Dziki wschód (II) – Śledztwo

27 sierpnia 2019

Opowiadanie z serii:
Dziki wschód

Szacowany czas lektury: 31 min

O to ciąg dalszy serii, którą omyłkową nazwałem "Dziką Warmią"...

Każdemu zdarzają się błędy geograficzne, zwłaszcza, jeśli chodzi o krainę, gdzie spacerują białe niedźwiadki... Urażonych moją niewiedzą i mieszkańców owych terenów przepraszam.

Osoby pochodzące z rejonów Olsztyna/Suwalszczyzny prosiłbym o kontakt na priv. Chętnie skorzystam z waszej pomocy.

Miłego czytania.

PS. Puście sobie, "Art Blakey & the Jazz Messengers - Moanin'", przy tej muzyce wszystko czyta się lepiej...

Kromleszno okazało się być niewielkim miasteczkiem wtopionym w otaczające lasy i pola. Ceglany kościół, według słów Marka pamiętający jeszcze czasy pruskie, górował nad domkami z niewielkiego wzgórza. Od kościółka, na kształt koniczyny rozchodziło się kilka ulic. Wjeżdżając do miasta wzrok Anny zwrócił niski budynek z okratowanymi okienkami, stojący tuż obok rozsypującej się ceglanej rudery. Przed budyneczkiem, na ławce siedziało dwóch mężczyzn, kryjąc się pod parasolem. Parasol reklamujący lody na patyku zdążył wyblaknąć, ale rolę ochrony przed letnim słońcem spełniał doskonale.

– Lokalny koloryt – Marek uśmiechnął się porozumiewawczo, gdy mijali robotników.

– Jak w każdym małym mieście. Rano nie miałam się czasu tutaj nawet rozejrzeć.

– Słyszałem od Radka, że jak panią wiózł, wyglądała pani na mocno rozdrażnioną.

– Akumulator mi zdechł, jak próbowałam ruszyć spod komisariatem.

– Dobrze, że padł już na miejscu. Proszę wspomnieć chłopakom, jak któryś znajdzie chwilę to pani go podłączy. Skąd pani jest?

– Wychowałam się w Gdańsku, od paru lat mieszkam w Olsztynie. Ania jestem, nie ma co sobie panować.

– Miastowa. W porządku Aniu.

– W dzieciństwie dużo czasu spędzałam na wiosce.

Marek zatrzymał samochód na parkingu pod komisariatem.

– Sielankowo tu jest. – Mężczyzna zamyślił się. Dopiero po chwili widok komisariatu wyrwał go z rozmyśleń. Wskazał palcem na coś znajdującego się za nimi – Ma pani tutaj drugi sklepik. Bardziej cywilizowany. Właśnie, ma pani już gdzie zostać na noc?

– Jeszcze nawet o tym nie myślałam. Jest tu jakiś hotel?

– Co najwyżej motel dla TIR-owców przy trasie na Litwę, ale tam bym nie polecał.

– A coś innego?

– Są dwa większe gospodarstwa agroturystyczne w pobliżu. W którymś powinni mieć jeszcze miejsca.

– Jak się nazywają?

– „Pod Dębami” i „Słoneczna Dolina”. Mają nawet strony internetową.

– Dziękuję. Którą by pan polecił?

– Nie spałem w żadnej, ale „Słoneczna Dolina”, wygląda, jak miejsce zlotów dla bogatych mieszczuchów. Pełno tam zawsze ludzi na warszawskich i gdańskich rejestracjach. Ja bym zaczął od „Pod Dębami”. Obok jest jezioro, do tego cicho i dużo spokojniej.

– Nie przyjechałam tutaj na wakacje, ale to brzmi, jak dobry pomysł. Chociaż biuro nie ucieszy się na taką delegację.

– Niech chociaż raz sięgną do kieszeni – skwitował.

Starszy policjant zaprowadził ją do głównego biura na piętrze. Widok nie napawał optymizmem jak większość polskich posterunków policji. Na pierwszy rzut oka jedną z nielicznych zalet tego miejsca, była czystość. Poza tym cała reszta wyglądała, jakby nie zmieniano jej od upadku poprzedniego systemu, co mogło być prawdą. Całość pomalowano szarożółtą emalią, która w niektórych miejscach zdążyła odpaść na ziemię. Annie przydzielono małe biurko wciśnięte w kąt. Stary plakat z dzieckiem w kąpielówkach przestrzegał przed groźbą skakania na główkę. Jak szybko się przekonała Anna, główną rolą plakatu było przysłonięcie łuszczącej i mocno odpadającej emalii na ścianie. Nie planowała zbyt dużo zabawić na tym końcu świata, ale uznała, że mimo to, normalne miejsce do pracy się jej przyda.

Zaczęła przeglądać akta. Jak do tej pory nie znaleziono wiele dowodów. Kosztowności, samochód i masę innych drobiazgów należących do denata starannie skatalogowano. Krótka notatka opisywała, rozmowę z kobietą, która znalazła ofiarę. Przeczytała ją szybko, nie znajdując w notatce nic, czego by do tej pory nie widziała sama.

Mężczyznę znaleziono we wtorek około godziny 13. Zidentyfikowano go na podstawie dokumentów znalezionych w schowku oraz telefonu, wciąż leżącego w środku auta. Tego samego dnia poinformowano małżonkę ofiary. Jak się okazało, pan Andrzej Sałata, wyjechał z Olsztyna w poniedziałek około godziny 13. Ostatni telefon otrzymał od jednej z pracownic z firmy, w której pracował o godzinie 18.30. Od tej pory nie było, więcej prób kontaktu z panem Sałatą. Telefon zabezpieczono wraz z innymi dowodami.

Do zdarzenia musiało więc dojść wieczorem lub nocą z poniedziałku na wtorek. Ciało przewieziono do kostnicy w Suwałkach. Wyniki z sekcji powinny pojawić się w przeciągu kilku dni.

– Pani Aniu. – Usłyszała głos młodszego policjanta. – Jedziemy na miejsce zdarzenia. Komendant ściągnął psy z Suwałk. Chcemy jeszcze raz przeszukać okolicę.

– Dobrze, macie miejsce w aucie?

– Dokładnie.


Wysokie świerki topiły parking w ciemnościach nawet w południe. Gdy dojechali na miejsce, wysoki policjant wyprowadzał owczarka niemieckiego w auta.

– Proszę się nie bać. Bez rozkazu nie gryzie – zażartował, widząc minę policjantki. Owczarek dalej ją obwąchiwał.

– Nie przepadam za psami.

– Ha, słyszę to regularnie. Co prawda rzadko od policjantów.

– Ja też. Proszę darować sobie żarty o wyborze kariery.

– Ten jest wychowany. Prawda Kuba – policjant pogłaskał owczarka za uchem. Pies pomerdał ogonem i głośno zaszczekał. – Jest jeszcze młody i ciekawski. Czego szukamy?

– Wszystkiego, co mogło mieć kontakt z ofiarą. – Janek podał policjantowi torbę zawierającą fragment oderwanej koszuli. Pies szybko zapoznał się z zapachem.

Poszukiwania trwały dłuższą chwilę. Teren okazał się trudniejszy, niż się z pozoru wydawało, zmuszając śledczych do omijania bagienek i wykrotów. Wkrótce oboje usłyszeli głośne szczekanie psa i głos Krzysztofa dobiegająca zza nieodległej kępy młodszych drzew.

– Mamy coś. To chyba spodnie waszego denata – wskazał na leżący na ziemi kawałek poszarpanego ubrania. Jakieś zwierzę musiało to zawlec do lasu.

Ania przytaknęła tylko i spakowała ubranie do torby na dowody. Poczuła jednak ciężar w jednej z kieszeni. Rozpięła kieszeń i znalazła w niej portfel i telefon ofiary.

– Miał drugi telefon.

