Trójkątów nie lubimy (II)

24 sierpnia 2020

Opowiadanie z serii:
Trójkątów nie lubimy

Szacowany czas lektury: 35 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Zebranie rodzicieli

W pokoju nauczycielskim panował niecodzienny gwar jak na piątkowe popołudnie. Wszyscy z podnieceniem i niepokojem oczekiwali wydarzenia, które miało mieć miejsce za kilkanaście minut w salach lekcyjnych, gdzie wyjątkowo uczniami byli rodzice. Zebrania szkolne miały karykaturalny charakter, tak jakby dorośli cofnęli się w jednej chwili w czasie i znów zasiedli w szkolnych ławkach. Doświadczenie to było równie krępujące z perspektywy rodzica jak i nauczyciela, jednak stało się koniecznością wobec bezwzględnych wymogów oświaty państwowej.

Stefan siedział przy biurku oparty o wierzch dłoni z łokciem na blacie, ślepo wpatrując się w przestrzeń przed sobą, kiedy Paul i Martin usiedli na krzesłach naprzeciw jego biurka.

– Hej, jak tam? – zagaił Paul. Był on posiwiałym i postawnym mężczyzną w średnim wieku. Z jego swetra wystawał elegancki kołnierzyk niebieskiej koszuli. Jako nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie starał się zawsze uchodzić za wzór dobrych manier i nienagannego gustu. – Po wywiadówce chcielibyśmy wybrać się gdzieś razem, żeby się napić. Może masz ochotę? – zaproponował, uśmiechając się lekko.

Stefan podniósł nieprzytomny wzrok na kolegę i natychmiast przed oczami stanęła mu wizja dzisiejszego wieczoru, który od rana zapowiadał się jak najlepiej. Nic nie było w stanie powstrzymać go przed realizacją owej wizji.

– Chętnie bym poszedł, ale jestem trochę zmęczony – odpowiedział, uśmiechając się przepraszająco. – Chciałbym dzisiaj wrócić jak najszybciej do domu.

Do domu, w którym czekało na niego dwóch kochanków. Poranna obietnica szalonego seksu trzymała go przy zdrowych zmysłach i pozwalała mu na odstresowanie się przed zbliżającą się konfrontacją z rodzicami. Jeszcze tylko dwie, trzy godziny i nic na tym świecie nie będzie miało już znaczenia. Zniknie cały strach i wstyd; będzie jedynie on, Jami i Mohi. Jednak teraz należało stawić czoła rzeczywistości.

Do klasy zaczęli przychodzić rodzice tuż przed samym rozpoczęciem zebrania. Zanim Stefan zabrał głos, szeptali między sobą o swoich pociechach i ich osiągnięciach w nauce.

– Dzień dobry państwu – głos mu lekko drżał, ale wciąż był donośny i pewny siebie. W sali nastała zupełna cisza. – Przede wszystkim chciałbym pochwalić klasę, która wypada całkiem nieźle na tle szkoły. Uczniowie są grzeczni i nie sprawiają problemów. Jestem naprawdę szczęśliwy, że trafiła mi się tak dobrze zgrana i zdyscyplinowana grupa. Mam nadzieję, że moje odczucia nie są jednostronne i chciałbym, aby nasza współpraca przetrwała jak najdłużej.

Po krótkiej przemowie wstępnej nastąpiło szybkie omówienie programu przygotowującego do egzaminu dojrzałości, który miał odbyć się za rok.

– A przepraszam, – zaczęła blondynka z pierwszej ławki – mam pytanie do wycieczki szkolnej. Córka powiedziała, że nie będzie w tym roku wycieczki. A przecież każda klasa taką organizuje na koniec. Na to w końcu są te wszystkie zbiórki klasowe – pod koniec swojej wypowiedzi przybrała ona oskarżycielski ton i stała się wręcz nachalna.

Kobiecie zawtórowało kilka głosów oburzenia i niezadowolenia.

– To była wola większości osób w klasie – zaczął Stefan, wyciągając ręce w obronnym geście. – Wspólnie stwierdziliśmy, że lepiej przeznaczyć zebrane fundusze na krótsze wypady na politechnikę w ciągu roku niż znaleźć miejsce na wycieczkę, które odpowiadałoby absolutnie wszystkim. Wydawało mi się, że to dobre rozwiązanie…

– Może źle się panu wydawało – wtrąciła się ruda kobieta z drugiej ławki od okna. – Może dzieci tak tylko powiedziały. Moim zdaniem powinien pan zorganizować normalną wycieczkę – kobieta położyła wyraźny nacisk na ostatnie słowa.

W sali zapanowała wrzawa, która ustała tak szybko, jak się pojawiła. Znudzeni rodzice hipnotyzowali wzrokiem drzwi, aby te zamknęły się za nimi od zewnątrz. Takie nastroje nie są obce nauczycielowi.

– W porządku, proszę się uspokoić – rzekł Stefan resztkami sił woli, kurczowo trzymając się wizji dzisiejszego wieczoru. – Spróbuję znaleźć rozwiązanie, które byłoby dla nas wszystkich optymalne. Na razie to wszystko, dziękuję państwu za zebranie i proszę o pozostanie rodziców osób zagrożonych. Zaraz wyczytam nazwiska.

Po chwili w klasie zrobiło się dużo więcej wolnego miejsca. Pozostała garstka nie liczyła więcej niż dziesięć osób. Do szczęśliwców należała ruda kobieta.

– Wie pan co, jest mi naprawdę przykro – zaczęła ruda. – Fizyka to taki trudny przedmiot, a mój syn spędza naprawdę dużo czasu na nauce tego przedmiotu i może nie jest to jego specjalność, ale nie zasłużył sobie na to zagrożenie. I to jeszcze od własnego wychowawcy.

– Proszę pani, rozumiem, że może być ciężko. Jednak staram się traktować wszystkich sprawiedliwie. Ponadto nie zostawiam nikogo samemu sobie. Jeśli są problemy, niech pani syn da mi znać o tym na konsultacjach, które prowadzę. Chętnie pomogę, doradzę.

– Ale on nie chce do pana chodzić – odparowała ruda. – Proszę mi powiedzieć, dlaczego tak jest.

– Właśnie, ja również mam pewne obawy – wtrącił się mężczyzna w garniturze z pierwszego rzędu. – Proszę mi wybaczyć wścibstwo, ale tu chodzi o dobro naszych dzieci. Jest pan żydem, prawda? Nie jestem pewien, czy to odpowiednie, żeby poświęcał pan naszym dzieciom tyle uwagi. Proszę mnie źle nie zrozumieć…

Stefan jednak już nie słyszał dalszych słów. Odwrócił wzrok w stronę okna, gdzie słońce schowało się już za horyzontem i wszędzie panował półmrok. Tam gdzieś światełko nadziei tli się i podtrzymuje młodego nauczyciela na siłach. Wizja zbyt piękna, żeby być prawdziwa, wydawała się jednocześnie tak bliska.

