Debiutant - amerykański sen

3 kwietnia 2016

Opowiadanie z serii:
Debiutant

Szacowany czas lektury: 2 godz 12 min

Czyli dalsze przygody dalszych przygód dalszych przygód Sławka ;)

GreatLover życzy przyjemnej lektury ;]

Mari Anne, gdziekolwiek jesteś, dziękuję Ci za inspirację do tytułu tej części :)

Nie mogłem złapać tchu. Czułem kropelki potu spływające po twarzy. Niektóre zatrzymywały się na kącikach ust, częstując mnie swym słonym smakiem. Serce z solidnego dudnienia powoli przeszło w mocny, równy rytm a kutas zaczął wiotczeć i leniwie opadać między udami.

- Co... co powiedziałeś? – wysapałem w kierunku Steve'a, gdy udało mi się złapać głębszy oddech.

Mój szef zaśmiał się krótko, a Brandi dołączyła do niego, przyglądając mi się z uśmiechem. Ześlizgnęła się ze stołu, podniosła ubrania i zaczęła zakładać je na siebie w zdumiewającym tempie.

- Było super – powiedziała, podchodząc do mnie i delikatnie cmokając w usta, starając się nie podrażnić twarzy. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że przed chwilą naprawdę udało mi się ją zaliczyć.

- No ja myślę – powiedział Steve, który uważnie przeglądał nagrany filmik. Z trzymanego przez niego aparatu słyszałem swoje posapywanie i krzyki zaliczonej przeze mnie aktorki. Zaczęło do mnie docierać, co właściwie zrobiłem.

Schowałem sflaczałego fiuta i ze zdziwieniem spojrzałem na stojącą przede mną kobietę – wciąż miałem dziwne wrażenie, że niedawne wydarzenia nie miały miejsca.

- Mogę już iść? – spytała Steve'a patrząc na niego przelotnie i posyłając mi zniewalający uśmiech.

- Mhm – wydukał Steve, nie odrywając oczu od telefonu – jesteś wolna, Brandi i ewentualnie zarezerwuj sobie czas. Przećwiczysz dla mnie debiutanta, zanim wpuścimy go na plan.

- Świetnie! – odpowiedziała z niekrytą radością, puszczając do mnie oczko – do zobaczenia! – dodała wesołym tonem, opuszczając pokój.

Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, nogi się pode mną ugięły. Ciężko oparłem się o biurko, starając się nad sobą zapanować.

- Dałeś czadu, stary. Najlepszy pokaz, jaki widziałem od dawna. Szacun – powiedział Steve, podsuwając mi telefon pod oczy.

Filmik wyglądał na typową amatorską produkcję, których pełno jest w sieci. Z niedowierzaniem patrzyłem na pieszczącą mnie aktorkę, a później na jej ciało – rozciągnięte na biurku i podrygujące w rytm moich ruchów. To niesamowite, że byłem tajemniczym bohaterem tego nagrania.

- Wpisz swoje imię, nazwisko i kraj, z którego pochodzisz – powiedział Steve, zatrzymując filmik i przechodząc do opcji – aha, dopisz hasło DEBIUTANT bym mógł łatwo znaleźć ten filmik – dodał, podając mi telefon.

Wpisałem swoje dane i korzystając z okazji przeczytałem najbardziej interesującą mnie rzecz. Poczułem, jak oblał mnie rumieniec wstydu.

- Siedem minut?

- To i tak długo jak na nowego człowieka w branży, uwierz mi. Były tutaj takie egzemplarze, które potrafiły spuścić się w spodnie, zanim dojdzie do jakiejkolwiek akcji. Świetnie sobie poradziłeś, chociaż od razu rzuciłem cię na głęboką wodę. Wszyscy Polacy są tacy? – spytał z ciekawością w głosie, zabierając telefon.

Nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Głowa huczała mi od natłoku myśli.

- Usiądź na chwilę, musimy omówić interesy – Steve obszedł mnie naokoło, wskazując krzesło stojące pod ścianą i zaczął grzebać po szufladach.

Ruszyłem przed siebie ciężkim krokiem i chwyciłem krzesełko, na którym siedziałem, gdy... „Zrobiłem to. Ja pierdolę! Naprawdę to zrobiłem!... Co teraz?” zastanawiałem się gorączkowo, siadając przy biurku. Spojrzałem na podsunięty, pokryty drobnym pismem dokument.

- To zgoda na wykorzystanie nagrania i twojego wizerunku, chociaż akurat tutaj niewiele go udostępniłeś – wyjaśnił mi Steve, rechocząc z własnego żartu, jednocześnie stukając wyłączonym długopisem w odpowiedni akapit – tutaj wyrażasz zgodę na wykorzystanie nagrania w kampaniach reklamowych a tu oświadczasz, że zrzekasz się praw autorskich na naszą rzecz. Jakieś pytania?

- Nie... chyba nie...

- Dobra, przeczytaj sobie wszystko dokładnie przed podpisaniem, a ja wypiszę ci kwit za dzisiejszą scenę – powiedział Steve, przekręcając ekran monitora w swoją stronę.

Poczułem dreszcz podniecenia.

- Kwit? – spytałem, siląc się na obojętny ton, modląc się duchu, by głos nie zadrżał w krytycznym momencie.

- W końcu po to tutaj przyszedłeś, zgadza się? – spytał retorycznie, napieprzając w klawiaturę jak szalony – dobra, drukuj. – powiedział głośno, klikając w odpowiednią ikonę.

Gdy drukarka wypluła dokument, podał mi jeszcze ciepłą kartkę do ręki – prześlizgnąłem wzrokiem po wszystkich bzdetach mówiących o rozliczeniach i zatrzymałem się na kwocie: pięćdziesiąt dolarów. Pięćdziesiąt dolców zarobionych w siedem minut!

- Może być? – spytał mnie Steve, uśmiechając się przyjaźnie.

Czy może być? Czy może być? Właśnie zarobiłem równowartość kilku dni pracy dla Brix Company a on mnie pyta, czy może być?

- Jest dobrze – odpowiedziałem kiwając głową i podpisując dokumenty, rozśmieszając go swoją odpowiedzią.

- Dostałeś mały bonus na zachętę, bo jeszcze nie zostałeś przyjęty. Musimy poczekać na rozmowę z moim szefem i wtedy podejmiemy decyzję. Jeśli chodzi o mnie, to masz duże szanse.

Radość z szybkiego zarobku ulotniła się w ułamku sekundy. Patrzyłem na niego w milczeniu, mając nadzieję, że nie wyglądałem jak skomlący pies.

- Tak jak mówiłem, ja jestem na tak, bo masz odpowiedni gabaryt do mojego najnowszego filmu. Twarzy nie pokażemy, z oczywistych względów. Chcemy podniecić naszych klientów a nie ich przerazić. A tak swoją drogą, to można wiedzieć, co ci się stało?

Rozchyliłem usta i od razu je zamknąłem, zanim zdążyłem wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Przez chwilę miałem zamiar opowiedzieć swoje losy człowiekowi, którego znałem od pół godziny i który nagrywał mnie, gdy uprawiałem seks. Jeszcze czego.

- Zaliczyłem żonę byłego szefa. Dlatego tak wyglądam.

- Łoooooooo! Szacun! Nie podejrzewałem, że z ciebie jest taki numer!

Zaśmiałem się, widząc reakcję swojego „miałem-nadzieję-przyszłego” szefa. Cieszyłem się, że udało mi się mu zaimponować.

- Dobra, było bardzo miło i takie tam, ale ja już muszę spadać. Spędzisz tutaj parę minut z Sally a potem czekaj na mój telefon, ok? – powiedział, wstając i wyciągając do mnie rękę – a i jeszcze jedno, jak odbierzesz swoją wypłatę to idź w lewo, do ostatniego pokoju. Powiedz, że ja cię przysłałem.

- Eee...dobra...a co tam jest?

- Niespodzianka dla debiutantów – powiedział z tajemniczym uśmiechem.

Wyszedł raźnym krokiem, wołając kadrową dziarskim, mocnym głosem („Sally! WYPŁATA!!”). Poczułem, że zacząłem lubić tego człowieka. Czekając nie mogłem opanować rosnącego podniecenia. Pięć dych. PIĘĆ DYCH! Ja pierdolę, najszybsza kasa, jaką zarobiłem w życiu! Analityczna część umysłu podpowiadała mi cierpliwie, bym poczekał ze swoją euforią do ostatecznego werdyktu w mojej sprawie, ale nie zamierzałem jej słuchać. Ochłonąłem w momencie, gdy zdałem sobie sprawę, że z oczywistych względów nie podałem do siebie numeru kontaktowego. Świetnie.

- I jak ci poszło? – spytała Sally, która weszła ostrożnie do środka i zatrzymała się w pół kroku, ze zgrozą wypisaną na twarzy – no nieeee... znowu?! – spytała pełnym obrzydzenia głosem.

Dopiero teraz zorientowałem się, że nie „zatarłem śladów” po swoim występie – jedna strona biurka została kompletnie oczyszczona z bibelotów, które wgramoliły się na drugą, już i tak dostatecznie zagraconą, nie mówiąc o tych, które pospadały na podłogę. Sally zmarszczyła lekko nos i usiadła na swoim miejscu.

- Chyba nie muszę pytać, jak ci poszło? – spytała z przekąsem czytając moje papiery.

Nie odpowiedziałem ani słowem, czując się jak gówniarz, którego mamusia przyłapała na zabawianiu się swoim interesem. Było mi strasznie głupio, ale nie wiedziałem jak mógłbym się usprawiedliwić – w końcu starałem się o pracę w branży dla dorosłych.

- Daj spokój, nie mam do ciebie pretensji – powiedziała Sally, przekładając swoje rzeczy na wolną część blatu – mogę spytać, kto brał udział w twoim przesłuchaniu?

- Brandi Love – odpowiedziałem krótko widząc, jak kadrowej zaświeciły się oczy.

- Brandi? Łaaał! Gratuluję! I jak było? – spytała wybuchając krótkim śmiechem, gdy zobaczyła moją minę – przepraszam, nie mogłam się powstrzymać!

Zaśmiałem się nerwowo i spojrzałem zawstydzony na swoje buty – wiedziałem, że w życiu nie uda mi się tego opanować. Na szczęście Sally kulturalnie nie ciągnęła krępującego mnie tematu – schyliła się pod biurko skąd doleciało mnie pikanie elektronicznego zamka. Skserowała mój kwit a następnie wręczyła mi go z moją pierwszą wypłatą, przypiętą spinaczem.

- Bardzo proszę, twoje pieniądze. Mam nadzieję, że wkrótce będę wręczać ci większe kwoty – powiedziała, puszczając do mnie oczko.

Bez słowa wziąłem od niej pismo i ostrożnie wyciągnąłem banknot. Świeży, nienoszący żadnych oznak użytkowania - niemal lśnił nowością w moich oczach.

- Wiiiiiitaj, Prezydencie Grant! – doleciał do mych uszu wesoły głos kadrowej.

Uniosłem zdzwiony wzrok i napotkałem jej wesołe spojrzenie.

- Lubię obserwować reakcje nowych ludzi w firmie. Każdy reaguje inaczej... - dodała tajemniczo, klikając coś w komputerze.

- Taaak...na pewno... mogę mieć do pani...to znaczy, do ciebie prośbę? – spytałem, przypominając sobie o ważnej rzeczy – mógłbym prosić o jakiś numer telefonu? Tak się składa, że w moim mieszkaniu nie ma założonej linii. Zadzwonię jutro w swojej sprawie, dobrze?

- Żaden problem – odpowiedziała Sally podając mi wizytówkę firmy – postaraj się zadzwonić mniej więcej o tej godzinie, wtedy powinnam mieć dla ciebie ostateczną decyzję.

- Świetnie, dziękuję... mogę spytać o jeszcze jedną rzecz? Co znajduje się w ostatnim pokoju po lewej?

Sally uśmiechnęła się od ucha do ucha i parę razy poruszyła brwiami.

- Steve ci nie mówił?

- Wspomniał coś o... niespodziance?

- ... dla nowych w zespole, zgadza się – dokończyła za mnie, parskając śmiechem – Musisz mieć niezłe szanse u Steve'a, skoro wysyła cię tam już teraz... wybacz, ale sam musisz się przekonać, co to takiego jest. To jest tradycja!

- Eee...? Okej... to w takim razie, chyba już pójdę – wstałem ujmując wyciągniętą dłoń.

- Miło było cię poznać Saa.. Saaa... – pomęczyła się trochę z moim imieniem, ściskając rękę na pożegnanie – nie obrazisz się, jeśli będę nazywała cię Polakiem? Łatwiej mi to wymówić.

Gdy tylko usłyszałem to słowo w mojej głowie naraz rozbrzmiały głosy dwóch osób, które jako jedyne zwracały się do mnie w ten sposób. Nie było to miłe wspomnienie, ale nie zamierzałem poświęcać mu większej uwagi.

- Wolałbym, żebyś nazywała mnie Debiutantem.

***

Zapukałem cicho stojąc przed drzwiami do tajemniczego pokoju. Nie miałem zielonego pojęcia, czego mógłbym się spodziewać – zwłaszcza po tym, co przeżyłem przed chwilą.

- Proszę – usłyszałem stłumiony głos i wszedłem do środka.

Zdębiałem – wydawało mi się, że znalazłem się w gabinecie ginekologicznym. To przynajmniej sugerował charakterystyczny fotel, szafka z przeszklonymi drzwiczkami, pełna jakichś tajemniczych buteleczek i fartuch urzędującej tu brunetki, która siedziała za biurkiem, pochylona nad papierami. Dopiero po chwili obróciła się i obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.

- Od kogo? – spytała krótko, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. Obojętnie przyjąłem spojrzenie, lustrujące moją twarz.

- Ja... od Stevena... tak właściwie to ja nie wiem...

- Rozbieraj się – powiedziała wstając z miejsca i wyciągając spod swojego biurka spryskiwacz ze ściereczką – co tak stoisz? – spytała mnie, widząc moje zdziwione spojrzenie – powiedziałam ci przecież, żebyś się rozbierał – ruszyła w stronę fotela i zaczęła go szorować.

Stałem nieruchomo, nie wiedząc ani co mam powiedzieć a tym bardziej zrobić. Czyżby to była dalsza część mojego przesłuchania?

- Długo będę na ciebie czekać? – spytała mnie z lekką irytacją w głosie, mrużąc oczy jak kotka, gdy zobaczyłem, że wciąż nie wypełniłem jej polecenia.

Spojrzałem na jej gęste, kręcone włosy i ciemne oczy. Mimowolnie zerknąłem na jej piersi, na których wisiał misterny splot koralików. Prześlizgnąłem wzrokiem po całej jej sylwetce, znów wracając do oczu, w których widziałem coraz większą irytację. Nie chcąc denerwować tajemniczej towarzyszki zdjąłem swoją koszulę i spojrzałem na nią pytająco, mnąc ją w rękach.

- Do naga, do naga – dodała z naciskiem, wracając do swojego biurka.

Lekko speszony, rozebrałem się do rosołu, kładąc swoje ubranie na kozetce. Zakryłem swoje krocze rozglądając się po gabinecie zastanawiając się, co tu się właściwie dzieje. W końcu, dziewczyna uniosła wzrok i spojrzała na mnie badawczo.

- Opuść ręce – powiedziała normalnym tonem – i obróć się dookoła.

Wykonałem jej polecenie, czując się jak totalny idiota.

- Na przyszłość mógłbyś się ogarnąć po pracy, zanim do mnie przyjdziesz, dobrze? – powiedziała z wyrzutem, patrząc mi w oczy - No dobra, robimy przód i tył – dodała enigmatycznie wskazując fotel – wskakuj.

Moje brwi wjechały na samo czoło. Zupełnie nie rozumiałem, o co mogło jej chodzić.

- Czekamy na specjalne zaproszenie? Zapraszam – rzuciła krótko, kiwając głową w stronę fotela i szperając po szufladach.

Ostrożnie podszedłem do fotela i nieśmiało usiadłem na jego krawędzi. Materiał był zimny po niedawnym myciu i nieprzyjemnie kleił się do skóry. Obleciały mnie ciarki, gdy usiadłem na nim poprawnie, trzymając nogi na ziemi.

- Nóżki do góry i lecimy, nie mam całego dnia – powiedziała tajemnicza laska, obracając się w moją stronę. Założyła silikonowe rękawiczki a w jej ręku zalśniły długie, bardzo długie nożyczki.

- Tak właściwie to..., czym się pani zajmuje? – spytałem onieśmielonym głosem.

- Czy to nie oczywiste? – spytała kręcąc z politowaniem głową widząc moją minę – wydepiluję cię.

Szczęka opadła mi do samej ziemi. To ma być ta niespodzianka?

- Nie marnujmy czasu, zróbmy to raz, dwa – powiedziała, podsuwając obrotowy taborecik i siadając na wprost mnie – mam ci w tym pomóc, czy jak? – spytała retorycznie, patrząc na moje nogi.

Czując coraz większe zażenowanie, ostrożnie uniosłem jedną a potem drugą nogę, umieszczając je na podpórkach. Moje ciało automatycznie poleciało do tyłu, napierając na oparcie, które lekko ugięło się pod moim ciężarem. Dobrze, że siniaki maskowały mój rumieniec, który oblał moją twarz – w życiu nie było mi tak głupio.

- No dobrze... zaczynajmy – mruknęła cicho pewnie chwytając mojego fiuta i kładąc go na brzuchu.

Nożyczki zagrały cicho, wzbudzając we mnie dreszcz strachu. Starałem się ani drgnąć, by nie narazić się na kontakt z ostrzami, ale zanim się spostrzegłem, higienistka załatwiła sprawę. Zanim się zorientowałem, było już po wszystkim.

- Pora na ciąg dalszy – powiedziała, wstając z miejsca. Wyciągnęła pudełko z szafki i udała się w kąt swojego gabinetu. Usłyszałem syk uciekającej pary.

- Musimy poczekać jakiś czas – powiedziała ściągając rękawiczki i siadając za biurkiem. Potem, jak gdyby nigdy nic, wróciła do swoich spraw.

- Długo to potrwa? – spytałem delikatnie a ona obejrzała się przez ramię, patrząc na mnie tak, jakby chciała mnie spytać, jakim prawem jej przeszkadzam.

- Tyle, ile to będzie konieczne, proszę pana – powiedziała dobitnie, akcentując ostatnie dwa słowa i odwróciła głowę.

Siedziałem nagi, rozkraczony, wygolony jak owca po zimie w gabinecie jakiejś wrednej, chociaż seksownej, baby, czekający nie wiadomo, na co. Nie ma co, świetna niespodzianka. Na moje nieszczęście na ścianie wisiał mały zegar, który perfidnie pokazywał minuty mijające w ślimaczym tempie . W końcu, po pół godzinie, pani higienistka łaskawie wstała, udała się do swojego kącika... i wróciła do swoich papierów. No żesz kurwa. Podeszła do mnie po kolejnych piętnastu minutach, dzierżąc w dłoni tajemniczo wyglądające plastry. Położyła je na półeczce, wyciągnęła jeden i przyłożyła go do mojego uda.

- Parzy? – spytała krótko, patrząc na mnie badawczo

- Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, niepokojąc się lekko. Plaster był bardzo ciepły i znajdował się tuż koło moich klejnotów.

- Świetnie – odpowiedziała higienistka, pocierając go całą dłonią. Ciepło zwiększyło się, a ja poczułem, jak plaster przykleił mi się do nogi – przygotuj się – rzuciła krótką mi krótką komendę, niczym kapral w wojsku.

Zanim zdołałem spytać, „na co?” higienistka szarpnęła gwałtownie dłonią, zrywając ze mnie owłosiony plaster

- Ałaaaaaaaa!!! – zawyłem z bólu, wykrzywiając twarz do tego stopnia, że szczęka i nos dały o sobie znać.

Higienistka zmięła zużyty plaster wyrzuciła go do kosza i przykleiła następny na moją drugą nogę. Po kilku chwilach znów poczułem ból wyrywnych włosów.

Z prawdziwym przerażeniem patrzyłem jak przykleja do mojego podbrzusza największy, najszerszy plaster, jaki w życiu widziałem. Nacierała go mocno i długo – zupełnie jakby przygotowywała grunt na ostateczny cios.

- Mogłaby pani być trochę delikatniejsza?... Aj! – spytałem piszcząc z bólu, bo higienistka zadarła do góry jeden koniec plastra, wyrywając część włosów – zapowiedź prawdziwego bólu, który miał dopiero nadejść.

- Jasne – odpowiedziała uśmiechając się sarkastycznie, szarpiąc z całej siły. Plastra pozbyła się jednym, gwałtownym ruchem.

Nie poczułem nic. Przez pierwszą setną milisekundy.

Potem przeżyłem horror.

Myślałem, że oderwano ze mnie kawał skóry. Miałem wrażenie, że źrenice zwęziły mi się do rozmiaru główek od szpilek a zęby zacisnęły się z całej siły, dodając mi wrażeń.

- Ojjjjj – pisnąłem cichutko patrząc na twarz higienistki, która oniemiała widząc moją reakcję. Czując ból, który rozlał się po moim kroczu i zaczął promieniować w szczęce, nie miałem wyboru. Musiałem obwieścić to światu.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Mój krzyk odbił się od ścian wprawiając w drżenie szybkę w drzwiach szafki. Mocno zacisnąłem powieki, palce wpiłem z całej siły w oparcie fotela a ból trwał, trwał i trwał. Darłem się jak szalony. Czułem, jak moje gałki drżą w czaszce a uszy pękają od wytwarzanego przeze mnie hałasu.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACHHHHH...

Wolno otworzyłem załzawione oczy napotykając zszokowane spojrzenie higienistki, która trzymała pokryty „futrem” plaster.

- Co to miało być? – spytała zszokowanym głosem, nie odrywając ode mnie szeroko otwartych oczu.

- Eee... - zanim zdążyłem odpowiedzieć, usłyszeliśmy dochodzący zza ściany śmiech. Potem jeszcze jeden. I kolejny. Drzwi do gabinetu uchyliły się – śmiechy rozbrzmiały głośniej a w do wnętrza wsunęła się głowa Stev’a. Łzy płynęły mu po policzkach.

- Hej – przywitał się łamiącym ze śmiechu głosem – jak ci się podoba niespodzianka? – parsknął śmiechem a potem dodał szybko –moglibyście zachować się troszeczkę ciszej? Właśnie zepsuliście nam ujęcie – powiedział na bezdechu i ryknął śmiechem, podobnie jak osoby stojące za jego plecami.

Zaśmiał się parę razy i zniknął trzaskając drzwiami.

Higienistka, która zerknęła na Steve'a odwróciła się do mnie, posyłając mi pełne politowania spojrzenie. Po wielkim bólu przyszedł wielki wstyd. Naprawdę wielki.

- Pora na gwóźdź programu – powiedziała do mnie chwytając kolejne plastry.

Zanim się spostrzegłem – okleiła mi tyłek. O nie! Nie, nie, nienienienienienienienie! NIE! NIE! NIE!!!

Jedno szarpnięcie, a potem drugie – tym razem nie zareagowałem jak poprzednim razem, zwiększając swoje cierpienie. Pokiwałem głową na boki starając się nie myśleć o fali żaru, która zaczęła przypiekać moją dupę. Głowa opadła mi na oparcie a ciało napięło się jak struna – płonąłem cały od pasa w dół.

Higienistka wstała na chwilę i wyciągnęła z szafki małe pudełeczko. Otworzyła je, nabrała sporą porcję na palce i zaczęła mnie nacierać. Chłód, który poczułem był dla mnie prawdziwym wybawieniem. Higienistka natarła moje podbrzusze, uda i tyłek a potem wstała i udała się do biurka. Znów mnie olała na dłuższy czas, ale tym razem zupełnie mnie to nie obchodziło. Rozkoszowałem się działaniem specyfiku, który leczył moje przykre wspomnienia. Czułem przyjemne zimno w podrażnionych miejscach. Rozluźniłem się a na mojej twarzy bezwiednie wykwitł szeroki uśmiech. Chwilo, trwaj!

- Lepiej? – spytała mnie łagodniejszym tonem, gdy po jakimś czasie ścierała ze mnie krem. Kiwnąłem głową patrząc na jej dzieło. Nie licząc jąder, byłem gładziutki niczym noworodek. Nie miałem pojęcia, że to tak bolesny proces.

- Teraz będzie lajtowo – powiedziała wyciągając kolejny krem i szpatułkę. Posmarowała moje jądra i fiuta a następnie zaczęła zgarniać ze mnie zbędne owłosienie. Poczułem dreszcz – mimo tego, co przeżyłem przed chwilą, szpatułka podziałała na mnie pobudzająco. Lekko odwróciłem głowę, starając się opanować, ale było już za późno na reakcję – mój kutas zaczął rosnąć i podrygiwać własnym rytmem.

- Całkiem nieźle – powiedziała higienistka, przecierając mnie wilgotną chusteczką – taak... całkiem nieźle – dodała w zamyśleniu, zabierając ręce.

Co za wstyd! Fiut stanął na baczność, dumnie prężąc się przed moją oprawczynią. Moje zażenowanie sięgnęło zenitu, dodatkowo potęgowane przez milczącą higienistkę, która wpatrywała się bez słowa w to, co poruszało się między moimi rozchylonymi nogami. W końcu podniosła wzrok i spojrzała mi w oczy.

- Łoł – powiedziała z delikatnym uznaniem w głosie i znów spojrzała na mojego kutasa. Zapadła krępująca cisza.

- Niezły – powiedziała po chwili.

Nie wiedziałem, co miałem odpowiedzieć na tego rodzaju „komplement”. Fakt, pozbawiony kłaków mój kutas prezentował się jak nigdy dotąd, ale nie przywykłem do takich rozmów – zwłaszcza z osobą, która torturowała mnie przez ostatnie, długie niczym wieczność, chwile.

- Mogę mieć do ciebie prośbę?

Przesłyszałem się, czy jej głos w końcu nabrał normalnego tonu?

- Jaką? – spytałem, krępując się całą tą sytuacją.

- Mogę mu zrobić zdjęcie?

Zdębiałem. Zadziwiła mnie nie tylko jej prośba, ale i sama forma, w jakiej została sformułowana. Od kiedy mój fiut, to „on”?

- Eeee... - odpowiedziałem niepewnie, czym chyba zdenerwowałem panią higienistkę bo jej oczka znów błysnęły w znajomy, groźny sposób – jasne – wypaliłem, nie do końca będąc przekonany do tego pomysłu.

Higienistka wstała, podeszła do biurka, pogrzebała w torebce i po chwili wróciła do mnie, włączając aparat w swoim telefonie. Bez pardonu wzięła mojego fiuta w dłoń i ścisnęła go parę razy.