– Na to wygląda. Działa.

– Chyba tak. – Anna włączyła urządzenie. Bateria wskazywała kilka procent baterii. Ekran na szczęście nie był blokowany hasłem. Przeciągnęła palcem w lateksowej rękawiczce po powierzchni i ich oczom ukazał się ekran komunikatora.

– Chyba się dobrze bawił przed śmiercią – zażartował Janek, patrząc na otwartą aplikację – To żona?

– Jak widziałam jej ostatnie zdjęcia to na pewno nie. Zresztą byli małżeństwem od prawie 30 lat.

Ostatnia fotografia prezentowała szeroko rozpostarte kobiece nogi i palce wsunięte w cipkę. Do tego dopisek na dole, „Nie odpisujesz? Może to cię zachęci”.

– Mnie by zachęciła. – Uśmiechnął się Janek.

– Ja myślę. Ostatnia wiadomość została odczytana o godzinie 18.43. Kolejne fotografię przesłano o 20.50 i nie zostały odczytane.

– Więc wiemy, kiedy najprawdopodobniej zginął.

– Trzeba będzie przesłuchać też żonę, czy wiedziała o romansie.

– Mogła mieć motyw. Chociaż, nie wierzę, by zrobiła to kobieta. Ten Andrzej mimo wszystko wyglądał na kawał chłopa – rzucił Janek z niedowierzaniem.

– Może i tak. Chociaż rozwścieczona kobieta jest w stanie dużo zrobić.

– Macie może zdjęcia ofiary? W sensie obrażeń i ran – zagadnął Krzysiek.

– A co?

– Trochę pracował z dzikimi zwierzętami. Może będę wam w stanie pomóc.

– Daliśmy to śledczym, ale jasne. Rzuć okiem – podała mu swój telefon ze zdjęciem ofiary.

– Jesteście pewni, że to było tutaj zrobione?

– Tak, coś nie gra?

– Widziałem takie ślady wcześniej u zwierząt.

– Tutaj!?

– W górach, jak niedźwiedź atakował owcę. Więc albo pan Andrzej ożenił się z niedźwiedzicą, albo ta sprawa jest jeszcze dziwniejsza.

– Chyba, gorzej już być nie może – wyszeptała do siebie Anna, wiedząc jednak, że życie lubi udowadniać jej, że się myli.


Starsza kobiecina wyglądała na mocno poruszoną. Na widok policjantów w drzwiach babunia złożyła ręce, jak do modlitwy i zaprosiła funkcjonariuszy do środka, po czym podreptała zaraz za nimi.

– Czy widziała pani coś jeszcze? Kogoś na miejscu? – zapytał Marek po powtórzeniu całej historii znalezienia ciała po raz kolejny.

– Nie nikogo, ja nie widziała. – zaprzeczyła i mocno pokręciła głową.

– Co pani tam robiła.

– Ja poszła tam na jagody – zaczęła – i zauważyłam samochód jaki, na drodze. Podeszła sprawdzić, czyj to i zobaczyłam biedaka.

– Zawsze pani sprawdza samochody, jak stoją? – spytała Ania. Starsza pani się obruszyła tylko.

– Jak stoją na tej drodze to tak – powiedziała.

– Co jest szczególnego w „tej” drodze – dopytywała.

– Tam się nie jeździ. To zła droga.

– Może pani wyjaśnić.

– Nie. Proszę już iść, źle się czuję. Muszę wziąć leki.

– Rozumiemy i przepraszamy za najście.

Gdy policjanci wyszli na zewnątrz, po chwili w oknie pojawiła się pucołowata twarz wnuka. Nastolatek wyszedł do policjantów, oglądając się tylko, czy starsza pani go nie słyszy.

– Przepraszam za babcię. Ona jest bardzo zabobonna.

– Rozumiemy, wiesz coś więcej? O tej złej drodze.

– Wiecie co, krąży tu taka stara historia, że na tej drodze licho siedzi i straszy. Babcia wierzy, że tam się zło zalęgło. Nic więcej nie wiem.

– Rozumiem. Tylko dlaczego poszła tam na jagody, skoro to takie złe miejsce.

– Bo tam jest ostatnie miejsce, gdzie jagody są. Wie pani, bagna i to wszystko. Poza tym ona też zbiera zioła i różne takie.

– Jasne.

– Nie chcę, by miała jakieś problemy.

– Nie będzie. Po prostu chcemy wyjaśnić sprawę. Dziękujemy za pomoc – nastolatek pożegnał się nerwowo i zniknął w drzwiach.

– Dziwno i dziwniej. Niedźwiedź, licho, jeszcze takiej sprawy nie widziałam.

Gospodarstwo „Pod Dębami”

Zbliżył się wieczór, gdy Anna wjechała na parking gospodarstwa „Pod Dębami”. Na szczęście Marek pomógł jej podładować akumulator.

Wysoka alejka otaczała wysypany drobnymi kamyczkami podjazd. Całość wyglądało bardziej na dość elegancki dworek niż na wiejską chatę. Policjantkę zdziwiła jednak dość niska cena jak na takie miejsce.

– Wie pani co, może być trudno z miejscem – właścicielka miała twardy, stanowczy głos.

– Rozumiem. Na pewno nic pani nie znajdzie? Chociaż na ten tydzień?

– Nie wiem. Może w którymś z pobliskich miasteczek znajdzie pani hotel. Pani turystycznie przyjechała? – spytała nagle.

– Niestety praca.

– Tak?

– W policji. Zależy mi na czymś blisko.

– Wie pani co – zaczęła. Głos uległ nagłej zmianie – może coś znajdę. Hmm, zwolnił mi się pokój. Ładny dwuosobowy, od strony jeziora.

– To wspaniale.

– Dopiero zauważyłam rezygnację. Kiedy chciałaby pani się wprowadzić?

– Najlepiej od dzisiaj.

– Hmm, dobrze. Proszę przyjechać, wszystko będzie naszykowane. Rejestracja jest otwarta przez całą dobę.


Miejsce okazało się być miłą odmianą od zazwyczaj obskurnych hotelików, w których nocowała na wyjazdach służbowych. Annę zaskoczyła mała liczba gości w budynku, co kontrastowało z „brakiem miejsc”. Miejsce wyglądało znacznie lepiej w rzeczywistości niż na stronie, co było dla Anny nie małym zaskoczeniem. Na parkingu stały tylko samochody na lokalnych rejestracjach, najpewniej właścicieli i pracowników. Sam budynek zdawał się również być mocno opustoszały. W rejestracji przywitała ją sama właścicielka.

Wysoka, wysportowana blondynka o nieco pociągłej twarzy i zielonoszarych oczach stała za kontuarem rejestracji zajęta komputerem. Uśmiechnęła się szeroko na widok Anny.

– Pani Anna, prawda?

– Tak, dzwoniłam wcześniej.

– Jasne. Na jak długo chciałaby Pani zarezerwować pokój.

– Na tydzień – przerwała – wstępnie. Czy nie będzie problemu z przedłużeniem wynajmu potem.

– Skądże znowu.

– Rozumiem. Pewnie chodzi o tą aferę na drodze, prawda?

– Tak, skąd pani wie?

– To małe miasteczko.

– Rozumiem.

– Pani pokój jest od strony jeziorka. Numer 11. Mój syn pomoże pani ze wszystkim.

– Nie ma potrzeby, nie są ciężkie.

– Proszę się poczuć kobietą. Mężczyźni są od tego. Adamie pomożesz pani policjant?

– Tak. Proszę za mną – usłyszała męski głos za sobą. Głos należał do wysokiego, dobrze zbudowanego blondyna w szarej koszulce polo. Adam uśmiechał się przyjaźnie, prezentując śnieżnobiały uśmiech. Był podobny do matki jak dwie krople wody. Chwycił mocno torby kobiety i ruszył ku drzwiom. Anna ruszyła za nim. Jej wzrokowi nie uszły mocne przedramiona chłopaka pokryte żyłami i z przyjemnością śledziła ruch jego ciała.

