Ty, Złotowłosa
1 lipca 2019
Ty, Złotowłosa
Szacowany czas lektury: 6 min
Pierwsza publikacja - nie tylko na tym portalu, ale w ogóle. Opowiadanie napisane wiele miesięcy temu, dla siebie. Mieszanka osobistych doświadczeń i fantazji, bez fabularnej obudowy. Takowej nie będzie, z wielu przyczyn.
Czytajcie. Chwalcie i krytykujcie. Róbcie sobie dobrze. Dajcie znać, jeśli zamieszczenie tekstu tutaj było dobrym pomysłem, bo jeszcze tego nie wiem. Może będzie więcej?
W półmroku pokoju źrenice tęsknią za światłem, łapią z trudem każdą jego nikłą wiązkę. Choć siedzę rozparty wygodnie w fotelu, męczę się wytężaniem wzroku. Nic oprócz kilku solidnych świec nie rozprasza gęstej ciemności okalającej nie tylko mnie, ale i wypiętrzoną przede mną scenę. Widzę jedynie połyskujący chromem, pionowy kontur rurki w centralnym punkcie podestu. Po chwili niemego oczekiwania, zdającej się dłużyć godzinami, ten statyczny obraz nabiera dynamiki. Słyszę stukot obcasów, a zaraz po nim dostrzegam, przewiercając usilnie mrok, zarys stąpającej z gracją kobiecej sylwetki. Podchodzisz do rury nieśpiesznie, bawiąc się moim zniecierpliwieniem. Krok za krokiem, zbliżasz się, a ciepły blask świec pozwala mi wyłapać nieco więcej detali. Gdy staram się dopatrzyć czegoś poza niewyraźnym konturem, z pełnej koncentracji wyrywa mnie nagle muzyka. Z niewidocznych głośników zaczynają się leniwie sączyć dźwięki smyczków i pianina, roztaczające ekscytującą atmosferę. Rozpoznaję melodię od pierwszych charakterystycznych taktów: to „November Rain” Guns N’Roses, przyjemny dreszcz przepływa mi po kręgosłupie. Jednocześnie na suficie ożywia się wreszcie kryształowy żyrandol. Zalewa scenę miękką poświatą, zostawiając wokół dość mroku, by nie zburzyć intymnego i kameralnego nastroju, ale pozwalając mym oczom nacieszyć się widokiem.
A jest się czym cieszyć. Stoisz wyprostowana zaledwie metry ode mnie. Łan złotych włosów okala policzki, opada luźno na ramiona i plecy. Twoją twarz zdobi szelmowski uśmiech, a nad nim, jak dwa szafiry, połyskują błękitem przenikliwe oczy. W tym półświetle, zaakcentowane drapieżnym makijażem, zdają się jarzyć własnym płomieniem. Od twarzy moje spojrzenie wędruje niżej. Masz na sobie tak niewiele, że z dalszej odległości przysiągłbym, iż nie ma tam nic. Niebotyczne, przezroczyste szpilki podkreślają smukłość pięknych, długich nóg. Twoje piersi ciasno otula koronkowy, czarny biustonosz z ażurowymi prześwitami, a łono ledwie zasłaniają równie czarne, bardzo skąpe majteczki, których projektowi wyraźnie przyświeca myśl, aby więcej pokazać, niż ukryć. Cieniutki sznurek stringów przechodzi w niewielki, siatkowy trójkącik tkaniny, tylko mocniej pobudzający wyobraźnię do dociekania, jak wyglądasz pod spodem. Manewruję wzrokiem po twoim opalonym ciele w tę i z powrotem, twoja pociągająca figura przyprawia mnie o mrowienie w podbrzuszu. Żaden mężczyzna nie pozostałby obojętny na emanujący z ciebie seksapil i pewność siebie. Czuję, jak zasycha mi w gardle.
W takt pierwszych gitarowych riffów zaczynasz tańczyć. Początkowo z wolna, pod dyktando akompaniamentu. Hipnotycznie kołyszesz biodrami, wprawiając swoją apetyczną pupę w seksowne bujanie. Lekkie drżenie rąk zdradza moje emocje - już są silne, a ty dopiero się rozkręcasz. Zafascynowany przyglądam się pierwszej akrobatycznej ewolucji na rurce, potem kolejnej. Wirujesz, nęcisz, mięśnie grają pod skórą, a smukłe ciało kusicielsko oplata chłodny metal niczym wąż. Wyobrażam sobie, jak owijasz się tak wokół mnie. W jednej chwili puszczasz się, lądujesz z powrotem na ziemi. Wodzę za tobą oczami, coraz bardziej głodny dalszego ciągu. Temperatura twojego tańca narasta, aż powietrze zaczyna iskrzyć. Zmysłowo błądzisz dłońmi po ciele, naśladując ruchy wprawnego kochanka. Przeciągasz je po szyi, wzdłuż powabnych linii ramion i obojczyków, obejmujesz i uciskasz biust. Zdecydowanym ruchem zrzucasz stanik, uwalniając kształtne piersi; odsłaniasz je w pełnej okazałości i, nie zważając na moje zduszone, nerwowe chrząknięcie, zalotnie bawisz się sutkami. Potem prowokacyjnie odwracasz się, dając mi okazję obejrzeć bez przeszkód twój jędrny tyłeczek. Prężysz się jak kocica, pochylasz tułów do przodu, kładąc dłonie na wypiętych pośladkach i lekko je rozciągasz. Na ten widok w moich spodniach zaczyna robić się za ciasno. Nerwowo poprawiam pozycję na fotelu, usiłując opanować zalewającą mnie falę pożądania. Jesteś przepiękna, nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Pragnę przywrzeć do ciebie nie tylko nim, ale i ustami, lędźwiami, językiem. Wsuwasz oba kciuki za krawędzie majteczek na biodrach. Milimetr po milimetrze, stopniowo, boleśnie wolno przesuwasz je w dół. Droczysz się ze mną, masz mnie we władaniu i wyraźnie jest ci z tym dobrze. W końcu jedyny pozostały element bielizny ląduje na ziemi, a ty kontynuujesz swój trans, teraz już całkiem naga, zniewalająca.