- Mmm... - mruknąłem cichutko, nie spodziewając się takiego manewru z jej strony i jęknąłem głośniej, gdy przejechała po mnie parę razy.

Miała pewny, mocny chwyt. Mój kutas z rozkoszą przecisnął się między palcami, pęczniejąc jej w dłoni. Higienistka nie odezwała się ani słowem, w milczeniu obserwując poddające się jej ruchom przyrodzenie. Wydawało mi się, że nie zdaje sobie sprawy z przyjemności, jaką sprawiała mi tą solidną pieszczotą. W końcu przestała, zatrzymując dłoń na nasadzie i zaciskając ją z całej siły. Zaczęła pstrykać swoje fotki a ja przymknąłem oczy starając się nad sobą zapanować – brak finiszu po przesłuchaniu z Brandi i robótka ręczna wykonana przez tajemniczą brunetkę były zdecydowanie ponad moje siły. Moja wyobraźnia wcale mi nie pomagała podsyłając obrazy jej zgrabnego biustu oblanego moją spermą...

- Cholera, gdyby mój facet miał takiego – powiedziała cicho, wypuszczając mnie i przeglądając zrobione zdjęcia.

Ze świstem wypuściłem powietrze z płuc. Z jednej strony poczułem ulgę a z drugiej miałem straszną ochotę poprosić ją o dokończenie sprawy.

- Co jest? – spytała mnie swoim zasadniczym tonem, patrząc czujnie w moje oczy – chyba nie sądzisz, że ci obciągnę? – zapytała, niemal warcząc na mnie.

Zakręciło mi się w głowie. Podniecenie wzięło górę i skutecznie utrudniało trzeźwe myślenie – zapragnąłem zwiać stąd w podskokach, by uniknąć dalszej kompromitacji. Gdy uznałem, że to najlepsze wyjście, higienistka zrobiła coś, co przeważyło szalę – spojrzała na mojego fiuta i na ułamek sekundy przygryzła dolną wargę. Widok tych pełnych, szerokich ust podziałał na moją wyobraźnię – mój kutas drgnął wyraźnie, domagając się jasnej decyzji. Brunetka podniosła wzrok i spojrzała w moje oczy.

- Tylko nikomu ani słowa! – powiedziała stanowczo, przysuwając się.

Zgraliśmy się idealnie – jej głowa poleciała do przodu w momencie, w którym moja ręka wystrzeliła w jej kierunku, wpijając się w miękkie włosy. Syknąłem, gdy gładko wszedłem w wilgotne usta. Wierzgnąłem całym ciałem, czując jak przez mój kręgosłup przebiegła seria rozkosznych dreszczy. Przez sekundę zastanowiłem się, czy jestem jedynym kolesiem „witanym” w ten sposób, lecz czując na sobie jej zwinny język, który dotykał odpowiednich miejsc, przestałem się tym przejmować – dalszy opór nie miał sensu. Dziewczyna znała się na tej robocie. Pieściła mnie z wyczuciem, stopniowo budując moją przyjemność. Mruknąłem raz, czując jak krawędź języka prześlizgnęła się po wędzidełku i jęknąłem głośniej, gdy laska powtórzyła ten manewr, tylko o wiele wolniej. Zadrżałem, gdy poczułem język otaczając moją główkę. Najpierw powolutku, by nagle przyśpieszyć do tego stopnia, że wydawało mi się to niemożliwe do wykonania. Higienistka przerwała zabawę i wprawiła głowę w ruch, ssąc solidnie.

Nie mogłem się opanować. Chwyciłem ją drugą ręką i nadziałem na siebie, zagryzając zęby by nie jęknąć na całe gardło, gdy czubek mojego fiuta wsunął się do gardła obrabiającej mnie laski. Zadrżałem, podobnie jak siedząca przede mną bruneta. Widząc jej reakcję szybko puściłem włosy a ona wypluła mnie, zanosząc się kaszlem.

- Cholera! Za duży dla mnie jesteś! – wycharczała z wyrzutem, przykładając dłoń do gardła.

- Przepraszam!

- Nie rób tak więcej, zrozumiano?

Popatrzyłem przez chwilę w jej wściekłe oczy.

- Zrozumiałem.

Dziewczyna popatrzyła na mnie gniewnie. Jej lśniące oczy były wpatrzone wprost we mnie. Po chwili zerknęła na mojego kutasa, lśniącego od jej śliny. Znów zerknęła na mnie, jakby rozważając dalsze posunięcie. Gdy zmrużyła oczy, sądziłem, że skończyliśmy zabawę. Ona jednak ujęła mojego fiuta w dłoń i zaczęła go oblizywać, nie spuszczając ze mnie zawistnego spojrzenia.

- Oooooch! – wyrwało mi się, gdy jej usta objęły dopiero co wydepilowane jądro. Ciepło mokrych ust podziałało na mnie jak płachta na byka, a prawdziwy odlot poczułem, gdy zaczęła ssać.

Splunęła na jaja i chwyciła je dłonią. Schyliła głowę i zaczęła lizać i całować moje klejnoty, ssąc je na przemian, przy okazji pieszcząc moją pałę drugą ręką mocnym, zdecydowanym ruchem. Tego było już za wiele.

- Dosyć... - wychrypiałem, czując że finał zbliżał się z każdym dotykiem jej zręcznych dłoni – dosyć!

- Dochodzisz? – zapytała, odrywając usta od jaj, ale nie przestając urabiania mnie – tak szybko?

- To długa... mmm! Historia! Chcę dojść!

- Nie połknę ci! – wypaliła nagle.

- Nie musisz – odpowiedziałem, chwytając ją za głowę i nadziewając na fiuta.

Jęknąłem gdy poczułem jej gorące usta otulające mój sprzęt. Chwyciłem ją obiema rękami i wprawiłem jej głowę w ruch, robiąc sobie dobrze. Nie wchodziłem do gardła, ale wsuwałem się na tyle głęboko, że miałem z tego ogromną przyjemność. Higienistka drgała i krztusiła się w chwilach, gdy czuła mnie wyjątkowo głęboko. Ślina leciała jej z ust, co podniecało mnie jeszcze bardziej.

- Tak... - mruczałem, wsłuchany w odgłosy mlaskania i krztuszenia się – taaaak!... – wyszeptałem, dochodząc.

Wytrysk był tak silny, że zaskoczył nas oboje – byłem pewny, że pierwszy strzał wleciał wprost do gardła zszokowanej partnerki. Cofnęła głowę i ułożyła język w taki sposób, że poczułem jak kolejne serie zaczęły rozlewać się w jej ustach. A trochę tego było. Ciśnienie nagromadzone w trakcie przesłuchania w końcu znalazło ujście. Wijąc się w fotelu doszedłem drugi, trzeci i, co zdumiało nas oboje, czwarty raz. Laska uchyliła nieco usta, a ja westchnąłem, gdy poczułem jak ciepła, gorąca masa zaczęła po mnie spływać. Puściłem jej głowę, przecierając oburącz spocone czoło. Było mi dobrze. Kurewsko dobrze!

Dziewczyna oblizywała mnie powoli, wzbudzając serię dreszczy. Przez chwilę myślałem, że robi to by dalej mnie pieścić, ale zorientowałem się, że robiła to po to, by pozbyć się reszty spermy, która zaczęła ściekać między moimi pośladkami.

Drgnąłem, gdy wypuściła mnie z ust. Poderwałem głowę, napotykając jej wzrok. Dyszała krótkimi, urwanymi haustami. Patrzyła na mnie tak intensywnie, że mogłaby zabić mnie wzrokiem. Nie wiedziałem, co najwłaściwszego mógłbym w tej chwili powiedzieć, ale nie dało się ukryć, że cała akcja zaskoczyła moją towarzyszkę – chyba dopiero teraz zaczęło do niej docierać, co tak właściwie zrobiliśmy. Bez słowa patrzyłem na jej piersi, unoszone niespokojnym oddechem, usta pokryte moim nasieniem i oczy, którymi przeszywała mnie na wylot. Widziałem, że była wściekła takim obrotem sprawy, ale z drugiej strony...

Milczeliśmy, patrząc na siebie, starając się stłumić przyśpieszone oddechy. Mimowolnie zerkałem w dół - nie mogłem oderwać oczu od jej warg, które przed chwilą pieściły mnie tak dobrze...

Higienistka przetarła usta i przez dłuższą chwilę patrzyła na gęsty ślad pozostawiony na wierzchu dłoni. Potem wstała i bez słowa ruszyła do umywalki - myjąc ręce namoczyła małą ściereczkę i rzuciła ją w moją stronę. Drgnąłem, chwytając mokry materiał, który ochlapał mnie całego.

- Posprzątaj po sobie – powiedziała obojętnie, jakby przed chwilą nic nie zaszło.

Skrępowany, przetarłem swojego fiuta i usiadłem szukając dalszych śladów. Zobaczyłem sporą plamę pod swoim tyłkiem – nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem tak solidny spust. Gdy ogarnąłem wszystko, zgrabnym lobem umieściłem szmatkę w zlewie. Zerknąłem pytająco na higienistkę, która kiwnęła na mnie głową znad swojego biurka. To był znak, że mogłem się stąd zabierać. Wstałem i w milczeniu zacząłem się ubierać. Niemal wychodziłem z jej gabinetu, gdy zatrzymałem się w pół kroku. Odwróciłem się, podszedłem do jej biurka i wyciągnąłem dłoń.

- Jestem Sławek, miło mi cię poznać – powiedziałem, patrząc jej w oczy.

Higienistka nie wyglądała już tak władczo i zasadniczo jak w chwili, gdy wszedłem do tego pokoju. Spojrzała na mnie ze zdumieniem, ale po chwili uścisnęła moją dłoń.

- Megan, miło mi.

Uśmiechnąłem się do niej kącikiem ust, starając się nie nadwyrężyć szczęki.

- Dzięki za wszystko, było... naprawdę, dzięki.

- Mam nadzieję, że mogę liczyć na twoją dyskrecję? – spytała, patrząc na mnie uważnie.

- Oczywiście – odpowiedziałem szybko i zgodnie z prawdą – nikomu o tym nie powiem.

- I bardzo dobrze – ucięła krótko spuszczając wzrok na swoje akta.

Uznałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi. To głupie, ale poczułem cholerną, męską satysfakcję na myśl o tym, że przed chwilą spuszczałem się tej wrednemu kociakowi w usta. Poczułem jak fiut drgnął w mych spodniach, jakby cieszył się wraz ze mną.

Cicho zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do wyjścia, po drodze napotykając Steve'a. Uśmiechnął się szeroko na mój widok.

- I jak? Spodobała ci się niespodzianka? – spytał z błyskiem w oku.

„Jeszcze jak!”

- Nie było tak źle... - odpowiedziałem wymijająco, widząc jego roześmiane spojrzenie. Podejrzewałem, że pracujący tu ludzie jeszcze długo będą pamiętać mój wrzask.

- Udało ci się coś ugrać? – spytał mnie ze szczerą ciekawością, obserwując mnie uważnie.

- Nie – wypaliłem od razu wypowiadając to słowo w ułamku sekundy – nie – odpowiedziałem wolniej, widząc zdziwioną minę producenta – niestety, nie.

- Pierdolona góra lodowa! – syknął Steve – kurwa, tyle razy próbowałem i nic! Nie wiem nawet, jak laska się nazywa, a szkoda! Porobiłoby się z nią, co nieco, co nie? – spytał, patrząc na mnie chytrze.

Uśmiechnąłem się mimo woli – miałem nadzieję, że Steve nie domyślił się powodu mojej radości.

- No raczej – odpowiedziałem krótko i obydwaj pośmialiśmy się przez chwilę.

- Tak to jest, bracie, taka branża. Dobra, ale o tym później, jak będę miał decyzję w twojej sprawie. Zdzwonimy się – uścisnął moją dłoń i ruszył do swoich spraw.

Skołowany wyszedłem na zalaną słońcem ulicę. Miną trzy godziny, zanim znajdę się w domu.

Rany, co za dzień!

***

Obudziłem się z przeświadczeniem, że cały wczorajszy dzień był tylko snem. Długim, dziwnym, cholernie pokręconym, ale jednak – snem. Zmierzwiłem względnie świeże włosy i ziewnąłem przepotężnie, jęcząc z bólu jak kot – szczęka wciąż dawała o sobie znać w wyjątkowo uporczywy sposób.

- To nie był sen – powiedziałem na głos sięgając do tylnej kieszeni spodni.

Wyciągnąłem zwitek banknotów i szybko zacząłem przerzucać gotówkę. Nowy, niepomięty papierek wciąż tam był – namacalny dowód wczorajszych wydarzeń. To nie był sen.

Do domu wróciłem bez większych przygód. Ostatnie etap pokonywałem niemal w całkowitej ciemności, napotykając się kilka razy na typów z Vatos – wystarczyło, że raz rzucili okiem na moją twarz i dawali mi spokój. Najwidoczniej w tej okolicy słowo Pabla było święte.

Wstałem wcześnie rano, nie mogąc opanować swojego przejęcia. Dobrze wiedziałem, że jest zdecydowanie za wcześnie, by dzwonić w mej sprawie, ale nadmiar energii powodował, że wprost nie mogłem usiąść w miejscu. Dla rozrywki rzucałem Pablowi resztki zachowanych krakersów, patrząc jak szczurek gna po nie z niesamowitą prędkością. Miałem nadzieję nauczyć go paru sztuczek jednak moje wysiłki spełzły na niczym. Mały latał jak pojebany, piszcząc z radości, gdy tylko usłyszał jak kolejny smakołyk spada na ziemię. Z nadmiaru radości zdarzyło mu się parę razy zrobić rundkę dookoła rzuconego kawałka, zanim zdał sobie sprawę, wokół czego krążył – wtedy rzucał się na jedzenie pochłaniając je łapczywie. Wyglądał przekomicznie ze swoimi wypchanymi policzkami. Gdy tylko cichły odgłosy pośpiesznego chrupania, rzucałem kolejną porcję. Udało mi się go nawet na swój sposób oswoić – z obawą i czujnością podchodził po kawałki, które specjalnie rzucałem tuż koło swoich stóp. Gdy tylko chwytał je w swoje różowe łapki, uciekał szybko do jednej ze swych norek – nie minęło trzydzieści sekund a znów wybiegał mi na spotkanie, czekając na dokładkę. Nie chcąc go dłużej męczyć wyciągnąłem ostatniego, całego krakersa i pstryknięciem posłałem go pod ścianę. Ucieszony Pablo pognał w stronę swojego skarbu i po chwili całe mieszkanie wypełnił odgłos szybkiego, niecierpliwego chrupania.

Nie miałem pojęcia, która była godzina. Wpadające przez okno słońce oznaczało wyjątkowo wczesną porę, lecz uznałem, że nie wytrzymam dłużej tej niepewności. Zbiegłem po schodach na dół, wychodząc na zalaną słońcem ulicę. Pod moim budynkiem stało dwóch gości – jeden grzebał czubkiem buta w drobnych śmieciach leżących na chodniku a drugi nawijał do niego z prawdziwym przejęciem. Gdy tylko mnie zobaczył trzepnął swojego kompana wierzchem dłoni w zapadłą klatę. Po ich wzroku zrozumiałem, że nie byli tu przypadkiem. Przeszedłem obok bez słowa, czując na karku ich spojrzenie. Gdy uszedłem dobre kilkanaście metrów usłyszałem długi, przeciągły gwizd, który rozległ się za moimi plecami. Zignorowałem go, idąc dalej w swoją stronę, ale na chwilę zwolniłem kroku, gdy usłyszałem podobny dźwięk, tym razem rozbrzmiewający wśród ulic, które znajdowały się przede mną. Informowali się wzajemnie o tym, że wyszedłem na osiedle. Nic nie mogłem poradzić na to, że wiedzieli już o mojej przechadzce, dlatego przyśpieszyłem kroku, by jak najszybciej wyrwać się z tego getta. Gdy obchodziłem już ostatni blok, poczułem gęsią skórkę na widok gościa, który wyłonił się zza rogu. Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem – ubiór i tatuaże nie pozostawiały wątpliwości, do jakiej grupy należał. Zanim zdołałem mu się przyjrzeć, zniknął mi z oczu. Biorąc to za dobrą monetę przyśpieszyłem kroku, byleby znaleźć się na przystanku. Gdy wyszedłem na ulicę, mimowolnie zamarłem bez ruchu na pół sekundy.

To nie było dwóch czy pięciu gości. Na chodniku zobaczyłem co najmniej dwudziestu typów, przy czym nie zauważyłem nikogo z grupy, którą widziałem we wczorajszym dniu. Wszyscy poubierani tak podobnie, że z daleka można było w nich rozpoznać członków gangu. Nosili porządniejsze ciuchy niż reszta mieszkańców. Każdy miał błękitną bandanę, związaną na głowie lub nadgarstku lub zatkniętą w tylną kieszeń workowatych spodni. Podwinięte rękawki w koszulkach odsłaniały tatuaże. Kilku z nich miało „sznyty” zabójców. Gadali jeden przez drugiego, pociągając z butelek owiniętych w brązowy papier i paląc skręty. Gdy tylko mnie zauważyli, zaczęli nawzajem klepać się po ramionach i kiwać głowami w moją stronę – nie gapili się na mnie jak sroka w gnat, tylko rzucali co chwilę przeszywające, wnikliwe spojrzenia, które podnosiły mi ciśnienie, by znów powrócić do swych wesołych rozmów. Kurwa mać, ilu ich mogło być? Zerkałem na nich ukradkiem, mając nadzieję, że nie wyczuli mojego strachu. Kilku typów zaśmiało się głośno, ale nikt nie wykonał żadnego ruchu w moim kierunku. Z dudniącym ruszyłem przed siebie, czując, jak ludzie od Pabla odprowadzili mnie wzrokiem. Serce zatrzepotało mi ze strachu, gdy zerkając przez ramię zobaczyłem wielkiego, naprawdę wielkiego faceta, który ruszył za mną w asyście dwóch „mniejszych” pomocników. Koleś wyglądał jak niedźwiedź a jego biceps był szerszy niż moje ramiona razem wzięte – zaschło mi w gardle, gdy typ podrapał się po kwadratowej szczęce, a ja zobaczyłem na przedramieniu duży tatuaż dwóch spluw złożonych w literę V. Koleś z wyglądu przypomniał mi Smitha, ale wyglądał na takiego, co mógłby go położyć jedną ręką, nie mówiąc już o mnie. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz, gdy te wielkoludy zbliżyły się do mnie, gadając sobie swobodnie. Skuliłem się mimowolnie, słysząc ich głosy tuż za sobą, gdy zbliżaliśmy się do przystanku.

Zaschło mi w gardle, a na czoło wystąpił zimny pot. Mocno ścisnąłem schowane w kieszeniach dłonie, rozpaczliwie próbując zapanować nad ich drżeniem. Moje serce zaczęło bić coraz szybciej i głośniej. W końcu, udało mi się dotrzeć do lichej ławeczki, na którą opadłem bezwładnie, modląc się w duchu by nikt nie zauważył moich podrygujących nóg. Vatos zatrzymali się nie dalej jak dwa metry ode mnie, kompletnie mnie ignorując. Rozmawiali głośno, rechocząc ze śmiechu co parę chwil. Nie rozumiałem, o czym mówili, ale słyszałem wyraźnie każde ich słowo – byli tuż obok mnie. Nie wiem jak długo mnie pilnowali, ale w końcu w oddali dostrzegłem zbliżający się autobus. Wstałem na ołowianych nogach i wolnym krokiem podszedłem do krawędzi wiaty zauważając coś dziwnego. Byłem pewien, że przychodząc na przystanek zastałem na nim kilka osób, którym nie zdołałem się przyjrzeć. Zerknąłem dyskretnie na wszystkie strony – oprócz mojej niezwykle dyskretnej obstawy, nie zauważyłem nikogo. Kierowca podjeżdżającego autobusu nie miał zbyt wesołej miny – sam widok mojej twarzy i moich towarzyszy wystarczył, by doskonale wiedzieć, na co się zanosi. Podstarzały mulat kiwnął krótko głową, widząc wyciągniętą w jego stronę garść drobniaków, dając mi znak, że dzisiaj nie muszę płacić za przejazd. To samo wyróżnienie spotkało byczków, którzy wcisnęli się za mną do autobusu. Zajęli miejsca na końcu pojazdu, zupełnie niezrażeni faktem, że na ich widok wszyscy współpasażerowie zaczęli wychodzić na przystanek. W końcu, gdy autobus ruszył, zobaczyłem spory tłum czekający na kolejny kurs.

Kierowca co chwilę zerkał we wsteczne lusterko obserwując mnie i moich rozgadanych towarzyszy. Wysiedli na przystanku oddzielającym naszą dzielnicę od reszty miasta.

***

W końcu udało mi się dotrzeć na miejsce. Wyszedłem z autobusu krótko żegnając się z kierowcą, który nie zaszczycił mnie odpowiedzią. Trudno było mu się dziwić. Raźnym krokiem ruszyłem w stronę telefonów, wyciągając z kieszeni stertę papierów – wyłuskałem z nich odpowiednią wizytówkę oraz... karteczkę z numerem telefonu i zapisanym imieniem „Sandra”. Jaka Sandra? Zastanowiłem się przez chwilę nad pochodzeniem papierka, który obracałem w dłoniach a potem moją twarz rozjaśnił uśmiech – widocznie mój fioletowy pysk nie odstraszał ode mnie wszystkich kobiet. Zadzwoniłem do PornPros w o wiele lepszym nastroju, pstrykając palcami w pomiętą karteczkę z numerem do tajemniczej laski. „Kto wie...kto wie” pomyślałem, słysząc w słuchawce sygnał połączenia.

- PornPros, dzień dobry. Czym możemy służyć? – usłyszałem głos po drugiej stronie.

- Dzień dobry... czy mógłbym mówić z Sandy?

- Przy telefonie.

- O! Hej, witaj, to ja...Sławek... eee... Debiutant. Pamiętasz mnie?

- Oczywiście! – odparła wesołym tonem – co u Ciebie słychać?

- Wszystko w porządku – odpowiedziałem, mając przed oczami grupę Vatos i koleżków, którzy pilnowali mnie przez całą drogę do miasta – taaakkkk... wszystko w porządku... posłuchaj, wiem, że może jeszcze jest za wcześnie na to pytanie, ale czy może jest już odpowiedź w mojej sprawie?

- Hmmm...zaraz...poczekaj chwilę, dobrze? Zaraz pójdę po Steve’a.

- Dobrze – odpowiedziałem słysząc stuknięcie, gdy Sandy położyła słuchawkę na biurku.

Zadrżałem, modląc się w duchu by Steve zaraz się odezwał – mijające sekundy zżerały cenne impulsy z karty.

- Halo?! – usłyszałem w słuchawce jego donośny, dziarski głos tak niespodziewanie, że aż drgnąłem ze strachu – kto mówi?! – spytał jeszcze głośniejszym tonem.

- Hej! To ja! Polak...to znaczy... Debiutant!

- O! Siemasz, co tam słychać?

- Wszystko dobrze, dzięki. Słuchaj... podjąłeś już ostateczną decyzję?

- Ja? Tak. Dla mnie jesteś przyjęty. Przesłałem filmik mojemu przełożonemu. Odpowiedział, że jeszcze go nie oglądał, ale skoro ja się zgadzam, to wstępnie się zgadza.

Serce zatrzepotało mi z radości, a z piersi wydarł się krótki, świszczący oddech – zanim ogarnął mnie entuzjazm, szybko przeanalizowałem to, co przed chwilą usłyszałem, chłonąc nieco.

- Wstępnie? – spytałem ostrożnie.

- No tak... wstępnie, ale nie martw się. W tej branży to określenie to zielone światło do prawdziwej kariery. Dobra, ja to widzę tak: jutro kręcę nowe ujęcia do pewnej produkcji i przy okazji mógłbym ci pokazać, na czym polega ta robota, ale nie wpuszczę cię na plan, dopóki trochę nie poćwiczysz. Dasz radę zjawić się tutaj za chwilę?

Przez chwilę stałem jak idiota z rozdziawioną gębą, niezdolny do wypowiedzenia jednego słowa. Czyżbym przed chwilą dostał angaż?

- Ja... nie wiem, co powiedzieć... - odparłem, starając się zamaskować swoją radość. Miałem ochotę wydrzeć się z radości na całe gardło! Na szczęście w ostatniej chwili udało mi się opanować – postaram się być jak najszybciej, ale dojazd zajmie mi parę godzin.

- Uuuuu...to niedobrze, nowy! To niedobrze! Ale trudno! Postaraj się dotrzeć jak najszybciej i pamiętaj: czas to pieniądz, Nowy! Czas to pieniądz!

- Jjj...jasne! Rozumiem, dzięki! Do zobaczenia!

- Trzymaj się, narazie – odpowiedział Steve kończąc połączenie.

Odwiesiłem słuchawkę na widełki i ryknąłem tryumfalnie podnosząc pięści do góry. Zadarłem twarz ku słońcu i zacząłem piać z radości. Mój wygląd i zachowanie wzbudziło zainteresowanie kilku osób, ale nic mnie to nie obchodziło – udało się! Udało, udało, UDAŁO!

Na dworzec autobusowy poleciałem jak na skrzydłach, płacąc za bilet aż zbyt entuzjastycznie – plasnąłem banknotem o blat tak gwałtownie, że obsługujący mnie kasjer drgnął nerwowo. Ze zdziwieniem wydał mi bilet i obserwował w milczeniu, gdy pognałem przed siebie. Chodziłem po parkingu w jedną i drugą stronę, nie mogąc się doczekać odjazdu. Dopiero, gdy usiadłem na swoim miejscu, gotowy na daleką podróż, zadałem sobie pytanie, które było pierwszą rozsądną myślą od czasu rozmowy ze Stevem.

Jak to – poćwiczyć?

***

- No w końcu jesteś! Ja pierdolę, Nowy! Skąd ty do nas dojeżdżasz? – zapytał pełnym wyrzutem głosu mój szef, gdy ujrzał mnie po kilku godzinach męczącej jazdy.

- Daleko stąd, przyznaję – powiedziałem skruszonym głosem, niezbyt rad, że już udało mi się go zdenerwować.

- Tak właściwie, to gdzie ty mieszkasz? – spytał z ciekawością Steve i zobaczyłem jego brwi wjeżdżające wysoko na czoło, gdy uzyskał odpowiedź – Gdzie?! O żesz... a w jakiej dzielnicy?? – spytał podwyższonym tonem a gdy odpowiedziałem i na to pytanie, złapał się za głowę – Ja pierdolę!! Mieszkasz w rejonie Vatos?!