– Wspólnie doszliśmy do wniosku, że może lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby jakiś inny nauczyciel wziął wychowawstwo naszych dzieci – zaproponowała w końcu ruda kobieta, wpatrując się z uporem w Stefana.

Rada rodziców zgodziła się na złożenie podania do dyrektora o zmianę wychowawcy z powodu złego wpływu na dzieci. Jeszcze nigdy w życiu Stefan nie czuł się tak bardzo pokonany i słaby, jak gdyby cały świat sprzeniewierzył się przeciw niemu. Po zakończonym zebraniu zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej było to jego ostatnie w najbliższym czasie, lecz zamiast ulgi poczuł straszliwe poczucie straty i pustki.

Nocne wyznania

Na zewnątrz panowała już nieprzenikniona ciemność, kiedy Stefan wrócił z pracy, by dołączyć do Jamesa i Muhammeda. Obaj w szlafrokach, siedząc przy stole salonowym, zdążyli już opróżnić butelkę wina w oczekiwaniu na przyjaciela. W tej pozycji wyglądali bardzo majestatycznie; niczym niewzruszone lwy przeszywające się pożądliwym spojrzeniem skupionych oczu. Jak tylko Stefan pokazał się na progu z mokrymi jeszcze włosami, ich wzrok zwrócił się ku niemu. Zanim zdążył zawiązać szlafrok, łapczywe dłonie Jamesa chwyciły go za nadgarstki i przygwoździły je do ściany tuż nad jego głową. Twardy i w pełnej gotowości członek Jamesa ocierał się poprzez delikatny materiał o górną część lewego uda Stefana.

– Stoi mi tak od trzydziestu minut, Stefi – jęknął blondyn, patrząc mu prosto w oczy hipnotyzującym spojrzeniem.

Stefan zaczął lekko drżeć z podniecenia, czując, jak jego własne przyrodzenie twardnieje w mgnieniu oka. James pochylił się delikatnie do przodu i musnął ustami górną wargę Stefana, lekko ją pociągając. Wtedy Stefan, niczym wyrwany z letargu, przywarł z całą mocą do ust przyjaciela, wyswobadzając się z jego uścisku i obejmując go za kark. To było jak zastrzyk energii dla zmęczonego pracą nauczyciela; jego siły życiowe w jednym momencie wróciły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Naparł całym ciałem na Jamesa, który zaczął cofać się ostrożnie w stronę wielkiego łóżka małżeńskiego w rogu salonu. W tym samym czasie oboje zrzucili z siebie szlafroki, odkrywając swoje nagie ciała. Kiedy dotarli w końcu do łóżka, Muhammed już tam na nich czekał – rozebrany i napalony.

– Chodź no tu, mały. Dla spóźnialskich całus ekstra – Muhammed uklęknął na środku łóżka i pochylił się w stronę Stefana, opierając się na pięściach.

Stefan, niezdarnie gramoląc się na wysoki materac, otarł się o brodę przyjaciela i wsadził mu język prosto w otwarte usta, który tamten natychmiast przechwycił.

– Mohi – szepnął Stefan, jak tylko oderwali się od siebie. – Mogę possać twojego sutka? – zapytał nieśmiało, spuszczając głowę. Jego uwagę natychmiast rozproszył wielki, owłosiony tors kochanka.

W pomieszczeniu dało się słyszeć jedynie szybkie i urywane oddechy trzech mężczyzn. Nie usłyszawszy odpowiedzi, Stefan uznał to za znak zgody. Zniżył twarz na wysokość piersi Muhammeda i wziął w usta jego brodawkę sutkową, ssąc ją chciwie, od czasu do czasu trącając ją przednimi zębami. Muhammed wydawał z siebie jęki rozkoszy i krzywił się za każdym razem, gdy Stefan podrażniał jego czułe miejsce.

– Ja też chcę – pożalił się James. – Daj mi drugiego.

Nie czekając na odpowiedź, jego usta powędrowały w kierunku drugiej brodawki, która została potraktowana z jeszcze większą brutalnością niż poprzednia. Jęki Muhammeda przemieniły się w cichy krzyk, a jego oddech znacznie przyspieszył.

Stefan czuł, jakby wysysał miłość i siłę przyjaciela z jego trzewi do swojego wnętrza. Poczucie bezpieczeństwa i bezgraniczne zaufanie do partnera wypełniły jestestwo Stefana. Nie bał się już on żadnego złego słowa i wiedział, że razem z Mohim i Jamim jest w stanie stawić czoła każdej przeciwności losu. Po jego policzkach popłynęły łzy szczęścia, a on sam znalazł się w siódmym niebie.

Po kilku chwilach tej niespotykanej przyjemności James pochwycił twarz Stefana w obie dłonie, jakby to był najcenniejszy na świecie skarb, i zbliżył ją do swojej, by oddać gorący pocałunek. W tym momencie Muhammed musnął ustami policzek Stefana i natychmiast poczuł w nich słony smak.

– Płaczesz? – zaniepokoił się Muhammed, marszcząc mocno brwi.

James odchylił nagle głowę, by sprawdzić, czy to prawda. Stefan zamrugał powiekami, by powstrzymać łzawienie, po czym odwrócił się ze wstydu w przeciwnym kierunku i usiadł na brzegu łóżka z nogami na zewnątrz, chowając twarz w dłoniach. Wciąż ciężko dyszał, więc próbował jakoś uspokoić skołatane serce.

Jego partnerzy znaleźli się po obu jego stronach z zatroskanym wyrazem twarzy.

– Powiedz tylko, kto to, a się nim zajmę – szepnął James z błyskiem w oku.

– Hej, o co chodzi? – zaniepokoił się Muhammed, obejmując przyjaciela szeroko ramieniem.

– Przepraszam was… – wyksztusił z siebie Stefan, wciąż chowając twarz w dłoniach. Jego głos był stłumiony i ledwie słyszalny. – Po prostu było mi tak dobrze po tym, co się stało… a potem to wszystko zepsułem.

– Nic nie zepsułeś – zaprotestował James. – Mój fiut nie mięknie tak łatwo – dodał, uśmiechając się zadziornie.

– Co się stało? Coś w szkole? – zapytał Muhammed, nie dając za wygraną.

– Nieważne… Wracajcie do łóżka. Ja potrzebuję ochłonąć – stwierdził Stefan.

– Nie ma mowy. Opowiesz nam tu i teraz, co zaszło, a my postaramy się pomóc ci o tym zapomnieć – zarządził, mrugając w stronę Jamesa.

Stefan w końcu dał się przekonać do zrelacjonowania zebrania z rodzicami, które miało miejsce kilka godzin temu.

– Rada rodziców zdecydowała się napisać do dyrektora szkoły o zmianę wychowawcy dla mojej klasy. Wiem, że może to nieodpowiednie, ale to moje pierwsze wychowawstwo i bardzo przywiązałem się do tych dzieci. Nieraz… nieraz traktowałem je jak swoje własne, których nigdy nie będę mieć… – po licach Stefana popłynęła jeszcze jedna łza po zatartym już szlaku.

