Ty, Złotowłosa (III) - Uczta

18 lipca 2019

Opowiadanie z serii:
Ty, Złotowłosa

Szacowany czas lektury: 8 min

Z okna taksówki obserwuję nocne światła miasta. Berlin nawet po zmroku jest gwarny, naładowany energią i mieniący się kolorami. Wielobarwne grupki przechodniów kłębią się przy knajpianych ogródkach, przerzucają się żartami, przez moment moich uszu dobiega dyskotekowa muzyka, samochody śmigają ulicami we wszystkich kierunkach; pulsujące serce metropolii bije dziś przyspieszonym tętnem. Cieszy mnie ten widok, ale wieczór zapowiada się pasjonująco z zupełnie innego powodu. Z zamyślenia wybudza mnie wibracja komórki; wyciągam ją z kieszeni, by odczytać SMS-a od Ciebie:

- Jedziesz?

- W taxi, ruch i rozkopy, jeszcze chwilka. Jak film? ;)

- Niezły, ale chyba trochę ci się trzęsła ręka przy nagrywaniu :P

- Brak wprawy i nadzwyczajna jakość materiału zrobiły swoje.

- „Materiał” już czeka ubrany na okazję.

Oprócz wiadomości wysyłasz mi też zdjęcie. Zrobione przed lustrem, ukazuje całość twojej doskonałej sylwetki, odzianej w niesłychanie ponętną, chabrową sukienkę z jedwabiu na wąskich ramiączkach. Jest efemerycznie zwiewna, przykuwa wzrok eleganckimi plisami, a nadto wykwintnie eksponuje szczupłe nogi w kabaretkach i eleganckich, czarnych butach na obcasie. Wyglądasz jak supermodelka z lat 90-tych.

- Blond seksbomba gotowa do wybuchu! Czy jest na sali saper? – olśniony twym wizerunkiem wystukuję na ekranie.

- Nie ma, w tobie cała nadzieja! Tu jest zapalnik.

Dostaję drugą fotkę, która w okamgnieniu wzburza mi krew. To ujęcie z obiektywu skierowanego pod sukienkę, od dołu, między rozstawione szeroko nogi. Widać na nim twoje zgrabne, nagie uda, opięte górnymi krawędziami pończoszek, a ponieważ zrezygnowałaś z majtek, centralny punkt kadru zajmuje zbliżenie twojej perfekcyjnej cipki, tym razem wygolonej na zero. Skóra warg wygląda na gładszą niż jedwab twojej sukni; uroczą szparkę wysklepia bezwłosy wzgórek – to jedna z najbardziej erotycznych fotografii, jakie widziałem. Staje mi, i nie mam na myśli zegarka.

- Mniam! Jeśli taksówkarz się nie pośpieszy, zaraz przegryzę mu tętnicę i sam wskoczę za kółko. Gazu!!!

- No ja myślę ;)

Chowam telefon z powrotem do kieszeni, co okazuje się dość trudne z uwagi na potężny wzwód, rozpychający się w moich spodniach. Wiesz, jak w pół chwili podnieść temperaturę.

***

Po kilku zdecydowanie zbyt długich minutach pukam do drzwi, ze zniecierpliwienia chyba trochę zbyt głośno i energicznie. Otwierasz bez zwłoki i już w progu obdarowujesz mnie długim, bardzo mokrym pocałunkiem. Odwzajemniam tę czułość ochoczo, gonię za twoim językiem, a prawą ręką sięgam ci za plecy i łapię mocno za jędrny pośladek, uciskając dłuższą chwilę. Rozkoszuję się zapachem perfum, który otula cię ulotną mgiełką.

- Co tam masz ze sobą? – pytasz, odklejając swoje słodkie wargi ode mnie, szybciej niż bym tego chciał.

- Kilka drobiazgów dla umilenia spotkania, zaraz zobaczysz – odpowiadam, sięgając do sportowej torby w lewej ręce. Wyjmuję schłodzoną butelkę wytrawnej, musującej Cavy, dwa kieliszki oraz miseczkę dojrzałych, krwiście czerwonych truskawek. Wchodzę do pokoju i stawiam wszystko na niewielkim, okrągłym stoliku nieopodal królewskiego łoża, wyglądającego niezmiernie wygodnie i zachęcająco.

- Pomyślałem, że do tej okazji będą pasować jak znalazł – mówię z uśmiechem i odsuwam dla ciebie krzesło. – Spoczniesz?

