Debiutant - pierwszy dzień nowego życia

9 sierpnia 2013

Opowiadanie z serii:
Debiutant

Szacowany czas lektury: 16 min

Dalsze przygody Sławka, miłej lektury.

Stojąc obok Pani Smith patrzyłem na jej stojącego w drzwiach męża. Moje serce, które jeszcze nie zdążyło zwolnić po niedawno przeżytych chwilach, znów przyśpieszyło swój rytm, napędzane panicznym strachem. Wiedziałem, że tak to się skończy – wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem!

Nerwowo przełknąłem ślinę spoglądając na Panią Smith, a później na swojego szefa, który mierzył nas oboje wściekłym spojrzeniem. Sprawczyni moich kłopotów zerknęła na swojego męża a następnie przyjrzała mi się uważnie – to niebywałe, ale jej spojrzeniu dostrzegłem okrutne rozbawienie – patrzyła na mnie z satysfakcją, wiedząc dobrze, że wpędziła mnie w niezłe kłopoty. Oblizała usta patrząc na mnie triumfalnie i ruszyła do wyjścia rzucając w moją stronę lakoniczne "powodzenia". Gdy stanęła przed swoim mężem spojrzała na niego obojętnym wzrokiem.

- Przepuścisz mnie, czy nie?

Smith nic jej nie odpowiedział, dlatego wychodząc naparła na niego całym ciałem. Smith lekko usunął się w bok, ale zaraz wrócił na dawne miejsce, blokując mi drogę ucieczki. Pani Smith odeszła szybko, oglądając się krótko przez ramię i śmiejąc się na głos - po chwili zniknęła mi z oczu.

Zostałem sam na sam ze Smithem.

Serce dudniło mi w piersi, całe ciało spłynęło potem – bałem się. Cholernie się bałem. Cały mój trud, wysiłek i poświęcenie –wszystko zaprzepaszczone przez jeden głupi wybryk!

Nie miałem pojęcia, co mogłem powiedzieć swojemu przełożonemu – i tak nie uwierzyłby w żadne moje słowo. Stałem więc, nic nie mówiąc, dosłownie czując agresję, która kipiała w spojrzeniu mojego szefa. Gdy uznałem, że nie zniosę więcej tego napięcia, oblizałem obeschnięte wargi i cichutko zacząłem się kajać:

- Szefie... ja... -

Urwałem w połowie słowa, widząc jego miażdżący wzrok – dobrze wiedziałem, że tłumaczenie się, nie ma żadnego sensu. Czy sprawa nie była prosta? Robotnik z Europy świętuje przyznany awans posuwając żonę swojego szefa w jego własnej łazience – całkiem nieźle, nie?

Gdy Smith odwrócił się do mnie plecami, drgnąłem ze strachu – byłem pewny, że rzuci się na mnie z łapami, ścierając mnie z powierzchni Ziemi a tymczasem on odszedł ciężkim krokiem, zostawiając mnie samego. Gdy zniknął wewnątrz domu, z bijącym sercem wyszedłem na korytarz. Dobrze wiedziałem, że to jeszcze nie koniec.

Wracając do domu nie mogłem oderwać wzroku od bezdomnych, którzy siedzieli na ulicach lub na werandach starych, zdewastowanych domów – z przerażeniem myślałem, że wkrótce mogę dołączyć do takiego towarzystwa. Gdy udało mi się wrócić na kwaterę, był środek nocy i wszyscy moi koledzy spali. Właściwie, to powinienem przestać nazywać ich kolegami, bo co to za przyjaciele, którzy szeptali między sobą że wrócił "ten jebany lizus", gdy układałem się do snu? Zupełnie ich zignorowałem czując, że już wkrótce pożegnam się z tym towarzystwem na swoje własne życzenie – co mnie kusiło, że dałem się tak wykorzystać?!

Zanim zmorzył mnie niespokojny sen, w moim umyśle dominowała jedna, niepokojąca myśl – co ja do jasnej cholery zrobiłem?

Udało mi się wstać razem ze wszystkimi i przygotować się do zmiany. Podczas wykonywania pierwszych prac, moje radyjko szczeknęło krótko i zamilkło. Ten dźwięk był bardziej wymowny niż jakikolwiek rozkaz – odłożyłem trzymane w rękach narzędzie i ruszyłem do windy, słysząc komentarze o tym, że zaraz "pożegnamy stąd Polaka".

