Adam (nie) chce spać, czyli specjał walentynkowy
14 lutego 2020
Adam i Ewa
Szacowany czas lektury: 8 min
Na wstępnie dwie krótkie uwagi:
- uważniejsi czytelnicy i tak szybciutko się zorientują, że bohaterami niniejszego opowiadanka są TA Ewa i TEN Adam. ALE
- jednocześnie historia jest na tyle samodzielna, pozbawiona nawet kolejnego numeru i jasno określonego miejsca w chronologii (choć pewne rzeczy można wywnioskować), że bez żadnego problemu może ją przeczytać osoba zupełnie nieznająca całości.
Zapraszam więc do mam nadzieję przyjemnej, choć tym razem wyjątkowo krótkiej lektury!
Opowiadanie dedykuję Mojej Najdroższej Walentynce. Dziękuję Ci, Kochanie!
Wysoki, postawny mężczyzna obrócił się parokrotnie naprzeciw lustrzanych drzwi szafy, z gorzkim uśmiechem podziwiając nagie ramiona, plecy oraz tors. Niby wciąż prezentował się co najmniej dobrze, zwłaszcza jak na swoje lata, ale… Zaczesał szpakowate włosy, narzucił świeżo wyprasowaną koszulę i starannie wpuścił ją w miękkie spodnie. Dociągnął pasek mocniej niż zwykle, próbując ukryć coraz wyraźniejsze objawy siedzącego trybu życia. Bez większego efektu.
Zerknął na wskazówki zegara, zdecydowanie zbyt leniwie odliczające czas do zapowiedzianego powrotu Ewy. Żony. Matki. Najwspanialszej na świecie kochanki. Przez kilka minut podziwiał jarzące się przedwieczorną czerwienią niebo, rozmyślając równocześnie, czy na pewno przygotował wszystko na jej przybycie? Uspokojony usiadł wygodnie na nakrytym złotawą narzutą łóżku i otworzył laptop. Bez specjalnej ekscytacji przewijał fejsa, aż wreszcie zatrzymał się na profilu z opowiadaniami erotycznymi.
Czytywał ich całkiem sporo – głównie z nudów, podczas niekończących się podróży służbowych. Owszem, niejednokrotnie trafiał na jawne grafomaństwo, które przenigdy nie powinno opuścić czeluści szuflady, dysku twardego, a najlepiej wyobraźni twórcy, szczęściem czasami udawało mu się wyłowić z tego bagienka amatorszczyzny prawdziwą literacką perełeczkę. Na co zresztą liczył i teraz. Zachęcony krzykliwym tagiem #PREMIERA! wszedł na stronę, lecz szybko zmarszczył brwi. Kojarzył autorkę najświeższego dzieła o tyle, by wiedzieć, że niezbyt przepadał za jej twórczością.
Niby doceniał intrygujące pomysły, umotywowane prowadzenie wiarygodnych bohaterów czy przede wszystkim niezwykle sugestywną, niemalże malarską plastyczność kluczowych scen, jednak z drugiej strony niejednokrotnie nie był najzwyczajniej w stanie przebrnąć przez rozwleczone opisy, rozpasane stylizacje i rokokowe – czy momentami wręcz młodopolsko-białoszewskie – słowotwórstwo, nie wspominając o, zazwyczaj całkowicie zbędnym, upodobaniu do nadmiernego komplikowania konstrukcji zdaniowych. O, właśnie takich! Niemniej poprawił poduszkę pod plecami i zaczął czytać z nadzieją, że może tym razem będzie lepiej? Albo chociaż przestanie poziewywać?
Było dobrze. Nawet bardzo. Na tyle, że po ledwie paru akapitach nie tylko całkowicie poddał się klimatowi historii, ale i poczuł przyjemne mrowienie, przenikające ciało. Być może dlatego, że główna żeńska postać była młodziutka, wyjątkowo temperamentna, jeszcze bardziej nieogolona… a przede wszystkim jednoznacznie plus size! Raz czy drugi poprawił coraz mocniej uciskające spodnie, aż w końcu nie cofnął ręki. Co więcej, rozluźnił pasek i rozpiął guzik, docierając do rozporka.
Wtedy się zawahał.
Oczywiście nie był żadnym cierpiętnikiem, uważającym taki sposób rozładowywania napięcia seksualnego za nieprzyzwoity ani tym bardziej grzeszny. Nie przeszkadzało mu także, że obiektem pożądania nie byłaby jego poślubiona. Ostatecznie dałby jedynie popracować wyobraźni, napędzanej przez rozbuchane fantazje jakiejś anonimowej pisarzyny, które mógł przerwać w dowolnym momencie. Pozostawało pytanie – po co w ogóle miałby to robić? Przecież w ciągu nie więcej, niż godziny, miał spotkać się ze swą najdroższą walentynką i spędzić wspólnie calutki wieczór. Noc. A może i kolejny dzień? Jedynie we dwoje? Wystarczyłoby tylko przekabacić córki, by zostały u dziadków nieco dłużej…
Zsunął spodnie wraz z majtkami i powrócił do przerwanej lektury, w której akurat wyjątkowo hojnie wyposażony złodupiec dobierał się bezczelnie do nadmiarowych kilogramów bohaterki. Niekoniecznie za jej przyzwoleniem. Wraz z każdym kolejnym soczystym klepnięciem, pełnym pożądania jękiem oraz podskakującą krągłością, pobudzał się coraz energiczniej. W końcu, wraz z finalną sceną – głośną, mokrą i dziko namiętną – przymknął oczy.