– Dużo trenujesz? – zagadnęła do wyraźnie młodszego chłopaka.

– Tak. Startuje w zawodach w Gdyni, w przyszłym miesiącu.

– Co to za zawody?

– Triatlon, proszę pani. Tutaj jest pani pokój. Jeśli będę jeszcze potrzebny, proszę mnie zawołać. Zapewne będę gdzieś w okolicy.

– Dzięki Adam, jestem Ania – wyciągnęła rękę. Uścisnął ją. Jak zauważył Anna, miał przyjemny, mocny uścisk. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy odchodził. Rozejrzała się po okolicy. Linii brzóz odgraniczała rozległą łąkę za budynkiem od jeziora. Długie cienie malowały się na zadbanym trawniku. Samo miejsce w niczym nie przypominało jej agroturystyki. „Ładnie tu”, pomyślała wchodząc do pokoju.

„Zachowuje się, jak małolata”, pomyślała, zamykając drzwi. „Ale chłopiec z niego całkiem seksowny”, dopowiedziała, wypakowując kosmetyczkę z podróżnej torby.

Sen i jawa

Noc była parna i Anna przed snem uchyliła drzwi, wpuszczając do środka więcej powietrza. Cały ośrodek sprawiał wrażenie wyludnionego. Musiała spytać właścicielkę, dlaczego mają tak mało ludzi w sezonie. Zwłaszcza że okolica była urokliwa. Do mediów dotarła zaledwie informacja o wypadku na drodze tutaj, także nie było nic, co mogłoby przegonić wszystkich turystów. Przez chwilę jeszcze spacerowała, poznając okolicę, jednak nie spotkał nikogo poza pracownikami. Kilku młodszych chłopaków wyglądających na najwyżej 18 lat zajmowało się sprzątaniem i koszeniem trawy. Jedyną starszą osobą w grupie był Adam i nieznany robotnik, który górował nad resztą. Z daleka dostrzegała, jakiego łysą głowę i bycze plecy.

Korzystając z tego, że obaj mężczyźni stali tyłem, przez dłuższą chwilę obserwowała ich pracę. Przenosili kolejne kamienie z szerokiej sterty po jednej stronie łąki i układali tworząc ścieżkę prowadzącą od ośrodka do krawędzi jeziora.

Robotnik zdawał się być nawet z pewnej odległości ogromny. Przy metrze sześćdziesiąt Anny, nie był to wyczyn. Nawet Adam będąc normalnego wzrostu, przewyższał ją prawie o głowę. Drugi mężczyzna natomiast zdawał się przewyższać o głowę nawet Adama. Jeśli uprawiał sport, to przy swojej ciężkiej budowie mógł być zapaśnikiem albo ciężarowcem. Płaskie płaty piaskowca najwyraźniej nie stanowiły dla niego wielkiego problemu. Na chwilę jednak Adam odwrócił się, ocierając pot z czoła. Jakby wyczuł na sobie wzrok Anny, spojrzał w jej kierunku. Przez chwilę przyglądali się sobie. Anna miała wrażenie, że bzyczące dotąd na łące owady ucichły, po chwili jednak Adam wrócił do swojej pracy, a Anna gryząc się z myślami, ruszyła w stronę jeziora. Otoczone drzewami i trzcinami, okazało się być większe, niż do tej pory myślała. Zwężone w jednej części, kryło się w lesie. Po gładkiej tafli krążyło kilka kaczek, od czasu do czasu hałasujących głośno pośród sitowia. Mimo sielanki Anna wciąż nie potrafiła przestać myśleć o tym, co usłyszała wcześniej. Nic do siebie nie pasowało, a przynajmniej nic w normalnym sensie tego słowa. Gdy wracała do pokoju, słońce zachodziło za horyzontem, a teren wokół sterty piaskowca i ścieżki opustoszał.

Anna odwróciła się i schowała w pokoju. Nie tracąc czasu, wskoczyła pod prysznic i puściła ciepłą wodę, pozwalając by spływała po jej piersiach i brzuchu, cieknąc po kępce włosów pozostawionych na łonie. Mimowolnie przesunęła słuchawkę prysznica w stronę łona, rozkoszując się strumieniami ciepłej wody. Wychodząc spod prysznica włożyła na siebie koszulkę nocną i przez moment zastanawiała się nad ubraniem bielizny. Chwyciła w palce białe proste figi udające droższych kuzynów od Calvina Kleina. Nie chciała, by ktoś zastał ją rano roznegliżowaną. Pomyślała o Adamie i wysokim robotniku. Przez moment zaczęła się zastanawiać, jaka byłaby noc z jednym i drugim, a może nawet z obojgiem naraz. Uśmiechnęła się tylko do siebie i ułożyła do snu. Oni mogli ją zastać nawet nago.


Pokój zdawał się inny, oświetlony wpadającym od drzwi blaskiem. Cienie kładące się w kątach zdawały się być smoliście czarne i niemal płynne. Anna spoglądała na szeroko otwarte drzwi jej pokoju. Nie wiedziała, kto je otworzył. Była pewna, że zamknęła je na klucz, kładąc się spać. Wstała zaciekawiona i na bosaka podeszła do otwartych drzwi. Stanęła we wpadającym z nieznanego źródła blasku świetle. Nad łąką unosiła się delikatna mgiełka, która zdawała się mienić. Ruszyła przed siebie i po niewielkich kamiennych schodkach zeszła na łąkę. Czuła pod stopami miękką i wilgotną od rosy trawę. Roztarła ramiona, gdy pokryła jej gęsia skórka od narastającego chłodu. Ruszyła przed siebie, szukając wokół tajemniczego przybysza, który otworzył jej drzwi. Przez moment żałowała, że nie ubrała butów, jednak obróciwszy się w stronę wciąż otwartych drzwi, uznała, że jest zbyt daleko, by było warto wracać. Jakaś ciemna postać przesunęła się pośród drzew po jej prawej stronie. Ruszyła, ostrożnie stawiając stopy, by żadna gałązka nie zdradziła jej obecności. Idąc przed siebie, czuła małe kamyczki i gałązki pod stopami. Trzaski suchych gałązek okazywały się znacznie być jeszcze głośniejsze, niż się spodziewała. W myślach miała ochotę wrzasnąć na siebie, za nieostrożność. Kolejny trzask gałązki pod stopą i tajemniczy cień na chwilę pojawił się pośród brzóz, by znowu zniknąć. Wreszcie dotarła do granicy łąki i jeziora. Wypatrywała ciemnej postaci. Dopiero po chwili dostrzegła cień, który wychylił się spośród gęstych trzcin. Był znacznie większy od niej. Zbliżył się do niej, utrzymując dystans, jakby próbował dać Annie czas, by mogła się oswoić. Potem dotknął delikatnie jej ramienia, pokazując, że jest tak realny, jak i ona. Czule muskał jej twarz. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nawet z tak bliska, nie widzi jego twarzy, bo to musiał być on. Miał męskie dłonie, chociaż cała jego sylwetka była ukryta pośród ciemności. Wtedy sięgnął po jej koszulkę i uniósł ją lekko. Anna zaskoczona pozwoliła na to. Czuła, jak narasta jej podniecenie, budzą się dawne i nowe fantazje. Gdy mężczyzna przeciągnął koszulkę przez jej głowę i odwiesił na stojącym nieopodal drzewie, nie próbowała nawet zasłaniać piersi dłońmi. Stała, jak zamurowana, czekając na kolejny dotyk i kolejną chwilę bliskości.