Z bijącym sercem zapukałem do drzwi kanciapy. Żadnej odpowiedzi. Czując narastający strach, zapukałem jeszcze raz.

Znowu nic.

Przetarłem spocone czoło, doskonale wyczuwając intencję Smitha – bawił się ze mną jak kot z myszą, przedłużając te chwile tak długo, jak to tylko było możliwe. Wziąłem głęboki oddech i delikatnie otworzyłem drzwi.

Usłyszałem stukanie – miarowe, dosyć głośne stukanie palców Smitha o blat jego biurka. Żaluzje były zasłonięte, ale od razu rozpoznałem formularz zwolnienia, przyczepiony do podkładki – to w niego wpatrywał się Smith, bębniąc w niego palcami lewej dłoni – prawą zacisnął w pięść tak mocno, że aż nabrzmiały na niej żyły. Wszedłem do środka, cicho zamykając za sobą drzwi. Dobrze wiedziałem, że nie ma już odwrotu – Smith podjął decyzję i trudno mu się było dziwić.

Mój szef pstryknął podkładkę palcami, a ta przesunęła się ku mnie z szurającym dźwiękiem. Podszedłem na biurka na ołowianych nogach i podniosłem ją z dudniącym ze strachu sercem. Gdy czytałem formularz swojego zwolnienia, o biurko uderzył długopis, niedbale rzucony przez Smitha w moim kierunku.

Tak jak się spodziewałem – zwolnienie dyscyplinarne z wpisem do akt pracownika tymczasowego. Smith oskarżył mnie o nadużywanie alkoholu, brak kompetencji do wykonywania zawodu oraz o "niestabilny sposób bycia z niepokojącą skłonnością do nadmiernej agresji" – dobrze wiedziałem, że z taką rekomendacją nie zatrudni mnie żadna firma budowlana a tylko w takiej mogłem się zatrudnić w ramach mojego pobytu w Stanach. W Brix Company przepracowałem zaledwie miesiąc – zostało mi jeszcze pięć, zanim odeślą mnie z powrotem do Polski. Co robić?

Jedno spojrzenie na Smitha wystarczyło, by stwierdzić, że był on ostatnią osobą, do której mógłbym zwrócić się po pomoc – trudno by miał pomagać komuś, kto posunął mu żonę, prawda?

Wziąłem długopis, złożyłem podpis na dokumencie i zabrałem kopię dla siebie. Wyciągnąłem podkładkę w stronę Smitha, który nie wykonał najmniejszego ruchu, by ją ode mnie odebrać. Podparł brodę lewą dłonią a palcami prawej dalej bębnił w blat. O wiele głośniej niż w chwili, gdy tutaj przyszedłem. Jego czujne, skierowane na mnie spojrzenie przyprawiało mnie o gęsią skórkę – co on planował?

- Przepraszam, Panie Smith – powiedziałem szczerze, chociaż wiedziałem, że to nie ja tutaj jestem winien – ja chciałem... po prostu... tak wyszło – zakończyłem niezgrabnie zanim się zorientowałem, że popełniłem błąd. Duży błąd.

To się stało w moment.

Smith, który siedział spokojnie za swoim biurkiem, poderwał się tak gwałtownie, że nie dał mi czasu na reakcję – chwycił mnie za przegub i mocno przeciągnął w swoją stronę. Nie jestem żadnym szczawiem, ale taki byk jak Smith bez trudu przeciągnął mnie po swoim biurku. Poczułem niesamowity ból, gdy przyrżnąłem udami w blat. Zrzuciłem z niego niemal wszystkie rzeczy, gdy z hukiem wylądowałem na podłodze po drugiej stronie.

- Panie Smith! – zdążyłem zawołać z przerażenia myśląc w panice, jak to się wszystko może skończyć i wtedy Smith mnie uderzył.

Zobaczyłem błysk przed oczami, gdy ciężka, szeroka pięść mojego szefa trafiła mnie w twarz. Moja głowa odskoczyła do tyłu a mnie zamroczyło na chwilę. Jak przez mgłę pamiętam moment, w którym Smith podniósł mnie do góry, ciągnąc za włosy, spojrzał w moje oczy z pełną nienawiścią a następnie szarpnął moją głową, uderzając nią w ścianę.

Wtedy straciłem przytomność.