Szybciutko zastąpił wyimaginowaną młódkę prawdziwą jak i on sam, dojrzałą kobietą. Rozmyślał o jej ponętnym ciele, uroczym uśmiechu i niezwykłych oczach. O prawdziwie szczerym uczuciu, którym obdarzył ją lata temu, a które odmieniło całe jego życie. O smutkach i radościach, przeszłości oraz planach na przyszłość… Nawet nie zauważył, gdy leżąc półnago naprzeciwko niezamkniętego laptopa i z penisem w dłoni, zaczął przysypiać.
Nie pierwszej młodości – ani tym bardziej szczupłości – kobieta zdjęła płaszcz oraz kozaki i podążyła w stronę sypialni. Uchyliła drzwi, wsuwając w szparę przepasany wielką kokardą bukiet świeżutkich róż. Potrząsnęła nim kilkukrotnie, lecz bez spodziewanego efektu. Skonsternowana przekroczyła próg pokoju i gdy tylko zorientowała się w sytuacji, czym prędzej i równie bezgłośnie wyszła.
Doskonale znała upodobania męża, zamiast więc wskoczyć pod prysznic po całym dniu bieganiny, od razu zaczęła się przebierać. Naciągnęła samonośne, sięgające połowy ud pończochy i ostrożnie, starając się niczego nie pozaciągać, wsunęła stopy w lśniące intensywną czerwienią szpilki. Dłuższą chwilę taksowała odbite w lustrze, półnagie ciało, po czym przeniosła wzrok na koronkowe body. Westchnęła z powątpiewaniem. Wiedziała, że ukochany uwielbiał ją w białych kreacjach, a wręcz ubóstwiał, gdy były przyciasne i dodatkowo uwydatniały pełne kształty, ale…
Opornie wciskała się w strój, próbując jakimś cudem okiełznać uciekające we wszelkie możliwe strony pulchności. Gdy wreszcie uporała się z bułeczkami, obwarzankami oraz pozostałymi wyrobami cukierniczymi, odetchnęła. Tym razem z ulgą. Co prawda materiał miejscami wręcz trzeszczał w szwach, lecz trzymał wszystko na swoim miejscu. Przynajmniej na razie.
Mimo że była wilgotna od samego myślenia o nadchodzących (s)ekscesach, wycisnęła nieco żelu nawilżającego na dwie całkiem spore kulki, połączone wąskim uchwytem i powolutku wsunęła je w siebie. Z największą delikatnością przeczesała wybujałe loczki, by nigdzie nie ważyły się pozawijać, po czym ostatecznie zapięła kostium w kroczu.
Była gotowa.
Wróciła do sypialni, otworzyła szampańskie pralinki i rozsupłała wstążkę wiązanki. Cichuteńko zaczęła rozkładać kwiaty, na przemian ze słodkościami, dokoła pochrapującego na boku mężczyzny. Przystojnego, namiętnego… i świecącego całkiem sporym fragmentem gołego tyłka, wystającego bezwstydnie zza częściowo zsuniętych gaci. Domyśliła się już wcześniej, czym umilał sobie oczekiwanie, nie miała jednak pewności, do jakiego etapu dotarł. Skoro jednak nie zauważyła żadnych poszlak wiadomego pochodzenia, uznała, że wcale nie tak daleko. Mimo tego uśmiechnęła się pod nosem, planując malutką zemstę.
Wzięła jedną z róż i zaczęła miziać ucho ukochanego. Ten zareagował zrazu spokojnie, lekkim grymasem policzka, lecz szybko otworzył oczy. Rozejrzał się z zawstydzeniem po zdobnym kwieciem oraz przysmakami łożu, próbując coś nieskładnie tłumaczyć.
Nie zamierzała mu na to pozwolić! Podążyła różą w kierunku ust, a następnie niżej, pomiędzy guziki na wpół rozpiętej koszuli, nieustannie szepcząc czułe słówka. Drugą dłoń położyła na odsłoniętym brzuchu. Pragnęła, by wiedział, że ona wie, co robił. A przynajmniej niech się domyśla jej domysłów. Przeciągnęła paznokciami po udach, zsuwając spodnie poniżej kolan, po czym szybko powróciła, obejmując palcami sztywniejącą męskość. Przez moment miała wątpliwości, czy zbytnio się nie spieszy, lecz głębokie, pełne pożądania westchnienia nie pozostawiały żadnych złudzeń.