Lekko kiwnąłem głową, siląc się na słaby uśmiech – nie podejrzewałem, że sława tej ekipy rozchodzi się tak daleko.

- Ja pierdolę! Nieźle! Masz jajca, Nowy! Masz jajca... To trzeba ci przyznać... dobra. Jedziemy – powiedział wstając zza biurka, kiwając głową z uznaniem.

- Jasne, a mogę spytać, dokąd jedziemy?

- A nie mówiłem Ci? Zawiozę cię do Brandi, ona przygotuje cię na jutrzejszy dzień.

Wiadomość przekazana mi przez Steve'a sprawiła, że mimowolnie się uśmiechnąłem a mój fiut drgnął lekko. Nie miałem pojęcia, czego miał dotyczyć mój trening, ale już zaczął mi się podobać!

- A gdzie to jest? – spytałem szczerze zaciekawiony i rozdziawiłem usta, gdy uzyskałem odpowiedź.

Mieliśmy jechać do dzielnicy willowej – najbogatsi, najważniejsi mieszkańcy całego stanu. Oczy mi błysnęły na myśl o wycieczce do takiej okolicy, ale zaraz sobie uświadomiłem dystans między siedzibą naszej firmy a punktem docelowym. Zerknąłem na zegarek stojący na biurku – dzięki Bogu, że zadzwoniłem wcześnie rano, bo teraz wybiła zaledwie pierwsza po południu. Nie zmienia to faktu, że czekała nas wycieczka niemal na granicę stanu – co najmniej dwie godziny jazdy.

- Uda się nam dzisiaj wyrobić? – spytałem, patrząc na niego niepewnie.

- Poczekaj, aż zobaczysz, czym pojedziemy – odpowiedział Steve, uśmiechając się tajemniczo.

***

- Głupia sprawa, ale chciałbym Ci to dać – powiedział do mnie, gdy zjeżdżaliśmy windą na podziemny parking. W wyciągniętej dłoni trzymał maskę, której używają wrestlerzy. Spojrzałem na niego z powątpieniem.

– Wiem, jak to wygląda, Nowy, ale pogadałem sobie z Brandi. Nie ma ci nic za złe, jeśli chodzi o twój wygląd, ale inne dziewczyny mogą być mniej wyrozumiałe. Niełatwo im się pracuje z kimś, kto wygląda jak bokser po przegranej walce. Bez urazy, oczywiście. Będzie dla ciebie lepiej, jeśli będziesz nosił to na planie.

Niechętnie wziąłem maskę do ręki, czując nieprzyjemną fakturę pod palcami. Nie mogąc się powstrzymać, uniosłem ją do twarzy i powąchałem, mocno zaciągając nosem. Poczułem charakterystyczny zapach lateksowej gumy.

- Jest nieużywana, gwarantuję – usłyszałem wesoły głos producenta, gdy przypatrywałem się swojemu podarunkowi, czarnej masce z białymi pasami wokół oczu i ust. Wolałem nawet nie myśleć, jak kretyńsko będę w tym wyglądać.

- No dobra, jesteśmy – powiedział Steve, gdy drzwi otworzyły się z sykiem.

Wyszliśmy na parking, a mnie na widok zaparkowanych tam fur na chwilę zaparło dech.

Podejrzewałem, że znaleźliśmy się na poziomie zarezerwowanym dla kadry – żaden z wozów nie wyglądał na tańszy niż sto tysięcy zielonych. Za szczeniaka jarałem się tematem, cały pokój oklejałem plakatami wymarzonych fur i zaczytywałem się w magazynach opisujących cacka, które i tak nie mogły się równać z tymi, które stały teraz koło mnie. Z zachwytu oczy zrobiły mi się okrągłe niczym spodki. Nie mogłem uwierzyć, że widziałem taką kolekcję ekskluzywnych samochodów w jednym miejscu. Oczywiście, starałem się zgrywać chojraka, na którego takie widoki nie robią wrażenia, rozbiegany wzrok kiwał moją głową od jednej bryki do drugiej. Do tej pory takie sztuki widziałem w jedynie w reklamach, filmach czy pismach motoryzacyjnych a teraz stały tu, jeden przy drugim, na wyciągnięcie ręki.

- Fura naszego najlepszego aktora...aktorki... - powiedział niedbałym tonem Steve, gdy mijaliśmy kolejne auta – oczywiście, Starego – parsknął sarkastycznie a mnie błysnęły oczy na widok Phantoma – no i moje cudeńko – dodał pieszczotliwym tonem, zatrzymując się przed swoim wozem.

- Łoł! – wyrwało mi się, zanim zdołałem się powstrzymać – ŁOOŁ!

Nie mogłem nie zachwycić się furą, którą jeździł mój przełożony. Domyślałem się, że w tej branży są pieniądze, ale... kurwa! Nie sądziłem, że producenta stać na Lamborghini!

- Robi wrażenie, co nie? – Steve z szerokim uśmiechem na ustach obserwował moją reakcję – sześcio i pół litrowy silnik, sześćset dziewięćdziesiąt jeden koni pod maską, maksymalna prędkość trzysta pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Do setki rozpędza się zaledwie... - teatralnie zawiesił głos, unosząc palec do góry – w trzy sekundy! – zakończył dumnym tonem.

- Jak ze spalaniem? – spytałem starając się wypaść na znawcę tematu, chociaż wewnątrz piszczałem z radości jak dzieciak. Zaraz przejadę się tym cudem!

- Niecałe szesnaście litrów na setkę, dasz wiarę? Wskakuj – rzucił krótko odpalając system pilotem.

Kierunkowskazy mrugnęły krótko a silniki hydrauliczne z sykiem uniosły drzwi do góry. Podszedłem do maszyny niepewnie, czując jak z zachwytu zmiękły mi kolana. Czerwony, błyszczący lakier, logo z legendarnym bykiem na masce i przyciemniane szyby. Zakręciło mi się w głowie, gdy uświadomiłem sobie cenę tego samochodu. Stałem jak idiota, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z faktu, że mój pracodawca zdążył już wejść do tej rakiety. Zerknąłem niepewnie do środka i zobaczyłem Steve’a, który siedział już wygodnie na fotelu kierowcy i sprawdzał coś w telefonie.

- Zapraszam, zapraszam – powiedział wesołym tonem, widząc moją onieśmieloną minę – no to jedziemy – powiedział beztrosko, gdy usadowiłem się na swoim miejscu.

Drzwi zamknęły się płynnym ruchem, a ja poczułem się jak we wnętrzu kosmicznego statku, który gotował się do startu. Wrażenie spotęgowało uruchomienie samochodu – zamiast standardowej deski rozdzielczej, Steve uruchomił panel kontrolny, na którym wyświetlił się prędkościomierz i inne parametry wozu. Po dodaniu gazu, silnik zamruczał gardłowo, wprowadzając mnie w euforię.

- To auto to prawdziwy magnes na laski, przekonasz się.

Gładko wyjechaliśmy z parkingu na ulicę i od razu utknęliśmy w korku. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Szczerze powiedziawszy, nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi. Jak oczarowany chłonąłem oczami każdy, nawet najdrobniejszy element wyposażenia. Napis „Lamborghini” wytłoczony tuż nad schowkiem na rękawiczki przyciągał moje oczy niczym magnes.

- Ty! Nowy! Patrz! Patrz, szybko!

Obok nas przeszła blondynka z niewiarygodnie długimi, smukłymi nogami. Ubrana oficjalnie, z telefonem przy uchu i teczką w ręce przeszła obok, pobieżnie zerkając w naszą stronę. Obcasy szpilek donośnym dźwiękiem zaznaczały każdy jej krok na chodnikowych płytach.

- Ale sztuka! – zawołał z zachwytem mój kompan a potem spojrzał na mnie chytrze – patrz na to!

Stojąc w miejscu dodał gazu. Silnik ryknął z całej siły, zwracając uwagę wszystkich wokół. Mijająca nas piękność była zaledwie parę metrów od nas, nic więc dziwnego, że drgnęła przerażona, szybko odwracając głowę. Widząc to, Steve dodał gazu jeszcze parę razy a potem nacisnął pedał z całej siły. Dźwięk pracującego silnika narastał, burząc we mnie krew. Mój producent zwolnił obroty, gdy zobaczył uśmiech na twarzy kobiety.

- Teraz uważaj – powiedział, uchylając okno – przepraszam panią. Czy mógłbym poprosić o zwrot?

Zrobiłem zdziwioną minę, podobnie jak blondynka, która zakończyła rozmowę.

- Zwrot? Czego? – spytała, chowając telefon do teczki.

- Mojego serca, oczywiście!

Parsknąłem śmiechem, nie wierząc, że tak tani tekst zadziała na laskę takiej klasy. O dziwo, uśmiechnęła się zalotnie i zgrabnym krokiem podeszła do nas, obrzucając samochód chciwym spojrzeniem. I jak tu nie wierzyć, że kobiety nie lecą na drogie fury...

- Może zwrócę, a może nie zwrócę – odpowiedziała kokieteryjnym tonem, obserwując uważnie wóz i jego kierowcę – a może... - dodała tajemniczo, pochylając się w stronę Steve’a i zamilkła w pół słowa, widząc moją twarz.

Szef szybko odwrócił się do mnie, zdając sobie sprawę, że przez mój wygląd cały jego bajer poszedł w diabły. Uśmiechnąłem się przepraszająco, ignorując ćmiący ból, ale było już po wszystkim – blondi ze zgorszeniem na twarzy wyprostowała się gwałtownie i oddaliła się szybkim krokiem.

- Nie przejmuj się, amigo – Steve poklepał mnie po ramieniu, widząc moją zawiedzioną minę – gdyby ta laska wiedziała, co nosisz w spodniach, w życiu nie zrzuciłbyś jej z siebie!

Jakoś nie poprawiło mi to nastroju. Na szczęście światło zmieniło się na zielone i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.

- Popatrz! Jedziemy! Na pocieszenie pokażę ci, co to znaczy ostra jazda, ziomek! Dawaj!

Przejeżdżając przez pasy wychylił się przez okno i splunął pod nogi dopiero co poznanej blondynki.

- Suka! – krzyknął jej w twarz, pokazując środkowy palec i dodając gazu.

Jej oburzona twarz rozmazała mi się przed oczami. Auto szarpnęło tak, że na moment wgniotło mnie w fotel, a serce zamarło na chwilę.

- Poczekaj, aż wyjedziemy na autostradę.

Wolałem nie myśleć, co może spotkać mnie za chwilę. Poczułem się tak, jak przed przesłuchaniem z Brandi, lecz tym razem poziom adrenaliny był o wiele większy.

- Będziesz się bać – usłyszałem, gdy byliśmy na wjeździe.

- Nie będę – wypiszczałem zniekształconym przez strach głosem.

- Będziesz – stwierdził, nieuchronnie zbliżając się do trasy.

- Będę – przyznałem, wstrzymując oddech, gdy wjeżdżaliśmy na drogę.

Steve zaśmiał się serdecznie i dodał gazu. Znów wgniotło mnie w fotel a bebechy zadrgały, gdy poczułem na sobie siłę przeciążenia. W przeciągu sekund znaleźliśmy się tuż za samochodami, które przed chwilą były daleko od nas. Steve gładko je wyminął i znów dodał gazu. Obraz przed moimi oczami rozmył się. Poczułem się jak kula wystrzelona z pistoletu – bałem się spojrzeć na prędkościomierz, ale byłem pewien, że grzaliśmy grubo ponad setkę. Wszystko skończyło się, gdy znów znaleźliśmy się w pobliżu innych samochodów.

- Kurwa mać... KURWA MAĆ! Tak nie da się jeździć! – wykrzyknął Steve uderzając wściekle w kierownicę i patrząc w koło – interesujące... - powiedział zaciekawionym tonem, wpatrując się w coś po mojej prawej ręce.

Zerknąłem w tamtym kierunku i zastygłem ze strachu – zobaczyłem pas ruchu zarezerwowany dla służb porządkowych i karetek pogotowia. Nieuzasadniona jazda tym pasem była oczywiście zakazana, ale błysk w oczach Steve’a świadczył, że niewiele go to obchodziło.

- To jest to... - powiedział, zjeżdżając na pas tak gwałtownie, że zajechał drogę paru kierowcom – teraz uważaj – rzucił, gdy znaleźliśmy się na pustym pasie, słysząc w tle trąbiących na nas ludzi – gotowy?

Spojrzałem na pusty pas ciągnący się aż po horyzont. Prawą rękę zacisnąłem na uchwycie drzwi z całej siły a lewą niemal zmiażdżyłem swoje drżące kolano.

- Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- No to jedziemy! – krzyknął Steve, wrzucając gaz.

Głowa odleciała mi do tyłu, wbijając się w fotel. Silnik ryknął z całą mocą. Huk pracujących tłoków wzmocnił odczucie prędkości, od której obraz rozmył mi się przed oczami. Ze strachu zabrakło mi tchu, jednak tym razem wiedziałem, że jazda nie skończy się tak szybko. Silnik pracował głośnym, równym rytmem, stopniowo zwiększając obroty w rytm rozkazów szalonego kierowcy. W końcu, odetchnąłem krótko i zacząłem łapać powietrze krótkimi, urwanymi haustami. Sądziłem, że ciśnienie zaraz rozerwie mi czaszkę.

- Jechałeś kiedyś dwieście na godzinę?! – wykrzyknął Steve, przekrzykując pracującą maszynę.

- Nie! – odpowiedziałem krzykiem i pożałowałem swoje j odpowiedzi. Wóz szarpnął a ja poczułem, że głębiej wcisnęło mnie w fotel.

- No to teraz jedziesz! – wykrzyknął mój kompan i zaśmiał się szaleńczo.

Mijane przez nas wozy zmieniły się w migoczącą ścianę kolorów. Jedynym wyraźnym punktem był horyzont, do którego Steve najwyraźniej chciał dotrzeć, mocniej wciskając gaz. Sądziłem, że zesram się ze strachu!

- Dwieście dwadzieścia! – wykrzyknął po chwili – chcesz więcej?!

- NIE!

Steve zareagował tak, jak się tego spodziewałem – zaśmiał się dziko i dodał gazu. Auto zakołysało się, przyprawiając mnie niemal o zawał a potem wyrwało do przodu. Ze strachu zamknąłem oczy, ale niewiele to pomogło – dalej czułem zwiększającą się pęd.

- Nie jest tak źle, co nie, Nowy? – usłyszałem głos Steve’a wśród ryku pracującej maszyny – TERAZ UWAŻAJ!

Otworzyłem szeroko oczy, drąc się ze strachu – zjechaliśmy z łagodnego wzniesienia na drodze z prędkością przekraczającą dwieście kilometrów na godzinę. Lambo wyrwało do przodu i po chwili lecieliśmy w powietrzu! Przód wozu obniżył się lekko a ja poczułem, jak mój tyłek odrywa się od fotela. Kakofonia kilkunastu klaksonów doleciała do naszych uszu, gdy kolorowa ściana migająca po naszej lewej stronie przybliżyła się niebezpiecznie. Skuliłem się ze strachu, drąc się w niebogłosy i żegnając się życiem.

- O KURWA! – ryknął ze strachu Steve, mocno trzymając kierownicę.

Gdy auto ciężko wylądowało na drodze, Steve szarpnął kółkiem z całej siły. Znów wbiło mnie w fotel a ja rozdałem się jeszcze głośniej - tym razem betonowy mur znalazł się tuż przy moim oknie. Steve poskręcał wozem parę razy, zanim udało mu się nad nim zapanować, nieznacznie zmniejszając prędkość. To nieprawdopodobne, ale ten wariat... śmiał się!

- Ja pierdolę! Widziałeś to?! Widziałeś?! – krzyczał, patrząc na mnie a ja dostrzegłem przebłysk strachu w jego spojrzeniu. Dobrze wiedział, że było blisko. Cholernie blisko!

- Nie do końca tak to miało wyglądać... może spuśćmy trochę z tonu – powiedział do mnie „zwalniając” do 170 km na godzinę – i dojedźmy na miejsce w jednym kawałku, dobra?

Z trudem przełknąłem ślinę przez ściśnięte strachem gardło i zamknąłem oczy. Steve znów przyśpieszył i pomknęliśmy przed siebie.

***

- Przyznaj, że to było niezłe – powiedział do mnie bez śladu zdenerwowania, gdy zjechaliśmy z autostrady.

- Taaa... - odpowiedziałem cicho z gardłem ściśniętym trwogą.

- Nie ma co, Nowy, przeżyliśmy niezłą przygodę! Co nie?

„Tak... Przeżyliśmy... PRZEŻYLIŚMY, do jasnej cholery!”

- Dojeżdżamy – powiedział wjeżdżając na szeroką ulicę, przy której widziałem okazałe, wielopiętrowe wille. Jeśli posiadłość Smitha, którą widziałem wiele tygodni temu, wywarła na mnie wrażenie to teraz nie mogłem zebrać myśli, widząc przed oczami taki przepych – w życiu nie byłem w takim miejscu. Wielopiętrowe wille położone na posesjach, z których każda mogłaby zająć połowę mojej dzielnicy. Tyle przestrzeni dla jednej rodziny, lub kolesia z furą kasy na koncie.

- Zawiozę cię na plan, dzisiaj jest tam spokojnie, nie ma nawet technicznych. Zadbałem o to. Spokojnie sobie potrenujecie a jutro pokażesz, na co cię stać, Debiutancie – powiedział, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.

W milczeniu kiwnąłem głową. Co prawda przed chwilą ten wariat o mało nie wysłał mnie na tamten świat, lecz w teraz wróciliśmy do interesów. To był moment, w którym miałem okazję się wykazać.

Po mimo niedawno przeżytych nieprzyjemnych chwil, przez moje ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Zastanawiające, jak łatwo umysł przeskoczył na przyjemniejsze tematy, gdy tylko pomyślałem o Brandi. Wyobraźnia zaczęła podsuwać mi przyjemne wspomnienia z naszego ostatniego spotkania a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.

- Widzę, że podoba ci się ten pomysł. Jesteśmy na miejscu.

Zatrzymaliśmy się na podjeździe przed szeroką, bogato zdobioną bramą. Za nią stał kilkupiętrowy, wielki dom. Byłem pewien, że patrzę na nieruchomość wartą co najmniej parę milionów. Odwróciłem się w stronę Steve’a napotykając jego lekko zawistne spojrzenie.

- Tak, to Starego. Właściciela całej wytwórni. Ma skurwysyn rozmach, co nie?

Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć na tak miłą uwagę na temat naszego pracodawcy, ale trzeba przyznać – posiadłość robiła wrażenie. Do tej pory takie domy widziałem w programach o gwiazdach na MTV, zanim ramówkę zapełniono reality show o ciężarnych nastolatkach, ale zobaczenie takich luksusów na własne oczy zupełnie mnie onieśmieliło – w najśmielszych snach nie podejrzewałem, że przybywając do Stanów będę woził się po takich miejscach.

- Dobra, pora zawołać Brandi – powiedział Steve i nacisnął klakson z całej siły. Gdy to nie przyniosło efektów, zaczął naciskać go raz po raz – no Brandi! Wyłaź, wyłaź, wyłaź!!

W końcu na balkonie zobaczyłem naszą blond koleżankę, która rozejrzała się szybko po ulicy, a gdy nas dostrzegła puknęła się w czoło parę razy. Steve zaśmiał się serdecznie i kazał mi wysiąść z wozu.

- Długo mieliśmy na ciebie czekać?! Debiutant czeka! – krzyknął na całe gardło, wychylając głowę przez okno, nie przejmując się sąsiadami, którzy zaczęli ciekawie zerkać w naszą stronę ze swoich domostw. Byłem pewny, że moja obita, widoczna z daleka twarz przykuła ich uwagę.

- Czy ty jesteś normalny? – spytała podniesionym głosem Brandi, przechylając się przez barierkę – przestań się wydurniać, ludzie na ciebie patrzą!

- Chuj mnie to obchodzi, nie mieszkam tu! – odkrzyknął Steve, szczerząc do niej zęby.

Uśmiechnąłem się półgębkiem, nie wtrącając się do rozmowy. W milczeniu obserwowałem piersi Brandi, które zakołysały się kusząco, gdy przechylała się przez barierkę. Ten widok ożywił mego fallusa, który poruszył się w spodniach. Wyjątkowo prosta reakcja, ale nic nie mogłem na nią poradzić – za parę chwili znów będę się pieprzył z tą kobietą.

- Dobra, Nowy. Leć do środka, Brandi otworzy ci bramę – powiedział Steve, odprowadzając wzrokiem aktorkę, która zniknęła we wnętrzu domu – jak będzie już po wszystkim to do mnie przedzwoń, odwiozę cię z powrotem do firmy, oka?

- Oka – odpowiedziałem, czując rozpierającą mnie energię. Wiedziałem, że jeszcze jest za wcześnie bym mógł świętować pełen sukces, ale sam fakt, że zaszedłem tak daleko dodawał mi sił. Wierzyłem, że wszystko mogło się udać.

- To spoko, powodzenia – powiedział Steve słysząc mój budzący się entuzjazm – i nie zapomnij o masce, amigo – dodał, chowając głowę we wnętrzu wozu.

Gdy ruszyłem przed siebie usłyszałem za plecami donośny pisk. Odwróciłem głowę w momencie, w którym Steve zrobił zakręcił zgrabny, ciasny łuk na podjeździe, zostawiając na nim ślady swoich opon i pomknął przed siebie. W przeciągu sekund zniknął za zakrętem. Pieprzony wariat. Podchodząc do bramy zauważyłem jak otworzyła się przede mną automatycznie – przechodząc przez nią drgnąłem, gdy usłyszałem głos Brandi dochodzący z ukrytego głośnika:

- Hej, drzwi wejściowe są otwarte, znajdziesz mnie w środku, dobra? Do zobaczenia.

Ruszyłem przed siebie raźnym krokiem, wsłuchując się w chrzęst żwiru pod moimi stopami. Zbliżając się do wejścia rozglądałem się na boki, obserwując ogród z niewiarygodną ilością altanek i oczek wodnych – nie mogłem uwierzyć, że ktokolwiek jest w stanie tyle zarobić, prowadząc firmę zajmującą się kręceniem pornoli. Wchodząc po marmurowych schodkach na podest, zdołałem dostrzec co nieco przez przeszklenie w wielkich wejściowych dwuskrzydłowych drzwiach. Cała pewność siebie uleciała ze mnie w ułamku sekundy – delikatnie nacisnąłem klamkę, lekko uchyliłem drzwi i nieśmiało zajrzałem do środka.

- O kurwa – wyszeptałem ze zgrozą.

Przez myśl przeleciało mi wspomnienie chwili, w której po raz pierwszy stanąłem w drzwiach mieszkania załatwionego mi przez Katrinę – obraz syfu, nędzy i rozpaczy odrzucił mnie w chwili gdy zaledwie stanąłem w progu tamtej nory. Teraz stałem jak wryty, z rozdziawioną szczęką, chłonąc szeroko otwartymi oczami każdy szczegół.

Pałac. Pierdolony pałac! Gość zbudował sobie willę ze snów – od razu dostrzegłem fontannę znajdującą się pośrodku hollu, który był większy niż dom Smitha. Okazała rzeźba nagiej laski trzymającej wazę, z której wylewały się strugi krystalicznie czystej wody przykuła moją uwagę do tego stopnia, że przez parę minut stałem w progu jak idiota, chłonąc ten niecodzienny widok. Pierwszy raz widziałem coś takiego – pieprzona fontanna w środku domu! Wszedłem do środka niepewnym krokiem, ciężko opierając się o zamknięte drzwi. Nieśmiało zerknąłem w lewo i patrzyłem na niekończący się korytarz z mnóstwem waz i różnych drogich bibelotów stojących na wytwornych stolikach. Zerknąłem w prawo i zobaczyłem ten sam widok. Na wprost zobaczyłem szerokie, marmurowe schody otaczające fontannę z obu stron, a za nią dostrzegłem ogromny salon kończący się przeszklonym wejściem, prowadzącym do ogrodu, w którym był basen z dobudowanym wodospadem. Patrząc na marmury pod stopami i żyrandole wiszące nad moją głową miałem wrażenie, że zaraz znikąd pojawi się przewodnik, który oprowadzi mnie po tej królewskiej rezydencji.

Ciężko przełknąłem ślinę, zdając sobie sprawę jak szaro i biednie wyglądałem w tym otoczeniu. Spojrzałem krytycznie na swoje spodnie i bluzę, nie mogąc nic poradzić w tej kwestii – nie spodziewałem się, że dziś trafię do tak luksusowego apartamentu, więc najlepsze ciuchy zostawiłem w domu, cholera jasna!

Rozglądając się wokół ciekawym wzrokiem, ruszyłem w lewą stronę. Idąc po miękkim dywanie mijałem kolejne pokoje, uświadamiając sobie ich zawrotną ilość z każdym kolejnym krokiem, a byłem przecież na parterze. Każde z mijanych pomieszczeń spokojnie przewyższało metrażem moją klitkę, nie mówiąc o wyposażeniu. Chciwym wzrokiem zerkałem na obrazy wiszące na ścianach – nigdy nie byłem koneserem sztuki, ale byłem pewien, że nie patrzyłem na reprodukcje.

- Nowy! Ej! Nowy!! – usłyszałem cichy okrzyk i obróciłem się w jego stronę.

Tak jak podejrzewałem, udałem się w złym kierunku. Brandi stała w połowie drugiego korytarza machając na mnie i szczerząc ząbki. Odwzajemniłem ten gest, chociaż wątpiłem, czy z takiej odległości zdoła go zobaczyć. Ruszyłem w jej stronę czując, jak moje serce zaczęło mocniej bić. Brandi postała w miejscu przez chwilę, a później wskazała mi pokój, do którego mam się udać. Gdy kiwnąłem głową w jej stronę, zniknęła mi z oczu. „No dobra, to jest to” pomyślałem, wyciągając maskę z kieszeni i przyglądając się uważnie „Zaczynamy!” przemknęło mi przez myśl, gdy nakładałem ją na siebie. Nos zaprotestował lekko, gdy nacisnąłem go warstwą lateksu, a czując ten intensywny zapach, miał zamiar kichnąć potężnie. Na szczęście, udało mi się powstrzymać w ostatnim momencie, chroniąc maskę przed zabrudzeniem. Odetchnąłem głęboko parę razy przez usta, starając się nie myśleć o mdłym zapachu. Najwidoczniej będę musiał do niego przywyknąć... zapinając ostatnie guziki stanąłem w otwartych drzwiach pokoju i poczułem, że nogi wrosły mi w ziemię.

W pokoju, który również swoją wielkością bił na głowę moją fawelę, a nawet znaczną część posiadłości Smitha dostrzegłem dwie kobiety, które dyskutowały o czymś zawzięcie, trzymając w dłoniach pliki spiętych kartek. Pierwszą była Brandi a drugą... Asa Akira we własnej osobie.