Obudziłem się w szpitalu, jęcząc z bólu. Przeraziłem się, zdając sobie sprawę z faktu, że oślepłem na jedno oko, ale szybko zrozumiałem, że to zasługa bandaża, który owijał moją głowę. Sytuacji nie poprawiał fakt, że osobą, która siedziała przy moim łóżku był sam Smith.

- Nawet nie licz na ubezpieczenie, Polaku – powiedział, gdy zobaczył, że się obudziłem – mam podpisany przez ciebie dokument, oświadczający, że nie jesteś moim pracownikiem. I nie radzę ci bawić się w żadne pozwy, bo wtedy dopiero cię załatwię. I tak masz fart, bo łagodnie cię potraktowałem – za taki numer miałem prawo zajebać cię jak psa. Radź sobie – zakończył krótko, wstając z krzesła i wychodząc z sali.

Rozejrzałem się ostrożnie wokół siebie, starając się jak najdelikatniej poruszać moim zranionym łbem. Wszystkie łóżka koło mnie były zajęte – leżący obok mnie chłopak, który miał połamane nogi, wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Dobrze słyszał to, co powiedział do mnie mój były szef. Zignorowałem go i ostrożnie położyłem głowę na poduszce. Starałem się zasnąć, ale ból był zbyt silny. Z rezygnacją otworzyłem zdrowe oko i wpatrywałem się w brudny sufit, wsłuchując się w szpitalne dźwięki wokół mnie.

Co teraz?

***

- Czy jest pan ubezpieczony?

Lekarz prowadzący stał przy moim łóżku w towarzystwie czujnej siostry oddziałowej, która obserwowała mnie bacznym wzrokiem. Lekko uniosłem się na łóżku, próbując na nim usiąść, lecz po chwili prób opadłem bez sił na poduszkę.

- Ostrożnie, jeszcze nie doszedł pan do pełni sił... powtarzam pytanie: jest pan ubezpieczony?

- Tak... jestem... - odpowiedziałem niepewnym tonem. Nie wiedziałem, czy w dokumentach nadal figuruję jako pracownik Brix Company, wtedy mógłbym załapać się na darmową opiekę lekarską – jestem zatrudniony w Brix Company

- Czyżby? – spytał doktor, wyjmując ze swojego kajetu dokument mojego zwolnienia – pan Richard Smith osobiście mi to wręczył oświadczając, że pański uraz nie nastąpił w trakcie wykonywanych przez pana obowiązków, więc proszę nie kombinować, dobrze?

Moje serce zabiło mocniej, obwieszczając, że mam kłopoty. Zazwyczaj pracodawcy nie śpieszą się z papierkową robotą, przez co w amerykańskiej służbie zdrowia jest niezły burdel – zdarza się, że niezatrudnieni imigranci miesiącami korzystają z ubezpieczeń swoich byłych pracodawców, ale najwidoczniej Smith od razu zdecydował się zakręcić kranik.

- Co ja mam teraz zrobić? – zapytałem ochrypłym głosem, patrząc na lekarza niezbyt zadowolonego z faktu, że trafił na kolejnego cwaniaczka liczącego na darmowe leczenie.

Lekarz skinął na oddziałową a ta rozwinęła zasłonkę naokoło mojego łóżka – wyraźny znak, że sprawa jest poważna. Lekarz skinieniem głowy dał znak oddziałowej, że może wracać do swoich obowiązków a potem znów skupił się na mnie.

- Ureguluje pan wszelkie koszty związane z pańskim leczeniem – powiedział doktor, nie siląc się na obniżenie tonu swojego głosu

- Ile to będzie kosztować? – spytałem cicho z bijącym sercem.

Gdy usłyszałem kwotę, na chwilę straciłem oddech. Cena może nie była by zaporowa dla przeciętnego Amerykanina, który pracował w dobrej firmie, ale dla mnie była niemożliwa do zapłacenia. Kurwa, to zżarłoby mi niemal połowę pensji, gdybym przepracował wszystkie miesiące dla Smitha!

- Niestety, nie jestem w stanie zapłacić tej kwoty... - odpowiedziałem jeszcze ciszej nie dziwiąc się, że na koniec z mojego gardła wydarł się cichy, urwany szloch bezsilności.

Lekarz spojrzał obojętnie w moje lekko zaszklone łzami oko a potem znów spojrzał w dokumenty.

- Niech pan poda mi kontakt do osoby, która opiekuje się panem podczas pobytu, ustalę z nią, co należy z panem zrobić... - urwał dostrzegając łzę spływającą po moim policzku – albo sam to wszystko załatwię – dodał, znikając mi z oczu.