Przełykam głośno ślinę. Ten spektakl uderza do głowy i zapiera dech. Buszujące wcześniej po pupie dłonie kierujesz w stronę łona. Gładzisz subtelnie cieniutki, starannie przystrzyżony pasek włosów, dostajesz się głębiej, między uda. Ledwo powstrzymuję się, by nie wstać z fotela i nie rzucić na ciebie z wigorem wściekłego psa zerwanego z łańcucha. Ty na moje rozgorączkowanie reagujesz z pozycji spokoju i siły: robisz kilka kroków w moim kierunku i powoli przykucasz tak, by hardo spojrzeć mi w twarz. „Jeszcze nie skończyłam” – w twoich oczach maluje się nieme upomnienie. Klękasz nade mną w lekkim rozkroku, jedną dłonią przejeżdżając pomiędzy piersiami i po brzuchu, a drugą delikatnie pieszcząc się w kroczu. Śledzę uważnie ruchy twoich palców, starając się uchwycić jeszcze coś więcej, zobaczyć lepiej twoją cipkę.
Bez trudu odgadujesz, co chodzi mi po głowie. Podchodzisz bliżej, do samej krawędzi podestu. Jesteś tak blisko, że czuję uwodzicielsko kobiecy aromat twoich perfum. Kładziesz się na wznak na scenie, uginasz nogi w kolanach i bezwstydnie rozkładasz je szeroko na boki. Mam teraz twoją słodką szparkę dokładnie przed oczami. Mój penis chce wyskoczyć ze spodni, jest tak twardy, że nieomal mógłby przebić krępujący go sztywny dżins na wylot. Ślinisz palce i zaczynasz zabawiać się ze sobą. Pocierasz okrężnymi ruchami swoją muszelkę, muskasz łechtaczkę, dotykasz się tak, jak lubisz najbardziej. Wkładasz palec prawej ręki do środka, za chwilę dokładasz drugi; lewa zaś błąka się bezwiednie po obłych kopułkach piersi. Krople potu występują mi na czoło, jestem zgrzany niczym w gorączce, a przedstawienie wciąż trwa. Zapalczywie onanizujesz się dalej, frenetyczne ruchy twojego ciała wskazują, że nie tylko mnie sprawia to przyjemność. Obiema dłońmi rozchylasz szeroko wargi, pozwalając, bym zajrzał ci do cipki. Różowe, wilgotne fałdki i mała dziurka wyglądają tak ponętnie i zapraszająco! Podziwiam twoją śliczną, rozwartą piczkę i nie wiem, jakim cudem jestem jeszcze w stanie usiedzieć w miejscu. Wnętrze moich slipów jest już podsiąknięte pierwszymi kroplami nasienia. Gdy myślę, że nie mogę już mieć bardziej erotycznej wizji, ty znów przerastasz moje wyobrażenia. Sięgasz w bok i chwytasz jedną z okalających scenę świeczek, by wyjąć ją ze świecznika. Gasisz ją, posyłasz mi wyzywający uśmiech, i wciąż leżąc na wprost mnie, otwarta przede mną na oścież, zatapiasz ją w sobie tępym końcem. Pożeram cię spojrzeniem, gdy rytmicznie wsuwasz i wysuwasz świecę, coraz szybciej. To już nie jest tylko erotyka; to najlepszej jakości porno – na żywo, nie na ekranie. Pieprzysz się na moich oczach, a ja napawam się tym widowiskiem, zapamiętując każdy detal. Powietrze pachnie seksem, czuję unoszącą się woń twoich soków, widzę gęsią skórkę pokrywającą twoje ramiona i czubek języka przemykający po drżących ustach. Jeszcze na moment zmieniasz pozycję, z leżącej wstajesz na czworaka. Na klęczkach, tyłem do mnie, demonstrujesz mi bez ogródek, jak posuwasz się na pieska. Rozkoszuję się widokiem obu twoich dziurek: ciasnej pupy, a pod nią zaczerwienionej cipki, zaciskającej się na długim, woskowym kształcie. Wpychasz go w siebie coraz gwałtowniej, jednocześnie drażnisz swoją łechtaczkę, zmierzając do nieuniknionego finału. Serce wchodzi mi na obroty jak silnik motocykla, oddycham płytko i głośno, ale ty również zaczynasz wydawać z siebie stęknięcia. Najpierw stłumione, potem coraz intensywniejsze. Twoje plecy efektownie wyginają się w łuk. Gwałtownie wstrząsa tobą niepohamowany spazm rozkoszy. I następny. Jeszcze kilka, krótszych. Szczytujesz, a siła twojego orgazmu mogłaby zrzucić nam strop na głowy. Wciąż siedzę znieruchomiały w fotelu. Zamurowany, oczarowany potęgą twojej seksualności. Jesteś boska.