drażniły moje nozdrza perfumy Hugo Bossa, wciąż wydawały mi się takie męskie. Wreszcie zaczynałam zapadać w lekki półsen. Już mamiły mi się mary senne, a jeszcze, przynajmniej tak mi się wydawało, miałam kontakt z rzeczywistością.
Śniło mi się że jedziemy z Mateuszem autobusem, żeby zdążyć na konkurs. Panuje tu potworny ścisk, tłok. Tracę kontakt z uczniem. Wtem czuję, że ktoś za mną, chwyta mnie od tyłu za piersi. Trzyma je całe, a ja zupełnie nic nie mogę zrobić! On maca mi biust, a ja nie mogę się uwolnić, ani nawet odwrócić a wstydzę się krzyczeć. Obcy ściska mi cycki. A może to Mati?! Jakby nie Mati albo i Mati! Jakby trzymał mnie za piersi. Czuję woń Bossa. Budzę się. Tak! To Mateusz trzyma mnie od tyłu za piersi! Przez sen. Spał i trzymał je.
Przez dłuższą chwilę nie mogłam zasnąć. Sprawiało mi olbrzymią przyjemność to, że chłopiec złapał mnie za cycki. Zastanawiałam się – przez sen, a może jednak nie przez sen?
Znów śpię i nie śpię. Jakby śniło mi się, że jestem na weselu, jakby jednocześnie z Mateuszem i Gieniem… Jakby rywalizowali ze sobą. Geograf łapie mnie na oczach ucznia za kolano. Mateusz zaciska zęby, gdy ja szczebioczę do niego. Pytam, jak mu się podoba na weselu? Tymczasem nachalny Gienio wpycha rękę mi pod spódnicę. Bezczelnie. Nadal na oczach chłopca. A ja pozwalam… Mati łypie oczami, a ja pytam się go czy mam ładną kieckę…? Rozmawiam jakby nigdy nic rozmawiam z Mateuszem, uśmiecham się do niego a tymczasem pozwalam Gieniowi, żeby jego ręka bezczelnie buszowała pod moją spódnicą.
Mati jest potwornie zazdrosny, przewraca oczami, zaciska zęby – ale boi się cokolwiek powiedzieć. Ja tymczasem skarżę się Mateuszowi. – Ach! Ten pan Gienio zbyt mocno mnie podrywa! Tymczasem ten wsuwa łapę w moje majtki! – Mateusz, ratunku! Pan Gienio przekracza wszelkie granice! Niestety młodzian jedynie zgrzyta zębami i przełyka ślinę. Za to podstarzałemu donżuanowi nie brak śmiałości, właśnie łapie mnie za szparkę! A ja wciąż na to pozwalam, choć uskarżam się, że pan Gienio taki wobec mnie nie dżentelmeński i niedelikatny! Tym bardziej, że on właśnie wsuwa mi palca w cipkę! Robi mi regularną palcówkę na oczach ucznia!
Powoli budzę się. Okazuje się, że sama trzymam swoją dłoń w majtkach…
I znów zasypiam, lecz po jakimś czasie budzę się. Znów czuję woń znajomych perfum. To Mateusz przytulił się do mnie od tyłu. Intuicja mówi mi, że chłopiec nie śpi, że tylko udaje… Tymczasem jego drągal zaczyna się wsuwać między moje uda. Też udaję, że śpię, ale jakaś siła każe mi rozchylić uda…. Penis buszuje coraz wyżej, przesuwa się wzdłuż uda i dociera w okolicę cipki. Rozum kategorycznie nakazuje mi się odsunąć. Ale przegrywa z moją naturą, która każe mi pozostać bierną. Jestem niezmiernie ciekawa, co się wydarzy. Teraz jego pałka zahacza o moją szparkę, jakby wykorzystując to, że po ostatniej palcówce majtki pozostały zsunięte na bok… Oddycham głęboko. Cała drżę, a do tego robię się wilgotna.
Tymczasem on suwa się już wzdłuż mojej szparki… a ja wzdycham, niby to przez sen.
- Aaaaaaach.
Wreszcie jakby się zagłębiał między moimi wargami sromowymi. Teraz już pojękuję.
- Aaaa… aaa…
Jestem bierna, ale ani nie nakierowuję się na jego tyczkę, ani nie uciekam… Mimo, że rozsądek złorzeczy na mnie: “Marta! Tak nie można! To twój uczeń. Zachowujesz się jak puszczalska… jak jakaś dziwka!” Na co natura odpowiada: “Niech się stanie wola nieba…”
Czuję jak bardzo jestem mokra… Przegrywam z rozsądkiem… rozszerzam uda i wypinam się. Stękam szeptem niby przez sen:
- Ach! Co za drągal! Jak ja go pragnę!
A w duchu zastanawiam się: “Czy oto zaraz czeka mnie wsad?! Czy ta pika wtargnie w moje wnętrze?!”
Wtedy nagle młody wytryskuje. Spuszcza się dokładnie na mojej cipce, choć wytrysk nie jest obfity. Nie wiem zupełnie jak zareagować. Nie reaguję…
Znów obudziłam się po chwili. Już dniało i całą moją jasną sypialnię było widać wyraźnie. Chłopak odsunął kołdrę i trzymając swego kutasa, onanizował się. Gdy dostrzegł, że go widzę, żachnął się.