Odetchnąłem głęboko, próbując opanować emocje, ale na niewiele to się zdało. Przycisnąłem dłoń do ust, ignorując potężny ból, starając się stłumić swój płacz.

Przeleżałem parę godzin za zaciągniętą osłonką. Przyniesiono mi obiad, ale nie byłem w stanie niczego przełknąć – głowę miałem wypełnioną najczarniejszymi scenariuszami. Nie mogłem przestać myśleć o mieszkańcach, których widziałem pierwszego dnia pobytu w Stanach – ile czasu mi zostało, zanim do nich dołączę?

Z odrętwienia wyrwał mnie dźwięk przesuwanej plastikowej zasłonki. Zerknąłem w bok i zobaczyłem szczupłą blondynkę, ubraną w skromną garsonkę, z dość grubą teczką pod pachą. Patrzyła na mnie uważnie.

- Kim jesteś? – spytałem ciężko unosząc się na łóżku.

- Kimś, kto postara ci się pomóc

- Sytuacja nie przedstawia się zbyt optymistycznie. Nie jest pan w stanie pokryć kosztów swojego leczenia a dodatkowo stracił pan zatrudnienie u naszego klienta, dlatego, panie Sławomirze...

- Sławku – przerwałem jej nieśmiało

- Słucham?

- Proszę mi mówić panie Sławku. Nie przywykłem do tego, by ktoś nazywał mnie Sławomirem... najlepiej będzie, jak będzie pani zwracać się do mnie po imieniu – dodałem starając się do niej uśmiechnąć, co skończyło się takim atakiem bólu, że w finale posłałem jej bliżej nieokreślony grymas.

Opiekunka mojej grupy, która przybyła do Stanów do pracy spojrzała na mnie czujnie, gdy poprosiłem ją, by mówiła do mnie po imieniu. Nie była przekonana do tego pomysłu, ale moja beznadziejna próba uśmiechu przełamała jej opór – parsknęła śmiechem widząc moją wykrzywioną minę i szybko zasłoniła usta dłonią, kierując na mnie roześmiany wzrok.

- Przepraszam! – rzuciła szybko, dalej się śmiejąc – Przepraszam! Ale wyglądał pan... wyglądałeś tak zabawnie!

Tym razem udało mi się co nie co unieść kąciku ust do góry, na znak że podzielam jej entuzjazm. Wyciągnąłem do niej rękę.

- Sławek

- Katrina, miło mi

- Ładne imię, zupełnie jak polskie...

- Katarzyna? – spytała z potwornym akcentem

- Wow! Jesteś Polką?

- Moi rodzice są Polakami, pilnie mnie uczyli waszego... to znaczy naszego języka, ale po latach dali sobie spokój. Nigdy nie byłam w kraju moich rodziców.

- I w zamian za to pomagasz rodakom znaleźć pracę w USA?

Katarzyna wysoko uniosła brodę do góry i komicznie przymknęła oczy.

- Taaa jest! – powiedziała krótko, parodiując żołnierski język

Uśmiałem się widząc jej zachowanie co skończyło się tym, że znów poczułem falę bólu na całej twarzy. Bałem się myśleć, w jak złym stanie się znajdowała. Widząc mój kolejny nerwowy tik, Katarzyna od razu się uspokoiła, przybierając profesjonalny ton.

- Możemy wrócić do interesów?

- Oczywiście

- Sprawa jest bardzo prosta. Zostałeś zwolniony przed upływem terminu kontraktu, który został zawarty na sześć miesięcy. Dobrze wiesz, jakie są zasady obowiązujące pracowników przebywających na terenie Stanów z wizą tymczasową, prawda? Możesz pracować jedynie w swojej branży, ale gdy spojrzałam na twoje wypowiedzenie... - tu lekko zawiesiła wzrok – nie widzę innego wyjścia, jak odesłać cię z powrotem do Polski, Sławek.

Spojrzałem na swoje dłonie i przyglądałem się im przez chwilę. Katarzyna nie odezwała się słowem, nawet w momencie, gdy mocno zacisnąłem dłonie w pięści, zaciskając je na kołdrze. Chyba nie raz widziała już taką reakcję u imigrantów.