– A to dranie – skomentował James, zaciskając zęby.

– Przykro mi z tego powodu, ale chyba wiem, jak możemy temu zaradzić.

Muhammed wziął Stefana za rękę i zaprowadził go na środek łóżka. Następnie położył się na nim, całkowicie zasłaniając drobną posturę przyjaciela swoim masywnym ciałem. Nogi Muhammeda szczelnie opasały uda Stefana, a łokcie ułożył po obu stronach jego głowy i nachylając się nad nim, zaczął całować ślady po łzach na policzkach kochanka, schodząc coraz niżej w stronę ust.

Tymczasem James, nie tracąc ani sekundy, skorzystał z okazji, aby nałożyć żel na penisa i przygotować się do głębokiej penetracji odbytu Muhammeda, który w tamtym momencie był doskonale wyeksponowany. Kiedy tylko czubek penisa zanurzył się we wnętrzu Muhammeda, tamten otworzył szeroko oczy, odrzucił gwałtownym ruchem głowę do tyłu i głośno zawył z bólu i rozkoszy.

– Przerżnę cię na wskroś – zawołał James, klęcząc za Muhammedem i chwytając go za ramiona w żelaznym uścisku.

Dwóch kochanków zamknęło w miłosnym kręgu bez wyjścia drobną postać Stefana, który czuł się dokładnie odizolowany od wszelkich zagrożeń świata zewnętrznego. Odwrócił głowę na bok, by ucałować niemal z nabożną czcią i wdzięcznością zwiniętą w pięść dłoń Muhammeda. Jego stojący już na powrót penis ocierał się o penisa Muhammeda, który drgał bezwładnie pod wpływem dzikich pchnięć Jamesa. Stefan postanowił sprawić maksimum przyjemności swojemu partnerowi. Bez wahania zanurkował pod rozpalone ciało kochanka, aby jego twarz znalazła się tuż pod jego jądrami. Następnie szybkim ruchem porwał je ustami i trzymał tak długo, jak tylko zdołał.

Muhammed był początkowo zdezorientowany, ale gdy poczuł swoje klejnoty w paszczy Stefana, zmrużył oczy i poczuł, jak wszystko wokół niego zaczyna wirować, a on sam, jakby miał zaraz eksplodować z rozkoszy. Atakowany od tyłu przez Jamesa, lizany od przodu przez Stefana jego jęki nabrały intensywności i stały się urywane, a głos drżący. Kiedy jego penis znalazł się w ustach kochanka, Muhammed poczuł, że zaraz będzie szczytować; mimowolnie zaczął poruszać udami, pchając coraz głębiej swoje przyrodzenie do gardła Stefana.

– Stefi… – wystękał Muhammed resztkami sił. – Ja… zaraz… och, przestań!

Gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo, poczuł rozlewające się ciepło w swoim odbycie. Ruchy Jamesa straciły nagle pęd i moc, a on sam wydał z siebie przeciągły jęk rozkoszy i położył się na plecach kochanka. Kilka sekund później to Muhammed krzyczał, wpompowując do przełyku Stefana swoją spermę. Wśród echa niskich ryków kochających się mężczyzn dało się słyszeć nieśmiałe pokasływanie. Wtedy Muhammed poczuł na udach lekki napór słabych dłoni Stefana. Jak tylko uświadomił sobie, jak głęboko w ustach Stefana znajdował się jego własny penis, natychmiast odskoczył jak poparzony, strącając z siebie dogorywającego Jamesa. Po wyswobodzeniu z miłosnego „więzienia” Stefan zaczął głośno kaszleć, podrywając głowę do góry, a na jego twarzy pojawiły się mocne rumieńce.

Muhammed i James pochylili się nad przyjacielem gotów udzielić mu potrzebnej pomocy. Jednak po chwili Stefan doszedł do siebie, zamknął oczy, położył głowę z powrotem na łóżku i uśmiechnął się szeroko w przypływie szczęścia i rozkoszy. Jego prawa ręka znajdowała się u podstawy jego przyrodzenia, które już opadło z podniecenia, zostawiając po sobie krople białej cieczy na brzuchu.

– Stefi, tak bardzo cię przepraszam – zaczął Muhammed. – Nie panowałem nad sobą…

– Ćśśś – przerwał mu Stefan, przykładając palec wskazujący do ust przyjaciela. – Właśnie przeżyłem najpiękniejszą rzecz w całym swoim życiu. Daj mi się cieszyć chwilą.

Wszyscy troje roześmiali się cicho, ale nikt już więcej nic nie powiedział. Razem zasnęli wtuleni w siebie, trzymając Stefana pośrodku niczym obiekt silnie strzeżony.

Tajemnica Jamesa

Nazajutrz Stefan przebudził się jako pierwszy. Po jego obu stronach jeszcze głośno chrapali James i Muhammed, którzy, leżąc na brzuchu, trzymali po wyciągniętej ręce na torsie Stefana. Nauczyciel nie był w stanie pojąć ogromu szczęścia, jakie go właśnie spotkało. Uświadomił sobie, że tych dwoje chrapiących mężczyzn są prawdziwie jego przyjaciółmi, kochankami i obrońcami. Nie mógł pragnąć od życia niczego więcej. Wstawszy ostrożnie z łóżka, żeby nie obudzić śpiących, zdążył jedynie ubrać swój szlafrok z poprzedniej nocy, zanim nie usłyszał donośnego pukania do drzwi frontowych. Szybko pognał w kierunku hałasu, by odprawić niespodziewanych gości. Na zewnątrz stało dwóch policjantów, którzy z kamiennym wyrazem twarzy trzymali ręce za plecami.

– Dzień dobry, czy mieszka tu James Santiago? – zapytał wyższy z nich, odwracając głowę tak, aby zajrzeć do wnętrza domu.

– Tak, a o co chodzi? – odpowiedział Stefan, stając odważnie na linii wzroku funkcjonariusza.

– Możemy się z nim zobaczyć?

– Tak – odparł Stefan, lecz po ułamku sekundy dodał: – tzn. nie teraz. Nie wrócił do domu na noc. Wyszedł wczoraj wieczorem.

– Dokąd?

– Nie wiem – odparł natychmiast Stefan, przybierając pretensjonalny ton. – Wyszedł spotkać się z kolegami, ale nie wiem, dokąd poszli. Powinien jeszcze dzisiaj wrócić. Mam coś przekazać?

– Nie ma takiej potrzeby. Mamy nakaz zatrzymania pana Santiago. Jeśli nie stawi się do dzisiejszego wieczora, przyjdziemy tu z nakazem przeszukania domu – ostrzegł policjant beznamiętnym głosem.

Kiedy wreszcie „niespodziewani goście” sobie poszli, Stefan przełknął ślinę i odetchnął z ulgą, oparłszy się plecami o drzwi. Nie miał pojęcia, czego chcieli od jego przyjaciela, ale wiedział na pewno, że nie pozwoli im go w ten sposób obudzić i aresztować.

Umywszy się i ubrawszy, poszedł do salonu, gdzie pozostali domownicy byli już na nogach.