Przez moment głaskał jej twarz, a potem szyję i piersi. Przesunął dłoń ku jej brzuchowi. Czuła bijącą od niego nieludzką siłę. Ciemność zdawała się ustępować, jakby przekroczyła jakąś granicę. Mężczyzna był zupełnie nagi i pozbawiony wszelkich włosów. Mimo że dostrzegała jego kształtne, potężne ciało, nie była w stanie dostrzec w mroku rysów jego twarzy. Zdawała się zlewać z otoczeniem. Spróbowała dostrzec jego oczy, ale nie była w stanie. Spojrzała w dół i między udami mężczyzny zwisał długi członek. Był gruby, jak jej nadgarstek i budził w niej mieszaninę przestrachu i fascynacji. Był ogromny i zdawał się rozszerzać ku zakończeniu, przypominając nieco maczugę. Wtedy delikatnie dotknął jej głowy. Poczuła nacisk i uklęknęła przed obcym. Sięgnęła w stronę dużego przyrodzenia i zaczęła go pieścić palcami. Po chwilę, gdy rósł w jej dłoniach i pęczniał, zbliżyła do niego usta i spróbowała włożyć go między wargi. Był wielki, ogromna, ciemna żołądź z trudem mieściła się w jej ustach. Wtedy naparł na nią, na moment odbierając jej dech. Odepchnęła jego biodra, na co zareagował niemal od razu. Spojrzała na niego, mężczyzna wzruszył ramionami, jakby próbował ją przeprosić. Przygryzła na moment wargę i wróciła do pieszczot. Wodziła językiem po członku od żołędzi do potężnych jąder, podgryzając go i pokrywając śliną. Pocałowała żołądź, po czym oblizała z warg pierwsze krople rozkoszy. Jego potężne, wilgotny od śliny członek sterczał teraz. Wstała na drżących nogach i niezdarnie zsunęła majtki na ziemię. Wtedy chwycił ją w pasie i uniósł, jak piórko. Podrzucił ją lekko niczym małą dziewczynkę i chwycił pewnie pod udami. Spróbowała go objąć nogami, ale był zbyt szeroki. Ledwo była w stanie oprzeć się o niego. On jednak zdawał się w ogóle nie czuć jej ciężaru. Poczuła członek głaszczący jej kobiecość i przesuwający się między wargami. Objęła go mocno by opaść, jak w transie na dół, a ogromny, ciemny wąż zatopił się w jej ciele. Mężczyzna unosił ją w górę i w dół, nabijając na siebie. Anna jęczała głośno, łapała mocno powietrze, gdy ją unosił. Był zbyt duży, przymknęła oczy, czując narastającą mieszaninę rozkoszy i bólu.

Opuścił ją na ziemię, widząc, że ciało Anny nie jest w stanie go w pełni przyjąć. Uklękła, opierając się mocno dłońmi o mokrą ziemię i rozsunęła uda. Objął ją, chwytając w ogromne dłonie jej piersi. Jej sterczące od rozkoszy sutki wbijały się w jego dłonie, gdy naparł na nią. Jej milczący olbrzym mógł w tej pozycji wejść głębiej, czuła jego ruchy, jak rozpływa się w niej i wypełnia niemal całą jej pochwę. W pewnym momencie wyciągnął z niej członek. Opadła na brzuch i obróciła się w stronę nieznajomego kochanka. Wytrysnął, a strumyczek spermy upadł na jej brzuch i piersi. Przesunął dłoń ku jej kobiecości. Anna zacisnęła uda, dając mu do zrozumienia, że na dzisiaj wystarczy jej wrażeń. Wzruszył ramionami i chwycił pod kolanami i barkami, unosząc do góry. Nie wiedziała, co ma czuć, chociaż nie czuła strachu. Widziała tylko przed sobą biały prostokąt zawieszonej na drzewie koszulki i trójkąt majteczek leżących na ziemi. Obie te rzeczy oddalały się od niej, jak cichy olbrzym sunął bezgłośnie ku tafli jeziora. Zanurzył się z nią aż po pas i opuścił kobietę niżej. Przez chwilę wzdrygnęła się, jednak woda okazała się być cieplejsza, niż się spodziewała. Sięgnęła do pokrytych spermą piersi i zaczęła myć je, a potem brzuch. Chłodna woda zdawała się koić jej obolałą od olbrzyma kobiecość. Wreszcie wyszli z wody. Stanęła na trzęsących się nogach. Olbrzym uniósł jej koszulkę i pomógł jej ją włożyć. Bez słowa obróciła się i odeszła w stronę swojego pokoju.


Poranek zbudził ją głośnym śpiewek ptaków, a potem hałasem kosiarki. Gdy otworzyła oczy, nie mogła uwierzyć w sen, jaki miała w nocy. Sama myśl, że coś takiego mogło ją spotkać na jawie, było niezwykłe. Jednak to był tylko sen. Wtedy odkryła kołdrę i spojrzała w dół.

„Gdzie są moje majtki?”, zapytała skonsternowana. Poniżej widziała różowy trójkąt podbrzusza i różowego ciała z małą kępką jasnych włosków. Czuła, jak jej serce przyśpiesza. Gdy wstała od razu pobiegła do łazienkowego lustra.

Na jej ciele nie było innych śladów. Tylko ten brak bielizny. Zaczęła szukać wokół łóżka, pewna, że poprzedniego wieczoru miała ją na sobie.

Parking

Gdy wjechali na parking dla TIR-owców stało tam zaledwie kilka aut. Z małego motelu wciśniętego w kąt parkingu wychodzili ostatni kierowcy. Dwóch siedziało na składanych krzesełkach, kryjąc się w cieniu między samochodami. Poza nimi nikogo więcej nie było. Dopiero po chwili zza wysokich krzewów wyszła kobieta w skórzanej minispódniczce z trudem zasłaniającej jej czerwoną bieliznę. Do tego pończochy z wyraźnymi oczkami, bluzeczka na ramiączkach i makijaż, który dodawał jej kilka lat.

– Lokalne prostytutki. Czasem się kręcą koło TIR-ów. Ciągną do nich jak muchy.

– Kto inny by się na taką pisał – skomentował Janek. Siedząca z tyłu Anna przyglądała się kobiecie, która nie przejmując się radiowozem, spacerował po parkingu. Po chwili podeszła do dwóch kierowców siedzących . Szybko odeszła jednak, najwyraźniej nie znajdując w nich klientów.

– Trzeba będzie ją spytać, czy nie widziała kogoś.

– Co? Po co? Daleko jesteśmy od miejsca…

– Proszę to zrobić – powiedziała spokojnie Anna.

– Rozumiem.

– Pogadam z kierowcami.


Gdy starszy sierżant zajął się rozmową z prostytutką, Anna podeszła do grupy siedzącej na krzesełkach. Wyraźnie kończyli śniadanie.

– Witam panowie.

– Witam, panią władzę. Kogoś nowego przysłali – uśmiechnął się jeden z nich spod siwego wąsa.

– A no, chwilowo. Widzieliście w okolicy coś dziwnego, może słyszeliście – zaczęła.

– Chyba nic. Jesteśmy tu od wczoraj. Co się stało? – dołączył się młodszy kierowca, siedzący obok.

– Morderstwo przy drodze na północ od Kromleszna. Sprawdzamy wszystkich potencjalnych świadków.

– Hmm, niestety nie pomożemy. Może autostopowiczce się w końcu udało… – westchnął.

– Autostopowiczce?

– Tak ją nazywam. Taka lokalna legenda. Młoda dziewczyna łapie stopa przy drodze. Jak dojedziesz z nią tam, gdzie chce, to wysiada i znika, jak kamfora.

– Mhm – policjantka przez moment szukała właściwego określenia – ciekawa historia.

– Jak wiele tutaj.

– Rozumiem. Poproszę jeszcze o dane panów, w razie, gdyby zastała potrzeba kontaktu.

– Oczywiście...


– Rozumiesz – Anna, próbowała dojść do siebie, po rozmowie ze starszym kierowcom.