- Ja nie wrócę – powiedziałem wyraźnie, dale patrząc na ręce, chociaż kątem oka zauważyłem, że moja opiekunka spojrzała na mnie szybko – nie ma mowy – dodałem, spoglądając na nią zdecydowanym wzrokiem.

Starałem się patrzeć jak najtwardszym, najsurowszym spojrzeniem, na jakie było mnie stać, by jasno dać jej do zrozumienia, o co mi chodzi. Nie zamierzałem wracać do kraju z niczym, dlatego, że dałem się wkręcić w gierki jakiejś napalonej na mnie suce! Całą swoją złość i wkurzenie na Panią Smith starałem się zawrzeć w spojrzeniu, które posłałem Katarzynie, ale oczywiście moje wysiłki spełzły na niczym.

Katarzyna zmieniła się – nie była już tą poufałą "koleżanką z Polski" tyko przedstawicielką władz, które załatwiły mi pracę w tym kraju. Jej spojrzenie było chłodne, opanowane, ale dostrzegałem w nim gotowość do ewentualnej walki. Nie patrzyła na mnie wyzywająco, ale bez trudu odczytałem niemy komunikat, bijący z jej oczu. "Wiesz, z kim tańczysz?" zdawała się pytać, gdy w końcu otworzyła usta i przemówiła do mnie gładkim tonem:

- Chyba się nie zrozumieliśmy, Panie Sławomirze. Nie przybywam tutaj z propozycją, tylko z informacją, że wkrótce odeślemy pana do kraju. Nie ma innej możliwości – ostatnie słowa powiedziała nieco twardszym tonem, ucinając wszelkie wątpliwości.

- Co z kasą za leczenie mnie?

- Część opłaty pobierzemy z pańskich dotychczasowych zarobków... resztę uregulujemy, gdy wróci już pan do kraju...

- Takiego chu...! – przerwałem w porę, chociaż czułem jak zaczął ogarniać mnie gniew.

Katarzyna patrzyła na mnie spokojnie, gdy ja zacząłem wodzić na wszystkie strony wściekłym spojrzeniem. Niemożliwe! Po prostu, kurwa, NIEMOŻLIWE! Przyjechałem tutaj po to żeby zarabiać, a nie po to, by dopłacać do tego interesu!

- Posłuchaj, po prostu nie masz wyjścia... - doleciał do mnie głos Katarzyny, dlatego znów na nią spojrzałem.

Przybrała milszy, bardziej ludzki ton. Pochyliła się delikatnie w moją stronę i przyjrzała mi się uważnie.

- Trudno mi uwierzyć w to, co napisał o tobie Smith – powiedziała patrząc mi prosto w oczy – ale fakty są takie, że z takim wypowiedzeniem nie zatrudni cię żaden kierownik budowy w całej Ameryce, a tylko w tej branży możesz znaleźć zatrudnienie, rozumiesz?

- Nie tyko w tej – powiedziałem, patrząc, jak w jej oczach przez chwilę pojawił się groźny błysk

- Udam, że tego nie słyszałam.

- Posłuchaj mnie – powiedziałem czując, że może uda mi się ją przekonać do swoich racji – to nie jest tak, jak myślisz. Ja... zostałem wrobiony.

Katarzyna wysoko uniosła brwi na czoło

- Kierownik budowy wrabia pracownika, którego tego samego dnia awansował?

- To, co napisał o mnie Smith, jest nieprawdą! – wysyczałem wściekle, patrząc, jak jej brwi znów wysoko wjeżdżają na czoło.

Czyżby mój były pracodawca nie wspominał o "niepokojącej skłonności do nadmiernej agresji"? Rozluźniłem zaciśnięte dłonie, wziąłem głęboki wdech i starałem się spojrzeć na Katarzynę normalnie, ale z trudem mi to wychodziło.

- Przysięgam ci, że to, co napisał o mnie Smith nie pokrywa się z prawdą – powiedziałem do niej już spokojniejszym tonem.

- Ktoś może to poświadczyć?

Jasne. Cała brygada jak jeden mąż stanie za swym ulubionym "jebanym lizusem", by poprzeć go w walce z szefem. Katarzyna najwyraźniej odgadła moje ponure myśli, bo po chwili milczenia pokiwała z politowaniem głową.

- Nic nie mogę dla ciebie zrobić.

- Możesz! To znaczy... poczekaj! – moje myśli zaczęły krążyć coraz szybciej – ja naprawdę nie jestem taki, nie zasłużyłem na to, by odsyłać mnie do Polski!