– Ranny ptaszek z ciebie, Stefi – przywitał się James, który postanowił nie zakrywać niczym swojej męskości, stojąc przed przyjacielem bez cienia skrępowania. Na jego twarzy tańczył łobuzerski uśmiech.

Stefan zawsze podziwiał idealną sylwetkę Jamesa. Mógłby on wlepiać wzrok w nieskończoność w jego szerokie plecy, muskularne bicepsy oraz na niczym na zamówienie rzeźbiony sześciopak. W czasie, gdy Muhammed był w łazience, Stefan skorzystał z okazji, by powiedzieć przyjacielowi o porannej konfrontacji z policją.

– Nie mam pojęcia, czego od ciebie chcieli, ale ostrzegli, że, jeśli sam się nie stawisz, przyjdą tu z nakazem przeszukania.

– W takim razie muszę złożyć im chyba dzisiaj wizytę – stwierdził beztrosko James, uśmiechając się do Stefana.

– Komu? – zainteresował się Muhammed, który właśnie wszedł do salonu.

Stefan popatrzył z niepokojem na Jamesa, lecz tamten tylko przewrócił oczami.

– Policji. Stefi powiedział, że szukali mnie dzisiaj rano, a on mnie dzielnie krył – odpowiedział, mrugając porozumiewawczo do Stefana.

– Szukali? – zaniepokoił się Muhammed. – Wiecie, czego chcieli?

– Nie mam pojęcia.

– W takim razie jadę z tobą – stwierdził Muhammed tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ech, nie trzeba, żebyś się fatygował, to pewnie jakaś pomyłka… – zaczął James.

– Ja też – urwał krótko Stefan, nie dając przyjacielowi możliwości wykręcenia się od ich towarzystwa.

James westchnął bezradnie, ale nie kłócił się więcej.

– Pozwolicie zatem, że coś na siebie włożę – skwitował krótko. Przechodząc do przedpokoju, pokazywał ostentacyjnie wdzięki swojego ciała obserwatorom, którzy nie spuszczali go nawet na moment z widoku.

Po południu cała trójka wybrała się na komisariat celem wyjaśnienia sprawy. Na miejscu czekała ich przykra niespodzianka: James został skuty w kajdanki, usłyszawszy zarzut.

– Jamesie Santiago, jesteś zatrzymany pod zarzutem gwałtu Mony Eviah. Masz prawo zachować milczenie. Od tej pory wszystko, co powiesz, może być wykorzystane przeciwko tobie.

Dla Stefana i Muhammeda był to najbardziej absurdalny zarzut, jaki mogli sobie wyobrazić.

– Panowie, to musi być pomyłka – zainterweniował natychmiast Muhammed, powstrzymując funkcjonariuszy. – James to mój chłopak. Jesteśmy razem.

Jednak na odsiecz policjantom przyszli kolejni i odciągnęli Muhammeda od zatrzymanego.

– Proszę sie odsunąć i nie utrudniać – ostrzegł jeden z nich. – Wszystko wkrótce się wyjaśni.

Wkrótce oznaczało na sali sądowej.

Po powrocie do domu już bez Jamesa panował bardzo ponury nastrój. Okazało się, że będą mogli mieć widzenie z przyjacielem dopiero następnego dnia. Stefan czuł, jakby grunt pod nogami mu się walił. Uczucie beznadziei potęgowała jeszcze świadomość popełnienia aktu niewybaczalnego tchórzostwa, jakiego dopuścił się na posterunku. Mianowicie, gdy Muhammed publicznie przyznał się do intymnej relacji z Jamesem, jemu głos zupełnie uwiązł w gardle i nie mógł wydusić z siebie słowa. Strach i wstyd tak go sparaliżowały, że był w stanie jedynie bezsilnie patrzeć, jak zabierają Jamesa do aresztu. Był pewien, że James przyznałby się do niego, gdyby zaszła taka potrzeba. On jednak nie potrafił zrobić tego samego dla przyjaciela. Czuł się potwornie źle z tym ciążącym mu poczuciem winy i własnej słabości.

Wspólnie z Muhammedem postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i rozmówić się z ową Moną. Znalazłszy „ofiarę” na portalu społecznościowym, odkryli, że była ona pielęgniarką w miejskim szpitalu. Muhammed postanowił wykorzystać swoją pozycję w firmie kurierskiej, w której był dyrektorem, wysyłając natychmiastowo pustą paczkę zaadresowaną do Mony Eviah z adresem szpitala, w którym pracowała, do rąk własnych.

Stefan i Muhammed pojawili się przy recepcji szpitalnej wraz z kurierem z paczką-pułapką. Kiedy tylko „ofiara” pojawiła się na miejscu, Muhammed zbliżył się do kobiety.

– Dzień dobry, pani Eviah? – przywitał się. Kobieta podniosła wzrok na mężczyznę. Była młodą blondynką z długimi włosami spiętymi aktualnie w elegancki kok. Miała na sobie służbowy strój pielęgniarki, a w rękach trzymała zaadresowaną do siebie paczkę. – Nazywam się Muhammed Ally i mam do pani parę pytań.

– Kim pan jest? – zapytała Mona, marszcząc brwi.

Rozmowa odbywała się na korytarzu przy recepcji, gdzie kręciło się kilku przypadkowych gapiów.

– Jestem przyjacielem Jamesa Santiago – odparł Muhammed. – Mój przyjaciel został oskarżony o coś, czego nie zrobił.

Usłyszawszy imię Jamesa, kobieta otworzyła szeroko oczy i zaczęła się denerwować.

– Nie, przykro mi. Czego pan chce ode mnie? – Mona kręciła głową, szykując się do powrotu do pracy.

– Zaczekaj! – zawołał Muhammed, łapiąc ją za ramię. – Jeśli James jest rzeczywiście winny, to powiedz mi, dlaczego to zrobił. Wiem przecież, że nie z pożądania. Proszę, pomóż mi.

– Proszę mnie w tej chwili puścić, bo zawołam ochronę – zagroziła pielęgniarka, szarpiąc się.

Muhammed spojrzał na swoją dłoń trzymającą ramię Mony, po czym zwolnił uścisk. Tamta natychmiast uciekła w stronę szpitalnego skrzydła szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.

Oczekiwanie sądu

Kolejny dzień przyniósł ze sobą nadzieję dla Stefana i Muhammeda na zobaczenie Jamesa. Niedzielnym rankiem obaj krzątali się w ciszy i skupieniu, zbierając rzeczy, które mogłyby się przydać w areszcie. Spakowane zawiniątko zamknęli w czarnym plecaku, którego James chętnie używał podczas wspólnych wypadów do lasu. Milczenie, jakie zapanowało między kochankami, okropnie dezorientowało Stefana. Mężczyzna czuł, że dla Muhammeda musiał być to ciężki okres, ale on sam również potrzebował wsparcia mentalnego. Poczucie bezsilności wobec krzywdy przyjaciela zżerało ich oboje.