– Tak, ale nie wierzę. W sensie, sama rozumiesz. Krążyło tutaj sporo historii o tamtej drodze. Ludzie coś widzieli i dorobili sobie legendę.

– Hmm, jakie historie?

– A no gadali na wiosce, gdy byłem jeszcze dzieciakiem. W latach 70-tych zginęła rodzina. Ojciec z córką, właśnie taką 17-letnią pannicą. Zniknęli po prostu. Mieszkali przy wjeździe do miasta od północy. Tak, jak kończy się ta nieszczęsna droga, ale głębiej w lesie. Ponoć straszne odludki, mało się z ludźmi widywali, tylko czasem ich lokalni odwiedzali albo przyjeżdżali do miasta. Potem nagle zniknęli oboje. Jeden z kolegów, który pracował w tym okresie z ojcem dziewczyny poszedł do ich domu. Ponoć był całkiem opustoszały. Parę lat później spłonął od pioruna i tyle byłoby. Potem ludzie podobno widywali jakąś młodą dziewczynę spacerującą przy drodze.

– Jeszcze tego brakowało.

– Co?

– Historie o duchach. Wolałabym naprawdę tych kiboli, z nimi sprawy są dużo prostsze.

– Widzisz, masz wyzwanie – uśmiechnął się Marek.

– A prostytutka?

– Ona? Nic nie widziała, nic nie słyszała. Udawała, że nie zna polskiego, tylko po białorusku umie – Marek wyszczerzył się zadowolony z siebie – Tylko źle trafiła, bo też trochę umiem.

– Coś wiedziała?

– Nic. Tylko tyle, że ona nigdy nie stoi przy tamtej trasie, bo tam nikt nie jeździ.

– Wracajmy na komisariat.

Bezowocne dni i gorące wieczory

Anna zaparkowała samochód i przez moment jeszcze siedziała w fotelu kierowcy, stukając palcami w kierownicę. Próbowała przetworzyć w głowie wszystko, co do tej pory usłyszała, jednakże miała wrażenie, jakby ktoś wysypał przed nią pudełko niekompletnych puzzli, z których połowa wyglądała, jakby wylądowały ze złego pudełka. Spędzili 2 dni na przesłuchiwaniu świadków, którzy nic nie widzieli i nic nie słyszeli. Wysiadła z auta, otrzepując buty z lepkiego błota.

– Jak twoje poszukiwania? – zapytał Janek obserwując, jak Anna wchodzi do biura i odstawia torbę na krzesło.

– Przeszłam jeszcze raz tamto miejsce.

– Znalazłaś coś? Nawet pies się poddał.

– Co… – zamyśliła się na moment – nie nic. Głupia intuicja.

– Nie przejmuj się – rzucił Jacek – i nic nie da wściekanie się na komputer – rzucił, widząc, jak ta rozdrażniona walczy z laptopem.

– Masz rację.

– Masz jeszcze sporo tropów. Nic straconego.

– Fakt. Chociaż wątpię, by żona ofiary wiedziała cokolwiek użytecznego. Wiesz, to nawet nie chodzi o czas. To dopiero kilka dni, ale o to, że pierwszy raz w życiu, nie mam pojęcia, jak do tego podejść.

– Tak?

– To nie na moją głowę.

– Po kolei pani Aniu – komendant stał w drzwiach. Uniosła wzrok w stronę postawnego policjanta. Poznała go wczoraj. Pan Arkadiusz wyglądał na dobrotliwego człowieka i wydawał się być przyjemny w obyciu.

– Łatwo powiedzieć.

– Po co się pani głowi, co będzie za tydzień. Jutro pani pojedzie, posłucha ludzi i poszuka. Kto wie, co czas przyniesie – rzucił.

– Mam nadzieję, bo na razie ta sprawa to…

– Wariactwo?

– Tak – przyznała.

– Pani stres nikomu życia nie wróci. Znajdzie go pani.

– Albo ją.

– Słucham?

– Nie wiemy jeszcze, czy to była kobieta, czy mężczyzna.

– No tak – skinął pojednawczo – proszę zostawić ten raport na jutro i tak siedzi pani po czasie.


Słowa komendanta trochę ją uspokoiły, chociaż wciąż miała co do tej całej sprawy złe przeczucie. Wysiadła z auta i po chwili wydobyła torbę z rzeczami i szmacianą siatkę obciążoną zapasami i przyjemnym ciężarem butelki wina. Nie powinna pić, ale w końcu była po służbie. Potrzebowała choć trochę się zrelaksować, zwłaszcza po długim, bezowocnym dniu spędzonym na gonieniu własnego cienia.

– Powinieneś bardziej go pilnować. Spójrz, jak on wygląda – usłyszała stanowczy, kobiecy głos dochodzący zza wysokich tuj.

– Przepraszam, pani Elizo. To się nie powtórzy. Obiecuję – wyjrzała zza krzewów i dostrzegła właścicielkę siedzącą w siodle kasztanowego konia. Ściskała w dłoniach szpicrutę. Przez chwilę uniosła przedmiot w górę, po czym zaczęła wymachiwać nim koło głowy szczupłego chłopaka stojącego obok.

– Lepiej go pilnuj następnym razem – rzuciła oschle i szpicruta przemknęła koło ucha chłopaka – Albo będę musiała wyciągnąć konsekwencję. – Chłopak zbladł i zdawał się zapaść w sobie, byle tylko uniknąć kolejnego użycia szpicruty przez swoją szefową.

– Rozumiem… proszę pani – odpowiedział, schylając głowę.

Głośny silnik samochodu przerwał wymianę zdań.

– Lepiej byś zrozumiał – powiedziała spokojniej. – Odprowadź konia do stajni i wyszczotkuj go lepiej tym razem. Przyjdź do mnie potem.

Chłopak ukłonił się i chwycił mocniej wodzę, widząc zsiadającą szefową. Ta zaś zwinnie zeskoczyła z siodła i wylądowała lekko na ziemi. Pod jej wysokimi butami do jazdy wzbiły się obłoczki pyłu. Pracownik przejął wodze i odprowadził konia do niskiego budynku, gdzie mieściła się stajnia. Anna obserwowała, jak kobieta podchodzi do czarnej Skody na gdańskich numerach. W końcu, wiedząc, że i tak musi ze swojej kryjówki dotrzeć do pokoju, Anna wyszła zza tuj i skierowała się wprost przed siebie. Dalej była ciekawa, kim jest nowy gość.

– O pani Aniu, witamy. – usłyszała od właścicielki, gdy tylko zbliżyła się do rozmawiających. Najwyraźniej toczyli przed chwilą dość żywiołową rozmowę, teraz jednak umilkli obserwując niską policjantkę.

– Artur – mężczyzna w szarym garniturze wyciągnął pewnie dłoń. Uścisnął mocno rękę Anny, obdarzając ją przy tym szerokim uśmiechem. Mógł mieć najwyżej 30 lat. Skrojony na miarę garnitur dobrze na nim leżał, eksponując szerokie ramiona i wąską talię mężczyzny.

– Anna – uścisnęła dłoń Artura. Miał bardzo delikatne dłonie. Mimo to uścisk wydawał się być dość pewny.

– Miło panią poznać. Nie wiedziałem, że masz otwarte dla gości? – pewność siebie aż biła od niego, wyglądał na kogoś, kto może wszystko.

– Uznałam, że warto pomóc lokalnej policji, pani Ania nie mogła nigdzie znaleźć wolnych pokoi.

– Ahh tak. Pani jest z policji?

– Tak, z Olsztyna.

– Miło poznać. Miałem kilku klientów z tamtą, bardzo urodziwe miasto.

– Doprawdy.

– Mamy z panem mecenasem do omówienia kilka spraw, jeśli pani wybaczy.

– Oczywiście – Anna odpowiedziała uśmiechem, „A więc adwokat”.