- Pomogę ci, jeśli szczerze mi powiesz, o co poszło między tobą a Smithem.

Parsknąłem z bezsilności, zupełnie nie wiedząc, co mam jej odpowiedzieć. Zostałem zgwałcony przez żonę szefa? Jak paradoksalnie to brzmi?

- Nie zrobiłem nic złego... - powiedziałem, ale zatrzymałem się w pół słowa – w każdym bądź razie nie złamałem żadnego prawa – oświadczyłem bardziej dobitnym tonem.

Spojrzałem w jej oczy z bijącym sercem. Cała moja przyszłość, wszystko, na co pracowałem do tej pory i to, co miałem zamiar jeszcze zrobić w tym kraju – wszystko było w rękach dopiero co poznanej przeze mnie kobiety.

Katarzyna długo patrzyła w moje oczy, niemal nie mrugając. Czułem, że prześwietla mnie na wylot, poszukując choćby najsłabszej nutki fałszu w tym, co przed chwilą jej powiedziałem. Gdy uznałem, że wszystko już stracone, na jej czole, dosłownie na ułamek sekundy pojawiła się charakterystyczna zmarszczka, usta drgnęły lekko a oczy błysnęły w moją stronę. To był moment, ale nie umknął on mojej uwadze.

- Wierzysz mi... ty mi wierzysz! – oznajmiłem nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.

- Powiedzmy, że ci wierzę – powiedziała, patrząc na mnie swoim "służbowym" spojrzeniem, ale wiedziałem, że udało mi się ją przekonać – tylko problem polega na tym, że nie będę w stanie ci pomóc.

- Potrzebuję paru dni... może dwóch tygodni a stanę na nogi, zobaczysz! – zapewniłem ją w coś, w co sam nie byłem w stanie uwierzyć.

- Doprawdy? A potem co, spieprzysz mi, tak samo jak ten drugi?

Zupełnie nie wiedziałem, o co jej chodzi. Spojrzałem na nią pytająco a ona podjęła wątek.

- W waszej firmie nie było przypadkiem drugiego Polaka? Jak mu tam było... Adam? Adam. Też wyrzucono go za picie, chociaż przyznaję, jego zwolnienie nie było tak barwne jak twoje. Kajał się przede mną i prosił o pomoc, a gdy mu jej udzieliłam – zniknął.

- Jak to, zniknął?

- Po prostu. Uznał, że nie opłaca mu się praca robotnika na budowie i pewnie postanowił poszukać sobie czegoś na własną rękę. Od jakiegoś czasu poszukuje go policja. Jak go znajdą, deportują go do ojczyzny.

"Cholera jasna, że też on zawsze musi się w coś wpakować!" pomyślałem krótko o moim kompanie a potem skupiłem się na omawianej przez nas kwestii – najpierw postaram się naprostować swoje sprawy a potem, jeśli się uda, Adama.

- Więc jak będzie? Pomożesz mi?

Katarzyna przyjrzała mi się uważnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę, ile ryzykuje udzielając mi pomocy.

- To nie będzie łatwe. Nie wiem czemu, ale czuję że mówisz mi prawdę i nie zasługujesz na to, by płacić za cudze błędy. Tak jak mówiłam, mogę postarać ci się pomóc, tylko to będzie cholernie trudne.

- Zniosę wszystko. Zobaczysz, jak szybko stanę nogi.

- Taaa... Na pewno.

***

Wypisałem się po kilku dniach. Lekarz solennie mi to odradzał twierdząc, że potrzebuję czasu by dojść do siebie po takiej kontuzji, ale ja wiedziałem swoje. Ból nie był najstraszniejszą rzeczą na świecie, a koszty ciągle rosły. Moja zarobiona kasa przepadła – Katrina przelała ją na konto szpitala zapewniając, że za jakiś czas jej kłopotliwy klient dośle resztę pieniędzy. Odebrała mnie spod szpitala z zamiarem odwiezienia mnie do mojego nowego lokum, od razu uprzedzając, bym nie spodziewał się luksusów. Z racji tego, że pomaga mi na własną rękę, nie mogła mnie zakwaterować w ośrodku, do którego zwyczajowo trafiają imigranci czekający na deportację. Kiwnąłem głową dając znak, że rozumiem wszystko.

- Jesteś pewny, że chcesz to zrobić?

- Jestem.

Gdy ruszyliśmy w drogę poczułem, jak moje serce zabiło mocniej.