Na miejscu funkcjonariusz zaprowadził ich do przygotowanego pokoju, w którym skuty w kajdanki James już czekał. Siedział na małym krześle prze drewnianym stoliku, przy którym stały jeszcze dwa dodatkowe siedziska. Policjant, wpuściwszy gości, zamknął za sobą drzwi i stanął w rogu, przypatrując się bacznie przebiegowi spotkania.

– Cześć – przywitał się Muhammed, siadając naprzeciw Jamesa. Tamten tylko blado się uśmiechnął, patrząc w oczy przyjaciela.

– Tutaj masz parę niezbędnych rzeczy – powiedział Stefan, zajmując miejsce obok i kładąc plecak przy nodze Jamesa. – Policjanci już przeszukali i zaakceptowali jego zawartość.

Muhammed wziął z czułością w swoje dłonie prawą rękę Jamesa, którego skrępowane nadgarstki znajdowały się cały czas na widoku na stole. Stefan natychmiast rzucił ukradkowe spojrzenie strażnikowi, lecz tamten tylko patrzył na rozgrywającą się scenę z twarzą bez żadnego wyrazu czy poruszenia. Nauczyciel odetchnął głęboko i postanowił w końcu przełamać paraliżujący go strach i opór przed ujawnieniem własnej orientacji. Na krótki moment przymknął oczy, a gdy je otworzył, wyciągnął pewnym ruchem ręce przed siebie, chwytając lewą rękę Jamesa. Ścisnąwszy ją mocno, spostrzegł się, że James odwzajemnił uścisk. Wtedy podniósł wzrok na przyjaciela i ich spojrzenia się skrzyżowały. Na twarzy Jamesa malowały się podziw i radość.

– Miło was widzieć – odpowiedział w końcu James, czując, jak ciepło rozlewa się po całym jego ciele. Jego skute w kajdanki dłonie były trzymane przez dwóch mężczyzn, których kochał najbardziej na świecie. Gdy tylko poczuł napływające do oczu łzy, szybko spuścił głowę i zaczął mrugać, byle tylko nie uronić ani kropli.

– Powiedz nam, o co tu chodzi i kim do cholery jest ta Mona – zażądał nerwowym tonem Muhammed, nie spuszczając wzroku z przyjaciela.

– Spokojnie, wszystko wam powiem. Nie zgwałciłem jej. Jednak nie mogę powiedzieć, że jej nie skrzywdziłem. Widzicie, zanim was poznałem, byłem z nią zaręczony – wyznał James. – Na kilka dni przed ślubem spotykałem się ze Stefanem. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że nie potrafiłbym udawać kogoś, kim nie jestem. Można powiedzieć, że zostawiłem ją samą na ołtarzu ślubnym. Wyobrażam sobie, przez co musiała przechodzić, gdy dowiedziała się prawdy… – głos mu się załamał.

Stefan i Muhammed patrzyli na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewali się takiego zwrotu akcji.

– Nie obwiniaj się – uspokoił go Muhammed, nie przestając głaskać jego dłoni. – Ostatecznie uratowałeś nie tylko swoje życie.

– Okłamałem ją i to w niewybaczalny sposób – zaprotestował James, kręcąc głową.

– Więc teraz się mści, opowiadając niestworzone historie? – wydedukował Muhammed.

– Najwyraźniej.

Po opuszczeniu posterunku Muhammed postanowił zrobić wszystko, co było w jego mocy, by pomóc przyjacielowi. Rozprawa miała odbyć się w czwartek. Zostały cztery dni. Mężczyzna zadzwonił do swojego adwokata, by ten zajął się sprawą jak najwyższym priorytetem. Atmosfera w domu niestety nie uległa poprawie. Stefan oddał się zupełnie przygotowywaniu posiłków oraz wymyślaniu zbędnych potraw, które mógłby przygotowywać, byle tylko nie myśleć o zbliżającej się rozprawie i nie przebywać z Muhammedem, który zrobił się posępny i ponury, odkąd aresztowali Jamesa. Jego nieobecność wywróciła życie kochanków do góry nogami.

W poniedziałkowy wieczór Stefan zalepiał ser w ciasto francuskie po powrocie ze szkoły, próbując uciec myślami daleko od rzeczywistości. Kiedy Muhammed stanął na progu pomieszczenia, Stefan poczuł na sobie przeszywający wzrok przyjaciela, lecz uparcie stał odwrócony do niego plecami, starając się skupić maksymalnie na ugniataniu kulki z ciasta.

– Mogę cię przelecieć? – spytał bezceremonialnie Muhammed proszącym tonem.

Stefan wyprostował się, natychmiast zapominając o dotychczasowym zajęciu. Odwrócił się w stronę Muhammeda i poruszył głową na znak zgody, czując, jak zalewa go fala szczęścia.

Muhammed, nie zwlekając ani sekundy dłużej, zbliżył się w mgnieniu oka do przyjaciela i porwał go w swoje silne ramiona, agresywnie całując w usta. Stefan zawiesił dłonie na szyi ukochanego, a nogami oplótł jego uda, wspinając się coraz wyżej na muskularne ciało Muhammeda. Tamten stał niewzruszony niczym skała, nie przestając penetrować językiem ust Stefana.

Muhammed dopiero wrócił z biura, więc miał na sobie ciemną koszulę wciśniętą w czarne spodnie, natomiast Stefan był cały w mące, którą właśnie skutecznie rozprowadzał po ubraniu kochanka. Ten jednak zdawał się niczego nie zauważać. Powolnym i chwiejnym krokiem zaczął kierować się do salonu w stronę łóżka, na które zrzucił ostrożnie zawisłego na nim mężczyznę, po czym ze zwierzęcą brutalnością rzucił się na niego, rozbierając oboje w mgnieniu oka.

Muhammed wszedł w przyjaciela, używając żelu na swojego stwardniałego penisa. Przygwoździł Stefana jedną ręką do łóżka, zachodząc go od tyłu. Ból spowodowany wielkim drągiem Muhammeda wydusił ze Stefana głośny krzyk a następnie przeciągły syk tłumiony przez pościel. „Oprawca” nie zwalniał jednak nawet na moment. Wręcz przeciwnie, jego ruchy stawały się coraz dziksze i szybsze. Jakby wpompowywał w odbyt Stefana całą frustrację i bezsilność, które dręczyły go przez minione dni. Kiedy wreszcie emocje i sperma znalazły ujście, Muhammed przywarł całym ciałem do pleców Stefana, ciężko dysząc. Oboje byli wyczerpani i sapali w nierównym tempie.

– Stefi… przepraszam… – wydusił z siebie Muhammed.

Stefan odwrócił twarz w stronę przyjaciela i spojrzał mu z powagą prosto w oczy. Zbliżył dłoń do jego skroni i delikatnie przesunął palcem wskazującym po jego mocnych rysach twarzy, kierując się w stronę ciemnej brody, która była zbyt krótka, by mógł się w nią zaplątać. Po czym złożył pocałunek na jego dolnej wardze.