– Na pewno będzie jeszcze okazja na rozmowę przy kawie. Byłbym zaszczycony – mecenas ukłonił się. Anna powoli odeszła do swojego pokoju, nie chcąc przerywać rozmowy.


Eliza zamknęła drzwi biura na klucz. Wiedziała, że w umyśle siedzącego na fotelu mężczyzny kształtują się różne wyobrażenia tej rozmowy. Wiedziała też, że w większości są one błędne. Buty do jazdy zastąpiła podobnymi butami z czarnej skóry, na lekkim obcasie. Poza tym białe obcisłe bryczesy i niebieska koszula pozostały takie same. Przez półprzeźroczysty otaczający dekolt przebijał się ciemnoniebieski, koronkowy stanik. Wiedziała, że tak jest, bo wcześniej specjalnie wybrała tę koszulę. Zbliżyła się do mężczyzny spokojny krokiem, starając się mocno i dobitnie uderzać obcasami o drewnianą podłogę.

– Kazałam ci się obrócić.

– Nie proszę pani – usłyszała od strony fotela, gdy siedzący tam młody mężczyzna obrócił głowę w drugą stronę, ku pustemu fotelowi, na którym przed chwilą siedziała.

Podeszła bliżej i odłożyła klucze tuż przed oczami siedzącego. Chciała mu dać znać, że drzwi są zamknięte i tylko ona, może mu pozwolić wyjść. Czterdziestolatka położyła dłoń na ramieniu młodszego mężczyzny. Zacisnęła na jego barku palce i przyciągnęła do oparcia krzesła. Jego głowa zatrzymała się na jej piersi. Widziała, jak coraz szybciej oddycha, jak się poci i drży. Pochyliła się i ugryzła go w płatek ucha. Podskoczył jak rażony prądem.

Ruszyła znowu, omijając biurko i zbliżyła się do swojej strony, po czym sięgnęła do szafki. Po chwili trzymała w rękach swoje ulubione narzędzie pracy. Czarny palcat zalśnił w ciepłym świetle lamp, po czym z głośnym świstem przeciął powietrze. Mężczyzna zadrżał jeszcze mocniej.

Z tym samym opanowaniem i spokojem obeszła biurko, po czym zajęła miejsce tuż przed siedzącym przy biurku mężczyzną.

– Odsuń się – kazała stanowczym głosem. Na co, ten odsunął krzesło. Usiadła wygodnie na biurku i oparła nogę o kolano mężczyzny. Przesunęła szpicrutą po jego twarzy, po czym uderzyła, wywołując wstrząs. Cieszyły ją szeroko otwarte i pełne zaskoczenia oczy ofiary.

– Zamknij buzię – rzuciła, patrząc, jak otworzył usta zaskoczony – chłopczyku.

Jej but znalazł się na udzie mężczyzny, a następnie przesuwała stopę wyżej, po jego piersi, aż czubek buta znalazł się na wysokości podbródka mężczyzny. Wygodnie oparła się na biurku.

– Na co czekasz? – spytał zniecierpliwiona, patrząc, jak mężczyzna zaskoczony zaczyna dotykać jej nogi i buta. Ponagliła go, skłaniając go do pocałunków składanych na twardej skórze. – Rozepnij.

Zsunął but z jej stopy. Oparła duży palec o jego usta i rozchyliła je. Chciała, by je całował i lizał. Zmieniła nogę i cała procedura powtórzyła się znowu. Uśmiechnęła się, widząc rosnące nabrzmienie na wysokości jego krocza, które zaczynało uwidaczniać się na tle dżinsowych spodni. Gdy jej sługa sięgnął, by rozpiąć rozporek, widząc to spojrzenie, oparła stopę o jego pierś i pchnęła na krzesła.

– Jeszcze nie – szepnęła i opierając stopę o krocze mężczyzny. Czuła pod stopą, jaki jest duży, zaczęła delikatnie głaskać go palcami stopy. Zsunęła się z biurka i obeszła mężczyznę. Stanęła z boku, zmuszając go do wysiłku. Wiedziała, że z trudem powstrzymuje się przed spojrzeniem w jej stronę. Czekała jednak na to, i gdy tylko obracał głowę, uderzała mocno szpicrutą, celując w pierś lub uda mężczyzny. Zajęczał cicho po ostatnim ciosie. Rozpięła i zsunęła bryczesy w dół, odsłaniając koronkowe majteczki, pasujące kolorem do stanika. Po chwilę zdjęła też koszula. Widziała, jaki jest rozpalony. Gdyby nie jej stanowczy ton i szpicruta wyglądał na gotowego, by rzucić się na nią. Kolejny cios szpicruty. Nakazała mu wstać i rozpiąć spodnie. Zsunął je, a następnie czarne bokserki odsłaniając wygolone do nagiej skóry krocze.

– Tak jak lubię – wyszeptała mu do ucha, delikatnie chwytając wydepilowany członek w dłoń. Zaczęła masować jego penis, mocno zaciskając go w dłoni. – Przyjemnie? – spytała.

– Mhm – westchnął, gdy zacisnęła mocno palce na jego kroczu. Zajęczał mocno.

– Myślisz, że teraz rozłożę przed tobą nogi? – nic nie odpowiedział, rozejrzał się tylko wokół – Odpowiedz.

– Nie? – głos mu drżał.

– Zgadłeś. Jeszcze nie zasłużyłeś. Teraz bądź grzecznym chłopcem i oprzyj się o biurko. Właśnie tak. – pokierował go, gdy oparł się o blat biurka – Ręce prosto i szeroko.

Odsunęła krzesło na bok i podeszła do szarego pudełka, które do tej pory stało z boku biurka. Na pudełku nie było nazwy firmy, było tylko niewielkie logo w kształcie stylizowanej głowy kota. Poza tym na pudełku nie było nic innego. Otworzyła opakowanie i uśmiechnęła się, widząc przerażone spojrzenie jej sługi.

– Podoba ci się? – zapytała. Mimo łagodnego tonu uśmieszek kobiety nie budził wątpliwości co do jej zamiarów. Ani to, ani trzymany w jej dłoniach przedmiot. Wyjęła z szafki buteleczkę i zrobiła rundkę wokół pokoju.

Znała podstawowe prawo kina, to czego nie widać, przeraża bardziej. Umiała je doskonale zastosować. Zsunęła majtki w dół i zaczęła ubierać szeroki pas. Zapięła skórzane, podścielone miękkim materiałem sprzączki wokół ud. Przez chwilę walczyła, regulując pas. Pokryta wypukłościach, zaokrąglona wypustka po wewnętrznej stronie pasa zanurzyła się w jej wilgotną kobiecość. Wlała odrobinę żelu do środka i posmarowała wypustkę, po czym ponownie wsunęła ją do środka. Krawędź wypustki oparła się o jej łechtaczkę, drażniąc ją przy kolejnych ruchach.

Kolejną porcję olejku rozsmarowała na sztucznym członku, który zwisał między jej nogami. Ciemnoróżowy przedmiot lśnił po chwili. Zbliżyła się do swojego sługi i oparła zabawkę o jego plecy, po czym powoli odsuwała się, przesuwając czubek sztucznego penisa po plecach mężczyzny. Uderzyła szpicrutą o jego łydkę.

– Nogi szerzej – nakazała, gdy czubek członka zbliżył się do odbytu sługi. Wylała solidną porcję olejku, smarując mężczyznę. – Nie zrobię ci krzywdy.

– Ja – wymamrotał.

– Nie ma „ja” – odpowiedziała stanowczo. Cofnęła się o krok i zbliżyła się ponownie z trzymanymi w palcach błękitnymi figami. Przyłożyła je do ust mężczyzny – Otwórz usta.

Włożyła bieliznę do jego ust. Po czym wróciła do smarowania pupy sługi. Potem naparła na niego.