Adam tego chciał. Całym sobą.
Starając się nie przerywać czułości, odłożyła kwiat na poduszkę. Złapała wargami jedną z czekoladek i podała ukochanemu wprost do ust w taki sposób, by obrócił się na plecy. Wówczas przyklęknęła mu na udach i zaczęła odstawiać swoisty teatrzyk. Pochylała się mocno, jakby chciała polizać stojącą w pełnej gotowości męskość, ale w ostatniej chwili zmieniała zdanie. Ugniatała ją wylewającym się z koronkowych miseczek biustem. Łaskotała opadającymi swobodnie włosami. Wycałowywała, owszem, jednak jedynie wydepilowaną do gładka skórę na podbrzuszu, równocześnie pieszcząc penisa samą dłonią. Naprzemiennie targała go brutalnie, praktycznie bez nawilżenia, by po chwili ledwie dotykać poślinionymi opuszkami lub w ogóle zostawić samemu sobie, pulsującego na skraju rozkoszy.
Droczyła się na tyle długo, aż doprowadziła kochanka pod samą granicę wytrzymałości. Podniosła głowę i uśmiechnęła się niewinnie, jakby zawstydzona własną nieprzyzwoitością, po czym nieoczekiwanie poderwała, by zaraz przykucnąć dokładnie nad jego głową. Jednym ruchem rozpięła napy w kroku.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom! Dobre dwa numery za małe, opalizujące bielą body kontrastowało z ciemnym, posklejanym gąszczem. Odsłaniającym szeroko rozchylone, mięsiste płatki, spomiędzy których wystawał niewielki uchwyt z silikonu. Wiedział, że musi szybko coś wymyślić, albo za moment wytryśnie na sam widok. Podniósł wzrok ku ukochanej i błyskawicznie zrozumiał, że nie do niego należeć będzie decyzja. Chociaż… uniósł się, chwycił ociekającą namiętnością końcówkę w zęby i pociągnął. Tak mocno, że wyskakujące wraz z głośnym jęknięciem kulki ochlapały całą jego twarz i szyję lepką, intensywnie pachnącą wilgocią. Odrzucił zabawkę na bok, złapał Ewę za biodra i przyciągnął ku sobie.
Od samego początku wylizywał ją bardzo energicznie, upajając się naturalnym aromatem roznamiętnionego ciała, podkreślonym waniliową słodyczą żelu nawilżającego oraz czekolady, pozostałymi na języku. Jednocześnie powolutku opanowywał podniecenie. Miał nadzieję już za kilka chwil uspokoić się na tyle, by przejąć inicjatywę, zrzucić kochankę z siebie i dobrać się do jej…
Spojrzała na Adama z rozeźloną miną. O ile ukradkowe robienie sobie dobrze zdążyła już przebaczyć, to tak szybkiego pozbycia się erotycznego gadżeciku – nie! Mógł przecież się nim pobawić, potrząsnąć, powyjmować oraz z powrotem powkładać, przeciągając grę wstępną w nieskończoność… Tymczasem podążył po linii najmniejszego oporu! Akurat dzisiaj, w święto zakochanych! Ich rocznicę!
Ta zniewaga gołej dupy w twarz wymaga!
Podniosła wciąż mokre kuleczki z pościeli i umieściła je z powrotem tam, gdzie należało. Czyli uchwytem w zębach poddanego, a częścią właściwą we właściwym dla niej miejscu. Zaczęła podskakiwać, wbijając głowę kochanka głęboko w materac. Dopieszczała się energicznie jedną dłonią, drugą zaś wyciągnęła ku tyłowi nie tyle dla utrzymania równowagi, ile złapania za pewien mocno sterczący fragment męskiego ciała.
Ciężkie oddechy wypełniające sypialnię ustępowały coraz głośniejszym pojękiwaniom, by finalnie stać się okrzykami rozkoszy. Gorąca namiętność chlustała spomiędzy palców, znacząc narzutę lśniącymi plamami. Gęsta żądza zalewała twarz i usta, ściekając po policzkach oraz szyi. Wreszcie dwa rozgrzane do białości ciała małżonków legły na materacu, splecione we wspólnym objęciu. Stygły powolutku pośród cichnących westchnień, wyszeptywanych czuło wyznań oraz woni róż, słodyczy, potu i pełnego pasji seksu.
Zapachu miłości.
Utwór oraz zdjęcie chronione prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Wiem, że to bezczelna autopromocja, lecz jeśli Drogi Czytelniku / Szanowna Czytelniczko podobało ci się powyższe opowiadanie, czekasz na więcej oraz masz ochotę docenić moją pracę – będzie mi niezmiernie miło, gdy polubisz (i dołączysz do obserwowanych oczywiście, by nie przegapić żadnej nowości) moją stronę autorską na facebooku:
facebook.com/agnessanovvakstronaautorska/
Z góry dziękuję!
Agnessa