– Bardzo mi ciebie brakowało – przyznał Stefan, tuląc twarz w potężnych ramionach ukochanego. – Na szczęście wróciłeś.

Światełko nadziei

Noce bez Jamesa upływały znacznie przyjemniej niż same dni. Przez większość czasu w szkole Stefan nie potrafił skupić się na niczym innym poza wykładaniem przygotowanego materiału. Wizja nadchodzącej rozprawy prześladowała go niemiłosiernie. Za sprawą wynajętego przez Muhammeda adwokata, został on powołany na świadka w sprawie domniemanego przestępstwa Jamesa. Stefan czuł, jak bardzo niesprawiedliwość ludzka daje mu się we znaki: mimo iż nie było krzty prawdy w oskarżeniach Mony, to James musiał właśnie przechodzić przez piekło. Poza tym nie on jeden – nauczyciel bał się, że będzie zmuszony publicznie przyznać się do (co najmniej nienaturalnej) relacji z Jamesem i Muhammedem. Nie chodziło o to, że wstydził się swoich partnerów. Wręcz przeciwnie – był dumny i po tysiąckroć wdzięczny niebiosom za szczęście, które go spotkało. Szkopuł tkwił w tym, że sam homoseksualizm był od zawsze stygmatyzowany w środowisku, w którym Stefan dorastał, nie wspominając o byciu w związku z dwoma mężczyznami jednocześnie.

Uśmiechnął się nagle, wyobrażając sobie reakcję swoich rodziców na wieść o związku, którego był częścią. Szczęśliwie ten etap życia ma już zdecydowanie za sobą. Odkąd jego rodzice wiedzą o jego „przypadłości”, jak sami nazywali jego orientację, nie chcą utrzymywać kontaktu z synem. On sam był z tego bardzo rad.

Środowe popołudnie zapowiadało się najgorzej. Na zajęciach dodatkowych, na które chodziła większość jego klasy, nauczyciel postanowił zawczasu powiadomić swoich podopiecznych o niechybnej zmianie ich wychowawcy. Uczniowie wyrazili swoje rozżalenie, ale po chwili zdawali się już nie zwracać uwagi na nowinę swojego nauczyciela, wykazując niecodzienną inicjatywę i zaangażowanie na zajęciach. Z jednej strony Stefan cieszył się, że nie będą rozpaczać, z drugiej strony było mu przykro, że mimo starań i wysiłków tak niewiele dla nich znaczył.

Wychodząc ze szkoły, usłyszał dziewczęcy głos wołający za nim.

– Proszę pana! Przepraszam! – to była Diana. Razem z nią była jeszcze Anya i Alexander. Cała trójka należała do jego byłej już klasy. – Moglibyśmy z panem porozmawiać? O tym, że nie może pan już być dłużej naszym wychowawcą – dziewczyna stanęła przed Stefanem, gdy ten się odwrócił. Miała długie, kręcone, kruczoczarne włosy. Była jak zawsze elegancko i nienagannie ubrana w krótką spódniczkę.

– Dobrze, ale trochę się spieszę. Może mnie odprowadzicie kawałek? – zaproponował nauczyciel, na co cała trójka z chęcią przystała.

– My nie chcielibyśmy, żeby ktoś pana zastępował – zaczęła Diana nieśmiało. – To znaczy, jesteśmy zadowoleni z pana jako naszego wychowawcy i zależy nam na tym, aby pan nim został.

Stefan poczuł, jak coś ściska go wewnątrz klatki piersiowej. W najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczał, że jego uczniowie stanęliby w jego obronie przed własnymi rodzicami.

– Bardzo wam dziękuję – wydusił słabo nauczyciel. Po chwili odchrząknął i odzyskał siłę w głosie. – Jednak obawiam się, że nie możemy już nic zrobić. Zdajecie sobie sprawę z tego, że to była decyzja waszych rodziców?

– Tak, ale nie zgadzamy się z nią wcale. Mój tata ma średniowieczne poglądy. W wielu rzeczach się nie zgadzamy, ale teraz to troszkę przesadzili. Mnie nawet nikt nie zapytał o zdanie – pożaliła się Anya. Dziewczyna miała krótkie jasne włosy i była ubrana w polówkę i dżinsy. – Może moglibyśmy pójść do pani dyrektor, tak myśleliśmy, dać jej jakąś petycję, że się nie zgadzamy po prostu z tą decyzją.

Stefan zamyślił się. Był niemal pewien, że taka petycja nie jest w stanie zmienić absolutnie nic. Jednak dzięki temu udowodniłby wszystkim swój pierwszy sukces wychowawczy. Poza tym uczniowie pozbyliby się uczucia bezsilności wobec siły wyższej. Przynajmniej oni.

– Wiecie co? Nie mam pewności, ale to może być dobry pomysł. Zbierzcie nazwiska osób pod odwołaniem od decyzji zmiany wychowawstwa i nie zapomnijcie, by każdy się pod sobą ręcznie podpisał. Ja potem zaniosę taki dokument pani dyrektor i wtedy zobaczymy, co możemy zrobić.

Uczniowie ucieszyli się bardzo na to światełko nadziei, które nauczyciel w nich rozpalił. Odeszli z zapałem do pracy i do zebrania niezbędnych podpisów. Stefan również został podbudowany na duchu. Chociaż nic nie zmieni się raczej na lepsze, świadomość, że są jeszcze ludzie na tym świecie, którzy w niego wierzą i widzą jego starania, działała kojąco na jego zszargane nerwy.

Dzień rozprawy I

Wreszcie nadszedł czwartkowy poranek z niecierpliwością wyczekiwany przez wszystkich, którym los Jamesa Santiago nie był obojętny. Rozprawa sądowa miała odbyć się w południe, ale świadkowie mieli obowiązek wcześniejszego stawienia się celem potwierdzenia swojej obecności. Stefan był podenerwowany całą sytuacją nie tylko dlatego, że była to jego pierwsza w życiu rozprawa sądowa, ale również dlatego, że przypieczętuje on tym samym swoją orientację seksualną na oczach społeczeństwa, które wyrządziło mu dość krzywd z tego powodu. Muhammed wydawał się z kolei być spokojny i zdeterminowany wyciągnąć przyjaciela z opresji. Ponadto jego samopoczucie było podbudowywane każdej nocy, którą spędził ze Stefanem do dnia rozprawy.

Na korytarzu przed salą sądową panowała dusząca atmosfera, którą tylko potęgowało napięcie pomiędzy oczekującymi świadkami. Stefan siedział w niebieskiej koszuli wciśniętej do eleganckich spodni, próbując uciec wzrokiem od przyglądających mu się rodziców Mony. Była to para w średnim wieku, kobieta miała na sobie żakiet i pasującą do niego spódnicę, a jej mąż był ubrany w garnitur z oliwkową marynarką i spodniami. Ich ukradkowe spojrzenia wyrażały niesmak i dezaprobatę.