Wygiął się mocno, na razie czując w sobie jedynie jej palce. Po chwili rozluźniła go nieco i spróbowała ponownie. Tym razem sztuczny członek wszedł, najpierw tylko żołądź, potem po chwili, wsunęła go do połowy. Wylała więcej olejku.

Powoli brała go. Czując przy tym, jak wypustka ociera się o jej kobiecość, doprowadzając ją do szaleństwa. Przyśpieszyła, czując drżenie w ciele swojego sługi. Weszła głębiej, potem jeszcze trochę.

– Nie chcę ci zrobić krzywdy. Nie szarp się – wyszeptała, pochylając się nad nim.

Powoli wysunęła członek na zewnątrz i powtórzyła. Potem znowu i znowu. Gdy złapała rytm, sięgnęła i wyciągnęła z ust sługi knebel. Chciała słyszeć, jak jęczy. Chwyciła jego sterczący penis.

– Tylko nie dojdź mi na biurko, bo będziesz musiał wszystko wylizać – nakazała, łamanym z podniecenia głosem.

Po chwili przyłączyła się do jęków mężczyzny.

Gdy skończyła, pozwoliła młodszemu mężczyźnie usiąść na krześle. Stanęła przed nim patrząc, jak jego naprężony i czerwony penis drży, po dopiero co ukończonej zabawie.

– Podobało ci się Arturze?

– Tak, proszę pani – powiedział przyglądając się kobiecie. Rozpięła pas i odłożyła go na bok, ukazując młodemu adwokatowi wydepilowaną szparkę. Wiedziała, że jego oczy są teraz utkwione na jej wargach sromowych, które nabrały od podniecenia koloru dojrzałych jabłek.

– Myślisz, że zasłużyłeś na to, by mnie zerżnąć?

– Tak – wyszeptał.

– Masz to, o co cię prosiłam? – sięgnął po stojącą z boku biurka skórzaną torbę.

– Dobrze. Ważne, że masz, a teraz chodź – chwyciła go za podbródek i poprowadziła do szerokiej sofy stojącej w rogu pokoju. Usiadła wygodnie rozsuwając nogi.

Adwokat chwycił jej biodra i wszedł w nią. Szybko wytrysnął, a strumyczek białej cieczy ściekł po udach kobiety.


Eliza usłyszała pukanie do drzwi pokoju.

– Wejdziesz?

– Nie. – Adam rzucił, obserwując ubraną w lekki szlafrok kobietę – Musiałaś to robić.

– Potrzebowaliśmy tych dokumentów. Gdyby ich nie ukradł, byłoby po nas. Cała sprawa poszłaby się walić.

– Nie mogłaś go przekupić?

– Przekupiłam. Wszystko ma swoją cenę – powiedziała zamykając drzwi, za odchodzących mężczyzną.

„I zapewne jeszcze będę długo ją płacić”, powiedziała już do siebie.

Czuła się zmęczona i potrzebowała odpoczynku. Najbliższe dni będą dla niej trudne. Do tego, ta nieszczęsna policjantka, ale lepiej trzymać ich blisko i obserwować. Usiadła na łóżku i kliknęła na zakładkę. Poza zalogowaniu miała dostęp do kamer monitoringu w całym ośrodku, tych jawnych i tych ustawionych dla specjalnych gości.

W kamerze widziała śpiącą blondynkę w nocnej koszuli. Leżała na brzuchu, a odkryta kołdra ukazywała tatuaż na jej lewym pośladku. Eliza przełączyła kamerę na inną, po czym przybliżyła obraz na udo dziewczyny. Zielony smok zdawał się wspinać po jej pośladku. Eliza uśmiechnęła się.

„Gdzie zawędrowałeś, mały smoku” – pomyślała zamykając stronę i kładąc się spać.

Ten tekst odnotował 13,605 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.79/10 (28 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (16)

+1
0
Takie miłe zaskoczenie. Kto by pomyślał 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Marta90 a widzisz 😀 Troszkę mnie zainspirowałaś do ruszenia szarych komórek. Poza tym, jakoś pasowało to do obecnych postaci. Mam nadzieję, że nie poszło za mocno w harlequin...

Sądząc po gwiazdkach, ktoś się nie tego spodziewał. Trzeba wybrać bezpieczny balans między tagami i spoilerami. Chyba muszę następnym razem, jakieś ostrzeżenie dać.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jestem ciekawa czy nawiedzane sny mogą stać się rzeczywistością. Czasem świat snu przeplata się ze światem realnym. Jak u Zafona. Ale ten femdom i policjantki, realne sny są ciekawym pomysłem. Zobaczymy co wyniknie z tego dalej..
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Troszkę zbyt wiele "dłużyzny", tzn.opisów - a mniej (na razie)akcji. Rozumiem że afera zaczyna się rozwijać. Rzeczywiście,jak na razie główny bohater(-ka) jeszcze się nie ujawnił. Ale początek ciekawy - szkoda że tamten główny bohater marnie zginął.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Poprzedni bohater był niestety chodzącą kliszą. To główny powód dla którego nie zamierzałem go ciągnąć dalej.

EDIT: Co do dłużyzn, traktuje te opowiadania, jako kryminał z dodatkiem (dość dużym, nie ukrywam) erotyki. Jeśli ktoś preferuje dużo akcji i mało opisów, czy historii, czyli literacki odpowiednik standardowej pornografii, to no cóż, raczej mu tego nie zapewnię.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
BlueNight - @Kitu nie dogodzisz 😀 O ile naprawdę sobie cenię jego uwagi i wciąż uważam, że bez nich (i pamietnej dyskusji o dupie 😀 ) moja historia Adama i Ewy potoczyłaby się inaczej, o tyle wiem, że zawsze musi znaleźć dziurę w całym 😀 Ale to może i dobrze, że jest ktoś taki na stanowosku etatowego krytykanta? 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
A co do samego opowiadania, to polecam go na spokojnie przeczytać, bo jest nieco do poprawy. Głównie powtórzenia, typu "bateria wskazywa resztkę baterii" 😉 sporo członków zaraz obok siebie i takie tam. Sam wyłapiesz 😉

Aha, w pierwszej części jest taki niby drobiazg, ale znaczący - przy sprawdzaniu ofiary policjanci stwierdzają, że ma zegarek za dwa tysie. Okej, może i na oko wiedzą, że za dwa. Ale jeśli taki gość jedzie wypasioną audicą na spotkanie biznesowe za granicę i do tego lekką ręką rzuca napotkanej dziewuszce 5 stów za spełnienie chwilowej zachcianki, to zapewne będzie miał na ręku wielokrotnie więcej 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Novvak przyznaję, że wykorzystuję czytelników, jako króliki doświadczalne i wsparcie korektorskie, bo opowiadania są mocno na surowo wrzucane. Pewnie w trakcie będę całość przeglądał i korygował. Co do zegarka masz rację, zmienię go po prostu na jakiś drogi zegarek 😉 Powtórzenia wyjdą pewnie, jak będę czytał z "chłodną" głową i sprzątał tekst. Zresztą tak, jak i przy poprzednim opowiadaniu.

Jesteś nieoceniona. Dziękuję za pożyteczną i konstruktywną krytykę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Ty mi nie kadź, bo wpadnę w samozachwyt 😉

A w sprawie korekty podpowiadam trzy triki, które ją ułatwiają:
1 languagetools - ja nie korzystam (w sumie nie wiem czemu 😉 ), ale ludzie bardzo polecają
2 każdy edytor tekstu czy Word czy dowolny darmowy ma wbudowaną wyszukiwarkę i słownik synonimów. Wpisuj najczęściej używane słowa jak penisy, członki, cipki itp. 😀 i zobacz, czy nie pojawiają się w tekście stadami. Ja wiem, że liczba pewnych pojęc jest mocno ograniczona, ale przynajmniej można pokombinować 😉
3 jak wrzucasz tekst już na Pokątne, to i tak przeciez musisz zrobić formatowanie. A przy okazji go przeczytaj, na odwrotnym ukladzie kolorów niż typowy (jasne litery na ciemnym tle) niektóre rzeczy widać lepiej.