Zaczynam wszystko od nowa.

"Debiutant" powróci...

Ten tekst odnotował 25,733 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.45/10 (26 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (25)

0
0
Zaplułem się ze śmiechu, gdy zobaczyłem avatar 😀!!!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Seria bardzo ciekawa 🙂 Nie moge sie doczekać kolejnych opowiadanek 🙂 Jednak dam 9/10 ponieważ, nie było tu żadnych treści erotycznych :/
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Uff kilka dni zajęło mi czytanie, ale w końcu mogłam doczytać do końca 😀

Dlaczego akurat takie imię wybrałeś dla głównego bohatera? :c
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
KWTD - przecież w tagach wyraźnie zaznaczyłem, że ta część jest bez seksu🙂

Sławek jest Sławkiem bo jest Sławkiem i już 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jakież te wytłumaczenie jest kobiece 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Fakt, nie da się ukryć 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Great Lover, chyba trochę przesadzasz, nieprawda?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Z czym? Z niedodawaniem kolejnej części? Dodałbym ją jak najszybciej... gdybym ją tylko jeszcze miał gotową 😀

PS. Mari Anne, co się stało z Batmanem?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ja czekam z niecierpliwoscią 🙂
Codziennie odswiezam strone w nadzieji ze jednak jest juz kolejna czesc ;/
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Uprzedzam, że trzecia część jest jeszcze w fazie beta-testów więc dłuuuuuuuuuuuuuuuuugo jej nie opublikuję 🙂 Ale na szczęście są nowe prace od blackjack, jest kilka kozackich debiutów, więc zajęć na portalu nie brakuje 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A ja czekam jak ta idiotka :c
Blackjack pilnie śledzę i komentuje na jej blogu, bo tam tego więcej i jest w czym się zanurzyć. : )

Ps. Już taka godzina, że nie chce mi się logować dla batmana 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Avatar z Batmanem jest zajebisty, zwłaszcza od czasu, gdy widziałem jakiś obrazek na necie tłumaczący, że dwa dolne żółte ślady to dłonie, które sięgają po cycuszki opadające z góry 🙂

A tak btw. to napiszę jeszcze raz, w telegraficznym skrócie - pracuję nad trzecią częścią, wiem, długo mi to schodzi (shit happens!🙂 ale mam nadzieję, że ten czas wynagrodzi dodanie dobrego tekstu (marzenia ściętej głowy, hehe 😉)

Pozdrawiam Cię gorąco :*
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Też widziałam ten obrazek z batmanem że to niby łapki sięgające po piersi 😀
Ehh no dobrze, postaram się wytrzymać :c

Buziak :*
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Rowniez zaluje,ze nie bylo zadnych tresci erotycznych :c
Ale przeczytalam calosc i podoba sie. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Trzecia część prawdopodobnie też taka będzie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A łimba mak, a łimba mak... *bored*
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie wiem, czy łapię klimat ale postaram się wczuć, uwaga:

in a dżangul, a coś tam dżangul, the lajon fil aslip... (x2)
a łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiuuuuuuuuuuuuiłłiiiii a łamba łamba łiiiiii!!!

Zgadłem? 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
GL, zdecydowanie nie znasz tego tekstu 🙂 juz lepiej skup sie na dokonczeniu kolejnej czesci 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
:] ktoś miły wyjaśni mi co to za tekst?

BTW. Marie Anne, czemu nie mogę wysłać Ci prywatnej wiadomości?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
ja też nie mam pojęcia co tam dalej jest. Tylko a łimba mak mi się kojarzy. A śpiewam z nudów czekając na więcej.

Szczerze mówiąc to nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Zaraz zerknę w ustawienia czy co tam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie wiem. Te mobilne pokątne są jakieś mega dziwne. Nie umiem się posługiwać. Zresztą jak to coś ważnego, czy co tam, to w profilu powinien być mój mail. Więc jak coś to tam, bo tu na tych pokątnych nawet nie wiedziałabym, że jakaś wiadomość jest : o beznadziejne to.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Mari Anne Cóż tak "mega" dziwnego jest na tych mobilnych Pokatnych?? Może postaram się pomóc 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie wiedzieć czemu, kiedy czytam "Pani Smith" widzę Annie Bancroft, taką jak w "Absolwencie" 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pani Smith powróci wraz z mężem, ale to dopiero w piątej części ;]
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.