Stefan kręcił się nerwowo na siedzeniu, podczas gdy Muhammed był nieruchomy niczym góra, wpatrując się w jakiś punkt w oddali nieprzytomnym wzrokiem. Nauczyciel próbował skryć się za jego ramieniem przed parą nienawistnych oczu z naprzeciwka, ale to niewiele pomagało. Miał szczerą nadzieję, że jego zeznania będą miały miejsce przed wejściem na salę rodziców Mony, jednak, gdy tylko drzwi do sali sądowej się otwarły, jego nadzieja zniknęła niemal tak szybko, jak się pojawiła.

– Zapraszam panią na salę – powiedział strażnik, wskazując na matkę Mony. Tamta podniosła się ciężko z siedzenia, puszczając rękę męża od niechcenia.

Kiedy kobieta znalazła się za drzwiami sali sądowej, jej mąż odetchnął głęboko, wstał i podszedł do okna na drugim końcu korytarza, zostawiając Stefana i Muhammeda poza zasięgiem swoich zmysłów. Nauczyciel złapał rękę przyjaciela, szukając rozpaczliwie wsparcia. Muhammed odwrócił głowę w kierunku partnera, zbliżył jego drżącą dłoń do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek, po czym ścisnął ją z uczuciem, przykładając do swojej piersi. Stefan miał ochotę rozpłakać się, lecz zamiast tego uderzył czołem o szerokie ramię Muhammeda i niemo uronił zaledwie kilka łez. Tak bardzo pragnął tego, żeby jak najszybciej we trójkę znaleźli się na powrót w domu.

Ich błogi stan został jednak brutalnie przerwany, przez wtargnięcie strażnika.

– Pan Ally? – powiedział, zwracając się do Muhammeda. Gdy tamten wykonał potwierdzający znak głową, strażnik zaprosił go do sali.

Kiedy Muhammed wstał, puszczając dłoń Stefana, tamten poczuł, jakby stracił ostatnią deskę ratunku i swoje jedyne wsparcie. W tej chwili został sam na sam z ojcem Mony, który teraz przechadzał się w te i we w te po całym korytarzu. To były najdłuższe minuty w jego życiu. Stefan czuł się tak, jakby czas miał zaraz stanąć w miejscu. Na szczęście jego tortura niebawem się skończyła, gdy z końca korytarza znów dało się słyszeć odgłos otwieranych drzwi.

– Pan Eviah? – wskazał na siwego mężczyznę strażnik.

Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Stefan został sam. Niemal od tygodnia wiedział, że ta chwila kiedyś nastąpi, ale w tym momencie zupełnie go ona zaskoczyła. Powoli zaczęły napływać do jego świadomości kolejne informacje. Za tymi drzwiami ważył się los jego przyjaciela; fałszywa oskarżycielka wraz z rodziną, Muhammed, James i być może jeszcze grupka widzów są już wewnątrz; za kilka minut wszyscy usłyszą, co on ma im do powiedzenia. A miał niewiele. Nie. Miał wszystko. Od tego zależał los Jamiego. Nie zniósłby myśli, że dwukrotnie go zawiódł. Nie tym razem.

– Pan Golden-Arc? – Stefan spojrzał hardo na strażnika, wstał i pewnym krokiem ruszył w kierunku sali sądowej.

Wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę. Stefan szedł pomiędzy dwoma rzędami ławek, przy których siedziała garstka obserwujących proces. Kiedy stanął przy barierce dla świadków, czuł na swoich plecach wzrok Muhammeda i rodziców Mony. Po swojej prawej stronie widział kątem oka Jamesa, lecz nie odważył się mu spojrzeć w oczy.

– Proszę się przedstawić – przypomniała przyjaznym tonem sędzia. Była to starsza kobieta w okularach o wątłej posturze i jasno farbowanych włosach.

– Jestem Stefan Golden-Arc i mam dwadzieścia sześć lat – odpowiedział, czując drżenie w głosie. – Z zawodu jestem nauczycielem fizyki. Uczę w dwóch liceach ogólnokształcących.

– Pouczam pana o obowiązku składania zeznań zgodnych z prawdą pod karą grzywny i pozbawienia wolności do lat trzech. Czy jest pan spokrewniony, spowinowacony z oskarżonym?

– Nie.

– Jakie stosunki łączą pana z oskarżonym?

Stefan przełknął głośno ślinę i powoli odwrócił wzrok na Jamesa. Tamten przypatrywał mu się ze smutnym spojrzeniem i lekko zmarszczonym czołem, zakrywając usta splecionymi dłońmi i opierając łokcie na drewnianym blacie. Miał na sobie szarą koszulkę, którą z Muhammedem pakował w ostatnią niedzielę przed jego odwiedzinami w areszcie. Nauczyciel zamknął na sekundę oczy, a gdy je otworzył patrzył prosto w oczy sędziego.

– James jest moim chłopakiem.

Brwi sędzi powędrowały wysoko w górę. Spojrzała ukradkiem na Muhammeda, spodziewając się jakiejkolwiek reakcji, lecz tamten siedział jedynie wyprostowany z założonymi rękami, patrząc dumnie i uśmiechnięty na zaznającego przyjaciela. Wtedy James głośno się roześmiał, odchylając się do tyłu na swoim krześle. Stefan spojrzał na śmiejącego się przyjaciela i poczuł kojące ciepło wewnątrz klatki piersiowej, które ukoiło jego wszystkie troski i zmartwienia.

– Pani sędzio! Proszę tylko zobaczyć, co to za ludzie… moja córka mówi szczerą prawdę. Takie patologie nie mogą nieść ze sobą nic dobrego… – wykrzyknęła matka Mony ze swojego miejsca dla świadków, którzy już zeznawali.

– Proszę panią o spokój! – zawołała sędzia, stukając młotkiem. Następnie wróciła do odpytywania Stefana o to, gdzie był i co robił w dniu domniemanego gwałtu na Monie, by móc dać albo wykluczyć alibi dla Jamesa.

– James nie wspominał nic o Monie, ale tego dnia rzeczywiście wrócił później z pracy – przyznał Stefan.

– Czy strony mają jakieś pytania do świadka? – zapytała sędzia prokuratora i adwokata, którzy siedzieli odpowiednio przy Monie i przy Jamesie.

– Tak, jeśli sąd pozwoli – wtrącił adwokat wynajęty przez Muhammeda. – Czy według pana oskarżony miał może powód, by darzyć ofiarę… szczególnymi względami?

Stefan zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.

– Myślę, że tak – odpowiedział w końcu. – James bardzo skrzywdził Monę – pierwszy raz od momentu wejścia na salę spojrzał na swoją lewą stronę, gdzie siedziała ofiara. Teraz miała rozpuszczone włosy i elegancką garsonkę. Miała kamienny wyraz twarzy i dziwnie patrzyła na Stefana, jakby z nadzieją. – James bardzo żałuje tego, co zrobił. Jak każdy z nas, popełnił błąd, ale myślę, że, jak my wszyscy, zasługuje na drugą szansę…

– Pani sędzio, to jakieś żarty! Rozmawiamy o gwałcie popełnionym przez tą patologię… – zaczęła z podniesionym głosem matka Mony.