- Przepraszam… przepraszam najmocniej pani Marto… Ale ja naprawdę przy pani nie mogę wytrzymać! Wariuję! Autentycznie wariuję. Niech mi pani pomoże…
Nie wiedziałam co powiedzieć i co zrobić. Chociaż chciałam biedaka jakoś ukoić…
- Jak chciałbyś, żeby ulżyć? – Sama świadomie w to brnęłam.
- Pani Marto, zabije mnie pani, wstydzę się proponować…
- Powiedz. – Poprosiłam najsłodziej jak umiałam.
- Pani Marto, nie wytrzymam… Tak pani pragnę… tak pożądam! Ach, gdyby dała mi pani ulgę, gdyby pozwoliła mi… włożyć… w pani skarb… w pani słodką świątynię…
Aż przeszły mnie dreszcze, gdy padła ta propozycja. Pewnie słyszał to co szeptałam przez sen. Istotnie, tak tego chciałam… wręcz łaknęłam, żeby wtargnął we mnie… Żeby mocno wepchnął go w moją cipę!
- W żadnym wypadku! – Choć pożądanie mówi co innego, wygrywa rozsądek. “Jestem porządna” – powtarzam w duchu. Potem powtarzam to na głos.
- To może inaczej… chociaż zamknęłaby go pani w swoich pięknych ustach… Ach! Jakie to byłoby piękne! Ach, jak by mi pani pomogła.
Popatrzyłam na jego prężące się przyrodzenie. Ależ miałabym ochotę poczuć go w ustach! Najpierw delikatnie ująć jego żołądź. Potem poczuć twardość trzonu, polizać… possać… Połykać! Ach!
- Jestem porządna… – Wydobyło się z mych ust. “Porządna lodziara!” – Dodał ironicznie mój głos wewnętrzny – “Pamiętasz jak Sewerynowi pierwszy raz robiłaś laskę w aucie w drodze do Krakowa? A zwłaszcza potem w kinie? W miejscu publicznym. Niby było ciemno…”
- Nie Mateuszku. – Odparłam ciepłym, ale dobitnym głosem. – Stanowczo nie przekroczę pewnych granic.
Współczułam chłopcu, obserwując jego wzrok proszącego pieska. Widziałam, jak się męczy i było mi go autentycznie żal. Zwłaszcza, że tak bardzo pragnęłam choćby dotknąć jego męskości.
Wreszcie zew natury wziął górę. Diabełek w mojej głowie wygrał, zaś przyzwoitka przegrała z kretesem.
- Dobrze… Mateusz… dobrze… Ale pod jednym warunkiem… Niech to pozostanie między nami. Podobnie jak to, że spędziłeś u mnie całą noc.
Chłopiec zdawał się nie dowierzać własnym uszom. Niecierpliwie czekał na to co zrobię.
- Nikomu nic nie powiem. Przysięgam! Nie jestem jak Grzesiek…
Ukuło mnie to przypomnienie nieszczęsnego wydarzenia. Jednak nie zaniechałam zamiaru. Chwyciłam za ramiączka mej koszulki, jasno sugerując, że lada moment zsunę je w dół.
Mateusz aż rozdziawił usta.
Przez moment droczyłam się z nim, uśmiechając się jednocześnie. Dawałam do zrozumienia: “Oto za chwilę zobaczysz je zupełnie nagie. Nie osłonięte nawet cienkim materiałem koszulki.”
Domyślam się, że dla niego tych kilkanaście sekund stanowiło wieczność. Wreszcie zsunęłam ramiączka koszulki i obnażyłam przed nim swe piersi – dumę mej kobiecości. Młodzieniec gapił się jak wryty.
- Pani Marto, jest pani piękna jak bogini… Afrodyta…
- Dziękuję. Podobają ci się moje piersi? Więc wsuń go w nie.
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Przysunął się do mnie i trzymając swą męskość w drżącej dłoni, ulokował ją między moje dwie półkule, które pochylając się, trzymałam w dłoniach. Zacisnęłam je na twardym trzonie. Sprawiało mi to ogromną przyjemność… i to, że tak mocno go czuję… i to że jest tak blisko… i to że widzi mnie nagą, a wreszcie to, że… rżnie mnie w cycki!
Młody mężczyzna natarł do przodu, niczym byk na corridzie. Był szybki. Czub jego zwierza wysuwał się z moich nagich piersi, po czym natychmiast chował. Cóż to był za wspaniały widok. Nie mogłam go nie pochwalić.
- Mateusz…. jesteś bardzo męski. I jaki energiczny!
Zacisnęłam cycki na młodym kutasie najmocniej jak potrafiłam. Byle tylko miał jak najciaśniej… Przez to jeszcze bardziej przyspieszył, a to z kolei spowodowało, że walka młodzieńca nie trwa już zbyt długo.
Wystrzelił. Tym razem kanonada była obfita. Zostałam hojnie ozdobiona białą dekoracją. Zarówno moje piersi, jak i ramiona, a nawet twarz.