Z niedowierzania aż zaschło mi w gardle. Wiedziałem, że nie powinienem był reagować w taki sposób, ale chyba ciężko oczekiwać bym przez jeden dzień przywykł do tego, że będę spotykać gwiazdy z branży? Stałem jak słup soli, niezdolny do wykrztuszenia choćby jednego słowa, w milczeniu obserwując dwie piękności.

W pewnym momencie Asa dostrzegła mnie kątem oka, zerknęła szybko w moją stronę i drgnęła gwałtownie. Nic dziwnego, w swoich szarych, wytartych szmatach i z idiotyczną maską na głowie wyglądałem jak pospolity rabuś w trakcie włamania. Na szczęście Brandi szybko rozładowała sytuację śmiejąc się serdecznie na głos.

- No w końcu jesteś! Myślałam, że się zgubiłeś!

Spojrzenie uwodzicielskiej Azjatki prześlizgiwało między mną a Love.

- Brandi? Co do...?

- Daj spokój, Asa, to Nowy. Przyjechał tutaj na trening.

- Aha. To spoko – powiedziała to niby obojętnym tonem, ale widziałem jak moja maska budziła jej niechęć – to cóż, ja się będę zbierać. Daj mi znać, jak będziesz miała chwilę czasu, by przedyskutować resztę scenariusza, dobrze?

- Oczywiście, kochanie – powiedziała Brandi nachylając się do czarnowłosej piękności i całując ją w policzek. Nie ukrywam, że miałem nadzieję na inne pożegnanie w ich wykonaniu, ale przezornie wolałem się nie udzielać. Moje serce zatrzepotało z radości, gdy Asa dźwignęła się z kanapy i ruszyła w moją stronę, zmysłowo kręcąc biodrami i szeleszcząc scenariuszem.

- No to powodzenia, Nowy – powiedziała, gdy była tak blisko, że wyczuwałem zapach jej perfum. Niemal zebrałem się na odwagę, by jej odpowiedzieć, gdy nagle odebrało mi mowę – przechodząca koło mnie aktorka po prostu wyciągnęła rękę i... położyła ją na moim kroczu, zaciskając ją delikatnie.

- O kurczę... - powiedziała cicho, zatrzymując się w pół kroku i zerkając na mnie z ukosa. W milczeniu wzmocniła chwyt, badając zawartość spodni. Krępująca cisza potrwała zaledwie parę sekund w trakcie których poczułem palce, wprawnie ugniatające mojego naganiacza. Speszony, zupełnie zaskoczony sytuacją lekko cofnąłem biodra, ale było już za późno.

- O kurwa – powiedziała z uznaniem Asa, mocno zaciskając dłoń. Mruknąłem cicho, czując jak pewny chwyt wzmocnił mój wzwód – Brandi, kto to w ogóle jest?

- To, moja droga, jest mój nowy podopieczny – rzekła Love, podchodząc do nas z uśmiechem na ustach.

- Ja cię kręcę...niezły! – powiedziała Asa, przejeżdżając dłonią po całej długości fiuta, który desperacko starał się wyrwać ze spodni, wywołując u mnie przyjemne dreszcze – może zostanę i poćwiczę z wami? – spytała pełnym nadziei głosem, patrząc na mnie w taki sposób, że od razu zrobiło mi się gorąco.

- Nie ma mowy! To mój debiutant!

- Tak, twój, twój... a nie chciałby, byśmy poćwiczyli razem? To jak będzie, olbrzymie? – spytała namiętnym tonem, patrząc na mnie wyzywająco – chcesz bym i ja cię przećwiczyła? – chwyciła mnie mocno i zaczęła solidnie trzepać przez materiał spodni, ignorując mój przyśpieszony oddech – Chcesz? – spytała, zwiększając tempo.

Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Wszelkie myśli wyparowały mi z głowy. Fiut stanął na baczność, boleśnie napierając na nogawkę dżinsów. Jeśli nie przestanie, to ja zaraz...

- Zostaw go, paskudo! – zawołała wesoło Bradni, odpychając Akirę w ostatniej chwili. Co za ulga!

- Daj spokój, podobało mu się – przekomarzała się Akira, zabawnie szarpiąc się z koleżanką – spójrz – powiedziała, wskazując namiot w moich spodniach – to moje dzieło.

- Świetnie sobie poradziłaś – powiedziała Brandi, zerkając na moje krocze, a potem na mnie, puszczając oczko – ale musisz już iść!

- Naprawdę, wolałabym zostać!

- Idź już. Idź! – parsknęła śmiechem, wypychając ją z pokoju.

Asa poopierała się jeszcze przez chwilę, ale później dała za wygraną. Zrobiła nadąsaną minę, gdy zerknęła na Brandi a potem spojrzała na mnie z taką determinacją, że od samego widoku niemal nie spuściłem się w spodnie – spojrzała na mnie niczym pantera, gotowa by rzucić się na bezbronną ofiarę. Asa uniosła dwa palce, wskazujący i środkowy, skierowała je na swoje oczy, potem na moje i znów na swoje a potem szybko zwinęła dłoń w pięść, wykonała kilka posuwistych ruchów tuż przy rozchylonych ustach, jednocześnie wypychając językiem policzek. Zatkało mnie.

- W twoich snach! – zawołała Brandi, śmiejąc się głośno i wyprowadzając koleżankę na korytarz – zaraz do ciebie wrócę.

Wsłuchując się w ich oddalające głosy, ciężkim krokiem ruszyłem do kanapy, na którą zwaliłem się całym ciężarem. Dopiero teraz byłem w stanie uważniej rozejrzeć się po pomieszczeniu – zerknąłem na przeszklony stolik i kanapę, którą obecnie zajmowałem. Obydwa meble wyglądały na produkty ekskluzywnych marek. Nieśmiało zerknąłem po ścianach, widząc duże, abstrakcyjne obrazy i meble, stylizowane na egzemplarze z minionej epoki. Gdy zerknąłem w górę, cichutko gwizdnąłem z uznaniem – nad moją głową wisiał wielki, bogato zdobiony drogimi kamieniami żyrandol. Zerkając przez ramię zobaczyłem wyjście do ogrodu, a za pokrytym bluszczem ogrodzeniem rozpościerał się widok na pozostałe wille, zbudowane na łagodnie opadającym zboczu. Żyć, nie umierać...

- Podziwiasz widoki?

Odwróciłem się w kierunku, z którego dobiegał ten słodki głos i zobaczyłem Brandi idącą w moją stronę. Uśmiechnęła się łagodnie a jej oczy rzucały figlarne błyski. Odwzajemniłem uśmiech, czując jeszcze większą radość, gdy usiadła obok, opierając się o mnie.

- Steve dał ci zielone światło? – spytała, nie odrywając ode mnie wzroku.

Krótko kiwnąłem głową, nie przestając się uśmiechać. Patrzyłem w jej oczy, ale moją uwagę zaprzątała jej kształtna pierś, która ocierała się o moje ramię.

- To znaczy, że muszę cię trochę potrenować, Nowy – powiedziała Brandi wyciągając rękę, którą zaczęła gładzić mnie po ramieniu – o nic się nie martw, wytłumaczę ci wszystko, co i jak – dodała tajemniczo, przejeżdżając z mojego ramienia na klatę – jestem pewna, że od razu wszystko załapiesz – zakończyła puszczając do mnie oczko i jednocześnie przejeżdżając dłonią po moim brzuchu, by zatrzymać ją na moim kroczu. Chwyciła mojego fiuta i zaczęła go rytmicznie ściskać.

- Przyjemnie? – spytała retorycznie, nie przerywając pieszczoty.

- Bardzo – powiedziałem lekko urwanym głosem.

Nie mogłem zapanować nad swoim podnieceniem. Wyciągnąłem drugą rękę w stronę Brandi i musnąłem palcami jej twarz, przyciągając ją do siebie. Bez sprzeciw pochyliła się ku mnie i po chwili nasze usta połączyły się w pocałunku. Na początku delikatnie musnąłem jej wargi, ale wiedziony rosnącym pożądaniem przycisnąłem ją do siebie, wślizgując się językiem do wnętrza jej ust. Gładziłem język i usta, rozkoszując się jej smakiem. Po krótkiej wymianie czułości, Brandi zgrabnie wślizgnęła się na mnie, mocniej napierając na usta. Odchyliłem głowę, pozwalając jej na przejęcie inicjatywy. Pocałowała mnie głęboko, jednocześnie gładząc mnie po głowie. Wiedziała, czym jest sztuka pocałunku.

- Jak wrażenia? – spytała szeptem, na moment przerywając pocałunek i powoli ocierając się o mnie biodrami.

- Znakomite – odpowiedziałem równie cicho, czując jak jej udo raz po raz ociera się o mojego sztywnego kutasa.

Brandi zaśmiała się cicho i usiadła, przygniatając mój interes. Drgnąłem lekko, gdy ból przemieszał się z przyjemnością.

- Ależ ty jesteś wielki – powiedziała z uznaniem zataczając biodrami delikatne kółeczko.

Zaśmiałem się cicho, czując jak moje podniecenie rośnie z każdą chwilą.

- Dzięki. Czy moglibyśmy... - zapytałem nie wiedząc, jak sformułować swoją prośbę.

- Przejść dalej? – spytała Brandi, dalej się o mnie ocierając – oczywiście – odparła, uśmiechając się, gdy zobaczyła moją reakcję – ale najpierw prysznic – zakończyła śmiejąc się, gdy na moment zrzedła mi mina – chodź, zaprowadzę cię – dodała, zsuwając się ze mnie.

Niechętnie dźwignąłem się nogi i chwyciłem jej wyciągniętą dłoń. Starałem się zapanować nad swoimi instynktami, które nakazywały mi bym wziął ją tu i teraz. Wyobraziłem sobie jak ściągam ją na kolana i wkładam go w jej wilgotne usta...

- Już niedługo, zobaczysz – powiedziała na sekundę wtulając się we mnie i całując mnie delikatnie – chodź – powiedziała z lekkim naciskiem, wymykając mi się i ciągnąc za sobą.

Wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się na piętro. Wchodząc po schodach szybko rozejrzałem się wokół – najwyraźniej na górze było jeszcze więcej pomieszczeń.

- Ja idę do swojej łazienki, a ty do swojej – powiedziała Brandi – potem spotykamy się w sypialni na końcu korytarza – dodała, posyłając mi szeroki uśmiech i znikając mi z oczu.

Gwizdnąłem przeciągle, wchodząc do łazienki. Szczerze mówiąc nie zdziwiłbym się, gdyby jej właściciel zamontował sobie taką samą wannę, jaką widziałem w „Człowieku z blizną”, ale nawet bez niej pomieszczenie prezentowało się nieźle. Nawet lepiej niż nieźle – poczułem się jak w luksusowym SPA czy czymś takim, a przecież to była jedna z wielu łazienek.

- Ja pierdolę – mruknąłem z uznaniem, otwierając drzwi do szerokiej kabiny i podziwiając zestaw do biczów wodnych.

Rozebrałem się raz dwa, z ulgą zdejmując kretyńską maskę, którą rzuciłem na swoje łachy. Zerknąłem na swoje odbicie w jednym ze ściennych luster – nic dziwnego, że Steve dał mi coś, czym mógłbym zakryć swój siny pysk. Reszta też nie wyglądała zbyt wesoło – duże, nieprzyjemnie żółto-fioletowe sińce zdobiły moje plecy, bok i nogi – pamiątka po Vatos, kurwa ich mać. Nie przeciągając oględzin wlazłem pod prysznic i uruchomiłem go. Drgnąłem, gdy poczułem strumienie wody, które trysnęły naraz z kilku stron, a w tle usłyszałem głośną, radiową muzykę. Śmiejąc się ze swojej reakcji zacząłem się porządnie szorować, co rusz bawiąc się ciśnieniem i temperaturą wody.

- Wychodzisz już? – doleciał do mnie głos z oddali.

- Jeszcze momencik! – odkrzyknąłem przez lekko uchylone drzwi.

- Ok, jakby co to czekam na miejscu.

Wyszedłem spod prysznica i chwyciłem leżący pod ręką ręcznik. Wycierając się dokładnie poczułem miłe mrowienie w kroczu. Za chwilę zaliczę gwiazdę porno. Po raz drugi. Serce zabiło mi szybciej, gdy założyłem maskę i obwiązałem się szlafrokiem, który wisiał na drzwiach. Zostawiłem swoje ciuchy w łazience i na bosaka ruszyłem w kierunku sypialni mając nadzieję, że uda mi się wejść do środka raźnym krokiem. Niestety, im bliżej byłem u celu, tym moje zdenerwowanie brało górę. Co będzie, jeśli się nie sprawdzę? Jeśli ona pogada ze Stevem a ten podziękuje mi za współpracę? Co wtedy?

Z niezbyt wesołymi myślami ostrożnie zajrzałem do środka, widząc Brandi, która siedziała na łóżku. Założyła nogę na nogę i kiwnęła na mnie palcem, wpatrując się we mnie figlarnym spojrzeniem.

- Chodź tu, chodź, nie ugryzę – powiedziała zachęcająco, gdy podchodziłem powoli.

Wyglądała przecudnie, świeżo umyte włosy splotła w zawadiacki kucyk a szyję i dekolt natarła porcją oliwki. Pewnie zrobiła to specjalnie – dobrze wiedziała, że nie będę mógł oderwać wzroku od jej skarbów...

- Pokaż mi, co tam masz – powiedziała nieco ciszej, sięgając do sznura mojego szlafroka i rozwiązując go wprawnie – no proszę, proszę! – powiedziała z uznaniem, gdy rozchyliła poły mojego szlafroka i za ich pomocą przyciągnęła mnie do siebie – to się nazywa kutas!

Zaśmiałem się cicho i drgnąłem lekko na całym ciele, gdy Brandi delikatnie oplotła palcami mój trzon i jądra. Miała ciepłe, delikatne dłonie.

- Byłeś bardzo dobry na castingu – powiedziała do mnie, powoli ściągając i naciągając napletek z mojej naprężonej główki – podobało mi się to, co wtedy zrobiliśmy.

- Mnie również – wyszeptałem, czując się tak, jakby przez moje ciało przebiegał strumień prądu.

- Teraz przećwiczymy cię, byś wiedział, na czym polega ta branża. Jesteś gotowy?

„Jeszcze kurwa jak!”

- Jestem.

- Dobrze. Jak sądzisz, co powinnam teraz zrobić? – spytała retorycznie, pieszcząc mnie rytmicznie.

Znowu mnie zatkało – nieraz oglądałem filmy z jej udziałem i słyszałem kierowane w jej stronę kwestie, lecz nie mogłem uwierzyć, że teraz chciała je usłyszeć ode mnie. Czy to się działo naprawdę?

- Obciągnąć mi – odpowiedziałem, zanim zdążyłem przemyśleć swoje słowa i jęknąłem rozdzierająco – Brandi szybko schyliła głowę, głęboko wpuszczając mnie do ciepłego, wilgotnego wnętrza swoich ust. Instynktownie chwyciłem ją za głowę i sapnąłem głośno, gdy poczułem jak zaczęła mnie solidnie ssać. Wprawiłem jej głowę w ruch, sprawiając sobie jeszcze więcej przyjemności.

- Szybko się uczysz, chłopaku – powiedziała wesoło, na chwilę wypuszczając mnie z ust i pieszcząc mnie dłonią - miło? – spytała po paru rozkosznych chwilach.

- Bardzo – wymruczałem, gotowy na dalszą część zabawy.

Brandi roześmiała się słodko, wprawnie masując mojego fiuta. Uniosła go do góry i przysunęła się do mnie, zasysając po kolei moje jądra.

- Masz wspaniały sprzęt – powiedziała z uznaniem, gdy jej język przestał błądzić po moich klejnotach.

Odwzajemniłem uśmiech popychając ją lekko na plecy. Oparła się na łokciach, wpatrując się we mnie ze śmiechem.

- Czyżbyś był napalony, Nowy?

Gdy opadłem na kolana, Brandi bez słowa rozłożyła nogi i pogładziła się po wygolonej cipce. Drgnęła, gdy lekko pogładziłem, a następnie włożyłem dwa palce w jej skarb. Poczułem rytmiczne pulsowanie.

- Lubisz to? – spytałem delikatnie wsuwając i wysuwając z niej palce.

- Mhm – wysapała krótko – och! – jęknęła, gdy wcisnąłem swoje palce wyjątkowo głęboko.

Nie mogąc się powstrzymać schyliłem głowę i objąłem jej łechtaczkę w czułym pocałunku. Poczułem palce, które od razu wpiły się w moją maskę, i wtedy zacząłem pieścić jej perłę zmysłowymi, powolnymi ruchami języka.

- O tak! Ooooooooooooo taaaaaaaaaaaaaaak... - wyjęczała, gdy znów wprawiłem swoje palce w ruch.

Smakowała wybornie i z każdą chwilą otwierała się coraz bardziej – moje palce bez trudu zaczęły przesuwać się rytmicznym, posuwistym ruchem.

- Ufffff....dobra robota, Nowy – powiedziała z uznaniem, gładząc mnie po głowie.

Uniosłem na chwilę wzrok i napotkałem jej pełne satysfakcji spojrzenie. Uśmiechnąłem się, wiedząc, że było ono moją zasługą.

- Chodź do mnie – powiedziała Brandi rozbierając się i wślizgując na środek łóżka.

Szybko wskoczyłem na łóżko, gotowy na finał. Brandi uśmiechnęła się widząc moje pełne pożądania spojrzenie. Wsunęła pod biodra poduszkę i pokuliła nogi, wystawiając na mój widok swoją pobudzoną cipkę.

- Włóż mi go, tylko z wyczuciem.

Kiwnąłem lekko głową i przysunąłem się do niej. Drgnęliśmy, gdy otarłem się główką o jej szparkę. Naparłem lekko, wpychając ją do środka i zamruczałem, gdy poczułem na niej rozkoszne ciepło. Przysunąłem się jeszcze bliżej, powoli wbijając w nią swojego koguta.

- Mmmmmm... - jej biodra zafalowały lekko, a oczy zaszły mgłą, gdy wszedłem w nią do połowy.

- Przyjemnie? – spytałem, wysuwając się z niej i wracając w to samo miejsce, czym wywołałem kolejny, przeciągły jęk.

Nagle wczułem się w swoją przyszłą rolę. Pochyliłem się w kierunku swojej kochanki i dałem jej lekkiego całusa.

- Chcesz więcej? – spytałem konspiracyjnym szeptem, trzymając swoje wargi tuż koło jej.

- Chcę – odparła wesoło, całując mnie rozkosznie.

- Poproś – powiedziałem, wsłuchując się w jej nagły śmiech.

- Widzę, że zaczynasz chwytać, o co w tym chodzi! – odpowiedziała, gdy wyprostowałem się przed nią.

- Więc jak będzie? – spytałem, wsuwając się w nią nieco głębiej.

Brandi wygięła swoje plecy w łuk i spojrzała na mnie roziskrzonym wzrokiem.

- Włóż mi go, Nowy. Pokaż, co potrafisz.

Jęknęła najgłośniej, gdy mocno pchnąłem biodrami, wbijając się do samego końca. Cofnąłem się nieznacznie by wejść w nią jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze...

- Aaaaaaaaaach! – wyjęczała po serii solidnych pchnięć

- Dobrze? – wysapałem, nie zmieniając tempa i nie przerywając.

- Dobrze...nie przestawaj! OCH!

Nie miałem najmniejszego zamiaru. Wprawiłem swoje biodra w ruch, rozkoszując się podaną mi cipką. W pewnym momencie wyszarpnąłem poduszkę spod pupy Brandi i przygniotłem ją swoim ciałem.

- Uuuuu...ła!! – jęknęła głośno, gdy poczuła mnie jeszcze głębiej.

- Lubisz to? – wysapałem jej do ucha, czując jej dłonie ślizgające się po moich zgrzanych plecach.

Nie odpowiedziała... raczej nie była w stanie nic odpowiedzieć, ale słodka melodia jej jęków i westchnień były dla mnie najlepszą odpowiedzią. Wtuliłem twarz w jej szyję, składając na niej gorący pocałunek i poczułem, jak objęła mnie nogami. Zacząłem poruszać się pewniej, mocniej, by sprawić nam obojgu jak najwięcej przyjemności. Po paru rozkosznych chwilach postanowiłem zmienić pozycję na tę, która najbardziej mi odpowiadała. Uniosłem się na rękach, szepcąc cicho do swojej kochanki, by przewróciła się na brzuch.

- Tak dobrze? – spytała niewinnym głosikiem, gdy spełniła moje polecenie.

- Bardzo dobrze – powiedziałem klękając i mocno przyciągając jej biodra do swoich.

- Mmmmmm...doggystyle! – zawołała entuzjastycznie, gdy znalazła się na kolanach i jęknęła głośno, znów czując mnie w sobie i nagle zmieniła ton – kotku wybacz, ale robisz to nie tak, jak trzeba.

Zastygłem w bezruchu, czując się tak, jakby ktoś wylał mi na łeb kubeł zimnej wody. Co zrobiłem źle?

- Tak?... A o co chodzi? – spytałem, wciąż będąc w jej wnętrzu.

- Chodź, pokażę Ci – odpowiedziała, wślizgując się na łóżko.

Ustawiła się pozycji na czworaka i wypięła cipkę w moją stronę, patrząc na mnie przez ramię.

- Chodź do mnie – powiedziała namiętnym głosem i nie musiała się powtarzać.

Zaśmiała się, gdy jednym susem wskoczyłem na łóżko, lądując tuż za nią. Położyłem jedną rękę na biodrze, a drugą chwyciłem kutasa, gotowy do ponownej wkładki gdy znów usłyszałem reprymendę.

- Nie, nie! Młody! Poczekaj! Pokażę ci właściwą pozycję.

Parsknąłem nerwowym śmiechem. W tej chwili chciało mi się pieprzyć, a nie uczyć nowych sztuczek ale przypomniałem sobie, że jestem tutaj na szkoleniu, a nie dla przyjemności. Kiwnąłem głową, słuchając uważnie.

- Musisz stanąć nade mną i rozstawić nogi tak, by znalazły się na zewnątrz moich. Jedna noga tutaj... - kiwnęła głową w odpowiednim kierunku, by ułatwić mi sprawę – dobrze, a druga tutaj. Świetnie. Teraz mi go włóż.

Stojąc rozkraczony jak idiota obniżyłem biodra, tracąc równowagę na chybotliwym łóżku. Gdybym nie oparł się o biodra Brandi, zwaliłbym się na nią całym swym ciężarem. Nie zmieniając pozycji nakierowałem kutasa na odpowiednie miejsce i pchnąłem, zagłębiając się pod do tej pory nieznanym dla mnie kątem.

- Uchhhh! – Brandi stęknęła głośno, czując mnie w sobie – właśnie tak, nie przestawaj, aaaaaaach! – wyrwało się jej, gdy poczuła kolejne pchnięcie.

Posuwałem, kiwając się na boki, bardziej skupiając się na tym, by się nie przewrócić niż na tym, by dobrze pieprzyć swoją partnerkę. Mało przyjemne uczucie.

- Niezbyt wygodna pozycja – wysapałem, zlany potem, po kilku minutach karkołomnej jazdy.

- Mhm.... mmmmm! Niewygodna dla nas, ale doskonała dla kamerzysty... Ma w niej... Aaa!... Czyste ujęcie na twojego... ochhh! fiuta... ufff!... rżnącego mnie.

Jej słowa podziałały na mnie do tego stopnia, że zaśmiałem się na głos, przy okazji dając jej klapsa na wypięty tyłeczek.

Brandi pisnęła zerkając na mnie z udawanym oburzeniem.

- No wiesz? Jak tak można?

- A można! – odpowiedziałem ze śmiechem, tym razem uderzając w drugi pośladek, co wywołało kolejny radosny pisk.

- Rżnij mnie młody, pokaż, na co cię stać! O TAK! – zawyła, gdy wzmocniłem pchnięcia.

Jej uległość i nastawienie rekompensowały skurcze, które zaczęły chwytać mnie w nogach i biodrach. Chwyciłem Brandi za biodra i wszedłem aż po same jaja, czując wzmagającą przyjemność. Jęknęła głośno, przyjmując mnie całego i zaczęła wyć, gdy zacząłem ją solidnie pieprzyć.

To było to – trzymając ją jedną ręką za biodro a drugą za ramię czułem narastającą przyjemność. Jęki mojej partnerki, przerywane okrzykami rozkoszy, dodatkowo mnie nakręcały. Jeszcze chwila i... i...

- Zaczekajcie na mnie! Hej! ZACZEKAJCIE! – doleciał do nas z korytarza donośny, kobiecy okrzyk, pomieszany z tupotem stóp.

Zatrzymałem się w połowie ruchu. Rozpoznałem ten głos. Niepewnie zerknąłem na Brandi, która zerknęła na mnie a potem spojrzeliśmy na wejście do sypialni, w którym pojawiła się uśmiechnięta, lekko zdyszana Akira. Widok jej roześmianej twarzy, rozwianych biegiem włosów i smukłych ud, przesłoniętych jedwabnym szlafroczkiem sprawił, że ponownie zawrzała we mnie krew – instynktownie chwyciłem Brandi za biodra i nabiłem ją na siebie, nie odrywając oczu od azjatyckiej piękności. Niestety, moja „trenerka” najwyraźniej nie podzielała mojego entuzjazmu – usiadła na łóżku, patrząc czujnie na swą przyjaciółkę.

- Jak tutaj weszłaś? – spytała ją tonem, w którym nie słyszałem wcześniej brzmiącej wesołości.

- Pff! Jakbyś tylko ty miała kartę do tego domu... - odparła lakonicznie Akira i spojrzała na moje krocze – łaaał... niezły! – powiedziała, podchodząc do nas raźnym krokiem – wiedziałam, że koleś ma niezły sprzęt!

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, czy też zareagować w jakikolwiek sposób, Akira stanęła tuż przy mnie i chwyciła mojego drąga zdecydowanym ruchem.

- Świetny – stwierdziła, nie odrywając oczu od mojego przyrodzenia i przejeżdżając po nim dłonią parę razy.

- Aaaaachhh! – wyjęczałem, czując nadchodzący finał.

- Daj spokój, Asa! To debiutant! Szkolę go!

- Sorry! – odpowiedziała słodko, chwytając jądra i ciągnąc je mocno w dół.

- OCH! – krzyknąłem, zszokowany tym, jak szybko moja rozkosz przemieniła się w ból. Azjatycka księżniczka puściła do mnie oczko, ale nie poluźniła chwytu – miałem wrażenie, że zaraz pękną mi jaja!