I się nie przejmuj. Jeden mój tekst przeszedł cztery etapy sprawdzenia (moje numer 1, korektora pierwszego, korektora drugiego, moje numer 2) i nadal ma drobne potknięcia warsztatowe 😀

PS Taka sugestia, możesz ja oczywiście zignorować. Z zegarkiem można zrobic taki myk, że miejscowy policjant mówi, że denat ma sikora za powiedzmy 20 klocków, a pani detektywka 😉 się dziwi skad wie, a on że to jego hobby i taka tam gadka szmatka. Moze wyjść z tego fajny dialog. Nawet nazwę marki możesz podać jak chcesz, tylko proszę niech to nie będzie sztampowy Rolex 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@BlueNight Słuchaj Agnessy ale nie za bardzo, bo faktycznie wpadnie w samozachwyt, a ja w depresję. Wbrew pozorom musiałbym się trochę natrudzić, Agnesso, aby znaleźć tytuły opowiadań pod którymi nie mam sumienia znaleźć słowa krytyki, ale naprawdę są takowe nie tylko w opowiadaniach "Pokątne". Jest ich nawet kilkanaście. Ale pociesz się, że narazie jest tylko jedna autorka opowiadań, której kompletnie nie trawię i jak widzę jej wypociny to dostaję "białej gorączki". Jest to "Historyczka".
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Trzeba słodzić i dbać o wierną czytelniczkę 😀.
Korzystam z languagetools i z KorektorPolski. Cudownie działa, jako metoda obniżenia mojego samozachwytu i przypomina, że warto byłoby wrócić do podstawówki i powtórzyć interpunkcję 😉 Jak się wścieknę, to chyba skończę napisaniem własnego narzędzia do statystyki słów kluczowych itd..

Co do edycji i korekty tekstu. Szczerze powiedziawszy, mam problem ze znalezieniem bezpiecznej równowagi między chęcią podzielenia się tekstem z ludźmi, a satysfakcją z tworzenia. Korekta jest wybitnie mało satysfakcjonująca, ale niezbędna. Znając swój styl pracy, dzisiaj lub jutro skopiuję całe opowiadanie z powrotem do edytora, przeczytam od zera "nowymi" oczami, powściekam się, za swój idiotyczny styl i kolejną godzinę lub dwie spędzę usuwając odnalezione powtórki, przeredagowując tekst i nadając mu mniej surowy kształt. Oczywiście cały proces musiałbym powtórzyć jeszcze ze 3 razy, a że mam też inne, mniej przyjemne rzeczy do napisania. Czas jest niestety ograniczony.

@Agnessa Novvak Widzę, że ostatnio czytasz moje wypociny, które mam nadzieję trafiają w twój gust. Może dasz się przekonać do robienia za królika doświadczalnego i przejrzenie wersji surowej przed opublikowaniem tutaj dla reszty?

Co do krytyki, @Kitu, czasem zdarza mi się czytać opowiadania publikowane na "Nowej Fantastyce" chociażby, to cóż, ciężko się przyczepić, bo autorzy i autorki tam są zwyczajnie godni poświęcenia im czasu. Tutaj standard jest nieco niższy, ale i tak lepszy niż się do niedawna spodziewałem. Z zasady lubię krytykę, bo słodzenie jest miłe, ale konstruktywna krytyka i wypunktowywanie błędów i niedociągnięć w historii wymaga uważniejszej lektury. Wolę trzymać się zasady, że ma się dziać, by czytelnik nie spał w trakcie, a mi zostawił pole do zabawy historią i od czasu do czasu, wywołania na swojej twarzy wrażenia, "co ja właśnie czytam". Jeśli oprócz tego pojawi się wypiek na twarzy, uśmiech i potrzeba częstszego przełykania śliny między kolejnymi akapitami to jest mi już zupełnie dobrze.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0

Trzeba słodzić i dbać o wierną czytelniczkę



Wyrazy uwielbienia w czekuladkach przyjmę chetnie, tylko znajdę jakiś wolny termin 😀

Może dasz się przekonać do robienia za królika doświadczalnego i przejrzenie wersji surowej przed opublikowaniem tutaj dla reszty?



Nie będe udawać, że mi to nie schlebia 😉 Ale widzę też kilka problemów:
1 taki ze mnie korektor i instytucja opiniotwórcza, jak z koziej rzyci rajzentasza 😀
2 miewam dość napięty grafik, więc moze się okazać, że prześlesz mi tekst w np. poniedziałek, przeczytam go uważnie (bo inaczej nie ma sensu) w powidzmy środę, w czwartel zrecenzuje i tak dalej. A czas to piniondz 😉
3 szczegółowej korekty się nie spodziewaj, raczej podkreśle kilka rzeczy albo wypunktuję jak w komentarzach, ale na pewno poprawek robić nie będę
4 mam specyficzny, rozbuchany styl na granicy grafomanii i moje uwagi wcale nie muszą przynieść ci pożytku 😉
5 na żodnego królika się nie zgadzam. Nad foką pomyślę 😀

W razie czego wal na maila: agnessanovvak maupa gmail.com, telst najlepiej żeby był w formacie typowego worda doc lub docx 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Ha ha ha-Agnessa jako krolik.To brzmi ciekawie.Ale to jest zbyt czasochłonne zajęcie i nawet czekoladki(uwaga na wagę!)tu nie pomogą.Trzeba samemu tyrac.Ale sie nie przejmuj-przecież to nei mistrzostwa Swiata w pisaniu opowiadań.Poziom poziomem,ale najważniejsze:nie dac się zwariowac.Mom racja-Agnesso sąsiadko kochana?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Novvak dzięki, określenie królik doświadczalny było celowe. Chodziło mi o kogoś kto przeczyta tekst przed resztą świata i podrzuci, co o nim myśli i co mu się podobało/co mu nie gra.

Nie proszę o odwalanie za mnie brudnej roboty edytorskiej, bo to normalna, żmudna praca, a nie przyjemność. Po prostu ze względu na tematykę ciężko o testowych czytelników, którzy przejrzą całość. Korekcją zajmę się sam, z logiką całej historii i związkami przyczynowo-skutkowymi bywa trudnej i dodatkowa para oczu jest bardzo mile widziana 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
A przysyłaj jak tylko chcesz, przecież nie pogryzę. Ale uprzedzam, że mogę nie oddać tekstu szybko, bo mam naprawdę sporo na głowie. A jak już oddam, to licz się z uwagami, skreśleniami, dopiskami i możliwym ogólnym zaoraniem 😀

PS Nadal czekam i nic 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-1
Pomysł na fabułę ciekawy... Widzę potencjał. Ale sporo pracy przed autorem. Po pierwsze podstawowy research - jeśli rzecz rozgrywa się na Suwalszczyźnie, która leży w województwie podlaskim, to nijak się tam ma policjantka z Olsztyna, które to zacne miasto jest stolicą województwa warmińsko-mazurskiego. Właściwa terytorialnie byłaby wojewódzka KP z Białegostoku.
Po drugie - więcej skupienia nad tekstem. Literówki warto wychwycić, gdy są zbyt rażące. O interpunkcji nie wpomnę. Tego jest tak dużo, że nie pokuszę się o ctrl c + ctrl v, bo mnie palce rozbolą.
Po trzecie - majtek, pasków itd. się nie UBIERA. Można je ewentualnie włożyć. Podobnie z dwoma facetami - nie można o nich powiedzieć "z obojgiem", jeno "z obydwoma"... A to tylko cząstka błędów autora.
Niemniej życzę powodzenia i pozdrawiam z Warmii 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.