- Z radością. Widzę, że zaplanowałeś co nieco na dzisiaj? – zagajasz zadziornie, unosząc brew. Twoje filuterne spojrzenie zdradza entuzjazm. Bierzesz z miseczki największą truskawkę i wkładasz sobie do ust. Patrząc mi głęboko w oczy, powoli, prowokacyjnie obracasz ją między wargami i obgryzasz. Tak stereotypowy, flirciarski gest w twoim wykonaniu działa jak afrodyzjak z przyśpieszonym zapłonem. Cóż, jestem prostym mężczyzną.

- Owszem, dziś dla odmiany sobie przydzielam rolę mistrza ceremonii. – Otwieram z hukiem butelkę i od razu, starając się nie rozlewać, napełniam nasze lampki. – Za piękno. Niechaj nie przemija.

Wychylamy pierwszy, drugi i następny kieliszek perlistego alkoholu, procenty lekko szumią w głowach i nadają rozmowie lekkości. Przekomarzamy się słownie, żartujemy, ja wciąż wpatrzony w ciebie w zachwycie, ty roześmiana i odprężona. Choć wskazówki zegarka nabierają niezrozumiałego rozpędu, to paradoksalnie pojęcie czasu przestało już dla mnie istnieć. W pewnej chwili przez myśl przebiega mi zdjęcie z taksówki. To pikantniejsze.

- Chyba dość już wstępu? Pokaż mi się nago – przerywam rozmowę arbitralnym tonem.

Zupełnie niezmieszana, wstajesz od stołu i rozbierasz się. Nie potrzebujesz na to wiele czasu, bo jedynym niezbędnym ruchem okazuje się zrzucenie sukienki. Pod spodem masz tylko pończochy z drobnej siateczki. Bosko. Pożeram cię wzrokiem, lustruję od stóp, przez wyrzeźbione łydki i uda, wiotką talię, po nieduże cycuszki. Nie ma kawałka twojego ciała, którego bym nie pożądał. Też wstaję i popycham cię lekko na łóżko; ze śmiechem opadasz na nie miękko.

- Ja na razie zostanę ubrany. Mam wielką chęć rozsmakować się… tobą. – W te słowa przysysam się ustami do sutka twej kształtnej piersi, objeżdżam go starannie czubkiem języka. Podobnie obcałowuję też drugi. Uśmiechasz się, przymykasz oczy, poddając się relaksującym pieszczotom. Centymetr po centymetrze, całus po całusie, od biustu zmierzam w dół: muskam wargami i opuszkami palców twój płaski brzuszek, liżę pępek, gładzę pachwiny i zewnętrzną stronę ud. Objeżdżam wkoło podbrzusze, pomału, bez zbędnego pośpiechu, nie żałując pocałunków żadnemu fragmentowi nagiego ciała. Pocieram czubkiem nosa o wysklepienie ogolonego wzgórka łonowego, wciągając w nozdrza twoją woń. Z wolna cyrkluję językiem wokół warg sromowych, potem z czułością oblizuję je same, kilkakrotnie, jednostajnym tempem. Cichutko mruczysz, oddajesz się mi bez reszty, skupiona na swojej przyjemności, choć ja sam czerpię nie mniejszą z tej dekadenckiej uczty. Zatrzymuję się na moment, by chwycić truskawkę ze stolika. Oblizuję ją i wkładam ci do ust – przysysasz się do niej, nie używając zębów. Wyciągam wilgotny od śliny owoc spomiędzy twych gorących warg i ślizgam się nim po twoich piersiach, drażnię brodawki. Wreszcie, sięgam wolną ręką po kieliszek z niedopitym szampanem i wąziutką strużką, ostrożnie, polewam twój dekolt, patrząc z uwagą, jak słomkowo-złocisty płyn rozświetla eleganckim połyskiem twoje ponętne piersi. Przyciskam do nich twarz i staram się zlizać z apetytem wszystko, nie uroniwszy ani kropli. Bąbelki pienią się i odparowują na twojej lśniącej skórze, a ja znów kieruję się na południe, między twoje podkreślone pończoszkami, obłędne nogi, co wyzwala z twojego gardła urokliwe westchnienie – takie, którego trudno nie potraktować jako zachętę do dalszych pieszczot. Palcami kieruję mokrą truskawkę w okolice twojego gniazdka. Przejeżdżam nią wzdłuż szpareczki, następnie powoli wsuwam ci ją w cipkę, którą również zraszam szampanem. Natychmiast odstawiam kieliszek na bok i liżę cię łakomie. Cierpkość wina, odurzający smak twojej soczystej cipki i słodycz tkwiącej w niej truskawki mieszają się w przewyborny koktajl. Pomrukujesz głośniej, zaczynasz nieznacznie wiercić się na łóżku, coraz silniej podniecona. Wysysam jednym haustem owoc z twojego wnętrza i zjadam z upodobaniem. By wypełnić pozostawioną przestrzeń, wkładam w ciebie dwa palce i poruszam nimi płynnie, w przód i w tył, lekko je zginając.