- Wytrzymaj, przystojniaczku... wytrzymaj... dość – powiedziała puszczając mój nabiał.

- O kurwa... - wyjęczałem pełnym wyrzutu głosem – co to było?!

- Najstarszy trick w branży. Stosowany, by opóźnić wytrysk. Chyba podziałało?

- Tak... - odpowiedziałem niechętnie, delikatnie masując swoje kule. Faktycznie, uczucie nadchodzącego finiszu minęło jak ręką odjął, nie mając najmniejszego wpływ u na moją erekcję – dalej byłem sztywny.

- Chyba... za mocno cię potraktowałam – powiedziała Asa, uważnie obserwując moją dłoń błądzącą po klejnotach – potraktuj to jako przeprosiny – dodała schylając się ku mnie, po drodze zabierając moją rękę.

Drgnąłem lekko, gdy poczułem jak delikatnie zassała moje jądro a ręką zaczęła pieścić mój trzon. Uniosłem lekko trzęsącą się dłoń i nieśmiało pogładziłem pieszczącą mnie kobietę, wyczuwając zgrabne ciało, ukryte pod śliskim materiałem.

- Mówiłam ci Asa, żebyś dała spokój! Nie tak się umawialiśmy!

- Oj daj spokój, Brandi! Nie umiesz się dzielić? – ofukała ją, na chwilę odrywając usta i uśmiechając się do mnie rozkosznie – a poza tym... jemu się podoba. Prawda, Nowy? – spytała retorycznie, mocno gładząc mojego fiuta.

- Mmmmmm... Taaakkkk!... Bardzo.

Asa zaśmiała się krótko w odpowiedzi i włożyła mojego fallusa do ust. Zszokowany zerknąłem na Brandi, która uważnie obserwowała poczynania koleżanki. Czując na sobie wszędobylski język Azjatki, położyłem rękę na jej głowie i docisnąłem ją do swojego krocza. Drgnęła lekko, ale nie przerwała pieszczoty. Odleciałem, czując jak niemal wchodzę jej do gardła.

- Ok. Dość! – powiedziała po chwili, wypluwając mnie z ust z donośnym dźwiękiem – ja pierdolę, co za sprzęt! – dodała entuzjastycznie ocierając usta.

Gdy udało się złapać parę głębszych oddechów, obrzuciła naszą dwójkę szybkim spojrzeniem a potem roześmiała się serdecznie, płynnym ruchem ściągając z siebie okrywającą ją szmatkę.

- Co ty wyprawiasz? – spytała ją Brandi podniesionym tonem a ja oniemiałem, widząc gibkie ciało orientalnej gwiazdki porno.

- Jak to, co? Pomagam ci szkolić nowego – powiedziała, zerkając to na mnie, to na swoją przyjaciółkę, uśmiechając się tajemniczo. Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia rzuciła się w ramiona Brandi, składając na jej ustach gorący pocałunek. Brandi drgnęła lekko, jakby zaskoczona takim obrotem spraw, ale później objęła swoją koleżankę. Dostrzegłem język blondynki, który gładko wsunął się do rozchylonych ust Asy. Moje tętno podskoczyło, gdy dostrzegłem dłoń blondynki, która wprawnie wślizgnęła się między uda czarnowłosej piękności. Brandi przerwała pocałunek i pocałowała Asę w szyję, wywołując u niej rozkoszny dla uszu jęk.

- Asa, kochanie, nie taka była umowa. Wiesz, że treningi się tak nie odbywają! Nawet nie wiemy, czy Nowy kiedykolwiek miał trójkącik – powiedziała to tonem surowej nauczycielki, nawet na chwilę nie przerywając palcówki, którą serwowała swojej przyjaciółce.

- Mmmmmm...właśnie... Nowy? Zaliczyłeś kiedyś trójkąt? – spytała z objęć koleżanki Asa, kierując na mnie rozanielone spojrzenie.

Z wrażenia zaschło mi w gardle. Głośno przełknąłem ślinę, chociaż wiedziałem, że i tak nie będę w stanie odpowiedzieć na zadane mi pytanie. Trójkącik? Cholera, zawsze o czymś takim marzyłem, ale nigdy nie miałem ku temu okazji. Nie mogłem uwierzyć, że za chwilę miało się to zmienić!

- No to teraz masz swoją szansę – powiedziała Asa, ponownie całując Brandi, napierając na nią całym ciałem.

Laski wylądowały na łóżku, całując się namiętnie. Asa rozchyliła nogi Brandi swoimi, przy okazji wypinając się w moją stronę. Oszalałem, gdy zobaczyłem jak dziewczyny z zapałem pieszczą swoje cipki. Czując przypływ nowej żądzy przysunąłem się do dziewczyn, które zdawały się zupełnie nie przejmować moją obecnością.

- Hmmm... czyżbym szła na pierwszy ogień? – spytała przekornie Asa, kręcąc pupą, gdy otarłem się o jej szparkę – O CHOLERA! – krzyknęła krótko, gdy udało mi się włożyć fiuta do połowy.

- Spory, co nie? – spytała wesoło Brandi, obserwując z zadowoleniem grymas na twarzy koleżanki.

- Wielki....OOOOCHHH! – jęknęła, gdy wszedłem w nią do końca.

Brandi zaśmiała się, przyciągając Asę za włosy – ich usta znów połączyły się w pocałunku a ja chwyciłem naszego nieoczekiwanego gościa w pasie i pchnąłem mocno. Usłyszałem długi, zduszony pocałunkiem, jęk. Uśmiechając się szeroko, zacząłem pieprzyć podaną mi cipkę. Brandi oplotła Asę nogami, unieruchamiając ją kompletnie. Wykorzystałem to, rżnąc mocno.

- Dobrze ci, kotku? – usłyszałem głos Brandi, zagłuszany jękami Asy.

- Tak! OCHH! TAK!

- Nowy dobrze cię pieprzy?

- Wspaniale...UCHH! Wspaniale!

Śmiech blondynki podziałał na moją wyobraźnię – bez słowa wysunąłem się z Asy, przyłożyłem kutasa do cipki Brandi, w którą wbiłem się jednym, płynnym ruchem.

- Mmmmmm! Teraz moja kolej? – spytała śmiejąc się do naszej dwójki.

Pogładziłem nogi Brandi patrząc, jak dziewczyny znów się całują. Pochyliłem się ku nim, dbając o to, by nasze ciała się nie rozłączyły. Dziewczyny pisnęły krótko, gdy poczuły na sobie mój ciężar, ale ja delikatnie się na nich położyłem, dbając o to by nie zrobić im krzywdy.

- Jak miło! – powiedziała uwięziona „w potrzasku” Asa, wtulając się w Brandi.

- Prawda? – odpowiedziała blondynka, gładząc Azjatkę po włosach i obdarzając mnie uśmiechem. Odpowiedziałem jej tym samym, zagłębiając się w nią rytmicznie.

- Podoba ci się szkolenie, Nowy?

- Bardzo – wychrypiałem, nie przerywając – jak mi idzie?

- Świetnie – odpowiedziała Brandi, oddychając głęboko, gdy wszedłem w nią wyjątkowo głęboko – świetnie...

- Dobra, kochani, koniec tego dobrego! – odpowiedziała Asa, wiercąc się niemiłosiernie – teraz ja przeszkolę Nowego!

Drobna czarnulka zepchnęła mnie z Brandi i posadziła mnie na piętach. Zgrabnie wskoczyła mi na kolana, przytulając się do mnie plecami. Czując jak jej pośladki napierają na mojego kutasa, objąłem ją w pasie i uniosłem wysoko, z zamiarem nabicia jej na swój pal.

- EEEEEEEJ! Nie! Poczekaj! – zawołała Asa, przezornie zakrywając swoją szparkę, czym tylko rozbawiła swoją koleżankę, a mnie wprawiając w osłupienie – najpierw ją!

Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, gdy zrozumiałem zamysł Asy. Azjatka ześlizgnęła się z moich kolan i popchnęła mnie w kierunku Brandi, która zachęcająco kiwała na mnie palcem.

- Będę teraz twoją reżyserką, masz słuchać tego, co ci mówię. Zrozumiałeś, Nowy? – zakończyła śmiejąc się z własnych słów, wieszając mi się na szyi.

- Jasne – odparłem, czując jak udziela się mi się nastrój dziewczyn.

- Dobra, nie zmieniaj pozycji. Chwyć ją za biodra i połóż ją na swoich nogach...łał – powiedziała z uznaniem, gdy szybko spełniłem jej polecenie – silny jesteś!

Zaśmiałem się krótko, w duchu dziękując losowi, że nie zaniedbałem się aż tak, by stracić resztki sił zyskanych w pracy u Smitha.

- Dobra...włóż go... - powiedziała Asa, która przytuliła się do moich pleców, zerkając mi uważnie przez ramię, śledząc każdy ruch – okej, teraz jazda! – krzyknęła, klepiąc mnie w pośladek.

Wprawiłem biodra w ruch, mocno wbijając się leżącą Brandi. W tej pozycji poczułem ją wyjątkowo intensywnie...

- Dobrze, Nowy! Dobrze! – powiedziała rozpromieniona Asa, gładząc mnie po ramionach – teraz rżnij. Słyszysz? Rżnij!

Nie musiała mi tego dwa razy powtarzać – chwyciłem Brandi w pasie i przyśpieszyłem ruchy, co spotkało się z aprobatą – zarówno wykorzystywanej aktorki jak i mojej „reżyserki”.

- Dobrze, Nowy, dobrze! – dopingowała nas Asa, wsłuchując się w nasze jęki – kontynuuj, kontynuuj... - dodała cichszym głosem, delikatnie pieszcząc moje posiniaczone plecy. Jęknąłem, gdy sięgnęła od spodu i otoczyła moje jądra swoją delikatną dłonią.

- Dobrze ci? – spytała, całując moje ucho poprzez maskę. Smak lateksu najwyraźniej nie przypadł jej do gustu, bo po chwili obróciła moją głowę tak, by pocałować mnie namiętnie. Zwariowałem z podniecenia, gdy poczułem w ustach szalejący język – instynktownie przyśpieszyłem ruchy, wsłuchując się w okrzyki Brandi.

- Chcesz mnie? – spytała Asa, gdy w końcu skończyliśmy się całować, wpatrując się we mnie uważnie.

Rzuciłem się na nią, wyślizgując się z roześmianej Brandi. Przydusiłem Asę do łóżka, obracając ją tyłeczkiem w moją stronę.

- O tak...zrób to...lubię na ostro...TAK!! – wykrzyknęła w ekstazie, gdy wbiłem się w nią na całą długość, mocno ciągnąc ją za włosy – PIERDOL MNIE!!!

To była nirvana – dziki, nieskrępowany seks. Seks? Czy raczej dzikie, pierwotne rżnięcie? Nieważne, słowa nie opiszą stanu, w którym wtedy się znalazłem. Trzymając mocno uległą kochankę wbijałem się w nią coraz pewniej, czując zbliżający się orgazm.

- Dochodzę! – wycharczałem, dalej pieprząc Asę – Dochodzę!!

- Już! Asa! Chodź! – zawołała Brandi, nie bez trudu spychając mnie ze zziajanej koleżanki.

Zanim zdążyłem się zorientować, co zamierzały mi zrobić, już leżałem na plecach i poczułem na swoim kutasie dotyk dwóch par aksamitnych, wilgotnych warg. Tego było już za wiele – chwyciłem rytmicznie poruszające się głowy, docisnąłem je do siebie i doszedłem, rycząc na całe gardło.

Pierwszy wytrysk był wybawieniem, uwalniającym mnie z całego ciśnienia, nagromadzonego podczas tego całego maratonu – moja rozkosz zwiększyła się milionkrotnie, gdy poczułem usta, które objęły mojego strzelającego kutasa. Zamknąłem oczy dochodząc znowu, napełniając pieszczące mnie usta spermą. Tajemnicze wargi ześlizgnęły się ze mnie, a ja spiąłem się na całym ciele czując, jak dziewczyny naraz zadbały o mój trzon i jądra – doszedłem ponownie, tak intensywnie, że aż na chwilę odebrało mi zmysły – ledwo, co usłyszałem okrzyk zachwyconych kobiet i odgłos strugi spermy, która rozchlapała się po naszych ciałach.

- Uffff! – westchnąłem z ulgą, czując rozpierającą mnie radość – UF! – powtórzyłem z euforią, zerkając w stronę dziewczyn.

Oniemiałem na ich widok, czym tylko wywołałem ich połączony śmiech. Śmiały się długo, głośno i serdecznie, z radością obserwując moją zdziwioną minę. Trudno było mi się dziwić – ich twarze, włosy, ba! Brandi miała ślady nawet na ramionach – były uwalane w mojej spermie, której część wylądowała również na mnie.

- Ile ty w sobie tego miałeś?! – spytała z uznaniem Asa delikatnie ściskając mojego kutasa, wyciskając z niego resztki nasienia, które pojawiło się na samym czubku. Asa przechyliła moją męskość w kierunku Brandi a ta zlizała resztkę spermy, omiatając główkę językiem. Jęknąłem, czując, jak przez moje zmęczone ciało przebiegły kolejne przyjemne dreszcze.

- Na razie wystarczy – powiedziała Brandi, również patrząc na mnie z aprobatą, delikatnie kiwając głową w moim kierunku – u mnie zaliczyłeś. Bez dwóch zdań.

- U mnie też – dodała Asa, dalej gładząc mojego fiuta, tym razem delikatnie i z wyczuciem.

- To znaczy... to znaczy, że...

- Witamy w branży, Debiutancie.

Zaśmiałem się krótko, opuszczając głowę na poduszki. Słyszałem ciche szepty dziewczyn i odgłosy pocałunków. Zaserwowały mi delikatny masaż, który tylko wzmógł ogarniającą mnie senność. Z uśmiechem pogładziłem ich włosy, gdy zaczęły zlizywać ze mnie resztki nasienia.

„Udało mi się” pomyślałem, powoli odpływając do krainy snu, czując ślizgające się po mnie języki „Udało!”

***

- Pobudeczka, amigo – usłyszałem męski głos i otworzyłem oczy, patrząc na twarz Steve'a, która wisiała tuż nade mną.

Drgnąłem, drąc się ze strachu jak panienka. Steve zaśmiał się tubalnie, widząc moją reakcję.

- No wstawaj! Nie mam dla ciebie całego dnia! – powiedział, prostując się i uważnie patrząc na moje posiniaczone ciało – Ja pierdolę... Ja pierdolę! Co to jest?

- Vatos – powiedziałem po prostu, ciężko siadając na łóżku, wstydliwie zakrywając krocze.

- Vatos... - wymruczał Steve, kiwając ze zrozumieniem głową. Zacisnął usta tak mocno, że utworzyły na jego twarzy wąską, długą kreskę – Vatos... no cóż. Zbieraj się, pora na nas.

Chwyciłem szlafrok i nałożyłem go na siebie. Ruszyłem w stronę łazienki, ale zatrzymałem się w pół kroku, przypominając sobie o najważniejszej rzeczy.

- Gadałeś z dziewczynami?

- Taakk...gadałem. Z dziewczynami! – odpowiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo i uśmiechając się do mnie serdecznie.

- Eeee... ja... nie zamierzałem... nie chciałem... to znaczy, nie! Chciałem, ale...

- Daj już spokój, Nowy, dałeś sobie radę. Szlag, dziewczyny żałowały, że nie było z wami ekipy. Zajebiście sobie poradziłeś, jak na debiutanta.

- To znaczy... to znaczy, że... - powtórzyłem swoje niedawno wypowiedziane słowa, czując, jak mimo woli popadam w trudną do opisania euforię.

- To znaczy, że ci się udało, Nowy. Jutro zabieram cię na plan.

***

- Po jaką cholerę tego nie zdjąłeś? – zapytał poważnie Steve, gdy siedzieliśmy w jego wozie.

Z roztargnieniem dotknąłem maski. Kompletnie zapomniałem, że wciąż mam ją na twarzy.

- Zapomniałem o niej, zupełnie. Poza tym, nie chciałem straszyć dziewczyn, sam rozumiesz...

- Ta, ta... pora na chwilę prawdy. Ściągaj ją.

Zupełnie nie wiedząc, o co może mu chodzić, odpiąłem guziki i delikatnie pociągnąłem za sztuczny materiał. Niestety, bez rezultatu.

- Nie chce zejść – powiedziałem, zerkając bezradnie na Steve'a

- Och, doprawdy? No co ty nie powiesz! Ściągaj ją, Nowy, od razu mówię – im szybciej, tym lepiej.

Szarpnąłem nieco mocniej, sycząc z bólu – moja spocona skóra dosłownie skleiła się z tym cholerstwem. Przeczuwając najgorsze, poszerzyłem otwór z tyłu na tyle, na ile to było możliwe i zerwałem z siebie to lateksowe gówno – zeszło opornie, z okropnym dźwiękiem odklejanej skóry.

- Pierwsza zasada: zawsze zdejmuj kostium po zakończeniu zdjęć, zawsze! – powiedział poważnie Steve, uważnie obserwując moją skrzywioną grymasem twarz – bardzo boli?

- W ogóle – pisnąłem cichutko, czując, jak moja morda zaczęła żyć własnym życiem – wiedziałem, że na wieki zapamiętam tę zasadę.

- Pieprzeni Polacy, was chyba robią ze stali! – zaśmiał się Steve, mając ubaw z mojego kłamstwa, jednocześnie odpalając silnik.

- Dobrze ci poszło młody, naprawdę dobrze. Brandi mówi, że bez problemu dasz sobie radę jutro. Jesteś świeży w biznesie, dlatego zapewnię ci komfortowe warunki. Ot, tak na początek, byś mógł się przyzwyczaić – powiedział mój nowy szef, uśmiechając się do mnie.

Odwzajemniłem uśmiech, z trudem powstrzymując emocje. Miałem ochotę uściskać go z całych sił, przy okazji drąc się na całe gardło z radości. Zamiast tego zacisnąłem z całej siły dłonie na kolanach, dygocząc z nadmiaru skrywanej euforii.

Nie mogłem w to uwierzyć, ale udało mi się!

Udało!

***

Podróż minęła całkiem szybko, chociaż nie obyło się bez przygód – Steve uparł się, że odwiezie mnie „w okolice” mojej mety, jako w nagrodę za udany trening, chociaż domyślałem się, że najzwyczajniej w świecie chciał zafundować mi powtórkę z rozrywki – nie za bardzo uśmiechał mi się wielogodzinny powrót do domu, z drugiej strony wolałem nie zginąć jadąc w jednym wozie z tym szaleńcem. Analizując wszystkie za i przeciw przypomniałem sobie spotkanie z koleżkami z Vatos – co prawda Pablo wyraźnie zaznaczył, że nikt nie ma prawa mnie tknąć, ale kto mi zagwarantuje, że wszyscy kolesie z gangu będą to respektować? Niezbyt miła wizja spotkania z kolejnymi gangsterami przeważyła szalę – z ciężkim sercem zgodziłem się na kurs ze Stevem.

- Spokojnie amigo, już niedaleko – powiedział dziarsko na stacji benzynowej, po dziewięćdziesięciu minutach ostrej jazdy, nalewając paliwo i wesoło wpatrując się w moją pobladłą od strachu twarz – za godzinkę będziemy na miejscu.

Najwidoczniej sam nakręcił się swoimi słowami, które zabrzmiały w jego uszach jak wyzwanie. Korzystając z faktu, że napełnił bak po brzegi, postanowił pokazać mi pełnię możliwości swojej bryki, czym o mało nie przyprawił mnie o zawał.

Dotarliśmy na miejsce w niecałe czterdzieści minut.

***

- Dobra, ziomuś, ja dalej nie jadę – Steve rozejrzał się patrząc, czy uda mu się wykręcić na wąskiej ulicy. Zatrzymaliśmy się niemal na granicy mojej dzielnicy – nie takim wozem. Nie tutaj.

- Jasne, żaden problem – odpowiedziałem, wychwytując jego spojrzenie. Podejrzewałem, że do tej pory jedynie słyszał o miejscu, w którym urzędują Vatos. Widok zapuszczonych bloków i zniszczonych przystanków autobusowych przy spękanych drogach na pewno wywarł na nim wrażenie. Niezbyt korzystne, jeśli ktoś miałby wątpliwości.

- Musisz się stąd wynieść, przyjacielu – powiedział mój szef, rozglądając się czujnie wokół.

Wyprowadzić się, a to dobre. Gdyby tylko wiedział, w jakiej byłem sytuacji...

- No nie, kurwa! Koniec trasy! – powiedział stanowczo Steve, dając po hamulcach.

Zerknąłem przed siebie i zaniemówiłem – na przystanku, na starych podniszczonych ławkach powyginanych wiat siedzieli ci sami goście, którzy „odeskortowali” mnie z samego rana. To byli dokładnie ci sami goście – musieli czekać na mnie cały dzień! Siedzieli spokojnie, obserwując bez żadnej reakcji, jak wysiadłem chyba z najlepszego wozu, jaki w życiu widzieli.

- Dzięki za podwiezienie.

- Na pewno dasz sobie radę? – spytał poważnie Steve, czujnie obserwując szemranych typów na przystanku.

- Spoko... spoko... wszystko pod kontrolą.

- Na bank?

- Na bank – odparłem uśmiechając się do Steve'a, ucieszony jego troską o moją cenną dupę.

Steve, wciąż z niepocieszoną miną, zamknął drzwi i zerknął przez ramię – droga była cholernie wąska i, na jego szczęście, zupełnie pusta – do przyjazdu autobusu pewnie jeszcze brakowało sporo czasu, bo blaszaka nawet nie było widać na horyzoncie. Innych pojazdów zmierzających do mojej dzielnicy nie zauważyłem, czemu trudno się było dziwić. Mój szef zerknął na mnie jeszcze raz a potem spojrzał na chłystków okupujących ławkę. Delikatnie kiwnął głową w moją stronę a potem wrzucił wsteczny.

Jeszcze w Polsce czytałem o tym, że Aventador jest w stanie dociągnąć do setki, jadąc na wstecznym biegu. Do tej pory sądziłem, że ten tekst był jednie marną reklamą – obserwując cofający się wóz przekonałem się, że promocja niewiele odbiegała od prawdy.

***

Droga do domu minęła spokojnie. Żaden z karków od Vatos nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem podczas całego kursu do domu a nowy, młody kierowca co rusz zerkał we wsteczne lusterko, patrząc na nas z niekrytym przerażeniem. Pewnie dlatego gnał przed siebie na złamanie karku, by jak najszybciej pozbyć się tak „miłych” pasażerów. Na osiedle dotarliśmy o wiele szybciej niż zazwyczaj, bo kierowca pogonił w sfatygowanym blaszaku wszystkie mechaniczne konie. W końcu wyhamował z piskiem opon i zdążył odwrócić się do nas z jeszcze bardziej piskliwym okrzykiem „Koniec trasy! Wysiadać!” zanim otworzył nam drzwi.

Gdy wychodziliśmy na zewnątrz, pojazd kołysał się jak łódka na morzu, gdy jego wnętrze opuszczały góry gadających mięśni. Idąc na osiedle zachowywali między mną dystans na pół kroku, gadając swobodnie i kompletnie ignorując moją obecność. W końcu, gdy weszliśmy między bloki, jeden z nich gwizdnął przeciągle. Gdy usłyszeliśmy odpowiedź, kolesie po prostu się rozeszli, zostawiając mnie samego.

***

- Halo, Steve? Możesz rozmawiać? Nie za wcześnie dzwonię? – spytałem głupio odwracając się od automatu i zerkając w niebo, na którym ledwo co zdążyło pojawić się słońce.

- Ja pierdolę, stary! Czy ty masz pojęcie, która jest godzina?!

- Tak, wiem, przepraszam! Ja po prostu... mam problem z transportem i wiesz, musiałem wstać wcześniej, by dotrzeć na plan na godzinę, na którą się umawialiśmy.

- Ta... - odpowiedział, mlaszcząc w słuchawkę.

- Mam problem. Sprawdziłem w necie adres pod który wczoraj mnie zawiozłeś i odkryłem, że nie ma tam bezpośredniego dojazdu.

- Bo to dzielnica willowa, ziom. Tam nawet gówniaki, które ledwo co skończyły szesnaście lat jeżdżą wozami lepszymi od mojego.

- No tak... to by wiele wyjaśniało... słuchaj, chciałem zapytać czy mógłbyś mnie podrzucić na miejsce, tak jak poprzednim razem? Byłbym wdzięczny.

Steve chrząknął głośno. Gdy przemówił ponownie, ton jego głosu zmroził mi krew w żyłach.

- Nie jestem twoją taryfą, stary. Wczoraj cię podwiozłem, ale to był limit moich uprzejmości. Masz być na planie o czasie, entiendes?

- Tak!... Szefie! – wypaliłem na szybko licząc na to, że ostatnie określenie złagodzi gniew mojego przełożonego.

Na szczęście, Steve zarechotał gardłowo słysząc ostatnie słowo.

- Wciąż się uczysz, Nowy. Obyś uczył się szybko. Widzimy się – zakończył, rozłączając się.

Nie odwiesiłem słuchawki, ledwo zdążając wbiec do odpowiedniego autobusu. Wiedziałem, że telefon z prośbą o podwózkę będzie złym pomysłem.

Wiedziałem!

***

Taksówkarz wyśmiał mnie dwa razy. Pierwszy, gdy po podaniu adresu spojrzał na moją mordę i ubiór a drugi, gdy powiedziałem mu, że za kurs mogę zapłacić mu tylko pięćdziesiąt baksów. Na początku powiedział, żebym spierdalał, ale w końcu dał się przebłagać – powiedział, że za taką „forsę” podrzuci mnie najbliżej, jak tylko się da, a potem będę musiał radzić sobie sam.

Mijając kolejne posiadłości niemal czułem podejrzliwe spojrzenia posyłane mi z wysokich balkonów – chociaż ubrałem najlepsze ciuchy i tak odstawałem od okolicy, wyglądając jak kloszard w dzielnicy bogaczy. Przez chwilę rozważałem myśl, czy aby nie założyć maski, skrywając tym samym oszpeconą twarz, ale zaraz zarzuciłem ten durny pomysł – w takim wdzianku raz dwa zgarnęłaby mnie policja.

Na myśl o spotkaniu ze stróżami prawa przyśpieszyłem kroku. Wolałbym nie odbywać takiego spotkania, zwłaszcza w pierwszym dniu w nowej „pracy”.

- Hola, hola, ziomek. Dokąd to? – spytał mnie potężny murzyn, który zagrodził mi drogę.

Nie wiem, jakim cudem mi się to udało, ale dotarłem na miejsce kwadrans przed czasem.

- Ja na plan. Jestem nowy w ekipie.