– Cisza! – sędzia kolejny raz uderzyła młotkiem, lecz tym razem nieco donośniej. – Jeszcze raz panią upomnę, a opuści pani salę rozpraw.

Kobieta pokornie spuściła głowę. Stefan próbował nie zwracać uwagi na jej złośliwe komentarze, jednak nie było mu łatwo je ignorować. Każde słowo przeszywało jego umysł, przywołując zakopane w pamięci bolesne wspomnienia. Złapał się kurczowo barierki przed sobą, próbując uspokoić skołatane serce.

– Skoro nie ma więcej pytań do świadka, może pan usiąść – zwróciła się sędzia do Stefana.

Nauczyciel z ulgą przyjął słowa sędzi. Odwróciwszy się na pięcie, skierował się w stronę Muhammeda, chcąc znowu jak najszybciej znaleźć się przy jego silnym ramieniu, którego mu tak bardzo brakowało. Za sobą słyszał urywane głosy, ale to nie miało już dla niego większego znaczenia. Najważniejsze było znaleźć się u boku Muhammeda.

– Zarządzam naradę…

– Pani sędzio! Przepraszam… ja chciałam coś powiedzieć, to ważne.

– Co to takiego? Czy skonsultowała to pani z prokuratorem? Czy to ma istotne znaczenie w sprawie?

– Nie. To znaczy, tak. Muszę naprostować zeznania.

– W takim razie słuchamy.

Kiedy Stefan znalazł się już w bezpiecznym miejscu przy ukochanym, zobaczył stojącą Monę ze zmieszanym wyrazem twarzy. Kobieta przyglądała się na zmianę siedzącym w roli świadków przyjaciołom Jamesa.

– Ja… nie jestem pewna, czy faktycznie doszło do zgwałcenia, tak w dosłownym tego słowa znaczeniu…

– Wysoki sądzie, jeśli można – wtrącił się adwokat Jamesa. Po czym zwrócił się do Mony. – Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, o co oskarża pani mojego klienta? – jego ton był surowy, lecz przy tym bardzo rzeczowy. – Czyn zgwałcenia grozi karą pozbawienia wolności do lat dwunastu. To nie jest zabawa w piaskownicy. Proszę się dobrze zastanowić i powiedzieć nam jeszcze raz, co dokładnie zaszło między panią a panem Santiago tamtego dnia – jego stanowczość zaskoczyła samego Jamesa, który lekko zdezorientowany przypatrywał się to Monie, to swojemu adwokatowi, to swoim partnerom.

Mona stała, chwiejąc się i przytrzymując się jedną ręką o blat przed sobą, podczas gdy drugą przyciskała zwiniętą w pięść do czoła.

– Skarbie, co ty mówisz? – powiedziała cicho w stronę córki matka Mony.

– James mnie nie zgwałcił – odparowała z mocą Mona, podnosząc odważnie głowę przed siebie i patrząc na oskarżonego z poważną miną.

– Kochanie, co ty wygadujesz? – zaczęła spanikowana matka. – Przecież wszyscy wiemy, że on jest winny, nie potrzebuje on twojej litości, nie zasługuje na nią…

– Dosyć! – wykrzyknęła sędzia, niemal roztrzaskując swój młotek. – Zapraszam wszystkich państwa w stronę wyjścia. Sąd potrzebuje się naradzić – zawyrokowała.

Oczekiwanie na wyrok nie było już takie straszne, odkąd szala przechyliła się na korzyść oskarżonego. Sędzia ogłosiła go paręnaście minut później, uniewinniając Jamesa i zmuszając Monę do wypłacenia odszkodowania oskarżonemu za nadszarpniętą reputację w wysokości dwóch tysięcy złotych.

Stefan i Muhammed, pożegnawszy się z adwokatem, stali w korytarzu przed salą sądową, gdy James podszedł do nich niespiesznym krokiem. Ocierając nadgarstki po ściągniętych kajdankach, popatrzył na nich spokojnie, po czym rzucił się z wyciągniętymi ramionami w ich stronę. Przyciągając z obu stron do siebie z całej siły ukochanych, zawiesił im się na ramionach i trwał tak dłuższą chwilę bez słowa. Stefan myślał, że za moment wypluje płuca, jeśli tamten nie zwolni uścisku.

Wtedy usłyszał za sobą słaby znajomy głos.

– James? – to była Mona. – Możemy porozmawiać?

– Nie wydaje mi się – rzekł stanowczo Muhammed tonem nieznoszącym sprzeciwu, odklejając się uścisku Jamesa i zasłaniając przyjaciela własnym ciałem.

Mona wydawała się nie zwracać na to uwagi, szukając spojrzeniem byłego narzeczonego. Jej rodzice stali za nią kilka metrów dalej, wyraźnie niezadowoleni z takiego obrotu sprawy.

– Mohi, w porządku – powiedział James, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. – przejdziemy się? – zaproponował kobiecie James, wskazując na ciągnący się za nimi korytarz.

Mona przystała na jego propozycję i razem oddalili się od obu stron konfliktu.

– Wiesz, co czułam, kiedy dowiedziałam się, że jesteś gejem? – zapytała nagle Mona.

– Gniew? Rozczarowanie? Rozpacz? – zgadywał James, podczas gdy Mona jedynie kręciła głową.

– Ulgę.

– Co? Myślałem, że…

– Tak, ja też. Na początku byłam bardzo sfrustrowana i zła na ciebie, przyznaję. Jednak chciałam tego małżeństwa prawdopodobnie tak samo mocno jak ty – mówiąc to, lekko się zaśmiała. – W każdym razie z podobnych pobudek. To nie byłoby szczęśliwe małżeństwo.

– Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że… – zaczął James, przyglądając się Monie z lekko zszokowaną miną.

– Nie! Absolutnie nie. Wolę facetów – natychmiast naprostowała. – Chodzi o to, że nie chcę się z nikim wiązać. Przynajmniej na tę chwilę. Ten ślub to była bardziej wola rodziców niż moja. Przygoda z tobą uświadomiła mi, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce i się w końcu od nich uwolnić – Mona popatrzyła na Jamesa z powagą. – James, przepraszam, że cię niesłusznie oskarżyłam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

– Nie ma sprawy – uśmiechnął się mężczyzna szeroko. – Wiesz, jestem chyba trochę współwinny tego, co się wydarzyło. Chciałbym, abyś podzieliła się ze mną karą wyznaczoną przez sąd. Ja zapłacę tysiąc, ty zapłacisz drugi i będziemy kwita. Co ty na to?

– Dziękuję ci. To naprawdę dużo dla mnie znaczy – odparła Mona, uśmiechając się ciepło do Jamesa. – Okropnie wam zazdroszczę – odpaliła wreszcie, patrząc w kierunku Stefana i Muhammeda z tęsknotą w oczach.

James roześmiał się, po czym razem powrócili do swoich obozów, pozostając w koleżeńskich stosunkach.

Ten tekst odnotował 4,477 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 1.5/10 (4 głosy oddane)

Z tej samej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.