- Mmm… rozpieszczasz mnie… – chwalisz moje zabiegi niskim, rozerotyzowanym głosem.

Czując, że jesteś gotowa na podkręcenie emocji, zabieram ze stolika pustą już butelkę po Cavie. Zrywam z niej całe pozostałe sreberko i rozchylam palcami płatki twojej piczki. Wsadzam w ciebie szyjkę butli; początkowo samą krawędź, potem stanowczym naciskiem na denko wciskam ją stopniowo coraz głębiej. Zaskoczona otwierasz szeroko oczy, twoje całe ciało tężeje od szokującej siły bodźców, pięści zaciskają się na pościeli. Chłodne, twarde szkło penetruje cię z mocą, jakiej jeszcze nie znałaś. Resztka szampana, moja ślina i twoje soki zapewniają wystarczający poślizg, wkrótce prawie cała szyjka jest już w tobie.

- Och… o taaak! – jęczysz przeciągle, donośnie – Spróbuj jeszcze mocniej!

Napieram dalej, znika jeszcze kilka milimetrów, aż do oporu. Kładę się na boku, obok ciebie, nadal trzymając butelkę zanurzoną w twojej cipce. Przyglądam się grymasom twojej przepięknej twarzy, chłonę malujące się na niej doznania, gdy posuwam cię niczym olbrzymim, pękatym wibratorem. Widzę, jak spod przymrużonych powiek patrzysz na mnie hardo, oddychając ciężko przez półotwarte usta.

- Taką mnie chciałeś zobaczyć? Wypełnioną do granic? – pytasz niespodziewanie, ale nie dajesz mi zdążyć z odpowiedzią. Nim słowa wydostaną się z gardła, wpijasz się we mnie, kneblujesz językiem. Jednocześnie unosisz wysoko smukłe nogi, ułatwiając mi wniknięcie głębiej. Oddychasz głośno, chrapliwie, a ja również jestem już silnie podniecony tą perwersyjną zabawą. Chwytasz mnie za krocze i przez materiał spodni macasz spęczniałego członka. On też ma chęć włączyć się do gry, lecz zachowuję cierpliwość. Zaczynam powolutku wysuwać z ciebie flaszkę. Kwitujesz dźwięcznym westchnieniem wyskoczenie końcówki na zewnątrz. Nurkuję ręką na podłogę, do torby, po ostatni fant – tubkę z aromatycznym lubrykantem. Nakładam trochę na dłoń i masuję twoją zmęczoną, rozciągniętą cipkę. Nawilżacz pozwala subtelnie prześlizgiwać się pomiędzy jej fałdkami, wygładza zdecydowane ruchy, niweluje szorstkość mojej skóry. Każdy mój ruch jest teraz miękki, łatwy, pozbawiony tarcia. Czy wtykam palce w twoją dziurkę, czy rozmasowuję obrzmiałe wargi, czy pocieram guziczek, wszystko dzieje się w przynoszącej ulgę, żelowej otoczce. Korzystam z tego i grasuję w twoim kroczu bez wytchnienia. Cudownie jest cię pieścić, mógłbym to robić godzinami; ale po tobie wyraźnie widać, że jesteś już blisko szczytu. Z zamglonymi oczami, uchylonymi ustami, przebywasz w swoim własnym niebie. Igram kciukiem z twoją łechtaczką, łaknę twojego orgazmu tak samo mocno, jak ty. Przychodzi nagle, w serii gwałtownych skurczów, szarpiących tobą po materacu. Gdy milkną echa twoich krzyków, zwlekam spodnie do kolan i ładuję wreszcie w ciebie swojego spragnionego fiuta. Maksymalnie nagrzany, po zaledwie kilku pchnięciach dochodzę, wypełniając cię strugą nasienia. Spoceni, zdyszani, przywieramy do siebie ciałami, tak wspaniale ciepłymi i lepkimi. Rozkosz zdaje się nie mieć końca.

Ten tekst odnotował 7,326 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.33/10 (15 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Z tej samej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.