- Jasne! – koleś złożył ręce na szerokiej klacie i zatrząsł się ze śmiechu, słysząc moje słowa. Gdy zorientował się, że mówiłem serio, zaczął się śmiać o wiele głośniej.

Spojrzałem na niego wkurwionym wzrokiem ale wiedziałem, że w tej sytuacji musiałem trzymać nerwy na wodzy.

- Koleś, wpuść mnie, ja naprawdę tutaj pracuję!

Ochroniarz zaczął śmiać się na całe gardło, kierując twarz ku niebu. Rechotał w najlepsze a mnie zaczęły zjadać nerwy.

- Stary.. nie rób mi tego, wpuść mnie!... Zadzwoń do Steve’a, on ci wszystko wyjaśni!

- Do jakiego Steve’a. Nazwisko.

Szczęka mi opadła do kolan. Nie pomyślałem, by spytać przyszłego pracodawcy o nazwisko!

- Tak myślałem, przystojniaku – powiedział z przekąsem olbrzym, ocierając oczy wierzchem dłoni – won mi stąd.

- Poczekaj... poczekaj! – powiedziałem, cofając się przed nacierającym typem – mam dowód, że tutaj pracuję! – wykrzyknąłem, zanim zdążyłem przemyśleć swoje słowa i sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni wyciągając... swoją maskę.

- To ma być żart? Jeśli tak, to kurewsko nieśmieszny – wymruczał ochroniarz gniewnym głosem.

- Nie! Nie! Nie o to mi chodziło, ja... - przetrzepałem szybko kieszenie, widząc rosnącą irytację pilnującego mnie człowieka – o to, mam! – powiedziałem, pokazując mu lekko sfatygowaną wizytówkę firmy, na której drugiej stronie Steve zostawił swój numer.

Ochroniarz bez pytania wziął wizytówkę i obrócił ją parę razy w palcach. Spojrzał na mnie od stóp do głów a następnie wyciągnął swój telefon.

- Mógłbyś do niego nie dzwonić? – wypiszczałem, zanim zdążył wybrać numer.

- A to niby dlaczego?

- Można by powiedzieć... że nieco go wkurwiłem z samego rana... a to mój pierwszy dzień... i... eee...

Koleś podniósł dłoń, nakazując mi milczenie. Znów się śmiał.

- Dobra, rozumiem. Masz, przyda ci się to – powiedział oddając mi wizytówkę – pewnie sprawdzą cię jeszcze nie raz i lepiej byś miał dowód, że nie kręcisz się tutaj jak smród po gaciach. Powodzenia! – krzyknął w kierunku moich pleców, gdy zacząłem się szybko oddalać.

Koleś miał rację. Zanim znalazłem się w domu, odbyłem jeszcze dwie takie same rozmowy – najwidoczniej pierwszy ochroniarz nie pokwapił się, by uprzedzić resztę swoich kumpli o mojej obecności, przez co mój awaryjny kwadrans stopniał do samego zera.

***

Przeszedłem przez bramę pięć minut po wyznaczonym czasie. Steve urwie mi łeb, i miał do tego prawo! Czując jak z nerwów zaczęły mi drżeć ręce przyśpieszyłem, by w końcu mieć to już za sobą.

Wszedłem na podjazd i zatrzymałem się w miejscu, widząc wszędzie zaparkowane auta. Wypełniały dosłownie każdy skrawek wolnej przestrzeni. Niektóre z nich stały nawet na trawnikach.

Spojrzałem w górę i zobaczyłem tłum ludzi kręcących się na balkonie, z którego wczoraj witała mnie Brandi.

To są komfortowe warunki!?

Z bijącym sercem zadzwoniłem do drzwi. W pierwszej chwili pomyślałem, że Steve się nie zorientuje, że się spóźniłem, ale potem przypomniałem sobie, że łatwo dostrzec brak tak obitej mordy, jak moja. Szlag.

Na szczęście drzwi otworzyła mi Brandi – nie musiałem marnować kolejnych chwil na to, by dostać się do środka.

- O! Nowy! Jesteś! – zawołała ciepło, chwytając mnie za rękę i wciągając do środka.

Oniemiałem, widząc tłum ludzi wokół mnie – na ziemi walały się kilometry kabli, w różnych miejscach stały sprzęty do oświetlenia, zobaczyłem mnóstwo kolesi dźwigających kamery, monitory i masę przeróżnych sprzętów. Dostrzegłem dźwiękowców sprawdzających swoje urządzenia i całe mnóstwo nieznanych mi kobiet i mężczyzn. Większość zwracała na mnie uwagę, gdy przeciskałem się przez ten tłum razem z panną Love.

- Steve by cię zabił za takie spóźnienie, gdybyś był aktorem – powiedziała, ciągnąc mnie za sobą – chodź, pokażę mu, że już jesteś. To go uspokoi. Nieco.

Nabrałem powietrza, przeczuwając najgorsze. Doigrałem się. I to w pierwszym dniu. Super. Po prostu super! Jeszcze skończy się na tym, że wyjebią mnie z tej roboty, zanim zdążę ją w ogóle zacząć!

- Poczekaj – powiedziała, gdy dostrzegliśmy go w oddali, gdy gadał z jakimś elegancko ubranym człowiekiem – Steve? Steve! Już jesteśmy! – pomachała do niego, gdy na chwilę się odwrócił i machnął na nas ręką – niedobrze, młody – mruknęła, odciągając mnie na bok – najwidoczniej właśnie zgarnia opierdolkę od szefa. Będzie nerwowy przez cały dzień.

Jej słowa, sprawiły że poczułem krew odpływającą z twarzy. Ten tajemniczy koleś w garniturze i krawacie, który kontrastował z luzackim strojem producenta, to był szef wytwórni? I to na jego oczach pokazałem, że spóźniłem się w pierwszym dniu? Pięknie. Po prostu, kurwa, pięknie.

- Chodź, chodź, zajmę się tobą, by zaoszczędzić trochę czasu! – Brandi chwyciła mnie za rękę i pewnie pociągnęła za sobą w tłum ludzi - Nie wiem, co Steve dla ciebie planuje, ale lepiej być gotowym na każdą ewentualność, chodźmy! A... i byłbym zapomniała... NOWY NA PLANIE!!! – wydarła się nagle tak głośno, że aż podskoczyłem ze strachu.

Jej okrzyk wywołał zbiorową reakcję – ci, którzy byli od spraw technicznych zaczęli rechotać, a kolesie, którzy najwyraźniej byli aktorami, zaczęli huczeć rytmicznie na całe gardło. Aktorki podniosły pisk radości. To zdecydowanie nie wpłynęło dobrze na moje nerwy.

Gdy weszliśmy do obszernego salonu, panienki stojące najbliżej nas obróciły się jak na komendę i obrzuciły mnie badawczym spojrzeniem. Część z nich od razu skrzywiła się na widok mojej gęby, reszta postanowiła jednak zachować się profesjonalnie.

- Cześć, skąd jesteś, Nowy?

- Jak się nazywasz?

- Jak się masz?

- Skąd jesteś?

- Będziesz ze mną grał? Ale fajnie!

Odpowiedziałbym na te pytania, nie mogąc oderwać oczu od otaczających mnie piękności, ale nie mogłem sklecić sensownego zdania. Myślę, że żaden facet nie byłby w stanie powiedzieć czegoś błyskotliwego w chwili, w której otoczyło go grono pięknych kobiet, w którym większość nie miała na sobie zupełnie nic, prócz majteczek.

Nie wiem, co wywarło na mnie większe wrażenie – oglądanie pięknych, rozebranych i wyraźnie mną zainteresowanych lasek czy fakt, że paradowały w samych majtkach jak gdyby nigdy nic wśród ludzi ubranych od stóp do głów.

- Nie teraz laski, młody jest bardzo zajęty!

Brandi pociągnęła mnie za sobą, prowadząc przez otaczający nas tłum. Głowa chodziła mi na boki. Kontrast pomiędzy rozebranymi aktorkami a ubranymi pracownikami bił po oczach. Zerkając na kształtne biusty, wąskie talie i smukłe nogi poczułem drgnięcie w kroczu, które zaraz znikło gdy wsłuchałem się w gwar rozmów. W końcu wylądowaliśmy w jakimś cichym kąciku przeznaczonym dla dziewczyn zajmujących się charakteryzacją. Skrzywiłem się lekko na widok całej masy kosmetyków i przyrządów. Przyjechałem tutaj, żeby ruchać a oni będą mnie na tę okazję malować?

- Tutaj Cię zostawię, jesteś w dobrych rękach. Ja muszę już iść. Dziewczyny! Wiecie, co z nim zrobić, pa! – Brandi obróciła się na pięcie i zniknęła mi z oczu.

Zanim zdążyłem się z nią pożegnać natrafiłem na spojrzenie jednej z makijażystek, która wpatrywała się we mnie z grozą wypisaną na twarzy. Uśmiechnąłem się nerwowo, spuszczając wzrok. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerastać. Obserwując ukradkiem otaczających mnie ludzi, słuchając ich pogaduszek poczułem, że to nie jest miejsce dla mnie. Musiałem się stamtąd zwijać, natychmiast!

- Teraz ty – usłyszałem i mój plan spalił na panewce.

„Uspokój się, kurwa!” zbeształem się, sadzając tyłek w fotelu „Masz inne opcje? Nie? To nie panikuj jak pizdeczka tylko rób swoje! Masz długi do spłacenia! Do roboty!”

- O raaaany! Co ja mam z tobą zrobić?! – makijażystka chodziła wokół mnie jak czapla, przyglądając mi się z wykrzywioną miną – zmarnuję na ciebie wszystkie podkłady!

- Nie trzeba. Mam to – powiedziałem, wyciągając z kieszeni złożoną maskę.

- Tak? To super! Umaluję w takim razie tylko oczy, byś nie wyglądał na planie jak panda – dziewczyna zaśmiała się z własnego dowcipu i zanim zdążyłem zareagować, zabrała się do roboty.

Najbliższe minuty upłynęły nam w całkowitym milczeniu. Dziewczyna w skupieniu nakładała mi na oczy kolejne warstwy kosmetyków, uwijając się jak w ukropie. Ciekawe, jak długo tutaj pracowała?

- Patrzcie, kto się pojawił... chwila. Dlaczego ty już go malujesz? – słysząc głos Steve’a mimowolnie skuliłem się ze strachu. Makijażystka spojrzała na przełożonego spode łba.

- A niby czemu nie miałabym go malować? – fuknęła wyzywająco – Brandi mi go przyprowadziła. Myślałam, że jest gotowy do tego, by wejść na plan.

- A od kiedy Brandi ma tutaj coś do gadania? – ton Steve’a nie zapowiadał niczego dobrego.

- A co mnie to obchodzi! Jak ktoś przychodzi to go maluję i gdzieś mam to, czy jest gotowy do tego by wejść na plan! – dziewczyna warknęła przez zaciśnięte zęby i wróciła do przerwanego zajęcia, malując moje oczy znacznie mocniejszymi ruchami.

- Dobrze, już dobrze, wygrałaś! – Steve zaśmiał się, kładąc mi rękę na ramieniu – porywam ci Młodego. I niepotrzebnie się trudziłaś. I tak zaraz to z siebie zmyje.

Producent ściągnął mnie z fotela wśród posyłanej wiązanki przekleństw od wkurzonej makijażystki. Położyłem uszy po sobie, zdając sobie sprawę z faktu, że znów udało mi się namieszać. Ładnie zaczęła się moja kariera, nie ma co! Szedłem za Steve’m schodząc z drogi każdemu, kto co chwila znajdował się między nami. Wpadłem przypadkiem na parę osób i za każdym razem, gdy ktoś z tego powodu zaczął się na mnie drzeć, zerkałem nerwowo na szefa, ale ten nie odwrócił głowy ani razu. Ludzie schodzili mu z drogi i spychali z niej osoby, które stały do niego plecami. Ten koleś naprawdę rządził w tym miejscu.

Zdając sobie sprawę jak bardzo wymagający może być mój nowy pracodawca, znów ogarnęły mnie wątpliwości. Z nerwów zacząłem się pocić lecz na moje nieszczęście gruba warstwa makijażu wokół oczu powodowała, że grzałem się jeszcze bardziej. Byłem już o krok od tego by dogonić Steve’a i powiedzieć mu, że to jednak nie wygląda tak, jak myślałem i właśnie w tym momencie weszliśmy do drugiego pokoju, zupełnie pustego pokoju. Przemaszerowaliśmy przez niego szybkim krokiem, otwierając kolejne drzwi.

Stanąłem jak wryty. Zobaczyłem tabun aktorek, siedzących na kanapach i fotelach. Było ich tak wiele, że niektóre siedziały na oparciach lub na kolanach swoich koleżanek. Nie było by nic dziwnego w tym widoku, gdyby nie fakt, że wszystkie były nagie. Co do jednej.

Nie mogąc wykrztusić słowa patrzyłem jak zahipnotyzowany na żywą kolekcję pięknych, wyrzeźbionych ciał. Błądziłem maślanym wzrokiem po piersiach, udach i tyłeczkach. Na szczęście dziewczyny nie zwracały na mnie najmniejszej uwagi – pilnie studiowały scenariusze, których pliki krążyły z rąk do rąk.

Poczułem, że serce zaczęło bić mi mocniej. Nerwowo oblizałem suche usta i przełknąłem ślinę. O ile ten nieziemski widok wysłał mnie do krainy marzeń, to nadchodząca po nim refleksja sprowadziła mnie na ziemię, wysyłając do mojej podświadomości prosty, ale bardzo ekscytujący komunikat: będę się pieprzył z tymi dziewczynami!

Zanim zdążyłem uruchomić wyobraźnię i umieścić poszczególne aktorki w odpowiednich fantazjach, poczułem twardą rękę na ramieniu. Drgnąłem, odwracając się w ułamku sekundy i natrafiając na czujne spojrzenie Steve’a. Tym razem miałem szczęście – śmiał się.

- Napatrzyłeś się już? – spytał, chytrze obserwując moją reakcję – robi wrażenie, co nie? – zapytał, zanim zdążyłem mu odpowiedzieć.

Pokiwałem głową jak idiota. Widok tylu nagich sztuk tak na mnie podziałał, że nie byłem w stanie sklecić żadnego sensownego zdania. Co się ze mną działo?

- Załóż maskę, póki na ciebie nie patrzą – powiedział Steve, nie spuszczając ręki z mojego ramienia. Zabrał ją dopiero, gdy spełniłem jego polecenie – hej dziewczyny – powiedział dziarskim tonem do zebranych laseczek.

- Hej Steve!!! – odpowiedział mu chór głosów. Dziewczyny uniosły głowy i uśmiechnęły się promiennie do szefa – a kto to? Nowy?

- Dokładnie. Dzisiaj jest jego pierwszy dzień. Mam nadzieję, że dobrze się chłopakiem zajmiecie.

Odpowiedziała mu salwa śmiechu. Dziewczyny spojrzały na mnie a ja poczułem, że emocje sięgnęły zenitu. Rozbieganym wzrokiem patrzyłem kolejno na dopiero co umalowane twarze, przygryzane dyskretnie usta i wyzywające spojrzenia. Nie mogłem skupić się na jednej, musiałem ogarnąć wzrokiem je wszystkie. Obłęd.

- Po co ci ta maska? – spytała gardłowym głosem czarnulka, obdarzona wielkim, hipnotyzującym biustem.

- To jego znak rozpoznawczy. Będzie ją nosił na planie – odpowiedział za mnie Steve.

- Ok. Lubię tajemnice. A ty, chłoptasiu? – spytała, czekając na moją odpowiedź, a gdy nie uzyskała żadnej, wybuchła śmiechem. Reszta dziewczyn do niej dołączyła.

Drgnąłem nerwowo, pesząc się jak dzieciak. Powinienem coś odpowiedzieć, tylko do co, do jasnej cholery?!

- Spoko, każdy nowicjusz zapomina na początku języka w gębie. Ale gdy później bierze się za to... - ścisnęła swoje cycki, patrząc na mnie wyzywająco – od razu odzyskuje rezon. Z tobą będzie podobnie. Oby!

Widok jej dłoni, zaciskający się na tych ciężkich, dużych skarbach przywrócił mi zdolność komunikacji. Przynajmniej częściowo. Pokiwałem szybko głową, czym wywołałem nową falę wesołości wśród zebranych.

- No proszę, a nie mówiłam? Od razu nam chłopak odżył – powiedziała z satysfakcją czarnulka, puszczając do mnie oczko, na widok czego po mym krzyżu przebiegł znajomy dreszcz, który skończył się mrowieniem między nogami.

„To się może udać!”

- Dobra, chodź, muszę jeszcze z tobą pogadać. Narazie dziewczyny, do zobaczenia potem – Steve odciągnął mnie na bok, żegnany przez wiele głosów.

Czarnowłosa odprowadziła mnie wzrokiem, a widząc moje maślane spojrzenie znów puściała oczko, jednocześnie przejeżdżając językiem po górnej wardze, by następnie schować język tak, by wypchnąć nim swój policzek. Nie musiałem być geniuszem, by zrozumieć, co to miało znaczyć.

- I jak nowy, podoba ci się w nowa praca?

- Jeszcze jak! – wypaliłem, zanim zdążyłem przemyśleć swoją odpowiedź, czym wywołałem szczery śmiech mego towarzysza.

- Debiutanci... wszyscy tacy sami! – powiedział jakby do siebie – a teraz morda w kubeł i patrz, jak będzie to wyglądało na co dzień – dodał, otwierając drzwi do kolejnego pokoju i wciągając mnie do środka.

Przestępując próg od razu usłyszałem jęki. Bardzo znajome, bo wydawane przez tę samą osobę, która „szkoliła” mnie wczoraj w tym miejscu.

Rzecz w tym, że nie widziałem Brandi. Zamiast niej widziałem tłum ludzi, skupionych przy kamerach, mikrofonach i oświetleniu. Kopara mi opadła, gdy zacząłem po cichu liczyć ile osób znajdowało się w tym pomieszczeniu. Po przekroczeniu piętnastki, wolałem odpuścić, by nie zwiększać swej paniki.

Podniecenie wywołane spotkaniem z aktorkami uszło ze mnie w ułamku sekundy. Zwróciłem spojrzenie na Steve’a modląc się w duchu, że po nim on sam się zorientuje, że nie dam rady tego robić i sam mnie stąd wypierdoli, zanim go o to poproszę. Zamiast tego Steve klepnął mnie w ramię i wskazał kąt pokoju, w który stały poustawiane na stołach ekrany. Kilku gości wpatrywało się w nie z wielkim skupieniem na twarzach. Ruszyliśmy w ich kierunku.

- Siema. Jak tam? – spytał półgłosem Steve, również zerkając na obraz, na którym zobaczyłem Brandi posuwaną przez jakiegoś typa.

- Dobrze. Dopiero zaczynamy. Pierwsze ujęcie. A to kto, nowy? – odpowiedział pytany na jednym tchu, nie odrywając wzroku od monitora – tutaj musimy poprawić ostrość.

- Mhm – odpowiedział mu ktoś z otaczającej nas grupki.

- Tak, to nowy. Mówisz, że dopiero zaczęliście?

- Aha.

- No to spoko. Mam trochę czasu, by pogadać z nowicjuszem. Chodź – powiedział do mnie cichym tonem.

Przeszliśmy cicho przez pokój, kierując się do małej klitki urządzonej na prowizoryczne biuro.

- Niech no zgadnę – powiedział Steve, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi – chcesz odejść.

Z wrażenia odebrało mi mowę. Czy to było aż tak oczywiste?

- Skąd wiedziałeś?

Steve zaśmiał się głośno. Drgnąłem, zerkając przez ramię i spodziewając się oburzonych krzyków od ekipy za ścianą i wtedy dostrzegłem materiał dźwiękoszczelny obijający cały pokoik. Moglibyśmy się tutaj nawet na siebie wydzierać a i tak nikt z zewnątrz by nas nie usłyszał.

- Skąd? Bo sam tak reagowałem. Pierwszego dnia byłem obesrany ze strachu. Nie, nie! To nie dla mnie, spierdalam! A teraz? Jestem jebanym producentem – zakończył, obchodząc małe biurko i siadając ciężko na krześle. Zarzucił nogi na stół i wskazał ręką moje miejsce, na którym oklapłem, starając się uspokoić nerwy. Nie wiedziałem, w którym kierunku potoczy się ta rozmowa.

- Tak jak pewnie usłyszałeś, Joy dopiero zaczął scenę z Love. A to daje nam... - zerknął na zegarek – pół godziny. To zawodowy jebaka, zna się na swojej robocie.

Nie wiedzieć czemu, kiwnąłem głową. Miałem nadzieję, że Steve odczyta to jako dowód tego, że słucham go uważnie, a nie jako uznanie dla zdolności łóżkowych typa, którego nawet nie znałem.

- Dobra, to wbrew pozoru mało czasu, zważywszy na ogrom spraw, jakie musimy w tym czasie załatwić... podstawowe pytanie: jesteś gotowy?

Przełknąłem nerwowo ślinę. Z jednej strony chciałem to zrobić, zacząć zarabiać, by spłacić Katarzynę i zacząć coś w końcu odkładać, a z drugiej miałem ochotę zerwać się z miejsca i spierdalać gdzie nogi poniosą. Możliwie cicho, gdy będę przechodził przez plan obok, a potem dzida za horyzont.

- Dobra odpowiedź, młody – powiedział Steve, gdy milczenie zaczęło się przedłużać. Uśmiechnął się, widząc moje pytające spojrzenie – brak odpowiedzi jest najlepszą odpowiedzią. Tylko idiota odpowiedziałby z marszu że jest gotowy na coś, o czym nie ma bladego pojęcia.

Znów kiwnąłem głową, tym razem nieco raźniej. Ucieszyłem się, że udało mi się nie zbłaźnić swoim tchórzostwem.

Steve znów zerknął na zegarek.

- Lecimy dalej. Jak mówiłem, czas nas goni. Posłuchaj, Nowy. Wiem, że jesteś świeży i nie powinienem wrzucać cię na głębokie wody, ale mam w planach dużą produkcję, którą musimy szybko zrealizować. Konkurencja nie śpi i jest gotowa do tego, by wyruchać nas z naszej forsy. Nikt nie lubi być ruchany z kasy, a na pewno nie ja. Ty to lubisz? Dobrze – powiedział, widząc jak stanowczo pokręciłem głową – więc sam rozumiesz, że musimy sprawdzić, czy się nadajesz do tej branży. Normalnie wrzuciłbym cię na pół roku do Gang Busu, byś się wyrobił... - urwał myśl w połowie, widząc, że kompletnie go nie rozumiem – jeździłbyś busem po mieście z operatorem i dymałbyś laski, mając niedzielnych kierowców za oknem. To by chyba było bardziej stresujące niż praca na planie, nie? No więc właśnie. Dzisiaj chcę sprawdzić, czy w ogóle będziesz umiał działać na planie. Mój szef jeszcze nie widział filmiku z castingu, ale na razie wystarczyła mu moja rekomendacja. Wciąż trwa twój dzień próby i to od ciebie zależy, czy będziemy bawić się dalej.

Steve umilkł, pozwalając by przez chwilę jego słowa dobrze do mnie dotarły. Zrobiły to z całą mocą swojego przekazu – zrozumiałem, że gra nadal się toczy. Przełknąłem nerwowo ślinę, czując ściśnięte gardło. Musiałem się opanować, by niczego nie spierdolić. Nie w takim momencie.

- Jak na razie zobaczymy, czy Nowy ma w sobie tyle potencjału, który pokazał na castingu i szkoleniu – Steve uśmiechnął się półgębkiem – jeśli tak, to powitamy go w zespole. Jeśli nie. Nara. A co poruchałeś, to twoje.

Parsknąłem mimowolne śmiechem, lecz zaraz się opanowałem. Na szczęście moja reakcja sprawiła, że szef, a raczej wciąż przyszły szef, znów się uśmiechnął.

- Dobra. Ode mnie tyle. Idziemy szykować cię na plan – Steve wstał dając mi tym samym znać, że skończyliśmy rozmowę – aha i jeszcze jedno. Nie wkurwiaj się zawczasu, ale dziś robisz friko. Zbankrutowałbym, gdybym płacił każdemu nowemu, który spieprzał po pierwszym dniu.

Zrobiłem krzywą minę, na myśl o „pracy” za darmo ale kiwnąłem głową. Zrozumiałem, że takie są warunki dla nowicjuszy oraz że muszę je zaakceptować, jeśli chcę się utrzymać w tej firmie.

- Dobra, chodźmy czas goni – powiedział Steve wychodząc.

Przechodząc przez plan zerknąłem na stojący na półce zegar, na który przezornie spojrzałem przed gadką ze Steve’m. Nasza rozmowa trwała... pięć minut. Ten koleś rzeczywiście umiał zarządzać czasem.

Steve zaprowadził mnie znów na ogólny pokój, prowadząc mnie przez tłum ludzi.

- Nie powiedziałeś Annie o siniakach na ciele, nie? Makijażystce – dodał, widząc, że nie wiem, o kim mówił – nie szkodzi – powiedział, widząc jak z zakłopotaniem pokręciłem głową – dzisiaj chcę tylko zobaczyć, jak twój chuj będzie prezentował się kadrze.

Zanim zdążyłem zrozumieć sens dopiero co usłyszanych słów Steve zniknął mi z oczu schodząc na niższy poziom domu. Ruszyłem za nim i znaleźliśmy się w korytarzu z mnóstwem drzwi.

- Tędy – powiedział wchodząc do jednego z pomieszczeń – czołem, panienki, przyprowadziłem wam Nowego.

Odpowiedział mu zbiorowy rechot. Zerknąłem niepewnie przez ramię Steve’a i dostrzegłem zgraję półnagich, barczystych kolesi. Obserwowali mnie z zainteresowaniem.

- Właź – powiedział Steve, ustępując mi miejsca w drzwiach i zerkając na zegarek – dziewczynki, co jest? Szykować mi się! I pamiętajcie, kompletna zmiana garderoby. Macie założyć świeżą bieliznę, buty, ciuchy... ani nie chcę słyszeć o tym, że ktoś włazi w swoich łachach na górę, jasne? Pytam, jasne? Ciebie, Sins to też się dotyczy. Myślisz, że jak jesteś dziwką szefa to możesz włazić w prywatnych gaciach, by potem jebało mi na planie?

Zebrani w pokoju kolesie zaśmiali się gardłowo. Jeden z nich, wyższy od Steve’a o głowę spojrzał na niego kpiąco.

- Pierdolę cię – powiedział głośno i wyraźnie.

- Ja ciebie też wypierdolę. Przy wypłacie.

Zbiorowy ryk aprobaty podkreślił pocisk, który poleciał w stronę pyskatego łysola. Koleś zerknął gniewnie na producenta, lecz widząc jego twarde spojrzenie po chwili spuścił wzrok.

- Bierzcie się do roboty. Za co wam kurwa płacę. Macie tutaj Nowego. Jak się dowiem, że były z nim jakieś podśmiechujki, to jaja pourywam. Czekam na górze – dodał zamykając z trzaskiem drzwi.

Zostałem sam na sam z bandą obcych kolesi. Przypatrywali mi się przez chwilę w milczeniu, ale później jeden z nich zaczął dalej się rozbierać, a reszta podążyła jego śladem, pogrążając się w pogaduszkach. Rozejrzałem się nerwowo wokół, zupełnie nie wiedząc co począć. Zerknąłem na wiszący na ścianie zegar i przez parę sekund śledziłem przesuwające się wskazówki. Musiałem spiąć dupę i zacząć robić swoje.

- Ej, sorry, możesz mi pomóc? – spytałem gołego grubaska, który wyglądał mi na meksykanina – którą szafkę mógłbym...

- Skąd jesteś? – zapytał żywo, odwracając się w moją stronę. Wolałem patrzeć mu w oczy i nie zerkać w dół na jego kołyszące się przyrodzenie.

- Z Polski – odpowiedziałem, uśmiechając się – więc którą szafkę...

- Z Polski? Ale numer! Ej, yo! Johnny! JOHNNY kurwa, mówię do ciebie! – łysol zerknął w naszą stronę, mierząc nas gniewnym spojrzeniem – Nowy jest z Polski! Jak Natalia!

- Fajnie – odburknął, wracając do swoich spraw. Miałem nadzieję, że nie byłem powodem jego złego humoru.

- Bierz tę szafkę, amigo – powiedział mój śniady znajomy pukając metalowe drzwi – i wskakuj pod prysznic. O kurwa – wyrwało mu się, gdy zdjąłem koszulę.

W szatni zapadała cisza. Stojąc plecami do reszty rozbierałem się w milczeniu, wsłuchując się w narastające szepty, gdy odsłaniałem pokryte siniakami i strupami ciało.

- Ej, Nowy, co ci się stało?

W głosie Łysego nie było już słychać złości. Zadał pytanie z jawna ciekawością.

- Głupia sprawa. Nie warto o niej mówić – odpowiedziałem, zdejmując maskę i chowając ją do szafki.

- Kto cię tak urządził, stary? – spytał jeden z kolesi.

- Vatos – powiedziałem od razu, obserwując reakcję jaką wywołałem swoją odpowiedzią.

Chłopaki rozejrzeli się po sobie, dyskutując zawzięcie i zerkając na mnie co chwila. Meksykanin nie mógł oderwać ode mnie oczu.

- Jesteś Vatos, amigo? – zapytał czujnym tonem.

Wszystkie rozmowy umilkły jak cięte nożem. Poczułem na sobie spojrzenia zebranych.

- Nie. Po prostu tam mieszkam – odpowiedziałem na tyle rozbrajającym tonem, że wielu chłopaków ze zdziwienia pootwierało gęby. Widocznie nie mogli uwierzyć w moje słowa.

Kilku kolesi, nadzy jak święci tureccy, podeszło do mnie z wyciągniętymi dłońmi do przybicia piątki. Maskując zażenowanie, powtarzałem ten rytuał jeden po drugim, wsłuchując się w pochwały i wyrazy uznania. Usłyszałem, że jestem „twardzielem” a nawet „kozakiem”, że mimo wyłapanego łomotu dalej mieszkam w tym samym miejscu. Nawet Łysy przyszedł się ze mną przywitać.

- Dobra, idziemy bo znów dostaniemy zjebę! – powiedział John zerkając na zegar a ja zrobiłem to samo, jeżąc się ze strachu. Dziesięć minut! Niech to szlag!

Weszliśmy pod natryski, gadając. Wielu pytało mnie jak mieszka się wśród gangsterów. Odpowiadałem zdawkowo, starając się nie wdawać w szczegóły. Wolałem się nie chwalić tym, że o mały włos mnie nie zatłuczono na śmierć pod własnym domem. Chłopaki widząc, że nie dowiedzą się ode mnie zbyt wiele wskoczyli pod natryski. W ciągu kilku chwil pomieszczenie wypełniło się parą. Obmyłem się starannie, zwłaszcza na twarzy, by pozbyć się całego makijażu i pierwszy wyszedłem spod natrysku. Miałem zamiar udać się do pomieszczenia, z którego przyszliśmy, ale chłopaki widząc mój kierunek zaczęli krzyczeć i machać łapami, bym udał się w przeciwną stronę – zerknąłem przez ramię i poprzez kłęby pary dostrzegłem zarys drzwi. Ruszyłem w ich kierunku, ślizgając się na kafelkach.

Wziąłem jeden z ręczników wiszących przy wejściu i zacząłem się wycierać. Przejechałem wzrokiem po szafkach i zauważyłem, że wszystkie były starannie opisane.

Drzwi otworzyły się z hukiem i pomieszczenie zapełniło się nagimi, mokrymi aktorami. Chłopaki złapali za ręczniki i pognali do swoich szafek. Najwyraźniej i oni nie chcieli spóźnić się na plan. Stojąc nago wśród kolesi, którzy zaczęli się szybko ubierać poczułem się jak idiota. Musiałem jakoś zadziałać.

- Eee... przepraszam? Mógłby mi ktoś powiedzieć... gdzie jest moja szafka?

Odpowiedział mi stłumiony rechot. Nie wiem, co mnie podkusiło by spytać o to ogół zebranych, ale moje pytanie wyraźnie ich rozbawiło.

- Twoja szafka powiadasz? – zapytał Łysy, zakładając koszulę od garnituru, wyraźnie się ze mną przekomarzając – a więc już grasz?

Nie wiedziałem, co miało znaczyć to pytanie.

- Nie stresuj nowego, Sins – odpowiedział jakiś czarny, wciągając na siebie luźny t-shirt i wkładając czapkę daszkiem do tyłu – inaczej Steve cię dojedzie.

- Dobra, dobra. Zresztą wolę nie wkurwiać typa, który mieszka wśród Vatos.

Salwa niskiego, gardłowego śmiechu tym razem brzmiała nieco inaczej. To głupie, ale miałem wrażenie że dało się w nim słyszeć respekt.

- Nie masz szafki, bo nie grasz tak jak my, Młody. Będzie kontrakt, będzie szafka. Proste? Proste – powiedział Łysy naciągając na szyję związany wcześniej krawat.

- Okej, rozumiem. W takim razie... co mam teraz na siebie nałożyć?

- To co każdy z nas na początku – powiedział Meksykanin wręczając mi najzwyklejszy na świecie szlafrok.

***

- Co tak długo?

Ciasno opatuliłem się szlafrokiem, nie wiedząc co odpowiedzieć.

Stojąc w pokoju w tym zwiewnym fatałaszku, wśród kręcących się wokół ludzi, czułem się jak kretyn.

- I co ty tak stoisz w tym łachu? U nas nagość to odzież robocza. Ściągaj to – powiedział Steve i nie zważając na moje protesty, chwycił poły szlafroka, starając się go ze mnie zedrzeć, co spotkało się z żywą aprobatą dziewczyn dalej siedzących na kanapie – co do chuja? – spytał ze zdziwieniem odkrywając, że zawiązałem pasek na podwójny supeł

- Siniaki! – wyszeptałem ze strachem w nadziei, że zrozumie o co mi chodzi

- Dobra, nie mamy na to czasu, zabieram cię na plan – Steve odpuścił od razu, w akompaniamencie jęku zbiorowego zawodu dziewczyn, które chciały popatrzeć – dziewczyny, życzcie powodzenia Młodemu!

- Powodzenia, Nowy! Dasz radę!

Steve założył mi haka na szyję i zaciągnął mnie na plan.

- Czujesz to, Nowy? Czujesz? Teraz zaczyna się akcja!

Miałem wrażenie, że mój producent wykazywał większy entuzjazm niż ja. Uspokoił się, gdy weszliśmy na plan. Zebrani w ogóle nie zwrócili uwagi na mój niecodzienny strój. Steve kiwnął na mnie palcem i nakazał się przybliżyć.

- Dobra, z tego co wiem, Joy jest już na rezerwie. Scena potrwa jeszcze parę minut a potem wchodzisz ty. Masz proste zadanie: masz się spuścić Brandi do ust.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym postawić kutasa do pionu, a tym bardziej go użyć przy takim tłumie ludzi!

- Usiądź sobie tutaj, byś miał bezpośredni widok na scenę i przygotuj się. Wejdziesz, gdy dam ci znać.

Usadziłem dupę na stołku, zdając sobie sprawę ze zgrozy sytuacji. Odprowadziłem wzrokiem Steve’a, w głębi duszy mając nadzieję, że jakoś pomoże mi sprostać zadaniu, lecz ten zostawił mnie samego. Zerknąłem w kierunku planu i zobaczyłem Brandi wyciągniętą na kanapie, pieprzoną przez wciąż tego samego typa. Koleś musiał być niezły w te klocki – obydwoje błyszczeli od potu i jęczeli w ekstazie.

Brandi w pewnym momencie odwróciła głowę i dostrzegła mnie. Uśmiechnęła się, widząc kolesia w czarnej masce. Odwzajemniłem jej uśmiech, czując lekkie drgnięcie w kroczu... które minęło, gdy tuż obok mnie przeszło dwóch technicznych, gadających półgłosem o swoich sprawach – jak miałem dojść w takich warunkach?

Serce zaczęło walić jak oszalałe. Mimo tego, że nie zdążyłem wyschnąć do końca, poczułem jak zacząłem się pocić ze strachu. Czując coraz większe zdenerwowanie zerkałem na Steve’a który stał do mnie odwrócony plecami, pogrążony w cichej rozmowie z oświetleniowcem. Patrzył czujnie na plan i w pewnym momencie, ku memu przerażeniu odwrócił się do mnie, kiwając głową w kierunku kanapy. Przerwał gest w połowie, patrząc na mnie gniewnie. Zanim zdążyłem zareagować, podszedł do mnie szybkim krokiem.

- Co jest, młody? – wysyczał tonem, który nie zwiastował niczego dobrego.

- Ja... nie mogę!- wyszeptałem czując, że wszystko zaczęło się walić.

- Stary, to nie przedszkole, nie będę cię niańczył cały dzień! – wypalił Steve na tyle głośno, że parę osób obejrzało się na nas z oburzeniem – kurwa, sądziłem, że nadajesz się do tej roboty!

„Ja też!”

- Szefie... nadaję się! Ja... ja tylko... potrzebuję... jakiejś pomocy? – dokończyłem, nie zdając sobie sprawy z głupoty wypowiadanych przez siebie słów.

Steve lustrował mnie zabójczym spojrzeniem. Takim samym, jakim poczęstował Johnny’ego w szatni.

- Ostatni raz. Słyszysz? Ostatni. Potem radzisz sobie sam! – wycedził, wychodząc z pokoju.

Obejrzałem się za nim, pewny tego że poszedł po moje ubrania, które pewnie rzuci mi w twarz każąc się wynosić. Oniemiałem, gdy wrócił po chwili w towarzystwie pięknej blondynki.

Steve przeszedł koło mnie. Jego spojrzenie ciskało gromy. Przerażony pochyliłem głowę, starając się jakoś wytłumaczyć swoją niedyspozycję, ale szef przeszedł obok mnie bez słowa, wkurwiony do granic możliwości. Podszedł do kamerzysty i szepnął do niego kilka słów. Operator skierował obiektyw na twarz Brandi, a Steve zamachał do Joy’a. Wyciągnął w jego kierunku rozczapierzoną dłoń, co spotkało się z jękiem zawodu pracującego aktora. Brandi zaśmiała się na głos, słysząc jego reakcję.

- Mamy pięć minut, kotku, potem wchodzisz na plan – usłyszałem zmysłowy szept.

Odwróciłem się w jego kierunku i zanim się spostrzegłem, laska przyprowadzona przez Steve’a wślizgnęła mi się na kolana.

- Będzie dobrze. Będzie dobrze, skarbie. Pięć minut to mnóstwo czasu – powiedziała, zakładając mi rękę na szyję a drugą machając na Steve’a.

Nie odpowiedziałem. Jak urzeczony wpatrywałem się w biust, który kołysał się tuż przed moimi oczami. Blondi odwróciła twarz w moją stronę, posyłając hollywoodzki uśmiech.

- Podobają ci się? – spytała, gładząc pierś wolną ręką, jednocześnie wiercąc tyłeczkiem na moim kroczu.

Matka natura zaczęła robić swoje. Pomimo otaczających mnie ludzi, wkurwionego szefa i perypetii z całego dnia, mój kutas zaczął budzić się do życia. Siedząca na mnie dziewczyna przyjęła ten fakt cichym śmiechem.

- Właśnie o to chodzi. Właśnie o to... chodź – powiedziała, schylając moją głowę i podając mi sutek do ust.

Drgnąłem, czując wzmagającą erekcję. Instynktownie zassałem podaną pierś, chwytając drugą zachłannym gestem. Otaczający nas ludzie nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Co za obłęd.

- Taaak... - usłyszałem, jak odwróciła głowę na chwilę w kierunku rozgrywanej sceny – młody, muszę Ci podkręcić tempo.

Zanim zdążyłem zapytać, co miała na myśli, laska ześlizgnęła się na kolana, rozchylając mi nogi. Przezornie wystartowałem z łapami, by się zasłonić, ale jedno spojrzenie stalowo błyszczących oczu Steve’a wystarczyło, bym zabrał ręce. Mój szef uniósł do góry trzy palce.

- Łaaaał!... Niezły! – wyszeptała obsługująca mnie koleżanka, gdy uporała się z mocno związanym paskiem i rozchyliła poły szlafroka. Gładziła kutasa od czubka aż po podstawę, odsłaniając główkę przy każdym ruchu – ile mamy czasu?

- Trzy minuty – wyszeptałem przez zaciśnięte zęby, czując wzmagającą się przyjemność. Czy to wszystko działo się naprawdę?

- Trzy? No to do dzieła – powiedziała, biorąc mnie do ust.

Drgnąłem, czując jak wpuściła mnie do ust. Jej język prześlizgnął się po wędzidełku, by zjechać w dół trzonu. Gdy myślałem, że to koniec atrakcji poczułem solidne ssanie, które sprawiło że zacząłem pęcznieć w jej wargach. Rozejrzałem się nerwowo wokół. Parę osób prześlizgnęło się po nas spojrzeniem, wracając do swych spraw. Najwidoczniej widok kolesia obsysanego poza planem nie robił tutaj na nikim najmniejszego wrażenia.

Mruknąłem z przyjemności, gdy dziewczyna zabrała się solidnie do roboty i położyłem rękę na jej głowie, dopychając ją do siebie. Nie wzbraniała się, przyjmując kolejne centymetry. Jak przez mgłę dostrzegłem Steve’a który spojrzał na mnie nieco łagodniejszym wzrokiem. Podniósł do góry wskazujący palec.

- Minuta... została minuta... wyszeptałem – na co bruneta wypluła mojego kutasa z ust

- Pamiętaj, nie możesz przy mnie dojść. Masz to zachować na plan.

- Nie dam rady! – wyjąkałem, czując nadchodzący orgazm.

- Musisz. Witamy w branży – dziewczyna puściła oczko i zaczęła mnie ssać, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Skręcałem się w miejscu, będą profesjonalnie obrabianym przez dziewczynę, która miała wyraźną frajdę z torturowania mnie swoimi pieszczotami. Jej język dotykał mojej główki, co chwila napierając na najbardziej wrażliwe miejsca.

- Dość.. – wyszeptałem – dość! – wyszeptałem głośniej widząc, że Steve kiwa na mnie ręką – muszę już iść!

Poczułem, jak gładko uwolniła mnie z wilgotnego wnętrza swoich ust.

- Powodzenia, Młody!

Nie wierząc, że to wszystko dzieje się naprawę, ruszyłem przed siebie, z pulsującym kutasem i nabrzmiałymi jajami. Miałem wrażenie, że dojdę w każdej chwili.

- Cięcie! Asystent! Ręcznik na plan!

- W końcu! O KURWAAAAA! – wykrzyknął Joy, wtulając kutasa w podany ręcznik i trzepiąc się zawzięcie – nareszcie! Zajebię tego nowego za to, że tak mnie przetrzymał!

- Hola, ogierze – Steve położył mi rękę na piersi, gdy ruszyłem w kierunku Brandi. Siedziała na kanapie, błyszcząca od stóp do głów, gotowa na mnie – najpierw ogarnięcie – kiwnął na asystentkę, która bez pytania owinęła mojego kutasa ręcznikiem, dokładnie go wycierając. Jęknąłem, gdy starła z niego resztki śliny. Kurwa mać, o mało nie spuściłem się przy tej czynności!

- Gotowy?

Jedno spojrzenie na Brandi wystarczyło.

- Jasne!

- Kamera! Akcja! – ryknął reżyser, a Steve pchnął mnie w plecy, przy okazji ściągając mi szlafrok z ramion.

Nie wiem, czy to się nagrało, ale Brandi szybko puściła oczko, by dodać mi otuchy. Ześlizgnęła się na kolana a ja ruszyłem ku niej, czując gęsią skórkę na całym ciele. Kurwa mać, to działo się naprawdę!

Gdy tylko stanąłem przy koleżance z planu dostrzegłem kamerzystę, który ukląkł po mojej prawej stronie. Skadrował ujęcie w odpowiedni sposób, kierując kamerę wprost na aktorkę. Za plecami kamerzysty stanął Steve, który zaczął mnie obserwować z rękoma założonymi na piersi.

Zanim dotarło do mnie, że mój przyszły szef właśnie robi mi inspekcję, poczułem ciepło ust, zamykających się na moim sprzęcie. Jęknąłem, zerkając w dół i natrafiłem na rozbawione spojrzenie Brandi, która zaczęła mnie ssać, przy okazji gładząc mnie ręką.

Odetchnąłem pełną piersią, odchylając głowę do tyłu. Zamknąłem oczy, wsłuchując się mlaszczące dźwięki i pomruki obsługującej mnie koleżanki. Nie wiem, co mnie podkusiło ale postanowiłem pokazać Steve’owi, że wiem, na czym polega ten sport. Sięgnąłem ręką i położyłem ją na głowie Brandi. Ta jęknęła zaskoczona ale szybko się poddała, gdy wprawiłem jej głowę w ruch, wchodząc w jej usta jeszcze głębiej. Kątem oka zobaczyłem jak Steve lekko pokiwał głową. Odebrałem to za dobrą monetę idąc za ciosem położyłem na głowie Brandi drugą rękę i zacząłem posuwać ją w usta. Ten ruch nie spodobał się szefowi. Machnął krótko ręką w sposób, jakby odganiał natrętną muchę.

Zdenerwowany, że robię coś nie tak, w oka mgnieniu schowałem ręce za plecami. Brwi Steve’a wjechały na czoło a ja spanikowałem do reszty. Wiedziałem, że właśnie coś zjebałem, tylko nie miałem pojęcia, co! Nagły przypływ stresu sprawił, że moja erekcja osłabła. Spojrzałem z przerażeniem na Brandi ale ona znów puściła do mnie oczko – te, którego nie łapała kamera i schowała mnie w ustach na tyle, na ile to było możliwe. Zaczęła mnie ssać, tracąc resztki oddechu a ja poczułem wracające siły. Wypuściła mnie z ust, gdy znów byłem sztywny.

- Mój Boże! Co za kutas! – powiedziała, sapiąc z uznaniem i masując solidnie moją obślinioną pałę – chcę twojej spermy. Daj mi ją.

Zerknąłem kątem oka na Steve’a, który krótko kiwnął głową. Wybiła chwila prawdy.

Skinąłem w kierunku Brandi a ta wzięła się do roboty. Przyłożyła język do odsłoniętej główki i zaczęła powoli ją oblizywać, jednocześnie masując mnie po całej długości trzonu. Kamerzysta zbliżył się jeszcze bardziej, celując obiektywem prosto w Love.

Brandi obróciła twarz w stronę kamery tak, by wszystko dobrze się nagrało i zaczęła drażnić moje wędzidełko, jednocześnie obejmując moje jaja ciepłą dłonią. To było to. Jęknąłem, wypychając biodra do przodu, byle głębiej wejść w te ciepłe, rozkoszne usta. Wyrwał mi się kolejny jęk, gdy Brandi zaczęła mnie ssać jeszcze mocniej.

Poczułem znajome mrowienie w jajach, jednocześnie słysząc stłumione rozmowy za plecami. Nie mogłem uwierzyć, że stoję nagi, przed tłumem ludzi i daję się obciągać – ta refleksja na chwilę ostudziła moje emocje, lecz wprawny język Love naprowadził je na właściwy tor. Sapnąłem, instynktownie poruszając biodrami, gotowy do finiszu w każdej chwili. Jeszcze chwila... jeszcze momencik... tak, właśnie teraz...

Strzeliłem solidnie prosto do podanych ust, a gdy zobaczyłem jak wprawiła język w ruch i poczułem masaż jaj, doszedłem znowu, jęcząc z przyjemności. Brandi uśmiechnęła się gardłowo, nie przerywając pieszczoty, czym sprawiła że ponownie osiągnąłem szczyt, zalewając usta gęstą spermą. W końcu schowała mojego kutasa do ust i zaczęła mnie ciągnąć wzmagając moją rozkosz.

- Dobra cięcie, mamy to! Brawo dla Młodego, to było jego pierwsze ujęcie! – Steve zaczął klaskać, a do niego dołączyła reszta ekipy.

Słysząc ten niespodziewany aplauz obejrzałem się przez ramię i dopiero wtedy się zorientowałem, że otaczało mnóstwo ludzi. Zerknąłem na Steve’a kiwającego głową z wyraźnym uznaniem a następnie spojrzałem na roześmianą Brandi, która złożyła dłonie tak, że stykały się nadgarstkami. Wykonała kilka niemych oklasków, patrząc na mnie roziskrzonymi oczami.

Nie mogłem uwierzyć, że było już po wszystkim, i że co najważniejsze, udało mi się! Przyłożyłem rękę do czoła, czując spływający pod maską pot. Powoli zaczęło do mnie docierać, co przed chwilą zrobiłem.

- Chodź – powiedział Steve, podając mi szlafrok.

Założyłem okrycie na siebie, starając się dojść do ładu. Dopiero co obciągały mnie dwie laski, przeżyłem solidny orgazm i jeszcze miałem odbyć pogadankę z moim szefem – czy tak wygląda każdy dzień w tej pracy?

- Jak na pierwszy raz, całkiem nieźle. Ale nie obyło się bez błędów – powiedział, gdy odeszliśmy na bok, a ja poczułem gęsią skórkę. Podświadomie szykowałem się na zjebkę i nie pomyliłem się – przede wszystkim, nie prosiłem cię o to, byś rżnął ją w gębę, tak? Miałeś proste zadanie: spuścić się do ust. Zamiast tego zacząłeś łapać ją za łepetynę, raz delikatnie, raz ostro a gdy się zorientowałeś, że robisz źle, to zabrałeś ręce jak oparzony. Wiesz jak mój montażysta będzie musiał kombinować, żeby zrobić z tego dobrą scenę? Nie mówiąc już o tym, że będę musiał za nią zapłacić. – Steve westchnął a mnie z nerwów zaczęło się robić gorąco – Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Nowy. Zacznij od podstaw, czyli: Masz. Słuchać. Poleceń. Jasne?

- Jasne – odpowiedziałem ze ściśniętym gardłem

- No - trzepnął mnie w ramię tak niespodziewanie, że aż mnie zatkało. Nie było karcące jebnięcie w bark, tylko bardzo koleżeński gest – i jak ci się podobało?

- Było zajebiście! – odpowiedziałem po krótkiej chwili, uśmiechając się od ucha do ucha.

- No ja myślę – odpowiedział Steve, również się uśmiechając i dodał – nie zapomnij podziękować Brandi za pomoc w ponownym postawieniu pały do pionu.

Mój uśmiech ulotnił się w ułamku sekundy.

- Zauważyłeś? – spytałem niepewnie, czym tylko go rozbawiłem.

- Stary, nikt normalny nie będzie sztywny przy pierwszej scenie w życiu, gdy tłum ludzi obserwuje jak masz obrabianą lachę lub gdy posuwasz. Chyba, że jedziesz na pigule, ale to dla ciebie nie ten etap – zakończył lakonicznie wyprowadzając mnie z planu i prowadząc z powrotem do pokoju ogólnego – udało mu się! – ryknął tubalnie, gdy tylko starannie zamknął drzwi.

Dziewczyny zebrane na kanapie zaczęły piszczeć z radości, czym wywołały śmiechy i rechot techników. Wszyscy roześmiali się jeszcze głośniej, gdy zobaczyli jak nieporadnie starałem się zasłonić lekko opadłe przyrodzenie. Steve poprowadził mnie ku kanapie, kładąc mi rękę na ramieniu.

- Pierwsze koty za płoty. Szkoda, że go nie widziałyście w akcji.

- Mamy nadzieję, że zobaczymy!

- Się wie. Młody, podziękuj Destiny za rozgrzewkę – powiedział Steve kiwając głową w stronę dziewczyny, która „pomogła mi” na planie – i odpocznij chwilę. Za trzydzieści minut dam ci nowe zadanie – powiedział, zostawiając mnie samego.

Stałem przed grupą roznegliżowanych dziewczyn. Serce wpadło w znany rytm, gdy mózg zarejestrował obraz tylu piękności. Wpatrywały się we mnie. Wszystkie naraz.

- Chodź do nas – powiedziały dwie dziewczyny, robiąc miejsce na kanapie.

Nie wiedząc, co dokładnie robię, usiadłem niepewnie na wskazanym miejscu. Ledwo mój tyłek zdążył opaść na pufy, a dziewczyny przylgnęły do mnie, obejmując mnie i tuląc wzajemnie.

- I jak było? – spytała jedna, patrząc mi w oczy tak intensywnie, że aż zaparło mi dech.

Zanim zdołałem jej odpowiedzieć, poczułem dłoń która miękko wylądowała na moim kutasie.

- Pokaż, co tam masz – powiedziała czarnulka, z którą rozmawiałem przed nagraniem – ooo, jesteś nieśmiały! To słodkie – zawołała wesoło, gdy instynktownie się zasłoniłem – nie bądź taki, prędzej czy później większość z nas i tak go zobaczy. No... pochwal się... - powiedziała, zabierając moją rękę i bez pytania odsłaniając szlafrok – przecież widać, że jest spory... ale okaz! – powiedziała, gdy odsłoniła mnie kompletnie.

Wszystkie laski jak na komendę pochyliły się w kierunku mojego krocza. Nerwowo zerknąłem na boki i zauważyłem, że nawet dziewczyny siedzące na oparciach kanapy zaczęły wyciągać szyje, byle by tylko zobaczyć co miałem między nogami. Przełknąłem nerwowo ślinę patrząc na to nagromadzenie wielu twarzy uważnie obserwujących moje przyrodzenie.

- Całkiem niezły – usłyszałem fachowo brzmiącą wypowiedź, czując się jak uczniak oceniany przez grono pedagogiczne.

- Mhm. Dobrej grubości.

- I ma kapturek!

- Napletek, kretynko. Kurwa, z kim ja pracuję...

- Jesteś z Europy? – spytała dziewczyna siedząca po mojej prawej ręce a ja tylko nerwowo skinąłem głową – fajnie – dodała zdawkowym tonem.

- Chantelle, postaw go do pionu. Chcę zobaczyć jak wygląda na sztywno.

Zanim zdążyłem zareagować, klęcząca przede mną czarnula ujęła mojego kutasa w dłoń i zaczęła go ssać. Jęknąłem opuszczając głowę na oparcie.

- Spokojnie, nie zrobimy ci nic złego – powiedziała łagodnie blondynka siedząca tuż koło mnie i zanim zdążyłem zareagować, zaczęła całować mnie z języczkiem.

Miałem mętlik w głowie. Bezwiednie rozchyliłem szerzej usta, co zostało wykorzystane przez całującą mnie piękność. Przyciągnęła moją głowę do siebie, wpychając władczo język do mych ust i sprawnie nim operując. W dodatku obciągająca mnie czarnula również nie próżnowała – zassała mnie tak wprawnie, że pomimo niedawnego orgazmu znów odzyskałem pełnię sił.

- No. Jesteś niezły – usłyszałem Chantelle, gdy na chwilę wypuściła mnie z ust. Przerwałem pocałunek i zerknąłem w dół, widząc roześmiane spojrzenie. Dziewczyna znów zaczęła ssać, gładząc mnie jednocześnie ręką. Była dobra. Naprawdę dobra.

- Dobra, wystarczy już – powiedziała jedna z aktorek, chwytając obrabiającą mnie laskę za włosy i ściągając ją ze mnie. Ujęła mojego fiuta w dłoń i zacisnęła go u podstawy, kołysząc nim na boki. Drgnąłem, czując że zrobiłem się jeszcze twardszy.

- No, teraz widać dokładnie czym dysponujesz – mocny uścisk zmienił się w delikatny, który przemknął po trzonie i zatrzymał się na główce, masując ją rytmicznie.

- Mmmmm! – wyrwało mi się, czym wywołałem zbiorowy śmiech. Siedząca obok blondynka bez pytania chwyciła mnie za brodę i skierowała moją twarz w jej stronę. Znów zaczęliśmy się całować, lecz tym razem dziewczyna tak się nakręciła, że usiadła na mnie okrakiem, całując mnie coraz głębiej. Co za obłęd.

- Co tu się odpierdala?

Oderwałem usta od całowanej dziewczyny i z przerażeniem zerknąłem na Steve'a stojącego nad moją głową. Nie miałem pojęcia, kiedy się pojawił za moimi plecami.

- Chrzcimy Młodego, a co? – odpowiedziała po prostu siedząca na mnie laska.

- Zostawiam go na parę minut a wy już go obrabiacie? Jak każdego? Ile razy mówiłem, że... - przeciągnął głos, gromiąc mnie wściekłym spojrzeniem - ... takie akcje mają się odbywać wyłącznie przy udziale kamerzysty? Nie marnujemy materiału, nigdy! – dodał tryumfalnie, wybuchając śmiechem i klepiąc mnie serdecznie po ramieniu.

Dołączyła do niego reszta dziewczyn. Rozejrzałem się szybko wokół, widząc wpatrujące się we mnie, roześmiane twarze i dopiero po chwili zajarzyłem, że mnie wkręcili.

- Witaj w firmie, Nowy.

Zasłoniłem twarz dłońmi, zupełnie nie wiedząc, co się wokół mnie dzieje.

„Ja pierdolę, co za dzień!”

***

- Nastąpiła zmiana planów, Młody. Dziś masz wolne na resztę dnia, ale będziemy w kontakcie. Jutro tu wracasz, by zarobić więcej, jasne?

- Jasne! – odpowiedziałem ze szczerym entuzjazmem.

- No, to się nazywa podejście! Tak jak się umawialiśmy, dzisiaj friko, ale od jutra zaczniesz robić hajs. Na początku bez szału, rzecz jasna. Co jest? – zapytał, widząc moją zrzedłą minę – Posłuchaj, jako świeżak i tak będziesz zarabiać śmieszne pieniądze. Po stówie lub dwie za scenę, nic więcej. Na początku w tej branży nikt nie zgarniał kokosów. To dopiero przed Tobą, jeśli się wykażesz. A zanim to nastąpi, pomyśl. Będziesz zarabiać, ruchając aktorki porno. Marzyłeś kiedyś o takiej robocie?

Pokręciłem z wolna głową. Widać, że mój nowy szef siedział w tej branży nie od wczoraj i umiał przekonywać do swych racji, chociaż nie spodobało mi się to, że nie zarobiłem nawet na powrót do domu.

- Podoba mi się – powiedziałem, mając w duchu że wygłoszone kłamstwo zabrzmiało szczerze.

Steve uśmiechnął się szeroko, ale po jego spojrzeniu widziałem, że przejrzał mój blef.

- Leć pod prysznic, a potem do domu. Do zobaczenia jutro.

- Jasne – uścisnąłem wyciągniętą dłoń a potem odprowadziłem go spojrzeniem. Gdy zniknął mi z oczu, westchnąłem ciężko i ruszyłem w stronę przebieralni, po drodze mijając aktorów i ludzi z obsługi. Wielu z nich zagadywało mnie i pytało jak udał mi się pierwszy dzień. Odpowiadałem ze sztucznym uśmiechem na ustach, że wszystko jest super i że jutro na pewno tu wrócę, chociaż w głębi duszy rozważałem czy nie pora zacząć rozglądać się za inną opcją.

***

Gdy zszedłem do przebieralni, zastałem w niej jedynie jednego kolesia. Muskularny Azjata z ręcznikiem związanym na biodrach, stawiał sobie irokeza. Wzdrygnął się lekko na widok mej maski, ale później uśmiechnął się przyjaźnie.

- Cześć, Nowy – powiedział po prostu, wyciągając do mnie rękę, a potem zaciskając ją szybko w pięść, gdy zorientował się, że wciąż ma żel na palcach – już po pierwszym dniu?

- Tak – odmruknąłem, przybijając żółwika.

- Co ci dali do zagrania?

- Spust do ust.

- Łooo. Życiowa rola! Zapłacą furę hajsu, co nie? – zapytał żartobliwie, ale mnie wcale nie było do śmiechu – niech zgadnę – dodał, widząc że dowcip wcale mnie nie rozbawił – powiedział ci, że to super praca, bo przecież... - zrobił teatralną pauzę, po czym zaakcentował każde słowo – Ruchasz. Aktorki. Porno. Zgadza się?

- Tak... skąd wiedziałeś? – spytałem głupio, zanim sam sobie uświadomiłem odpowiedź.

- Ten skurwiel powtarzał to każdemu z nas – wycedził koleś, wracając do układania włosów – my bez kontraktów nic z tego nie mamy, a on na spółę ze Starym kosi na tym krocie. Oby szybko dali ci papierek i obyś nie dymał tutaj za frajer. O kurwa, muszę lecieć! – dodał, zerkając na zegar – do zobaczenia, Nowy! Trzymaj się!

- Hej – pożegnałem się krótko, zanim mój nowy kolega pognał na górę.

Gdy zostałem sam, rozejrzałem się wokół, patrząc po szafkach. Znów odetchnąłem ciężko, pogrążając się w niewesołych myślach.

Ciekawe, ile bym zarobił, nawet gdyby zapłaciliby mi za dzisiejszą scenę. Może kolejne pięćdziesiąt baksów? Być może za grubsze numery będę zarabiać większą kasę. Ciekawe, jaki tytuł będą miały wystawiane faktury? „Przelew za przelew białka”? Mimowolnie parsknąłem śmiechem i ruszyłem pod prysznic gdy nagle stanąłem jak wryty.

Faktury! Wciąż byłem na wizie pracowniczej, a to oznaczało, że mogłem zarabiać jedynie jako robotnik kontraktowy. Jeśli ten hajs poszedłby w rejestr, to dowiedziałyby się o tym odpowiednie urzędy a wtedy oberwałoby się nie tylko mnie, ale co gorsza, przede wszystkim Katarzynie, która wciąż nie wiedziała o moim nowym zajęciu. Kurwa mać, jak ja ją z tego wszystkiego wyplączę? Jak sam miałem się z tego wykaraskać, by nie wywieźli mnie za nielegalny zarobek? Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem?!

- Kurwa mać!

***

Sam nie wiem jak znalazłem się w blisko swoich okolic. Przez całą drogę mój umysł analizował najczarniejsze scenariusze. Nie wiem, które bardziej mnie przerażały. Te, w których byłem wydalany do Polski za nielegalne źródła dochodu, co mogło rodzić poważne konsekwencje w moim rodzimym kraju, czy te w których Katarzyna odpowiadała własną głową za moje błędy. Cholera, a przecież ją zapewniałem, że nie będę sprawiał problemów! Nie miałem pojęcia, jak spojrzę jej w oczy po tym, gdy okaże się że przeze mnie wpadła w bagno, z którego z własnej woli starała się mnie wyciągnąć.

Przesiadka z busa międzymiastowego do podmiejskiego również nie napawała mnie optymizmem. Z forsy podarowanej mi przez opiekunkę zostały resztki i jeśli wkrótce nie zacznę zarabiać, nieistotne legalnie, czy nie, będę musiał znowu prosić ją o pożyczkę. Przeklinając w myślach parszywy los załadowałem dupsko do rozklekotanego autobusu i ruszyłem w drogę do domu.

***

Powrót na stare śmieci był tylko dopełnieniem mojego wisielczego nastroju. Zbliżając się do zdewastowanego osiedla zacząłem po raz setny analizować swoją sytuację. Wnioski nie były zbyt optymistyczne. Zamiast rozwiązywać swoje problemy, zacząłem tworzyć nowe. Co gorsza, nie tylko sobie, ale i tym którzy starali mi się pomóc. Obraz Kasi, która jest nieświadoma nadchodzącego niebezpieczeństwa, nie chciał zniknąć z moich myśli. Powinienem był ją uprzedzić, tylko kiedy? Dopiero teraz, gdy było pozamiatane, uświadomiłem sobie, że powinienem był szczerze z nią pogadać o moim jakże błyskotliwym „pomyśle”, który na bank wyperswadowałaby mi już na starcie. Słusznie zresztą. Co mi do łba strzeliło, by pakować się w taką kabałę?!

Stary blaszak zatrzymał się z sykiem hamulców pomieszanym z charakterystycznym klekotem rozsuwanych drzwi. Wygramoliłem się na przystanek, zlany promieniami popołudniowego, lecz wciąż cholernie przypiekającego, słońca. Przetarłem spocone czoło i wyklinając w myślach, na czym świat stoi, ruszyłem w stronę swojej nory.

Po kilkunastu minutach marszu wszedłem w cień rzucany przez pierwsze bloki. Odetchnąłem, czując na skórze wyczekiwany chłód i rozejrzałem się wokół. To przykre, że nawet tak piękna, letnia pogoda nie była w stanie dodać tym ulicom uroku – z przygnębieniem patrzyłem na dzieciaki bawiące się wśród rupieci, które walały się po drodze. Obserwowałem dzieciarnię z wychudłymi twarzami, bawiącą się między sobą w brutalny sposób. Najbardziej dobijające były ich spojrzenia. Młodzieńcze oczy, które zapewne w innym czasie i miejscu byłyby pełne zapału i radości. Tutaj były puste, wyzute z wszelkiej nadziei na lepszy los. Wolałem się nie zastanawiać, czy te dzieci zdawały sobie sprawę z otaczającego ich piekła.

Usłyszałem zduszony okrzyk i zerknąłem w tamtym kierunku. Kilku wyrośniętych szczeniaków dla zabawy kopało bezdomnego. Gówniarze byli poubierani podobnie do Vatos i wydawało mi się, że wśród nich był jeden z chłopaczków, którego spotkałem tutaj razem z Katriną podczas mojej pierwszej wizyty w tym przeklętym miejscu. Poczułem, jak zagotowała się we mnie krew i ruszyłem w kierunku tych cwaniaczków, zatrzymując się po pierwszym kroku. Miałem już dość własnych problemów. Wolałem nie dodawać do nich kolejnej potyczki z miejscową gangsterką. Pogoniłbym tych szczawi, ale kto zagwarantuje, że nie zaczną na mnie polować w towarzystwie kumpli? A jeśli któryś z tych gówniarzy ma przy sobie broń?

Zgrzytając zębami przeszedłem w milczeniu na drugą stronę ulicy, trafiając na kolejny przyjemny widok – barczysty, szemrany typ szarpał przestraszoną dziewczyną, ubraną w wyświechtaną czarną miniówę i wytarty, porwany w paru miejscach top. Z rozmazanym makijażem i świeżym siniakiem pod okiem, trzęsącą się ręką przekazywała swój dzienny utarg. Koleś szybko zakrył szeroką łapą jej wątłą dłoń, miażdżąc ją boleśnie i rozejrzał się wokół. Gdy mnie dostrzegł, obrzucił mnie czujnym, pełnym wrogości spojrzeniem. Minąłem ich bez słowa, zachowując bezpieczną odległość.

Bogu dzięki, że polecenie Pabla chroniło mój tyłek w tym przeklętym miejscu a mój obity pysk z daleka obwieszczał wszystkim szumowinom, by trzymały się ode mnie z daleka. Wiedziałem, że pewnego dnia to się skończy a wtedy będę zdany wyłącznie na siebie. Musiałem się stąd wyrwać. Tylko jak? Przez chwilę zastanowiłem się, czy nie wynająć sobie lokalu w mieście, w którym Porn Pros miało swoją siedzibę. Stracę sporo hajsu, ale to niewielka cena za czas zaoszczędzony na dojazdach oraz za mieszkanie w okolicy, w której nie musiałbym wciąż oglądać się za plecy.

Nie byłem jednak do końca pewny, czy nie za wcześnie decyduję się na taki krok – bądź co bądź, dopiero stawiałem pierwsze kroki, i nikt nie dał mi gwarancji, że utrzymam się w biznesie. Przypominałem sobie rozmowę z kolesiem z przebieralni i parsknąłem zdając sobie sprawę z głupoty swoich przemyśleń. Jeszcze nie dostałem pracy a już w głowie zacząłem wydawać pieniądze? Dopóki nie miałem umowy w ręku, wszelkie pomysły „o lepszym życiu” mogły odejść na dalszy plan.

- Kurwa mać – mruknąłem pod nosem, gdy doszedłem do ostatniej ulicy, którą musiałem przekroczyć by znaleźć się w swoim budynku.

Przy wejściowych schodach zauważyłem Pabla w otoczeniu gości ze swej ekipy – w tym łysola, który mi wpierdolił. Widok bandy zbirów sprawił że mimo letniej pogody poczułem przejmujący chłód. Tylko ich mi tutaj teraz brakowało! Na szczęście butelki walające się pod ich nogami i tlący się zwitek bibuły, który przekazywali sobie z rąk do rąk dawał mi pewną nadzieję. Może są tak zajęci jaraniem i piciem, że uda mi się przemknąć obok nich?

Zamierzałem się ruszyć, by nie stać jak kołek, przy okazji ściągając na siebie ich uwagę, gdy nagle usłyszałem huk. Spojrzałem w kierunku z którego się rozchodził i zobaczyłem starego, w wielu miejscach łatanego cadillaca, który wtaczał się na jezdnię, pchając przed sobą przewrócony kosz na śmieci. Kubeł zaklinował się pod zderzakiem, wypluwając na asfalt swoją zawartość. Kierowca zarzucił wozem parę razy, aż w końcu udało mu się uwolnić. Przejechał po aluminiowym pojemniku, gnąc go z donośnym dźwiękiem i skręcił w moim kierunku. Wrzucił wyższy bieg. Jechał szybko.

Stałem na swym miejscu, zamierzając go przepuścić. Pomyślałem, że ktoś odwoził grata na złom, licząc na parę dolców, ale gdy dostrzegłem współpasażerów kłębiących się w środku uznałem, że to grupa ziomków robiących rundkę po dzielnicy. Pomyślałem, że to nic wielkiego i obserwowałem ich spokojnie, gdy nagle włos zjeżył mi się na karku – z opuszczonych szyb wysunęły się dłonie uzbrojone w pistolety.

Jednym susem schowałem się za winklem i ostrożnie wychyliłem głowę – cadillac nie zwalniał a w oknie pasażera, znajdującym się zaraz za kierowcą, usiadł jakiś człowiek. Był nagi od pasa w górę, cały pokryty tatuażami. Trzymany przez niego gnat zalśnił w słońcu.

Serce zaczęło walić mi ze strachu tak mocno, że poczułem dudnienie w uszach. Nogi zmieniły się w galaretę a palce u dłoni zaczęły drgać w niekontrolowany sposób. Wiedziałem na co się zanosi i z jednej strony czułem, że powinienem spierdalać jak najdalej, a z drugiej uświadomiłem sobie, że jeśli Pablo zginie na moich oczach, to stracę jedyny gwarant bezpieczeństwa. Wyjrzałem ostrożnie za róg, kuląc się ze strachu. Cadillac był coraz bliżej, nie pozostawiając mi wyboru.

- Pablo! – krzyknąłem głośno, znów wycofując się na bezpieczną pozycję – PABLO!

Usłyszał mnie za drugim razem. Spojrzał na mnie a ja z ulgą stwierdziłem, że jako jedyny z ekipy nie miał trzeźwe spojrzenie. Reszta ekipy obróciła się w moim kierunku i ze zdziwieniem obserwowała, jak wymachiwałem łapami w kierunku zagrożenia, którego nie byli w stanie zobaczyć.

- Uważajcie! – wykrzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem – UWAŻAJCIE! – powtórzyłem, dalej machając łapami jak wiatrak.

Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to rechot całej ekipy. Nawet Pablo pozwolił sobie na skąpy uśmieszek, obserwując moje wygibasy. Kilku z jego koleżków zaczęło parodiować moje gesty. Zacisnąłem dłonie w pięści, czując narastającą złość i kuląc się na dźwięk zbliżającego wozu. Wtedy mnie olśniło.

Lewą dłoń złożyłem w kształt pistoletu, którym „wystrzeliłem” w kierunku gości stojących po drugiej stronie ulicy, a palcem drugiej ręki wskazałem za róg budynku.

Wiedziałem, że tym razem mnie zrozumieli. Zobaczyłem uśmiechy zamierające na ich twarzach. Kolesie otrzeźwieli w moment, kierując czujne spojrzenia na swojego przywódcę. Ten krzyknął coś cicho, na co część kolesi chwyciła za broń, a reszta rozbiegła się w popłochu.

Widząc Pabla przeładowującego swoją giwerę i ruszającego w stronę skrzyżowania, zrozumiałem, że ten debil będzie się pchać na pierwszą linię. „Schowaj się, schowaj się do jasnej cholery!” myślałem w panice, kucając w miejscu i przy okazji potrącając butelkę po piwie, która zaczęła toczyć się po chodniku, dzwoniąc cicho.

Zanim do końca zdążyłem to przemyśleć, chwyciłem ją i wybiegłem na ulicę, wprawiając w osłupienie nie tylko Vatos, ale i gości jadących wozem – kierowca dał ostro po hamulcach a ja cisnąłem butelką w wóz, przy okazji potykając się o własne nogi, drąc się ze strachu i lądując jak długi na środku ulicy.

Naprędce przygotowany plan poszedł się jebać. Wyciągnięty na asfalcie patrzyłem z przerażeniem, jak butelka mająca uderzyć w przednią szybę zmieniła tor, celując w gościa siedzącego w oknie. Ten dostrzegł ją w ostatniej chwili i zasłonił twarz ręką trzymającą gnata. Butelka roztrzaskała się o spluwę, a odłamki szkła uderzyły typa w twarz.

- Kurwa! – krzyknął tak głośno, że mimo odległości zdołałem go usłyszeć. Od razu poznałem ten głos.

Powietrze przeciął długi, głośny gwizd.

Obejrzałem się przez ramię i z przerażeniem obserwowałem członków gangu Pabla, którzy wybiegli na ulicę, strzelając do samochodu. Gdy pierwsza kula przeleciała tuż nade mną, wrzasnąłem, chowając głowę między ramionami. Obróciłem się w kierunku wozu w momencie, w którym pocisk trafił w środek szyby, zostawiając na niej pajęczy wzór. Gablota zakołysała się a ja usłyszałem dobiegające z jej wnętrza krzyki. Koleś siedzący w oknie ścierał krew zalewającą mu oczy, waląc na oślep do napastników, wywołując u mnie kolejne okrzyki przerażenia, ginące w huku rozpoczynającej się strzelaniny.

Leżałem na ziemi, drąc się za każdym razem na dźwięk przelatujących kul, wsłuchując się w huk wystrzałów pomieszany z metalicznym brzdękiem łusek opadających na jezdnię. Co chwilę słyszałem okrzyki bólu, dochodzące z obu stron. Nagły ryk silnika przeraził mnie do żywego. Przewróciłem się na brzuch i zacząłem się czołgać do krawężnika najszybciej jak tylko mogłem, pilnując by mój tyłek zanadto nie odrywał się od ziemi. Gdy auto ruszyło, popędziłem przed siebie na czworakach, szurając brzuchem po asfalcie, zanosząc się płaczem.

Gdy przepełzłem na drugą stronę ulicy, poderwałem się na nogi i popędziłem za róg. Gdy tylko znalazłem się poza zasięgiem strzałów, które wciąż rozbrzmiewały za moimi plecami, padłem jak trup na chodnikowe płyty. Dygotałem jak w febrze, niezdolny do zrobienia najmniejszego ruchu. Uniosłem się na rękach, siadając ciężko na ziemi i zamarłem bez ruchu.

Cadillac przejechał przez skrzyżowanie, spędzając Vatos z drogi. Fura skręciła w moim kierunku, a koleś siedzący w jej oknie dalej walił w kierunku kumpli Pabla. Dostrzegł mnie kątem oka.

- Adam! – wykrzyczałem najgłośniej jak potrafiłem – ADAM!!!

Poznał mnie od razu. Mój obity pysk mógł go zmylić, jednak głos uświadomił mu, kim jestem. Spojrzał z czystą furią, a mnie stanęło serce, gdy zobaczyłem jak dawny przyjaciel wycelował prosto w moją twarz i pociągnął za spust.

"Debiutant" powróci...

Ten tekst odnotował 38,195 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.96/10 (47 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (35)

0
0
Świetne opowiadanie. Przygody Sławka rozbawiły mnie do łez :-) Debiutant chyba odnalazł swoje powołanie ;D Z niecierpliwością wyczekiwać będę kolejnej części. Byle niezbyt długo.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bardzo dobre. Nie tylko swietne sceny erotyczne ale barwny charakter i ciekawa historia 10/10.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Tylko 3 lata oczekiwania na kolejną część ;D
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Debiutant pokazał klasę.

Na początku po otwarciu opowiadania przeraziłem się jego długością, na szczęście nie zrezygnowałem z czytania. I teraz po przeczytaniu całości mogę napisać - To jest świetne!
Opowiadanie jest idealnie wyważone pomiędzy fabułą, tempem toczącej się akcji, scenami erotycznymi, a wszystko to okraszone świetnym językiem. Nie ma tutaj zbędnych zdań, zapchajdziur itp. Widać, że całość jest przemyślana.

Gratuluję znakomitego opowiadania!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Red , na szczęście było warto czekać te 3 lata :-p
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Świetne
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Świetne opowiadanie, jedno z lepszych jakie kiedykolwiek czytalem.

Czy autor myślał może, aby napisać serię opowiadań, w takiej właśnie tematyce jak ta, związanej z przemysłem porno?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Najlepsza seria kiedy następne ?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tu jestem! ; )
Najwierniejsza fanka melduje się.
Nie pamiętam w jaki sposób Cię zainspirowałam, ale nie ma za co. Chyba. ; )

Kurczę, 3 lata kazałeś czekać. No, nieźle. Co tu mówić. Amerykański sen zamienił się w koszmar. Mam nadzieję, że Pablo przeżyje. Tylko nie pamiętam kim jest Adam. Cholera, na serio musisz częściej dodawać!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Na kolejną część też przyjdzie poczekać 🙂 I o co Ci chodziło z tym koszmarem?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No cały ten stres związany z pierwszą sceną. Vatos łażące za nim. Potem ta strzelanina. To mi brzmi jak dobry sen.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Ughh głupi telefon. Miałam na myśli, że nie brzmi jak dobry sen, o. A jak będzie następna część to już będę tak stara, że nie będzie mi wypadało zaglądać tu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie ma to jak umiejętne spojlerowanie w komentarzach 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Lepiej powiedz czy w 2016 jest szansa na kolejną część?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie przewiduję dalszych premier w tym roku.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ciekawe czy zacząłeś pisać :-)
Nie pozostaje nic innego, jak cierpliwie czekać.
Czasu i weny życzę
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Great Ty śmieszku.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Zapomniałaś dodać "jebany" ;]
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A skąd!
Ja nie przeklinam. A tak w ogóle co się stało z roślinką czy z tym cyklem kopulacji muchy czy co to tam było z Twojego awatara? Tamto to był Twój znak rozpoznawczy. : )
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Naprawdę długo Cię z nami nie było 🙂 Zrezygnowałem z tamtego avatara na rzecz obecnego.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Bo ja to tylko dla Ciebie tu zaglądam! Raz na kilka miesięcy (Ego zostało podbudowane 😀 )
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
chyba Twoje ;]
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pfff. Tyle mam do powiedzenia. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Nie wiem, co mnie drażni bardziej - czytanie "pfff" czy słyszenie tego odgłosu na żywo. Brzmi to tak, jakby ktoś pierdnął mózgiem ;]
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Halo?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
2018, ale nie mam pojęcia który miesiąc.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pewnie grudzień 😀
Że też jeszcze nie odwidziało Ci się pisanie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pisałbym częściej, gdybym znalazł na to czas ;]
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kiedy będzie kolejna część? Opowiadanie fajne ale ile można czekać 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie wierzę, że ja nadal tu zaglądam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ja też nie mogę uwierzyć w to, że nadal tu zaglądasz 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
To kiedy?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Może czas napisać dalszy ciąg ??
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Może
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Check up w 2021 ; )
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.